Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-07-2023, 12:55   #1
 
Pani's Avatar
 
Reputacja: 1 Pani nie jest za bardzo znany
[Storytelling +16] Ty zawsze przy mnie stój

[MEDIA]https://static.kb.pl/media/uploads/media_image/original/wpis/214/najlepsze-sposoby-na-cieknacy-kran.jpg[/MEDIA]


Kap, kap, kap – irytujący dźwięk przeciekającego kranu, który znajdował się w rogu szpitalnej izolatki, wyrwał mężczyznę ze snu. Zbyt zamroczony jeszcze, by zadawać sobie pytania typu gdzie jest czy nawet kim jest, odruchowo otworzył oczy. Momentalnie jego świat zalało ostre, białe światło. Było tak jasne, że musiał zamknąć powieki. Dopiero po kilkunastu uderzeniach serca udało się mu nieco je rozewrzeć i zmrużonymi oczami spojrzeć na pokój, w którym się znajdował. Spróbował się też poruszyć, ale poczuł silny opór. Był przykuty do łóżka kablami i rurkami. Nawet na głowie miał elektrody, które rejestrowały jego aktywność mózgową. Musiał wyglądać jak kosmita z filmu SF klasy B. Czuł się więźniem we własnym ciele. Chciał się podnieść, lecz żaden mięsień nie zareagował. Zupełnie jakby nie był właścicielem ciała, lecz tylko lokatorem…
Nagły flashback przeszył jego umysł.

Cytat:
Wszystko się zatrzymało. Nie czuł już bólu, strachu ani smutku. Tylko spokój i ulgę. Jego oczy zamknęły się na zawsze, a jego jestestwo oderwało się od ciała. Unosił się w przestrzeni, nie wiedząc dokąd zmierza i z jakiegoś powodu wcale go to nie martwiło. Sycił się błogością tego stanu. W którymś momencie zobaczył przed sobą jasny tunel, który wydawał się zapraszać go do środka. Poczuł ciekawość i jakąś wewnętrzną ekscytację. To mógł byś wreszcie koniec jego cierpień.
Zaczął płynąć w kierunku światła, które stawało się coraz jaśniejsze i cieplejsze. Słyszał odległe głosy, które nawoływały go z radością. Czuł, jakby wreszcie wracał do ukochanego domu.
Był blisko celu, gdy nagle coś go złapało za nogę i zaczęło ciągnąć w dół. Próbował się wyrywać, ale nie miał siły. Zobaczył piekną twarz swojego oprawcy, który wyraźnie się… naburmuszył. To był… anioł?!
- Jeszcze nie! To nie jest twój czas. Same z tobą problemy. Będzie cię trzeba lepiej pilnować… Uriel, przejmiesz go.
- Ale... przecież to zadanie dla stróża. Ja jestem archaniołem – usłyszał gdzieś dalej głos protestu drugiej postaci.
- Ten człowiek jest zbyt ważny. Nie możemy pozwolić, żeby sytuacja się powtórzyła.
- Ale…
- Nie martw się, też dostaniesz ciało.
- Cooo?!
Anioł nie zważał na protesty, znów zwrócił się do człowieka:
- No a ty, co tu jeszcze robisz? Zmykaj.

Jak na komendę jego dusza została brutalnie wrzucona z powrotem do kawałka mięsa, które znał jako swoje ciało. Poczuł ból, strach i smutek. Wszystko wróciło.

- Udało się! - usłyszał radosny głos lekarza. - Żyje!

Miał ochotę płakać.
Mężczyzna przypomniał sobie wszystko, łącznie ze swoim imieniem. Przypomniał sobie nawet to, czego nie chciał pamiętać i... pouczył przypływ strachu. Sean chciał kogoś przywołać, ale z ust wydobył się tylko suchy skowyt. Był to pierwszy dźwięk, jaki wydał od dawna. Zdał sobie sprawę, że przeżył coś strasznego i cudownego zarazem. Przeżył śmierć i powrócił do życia. Tylko po co?

Kiedy wzrok przywykł już do wszechobecnego światła, Sean rozejrzał się na tyle, na ile umożliwiał mu to sztywny kołnierz na szyi. Leżał w jednoosobowej sali szpitalnej, która była mała i miała jedynie wąski świetlik zamiast okna - dlatego cały czas włączone były tu jarzeniówki. Na ścianach wisiały plakaty z informacjami o higienie i profilaktyce.

[MEDIA]https://www.spodlady.com/zasoby/images/big/plakat-myj-rece.jpg[/MEDIA]

Przy łóżku zaś stała szafka z wazonem i wystającymi zeń na wpół zwiędniętymi kwiatami – pewnie kogoś z dawnej roboty ruszyło sumienie. Po lewej stronie pokrytych białą farbą, prostych drzwi na ściennej półce znajdował się telewizor na monety, a nieco dalej…
Sean znów jęknął.

Obok telewizora, na szpitalnym taborecie siedziała kobieta. Przez cały okres jego wybudzania, nie poruszyła się, dlatego zauważył ją tak późno. Miała urodziwą, młodą twarz, którą okalały niezbyt długie, złociste pukle. Ubrana była w pomarańczową bluzę sportową, czarne spodnie i tego samego koloru tez buty. Siedziała sztywno z dłońmi złożonymi na udach, jak grzeczna uczennica, oczekująca nagrody. Wyglądała pozornie niewinnie, lecz jej oczy…

[MEDIA]https://i.ibb.co/GTD1JLL/2a524ad3-5513-4ae3-a3ba-f24f344392c8.jpg[/MEDIA]

Te szarobłękitne studnie zdawały się nie mieć dna. To nie było spojrzenie żadnego człowieka. W tym wzroku odbicie wszak znajdowało coś, czego Sean doświadczył umierając – bezczas. Pustka i zarazem pełnia. Moc czysta i pierwotna, nie skażona ludzkimi wartościami dobra czy zła.

Czując na sobie wzrok przebudzonego, kobieta podniosła się i podeszła bliżej. Srebrzyste oczy wciąż się na niego patrzyły, przypominając cudowny tunel światła, z którego został wyrwany. Sean nie chciał tego pamiętać, tak bardzo chciał uciec przed tym nieludzkim (to dobre słowo!) spojrzeniem, lecz… nie był w stanie. Czuł się zahipnotyzowany. Mógł tylko przyglądać się bezradnie, jak nieznajoma blondynka staje obok, wyjmuje coś z szafki, co okazało się butelką wody źródlanej. Kobieta odkręciła ją, po czym włożyła do środka plastikową rurkę do picia. Jej kraniec przystawiła do suchych warg Seana.

- Tak, też nie mogę w to uwierzyć. – Jej głos był ciepły i dość niski, jak na kobietę. W zasadzie mógłby należeć tak samo do przedstawiciela płci przeciwnej. – Ale więcej takich numerów nie wywiniesz. Jestem Uriel i od teraz ja cię pilnuję. A teraz pij.

 
Pani jest offline  
Stary 26-07-2023, 14:54   #2
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
- Pilnuję? - zakpił Seán, po czym syknął, bo paroksyzm bólu przeszedł przez jego głowę niczym błyskawica.

