|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-02-2008, 16:45 | #211 |
Reputacja: 1 | Krzyk Lukasa na chwilę wytrącił Sheen z równowagi. Zawahała się patrząc to na łopatę u stóp potwora, to na porozrzucane u swych stóp butelki. Po chwili jednak problem rozwiązał się sam - Stojący do tej pory nieruchomo Stalker przypadł do starego narzędzia ogrodniczego i, ledwie wywijając się wymachującemu łapskami potworowi, odskoczył na bok wraz ze swą zdobyczą. Próbował zadać cios - jednak wówczas monstrum wywinęło ostrzem na swym ramieniu i rozcięło mu spodnie i skórę tuż poniżej kolana. Stalker zasyczał, upadając na bok. Margot, utrzymując kontakt wzrokowy z celem, schyliła się po pękniętą butelkę. Zerknęła na etykietkę - najwyraźniej trafiła na nieco sponiewierany egzemplarz klasycznej "Lipy z Miodem". Ach, to był jej szczęśliwy dzień. Dziewczyna przyczaiła się, czekając na odpowiedni moment. Zerknęła na Sh'eenaz i lewitujące wokół niej kolejne szkła. Tamta również obróciła wzrok w jej kierunku. Skinęły sobie głową w niemym porozumieniu... Tymczasem Lukas ostrożnie sięgnął ręką w bok, czując pod nią gładki kształt szklanej butelki. Rozglądnął się. jakiś metr dalej, w kurzu, leżał spory, trójkątny kawałek blachy - o ile samemu by się nie zraniło, mógłby być całkiem zdatny. Dostrzegł także przerdzewiałą barierkę przy schodkach jednego z domków. Metalowe pręty sterczały z niej na wszystkie strony - może dałoby się je oderwać...? Monstrum stwierdziło najwyraźniej, iż Stalker będzie pierwszym w kolejce do eliminacji. Stalker ze zdeterminowanym wyrazem twarzy zamachnął się łopatą, jednak stwór odbił ją ostrzem tak, iż chłopak na chwilę stracił równowagę... Potwór wzniósł łapę z rozczapierzonymi pazurami, aby zadać cios Stalkerowi. W tym momencie Margot wrzasnęła dla dodania sobie animuszu i cisnęła butelką w mordę plugastwa. Nie trafiła może w samo oko, ale tuż obok - butelka utknęła w czaszce potwora, a spod niej poczęły wypływać strużki brudnobrązowej posoki. Monstrum zaryczało i zaczęło się miotać, najwyraźniej z wielkiego bólu. Niemal w tej samej chwili spadły na niego kolejne butelki, posłane przez Sheen, uderzając z plaskiem w twarz i tułów, a z brzękiem odbijając się od ramion, którymi starał się zasłonić. Potwór broczył posoką, miotał się i nie ryczał już, a skamlał. Butelka tkwiła swm potłuczonym końcem głęboko w jego mordzie, stwarzając efekt niemal komiczny.
__________________ Ich bin ein Teil von jener Kraft Die stets das Böse will Und stets das Gute schafft... Ostatnio edytowane przez Hael : 06-02-2008 o 21:43. |
06-02-2008, 17:05 | #212 |
Reputacja: 1 | Lukas [31] "Oślizgłe bydlę skupiło się na Stalkerze? A ja mam wreszcie coś ostrego pod ręką... Jak trafie, to maszkara powinna zakwilić tak, jak nigdy!" Shade przyglądał się plecom potwora, zastanawiąjąc się gdzie i czy wogóle to coś ma kręgosłup... Po chwili wahania schwycił kawał blachy i skierował szpic ku poczwarze. Z początku planował dać ujście swojej furii w okrzyku bitewnym, ale zreflektował się i wydał ryk dopiero znajdując się na tyle blisko bestii, żeby hałas niczego już nie zmienił (rzecz jasna zakładając, że to coś jest tak powolne, jak zakładał). Naparł niczym... "... cholerny rycerz w lśniącej zbroi! Jeśli mi się nie uda, to mogą być z tego poważne kłopoty... Swoją drogą, ciekawe co to i czego chce... Może Ignaś będzie coś wiedział." Dalsze rozmyślania zostały zagłuszone przez rytmiczny przepływ krwi w jego żyłach. Ciśnienie wywołane nagłym przypływem adrenaliny było nieznośnie podniecające. Uwielbiał to!
