Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2018, 19:53   #241
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wszystko szło zgodnie z najnowszą modyfikacją planu.

Ziarno zwątpienia wśród załogi zostało zasiane, zaś kompetentny kandydat na stanowisko kapitana zaszczepiony do umysłów. Prawda, miał również ochotę odegrać się na Malfloyu przez wystawienie go w ogień pytań załogi najemników. Był to jednak cel całkowicie poboczny, z którego mógł całkowicie zrezygnować, ale nie zrobił tego, ponieważ posunięcie wręcz wspomagało osiągnięcie celu.

Xanouańczycy szykowali się do zrzutu, natomiast Manuel zgodnie z jego prośbą obniżyła pułap dogodnym do zrzutu miejscu, zatem desant przebiegł bez zarzutów. Stamtąd natychmiast wyruszyli.

Jedynym, niewielkim zgrzytem było to, iż felczer nie potrafił odpowiedzieć na pytanie Coopera, przez co historyk wciąż nie wiedział jaki efekt wywoła zażycie zdrapanej substancji. Nie postrzegał tego jednak w charakterze problemu. Założył maskę. Zostało mu już tylko owinięcie głowy i ukrycie faktu posiadania zabezpieczenia. Nagle dołączyła do niego Beatrice.

- Wybacz, że tak nagle cię nachodzę, ale jest coś, co powinieneś wiedzieć. Razem z Gregorym zorganizowaliśmy spotkanie, lecz nie każdy powinien o nim wiedzieć. Udało się nam ustalić parę rzeczy o Eliaszu. Póki jednak ich nie zweryfikujemy, lepiej zachować to w tajemnicy.

Aha. Niby ciekawe skąd wiedzieli cokolwiek o człowieku, którego istnienie jest tajemnicą niewiele mniejszą niż sekret, którego strzeże. Takie wnioski podsuwała mu nie tylko logika, ale również to, co widział. Kłamstwo kształtowało ruchy mimiczne. Te z kolei w dość oczywisty sposób zdradzały kobietę.

Okłamanie Jacoba nie było niemożliwe, lecz o takie próby mogli się pokusić jedynie nieliczni spośród całej populacji. Także w takim przypadku nikt nie mógł mieć całkowitej pewności.

Naturalnie mógł ujawnić się ze swoją wiedzą i odmówić pójścia. Mógł nakłonić ją do mówienia. Uznał jednak, iż pozwolenie jej na wywabienie się powie mu znacznie więcej. Skinął jej głową pozwalając się prowadzić na niższy poziom.

- Mów dalej - zachęcił ją łagodnie puszczając w wąskim przejściu przodem jak na dżentelmena przystało.

Zatem wchodził w pułapkę. Coś mu mówiło, iż w tej chwili powinien się wycofać. Korytarz przypominał mu ścieżkę na wyspie, gdy to on prowadził ofiary na śmierć. Czyżby typ zasadzki miał być podobny? Jakież to mało oryginalne... Niemniej szedł dalej. Potencjalne informacje o tym, co się na prawdę działo były interesujące, zaś w razie zagrożenia zawsze mógł umknąć.

- Ustaliliśmy, że ciebie akurat możemy w to wtajemniczyć. Ostatecznie wiele ci zawdzięczamy i kto wie co zrobiliby ci psychopaci Black Cross…

Kiedy z przeciwległego korytarza dołączył Gregory sprawa zaczynała się komplikować. Kiedy do całego obrazu doszedł Richard, Jacob zmrużył oczy i prychnął.

Zatem o to chodziło. Wiedział już wystarczająco wiele. Mógł się wycofać.

Szlachcic jednak zaczął biec. Historyk widział oczami wyobraźni korytarz dookoła siebie. Musiał zatem uniknąć trzech par rąk, co nie wyglądało specjalnie obiecująco w pomieszczeniu takich rozmiarów. Skoczył jednak i złapał Coopera, który nawet nie próbował się siłować. Zwyczajnie oddał pole i wyślizgnął się, ale problem który przewidział, istotnie się spełnił. Niekorzystne warunki terenowe oraz pomoc dwójki współkonspiratorów doprowadziły do obezwładnienia.

Początkowo próbował się jeszcze wyszarpnąć, lecz wkrótce przestał. Tego typu działania były całkowicie bezcelowe. Nie zaciskał również zębów, gdy zerwano mu maskę i wciśnięto szmatę w usta. Tutaj także sprzeciw byłby bezcelowy. Ludzie otwierali usta innym na dziesiątki różnych sposobów i rzadko który był przyjemny.

Podążyli korytarzem do pomieszczenia będącego szatnią. Tam został zaprowadzony do rury. Usiadł na podłodze, tyłem do niej, a następnie przełożył ręce zaciśnięte w pięści za plecy na wysokości linii rury.

Na bieżąco analizował szanse wydostania się, ale każda wydawała się niekorzystna. Utrzymywali się zbyt blisko, aby mógł próbować się wywinąć. Może jeśli byłaby tylko jedna osoba miałoby to szanse powodzenia.

Patrzył na wszystkich wilkiem z zapartym tchem i napiętymi mięśniami.
- Zdrajcy - warknął do krępujących go Beatrice oraz Gregory'ego czując jak liny oplatają jego ciało. Przynajmniej żadne z nich nie było brutalne. Więzy nie wrzynały się, a ich ucisk nie był bolesny. Najwyżej delikatnie niekomfortowy.

Kiedy skończyli swoje zadanie, zaś szlachcic przestał mówić zamyślił się. W sumie to położenie dało się całkiem dobrze wykorzystać.
Rozluźnił się, zaś jego wzrok stracił na oskarżycielskiej wadze.

- Wypowiadasz się o sprawach, o których nie masz pojęcia - skomentował krótko spoglądając wzrokiem zimnym i bez wyrazu. Nie okazywał żadnych emocji. Poruszały się wyłącznie usta historyka, choć zdawało się, że również te czyniły to niechętnie, aby nie okazać zupełnie niczego.

