Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2023, 14:07   #171
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Qui bibit, dormit; qui dormit, non peccat; qui non peccat, sanctus est; ergo: qui bibit, sanctus est

Ebenezer pił. Na umór. Żeby spać, żeby nie grzeszyć i żeby nie myśleć. Wiedział, że na trzeźwo nie zniesie tego co wyrabiały ich drużynowe lekarka i entomolożka w towarzystwie zgrai napalonych barbarzyńców. Tak. Gardził tymi psubratami. I z czystym sumieniem wystrzelałby całą zgraję do nogi, a potem odszedł nie mówiąc nawet pacierza. Może to było i nie po chrześcijańsku, jednak gniew, który wzbierał w duchownym był wręcz piekielny. Jedynym wyjściem zdawał się więc alkohol. A, że po alkoholu wielebny robił się znacznie bardziej tolerancyjny, to zanim padł trupem to nawet pożyczył towarzystwu miłej zabawy. Zaocznie rzecz jasna.

Ranek był wyjątkowo nieprzyjemny. Łeb napieprzał niczym młot, a sumienie gryzło. Choć tak na prawdę już znacznie mniej. Bo jednak wspomnienie widoku nagich Sarah i Maggie przywoływało lekki uśmieszek na twarzy pastora. Ebenezer wprawdzie nie odrzucił jeszcze swoich ideałów, jednak był teraz znacznie bardziej tolerancyjny. No ale co innego zabawa w parach, a co innego orgia. Nie... O tym nie dało się myśleć na kacu i nie zwymiotować.

Panienki z początku chodziły dość dziwnie. No cóż, były przecież mocno przechodzone. Jednak powoli dochodziły do siebie. Wielebny też szedł, a właściwie wlókł się za resztą ekipy dość chwiejnym krokiem. On dla odróżnienia był mocno przepity. Porządna kawa i kilkugodzinny marsz zrobiły jednak swoje i w okolicach południa pastor zaczął powoli dochodzić do siebie. Hmmm.... Ciekawe ile razy dochodziły Margeritte i Sarah? - przebiegło mu przez myśl, a głupi uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy. Jak to jest, że coś może być z jednej strony obrzydliwe i odpychające, a z drugiej podniecające i przyjemne. Dziwna jest ludzka natura...

Około obiadu do członków (hm... znów dziwne skojarzenie - o czym ja myślę? - skarcił w myślach samego siebie pastor) ekipy poszukiwawczej dobiegły przeraźliwe krzyki jakiegoś nieszczęśnika. Okazało się, że nagi dzikus został przywiązany do drzewa i pozostawiony na pożarcie robactwu. Okrutna śmierć, której na swoje szczęście zdołał uniknąć. Słaniał się biedak na nogach, aż obaj Thompsonowie musieli go podtrzymywać. Dobrze, że Ebenezer już trochę odtajał, bo jeszcze kilka godzin wcześniej wiódłby ślepy kulawego.

Gdy już trochę chłopina ochłonął i wydawało się, że sprawa jest załatwiona, Mathew zawołał towarzyszy, pokazując im czaszkę na kiju. Jakiś totem, albo ostrzeżenie. Łowcy głów? Kanibale? Trudno powiedzieć, jednak odnaleziony znak nie zwiastował nic dobrego.
- Proponuję zwijać majdan i odejść jak najszybciej z tego miejsca. Możemy założyć, że dzikusy albo obserwowały tego nieszczęśnika, albo niedługo przyjdą sprawdzić czy już wyzionął ducha. Spotkanie z nimi raczej nie będzie miłe.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 22-05-2023 o 14:10.
Pliman jest offline  
Stary 23-05-2023, 15:05   #172
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wyposażenie jeszcze raz zostało wzięte przez wynajętych tragarzy. Urocza Sarah oraz urocza Margeritte zaspokoiły mężczyzn. Zresztą właściwie mając z tego nie mniejszą uciechę niż oni. Reporterowi nic do tego. Jak chciały tak miały oraz były ucieszone. On zaś też, że nie ma kłopotów, choć uważał, że obsługa jest niepewna. Warto byłoby ją wymienić, jeśli byłaby taka szansa.

