|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-07-2023, 12:55 | #1 | |
Reputacja: 1 | [Storytelling +16] Ty zawsze przy mnie stój [MEDIA]https://static.kb.pl/media/uploads/media_image/original/wpis/214/najlepsze-sposoby-na-cieknacy-kran.jpg[/MEDIA]
| |
26-07-2023, 14:54 | #2 | |
Reputacja: 1 | - Pilnuję? - zakpił Seán, po czym syknął, bo paroksyzm bólu przeszedł przez jego głowę niczym błyskawica. Dziwne wspomnienia i uczucia kołatały mu chaotycznie w głowie. Ciężko mu było powiedzieć, co z tego było jawą, a co snem. A więc to tak się umiera - zaczynasz schizować o kłótniach aniołków na przedpolu urojonego raju. Niemniej było to przyjemne, szkoda że się skończyło. Na myśl o powrocie do swojej zatęchłej nory na Bronxie zbierało mu się na wymioty. No i jeszcze ta kobieta… w pierwszej chwili jakoś wyparł ją z pamięci, dopiero gdy się odezwała uświadomił sobie jej obecność. Kim ona jest? Imię znał ze swoich wędrówek między życiem a śmiercią, ale to chyba kwestia pomieszania zmysłów, strachu, no i tych trzech działek hery, które sobie zaaplikował na czterdzieste urodziny. Jej wzrok był z jednej strony pociągający, z drugiej Seán czuł się jakoś zakłopotany… może się z nią przespał? I jeszcze ten niski, altowy głos… o cholera, może to transseksualista?! ~ Nigdy więcej dragów ~ obiecał sobie w myślach, w pełni świadom, że się oszukuje. - Nie potrzebuję żadnej niańki, paniusiu. Dzięki, że przyszłaś i tak dalej, ale niewiele pamiętam z wczorajszego wieczora i, nie obraź się, niewiele mnie obchodzi, co zaszło. Kwiaty możesz zabrać ze sobą, nie potrzebuję ich. - Pociągnął łyka wody. Kobieta spojrzała na niego, wciąż trzymając butelkę. Bez słowa uśmiechnęła się ze spokojem. I z wyższością. Tak, z pewnością czuła się lepsza. To było w tych jej cholernych oczach. - Koniec dragów. - Powtórzyła na głos jego myśli. - Mamy mało czasu, więc cię wdrożę. Mam teraz na imię Julia, gdy byłam mała mówiłam na siebie Uria. To tak na wypadek, gdyby któreś z nas potknęło się przy imieniu. - Kobieta mówiła beznamiętnym ciągiem, jakby recytując zapamiętaną formułkę. - Jestem córką kuzynki twojej matki, która 25 lat temu wyjechała na studia do Oslo. Teraz ja przeprowadziłam się do Stanów, żeby zostać scenarzystką teatralną. Formalnie jestem pół Norweżką, pół Amerykanką. Oficjalna symbioza jest prosta. Ty masz pokazać mi miasto, ja mam pilnować, żebyś nie ćpał i zaczął układać sobie życie. Jeśli spróbujesz ingerować w anielski układ, spotkają cię przykre konsekwencje ze strony sił wyższych. Oczywiście, dla twojego komfortu zamieniłam mieszkanie na większe, z dwoma sypialniami. Może kojarzyć Panią Montgomery spod 15? Miała problemy z opłaceniem czynszu, a i przez wiek trudno jej było sprzątać tak dużo mieszkanie. I to przy 5 kotach. Chętnie zamieniła się na twoją kawalerkę. W sumie bez zdziwienia, ciężko wytrzymać przy tych kocich zapachach. Czeka nas sporo pracy… Oczywiście, jak cię wypiszą. Dobra, zaczynało się robić dziwnie, a nawet niepokojąco. Ta laska wiedziała całkiem sporo o jego życiu jak na jeden wieczór, czyżby był wtedy aż tak wylewny? - Ehm… - wydukał