- Nie byłoby cię tu beze mnie. Znalazłem Reda. On doprowadził nas do K'Tshi. Dzięki mnie i Feratowi Mushakari współpracował. Pozbyłem się zagrożenia ze strony strażników miasta. Zdobyłem notes kapitana, sprawiłem, ze sterowiec przeszedł w nasze ręce bezkrwawo. Nakłoniłem was do ratowania cesarzowej. Zbieraną wiedzą zapobiegłem katastrofie, gdy agenci zwrócili się przeciw nam. Chronię was przed toksyczną wiedzą. Uczyniłem cię jednym z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Odrestaurowałem twój ród. Chroniłem twoje plecy, gdy poszedłeś do bocianiego gniazda. Tak cię znaleźliśmy. Wspomagałem cię przy wyciąganiu. Lurker nie wciągnąłby po drabinie szarpiącego się człowieka tej postury i siły. Niezależnie jak byłeś słaby. Rozpocząłem proces oddawania ci statu i lojalnej załogi - mówił bezwyrazowo Jacob wbijając wzrok w Richarda.

Nie chełpił się. Wykładał fakty jeden po drugim z zimnym wyrachowaniem i chirurgiczną precyzją. Bez emocji. Bez... niczego. Być może właśnie w tej chwili paradoksalnie ukazywał prawdziwego siebie?

- Myślisz, że jak w końcu Denis odda ci wszystko, to zyskasz wszystko? Raz już zdradzili. Dlaczego mają nie zrobić tego jeszcze raz, gdy Black Cross lub Barnesowie potrząsną kiesą? Chciałem to zrobić delikatniej, ale lurker wybrał ścieżkę agresywną. Taka też mi pasuje. Rozdarta załoga. Kapitan-nie kapitan i charyzmatyczny człowiek. Za którym podążyć? Zaszczepiłem im wizję ciebie jako kapitana podsunąłem rekomendacje Malfloya. Zostało ci tylko wkroczyć między nas w kulminacyjnym momencie i przejąć dowodzenie jako wybawiciel na czele wdzięcznej, zaufanej załogi. Wykładam ci dywan, usuwam przeszkody z drogi - kontynuował, lecz w pomieszczeniu nie zmieniało się nic prócz słów.

- Zrobiłem dla twojego rodu więcej niż ktokolwiek. Ostrzegłem Caesara przed Black Cross. Uratowałem twoją siostrę. Niejednokrotnie. A ty co zrobiłeś? Zabiłeś mojego jedynego przyjaciela, skurwysynu.

Zakończył lodowatym tonem pozbawionym wszelkich cech. Przez to scena prezentowała się znacznie bardziej przerażająco, nienaturalnie oraz mrożąco krew w żyłach niż wtedy, gdyby rzucał się i krzyczał. W połączeniu ze spojrzeniem przebijającym każdego z trójki, istniało spore prawdopodobieństwo, że któreś poczuje zimny dreszcz płynący powoli wzdłuż kręgosłupa oraz chłodny pot.

- A ja wciąż ci pomagałem - dorzucił i zamilkł nie zmieniając wyrazu ani na jotę.

- Kiedy zobaczyłem was pierwszy raz, wasz pożal się Noasie, kapitan dostał zadanie zabicia was dla udowodnienia lojalności wobec Czarnych Krzyży. Jak myślicie? Poświęciłby was dla swoich bliskich? Nie jest tajemnicą, że jest niekompetentny, ale także lojalny wobec swoich. A może poświęciłby swoich bliskich dla trójki nieznajomych? Denis ma sumienie, ale gdzie się ono kończy? Odpowiedzcie sobie sami. Zawdzięczacie mi życie. I oto jak się odpłacacie. Zdradą. Won - warknął nieprzyjaźnie w kierunku Beatrice i Gregory'ego.

Nagle coś kliknęło, przeskoczyło. Nie w pomieszczeniu, ale zachowaniu historyka. Uśmiechnął się kpiąco, po czym oparł o rurę.
- Teraz, dobry dowódco, przedstawię ci twoje położenie. Eliminując mnie, mnożysz zmienne, nad którymi panuję tylko ja. Miałem mnóstwo czasu na przygotowania do tej chwili. Puściłem w ruch wiele wątków i skierowałem je tutaj. Zauważyłeś zniknięcie gwardii cesarskiej? Maja wkroczyć, gdy zacznie się źle dziać. Ale czy na pewno? Może ukryłem im jakieś instrukcje? A może to był po prostu blef? A może podwójny blef? Może chciałem, żebyś myślał, że to blef. Co by mi to dało? Może twojej siostrze grozi śmiertelne niebezpieczeństwo? Może wszystko, co powiedziałem jest grą, pod którą kryją się inne prawdy? Może wykorzystuję was wszystkich? Jestem geniuszem. Ale do jakiego stopnia? Pewne jest jedno. Radź sobie ze wszystkimi zmiennymi, które ja kontroluję, a dla ciebie są nieprzewidywalne. Radź sobie, dobry dowódco. I wróć do mnie, gdy wymkną się spod kontroli. Ja sobie wreszcie odpocznę. To będzie dla ciebie dobra lekcja. A teraz... zejdź mi z oczu - zakończył opierając się wygodniej o rurę... a przynajmniej na tyle wygodnie, na ile pozwalały mu liny.

- A, jeszcze jedno. Powiedziałem, że coś jest pewne? Może blefowałem i mówiłem to tylko po to, żebyś mnie jednak uwolnił? Cholera, a może jednak byłem szczery? - zamyślił się teatralnie i uśmiechnął lekko z zamkniętymi oczami dając znać, że uważa rozmowę za zakończoną.

Nie miał zamiaru mówić więcej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 12-02-2018 o 19:58.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-02-2018, 20:00   #242
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Arcon wpatrywał się na rosnący w oczach mroźny cypel, skuty lodową pokrywą. Jego myśli stawały się zimne, niczym wieczna zmarzlina. Więc tutaj skończy się nasza droga? Splot wydarzeń, obficie zbroczony krwią, doprowadził go do miejsca poza horyzontem, ultima thule, krańca świata... Czy było warto? Jaki był sens wcześniejszych poświęceń? Niewinna przygoda stała się pasmem cierpień, gdziekolwiek stanęli, tam jawiła się pożoga. Byli zwiastunem nieuchronnych klęsk. Rigel, miasto przemytników, Xanou, zatopiona świątynia... Czy taki sam los czeka wyspę Eliasza i tych, co zgromadzili się w jej niegościnnych progach?

