Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2007, 13:50   #731
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Z zamyślenia wybił mnie krzyk Thomasa, przypominający mi coniebądź skrzek starej wyliniałej papugi. Odwróciłem się i podszedłem do niego na odległość ramienia, po czym zajrzałem mu głęboko w oczy. Przechyliłem ciekawie głowę, tak jakbym patrzył na niezwykły okaz jakiegoś rzadkiego robaczka. I rzeczywiście: zastanawiałem się, jak mógł być on kiedykolwiek Aniołem, przy tak niskiej inteligencji... Chyba, że Aniołowie również dzielą się funkcjami, i on, dla przykładu, zajmował się wydawaniem jadła w anielskiej gospodzie, lub czymś równie odpowiedzialnym. Wziąłem swój sztylet i miękkim ruchem wytarłem go o szatę Thomasa, po czym z kamienną miną odwróciłem się do Astarotha.

- O, czyżbym naruszył Twoją zabawkę? - syknąłem w jego kierunku - A może to coś więcej niż zabawka? Faworyt? - poczułem, że znów straciłem kontrolę nad emocjami, więc wziąłem głęboki oddech - Zresztą, nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć.
Wzruszyłem ramionami, ruszyłem w stronę Galleana po czym z rozmachem klepnąłem go w złamane ramię, upewniając się, że jest porządnie unieruchomione. Gdyby tak Astaroth od czasu do czasu nie unosił się swoim demonim jestestwem niczym nadęty balon a pomyślał, może dojrzałby w moich poczynaniach Księżniczkę Logikę. Ale w tej chwili był tak zaaferowany skrzywdzonym "przyjacielem" (swoją drogą szybko nawiązuje przyjaźnie), że żadna argumentacja do niego nie docierała. Trudno, myślę, że jestem w stanie z tym żyć.

Miałem już ruszyć do przodu, gdy usłyszałem za sobą głos Marcjanny.
- Może jakieś perfumy co?! Dla dobra reszty drużyny?!
Na wszystkich bogów! Skąd oni się biorą?! Czy jakaś czeluść piekielna się rozwarła, i ci wszyscy półinteligenci wyleźli ze środka żeby nękać biednego Vriessa, czy to może jakieś anomalie pogodowe sprawiły, że ich płyny mózgowe burzyły się do tego stopnia, że nie mogli myśleć (cóż za nowość!)?! A może po prostu Marcjanna była upośledzona od urodzenia, a ja dopiero teraz to zauważyłem?
- Wybacz, jeśli mój zapach Ci nie odpowiada - mruknąłem - Z pewnością Gallean, lub jeden z jego nader spokojnych kolegów dadzą Ci powąchać słodką woń rycerskiego ciała spod swojej zbroi. Jestem pewien, że ułagodzi on Twój ból - zawinąłem płaszczem i nie kontynuowałem rozmowy.

Tak to jest moi mili - człowiek ratuje sytuacje i co go w zamian czeka? Pretensje, skargi, obelgi... Nie żebym spodziewał się od nich oklasków; zresztą, oklaski od istot tak pośledniego sortu i tak by mnie nie satysfakcjonowały... Ale przynajmniej szacunek jakiś mi się należał. No cóż jednak - świat, a wraz z nim żyjące istoty nie są doskonałe; co nie znaczy że niektóre bywają czasem mniej niedoskonałe od innych, nawiasem mówiąc.

Przeszliśmy przez bramę i cóż ukazało się moim oczętom? Kolejny wampir. No fakt - nieszczęścia chodzą parami. Pozwoliłem im w spokoju nawiązać rodzinną rozmowę przyciągnięty widokiem Thomasa, który pogrążył się w żałobie. Swoją drogą, cóż to za Anioł moi mili, który tak bardzo opłakuje czyjeś życie? Anioł powinien się cieszyć, że człowiek któremu towarzyszył znalazł się już w ichnim Niebie... Albo piekle. W każdym jednak razie śmierć nie zakończyła jego egzystencji więc co tu opłakiwać? Z przemyśleń wyrwało mnie zjawisko którego głównym bohaterem był właśnie nasz wybrakowany Anioł. Wokół Thomasa pojawiła się świecąca poświata, po czym jego ciało zajęło się... Ogniem. Profilaktycznie odbiegłem kawałek, coby mnie nie podpalił przy okazji wykonywania swojego panicznego dans macabre. Chociaż zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji, to dusił mnie tłumiony śmiech, gdy widziałem podrygującego płonącego Anioła. Bo przecież nie codziennie widzimy podrygujących, płonących Aniołów, prawda? Ogień strzelił pod sufit, po czym zgasł, tak samo nagle jak się pojawił. Podszedłem do kupki która została po Thomasie, po czym trąciłem ją nogą.
- Ot, dosięgła go sprawiedliwość pańska - mruknąłem ironicznie, trzymając się
thomasiej mitologii - Proponuje się stąd zabrać zanim któryś z nas stanie się równie ognisty.

Kiedy przeszliśmy przez bramę usłyszałem niezwykle rodzinną wymianę zdań pomiędzy Galleanem a nowo spotkanym wampirem. Wzruszyłem ramionami. Cóż w tym dziwnego, że rycerstwo zabawiło się z jakimiś dziewkami? Ot, zwykła zakuta w zbroje hołota, która o honorze czy kodeksie walki wiedziała tyle, ile za czasów bycia giermkiem powiedział im pijany w sztok rycerz, korzystający z okazji żeby zalać robala w czasie rzadkiego odpoczynku od łupienia, grabienia i gwałcenia wszystkiego co miało się siłę ruszać. Tak było, jest i będzie, bo tylko ciężki łomot nauczyłby tę swołocz, żeby czynili swoje "dobro" pośród swoich i nie uszczęśliwiali innych na siłę. Gdy w końcu wampir doszedł do standardowego dla takich konwersacji etapu pod tytułem: "zabiję Cię, psie", i zacząłem się już śmiertelnie nudzić, z korytarza wyłonił się nagle... Akrenthal i dwie kobiety.

Najwyraźniej nasz zielony przyjaciel nie nudził się w czasie swojej nieobecności. Obie niewiasty były urodziwe, i jestem ciekaw co też sprowadzało je z tak... Egzotycznym osobnikiem, w nasze skromne progi. Spojrzałem na pierwszą z kobiet. Długa czarna suknia, rude włosy... Coś mi to się kojarzyło... Wampir, czy po prostu taki wysublimowany gust? W sumie kto wie, na kogo to można wpaść w ruinach miasta. Przeniosłem wzrok na drugą dziewczynę. Oczy rozszerzyły mi się ze zdumienia, kiedy wyraźnie wyczułem że osoba na którą się patrze jest magiem. No cóż, zależy jeszcze jakim magiem, ale czułem podświadomie, że wkrótce się dowiem.
A Akrenthal? No cóż, Zielony nic się nie zmienił. Może zresztą i dobrze, i tak nie był w moim typie...