nieskładnie, zastanawiając się, czy to, że ta kobieta odczytała jego myśli mogło być zwykłą koincydencją. Cholera, oczywiście, że tak. - Słuchaj, Julio, nie wiem, co ci naopowiadałem wczoraj, ale mnie wcale niespieszno do wspólnego zamieszkania, zwłaszcza że ledwo się znamy. Nic nie wiem o żadnych układach i z nikim się nie układałem, no przynajmniej świadomie… także serio, wyluzuj. Ja wrócę do swojego życia, Ty do swojego… zresztą skoro wiesz o mnie tyle, to z pewnością nie chciałabyś uczestniczyć w moim życiu. ~ To jakaś pierdolona ćpunka, muszę się jej pozbyć jak najszybciej, bo z takimi nigdy nie wiadomo ~ pomyślał autokrytycznie, nasłuchując zarazem, czy za drzwiami kręci się ktoś, kogo mógłby wezwać na pomoc, gdyby kobieta okazała się zdeterminowana, by układać sobie z nim życie. Jego prośby najwyżej zostały gdzieś wysłuchane, gdzie trzeba, bo ledwo kobieta odstawiła butelkę z wodą na szafkę, gdy do pokoju weszli rodzice Seana. Mężczyzna mimo woli zauważył jak bardzo się postarzeli ostatnim czasem. Oboje skurczyli się i zasuszyli. Nawet jego ojciec, którego wielokrotnie stawiał sobie niegdyś za wzór silnego mężczyzny, wyglądał teraz jak delikatna trzcina. - Syneczku, jesteś przytomny! - ucieszyła się Anne, przyskakując do łóżka, podczas gdy Artur niemal odruchowo odebrał od niej trzymaną torbę i kubek kawy, który… wręczył Julii. Ta podziękowała skinieniem głowy. - Ile to czasu? Całe 8 dni, 9 chyba? Nawet nie wiesz ileśmy się z Julką wymodliły przy twoim łóżku. Każdego wieczora prosiłyśmy Pana o łaskę… - by dodać wagi tym słowom, złapała stojącą obok blondynkę za rękę i uścisnęła z uczuciem. Uriel, Julia… czy kto to tam była, obdarzyła ją ciepłym, pełnym współczucia uśmiechem. - Jak się czujesz, Sean? - ojciec przerwał emocjonalną tyradę żony, by zadać konkretne pytanie. - Wy… się znacie? - Ta informacja zszokowała go o wiele bardziej niż umiejętność czytania w myślach. Anne, która zaczęła poprawiać a to włosy, a to jakieś kable wokół syna, zatrzymała się na chwile zdziwiona. Po chwili jednak zaśmiała się wesoło. - No tak, przecież wyście widzieli się ostatni raz jak Julcia miała sześć lat i wielką dziurę w zębach, bo akurat wypadły jej mleczne jedynki… - Niech mi ciocia nawet nie przypomina. - Blondynka obok zakryła twarz dłonią, udając zawstydzenie. Jej oczy jednak nie zmieniły wyrazu - tak samo puste i pełne zarazem. - Julia jest twoją kuzynką, która przyjechała do nas z Norwegii. Ona i jej rodzice byli u nas na Boże Narodzenie jakieś 10… nie, to już chyba 15 lat temu - dodał rzeczowe wytłumaczenie ojciec, powtarzając historyjkę, którą Sean słyszał, zanim rodzice weszli do sali. - Naprawdę powinieneś jej podziękować za opiekę, bo odwiedza cię codziennie od czasu wypadku, jednocześnie ogarniając dla was mieszkanie… - To już niech młodzi sobie sami omówią - teraz to Anne weszła w słowo mężowi, jakby czując, że Sean jest przeładowany informacjami. Seán był skonfundowany. Wiedział, że narkotyki w dużych uszkadzają mózg, ale chyba nie do tego stopnia, by nie pamiętał jakiejś tam, nawet dalekiej, kuzynki. Nie, coś tu było nie w porządku, jeszcze te