Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2022, 19:32   #71
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
&GM

Wspaniały sposób na osiągnięcie Manaus. Wszystko super, ale później przyszła szara proza rozmaitych problemów. Spóźnienia, wypłynięcia, poszukiwania. Jakaś portowa panienka zaczepiała ich, jakieś łotry miejscowe usiłowały ograbić, wreszcie pojawiły się statki, które mogły teoretycznie ich przewieźć. Teoretycznie oczywiście, albowiem oficer pierwszego od razu wskazał, że zajmują się tylko frachtem. Pozostawało liczyć na kolejny. Przy nim kręcili się chyba portowi pracownicy załadunkowi oraz para marynarzy. Przy czym chyba ten ważniejszy, ciemnoskóry, nic nie robił poza kierowaniem, zaś kolejny trochę kierował oraz trochę pomagał przenosić wszelakie skrzynki albo wypchane czymkolwiek worki.

Ktoś musiał pogadać z chłopakami. Reporter bywał w Manaus z lordem oraz znał portugalski niczym tubylec. Był więc naturalnym wyborem do przeprowadzenia niewielkiej pogaduszki. Kurwa!!! Niewielkiej, ale koniecznej, bowiem skurwysyńska łajba bukowana przez profesora popłynęła sobie w siną, pierdoloną dal, jasna spryszczona pizda, chuj ją wziął strzelił skurwysyństwo. Mniej więcej takie myśli przeleciały przez umysł reportera, który wymruczał je po cichu, po czym zaklął szpetnie. Ale też po cichu. Ostatecznie trzeba dbać o swoją repu-kurwa-tację.

Statek miał czarne burty, jak fikuśna czapka Murzyna. Stanowcze spojrzenie, spluwa przy sobie oraz opierdzielanie się, podczas kiedy inni zapierdzielali przy towarach.
- Mathew, spokój - powiedział sobie wewnętrznie reporter przywołując na oblicze minę uśmiechniętego twardziela.
Podszedł do ciemnoskórego bossa.
- Witam kapitanie, interesuje pana zarobek? - wyciągnął dłoń witająco.
Murzyn spojrzał na reportera, najpierw niechętnie, niczym astmatyk na spluwaczkę, potem jednak w jego spojrzeniu zrodził się jakiś błysk zainteresowania. Podniósł dłoń ściskając reporterowi łapsko z siłą niedźwiedzia. Mathew przygryzł wargi, żeby tylko nie wrzasnąć oraz nie wypaść na mięczaka.
- Nie jestem kapitanem, jestem bosmanem. Kapitana nie ma… - Powiedział murzyn, szczerząc zęby.
Bosmani to skurczysyńscy siłacze, uznał reporter spoglądając na ciemnoskórego mężczyznę. Ale co to znaczyło, że kapitana nie ma? Nie ma w ogóle, a on jest szefem, czy kapitan gdzieś po prostu wyszedł? Tak czy siak, skoro kapitana nie było, cokolwiek to oznaczało, trzeba było gadać z bosmanem.
- Wobec tego, bom dia contramestre - czyli witaj bosmanie, co oznaczały portugalskie słowa - czy mogę z panem porozmawiać o dodatkowym zarobku? - spytał reporter zakładając, iż nawet jeśli trzeba poczekać na kapitana, to może bosman ma prawo przyjmować pasażerów? Trzeba próbować. - Interesuje pana wzięcie kilku niekłopotliwych gości na pokład? Przy tym nieźle płacących, niewybrednych oraz gotowych postawić gdzieś na postoju butelkę tequili, czy rumu.
Statek wyglądał na pradawną nawę, ale trzymał się na wodzie oraz miał, to zaleta, potężną tylną nadbudówkę. Spokojnie mógł zabrać kilku pasażerów, pod warunkiem, że szef statku miał ochotę…
- Chcemy popłynąć Amazonką, a potem Rio Jurua do Carauari - kontynuował. - Zmierza może statek gdzieś w tamte okolice? Interesuje nas spokojnie nawet częściowa podwózka - rzucił, bowiem skoro statek był ładowany, miał swoją marszrutę i nie mógł sobie zmieniać kursu. Być może więc powinni popłynąć gdzieś do ujścia Rio Jurua do Amazonki wynajmując jakoś później coś trochę mniejszego.
- Znaczy się, wy wszyscy? - Bosman zerknął na grupkę towarzyszącą Mathew… trochę dłużej oglądając sobie Sarah i Iris - Da się zrobić… Rio Jurua do Carauari… da się zrobić!

Super. Reporter nie spodziewał się takiej reakcji, ale była mu wyjątkowo na rękę. Zamiast jakiegoś kombinowania, przekupywania wyjątkową opłatą, zwyczajne klepniecie interesu.
- Wobec tego mamy układ - reporter uścisnął mu rękę. Świetnie, udało się, ale fart. Czyli nie musieli się wcale przesiąść! - Pod warunkiem, że dogadamy się co do ceny, bo ile pan proponuje? - spytał bosmana, żeby po prostu nie przegiął zbytnio. Można być hojnym, ale nie wariatem.
- A tylko wy, czy coś jeszcze? Zwykłe bagaże, czy większe duperele? - Powiedział czarnoskóry.
- To co mamy, cóż ubrania, spluwy do polowań, parę drobiazgów oraz samych siebie. Wystarczą nam dwie kabiny, odnajdziemy się - jakby nie było, na wyprawie, w namiotach i tak nie za bardzo było miejsce na swobodę czy jakąś wyjątkową intymność. - Zresztą proszę nami rozporządzać. Czyli ile oraz czy możemy już się okrętować - żurnalista wiedział, ze jeśli już wejdą na pokład, praktycznie zabiorą ich gdzie trzeba.
- Ummm… - Bosman drapał się po gębie przez naprawdę długą chwilę, chyba trawiąc słowa Mathew - Dobra, to będzie… ummm… tak chyba… po 30£ za osobę. No ale to musimy na kapitana zaczekać…
- Cóż, drogo, ale niechaj będzie. Całkiem niezły zarobek - zawsze lepiej ponarzekać choć trochę, żeby cena nie została podniesiona i żeby sprzedawca uważał, że wycisnął wszystko. Reporter zrobił więc minę zbolałego szczeniaka aprobując cenę. - A możemy poczekać na kapitana na statku? - drążył temat. - Będzie z głowy, natomiast zapłacimy już jemu prosto do rączki. Gotówką, co pan na to?
- Senhor, my was nie znamy. A pilnować się trzeba, i na rączki patrzeć też wypada… teraz załadunek… jak wy wejdziecie, kto wie, co tam będziecie robić na pokładzie… my tu z Jimmym już robotników pilnować musimy. Posiedźcie sobie na tamtych skrzyniach… - Wskazał palcem kilka z nich - …te też zabieramy. Załadunek będzie kompletny, wejdziecie, no i cały czas czekamy na kapitana? - Bosman wzruszył ramionami.