Stanąłem z boku i czekałem na reakcję nowo przybyłych. Nie zamierzałem pierwszy wyciągać do nich ręki, przynajmniej dopóki nie dowiem się o co tutaj chodzi...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 28-08-2007 o 19:18.
Chrapek jest offline  
Stary 28-08-2007, 18:40   #732
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Charlotte niewielkimi krokami weszła do sali. Arystokratyczny chód dało się wyczuć na odległość, zaś szlachetne rysy twarzy oraz przykuwająca wzrok figura, poruszająca się wraz ze swoją właścicielką potwierdzały jej wysokie pochodzenie. Stanęła przy krześle jakby czekając na reakcję kogoś z kulturą, jednak trwało to zaledwie kilka sekund. Odsunęła delikatnie krzesło i nie przysuwając się już do stołu, usiadła. Usta miała lekko rozwarte, jakby wiecznie wzdychała rozkoszą. Niby lekko sine, a jednak swym delikatnym fioletem przyciągały osobników spod ciemnej gwiazdy. Nie lubiła tylko nekrofilów, w końcu blada cera i sine usta nie oznaczały, że podczas stosunku jest sztywna jakby niedawno wyjęli ją z trumny. Pamięta jak kiedyś pewnien osobnik pomylił ją ze zwłokami pięknej księżniczki Charlotte. A może nie pomylił? Ludzie są dziwni, ona zawsze wolała tych mrocznych, pociągających swym mlecznym ciałem jakim to ona kusiła. Swoją bladością, pięknem i gładkością skóry, którą pragnęłyby niejedne zwłoki szlachcica. Jednak ona żyła, a mimo to nie biło od niej ciepło. Mijając ją dało się wyczuć zapach prawdziwej lilii. Często także jej szmaragdowe oczka błyszczały mocniej, po nich było widać jej młodość. Wtedy też dało się dostrzec zrobiony ze szlachetnych kamieni różaniec na którym wisiał ozdobiony szmaragdami oraz rubinami krzyżyk.
Czarna suknia Charlotte sprawiała że jej ciało stawało się długie i chude, zaś podarte szramy na stroju odsłaniały bladą skórę dziewczyny. Jej biust nie był jakoś nadzwyczaj duży, był po prostu ponętny, taki akurat, coby nikomu nie zawadzać, ale podkreślać kobiecość. Włosy dziewczyny sięgały do talii, były lekko kręcone, najczęściej mocno rozwiane przez wiatr dlatego też tak często chaotycznie ułożone. Były ogniste jeśli padało na nie światło, w innym wypadku często bywały wyblakłe, w ciemności nie dało dostrzec się rudego ognia. Na głowie, wpleciony we włosy widniał czarny diadem, który dodawał demonizmu jak i nadzwyczajnego uroku.
Uwagę dziewczyny przykuł chudy mężczyzna, milczący, dostojny...z gustem? Czy to może jest arystokrata? Piękna blada cera...
Charlotte w myślach wyobrażała sobie jak dotyka nekromanty. Może dotknąć jego pięknej, bladej jak ona skóry, jego włosów. Po niedługim czasie otworzyła oczy, bardzo pomału i spojrzała na mężczyznę. Jej oczy zabłysły a usta zamarły w delikatnej rozkoszy. Uśmiechnęła się lekko odgarniając włosy z policzka i oparłszy brodę o delikatną, szczupłą dłoń z dość długimi paznokciami odezwała się jako pierwsza, nie odrywając od niego wzroku.
- Masz piękną cerę... - powiedziała delikatnie i subtelnie, nie mogąc się oprzeć Vriessowi, który całkowicie pochłonął jej myśli.
- Wybacz, że mówię tak wprost, ale sztuka zawsze mnie zachwycała. Pisana, rzeźbiona, malowana...dla mnie to powód do zachwytu, mam nadzieje, że to Cię nie peszy... - dodała z rozkoszą w w głosie, który u mężczyzn powodował niezwykły gorąc. Rudowłosa zupełnie zapomniała o reszcie...nie dostrzegła w nich nic nadzwyczajnego.
Teraz tylko zastanawiała się nad reakcją mężczyzny. Zazwyczaj nikt przy niej nie mógł wydusić choć słowa, od razu zabierali się za czynności, a wszystko było w milczeniu. Potem ich już zazwyczaj nie widziała, nie miała czasu.
"Jak nie dziś, to kiedy indziej, może jakiejś pięknej nocy, przy pełni, kiedy to sen jest najpiękniejszy, a przy mnie nadzwyczaj realny" - pomyślała z wyraźnym zachwytem na twarzy.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 28-08-2007, 21:22   #733
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Wszystko zdawało się, łączyć w jedną całość. Walka o przetrwanie wampirów, korupcja zakonu, mych dawnych braci no i te artefakty... Jeśli ktoś posiadłby je wszystkie nie wiem kto byłby w stanie się równać, takiej sile. Tylko nie pasowała mi do tej układanki część która bezpośrednio do mnie należy, mianowicie Agreal. Może czysta zazdrość posiadania potęgi demona? A może jest coś czego nie wiem, ale czułem że muszę się dowiedzieć bezpośrednio od Galleana. W tym czasie Vriess ukazał jednak swą przebiegłość i spryt, idealnie sprawowałby się jako szara eminencja, która po cichutku pociąga za wszystkie sznurki. Dobrze że nie powtórzył wyczynu, z eksplozją zwłok, w jego czerepie jest zbyt wiele informacji, które nie powinny pójść do grobu wraz z właścicielem.

W trakcie całej zastanej sytuacji, dołączyła o zgrozo do nas reszta drużyny, z Genginem i Astarothem na czele. O ile tego pierwszego w miarę tolerowałem, to drugiego pomimo iż nie darzyłem sympatią, musiałem trzymać bacznie oko. Zdrajca, zdradza tylko dwa razy, pierwszy i ostatni... nie ma żadnej możliwości by móc mu ponownie zaufać.
Vriessowi również działał Astaroth na nerwy, nie miałem zamiaru wdawać się w trywialne kłótnie. Które do niczego nie prowadzą.

Klan Narogan, mimo iż nie miałem nigdy styczności z żadnymi wampirami, to z tego co wiem Rasgan niepodzielnie należał do nich, Archibald oszalał, to tak jakby rozjuszyć gniazdo szerszeni, jak już wyplenić całe te zepsucie to do końca, ale widzę że ma teraz ciekawsze rzeczy do roboty, takie choćby jak poszukiwanie tych demonicznych artefaktów, czuję że trzeba wyplenić zepsucie z tej ziemi.
W tą ziemię wsiąknęło już dość, niewinnej krwi, już powoli przerasta mnie to... ile można znosić ludzkiego cierpienia, niczym nieuzasadnioną, dla czystej chęci sprawienia bólu... Czas najwyższy wyplenić wszelki chaos i wprowadzić ład i porządek, ak jak to miało od zawsze być, tak wg moich wyobrażeń o idylli, bez wojen i cierpienia, ale wszystko w swoim czasie.