teksty o anielskim układzie, ta scena, której zaznał nim się przebudził… Popatrzył na Julię podejrzliwie. Czego ona od niego chce? I czy to on zwariował, czy cały świat wokół? - Dobra, nieważne, kiedy stąd wychodzę? Może niech tata zagada do lekarza, nie mam za dużo czasu, mam sprawy do prowadzenia. Tak, wymówka w postaci spraw, jakie Seán miał prowadzić w swoim biurze detektywistycznym zawsze była przykrywką stosowaną wobec rodziców. W rzeczywistości działalność detektywa Seána ograniczała się do prowadzenia kilku nudnych śledztw za grosze i uganiania się za niewiernymi małżonkami. Ale były sprawy ważniejsze. Skoro minął już ponad tydzień, to znaczy że zbliżał się dzień spłacenia jego dilera, a on przeleżał bezproduktywnie tyle czasu w szpitalu. Musiał szybko skołować jakieś pieniądze, jeżeli nie chciał, aby Woodward doprowadził go do o wiele poważniejszego stanu niż ten, w którym się znalazł. Matka posmutniała. - Kochanie, to, co zrobiłeś… To nie takie proste. - Samobójstwo oraz narkomania są przestępstwem, Sean - dodała jego domniemana kuzynka. Potem odezwał się ojciec. - Tylko jeśli wszyscy będziemy ręczyć za to, że to wypadek, policja da ci spokój, synu. Rzecz w tym, że… my sami już nie wiemy. Anne zachlipała na te słowa, lecz nie przerywała mężowi. - Kiedy ty byłeś w śpiączce, rozmawialiśmy z psychologiem, ze specjalistą od uzależnień… i z Julią. Twoja kuzynka ma anielskie serce. Zgodziła się zamieszkać z tobą i mieć na ciebie oko, żeby pomóc ci… ogarnąć się. Jednak takiej samej obietnicy oczekujemy od Ciebie, Sean. Kredyt zaufania się skończył. Czas się pozbierać. Może rozpadło ci się małżeństwo, ale Katie wciąż potrzebuje ojca. I będzie go potrzebować coraz bardziej - Artur zmarszczył brwi i spojrzał poważnie na syna. Na te słowa i Seán posmutniał. Wiedział, że mieli rację, mieli ją nie od dzisiaj. I nieraz już ich oszukiwał, mówiąc, że będzie dobrze. Zwrócił się do matki. -Mamo, przecież wiesz, że się staram… miesiąc, dwa i wszystko będzie lepiej. Muszę się trochę odkuć, to był wypadek… Powiedzcie to policji, nie mogę sobie pozwolić na jakieś trudności, zwłaszcza teraz… Bolało go kłamanie matce w żywe oczy, bo wiedział, że ich zwodzi. Pragnął się zmienić, zwłaszcza dla Katie, ale wiedział, że to będzie trudne. Był przegranym narkomanem, wszystko, co miał, stracił, i nie było już do czego wracać. Gdyby oni też to zaakceptowali, byłoby łatwiej. Dla Katie zaś może lepiej, żeby w ogóle nie miała ojca, niż żeby miała ojca, którego musi się wstydzić… - A po co mi ona? - nagle zmienił temat, spoglądając na Julię - nie jestem dzieckiem, żeby mnie pilnować. Niech wraca do tej Norwegii, czy nawet do samego piekła, skądkolwiek jest… -Sean! - wykrzyknęła oburzona tym porównaniem matka. - No co? Przyjeżdża mi jakaś niby kuzynka, której jakoś przypomnieć sobie nie mogę i wchodzi z buciorami w moje życie, chcąc je układać na nowo… skąd w was taka ufność do niej? Gdzie była te wszystkie lata? - W Norwegii, głupcze! - ojciec podniósł głos, wyraźnie zirytowany. Matka nie kryła się już ze łzami. - Lekarz nas ostrzegał, że mózg narkomana umiera w trakcie życia