Reporter chciał coś jeszcze powiedzieć, ale uznał, ze nie ma się co spierać. Głos decydujący miał kapitan tak czy siak. - Dobrze senhor contramestre, poczekamy tam na skrzynkach, a kiedy załadujecie wejdziemy czekajac na kapitana. Przy okazji. Wiadomo kiedy wraca? No i kiedy odbijamy od brzegu?
- Skończymy załadunek najdalej za godzinę, i jak łaskawie kapitan zwlecze do tego czasu dupę, no to odpływamy… - Wyjaśnił rozmówca.
- Jasne bosmanie, zabieramy się na tamte skrzynki czekając na fracht oraz kapitana.
Wymienili jeszcze parę uwag a po tym ponownie uścisnęli ręce. Ruszył więc Mathew przekazać swoim informacje. Czekali spokojnie na finisz roboty portowców, później zaokrętowanie na statek i czekali na kapitana statku.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-11-2022, 20:24   #72
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Manaus, Brazylia.
25 czerwiec, 1930 rok.
Port.
Środa, około 23 wieczorem.

Statek ładowano, a oni czekali… kwadrans. Dwa. W końcu przyszła kolej na skrzynie, na których i towarzystwo siedziało… a bosmanowi chyba się zrobiło głupio, zaprosił ich bowiem w końcu na pokład. Ale tylko na pokład, a nie pod, czy tam do kabin.

W końcu łajba była gotowa do wypłynięcia, a kapitana, jak nie było, tak nie było.

No jasny szlag!

- Ech dobra, chodźcie do kabin - Powiedział czarnoskóry, i ich zaprowadził… do dwóch obszernych, zagraconych(!) kabin.



Skrzynie i skrzyneczki, beczki, beczułki, worki, klatki? Nawet jakieś ławki?? Ale totalny rozpiździaj, a nie kabina pasażerska, heh.
- No ten, zrobicie sobie wygodnie, i jakoś to będzie, tak? - Czarnoskóry błysnął zębami - Wam się spieszy, a my tylko tak mamy…

O prysznicu to tu chyba mogli pomarzyć, a czy był chociaż kibelek? Jeszcze żadnego nie widzieli. Łajba zardzewiała z zewnątrz, i w środku, wyładowana towarami po brzegi, a załoga minimalna. No ale można było płynąć po Amazonce, tam gdzie chcieli, bez kolejnej straty czasu, i to pewnie i nawet i ze 12h?

Pierwsza klasa "Olympica" mocno ich chyba rozleniwiła, a teraz nastąpiło zderzenie z szarą rzeczywistością… ale okna były! Nie padną tu z upału?

~

Po nabrzeżu portowym ktoś człapał sporym "krokiem węża" w półmroku… kobieta. Nieźle pijana, dziwacznie ubrana, spocona, i ogólnie w niezłym rozgardiaszu. I z dłonią na rewolwerze, w kaburze przy pasku.

Wlazła na statek… i jak nie pieprznęła prosto na pysk, zahaczając o coś nogą.
- Kapitan na pokładzie! - Wrzasnął bosman, i wraz z Jimmym skoczyli jej na pomoc, stawiając do pionu. Chyba nic sobie nie zrobiła?
- Pani kapitan, mamy pasażerów na pokładzie! Płacą za podróż!
- Gdzeeeś przeebaam kosssszuulęęę… - Wybełkotała kobieta.
- Odpływamy? - Spytał bosman.
- Taaaaa… - Padła odpowiedź.


A towarzysze, przyglądający się wszystkiemu przez okienka "kabin", czy to i stojąc w ich drzwiach, unieśli brwi. No chyba ta pijaczka nie ma teraz zamiaru sterować tą kupą złomu??

Bosman i młody zaprowadzili ją jednak gdzieś na tyły, chyba do jej kajuty, a nie do sterówki… ufff.

W ciągu kilku następnych minut, statkiem zatrzęsło, w końcu i zluzowano liny, a łajba drgnęła, i zaczęła wypływać z portu.

Zaczynał się ich kolejny etap podróży…






Rzeka Amazonka, Brazylia.
26 czerwiec, 1930 rok.
Czwartek, około 10 rano.

"Pyr, pyr, pyr, pyr…" pracował sobie silnik łajby, a oni płynęli dosyć żwawym tempem po bardzo szerokiej rzece, zagłębiając się coraz bardziej w Amazonkę.

Ruch był spory, i to w obie strony. Pływały tu różne jednostki, począwszy od właśnie statków parowych, czy to pasażerskich, czy towarowych, poprzez dżonki, a kończąc nawet na małych kanu… których dwie sztuki, "Venture" ciągnął na linach za sobą. Miejscowi często prosili o podwózkę w górę nurtu, oferując za to z reguły nieco własnego towaru.

Były więc banany, arbuzy, i kukurydza… zdrowe śniadanko?

W nocy za sterem stał bosman, który teraz spał, a obecnie już sama pani kapitan… której imienia jeszcze nawet nie poznali. Skacowana kobieta, po oblaniu się nad ranem dwoma wiadrami wody z rzeki, trzech kawach, i kilku papierosach, jako tako już normalnie funkcjonowała.

Na dziobie zaś siedział Jimmy, z jakąś fuzją-dwururką w łapach, obserwując teren przed statkiem…

Ponoć czasem na rzece "różnie bywało", i zdarzały się napady, czy choćby zbyt namolni miejscowi, chcący coś sprzedać, lub kupić, podpływając do statku, i się na jego pokład nawet bezczelnie wdrapując.

Kapitan była uzbrojona w - wydawałoby się, nieodłączny - rewolwer.


Od czasu do czasu mijali jakieś wioski, usytuowane tuż nad brzegiem rzeki… prymitywne wioski, z chałupami z bambusa, strzechy, i takich tam naturalnych rzeczy. Były i poletka, było na nich bydło, byli rybacy łowiący różności, kąpiące się dzieciaki… życie koncentrowało się tu niemal całkowicie wokół rzeki, tak.

Było gorąco, i duszno. A oni na pordzewiałej łajbie, dodatkowo się "smażąc" na metalu, no i na wodzie. Przedsmak szlajania się po dżungli?








