Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2017, 00:19   #141
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Proszę bardzo - odparł Jacob patrząc wprost w oczy Richarda.

- Opłaca się podjąć stosunkowo niewielkie ryzyko, stawiając na szali naszą osiemnastkę, by podjąć cesarzową, co pozwoli uniknąć setek tysięcy zabitych w dwóch wojnach równoległych. Twierdzę ponadto, że nie wydarzy się nic, co prognozujesz odnośnie polityki i kontrdziałań w sprawie cesarzowej - powiedział twardo Starr.

- Twoja kolej. Przyznaj, że jesteś gotów poświęcić życie setek tysięcy i nie rusza cię śmierć tysięcy osób na dole, bo ważniejszych jest dla ciebie pięć osób na pokładzie tego sterowca włączając ciebie, wyłączając mnie. O co wy w ogóle walczycie? Dla samej zasady czy wymierzania sprawiedliwości? Czy w ogóle was obchodzi społeczność globalna, czy jestem tu jedyny, który ciągle ma na uwadze pomoc innym podkładając samego siebie? I to podobno mnie nie obchodzi los innych ludzi - prychnął Cooper.

- Powrót po cesarzową jest dla was większym ryzykiem niż ładowanie się w centrum rzezi na Ezekielu, które to już ryzyko jesteście gotowi podjąć, w przeciwieństwie do mnie. Wy oferujecie swoje ręce na Ezekielu, a ja zabiegam o poparcie cesarzowej. Podejmuję mniejsze ryzyko dla większych korzyści. Tak, lurker miał trochę racji. Ja potrafię myśleć racjonalnie w każdej sytuacji, ale też mylił się. Myślę o innych i to chyba bardziej niż wy. Dzięki temu żyję, pomagam innym i na mnie nikt nie poluje. W przeciwieństwie do was. Albo dajesz wiarę moim racjonalnym ocenom, albo podejmujesz decyzję emocjonalną. Oddaj wreszcie swój głos - zakończył zimno nie spuszczając wzroku ze szlachcica.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 18-02-2017, 22:11   #142
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard odepchnął Coopera trzymanego wcześniej za ramię jakby z obrzydzeniem. Zimna logika tego człowieka przyprawiała go o mdłości. Zacisnął szczękę z taką siłą, że w ciasnej kajucie rozszedł się dźwięk zębów trących o zęby. La Croix przywykł do podejmowania trudnych decyzji. Wiedział, że dobro rodziny jest bardzo ważne. Z drugiej strony jego ojciec nigdy nie przedłożyłby swojego życia nad życie setek czy tysięcy. Spojrzał swoją zmęczoną i pokrytą szczeciną twarzą w oczy Denisa Arcona. Młodego idealisty. Decyzja, która przed nim stała należała do tych trudnych. Jednak nikt nie mógł podjąć jej zamiast szlachcica.
- Lecimy po cesarzową Denis. Poza tym musimy zorganizować sobie broń.
Powiedział to pewnym głosem. Jak wtedy gdy Lurker rozmawiał z nim po raz pierwszy. Charyzmatyczny przedstawiciel delegatury. Powiedział to z takim przekonaniem, jakby nie miał wątpliwości. Tymczasem targały nim głęboko ukryte emocje. W głowie miał tylko nadzieje, że to posunięcie na dziejowej szachownicy nie okaże się bezsensownym gambitem.
Jacob skinął głową.
- Broń przejmiemy od załogi. Dopilnuję, by było dobrze - rzekł, po czym wyszedł.
Poławiacz przyjął decyzję Richarda bez okazywania niezadowolenia. Z nim jedynym nie odważyłby się dyskutować.Zbyt wiele mu zawdzięczał..Nie zamierzał sabotować planów Coopera, stanowili póki co jeden zespół, a przeciwnik był jasno określony. Lurker postanowił być przydatny w innych zadaniach. Skinął w stronę Malfoya. - Może jednak temu przemądrzalcowi przyda się nasza pomoc?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-02-2017, 12:54   #143
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Stanął przed wszystkimi z absolutnie niezadowoloną i oburzoną miną.
- Cesarzowa jest ważna dla sprawy, ale kapitan, pomimo moich wyraźnych sprzeciwów, nie uznał waszego działania jako sabotażu dla ludzi Shagreena. Uznał również, że należy wam się rekompensata finansowa za działanie, jakiego się podejmiemy, a którego nie obejmuje umowa. Akcja jest czysta. Konstrukty mają ograniczony zasięg strzału, więc przelecimy poza ich zasięgiem. Kiedy rozpoczniemy opadanie po cesarzową, wszystkie systemy obronne pod kontrolą Xanou będą nas osłaniać. Jeśli cokolwiek będzie inaczej niż powiedziałem, nie podejmujemy akcji! Ryzyko jest niewielkie i dostaniecie wynagrodzenie. Jeszcze jakieś uwagi? - zapytał spode łba Jacob.

Większość ludzi była prostymi mechanizmami. Najemnicy odmawiali wykonania polecenia z dwóch powodów. Pierwszy był typowo ludzki, czyli obawa o własne życia w misji, która, jak im się wydawało, była samobójcza. Drugim była święta zasada najemników - robić to, za co płacą. Dlatego postanowił zadziałać na te właśnie punkty. Uspokoić obawy i obiecać zapłatę każdemu członkowi załogi.

Opłaceni pracownicy wydawali się być choć trochę pocieszeni. Na korzyść Coopera przemawiał fakt, iż poza granicami K’Tshi nikt także nie dawał gwarancji bezpieczeństwa. Gdziekolwiek by się teraz udali, podejmowano jakiś stopień ryzyka. Nie oznaczało to, że na sterowcu zapanowała atmosfera pełnego zaufania. Najemnicy robili dla Black Cross, nie byli zatem głupcami wnet zmieniającymi stanowisko, bo ktoś zasugerował im dukat więcej. Krzyżowcy z pewnością dobierali najmitów z wiarygodnymi kompetencjami.
Sami agenci wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Wciąż mu jeszcze wierzyli, choć z każdą decyzją autorytet wypracowany krecią robotą mógł legnąć w gruzach. Jeden z mężczyzn, krótko ostrzyżony brunet, przechylił głowę w sceptycznym geście. Beznamiętnie zaczął punktować swoje uwagi do planu.

- Cesarzowa z pewnością zadbała o dobre zabezpieczenie swojego pałacu. Aczkolwiek wszyscy wiemy, że to dotarcie do niej stanowi największy problem. Zwykłą naiwnością jest wiara w możliwość trywialnego przelotu nad ogniem przeciwnika. To fizycznie awykonalne. Nie jesteśmy małym stateczkiem. Dlatego musimy znać wytyczne już teraz, żeby działać w ściśle skoordynowany sposób. Którędy polecimy, czym odwrócić uwagę machin, w jakim momencie dokonać odwrotu.

