|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-04-2007, 01:10 | #71 |
Reputacja: 1 | Lanoreth nic nie odpowiedział Keomie. Spojrzał się za to w oczy Viviany, starając się tym dać do zrozumienia, że nie chce, by miała go za wrogo nastawionego do siebie. Chciał w tym wzroku zarazem zawrzeć chęć uspokojenia jej i prośbę o to, by spróbowała nie brać sobie tak do serca zachowania Keomy. Tak wiele jak na jedno spojrzenie... Miał nadzieję, że choć część spraw udało się przekazać kobiecie. Nadal nic nie mówiąc, Lanoreth ruszył w stronę Keomy. Rozważał możliwość ponownego przemienienia się w węża, jednak uznał, że nie zrobi tego. "Jeszcze nie..." |
21-04-2007, 11:21 | #72 |
Reputacja: 1 | Hael wzniósł głowę, gdy Kate wzbijała się w powietrze. Była pięknym ptakiem i ciekawą kobietą... W jakiś sposób Hael był przekonany bardziej do niej, niż do Viviany. Sam miał ogromną polecieć, poczuć wiatr, popatrzeć na wszystko z góry!... Jednak jeden ptak zupełnie wystarczy. Poza tym, jastrząb na pewno zobaczy więcej niż kruk. Rozluźnił się i odprężył. Wrogów już nie było w pobliżu. Całe to przedstawienie, które dała im Althi z mimowolnym udziałem Keomy wydało mu się... Dziwne. Jakby skrzydlata dziewczyna chciała im coś zaprezentować. W końcu mogliby się nawet nawzajem pozabijać, a obeszło się tylko na ostrych słowach i kilku kroplach krwi Keomy, które zrosiły trawę. Keoma wydawał się zdenerwowany całą sytuacją. Zaczął wrzeszczeć. Czyżby właśnie starał się odbudować swój nadszarpnięty autorytet? Gdy ich wilczek zgnoił Xaviera, Hael uśmiechnął się w duchu. W końcu ruszyli w głąb dżungli. Hael poprawił płaszcz, odgarnął włosy z twarzy i ruszył za nimi, nadal milcząc. Zabawa zaczęła się już na dobre...
__________________ Ich bin ein Teil von jener Kraft Die stets das Böse will Und stets das Gute schafft... |
22-04-2007, 00:52 | #73 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Powietrze Kate szybowala dalej. Od czasu do czasu skladajac relacje Keomie. Droga wydawala sie czysta i prosta. Do pewnego momentu. Niewidoczna wczesniej strzala, zbyt pozno zauwazona przez jastrzebia wypatrujacego drogi, ugodzila w skrzydlo. Bol rozszedla sie po calym ciele. Ranione skrzydlo z sterczaca z niego strzala powodowalo coraz to nowe fale bolu. Glos Keomy z odbiornik. Bol. Ciemnosc. Powoli wybudzalas sie z omdlenia. Blotnista maz pokrywala cale twoje cialo. Wciaz bylas w postaci jastrzebia. Bolaly cie wszystkie kosci. Lewe skrzydlo przy kazdej probie poruszenia nim wywolywalo nowe fale bolu. Strzala z niego sterczaca byla w polowie zlamana. Widocznie w trakcie spadania zachaczylas o jakis konar. Utrata krwi powoli zaczynala dawac o sobie znaki. Czarne plamki wirujace ci przed oczami nie wrozyly niczego dobrego. Z branzolety dochodzil nerwowy glos Keomy. Sciezka. Keoma prowadzil was pewnie na przod. Narzuciwszy dosc szybkie tempo, ktore nie pozwalalo na rozmowy zapewnil sobie cisze. Od czasu do czasu pytal jedyni Kate o droge przed wami. W pewnym momencie odpowiedz nie nadeszla. Mezczyzna przystanal i zaczal systematycznie ja wywolywac. Po kilku minutach stalo sie jasne ze cos sie stalo. Keoma mocno zaniepokojony wywolal Kate jeszcze raz. Zwrociwszy sie do was rzekl. - Jak teraz nioe odpowie ruszamy jej szukac.
