|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-02-2008, 14:54 | #191 |
Reputacja: 1 | Ruiny latarni morskiej 12 V 13.00 - 14.00 Fitzpatrick oderwał wzrok od mapy i zlustrował Noireta i Daniłłowicza: -Dość panowie! Nie ma czasu na żadne spory, sytuacja jest alarmująca i krytyczna. Jak się już dowiedzieliśmy, znajdujemy się w ogromnym niebezpieczeństwie, a zadanie wykonać trzeba! Więc spokój! Panie Noiret, pana wątpliwości zaraz postaram się rozwiać. Panie Daniłłowicz, proszę zabezpieczyć teren, z karabinem w ręku będziesz pan bardziej przydatny, niźli szukając zwady z towarzyszami z oddziału, prawda? Lord wstał i zaczął spokojnie składać mapę, wewnątrz jednak wciąż był niespokojny. Wymierski potwierdził swoją tożsamość papierami, ale dla służb Savary’ego lub Fouche’ego podrobienie dokumentów to było pewnie tyle co splunięcie. Lordowi nie uśmiechało się wpadnięcie w łapska szefa kontrwywiadu Napoleona, podjął jednak decyzję: Minister policji Bonapartego, Joseph Fouche - Panie generale, wyjścia większego nie mam, muszę panu zaufać. Madame Lajolais z nami nie ma, – Mówił to na tyle głośno, by Matylda bez trudu mogła go usłyszeć. – Nie mogła przybyć. W Londynie wielce zajęta jest, sprawy najwyższej ważności panie generale… A co miał rzec? Może to, że madame Lajolais oddaje się uciechom w łożnicy jednego z francuskich monarchistów, jakiegoś niewydarzonego generała? Fitzpatrick był libertynem a często i chamem, ale nie samobójcą. - Teraz panie generale musimy podjąć decyzję, jak zdobyć przesyłkę, którą nam przykazano przywieźć z powrotem do Londynu. O miejscu ukrycia ważnego przedmiotu wie karczmarz w Sur le Legne oraz aptekarz w Brasanscon. Jesteśmy w pobliżu obu miejscowości, lecz jeśli Savary wykonał swą robotę dobrze, to możemy w obu miejscach oczekiwać pułapek. Własnie proszę panstwa, prawdopodobnie jesteśmy obiektem zainteresowań dwu tajnych służb Bonapartego. Kontrwywiadu generała Savary’ego i Prefektury Policji ministra Fouche’ego. Obaj panowie nie bardzo się lubią, a ten pierwszy otrzymał stanowisko po tym drugim. Jest to więc walka stronnictw lub przynajmniej niezdrowa rywalizacja na łonie służb. I za cholerę nie powiem, czy to dobrze dla nas czy źle. Nie rozumiem też obecności jezuitów i ich wrogości wobec nas. Lord sięgnął po manierkę z wodą i pociągnął duży łyk. Zaschło mu w gardle, nie od gadania, raczej ze strachu. Generał brygady Anne Jean Marie Rene Savary, szef kontrwywiadu Bonapartego - Jako że sytuacja jest krytyczna pytam, co panowie i pani sądzicie o całej sprawie, czy macie jakieś pomysły? Decyzję podejmę po waszych wypowiedziach. W chwili obecnej optuję za skrytym podejściem do Sur le Legne i wyrwaniu karczmarza tak, by ewentualnie obserwujący go żandarmi Savary’ego lub agenci Fouche’ego nas nie dostrzegli. Przedmiotem, który mamy odzyskać i wywieźć do Anglii, są pewne ważne dokumenty. W czym jednak mogą być przechowywane, nie wiem. Przypominam, że czas jest tu kluczowy, jeden z agentów Fouche’ego zdołał zbiec, toteż możemy w przeciągu najbliższych godzin oczekiwać stanowczej kontrakcji ze strony tajnych służb Bonapartego. Dlatego panowie, żadnych sporów, żadnych kłótni, żadnego podważania mej decyzji. Przypominam, że to operacja wywiadu angielskiego, mimo iż większość personelu to Francuzi. Znam wasze zaangażowanie w sprawę i doceniam je, jednakże wszelką niesubordynację będę bardzo ostro karać! Pyskówki także! Fitzpatrick przerwał perorę, przyglądając się uważnie każdemu ze swoich ludzi. Spojrzał wreszcie na Wymierskiego: - Panie generale z przyjemnością witam w naszej kompanii, a zwłaszcza pana doświadczenie i szpadę. O ile wiem, został pan, ranny, może trzeba ranę dobrze opatrzyć? Aha i ostatnia sprawa, co z pułkownikiem Lajolais? Nie udało mu się wydostać z Paryża? |