Dziwne wspomnienia i uczucia kołatały mu chaotycznie w głowie. Ciężko mu było powiedzieć, co z tego było jawą, a co snem. A więc to tak się umiera - zaczynasz schizować o kłótniach aniołków na przedpolu urojonego raju. Niemniej było to przyjemne, szkoda że się skończyło. Na myśl o powrocie do swojej zatęchłej nory na Bronxie zbierało mu się na wymioty.

No i jeszcze ta kobieta… w pierwszej chwili jakoś wyparł ją z pamięci, dopiero gdy się odezwała uświadomił sobie jej obecność. Kim ona jest? Imię znał ze swoich wędrówek między życiem a śmiercią, ale to chyba kwestia pomieszania zmysłów, strachu, no i tych trzech działek hery, które sobie zaaplikował na czterdzieste urodziny. Jej wzrok był z jednej strony pociągający, z drugiej Seán czuł się jakoś zakłopotany… może się z nią przespał? I jeszcze ten niski, altowy głos… o cholera, może to transseksualista?!

~ Nigdy więcej dragów ~ obiecał sobie w myślach, w pełni świadom, że się oszukuje.

- Nie potrzebuję żadnej niańki, paniusiu. Dzięki, że przyszłaś i tak dalej, ale niewiele pamiętam z wczorajszego wieczora i, nie obraź się, niewiele mnie obchodzi, co zaszło. Kwiaty możesz zabrać ze sobą, nie potrzebuję ich. - Pociągnął łyka wody.

Kobieta spojrzała na niego, wciąż trzymając butelkę. Bez słowa uśmiechnęła się ze spokojem. I z wyższością. Tak, z pewnością czuła się lepsza. To było w tych jej cholernych oczach.

- Koniec dragów. - Powtórzyła na głos jego myśli.
- Mamy mało czasu, więc cię wdrożę. Mam teraz na imię Julia, gdy byłam mała mówiłam na siebie Uria. To tak na wypadek, gdyby któreś z nas potknęło się przy imieniu. - Kobieta mówiła beznamiętnym ciągiem, jakby recytując zapamiętaną formułkę. - Jestem córką kuzynki twojej matki, która 25 lat temu wyjechała na studia do Oslo. Teraz ja przeprowadziłam się do Stanów, żeby zostać scenarzystką teatralną. Formalnie jestem pół Norweżką, pół Amerykanką. Oficjalna symbioza jest prosta. Ty masz pokazać mi miasto, ja mam pilnować, żebyś nie ćpał i zaczął układać sobie życie. Jeśli spróbujesz ingerować w anielski układ, spotkają cię przykre konsekwencje ze strony sił wyższych. Oczywiście, dla twojego komfortu zamieniłam mieszkanie na większe, z dwoma sypialniami. Może kojarzyć Panią Montgomery spod 15? Miała problemy z opłaceniem czynszu, a i przez wiek trudno jej było sprzątać tak dużo mieszkanie. I to przy 5 kotach. Chętnie zamieniła się na twoją kawalerkę. W sumie bez zdziwienia, ciężko wytrzymać przy tych kocich zapachach. Czeka nas sporo pracy… Oczywiście, jak cię wypiszą.

Dobra, zaczynało się robić dziwnie, a nawet niepokojąco. Ta laska wiedziała całkiem sporo o jego życiu jak na jeden wieczór, czyżby był wtedy aż tak wylewny?
- Ehm… - wydukał nieskładnie, zastanawiając się, czy to, że ta kobieta odczytała jego myśli mogło być zwykłą koincydencją. Cholera, oczywiście, że tak.

- Słuchaj, Julio, nie wiem, co ci naopowiadałem wczoraj, ale mnie wcale niespieszno do wspólnego zamieszkania, zwłaszcza że ledwo się znamy. Nic nie wiem o żadnych układach i z nikim się nie układałem, no przynajmniej świadomie… także serio, wyluzuj. Ja wrócę do swojego życia, Ty do swojego… zresztą skoro wiesz o mnie tyle, to z pewnością nie chciałabyś uczestniczyć w moim życiu.

~ To jakaś pierdolona ćpunka, muszę się jej pozbyć jak najszybciej, bo z takimi nigdy nie wiadomo ~ pomyślał autokrytycznie, nasłuchując zarazem, czy za drzwiami kręci się ktoś, kogo mógłby wezwać na pomoc, gdyby kobieta okazała się zdeterminowana, by układać sobie z nim życie.

Jego prośby najwyżej zostały gdzieś wysłuchane, gdzie trzeba, bo ledwo kobieta odstawiła butelkę z wodą na szafkę, gdy do pokoju weszli rodzice Seana. Mężczyzna mimo woli zauważył jak bardzo się postarzeli ostatnim czasem. Oboje skurczyli się i zasuszyli. Nawet jego ojciec, którego wielokrotnie stawiał sobie niegdyś za wzór silnego mężczyzny, wyglądał teraz jak delikatna trzcina.

- Syneczku, jesteś przytomny! - ucieszyła się Anne, przyskakując do łóżka, podczas gdy Artur niemal odruchowo odebrał od niej trzymaną torbę i kubek kawy, który… wręczył Julii. Ta podziękowała skinieniem głowy.
- Ile to czasu? Całe 8 dni, 9 chyba? Nawet nie wiesz ileśmy się z Julką wymodliły przy twoim łóżku. Każdego wieczora prosiłyśmy Pana o łaskę… - by dodać wagi tym słowom, złapała stojącą obok blondynkę za rękę i uścisnęła z uczuciem. Uriel, Julia… czy kto to tam była, obdarzyła ją ciepłym, pełnym współczucia uśmiechem.
- Jak się czujesz, Sean? - ojciec przerwał emocjonalną tyradę żony, by zadać konkretne pytanie.
- Wy… się znacie? - Ta informacja zszokowała go o wiele bardziej niż umiejętność czytania w myślach.

Anne, która zaczęła poprawiać a to włosy, a to jakieś kable wokół syna, zatrzymała się na chwile zdziwiona. Po chwili jednak zaśmiała się wesoło.

- No tak, przecież wyście widzieli się ostatni raz jak Julcia miała sześć lat i wielką dziurę w zębach, bo akurat wypadły jej mleczne jedynki…
- Niech mi ciocia nawet nie przypomina. - Blondynka obok zakryła twarz dłonią, udając zawstydzenie. Jej oczy jednak nie zmieniły wyrazu - tak samo puste i pełne zarazem.
- Julia jest twoją kuzynką, która przyjechała do nas z Norwegii. Ona i jej rodzice byli u nas na Boże Narodzenie jakieś 10… nie, to już chyba 15 lat temu - dodał rzeczowe wytłumaczenie ojciec, powtarzając historyjkę, którą Sean słyszał, zanim rodzice weszli do sali. - Naprawdę powinieneś jej podziękować za opiekę, bo odwiedza cię codziennie od czasu wypadku, jednocześnie ogarniając dla was mieszkanie…
- To już niech młodzi sobie sami omówią - teraz to Anne weszła w słowo mężowi, jakby czując, że Sean jest przeładowany informacjami.