__________________ LoBo "Rzucę pawiem dalej niż widzę!" |
06-02-2008, 23:08 | #213 |
Reputacja: 1 | Szpic blachy zagłębił się w cielsko potwora, w miejscu w którym korpus przechodził w ogon. Monstrum znów zacharczało i w tym samym momencie Stalker ryknął dziko i zadał mu profesjonalny sztych łopatą, w sam środek klatki piersiowej - albo przynajmniej tam, gdzie powinna się ona normalnie znajdować. Z rozległej rany wytrysnął strumień gęstej, brązowawej posoki. Potwór zaskrzeczał przeszywająco i wydał z siebie okrzyk. Głosem karykaturalnym, ale w jakiś dziwny sposób... Ludzkim. - TAAAAAAAAAAAK! I wybuchł. Margot z zafascynowaniem zauważyła, że pianka to jednak najwyraźniej nie całkiem przeszłość - choć tym razem bardziej przypominała błoto niż marshmallow. Siła eksplozji, która ostatecznie usunęła nieproszonego przybysza z tego wymiaru posłała na cały zaułek gęstą, nieprzyjemną maź. Ulepieni byliście od stóp do głów. Trudno było powstrzymać jęk obrzydzenia. Jeśli chodzi o Simbe, to moment walki postanowił wykorzystać na udanie się po pomoc z powrotem do Sklepu Cynamonowego. Niestety, miał wrażenie że drzwi domknęły się dokładnie w momencie, w którym do nich dobiegał, a już pewien był, że w tym samym momencie usłyszał w nich szczęk zamka. Na gwoździu wbitym w sam środek drzwi bujała się niewielka tabliczka: "Zamknięte" Cóż, najwyraźniej przyjdzie wam radzić sobie samemu... Dokładnie gdy Simba odwrócił się na powrót do was, dosięgła go rozpędzona maź, na dłuższą chwilę zalepiając usta. Dziwne błoto po chwili zaczęło jednak wyparowywać... Jakby sublimowała w bardzo szybkim tempie. W ciągu kilkudziesięciu sekund od wybuchu monstrum wokół nie pozostał najmniejszy ślad mogący świadczyć o dramatycznych wydarzeniach, jakie miały tu miejsce. Tylko rozcięcie na ramieniu Lukasa i poniżej kolana Stalkera mogły budzić jakieś podejrzenia - one bowiem nie wyparowały. Było koło pierwszej po południu. Słońce świeciło, a powietrze było ciepłe.
__________________ Ich bin ein Teil von jener Kraft Die stets das Böse will Und stets das Gute schafft... |
07-02-2008, 11:15 | #214 |
Reputacja: 1 | Sheen rozpłakała się. Ale to nie były zwyczajne łzy. Przeplatały się z histerycznym śmiechem, była w szoku. Siadła na brudnej ziemi i próbowała się uspokoić. Nie chciała takich wakacji. Marzyła o siedzeniu w lesie i rysowaniu chociażby wiewiórek! To...coś w niczym nie przypominało małego gryzonia. Wzrokiem poszukała Lukasa. Ranę trzeba było odkazić. Nie wiadomo gdzie ten stwór był wcześniej. Przestała płakać, wstała z ziemi, mając mętlik w głowie. Zwracając się do wszystkich powiedziała - Musimy poszukać apteki. Lukas i Stalker mają jakieś rany. - Nie czekając na innych podeszła do swojego chłopaka, wzięła go za rękę i ruszyła z powrotem do centrum. Tego dnia chciała jeszcze odwiedzić znajomą cygankę...