Nim zdążyłem zauważyć już całe pokaźne stadko długozębnych przyjaciół nam towarzyszyło, jakież było moje zaskoczenie, kiedy widziałem Wampira który odczuwał współczucie... Natura jednak jest nieprzewidywalna jednak. A ja po słowach rozwścieczonego wampira o wdzięcznym imieniu Ranovald, ja tylko głęboko i złowieszczo spojrzałem Galleanowi w oczy, z pogardą i wzgardą. Nie mogłem wydusić słowa z siebie, by móc adekwatnie skomentować o usłyszanej historii.

Arkanthal, oraz dwie niezwykłej urody dziewczyny zjawiły się z nami. Pewien jestem że zarówno mi, jak i innym facetom w drużynie szybciej zabiło serce na ich widok. Dobrze ze stary poczciwy Psion wrócił na stare śmiecie, myślałem że zbłąkał się na wyspie, na której byliśmy. Nawet słyszałem że osiadł się w tamtejsze głuszy, jednak widok stojącego przede mną Arkanthala z całą pewnością zdementował owe, niesłuszne pogłoski.

Ranovald, bezcelowo tłumaczył intencje jakie gardziły jego umysłem, i jemu podobnych. A wszyscy doskonale wiedzieli, że boją się, po prostu wampirki boją się iż Demony wbiją ich co do jednego, i ich rasa zaginie, w ogniu walk i stosów, a oni sami przejdą do historii jako zaledwie zarys samych siebie, legendy o dumnych wampirach, jednak z dwojga złego wolę, Wampiry niż Demony, póki co sądzę że można nawiązać sojusz, choć niepewny i z pewnością krótkotrwały, ale jeśli to ma być jedyna szansa na odebranie Kenzelowi szansy na dominacje wśród biesów piekielnego filetu, a może i odnalazłbym sposób na uwolnienie z siebie, tego pasożyta, który żywi się moimi emocjami, a ja nie mogę mu dawać podstaw do teg by rósł w siłę, jednak on z chwili na chwilę odkąd spotkaliśmy Galleana, rósł w siłę... gah muszę podążyć za tym wampirem do celi Galleana, nie odpowiedział mi na pytanie do czego mu Agrael ma przysłużyć.
W milczeniu oddaliłem się od reszty drużyny i udałem się za wampirem, ruszyłem szybszym krokiem, by dotrzymać mu kroku:

-Idę się zobaczyć z tym pojmanym Paladynem....-powiedziałem szeptem, ale bez emocji do Wampira, nie miałem zamiaru tłumaczyć mu czemu, i po co chcę się z nim widzieć, wolałbym by potraktował to jako oznajmienie, niż jako prośbę
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"
Extremal jest offline  
Stary 28-08-2007, 23:03   #734
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Astaroth uśmiechnął się zjadliwie do nekromanty. Tak jak myślał, wystarczało najmniejsze słowo lub gest by wyprowadzić chuderlawca z równowagi. Ciekawe, czy to przez jakiś uraz z przeszłości, cyz po prostu niemiła świadomość, że jako demon powinien pomścić swoją śmierć. Tak, najwyraźniej od czasów zdrady nikt mu nie zaufał. Nic dziwnego, najtrudniej przyznać się do swoich błędów, zwłaszcza gdy polegają one na ślepej wierze słowom demona obiecującego ocalenie w ramach zakładu. Cóż, niektórzy są ograniczeni


Na słowa że więzień nie żyje anioł zapłonął ogniem żalu. Ale zaraz... Astaroth gwałtownie odsunął się do tyłu. On naprawdę zapłonął prawdziwym ogniem. Zaczęło się od niewielkich iskier, podobnych do ataku oślepienia którym beztrosko anioł próbował go traktować zanim został skarcony. Potem buchnęło od niego gorąco i cały stanął w płomieniach, zwijając się z bólu. Co prawda sam demon miał go zamiar widowiskowo spalić, ale taki samozapłon? Po raz koeljny przyjemność zostaje mu odebrana. Jednak spojzawszy w oblicze płonącego demona złośliwy uśmiech wykrzywił mu twarz, już po chwili przeradzając się w rechot, głucho odbijający się od ścian



Niestety, przedstawienie skończyło się samo. Astaroth spojrzał z nadzieją na resztę drużyny, ale najwyraźniej nikt więcej nie przejawiał ochoty wybuchać nagłym płomieniem. Podszedł więc do kupki, wspominając ośmieszenie anioła w chwili morderstwa szamanki, jego praworządne miny i wielkie ambicje zmiany świata. Co z nich pozostało? Kupka popiołu. Demon schylił się nad nią, i gwałtownie dmuchając spowodował jej rozsypanie. Ponownie zarechotał, podniósł różę i przypiął sobie do żupanu. Cóż, innym ku przestrodze, a poza tym - twarzowa ozdoba


I jak zwykle co krok kolejne niespodzianki. Pierwszą z nich była znajomość Galeana. Cóż, gwałcenie dziewek, jeden z ulubionych sportów praworządnych, nie ma się raczej czym przejmować. Wiadomo, im rycerz bardziej praworządny, tym bardziej go ciągnie do takich ,,zabaw"

Drugą i znacznie większą z nich było ponowne spotkanie z zielonym towarzyszem. Ostatnio zapanowała dziwna tendencja do powrotów wszystkich tych, których zdążył już sposać na straty. Najpierw sądził, że umarł Avalanche, zostawiony samemu sobie na wyspie, potem sądził że ciężko chory nekromanta spotka się wreszcie ze swoimi ukochanmi a teraz zaginiony psion, w ciele którego miał (nie)przyjemność przez jakiś czas przebywać odnajduje się z dwoma kobietami. Sądząc po tym nie zdziwiłby się, gdyby nagle znikąd wyskoczyli kot, anioł i bardka twierdząc, że nic im nie jest. Coś bardzo żywotni robią się ci poszukiwacze...


Pokojowo nastawione do ludzi wampiry nie oszczędziły im dosyć bezsensownego wykładu. Jak dla niego najlepiej byłoby wybić wszystkich a miasto spalić, by raz na dobre uciszyć w nim spoty. Co do tego, on sam już zaczął, tylko wciąż czeka na efekty


Astaroth spojrzał jeszcze raz na Galeana, z którym wampiry musiały porozmawiać, po czym ruszył w stronę wyjścia z wampirzych terenów, by przenieść się do wieży zabitego wcześniej maga. Teraz, gdy już nie musi się nigdzie śpieszyć przydałoby się sprawdzić, czy nie ma w niej nic ciekawego. No i oczywiście, w porcie trzeba uzupełnić zapasy prochu...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 28-08-2007 o 23:08.
Blacker jest offline  
Stary 28-08-2007, 23:11   #735
 
Vimes's Avatar
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
Ze wszystkich sił starałem się zachowac powagę... To przecież jakiś absurd... W głowie dudnił mi głośny śmiech Ilaf'a. Zapalić lampkę. To przecież nie poważne... On naprawdę zebrał tutaj mnie, szamankę i maga, po to żeby nam zlecić zadanie zapelenia lampki... Czy oni naprawdę nie mają jakiś cieci, żeby wykonywali takie rzeczy? A jeśli nie mają to nasz 'zleceniodawca' miał chyba wszystkie niezbędne kwalifikacje do wykonywania pracy takowych, z naciskiem na te umysłowe... Co gorsza, on wydawał sie tutaj kimś ważniejszym, więc jeśli zawsze równie trafnie dobierał ekipy mające wykonać jakieś zadanie, to aż dziw, że ktoś z jego podwładnych jeszcze żyje... A co jeśli całe dowódctwo składa się z podobnie utalentowanych osobników? Nie, raczej nie... Przecież to miasto mimo wszystko nie zostało jeszcze podbite, więc są tu te ludzie bystrzejszy od niego... I przestań się śmiać Ilaf.