Jacob wyszczerzył się tak, jakby miał zamiar rzucić się na agenta i zagryźć go, lecz po tym, jak zaczął mówić, można było nabrać przekonania, że w ten właśnie sposób Starr się uśmiecha.
- Od tego powinniście zacząć. Doki i Laboratoria są zajęte, a Targ się oddzielił. Podlecimy od strony południowo-zachodniej. Przed tą garstką konstruktów, które mogłyby nas zestrzelić na maksymalnym pułapie, ochroni nas zasłona chmur. Schodzić zaczniemy maksymalnie blisko pałacu, z opuszczoną już drabinką. Na najwyższym punkcie będą na nas czekać ludzie. Wyspiarze będą nas osłaniać. Wtedy ruszymy w górę i na zachód. Znikniemy w chmurach. A teraz, wykonać, zaś ja idę urobić wyspiarzy - rzekł Cooper, ruszając w kierunku nadajnika.

Kiedy załoga rozeszła się do swoich obowiązków, Jacob zasiadł przy nadajniku.
- Do całego K’Tshi! - rozpoczął w języku wyspiarzy.

- Tu sterowiec ST-BC 9836, zawracamy po cesarzową i jej gwardię! Powtarzam, zawracamy po cesarzową i jej gwardię! Proszę o potwierdzenie, że cesarzowa nadal znajduje się na terenie Pałacu! - kontynuował w tym samym języku Cooper. Niezależnie od tego, co zobaczą w mieście, wyprawa nie miała sensu, jeśli na szczycie nie będą czekali na nich ludzie gotowi do podjęcia. Nie było czasu, by po nich schodzić, urządzać poszukiwania i niespiesznie odlecieć. Akcja musiała być szybka.

Malfoy pomógł mu nastawić radiostację na odbiór. Wcześniej nie ustawał w próbach nauczenia Jacoba których pokręteł oraz przełączników powinien używać. Jednak podczas kiedy Cooper był świetnym badaczem przeszłości, tak nowoczesne technologie sprawiały mu trudność. Ostatecznie inżynier postanowił asystować historykowi.

Ze środka machinerii wydobyła się seria trzasków oraz przeciągniętych dźwięków. Komunikaty były nieczytelne. Część stanowiła lamentujące wołanie o pomoc, inne były naprędce formułowanymi raportami o stratach, pozostałe przypominały ledwie zrozumiały szum. Panował kompletny chaos informacyjny. Jacob jednakże czekał cierpliwie. Na zwykłą logikę mógł przecież uznać, że pałac posiadał najsilniejsze anteny i w końcu dotrze stamtąd odpowiedź.

- ST-BC 9836 prosi o wszelkie możliwe wsparcie! Potrzebujemy odwrócenia uwagi, by uratować cesarzową! - zakończył, oczekując na odpowiedź. To, co wcześniej powiedział załodze było prawdą. K’Tshi musiało ich osłaniać. Inaczej powrót nie miał sensu, zaś cały jego wysiłek włożony w przekonanie wszystkich o konieczności ratunku głowy Xanou nie miał sensu. Kultura Xanou stała po jego stronie. Niemal boscy władcy byli jednostkami, za które ludność była gotowa oddać własne życie. I o to chodziło. I tak wszyscy lub prawie wszyscy mieszkańcy K’Tshi stracą życie, więc niech przynajmniej pomogą ocalić to, co się da.

Siedział, wpatrując się w radio, zaś ponure zmęczenie ukrył pod maską zamyślenia. Szybko odegnał myśli o Feracie tam, gdzie znajdowały się do tej pory.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-02-2017, 15:16   #144
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Nagle nadajnik zaszczekał i Coopera doszedł roztrzęsiony głos. Malfoy ruszył jeden z regulatorów, aby sygnał stał się wyraźniejszy. Prawdopodobnie mówił ktoś w rodzaju miejscowego dyplomaty, gdyż mężczyzna całkiem zręcznie posługiwał się wspólnym językiem. Jego relacja była bardzo rzeczowa nawet w obliczu niechybnej katastrofy.
- Tu pałac. Nie wiem czy mogę ci ufać, ale wygląda na to że nie mam zbytnio wyboru. Cesarzowa żyje. Jesteśmy w zachodnim skrzydle. Zostaliśmy otoczeni.
Znów nastąpiły zakłócenia w eterze. Gdzieś było słychać jak inne również także próbują się komunikować. Starr przez chwilę słuchał lawiny mało wyraźnych komend. Człowiek od cesarzowej w odpowiedzi wzmocnił swój przekaz.
- Możemy wysłać parę naszych ostatnich jednostek w waszym kierunku. To jednoosobowe statki. Odwrócą uwagę robotów. W tym czasie otworzymy wrota i wejdziemy na wasz pokład. Musicie zrobić to bardzo szybko, inaczej zginą wszyscy łącznie z wami. Wierzcie mi, znam ludzi którzy konstruowali te roboty. Wyślij sygnał kiedy będziecie gotowi.
Rozmowa dobiegła końca, toteż Cooper wrócił do oględzin statku. Napięcie na pokładzie cały czas dawało o sobie znać. I nie było w tym nic w tym dziwnego. Dopiero co uszli śmierci spod ostrza, a mieli znów wrócić i sprowokować ją ponownie. Mimo wyraźnych niepokojów udało się dość sprawnie wymanewrować statek. Teraz podążał bezpośrednio w kierunku miasta. K’Tshi przypominało już katastroficzny obraz, jaki mógłby wyjść spod pędzla wyjątkowo nawiedzonego artysty. Większa część metropolii była osnuta dymem. Bardzo gęstym, sinym obłokiem tak charakterystycznym dla pożaru, który dawno wymknął się spod kontroli. Wciąż kolejne platformy odczepiały się od reszty, aby dryfować dalej. Inne niszczyły się, niknęły w ogniu, aby wreszcie spaść w kierunku ziemi. Zdawało się że nawet stąd, gdzie byli przecież na znacznej wysokości, wciąż dało się słyszeć mrożące krew w żyłach zawodzenia.
W międzyczasie dostarczono mapy samego miasta. Nie pokrywały się co prawda z obecną sytuacją, gdzie większa część aglomeracji była zniszczona. Wciąż jednak udzielały cennych wskazówek w kwestii obrania dalszego kierunku.


