Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-10-2007, 20:46   #901
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X wtrącenie dla Genghiego celem przyspieszenia bitwy bo sesja sie kończyXD reszta czeka na post jutroX

Genghi; hm ciężka sprawa, zdaje się że wsparcie śpiXD Próbujesz sprowokować demonicę do ataku na atrapę golema, podczas gdy ty po kryjomu szykujesz na nią zaklęcie, czyli właściwy atak. Niestety, zdaje się, że demoniczne ślepia Ivy potrafią odróżnić iluzję od rzeczywistości, ponieważ demonica, wpierw zdumiona, najwyraźniej twoimi umiejętnościami jakich nie spodziewała się u gnoma, po chwili ignoruje golema i rusza do ataku na ciebie! Zaskoczony jej błyskawiczną reakcją, na ślepo puszczasz ku niej kulę ognia, ale omal nie usmażyłeś nią Avalancha zbierającego się z ziemi kilkanaście metrów dalej, zamiast Ivy, która zwinnie odskoczyła i oplotła cię całego swoim biczem.
- Nowa zabawka! – ucieszyła się, robiąc z ciebie żywe jojo- potoczyłeś się po spalonej ziemi, a podnosząc się jesteś cały w popiele, twarz osmolona, wyglądasz jak gnom z piekła rodem ;D
Na ziemi pojawiły się znów trzy koła, z każdego wystrzelił kamienny stożek – pierwszy tuż obok Vriessa, drugi koło Akrenthala, trzeci zaś dosięgnął Charlotte, która z jękiem zatoczyła się do tyłu i przytknęła dłoń do paskudnie draśniętej twarzy.
- O, malutka, zepsułam ci makijaż? Mwhahaha!!!XD – ryknęła dzikim śmiechem Ivy, prowokacyjnie kiwając ręką na sukkubę.
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 07-10-2007, 21:24   #902
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Morcruchus zwinął się rozsierdzony z ziemi ciskając na demonkę przekleństwami. Trząsł się ze złości myśląc w jaki sposób wykiwała go demonka. Otarł z twarzy sadzę i rzekł z przekąsem:

- Temu pokoleniu demonów, kompletnie poprzewracało się w głowach - puścił kpinę - Zaraz nauczę Cię pokory, chyba, że od razu się poddasz, a może oszczędzę twoje nędzne jestestwo.

Morcruchus po tej drobnej wpadce nie czuł się ani trochę gorzej niż na początku, on po prostu świetnie się bawił ! Demonica była świetnym workiem treningowym, na którym mógł rozprostować kości po dwustu latach w zamknięciu.

- Ty sukkubico ! - wrzasnął na Charlotte, o ile dobrze pamiętał, właśnie tak się nazywała - Zostaw ją mi ty ponękaj tego Galeona, czy jak mu tam !

Morcruchus miał dość szalony plan - w arsenale gnoma znalazł pewien czar - Święty Oręż. Sam nekromanta nie był za święty, ale mogło się to przydać przy walce z demonicą.
Znalazł też inny czar, który w formacie " combo " mógł stanowić śmiercionośny duet... zobaczymy.

- Fel Isperi Tosimir Vojaa - podniośle zacytował formułę - Inveco Patrus Mari - dodał drugi czar.

Zaklęciu " Szału krwi " pozwolił opanować swe ( a raczej gnomie, ale kto by się wdawał w szczegóły ) ciało, a drugim zaklął rękawice. Z wrzaskiem na ustach i błyskającymi złowrogo rękawicami rzucił się w stronę demonki w formacji " na Rambo " i wyjąc złowieszczo skoczył na pomiot chaosu.
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline  
Stary 07-10-2007, 21:36   #903
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Łańcuch zawył w powietrzu i oplótł księcia unieruchamiając mu ręce. Sylwetka demona, niszczona przez biel, którą skaził jego jestestwo zaczynała się wyraźnie chwiać - widać przeciwnikowi nie pozostało zbyt wiele czasu. Ciekawe, jak się czuł rozpuszczany bielą przez demona - dosyć nietypowa sytuacja, nieprawdaż? To samo mówiła jednocześnie zaskoczona i przerażona twarz demona

- Serathi khna antriiis-k-kha...!!! – wrzasnął w rozpaczy, bólu, szaleństwie
- Nic ci nie pomoże. Pociesz się tym, że twoja energia od dziś znajdzie lepsze zastosowanie, a ty sam jesteś po prostu jednym z ogniw, długiego łańcucha tych, których pochłonę - odpowiedział Astaroth, uśmiechając się złośliwie

Biel całkowicie rozproszyła jego fiolet - przeciwnik całkowicie utracił materialną formę, przybrał postać obłoku fioletu idealnego do wchłonięcia. Zbliżył się do niego i dotknął go, absorbując go w siebie. Po raz drugi poczuł przyjemne falowanie świata i gwałtowne zawroty głowy znamionujące przypływ fioletu innego demona w jego ciało, a potem wizja z powrotem wyostrzyła mu się przybierając lekko fioletowy odcień. Przyjrzał się krytycznie swojej prawej dłoni - wyglądała wciąż tak samo, jednak była silniejsza niż wcześniej. Z każdym kolejnym przeciwnikiem wzrastała jego siła zbliżając go coraz bardziej do przejścia na wyższy poziom egzystencji, zostania pełnokrwistym mazenda. Był zadowolony ze swoich poczynań - nie dość, że miasto cierpiało dzięki jego zarazie to na dodatek pozbawił je głównego ośrodka zarządzania likwidując księcia. Teraz już chyba nikt nie mógł zapobiec panice, śmierci i zniszczeniu, tak rozkosznie go wzmacniających. Pora powiedzieć Verionowi o tym, czego dokonał


Dzięki umiejętności teleportacji naprowadził się na ślad jego energii i znalazł go opartego o mur, wyraźnie osłabionego zbierającego na powrót siły. Podszedł do niego i zagadnął uśmiechając się triumfalnie

- Nie kusi cię polityka, bo zwolniła się posada zarządcy tego uroczego miasta?
- Oh my, nie, nie zabawię tu długo
- odwzajemnił uśmiech. - Wreszcie ktoś kompetentny... Hibrizo kradnie mi najlepszych podwładnych, doprawdy
- Twoim podwładnym to może sobie być Rith. Ja po prostu z tobą współpracuję, co jak na razie mi odpowiada. Co dalej? Ktoś jeszcze został do zlikwidowania?
- Mówiłem o twoich korzeniach, Legion, o fiolecie z którego powstałeś niegdyś
- odparl spokojnie. - teraz owszem, jesteśmy tylko sojusznikami, niestety Został Galean, i co gorsza, Ivy. Trzeba usunąć ich z tej okolicy.
- Ivy... Taaak, walczyłem z nią. Każdy ma swoje korzenie, ty także ale oboje jakoś się z nimi nie utożsamiamy, prawda? Gdzie ją znajdę? Do Galeana nic nie mam, ale z nią swoich spraw nie dokończyłem. Hmmm... Dobra, zajmę się nią, ale najpierw...

