|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-10-2007, 16:30 | #11 | |
Reputacja: 1 | - Słucham? - Waenecke usłyszał z drugiej strony linii telefonicznej głęboki, kobiecy głos. - Frau... - "Jak ona ma na nazwisko - zastanowił się porucznik - Marleen? - Taaak. Słucham? - Tu Kurt. Poznaliśmy się w sobotę, w klubie. - Och, witaj. Miło mi, że zadzwoniłeś - wyraźnie głos kobiety stał się cieplejszy. - Myślałam o tobie właśnie. Może wybralibyśmy się jutro do kina? Mam wielką ochotę obejrzeć coś ekscytującego. Kurt poczuł się dziwnie. Normalnie to on proponował schadzkę kobiecie. Przełknął jednak to i odpowiedział twierdząco. Po chwlili Marleene stwierdziła, że musi kończyć i pożegnali się. Świetnie. A więc miał randkę w kinie. Trochę mało ciekawie. Zamiast patrzeć na nią i cieszyć się jej głosem, będzie musiał obserwować czarnobiałe, ruchome obrazy. Cóż... przynajmniej nie będzie zapijał bezczynnie swojej samotności. *** Z rana Kurta czekała miła niespodzianka. Poza obiecanymi informacjami dotyczącymi źródła paliw (rozlewnia Messerschmit, 20 km na wschód od Berlina) i o transporcie tegoż (firma Bergwerksgesellschaft), leżała jedna nie zapowiedziana teczka. Kurt z zaciekawieniem ją otworzył ledwo zauważając, że na niej nabazgrane zostało niewyraźnie nazwisko: "Scott Wayans". Po szybkiej lekturze Kurt usiadł z wrażenia na krześle. Skąd oni wytrzasnęli ten list?! Przeczytał go jeszcze raz. Cytat:
Ostatnio edytowane przez Grey : 29-10-2007 o 16:34. | |
11-11-2007, 21:58 | #12 |
Reputacja: 1 | 9 czerwca 1943 rok, Berlin, Abwehr Gruppe III Scott Wayans! To już coś. Wspomina o jakimś zdjęciu, może dałoby się I je zdobyć? Jeśli list przechwycono, to chyba raz ze zdjęciem/ jeśli nie , to znaczy, że musiano go zdobyć u adresata. U owej Katie, ale gdzie w takim razie? To pewnie też agentka, bo chyba ten Wayans nie jest chyba aż takim laikiem, by cywilowi wyjawiać tyle tajemnic. Zresztą, już pisząc ów list popełnił karygodny błąd. Mniejsza z tym. Dzięki temu on, Waenecke, ma nad czym pracować. Ustalił priorytety. Postarać się ustalić personalia adwokata, jeśli to agentka przebywająca na terenie Francji lub innych państw okupowanych, to inwigilować. Obserwować, może akurat Wayansa się znajdzie. Po nitce do kłębka. Jeśli nie to wyśledzić trasę listu, sprawdzić, skąd go nadano, po pieczątce. I tam rozpytać. Aha i sprawa zdjęcia, jeśli jest w Abwehrze, to przydałoby się je obejrzeć. Przynajmniej byśmy się dowiedzieli, jak wygląda ten Wayans. Z tymi spostrzeżeniami Waenecke udał się do Grösse. Kapitan przyjął go w swoim gabinecie. Ostatnio porucznik czuł, ze jego przełożony traktuje go mniej jak podwładnego, a bardziej jak kolegę. Trudno jednak było wyczuć Kurtowi, na ile szczere było zachowanie kapitana. Rozmowa była krótka, Grösse przyjął raport, a potem Waenecke się odmeldował. Spieszył się do domu, wszak wieczorem miał randkę w kinie. Kino „Emporium”, Berlin Przybyła jak zawsze piękna i pachnąca. Kurt nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jej oczekiwał. Marleen podała mu dłoń, a porucznik strzelił obcasami, starając się po raz nie wiadomo który ukryć kalectwo i ucałował ją. Pachniała delikatnie, chyba jaśminem. Zastanawiające, dziewczęcy zapach dla dojrzałej kobiety. Czyżby wstydziła się swego wieku. Waenecke lekko uśmiechnął się. Marleen od razu to wychwyciła: - Co pana tak bawi, poruczniku? – jej