i może dojść do zaników pamięci. Jednak nie sądziłem, że… - Wujku… - nagle wtrąciła się domniemana kuzynka - Ja to omówię z Seanem. Wytłumaczę mu. Idźcie na kawę. naprawdę jest niezła. - Uśmiechnęła się przymilnie, wskazując przyniesiony wcześniej kubek. Artur skinął głową. - Nie chciałem krzyczeć - burknął jeszcze w drzwiach, zanim wyszedł, tuląc do siebie wciąż popłakującą małżonkę. Kiedy Sean i domniemana kuzynka zostali sami, kobieta przestała się uśmiechać. Zamiast tego wyjęła z kieszeni spodni niewielki woreczek strunowy z białą zawartością. Ślina napłynęła do ust mężczyzny. - Zgódź się, a to będzie twoje. I nie będziemy już więcej ranić twoich rodziców. To dobrzy ludzie. Seán zawahał się, serce zabiło mocniej, adrenalina uderzyła do głowy. Po co ona w to wszystko ingeruje? Ale ma trochę tego, czego teraz mu było potrzeba. - Kim ty jesteś? - zapytał poirytowany całą sytuacją. - Dlaczego się na mnie uwzięłaś? Jak sprawiłaś, że moi rodzice występują przeciwko mnie? - Przełknął ślinę, a potem rzekł zrezygnowany. - Dobra, niech będzie. Jak na to swoje anielskie pierdolenie, stosujesz pokusy, których nie powstydziłby się sam diabeł, wiesz? - Wy, ludzie, lubicie obwiniać wszystko wokół, tylko nie siebie. Alkohol, papierosy, narkotyki nie są ani dobre, ani złe. To wy używacie ich do autodestrukcji, korzystając z wolnej woli. Jeśli więc ta odrobina proszku – mówiąc kobieta zanurzyła palec w woreczku i pozwoliła białemu puchowi przylgnąć do skóry opuszka – pomoże ci opanować chwilowo dążenie do samo destrukcji oraz podjąć rozsądną decyzję, tak, jestem w stanie ci ją zaproponować. Decyzję jednak wciąż podejmujesz sam. - To rzekłszy podsunęła biały palec pod usta Seana. Seán nie słuchał etycznych wywodów Uriela. Utkwił spojrzenie najpierw w palcu, potem rzucił szybko spojrzeniem w kierunku drzwi, niczym zagrożone zwierzę. - Patrz, czy nie wchodzą. Po czym polizał zachłannie palec Julii i rozsmarował substancję po błonie śluzowej ust. Poczuł jak schodzi z niego stres. Odetchnął głęboko i położył się wygodnie na łóżku, oczekując na nadchodzący high. - To teraz załatw jeszcze, żeby mnie stąd wypisali. Skoro omotałaś tak łatwo moją rodzinę, lekarz to będzie małe piwo. Kobieta skinęła głową. Jej oczy wciąż wwiercały się w duszę Seana. Jak jego rodzice mogli tego nie dostrzegać? - Jutro stąd wyjdziesz. Porozmawiam z Anne i Arturem. A teraz odpocznij. - to rzekłszy, domniemana kuzynka skierowała się do wyjścia. - Będę za drzwiami. ~ A spierdalaj... ~ pomyślał Seán, czując nadchodzący stan euforii. Nie mógł pojąć, co tu się właśnie stało. Może jego mózg rzeczywiście został trwale uszkodzony przez narkotyki? Może nadal śpi a to jakiś hiperrealistyczny sen? Niesamowite. Jego życie już i tak było jakąś gorzką komedią, że tylko nasrać na środku i aniołka na tym postawić. Pieprzyć to, niech się dzieje, co ma się dziać. Przez głowę przeszła mu nagle jeszcze jedna myśl... Cytat:
Pieprzyć to, powtórzył znów w myślach i oddał się narkotycznemu snowi, jedynej ucieczce od coraz bardziej absurdalnej rzeczywistości. | |
03-08-2023, 17:22 | #3 |
Reputacja: 1 |
|