Podszedł do Veriona i zbierając chaos z miasta tchnął go w jego ciało, starając się go wzmocnić

- Oh my, dziękuję, dam sobie radę sam - uśmiecha się przyjaźnie.
- Dobrze, to ja się biorę za robotę

I ponownie przeniósł się, kierując się na ślad energii Ivy. Odnalazł ją w kraterze, pozostałym po napadzie furii Valgaava - tam, gdzie zostawił drużynę. Ciekawe, czy demonica już wyrżnęła ich w pień czy wciąż się z nimi bawi? Niestety, okazało się że jeszcze nikt z nich nie zginął, tylko wciąż trwa walka. Wylądował kawałek przed demonicą wyciągając szable i ruszając w jej stronę

- To ja, Astaroth. Chyba nie dokończyliśmy naszej walki, nieprawdaż? Wybacz, że tak późno ale byłem zajęty likwidacją księcia. Teraz jestem do twojej dyspozycji

Miał zamiar zbliżać się do niej tak jakby chciał zaatakować normalnie, ale w chwili gdy będzie miało dojść do starcia przenieść się za jej plecy i korzystając z niematerialności zaatakować
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 08-10-2007, 00:09   #904
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nefertiri... wreszcie się odezwała ;P

Nafertiri


Czas w labolatorium dłużył się jej niesamowicie. "Co ja jeszcze tu robię"
Całą sobą czuła, że z resztą dzieje się coś... chyba niedobrego. Mrok był gęsty, a wszystko zdawało się parować. Wokół wyczuwała miliony najróżniejszy, wcześniej nieznaych zapachów. Mimo to bardzo niepodobało jej się to miejsce. Ciemność nigdy nie była w moim guście- tłumaczyła sobie i szła dalej. Dokąd dojdą? Jak spotka reszte? Te pytania jak narazie były poza sferą jej domyślności. Poczuła chłód. Okropny chłód i wilgoć przesiąkającą przez jej skromny strój. No i ta przeklęta rana. Wprawdzie już nie bolała, ale ślad pozostanie. "Cóż to w porównaniu z tą straszną bestią...- na samo wspomnienie chimery jej twarz zrobiła się bladsza niż zwykle. -Jeżeli to tak będę musiała zdobywać ten cały artefakt to chyba zmykam gdzie pieprz rośnie- pomyślała. Nagle jednak energicznie potrząsnęła głową. -Co ja myślę... Zupełna ze mnie wgoistka. Muszę to zrobić.. dla babci. Pokażę, że jej nauki nie poszły na marne.- Tak, ta myśl zdecydowanie bardziej jej się podobała. Został teraz tylko jeden, chyba kluczowy problem. Co z resztą? I..najważniejsze.. jak do nich dojść?
 
Aivillo jest offline  
Stary 08-10-2007, 13:00   #905
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
efekt pająka jednego na milion ;>

Nadal nie mogłem uwierzyć. Kiedy w Genegate usłyszałem jego głos, nie poznałem go. Pieśń kobiety, zmienione brzmienie. Zewnętrznie i wewnętrznie. Głos męski, czy żeński – nie miało to znaczenia, ale to jak śpiewał, to czym przesycone były jego słowa...! Miałem wówczas wrażenie, że rozmawiał z kimś, kierował słowa do konkretnej istoty, istoty, z którą obcował jak z żadną inną dotąd. Zależało mu na tym, by go usłyszała. Zależało mu na niej całej. W jego głosie słychać było niemal szaleństwo rozpaczy, czułem, jak promieniował cały wściekłością, żądzą zjednoczenia z czymś... kimś... kogo mu odebrano. Jednocześnie, w co nadal nie dawałem wiary, wyczuwałem wyraźnie – nie żądał zachłannie, nie rozkazywał, a błagalnie wręcz wzywał na spotkanie, zostawiając pełnię wolnej woli swojej... ofierze...? Ona nie była jego łupem. Verion po raz pierwszy odkąd go znałem, pragnął niemiłosiernie kogoś, kogo nie traktował jak własną zdobycz.
„..Niewidome dziecko przytuliło się do bestii i ścisnęło kosmyk jej miękkich włosów w rączce. Bestia stała się łagodna i dziecko spało przy niej bez lęku” – pamiętam słowa starej przypowieści. Czy zupełny brak lęku potrafi wzbudzić w kimś, kto jest ucieleśnieniem grozy... sympatię...? Współczucie? Szacunek?....
„Oczywiście, mógłbym ją wtedy zabić...”
„Co cię powstrzymało?”
”Nie wiem”
Co to za... uczucie...? Stan, podświadomość, reakcja na paradoks...?
„....Ale to było silniejsze ode mnie. Silniejsze od wszystkiego co znam i jestem w stanie pojąc”
Jak nazwać to uczucie? Potężniejsze od miłości, bardziej bezwzględne od lęku, bardziej stanowcze od instynktu...?
Czy Biel i Fiolet, ład i chaos...? Co wobec siebie odczuwają? Szacunek? Uległość? Podziw?
„Przysięgałeś je chronić, nie zawłaszczać sobie!!!!” – Verion wrzasnął wtedy z agresją jakiej nie znałem u niego – poczułem całym sobą, że rozpierał go gniew, przerażenie; bał się, co stanie się z Okiem Światła, kiedy on nie będzie mógł go... chronić! Nie był zły dlatego, iż chciałem zatrzymać Oko Światła! Bał się, że nie będę potrafił go uchować. Chciał go strzec osobiście, dbać o nie.
Miał rację – nie potrafię... nie potrafię chronić Oka Światła! Mam mu je oddać...?
* * *

Thomas; Gdy kończysz leczenie Veriona łapiesz za miecz i starasz się przywołać ognistego smoka do porządku. Smok zawył przeciągle, zawrócił. Kiedy się zbliża, wokół staje się gorąco. Przylatuje i zawisa w powietrzu nad tobą.
- Thank you kindly ;3 - uśmiechnął się lekko Verion, który wyraźnie poczuł się lepiej z poskładanymi żebrami i już nie złamaną nogą.
- Nie ma za co, byłem Ci to winny - odwracasz się i odchodzisz.
Verion obserwuje cię bacznie fioletowymi ślepkami, uśmiecha się i stękając zbiera się mozolnie do pozycji siedzącej, wsparty plecami o ścianę kamienicy.
- dasz sobie radę? - pytasz zatrzymując się i spoglądając na niego ukradkiem.
- tak, nie kłopocz się mną już;3 - z niewinnym uśmiechem machnął ręką, odpoczywając i zerkając w niebo na ognistego smoka.
- wiesz może jak to się obsługuje? - spytałeś.
- jeśli ci powiem, mam się spodziewać ognistej kąpieli? - zachichotał.
- Uratowałeś mi życie, odpowiedz jest prosta, nie.
- Nigdy nie zrozumiem was praworządnych - roześmiał się krótko, ale zaniósł się znów kaszlem. - Jeśli już trzymasz miecz, musisz oczyścić swoje myśli i napełnić ostrze energią własnej duszy, czystą energią, skupioną na jednym uczuciu, jednej myśli, jednym celu. tak jak Kanzeliv zrobił to przed chwilą; 'zabij Valgaava czystą chaotyczną nienawiścią'. Żywy ogień jest skażony chaosem, słucha już nie tylko grzecznych rozkazów, hm?;3
- Da się go oczyścić?
- nie sądzę - odparł po chwili namysłu i znów zakaszlał.
- Doświadczenie ostatnich dni nauczyło mnie, by nie Wierzyc Demonom...
- wyrażam tylko swoją opinię;3 - mrugnął do ciebie.
- Dobra... Dasz sobie sam rade? - zapytałem, upewniając się.
- yhym;3 - Verion jest wyjątkowo radosny, chyba cieszy go bardzo że Kanzeliva już nie ma
Przenosisz się do nieba, gdzie zastajesz Keroma.
- Odzyskałem miecz!
- A więc nie jesteś, a być może nigdy nie byłeś Upadłym – uśmiechnął się pochwalnie archanioł.
- Podobno miecz jest skarżony chaosem... Dasz rade go oczyścić?
Kerom ogląda miecz.
- Zawsze można spróbować – stwierdza obiecująco.
- Zatem próbuj, ja znikam.
* * *
Kiedy Anioł rozmył się w powietrzu, uśmiech Veriona zmienił się z pogodnego w złośliwy półuśmieszek.
- To by było na tyle... – szepnął z zadowoleniem.
Oparł się ręką o ścianę, z cichym jękiem wstał chwiejnie na drżące nogi.
* * *
Astaroth; Zjawiasz się przed Verionem. Trochę pogaduszek... Teleportujesz się znów.
* * *
Genghi, Vriess, Charlotte, Avalanche; płonący smok rozmywa się na deszcz ognia i znika. Valgaav, uwolniony od prześladowcy, zawisł nad horyzontem. Widzicie, jak pikuje w dół, a potem znów zrywa się w górę i leci ku wam, ku kraterowi po sekwojowym lesie. Kiedy przelatuje nad wami, zataczając krąg i zniżając pułap, zauważacie, że Aenis siedzi na jego czole, trzymając się jednego z rogów smoka. Valgaav ląduje, schyla łeb, Aenis zeskakuje na spaloną ziemię. Czarny smok przemienia się znów w bardziej ludzką postać, w jegomościa o zielonkawych włosach, z rogiem na głowie. Sapie, widać, że przemiany tego typu męczą go.