Zgodnie z planem, ruszyli na południowy zachód. Tamże znajdowały się dzielnice mieszkalne oraz magazyny. Nie widzieli ich zbyt dobrze, ponieważ nad tą częścią miasta unosił się już tylko smog. Ten z resztą było ujęty w zamyśle Jacoba. Miał służyć jako naturalny kamuflaż dla sterowca.
Kiedy ujrzeli bulwary wokół pałacu, jasnym się stało że sytuacja wymknęła się tu spod kontroli. Główny budynek w mieście był trójkątną, szarą konstrukcją. Na jego dachu wywieszono setki czerwonych sztandarów Xanou. Teraz niknęły one w językach ognia. Jeszcze dalej było widać szklane dachy obserwatorium, które nie radziło sobie lepiej. Część reprezentatywnej budowli zawaliła się, reszta zaś stała pochylona pod kątem dwudziestu stopni.
Tuż obok pałacu miało swoją siedzibę centrum bezpieczeństwa. To stąd wydostały się roboty - z miejsca pozostał jedynie gigantyczny, osmolony ślad. Wokół leżały szczątki latających pojazdów, podobnych do modelu, który Denis swego czasu odwiedził w przybrzeżnych wodach. Dało się domyślić, że miały służyć do ewakuacji, lecz zostały zestrzelone przez kroczące zewsząd roboty.
Wyglądało na to, że pałac jeszcze się trzymał. Choć większa część była zdewastowana do cna, to kilka odnóg udało się utrzymać zamkniętymi. Tam roboty nie weszły, choć była to zapewne kwestia czasu. Póki co konsekwentnie ostrzeliwały z działek fronty budynku, balkony oraz same drzwi. Sterowiec pozostawał poza ich zasięgiem dopóki lawirował wysoko wśród chmur. Gdyby jednak załoga zeszła choćby setkę metrów niżej, już wchodził w ich pole rażenia.
Zgodnie z tym co zapowiedziano, na niebie pojawiło się kilka małych pojazdów. Były za małe, aby dokonać nimi ewakuacji. Tym bardziej, iż stale potrzebowały wyszkolonego pilota w kokpicie. Aczkolwiek poprzez obły kształt poruszały się dość szybko, by odwrócić uwagę agresorów. I to właśnie czyniły, przelatując tuż nad placem i kołując wokół robotów. W tym czasie sterowiec drastycznie obniżył wysokość. Zrzucono drabinki sznurowe, a jedne z drzwi pałacu otworzyły się. Wszystko działo się w zawrotnej prędkości. Każdy czuł dosłownie zalew adrenaliny, a co bardziej religijni modlili w duchu. Wystarczył jeden celny strzał, a balon sterowca uległby zniszczeniu, co zakończyłoby misję natychmiastowo.
Na zewnątrz wybiegła straż pałacowa. Wszyscy nosili pancerze wspomagane. Ciężkie, metalicznie konstrukcje były naszpikowane nowoczesną technologią. Żołnierze towarzyszyli kilku urzędnikom. Pomiędzy nimi płynęła w długiej sukni sama cesarzowa. Kobieta o wybielonej twarzy z finezyjnym diademem na głowie wyglądała majestatycznie nawet pośrodku ogromnej pożogi.
Wyglądało na to, że akcja miała się udać. Jednak system obrony miasta posiał wiele asów w rękawie. Ostatnie z nich właśnie przeszły do ofensywy. Zapowiedziało je niskie buczenie, ton przypominający wyjątkowo dużą chmarę owadów.
Były to niewielkie satelity, poruszające się swobodnie w powietrzu. Wylatywały zza płonących budynków, zręcznie manewrując między atakującymi pałac machinami. Nagle zaczęły wlatywać do środka sterowca poprzez pokład oraz bulaje. Zestrzelenie tychże bez uprzedniego przygotowania i to na otwartej przestrzeni, pozostawało bez szans.


Kiedy Con był dość prostą konstrukcją, te wyglądały na bardziej zaawansowane. Posiadały owadzi kształt z okularem służącym do rejestrowania obrazu. Długie wysięgniki były ostre i przypominały pokrzywione igły. Maszyny niebezpiecznie wymachiwały nimi w powietrzu.
 
Caleb jest offline  
Stary 20-02-2017, 19:31   #145
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Denis był w tym czasie na mostku. Towarzyszył mu jeden z agentów, paru najemników oraz Manuel. Roboty wleciały chmarą do środka, obskoczyły ich z każdej strony. Kilka bezpośrednio zaatakowało załogę, inne poczęły skupiać się na urządzeniach sterujących.
Lurker nie zwlekał, tylko szarpnął najbilższego mu agenta: - Daj mi jakąś broń! - polecił rozkazującym tonem. Może i maszyny nie wyglądały imponująco, lecz przeczuwał, że są w stanie narobić sporo bałaganu i to w momencie, w którym ich szaleńcza misja ratunkowa zdawała się mieć szanse powodzenia…
Wskazany mężczyzna skinął głową i podrzucił w powietrzu niewielką lagę. Denis już wcześniej podpatrzył ów broń u agentów. Były to pozornie proste pałki z metalowymi okuciami, które po aktywacji specjalnego segmentu produkowały energię elektryczną.

• Drzewce z modułem [1] (+1 za obrażenia od elektryczności)

Ledwie uchwycił przekazaną broń, jak najbliższa sonda pojawiła się tuż przed lurkerem. Robot wycelował widełki prosto w jego twarz i natychmiast pchnął na niego całym ciężarem.
Arcon spróbował uniku z odskokiem i wziął zamach do uderzenia we fruwającego, napastliwego automata.
[Test Siły] Nie było mowy o szerszej strategii. Denis miał czas tylko się wycofać i odpowiedzieć natychmiastową kontrą. Nowa broń okazała się być bardzo praktyczna. Ledwie uderzył w konstrukt, a z pałki sypnął snop iskier. Robot znieruchomiał, po czym legł głucho na ziemi. Broń agentów może i wyglądała niepozornie, ale okazała się bardzo skuteczna.
Wkrótce odnalazł Jacoba. Jak się okazało, ostatnia grupa robotów odcinała drogę od grupy cesarzowej. Nie pozostawało wiele czasu, tymczasem wciąż brakowało Richarda oraz jego siostry.
 
Deszatie jest offline  
Stary 27-02-2017, 14:51   #146
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob znajdował się w sąsiednim od mostka pomieszczeniu, nadal przy radiostacji z towarzyszącym mu Malfoyem. W tym czasie trzy roboty wleciały do środka, wydając nieprzyjemne, niskie dźwięki. Trio mechanicznych kształtów natychmiast przystąpiło do szarży wprost na nich.
Jacob skoczył po leżącą płachtę brezentu przykrywajacego radiostację, gdy ta stała nieużywana.