06-08-2023, 20:00 | #4 |
Reputacja: 1 | Wyszedł z mieszkania i skierował kroki w kierunku swojego wcześniejszego lokum. Szczerze wolałby, aby to Julia poszła pogadać ze staruszką. Pani Montgomery nie okazywała mu nigdy sympatii, i trudno jej się było dziwić, bo Seánowi nie raz i nie dwa zdarzyło się pokrzykiwać w nocy pod jej drzwiami, a nawet pewnego razu w amoku zdarzyło mu się kopnąć jej kochanego yorka, gdy ten wredny mały skurwiel tak głośno na niego szczekał, a głowa bolała od kaca. Cóż, pozostało mieć nadzieję, że demencja starszej pani postępuje i nie pamięta już złego. Zapukał do drzwi, a po dłuższej chwili otworzyła je malutka, pomarszczona kobieta o mętnym spojrzeniu i beznamiętnym wyrazie twarzy. -Dzień dobry, pani Montgomery… - zaczął Seán bez pomysłu na dalszą część - ehm… jak się pani podoba nowe mieszkanie? Starsza pani nie odpowiedziała od razu. Mężczyzna, który pracował tyle lat w służbach zobaczył w jej wzroku strach. Znał ten wyraz. Czyżby… Drzwi uchyliły się gwałtownie, a starsza pani z jękiem poleciała na bok, odepchnięta przez wysokiego, chudego typa, który wypadł z mieszkania z pięścią gotową do uderzenia. Tylko dzięki wieloletniemu szkoleniu ciało Seana zareagowało szybciej, niż jego otumaniony narkotykowymi oparami umysł i uchyliło się przed ciosem. Spłuczka, bo tak nazywany był ciemnoskóry jegomość w luźnym t-shircie i jeansach z obniżonym krokiem, zaśmiał się chrapliwie ukazująć dwie złote plomby. - Kurwa, wciąż to masz, co? Niezły refleks, białasie. - Pochwalił Seana, jakby byli kumplami. - Wiesz, po co przychodzę, nie? - Stan… - zaśmiał się nerwowo i zaczął rozglądać po bokach - dobrze wyglądasz, stary. Na siłkę zacząłeś chodzić czy jak? Wiedział dobrze, że nie ma co przeciągać struny. - Nie uwierzysz, ale akurat ostatnio byłem w szpitalu i dopiero dziś mnie wypisali, więc no… daj mi jeszcze kilka dni i oddaję wszyściuteńko, jak zawsze. Spłuczka wyszedł z mieszkania, bez patrzenia w stronę zbierającej się z ziemi staruszki. Podszedł blisko Seana. Jego ręce spoczywały w kieszeniach. - Coraz częściej są z tobą problemy, białasie, a ja nie lubię problemów… - patrzył wściekłym wzrokiem na rozmówcę. Ten człowiek zdecydowanie był na lekkim haju i… naprawdę był gotów do wszystkiego. - Ze mną? Problemy? Heh, Stan, jestem jednym z twoich najwierniejszych klientów. Czasem zdarzy się jakiś poślizg w zapłacie, ale wiesz, jak to w życiu…. Za chwilkę kończę jedno duże zlecenie, forsy będę miał w chuj, tylko ten szpital teraz wypadł. Gdyby nie to, zapłaciłbym, serio. Daj mi kilka dni, oddam ci co do grosza, obiecuję, tylko kilka dni… Wiedział, że Spłuczka bardzo nie lubi wymówek, więc wyostrzył zmysły, by szybko uciec przed kolejnym ciosem i zaczął rozglądać się za czymś, czym mógłby odeprzeć możliwy atak. W ostateczności ten stary mop stojący w kącie powinien pomóc przynajmniej utrzymać napastnika na odległość. Nie mógł pogorszyć swoich relacji ze Stanem, miał najlepsze ceny na rewirze. - Już to słyszałem, białasie - warknął mężczyzna. - Psujesz mi markę. A tacy kiepsko kończą… - facet wyciągnął z kieszeni nóż sprężynowy i wycelował nim w