Obok Aenis zjawia się naraz Thomas!- Aenis, wybacz – anioł przyklęka - nie chciałem...
Kobieta unosi jedną brew, zerkając na niego z dezaprobatą i krzyżując ramiona na piersi.
- Nigdy nie byłam zbyt religijna... – mruknęła. – I chyba to nie był błąd... Współczuję temu, kto ma cię za anioła stróża!
- Odzyskał Żywy Ogień!... – Valgaav stara się załagodzić sytuację, uśmiechając się z szacunkiem do anioła.
- Tak, ale to przez niego demony go zdobyły! – prychnęła.

Thomas; zamierzasz wszystko naprawić. Nie wiesz, dlaczego Avalanche tak kiepsko radzi sobie w walce, przecież zawsze był przednim wojownikiem! Może... jest zmęczony, coś go boli...? Jest chory...?
Z Ostrzem Upadłych i Żywym Ogniem pojawiasz się za Galeanem.
- Zostaw paladyna.
Galean sieka mieczem z obrotu, ale odlatujesz w górę na skrzydełkach, umykając mu
- To między mną a nim - warczy.
- Mylisz się.
- doprawdy? Jesteś jego aniołem stróżem czy jak?...
- Jakbyś zgadł.
Wywijasz młyńca nad głową klingą Żywego Ognia, płonący smok zjawia się na wezwanie.
- Odejdź od paladyna.
Galean zamienia się w demoniczną formę, wydając zgrzytliwe odgłosy ucieka w fiolet, znika.
Ivy również jest niezbyt zachwycona widokiem bestii i cofa się obserwując cię.
- Radzę iść za przykładem kolegi – mówisz.

Astaroth zjawia się znów – szable w dłoniach świadczą dobitnie o jego zamiarach. Powitał Ivy i rusza do ataku. Tuż przed demonicą i jej biczem, który wystrzelił ku agresorowi, Astaroth teleportuje się za Ivy i dzięki niematerialności unika kolejnego ciosu; stożek który wyrósł z ziemi przechodzi przez demoniczną energię nie czyniąc mu krzywdy. Raz, dwa – obie szable najadły się bólu Ivy, która odskoczyła do tylu, nadal największą uwagę zwracając na płonącego smoka.

Genghi; TAK! Idealna okazja do ataku! Zagapiona demonica umykająca przed smokiem wystawia się na twój atak! Szarżujesz ku niej wyjąc złowieszczo, dopadasz... hmmmm z racji wzrostu masz w zasięgu ciosu głównie jej długie nogi i dupsko XD Bądźmy szczerzy – w legendach wspomina o tych, co połamali demonowi nogi, a nie o tych, co dali klapsa demonicy we frywolnym wdzianku. Prawy prosty w prawe kolano sprawił, że Ivy jęknęła i fajtnęła koślawo na ziemię. No, teraz masz w zasięgu ręki inne jej... hmmm cele... ataku...?XD Bi dmeona! XD nieważne, że baba, demony tak naprawdę nie mają płci! Energia zaklęcia najwyraźniej działa, bo Ivy zbiera się chwiejnie, ale pada na jedno kolano, posyła ci wściekłe spojrzenie i znika.

Nefertiri; ponieważ nastąpiła seria tajemniczych wybuchów i trzęsień ziemi, uciekasz czym prędzej do bramy Genegate. Na terenie klanu Narogan panuje panika, słyszysz jak echo niesie z oddali ryki znanej ci wielkiej, czarnej chimery. Nie możesz nikogo znaleźć – wampiry, który próbujesz zatrzymać, by spytać o cokolwiek, nie zwracają na ciebie uwagi, każdy gdzieś biegnie, jeden wielki chaos. Niewiele myśląc ewakuujesz się, wychodząc po drabince na powierzchnię. Ogród, ulica. Domy zabite dechami, owrzodzone trupy na ulicach, zdemolowane stragany, zawalone mury dzielące dzielnice, trupy harpii i strażników ścielące się gęsto - miasto to jedno wielkie pobojowisko. Wlokąc się opustoszałymi ulicami, słuchając płaczów i jęków majaczących wszędzie wokół, zauważasz na ścianie wyrzeźbiony-wypalony napis;
„Zarazę w tym mieście wywołał pomniejszy demon Astaroth, dawniej zwany Legionem. Niech to będzie oznaką tego, że chaos nie zapomniał o tym świecie. Jeśli straciłeś rodzinę lub bliskich o pożądasz zemsty będę oczekiwał na twoje przybycie - jeśli przebędziesz tą długą drogę i staniesz ze mną w walce twarzą w twarz będzie to znaczyło, że także nosisz w sobie potęgę. Powtarzam, ten chaos i to zniszczenie zostały wywołane przez demona Astarotha, dawniej nazywanego Legionem.”

Z daleka dobiega ryk smoka; zamieniasz się znów w skowronka i wzlatując w powietrze widzisz na horyzoncie wielką, płonącą bestię krążącą ponad ogromnym kraterem w ziemi.
http://www.rpgfan.com/pics/fire-emblem-rnk/art-029.jpg
Zauważasz jakieś postacie stojące w jego okolicy; to chyba drużyna! Lecisz tam czym prędzej.

Wszyscy; zjawia się... skowronek, który przemienia się w Nefertiri.

Wszyscy;
Thomas, Genghi i Astaroth
pozbyli się Galeana i Ivy. Drużyna w komplecie, plus Aenis i Valgaav jako bonus [nie wiecie czy śmiać się czy płakać z tego powoduXD]
Wiele się wydarzyło; Żywy Ogień wrócił w łapki Thomasa, książę Rasganu poległ z rąk Astarotha. Więc, macie Żywy Ogień. A Wiatr Lodu? Oko Światła?