__________________ Gdybym to ja ukradł słońce, nie dałbym go ludziom, aby mieli ciepło. Utopiłbym je w oceanie i zaczął lupować ich dusze, sprzedając im ogień... |
07-02-2008, 11:55 | #215 |
Reputacja: 1 | Lukas [32] Reakcja Sheenaz mocno zezłościła Lukas'a. W zupełności Ją rozumiał i był wściekły na potwora, do tego stopnia, że gdyby mógł, rozwaliłby go znowu."Ignacy... Musimy poważnie pogadać. Bardzo poważnie..." Zacisnął ręce w pięści tak, że paznokcie wpiły mu się w dłoń, na co z jego ramienia wypłynęła kolejna strużka krwi, co z kolei zaowocowało piekącym bólem. Shade nienawidził takiego bólu. Kłujący i irytujący... Z zamyślenia wyrwał go chwyt Sheenaz. Domyślił się, że chodzi o opatrzenie rany. "Cholera... Jeśli wda mi się w to jakieś zakażenie, to może być niewesoło..." Lukas zwrócił się do pozostałych... -Brawo! Nie wiem co to było za bydlę, ale bardzo ładnie sobie z nim poradziliście... Zwłaszcza Ty, Stalker. Lukas wyrwał się na chwilę spod uchwytu Sheenaz, podszedł do Stalker'a, który był nieco wyższy, ale zdecydowanie szczuplejszy, na odległość tak bliską, by tamten mógł poczuć jego nieświeży oddech. Teatralnym półszeptem zwrócił się bez przesadnej uprzejmości... -Wszystko dobrze się skończyło, ale na następny raz... Staraj się nie mieszać, do moich planów. Blacha była w pobliżu, ale pierwotny projekt zawierał łopatę... I jestem pewien, że to słyszałeś, bracie. Lukas odwrócił się i ponownie dał się schwytać Sheenaz. -Jak już mówiłem... Gratulacje! A teraz znowu kolej na pytania. Lukas zwrócił się tym razem do Margot, starając się być uprzejmym na tyle, na ile pozwalała mu piecząca rana. -Zdaję się... Jestem pewien, że zrozumiałaś z wizyty w tych Sklepach zdecydowanie więcej ode mnie... Może zechcesz mi wyjaśnić, o co tam wogóle chodziło? I co ciekawsze... Co dalej?
__________________ LoBo "Rzucę pawiem dalej niż widzę!" |
09-02-2008, 23:09 | #216 |
Reputacja: 1 | Co ciekawsze... Żebym to ja wiedziała jeszcze, co dalej, cwaniaku, to uwierz, już by mnie tu nie było... Czuła wściekłość chłopaka, który stał tuż przed nią i patrzył na nią z góry usilnie próbując zachować spokój. Słyszała jego myśli tak wyraźnie, jakby szeptał je jej wprost do ucha. Potrząsnęła głową, żeby pozbyć sie tego nieprzyjemnego poszumu z umysłu i spojrzała badawczo w oczy chłopakowi, delikatnie przekrzywiając głowę. - Wiem tyle, co i każdy z nas. Wszyscy tam byliście i słyszeliście to samo co ja. Skąd mogę wiedzieć więcej? Przecież słyszałeś. Mamy prawo do jednego pytania. I mamy mówić o co nam chodzi... Mysli chłopaka znowu obijały się jej po korze mózgowej. Włożyła więc palec do prawego ucha i zaczęła podskakiwać na prawej nodze przekrzywiając głowę, jak gdyby chciała wytupać wodę z ucha. - Nie patrz na mnie, ziół ci nie oddam - Margot ostentacyjnie odwróciła się tyłem do swojego rozmówcy.