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 12-11-2022, 10:34   #73
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daniel nie miał nic przeciwko kobietom, nie miał też nic przeciwko czarnoskórym... ani też przeciwko czarnoskórym kobietom. Ale trzeba było być ślepcem by nie zauważyć, że czarnoskóra pani kapitan jest w gorszym stanie, niż jej przerdzewiała łajba.
Cóż... statek nie pił - w przeciwieństwie do "pierwszej po Bogu". Można by sądzić, że Iris i pastor znajdą z panią kapitan wspólny język. Czy może raczej wspólne zainteresowania...
Trudno było jednak sądzić, iż jest to pierwszy tego typu wyskok pani kapitan, a że "Venture" jakimś dziwnym trafem do tej pory nie poszedł na dno, to można było żywić nadzieję, iż stan ten potrwa jeszcze jakiś czas.
A przynajmniej do Rio Jurua do Carauari. Dalsze losy "Venture" były Danielowi obojętne.

Po uprzątnięciu pomieszczeń, z wielką przesadą nazwanych kajutami, można było się jakoś rozlokować. Hamak dało się rozwiesić, a to było w tym momencie najważniejsze.
Luksusowy liniowiec pasażerski to nie był, ale wyglądało na to, że nie będzie źle. Grunt, że mieli statek i szansę szybkiego dotarcia do celu.

* * *

Noc minęła spokojnie.
Stara łajba nie wylądowała na brzegu ani na dnie, moskitiera zabezpieczyła przed latającymi natrętami... same plusy.
Co prawda pani kapitan wyglądała na nieco "zużytą", ale siedzący na dziobie statku Jimmy nie wyglądał na zaniepokojonego. Najwyraźniej nie był to pierwszy przypadek takiego stanu pani kapitan, jednak chłopak nie poruszył tego tematu, a Daniel nie zamierzał wypytywać.
W ogóle Jimmy nie był zbyt rozmowny. Co prawda wspomniał o "piratach" i ostrzegł przed natrętnymi handlarzami, ale imion pani kapitan ani bosmana nie raczył zdradzić. Całkiem jakby uważał, że podanie tych imion sprawi, że noszące je osoby w magiczny sposób stracą swe funkcje.
A może Daniel za mało się postarał.
W każdym razie uznał, że warto się zabezpieczyć i nie ruszać się bez broni, bo można było sądzić, że pani kapitan nie nosi swego rewolweru dla obrony swej cnoty. Albo w obawie przed buntem swej załogi.
Ta zaś była nad wyraz skromna, bowiem jak do tej pory Daniel widział raptem trzy osoby na pokładzie, a krótka wyprawa do maszynowni sugerowała, że ta część statku była obsługiwana przez duchy.
Tak nieliczna załoga wprost zapraszała do napadu i ograbienia lub nawet przejęcia statku. Być może nie w biały dzień, ale i tak nawet teraz warto było zachować nieco czujności.


Zwiedzanie statku doprowadziło też do odkrycia mikroskopijnego kambuza. Można było odnieść wrażenie, że kuk opuścił swe stanowisko wieki temu, mimo tego wyglądało na to, że da się tu coś upichcić.
Z prowiantami nie było problemu, bowiem tubylcy co rusz oferowali jakieś produkty - pierwszej jakości, pierwszej świeżości, na dodatek bardzo tanie.
Co prawda nie samymi bananami czy arbuzami żyje człowiek, ale gdy jeden z rybaków zaoferował pokaźnych rozmiarów tambaqui, Daniel stwierdził, iż obiad może być całkiem niezły.
Ale że do obiadu pozostało jeszcze trochę czasu, postanowił posiedzieć przy burcie i obserwować okolicę.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 14-11-2022, 12:27   #74
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Skoro kapitan była pijakiem, lepiej było uważać. Aczkolwiek niektórzy pijacy świetnie prowadzili swoje statki po ostrej hulance. Ale to takie sytuacje trudno oceniać. Po prostu trzeba liczyć na to, że babka wie, co jest grane. Wskazywało na to zachowanie pewnej siebie załogi.
Tymczasem właśnie Mathew przez chwilę wrócił do przyjemności otrzymanych właśnie ostatnio. Stanął sobie rozmyślając chwilę, ale potem jego spojrzenie oraz uwagę przyciągnęła okolica. Było wspaniale. Podczas wypływania z portu generalnie syf za syfem, mnóstwo hałasu oraz niewiele było co widać, poza sporym ruchem. Chciał jednak parszywy fuks, że właśnie wśród owego sporego ruchu przytrafiło im się takie coś.
- Tfu - splunął niezadowolony, ale cóż, przy niektórych sytuacjach nie można grymasić. Na pewno nie interesowało go siedzenie wewnątrz usyfionej, brudnej kajuty. Lepszy był już pokład, właściwie sto razy lepszy. Powiew wiatru niósł aromaty dżungli, mijały ich łodzie, stateczki, na brzegu pojawiały się jakieś tubylcze wioski. Obserwować to można było z wielkim zaciekawieniem przypominając sobie wcześniejsze wizyty brazylijskie.

Kapitan prowadziła, zaś marynarz stał ze spluwą. Cóż właściwie rzec, pewnie było niebezpiecznie, ale skoro pływali we trójkę, tym bardziej wiec powinno być spokojnie, jeśli mieli iluś świetnie wyposażonych strzelców. Skrzynka wyniesiona na górę ze starej oraz zakurzonej kajuty, przetarta, stanowiła świetne krzesełko oraz wspaniałe miejsce na samotną, niezakłóconą obserwację okolicy. Planował wykorzystać tak cały rejs owym statkiem.
 
Kelly jest offline  
Stary 15-11-2022, 18:34   #75
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Wielebny był zniesmaczony "kajutą", a już zwłaszcza - pożal się Boże - kapitanem... Po pierwsze to nie miejsce dla niewiasty, bo Pan inne cele im w życiu wyznaczył, a po drugie... alkoholiczka... Szczególnie właśnie skłonność kapitan do trunków spowodowała, że Ebenezer musiał się napić. No bo mężczyzna może pić. Ale to chyba było oczywiste. Przynajmniej dla pastora. Whisky szybko poprawiła mu humor i trochę nawet zluzowała hamulce, toteż oczami wyobraźni zaczął panią kapitan rozbierać i wyobrażać sobie, że ona również była wśród siostrzyczek, które zrobiły mu... No właśnie... Co mu zrobiły? Bo z jednej strony zadały mu ból, upokorzyły i wykorzystały, a z drugiej sprawiły nieopisaną przyjemność. Na trzeźwo nie mógł o tym myśleć inaczej niż o grzechu i okropieństwie, ale kiedy sobie wypił... Cholera! Zabawiłby się tak raz jeszcze, chociaż może bez więzów i kaleczenia. Najlepiej z tą całą kapitan. Z tym, że ona leżała nawalona w trupa w drugim kącie statku niż Thompson i jakoś żadne z nich nie miało sił, ani ochoty żeby pofatygować się do tego drugiego...