Później sytuacja jednak wszystko stało się problematyczne. Znaleziony ranny człowiek. Indianin. Ale co zrobił, albo może niczego nie zrobił? Kto wie. Oczywiście pomogli mu, ale co oznaczała owa pomoc? Wkurzyli kogoś, czy też znaleźli sprzymierzeńca, albo to oraz to.
- Słuchajcie, musimy założyć mocne, nocne warty. Uratowany człowiek, wiadomo, trzeba było pomóc, ale nie mamy pojęcia czy ktoś nam za to nie podziękuje strzałami. Lepiej uważać. Oraz faktycznie spytajmy wszystkich tragarzy, czy poznają ów język owego człowieka.
 
Kelly jest offline  
Stary 27-05-2023, 17:36   #173
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Brazylia.
Dżungla.
Na północ od Carauari.
2 lipiec, 1930 rok.
Wtorek.
Popołudnie.

Poraniony indianin został fachowo opatrzony, a potem nawet otrzymał kawałek materiału, by sobie zasłonić, co wypadało… rozumiejąc dopiero po naprawdę kilku chwilach gestykulacji na migi, o co chodziło. No ale w końcu zasłonił, przewiązując się w pasie niby przepaską biodrową…

Jeść nic nie chciał.

Nikt z tragarzy zaś, również nie umiał się z nim dogadać, najwyraźniej był to albo tak nieznany język, albo… nikomu z tych prostaków nie chciało się go nauczyć.

Zjedzono więc spokojnie posiłek, po czym nadszedł czas, by ruszyć w dalszą drogę.


~

Nie minął jednak kwadrans, gdy ich "znajda", wędrującą z nimi, zaczęła się wzbraniać odnośnie dalszej wędrówki. Indianin coś tam gadał po swojemu, gestykulując w kierunku marszu, potem na siebie, a potem w kierunku gdzieś na prawo… chciał ich opuścić i wracać do swoich? Nie chciał iść tam, gdzie wybierało się towarzystwo? Bo… było to niebezpieczne?? Pokazywał inną drogę? Trudno, naprawdę trudno było jednoznacznie stwierdzić, o co jemu chodziło.

Co więc zrobić z tym fantem? Hmmm…

Większość zdecydowała, by iść za indianinem w kierunku, jaki im pokazywał. Jedynie Ebenezer chciał go odesłać w cholibę, by sobie poszedł swoją drogą.


~

Poszli więc za rannym tubylcem, przedzierając się przez dżunglę… godzinę czasu. On zaś zachęcał ich gestem dłoni, by szli dalej, a nawet się uśmiechał, i czasem przykładał palce do ust, jakby pokazując, że coś w nie wkłada, i że je? Czyżby mieli dostać jedzenie?

….

Z wszelkich, otaczających ich krzaków, rozległy się nagle dzikie wrzaski, i wyskoczyła zgraja tubylców. Mieli w łapach łuki, dzidy, dmuchawki, i jakieś dziwaczne bronie do walki wręcz.


A ich "znajomy" indianin, doskoczył błyskawicznie do zszokowanej Sarah, i mocno złapał ją dłonią za kark… dając i kopa piętą w tył kolana, w te zgięcie(które w sumie nazywało się "okolicą podkolanową", o czym lekarka wiedziała). Jednocześnie i trochę skierował ją ku sobie, efektem czego dziewczyna padła na kolanko tuż przed nim, a on, trzymając ją za kark… pacnął jej policzkiem w swoje przyrodzenie, pod skąpym materiałem opaski biodrowej.

I tak ją tam trzymał, jednocześnie i coś wrzeszczał do swoich(?), gestykulując jedną ręką.

A pieprzeni tragarze, również wrzeszcząc, zaczęli uciekać w cholerę, rzucając, co kto akurat niósł… zrobił się niezły burdel.

