Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2008, 21:32   #621
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ból... Ból zniknął. Nie czuł już nic.

***

- Opowiedz Valgaav, opowiedz historię swego życia. - Anioł uśmiechnął się do jedynego z czarnych smoków, którego znał.

Siedzieli obydwoje w planie astralnym, pośród błękitu mgieł. Siedzieli na niewidzialnej podłodze i rozmawiali. Rozmawiali jak starzy, dobrzy znajomi. Tak jak by ostra wymiana zdań, która zaszła w podziemiach groty Dragonity. Rozmawiali tak, jak by znali się setki lat, jak by ramie w ramie walczyli z demonami. Jak by byli innymi osobami.
Smok opowiedział pasjonującą historię. Opowiedział jak Złote Smoki podstępnie i zdradziecko zaatakowały jego i jego klan. Opowiedział o tym, jak Demon, istota odbierająca życie, dał mu je. Jego słowa ociekały gniewem, gdy opowiadał o tym, jak Phibrizo zabił jego "Ojca". Opowiedział mu o tym, jakim gniewem pałał. Jak niszczył wszystko co słabsze. Smok dokładnie opowiedział o tym, jak od dawna nienawidził Veriona. O tym jaki był Kihara Riona.

- ... Resztę już znasz. - uśmiechnął się krzywo.
Anioł położył rękę na barku Valgaava.
- Doskonalę Cię rozumiem, bracie. - szepnął.

Thomas doskonale pamiętał gdy jeden z demonów napadł na jego wioskę. Zginęła wtedy Amelia... Dopiero potem odważył się stanąć twarzą w twarz z tym pomiotem szatańskim na udeptanej ziemi. Był wtedy młody. Jako że był jedynym kowalem w mieście, jego sylwetka była wręcz boska. Nie jeden atleta mógł by mu zazdrościć. Demon wyglądał jak młodzieniaszek, który całe swe życie spędził przy książkach. Jednak pozory myliły. Podczas krótkiej wymiany ciosów Thomas czuł z każdym bokiem potworną siłę tej Istoty. Były momenty, że ręce mu drętwiały. Jednak jak na kowala, których stereotyp jest taki, że to tylko kupa mięśni, Anioł wykazał się pomysłowością. Udało mu się nakłonić Demona i stoczyli pojedynek za miastem. W miejscu, gdzie kiedyś był kościół. Tam jego przeciwnik miał ograniczone możliwości a jego siła zmalała. Ludność mówiła, że Thomas był błogosławieństwem, jednak on po prostu się zemścił. Później... Później zginął, zabity z rąk "przyjaciół". Każdy bał się stanąć z nim do walki... Oni go otruli...

Nagle na horyzoncie zaczęła majaczyć postać. Przygarbiony mężczyzna w białym płaszczu. Staruszek z siwą brodą splątaną w jeden warkocz jakimś brązowym rzemieniem. Jego stare oczy zlustrowały Anioła rozmawiającego ze Smokiem, który jak by się cofnął o krok(siedząc? ). Uśmiechnął się.

- Thomasie. To jeszcze nie jest Twój czas, przyjacielu. - dało się usłyszeć cichy, zmęczony głos. Anioł zdziwił się ponieważ mężczyzna nie poruszył nawet ustami.
- Co masz na myśli, nieznajomy? - spytał lekko zdziwiony. W jego duszy zagościł nawet lęk. Staruszek uśmiechnął się szerzej.
- Nie powinieneś tu być... Twoim przeznaczeniem jest żyć i pomagać przyjaciołom. - znów usłyszał ten sam głos.
- Mówisz że... - jęknął Anioł.
- Żyj Thomasie, żyj. - odpowiedział rozbawiony głos.

Postać zniknęła tak samo jak i smok. Thomas nagle zaczął wyczuwać energię Astarotha. Czuł, że jego przyjaciel miał kłopoty. "Pomagaj przyjaciołom" powiedział staruszek, "żyj" nakazał. Anioł uśmiechnął się. Białe mgły zafalowały i po chwili po Thomasie nie było śladu.