- Łap! Na mostek! - rzucił drugi koniec Malfloyowi i rzucił się w kierunku konstruktów. Cooper liczył na to, iż prędkość zderzenia z płachtą oraz ich zderzenie w punkcie centralnym nieco uszkodzi roboty. Jeśli się wszystko uda, to z całą pewnością powinno przynajmniej wprowadzić sporo zamieszania w ich ruchy. Starr był pewien, że prędzej czy później przebiją się przez materię, ale wątpił, by w takich warunkach były w stanie zrobić to szybko.
Malfoy zachował się w zaskakująco skoordynowany sposób. Brezent wnet okrył przeciwników. Droidy poczęły szamotać się w zwojach materiału i wściekle spod niego buczeć. Ostrza szybko przecinały plandekę, więc było kwestią krótkiego czasu, aby roboty wyleciały z powrotem.

- Dwóch do mnie! Płachtami! Odlot natychmiast po wejściu pasażerów! - wrzasnął, ile sił w płucach, po drodze wyłapując tyle, ile mogli. Dlatego potrzebował na już dwóch ludzi. Sam z Malfloyem był w stanie działać jedynie na krótką metę, zaś pomoc początkowo dwóch, a potem kolejnych osób dawała nadzieję na ściągnięcie wszystkich satelitów, wciśniętych w brezent siłą pędu nadanego przez bieg, w jedno miejsce. A jeśli nie wszystkich, to przynajmniej zdecydowanej większości. Cooper był pewien, że do tej pory satelity coś trochę uszkodzą płachtę i to właśnie miał zamiar wykorzystać. Elektryczne pałki agentów Black Cross miały załatwić sprawę ostatecznie. Przede wszystkim Jacob musiał nie dopuścić do tego, by sterowiec został choćby w najmniejszym stopniu uszkodzony. Każda kontrolka musiała działać, bo od nich mogło zależeć to, czy przeżyją.

Reszta najemników wnet podłapała plan. Jeden po drugim chwytali inne fragmenty płacht. Niewielki teren był teraz sprzymierzeńcem. Sondy nie miały zwyczajnie gdzie uciekać i łapały się do pułapek na podobieństwo much nęconych wonnym lepem. Część z załogi wyszła bezpośrednio na pokład, by likwidować te konstrukty, jakie mogły uszkodzić balon.

Nie szło jednak w ten sposób wyłapać wszystkich z mechanicznych oponentów. Niektóre wciąż czyniły zagrożenie dla Denisa i reszty. Jakaś część padła pod naporem pałek, lecz to wciąż nie wystarczało. Gdyby teraz nastąpił błąd, chwilowe złamanie obrony, sterowiec zostałby uziemiony na dobre.
Władczyni Xanou oraz jej świta byli tuż przy drabinkach. Aczkolwiek robotów tylko przybywało. Powietrze aż drgało od ich dźwięków.

- To bez sensu! - krzyknął ktoś z broniących - Zniszczą zeppelin, nim cesarzowa tu wejdzie!

Jacob dostrzegał w tym trochę racji, lecz był to wypadek, w którym stan faktyczny utrzymuje się. Było to błędne założenie. Załoga musiała działać w ściśle skoordynowany i najefektywniejszy z możliwych, sposób. I wielotorowo. To było najważniejsze. Czas był tutaj elementem kluczowym do osiągnięcia sukcesu.

- Morda! Zamknąć wszelkie wloty poza wejściem! - ciągle pojawiały się nowe sondy, ale z Malfloyem przynajmniej oczyścili pomieszczenie z radiostacją. Musieli jak najszybciej ograniczyć drogi napływania maleńkich konstruktów do pojedynczego wejścia. Tego samego, którym miała wejść cesarzowa. Dzięki temu ciężar walki z zagrożeniem nie dość, że przeniósłby się w jedno miejsce, to jeszcze załoga zyskałaby dodatkowe siły obronne w postaci gwardii w pancerzach.

Obecnie ich sytuacja sprowadzała się do bitwy pod Biełogrodem, kiedy to wojska stronnictwa Białego zostały otoczone przez nieustannie napływającą czerwoną piechotę. Problem porucznika Wilkowica polegał na tym, że nie byli w stanie wyrwać się z otaczającego ich pierścienia, zaś załoga sterowca miała taką możliwość. Nawet jeśli sondy zaczną niszczyć zamknięte bulaje, to tak szybko nie przedrą się przez grube szkło okute metalem. A właśnie o to chodziło. O czas. To była sekcja pierwsza defensywy.

Nie mógł również dopuścić do obniżenia morali. Nie było krótszej drogi do porażki. Morale było sekcją drugą.
Starr zdecydowanie nie znał się na technologiach, ale szybko się uczył. Con przez panel był sterowany sygnałami radiowymi. Nie miał najmniejszego pojęcia w jaki sposób, ale obecnie była to najmniej istotna sprawa.
Z drugiej strony mieszkańcy Xanou nie mogli programować każdego robota tak wielkiego roju z osobna. Są to ludzie, którzy wolą stworzyć system. Nie mówiąc o tym, że ludziom Shagreena z pewnością nie udałoby się przeprogramować każdego z osobna. To jednak nie rozwiązywało problemu. Mogło istnieć jakieś urządzenie programujące wszystko na raz. Jednak pozostawało jedno pytanie. Czy technika Xanou była aż tak rozwinięta, by w tak małym urządzeniu umieścić detektory i cały osprzęt, który mówi robocikowi kogo atakować, w jaki sposób którym momencie. Wielkie konstrukty nie budziły w nim podobnych podejrzeń, ponieważ były ogromne. Wspominając jednak komputer, cud techniki wielkości całego, ogromnego pomieszczenia...

- Zagłusz je! Szybko! - zawołał do Malfloya, wskazując na radiostację.

… doszedł do wniosku, że powinna istnieć centralna jednostka sterująca. W końcu cuda techniki trafiają najpierw do władz i wojska, a potem do ludu. Nawet, jeśli się mylił, to spróbować nie zaszkodziło, zaś mogło odwrócić całą sytuację. Nawet jeśli Malfloyowi nie udałoby się całkowicie zagłuszyć sygnału i spowodować tym samym upadku wszystkich sond, to sukcesem byłoby ich spowolnienie czy zdezorientowanie. Każde powiększenie szans było mile widziane, zaś ospali przeciwnicy łatwiej nadawali się do eliminacji. Niezależna od innych sekcja trzecia.