- Sarah!! Sarah gadaj coś!! - Wrzasnęła Iris, celując do otaczających ich tubylców z karabinku Thompsona.

Margeritte piszczała ze strachu.

Daniel, Mathew, i Ebenezer, również celowali(?) w niespodziewanych dzikusów, wyskakujących z krzaków, dzikusy celowały w nich, wiele osób wrzeszczało…








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 28-05-2023, 12:03   #174
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
- A puścić go, niech lezie kędy wola - wypowiedział swe zdanie pastor, gdy towarzystwo zastanawiało się jak zareagować na gestykulacje indiańca, który ewidentnie chciał iść w innym kierunku niż drużyna poszukiwawcza. Reszta była jednak innego zdania. Zapewne uznali, że dzikus chce się odwdzięczyć za uratowanie jego marnego żywota. Kapłan wiedział jednak, że poganom ufać nie należy. Chrystusa nie znali i w "podzięce" mogli równie dobrze wbić nóż pod żebra, bo taka była wola bałwana, którego wyznawali. Albo i z jeszcze głupszej przyczyny. Ten jednak zadowolony, że biali przystali na jego propozycję zaczął pokazywać coś co kojarzyło się z jedzeniem. W sumie dobrze by było gdyby zaprowadził ich do jakiejś przyjaznej wioski, gdzie dostaliby jakiś miejscowy posiłek. Nic bardziej mylnego...

Okazało się, że osobnik zaprowadził ich w pułapkę, zaś to po tym co zrobił Sarah było raczej oczywiste jak należy interpretować jego wcześniejsze gesty.
- Ingratus! - wysyczał wielebny - Dixeris maledicta cuncta, cum ingratum hominem dixeris - dodał, powstrzymując się od bardziej wulgarnych obelg, które cisnęły mu się na usta.
Lekareczka wprawdzie była dość, hmm... lubieżną osóbką, o czym pastor zdążył się przekonać, jednak chyba żadna kobieta nie lubiła gwałtu. A na to się w tej chwili zanosiło. Ebenezer niemal instynktownie ściągnął z pleców winchestera i wycelował bydlakowi w łeb. W ostatnim przypływie zdrowego rozsądku zatrzymał jednak palec zaciskający się na cynglu. Odstrzelenie psubrata zdawało się być mocno ryzykowne, w kontekście kilkudziesięciu grotów i dmuchawek wymierzonych w ich kierunku.
- Co robimy? - rzucił do Daniela i Mathewa, którzy w pierwszym odruchu również sięgnęli po broń.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 29-05-2023, 11:42   #175
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Uratowany Indianiec niemową nie był, ale wspólnego języka znaleźć z nim nie można było, a rozmowa na migi nie przyniosła żadnych rezultatów.
- Daniel. - Myśliwy wskazał palcem na siebie.
- Mathew. - Pokazał reportera.
- Ebenezer. - Stuknął palcem w pierś pastora.
- A ty? - Powtórzył gest na Indiańcu.
Ten jednak okazał się nad podziw tępy i wytrzeszczał jeno ślipska i nic nie mówił, nawet nie raczył powtórzyć czegokolwiek po Danielu.

Jakiś czas później okazało się, że wyrwany z objęć śmierci Indianin ma negatywny stosunek do drogi, jaką obrali poszukiwacze zaginionej córki profesora. Powód zmiany trasy pozostał niejasny, ale większość, wbrew oporowi pastora, zgodziła się na zmianę trasy.