Seán był skonfundowany. Wiedział, że narkotyki w dużych uszkadzają mózg, ale chyba nie do tego stopnia, by nie pamiętał jakiejś tam, nawet dalekiej, kuzynki. Nie, coś tu było nie w porządku, jeszcze te teksty o anielskim układzie, ta scena, której zaznał nim się przebudził… Popatrzył na Julię podejrzliwie. Czego ona od niego chce? I czy to on zwariował, czy cały świat wokół?

- Dobra, nieważne, kiedy stąd wychodzę? Może niech tata zagada do lekarza, nie mam za dużo czasu, mam sprawy do prowadzenia.

Tak, wymówka w postaci spraw, jakie Seán miał prowadzić w swoim biurze detektywistycznym zawsze była przykrywką stosowaną wobec rodziców. W rzeczywistości działalność detektywa Seána ograniczała się do prowadzenia kilku nudnych śledztw za grosze i uganiania się za niewiernymi małżonkami.

Ale były sprawy ważniejsze. Skoro minął już ponad tydzień, to znaczy że zbliżał się dzień spłacenia jego dilera, a on przeleżał bezproduktywnie tyle czasu w szpitalu. Musiał szybko skołować jakieś pieniądze, jeżeli nie chciał, aby Woodward doprowadził go do o wiele poważniejszego stanu niż ten, w którym się znalazł.

Matka posmutniała.
- Kochanie, to, co zrobiłeś… To nie takie proste.
- Samobójstwo oraz narkomania są przestępstwem, Sean - dodała jego domniemana kuzynka. Potem odezwał się ojciec.
- Tylko jeśli wszyscy będziemy ręczyć za to, że to wypadek, policja da ci spokój, synu. Rzecz w tym, że… my sami już nie wiemy.
Anne zachlipała na te słowa, lecz nie przerywała mężowi.
- Kiedy ty byłeś w śpiączce, rozmawialiśmy z psychologiem, ze specjalistą od uzależnień… i z Julią. Twoja kuzynka ma anielskie serce. Zgodziła się zamieszkać z tobą i mieć na ciebie oko, żeby pomóc ci… ogarnąć się. Jednak takiej samej obietnicy oczekujemy od Ciebie, Sean. Kredyt zaufania się skończył. Czas się pozbierać. Może rozpadło ci się małżeństwo, ale Katie wciąż potrzebuje ojca. I będzie go potrzebować coraz bardziej - Artur zmarszczył brwi i spojrzał poważnie na syna.

Na te słowa i Seán posmutniał. Wiedział, że mieli rację, mieli ją nie od dzisiaj. I nieraz już ich oszukiwał, mówiąc, że będzie dobrze. Zwrócił się do matki.

-Mamo, przecież wiesz, że się staram… miesiąc, dwa i wszystko będzie lepiej. Muszę się trochę odkuć, to był wypadek… Powiedzcie to policji, nie mogę sobie pozwolić na jakieś trudności, zwłaszcza teraz…

Bolało go kłamanie matce w żywe oczy, bo wiedział, że ich zwodzi. Pragnął się zmienić, zwłaszcza dla Katie, ale wiedział, że to będzie trudne. Był przegranym narkomanem, wszystko, co miał, stracił, i nie było już do czego wracać. Gdyby oni też to zaakceptowali, byłoby łatwiej. Dla Katie zaś może lepiej, żeby w ogóle nie miała ojca, niż żeby miała ojca, którego musi się wstydzić…

- A po co mi ona? - nagle zmienił temat, spoglądając na Julię - nie jestem dzieckiem, żeby mnie pilnować. Niech wraca do tej Norwegii, czy nawet do samego piekła, skądkolwiek jest…
-Sean! - wykrzyknęła oburzona tym porównaniem matka.
- No co? Przyjeżdża mi jakaś niby kuzynka, której jakoś przypomnieć sobie nie mogę i wchodzi z buciorami w moje życie, chcąc je układać na nowo… skąd w was taka ufność do niej? Gdzie była te wszystkie lata?
- W Norwegii, głupcze! - ojciec podniósł głos, wyraźnie zirytowany. Matka nie kryła się już ze łzami. - Lekarz nas ostrzegał, że mózg narkomana umiera w trakcie życia i może dojść do zaników pamięci. Jednak nie sądziłem, że…
- Wujku… - nagle wtrąciła się domniemana kuzynka - Ja to omówię z Seanem. Wytłumaczę mu. Idźcie na kawę. naprawdę jest niezła. - Uśmiechnęła się przymilnie, wskazując przyniesiony wcześniej kubek.
Artur skinął głową.
- Nie chciałem krzyczeć - burknął jeszcze w drzwiach, zanim wyszedł, tuląc do siebie wciąż popłakującą małżonkę.
Kiedy Sean i domniemana kuzynka zostali sami, kobieta przestała się uśmiechać. Zamiast tego wyjęła z kieszeni spodni niewielki woreczek strunowy z białą zawartością. Ślina napłynęła do ust mężczyzny.
- Zgódź się, a to będzie twoje. I nie będziemy już więcej ranić twoich rodziców. To dobrzy ludzie.
Seán zawahał się, serce zabiło mocniej, adrenalina uderzyła do głowy. Po co ona w to wszystko ingeruje? Ale ma trochę tego, czego teraz mu było potrzeba.

- Kim ty jesteś? - zapytał poirytowany całą sytuacją. - Dlaczego się na mnie uwzięłaś? Jak sprawiłaś, że moi rodzice występują przeciwko mnie? - Przełknął ślinę, a potem rzekł zrezygnowany. - Dobra, niech będzie. Jak na to swoje anielskie pierdolenie, stosujesz pokusy, których nie powstydziłby się sam diabeł, wiesz?

- Wy, ludzie, lubicie obwiniać wszystko wokół, tylko nie siebie. Alkohol, papierosy, narkotyki nie są ani dobre, ani złe. To wy używacie ich do autodestrukcji, korzystając z wolnej woli. Jeśli więc ta odrobina proszku – mówiąc kobieta zanurzyła palec w woreczku i pozwoliła białemu puchowi przylgnąć do skóry opuszka – pomoże ci opanować chwilowo dążenie do samo destrukcji oraz podjąć rozsądną decyzję, tak, jestem w stanie ci ją zaproponować. Decyzję jednak wciąż podejmujesz sam. - To rzekłszy podsunęła biały palec pod usta Seana.
Seán nie słuchał etycznych wywodów Uriela. Utkwił spojrzenie najpierw w palcu, potem rzucił szybko spojrzeniem w kierunku drzwi, niczym zagrożone zwierzę.
- Patrz, czy nie wchodzą.
Po czym polizał zachłannie palec Julii i rozsmarował substancję po błonie śluzowej ust. Poczuł jak schodzi z niego stres. Odetchnął głęboko i położył się wygodnie na łóżku, oczekując na nadchodzący high.
- To teraz załatw jeszcze, żeby mnie stąd wypisali. Skoro omotałaś tak łatwo moją rodzinę, lekarz to będzie małe piwo.
Kobieta skinęła głową. Jej oczy wciąż wwiercały się w duszę Seana. Jak jego rodzice mogli tego nie dostrzegać?
- Jutro stąd wyjdziesz. Porozmawiam z Anne i Arturem. A teraz odpocznij. - to rzekłszy, domniemana kuzynka skierowała się do wyjścia.
- Będę za drzwiami.

