Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-12-2008, 11:32   #261
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wszystko co do tej pory zobaczył, wszystko co miał okazję doświadczyć młody szkocki góral było niesamowite. Wszystkie opowieści, które wydawały się tylko legendą, bajką opowiadaną dzieciom ... wszystko to okazywało się prawdziwe.

Niedawno mieli okazję stawić czoła wilkołakom, które na ich obóz napadły. A teraz wchodząc coraz głębiej w tą jaskinię, coraz więcej dziwów napotykali. Ogromna sala, w której Reinfried zdawał się znaleźć znajome sobie twarze i siła, która nie pozwoliła im ruszyć za panem na Gravinie.

Być może jeszcze kilka dni temu, wszystko to zdziwiłoby Angusa .... w tym jednak momencie, nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Czy jaskinia ta była boskim planem? Próbą mającą sprawić, aby tylko poszukiwacze pewni swojego celu dotarli do relikwii? Czy może wprost przeciwnie? Czy była to pułapka zastawiona przez adwersarza aby zgubić dusze śmiałków? Wiedział, że za tego życia odpowiedzi na to pytanie nie pozna ... jednocześnie, nie chciał zbyt szybko jej poznawać. Nie wszedł w te jaskinie aby ponieść śmierć.

Przybył tutaj z celem, który teraz przyćmiewał wszystko inne, misją która wydawała się mu ważniejsza, niż wszystko co do tej pory robił. Musiał odnaleźć relikwie ... nie tylko dla siebie, teraz już nie tylko dla sławy, teraz szedł tam w imieniu towarzyszy, którzy polegli, szedł tam aby ku chwale Bożej, odnaleźć swojego "Świętego Graala" ... wszystkie zaszczyty, jakie mogły się z tym wiązać ... one wszystkie musiały być zamierzeniem, musiały być częścią planu ... zaszczyty były słuszną nagrodą, dla tych, którzy relikwie odnajdą, aby mogły one służyć za świadectwo dla tych i przyszłych pokoleń.

Pojawienie się zjawy ich towarzysza, chociaż poruszające, chociaż powinno wzbudzić pewien strach, nie zrobiło tego. Było przypomnieniem ... a znajomy głos, nie ważne jaki, w tych okolicznościach był ulgą.

-Hektorze, niech pan da ci wieczne odpoczywania, a światłość wiekuista niechaj ci świeci na wieki wieków ... - rycerz wymówił te słowa nad wyraz spokojnym głosem, patrząc na eteryczną postać unoszącą się niedaleko. Być może brzmiały one banalnie, jednak uczono go, że nawet tak krótka modlitwa, może ulżyć dusze i lata jej pokuty zmniejszyć ... a Hektor jako ich towarzysz zasłużył na to ... a poza tym, nawet najdrobniejszy dobry uczynek, mógł się im teraz przydać.

Szkot dotknął ramienia giermka. Teraz był to jego ostatni żywy towarzysz, powinni trzymać się razem, w końcu nic im innego nie zostawało.

-Torwoldo, oni zgubili drogę, tak jak wielu innych rycerzy przed nimi. Jeżeli i my nie chcemy skończyć jak nasi towarzysze, musimy ruszyć do przodu i pamiętać, po co weszliśmy w te jaskinie - nie wiedział czy giermek, go zrozumiał, ale miał taką nadzieję. Musieli się zbliżać do relikwii, do celu podróży, do tego za co tak wielu z nich oddało swe życie.

Jedyne co im pozostało to iść naprzód. A droga prowadziła do niezbyt zachęcającego do wyprawy kierunku.


Katakumby ... a jaskinia była tutaj tak wysoko, że stropu nie było widać.
-Idziemy Torwoldo - powiedział jednak i ruszył w tamtą stronę ... "Odwagi".

A jednocześnie odwołała się do najwcześniejszej ochrony, tak jak dawno temu, za nim zdołał podnieść miecz go uczono. I zaczął cicho powtarzać

- I arise today. Through a mighty strength: God's power to guide me, God's might to uphold me, God's eyes to watch over me; God's ear to hear me, God's word to give me speech, God's hand to guard me, God's way to lie before me, God's shield to shelter me, God's host to secure me. - ta stara modlitwa wydawała się bardziej niż trafna w tych warunkach.