15-02-2008, 15:52 | #192 |
Banned Reputacja: 1 | Popas gdzieś na Wybrzeżu Pytania zawisły w powietrzu. Jeśli grupa miała działać dalej, jeśli mają wykonać zadania wszelkie wątpliwości muszą być rozwiane teraz. |
20-02-2008, 19:50 | #193 |
Reputacja: 1 | Generał Wymierski Wymierski ze zdumieniem przyglądał się kłócącym "towarzyszom". Do tak, według tego co wiedział od pułkownika i słów Lorda, ważnej misji zaciągnięto ludzi którzy nie potrafią się nawet dogadać. Oczywiście, nie myślał tak o wszystkich, a pierwsze wrażenie mogło go mylić, jednak jak na razie był wielce zaniepokojony dalszymi losami ich małej "kompani". Wymierski cierpliwie czekał aż Caspar Fitzpatrick wytłumaczy wszystkie niedopowiedzenia i nieścisłości, oraz przedstawi swój plan. Pomysł skorzystania z pomocy karczmarza wydawał się równie dobry co próbować z aptekarzem. No może do tego pierwszego, z racji jego zawodu, będzie się łatwiej dostać. Sprawa jezuitów jak na razie nie bardzo zajmowała myśli Generała, który bardziej przejmował się bieżącymi wydarzeniami. W czasie gdy pozostali się sprzeczali, Jan podszedł do Pierra by sprawdzić jak ten się czuje. Był wyczerpany utratą krwi i jazdą konną, jednak na pytanie czy jest w stanie jechać dalej, skinął potwierdzająco głową. Gdy Lord zapytał Polaka o jego ranę, ten się uśmiechnął i odpowiedział, iż wszystko jest w porządku. - Panie generale z przyjemnością witam w naszej kompanii, a zwłaszcza pana doświadczenie i szpadę. O ile wiem, został pan, ranny, może trzeba ranę dobrze opatrzyć? Aha i ostatnia sprawa, co z pułkownikiem Lajolais? Nie udało mu się wydostać z Paryża? - powiedział do Wymierskiego Lord. Po wspomnieniu o pułkowniku, Jan odruchowo chwycił za medalion który przekazał mu umierający. Miał go oddać żonie Lajolaisa, która to powinna pojawić się wraz z grupą. - Lordzie, nie wspomniałem o tym wcześniej, jednak teraz uważam, że mogę to zrobić. Pułkownik, po wpadce naszej siatki, postanowił opuścić Paryż, do czego namówił i mnie, wspominając, iż ma się "tutaj" spotkać ze swą małżonką, która to miała mu do przekazania pewną rzecz. Udało nam się wydostać z miasta, jednak byliśmy ścigani. Z Bożą pomocą pokonaliśmy pogoń, jednak podczas wymiany pułkownik został raniony. Wkrótce potem zmarł, wkładając mi w dłoń ten oto medalion - w tym momencie wyciągnął z kieszeni wspomniany przedmiot i pokazał tak by wszyscy mogli go zobaczyć. - Miałem to dać pułkownikowej, ale najwidoczniej będę musiał z tym poczekać. - generał zawiesił na chwilę głos - Co do pańskich planów, to uważam, że spotkanie się z karczmarzem przy zachowaniu maksymalnej ostrożności jest jak najbardziej na miejscu. Pośpiech również byłby wskazany, jednak najpierw musimy zdecydować co zrobimy z naszym jeńcem. |
20-02-2008, 20:41 | #194 |