Poranek był dla Ebenezera wyjątkowo nieprzyjemny. Łeb napieprzał go jak młot. Jednak nie to było najgorsze. Najbardziej gryzły wyrzuty sumienia. Pamiętał swoje pijackie fantazje, a co najgorsze na ich wspomnienie reagowała jedna z części jego ciała. I wcale nie był to żołądek, który chciałby zwrócić ostatni posiłek... Cóż było robić? Pastor zmówił poranne pacierze, przeprosił Najwyższego za swoje grzeszne myśli i wyszedł z graciarni, szumnie nazywanej kabiną, na świeże, amazońskie powietrze. "Przydałaby się jakaś chłodna kąpiel" - pomyślał.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 15-11-2022, 21:15   #76
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
&MG

Nie można było być szczęśliwym, gdy każdy kolejny ich transport spadał jakością na łeb, na szyję. Najpierw niezwykle wygodny Olympic, później przebywanie wśród ładunków transportowych w samolocie, a teraz jeszcze nawet sami musieli sobie posprzątać w brudnej, zagraconej kajucie. Złościło to, że niemałe kwoty na transport kończyły się czymś takim. Przecież kosztowało ich to aż połowę tego, co bilet na Olympic! Pozostawało mieć nadzieję, że jakimś cudem przynajmniej podróż tą rozklekotaną łajbą będzie skromniejsza w nieprzyjemne atrakcje, w porównaniu z wielkim statkiem podróżnym. Ale na pewno poziom wyspania znacznie malał, a komfort podróży był bardzo słaby.

Zmęczona nieprzespaną, niewygodną nocą, Sarah w lekkiej złości szlajała się po statku, bowiem w ich “kajucie” trudno było nawet rozprostować nogi. Niby to tylko sobie zwiedzała, ale jej celem było sprawdzenie, czy rzeczywiście na statku nie ma jakichś dogodniejszych miejsc do spania. Już pal licho ją samą, ale przede wszystkim Iris mogłaby spać w dogodniejszych warunkach, zważywszy na jej ciągle gojące się rany. Zauważyła, że pani kapitan stała za sterem, a Jimmy znajdował się na dziobie… bosman prawdopodobnie odpoczywał, więc miała możliwość trochę wybadać, jak wyglądają kajuty trójki znajdującej się na statku i czy czasem nie da się tego trochę przearanżować, aby i ich pasażerowie mieli więcej miejsca… problem jednak w tym, iż nie bardzo wiedziała, gdzie co miało być.