Zaskoczenie było całkowite, a ilość wymierzonych w ich stronę dzid, strzał i dmuchawek porażała.
I przeraziła, szczególnie tragarzy, którzy uciekli co sił w nogach, a dla ułatwienia sobie ucieczki pozbyli się wszystkich bagaży. Wcześniejsze poświęcenie pań poszło na marne... ale czy o tym warto było teraz myśleć?
Daniel, z karabinem gotowym do strzału, wpatrywał się w "ich" Indiańca, usiłując rozszyfrować jego zachowanie i domyślić się, co oznaczają jego gesty i okrzyki...
"Chodźcie, będzie ruchanko!"?
"Patrzcie, jaką zdobyłem suczkę!"?
"To moja baba, wara do niej!"?
Diabli wiedzieli, ale postępowanie wobec Sarah sugerowało jedno - że z wdzięczności za uratowanie życia Indianiec pozwoli lekarce zrobić dobrze ustami. I gdyby nie dwudziestka otaczających ich dzikusów taki sposób okazywania wdzięczności byłby dość zabawny.
No ale nie był... a jedynym plusem całego zajścia było to, że dzikusy jak na razie nie strzelały.
- Czekamy. - Daniel, chociaż najchętniej odstrzeliłby Indiańca nakłaniającego Sarah do niemoralnych zachowań, postanowił poczekać na rozwój sytuacji. Jakby nie było, lekarka też miała broń i mogła odstrzelić niechcianemu adoratorowi jaja.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-06-2023, 11:42   #176
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wszystko kompletnie powariowało.
- Ano czekamy. Ich wariackie bronie mogą być przykryte jakimś gatunkiem kurary.
Indiańską bronią najczęściej była niewielka strzałka pokryta trutką. Strzałkę umieszczało się w tubie, w którą wydmuchiwał wojownik rażąc cel. Groźna broń zarówno wobec zwierząt, jak oczywiście człowieka. Cóż więc czynić winni? Ano tylko po prostu czekać licząc na to, że jakoś się sytuacja wykrystalizuje pozytywnie, bowiem co innego? Owszem tak, ucieczka tragarzy stanowiła syfiastą kwestię. Nawet wszak obecnie, gdyby się dogadali z tubylcami, nie mieliby obsługi. Kolejna jeszcze kwestia, ucieczka tragarzy wynikać mogła ze:
- strachu generalnie,
- ze strachu, ale bazującym na znajomości owych wojowników.
Właściwie jakby nie rzec, trzeba było czekać ściskając kciuki.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-06-2023, 19:44   #177
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
O ile uratowanie dziewczynki z przełyku węża wiązało się z przyjemnym i sporym przyjęciem na ich cześć, tak u tubylców zwyczaje widocznie były inne. Została zaatakowana fizycznie przez mężczyznę, którego ratowała. Przygotowując się do wyjazdu, przeczytała, że Prezydent Brazylii podpisał konwencję z zeszłego roku o polepszeniu losu chorych i rannych w armjach czynnych, co rzecz jasna nawet w stanie niewojennym powinno zachęcać do dobrego traktowania medyków, zwłaszcza takich, którzy udzielili pomocy. Nawet, jeśli tacy, jak jej grupa byli traktowani jako wrodzy. Ale widocznie treści konwencji tubylcom nie przetłumaczono. A zachowanie tragarzy wskazywało, że nie mają dobrego zdania o tym, czego można się spodziewać po pobratymcach indianina.

Atak może byłby i dobry w tym momencie, ale jednak tubylcy mieli znaczną przewagę liczebną. Nawet, jeśli karabiny były w stanie wystrzelić znacznie częściej, niż łuki i dmuchawki, kogoś jakiś pocisk mógł sięgnąć. A gdy została ich już tylko piątka, było to spore ryzyko.

- Za duże ryzyko! Nie atakujcie! - krzyknęła do swoich, spodziewając się, że ich próba ataku... najgorzej skończyłaby się dla niej samej, najbardziej wystawionej dla wszelkich strzał i innych pocisków. - Może któryś z nich potrafi coś po portugalsku? - Zapytała reszty, licząc, że któryś z nich przemówi w lokalnym języku. A sama starała się niegwałtownymi ruchami powoli odsuwać od "wdzięcznego" rannego.
 
Jenny jest offline  
Stary 13-06-2023, 20:36   #178
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Brazylia.
Dżungla.
Na północ od Carauari.
2 lipiec, 1930 rok.
Wtorek.
Popołudnie.