Reputacja: 1 | Mógł się spodziewać słów Fitzpatricka. Cóż, taki był ich dowódca, a Samuel nie liczył już na pokojowe relacje z jego osobą. A jeżeli nie było mowy o dobrych relacjach, to pozostawały te drugie, gorsze... Gdy lord wydał polecenie, Daniłłowicz westchnął głośno, zrobił kilka kroków i zerknął najpierw w prawo, potem w lewo, w rękach trzymając pokazowo karabin. Po chwili obrócił się na pięcie i stanął przed Casparem, chwilę ciesząc się z tego, iż był niemal o głowę wyższy od szlachcica. Po chwili stanął na baczność i odezwał się głośnym, typowym dla legionistów meldujących się dowódcom głosem: Sir, melduję, iż teren został przeszukany z karabinem w ręku i uznałem go za bezpieczny. Bo ja, sir, obserwuję okolicę cały czas, tak jak mnie w wojsku nauczyli, więc proszę się nie martwić. Oddział jest bezpieczny.- spojrzał na twarz dowódcy, po czym odszedł w kierunku swojego pakunku. - Co do jeńców zaś, moje zdanie na ten temat, jeżeli w ogóle ma jakąś wartość, jest następujące- zrobić tak, jak robi się zazwyczaj w wypadku takich akcji. Doprowadzić do stanu używalności, przesłuchać i pozbyć się. Bo chyba ciągnąć go ze sobą nie będziemy. - A wybór miejsca to już nie moje zadanie. Dla mnie oba są równie niebezpieczne, więc szanowni panowie, proszę decydować zamiast mnie, prostego żołnierza.- mówił, wyciągając z kieszeni ciężkiego płaszcza fajkę i powoli odpalając znajdujący się w niej tytoń.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
20-02-2008, 20:53 | #195 |
Reputacja: 1 | Ruiny latarni morskiej 12 V 14.00 To nie był najlepszy moment na kpienie sobie z Fitzpatricka. Przyjął jego meldunek i wysłuchał co Polak miał do powiedzenia. A następnie wydał mu kolejny rozkaz: - Nie pozwoliłem się panu odmeldować. Daniłłowicz proszę natychmiast sprawdzić teren w promieniu kilometra od naszego miejsca postoju, oczekuję pana za 30 minut. Nie wcześniej i nie później. W tym czasie zgłosi się pan po kolejne rozkazy. Daniłłowicz z punktu widzenia Caspara był coraz bardziej zbędny. Mógł być najlepszym żołnierzem w oddziale, ale brak dyscypliny stawiał go na samym końcu pod względem przydatności. W najbliższym czasie, kiedy owa dyscyplina będzie kluczowa ten Polak może przeszkodzić w wykonaniu zadania. Ale Fitzpatrick miał już sposób na rozwiązanie tego problemu. |
21-02-2008, 16:08 | #196 |
Reputacja: 1 | Na wspomnienie pani Lajolais Matylda podniosła głowę i nieco błędnym wzrokiem spojrzała na generała. Im więcej mówił o pułkowniku Lajolais, tym bardziej umysł Matyldy zaczął się rozbudzać i pracować na pełnych obrotach. Jej wzrok wreszcie spoczął na rytmicznie kołyszącym się, złotym medalionie, odbijającym światło ogniska. Przysunęła się bliżej Wymierskiego i po cichu, z namaszczeniem, powiedziała: - Panie generale, nazywam się Mathilde Le Blanc, pani Lajolajs przysłała mnie w swoim zastępstwie. Czy mogłabym... - wskazała na medalion - Czy mogłabym go na chwilę zobaczyć? Generał Wymierski wręczył dziewczynie świecidełko. Obracała go w palcach, dokładnie badając jego kształt, wreszcie delikatnie podwadziła krawędź i otworzyła go. W słabym świetle ognia dostrzegła spoglądającą na nią łaskawie panią Lajolais. Uśmiechała się delikatnie, przyzwalająco. Matylda również się uśmiechnęła i kiwnęła głową, tak jakby między namalowaną podobizną, a nią doszło do jakiejś sekretnej rozmowy. Wróciła na swoje miejsce i otworzyła torbę tak, by jej poła spoczywająca na kolanach dziewczyny skutecznie zasłoniła widok pozostałym panom, prócz generała, który siedział najbliżej niej. Jak na razie tylko on wzbudzał jej zaufanie i póki co nie rozczarowała się ani jego wiedzą, ani sposobem bycia i oddaniem dla sprawy. Spod warstwy zapasowego ubrania Matylda wyjęła niewielką szkatułkę... Przyłożyła medalion do otworu