Anioł zjawił się wiedziony energią Demona pod świątynią przybycia, gdzie już był. Widać zapomniał powiedzieć o tym Astarothowi. Podrapał się po głowie robiąc głupią minę. Jednak na to nie miał czasu gdyż całe to miejsce spowite było gęstą mgłą. Anioł ledwo co dostrzegał kontury postaci lecz dokładnie rozróżniał je. Astaroth był czymś splątany a ten drugi... Posturą wydawał się znajomy...
Gdy Anioł przyglądał się postaci jego Fioletowy Przyjaciel uwolnił się z więzów, które chwilę później ruszyły za nim niczym węże. Anioł wciągnął powietrze nosem. W jego ustach sformułowała się cienka wstęga wizgu, która miała za zadanie z precyzją lasera chirurgicznego wyciąć chwast, co chwilę później udało się.
Korzystając z nagięcia czasoprzestrzeni zjawił się tuż obok Astarotha.
Jego przyjaciel mógł by go nie poznać gdyby nie to, że wyczuwał jego energię. Thomas zmienił się. Zmieniło się jego ubranie, doszły mu kolejne dwie pary skrzydeł, włosy wydłużyły się.

- Wybacz, że przeszkadzam. Przyda Ci się moja pomoc? - spytał z uśmiechem
Nie czekając na odpowiedź Demona sięgnął po Żywy Ogień, wyciągając go ze swej laski a jego ostrze zalśniło niebieskim blaskiem. Kontem oka spojrzał na swego przyjaciela. Mruknął coś pod nosem a wokół Demona pojawiła się żółtawa aura.
- Nie tylko się przyda, lecz jest wręcz niezbędna - odpowiedział Astaroth - Jednak muszę sprowadzić jeszcze kogoś, kto nie wybaczyłby mi takiej okazji...
- Aha. Co masz na myśli? - spytał.
Obok Anioła zamajaczyła postać mężczyzny ubranego na czerwono. Chwilę później pojawił się Archer.
- Dobrze Cię widzieć. - uśmiechnął się Anioł.
- Również się ciesze, Panie. - odpowiedział Łucznik.
- Waldorff... Kiedyś, Wraz z nim i tym nekromantą podróżowaliśmy razem. Założę się, że mają sobie wieeele do opowiedzenia. - odezwał się Demon.
- Sprowadź go. Przypilnuje tego pana.
 

Ostatnio edytowane przez Panda : 18-04-2008 o 21:47.
Panda jest offline  
Stary 18-04-2008, 21:51   #622
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Darkness comes

Astaroth;Chimera i jej ostry dziób przychodzą ci z pomocą. Pęta kościanego bluszczu z trzaskiem i chrupotem pękają, odcinane. Masz w zanadrzu sztuczkę z niematerialnością. Przyjmując energetyczną, demoniczną powłokę, jesteś dla kościanych łodyg niczym nieuchwytne powietrze i uwalniasz się, umykają asekuracyjnie poza zasięg wijących się pędów. Twoja chimera również zwinnie umyka im, uskakując i lądując obok ciebie.

Vriess czy nie Vriess? Oto jest pytanie. Kim stał się nekromanta, jakiego znałeś po 600 latach spędzonych w świecie Ritha? Dlaczego wciąż żyje? Nie było sensu pytać o to samego białookiego. Demony nie słyszą pytań zaczynających się od "dlaczego".
Vriess się zmienił, to było pewne. jego magia znacznie przybrała na sile. Arogancja i sarkazm pozostały. Postrzał się? Powiedzmy, że dojrzał.
Spoglądał na ciebie podobnie, jak wtedy. W Grocie Życia. Wiedział, że historia lubi się powtarzać. Wiedział, że się wahasz i nie jesteś już tak pewny siebie jak wtedy.
- Zastanawiasz się, co się stało? Skąd się tu wziąłem? Wiedzielibyście, wszyscy, gdybyście mnie wtedy nie zignorowali, nie olali, nie zostawili samemu sobie, ruszając na ten durny turniej. Sami jesteście sobie winni. Wiesz, dlaczego tu jestem? Because Mistress loves me - uśmiechnął się jadowicie, na co zupełnie zdębiałeś.
Nekromanta tymczasem zdążył uszykować dla ciebie magiczną niespodziankę. Wyczuwszy kumulację magicznej energii w jego dłoni, odrzuciłeś szable i sięgnąłeś po łańcuch. Srebrzyste oczka gwizdały, wirując, przepuszczając przez siebie wiatr.