__________________ Ja jestem diabłem na dnie szklanki... Trzeba mnie pić do dna! |
11-02-2008, 17:52 | #217 |
Reputacja: 1 | Stalker po sprytnie zamaskowanym obruganiu go przez Lukasa, poczuł sie cokolwiek głupio. Niepotrzebnie sie narażał, skoro Lukasowi to nie robiło różnicy, a nawet może robiło, tylko że nie w te stronę. Chłopak wyraźnie czuł sie zawiedziony, że ktoś mu pomógł. Zasrany bohater, nie mam pojęcia po co rzuciłem sie na tego stwora z łopatą. Jak dziecko, naprawde jak dziecko...- i miomowolnie uśmiechnął się pod nosem, wspominając dzieciństwo. Uśmiech natychmiast spełzł z jego twarzy, kiedy dała o sobie znać paskudna, jątrząca się rana. Ta bestia mogła mieć w sobie jakieś toksyny. A w każdym razie nie była czysta. Brud, nawet jeśli to nie trucizna, potrafi przyprawić o nieliche kłopoty... Stalker bez słowa oddalił się od grupy i poszedł w stronę sklepiku, z zamiarem załatwienia czegoś do przemycia ran sobie i temu butnemu chłopakowi. Poza tym, sklepik go zafascynował. Zamiarował kiedyś, sam, bez towarzystwa, gruntownie przebadać to wszystko co tam można zobaczyć, i uciąć sobie pogawędkę z zielarzem. Ale póki co stanął przed drzwiami, czekając, czy azjata zamierza go wpuścić.
__________________ Chciałeś dać swego Boga innym, choć tego nie chcieli. Żyli w zgodzie, spokoju, swego Boga już mieli... Ostatnio edytowane przez Stalker : 11-02-2008 o 17:55. |
13-02-2008, 10:36 | #218 |
Reputacja: 1 | Sheenaz nie chciała już czekać na tych wszystkich ludzi. Przez nich miała kłopoty, a oni nic nie robiąc patrzyli jak jakieś wielkie, obrzydliwe bydle rzuca się na Lukasa. Nadal była roztrzęsiona, zdezorientowana i pełna adrenaliny. Chłopak, którego trzymała za rękę coś mówił, ale nie wiedziała co. Ciągnęła go w stronę apteki. Mimo całej tej akcji nie straciła jeszcze zdrowego rozsądku. Siedząc na ławce obok sklepu z lekami, przemywała ranę Lukasa wodą utlenioną i ocierała gazami. Chłopak syczał,ale to było konieczne. Naklejała plaster na ranę normalnie z nim rozmawiając. - Wiesz co? Pójdę dzisiaj do Nadii. Chcę wiedzieć co się tu dzieje. Ona...może coś wiedzieć. Cholera mnie już bierze przez to wszystko! - Przypływ złości miał upust w jęku bólu chłopaka. Zacisnęła rękę na już opatrzonej ranie. -Przepraszam...- z ust Sheen wydobyło się wzdychnięcie zrezygnowania - Teraz nie jestem tak daleko od tego dziwnego domu. Ty pewnie też będziesz chciał kogoś odwiedzić...- jak by nie patrzeć, dziewczyna znała swojego chłopaka. Wiedziała co i kto siedzi w jego głowie. - Przyjdź do mnie o 19, ok? Para pożegnała się szybkimi pocałunkami i każde z nich ruszyło w swoją stronę. Sheenaz całą drogę słuchała Sonaty Księżycowej. To ją trochę uspokoiło, ale przez to posmutniała. Bała się o Lukasa, o siebie. Nie chciała żeby jakiś cholerny potwór ich rozdzielił. Stanęła przed drzwiami domu-rudery i cicho zapukała...