Podszedł bliżej mauzoleów, w środku znajdowały się płyty nagrobne, czytając zawarte na nich inskrypcje ... Angusowi wydawało się, że zna te imiona. Kolejne i kolejne ... w końcu zrozumiał

-To rycerze ... na tych płytach nagrobnych, są wyryte imiona rycerzy. Tutaj leży Karol Młot, tam Karol Wielki - Szkot przechadzając się wskazywał na kolejne płyty i wymawiał kolejne imiona

-Są tutaj rycerze okrągłego stołu! - zakrzyknął -Gaharis i Garet! Hector de Maris! Percifal! - słyszał o nich tyle, czasami wydawało się, że oni są również nie prawdziwi ... ale teraz, teraz wiedział lepiej.

W pewnym momencie nabrał głośno powietrza i równie szybko je wypuścił -To on ... - jego głos był inny, cichszy, niemalże nabożny, a jednak dobrze słyszalny

-Sir Gawain, jeden z najwspanialszych wojowników ... zabity przez siły Mordreda. - rycerz popatrzył na towarzyszącego mu giermka i zjawę

-Według legendy, to od niego swój początek bierze mój ród. Dawno temu mój ojciec, porównywał moją siłę z legendarnym Gawainem, a teraz ... on żył. Nie dane mu było znaleźć Świętego Graala - Szkot zamilkł wpatrując się w inne płyty nagrobne

-Nie ma tutaj Lancelota z Jeziora - wiedział co mogło być tego przyczyną ... nie zasłużył na to, aby znaleźć się wśród tak wspaniałych osobistości ... to było tragiczne.

Mckay potrząsnął głową -Musimy iść dalej, te relikwie są już niedaleko ... musimy znaleźć drogę, nie możemy zboczyć z naszej ścieżki - mówił pewnym głosem, odnalazł nazwisko przodka, a to dawało nadzieję, wzmacniało wiarę i determinację. Byli tak blisko ....
"Circle me, Lord. Keep protection near. And danger afar. Circle me, Lord. Keep hope within. Keep doubt without. Circle me, Lord. Keep light near. And darkness afar. Circle me, Lord. Keep peace within. Keep evil out." w myślach wypowiadał kolejną dawną modlitwę, czuł nowe pokłady odwagi. Odnajdą te relikwie!
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 27-12-2008, 17:52   #262
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Reinfrid de Remacourt

- Mój giermek... -zaczął protestować Reinfrid, ale jego opór został szybko zgaszony.

- To nasza walka, walka Wikingów, nie, bogowie wiedza czyich bękartów.

Zrozumiał, nie dla niego relikwia, skarby, czy wielkie władztwo w Italii lub tu wśród sodomickich Turków. Nie zasłużył, bo jednak jest moc większa ponad ludzką na świecie. Odruchowo spojrzał przepraszająco ku górze, ale tak by dziadek nie widział. Już by starzec mu dał za te fanaberie z Bogiem i Chrystusem! Reinfrid choć na chwilę starał się zatrzymać starego Sittryga, lecz choć ten wiekowy by trzymał go w stalowym uścisku sękatych palców i ciągnął za sobą niczym jakiegoś smarkacza. Hrabia Graviny zdawał sobie sprawę z tego, jak to będzie wyglądało, ale obrócił się i czym prędzej wyrzucił z siebie strumień słów:

- Torwaldo! Torwaldo, psi chwoście, słuchajże mnie jeszcze! Twoja jest relikwia, durniu sakramencki, boś głupi, ale uczciwy i miłosierny! Wiernieś mi służył, więc od dziś rycerz ty, nie ciura czy giermek! Potwierdzam to swym słowem jako hrabia Normanów italskich! Bądź zdrów i wypij czasem kielich za mnie!!!