Sytuacja była naprawdę dziwaczna, i oczywiście niepokojąca. Otoczeni przez wrogich tubylców, celujących do nich z różnej broni, warczących, wrzeszczących, sapiących… towarzysze również celowali z broni palnej, wiedząc, iż gdy ktokolwiek, cokolwiek zacznie, nie wyjdą z tego cało. Wystarczyła jedna iskierka, jeden fałszywy ruch… Sarah próbowała jakoś uspokoić resztę swojej ekipy, by czasem nie zaczynali kanonady. "Biali" mogliby wybić w kilka sekund naprawdę sporo tubylców, ale właśnie zawsze istniało ryzyko, że tamci zdążą czymś rzucić, lub z czegoś wystrzelić, naprawdę patowa sprawa.

Niespodziewanie, "ich" indianin, mocno trzymając lekarkę przy sobie za kark, drugą ręką złapał ją pod pachę, po czym pomógł wstać. A potem… patrząc w jej zdziwioną twarzyczkę, pogładził ją palcami po policzku, i miękko pocałował w usta. Eeeee?

Zaczął coś znowu wrzeszczeć do reszty dzikusów, omiatając dłonią całą ekipę poszukującą Evelyn Bloom, a oni w końcu ucichli…
- Au! Au! Auuu!! - Odwrzasnęli jednak po chwili, i wielu z nich powoli ruszyło do upuszczonych na ziemię tobołów, porzuconych przez tragarzy, które zaczęli zbierać, i sami brać na grzbiety. Eeeee?

"Znajomy" indianin z kolei przemówił spokojnym głosem do Sarah. Pokazał wyprostowaną dłonią na nią, pokazał na resztę jej towarzyszy, a potem na jakiś kierunek, i nawet się uśmiechał… i znowu ją pogładził po policzku. Eeeee?


~

Nie atakowali ich, nie rozbrajali. Nie wiązali za ręce i nogi do długich badyli, by ich sobie na nich nieść, niczym… trofeum, albo… jedzenie?? Po prostu otaczali ich ze wszystkich stron, już nawet i przestając bezpośrednio celować choćby z łuków, broń jednak była wciąż w pogotowiu.

Marsz przez dżunglę, z eskortą dzikusów otaczającą ich z każdej strony, był dziwaczny. Obie strony dosyć nerwowe, obie strony z bronią gotową do użycia. No ale co innego towarzysze mieli zrobić? Po prostu zacząć strzelać, załatwiając ilu się dało, nim sami zginą?


Jakaś wioska, palisada, kobiety i dzieci, starcy… praktycznie wszystkie kobiety miały piersi na wierzchu, często i sięgające już niemal brzucha, ale było i kilka młodszych, i młodych okazów, które miały cycuszki całkiem, całkiem. No i gołe dzieciaki, latające tu i tam, nic sobie z takiego stanu nie robiąc. A zresztą, mało chyba kto tu się takimi rzeczami przejmował, wszak dominowały małe przepaski biodrowe, i to u obu płci. Duuużo gołej skóry, oj bardzo dużo.

Spory tłum dzikusów otoczył towarzystwo, nieco odgradzany przez wojowników, prowadzących ich… gdzieś między chatami, a wiele rąk próbowało dotknąć nowych gości, pewnie jeszcze nigdy nie widząc białego? Zwłaszcza Margeritte zdobyła chyba największą popularność, zapewne przez blond włosy?
- Ojej, ojej, przestańcie… - Chichotała dziewczyna, gdy gładzono jej ramiona i włosy, ale chyba nie tylko na tym się to kończyło… - Eeej, gdzie wy mnie dotykacie? Kto mnie uszczypnął w pupę?? Ojej, ojej…

I nagle tłum się rozstąpił, a oni stali przed jakimś wodzem? Typek siedział na czymś, co wyglądało na drewniany tron, pykając drewnianą fajkę(!) i przyglądał się podejrzliwie całemu towarzystwu, a jego lud ucichł. Przemówił za to "znajomy" dzikus, który coś tam wyjaśniał słuchającemu go uważnie wodzowi.