Inżynier ponownie zachował się bardzo przytomnie. Kiedy droga do stacji została zabezpieczona, przysiadł doń i zaczął szukać właściwych fal. W istocie było możliwe, że owadzie roboty komunikowały się radiowo. Gdyby przerwać transfer danych, wśród wrogów zapanowałby chaos. Mechanizmy działały według systemu - bez niego były tylko lewitującym żelastwem.
Spec próbował ignorować hałas wokół i metodycznie przekręcał kolejne gałki. Trudno mu było coś usłyszeć, gdy otaczały go dźwięki zgniatanego metalu. Szczęściem dwóch najemników wnet pojęło wagę jego zadania; stanęli ramię w ramię i kilkukrotnie odparli ataki zabłąkanych sond.

Jacob również nie próżnował. Wręcz miotał się po statku, dalej przewodząc akcją.
- Czterech siłaczy z płachtami do mnie! Czyścimy statek! Początek na mostku! - systematyczne spychanie przeciwnika w kierunku wejścia do sterowca było sekcją czwartą. Z frontem znajdującym się z jednej strony można było próbować zepchnąć przeciwnika w wybranym przez siebie kierunku. Przykładowo w stronę wejścia do statku i skorzystać z zawsze skutecznego młota i kowadła, na co Cooper liczył ze strony gwardii cesarskiej. A nawet jakby nie pomogli, to przynajmniej cały sterowiec za nimi byłby względnie spokojny. Załoga gotowa do odlotu mogłaby czekać na jak najszybsze wdrożenie procedury. Malfloy byłby niezagrożony. Sekcja czwarta, z której natychmiast przeszedł do piątej.

- Dwóch najzwinniejszych do pomocy przy balonie! - zawołał. Nie mogli dopuścić do uszkodzenia materii balonu.

- Reszta pilnuje wlotów i nie dopuszcza do wtargnięcia! - wydał ostatnie polecenie z ostatniej, szóstej sekcji. Tym mogli się zajmować nawet ci, którzy bezczynnie czekali. Zaufanie do zamknięć to jedno, a upewnienie się to drugie. Nawet, jeśli bariery zostałyby sforsowane, to wloty miały jedną, strategiczną dla załogi zaletę. Były małe. Przypominało to bitwę pod Ferropilami, gdzie w wąskim gardle niewielka grupa wojowników skutecznie broniła się przed armią, której wielkości nie sposób było wykorzystać. Przegrali tylko dlatego, że przeciwnicy znaleźli ścieżkę i zaszli ich od tyłu. Wąskie wloty pozwalały na skuteczną ich obronę. Następnie wrócił do drugiej. Ograniczenie utraty morale to jedno, ale każdy medal miał dwie strony, natomiast Starr polował na tę drugą.

- Do roboty, psie krwie, cesarzowa patrzy! Pora pokazać wyspiarzom co potrafią mieszkańcy większego lądu! Razem! Musicie to znać! - zaczął, chwytając solidny klucz, z uśmiechem podrzucił go w dłoni i zaczął śpiewać znaną piosenkę żeglarską w drodze na mostek, zgodnie z planem.


Żołnierz ze słabym morale był stracony, ale silne morale pomnażało jego wartość. Wiedział to każdy dowódca armii. Jacob miał zamiar wypełnić statek powietrzny równym, fałszującym okrutnie chórem, dlatego wybrał coś pasującego i znanego. Przynajmniej w kręgu żeglarzy, ponieważ nie miał pewności co śpiewało się na zeppelinach. Z piosenką na ustach nawet zabijało się łatwiej.

Motywacja Jacoba udzieliła się innym. W obrońców wystąpiły nich nowe siły. Niektórzy wręcz heroicznie rzucali się na wroga z czymkolwiek, co akurat nosili przy sobie. Trzech najemników padło, pokłutych igłami robotów niczym żywe włóczki. Pozostali jednak brali w ręce sztangi, lewarki, spawarki. I atakowali. Zawzięcie, bez ustanku. Stopniowo udawało się spychać oponentów między załogę, a miejsce gdzie powinien być kobiecy suweren. Stamtąd również dało się słyszeć odgłosy walki. Poprzez bitewny tumult doszły odgłosy blasterów. To był dobry znak. Skoro gwardia posiadała pancerze wspomagane, zapewne mieli na wyposażeniu i broń plazmową.

Jacob właśnie położył kolejny konstrukt, kiedy pojawił się obok niego jeden z zatrudnionych. Skinął mu głową i zdał raport.
- Balon jest zabezpieczony. Pozostałe roboty krążą gdzieś w środku. Wszyscy uratowani weszli na pokład. Zarządziliśmy odwrót.

Kolejna sonda przeleciała tuż nad ich głową. Ledwie zdążyli się pochylić. Nadal panował chaos, ale uciekali z miasta z żywym bagażem, po który tu przylecieli. Można było mówić o pewnym postępie.
- Najwięcej robotów zebrało się między nami, a gwardią cesarską. Jest ich za dużo - jęknął - To niewielki korytarz, w którym tworzą ciasny szpaler. Turbiny znajdują się zbyt blisko, by użyć broni palnej.

Musieli obmyślić w którym momencie i jak zaatakować. Jednak odpowiedź przyszła sama wraz z okrzykiem triumfu Malfoya. Z wrażenia aż podskoczył przy radiostacji.
- Na chwilę udało mi się namierzyć ich fale. Nim zmieniły częstotliwość wysłałem całą serię sprzecznych informacji - pochwalił się - przez kilka najbliższych chwil będą “oszołomione”.

Spojrzeli nawzajem po sobie. Było to więcej niż jasne. Musieli dokonać ostatniego szturmu i połączyć z władczynią jak najszybciej. Taka okazja mogła się nie powtórzyć.

- Maksymalna prędkość i pułap! Uciekamy w chmurach! - zawołał Jacob w kierunku mostka na wszelki wypadek, gdyby mieli zamiar podjąć inne działania, po czym biegiem ruszył w kierunku korytarza.

- Przy kajutach bierzemy po kołdrze - powiedział do Malfloya.