Manuel sprawnie posadziła kilkudziesięciotonową maszynę. Lurker, wyekwipowany, niczym pionier arktycznych wypraw, jako jeden z pierwszych zszedł z platformy na powierzchnię. Uderzył go ziąb, pozbawiający oddechu, kłujący wszystkie części ciała tysiącem lodowatych szpilek. Mimo tego w zachwycie spoglądał na pasma nieba ozdobione zorzą i czerń oceanu, kontrastującą z bielą poszarpanej kry. Natura zawsze była balsamem na jego zmartwienia. Tutaj surowa i groźna, dawała jednoznaczny dowód, kto tak naprawdę rządzi wyspą.

Wyszedł na spotkanie posłańca. W milczeniu wysłuchał przemowy godnej ambasadora, ale zupełnie nie pasującej do tutejszej scenerii. Odebrał tubę od jeźdźca, podziękowawszy zza zasłony kołnierza na pół artykułowanym dźwiękiem, bowiem mróz skutecznie odbierał ustom ochotę do rozmowy. Wahał się chwilę, lecz ciekawość przemogła protokół dyplomatyczny. Niezwłocznie wydobył pergamin, chłonąc rzędy liter. Uzyskał tym samym wiedzę o miejscu spotkania z Eliaszem.

Zaaferowany tym faktem, zbyt późno dostrzegł, że został otoczony przez zgraję wygłodniałych wilków. Najemnicy: opatuleni, wyszczerzeni, z przekrwionymi oczyma rzeczywiście przypominali watahę, która osaczyła swoją przyszła ofiarę.

Dawny Denis nie miałby szans, skomlałby o litość lub zanosił błagalnym tonem. Lecz lurker okrzepł, zhardział i zmężniał. Zahartował go ogień podczas pożaru sterowca, dżungla na Serpens, spotkanie z zarażonymi, śmiertelna choroba... Wszechobecna śmierć. Stawał już wielokrotnie wobec rzeczy straszniejszych, niż banda pospolitych łotrów. I to dawało mu nadzieję na wyjście cało z opresji.
- Chcecie renegocjować warunki? Dlatego handryczycie się - gładko wszedł w żargon zabijaków. - Proszę... - niedbale rzucił wydobytą spod poły płaszcza pękatą sakiewkę pod nogi dziewczyny. Nawet śnieg nie zdołał stłumić brzęku złotych monet. - 500 dukatów dla herszta - spojrzał twardo w niebrzydkie oczy kobiety. - Drugie 500 od Sir Richarda La Croixa mięsnego barona. Już po jatce... - dodał z wymownym, niewidocznym uśmiechem. - Czyli tysiąc dla ciebie... i dla każdego z kamratów. Na głowę. Bez wyjątku. - wodził chwilę po zakazanych gębach szubieniczników.
- Takiej gotówki nie noszę w spodniach. Możesz obmacać, jeśli nie dajesz wiary... - zdobył się na bezczelność.

Nie pozwolił im, aby zbyt długo się zastanawiali.

- Jeśli mnie oskórujecie do podziału zostanie wam ta jałmużna... Za moment okaże się, czy wybraliście bardziej łebskiego przywódcę.
- W innym przypadku - lurker sięgnął po broń. - zabiorę kogoś ze sobą do grobu.

Zmrużył gniewnie oczy, a drzewce ostrzegawczo błysnęły wyładowaniem w mroźnym powietrzu. Równocześnie omiótł wzrokiem okolicę, licząc, że Yarvis wyratuje go jeśli sytuacja przyjmie krytyczny obrót. Wiedział, że konstrukt jest w stanie bez trudu unieść dorosłego mężczyznę... Tylko gdzie u licha się podział w tej, naglącej chwili?!
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 12-02-2018 o 20:08.
Deszatie jest offline  
Stary 13-02-2018, 14:51   #243
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard nie był zadowolony. Sięgnięcie po argument siły zawsze oznaczało brak siły argumentów. Ta sytuacja nie różniła się niczym. Słuchał mechanicznie wyrzucanych słów. Jednak w jego umyśle kłębiło się jedno pytanie. Pytanie na tyle istotne, że przyćmiło większość tyrady Jacoba.

Wiedział, że na póżno mierzyć mu się z historykiem w szermierce słownej. Wiedział, że nawet najmocniejszy argument jakiego użyje zostanie pożarty przez Starra i wypluty jako nic nie znaczący szczególik. Każde zaś jego najdrobniejsze nawet potknięcie urośnie do rangi błędu owocującego końcem znanego porządku, albo nawet ludzkości jako takiej. I znowu wracające pytanie…

Jacob tymczasem sączył słodką truciznę wprost do uszu szlachcica. Gdy ten pozostawał niewzruszony obiektem prania mózgu stali się jego towarzysze. Richard nie potrafił znaleźć żadnej logicznej odpowiedzi na pytanie jakie pobrzmiewało w jego głowie od kilku minut.

W końcu historyk przestał mówić. Zapadła cisza, w czasie której La Croix czuł na sobie wzrok dawnych więźniów.
- Dlaczego wyjęto mu knebel? - pytanie wreszcie zostało wypowiedziane na głos. Jednak nie znalazło odpowiedzi.

Richard przykucnął naprzeciw historyka. Spojrzał mu głęboko w oczy. Brak emocji był nad wyraz interesujący. Był taki nieludzki. Choć nieludzkie było to, co działo się w głowie szlachcica. Oko z zawrotną szybkością akomodowało się zbliżając i oddalajac szczegóły skóry i twarzy historyka. Pory jego skóry. Naczynia krwionośne pod nią. Krople potu wywołane bardziej gorącem zimowego ubrania niż jakimkolwiek poczuciem strachu. A później głębia siatkówki Jacoba. Tam też nie znalazł śladu emocji. Patrzyli na siebie w milczeniu.

Richard zastanawiał się cóż się działo w głowie historyka. Chciał nawet powiedzieć jakie pobudki nim kierują, żeby móc obserwować reakcję Jacoba na jego wyjaśnienia. Jednak zrezygnował z tego. Miał przed sobą geniusza. Pewnie analiza całego zdarzenia została w jego głowie zakończona jeszcze przed związaniem rąk. Pewnie był gotów na wszystko co teraz mogłoby paść z ust Richarda.