~ A spierdalaj... ~ pomyślał Seán, czując nadchodzący stan euforii.

Nie mógł pojąć, co tu się właśnie stało. Może jego mózg rzeczywiście został trwale uszkodzony przez narkotyki? Może nadal śpi a to jakiś hiperrealistyczny sen? Niesamowite. Jego życie już i tak było jakąś gorzką komedią, że tylko nasrać na środku i aniołka na tym postawić. Pieprzyć to, niech się dzieje, co ma się dziać.

Przez głowę przeszła mu nagle jeszcze jedna myśl...

Cytat:
Jutro wychodzę. Powiedz Katie, żeby się nie martwiła
Po chwili wahania wysłał SMS-a do byłej żony. Ciekawe, czy przyprowadziła do niego małą, gdy był w śpiączce... czy w ogóle przejęła się jego stanem... bo jeśli to nie podziałało, to chyba nic już nie podziała.

Pieprzyć to, powtórzył znów w myślach i oddał się narkotycznemu snowi, jedynej ucieczce od coraz bardziej absurdalnej rzeczywistości.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 03-08-2023, 17:22   #3
 
Pani's Avatar
 
Reputacja: 1 Pani nie jest za bardzo znany
***
Była żona odpisała lakoniczne „Ok”. Serio, musiała mieć już wywalone na jego życie. Trochę przykre. A trochę zrozumiałe.
Za to na telefonie Sean znalazł 11 nieodebranych połączeń z nieznanego numeru. I jeden SMS z numeru lokalnego dilera, którego wszyscy nazywali Spłuczka: „Kasa do środy albo wpierdol”.
Cudownie. Akurat w środę miał wyjść ze szpitala.

***

Smród, to było pierwsze, co zanotował w głowie Sean, na temat nowego mieszkania. I to był faktycznie ‘smród’ w porównaniu z przykrymi zapachami, które normalnie wypełniały budynek starej kamienicy na Bronxie. Nowe mieszkanie znajdowało się na 4 piętrze, dwa piętra nad jego poprzednia kawalerką. Było to zresztą zaanektowane podstrysze – przestronne, ale duszne i zaniedbane. Wchodząc do środka, trzeba było po przejść przez długi pozbawiony okien, pełen śmieci i graffiti korytarz. Po bokach znajdowały się 4 pary drzwi, zaś na drugim końcu korytarza rozpościerał się duży, jasny salon z wysokim sufitem i upstrzonymi ptasimi odchodami oknami dachowymi.
Wewnątrz mieszkania panował nieprzyjemny zapach kociego moczu, który przenikał do wszystkich pomieszczeń. Na podłodze leżały kłębki sierści oraz prowizoryczne zabawki dla kotów, które zostawiła poprzednia właścicielka. Na ścianach wisiały wycinki z gazet, które nie wydawały się mieć ze sobą powiązań – otwarcie nowego mostu, jakaś dziewczynka wygrywająca turniej szachowy, wystawa kotów z ‘93, zeszłoroczny wypadek na autostradzie... Tapeta była podrapana i poplamiona – szczególnie na wysokości kolan. Kochane kotki…

Mieszkanie poza otwartym salonem składało się z 4 wyposażonych w drzwi pokoi: 2 sypialni, łazienki i kuchni. Sean zobaczył, że w każdym z nich poza jedną, zamkniętą sypialnią stały jego sprzęty oraz kartony z rzeczami. Ktoś nawet wstawił do drugiej sypialni – tej po lewej - jego łóżko, kilka sprzętów, które były jego własnością, a nawet podłączył kompa. Trzeba przyznać, że domniemana kuzynka nie próżnowała przez czas, kiedy był nieprzytomny.
Że też miała pewność, że Sean nie odmówi…

No tak, miała go w garści. Przed wyjściem ze szpitala znów dostał od niej „smaczka” – tym razem pigułę na uspokojenie, którą trzymał w jednej z książek na czarna godzinę. Naprawdę laska musiała przetrząść wszystkie jego rzeczy, kiedy go pakowała.

Stała teraz za jego plecami i chyba przyglądała się jego reakcjom. Nie czuła się gospodynią, by pokazać mu, gdzie co jest. Pytanie czy w ogóle ta królowa lodowego spokoju coś czuła?

Seán rozejrzał się po swoim nowym mieszkaniu. Może jego stara kawalerka była brudna, ciemna, a na drzwiach była plama z rzygów, ale przynajmniej nie śmierdziała kotami. Nie był zadowolony ani z tej zamiany, ani z kolejnej osoby w swoim życiu, która zamierza go pouczać i nadzorować, jednak spojrzał na Julię i poczuł, że wypadałoby powiedzieć coś miłego.

- No… Wersal to nie jest, ale bywałem w gorszych ruderach.

Trzeba było być miłym, bo zamierzał przejść do pewnego ważnego pytania.
Wiem, że krótko się znamy, praktycznie wcale, ale skoro mamy mieszkać i żyć razem to pomyślałem, że - zawahał się na chwilę, świadom, że mógł zabrzmieć dosyć dwuznacznie - …że może masz pożyczyć pięćset baksów?
Kobieta patrzyła na niego tymi swoimi niezwykłymi, głębokimi niczym toń oceanów oczami – Sean myślał, że po czasie do nich przywyknie, ale ni cholera. Że też innych nie peszyła tak, jak jego…

Stała teraz bez ruchu, nawet nie mrugając oczami – czyżby zawiecha systemu? Uriel przywodziła na myśl robota, który zaprzestał czynności, skupiając się wyłącznie na szukaniu informacji wewnątrz swojego dysku. Może nie wiedziała co to baksy i szukała definicji? Na szczęście reset nastąpił dość szybko. Kobieta odetchnęła.

- Nie, nie posiadam ziemskich dóbr. Jestem twoim stróżem i nie zależy mi na materialnych własnościach. Należę w całości do ciebie. – Wyznała, lecz nie było w tych słowach kokieterii czy poddańczości, tylko stwierdzenie faktów, w które Uriel (czy Julia) zdawała się wierzyć.
- Jak to? Umiesz w ciągu jednego dnia załatwić mieszkanie i kreskę, a taka głupotka cię przerasta? Postaraj się, jak taki z ciebie aniołek to powinna być pestka - wyrzekł zirytowany odmową, a może przemawiał przez niego strach? Zmienił nieco ton. - Inaczej będziemy mieli ostro przejebane, mam dług u jednego nieprzyjemnego typa i właśnie dziś przyjdzie tu po swoje pieniądze… proszę.

Starał się unikać jej wzroku.
- Nie jestem tu po to, by żyć za ciebie. - Kobieta nie spuszczała z niego oka. - Narkotyki były schowane w twoim pudełku po butach, a w przeprowadzce pomogli mi twoi sąsiedzi. W ludziach wciąż jest wiele dobra, tylko trzeba umieć je zauważyć. Powiedziałam też, że chętnie odwdzięczysz się za pomoc, gdy i oni będą jej potrzebować.