- Zbieraj wiadra z wodą - polecił najemnikowi wskazując na jedno z pomyjami po myciu pokładu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-02-2017, 22:18   #147
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szlachcic był w swoim pokoju, gdzie doglądał go lekarz. Organizm radził sobie coraz lepiej, być może dzięki pomocy implantu. Wciąż jednak należało liczyć się z utrapieniami rekonwalescencji: faszerowaniem lekami, zmianą opatrunków czy ćwiczeniem mięśni.
Wtem Richarda doszedł odgłos uderzenia w drewniane drzwi. Wygięły się one pod dziwnym kątem, a z wyrwy powstałej na środku szlachcic ujrzał jaśniejące oko latającego konstruktu.
Richard zaklnął szpetnie, po czym spróbował pochwycić konstrukta. Czuł, że ratowanie cesarzowej było złą decyzją. W takim razie dlaczego odpuścił Cooperowi? Dlaczego dał się przegadać? Był zły. I teraz właśnie wyładowywał złość na skomplikowanym mechanizmie, który przebił się przez drzwi. To zaskoczyło robota, o ile posiadał na tyle rozwiniętą sztuczną inteligencję, aby spodziewać się po ludziach określonych zachowań. Kiedyś Richard może i by uszkodził konstrukcję choć trochę. Pozostając jednak znacznie osłabionym, zwyczajnie poczuł nasilający się ból w ręce. Tymczasem zza drzwi dobijała się coraz liczniejsza chmara.
- Ma plan - powiedział doktor o sobie - Twoja moduł. Ja mogę go podkręcać. Wszystko czego potrzebuja jest w tej torba - wskazał na sak obok siebie - Jeśli ja przeciąć skóra i dostać się do wnętrze implanta, wtedy można go pobudzić do działanie na wyższe obroty. To bardzo zmęczyć organizm, ale daje jakaś nadzieja.

Szlachcic wstał. Poczuł ukłucie bólu gdzieś w boku. Widocznie jakaś nowa rana, której nie miał czasu odnotować. Zacisnął jedynie zęby. Nie był garbiącym się i zbolałym niedobitkiem masakry. Był szlachcicem z Rigel. To on powinien dowodzić tą eskapadą, zamiast leżeć tu i dogorywać. To na nim spoczywał obowiązek zatroszczenia się o siostrę. Kopnął ze złością konstrukta.
- Zrób to, byle szybko! - powiedział w stronę medyka.
Felczer skinął głowa i zaczął wyjmować skalpel oraz spirytus techniczny ze swojej torby. Roboty nadal dobijały się zza drzwi, lecz mężczyzna pozostawał skupiony. Nasmarował skórę, pod którą znajdował się moduł i powoli zaczął ją rozcinać. Dla Richarda była to jeszcze jedna kropla w morzu bólu.
Lekarz powoli odsłonił implant. Zwoje metalowych nici oraz kabli lekko drgały w rytm pulsu szlachcica.
- Może zaboleć proszę pan - mruknął Connor i pociągnął coś w konstrukcji.
Ciało Richarda przeszedł spazm. W życiu nie czuł czegoś podobnego. Nagle cały jego organizm dostał niesamowitego kopa. Poczuł jakby w jego żyłach płynęła czysta energia. Lekarz zasklepił na szybko ranę i skinął na niego głową.
- No… to teraz pana kolej.
W tym samym momencie na korytarzu rozległ się krzyk Eloizy...
Od kręgosłupa w górę przebiegł Richarda jakby impuls elektryczny. Gałki oczne aż zabolały gdy dotarł do mózgu. Wygiął powoli kark chcąc usłyszeć typowe chrupnięcie. Nic się nie stało, choć jego głowa wygięła się praktycznie pod kątem prostym. Szpetny uśmiech zagościł na twarzy szlachcica. Oczy nie pracowały normalnie. Gałki oczne przeskakiwały po wszystkim dookoła zbliżając i oddalając obraz. Wychwytywały każdy ruch, nawet na skraju pola widzenia. I choć wydawało się to dziwne w małej komnacie, to Richard wziął rozbieg i ...
... bez najmniejszego zawahania przecisnął się, przez dziurę wyrwaną przez robota. Jego ciało zdawało się nie mieć ograniczeń. Praktycznie przelał się przez kilkunastocentymetrową wyrwę.

Gdy już był na korytarzu to wyśrubowane do granic możliwości oczy wychwytywały ruchy kolejnych robotów. Z łatwością unikał ich powolnych ataków. Jego palce zdawały się wydłużać i sięgać najbardziej skomplikowanych mechanizmów w dziwnych dronach. Nie znający się na inżynierii La Croix rozrywał to przewody, z których tryskały iskry, to znowu przewody z których wylewał się czarny olej. Drony wysyłały sygnały alarmowe, lecz było dla nich już za późno. La Croix bawił się nimi, jakby były dziecięcymi zabawkami. Jeden z przeciwników musiał użyć jakiegoś algorytmu i próbował zaatakować go od tyłu, z zaskoczenia. Richard zdawał się mieć oczy dookoła głowy - odwrócił się błyskawicznie i uderzył go innym, przechwyconym właśnie robotem.
Szlachcic odbił się od ściany i przyciągając nogi do siebie wywinął salto nad kolejnymi sondami. Z łatwością wyrwał im małe manipulatory uzbrojone w ostrza i cisnął w kolejnych nadlatujących przeciwników. Wielkie latające robo-oczy opadły przebite "igłami" swych małych towarzyszy. Ciało Richarda zdawało się nie mieć ograniczeń. Poboczny obserwator mógłby odnieść wrażenie, że w korytarzu nie działa grawitacja. Mężczyzna raz opierał się na ręce, miażdżąc sondę nogą. Innym razem wisiał do góry nogami zapierając się stopami o obie ściany korytarza i ciskał zdobytymi igłami w nadlatujących przeciwników.

W końcu natrafił na dwóch żołnierzy z załogi. Niczym cień zawinął się przy nich zabierając im broń. W pierwszej chwili mężczyźni spanikowali i próbowali zaatakować szlachcica. Na próżno. Uniki jakie wykonywał były tak szybkie i tak nieprzewidywalne, że nie mieli szansy go trafić.

Odbijając się od ścian ruszył dalej wprost w chmarę nadlatujących konstruktów. Ostrza dwóch zdobytych szabli poruszały się z niezwykłą prędkością i precyzją. W tym szaleńczym tańcu derwisza przemieszczał się nieustannie w stronę, z której dochodził głos jego siostry.

