|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
11-01-2007, 13:58 | #141 |
Reputacja: 1 | Podkradlszy sie ulozylem sie na trawie. Oczy zamknely sie same, leb opadl na lapy, uszy ostatkiem sily woli nadal lokalizowaly zrodla dzwiekow. Mialem jeszcze zamiar cos powiedziec, czy moze o cos zapytac. Niewazne. Teraz liczy sie odsypianie calego niemal dnia bez porzadnej drzemki. Cholera, gdybym mial sile podniesc sie i wyczolgac ze zbroii...
__________________ Znowu boli (blog)... |
11-01-2007, 18:10 | #142 |
Reputacja: 1 | Lekko, ale w kilku miejscach poraniona elfka oparła się o drzewo, nasłuchując głosów. Była zmęczona i krwawiła. Osunęła się na ziemię i, choć walczyła z sennością, zasnęła...
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |
11-01-2007, 19:13 | #143 |
Reputacja: 1 | Avalanche, był wyczerpany, jednego dnia został w dziwnych okolicznościach prze teleportowany na pustkowia, poznał gadającą panterę, omal nie został pożarty przez olbrzymiego mrówkolwa, zabił chyba z setki robali i biegli tak długo, że chyba każdy miał już serdecznie dość, tego feralnego dnia, nie wspominając o tym że demon zabił Bartoliniego, i porwał kapłana. Nie wiadomo co z nim. Rycerzy był cały oblepioną robaczą, zieloną krwią. Mocno kulał, nie był zdolny jakiejkolwiek walki, Avalanche tylko kilka razy w życiu wpadł w równie silny szał bojowy. Ale za każdym razem równie mocno wycieńczało go to. Próbował nie dawać poznawać po sobie, że jest wycieńczony. Gdy zauważył jak Tari i kocur usnęli. Zauważył jakiś konwój, który ugrzązł. "- Jak myślicie, może to Ci ochroniarze, którzy okradli z szmat i przypraw naszego maga?" Spytał co sądzą o tej teorii jego kamraci.
__________________ Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych. "Dwóch pancernych i Kotecek" |
11-01-2007, 21:17 | #144 |
Reputacja: 1 | Drzewa, dużo drzew a pod jednym z nich o gryby konar oparł się stary karzeł. -Pomyślałby ktoś że uciesze się z widoku pniaka o który mogę się oprzeć. Ale cóż widzę że stare przyzwyczajenia można zmieniać Nie opodal Tari oraz Mruk ułożyli się do snu. Wzrokiem szukam rycerza. -Avalanche pozwól mi pierwszemu postawić straż. Musisz odpocząć... Dwarf po kilku głępszych oddechach wstał na równe nogi i w pozycji stanał wyprostowany. -No i gdzie jest Adia, musimy się trzymać razem. Ten pomiot czarciej suki może znów wrócić. -A co do tych łepków nie uciekną nam daleko. Wiesz ufam że elfka i Mruk potrafią ich wywęszyć wszędzie.Oni są naprawdę nieźli w tym Kapłan nadal pozostaje w strażniczej pozycji i nasłuchuje uważnie odgłsów wokół niego |
11-01-2007, 22:12 | #145 |
Reputacja: 1 | - Ty, słyszałeś coś...?! - Pchaj i stul dziób!!!! - Tam ktoś jest, słyszałem trzask gałęzi, jakieś głosy...! - Taaaak...? ............. Ja tam nic nie słyszę, pchaj!!! Głosy słyszysz bo masz echo w tym pustym łbie!!! Pchaj!!! Wreszcie trzem mężczyznom udaje się wypchnąc wóz z rowu z powrotem na piaszczystą drogę. Nie tracąc czasu, natychmiast ruszją w dalszą drogę, wkrótce znikają wam z oczu w lesie pogrążonym w ciemnościach, i widzicie tylko malutkie światełka lamp oliwnych zaczepionych przy wozie, które rychło gasną w mroku nocy. Mruk śpi głeboko, cicho pochrapując. Tari, leżąca nieopodal, czasem marszczy brwi przez sen i nieznacznie porusza rękoma, jakby śniło się jej, że nadal walczy z ohydnymi robakami. Cicha i skryta w sobie Adia bez słowa usadowiła się pod dębem koło nich i również ją sen prędko zmożył. Avalanche rozmawial jeszcze z godzinę z Waldorffem o tajemniczym wozie i o sieczce przerośniętych żuków, ale wyczerpany pracowitym dniem w pewnym momencie zasnął w pół zdania. Krasnolud postanawia pełnic tej nocy wartę. Jest dośc chłodno bez ogniska, ale nikomu to zbytnio nie przeszkadza. Wielkie drzewa kojąco szumią wokół was, wyglądaja jak poteżni strażnicy czuwający nad wami. Noc mija spokojnie i krasnolud rad jest, że wszelka zwierzyna tej nocy zrezygnowala z łowów na poszukiwaczy przygód. Wszyscy poza Waldorffem budzą się wyspani i wypoczęci. Wszyscy poza Mrukiem, Tari i Waldorffem (czyli w sumie Avalanche i Sheldin) – jesteście głodni jak wilki i spragnieni jak diabli :P . Podążając dalej leśną drogą, na której zostały ślady kopyt i wozu, mijacie czasem krzaki malin i poziomek; ich owoce mogą zaspokoic wściekły głód na moment, ale sycące danie to to nie będzie... Po jakimś czasie stajacie na skraju lasu i widzicie kwieciste łąki skąpane w promieniach porannego slońca. Niedaleko przed wami majaczy jakaś osada otoczona drewnianą palisadą, z wieżyczką strażniczą przy otwartej na oścież bramie. |
12-01-2007, 13:03 | #146 |
Reputacja: 1 | Tari rozejrzała się po polance z uśmiechem. Wreszcie miły widok pomyślała. -Chyba widzę następny cel. Ten "mag" mówił, że za miastem są jakieśkamienie, ale jak na razie to ja bym sie wolała rozejrzeć za tym wozem, którego w nocy widzieliśmy i zmyć się z tej ochydnej zielonej posoki... - powiedziała patrząc na siebie. Nocą była zbyt wyczerpana i senna, aby przejmować się swoim wyglądem, ale teraz... Przecież zbliża się do miasta i trzeba jakoś schludnie wyglądać...