Uriel uśmiechnęła się lekko. Tymczasem Sean pomyślał o swoich sąsiadach zdolnych fizycznie do przenoszenia ciężkich rzeczy - gangsterach i ćpunach. Strach pomyśleć ile sprzętów zaginęło pewnie podczas tej przeprowadzki…
Aha, czyli przekupiłaś mnie moim własnym towarem. Pewnie powinienem być o to zły, ale widzę, że wreszcie zaczynasz mówić z sensem. Ukartowałaś całe to szaleństwo, jakie się dzieje, odkąd się przebudziłem w szpitalu. Skoro mówimy już otwarcie, to i ja chcę wiedzieć wreszcie, czego mi nie mówisz: po co tu jesteś, jak długo zamierzasz wpieprzać się w moje sprawy i właściwie co z tego masz?
Przez chwilę przeszła mu szalona myśl przez głowę.

- Tylko bez bajeczek o niebie i aniołkach, zachowaj to do straszenia dzieci. Nie wierzę w dziadków na chmurze, kotły ze smołą pod powierzchnią ziemi, skrzaty przynoszące garnce złota, a już tym bardziej w anioły przynoszące narkotyki. - W jego głosie pojawiła się nadzieja. - Jesteś ze służby? FBI? Masz sprawdzić, czy jeszcze się do czegoś nadaję, tak? Czy też heroina kompletnie wyżarła mi mózg?
- Mam sprawić, żebyś się nie zabił. - Odparła wprost, po czym dodała jakby z niechęcią. - I opiekować tobą, jednocześnie nie ingerując w twoje życiowe wybory.
Kobieta przeczesała palcami włosy. Była opanowana jak zwykle, ale Sean zauważył w jej oczach teraz coś na kształt smutku?
- Ta sytuacja jest wyjątkowa. Nie powinno mnie tu być, a jednak zostałem przysłany, - dziwne, że czasem mówiła o sobie jako mężczyzna - by chronić cię jeszcze skuteczniej. I zamierzam to robić bez względu na to, co ty czy ja o tej sytuacji myślimy. Możesz więc stać i narzekać do rana, co niczego nie zmieni, albo zacząć ogarniać swój żywot. Twoja karta wciąż ma wartość, Sean. Wciąż jest na niej więcej dobrych uczynków niż tych niewłaściwych. Rozwój wydarzeń wciąż zależy od ciebie…

Zamyślił się na chwilę, przywołując wspomnienia, których obiecywał sobie już nie przywoływać. Szybko się za to zganił.

- Pożyjemy, zobaczymy… o ile pożyjemy - dodał ponuro. - Mój diler, Spłuczka, będzie tu dziś i jak się dowie, że znowu nie mam hajsu to moje szanse na przeżycie spadną radykalnie. Ten nick nie wziął się znikąd. Chyba że… - Wpadł wreszcie na pomysł. - Może powiemy pani Montgomery, żeby mu nakłamała, że się wyprowadziłem i zaszyjemy się gdzieś na chwilę? I tak mnie w końcu znajdzie, a ja będę potrzebował nowego towaru, ale zyskamy więcej czasu i mniej złamanych kości. Może Twoje niezwykłe zdolności sugestii przydadzą się i teraz? - Spojrzał z nadzieją.

Anielica, czy kim tam była blondwłosa, pokręciła przecząco głową.
- Na pewno sobie poradzisz. - Powiedziała i zabrzmiało to jak wyuczona regułka, a nie akt wiary.
Seán zmarszczył brwi.

- Dobra, pieprz się. Tylko że i tak oboje jedziemy na tym samym wózku.
 
Pani jest offline  
Stary 06-08-2023, 20:00   #4
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Wyszedł z mieszkania i skierował kroki w kierunku swojego wcześniejszego lokum. Szczerze wolałby, aby to Julia poszła pogadać ze staruszką. Pani Montgomery nie okazywała mu nigdy sympatii, i trudno jej się było dziwić, bo Seánowi nie raz i nie dwa zdarzyło się pokrzykiwać w nocy pod jej drzwiami, a nawet pewnego razu w amoku zdarzyło mu się kopnąć jej kochanego yorka, gdy ten wredny mały skurwiel tak głośno na niego szczekał, a głowa bolała od kaca.

Cóż, pozostało mieć nadzieję, że demencja starszej pani postępuje i nie pamięta już złego. Zapukał do drzwi, a po dłuższej chwili otworzyła je malutka, pomarszczona kobieta o mętnym spojrzeniu i beznamiętnym wyrazie twarzy.

-Dzień dobry, pani Montgomery… - zaczął Seán bez pomysłu na dalszą część - ehm… jak się pani podoba nowe mieszkanie?

Starsza pani nie odpowiedziała od razu. Mężczyzna, który pracował tyle lat w służbach zobaczył w jej wzroku strach. Znał ten wyraz. Czyżby…

Drzwi uchyliły się gwałtownie, a starsza pani z jękiem poleciała na bok, odepchnięta przez wysokiego, chudego typa, który wypadł z mieszkania z pięścią gotową do uderzenia. Tylko dzięki wieloletniemu szkoleniu ciało Seana zareagowało szybciej, niż jego otumaniony narkotykowymi oparami umysł i uchyliło się przed ciosem. Spłuczka, bo tak nazywany był ciemnoskóry jegomość w luźnym t-shircie i jeansach z obniżonym krokiem, zaśmiał się chrapliwie ukazująć dwie złote plomby.

- Kurwa, wciąż to masz, co? Niezły refleks, białasie. - Pochwalił Seana, jakby byli kumplami. - Wiesz, po co przychodzę, nie?
- Stan… - zaśmiał się nerwowo i zaczął rozglądać po bokach - dobrze wyglądasz, stary. Na siłkę zacząłeś chodzić czy jak?
Wiedział dobrze, że nie ma co przeciągać struny.
- Nie uwierzysz, ale akurat ostatnio byłem w szpitalu i dopiero dziś mnie wypisali, więc no… daj mi jeszcze kilka dni i oddaję wszyściuteńko, jak zawsze.

Spłuczka wyszedł z mieszkania, bez patrzenia w stronę zbierającej się z ziemi staruszki. Podszedł blisko Seana. Jego ręce spoczywały w kieszeniach.

- Coraz częściej są z tobą problemy, białasie, a ja nie lubię problemów… - patrzył wściekłym wzrokiem na rozmówcę. Ten człowiek zdecydowanie był na lekkim haju i… naprawdę był gotów do wszystkiego.
- Ze mną? Problemy? Heh, Stan, jestem jednym z twoich najwierniejszych klientów. Czasem zdarzy się jakiś poślizg w zapłacie, ale wiesz, jak to w życiu…. Za chwilkę kończę jedno duże zlecenie, forsy będę miał w chuj, tylko ten szpital teraz wypadł. Gdyby nie to, zapłaciłbym, serio. Daj mi kilka dni, oddam ci co do grosza, obiecuję, tylko kilka dni…

Wiedział, że Spłuczka bardzo nie lubi wymówek, więc wyostrzył zmysły, by szybko uciec przed kolejnym ciosem i zaczął rozglądać się za czymś, czym mógłby odeprzeć możliwy atak. W ostateczności ten stary mop stojący w kącie powinien pomóc przynajmniej utrzymać napastnika na odległość. Nie mógł pogorszyć swoich relacji ze Stanem, miał najlepsze ceny na rewirze.