Dwaj podążający za nim agenci zdawali się nie wiedzieć co się dzieje, jednak powoli szli za wirującymi ostrzami niszczącymi kolejne sondy.
Odnalazł Eloizę otoczoną przez cztery sondy. Zbliżały się do niej, niebezpiecznie wyciągając metalowe szpikulce. Planowany atak został natychmiast udaremniony. Richard wciąż tkwił w bitewnej gorączce. Wpadł między konstrukty, łamiąc im sztuczne kończyny, powalając na ziemię. W powietrzu zaroiło się od śrub, grubych kropli oleju oraz płytek. Za chwilę było już po wszystkim, a na środku przejścia stał tylko Richard z siostrą. Agenci spoglądali na to z boku, wciąż trawiąc to, co przed chwilą miało miejsce.
Szlachcic po raz pierwszy od dłuższego czasu przerwał tak wewnętrzny, co fizyczny marazm. Chociaż posiniaczony, w paru miejscach krwawiący - to nadal stojący dumnie, niczym wojownik, który zszedł z pola tytanicznej walki. W pewnym sensie tak właśnie było.
Nie mógł długo napawać się tym zwycięstwem. Minęło parę minut, jak udało mu się odnaleźć resztę załogi. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wreszcie opuszczają miasto i kogo mają na pokładzie. Sytuacja powoli wracała zatem do normy. Wciąż jednak nie odbili jednego, strategicznego korytarza...
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-03-2017, 16:38   #148
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Zebrali się tuż przed ciągiem, gdzie przebywała pozostała część robotów. Wszystkim rzucił się w oczy nadzwyczajny stan Richarda. Wyglądał na szalenie nabuzowanego i pełnego energii. Cokolwiek było tego przyczynkiem, musieli zaciekawić ciekawość kiedy indziej. Teraz posiadali ważniejsze zadanie.
Korytarz ciągnął się na pięćdziesiąt metrów. Jego przekrój miał kształt trapezu, który oświetlony był ciągiem lamp. Niestety, za tutejszymi ścianami ulokowano silniki. Jak rzekł Malfoy, ostrzał nie wchodził w rachubę. Eksplozja wewnątrz statku byłaby zbyt trudna do opanowania.

Na samym środku roiło się od metalowych wrogów. Lawirowały chaotycznie pod wpływem sygnału inżyniera, lecz wciąż ich przewagą była liczba. Prawie trzy dziesiątki sond próbowało atakować każdego, kto podszedł dostatecznie blisko.

Załoga przystanęła na bezpiecznej odległości. Wszyscy, którzy nie pozostali przy sterach, byli teraz na wagę złota. Po drugiej stronie żołnierze Xanou również zbierali się w grupę. Wyglądało na to, że chcieli zsynchronizować swój atak, aby wszyscy runęli na wroga jednocześnie.


Jacob zbliżał się ze wszystkimi, których udało mu się zgromadzić w drodze do korytarza, w biegu formując możliwie najwierniejszą kopię falangi. Miała ona dwa cele: po pierwsze, była najskuteczniejszą formacją do walki wręcz w wąskich korytarzach, po drugie, miała zrobić wrażenie na wyspiarzach. Wspomagał to kolejną znaną piosenką żeglarską mającą budować wysokie morale walczących. Również Xanouańczyków. W takiej sytuacji nie liczyły się słowa, a melodia. Sam szedł na czele z wiadrem w jednej ręce oraz kluczem w drugiej. Zdawał sobie sprawę z tego, iż nie wygląda z tym imponująco, dlatego musiał nadrabiać postawą i zdecydowaniem.
Zatrzymał się na chwilę i ustawił bokiem, spoglądając czy szyk został zachowany.

Gwałtownie machnął ręką jak dowódca ze wzgórza dający sygnał pierwszej grupie, by uderzała. I rzeczywiście, gest oraz spojrzenie w kierunku pojedynczych ludzi stojących na tyłach nie był sygnałem dla wszystkich, a jedynie dla trzymających w rękach kołdry.

Te narzędzia spełniały wszystkie wymagania Jacoba. Duża powierzchnia umożliwiała równie efektywne łapanie sond, co plandeki. Dzięki temu można było złapać pewną ich część i odciągnąć za plecy utworzonej przez Coopera falangi.

Najemnicy ruszyli do przodu. W rękach trzymali ciężkie pokrowce na sprzęt nawigacyjny oraz podobne im materiały. Były wszystkim, co zdążyli na szybko znaleźć i teraz musiało to wystarczyć.

Jacob odczekał krótką chwilę. W zaledwie kilka sekund później dał sygnał całej reszcie. Nie było czasu do stracenia. Linia uderzenia musiała posuwać się do przodu. Z obu stron, zaś Starr widział gotowość po drugiej stronie. Pierwsza grupa miała schwytać możliwe dużo sond w płachty kołdr i odciągnąć za przesuwającą się w przeciwnym kierunku, linię falangi. Kołdry miały jeszcze jedną ważną zaletę. Były materiałem łatwiejszym do pokonania dla sond. Było to powodem, dla którego akcja musiała być szybka. Cooper zdawał sobie sprawę z tego, że kiedy tylko najemnicy przygwożdżą je do podłogi, w materiale będzie już sporo powiększających się szybko dziur. To ułatwi wodzie z wiadra przedostanie się na drugą stronę, prosto do robocików.

- Osłaniajcie tyły - krzyknął do Denisa i Richarda, przerywając śpiew jedynie na chwilę. Gdyby woda nie podziałała tak, jak się spodziewał, to będą mieli jeszcze trochę czasu na pokiereszowanie uwięzionych urządzeń. Lub potraktowanie ich dodatkowo pałką elektryczną, jaką Cooper dostrzegł w rękach lurkera. Mogli zadziałać podobnie, jak w laboratorium Mushakariego. Podobnie miała się sprawa z pojedynczymi, które, być może, wydostaną się szybciej. Jacob lubił stosować zabezpieczenia do zabezpieczeń, gdy była taka okazja.

Dzięki takiej akcji liczebność wroga mogła zostać zminimalizowana, znacząco ułatwiając zadanie walczącym. Cooper po cichu liczył na to, że będzie mógł uwięzić jedną lub dwie z nich dla Malfloya.

Przynajmniej do dziesiątki robotów woda przedostała się natychmiastowo. Nastąpiła seria zwarć - sypnęły iskry, w górę poszedł brudny obłok. Inni przeciwnicy nie zamierzali tak łatwo dać za wygraną, nawet przy zręcznie przeprowadzonej akcji.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 03-03-2017, 19:42   #149
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Dwie sondy wyrwały się spod materiału i uniosły w kierunku Denisa. Atakowały z obydwu stron, wciąż trochę klucząc wynikiem dezorganizująco sygnału Malfoya. Jeden z agentów natychmiast ruszył mu na ratunek, spacyfikował cel po lewej swoją bronią. Drugi jednakże był dość szybki. Metalowy wysięgnik chwycił nagle lurkera i poderwał go z podłogi. Przy tak nagłej akcji nie pomógł nawet nadzwyczajny refleks poławiacza. Nim Arcon zdążył się zorientować w sytuacji, wisiał już w powietrzu. Diablo szybki teraz Richard próbował doń podbiec, lecz nawet on musiał dać za wygraną.