Each of us is so much more than we once were. Do you not feel with all your soul that as long as a single one of us stands, we are legion… We`ve come... to kill you!

Że... CO?!?!

Pierwszy z duchów pomknął ku tobie, zdawało ci się, pomyślałeś w zdezorientowaniu, lecz śmiech nekromanty rozwiał boleśnie twe nadzieje.
Amulet na jego piersiach, błyszczy, amulet od Aen...!
Cios w plecy - nie wiedziałeś nawet, czym zadany i przez kogo. Chlaśnięcie szponami po warzy, ból, piekący ból krew. Ryk twojej chimery, walczyła, broniła cię, zasłaniała cię swym śmiertelnym, kruczym ciałem. Czarne pióra sypnęły na ciebie, lezące, deszczem. Kwik chimery. Ale nadal stała na nogach, zasłaniała cię, opędzała od wrogów. Było ich zbyt wielu. Raz za razem któryś uderzał, miażdżącym bólem, tępym hukiem. ciepło, piana krwi, czerwone kałuże. wrzaski wojowników bili. Mrok, drżące, wijące się mgły ograniczające widoczność. Widziałeś postać nekromanty , rozchwianą na tle kolumn świątyni, lecz za każdym razem, kiedy próbowałeś podnieść się by wymierzyć odległość potrzebną do... cios za ciosem, jęk za jękiem. Niematerialność na nic się zdała, mściwe dusze przywrócone z otchłani demoniczną mocą potrafiły ranić twoją energię również pod tą postacią. Wreszcie, zdołałeś wyrwać się z kręgu oprawców, i na ślepo, na wyczucie, na wściekłość, świsnąłeś łańcuchem w kierunku wroga. Twoja chimera rzuciła się ku niemu. Nekromanta wykonał błyskawiczny unik - czegoś takiego u Vriessa nie widziałeś wcześniej. Po prostu odsunął się w bok, jego sylwetka rozmazała się niczym sylwetka Thomasa manipulującego czasoprzestrzenią, a kula wieńcząc łańcuch przemknął obok niego. Widziałeś, jak w nienaturalnym, jakby spowolnionym tempie, falują długie szaty falowały, jak amulet na łańcuszku unosi się i zawisa na moment w powietrzu, póki łańcuszek się nie naciągnie, póki nie pociągnie medalionu ze sobą... W tej właśnie chwili miały na nekromantę opaść z góry szpony twej chimery, lecz gdy odsunął się, pazury przeorały powietrze, muskając jedynie jego szaty. Jeden z hakowatych szponów zaczepił jednak o łańcuszek medalionu, który rychło pękł, medalik zaś upadł z cichym brzdękiem na podłogę, a chimera, lądując, roztrzaskała go swymi pazurami. W tym momencie legion napastujący cię zniknął. Koniec wrogiego zwierciadła chaosu, czy barier ochronnych. Koniec magii Aenis, dobrej siostry. Sapiąc z bólu, dźwigasz się z podłogi, poraniony, zakrwawiony, obolały. Rany parują fioletową mgła, lecz znacznie, znacznie słabiej niż niegdyś. Proces regeneracji jest tak szczątkowy, że z trudem utrzymujesz się na drżących nogach, podziurawionych od kolców kościanego bluszczu, pociętych szponami legionu. Wróg nie wygrał jeszcze, jednak.