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |
12-01-2007, 16:35 | #147 |
Reputacja: 1 | x owszem, przydałoby się umyc w jakimś jeziorku, od biedy rzece, niestety rzadnego źródła wody w okolicy nie widac, nawet Mruk nie wywęszył go swym czułym nosem. jeśli zaś o wóz chodzi, jego ślady prowadzą drogą przecianjącą łakę i dochodzącą do miasta. x |
12-01-2007, 18:02 | #148 |
Reputacja: 1 | Kiedy juz wstalem, poprzeciagalem sie i pomimo szczerych checi nie wywachalem zadnego rezerwuaru wody postanowilem zapolowac. Czas rozruszac miesnie i zdjac zbroje - wszak noszenie jej w sposob permanentny zle wplywa na wyglad siersci, na domiar zlego, jakies robactwo (chociaz na szczescie duzo mniejsze) moze dobrac sie do skory. Brrr... Przeciagam sie znowu, klade, turlam na plecy. Korzystajac z wszystkich konczyn luzuje paski plecaka i wyswobadzam sie z niego. Nastepnie wstaje i wykonuje "taniec lopatek i ledzwi" zrzucajac zbroje. W trakcie orientuje sie o koniecznosci uprzedniego pozbycia sie helmu. Przeklinajac pod nosem mocuje sie chwile, ktora ze wzgledu na zmniejszona ruchomosc lap zaplatanych w rekawy (nogawki?) zbroi trwa nieco dluzej. Gdy wreszcie zrzucam zbroje, przeciagam sie po raz kolejny. - Przypilnujcie moich rzeczy, prosze... W plecaku jest jeszcze odrobina wody w manierce, jesli ktos nie pogardzi takim trunkiem, niech pije. Postaram sie zlowic jakiegos zwierza, mozecie rozpalic ognisko... - mowie odchodzac. Mam nadzieje nie zawiesc pokladanych we mnie nadziei i wrocic z lupem. Jesli w poblizu nie znajde niczego, wroce markotny i zdrzemne sie, albo poczlapie w kierunku wybranym demokratycznie.
__________________ Znowu boli (blog)... |
12-01-2007, 19:13 | #149 |
Reputacja: 1 | Ostatnie przygody wywarły widoczny wpływ na starego karła. Poruszał się w tym momencie z widocznym już zmęczeniem. Nocna warta też pewnie nie przyprawiła go o nowe siły. Mimo wszystko wydawał się szczęsliwy że może iść dalej. Pragnienie piekło go tym bardziej że w manierce pozostało nie wiele wody, zresztą jego krasnoludzkiej gorzałki było nie więcej niż kilka łyków. Mruk niezrażony całą sytuacją miał swój plan i od razu zaczął go realizować. Zdążył jeszcze rzucić zdanie. - Przypilnujcie moich rzeczy, prosze... W plecaku jest jeszcze odrobina wody w manierce, jesli ktos nie pogardzi takim trunkiem, niech pije. Postaram sie zlowic jakiegos zwierza, mozecie rozpalic ognisko... Dwarf uśmiechnał się do niego i spojrzał na odległe miasto. -Nie śmiałbym bym Ci zabierać ostatków. Nawet w godzinie mojej ostatniej. Ale co sądzicie o tym miasteczku? Nie ważne czy są tam zbiry od maga czy nie. Nie znają nas i nic nie wiedzą o tym co zaszło. Musimy odbudować zapasy i wypocząć przed kolejnymi wyzwaniami jakimi przed nami kładą bogowie. Karzeł ciężko oddychając dokończył swą frazę. -Chyba się nie boicie tam wejść? |
12-01-2007, 21:11 | #150 |
Reputacja: 1 | Po spokojnej nocy Adia była wypoczęta. Idąc przez las posiliła się owocami, niezbyt okazały posiłek, ale to zawsze coś. Właśnie spoglądała w kierunku oddalającego się kota, gdy usłyszała głos krasnoluda. -Chyba się nie boicie tam wejść? [i]-Nie- rzuciła krótko uśmiechając się w zamyśleniu- Wiecie... lepiej dogonie Mruka, nie powinien być sam. - powiedziała trzymając sztylet w dłoni i biegnąc w kierunku towarzysza. |