http://hanaaa86.wrzuta.pl/audio/nIze...ion_-_memories

Aenis zamilkła nagle i wpatruje się zapamiętale w stronę Rasganu. Zerkacie tam gdzie ona; po łagodnym nachyleniu ściany wielkiego krateru schodzi w pośpiechu jakaś postać! Raz po raz nogi osuwają się jej na spalonej ziemi, ale łapie równowagę i z determinacją schodzi coraz niżej.
To kobieta! Wysoka, szczupła. Ubrana w długą, czerwoną suknię, udartą i ubrudzoną popiołem. Zgrabne nogi poharatane, z plamami od sadzy, nagie stopy zanurzające się w ciepłe jeszcze pogorzelisko. Długie, jasne włosy raz po raz zasłaniały jej oczy, odganiała niesforne kosmyki nerwowymi ruchami dłoni, a że czasem, gdy ziemia osuwała się, lądowała na niej, wsparta na rękach, ubrudziła dłonie i oprawianie włosów skończyło się umazaniem twarzy w czarne smużki.
- Tu jesteś!!! – krzyknęła z ulgą Aenis, ruszając w jej kierunku biegiem.
Valgaav podążył za nią.
Dziewczyna zatrzymała się na osypisku, podniosła na nich przestraszone oczy.
Thomas, Astaroth; poznaliście ją! To dziewczyna-hologram z karczmy „Nad Rozstajem”, przyjaciółka Różyczki!
- Martwiliśmy się!!! – wołała troskliwie Aenis.
Jasnowłosa wyraźnie jest w rozterce, niczym spłoszone zwierzę – nie wie, czy zawrócić i podjąć ciężką wspinaczkę w górę krateru, czy wyjść na spotkanie Aenis i Valgaavovi.
- Wybacz, moja głupia chimera nie umie przypilnować jak trzeba...! – zmieszała się Aenis. – Całe szczęście, że się znalazłaś, mogło ci się coś...!
Obok dziewczyny pojawił się uśmiechnięty szeroko Verion i objął przestraszone dziewczę w pasie. Aenis zatrzymała się jak rażona prądem, Valgaav sapnął wściekle.
- Przepraszam... – uśmiechnął się jadowicie fioletowooki. – ale ona pójdzie ze mną...;3
- Znowu?!?!?!!! – warknęła wściekle Aenis. – Zmieniasz kobiety jak rękawiczki!!! Zostaw ją, albo....?! – w paraliżującym zdumieniu zamilkła i wielkimi jak talerze oczami wpatrywała się w jasnowłosą, która z całych sił przylgnęła do Veriona w czułym uścisku.
Verion poczuł się znów jak nieśmiertelny, jak wszechmocny, który nie musiał zważać na nic, znał każdy zakątek czasu i przestrzeni. Zapomniał o wszystkim i wszystko stało się niczym. Liczyło się tylko szalone uczucie.
Objął ją delikatnie, zamykając fioletowe ślepia, lśniące teraz zupełnie innym blaskiem. Od momentu gdy ją zobaczył nie pamiętał już niczego prócz nieśmiertelnej radości i ognia jaki oplótł jego ciało i jakim się stał. Nie potrafił tego uczucia ani zrozumieć, ani porównać do jakiegokolwiek innego. To była pustka; głucha, tępa, bezdenna, duszna, ciepła i pochłaniająca czas. Uciszyła wszelkie myśli, stał się jej częścią. Ogarniał go ogień wszechświata, najpotężniejsza energia i odwaga jakiej dotąd nie znał. Pustka ta zabiła w nim ostatnią słabość – bojaźń przed porażką. Ściskał dziewczynę najzachłanniej jak potrafił, a jednocześnie najdelikatniej i najczulej. Wczepiła się w niego, jakby bała się, że ktoś spróbuje jej go wyrwać. Ocierał policzkiem o jej policzek, szepcząc jej coś do ucha.
Skąd brała się w nim ta słodycz, ta niewinność i nieopisana zdolność do wymuszania współczucia – czy były realne, czy wyobraźnia prostej, naiwnej dziewczyny, nieskłonnej do krzywdzenia kogokolwiek, czyniła cuda? Delikatnie wplątywała smukłe palce w jego czarne włosy i bawiła się nimi, zafascynowana ich miękkością, zauroczona uśmiechem Veriona wdzięcznego za tę czułość. Ujął w gładkie dłonie jej rękę, z której zesmyknęły się czarne kosmyki, i zamknąwszy oczy z umiłowaniem tulił ją do swej twarzy, a potem ucałował. Przybierając oblicze na wpół romantyczne, a na wpół szelmowskie, Verion szepnął z czułością i właściwą sobie słodyczą:
- Nie oddam cię, Słonko...
Powrócił do całowania jej dłoni, całowania każdego paluszka z osobna, a ona pozwoliła mu na to, jakby każdego dnia ją tak traktował, jakby chciała, aby ją tak traktował. Naznaczywszy już ciepłem swym miękkich warg każdy centymetr jej dłoni, Verion, zdobywca, oparł głowę na ramieniu dziewczyny, chciwie przytulił rękę jasnowłosej do policzka i zamknąwszy powoli błyszcząca ślepia, trwał w bezruchu, potulny, bezpieczny i szczęśliwy. Pogłaskała go po włosach, mierzwiąc je.
- Boli cię... – szepnęła niepewnie.
- To nic, Słonko – odparł lekkodusznie, ścierając z rozbawieniem smugę popiołu z jej policzka.

- O... mój... boże...!!! – wyjąkała osłupiała Aenis, przyglądając się uroczej parce. – Więc on... to ON jest tym, którego szukała cały ten czas?!?! ON jest tym ‘zaginionym towarzyszem’?! – z niedowierzaniem kręciła przecząco głową. – Ona...?! Val...?! – rzuciła smokowi bezradne spojrzenie. – Ona wie, kim on jest?!?!?!
Valgaav nader spokojnie obserwując to wszystko, skinął potakująco głową. Aenis zbierała szczękę z pogorzeliska.
- A więc... Oko Światła...?!?!?!? O... MÓJ... BOŻE...!!!! X_X – religijnośc czrodziejki gwałtownie wzrosła