A więc metodą prób i błędów, gdzieś na statku, po otwarciu kolejnych drzwi… znalazła się w maciupkiej kabinie chrapiącego w koi bosmana. Lekko się skrzywiła, widząc, że rzeczywiście i załoga nie miała jakichś przyzwoitych warunków. A przynajmniej takie wybrał sobie bosman.
- Prze… przepraszam? - Odezwała się, licząc, że mężczyzna się przebudzi. Uznała, że skoro i tak tu dotarła, to mogła z nim porozmawiać na ten temat.
Czarnoskóry chrapał jednak dalej… i jedynie nieco się raz poruszył, przez to przesunął się na nim koc, i Sarah zamrugała oczkami, widząc duuuuuże, dłuuuugie wybrzuszenie slipek.
- Oooo… - Leciutko zachwyciła się na widok, w głowie od razu przywróciły się jej wspomnienia z Kenii, gdzie dotychczas napotykała największe okazy pod tym względem. - Panie bosmanie? - Szarpnęła go teraz za ramię, bowiem jeszcze bardziej jej zależało na obudzeniu go.
- Jess… spadaj… - Burknął murzyn, nie otwierając jednak oczu.
- Jaka Jess? - Odparła głośno Sarah, spodziewając się, że takie słowa zapewne bardziej zaciekawią bosmana.
- Ja… pier… "pani… kapitan"... lepiej? - Ziewnął bosman, i podrapał się po jajach - Czego…
- Słuchaj… nie mamy czegoś większego, dla tych naszych… pasażerów? - Zapytała Sarah, jakby korzystając z tego, że została pomylona z szefową mężczyzny. - Łażą i mi narzekają… A tu widzę, że cię swędzi, może pomogę? - Skierowała także dłoń na kule mężczyzny, które póki co zaczęła delikatnie masować.
- Aaaaa… - Znowu ziewnął, pocierając oko - aaa… coś ty się taka… miętka zrobiła? Se niech posprzątają… mają ręce… albo śpią w ładowni… hehe…
- No chociaż pomyśl, dla mnie… - Sarah dłoń przesunęła z jąder na samego penisa, masując go po całej powierzchni przez materiał slipek, od jąder po samą główkę. - Mam z nimi pewien interes, ale nie mogę powiedzieć jaki.
- Nie wiem po kiego się mnie pytasz, skoro to twoja łajba… - Powiedział murzyn, po czym… wyciągnął swojego wielkiego penisa, wraz z okazałymi jądrami przez nogawkę slipek - Zrobisz co chcesz, jak zawsze…
- To mówię tobie, żebyś pomyślał, mnie łeb napierdala po wczoraj… - Czuła, że coraz mocniej ryzykowała Sarah, ale zarazem było to… dodatkowo podniecające. Co jej zrobi, gdy w końcu się spostrzeże, że nie rozmawia z ową Jess? - Na co innego mam teraz ochotę, niż myślenie… - Dodała, po czym delikatnie splunęła na paluszki i skierowała je na jego dorodne krocze, obejmując je dłonią i ściskając go, przesuwając po nim.
- Mhm… - Mruknął bosman, odprężając się pod dotykiem kobiecej dłoni. W końcu Sarah pochyliła się i sięgnęła języczkiem do okazałego prącia. Liznęła je wzdłuż kilka razy, po czym skierowała się na jąderko, biorąc je w usta i zaczynając ssać, a w tym czasie dłonią przesuwała po twardniejącym penisie.
- Ojojoj… - Powiedział z zachwytem w głosie murzyn, po czym przeciągle zajęczał - Ooooohhh… wiesz co lubię…
- Mmmm… - Zamruczała z jego jąderkiem w ustach Sarah, jeszcze chwilę je memlając, aż przeszła na jego penisa, którego spróbowała objąć całymi ustami i w ten sposób po nim przesuwać. Jedną dłonią trzymała się, by zachować stabilną pozycję, zaś drugą skierowała na jego klatkę, by nieco pomasować jego umięśnione ciało.
- Włazisz… na mnie…? - Wystękał bosman, z mocno już naprężonym od pieszczot, wielkim penisem.
- Tak od razu? - Lekko zdziwiona zapytała Sarah, ale zdała sobie sprawę, że zapewne na statku, którym ktoś musiał sterować, nie mieli oni zazwyczaj czasu na długie pieszczoty. - Niech będzie. - Lekarka zaczęła podnosić swoją spódniczkę i odsuwać majtki na bok. Zapewne, jeśli zbyt długo bosman będzie czekał, może się spostrzec, że nie ma do czynienia z kapitan. Po chwili usiadła na czarnoskórego, po czym zaczęła powoli na nim głębiej osiadać… nabijając się na wielki, naprężony, czarny "pal".
- Uuuuuuuhhhhh! - Stęknął bosman, gdy powoli w nią wchodził. Rozpychał jej ścianki, centymetr po centymetrze, coraz głębiej i głębiej, wchodząc w ciało Sarah, wśród słodkiej rozkoszy.
- Nie ma jak cipka… uhhh… najcudowniejsza na świecie… mmmm… te rozkoszne uczucie… - Złapał ją w pasie dłońmi.
- Masz cudownie wielką tą pałę… - Odpowiedziała w uczuciu rozkoszy Sarah, pozwalając się dogłębnie penetrować, ale póki co bojąc się na szybsze tempo, bo mogłoby być nieco bolesne. Wolała więc najpierw nieco się na to przygotować.
- Heh… lubisz ją, przyznaj się… - Dłonie bosmana mocniej ją objęły, po czym i bardziej w nią wszedł - Uuuuu… ta twoja cipka… jest… jakaś… mmmm… dzisiaj… WHAT THE FUCK??!! - Niemal wrzasnął murzyn, gapiąc się na Sarah wielkimi oczami.
- Cii… - Joyce położyła mu paluszek na ustach. - Chyba nie chcesz, by wszyscy się tu zbiegli, co? I chyba nie narzekasz? - Powiedziała Sarah, wznawiając poruszanie się na członku mężczyzny, choć jego mocne wejście przed chwilą aż ją nieco zabolało… ale powoli przechodziło i robiło się przyjemniej…
- Yyyy… ja… yyyy… - Murzyn chyba na chwilę zgłupiał, widząc kto go ujeżdża powolnym tempem, i zaczął mrugać oczami. A jego wielki kutas… jakby jeszcze bardziej urósł wewnątrz Sarah, mocno rozpierając słodkie zakamarki, już chyba do granic możliwości ciałka pani doktor.
- Heh… - W końcu się bosman opanował, nieco szczerząc ząbki - Heh… ehehe! A to ci pannica… mmmm-mmm! Ciasna ta cipeczka, jestem pod wrażeniem!
- Dopiero po cipce zauważyłeś, że nie jestem twoją kapitan, haha! - Zaśmiała się również Sarah, w końcu nie musząc się bawić w udawanie innej osoby, co było dość zabawne. - Ale że kutasa masz ogromnego… ahh… to mówiłam prawdę, mhhhh… - Z trudem przesuwając się po wielkiej, czarnej pale, mocno złapała się jego klatki po bokach.
- Uuuhhh… widzę, że dajesz radę, moja biała cipeczko… doświadczona… mmm… pokażesz cycuszki? - Czarne łapy przesunęły się z boków Sarah, na jej piersi, które zaczęły łapczywie ugniatać.
- Mmm… - Mruknęła Joyce na dodatkowy, podniecający bodziec. Sięgnęła jednak dłonią w stronę jego rąk i klepnęła go, jakby odganiając… ale tylko po to, by zgodnie z życzeniem, wydostać je na zewnątrz, wyciągając je z koszulki, którą nosiła pod gorsetem, bo na rozpinanie tego nie było czasu i możliwości. Po tym wznowiła ujeżdżanie go, nawet nieco przyspieszając tempo, sprawiając, że jej nagie piersi zaczęły falować tuż przed nim, przynajmniej dopóki ponownie ich nie złapał.
- Uuuuuuh! Uuuuhhhh… - Zaczął po paru chwilach jęczeć jej kochaś, który chyba był blisko spełnienia. Mocno ścisnął jej cycuszki, bardzo mocno…
- Ach… ałł… - Cicho zajęczała z bólu Sarah, ale było to jeszcze na dozwolonej granicy nieprzyjemności podczas seksu. Przerwała jednak swoje ruchy. - Już się będziesz spuszczał? Liczę na dłuższą zabawę? - Czujnie spojrzała na mężczyznę, właściwie z lekką obawą po swoich dość prowokacyjnych słowach.
- To położymy się inaczej? - Zaproponował bosman - Rozłożysz nogi?
- Jak dasz się pocałować. - Odparła z uśmiechem, po czym położyła się na nim i skierowała usta w jego stronę, choć zatrzymała się tuż przed nim, by i on wykazał nieco inicjatywy. Nie chciała, by był to zwykły, mechaniczny seks, a prawdziwie czułe spotkanie z ciekawiącym ją mężczyzną.
- Jasne… - Uśmiechnął się murzyn, po czym objął ją za kark, i przyciągnął do siebie. Chwilę muskał jej usta swoimi, po czym wpił się w nie namiętnie, całując Sarah porządnie. Chętnie poznawała jego usta i język, silnego, męskiego, przyjemnego ciała.
- To jak chcesz mnie teraz pieprzyć? - Zapytała, podnosząc głowę nad niego i zalotnie się uśmiechając, ale ciągle leżąc na nim wtulona. Wyszczerzył zęby. Jego dłonie przesunęły się na jej plecy, a potem na tyłek, który porządnie klepnął.
- Kładź się na plecy słodka cipeczko - Wymruczał bosman.
- Mrrr… - Zamruczała w odpowiedzi na klepnięcie Sarah, po czym zgodnie z sugestią, zeszła z niego wśród słodkiego mlaśnięcia, i ułożyła się obok bosmana, na pleckach i oczekiwała na atak potężnego mężczyzny z jeszcze potężniejszym sprzętem na jej rozłożone nóżki. Murzyn jednak najpierw ściągnął koszulkę, oraz gatki, po czym ustawił się między jej nóżkami… i patrzył na doktor, podziwiając jej ciałko, nagie piersi, i spragnioną dalszych penetracji muszelkę. Uśmiechnął się miło, po czym pogładził jej udo.
- Ale ciekniesz… i tak ładnie się ta cipka do mnie uśmiecha… - Powiedział, i przejechał paluchami po kobiecym wzgórku. Następnie się bardziej zbliżył, i powoli zaczął się znowu w nią wpychać wielkoludem, dosyć głośno przy tym sapiąc i pojękując.
- Ach, jejciu, ale masz dużego… - Również i Sarah pojękiwała, gdy ponownie poczuła w sobie jego prącie. - Ale cały jesteś męski i sexyyyy… - Dodała, dłoń kierując na jego umięśnioną klatę, rozpoczynając delikatny jej masaż. Drugą dłonią trzymała się kraju łóżka, choć wcale nie groziło jej spadnięcie z łóżka, ale w jakoś dziwny sposób czuła się tak pewniej przy penetracji swoich wnętrz przez coś tak ogromnego.
- Uuuuhhh… wspaniała… mmmm… cipeczka… aaahhh… dawno takiej… mmm… nie miałem… - Zachwycał się czarnoskóry, powoli posuwając Sarah, wśród coraz intensywniejszego chlupotania miłosnych soczków. Wchodził systematycznie coraz głębiej, i brał ją coraz intensywniej, łapiąc i jej nogi, i nieco je unosząc ku górze.
- Słodka! Słodka! Cipeczka! - Rozpoczęło się już po kilku chwilach dosyć intensywne rżnięcie…
- O tak… ach… - Posuwana nadzwyczaj wielkim sprzętem Sarah, mogła się tylko cieszyć, że miała już spore doświadczenia seksualne, bo inaczej mogłaby nie wiedzieć, jak sprawić sobie przyjemność zamiast bólu takim sprzętem. Jednak nawet, kiedy murzyn przejął inicjatywę, jego nabrzmiały, wypełniający ją członek sprawiał jej rozpychającą jej wnętrze rozkosz, co zresztą potwierdzały jej obfite soczki. - Ja… chyba zaraz… - Wysapała, nieco wykrzywiając się na buźce, ale przy tym jeszcze mocniej łapiąc się twardej klatki mężczyzny.
- Jaaa… teeeż… gdzie… chcesz… - Posapywał jej czarnuszek, mocno i głęboko się w nią wbijając, prawie że maszynowo, wśród głośnego chlupotu, i słodko obijających się o nią jaj, których zawartość miała zaraz wystrzelić, przy ich wzajemnych jękach nadchodzącej już rozkoszy.
- Ach… w środeczku albo na buźkę… - Odparła Sarah, której mimo wszystko w takim momencie przyszło na myśl to, by nie ubrudzić swoich ubrań. - Jak wolisz… ach… - Wysapywała, coraz bardziej czując, że i ona odczuje zaraz przyjemny orgazm.
- Uuuuuu! Dobrze! - Bosman ruszył do ostatecznego ataku, mocnymi, głębokimi pchnięciami, wbijając się do dna Sarah wielkim kutasem… i je pokonując(!!) a ona czuła się, jakby jej zaczął przestawiać wnętrzności, i aż brakło jej tchu. On zaś w końcu zawył, i chlusnął w nią gorącym strumieniem.
- O kur… - Lekko pożałowała takiego pozwolenia Sarah, bo aż poczuła spory ból, gdy mężczyzna wbił się najdalej, jak umiał. Ale może to była jej perwersja, a może było już za późno, by stanowiło to problem, bo w momencie sama też doszła, mieszając ich soczki, które zaczęły usilnie wypływać z jej cipki, ale i miała wrażenie, jakby chciały się wepchnąć w drugą stronę. Ale czuła się aż lekko nieobecna, oczy jej wywaliło na drugą stronę, jednak mimo to czuła się przyjemnie. Nieco też dziwnie, ale przede wszystkim rozkosznie.