W końcu pokiwał przecząco głową dając wyraz swemu niezrozumieniu. Nawet w tym momencie, gdy sytuacja Jacoba była przesądzona on się nie poddał. Wykorzystywał swoją największą broń. Richard nie składał w naturalny sposób tak kwiecistych zdań. Ale też nie patrzył na wszystkich z góry. Znał swoje zalety, ale był świadom wad. Czy to go odróżniało od wypranego z uczuć historyka?

Wstał, choć pomieszczenie nie pozwalało mu się wyprostować. Schylony odwrócił się od Jacoba i ruszył do wyjścia. Zabrał ze sobą tylko rzeczy, jakie zabrano historykowi przed związaniem. Nie chciał zostawiać mu broni, czy choćby wymyślnego pistoletu z hakiem. Jacob był karaluchem. I tak prędzej czy później ucieknie. Nie było powodu mu tego ułatwiać.

Szlachcic nie zostawiał straży. Żywi strażnicy byliby zbyt podatni na czar Staara. Zwłaszcza kobiety. Zarzucił na siebie ciepły szal i grubą czapę z lisiego futra. Na oczy zaciągnął zadymione gogle. Chroniły one przed słońcem odbitym od śniegu. Ruszał do ich kapitana. Miał nadzieję, że dotychczasowe działania jego więźnia nie doprowadziły jeszcze do przewrotu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-02-2018, 15:16   #244
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Zasadzka była w oczach Jacoba oczywistym scenariuszem. Gdy ktoś kłamał tak jawnie, u Coopera zdawały się uruchamiać dodatkowe zmysły, z których każdy bił na alarm i kazał pozostać czujnym. Jeszcze kiedy szedł korytarzem, puścił Beatrice przodem, aby przenieść zawartość jednej z kieszeni do bardziej podręcznego miejsca. Ruch nastąpił błyskawicznie i z całą pewnością kobieta go nie dostrzegła.
Bywało jednak, że nawet najwyższa ostrożność czasem zawodziła. Gdyby Cooper musiał się liczyć tylko z więźniami, miałby o wiele większe szanse na ucieczkę. Sprawę komplikowała interwencja Richarda. Ten, który dopiero był towarzyszem, teraz pochwycił go rękoma, jakie bardziej pasowały do zaprawionego kowala, niż wysoko urodzonego człowieka.
Cooper zweryfikował sytuację na nowo już w momencie pojmania. Napięcie mięśni oraz wstrzymanie oddechu miało mu dać trochę swobody już potem. Nie zmieniało to faktu, że jeden z jeńców musiał pracować na morzu, gdyż jego węzły były bez mała solidne.
Potem Jacob robił to, w czym był najlepszy. Mówił. Nawet on nie mógł się spodziewać, że jego perora zmieni zdanie Richarda. Z drugiej strony nie zaszkodziło, aby wymienić listę swoich zasług. Mogli mieć wątpliwości do do jego metod, lecz nie skuteczności. Przemowa miała ponadto dodatkowy wydźwięk. Za jej pomocą miał szansę choć częściowo przekonać szlachcica, że niechętnie, lecz godzi się ze swoim położeniem.
La Croix beznamiętnie wysłuchał go, lecz ostatecznie zignorował szereg gładkich uwag. Był jedynie zły, że mężczyźnie zdjęto knebel.
- Przecież nikt go tutaj nie usłyszy - bronił się Gregory. - Uznaliśmy że zechcesz go przesłuchać.
Lecz Richard ani myślał tego robić. Wyczuwał kłopoty i opuścił pomieszczenie wkrótce po wyjściu dwójki. Tym samym zostawiono Jacoba samego. Mogło się zdawać, że jego ukryte w półmroku oczy błysnęły przebiegle. Jeszcze nie wszystko było stracone. [Bardzo trudny Test Zręczności]


Zimno uderzyło Richarda jakby wkroczył do lodowatej wody. Już na statku panował chłód, lecz w tej chwili szlachcic czuł coś na rodzaj drgawek.
Coś działo się obok linii lasu. Najemnicy utworzyli tam koło, jakaś kobieta podnosiła głos. A zatem przeczucie go nie myliło. Najgorsze było to, że miał ze sobą ledwie kilku ludzi. Nawet technicy byli wynajmowani, tym samym dołączając do buntu. Richard posiadał zatem do dyspozycji wątłej budowy Connora, trzech więźniów oraz Manuel z Malfoyem, którzy właśnie opuszczali statek.
Tymczasem wszyscy byli świadkami pokłosia przebiegłego planu Jacoba. Okazało się, że dziewka rozmawia z Denisem i nie wyglądało to na polubowne pogaduszki. Nagle tamta postawiła krok do przodu, zaś jej ręka zacisnęła się w geście, który mógł zwiastować tylko kłopoty.

Zdawała się nie słuchać. Przekręciła tylko głowę i westchnęła.
- Czyli krótko mówiąc, całej kasy nie masz. Tak myślałam. Widzisz, ja chcę te pieniądze tu i teraz. Już ci mówiłam, warunki uległy zmianie - jej tembr głosu drżał na lekkim wietrze.
Z pewnością swoista buta Arcona mogła robić wrażenie. Lecz nie był on urodzonym mówcą i coraz trudniej szło to ukryć. Szczególnie, jeśli ci tutaj zostali podburzeni sztuczkami Jacoba. Dodatkowo, pozycja kobiety zależała od jej bezwzględności podczas tej rozmowy. Każda, dostatecznie duża grupa prędzej czy później stawała się stadem, gdzie rządziła siła, bez różnicy czy dosłowna lub werbalna.
Najemniczka ruszyła wprost na niego i wyprowadziła szybki sierpowy. Nie miał gdzie uciec, więc pozostało jedynie utrzymać dotychczasową pozycję. [Przeciwstawny Test Siły]
Cios trafił go prosto w klatkę piersiową i na kilka sekund odebrał dech. Pancerz Denisa jednakże zamortyzował uderzenie - szybko odzyskał rezon, zaś napastniczka aż musiała rozmasować dłoń.
Ci, którzy jeszcze niedawno wyśmiewali kobietę w ładowni, teraz pokrzykiwali, dopingując ją. Denis z kolei coraz lepiej rozumiał swoją sytuację. Dawała mu dwa wyjścia. Zapłacić bajońską sumę, na co przecież nie mógł sobie jeszcze pozwolić, lub dać jej wycisk podczas walki. W istocie tym właśnie było starcie - testem. Gdyby chcieli, mogli go przecież zakatować w mgnieniu oka. Coś w przekornym kodeksie najemników kazało dać mu szansę podczas mniej lub bardziej honorowego pojedynku. On sam miał trochę krzepy i potrafił się bronić, lecz dziewka wyglądała na weterana kilku lepszych bijatyk. Nie wiedział także zamierzała skończyć pojedynek w przypadku swojej wygranej. Chciała zostawić go krwawiącego, czy może zwyczajnie dobić?
Zgodnie z oczekiwaniami nad jego głową zakołował Con. Gdzieś od strony obozu podniosły się głosy towarzyszy. Kobiecie zdmuchnęła z czoła sztywny kosmyk włosów, splunęła na ziemię.
- Ostrzegam cię. Na razie rozstrzygamy tę sytuację w dwójkę. Jeśli ktokolwiek… lub cokolwiek wejdzie między nas, będziesz miał do czynienia z nami wszystkimi.
Zawtórował jej stukot buciorów oraz pohukiwania zebranych.