Verion raptownie spojrzał w niebo, Słonko zerknęła na niego pytająco, nadal nie wypuszczając go z objęć.
- On tu idzie – stwierdził poważnie zaniepokojony Verion.
- Kto?... Kanzeliv?!... – wtrącił nerwowo Valgaav.
- Nie – spojrzał smokowi w oczy. - Rion.
Valgaav syknął przez zaciśnięte zęby, Słonko mocniej uczepiła się czarnych fałdów Verionowego atłasowego płaszcza.
- To nie jest możliwe! To nie jest...!!! – powtarzał zaciekle Valgaav.
- Zawsze i wszędzie poznałbym swego stwórcę, Valgaav – odparł Verion.
- Przyszedł po Wiatr Lodu i Oko Światła!
- I po mnie – uśmiechnął się krzywo Verion. – Po raz kolejny go nie zawiodę.
- Nie możesz z nim walczyć! – wystraszyła się Słonko. – Jesteś jeszcze bardzo słaby!
Verion uśmiechnął się zadziornie, przeczesując jej jasne włosy.
- Słonko, pokonałaś samego jedenastookiego Shabranigdo – ucałował ją w policzek.
- Ale nie sama! – jęknęła. – Smoki, archanioły...!
- Teraz masz mnie i mój chaos,hm?;3 Nawet Rion nie powstrzyma siły zrodzonej z połączenia Bieli i Fioletu.
- Planowałeś to od początku, prawda? – syknął zażarcie Valgaav. – nie uciekłeś z tamtego wymiaru, aby chronić Almakah!!! Chciałeś ją wykorzystać, aby zgładzić Riona, który cię zdradził!!!!
Verion zerknął na niego nienawistnie, Słonko westchnęła krótko, ze zgrozą. Zaciśnięte na fałdach czarnego płaszcza dłonie zadrżały rozpaczliwie.
- To... nie jest... prawdą – wycedził Verion.
- Verion... to prawda...?! – szepnęła zbolała Słonko.
Spojrzał na nią przepraszająco.
- Słonko... przyznaję, kiedy poznałem siłę bieli i fioletu, każdego dnia marzyłem o tym, by wykorzystać ja przeciwko Lordom, którzy zdradzili mnie, zamykając za mną bramę międzywymiarową, skazując mnie, jak sądzili, na zagładę. Kiedy zrozumiałem, że wraz z twoją śmiercią straciłbym tę moc, poczułem się... przegranym – objął i ścisnął jej dłoń. - Wiedz jednak, iż za każdym razem, kiedy patrzyłaś mi w oczy, kiedy mówiłaś do mnie, dotykałeś mnie... kiedy spływały na mnie twoje uczucia... zdawałem sobie sprawę, iż nie jesteś tylko Bielą. Jesteś żywą bielą, a twoje życie stało się dla mnie ważniejsza niż sama biel.
- Gdybym ją straciła... zostawiłbyś mnie? – szepnęła bez tchu, w bezgranicznej rozpaczy, cofając się bliżej Valgaava.
- Nie, Słonko!!!... – Verion odruchowo podążył za nią, wyciągnął ku niej rękę. – Gdybyś straciła biel, nie byłabyś już sobą! Biel i ty to nierozerwalne istoty! Jesteś taka, a nie inna tylko i wyłącznie z powodu Bieli! Jeśli pragnę twojej bieli, to tylko i wyłącznie i dlatego, że ona jest Twoja! Że jest tobą! Nie chcę żadnej innej!... Słonko... nie chcę innej, ani siłą, ani po dobroci. Zostałem z tobą i nie żałuje tego. A ty, żałujesz, że zostałaś ze mną?
Z wahaniem wpatrywała się w fiolet.
- Chcę tylko wiedzieć...!
- Ile Światłości istnieje? Jesteś moim Słonkiem, nie chcę innego! Zazdrosny jaszczur się wtrąca! – ofuknął Valgaava. – To, ze nie powiodło ci się w życiu, nie znaczy, że możesz zniszczyć moje szczęście! Ładnie żeś to sobie wykombinował – Słonko i ja zabijamy Riona, a potem Phibriza, Kanzela, Shabranido! – roześmiał się ironicznie. – I co dalej, hm?! Na co mi ten świat, który JEJ nie uszczęśliwia?! Wrócić w chaos, żywic się jej bólem, łzami...? Plan idealny, hm? Nie potrafię. Nie potrafiłbym... – zerknął czule na Słonko. – zrobić ci tego... Wyobrażam sobie to wszystko, ich śmierć, mój tryumf, twoją rozpacz – i ściska mnie w dołku, Słonko, nie umiem, nie potrafię, nie zniósłbym tego, po prostu nie potrafię!...
- Przecież powiedziałeś...!
- Że nie zawiodę Riona, tak. Wątpię, aby liczył na łatwą zdobycz, i nie dam mu jej. Słonko... musisz otworzyć bramę międzywymiarową.
- Znowu?!
- Dasz radę – zapewnił ciepło. - Nie możemy tu zostać. Jeśli Rion chce po nas przyjść, niech nas ściga, niech przekona się, jak przyjemny dla demona jest świat Bieli, w którym mnie zostawił. Wszystkie twory chaosu przyjdą po ciebie, Słonko, jeśli tu zostaniesz.
- I tak za nami pójdą przez bramę! Już poprzednie otwarcie już nadszarpnęło moje siły! Teraz nie zdołał jej od razu zamknąć! – zauważyła smutnie.
- Nie musisz. Niech idą za nami, świat Bieli ich zniszczy. A my w razie czego dobijemy. Tutaj mogę zgładzić Riona, z twoją pomocą, Słonko, z pomocą Valgaava, ale przyjdzie reszta. Zjawią się Kihara Kanzela, Phibriza, a potem oni sami. Kto wie, czy Shabranigdo usiedzi w miejscu widząc, co się dzieje.
- Po co w ogóle wracałeś więc tutaj, do tego wymiaru? – zagadnął Valgaav.
- Po Wiatr Lodu, oczywiście. I po ciebie – uśmiechnął się rozkosznie. - No, Val, przysięgałeś chronić Almanakh. Chodź z nami. Walcząc ramię w ramię odeprzemy ataki synów fioletu. Hm, czarny smoku?...
Znalazł się za plecami Słonka i przylgnąwszy do niej, z rękami otulającymi jej talię i palcami splecionymi razem na jej brzuchu, zamruczał do ucha ukrytego w kaskadzie złotawych kosmyków:
- Nie bój się, ja będę twoim lękiem, twoim bólem, cierpieniem, twoim fioletem.
Przytulił policzek do jej policzka i czuł, że drżała, a skórę miała rozpaloną, cieplejszą od jego własnej.
- Jeśli zabiję kogokolwiek, to tylko wówczas, gdyby próbował nas rozdzielić - zapewnił zadziornym półszeptem, a gdy wzięła gwałtowny, głęboki wdech i otworzyła usta, odebrał jej mowę zniewalającym pocałunkiem w szyję. – To jedno mogę ci przysiąc; że odejdę tylko, jeśli mi każesz.
- Nie idź... – szepnęła, sięgając ręką jego włosów i głaszcząc je.
- Dobrze jest wrócić do domu, poczuć znów chaos, moc fioletu, poczuć się silnym, panem milionów istnień, dobrze jest czuć żądzę mordu, siania terroru, zniszczenia – ogłosił lekkodusznie. – Ale coś bardzo, bardzo ważnego powstrzymuje mnie od odejścia, od powrotu do fioletu i jego rozkoszy. Chodźmy – szepnął ponaglająco. – Obiecałem ci. Pamiętam. Chaos nigdy nie zapomina.
Obróciła się twarzą do niego, splotła ramiona na jego szyi.
- Nie bądź smutna – poprosił troskliwie.
- Nie jestem.
- Tylko dlatego, że pożeram twój smutek nim go poczujesz.
- Martwię się...
- Dam radę. Otwórz bramę.
- Jesteś ranny...
- Dam radę – powtórzył. – Obiecałem.
Słonko odstąpiła od niego kilka kroków do tyłu. Zaczęła szeptać słowa w nieznanym wam języku, powoli unosząc w górę ramiona. Z nieba spłynął na nią snop białego światła, dziewczyna przemieniła się w zupełnie inną postać, o trzech białych skrzydłach – 2 z prawej, jednym z lewej.

http://muhoho-seijin.deviantart.com/...ction-59611535

Nie spuszczała oczu z Veriona, który uśmiechał się do niej. Uniosła ręce nad głowę, złączyła je z głośnym klaśnięciem. Powietrze wokół zadrgało, białe światło przeniknęło ziemię i strzeliło słupem w niebo. Verion podszedł do Słonka, wchodząc w otaczającą ją Biel, i również uniósł ręce. Stał się drugim filarem w centrum świetlistej kolumny, otwierającej się bramy.

http://aeires.deviantart.com/art/Technocracy-16135761

Wraz ze Słonkiem wyszedł z zasięgu Bieli pochwalnie zerknął na bramę.
- Ślicznie!;3 – ocenił. – Teraz moja obietnica – mrugnął do Słonka.
Skierował dłoń o rozłożonych palcach na ziemię, a zajaśniał na niej fioletowy pentagram.
http://files.meetup.com/160570/pentagram.jpg