na klucz. Próbowała delikatnie przekręcić go to w jedną, to w drugą stronę, starając się wybadać w jaki sposób działa mechanizm. Wreszcie dało się słyszeć cichutkie szczęknięcie, wieczko odskoczyło ukazując wnętrze puzderka. Na jego dnie leżał jeden list, noszący ślady zalania. Najwyraźniej podróż łodzią w trudnych warunkach i przy wysokich falach musiała sprawić, że torba zamoczyła się, a do szkatułki dostała się wilgoć. Matylda miała nadzieję, że mimo wszystko list będzie dało się odczytać - był już wszak suchy. Nie wahając się więcej ani chwili złamała pieczęć, otwarła list i zaczęła pochłaniać jego treść, zachowaną w całości, bez większego trudu... Przeczytanie listu zajęło jej zaledwie chwilę. Jej mina nagle zmieniła się. Wykwitło na niej... rozczarowanie? Czyżby nie tego spodziewała się po tym liście? Odłożyła torbę i podała otwarty list generałowi Wymierskiemu. Miała nadzieję, że on zrobi z niego dobry pożytek. Ostatnio edytowane przez Milly : 21-02-2008 o 16:30. |
23-02-2008, 14:58 | #197 |
Reputacja: 1 | Generał Wymierski - Panie generale, nazywam się Mathilde Le Blanc, pani Lajolajs przysłała mnie w swoim zastępstwie. Czy mogłabym... Czy mogłabym go na chwilę zobaczyć? Tego Wymierski się nie spodziewał. Nie myślał, że pułkownikowa przyśle kogoś innego zamiast niej samej. Może to i było nawet lepiej, przynajmniej madame Lajolais była bezpieczna, a tego na pewno by chciał pułkownik. Generał bez wahania podał młodej kobiecie trzymany przez siebie medalion. Był ciekawy co zrobi. Matylda przyglądała się medalionowi z każdej strony. Wreszcie otworzyła go. Zaciekawiony Wymierski spojrzał przez jej ramię i zobaczył twarz madame Lajolais. Panienka Le Blanc przez chwilę przyglądał się portretowi. Następnie wyciągnęła jakieś pudełeczko. Po chwili majstrowania przy nim, wyciągnęła jakieś pismo. Po przeczytaniu podała je Generałowi. Ten spojrzał na jej twarz i dostrzegł tam coś, czego nie potrafił określić. Sam więc zaczął czytać. Następnie zrobił to jeszcze raz. Miał wiele wątpliwości, jednak postarał się zachowywać jak najbardziej normalnie, tak by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Schował list. - Wszystko będzie dobrze panienko. Później będziemy musieli porozmawiać, ale teraz zachowuj się jak najbardziej normalnie. - rzekł cichym i spokojnym głosem do Matyldy Le Blanc, starając się by tylko ona go usłyszała. |
23-02-2008, 17:30 | #198 |
Reputacja: 1 | Nicolas Noiret Ksiądz słuchał uważnie, najpierw ględzenia Daniłłowicza potem wyjaśnień Fitzpatricka a na końcu opowieści generała Wymierskiego starając się skleić wszystko w jedną całość. Nadal pozostawało wiele znaków zapytania, ale przynajmniej na razie klecha nie zamierzał poruszać ich tematu. - Ktoś jeszcze przed chwilą mówił o dyscyplinie. – nie mógł się powstrzymać żeby nie skomentować wykonania rozkazu w wydaniu polaka. Wyraźnie iskrzyło między nim o lordem ewidentnie poirytowanym lekceważącym zachowaniem podwładnego. Tym razem dowódca nie zamierzał ustąpić… - Co do pańskiego planu to, jeżeli sprawa przedstawia się tak jak ją pan zarysował to czas będzie grał na naszą niekorzyść a innej możliwości nie mamy jak dostać się do karczmarza nie zwracając na siebie uwagi tajnych służb i to jak najszybciej. Nie ma co na ten temat według mnie dłużej deliberować. Ksiądz po chwili dostrzegł dopiero jak panna Le Blanc zaczęła bawić się ze srebrną szkatułką żeby za moment trzymać już w reku tajemniczy