As long as a single one of us stands...
We…
Are…
Legion…

- Chodź. Staw czoła swemu przeznaczeniu. A zresztą, na co te górnolotne gadki. Nie łódź się, Ast i Aroth, wybrańcze od jedenastu boleści. Mistress may have chosen but. But she is not here. Nie dopełnisz tutaj swego przeznaczenia, zaś ja moje, owszem. 600 lat, no, no, kto by pomyślał. W twym nędznym końcu nie będzie niczego heroicznego. Zatłukę jak karalucha. Żałuję tylko jednego. Że w Grocie Życia, jako mój służebny szkielet, tak szybko się zepsułeś. Nawet po śmierci jesteś do niczego.

- Resurgere osseus involucrum!
Osłona z wirujących kości otoczyła nekromantę. Krążysz, czujny, spięty, próbowałeś zakraść się z boku, twoja chimera miała zaatakować z drugiej strony. Ni stąd ni zowąd z ciemności mgły nekromanty wyłonił się zagubiony wojownik światła. Nekromanta uśmiechnął się do niego złośliwie. Jama brzuszna eksplodowała, flaki, oślizgłe i cuchnące, chlapnęły o podłogę obleśną breją, a żebra, obnażone z wypalonych wnętrzności wciąż żywego nieszczęśnika, wytrysnęły z jego ciała niczym bełty z kuszy. Błyskawiczny unik pomimo ran, Smutek Czternastu Wdów zbił w locie kościane pociski.

Fala metalicznego, przedziwnego pomruku nicości przemknęła przez pomieszczenie. Wszystko zaczęło się kurczyć, otoczenie, twój umysł, twoje myśli, twoja dusza. Okropne uczucie. Miałeś wrażenie, że każda cząstka otaczającej cię materii pulsuje rozpaczliwie, próbując uciec, że wrzeszczy z leku, trzęsie, wybucha. Rozdwojona, potrójna, wijąca się, pękająca, hucząca w dzikim pulsowaniu, materia zapadała się sama w siebie, sama siebie niszczyła.
- Czujesz? – spytał cicho uśmiechnięty nekromanta. – Rith nadchodzi. Idzie po twoich towarzyszów.
Potrząsnąłeś głową, wyrównałeś oddech. Kap, kap. Krwawe kleksy na posadzce. Głuche warczenie twojej chimery. Szum w uszach.
- Jesteś śmiertelny. Masz krew… którą można podpalić!… A to widziałeś? Resurgere malus animi! Destruxi corporial custodae! – wokół dłoni nekromanty zabrała się wrząca energia, czułeś. – Jeszcze jedno słowo...

Masz wybór. Zaatakować, z nadzieją, że zdążysz zadać cios, nim mag dokończy swe zaklęcie i cię uśmierci. Opuścić Świątynią Abazigala, uciec poza zasięg magii nekromanty. Rith...?

* * *
Odstawił kufel i poklepał przyjaciela po plecach. Kątem oka dostrzegł... Nieee. Młody chłopaczek wygrywał na skrzypkach niesamowite, skoczne melodie, jego siostra w tęczowej sukni wirowała w tańcu niczym radosne źrebię na kwiecistej łące. Bił brawo. Znowu...!
Z niedowierzaniem skupił swą uwagę na kuflu. Na powierzchni trunku rozeszły się koncentryczne okręgi. Po chwili znowu. Stolik zadrżał.
Niewidzialna fala przemknęła przez karczmę. Kufle eksplodowały z hukiem. Jęki zdumienia i zgrozy, pisk tancerki. Krzyki paniki dobiegające z ulicy. Zerknął za okno. Niebo zasnuło się powoli fioletową poświatą.
- Na Światło, co to jest?! – jęknął Beulf.
* * *
- Pani!!!
Najwyższa kapłanka stała na balkonie, ze zgrozą obserwując ciemne chmury zasłaniające Białą Gwiazdę. Wszystkie krzesła przy stole w komnacie zebrań skrzypiąc ugięły się, ich nogi dziwacznie powyginały się, niczym płozy foteli na biegunach.
* * *
- To Rith! Idzie po nich.
- Jeśli natychmiast nie zniszczą swoich imion on ich pozabija! – krzyknął wściekły Valgaav. – A my możemy tylko na to patrzeć, szlag by!!!
- Verion zamilkł. Zrezygnował?
- Verion? Nie znasz go! Verion nigdy się nie poddaje!
- To tak jak Almanakh – odparł Lavender. – A jednak oboje przepadli.
- Nie! Nie może być! Ona musi gdzieś być, on mówił do nich, słyszałem jego głos! Musi się udać!!!
- Ostrzeżmy ich.
- Nie dadzą rady, nie powstrzymają go! Mają tylko Wiatr Lodu!
Lavender z żalem zamknął oczy.
- Nie trać wiary, Czarny Smoku.
- Nie straciłem wiary! Co nie zmienia faktu, że oni mogą stracić życie! Nie dadzą rady, Lavender! Musimy coś zrobić!
- Nie możemy im pomóc tym razem.
- Nie dadzą rady! – powtórzył w gniewie Valgaav.
* * *
Astaroth; Zjawia się Thomas!