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |
22-04-2007, 09:40 | #74 |
Reputacja: 1 | Kate leciała spokojnie w powietrzu, dokładnie rozglądając sie na boki, czy aby przypadkiem czegoś nie zauważyła. Nagle z przodu nadleciała strzała. Wbiła sie w prawe skrzydło. Jastrząb upadł na ziemię. Ból był nie do opisania. Kate w postaci ptaka leżała chwilę na błotnistej ziemi, poczym przemieniła się spowrotem w człowieka. Dużo to nie pomogło, jednak mogła wstać. Ręka strasznie bolała. Códem dziewczyna doczołgała się do jakiegoś drzewa, gdzie mogła spokojnie oprzeć plecy o jego konar. Keoma nawoływał chyba już 5 raz. Strażniczka już miała mu odpowiedzieć, gdy nagle zauważyła cień postaci na drodze, przebiegającej pomiędzy drzewami. To pewnie jej albo jego strzała właśnie sterczała w ręce młodej kobiety. Kate zaczeło się kręcić w głowie, obraz był coraz bardziej zamazany. Zdążyła jeszcze ujżeć ową tajemniczą postać stającą nad nią i zemdlała. |
22-04-2007, 10:23 | #75 |
Reputacja: 1 | Xaveir ze wściekłością uderzył z maczety w konar drzewa. Postanowił wiele nie myśleć o tej sytuacji. Powoli i zdecydowanie wyciągną maczetę i przypną z powrotem do plecaka. Zarzucił plecak na jedno ramie i postanowił się przemienić i polatać wśród drzew. Z twarzy mężczyzny powoli zaczęły odpadać łuski. Oczy zrobiły się całkowicie czarne, a on powoli z piekielnego bólu opadł na konar drzewa. Powoli zaczął ześlizgiwać się po nim, aż upadł na kolana. Jego ciało zaczęło zwijać się w pozycji przyklękniętej jak najbardziej było to możliwe. Po chwili na plecach przez skórę przebiły się małe skrzydełka. Chwilę później można było zauważyć małego smoczka wypełzającego z pokrzywionego ciała. Smoczek rozprostował się, a po chwili położył łapę na ciele z którego wylazł. Ciało powoli znikło. Rozglądną się po okolicy i lecąc nisko praktycznie między gałęziami drzew, leciał w kierunku podawanym mu przez bransoletę. Dla od stresowanie nieraz schodził w gałęzie. Taj jak to robił u siebie w kwaterach. Szybował jednocześnie ćwicząc swe zdolności latania. Korony drzew lekko kołysane przez wiatr i pęd lotu małego smoczka, działały na niego niesamowicie kojąco. Jednakże nadal bacznie obserwował okolice. Coś mu tu nie pasowało. Althi nie pozostawiła by ich tak spokojnie. Ten pokaz miał coś na celu. Obserwował każde możliwe miejsce starał się oblatywać większe wolne połacie terenu. Leciał nisko nad ziemią. Obserwował również jak radzi sobie Kate z którą już nie raz odbywał podobne treningi. Nie rozumiał tylko czemu leci tak wysoko. Komunikator ustawił tak by nie słyszeć irytującego go Keomy. Lecz wszelkie wskazówki pozostałych. W razie potrzeby Dzikus sam się od niego odezwie. Lecz póki nie ma takiej potrzeby… Co jakiś czas przystawał na jakiejś niskiej gałęzi i pozostawiał zamrożoną jej część. Miał nadzieję, że ludzie przypomną sobie jak to na treningach wyglądało. Celem tego było kierowanie ich we właściwym kierunku przez jak najbezpieczniejsze miejsca. Tylko żeby potem nie zapomnieli ich ściąć. Niewiadomo czy ktoś ich nie śledzi. Pozytywnym aspektem zamrożenia jest to, że taki konar po ścięciu nie jest aż tak widoczny jak normalne ścięte gałęzie. Jednak był pewien, że jeżeli wypuszczą za nimi dobrego tropiciela i tak ich znajdą. Drugie primo jest takie, że jak zapomną to prędzej czy później samo odtaję przy takiej temperaturze. Jednak w pewnym Momocie zauważył jak coś wyleciało z krzaków, a po całym tym wydarzeniu z oczu znikła mu młoda Kate. Włączył powrotem komunikator by usłyszeć co mówi Keoma. Usłyszał kilka ostatnich wywoływań. Sam w między czasie wylądował na gałęzi. -Uwaga przed nami coś się dzieje. Lecę odszukać Kate, a wy uważajcie. - po tych słowach był pewien że Keoma doda coś od siebie. W końcu to taki... Leciał w kierunku w którym prawdopodobnie mogła spaść ranna dziewczyna. Niestety nie widział całej sytuacji. Obszar przez to się zwiększył. Uważnie skierował się nisko w koronach drzew w tym kierunku i obserwował nie tylko rannej ale i tego który ją zaatakował. Mówiłem że jest coś nie tak. – pomyślał. |