list, który później przekazała Wymierskiemu. Mina młodej damy wyraźnie zmieniła się po przeczytaniu wiadomości, wreszcie Noiret nie wytrzymał i głośno odchrząknął. - Ekhm nie chce się w trącać w prywatne sprawy pani Lajolajs, ale, jeżeli ten list ma coś wspólnego z nasza misją to również my powinniśmy poznać jego treść. – popatrzył się najpierw na dwóje rozmawiających ze sobą osób a następnie spojrzał na Fitzpatricka szukając u niego poparcia w dość oczywistej sprawie. W końcu, jeżeli misja była tak poważna, na jaką wyglądała to nie można było pozwolić sobie na lekceważenie choćby najmniejszej rzeczy |
23-02-2008, 17:41 | #199 |
Reputacja: 1 | Ruiny latarni morskiej 12 V 14.00 Fitzpatrick w wyraźną wdzięcznością przyjął słowa Noireta: - Dziękuję panu, mam podobne zdanie. Więc póki co optujemy przy karczmarzu. Chwilę potem ze spokojem obserwował jak metr od niego Matylda „kotłuje się” w torbie podróżnej, wyraźnie czymś manipulując tak, by Caspar niczego nie dostrzegł. Potem wydobyła list, który po przeczytaniu przekazała bez słowa Wymierskiemu. Ten przeczytał list, schował go, a potem zaczął coś szeptać na ucho dziewczynie. Fitpzatrick przewrócił oczyma, widząc te „hocki-klocki”: - Panie generale. Jasno dajecie mi do zrozumienia z panią Matyldą, że nie jestem godzien waszego zaufania. Trochę mnie to dziwi, biorąc pod uwagę moją naszą sytuację, fakt pościgu francuskiego oraz to, ile wam przed chwilą powiedziałem. Tym bardziej mnie dziwi, że jestem waszą jedyną szansą wydostania się z Francji i dotarcia do Anglii. Chyba że macie alternatywny sposób transportu. Znacie komórki wywiadu angielskiego, hasła i odzewy? No ale cóż, ja również nie mogę panu, panie generale zaufać. Dlatego najlepiej będzie, jeśli nasze drogi tu i teraz się rozejdą. Co do pani Matyldy. Mimo iż mi ją oddano pod komendę, zostawiam jej wolną rękę. Niech decyduje, czy jedzie z nami, a wtedy będzie lojalna i zdyscyplinowana, bo od tego zależy jej życie, czy może woli wyruszyć w dalszą eskapadę z panem Wymierskim. Pan Noiret też jasno wyraził swoje wątpliwości. |
23-02-2008, 23:07 | #200 |
Reputacja: 1 | Generał Wymierski -Lordzie Fitzpatircu, panie Noiret, ta młoda dama - tu wskazał na Matyldę - przekazała mi list, który dała jej żona pułkownika i który miał trafić w jego ręce. Niestety myśląc, że znajdę tam pewne wskazówki dotyczące naszej wspólnej misji, przeczytałem go. Jego treść, niestety, nie jest za bardzo pomocna. Po prostu, madame Lajolais przeprasza męża i wspomina o powodach dlaczego nie mogła tutaj przybyć. Ot po prostu zwyczajny, małżeński list. Sam czuje się bardzo źle, że wszedłem w prywatne sprawy tych dwojga ludzi i jestem o to na siebie zły. Jednak jak wiecie, każdy ma prawo do błędu. Jeżeli, zaś nasza cicha wymiana zdań was uraziła, to przepraszam za to, jednak ta panienka le Blanc, właśnie dowiedziała się o śmierci człowieka którego znała kilka dobrych lat i którego, jak mniemam, traktowała niemal jak ojca. Wydaje mi się również, że nigdy nie widziała martwych ludzi, a na klifie od razu zobaczyła jak umierają. To, wydaje mi się, wywarło na niej sporo negatywnych uczuć, a ja, choć może nie jestem dobry w takich sprawach, starałem się ją pocieszyć. I jeżeli to ma być zbrodnia, to opuszczę was teraz jak tylko taka jest wasza wola. Nie chce byście czuli się zagrożeni z mojej strony. - Wymierski skończył mówić i głęboko odetchnął. Następnie przybrał jak najbardziej neutralną twarz. |