***

No i patrzcie kogo spotkałem. Vriess, Avalanche (swoją droga ciekawe skąd on sie tu wziął), Gnom, Marcjanna, Astaroth. Hmmm... A gdzie podział się nasz człowieko-anioło-żagiel? Cóż, Thomas zawsze miał szczęście do mieszania się w kłopoty, więc jego nieobeność jakoś mnie specjalnie mnie nie dziwiła. W sumie, to nawet się trochę ucieszyłem na ich widok. Pomimo, iż byli bandą rasistów wołających na mnie per 'Zielony', to przez to wszystko co razem z nimi przeżyłem zdołałem ich nawet polubić. Tak więc skinąwszy im lekko głową na powitanie ruszyłem w kierunku, w którym według jednego z wampirów znajdowało się wyjście z tych tuneli. Mimo wszystko jednk nie chciało mi się teraz specjalnie rozmawiać. Gdy już wywlokłem się na powierzchnię, wychodzac z piwnicy starego zrujnowanego i zamieszkałego jedynie przez pleśń żyjącą w symbiozie z innymi pleśniami, mym oczom ukazał się zaiste piękny wschód słońca. Konkretnie byłby piękny, gdyby owo słońce raczyło świecić tak około dziesięciu razy słabiej, nie oślepiając moich biednych oczu... Czym prędzej zarzuciłem więc na głowę kaptur, aby dopuszczać do siebie jak najmniej zgubnego światła. I ruszyłem w kierunku, gdzie wedle zaczepionego przechodnia znajdował się zakład najbliższego rusznikarza. Po krótkim bąłdzeniu w gąszczu uliczek, kilku stanowczych odmowach kupna absolutnie cudownego środku na wszystko, kilku sztuk noży najlepszej jakości oraz szczura na patyku dodarłem do celu. Był to typowy sklep, napradę nic specjalnego. Lekko obdrapany budynekj kiepsko namalowanym szyldem wiszącym nad drewnianymi drzwiami. W środku za ladą siedział przeciętnie wyglądający człowiek około trzydziestki o czarnych krótko ostrzyżonych włosach ubrany w schodzoną koszulę, oraz skórzane spodnie. Cała przestrzeń sklepu wypełniona była wszelkimi rodzajami broni palnej, niestety z uwagi na moją ignorancję w kwestii takowej nie mogę przyblizyć co było to dokładnie. Przywitawszy sie zdawkowo ze sprzedawcą zacząłem wcielać w życie mój plan. Najpierw udając że rozglądam się po sali postarałem się wejść do umysłu rusznikarza. Było to tak dziecinnie proste... Wystarczyła chwila koncentracji a mym oczm ukazał się bezkres oceanu symbolizującego jego umysł... Powoli zanurzyłem się weń i skoncentrowałem się na potrzebnej mi informacji... Chciałem uzyskać obraz najdroższych pistoletów które posiada ów człowiek odpowiadających jednocześnie mniej więcej gabarytom tych posiadanych przeze mnie. Po chwili mym oczom ukazała się odpowiedź, to było naprawdę bardzo proste. Czym prędzej opuściwszy więc umysł sklepikarza, podszedłem do niego pytając czy byłby zainteresowany kupnem takiego oto towaru. - tutaj wyciągnąłem dwa pistolety znalezione na statku, jednocześnie zamykając oczy i wysyłąjąc obraz pobrany od sklepikarza spowrotem do niego, jednocześnie jednak zamieniając go z obrazem trzymanych przeze mnie pistoletów - jeśli wszystko poszło dobrze powinien on widzieć naprawdę cenne okazy sztuki rusznikarskiej.
 
Vimes jest offline  
Stary 28-08-2007, 23:37   #736
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Vriess; jak zwykle, nikt nie docenił twojego wkładu w rozwój wydarzeń. Po pierwsze, zabiłeś paladyna, który mógł zabić Ziga. Zig żyje dzięki tobie! Po drugie, dobiłeś niewygodnego, wrogiego świadka waszych poczynań. Dzięki temu nikt nie doniesie tym złym, że jeniec kipnął wam po drodze. Niech myślą, że żyje, i że wam pomaga, a co, niech umrą ze zgryzoty Po trzecie, pokazałeś Galeanowi, ze nie jesteście tacy mili, na jakich wyglądacie. Może Genghi i jego oddział trochę ci pomogli, ale złamana ręka to chyba niezła zachęta dla paladyna, aby przestał się głupio szczerzyć i potraktował was poważniej. Po czwarte, nie jesteś praworządny, i niech wszyscy się z tym liczą! Jeśli Astaroth chciał zabawkę dla siebie, mógł jej lepiej pilnowacXD Jeśli Marcjana chce cię lepiej pachnącego, niech ci wyszoruje plecy XD Narzekają na ciebie – ty zaś zrobiłeś swoje – otworzyłeś brame? Otworzyłeś! Pilnowałeś bramy? Pilnowałeś! A tamci co? Przynoszą trupa zamiast żywego sojusznika i naskakują na bogu ducha winnego nekromantę!XD No...? Jeszcze ktoś ma wonty...?XD
Przyglądając się nowym członkom drużyny stwierdzasz, że z pewnością i oni poszukują Wiatru Lodu. W sumie niekompetencja towarzyszów napełnia cię goryczą. Ten Cały Żywy Ogień, Wiatr Lodu, pfeh... dlaczego wy? Niech ktoś inny walczy z Rithem i jego amuletem Kaihi-ri!

Przypominasz sobie jego białe oczy i ten drażniący uśmieszek. Przypominasz sobie, jak w mgnieniu oka demon znalazł się tuż obok ciebie. Silne pchnięcie w brzuch, lęk i zdumienie silniejsze od paraliżującego bólu...
„Naprawdę myślałeś, że sprowadziłem cię z Akademii z powodu twoich nędznych umiejętności?” – pamiętasz, jak Rith z rozkoszą wypowiadał te słowa.
A potem zabił was, zabił ciebie, i Avalancha, rycerza, który, bądź co bądź nie czekając na zaproszenie zawsze szedł ci z odsieczą i wsparciem, kiedy tego potrzebowałeś.
Nienienie, Rith musi zapłacić za to, jak was potraktował. Masz nadzieję, że cała reszta również jest tego zdania, a ci, co nie znają Ritha, mają chociaż świadomość, że jeśli Wiatr Lodu i Oko Światła wpadną w łapska demonów świat będzie w niebezpieczeństwie.