- Już to słyszałem, białasie - warknął mężczyzna. - Psujesz mi markę. A tacy kiepsko kończą… - facet wyciągnął z kieszeni nóż sprężynowy i wycelował nim w twarz Seana. Nie atakował jednak. Przynajmniej na razie. - Wyobrażasz sobie, gdyby każdy miał takie poślizgi? Nikt nie brałby mnie serio. Nikt…

- Nie tylko pieniądze mają wartość. - Usłyszeli nagle głos zza pleców Seana. No tak, musiała się przypętać! Stała tam samozwańcza anielica, ze spokojem przyglądając się sytuacji.

- Sean, jest wciąż bardzo sprawny fizycznie. - mówiła do Spłuczki - Na pewno mógłby coś dla pana zrobić, w czymś pomóc… a pan w zamian da mu kilka dodatkowych dni na spłatę długu. Nikt nikomu by wtedy nie odpuszczał, prawda? To by była po prostu kolejna umowa.

Stan przyglądał się jej chwilę, mrużąc oczy, po czym opuścił nóż i zwrócił się do Seana.
- Nowa dupa? - zapytał i nie czekając na odpowiedź dodał. - W sumie… byś mi się przydał. Przyjdę po ciebie dziś wieczorem. Jak się spiszesz to ci dam tydzień, a nawet zmniejszę dług. Tylko kurwa masz się nie chwalić, czaisz?
Seán spojrzał wzrokiem mordercy na Julię.
- Jasne, Stan, przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć. Będę gotów wieczorem.

Spłuczka uśmiechnął się krzywo, poklepał Seána protekcjonalnie po policzku i ruszył w kierunku schodów. Mijając Julię, zagwizdał.
- Masz gust, białasie. Ej, mała, jakbyś miała ochotę na kogoś, kto nie jest jebanym przegrywem gołodupcem, to odezwij się do mnie. Jak cię Spłuczka wytarmosi, to o więcej będziesz prosić - zarechotał, oblizał usta i oddalił się, znikając na schodach. Anielica odprowadziła go tym swoim spokojnym, beznamiętnym spojrzeniem.

Gdy usłyszeli trzask starych drzwi wejściowych, Seán podszedł zdecydowanym krokiem do Julii.
- W co ty mnie wrabiasz?! Przestępczość zorganizowana?! Jak mnie przyłapią to już nigdy nie wrócę do służby!
- Więcej wiary w ludzi.
Kobieta uśmiechnęła się lekko i pogładziła Seana po policzku wierzchnią stroną dłoni. Następnie wyminęła go i jak gdyby nigdy nic, powiedziała:
-Powinieneś chyba sprawdzić co u pani Montgomery. Pewnie się, biedaczka, wystraszyła.

Seán już chciał powiedzieć, co sądzi o jej naiwnym idealizmie, gdy poczuł niespodziewany dotyk na swoim policzku. Przeszedł go dreszcz, poczuł się nieswojo, ale przyjemnie… Chyba odzwyczaił się od takich pieszczot. Jej słowa wyrwały go z zamyślenia.
- Tak, może tak…
Podszedł do staruszki, znów czując, że nie bardzo wie, co zrobić i powiedzieć.
- Pani Montgomery… wszystko dobrze?
Niezgrabnie wyciągnął dłoń, by pomóc wstać staruszce.
- A idźcie wy, bandyci, wy! Nie boję się was! - wykrzyczała mu w twarz starsza pani, po czym trzasnęła drzwiami przed nosem Seana tak, że echo poniosło się w całym budynku.
~ Dlaczego zawsze jak chcę dobrze, wychodzi inaczej? ~ zapytał retorycznie w myślach Seán.
- To nie ja, to Spłuczka - rzucił machinalnie, po czym przeszło mu przez myśl coś jeszcze. - Może… ma pani pożyczyć 500 baksów?

Nie oczekiwał odpowiedzi, ale nadzieja umiera ostatnia. Odwrócił się do Julii.
- Ty mnie w to wrobiłaś, więc idziesz ze mną. Chyba że zamierzasz dalej mi rzucać kłody pod nogi, mój niezastąpiony stróżu.
- Oczywiście, że pójdę z tobą. Będę przy tobie do końca twojego życia. - Zadeklarowała poważnie anielica.
- Ok… - odpowiedział po chwili speszony - to spoko, chyba…
Gdyby nie Spłuczka na głowie, z pewnością poświęciłby więcej uwagi tej dziwnej deklaracji. Teraz trzeba było jednak ratować własną skórę.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 09-08-2023, 21:15   #5
 
Pani's Avatar
 
Reputacja: 1 Pani nie jest za bardzo znany

Przez resztę dnia Sean chodził napięty jak struna. Czego mógł chcieć od niego Spłuczka? Co mu zrobi, jak odmówi? A może to zasadzka? Jako były funkcjonariusz był w stanie dostrzec wiele paskudnych scenariuszy do tej historii. Czuł, że jego nerwy są ponapinane do granic możliwości. Wiedział, że musi być gotowy na wszystko i… musi się opanować. A na to znał jedno skuteczne lekarstwo. Niestety, wszystkie jego zapasy na czarną godzinę (o ile jakieś zostały) znajdowały się w posiadaniu blondynki, z którą - nie wiadomo czemu - dzielił teraz mieszkanie.
Mężczyzna podszedł do drzwi jej sypialni. Nie były zamknięte, jedynie lekko przymknięte. Gdy Sean zajrzał do środka, zauważył, że nie ma tam żadnych mebli. Nic. Nawet łóżka. Tylko gołe ściany i klęcząca naprzeciwko okna kobieta. Głowę miała pochyloną, a oczy przymknięte. Chyba… się modliła.

Głupio było przerywać taką - chyba? - intymną czynność. Jednak głód narkotykowy sprawiał, że wszelkie granice przestawały mieć znaczenie.


- Słuchaj - przyłapał się na tym, że nie jest pewien, czy zwracać się do niej per Uriel czy Julia - potrzebuję mojego towaru. Natychmiast. Bo chyba oszaleję.
Powoli otworzyła oczy i spojrzała na niego tymi błękitnymi manifestami pustki i pełni zarazem. Wydawało się, że jej myśli wciąż są gdzieś daleko, zanim wzrok skoncentrował się na postaci mężczyzny. Była… smutna? A może tylko zamyślona? Ciężko powiedzieć z tą jej mimiką królowej lodu.
- Jesteś silniejszy niż sam o sobie teraz myślisz. I bardziej wartościowy. Nie poddawaj się. - Oświadczyła ze spokojem.

Umysł Seana pracował na wysokich obrotach. Gdzie mogła trzymać towar. W pokoju nie, skoro nie miała mebli. Gdzieś w mieszkaniu? A może… przy sobie? Przełknął ślinę.