Ostatnie słowa wywrzeszczał w stronę ciemności, za której całunem skryły się postacie Torwalda i Angusa.

Cały jego ród! Cały! Ci, o których mawiał mu jego ojciec i inni rycerze, gdy jeszcze smarkiem był. W jednej chwili opuścił go smutek, ze zmuszon był opuścić ludzki padół, a pojawiła się duma, a w żyłach zawrzała krew przodków: gorąca i pogańska. Wikińska! Dosiadł do stołu obok swego dziadka i jednym ruchem wychylił róg najprzedniejszego miodu, jaki tylko wojom w Walhalli mogą dawać. Reinfrid spojrzał z zadumą we wnętrze pustego już kielicha:

- Dziadku, to koniec dla mnie?

Sittryg skrzywił się niczym najgorszy wilk morski i strzelił w łeb wnuka aż zadzwoniło:

- A co to za mazgajstwo?! Tyś moja krew, wstydu mi tu nie przynoś, za dużo tych bzdur od ogolonych łbów się nasłuchałeś! Walka cię czeka, ot i tyle! Czego chcieć więcej, a potem uczt, a potem jak Tyr da, kolejna walka!

- W imię Thora! W imię Odyna! – Arnulf, wuj Reinfrida wywrzeszczał to po pijacku niemal w samo oblicze hrabiego.

- Wuju, tyś też przyjął wiarę Chrystusa! – Reinfrid zdziwił i uniósł dłoń, by się przeżegnać.
- Spróbuj tylko pędraku, a ci tu przy wszystkich skórę wygarbuję! – warknął ostrzegawczo Sittryg. – Nie dam tu prawdziwych bogów obrażać!

Taaaaak, Reinfrid zaczynał pojmować, skąd to nagłe nawrócenie całego rodu na wiarę młota. Znając Sittryga z opowieści nieodzownie pełnych niepohamowanej furii założyciela rodu, krwi ofiar, wrzasku mordowanych i innych równie bliskich Wikingowi rzeczy, zastanawiał się, kiedy sam zacznie wysławiać Jednookiego. I zaraz sam sobie odpowiedział: już wkrótce.

Ucztowali przez wiele godzin, Reinfrid zatopił się opowieściach swych wujów, dziadów, ojca nawet. O wyprawach na ziemie Franków, Anglów czy Sasów. A ruinach rzymskich miast, które na nowo rozbrzmiewały krzykami walczących, o polach bitew, na których strzegli basileusa. O wyprawach poza morza, gdzie zakładano kolonie w legendarnej Zielonej Ziemi.

A rankiem ruszyli do bitwy niczym wojowie Odyna prowadzeni przez mężne dziewica dosiadające skrzydlatych rumaków. Odziani w stal, dzierżąc miecze, włócznie, topory, zasłaniając ciała wielkimi tarczami, uformowali mur. Nad nimi był błękit nieba, pod stopami błękitna trawa, a przed nimi czerń. Nieprzenikniona ciemność. Mieli walczyć, by po raz kolejny odwlec to, co nieuniknione – Ragnarök. Już widział, jak w ciemnościach się coś kotłuje, już dostrzegł postacie ni to lodowych gigantów, ni samego Kłamcy. Coś wiło się przepotężnie, aż drżała ziemia. To Jormugandr wydobywał się na wolność. Reinfrid spojrzał po swoich towarzyszach, na ich nieprzeniknione oblicza, oczy skryte za osłonami hełmów, a potem wzniósł miecz i raz z innymi uderzył w tarczę a pod niebiosa poszedł grzmot oręża. Błękit i czerń starły się szerokim frontem ponad nimi w okrutnej walce. Uderzyły błyskawice, rydwan Tyra przetoczył się ponad zastępami wojów. Bitwa miała rozgorzeć lada chwila.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4AJfrjdCkGc[/MEDIA]
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 29-12-2008 o 10:29.
kitsune jest offline  
Stary 28-12-2008, 23:54   #263
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
-Puśćcie mnie! - Wystękał Torwaldo, ale zorientował się, że tak naprawdę nikt go nie trzyma. A jednak coś go powstrzymuje przed podążeniem za hrabiom. Poczuł się bezsilnyNie mógł nic poradzić na to, że Reinfrid odchodzi w jakieś mistyczne miejsce.