Rozluźnił się dopiero jak wszyscy opuścili pomieszczenie. Podczas zawiązywania pozostawał napięty, lecz teraz mógł już spocząć w naturalnej pozycji. To z kolei dało nieco miejsca jego rękom. Właściwie bardzo mało, lecz i to było sukcesem.
Nigdy bowiem nie działał bez planu awaryjnego. Już kiedy szedł z Beatrice, przygotował się na kłopoty, trzymając pod ręką dwa przedmioty. Wbrew pozorom, gdyby zakuto go w kajdany, zadanie stawało się prostsze, ponieważ historyk nosił przy sobie wytrych. Na dobrą sprawę, przez okres ostatnich wydarzeń, gromadził wszystko, co mogło okazać się przydatne. Wśród fantów był także zestaw narzędzi z targu w K’Tshi. Klucz, wkrętaki, kleszcze. Rzeczy wysoce nieporęczne w jego sytuacji, lecz mogące choćby naruszyć więzy.
I tak też postanowił zrobić. Lina początkowo ani myślała ustąpić, zamiast tego tylko raniła jego przeguby. Syczał z bólu, a pot zalewał mu plecy. Nie przestawał jednak. Tytaniczny wysiłek wkrótce wydał pierwszy owoc. Z czasem metalowy bolec odnalazł drogę między splotami, zaś Jacob poczuł że może poruszać się ciut swobodniej. Wiedział już, że ma jakieś szanse na uwolnienie. Potrzebował jednakże na to sporo czasu - każdy ruch stanowił ogromne wyzwanie nawet dla jego zręczności. Wolność nie miała mu się na nic zdać, wyswobodzony już po zwieńczeniu wydarzeń. O ile Noas w ogóle zakładał, że ktoś do tego czasu przeżyje.
 
Caleb jest offline  
Stary 20-02-2018, 21:21   #245
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard zagryzł zęby. Jego wzrok nie miał problemu z wychwyceniem min zebranych. Wiedział z czym ma do czynienia. Ziarno zasiane przez Jacoba trafiło na podatny grunt. Bunt na statku można było stłumić tylko w jeden sposób. Ruszył truchtem w stronę zbiegowiska. Przepchnął się do naturalnie powstałego kręgu. Rozpiął długi płaszcz i sięgnął po jeden z nabitych pistoletów. Bez ostrzeżenia pociągnął spust strzelając wprost w przywódczynię buntu. Nie było go gdy dziewczyna wyrażała swoje tezy o wtrącaniu się.

Szlachcic w lewej ręce dzierżył wciąż dymiący pistolet. W prawej zakrzywioną szablę.
- Bunt na statku karze się śmiercią. Ja widzę tu jedną buntowniczkę. Jej dola zostanie podzielona między pozostałych, nie martwcie się. Jeżeli ktoś z was widzi tu jeszcze kogoś, kto pragnie podważać władze kapitańską, to proszę, wskażcie go. Wyrok zostanie wykonany w trybie natychmiastowym. Ty? - wskazał końcem szabli największego z zebranych mężczyzn - Mnie nie wyglądasz na buntownika. Ale jeżeli uważasz, że możesz poprowadzić ich, to śmiało. Jest was więcej. Chodź mnie zmiażdżyć. - W iście dyplomatyczny sposób spauzował przyjmując pozycję bojową - A może koledzy chcą cię namówić, żeby twoją dolę podzielić jako następną? - Zasiał ziarno zwątpienia po czym wrócił do ataku - Więc siedź cicho i rób swoje! I każdy z was - potoczył szablą na wyciągniętej przed siebie ręce po półokręgu - każdy, bez wyjątku niech robi swoje. Wykonujcie rozkazy kapitana, a nagroda was nie ominie. Jeżeli macie jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to pomyślcie o tym, który pierwszy rozsiewał plotki o nieudolności kapitana Arcona. Widzicie go tu? Jak myślicie, dlaczego? Uciekł. Uciekł do swoich, ale wcześniej chciał was wszystkich wystrychnąć na dudka. Jego celem było napuszczenie was na nas, żebyśmy się nawzajem wykrwawili. Czy ktoś z was ma coś do dodania? A może ktoś chce zostać nowym kapitanem i zastanawia się, czy dla niego będę pierwszym oficerem? Nie. Nie będę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-02-2018, 13:40   #246
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wiedziałem, że to się tak skończy… – pomyślał Arcon, ciężko łapiąc dech, nałykawszy się przy tym zimnego powietrza. Brzydził się przemocą dlatego, choć go wcześniej niewymownie korciło, nie rzucił wyzwania dziewczynie. To przecież nie było w jego stylu. Był lurkerem przyzwyczajonym do ugodowego rozwiązywania problemów. No cóż... w obecnej chwili pozostawało jedynie zmienić przyzwyczajenia, bowiem sytuacja przestała być zabawna i nie można było porównać jej do szarpaniny z kolegami, z dzieciństwa. Tutaj rozchodziło się o stokroć więcej. Bijatyka mogła zadecydować o jego życiu. Adrenalina nasyciła ciało, które bardziej psychicznie, niż fizycznie odczuło atak. Dostać łomot od pyskatej baby, byłoby wielkim dyshonorem, nieważne czy towarzyszyłyby temu inne, zgoła groźniejsze konsekwencje. Dobrze, chcecie widowiska, dostaniecie je...