Thomas;

- Thomasie...
Hm...? Żywy Ogień odezwał się do ciebie po długim milczeniu!
- Pan Mgieł zstępuje do świata materialnego. Kiedy tu przybędzie, nie będzie już dokąd uciec, gdzie się schować. Staniecie do walki. Zginiecie, prawdopodobnie. Nie ma Oka Światła. Amulet Kaihi-ri nie zostanie zniszczony bez jej mocy. Posłuchaj, Thomasie. Przekażę ci moją moc. Moją wiedzę. Nauczę cię zaklęcia, które powstrzyma Ritha przed ucieczką w plan mgieł. Jest śmiertelny. Możecie go zranić. Jeśli zdołacie. Musicie próbować! Powstrzymaj Ritha w materialnym świecie, a raniony, w agonii, nie będzie mógł uciec. Jednak skaleczony nieznacznie, uleczy rany, pamiętaj. Teraz, powtarzaj za mną, nauczę cię czaru Lightbreak Holly Bound, o wiele silniejszego niż zwykła inkantacja holly bound, działająca na mezenda.

Peace with you.
Can I be with You?
Yes, you are with Me, I am the Light.
Can I be near You?
You are near Me, you are in Me, I am the Light.
I am the Light and shine for everybody to see. Have no fear, My path is straight My Path will lead you to the Light.
I am the way
I am the light
I am the dark inside the night
I hear your hopes
I feel your dreams
And in the dark I hear your screams
Don't turn away
Just take my hand
And when you make your final stand
I'll be right there
I'll never leave
All I ask of you
Don`t leave
Lightbreak Holly Bound!!!

Tymczasem w odmętach jeziora
Waldorff; Zamierzasz obejrzeć z bliska błyszczącą płytę, drzwi. Szykujesz się z tej racji na kąpiel, by do nich dopłynąć. Kiedy zamierzasz wskoczyć do wody, twoje szyki krzyżuje... sama woda. Lądujesz na jej powierzchni, stoisz na tafli wody! Zdumiony tym faktem sprawdzasz nogą podłoże. Twarde, stoisz. Ruszasz w kierunku drzwi. Wodna istota krąży po prawej, miedzy kolumnami. Dostrzegłeś koniec jej wężowego ciała, kiedy odpływała. Okręgi na wodzie rozchodzą się pod twoimi stopami. Nadal stoisz na tafli.
Oglądasz drzwi. Nie ma zamka, nie ma klamki. Szczelina err nie. Płyta wrót jest wbudowana w ścianę. Próbujesz coś wcisnąć, dotykasz drzwi... Na płycie pozostaje jaśniejszy ślad, twoja... odciśnięta dłoń, wraz z liniami papilarnymi i odciskami palców! Po chwili znika, jakby wygasła.

Wygląda na to, że to swoista tablica do rysowania! Dwarfy- doskonali architekci i konstruktorzy, wiedza coś o tym. Próbujesz narysować palcem linię. Rysujesz, samym dotykiem. Linia po chwili wygasa.

Najwyraźniej musicie narysować na płycie rozwiązanie zagadki, o której mówi inskrypcja!