Długo dochodziła do siebie… bardzo długo. W końcu jednak, gdy wróciła na jawę, okazało się, że bosman nadal ją jeszcze nieco posuwa, choć już nie tak głęboko, i spokojniej niż wcześniej. No i była cała zalana…
- Hej biała cipko, żyjesz? - Spytał murzyn, błyskając zębami.
- Nie wiem… - Zaspale odpowiedziała Sarah, patrząc na niego wciąż lekko nieprzytomnie. - Ale tobie widzę, że nawet jakbym nie żyła, to by nie przeszkadzało… - Rzuciła, ale na jej twarzy pojawił się lekko krzywy uśmiech, jedyny, na jaki było ją w tej chwili stać. On się za to głośno zarechotał, po czym postukał pięścią po klacie.
- Jakby ci się umarło, obiecuję, sprawić ci przyjemność i po raz ostatni - Klepnął ją po udzie, po czym z niej wyszedł, a z Sarah wylał się potok na pościel. Poczuła też ulgę, gdy bydlak już jej tak nie rozpychał…
- Chcesz spróbować? - Bosman złapał swoją ociekającą pałę w dłoń, i nieco perfidnie się do niej uśmiechnął.
- Nie, je… - Chciała odmówić, nawet dość chamsko go wyzywając, zwłaszcza za jego minę, ale… im dłużej patrzyła na ten wybryk natury, który przed chwilą prawie ją zabił, dodatkowo jeszcze tak lśniący od ociekających soków… Wystawiła język, przesuwając głowę lekko na skraj łóżka, by jednak go spróbować. A więc go i dostała, ale nie tak początkowo, jak chciała, bowiem wielka, cieknąca, pocierająca główka najpierw uświniła jej pół twarzy, a dopiero po chwili zaczęła wpychać się w usta.
- Trafić nie umiesz? - Skomentowała nieprzyjemnym tonem, po czym w końcu liznęła porządnie tą śliczną, czarną pałę, zbierając na języczek sporo niesmacznego nasienia i połykając, ale zaraz już nie miała wyboru, jak pozwolić sobie wprowadzić go do ust, którymi zaczęła go delikatnie zasysać.
- Fajna jesteś… - Bosman pogłaskał ją po głowie.
- Hmmpfff - Odparła coś niezrozumiałego z penisem w ustach, po czym już odsunęła się, wysuwając go ze swojej buzi, mając w obecnej chwili dość już tego nieprzyjaznego smaku. - Musicie lepiej się odżywiać na tym statku, mogłoby smakować lepiej. - Rzuciła do niego, gdy znów miała wolną buźkę. - Masz coś, żebym się wytarła? - Zapytała, zamykając przy tym jedno oko, bo czuła, że sperma, którą ją uświnił przy okazji na twarzy, zaraz spłynie jej do oka.

W kajucie pojawił się zapach papierosa… a bosman sięgnął po własny podkoszulek.