- Yarvisie, nie wtrącaj się! – krzyknął do cona, buczącego na wietrze, zagłuszanego przez tumult czyniony przez resztę oprychów.

Ciasny krąg kibicujących najemników ograniczał jego wrodzoną zwinność, ale też herszt bandy nie miała gdzie uskoczyć przed atakiem. Zgiął się w pół, udając oszołomionego bólem i błyskawicznie uderzył z zamiarem porażenia jej rąk ładunkiem elektrycznym. Gdyby atak się udał, pozbawiłby przeciwniczkę głównych atutów. Poza tym Denis zamierzał chronić swoją głowę. Ciosy w korpus mogły okazać się bardziej bolesne dla agresorki, niż dla niego samego.
Jeśli chce pieniędzy dostanie je… - zerknął na ciężką sakiewkę z dukatami, leżącą w śniegu, która mogła posłużyć jako zaimprowizowana broń i alternatywa dla pięści...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 21-02-2018 o 15:04.
Deszatie jest offline  
Stary 26-02-2018, 15:54   #247
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kiedy Jacob mówił prawdę? W którym momencie kłamał? Taki moment zaistniał czy nie wystąpił ani razu? Może zachodziły obie opcje jednocześnie lub żadna? A może wydarzały się obie i żadna w jednym czasie?

Nucąc pod nosem skoczną melodyjkę przesuwając ręce w miejsce umożliwiające dostęp do schowanych uprzednio narzędzi. Skrzywił się kilkukrotnie, gdy liny obtarły go boleśnie, lecz nie tracił jednocześnie dobrego humoru. Kilkukrotnie spiął się i targnął tylko na chwilę łamiąc linię melodyczną, by po chwili wygodnie ułożyć na nogach zestaw wkrętaków klucze i kleszcze. Teoretycznie żadne z nich nie było przesadnie pomocne. Może prócz tych ostatnich zaopatrzonych w przecinak.

Zakupione przedmioty były jednak stosunkowo niewielkie. Pełnowymiarowa skrzynia nie zmieściłaby się za paskiem. Przecinak był zatem nieprzystosowany do pracy z przedmiotami grubości liny. Dlatego Jacob odrzucił go jako pierwszy.

Zachowanie agresywne w wielu wypadkach nie przynosiło rezultatów. Większość ludzi uznawała jednak, że jest to jedyna możliwość, przez co popadali w jeszcze gorsze problemy. Znacznie lepsze skutki przynosiło zachowanie pasywno agresywne. Dokładnie takie, jakie zastosował Cooper. Został związany, owszem, lecz na własnych warunkach.

Usiadł z rękami skierowanymi do tyłu. Zacisnął mięśnie. Nabrał powietrza i wstrzymał oddech. Zwiększył objętość. Gregory wiązał linę na powiększonym nieznacznie historyku, a kiedy skończył, Starr świadomie przeszedł z jednego trybu emocjonalnego w drugi. Wzburzenie tłumaczące wszystkie objawy ustąpiło miejsca wygodnemu rozluźnieniu z lekko rozepchniętymi rękami, by nikt nie zorientował się w przewadze więźnia. Zadziwiająco niewielkiej. Jego płuca musiały być równe ich odpowiednikom w ciele małego kota.

Dzięki pozycji siedzącej mógł teraz ułożyć zestaw wygodnie na nogach w razie potrzeby mogąc zmienić lub dobrać odpowiedni przyrząd.
Wybrał jeden ze śrubokrętów, przytknął do więzów i nacisnął przepychając się pomiędzy pojedynczymi włóknami. Kąt nacisku był jednak skrajnie niewygodny, zmniejszał kontrolę i zmuszał do zwiększenia siły. Niebezpieczne połączenie. Wolał nie wbić sobie bolca w brzuch. Zmuszony był pocierać nadgarstkami o linę w próbach przepchnięcia metalu penetrującego linę bardzo powoli.

Poczucie winy oraz sumienie to zabawne aspekty ludzkiej natury. Pojawiały się wtedy, gdy człowiekowi wydawało się, iż zrobił coś złego. Beatrice i Gregory odebrali natomiast pełną salwę burtową.
Pierwsze uderzenie było ukryte, przygotowywało grunt pod cios jawny. Prezentowało jego samego w niezwykle korzystnym świetle, a przynajmniej wtedy, gdy wydawał się być najbardziej szczery. Richarda natomiast ustawił w niekorzystnym świadomie używając zwrotu o zabójstwie. Zgodnie z przewidywaniami historyka, szlachcic nie odniósł się do wypowiedzi ani słowem. Miast tego zapytał o knebel jeszcze skuteczniej wpasowując się w rolę, w której chciał zaprezentować go Cooper. Nie zdementował, więc coś musiało być na rzeczy.

Następnie Starr uderzył prosto w jego pomocników przypominając komu zawdzięczają życie. Zakończenie ciosu w ich kierunku było ostateczną puentą. Wyrzucenie ich miało spotęgować budowany efekt. Naturalnie wywarłoby zupełnie inny efekt w odmiennych okolicznościach. Dla przykładu w kłótni zraziłoby ich do niego. Jednak gdy odnosiły się do zdradzonego przez nich człowieka, dzięki któremu jeszcze żyją, zdradzonego dla niewdzięcznego, do pewnego stopnia bezwzględnego szlachcica-zabójcy, zwiększały wagę zdrady. Ta z kolei miała weżreć się w ich duszę.

Richard nie chciał wystawiać straży, by Jacob ich nie przeciągnął na swoją stronę. Zadział jednak za późno. Znacznie zbyt późno. Wszystko się już stało, nie potrzebował więcej z nimi rozmawiać. Beatrice i Gregory byli jego planem awaryjnym.

Nagle poczuł lekkie ukłucie. Oparł się o rurę z szerokim uśmiechem. Ubranie zawilgło mu od potu, nadgarstki były poobcierane od manipulacji śrubokrętem. Musiał przerwać wystarczająco dużo włókien na swej drodze, by Cooper poczuł, że liny poluzowały się nieco.

- To najtrudniejsza część za mną - mruknął do siebie z przebiegłym błyskiem w oczach.