twarz Seana. Nie atakował jednak. Przynajmniej na razie. - Wyobrażasz sobie, gdyby każdy miał takie poślizgi? Nikt nie brałby mnie serio. Nikt… - Nie tylko pieniądze mają wartość. - Usłyszeli nagle głos zza pleców Seana. No tak, musiała się przypętać! Stała tam samozwańcza anielica, ze spokojem przyglądając się sytuacji. - Sean, jest wciąż bardzo sprawny fizycznie. - mówiła do Spłuczki - Na pewno mógłby coś dla pana zrobić, w czymś pomóc… a pan w zamian da mu kilka dodatkowych dni na spłatę długu. Nikt nikomu by wtedy nie odpuszczał, prawda? To by była po prostu kolejna umowa. Stan przyglądał się jej chwilę, mrużąc oczy, po czym opuścił nóż i zwrócił się do Seana. - Nowa dupa? - zapytał i nie czekając na odpowiedź dodał. - W sumie… byś mi się przydał. Przyjdę po ciebie dziś wieczorem. Jak się spiszesz to ci dam tydzień, a nawet zmniejszę dług. Tylko kurwa masz się nie chwalić, czaisz? Seán spojrzał wzrokiem mordercy na Julię. - Jasne, Stan, przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć. Będę gotów wieczorem. Spłuczka uśmiechnął się krzywo, poklepał Seána protekcjonalnie po policzku i ruszył w kierunku schodów. Mijając Julię, zagwizdał. - Masz gust, białasie. Ej, mała, jakbyś miała ochotę na kogoś, kto nie jest jebanym przegrywem gołodupcem, to odezwij się do mnie. Jak cię Spłuczka wytarmosi, to o więcej będziesz prosić - zarechotał, oblizał usta i oddalił się, znikając na schodach. Anielica odprowadziła go tym swoim spokojnym, beznamiętnym spojrzeniem. Gdy usłyszeli trzask starych drzwi wejściowych, Seán podszedł zdecydowanym krokiem do Julii. - W co ty mnie wrabiasz?! Przestępczość zorganizowana?! Jak mnie przyłapią to już nigdy nie wrócę do służby! - Więcej wiary w ludzi. Kobieta uśmiechnęła się lekko i pogładziła Seana po policzku wierzchnią stroną dłoni. Następnie wyminęła go i jak gdyby nigdy nic, powiedziała: -Powinieneś chyba sprawdzić co u pani Montgomery. Pewnie się, biedaczka, wystraszyła. Seán już chciał powiedzieć, co sądzi o jej naiwnym idealizmie, gdy poczuł niespodziewany dotyk na swoim policzku. Przeszedł go dreszcz, poczuł się nieswojo, ale przyjemnie… Chyba odzwyczaił się od takich pieszczot. Jej słowa wyrwały go z zamyślenia. - Tak, może tak… Podszedł do staruszki, znów czując, że nie bardzo wie, co zrobić i powiedzieć. - Pani Montgomery… wszystko dobrze? Niezgrabnie wyciągnął dłoń, by pomóc wstać staruszce. - A idźcie wy, bandyci, wy! Nie boję się was! - wykrzyczała mu w twarz starsza pani, po czym trzasnęła drzwiami przed nosem Seana tak, że echo poniosło się w całym budynku. ~ Dlaczego zawsze jak chcę dobrze, wychodzi inaczej? ~ zapytał retorycznie w myślach Seán. - To nie ja, to Spłuczka - rzucił machinalnie, po czym przeszło mu przez myśl coś jeszcze. - Może… ma pani pożyczyć 500 baksów? Nie oczekiwał odpowiedzi, ale nadzieja umiera ostatnia. Odwrócił się do Julii. - Ty mnie w to wrobiłaś, więc idziesz ze mną. Chyba że zamierzasz dalej mi rzucać kłody pod nogi, mój niezastąpiony stróżu. - Oczywiście, że pójdę z tobą. Będę przy tobie do końca twojego życia. - Zadeklarowała poważnie anielica. - Ok… - odpowiedział po chwili speszony - to spoko, chyba… Gdyby nie Spłuczka na głowie, z pewnością poświęciłby więcej uwagi tej dziwnej deklaracji. Teraz trzeba było jednak ratować własną skórę. |