Szefu dzikusów wysłuchał go w spokoju, czasem lekko kiwając głową, i gdy ten w końcu skończył, powolnym spojrzeniem przejechał po towarzystwie.
- Ja być wódz Tucuna, wy kto? - Powiedział do nich w końcu wódz, po… angielsku!!










***
Komentarze jutro rano
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-06-2023, 10:00   #179
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kompletnie skopana sprawa jakoś wyszła oceniali wszyscy. Oczywiście takie przyjmował sensowne założenie. Wszak myśli towarzyszy były skryte przed reporterem. Ale patrząc na niepewne miny, nerwowe rozglądania, ściśnięte usta można było przypuszczać, że kombinują sobie tak samo jak on: co robić, jak wyjść cało? Pewnie wygraliby bitwę przeciwko miejscowym, ale to była niespecjalnie wielgaśna pociecha. Ile byłoby ofiar u nich, ilu oberwałoby strzałkami, które mogły zawierać kurarę. Ojjjjjj słyszał jak Indianie Ameryki Południowej smarują owym świństwem grzbiety swoich strzałek, potem zaś wydmuchują przy polowaniu czy tam walk.

Szczęśliwie wszyscy po obydwu stronach zachowali zimną krew, nawet Sarah, którą chyba uratowany gościu traktował jak swoją, no nie wiadomo, zdobycz, kochankę, żonę... Może tutaj jest zwyczaj, że jak kobieta pomoże w czymś mężczyźnie to jest to zaproszenie, żeby ją przeleciał? Ewentualnie generalnie może ich Indianiec był po prostu napalonym pajacem, który pierwszy raz spostrzegł białą kobietę oraz natychmiast postanowił spróbować, czy smakuje tak samo jak Indianka? No cóż, jeśli tak, to reporter niechętnie przyznawał, że miejscowy ma oko całkiem sensowne. Sarah, jako ładna, ponętna, pełna lubieżnego uroku kobieta mogła się podobać i to bardzo. Mathew absolutnie przyznawał dziewczynie wszelkie cielesne zalety. Po tym jednak, co się działo niedawno, raczej reporter wolał osobiście się trzymać z daleka od wszelkich intymniejszych relacji. Koleżeństwo oraz pomoc fachowa jak najbardziej, ale nic głębszego. Zresztą, ona także wolała innych, więc to właściwie fajnie wyszło. Zapomnieć lepiej chwile za skrzynkami między Wenezuelą oraz amazońskim Manaus. Ale kurde, ten Indianiec tratował ją jak swoją. Jeśli się zgadzała i pasowało jej, co było możliwe, to jej sprawa, ale jeśli nie, chciał kobiecie pomóc.

Szczęśliwie póki co Indianiec po wymachiwaniu penisem przeszedł do pocałunków, zaś jego kumple chwycili bagaże oraz ruszyli wszyscy do wsi. Póki co miało się jakoś obyć fartownie bez walki.

Wioska szczególnie się nie wyróżniała. Ot, wiele osób zajmujących się swoimi sprawami. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Jak wszędzie. Ich przepaski biodrowe nie osłaniały wiele ciała zdradzając, że mieszkanie tutaj nie było łatwe oraz wymagało wiele pracy czy wysiłku. Szczególnie właśnie było to widać u kobiet. Starsze miejscowe panie, wymęczone pracą oraz wielokrotnymi porodami bardzo różniły się od młodych jeszcze dziewczyn, kształtnych, ładnych, szczycących się sprężystymi ciałami oraz uśmiechem, który wszak zawsze sprawia, że osoba niespecjalnie atrakcyjna staje się przeciętną, przeciętna śliczną, zaś śliczna wystrzałową. Ale wszystkie, zarówno starsze, jak młodsze kobiety, także dzieci oraz mężczyźni przypatrywali się im zaciekawieni mocno. Niektórzy przyglądali się, inni sprawdzali palcami, jeszcze inni chcieli pewnie czegoś więcej. Największą popularnością cieszyła się Margeritte. Poklepywana, szczypana, głaskana, wymacywana, głębiej czy płyciej... chyba jej się to podobało. Skoko...