- Powiedz mi, gdzie to jest… potrzebuję tego, teraz, już! - krzyknął i zacisnął pięści, wcale tego nie zamierzając. - Masz natychmiast oddać mój towar, kupiłem go za moje pieniądze i będę go używał jak chcę i kiedy chcę! Żadna wścibska wariatka nie będzie mi tego utrudniać!

Był zdziwiony samym sobą. Stres, głód narkotykowy i głęboka frustracja widać dały o sobie znać, całe napięcie w nim zebrane nagle skumulowało. Patrzył na Uriela dzikim, oderwanym od rzeczywistości wzrokiem.
Kobieta wstała powoli z klęczek i stanęła naprzeciwko Seana. Jej spokój był jeszcze bardziej irytujący.
- Mówisz o pieniądzach, których nie oddałeś i które ja mam pomóc ci zwrócić? To jest ten TWÓJ towar?
- Nie zgrywaj idiotki! Mój koks, wiem, że go masz, że mi go ukradłaś, jak byłem w szpitalu! Oddawaj natychmiast, liczę do trzech, albo sam go sobie wezmę! - Rozpoczął odliczanie.
Julia stała niewzruszona. Jej wzrok wwiercał się w twarz odliczającego mężczyzny.
- Wierzę w ciebie, Sean. - Powiedziała tylko.

Jej wzrok świdrował go do głębi duszy, ale głód narastał i stopniowo przyćmiewał świadomość.

~ Nie, kurwa, tak się bawić nie będziemy ~ pomyślał w złości, po czym rzucił się na Julię z zamiarem obalenia jej na podłogę i przeszukania siłą.

Na co liczył? Że się wystraszy? Spróbuje uciekać lub się szarpać? Albo go zaatakuje?
Uriel jednak zachowała stoicką bierność, wobec czego Sean przewrócił ją bez problemu, jednocześnie siłą rozpędu samemu przygniatając kobietę do ziemi swoim ciałem. I choć sapnęła boleśnie, gdy jej plecy spotkały się z podłożem - to była jedyna reakcja, jaką uzyskał. Leżała teraz pod nim na gołej podłodze, świdrując mężczyznę tymi swoimi błękitnymi oczyskami. Nie odzywała się.
Jej brak reakcji speszył go nieco, lecz jedynie na chwilę. Przystąpił do przeszukania jak w starych, dobrych latach służby.

- Jesteś świadom tego, co robisz? Jako były funkcjonariusz i obrońca - zapytała cicho, poddając się biernie. - Potrzebujesz pomocy, Sean.
Była zgrabna. Cholera, ten workowaty sweter wskazywał naprawdę dorodne wypukłości. Nie można jednak było się rozproszyć… Wreszcie mężczyzna znalazł to, czego pragnął, czyli niewielki woreczek w tylnej kieszeni spodni Julii. Co prawda, dostanie się tam wymagało od niego kilku manewrów z jej ciałem, ale… osiągnął sukces.
Jej brak oporu był tyleż niezrozumiały, co deprymujący. Nie spotkał się jeszcze z takim zachowaniem zatrzymanego, ciekawe, czy gdyby posunął się dalej, też pozostała by bierna… zganił się za tę myśl.


- Nawet jeśli, to nie od ciebie. Nie zapraszałem cię tu i nadal cię tu nie chcę - skwitował jej szantaż moralny.

Jeszcze jedna osoba mówiąca mu co powinien, co mu wypada, a co nie. Jakby nie było ich już wystarczająco dużo. Poza tym, kto go będzie pouczał, złodziejka, która ukradła mu prochy, gdy leżał nieprzytomnie w szpitalu.


- Nie kradnij więcej moich rzeczy, to nie będę zmuszony ci ich odbierać. Bo właśnie to robią funkcjonariusze.

Wtarł w dziąsło biały proszek na uspokojenie, opierając się o ścianę. Odetchnął z ulgą i uspokoił się, lekko nawet odlatując.


- Lepiej… się… przygotuj… wkrótce Spłuczka - wybełkotał i zsunął się powoli na podłogę; czuł się wspaniale.

***

Sean śnił. Znów był w tej samej, tajemniczej wieży, która wydawała się nie mieć końca. Schody kręciły się w górę i w dół, ginąc gdzieś w mroku. Mężczyzna czuł, że jest obserwowany przez nieznane oczy, które śledziły każdy jego krok. Słyszał dziwne dźwięki, jakby szepty i skrzypienie, dochodzące z ciemności. Kto tu był? Kto go obserwował? Nie chciał tak naprawdę tego wiedzieć. Ostatnim razem schodził po schodach w dół i… przez mgłę pamiętał dokąd go to zaprowadziło. Tym razem więc postanowił obrać przeciwny kierunek. Nie wiedział, co go czeka na szczycie wieży, ale miał nadzieję, że ucieknie tam przed głosami i zobaczy gdzie tak naprawdę znajduje się ta dziwna, mroczna wieża.


Wędrował schodami długo, bardzo długo, czasem wydawało mu się, że mijały godziny, czasem, że dni, a nawet lata… ale gdy patrzył wstecz, widział sekundy. To było takie dziwne uczucie. Nie miał pojęcia, ile pięter pokonał, ani jak wysoko się znajduje. Z każdym krokiem czuł się coraz bardziej zmęczony i zniechęcony, a głosy wokół wyraźnie z niego szydziły. Czy to miało jakiś sens? Czy nie był to tylko pułapka, która miała go zabić lub zepchnąć w szaleństwo? A’propo spychania – było tu cholernie stromo, a im wyżej tym schody wydawały się węższe i bardziej zdradliwe.

W końcu dostrzegł jaśniejszy punkt nad głową. Światło wydawało się jednak być przytłumione przez drzwi lub jakiś inny obiekt, który je zasłaniał. To musiało być wejście do pomieszczenia, którego Sean szukał. Zebrał resztki sił i ruszył w górę. Wreszcie, sapiąc i dysząc z wysiłku dotarł do starych drzwi zza których sączyło się delikatne światło. Zauważył, że są one ozdobione dziwnymi symbolami i płaskorzeźbami dziwacznych istot. Nie rozumiał znaczenia tych symboli, ale czuł, że mają coś wspólnego z sekretem wieży. Ostrożnie nacisnął klamkę…. Wtem zerwał się potężny wir, który ściągał go w dół. Próbował się opierać, walczyć, a gdy to nie przynosiło skutku, krzyczeć…

 
Pani jest offline  
Stary 26-08-2023, 10:36   #6
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
… Obudził się z krzykiem na ustach.

Znajdował się w łazience swojego nowego mieszkania, w pozycji półleżącej na grubym, szarym kocu. Próbował się podnieść, lecz coś go przytrzymało za rękę. Spojrzał półprzytomnym nieco wzrokiem i… poczuł, że sen odpada od niego jak zaschnięte błoto. Był przykuty kajdankami do obdrapanego, ale solidnego kaloryfera pomiędzy ubikacją a prysznicem! To były jego własne kajdanki! Lecz… gdzie znajdował się klucz?