mądre, kocie oczy nieruchomo wpatrywały się w twarz Kurta. Ten błysnął w uśmiechu zębami, ujął Marleen pod ramię i odrzekł: - To uśmiech przegranego. Gdy widzę Cię po raz kolejny tak piękną, moje serce pęka. Kobieta wzruszyła ramionami, a w jej oczach błysnął chłód: - Bez zbędnych czułości, poruczniku. To tylko kino i film. A gdybym miała męża? - A masz? - Nie mam. Chodźmy już. –Powiedziała niedbale, niemal ciągnąc Kurta w stronę drzwi kina. Lizzi Waldmueller Poszli na „Liebeskomödie”, komedyjkę o miłości z Magdą Schneider i Lizzi Waldmüller, która parę miesięcy wcześniej miała premierę. Jednak Kurt nijak nie mógł się skupić na fabule filmu. Obserwował w półmroku profil Marleen, która wpatrywała się lśniącymi oczyma w srebrny ekran, na którym rozgrywała się dość banalna fabuła i czasem wybuchała perlistym śmiechem. Kurt taksował kobietę głodnym wzrokiem. Szyję, gładkie policzki, delikatny nos, piękne oczy. Dłonie o długich palcach, które chciałby teraz dotknąć, pogładzić. Magda Schneider |
29-11-2007, 15:38 | #13 |
Reputacja: 1 | Gdy seans się skończył, a ubrany w elegancki mundur odźwierny zapalił światło i otworzył drzwi na zewnątrz, ludzie zaczęli wstawać. Jednak Kurt i jego towarzyszka siedzieli. Pogrążeni w milczeniu i własnych myślach. Umówili się do kina. Czy należało teraz podać dłoń, pożegnać się i ruszyć w swoją stronę? Tak. Ale czy tego chcieli? Nie. Zdecydowanie nie. Ale co powiedzieć i zrobić, by wieczór nadal trwał. Portier wbił wzrok w siedzącą parę. Ostatnie osoby poza nimi już wychodziły... Czas zamykać salę. "Ja jestem mężczyzną, to ja muszę coś z siebie wykrzesać" - uświadomił sobie nagle Waenecke. I zdenerwował się na własną opieszałość. - Droga Marleene, może szklaneczka wina? Na uczczenie tak wspaniałego wieczoru? Kobieta uśmiechnęła się i wstała z miejsca. Tak, nie? Kurt czuł się lekko zbity z tropu, nie mogąc doczekać się jakiejś odpowiedzi, choćby wskazówki. Ruszyli w stronę szatni. Kurt przyglądał się smukłej sylwetce towarzyszki, gdy ta wsuwała się w lekką jesionkę. - Dziękuję - odrzekła w końcu Marleene zakładając przy tym rękawiczki. - To dokąd mnie porwiesz, poruczniku? "A więc udało się" - powietrze uszło z oficera. Rozpromienił się chłopięco i zaproponował pobliską kawiarenkę. Szli niespiesznie, mijając pary, samotnych ludzi, latarnie i przemykając przez jezdnie. Zatrzymali się przed małą knajpką urządzoną w piwnicy starego budynku. Niecodzienna lokacja sprawiała, że klienteli było mało. Przygaszone światła i spokój były dokładnie tym, czego oczekiwał Waenecke. Po głowie przemykało mu tylko pytanie: "Jak daleko się posunę? I czy ona pozwoli?" W środku grał gramofon, cicho i spokojnie. Kelner podszedł dyskretnie i podał obojgu menu. Nie wybierali długo. Przyszli przecież na wino. Francuskie rzecz jasna. Nie na darmo legiony Rzeszy wkroczyły do mitycznej niemal krainy win, nieprawdaż? Rozmowa popłynęła swobodnie. Kurt opowiedział po krótce o swoich wojaczkach, przemilczając dyplomatycznie te fragmenty, które mogłyby go wprawić w nazbyt nostalgiczny nastrój. Marleene opowiadała zaś o swojej podróży do Północnej Afryki i ludziach, niezwykle innych od Niemców, których tam spotykała. Nie rzadko wysublimowana dama zapominała o konwenansach i wybuchała pięknym, pełnym śmiechem. Kurt zastanawiał się, czy ową niefrasobliwość sprawiło wino... czy towarzystwo młodego przystojnego