Właściwie jednak najważniejsze było stanięcie przed wodzem, który szczęśliwie znał trochę angielski. Dziwne, bowiem można się było bardziej spodziewać portugalskiego, ale kto wie jak właściwie było?
- Witaj wielki wodzu Tucuna - starał się używać prostych wyrazów, bowiem słownictwo wodza raczej nie wskazywało na jakąś wielką pulę słów. - Jesteśmy podróżnikami. Przybyliśmy na te ziemie poszukując naszej zaginionej przyjaciółki, białej kobiety. Niedawno odnaleźliśmy tego człowieka - wskazał na ratowanego Indiańca. - Był mocno ranny. Pomogliśmy mu. Kiedy trochę poczuł się lepiej, zaprowadził nas tutaj. Nie mamy złych zamiarów, nie pragniemy walki oraz życzymy tobie i twojemu ludowi obfitych łowów.
 
Kelly jest offline  
Stary 14-06-2023, 21:33   #180
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daniel niejedno w swym życiu widział, z niejednym dzikim plemieniem miał do czynienia, ale to, co wyczyniał 'ich' Indianiec zaskoczyło go jak nigdy nic wcześniej. Najpierw dziwne gesty, a potem buziak?
Aż nie wierzył własnym oczom.
Ale brak wiary to jedno - najważniejsze były efekty tego zachowania. A te przeszły najśmielsze oczekiwania Dawida, który prędzej by się spodziewał stosów trupów, a nie stosunkowo pokojowych zachowań niedoszłych przeciwników.
Oczywiście mogło się to zmienić w każdej chwili, więc Dawid uważnie obserwował Indian, którzy z napastników nagle zmienili się w tragarzy. Wszak mogło chodzić o to by zdobycz sama doszła do wioski, co oszczędziłoby niektórym trudu targania wielu kilogramów mięsa. Wszak mimo pozorów mogło chodzić o zaproszenie na kolację, w której oni mogliby stanowić egzotyczne danie główne.

* * *

Wioska powitała ich zachowaniem, które zdecydowanie należało określić mianem "przyjazne zainteresowanie", które przejawiło się obmacywaniem białych przybyszów, co odczuła na swej skórze Margeritte.
Daniel się temu nie dziwił, ale sam bardziej był zainteresowany tubylkami, które nie kryły swych wdzięków przed oczami przybyszów. Na ile te wdzięki były dostępne, tego nie wiedział, ale popatrzeć warto było. Miał tylko nadzieję, że wielebny nie zacznie biegać po wiosce i 'uświadamiać' kobiety, że gołe cycki to obraza boska.

Na widok wodza na drugi plan odeszły myśli o jędrnych biustach i o tym, czy da się skosztować tego, co młode panienki kryły pod skąpymi biodrowymi przepaskami.

- Witaj, wodzu - powtórzył po reporterze, na znak szacunku uchylając nieco kapelusz. Nie był pewien, czy wódz podał swe imię, czy podał nazwę plemienia, ale na wszelki wypadek postanowił przedstawić swych towarzyszy. I dorzucić garść informacji o każdym z nich.
- Mathew, ten, który podał cel naszego przybycia, zbiera również opowieści, by przedstawić je ludziom mieszkającym w jego dalekiej ojczyźnie. Sarah - mówił dalej, wskazując na wymienioną - dba o zdrowie naszych ciał, a pastor troszczy się o nasze dusze. Margeritte chciałaby ujrzeć owady, których do tej pory nie widziały oczy białych ludzi, zaś Iris dba o to, by źli ludzie nie skrzywdzili żadnej z tych pań.
- Mnie zwą Daniel i jestem myśliwym - zakończył prezentację. - I, jak powiedział Mathew, przybywamy w pokoju.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172