W jego centrum pojawiła się postać na czworakach - szczupły... człowiek... O idealnie białej, lśniącej skórze, kontrastującej mocno z odzieniem postaci; krótką, czarną skórzaną kamizelką bez rękawów i długimi czarnymi spodniami. Twarz wykrzywiona w grymasie bólu i wściekłości, na niej, niczym tatuaże, widnieją dwa czarne wzorki w kształcie kropel, sięgające od lini brwi, poprzez powieki do połowy policzków. Dość długie, kruczoczarne włosy sterczą w górę na kształt płonącej korony. Na obu jego przedramionach, od łokci w górę, biegnie po jednym rzędzie czarnych haczyków, podobne „ostrogi” ma na łydkach. Białe oczy z okrągłymi czarnymi źrenicami bez tęczówek zerkają ze zgrozą na uśmiechniętego sadystycznie Veriona. Słonko, zaniepokojona, ujmuje fioletowokiego pod rękę.
- O nie, nie, nie tak miało być...! – jęknął w panice przybysz z pentagramu.
- Jak witasz swojego stwórcę, hm?;3 – upomniał Verion, zaciskając dłoń w pięść.
Wyprężony bólem Rith wydał z siebie wrzask tak przeraźliwy, tak niepodobny do żadnego znanego ci odgłosu, iż miałeś wrażenie, że postradasz zaraz zmysły ogłuszony tym świdrującym wizgiem. Verion z kolei zakasłał znów krwią, na co Słonko pisnęła z rozpaczą.
- Rion cię broni? – fioletowe ślepia błysnęły złowieszczo. – Może mnie zabić... ale po Takich Jak Oni musi tutaj przyjść! – zerknął na was porozumiewawczo.
- Wy.... WY....?!?!?!? – Rith spojrzał z niedowierzaniem na Astarotha, Vriessa i Avalancha. – WY..... ŻYJECIE....?!??!
- Więc po to przyszedłeś do tego wymiaru! – rzekł odkrywczo Valgaav. – Po amulet Kaihi-ri!!!
Verion mrugnął do niego z rozbawieniem.
- To rozwiązuje wszystko – odparł. – Po co mi trzy artefakty, skoro mogę mieć jeden, o tej samej mocy co one wszystkie? Po co męczyć się ze zniszczeniem go, skoro mogę zabrać go do tamtego wymiaru, gdzie nie będzie zagrażał temu światu? Bez niego chaos przestaje być groźny dla Słonka, a Oko Światła bezużyteczne dla synów fioletu. No i zrobiłem dobry uczynek – zachichotał przymilnie, obejmując w pasie Słonko. – Kiedy przybyliśmy do tego wymiaru nie wiedziałem, że Kanzel ma Żywy Ogień. Odkryłem to, kiedy Kanzeliv przystawił mi klingę do gardła. Musiałem chronić Słonko, odwieść od niej ich uwagę. A teraz wszystko się ułożyło!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 08-10-2007, 18:52   #906
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
- Morcruchusie ?! Aha ! Tu jesteś ! - dało się usłyszeć ryk.

Morcruchus wzdrygnął się niemiło i odwrócił ze złością warcząc:

- Co ?! Kto tu jest ?!

Pracował, a bardzo nie lubił kiedy mu przeszkadzano. Praca była specyficzna, gdyż próbował zanalizować wszystkie informacje, które napełniły go tego dnia. Studiował wszystko czego się dziś nauczył. A ktoś właśnie mu w tym przeszkadzał. Pewnie to jeden z tych idiotów. " Fanatyczny " strasznie się rzucał , być może był to właśnie on.

- Cisza ! Ile razy mówiłem, że..... - O_o Morcruchus rozdziawił paszczękę patrząc na, na, na... ( nie trzeba mówić, że był świadom swojej miny, z resztą całkowicie uzasadnionej )

- To koniec Morcruchusie. Dość tego szubrawienia ciała tego biedaka i mojego wyznawcy !

- Och, hehehe, ja tylko, panie, sam rozumiesz, że trochę mi się nudziło i no... z resztą dwieście lat... Jeden dzień to przecież nie tak znowu wiele ?

- CISZA !!! Wiesz, kto do Ciebie mówi ?!

- Tak panie, ale... Sam wiesz, co tu dużo gadać... Tam jest tak ciasno i niewygodnie... no i...

- Zasłużyłeś sobie swoim nędznym życiem: paraniem się nekromancją, żebraniem, pychą, morderstwem, ludobójstwem, paraniem się nekromancją, nakłanianiem do morderstw, kuszeniem do złego, paraniem się nekromancją, pomówieniami, kłamstwami na skalę państwową, łapówkarstwem, a także kto wie, czy nie nekrofilią...

- KŁAMSTWO ! XD

- A więc przyznajesz się do reszty ?

- No cóż trochę tego...

- Przyznajesz się ?!

- No niby... A **** z tym ! Nikt nie będzie mówił Księciu Mroku i Nocy co ma robić ! A już na pewno nie jakieś pomniejsze bóstwo o pomroczności jasnej !

Morcruchus napełnił nozdrza powietrzem i ręce wiatrami magii... niszczycielskich energii, a potem Abazigal pozwolił powoli mu opaść w sen. " Chrap, chrap " XD

Gdy się obudził leżał w piwnicy związany sznurami, a za ścianą słyszał rubaszne odgłosy biesiady Różnych składników EGO Von Armeshplausta. " Ino, ładnie sem z kośiciejem płorodiliśmy opcy ! " - krzyknął " któryś, a zaraz odpowiedział mu chór innych ukontentowanych głosów. " Co za ignoranci ! Oko mogło być tak blisko ! Czy przyjdzie mi tu spędzić kolejnych dwieście lat ?" XD

Genghi wrócił do siebie !
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline  
Stary 08-10-2007, 22:10   #907
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ivy, mimo jego brawurowego ataku i nieoczekiwanego wsparcia ze strony gnoma zdołała uciec - a szkoda, energia tej demonicy na pewno dodałaby mu sił, a może nawet pomogła znacznie w osiągnięciu statusu mazenda? Cóż, nie można mieć wszystkiego, a los i tak był dla niego dosyć łaskawy, biorąc pod uwagę układ z Verionem, rozpętanie zarazy w mieście oraz pokonanie, a raczej unicestwienie i wchłonięcie księcia miasta Rasganu, dawnej perły wybrzeża.


Astaroth, niekoniecznie z własnej woli wysłuchał rozmowy między Valgaavem, Verionem i Almanakh. Uważał, że ta rozmowa powinna odbyć się między nimi tylko we trójkę, stanowczo nie było w jego typie przysłuchiwać się prywatnym rozmowom, ale musiał to jakoś przecierpieć - w końcu liczył na Wiatr Lodu, albo inny artefakt, który pomógłby mu w osiągnięciu jego celu. Srodze się jednak zawiódł - najwyraźniej Verion zamierzał wraz z Almanakh opuścić ten świat zostawiając ich na lodzie. Nie, żeby oczekiwał demonicznej wdzięczności, coś takiego najpewniej istnieje w zalążkowej postaci tylko u niego i niektórych przemienieńców. Przyjrzał się uważniej twarzy, którą widział po raz drugi: najpierw w postaci zjawy nad łóżkiem, teraz w realnej postaci. Zaraz, drugi raz....?


Wtedy napłynęły obrazy. Zamazana, tętniąca wizja pełnej oparów wydobywających się ze szczelin w skałach jaskinia, w której na środku siedziała ta sama kobieta. W całej jaskini czuć było melisę, której pęczki zwisały tajemniczym sposobem z sufitu, nadając temu miejscu klimat trochę podobny do chaty zielarki. Wtedy ona uniosła lekko głowę i powiedziała

- Za miastem na wzgórzu są ruiny. Jeśli szukasz potęgi idź tam

Cichy, złośliwy głosik jego demonicznej natury skomentował to

- Taaaak... Po połamaniu kości ojca, zamordowaniu brata szukałeś celu życia. I znalazłeś go, szukając potęgi, taaak? Uwierzyłeś nieznanej osobie jak ktoś głupi i źle się to skończyło dla ciebie, prawda?