Czekasz, co mają do powiedzenia, i czy rzeczywiście nadają się do tego za co się zabierają.

Charlotte;
Twoją uwagę przykuwa chudy młodzieniec w czerni. Sposób w jaki się porusza, w jaki spogląda na innych, błysk bystrości w oku i swoista dostojnośc zdradzają jego szlacheckie pochodzenie. Intrygujący typ...

Vriess; Kątem czujnego ślepka zauważasz, że oczy Charlotte błyszczą jak gwiazdy. Uśmiechnęła się lekko odgarniając włosy z policzka i oparła brodę o delikatną, szczupłą dłoń z dość długimi paznokciami. Oho... czujesz co się święci...
- Masz piękną cerę... – odezwała się do ciebie.

Charlotte; - Wybacz, że mówię tak wprost, ale sztuka zawsze mnie zachwycała. Pisana, rzeźbiona, malowana...dla mnie to powód do zachwytu, mam nadzieje, że to Cię nie peszy...
Vriess wygląda na prawdziwe, urocze wyzwanie

Wszyscy;
Genghi oznajmia nagle, że musi... udac się na wyścigi konne! OO’ I pędem wybiega z komnaty ! oO’

Astaroth; nadal wpatrujesz się w członków drużyny, z nadzieją, że kolejny zapłonie... Czarna róża naprawdę pasuje do czerwieni twojego stylowego żupana
Stwierdziwszy, ze 4 godziny to kupa czasu, wyruszasz znów na samotną wyprawę w celu dokończenia paru prywatnych spraw.
Wychodzisz z podziemnych tuneli drogą, którą wskazały ci wampiry. Osuszona studnia. Drabina. Po drodze zamknięty właz. Twoje silne, demoniczne łapki otwierają go bez problemu. Wychodzisz ze zniszczonej studzienki w jakimś zapuszczonym ogrodzie. Świta. Miasto budzi się do życia. Ruszasz do portu.
W porcie są już pierwsi handlarze i wokół panuje ogólny bałagan, więc łatwiej ci wtopić się w tłum. Wygląda na to, że liczne patrole straży nadal cię poszukują.
- I zabiła go!... – usłyszałeś rozmowę jakichś dwóch portowców.
- Zastrzeliła, tak po prostu?
- Ta! Zeskoczyła z dachu i spokojnie poszła dalej uliczką, zostawiając trzy trupy na ulicy!
- I elfka?
- Chyba, ino elfy skaczą po drzewach to i po dachach mogą, nie?...

Teleportujesz się do wieży zabitego maga, u wejścia do portu. Kiedy pojawiasz się w niej natychmiast wyczuwasz, ze ktoś siedzi w fotelu ustawionym oparciem ku tobie. Nowy mag? Pewnie zastępstwo. Pechowa warta...
Delikwent wstaje nagle i obraca się ku tobie. Brunet, w wieku około 20 lat. Czarna koszula bez rękawów, czarne spodnie. Masywne, skórzane buty, obite metalem na czubku. Gruby, skórzany pasek z wielką złotą klamrą. Na rękach ma skórzane rękawiczki bez palców. Chłopak ma długie, czarne włosy, które rozpuszczone sięgają do barków, a nawet trochę za nie. Ze zdumieniem zerkają na was brązowe oczy pełne życia. No i skrzydła! O__O’’’ Wielkie, czarne skrzydła.

Avalanche; tutejsze wampiry póki co są nieopisanie przyjazne, ale nie ufasz im zbytnio. Trudno ufać komuś, kto w każdej chwili może wbić się kłami w twoją tętnicę Mają tu swoją wojnę do wygrania, i kto wie, czy nadal będą was tolerować, jeśli już wygrają. Czujność zawsze warto zachować.
Masz do pogadania z Galeanem, dawnym znajomym.
- Idę się zobaczyć z tym pojmanym Paladynem....- oznajmiłeś Ranovaldowi, na co skinął głową, milcząc.
Wszedłeś do pokoju obok. Wystrój ładny, ale skromny. Stół, komoda, krzesła. Galean stoi, otoczony pięcioma krwiopijcami, dwóch też czuwa przy drzwiach. Wampiry zerknęły na ciebie, kiedy wszedłeś, ale nie odezwały się do ciebie.
- Nie będę z wami rozmawiał – prychnął złośliwie Galean.
Zauważyłeś, że na jego twarzy pozostało tylko piec blizn. Musiał rzucić czar uleczenia na swe rany, zdaje się.
- Czy pojawienie się tych czarnoskórych w rasganie to też wasza sprawka? – pytał któryś wampir.
- Oh! – zaśmiał się Galean. – To akurat jest ciekawa historia! Poniekąd to jest „nasza” sprawka.
- Sprawka demonów.
- Tak.
- Dzieci Kanzela...?
- Nie sądzę – pokręcił z rozbawieniem głową.
- Jak myślisz, po co ktoś ich tu sprowadził?
- Dla dekoracji...? Prawda, że ich stroje i ozdoby ładnie ingerują w szarość Rasganu?
- Gdzie są teraz?
- Różnie – wzruszył ramionami.
- Czy któryś przeżył?
- Nie.
Po chwili przerwy wampir spytał znów;
- Gdzie znaleźliście tego, którego porwaliście i zatłukliście na śmierć?
- Nie było mnie przy tym.
- Kto go pojmał?
- Naprawdę, wolisz nie wiedzieć – uśmiechnął się litościwie.
- Nie martw się o mnie, Galean. Mów.
- Nie powinienem.
- Dlaczego?
- Nie pozwolił mi.
Wampiry zerknęły po sobie.
- Czy trzęsienie ziemi, które nawiedziło ostatnio Rasgan... – zaczął znów wampir. – Jedenaście wstrząsów dziennie, co godzinę i jedenaście minut, i to samo, za jedenaście dni... Czy te wstrząsy miały coś wspólnego z tym, który porwał tego jeńca?
- BARDZO możliwe – uśmiechnął się Galean.
- Czy on tu jest? – rzucił natychmiast wampir, a pozostałe wstrzymały oddechy.
- Czy widzisz go tutaj? – syknął zniecierpliwiony Galean.
Wampir zbliżył twarz do jego twarzy.
- Czy Kanzel dobrze się bawi patrząc na nas? – warknął. – Chcesz zepsuć zabawę swemu Lordowi? Więc nie prowokuj mnie, bym wydrapał ci oczy!