Denis widział kątem oka, że po drugiej stronie korytarza również trwają walki. Żołnierze przebijali się między robotami, używając jako broni naramienników ze wspomaganych pancerzy. Wciąż jednak miało im to chwilę zająć. Tymczasem trzymający go w kleszczach robot, próbował zaciągnąć ofiarę w sam środek “roju”. Denis był zdany na siebie. Odnosił wrażenie, że świat na chwilę zastygł w dramatycznym kadrze.

Rzeczywistość wokół zatrzymała się, niczym złowiona na fotograficznej kliszy. Choć nie życzył sobie tego, mimowolnie stał się bohaterem mrożącego krew w żyłach ujęcia. Przypomniał sobie o posiadanej broni, próbował sięgnąć nią najbliższego mu elementu agresora albo wywołać impuls elektryczny. Przyglądał się też ścianom, czy mógłby zaczepić się o jakiś wystający element? Nie miał zamiaru skończyć jako skłuty metalowymi igłami obiekt badawczy tych bezdusznych tworów…
 
Deszatie jest offline  
Stary 06-03-2017, 20:01   #150
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Ledwo sięgnął do paska. Jego pozycja nie pozwalała na specjalnie wymyślny kontratak czy użycie harpuna. Po prostu zacisnął dłoń na ladze z modułem i zamachnął się nią. [Trudny test Siły]
Pałka świsnęła w powietrzu. Robot wzmocnił uścisk i dodatkowo przyszpilił Denisa jedną z igieł. Ból jednak tylko rozjuszył pojmanego, dlatego następne uderzenie było celne (-2 punkty Zdrowia).
Czuł jak upada z powrotem na podłogę. Wnet uchwycił miejsce pchnięcia na klatce piersiowej. Koszula była w tym miejscu jego jedyną osłoną. Broczył dość obficie, ale szczęściem nie była to dość poważna rana, aby go go wykluczyć z dalszej akcji.
Gwardia przebijała się mozolnie, lecz konsekwentnie. Straż nosiła osłonięte zbroje o niezwykłej wytrzymałości. Samymi uderzeniami zamkniętymi weń rąk niszczono kolejne sondy. Roboty walczyły do samego końca, ale i one musiały w końcu ustąpić w starciu z tak zaawansowaną technologią. Wkrótce pozostały po ich zatrzęsieniu liczne kupy złomu. Malfoy wybiegł zza walczących i uchwycił jednego z podrygujących konstruktów.
- Świetnie. Ten jeszcze się rusza. Con będzie miał towarzystwo! - jego mina przypominała wyraz twarzy dziecka, które dostało właśnie wymyślny prezent.
- Jesteś chory - mruknęła Manuel, ale i ona się uśmiechnęła.
Wyglądało bowiem na to, że wreszcie oczyścili sterowiec. Jednakże jak dotychczas Noas zdawał się przyświecać drużynie, tak zwycięstwo miało być tylko pozorne.
Oddział żołnierzy rozdzielił się, robiąc miejsca kobiecie w długiej sukni z cekinami. Miała długą twarz w kształcie owalu, posypaną dużą ilością talku. Obok stał niewielki, łysy mężczyzna ze zwojami jakichś dokumentów, prawdopodobnie wziętych z pałacu.
- 助けてくれてありがとう - powiedziała, co skonfundowało większość załogi.
- To dziwne że cesarzowa nie zna innych języków - skwitował ktoś inny.
Nastąpiła chwila ciszy. Zespół z pałacu spoglądał na siebie, równie zaskoczony. Wreszcie łysy urzędnik westchnął i zabrał głos.
- To nie jest cesarzowa. Osoba, którą tu widzicie jest jednym z jej sobowtórów - zaanonsował.
Liczne spojrzenia spoczęły na mężczyźnie. Pod ich ciężarem zdecydował się tłumaczyć jak najkonkretniej.
- Wystawiamy takich ludzi z premedytacją. Dzięki temu, podczas kryzysowych sytuacji prawdziwa władza może ewakuować się z miasta.
Przynajmniej kilku najemników gniewnie zacisnęło dłonie. Mężczyzna jednak nie dbał o to.
- To ja rozmawiałem z wami przez radiostację i jestem wam winny przeprosiny. Chcieliśmy się ratować i byliście naszą ostatnią nadzieją.
Na te słowa jeden z agentów wystąpił do przodu.
- Wygląda zatem, że dalsza mistyfikacja nie ma sensu - w dłoniach trzymał wycelowany w Jacoba, srebrny blaster.
- Zwariowałeś? Tutaj są silniki - Eloiza wskazała na pobliskie ściany - Zabijecie nas wszystkich.
- Nie dbam o to. Jeśli jesteście zdrajcami, jesteśmy gotowi pójść na dno z całym tym statkiem.
Pozostali dwaj agenci również trzymali broń w gotowości. Musieli już wcześniej ją ukryć bądź skorzystać z zamieszania i uszczknąć z zapasów. Jeden z czarno-krzyżowców mierzył w stojącego nieopodal Richarda, ostatni zaś bezpośrednio w miejsce, gdzie powinny znajdować się turbiny. Nawet świetnie uzbrojona gwardia była teraz bezbronna, w momencie kiedy jeden strzał dzielił załogę od eksplozji.
- Wasz blef był całkiem sprytny. Lecz potrafimy rozpoznać akcję wychodzącą poza standardowe procedury - podjął znów pierwszy agent - Cokolwiek sobie roicie na nasz temat, nie jesteśmy mordercami. Przynajmniej ponad konieczność. Przez wzgląd dla waszej inteligencji wytłumaczę zatem parę rzeczy. A potem wy zrobicie to samo.
Mężczyzna zakręcił w powietrzu lufą na znak, że mimo wypowiedzianych słów mógł w każdym momencie pociągnąć za spust.
- Już użycie dokumentów niezarejestrowanego w Xanou agenta było osobliwe. Nie znaliście podstawowych komend ani protokołu. Poza tym: obcy mechanik, pilot oraz ranny szlachcic kompletnie znikąd. Wreszcie rozkazy nieprzystające nijak do naszych procedur, nawet jeśli będące częścią utajnionej misji. Żywię szczerą nadzieję, że nie macie nas za głupców zawierzając iż zignorowaliśmy tak podejrzane zabiegi. Zamierzaliśmy obserwować jak rozegracie obecność Cesarzowej i co właściwie planujecie. Wiedza jest bardziej pożyteczna niż kilku następnych więźniów. Ale to już nieaktualne.
Mężczyzna nie zdawał się napawać sytuacją. Pozostawał oszczędny w ruchach, a jego twarz była uosobieniem spokoju. Delegacja z Xanou wciąż zajmowała miejsce po drugiej stronie.
- Lepiej byście mieli dobre wytłumaczenie swoich działań.

 
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172