__________________ Gdybym to ja ukradł słońce, nie dałbym go ludziom, aby mieli ciepło. Utopiłbym je w oceanie i zaczął lupować ich dusze, sprzedając im ogień... |
20-02-2008, 22:24 | #219 |
Reputacja: 1 | Margot ostentacyjnie odwróciła się tyłem do swego rozmówcy, na co ten tylko łypnął na nią złowrogo. Po chwili do Lukasa podeszła Sheen i pociągnęła go w stronę wylotu uliczki. Shade potoczył jeszcze złym wzrokiem po całym zebranym wokół towarzystwie i poszedł za swoją dziewczyną. Stalker przez chwilę popatrzył za odchodzącymi, po czym skrzywił się lekko – z bólu, choć może bardziej z niesmaku. Margot westchnęła. - Pokaż. – rozkazała Stalkerowi. Schyliła się przy nim, rzuciła okiem na ranę na nacięcie poniżej kolana. Nie było głębokie. Nie zważając na widoczne skrępowanie chłopaka, wyjęła z torby bandaż (który niezwykłym przypadkiem akurat miała ze sobą) i szybko opatrzyła ranę. - Dzięki... – mruknął Stalker. - Spoko – odparła dziewczyna obojętnie i zerknęła na trzymającego się z boku Simbę. – To chyba na tyle, co? Ale coś mi mówi, że i tak się jeszcze spotkamy. To mówiąc, skinęła obu panom głową i odeszła w swoją stronę. Margot Raźnie zmierzałaś z powrotem do swojego domu. Przez IX wieków, Planty. Dochodziłaś już do zalewu, tą ciemną uliczką wzdłuż Silnicy, gdy dostrzegłaś jakiś ruch tuż przed sobą... Z porośniętego trawą koryta rzeki wypełzła, czy może raczej wytuptała... Stonoga. Ale nie byle jaka – wielkości dorodnej kobry, o złoto-szkarłatnym pancerzu. Uniosła swój łebek i zastrzygła dwoma, pobłyskującymi jakby metalicznie różkami. Jej przednie odnóża też wyglądały podejrzanie – jakby były zakończone czymś z metalu... Wydawała się być wpatrzona w ciebie swymi wielkimi, szkarłatnymi oczami. Z całą pewnością nie wyglądała naturalnie i stała na środku drogi, jakby nie chcąc cię przepuścić. Shade Udałeś się do dworku na ulicy Słowackiego. Drzwi znów były lekko uchylone, jakby czekały na ciebie. Ignacego tym razem odnalazłeś w biurze. Siedział na wystawnym krześle z zielonym obiciem, skrzyżowawszy nogi w kostkach i czytał jakąś książkę – nie mogłeś dostrzec tytułu. Nie zwrócił, albo sprawiał takie wrażenie, na ciebie uwagi. Stalker Sklep Cynamonowy pozostał zamknięty, mimo iż czekałeś pod jego drzwiami blisko pół godziny. Simba już dawno poszedł, w końcu i ty, niechętnie, musiałeś się poddać. Rana na nodze piekła bólem, jednak nie przeszkodziło ci to udać się na spacer... Krążyłeś po mieście, rozglądając się za ptakami czy innymi zwierzętami, które mogłyby choć przez chwilę dotrzymać ci towarzystwa – jednak jak na złość, wszystkie zdawały się ciebie ignorować. Idąc Sinkiewką, posłyszałeś przyjemną dla ucha, smętnawą muzykę. Podążając jej tropem trafiłeś na Plac Artystów. Stało tam, obok fontanny, dwóch muzykantów. Na pierwszy rzut oka wiedziałeś, że są oni Żydami – charakterystyczna uroda, wysokie czoła, czarna broda i zarost. Starszy – mógł mieć jakieś 50 lat – miał na głowie jarmułkę i grał na skrzypcach. Młodszy miał odkrytą głowę i grał mu na czymś pośrednim pomiędzy fletem a piszczałką. Wokół nich skupiała się niewielka grupka słuchaczy, do których i ty na chwilę dołączyłeś. Moment później jednak podążyłeś dalej. Nie zdążyłeś jednak dobrze wyjść z placu, gdy ktoś (coś?) poklepało cię w udo. Obróciłeś się i tuż przy swojej nodze ujrzałeś... Pingwina. Mały, niepozorny, słodziutko zadzierał ku tobie dzióbek. Jakoś nie miałeś jednak zbyt dobrego uczucia. I nie myliłeś się. Słodki pingwinek nagle, rozwarł paszczę kwękając na ciebie z taką mocą i furią iż przewróciłeś się na bruk. Zwiększył przy tym swoją objętość o jakieś dziesięć razy. Po chwili nielot