W prawdzie Torwaldo pamiętał trochę niejasne opowieści dziadka o Walhalli, że to kraina szczęśliwości i tak dalej, a babcia zawsze się na te opowieści denerwowała i krzyczała, że te mu te zamtuzy z głowy wytłucze i zrobi mu taki Ragnarok, że popamięta.

A co najgorsze, hrabia będzie teraz musiał radzić sobie sam, bez jego pomocy. Przecież przed jaskinią tyle ludzi, czeka na to, że pan na Gravinie u boku swojej córki wyjdzie z pieczary opromieniony boską chwałą, ze świętymi relikwiami i poprowadzi ich... gdzieś dalej. A co on, jego giermek ma im teraz powiedzieć. Że hrabia gdzieś odszedł, a on nie mógł za nim iść? Że rycerze się rozwiali w powietrzu a panienka się zeschła? A co z relikwiami? Łza ściekła giermkowi po policzku.

Nawet pan Hektor trochę się skondensował i pojawił się opodal, by odprowadzić Reinfrida w tej ostatniej drodze. Jego pojawienie się wywołało oczywiście pewne zaskoczenie, ale znacznie zniwelowane poprzez bieżące wydarzenia i towarzyszące im emocje. W ogóle rycerz wydawał się dość spokojny, co było dość budujące.

- Torwaldo! Torwaldo, psi chwoście, słuchajże mnie jeszcze! Twoja jest relikwia, durniu sakramencki, boś głupi, ale uczciwy i miłosierny! Wiernieś mi służył, więc od dziś rycerz ty, nie ciura czy giermek! Potwierdzam to swym słowem jako hrabia Normanów italskich! Bądź zdrów i wypij czasem kielich za mnie!!!

Po tych słowach Reinfrid odszedł. Torwaldo posmutniał jeszcze bardziej, ale zganił się w myślach, że chłop z niego duży to i musi się w garść wziąć. Smarknął krótko i obtarł nos rękawem. Zaraz jaki chłop? - Przeszło mu przez głowę i właśnie dotarł do niego sens słów hrabiego. Właśnie został rycerzem. Naprawdę jest teraz rycerzem i godzien jest znalezienia relikwii, walki ze złem, ratowania panien i pomagania potrzebującym. Nowa nadzieja wstąpiła w jego umysł i ożywiła ciało.

- Chodźmy - przytaknął panu Angusowi. Oczywiście pan Hektor nie mógł iść, ale przy sprzyjających wiatrach mógł pewnie im towarzyszyć jeszcze jakiś czas w swojej obecnej postaci. Sir Torwaldo przeżegnał się jeszcze i ruszył za drugim rycerzem.

Po pewnym czasie dotarli do katakumb, gdzie pan Angus rozpoznawał różnych szlachetnych wojowników. Torwaldo nie znał żadnego z wymienianych, a sam jako że sztuki czytania nie posiadł nie mógł sprawdzić czy niejaki Gromir Twardogłowy, o którym słyszał, że sam położył taboretem trzech innych wojaków, należał do rycerzy okrągłego stołu czy nie, ale we wszystkich karczmach w jego okolicy były prostokątne stoły więc raczej nie.

Nagle i niespodziewanie, zapewne za sprawą pewnej nadrealności tego miejsca Torwaldo przez głowę przebiegła pewna myśl.

- Nie zatrzymujmy się już. Zostało nas tylko dwóch i trochę pana Hektora, a relikwii jeszcze nie znaleźliśmy. Zróbmy to, póki możemy. Szukajmy, a znajdziemy - nieświadomie sparafrazował Pismo Święte a w natchnieniu postanowił także użyć jedynej łacińskiej sentencji jaką w tej chwili pamiętał, (gdyż często używał jej wizytujący domostwa opat) - Gratis accepistis, gratis date.
 