porucznika. Ostrożność mówiła, że to tylko wpływ alkoholu, jednak intuicja twierdziła coś zupełnie innego. - Która godzina? - Zapytała nagle kobieta z miną, jakby nagle przypomniała sobie o bożym świecie. - Dwudziesta trzecia trzydzieści - porucznik zerknął na zegarek. - Och, jak późno. Chyba się zasiedziałam... Była przemiło, Kurt. Jesteś wspaniałym... towarzyszem. Waenecke wstał, gdy i Marleene wstała od stołu. Czuł jak coś go mocno piekło w boku. Tak strasznie nie chciał zostawać już sam. Nie, gdy w domu czekała na niego butelka mocnego alkoholu. I tylko ona. - Marleene... - Tak, Kurt? - oczy dziewczyny zerknęły w jego bardzo głęboko i ciepło. Było w nich coś jak zaproszenie. Albo oczekiwanie. |
10-12-2007, 19:38 | #14 |
Reputacja: 1 | 9/10 czerwca 1943 rok, restauracja “Bachuss” - Po cóż marnować tak piękny wieczór? Może odprowadzę cię do domu? – zapytał z nadzieją w głosie. Marleen uśmiechnęła się z wysiłkiem: - Ależ panie poruczniku, co by moi sąsiedzi powiedzieli? Kurt skinął sztywno głową:- Racja, madam, moje pytanie było nie na miejscu. Kobieta spojrzała z niedowierzaniem na młodego oficera. Przez chwilę milczała, jakby oczekując kolejnej propozycji. Wreszcie odezwała się pojednawczo: - Nie odmówię natomiast spaceru wzdłuż Sprewy. Noc zapowiada się gorąca, lecz piękna. Rację miał pan, mówiąc, iż byłoby marnotrawstwem kończyć tak pięknie zapowiadający się wieczór. Berlińska ulica Fale Sprewy połyskiwały srebrem tej cichej, czerwcowej nocy. Delikatny, ciepły wiatr przyniósł z oddali warkot samolotu. Prawdopodobnie to któryś z nocnych myśliwców patrolujący przestrzeń nad stolicą zniżył swój lot. Marleen ujęła Kurta pod ramię. Szli wolno naprzód, niewiele rozmawiając. Bardziej wsłuchiwali się we własne oddechy. Noc była bezksiężycowa, a w migotliwym świetle gwiazd Kurt widział nieledwie szary obrys delikatnego profilu idącej u jego boku piękności, odznaczający się na tle wszechogarniającej czerni. Arystokratyczny nos, pełne usta, klasyczny podbródek. Tknięty impulsem zatrzymał się. Marleen spojrzała z ukosa. Czy zobaczył delikatny półuśmiech? Uniósł dłoń i dotknął jej policzka. Kobieta wtuliła się w dłoń kurta, a potem cicho powiedziała: - Chyba najwyższy czas wracać, herr leutnant? Plac Poczdamski *** Marleen odwiozła do domu taksówka. Kurta spoglądał na oddalający się samochód. A potem gwiżdżąc pod nosem szlagier Marleny Dietrich, ruszył do domu. Mimo wszystko był to wyjątkowo udany dzień. Dopiero po chwili skonstatował, że przez cały ten wieczór nie myślał o swoim kalectwie. W domu nie mógł zasnąć. Budzik wskazywał trzecią, w pół do czwartej, a porucznik Abwehry, Kurt Waenecke siedział przy stoliku zatopiony w notatkach, ale tak naprawdę nie widział równych rzędów maszynowego pisma, lecz piękny owal twarzy Marleen. Za oknem usłyszał wycie syren. To z dzielnicy Spandau i z przemysłowej. Sporadyczne eksplozje pocisków artylerii przeciwlotniczej dołączyły do jazgotu alarmu. Kurt przymknął oczy. Czy Goering nie mówił kiedyś, że Berlin nigdy nie zostanie zbombardowany? Wyłączył światło i podszedł do okna. Odchylił przepisowe kotary i wyjrzał na zewnątrz. Nie widział jeszcze pożarów, a tylko obłoczki wybuchów na tle czarnego nieba. Może tym razem to tylko fałszywy alarm? Zrezygnowany i zmęczony odpiął guziki bluzy mundurowej. Czas kłaść się spać. Rano trzeba było się stawić w biurze wywiadu. |
| |