znów powrócił do swych poprzednich gabarytów. Tylko zezował na ciebie coś nieprzyjemnie i ustawił się w pozycji jakby bojowej. A ty miałeś takie dziwne deja vu z tym serdelkiem, który przeciął twą drogą nie dalej niż półtorej godziny temu... Sh’eenaz - Nie do wiary... – wyszeptała Nadia i, nie pytając o zgodę, nalała ci drugą lampkę wina. Sama też piła z tej samej butelki – ale, chciałoby się rzec, symbolicznie. Zastanowiła się chwilę, unosząc wzrok do góry i marszcząc kształtne brwi. Po chwili potrząsnęła głową, brzęcząc przy tym kolczykami. - Wiesz... Naprawdę nie wiem, co powinnam ci doradzić. Ale... Na świecie jest wiele różnych potęg i trzeba na nie uważać. Ale w razie czego, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Na mnie i na pozostałych. Myślę, że jest kilka takich spraw, z którymi poradzilibyśmy rack-zack! – zaśmiała się perliście, odsłaniając przy tym kły – nieco bardziej wypukłe niż u przeciętnego śmiertelnika. Simba Wieczór, siedzisz przy biurku w swoim pokoju, wyśpiewujesz coś tam po francusku do wtóru z Moire’m sączącym się z głośników. Rozważasz sobie w samotności niezwykłe wydarzenia dni minionych. Gdy nagle słyszysz za sobą ciche skrzypienie drzwi. Odwracasz się przez ramię i w drzwiach do swego pokoju widzisz... Nie zdążyłeś zdobyć się na żadną skoordynowaną akcję, gdy indywiduum gwałtownie – jakby zauważyło, że ty je zauważyłeś – wyprysnęło z drzwi i wskoczyło na twoje biurko. Przewróciłeś się na krześle, waląc tyłem czaszki w ścianę. Syknąłeś, jednak o wiele bardziej zajmował cię Twój niespodziewany gość... Składał się... Z głowy i dwóch pazurzastych łap. Niczego więcej. Całość lewitowała sobie w górze w niezależny, ale najwyraźniej skoordynowany sposób.. Jego głowa była podłużna i w połowie składała się z potężnego uzębienia, wyszczerzonego – jak u Pratchetta - najwyraźniej dlatego, że nie miało innego wyjścia. Jego głowa zwieńczona była czymś na kształt kitki samurajskiej – jednak tak długiej, iż włosy opadały poniżej poziomu lewitującej nad biurkiem głowy. Całość – z tym swoim nieobecnym wzrokiem – miała coś z Aghmeda. Potwór rozczapierzył kilkucalowe pazury i rozwarł paszczę – jego czarny jak noc przełyk sprawiał wrażenie, jakby nie kończył się w tym wymiarze.
__________________ Ich bin ein Teil von jener Kraft Die stets das Böse will Und stets das Gute schafft... Ostatnio edytowane przez Hael : 26-04-2008 o 00:16. |
26-02-2008, 20:43 | #220 |
Reputacja: 1 | -Ożesz ty w morde jeża-pomyślał Stalker podnosząc się z ulicy. I weź tu z takim gadaj... Czy to jest... Pingwin?! Cholera, skąd sie wziął pingwin na środku miasta? I do tego zmutowany...-po chwili sam sobie odpowiedział na głupie pytanie Aha, pewnie z tego samego miejsca co Żabol w parku i serdelek na Herbach... Co to niby ma być? Jakaś koniunkcja sfer czy planów egzystencji? Stalker wstał, otrzepał się, rozejrzał. W najbliższej okolicy nie było nikogo. Widział jakichś ludzi troche dalej, ale nie powinni zwrócić uwagi na podejrzanie zachowującego sie młodziana. Po prostu by im sie nie chciało... Chłopak podkasał rękawy, westchnął ciężko i podszeł do pingwinka z ręką nisko ale przed sobą, tak jak podchodzi sie do psów i tym podobnych sierściuchów. Miał nadzieję, że pingwinek powącha ręke i nie ugryzie, tak jak zwykle jest z psami. Dziwne spojrzenie stwora sprawiło, że zaniechał tego planu. Zamiast tego spróbował zagadaćdo niego telepatycznie. -Eeee, pingwinku? Czy moglibyśmy spokojnie porozmawiać, czy wolisz zamiast tego po prostu mnie zeżreć?
__________________ Chciałeś dać swego Boga innym, choć tego nie chcieli. Żyli w zgodzie, spokoju, swego Boga już mieli... |