Akrenthal;
Brakuje ci legendarnego człowieko-anioło-żagla ;(
Póki co idziesz na spacer. Wychodzisz z podziemnych tuneli i chronisz swoje świeżo upieczone wampirze jestestwo przed słońcem, aby nie zostało upieczone dosłownie XD
Znajdujesz rusznikarza i starasz się psioniczna sztuczką sprzedać pistoletu ze statku widmo za więcej, niż są warte. Sprzedawca robi wielkie oczy.
- Ooooooo, to bardzo piękna rzecz, bardzo piękna! – ogląda towar ze wsztskich stron. – Prawdziwa rzadkośc...
Przygląda się tobie badawczo. Zielonkawa skóra, zielonkawe włosy z warkoczykami, dziwaczne szaty ozdobione dziwacznym pismem. Cóż, wygladasz na kogoś, kto mógł wejśc w posiadanie rzadkiej broni
- Kupię je za.... ym... za 500 sztuk złota każdy! – zdecydował. – No... zgoda, za 600!
„Są warte z tysiąc sztuk łota każdy, ale on nie musi o tym iwedziec!XD” – pomyślał zlośliwie sklepikarz, sądząc, że jest bardzo sprytny.

Drzwi sklepu otwierają się znów. Poczułeś się troche nieswojo, w końcu tranzakcja której dokonałeś nie była najuczciwsza i odruchowo speszyłeś się, że ktoś mógłby to zauważyc. Jakim cudem? – pocieszyłeś się w myślach i wziąwszy głębszy wdech dzielnie, jakby nigdy nic, odwróciłeś si by zerknąc na drugiego klienta rusznikarza. O rany...! oO’’



Przez chwilę nie wiedziałeś, czy uciekać, czy... jak się zachować... i miałeś parodyjny wręcz wyraz twarzy.
„Facet ma róg na głowie! – zauważył zdumiony Ilaf. – Chyba piorun go weń trafił; spójrz tylko na te włosy! OO’
Złote oczy, dziwne źrenice... Ale nie, delikwent raczej nie jest wampirem. Otacza go silna, jasnozielona aura, widoczna dla twoich psionicznych oczu.
Facet za ladą zerka na przybysza i mówi prędko;
- A, tak tak, dobrze, ze waszmośc przyszedł! Tak tak, mam zamówiony towar, już po niego idę...! – zniknął na zapleczu i po chwili wrócił z niewielkim drewnianym pudelkiem.
Zielonowłosy położył na ladzie spory mieszek pełen brzęczących monet, na co oczy sprzedawcy błysnęły z radości, po czym wziął pudełko i zajrzał do niego. Niestety, nie dostrzegłeś, co jest w środku.
- Dziękuję – odezwał się, skinął głową, i wyszedł ze sklepu.
Czy... drużyna, na statku, gdy płynęliście do Rasganu, nie wspominała o jakimś facecie z rogiem i skrzydłami, którego spotkali podczas szukania Żywego Ognia?...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 29-08-2007, 18:50   #737
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Ciekawe co dzieje się teraz w Akademii. Czy wszystko jest po staremu, czy może wszystko zdążyło się już zmienić? Może czas stoi w miejscu podczas mojego pobytu tutaj? A może, wręcz przeciwnie, wszystko przyspieszyło i po Akademii zostało tylko wspomnienie?..

- Masz piękną cerę... - kobiecy głos nad moim uchem wybił mnie z rozmyślań. Źrenice rozszerzyły mi się ze zdumienia, kiedy spojrzałem na Charlotte.
Widzicie moi mili, nie narzekam na swoją urodę zewnętrzną, ale zwykle większość normalnych kobiet na samo słowo "nekromanta" zawija kiecę i ucieka ode mnie jak najdalej może. Niesłusznie zresztą, bo wbrew obiegowej opinii jesteśmy ludźmi spokojnymi i pokornego serca.
W oczach Charlotte dostrzegłem jednak dosyć niezwykły blask...

- Wybacz, że mówię tak wprost, ale sztuka zawsze mnie zachwycała. Pisana, rzeźbiona, malowana...dla mnie to powód do zachwytu, mam nadzieje, że to Cię nie peszy... - dodała kobieta, a mi przyszło na myśl że wypada się teraz odezwać. Zanim to zrobiłem doleciało do mnie echo jej myśli... Dosyć odważnych myśli, jeśli chcielibyście wiedzieć, moi drodzy. Uśmiechnąłem się pod nosem i skłoniłem delikatnie:
- Sztuka jest obrazem duszy - zacytowałem usłyszane gdzieś zdanie - Oczywiście, że mnie ona nie peszy, pani - uśmiechnąłem się - Jestem Vriess, nekromanta - zaakcentowałem ostatnie słowo.
Tak, i teraz, jeśli mam do czynienia z porządną dziewczyną to kokieteryjnie ona piśnie (względnie zemdleje) po czym schowa się za plecami Zielonego. A jak nie... Cóż, jeżeli nie, to świat raz jeszcze mnie zaskoczy.

Zresztą, doświadczenia z kobietami miałem niewielkie. W Akademii było ich niewiele, gdyż Mistrzowie słusznie stwierdzali, że tak kiepski materiał jak kobieta nie bardzo nadaje się na mrocznego maga. A gdy już łupiliśmy jakieś wioski podczas wojny, to tym się właśnie różniliśmy od paladyńskiej hołoty, że nie gwałciliśmy wszystkiego co miało jeszcze siłę się ruszać. W kwestiach miłostek byłem więc dosyć... Zielony.

A swoją drogą jakiż też można było mieć interes z głębszej przyjaźni z Vriessem? Nie mogłem tego na razie wydedukować; pewne było tylko to, że trzeba mieć się na baczności, dopóki nie zorientuję się, o co naprawdę tutaj chodzi. Skłamałbym jednak gdybym powiedział, że nie połechtało to mile mojej nekromanckiej duszy. Ostatecznie, dobrze jest mieć w końcu przynajmniej jedną osobę która nie spluwa na Twój widok, tak jak to stado imbecyli za moimi plecami.

Zmrużyłem oczy patrząc na uśmiechniętą dziewczynę. Raz jeszcze doleciało mnie echo jej myśli w których pojawiły się słowa: "może" oraz "pewnej nocy".
Zaśmiałem się głośno.
- Być może - powiedziałem, gdy mogłem znowu oddychać - Chociaż widzę, że masz dosyć... Wysublimowany gust, pani.
Nie żebym narzekał... Po prostu dziwiło mnie to serdecznie, tym bardziej, gdy za moimi plecami stało dwóch rosłych paladynów. Ale - o gustach się nie dyskutuje, prawda?
Szczególnie, gdy gusta rudowłosych kobiet sprawiają, że rozmyślają one o wspólnej nocy z Vriessem, nekromantą...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 29-08-2007 o 19:00.
Chrapek jest offline  
Stary 29-08-2007, 19:41   #738
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
"- Jestem Vriess, nekromanta - zaakcentowałem ostatnie słowo."