Angrod jest offline  
Stary 11-01-2009, 13:49   #264
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze


Szli aleją, wokół której stały rzędem kolejne monumentalne grobowce kryjące sławnych wojowników. Angus co chwilę okrzykiem podziwu i zdumienia kwitował odczytanie kolejnych inskrypcji. Zdawał się nie zwracać na nic uwagi, ale Torwaldo pilnie wszystkiemu sie przypatrywał.

Sklepienie groty tak wysokiej, że nie mogły go dojrzeć ludzkie oczy zasnuwały ciemne chmury, gdzieniegdzie tylko jakby rozdarte podmuchem wichru ukazując zielonkawa poswiate. Ale on nie czuł na twarzy najmniejszego nawet powiewu, nie drgnął tez ani jeden liść pod ich nogami.
No własnie. Liście. Pod ich stopami zalegała warstwa brązowych płatków, a nie widzieli dotąd ani jednego drzewa. Giermek gotów byl nawet pomysleć, ze z glodu cos mu sie roi już w głowie. ale były one jak najbardziej namacalne (nawet pachniały lekko mokrym lasem, gdy zblizył je do nosa, jakby zapowiedzia jesieni).
Wytarł w ręce nogawice i ruszył za rycerzem.

Grobowce zostały w tyle, ostatnie dwa, jeszcze nieukonczone jakby czekały na przyszłych lokatorów. Przed nimi otwierało się szerokie pole, ktorego kraniec ginał w ciemnościach.
Chmury jakby sie skłębiły, zwarły w sobie odsłaniając emanujący zielenią niebioskłon. W mdłym świetle odcinała się kilkadziesiat kroków przed nimi klecząca postać.





Angus zblizył sie do niej zauwazajac ze zdumieniem że to ... kobieta. Zszokowany milczał słuchajac słów modlitwy plynacych z ust kleczącej. W końcu dzuiewczyna skończyla i zwracając twarz w strone rycerza rzekła.
- Witaj szlachetny panie. Zwa mnie Gwenadrath cap Ilister. Moim ojcem jest Monagh, tan Irlandczyków. Święci Pańscy przywiedli mnie to w miejsce, gdzie bronię grobów szlachetnych chrzescijańskich rycerzy. To moja misja i powołanie. Lecz ramię moje słabnie. Dlatego proszę się rycerzu w imię świętej Cecylii i świetego Jerzego byś mnie wspomógł w tym dziele.

Spojrzała na Mc Kaya, a ten uczuł, jak wzrok panny przewierca go na wylot. Jednocześnie wspomniał stare opowieści snute przez dziada o tym jak pochodza od Rycerzy Okragłego Stołu, o ich czynach i bohaterskiej śmierci.

- Oto i on, mój przeciwnik - wskazała na jezdzca, który zda sie wychynał z ciemnosciach. Wydawało sie, że otacza go krwawa, żarząca sie poświata. Spiął rumakai uniósł zębate ostrze, jakby szydząc z wrogów.
Dziewczyna uniosła sie z klęczek i chwyciła za oreż.
- Oto i czas walki nadszedł. Czas znowu bronic grobów tych, co padli poszukując Kielicha z krwią Zbawiciela.
Nałozyła hełm i pewnym krokiem ruszyła ku oczekującemu ja przeciwnikowi.





Torwaldo nic a nic nie rozumiał sie na tych sprawach. Jakaś Cecylia (chyba nie mówili o jego ciotce, kulawej Cecylii zwanej przez wszystkich wiedzma ?) i inni, ktorych imion nie mógł spamietac. To rzeczy dziwne i za trudne jak jego glowe. Dziwni to byli rycerze, nie to co szlachetny pan Reinfrid.
Na wspomnienie Hrabiego, aż łzy zakręcily mu sie w oczach. Ale przypomnialo mu się co krzyczał do niego pan na Gravinie, nim ruszył w ostatni bój. Splunął, smarknał i wytarł nos rekawem. Musi być dzielny, w koncu jest już rycerzem.