- Jak już skończyliście, to ruszcie dupy na pokład, jest problem - Odezwał się kobiecy głos przy drzwiach, a Sarah serce podeszło do gardła. Stała tam kapitan tego złomu, oparta o framugę, z papierosem w kąciku ust. Ręka założona na rękę, mały uśmieszek, nieco rozchełstana koszula, jakieś nie pierwszej jakości spodnie, i bose stopy.

Ile tam stała, jak długo się przyglądała, co widziała, co o tym myślała??

- Bierz karabin - Prawdopodobnie owa "Jess" powiedziała do bosmana, po czym w końcu wyszła.

Sarah zawstydzona podniosła materiał koszulki na piersi, po czym szybko wstała, mimo lejących się wciąż z jej krocza soków i nasienia, a także podobnej plamy na twarzy.
- To… powodzenia. - Rzuciła do bosmana, po czym również postanowiła wyjść z kajuty, a gdzieś w jakimś kącie w drodze powrotnej na pokład, zmyć sobie z twarzy nasienie czarnoskórego. Złapał ją niespodziewanie za nadgarstek, nie pozwalając odejść. Spojrzał zaskoczonej w twarz, po czym najpierw się uśmiechnął, ale i szybko spoważniał.
- Masz jakąś broń przy sobie? - Spytał.
- Nie… mam coś w naszej… “kajucie”. - Odparła, jako że na statku czuła się na tyle bezpiecznie, że nie widziała potrzeby mieć zawsze przy sobie swojego rewolweru.
- Ech… a umiesz się posługiwać? - Bosman ją puścił, po czym własnymi gaciami wytarł swojego penisa, i odrzucił je gdzieś na bok. Założył szybko spodnie, bez bielizny.
- Trochę… rewolwerem umiem… - Odpowiedziała niepewnie, ale także sięgnęła po proponowany jej wcześniej podkoszulek i wytarła nim twarz. Rozejrzała się także za swoimi majteczkami, które jednak w takiej sytuacji wolałaby założyć.
- Dobra, to bierz ten - Murzyn podał jej jakiś rewolwer, zakładając wymiętoloną koszulę na nagi tors, i wkładając buty. Sięgnął również po karabin schowany pod koją. Na końcu zaś założył i swoją czapkę - Idziemy razem. Ja pierwszy…
- Jasne… - Powiedziała, w tym czasie, gdy on wkładał koszulę i buty, znajdując majtki, ale przed ich założeniem jeszcze podtarła się przekazanym podkoszulkiem. W końcu była gotowa do drogi. - Tylko nie pomyl broni i nie wystrzel do nich ze swojej “armaty”... - Zażartowała przed wyjściem, lekko klepiąc go jeszcze w tyłek.
- Hehe… jak chcesz, to ta armata może być tylko dla ciebie - Powiedział bosman, i wyszedł już pierwszy z kajuty.
- Och, chyba wasza kapitan byłaby zazdrosna? - Zapytała Sarah, wychodząc za nim, ale chcąc nieco rozpoznać temat, czego może spodziewać się po kobiecie po tym, jak zauważyła, co robili w kajucie.
- Chcesz to se o tym z nią pogadaj, jak baba z babą… - Padła dosyć dziwna odpowiedź, i pojawił się kolejny, krótki rechot.
- Zresztą, ja nie z takich, co bym chciała wszystko tylko dla siebie… - Dodała, choć była nieco zawiedziona zdawkową odpowiedzią o kapitan, która nie dała jej żadnych informacji. - Trzeba się dzielić, nie? Tak samo zresztą traktuję tą swoją “słodką cipeczkę”. - Starała się przy tych ostatnich słowach nieco naśladować głos bosmana.
 
Jenny jest offline  
Stary 17-11-2022, 20:50   #77
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rzeka Amazonka, Brazylia.
26 czerwiec, 1930 rok.
Czwartek, około 13.

"Pyr, pyr, pyr, pyr…" pracował sobie silnik łajby, a oni płynęli dosyć żwawym tempem po bardzo szerokiej rzece, zagłębiając się coraz bardziej w Amazonkę.

Było ciepło, było zielono na brzegach, było często sporo ludzi na samej rzece, jak i przy niej…

Godzina za godziną, spokojna sielanka, czas odpoczynku, przyzwyczajenia się do nowego klimatu? Jimmy z karabinem na dziobie łajby, pani kapitan za sterem, bosman gdzieś spał, towarzystwo kręciło się po "Venture", zbijając bąki, lub po prostu starało się jakoś odprężyć w trakcie podróży… czasem i dosyć specyficznie "odprężyć".


Nudy… nudy… ładne widoki, miejscowa flora i fauna, lenistwo…

Godzina, dwie, trzy.

Mała parowa łajba. Nie dłuższa niż 10 metrów, z kilkoma osobami na niej, zacumowana prawie przy brzegu… a wokół owej łodzi, kilka małych drewnianych łódeczek, czy tam i kanu, przywiązanych linami.

- Jeśli macie broń, to dobry moment, by ją pokazać! Ale tylko by pokazać! - Zakrzyknęła do towarzystwa kapitan ze sterówki.

Pordzewiała statek powoli zbliżał się do rzecznych piratów i ich ofiar…

- Jimmy! Przejmuj na moment ster! - Krzyknęła kapitan, i na chwilę gdzieś poszła. Nie wyglądała jednak na spanikowaną.

~

Paru obdartusów z bronią długą, pamiętającą chyba jeszcze czasy Wielkiej Wojny, kilka rewolwerów, maczety.


Grabili miejscowych, zabierając im wszelki towar. Mało ważne co, byleby brać, przynajmniej połowę, jakoś później sprzedać. Jak najmniej się narobić, a zarobić. Rzeczni bandyci, lub też piraci. Jak zwał, tak zwał, ale sukinkotów nie należało lekceważyć. Napady, zastraszanie, porwania, odcinane kończyny, i tym podobne sprawy, z tych najmniej drastycznych… gdzie nie dotrzesz, w jaki zakątek świata, zawsze się takie gnidy znajdą.

- To nie nasza sprawa - Powiedziała pani kapitan, gdy statek był już całkiem niedaleko łajby piratów - Więc nerwy na wodzy. Mamy broń, oni to widzą. Więc jesteśmy dla nich trudnym celem, więc ich nie interesujemy…

Darcie mordy po portugalsku, lamenty, drwiące śmiechy. Przeładowywanie towarów.

- Nie róbcie nic głupiego… - Dodała już ciszej kapitan, gdy przepływali ledwie 20 metrów od źródła ewentualnych kłopotów.