Próba przerwania liny w ten sposób byłaby co najmniej niemądra, potencjalnie niebezpieczna i z całą pewnością diabelnie powolna, zaś on nie był zwolennikiem działań niemądrych, chyba że tylko sprawiały takie wrażenie, czasu nie miał zbyt wiele, a niebezpieczeństwo podejmował tylko w rozsądnych dla niego granicach. Takie zagrożenie, choć istotnie niewielkie, nie wliczało się w ramy rozsądku.

Przekrzywił narzędzie. Rączka oparła się o więzy, zaś druga strona delikatnie przejechała po jego brzuchu.

Czym była lina?
Z definicji był to przedmiot wykonany z włókien. Dysponując trzema pasmami długości dziesięciu stóp, należało je odpowiednio ciasno skręcić i utrwalić w takim stanie. Po ukończeniu tego procesu zawsze pozostawał sznur o długości... znacznie mniejszej niż dziesięć stóp.

Wciągnął tyle powietrza, ile zdołał, skulił się tak mocno, jak tylko potrafił i korzystając z dodatkowej, luźnej przestrzeni, jedną ręką obrócił śrubokręt wciskając rączkę w odstęp pomiędzy jednym okręceniem ciała a drugim. Jednocześnie zabieg ten wypychał bolec z drugiej strony, dzięki czemu mógł chwycić go drugą dłonią.

Jacob potrzebował, by lina się wydłużyła, zatem działając przeciwnie do pierwotnego procesu, musiała się wydłużyć. Naturalnie rozluźnienie w jednym miejscu powodowało naprężenie w innym. Wszystko dążyło do równowagi. Niemniej długość sznura sprawiała, iż nie martwił się tym.

Wszystko, co należało zrobić, to obracać śrubokręt będąc skulonym, na wydechu. Z każdym obrotem przestrzeń wolna będzie powiększała się, przez co będzie rosło tempo uwalniania się, które już na samym początku powinno być zadowalające. Kiedy zrobi się wystarczająco trudno, wystarczyło trochę się powiercić, by rozprowadzić nacisk splotów wiązek po całej długości. Naturalnie każdy ścisk powodował skracanie, ale nie mogło się ono równać wydłużaniu.

Było to rozwiązanie znacznie szybsze i łatwiejsze. Dzięki temu już za kilka chwil spodziewał się rozluźnienia wystarczającego do zdjęcia więzów na największym możliwym wydechu przy skulonych ramionach. Podciągana dłońmi do góry lina miała zsunąć się z barków choćby pierwszym oplotem. Różnica szerokości szyi oraz barków była dość znaczna, zatem dzięki niej miał zyskać dużo luzu pozwalającego na bezproblemową kontynuację.

Logika i spryt z lekką domieszką zręcznych dłoni.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 01-03-2018, 22:04   #248
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Lurker wygiął ciało w łuk, udając że przeszywa go paraliżujący ból. Zgodnie z oczekiwaniami, jego oponentka preferowała brutalną, lecz równą walkę. Odstąpiła od Denisa, aby dać mu czas na złapanie oddechu. Arcon tylko na to czekał i natychmiast wyszarpnął lagę z doczepionym modułem. Metalowy pierścień był pod napięciem - pojedyncze iskry przeskakiwały wprost na śnieg, znacząc na nim wypalone punkty. [Przeciwstawny Test Siły]
Zamachnął się, lecz wróg natychmiast odskoczył. Mimo to, broń drasnął ramię kobiety. Laga zasyczała krótkim wyładowaniem, gdy ze skórzanego rękawa uleciał słupek dymu. Najemniczka zdusiła przekleństwo i od razu odpowiedziała kontratakiem. Mocarny cios był wymierzony w podbródek Denisa, lecz ten czujnie zasłonił głowę.
Oponentka działała niczym nieustępliwa maszyna. Kolejne ataki następowały po sobie kaskadowo - czuł uderzenia w podbrzuszu, barkach, ramionach, potem już runął jak długi. Ledwie upadł na ziemię, kiedy zorientował się że tamta siada na nim okrakiem i zaczyna okładać pięściami. Każdy z razów coraz intensywniej pozbawiał przytomności, zaś krew zalewała oczy, karmiąc czerwienią cały świat.
Z trudem wyciągnął przed siebie dłonie i odepchnął ją. Posoka lała się z niego, tymczasem dziewka była ledwie draśnięta. (- 3 punkty Zdrowia)
- Masz już dosyć, co? Przed chwilą byłeś bardziej wyszczekany - napawała się zwycięstwem, gładząc przegubem dłoni rozciętą wargę.
Potrzeba było jednak czegoś znacznie więcej, aby złamać Denisa Arcona. Początkowo jego próby powstania kończyły się lądowaniem z powrotem na ziemi. Nie poddawał się jednak. Czuł każdy mięsień oraz kość, lecz ból pozostawał niczym wobec nowo odkrytej wiary we własne siły. Sapiąc i plując, powstał wreszcie na drżących nogach.
Wyjący dotychczas najemnicy ucichli na chwilę, zaś wytrwałość poławiacza zrobiła wrażenie nawet na nowym herszcie. Buntowniczka ujęła się za boki i miała właśnie coś odpowiedzieć, gdy od strony obozu nastąpił jakiś tumult. Wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku.
Nadciągała pomoc. I cóż z tego, że jednoosobowa, kiedy widok szlachcica uczynił to, czego nie potrafił nawet wszechobecny chłód - mroził krew w żyłach.