Tev; Nic się nie dzieje. Żadnego pioruna tym razem

Barbak; Twoje modlitwy znów zostały wysłuchany!
Ponownie, w wizji odwiedza cię Valgaav, Starożytny Czarny Smok.
- Posłuchaj, synu Zerat`hul`a! Wasz czas się kończy! Musicie natychmiast otworzyć te drzwi, natychmiast znaleźć i zniszczyć wasze imiona! Rith, Pan Mgieł, zstępuje do planu materialnego i idzie po was! Jeśli dojdzie do walki z nim, nie ulegajcie, nie poddawajcie się, choćby świat się walił. Obiecaj mi to!

Sugerujesz, abyście osuszy.... Hm. Waldorff stąpa po wodzie! Przecierasz oczy.

Barbak, Waldorff, Tev, Tay`gi;
Zjawia się Asta...ro...? Cały zakrwawiony, zasapany, poobijany. Słania się na nogach. Podchodzi do Waldorffa i obaj znikają!!!

Waldorff; Wraz z Astarothem zjawiasz się u boku Thomasa w ciemnej... mgle. Majaczy w niej postać nekro...manty! Vriess?!
Zrozumiałeś. Astaroth chciał, abyście znów się spotkali. Tacy Jak Ty. Dawni kompani.

Tak, też za wami tęskniłem – uśmiechnął się pogardliwie nekromanta. – TAK bardzo! Resurgere irrare malleus!!!

Astaroth: O nie, znowu to, nienienie!!!....
Wiedząc, co zaraz nastąpi, wykonałeś błyskawiczny unik.

Thomas: Ożeszszsz!!! Niewidzialna fala energii huknęła w ciebie znienacka, dosłownie zmiatając cię i wgniatają z łomotem w ścianę świątyni Abazigala! Kolumny, po lewej i po prawej od ciebie, z hukiem przesunęły się, jedna z nich padła i rozbiła się, wstrząsając świątynią.

...A w mieście...
Charlotte;
Dowiadujesz się, gdzie był pokój Angelique. Jako nietoperz fruniesz z powrotem do swego domostwa. Robi się zimno. Twoim oczom ukazuje się nagle lśniąca jaskrawo bariera, mknąca ku tobie z ogromną szybkością. Co do?!...
Fala energii przemknęła z hukiem, wykonałaś w powietrzu kilka niekontrolowanych fikołków, aż runęłaś w krzaczki do ogrodu swej posiadłości. Zbierasz się z zielska. Jak na komendę, wszystkie szyby w dworku wylatują naraz z potwornym trzaskiem. To samo dzieje się we wszystkich domach na całej ulicy. Wrzaski ludzi, szczekanie psów. Wysokie drzewa przy ulicy uginają się do ziemi, jakby miały pnie z plasteliny, a korony z chrupotem wbijają się głęboko w ziemię poprzez bruk.
Niebo robi się ciemne, nabiera metalicznej, połyskującej, fioletowej barwy.
W domu nikogo nie zastajesz tym razem. Idziesz korytarzem.
ŁUP.
Obraz ze ściany, tuż przed tobą, huknął o podłogę. Omijasz. ŁUP, ŁUP! – spadają kolejne. Co jest?! Kolejny obraz. Krok do przodu. Wisi. Krok. Wisi. Kro... ŁUP!
Drzwi. Otwierasz powoli.
Twój pokój. Taki, jak lubisz.
Nocna szafka. To tu... Druga szuflada. Pamiętnik.
„Cały dzień bolała mnie głowa. Miałam nudności. Cholerny kucharz, gotuje takie świństwa, że psy by padły od tego! Chyba chce mnie otruć, szumowina jedna! Już któryś raz rzygałam po przebudzeniu się. Mam tego dość. Zaraz wywalę dziada na zbity pysk, i poszczuję psami!

Przed chwilą widziałam coś dziwnego. Niebo zrobiło się fioletowe, takie połyskujące, prawie jak zorze, o których czytałam w książkach. Teraz już jest znowu ciemno. Wszystko mnie boli i znów mi niedobrze. Idę spać.