- Nekromanta . . . - zaakcentowała jeszcze mocniej, ze zdziwieniem po czym wyprostowała się, wypinając nieumyślnie pierś do przodu. Jedną rękę oparła o oparcie zaś drugą trzymała się za nadgarstek pocierając go delikatnie przez chwilę i patrząc na swą dłoń.
Spojrzała z powrotem na młodzieńca, nie wiedzieć czemu nadal ją zachwycał zupełnie jakby podana przez niego informacja przeleciała jej przez jedno ucho i wyleciała drugim nie zostawiając po sobie śladu.
"Vriess" - pomyślała z rozkoszą powtarzając to imię trzy razy mając przy tym bardzo otwarty umysł. Jej szmaragdowe oczy zabłysły znowu, a uśmiech jakim obdarzyła mężczyznę był uwodzicielskim odbiciem jej wnętrza.
Z pełną gracją wstała od stołu, po raz kolejny nie patrząc na nikogo innego. Wydawać by się mogło, że mężczyzna stał się jej obsesją, że póki nie muśnie go choć dłonią jej sen nie będzie spokojny już nigdy.

"Nie ważne kim jesteś tylko jaki jesteś " - pomyślała, patrząc z boku na mężczyznę po czym odwróciła się do niego przodem i poczęła iść w jego kierunku. Robiła to bardzo niespiesznie, jakby zależało jej bardziej na tym jak idzie niż na tym gdzie zmierzają jej kroki. Suknia była tak długa, że nie było widać nóg dziewczyny. Wydawało się jakby sunęła w stronę nekromanty. Stanęła na przeciwko niego z subtelnym uśmiechem.

- Charlotte... - dotknęła ręką jego policzka zaś w drugiego pocałowała go delikatnie.

- ... de la Mote ... - dodała całując go w policzek na którym niedawno jeszcze spoczywała jej ręka, którą przesunęła bardziej w kierunku brody i szyi.

- ... Valois. - skończyła całując go delikatnie w usta po czym dała niewielki krok w tył i wykonała kobiecy ukłon. Dzięki jej ostatniemu ruchowi dało się wyczuć od niej woń pięknych białych lilii, które od razu poczęły wydawać się żywe, jakby gdzieś obok stały i kusiły swym zapachem.

- Sztuka wypełnia całe życie mężczyzny, o miłości mówią, że wypełnia całe życie kobiety, choć tak nie jest... - rzekła gładząc jego policzek lecz gdy skończyła zabrała dłoń i przyłożyła ją do serca, drugą ręką przykrywając tę leżącą na piersi.
Uwielbiała cytować poezję, miała nadzieje, że mężczyzna zna ten cytat, ze względu na to iż przed chwilą sam zacytował kawałek jej kochanej poezji do której stworzono przepiękny obraz. Przedstawiał on śliczną blond dziewczynę siedzącą nad czystym i przejrzystym niczym szkło strumykiem, jednak jej odbicie nie było równie piękne jak ona. Przedstawiało raczej paskudną, złośliwą wiedźmę. Charlotte doskonale pamiętała ten obraz i cytat, użyty przez nekromantę.

Przez chwilę jej oczy zabłysły nadzieją na inteligentną dyskusję o sztuce bądź chociaż na poznanie kogoś na trochę dłużej niż jedną noc. Dawno nie znała kogoś z kim mogłaby porozmawiać, do kogo mogłaby się zwrócić. Nikomu też nie opowiadała historii swego życia. W świetle oświetlającym pomieszczenie jej włosy znów miały piękny rudo-ognisty odcień. Jej serce zapewne zabiłoby teraz trzy razy szybciej, w oczekiwaniu na odpowiedź mężczyzny nie zorientowała się nawet że po jej uwodzicielskich pocałunkach mógłby zaniemówić, zupełnie zapomniała, że i takie reakcje bywają gdy obdarzy kogoś swoją wonią i dotykiem.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 29-08-2007 o 19:47.
Nami jest offline  
Stary 29-08-2007, 21:02   #739
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Chłodne popołudnie i mnóstwo gęstej mgły, którą, gdyby się dało, trzeba było ciąć nożem kuchennym, lub też jakimś mieczem – takie widoki wcale nie należały do nowości o tej porze roku.
Na niebie zbierały się ciężkie, szare chmury, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz lub, co gorsza, grad, którego mieszkańcy pobliskich wiosek nie witali z uśmiechem na twarzy.

Ogromna polana spowita w szarej mgle, otoczona z każdej strony wysokimi drzewami, była kompletnie pusta. Co jakiś czas na miękkiej, lecz wilgotnej, ziemi, przysiadywał ptak, aby odpocząć po długiej i wyczerpującej podróży lub też po to, aby złapać grubą, długą, ohydną, a na dodatek bezbronną dżdżownicę.

Tą, jakby się wydawało, sielankę zakłóciły rytmiczne uderzenia kopyt i pojedyncze parsknięcia koni. Odgłosy konnego pościgu stawały się coraz głośniejsze, co wskazywało na to, iż owe zwierzęta zbliżały się do polany.
Niewielkich rozmiarów ptak z dżdżownicą w dziobie uniósł łepek i zaczął nasłuchiwać, by po chwili odfrunąć z polany.
W miejsce, gdzie przed chwilą znajdował się owy ptaszek, uderzyło z ogromną siłą kopyto pięknego, brązowego konia z czarną grzywą i ogonem.
Na siodle siedziała niezwykle ładna, jasnowłosa kobieta. Długi, gruby warkocz podskakiwał wesoło, a ona sama z przymrużonymi oczyma wpatrywała się przed siebie, co chwilę obracając głowę do tyłu, jakby sprawdzając, czy ktoś jej nie goni.

Tuż za dziewczyną galopował czarny koń, a jego właścicielem był młody, urodziwy mężczyzna o ciemnych jak węgiel włosach i niebieskich niczym czyste niebo oczach. Pędził za jasnowłosą dziewczyną z szelmowskich uśmiechem, co jakiś czas ponaglając swojego konia.

Wiatr rozwiewał kosmyki włosów, które nie chciały upleść się w warkocz, co niezwykle utrudniało dziewczynie jazdę. Na jej szczęście polana była bardzo duża, więc nie musiała obawiać się, póki co, kolizji z jakimś drzewem.
Nie myślała o niczym – była całkowicie skupiona na ucieczce przed mężczyzną.

~*~
Podczas wykładu wampira, Taika była kompletnie pochłonięta wspomnieniami. Gdy tak myślała, zupełnie zapomniała, iż jest w towarzystwie podejrzanego, zielonkawego demona.
Dopiero, gdy Renovald skończył swój monolog, dziewczyna ocknęła się z zamyślenia i rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znaleźli.
Choć czuła się głupio z tego powodu, iż nawet nie wiedziała, gdzie teraz są i co mają robić, starała się tego nie pokazywać po sobie. Jej mina była niezwykle... chłodna, można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż była kamienna. Nie wyrażała żadnych uczuć. Lecz ten stan po chwili się zmienił, gdyż spojrzała w stronę jakiejś bladej jak ściana kobiety, która zaczęła flirtować z mlecznoskórym mężczyzną. ‘O bogowie...’ – przeszło jej przez myśl.