- Czas się oczyścić, Sean – usłyszał znajomy, głęboki głos.

W drzwiach łazienki stała samozwańcza anielica i przyglądała mu się ze spokojem i smutkiem w błękitnych oczach.

- Co do… - patrzył tępo raz na kajdanki, raz na Julię - zwariowałaś?! Sorry za to przeszukanie, ale byłem na głodzie, musiałem dostać trochę kryształu… cholera, zaraz przyjdzie Spłuczka, uwolnij mnie natychmiast! - zaczął szarpać się nerwowo, do chwili, gdy uświadomił sobie, że z tymi kajdankami to nie ma szans powodzenia.
- Rozwiążę twój problem z tamtym człowiekiem, tak jak mnie prosiłeś. Ale nie chcę już patrzeć jak niszczysz swój dar życia. Najbliższe dni z pewnością będą dla ciebie ciężkie. Postaram się dbać o ciebie i zapewnić ci wszystko, czego potrzebujesz. Poza narkotykami. - Odparła Julia już bez uśmiechu.
- Czy ty myślisz, że to takie proste?! Przykuć do kaloryfera i problem się rozwiąże? Idiotko, wypuść mnie, ja mam pracę, myślisz, że z czego będziemy w tym czasie żyć?! - Jego gniew kumulował. - Okradłaś mnie, skułaś MOIMI kajdankami, w MOIM mieszkaniu! Jesteś tu tylko nieproszonym gościem, ile razy mam ci powtarzać, żebyś się przestała wpierdalać w nieswoje sprawy! Odkuwaj natychmiast, ze Spłuczką sam sobie poradzę, nie pierwszy to raz…

Po chwili namysłu, widząc jej zdecydowaną minę, postanowił zmienić taktykę.

- Jeśli ci obiecam, że postaram się ograniczyć, uwolnisz mnie?
- Wierzę w ciebie Sean. - odparła, pomijając jego pytanie. - Jeśli chcesz, mogę ci coś przeczytać, żeby czas się mniej dłużył…
- Znając ciebie to pewnie psałterz - rzucił z rezygnacją.

Był w kropce. Mógłby krzyczeć, ale krzyki w jego mieszkaniu, ani w ogóle w tej kamienicy, nie były niczym nadzwyczajnym. Musiał jakoś przekonać tę wariatkę, by go wypuściła, a potem natychmiast wezwać policję, by ją zapakowali w kaftan.

- Jeśli wierzysz we mnie, to mnie wypuść. Na siłę nikogo nie wyleczysz, podstawą terapii uzależnień jest zgoda pacjenta, serio, wiem coś o tym. Myślisz, że ja nie chcę rzucić tego świństwa? Po prostu tak się nie da, to trzeba stopniowo, pod okiem terapeuty. Takie nagłe odcięcie uzależnionego od substancji, jeszcze w tak skrajnych warunkach, spowoduje jedynie mnóstwo cierpienia i rozstrój zdrowia. Wciąż wiesz mało o rzeczywistości, w której się znajdujesz, pomóż mi, a ja pomogę tobie, taki był układ. Razem możemy zmienić wszystko, ale jedynie wspólnie i zgodnie, a nie wymuszając na drugiej stronie pożądane działania. - Starał się brzmieć spokojnie, empatycznie i racjonalnie.

- Wiem dość dużo, by mieć świadomość, że powiesz teraz wszystko, abym cię wypuściła. - kobieta przycupnęła w drzwiach łazienki i otoczyła ramionami kolana. - Masz rację, wybór należy do ciebie, ale twoja wolna wola jest obecnie zniewolona przez nałóg. Musisz przejść detoks, żeby znów móc jasno myśleć. I dokonać wyboru, którego nikt za ciebie nie dokona. Ja chcę ci tylko otworzyć ścieżkę inną niż kłamstwo, w którym ostatnio toniesz. Naprawdę Sean, znam cię. Twój anioł stróż, który był przy tobie przed tym… wypadkiem. Przekazał mi wizje tego jak dorastałeś, jak stawałeś się tym, kim jesteś teraz…

Z wariatami trzeba ostrożnie, jak negocjator policyjny, pomyślał.

- Dobrze, skoro tyle o mnie wiesz, to wiesz zapewne, że wcale nie mam satysfakcji z tego, czym się stałem. Chcę się zmienić. Tyle że żadnego narkomana jeszcze nie wyleczono z nałogu przez przykucie do kaloryfa… mogłabyś mi chociaż trochę zaufać. I tak patrzysz mi ciągle na ręce.
Szalone, ale pierwszy raz w życiu zapragnął, aby Spłuczka czym prędzej pojawił się w jego domu. Może to marna szansa, ale chyba jedyna, na jaką mógł teraz liczyć. Ona była nieobliczalna, a modus takiego sprawcy zawsze stanowi zagadkę.
- Mylisz się. Detoks to najlepsza metoda. A ty jesteś silny psychicznie i masz dla kogo żyć i się zmienić. Dla swojej córki. Pomyśl o niej…

Wtem do drzwi mieszkania ktoś załomotał. Czyżby modlitwy Seana zostały spełnione? Spojrzał szybko na Julię. Poczekał chwilę, by sprawdzić, czy otworzy i nieco się oddali.

- Tak, wiem. Otworzę. - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Kobieta podniosła się. Wychodząc z łazienki, zamknęła za sobą drzwi.
~ Niedoczekanie twoje, dziwko ~ pomyślał.

Rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu, by ustalić, czy znajduje się tu cokolwiek, co mogłoby mu pomóc wydostać się z rąk psychopatki. Pociągnął mocno ręką, sprawdzając, czy dałby radę siłą przemóc opory kajdanek. Był skupiony, by gdy tylko usłyszy dźwięk otwieranych drzwi, zakrzyknąć głośno o pomoc, prosząc o wezwanie policji. Liczył, że nawet jeśli to Stan, z ciekawości wejdzie on do środka, zobaczyć co jest grane. Choć wolałby zdecydowanie niespodziewaną wizytę ojca.

Czas mijał, lecz nikt nie nadszedł. Sean nie słyszał ani odgłosów rozmów ani kroków w mieszkaniu. Czyżby był tu całkiem sam? Na dodatek… tak, kobieta przeszukała i opróżniła jego kieszenie. Nie miał przy sobie telefonu ani niczego poza papierem toaletowym, ręcznikami, mydłem oraz szczoteczką i pastą.

Musiał przyznać, że ta szmata wszystko sobie świetnie zaplanowała. To tłumaczy jej bierność, gdy odbierał jej swoje dragi. Ale jak to możliwe, że nie usłyszeli jego głosu? Z frustracji zaczął kopać z całej siły w podłogę, ze złudną nadzieję, że przyjdzie tu jakiś zirytowany sąsiad. Gdy już opadł z sił, ze zrezygnowaniem zaakceptował fakt, że przynajmniej na ten moment jest na łasce tej psychopatki. Trzeba było czekać na dogodny moment do ucieczki, choć bardziej niż fakt uwięzienia, przerażała go wizja nadchodzącego narkotykowego głodu.
 
MrKroffin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172