Nie oglądając się więcej ruszył ku majaczącemu, skrytemu w ciemnosciach zamkowi. Nie wiedział skąd, ale wiedział, ze tam prowadzi go droga (no i pan Hektor, który znów sie pojawił, ale jakoś tak milczacy był i zwiewny).


 

Ostatnio edytowane przez Arango : 11-01-2009 o 19:05.
Arango jest offline  
Stary 27-01-2009, 14:46   #265
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Szkocki rycerz otarł pot, który spływał z jego twarzy. Jaskinia zrobiła się nagle jakaś duszna, a on sam czuł się jakby spadał. Nie pomóc kobiecie? rycerzowi? W tak szlachetnej misji? Kodeks rycerski był w takich wypadkach dość jasny. Z drugiej strony widząc jej przeciwnika wiedział co to dla niego oznacza. Śmierć i zapomnienie. Dosięgnie go los, który spotkał do tej pory wszystkich jego towarzyszy.

Wiedział, że nie raz działał przeciwko kodeksowi, a jednak cały czas mógł nazywać się rycerzem. Co teraz powinien zrobić? Wiedział jedno, nie chciał umierać. Stanie na pozycji czy pewna śmierć, jest dobra dla staruszków. On wyznawał zasadę, uciec aby walczyć kolejny dzień. Nie mógł tak się jednak bez słowa odwrócić i odejść, to byłoby niegodne.

Odetchnął głęboko i uśmiechnął się smutno do kobiety wojownika.

-Przykro mi pani. Każdy ma swoją własną misję. Przybyłem tutaj nie walczyć, ale odnaleźć relikwie. By mogły posłużyć jako znak chwały Boga. przerwał na chwilę przypatrując się jej uważnie

-Nie wiem czy mi się uda, tylu moich towarzyszy zeszło z obranej drogi. Tylu przede mną leży w tych kryptach. Jednakże misja to misja. Niech Bóg nam przebaczy, ale każdy z nas, własną ma krzyżową drogę - po tych słowach ukłonił się -Być może jeszcze kiedyś się spotkamy - odwrócił się i ruszył w dalszą drogę. Był już blisko czuł to. Miał nadzieję, że nie napotka więcej przeciwności.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 02-02-2009, 00:40   #266
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Świeżo upieczony rycerz postępował zwykle według zasady: "Jeśli nie wiesz gdzie iść, to idź przed siebie" Trudno orzec czy ta dewiza była słuszna. Do tej pory zawiodła z pola obsianego burakami przez, wielkie wody, dzikie pustynie, pola bitew, wielki Konstantynopol, magiczne komnaty i tajemnicze, niespadłe z drzew liście właśnie tutaj, prosto do owego mrocznego zamku. Aż dziw bierze że parę miesięcy temu był jeszcze zwykłym chłopem pracującym na roli i pasającym trzodę. Matuchna lejąc go w młodości po głowie mawiała czasem, że nigdy do prowadzenia gospodarstwa się nie nada. Może wiedziała, że on do rycerskiego stanu jest pisany? Ciekawe czy zdawała sobie sprawę z tego ile to go czeka w życiu wielkich przygód, ile spotka znamienitych osobistości i o jakie podniosłe cele będzie walczył. Torwaldo nie mógł się nadziwić, że zadania godne niemalże królów, albo i papieży, wykonywać miał, zwykły prosty chłop. Po prawdzie to on teraz rycerz był i zamiast łazić to kroczył, a zamiast gapić się w około to spoglądał, ale różnica widocznie była jeszcze zbyt subtelna dla kogoś z tak małym stażem jak Torwaldo. Z resztą co by nie gadać, to w brzuchu burczało jak zawsze i towarzyszył temu nieodmienny, ssąco-bulgocący dźwięk, który jedynie jakieś wewnętrznościowe żabie organy mogły wydawać. Trudno im było przypisać jakąś praktyczną funkcję, choć wynikało to pewne z nieznajomości przez młodego rycerza etykiety. W pewnym stopniu wydawały się sprawować urząd podobny do takiego dziwnie ubranego mężczyzny, który wymawia głośno znamienitych panów. Wydawać by się to mogło bez sensu, bo przecież znają swoje imiona. Torwaldo widział takich jegomościów kiedy został giermkiem świętej pamięci hrabiego. Na jego wspomnienie rycerz wytężył wolę by nie rozrzewniać się czasem za mocno. W każdym razie owi przedstawiacze najczęściej stali z nosem wycelowanym jak, nie przymierzając, saraceńska kusza, wydawać by się mogło w każdej chwili gotowi do kichnięcia. Żaden z nich jednak nie kichał, tylko raczej na najdrobniejszy znak oddalał się z wzroku możnych panów. Na szczęście znów pojawił się pan Hektor, który jako doświadczony rycerz znał się pewnie na obyczajach i w razie czego mógł poratować swego młodszego towarzysza. Pan Angus widocznie chwilowo zajęty był roztrząsaniem podobnych dylematów z zakresu etykiety i jako, że Torwaldo nie mógł pomóc postanowił jak zwykle ruszyć przed siebie.
 