Śnieg chrzęścił pod jego stopami, a lodowate powietrze wkradało do płuc. Richard zwykł działać błyskawicznie i nim na dobre uświadomił sobie dramatyzm sytuacji, nogi same poniosły go w kierunku najemników. W momencie jak tamci dostrzegli jego szarżę, poruszyli się niczym niespokojna fala. Prowodyrka skinęła na pozostałych, skierowała oskarżycielsko dłoń w jego kierunku:
- Ostrzegałam, żeby się nie wtrącać! Zabić obydwu!
Kilku postąpiło do przodu, lecz tłum z jakiegoś powodu był niepewny co do słuszności rozkazu. Kobieta w ferworze walki nie wzięła pod uwagę jednej rzeczy. Prócz awersji do Denisa, Jacob zaszczepił im także pewien szacunek wobec pracownika Delegatury. To wprawiło ich w konfuzję, czego szlachcic akurat potrzebował. [Przeciwstawny Test Zręczności]
Potem już wszystko działo się w ułamkach chwil. Schodzący na bok najemnicy, szarża La Croixa, wystrzał. Każda ze scen zdawała się kadrem wyświetlanym przez kinematograf szalonego naukowca.
Zagryzł wargę, jak tylko uświadomił sobie, że pośpiech doprowadził go ostatecznie do błędu. Wymierzył gdzieś nad głową swojego celu, a sam pocisk poleciał w kierunku lądu. Był zbyt pewny siebie, miał nawet gotową przemowę, lecz plany natychmiast uległy zmianie.
Kobieta spojrzała na niego przekrwionymi oczami. Dwóch z jej ludzi ostatecznie uznało rozkaz, zastępując mu drogę z mosiężnymi buzdyganami w dłoniach. Reszta nadal wahała się przed wykonaniem rozkazu, choć było wielce prawdopodobne, że jak tylko wyczują słabość, rzucą się na swoje ofiary niczym opite krwią zwierzęta.
Najemniczka odwróciła się z powrotem do Denisa.
- Zakończmy to wreszcie - posłała mu brzydki uśmiech.
Kątem oka ujrzał cień Yarvisa. Potem spojrzał na wór z dukatami. Nadal leżał w tym samym miejscu. Wreszcie skierował wzrok na oponentkę, do której dołączył właśnie kolejny najemnik. Arcon musiał ponownie podjąć jakąś decyzję, i to szybko. Reszta grupy nie miała pozostać neutralna na długo.


Każdy cal zbliżał go do wolności, lecz jednocześnie był okupiony ciężką walką. Gdzieś z tyłu głowy Jacob miał treść przeczytanej dawno temu książki. Sztukmistrz zwany Chudym tłumaczył tamże w jaki sposób wydostać się z najlepiej zaciśniętych więzów. Co prawda pisał to na wypadek porwania przez piratów, nie własnego kompana. Okoliczności nie miały tu aczkolwiek znaczenia. Na każdej szerokości geograficznej powtarzały się pewne rodzaje węzłów.
Skupił wzrok na śrubokręcie, którym przez ostatni kwadrans próbował rozluźnić sznur. Był on na tyle mocno skręcony, że miał wrażenie jakby uderzał narzędziem o skałę. W końcu jednak bolec znalazł drogę, a lina nie krępowała już tak usilnie.
Wytężył słuch. Przez chwilę wydawało mu się, że słyszał huk broni palnej, lecz nie miał pewności. Grube ściany wokół niego skutecznie pożerały każdy dźwięk.
Pozostało mu tylko podejmować kolejne próby wyswobodzenia. Pojedyncze włókno odchodzące od splotu przekonało go, że jest na dobrej drodze. [Trudny Test Zręczności] Po raz kolejny zacisnął mięśnie, aby sprawdzić na ile mu to pomoże. Nadal było ciężko, choć zauważał znaczącą różnicę. Tymczasem sznur odchodził kolejnym warstwami niczym przedziwny, podłużny owoc. Kiedy wreszcie mógł wyswobodzić jedną rękę, podniósł ją przed oczy. Była odrapana aż do krwi. Za kilka chwil zrobił to samo z drugą dłonią.
Wreszcie był wolny. Jednocześnie nie wiedział ile mu to zajęło. Trwając w podobnie monotonnej czynności, łatwo szło zatracić się poczucie czasu. Zrzucając już liny na podłogę, Cooper mógł tylko spekulować na ile niewola zawęziła jego pole działania.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 02-03-2018 o 15:31.
Caleb jest offline  
Stary 02-03-2018, 12:30   #249
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Solidnie oberwał, nie zdoławszy zrealizować swoich założeń. Co za piekielnica! Druga Kidd! – pomyślał broczący i posiniaczony. Herod-Baba pięści miała jak z żelaza skoro poturbowały go, mimo osłony pancerza zdobytego na agentach black-cross… Wyraźnie wstąpił w nią demon szaleństwa, pragnący krwawej ofiary. Arcon również poczuł, że budzi się w nim uśpiona furia i wstępują weń nowe siły. Słyszał nadchodzącą odsiecz i dostrzegł wrażenie, jakie na najemnikach wywarł szarżujący Richard. Niestety Delegat nie usunął baby-herszta, a jedynie wzmocnił jej nienawiść i żądze mordu wśród pozostałych oprychów.

Zrobiło się naprawdę gorąco… Sięgnął po sakwę i cisnął jej zawartością w twarz bandytki. Monety rozsypały się też na okolicznym śniegu. Potrzebował pomocy i odwrócenia jej uwagi. – Yarvisie, atakuj! – wydał polecenie conowi, sam przygotowując się do ponownego, mierzonego uderzenia i porażenia dziewczyny. Należało na zawsze zamknąć jej niewyparzone i usta i zetrzeć z nich uśmiech tryumfu…
 
Deszatie jest offline  
Stary 08-03-2018, 22:39   #250
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard nie trafił. Przecenił swoje umiejętności, skuteczność implantu czy celność broni? To nie miało znaczenia. Sięgnął po szablę i spojrzał na mężczyznę. Denis ruszył do ataku. Richard Cofnął się krok Ułożył lewą dłoń na pasku za plecami. Grzbietem do ciała. Opuścił szablę prowokując do ataku. Rękojeść tej broni pozwalała na potężne przełożenia z delikatnego ruchu nadgarstkiem na potężne wymachy zakrzywionym ostrzem. Broń szybka i zabójcza, przy okazji pozwalająca wywijać zabójcze i efektowne młyńce.

Richard wiedział, że popełnił błąd. Musiał doprowadzić do śmierci tej kobiety. Pewnie również tego mężczyzny. I ilu jeszcze? Ile istnień miał zebrać bunt inicjowany przez historyka? To jego powinien zabić. Od razu, a nie zwlekać aż dotrą na wyspę. Tymczasem teraz ruszali do walki między sobą. Tracąc czas.

Był szybszy i silniejszy od większości członków załogi. Wystarczyło wyczekać ataku i ruszyć z kontrą. Lewa noga w tył, prawa ugięta. Wybicie. Obrót. Wszystko zgodnie z zasadami szermierki. A później zupełnie niezgodny z nimi strzał z pistoletu z przyłożenia. Gdzieś w okolice nerek. I problem zostanie rozwiązany.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172