23-04-2007, 15:32 | #76 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Kate powoli wybudzala sie z omdlenia. Wokol panowal przyjemny chlod. Ramie bolalo ale juz nie tak mocno jak na poczatku. Delikatnie otworzyla oczy. Tuz nad jaj glowa znajdowal sie niski sufit. Zdziwiona powiodla wzrokiem po reszcie pomieszczenia. Proste, drewniane meble, kominek, ziola zawieszone pod sufitem i stara kobieta nucaca jakas melodie i mieszajaca chochla w garnku z ktorego dobiegal apetyczny zapach. Kobieta odwrocila sie do ciebie. Na jej twarzy zagoscil cieply, matczyny usmiech. - Lez spokojnie dziecko. Rana musi sie zagoic. Kate spojrzala na miejsce w ktorym wczesniej tkwila strzala. Teraz znajdowal sie tam czysty opatrunek wykonany wprawna reka. Dziewczyna przypomniala sobie nagle o Keomi i reszcie druzyny. Podniosla do ust reke na ktorej byla branzoleta. Tyle ze tej branzolety tam nie bylo. Xawier Niedoczekawszy sie odpowiedzi od Keomy, co zreszta mocno cie zdziwilo, wzleciales ponownie. Do miejsca gdzie upadla Kate nie bylo tak calkiem daleko. Mniej wiecej pamietales gdzie to bylo. Powoli obnizajac lot w pewnym momencie wypatrzyles na ziemi srebna branzolete. Reszta druzyny Keoma w koncu zrezygnowal z nawolywania. Na slowa Xawiera nie odpowiedzial. Spojrzal na was tylko i powedzial. - Przed nami glowna rzeka, a na niej dosc duzy most. Proponuje abysmy tam na nich zaczekali. Xawier powinien poradzic sobie z odszukaniem dziewczyny. Jak nie to zapewne da nam znac. Hael Stojac tak z reszta w pewnym momencie katem oka dostrzegles niewielka istote. Z wygladu przypominala czlowieka, jednak skora koloru brudnego brazu przekonala cie, ze raczej nie jest to czlowiek. Istota ubrana byla w kruciutka sukienke koloru przytlumionej zieleni, tak ze prawie calkiem zlewala sie z otoczeniem. Vivianna Idac mocno z tylu calej grupy (zeby ten ch... Keoma nie pomyslal sobie ze tak od razu go bedziesz sluchala) w pewnym momencie zachaczylas noga o cos wystajacego z ziemi. Klnac na czym swiat stoi pochylilas sie zeby sprawdzic co to takiego. Metalowy uchwyt wystajacy z ziemi wygladal na bardzo stary i bedacy czescia czegos wiekszego. Lanoreth Rowniez pozostajac troche z tylu zauwazyles w pewnym momencie brak Viv. Byles pewien, ze szla za toba. Co prawda utrzymywala pewna odleglosc, jednak katem oka caly czas ja widziales, lub przynajmniej slyszales jej kroki. Teraz za toba zapanowala cisza.
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |
23-04-2007, 20:43 | #77 |
Reputacja: 1 | Kate siadła na łóżku i złapała się za głowe. Strasznie ją bolała. Kobieta dalej bezczelnie się uśmiechała. - Gdzie ja do diaska jestem!, Gdzie moja branzoleta! Co to za debil próbował ze mnie zrobić obiad! - Zaczeła krzyczeć. Choć ręka bolała nie miłosiernie dziewczyna wstała i udała sie w kierunku drzwi. Już chciała nacisnąć na klamkę, lecz znów okropny ból dał o sobie przypomnieć. Kobiecina milczała chwilę. Zezłoszczona strażniczka podeszła do niej wyrwała jej chochelkę i rzuciała na ziemię. - Gdzie ja jestem! - Wydarła się jeszcze raz. |
24-04-2007, 17:05 | #78 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Z kazdym kolejnym slowem zezloszczonej Kate usmiech starszej kobiety przygasal. Gdy jednak dziewczyna jak szalona wyrwala jej chochle, ktora dopiero co mieszala swoja ulubiona zupe z marchaka, kobiecina nie wytrzymala. Stanowczym glosem powiedziala. - Nikt cie dziecko ugotowac nie chcial, a co najwyzej gotowal wlasnie dla ciebie. Nic tez nie wiem o zadnej branzolecie. Moj wnuk przyniusl cie tutaj ranna i pozostawil pod moja opieka. Opatrzylam ci rane i zadbalam aby szybko sie goila. W zamian otrzymuje to. Mysle ze juz czas abys opuscila moja chate. Drzwi sa tam. Watla reka wskazala male, drewniane drzwiczki.
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |
24-04-2007, 17:49 | #79 |
Reputacja: 1 | [i]- Z chęcią odkrzykneła dziewczyna i wybiegła z chatki. Przed domkiem rozpościerał sie mały ogródek i staw. Naprzeciwko okienka stała mała ławeczka. Wszystko to otaczał niski, drewniany płotek. Kate przeskoczyła ową przeszkodę i zaczeła bez namysłu biec naprzud. Po chwili zrozumiała, że do niczego tym nie dojdzie. Na wąskiej ścieżce właśnie pojawił się jakiś chłopak. - Ty tam mieszkasz? - Zapytała dysząc. |
24-04-2007, 18:05 | #80 |
Reputacja: 1 | Tek był zaniepokojony. Martwił się o Kate. Jednak nie martwił się o nią jak o przyjaciółkę, a raczej jak o cenne narzędzie - grupa pozbawiona zwiadowcy była narażona na większe niebezpieczeństwo. Gdy usłyszał słowa Keomy zastanowił się chwilę po czym odpowiedział. - Na co więc czekamy? Chodźmy do rzeki to może ich po drodze znajdziemy. - Powiedział. Po tych słowach nie czekając na nic ruszyl dalej.
__________________ Watch your back, shoot straight, conserve ammo, and never, ever, cut a deal with a dragon. |