Angrod jest offline  
Stary 04-02-2009, 14:50   #267
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Szli dobra chwilę, gdy zaczęło coś wokół nich zmieniać. Pojaśniało, jaskinia rozszerzała się coraz bardziej aż nagle wyszli ...
Sami nie mogli uwierzyć w to co widzą. Rozległa dolinę otaczały pokryte śniegiem turnie i skały, zaś w dole, w dole widać było bryłę najdziwaczniejszego zamku jaki widzieli. Miał w sobie coś z katedry i zamku księcia, jeśli wzniósł go czlowiek musiały go natchnąć Anioły, bądz... Diabeł.
Blask odbitego od śniegu słońca boleśnie ranił w oczy, lecz oni stali niepomni cieknących im łez wpatrując się panoramę poniżej z otwartymi ze zdumienia ustami.





Poczuli też jak bardzo są głodni i spragnieni, a jednocześnie jak mali i samotni (bo pan Hektor gdzieś znów zniknął) wśród majestatu tych klujących niebo szczytów górskich.

Z ugaszeniem pragnienia nie było kłopotu, starczyło kilka garści śniegu, ale gorzej było z prowiantem. Zaczęli przetrząsać ocalone sakwy i ubrania. Angus robil to niezwykle niedbale, co i raz oglądajac sie na czarny wylot jaskini. czuł stamtad powiew grozy i zła, czuł, że coś z czym nikt z nich nie chciałby sie zetknąć nadciaga.

Torwaldo znalazł za pazuchą kawałek wędzonej słoniny (nieco tylko pozieleniałej) i w odruchu chrześcijańskiego miłosierdzia podzielił go na dwie części czestując szkockiego rycerza.
 
Arango jest offline  
Stary 15-03-2009, 22:15   #268
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Ostatnimi czasy Torwaldo widział tyle rzeczy dziwnych i wzniosłych, że nawet karczemnym bajarzom ciężko byłoby sobie to wyobrazić, lecz pewne widoki po prostu nie mogą spowszednieć. Na przykład śnieg. Torwaldo nie lubił marznąć w zimie, ale wrażenie jakie wywołuje widok świata przykrytego śniegiem, kiedy jeszcze niedawno świeciła goła ziemia było piorunujące dla młodego rycerza. Podniósł trochę zimnego puchu do ręki i zdmuchnął go z błogim, acz głupim uśmiechem. Ulepił śnieżkę i rzucił nią w pobliskie drzewo strącając przy okazji trochę śniegu na Angusa. Następnie wpadł na pomysł, żeby trochę tego dobrodziejstwa natury spożyć razem z wędzoną słoninką. Obaj rycerze wyczerpani wędrówką, naturalną koleją rzeczy, zgłodnieli. Dlatego nie całkiem świeży posiłek, przynajmniej do czasu kompletnego przetrawienia go, sprawił im niemałą przyjemność. Wkładając sobie garść śniegu do ust Torwaldo spostrzegł piętrzący się w oddali zamek. Uprzednio jego umysł, jako że tak wielkich budowli nigdy nie widział, zaklasyfikował go najpewniej jako jakiś rodzaj drzew, lub skały. Zapomniawszy zamknąć szczęki stał tak parę chwil kontemplując niezwykłość budowli.