09-08-2023, 21:15 | #5 |
Reputacja: 1 |
|
26-08-2023, 10:36 | #6 |
Reputacja: 1 | … Obudził się z krzykiem na ustach. Znajdował się w łazience swojego nowego mieszkania, w pozycji półleżącej na grubym, szarym kocu. Próbował się podnieść, lecz coś go przytrzymało za rękę. Spojrzał półprzytomnym nieco wzrokiem i… poczuł, że sen odpada od niego jak zaschnięte błoto. Był przykuty kajdankami do obdrapanego, ale solidnego kaloryfera pomiędzy ubikacją a prysznicem! To były jego własne kajdanki! Lecz… gdzie znajdował się klucz? - Czas się oczyścić, Sean – usłyszał znajomy, głęboki głos. W drzwiach łazienki stała samozwańcza anielica i przyglądała mu się ze spokojem i smutkiem w błękitnych oczach. - Co do… - patrzył tępo raz na kajdanki, raz na Julię - zwariowałaś?! Sorry za to przeszukanie, ale byłem na głodzie, musiałem dostać trochę kryształu… cholera, zaraz przyjdzie Spłuczka, uwolnij mnie natychmiast! - zaczął szarpać się nerwowo, do chwili, gdy uświadomił sobie, że z tymi kajdankami to nie ma szans powodzenia. - Rozwiążę twój problem z tamtym człowiekiem, tak jak mnie prosiłeś. Ale nie chcę już patrzeć jak niszczysz swój dar życia. Najbliższe dni z pewnością będą dla ciebie ciężkie. Postaram się dbać o ciebie i zapewnić ci wszystko, czego potrzebujesz. Poza narkotykami. - Odparła Julia już bez uśmiechu. - Czy ty myślisz, że to takie proste?! Przykuć do kaloryfera i problem się rozwiąże? Idiotko, wypuść mnie, ja mam pracę, myślisz, że z czego będziemy w tym czasie żyć?! - Jego gniew kumulował. - Okradłaś mnie, skułaś MOIMI kajdankami, w MOIM mieszkaniu! Jesteś tu tylko nieproszonym gościem, ile razy mam ci powtarzać, żebyś się przestała wpierdalać w nieswoje sprawy! Odkuwaj natychmiast, ze Spłuczką sam sobie poradzę, nie pierwszy to raz… Po chwili namysłu, widząc jej zdecydowaną minę, postanowił zmienić taktykę. - Jeśli ci obiecam, że postaram się ograniczyć, uwolnisz mnie? - Wierzę w ciebie Sean. - odparła, pomijając jego pytanie. - Jeśli chcesz, mogę ci coś przeczytać, żeby czas się mniej dłużył… - Znając ciebie to pewnie psałterz - rzucił z rezygnacją. Był w kropce. Mógłby krzyczeć, ale krzyki w jego mieszkaniu, ani w ogóle w tej kamienicy, nie były niczym nadzwyczajnym. Musiał jakoś przekonać tę wariatkę, by go wypuściła, a potem natychmiast wezwać policję, by ją zapakowali w kaftan. - Jeśli wierzysz we mnie, to mnie wypuść. Na siłę nikogo nie wyleczysz, podstawą terapii uzależnień jest zgoda pacjenta, serio, wiem coś o tym. Myślisz, że ja nie chcę rzucić tego świństwa? Po prostu tak się nie da, to trzeba stopniowo, pod okiem terapeuty. Takie nagłe odcięcie uzależnionego od substancji, jeszcze w tak skrajnych warunkach, spowoduje jedynie mnóstwo cierpienia i rozstrój zdrowia. Wciąż wiesz mało o rzeczywistości, w której się znajdujesz, pomóż mi, a ja pomogę tobie, taki był układ. Razem możemy zmienić wszystko, ale jedynie wspólnie i zgodnie, a nie wymuszając na drugiej