Kolejny obraz. Miasto, już po zmroku. Pozamykane domy, kuźnie i warsztaty - otwarta tylko karczma od której płyną dźwięki skocznej muzyki, ludzie bawią się po pełnym pracy dniu. On, zadowolony ze znalezienia drogi do przeznaczenia omija ją obojętnie, rusza zarośniętą ścieżką na szczyt, w stronę ruin starego kasztelu. Ponoć jego właściciel w napadzie szaleństwa zabił rodzinę i służbę, a następnie zabarykadował się w gabinecie i spalił żywcem. Potem miało go jeszcze kilku lordów, toczących krwawe batalie w których poległo wielu ludzi aż do trzęsienia ziemi, którego go zniszczyło. Od tego czasu miejsce do nie jest zbytnio uczęszczane - ale co go to obchodzi? Nie przejął się nawet gdy na środku dziedzińca stanęła przed nim trochę nierealna sylwetka, a za nią cały Legion innych. Już chciał się odezwać gdy pierwsza zjawa ruszyła na niego ze skowytem, a za nią wszystkie kolejne. Najpierw było ogromne zimno, uczucie jakby ktoś rozcinał go na kawałki, pulsujący ból w całej czaszce, wycie duchów będące jego wyciem. I potem ulga, zapadnięcie w ciemność - jednak gdy już miał przejść próg drogę zagrodziła mu fioletowa bariera, która odepchnęła go z powrotem do świata żywych, zamykając duchy w jego ciele

Głos odezwał się ponownie
- Tak oto zostałeś Legionem, nieprawdaż? Ten ból chwil umierania towarzyszył ci naprawdę długo. Najpierw próbowałeś go łagodzić sprawiając ból innym, okrucieństwem dla świata. Potem zdałeś się na łaskę innego demona, który obiecał ci uwolnienie z materialnej powłoki. Nie wierzyłeś mu, a mimo to robiłeś co ci kawał, prawda? Z zapałem i poświęceniem wykonywałeś jego polecenia, szkodząc własnym towarzyszom. I dzięki temu jednak posunąłeś się o krok do przodu w swoim dążeniu. Jaki będzie następny?


Niedawne wspomnienia. Anioł, dzięki jego sztuczce mordujący z zaskoczenia niewinną szamankę. Jego duma i szlachetność zbrukane przez niego. Zarażone miasto. Ból, tak świeży, tak soczysty, upajający swoim chaosem. Przerażenie i błaganie we wzroku ludzi na ulicach, wszechobecna śmierć i zniszczenie. Czterech opętańców, którzy nie mieli z nim najmniejszych szans - a przecież byli tacy, jak on był kiedyś. Jednak oni nie dostaną swojej szansy, zginęli zaszlachtowani przez niego najpewniej nie wiedząc, że giną z ręki sobie podobnego. Potem wściekły i przerażony wzrok księcia, którego rozpuścił bielą i wchłonął - ten jego wzrok w ostatnich chwilach, strach i zdziwienie także sprawiały mu przyjemność. Czy tak bardzo się zmieniał? Czy spełniały się prorocze słowa Feanima, białego irbisa zapowiadającego zmiany w jego naturze? A może po prostu odkrywał swoją naturę? Czy zamiast tego stawał się coraz bardziej podobny do Ritha?


Kolejny obraz, nie należący raczej do przyszłości. Chaos, odżywiony fioletem unicestwionych demonów, rozrastający się, potęgujący swoją siłę. Nie obawiający się już bieli, bo skoro pojedynczy demon mógł się z nią zjednoczyć, wchłonąć ją i zdominować to jest to możliwe także dla całego chaosu. On pamiętany jako ten, który zaczął zmiany, które przyniosły chaosowi nowe oblicze potęgi. Dwie szable wbite w kamień, w środku miejsca, które było kiedyś Rasganem, jako pamiątka miejsca, gdzie zrozumiał do czego musi dążyć. Anielica w sanktuarium krwi, jego dusza zalana czarnym chaosem, destruktywny talent pogrążający świat w morzu krwi, niszczący biel raz na zawsze i zapewniający fiolet dla tego świata, odkrywający przeznaczenie wszystkich ludzi uwięzionych w tych swoich marnych ciałkach, z małymi umysłami nie dostrzegającymi istoty prawdziwych mocy i potęgi. Czy to właśnie to, czego chce? Sam nie był pewien, ale jeśli to była jego droga, koszt który musiał zapłacić, to się nie zawaha - choć obrazy te napawały go jednoczesnym wstrętem i zachwytem


Jednak Verion nie pozostawił go bez zapłaty. Ba! Zapłata ta była chyba cenniejsza nawet od dowolnego artefaktu. Oto dawał im Ritha, jego stwórcę, tego który chciał uczynić sobie z niego zabawkę. Tego, który go nie docenił, myśląc że pozwoli się tak łatwo unicestwić. Zapomniał go i teraz to się na nim miało zemścić - nadchodził czas Astarotha!

Schował ,,Ostrze rozpaczy" - musiał to załatwić ,,Smutkiem 14 wdów", szablom która towarzyszyła mu od samego początku i oby towarzyszyła mu do samego końca. Rozpalił ją tylko płomieniem bieli i ruszył w stronę dawnego mistrza. Miał szczerą ochotę roześmiać się na głos do swoich planów - wchłonąć energię swojego stwórcy, na coś takiego niewiele demonów by się poważyło - on miał zamiar złamać rutynę

- Panie... Nie cieszysz się na mój widok - powiedział, składając usta jak do pocałunku - przecież jestem twoim najwierniejszym tworem. Ja cię po prostu chcę godnie... powitać

Miał zamiar zrobić ze swoim mistrzem podobnie jak z księciem - rozpuścić go bielą a następnie pożreć.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 10-10-2007, 17:50   #908
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
"Co mam zrobić? Co mogę zrobić? Nie wiem przecież ja...ja jestem słaba, taka...bezużyteczna. Nie mam broni, nie mam mocy, a nawet jeśli...ja...nie potrafię ...." - dziwne myśli dręczyły Charlotte gdy stała jak posąg Bogini Płodności wpatrzona gdzieś daleko w ślepy punkt, który nie istniał.

"Nic nie zrobie, bo nic nie umiem...jestem taka...taka...beznadziejna" TT^TT
Z zielonych oczu rudowłosej dziewczyny poleciały malutkie łezki bezsilności, które jak grom z jasnego nieba silnie uderzyły o zamarłą ziemię. Charlotte było bardzo przykro, że nie może nic zrobić lecz tylko stać i patrzeć się...po prostu patrzeć.

Mimowolnie zacisnęła piąstki i już miała otrzeć zagubioną łzę na jej policzku gdy nagle z ziemi wystrzelił kamienny stożek. Charlotte odskoczyła lekko w bok jednak stożek okrutnie drasnął ją w policzek. Dziewczyna z jękiem zatoczyła się do tyłu i przytknęła dłoń do paskudnie draśniętej twarzy.

- O, malutka, zepsułam ci makijaż? Mwhahaha!!!XD – ryknęła dzikim śmiechem Ivy, prowokacyjnie kiwając ręką.

- Ty...Ty... Ty szmato! - wydarła się Charlotte z trudem podnosząc się z ziemi. Otarła ręką ranę oraz tę ostatnią łzę, która cały czas błądziła po jej licu.
Sukuba stanęła prosto i wzięła kilka głębokich oddechów. Pięści zacisnęły jej się boleśnie a diadem na jej głowie pociemniał dając wokół siebie ciemnofioletową poświatę.

- Nie zawsze będę dziwką, a nawet jeśli to nigdy Twoją! - krzyknęła w stronę Ivy a w jej rękach pojawił się dwuręczny miecz.

- Ty sukkubico ! - wrzasnął gnom - Zostaw ją mi ty ponękaj tego Galeona, czy jak mu tam !

- Zamknij się! - krzyknęła do gnoma a rękojeść jej miecza zapłonęła żywym ogniem

Gnom jednak nie przejął się nią i wyczuwszy okazję do ataku zaatakował Ivy, a ta padła na ziemie i zniknęła.