-Tam musi być relikwia, chodźmy! - Zakomenderował w końcu z niejakim ożywieniem

W umyśle rycerza nawet przez moment nie zakwitła myśl o tym, że skoro ktoś, a może coś pofatygowało się by wybudować taki monumentalny obiekt i trzyma tam relikwię, to prawdopodobnie należy ona do niego, a zdarzenie takie jak oddanie jej ot tak, napotkanym przypadkowo wędrowcom jest bynajmniej mało prawdopodobne. Lecz tu może nie chodzi o logikę, a po prostu tak ma być, bo Bóg tak chce.

Torwaldo szedł do przodu mimowolnie myśląc o wszystkich ludziach jakich napotkał. O Reinfridzie, który może bywał porywczy i srogi, ale zaopiekował się nim, o jego córce Rothais, która był doń podobna jak żaden syn i o panience Maricie, której wydarzyła się wielka krzywda. Myślał o rycerzach Rogerze, Edwardzie, Hektorze, Hamie, o zwiadowcy Falke i towarzyszącym mu Angusie, o Piotrze Pustelniku i mnichu Arturo, o Ragnarze i jego najwyraźniej niespełnionej misji. Większość z nich już nie żyła przed ujrzeniem Ziemi Świętej. Miejsca, gdzie ludzie zabili Pana, zanim ten zdążył przynieść światu pokój.
 
Angrod jest offline  
Stary 20-03-2009, 14:13   #269
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Szkocki rycerz szybko zjadł podaną mu przez Torwolod porcję. Teraz z pewnym niepokojem przyglądał się raz to wyjściu z jaskini, a raz zamkowi, do którego po krótkiej chwili ruszył jego towarzysz. Angus miał dziwne przeczucie, że oto nie ważne co teraz się stanie zbliża się koniec ich podróży. Być może niepotrzebnie wchodził do tej jaskini, na drogę beznadziei. Czy już udało im się przez nią przejść czy czekały ich kolejne próby?

Czy gdy opuścił kobietę rycerza, przeszedł swoją próbę czy być może odłożył tylko swój koniec na trochę dłuższy czas? Miał jeszcze nadzieję na odnalezienie relikwii, ten cel go motywował jak nic innego, myśl o niej pozwoliła mu dojść tak daleko. Nie wiedział co przyprowadziło tu Torwolod, ale czasami niezbadane są ścieżki ludzkiego żywota.

Po chwili i Mckay ruszył w stronę zamku. Teraz był jednak bardziej ostrożny, jeżeli to koniec, to ironią losu byłoby skończyć swoją podróż właśnie w tym miejscu. Po tym wszystkim co przeszli i co widzieli. Musieli wyjść z tej jaskini żywi, musieli wypełnić swoją misję ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 14-04-2009, 14:07   #270
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
niestety w chwili obecnej raczej nie widze mozliwości odpisania z sensem i obawiam sie że ten stan jeszcze sie utrzyma.
Dlatego wybieram to rozwiazanie.
Obaj bohaterowie stoczą zaciętą i heroiczną walkę z rycerzem, którego spotkali juz wczesniej. Pokonają go lecz obaj zostaną cięzko ranni. Zamek jest pusty jednak w jego najwiekszej sali znajduje się prosty sarkofag bez ozdób. Nie da się go otworzyc, nie ma żadnych zdobień, obaj jednak zostaną uleczeni i będa mieli wizję.
Wazna jest bowiem droga jaka przeszli i cierpienia jakie doznali a cel to tylko nic nie wazny jej epilog

Obu Panom dziękuję i przepraszam za tak wrecz wulgarny skrót ostatniego postu, lecz w chwili obecnej to najlepsze wyjście. Mam mozliwość, iz bedziemy mieli jeszcze okazje zagrać razem.

Pozdrawiam
 
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172