Jeden z rybaków miał nieco zakrwawioną głowę. Czyżby go lekko puknięto maczetą przez łeb, by nie był taki oporny, i chętniej dzielił się swoimi towarami? W każdym bądź razie, dzielnie przekazywał oprawcom swoje kosze z owocami.

- Spokojnie… - Szepnęła do swoich pasażerów kobieta za sterem "Venture".








***
Komentarze jutro rano :P
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 17-11-2022 o 20:52.
Buka jest offline  
Stary 19-11-2022, 12:33   #78
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Amazonka stanowiła, teoretycznie przynajmniej, część Amazonii, ale rejs po falach największej (acz nie najdłuższej) rzeki świata w niczym nie przypominał tego, z czym zmagali się ci, co przedzierali się przez amazońską dżunglę.
Spacerek, czy może raczej przejażdżka po parku, zakłócana czasami przez zbyt silne słońce czy dokuczliwe owady.

Jak to bywa w życiu, spokój nie mógł trwać zbyt długo, a zakłóciła go pani kapitan, uprzejmie prosząc, by nie reagowali zbyt gwałtownie na to, co działo się na niezbyt odległym brzegu.
Czy miała rację sugerując, iż nie należy wtrącać się w scenę ewidentnego rabunku?
Jak zwykle bywało, medal miał dwie strony.
Oczywiście nikomu nie było miło i przyjemnie patrzeć, jak kogoś ograbiają z dobytku, a rozwalenie paru obszczymurków, na dodatek niezbyt dobrze uzbrojonych, nie stanowiłoby wielkiego problemu. Prawdziwe problemy zaczęłyby się później. Oni by sobie odpłynęli i zniknęli w dżungli, ale "Venture" zostałby na rzece.
Rzeczni piraci z pewnością mieli wielu kompanów, których złość i chęć zemsty skupiłaby się na "Venture" i jego załodze. Daniel mógłby się założyć, że kolejnego rejsu pani kapitan by nie przeżyła.
Gdyby w potrzebie była jakaś ładna dziewczyna, to inna sprawa, ale w tej chwili z piratami tubylcy musieli sobie radzić na własną rękę, a skoro nie mieli odwagi, by stawić im czoła - ich pech. Daniel nie miał zamiaru stawać na czele antypirackiego powstania.
Ale nie miał przeciwko użyciu broni, gdyby piraci dali mu jakiś pretekst. W końcu istniał cień szansy, że tamci zainteresują się wdziękami Sarah czy Iris i zechcą przyjść z wizyta na pokład ich krypy. A on nie po to nosił pistolet, by mu niepotrzebny kilogram żelastwa obciążał pas.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 20-11-2022, 19:26   #79
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Piękna okolica rozłożona po lewej oraz po prawej stronie przyciągała oko. Przesiadując całymi dniami na skrzynce na pokładzie można było zobaczyć wiele. Usłyszeć również. Niemniej okolice piękne czasem nosiły pewne zadry. Właśnie taka zadra przydarzyła się wyprawie 26 czerwca 1930 roku. Piraci! Rzeczni piraci, czyli grupa miejscowych bandytów, którzy obrabiali biednych, okolicznych rolników. Szkoda, ale... kapitan nie kazała podejmować wrogich działań, zaś kapitan na statku jest zawsze dowódcą. Pytanie czemu tak poleciła pasażerom? Może dlatego, że gdyby ktokolwiek rozpoczął walkę piraci mogliby się w przyszłości zemścić i na rolnikach i na niej. Wszak nie mogli cały czas siedzieć na jej łajbie chroniąc ją. Owszem jakby bowiem nie było, nie lubił owej łajby, no ale nikomu nie życzył źle. Napaść piratów nie była więc tym, czego pragnął wobec kapitan oraz pozostałych załogantów. No, chyba, żeby utłukli cała szóstkę piratów, ale tego nikt nie mógł gwarantować. Ponadto póki co, owszem, jakiś człowiek oberwał nieco, ale była to lekka rana, skaleczenie właściwie, zaś podczas strzelaniny mogli ucierpieć najbardziej ci, którzy nie mieli broni oraz po prostu stali. Lepiej być wszak okradzionym, niźli ustrzelonym.

Oczywiście kompletnie co innego, gdyby tamci rozpoczęli jakieś głupie akcje. Wtedy nie byłoby przeproś. Przeto przyłożył broń do ramienia, ale widać było, że unosi karabin w górę nie chcąc zaczepki. Ale przy jakiejkolwiek prowokacji, wystarczyło lufę po prostu opuścić biorąc pirata za właściwy cel. Jeśliby nic się nie stało. Planował zrobić swoje, później położyć karabin oraz kontemplować okolicę.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 30-11-2022 o 13:07. Powód: poprawiony rok
Kelly jest offline  
Stary 24-11-2022, 14:02   #80
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Po południu wielebny doszedł do siebie. Kac u pastora zwykle był silny, ale bardzo krótki. Zazwyczaj nie trzymał go dłużej niż jakieś pół dnia. Nawet jeśli schlał się do nieprzytomności to już następnego dnia wieczorem po kociokwiku nie było śladu.
Płynęli sobie stateczkiem po gigantycznej rzece. Ebenezer podziwiał widoki i przeklinał insekty. Było gorąco, parno i leniwie. Do czasu...
Wielebny właśnie spokojnie sobie kimał gdy doszły go jakieś ożywione odgłosy. Na brzegu grupa bandziorów rabowała dorobek życia ubogich wieśniaków! W duchownym aż się krew zagotowała. Natychmiast sięgnął po swojego Enfielda, szykując się do odstrzelenia pierwszego rabusia. Zanim jednak zdążył dowódczyni łajby nakazała nie interweniować.
- To nie po chrześcijańsku! - warknął pastor, ale schował rewolwer. Może faktycznie nie było sensu się wtrącać. W końcu mieli własne sprawy do załatwienia, a i taszczyli już ze sobą ranną Iris. Kolejny postrzelony członek ekspedycji na pewno nie byłby zbytnią pomocą w poszukiwaniu córki profesora. A bez rannych pewnie by się nie obyło. Niestety, czasem trzeba pozwolić złu zatryumfować, w imię wyższych celów... Ebenezer splunął pogardliwie w kierunku zbójów i poszedł na drugą stroną statku. W pierwszej chwili chciał strzelić chociaż jakąś pogadankę, tyle że to bydło angielskiego przecież nie zrozumie, a o łacinie pewnie nawet nie słyszało. Pomimo, że zamieszkuje Amerykę Łacińską właśnie...
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172