Charlotte stanęła z mieczem zarzuconym na ramię zaś jej mina całkowicie spoważniała. Stała tak przez kilka sekund i nagle bezradnie padła na ziemie zaś miecz huknął przed nią. Jego rękojeść zgasła.
Siedząc na ziemi wbiła palce w umarły piasek niegdyś sekwojskiego lasu.

"I co ja mam teraz robić . . . ?" - pomyślała z bólem i uroniła krwawą krople swej duszy. Dla niej świat zamarł, całkowicie zagubiła się i nie wiedziała co robić dalej. Nie wiedziała co ona tu robi, dlaczego i . . . po co?

Cel z jakim pojawiła się tu, wśród osób jej nieznanych zaszedł mgłą prowokacyjnie skacząc po setkach jej zbłąkanych myśli.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 10-10-2007 o 17:55.
Nami jest offline  
Stary 10-10-2007, 21:00   #909
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Kiedy byłem młodszy, Mistrzowie z całą surowością przestrzegali nas przed "miłością"; niemal nieuleczalną chorobą, która zwykle krzyżowała nasze plany atakując bezlitośnie centralny ośrodek nerwowy ofiary. To doprawdy zabawne - odrobina hormonów, trochę płynów składających się z takiego a nie innego chemicznego składniku i, proszę, jesteśmy gotowi rzucić się za kimś w ogień. Nie, tak naprawdę to nie jest zabawne. To jest żałosne.

Ale można to zrozumieć, przynajmniej w przypadku ludzi, ponieważ tak, a nie inaczej ukształtowali nas bogowie (i jestem pewien, że nie do końca na "swój obraz i podobieństwo", bo byłaby to decyzja hmm... niezbyt mądra ze strategicznego punktu widzenia). Jednak zakochany demon?.. Widziałem różne dziwa na świecie, ale "zakochany demon" pasował mi równie dobrze jak "pachnący rycerz". Czyli w ogóle. Dlatego szczerze podejrzewałem, że Verion jak zwykle gra w sobie tylko znane gierki, a ta biedna dziewuszka jest jedynie pionkiem w tej grze. Musiałem jednak rozszyfrować tę grę i, w razie czego, zdjąć wrogiego pionka.

Aenis. Przyznaję, że przestałem ją rozumieć. Czyż nie lepiej byłoby dla nas wszystkich, gdyby była spokojnym magiem, tworzącym swoje eksperymenta na jakiejś zapomnianej przez bogów wyspie? A czyż nie lepiej byłoby gdybym i ja nie został nikim więcej ponad zwykłym akolitą, pokornie zmieniającym atrament w inkaustach Braci i czyszczącym szalety. Zresztą, może w ogóle najlepiej byłoby gdybyśmy nigdy nie przeżyli najazdu Necromiconu na nasz dom...

Podszedłem do Aenis i wziąłem ją za rękę. Przymknąłem oczy wsłuchując się w jej myśli. Zmieniła się; zmieniła się do tego stopnia, że stała się dla mnie nieprzewidywalna. Nie było w niej już nic z dziecięcej beztroski z jaką powitała mnie na wyspie. Teraz była to kobieta doświadczona przez los, pełna wspomnień które chciałaby z siebie za wszelką cenę wyrzucić. Ale czyż i my wszyscy nie staliśmy się właśnie tacy jak ona? Zmęczeni ciągłymi zagrywkami demonów, ratowaniem świata, przenoszeniem w inne wymiary? Czyż nie zyskaliśmy w ciągu tego krótkiego okresu doświadczenia właściwemu kilku istnieniom ludzkim? Być może niebłagalnie nadchodził, przynajmniej dla niektórych z nas, czas odpoczynku.

Patrzyłem na Veriona i po raz pierwszy w życiu, przestałem być pewien swoich spostrzeżeń. Przestałem być pewien, czy demon gra, czy też może naprawdę był zakochany. Jeżeli tak... To myślę, że poczułem w tym momencie zazdrość, która niczym sztylet wbiła mi się chłodem w serce. Odgoniłem jednak te myśli. Uczono mnie żebym nie zawsze zawierzał w to, co widzę, i tego musiałem się trzymać. Jeśli bowiem zarzucilibyśmy naszą naukę i wychowanie, na rzecz irracjonalnych odruchów, to kimże byśmy byli jak nie zwykłymi zwierzętami? Verion musiał odgrywać tu jakieś teatrum...

Portal. Ale to nie portal był tu najciekawszy, ale to kogo sprowadził.
- WY..... ŻYJECIE....?!??! - jęknął.
- Na Twoje nieszczęście - syknąłem - I mamy Ci coś do zakomunikowania... - rozprostowałem dłonie. Na końcu języka miałem wyjątkowo ciekawe, i bogate w doznania zaklęcie. Powstrzymałem się jednak. Zagadką były ciągle motywy Veriona, bo, wybaczcie, ale w coś tak ulotnego jak demonia miłość po prostu nie wierzyłem. Zrobiłem krok do przodu i położyłem mu w geście przyjaźni rękę na ramieniu. Naprawdę jednak skoncentrowałem się, aby wychwycić przynajmniej echo myśli demona, i w razie czego zneutralizować go, póki się tego po mnie nie spodziewał.
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline  
Stary 11-10-2007, 17:54   #910
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Już przy otwieraniu wrót do innego wymiaru Anioł wzbił się w powietrze. Nie ufał demonom. Po kilku minutach drzwi stały otworem.

- Ślicznie! Teraz moja obietnica - usłyszał z dołu głoś Veriona.

Demon wyciągnął rękę w stronę ziemi, rozłożył palce i... na glebie pojawił się fioletowy pentagram. Thomasowi aż się piórka zjeżyły na skrzydełkach. Wiedział, ze ten diabelski pomiot będzie próbował jakiś nędznych sztuczek... Pewnie przywoła jakiegoś wielkiego stwora i o... Wszystkich wybije, zabierze sobie Wiatr i Ogień plus Oko... Już miał szykować się do ataku gdy w pentagramie zalśniła ludzka postać... Spojrzał niepewnie na nią.

- O nie, nie, nie tak miało być...! – jęknął w panice przybysz z pentagramu, co udało się wychwycić uszom Anioła.
- Jak witasz swojego stwórcę, hm? - chyba Verionowi nie spodobało się przywitanie bo zrobił coś demonowi.

Ten zaczął wyć aż Anioła świdrowało w głowie... Gdyby nie to, że rychło przestał, Thomas pewnie leżał by w popiele cały połamany...

- Wy.... WY....?!?!?!? – przybysz spojrzał na Astarotha, Vriessa i Avalancha. – WY..... ŻYJECIE....?!??

To był RITH? Wielki demon, który ukradł im dusze i ich pozabijał?! Niemożliwe!

- Więc po to przyszedłeś do tego wymiaru! – rzekł odkrywczo Valgaav. – Po amulet Kaihi-ri!!!
- To rozwiązuje wszystko – odparł. – Po co mi trzy artefakty, skoro mogę mieć jeden, o tej samej mocy co one wszystkie? Po co męczyć się ze zniszczeniem go, skoro mogę zabrać go do tamtego wymiaru, gdzie nie będzie zagrażał temu światu? Bez niego chaos przestaje być groźny dla Słonka, a Oko Światła bezużyteczne dla synów fioletu. No i zrobiłem dobry uczynek – zachichotał przymilnie, obejmując w pasie Słonko. – Kiedy przybyliśmy do tego wymiaru nie wiedziałem, że Kanzel ma Żywy Ogień. Odkryłem to, kiedy Kanzeliv przystawił mi klingę do gardła. Musiałem chronić Słonko, odwieść od niej ich uwagę. A teraz wszystko się ułożyło!

Thomas spojrzał krytycznym wzrokiem na Astarotha, który właśnie biegł w stronę przybysza.
 
Panda jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172