Gdy już napatrzyła się na tą dwójkę, jej wzrok jakby mimowolnie skierował się w stronę mężczyzny, w którym od razu wyczuła – choć niewiadomo jak – demona. ‘Czy to aby nie za dużo?’ pomyślała, zastanawiając się, czy nie wbić mu czasem sztyletu pomiędzy oczy.
Tak bardzo nienawidziła wszelakich demonów... A teraz przychodzi jej współpracować z dwójką takowych. Okropność!
Czuła, jak wspomnienia z tamtej nocy napływają jej do głowy niczym woda nalewana do kubka (XD). Wściekłość i chęć zemsty na demonach rosła w niej z każdą sekundą. Już chciała wymówić złowrogie zaklęcie, lecz w ostatniej chwili coś powstrzymało ją od tego.
~*~
Czarnowłosy przystojniak wciąż uparcie gonił piękną dziewczynę, która galopowała na brązowym wierzchowcu. Myślami był zupełnie gdzie indziej...prawie. Wyobrażał sobie, jak powoli zdejmuje z jasnowłosej koszulę, jak całuje ją delikatnie w szyję i schodzi coraz niżej.
Nagle poczuł, jak coś uderza go z ogromną siłą w czoło. Tracąc przytomność spadł z konia na miękką, wilgotną ziemię.

Dziewczyna skupiła się jeszcze bardziej na galopie. Co chwilę świstały jej koło ucha gałęzie, które z niezwykłą zwinnością udawało jej się omijać. Spojrzała w tył i ujrzała samotnego, czarnego konia, który wciąż galopował za nią. A gdzież to się podział młodzieniec dosiadający owe zwierzę?
Zatrzymała swoją klacz, po czym zawróciła i zaczęła rozglądać się za czarnowłosym. Sparaliżował ją strach, gdy ujrzała mężczyznę leżącego na ziemi. Najczarniejsze myśli przychodziły jej do głowy, kiedy tak patrzyła na nieprzytomnego. W końcu zeskoczyła z siodła i uklękła przy młodzieńcu.
- Brynn, nic ci nie jest? Żyjesz? – pytała z ogromną troską i przerażeniem. Odrzuciła swój gruby warkocz do tyłu i pacnęła młodzieńca w policzek.
Ten momentalnie otworzył oczy i spojrzał na nią uśmiechając się lekko.
- Tym razem to ja stawiam piwo – powiedział półprzytomnym głosem, a dziewczyna roześmiała się.
- Och, ale mnie wystraszyłeś! Myślałam, że nie żyjesz!

~*~
Westchnęła ciężko, gdy oczami wyobraźni zobaczyła obraz głowy Brynn’a nabitej na drewniany pal. Tak – właśnie tak skończył ten czarnowłosy młodzieniec, który potajemnie podkochiwał się w, jeszcze wtedy, osiemnastoletniej Taice.
- Pójdę... Pójdę pozwiedzać miasto, kupić kilka niezbędnych mi ingrediencji – oznajmiła jakby w amoku, po czym wyszła z sali, czyniąc charakterystyczny dla niej gest – odrzucając warkocz prawą ręką.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 29-08-2007, 22:47   #740
 
Vimes's Avatar
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
- Kupię je za.... ym... za 500 sztuk złota każdy! No... zgoda, za 600!
No tu się kochani przeliczył... Pech chciał że będąc w jego umyśle dowiedziałem się też ile mniej więcej kosztują pistolety podobne do tych które mu sprzedawałem. A właściwie, to te które on kupował, bo przecież kupował co innego, niż mu sprzedawałem... Konkretniej zaś nie byłby stratny (no, to jest może kwestia sporna, ale w swoim własnym mniemaniu nie byłby...) kupując je za tysiąc sztuk złota. O czym nie omieszkałem mu przypomnieć. Oparłszy się na ladzie z lekkim uśmiechem na ustach powiedziałem niezbyt głośno miłym, łagodnym tonem:
- Tysiąc sztuk złota chłopcze... I tak na tym nie stracisz...
Poczym wyprostowałem się patrząc na niego uważnie, cały czas mając na twarzy lekki uśmiech.

Do sklepu weszła nagle wielce osobliwa postać... Wyglądała, jak słusznie zauważył Ilaf, jak gdyby miała bliższy kontakt z piorunem, oraz jakimiś toksynami, albowiem z jej czoła starczał... róg. Speszony (wykonywałem tu przecież nie do końca legalną transakcję, a choć ryzyko domyślenia się tego były bardzo nikłe, to kto wie do czego zdolni są ludzie z rogami na głowie...) przypatrywałem się przybyszowi nie bardzo widząc jak się zachować. I tu nagle coś zaświtało mi w głowie. Przecież kiedy byliśmy na statku ktoś mówił coś o tym, że kiedy próbowali zdobyć Żywy Ogień spotkali osobnika o wyglądzie odpowiadającemu w zasadzie temu, który stał teraz przede mną. Ale kim on konkretnie był..? Wytężałem pamięć w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie. O Bogowie... "Co? Kto to jest?" To jest smok, Ilaf. "Eeeee... A to one nie są takie jakieś... No wiesz większe i w ogóle..?". I że też kogoś takiego przyszło mi nosić na własnej piersi... Tak, tak Ilaf takie jakieś większe... Smok nie zwracając na mnie specjalnej uwagi zakupił u handlarza jakieś pudełko poczym wyszedł. Wyraźnie było to coś trudno dostępnego i o wątpliwej legalności, albowiem smoczka cały czas otaczała aura z której biła straszna nieufność, a także musiał to najwyraźniej zamawiać wcześniej. Niestety nie udało mi się dostrzec, co było w owym pudełku... Swoją drogą to warto by się było dowiedzieć, co czarny smok porabia w tym mieście... Odczekawszy chwilę wyszedłem i zacząłem za nim podążać. Jak się jednak łatwo domyślić tak... oryginalnej postaci jak ja dosyć trudno jest wtopić się w tłum, musiałem więc wymyślić inny sposób, aby nie być dostrzeżonym. Tutaj możecie zadać sobie pytanie, dlaczego nie wyczytałem celu jego pobytu z jego myli, albo po prostu nie zacząłem z nim rozmowy. Otóż nie byłem pewien co do tego jakie stosunki łączyły naszego kolegę z drużyną, a nie było by przyjemnie dowiedzieć się teraz, że np. pałał on chęcią zemsty na niej, co zaś się tyczy czytania w myślach, to z tego co wiedziałem, smoki potrafiły czytać w myślach, niewykluczone też więc, że potrafiły poczuć kiedy same były poddawane takiemu procesowi. Tak więc wolałem na razie się nie ujawniać. Tak więc skoncentrowałem się, zamknąłem oczy, zaś kiedy je otworzyłem świat pełen był świetlistych linii symbolizujących światło. Linii podatnych na formowanie myślą, jeśli tylko ktoś potrafił to zrobić... Teraz wystarczyło sprawić, aby promienie trafiając na moją postać zamiast odbijać się, niejako opływały moją sylwetkę, powracając na pierwotny tor za mną. Jeśli operacja ta by się powiodła stałbym się niewidzialny, co zazwyczaj pomaga w śledzeniu ludzi...
 
Vimes jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172