stronie pożądane działania. - Starał się brzmieć spokojnie, empatycznie i racjonalnie. - Wiem dość dużo, by mieć świadomość, że powiesz teraz wszystko, abym cię wypuściła. - kobieta przycupnęła w drzwiach łazienki i otoczyła ramionami kolana. - Masz rację, wybór należy do ciebie, ale twoja wolna wola jest obecnie zniewolona przez nałóg. Musisz przejść detoks, żeby znów móc jasno myśleć. I dokonać wyboru, którego nikt za ciebie nie dokona. Ja chcę ci tylko otworzyć ścieżkę inną niż kłamstwo, w którym ostatnio toniesz. Naprawdę Sean, znam cię. Twój anioł stróż, który był przy tobie przed tym… wypadkiem. Przekazał mi wizje tego jak dorastałeś, jak stawałeś się tym, kim jesteś teraz… Z wariatami trzeba ostrożnie, jak negocjator policyjny, pomyślał. - Dobrze, skoro tyle o mnie wiesz, to wiesz zapewne, że wcale nie mam satysfakcji z tego, czym się stałem. Chcę się zmienić. Tyle że żadnego narkomana jeszcze nie wyleczono z nałogu przez przykucie do kaloryfa… mogłabyś mi chociaż trochę zaufać. I tak patrzysz mi ciągle na ręce. Szalone, ale pierwszy raz w życiu zapragnął, aby Spłuczka czym prędzej pojawił się w jego domu. Może to marna szansa, ale chyba jedyna, na jaką mógł teraz liczyć. Ona była nieobliczalna, a modus takiego sprawcy zawsze stanowi zagadkę. - Mylisz się. Detoks to najlepsza metoda. A ty jesteś silny psychicznie i masz dla kogo żyć i się zmienić. Dla swojej córki. Pomyśl o niej… Wtem do drzwi mieszkania ktoś załomotał. Czyżby modlitwy Seana zostały spełnione? Spojrzał szybko na Julię. Poczekał chwilę, by sprawdzić, czy otworzy i nieco się oddali. - Tak, wiem. Otworzę. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Kobieta podniosła się. Wychodząc z łazienki, zamknęła za sobą drzwi. ~ Niedoczekanie twoje, dziwko ~ pomyślał. Rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu, by ustalić, czy znajduje się tu cokolwiek, co mogłoby mu pomóc wydostać się z rąk psychopatki. Pociągnął mocno ręką, sprawdzając, czy dałby radę siłą przemóc opory kajdanek. Był skupiony, by gdy tylko usłyszy dźwięk otwieranych drzwi, zakrzyknąć głośno o pomoc, prosząc o wezwanie policji. Liczył, że nawet jeśli to Stan, z ciekawości wejdzie on do środka, zobaczyć co jest grane. Choć wolałby zdecydowanie niespodziewaną wizytę ojca. Czas mijał, lecz nikt nie nadszedł. Sean nie słyszał ani odgłosów rozmów ani kroków w mieszkaniu. Czyżby był tu całkiem sam? Na dodatek… tak, kobieta przeszukała i opróżniła jego kieszenie. Nie miał przy sobie telefonu ani niczego poza papierem toaletowym, ręcznikami, mydłem oraz szczoteczką i pastą. Musiał przyznać, że ta szmata wszystko sobie świetnie zaplanowała. To tłumaczy jej bierność, gdy odbierał jej swoje dragi. Ale jak to możliwe, że nie usłyszeli jego głosu? Z frustracji zaczął kopać z całej siły w podłogę, ze złudną nadzieję, że przyjdzie tu jakiś zirytowany sąsiad. Gdy już opadł z sił, ze zrezygnowaniem zaakceptował fakt, że przynajmniej na ten moment jest na łasce tej psychopatki. Trzeba było czekać na dogodny moment do ucieczki, choć bardziej niż fakt uwięzienia, przerażała go wizja nadchodzącego narkotykowego głodu. |