Przed chwilą obudziłam się w nocy. Nie mogę zasnąć. Miałam wrażenie, że słyszałam chichot jakiegoś mężczyzny pod moim oknem! Wyjrzałam na zewnątrz, ale nikogo tam nie było, tylko w ciemności widziałam chyba dwa białe, świecące punkciki! Przed chwilą znowu słyszałam jakieś szmery i trzaski w ogrodzie, ale psy śpią, a zawsze są czujne! Nie wiem co się dzieje. Może głupie kawały jakiegoś adoratora?

Właściwie, ciekawe, co porabia Thomas. Dawno go nie widziałam. Moglibyśmy się znów spotkać i spędzić romantyczną noc razem...”
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 18-04-2008, 22:48   #623
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Kościany bluszcz. Znał tą jak i inne sztuczki nekromanty. Wtedy, gdy podróżowali razem uważnie przypatrywał się pozostałym, zapamiętując ich siły i słabości. Od momentu, w którym usłyszał w celi obok głos elfki, wzywającej swojego kota i został przez nią uwięziony doskonale wiedział, że będzie musiał ją zabić, lub sam zginie. Tak samo było ze wszystkimi, z którymi ramie w ramie wtedy podróżował. Nie dokończył wtedy swojego dzieła wiec teraz nadeszłą chwila, gdy wszystko musi się zakończyć. Do wyeliminowania pozostał mu tylko nekromanta, gdyż krasnolud tak naprawdę już był martwy gdy spisał go na straty wraz z Mrukiem. Pamiętał również u nekromanty zagotowanie krwi, ożywienie szkieletu i młot gniewu którymi potrafił skutecznie eliminować wrogów. Wtedy, w grocie życia o zwycięstwie zadecydowały ułamki sekund - w ostatniej chwili, gdy jego szable miały się wgryść w chude ciało nekromanty dokończył on inkantację. Tym razem Astaroth nie był pewny siebie, wręcz przeciwnie. Do nekromanty czuł respekt, czym poza nim mogły się pochwalić tylko dwie osoby: Feanim, biały irbis który imponował mu swoją siłą i nieuchwytnością, oraz Waldorff, krasnoludzki kapłan którego wiedza i spokój napawały go szacunkiem. Jednak respekt jaki czuł teraz przed nekromantą nie wynikał z jego charakteru, ale z prostego faktu: to on go zabił. To był ten cień, który nie pozwalał mu rozwinąć w pełni swoich sił. Tym razem nie mógł popełnić błędu. Tym razem musiał być szybszy!

- Przybywajcie!

Po raz drugi wykorzystywał jeden ze swoich najpotężniejszych atutów, choć posiadał go już od tak dawna. Prawdę mówiąc wynikało to z dwóch prostych faktów. Pierwszym z nich było to, że z natury nie przepadał za popisywaniem się. Sam doskonale wiedział, co potrafił a wiedza ta u innych była po prostu zbędna. Skoro i tak nie mogli mu zaufać ze względu na jego rasę nie miał najmniejszego powodu, by ujawniać im to, co znajduje się wewnątrz niego. Tym razem jednak coś było nie tak... Legion... Legion chciał go zabić? To nie było możliwe... Przecież byli jednością, najdoskonalszą ze wspólnot! Wtedy jednak zrozumiał. Amulet na szyi nekromanty musiał spowodować jaką zmianę w strukturze legionu. Mógł się tego spodziewać.

Ataki napłynęły gwałtownie, ze wszystkich stron. Cięcia, spadające z szybkością błyskawicy, niemożliwe do uniknięcia nawet mimo tego, że doskonale wiedział z której strony i kiedy nadleci cios. Na nic były w tej sytuacji wszystkie jego moce - Legion był zbyt potężny, by i dziesięć takich jak on zodłało się mu oprzeć. Nawet niematerialność nie przynosiła tu najmniejszego skutku. Ból wypełnił całą jego istotę, rany które dawniej zdołałby zaleczyć dzięki wszechmocy fioletu tym razem dawały o sobie boleśnie znać, powodując upływ życiodajnej krwi. Zamachnął się na ślepo łańcuchem, pozwalając by złość poprowadziła jego ramie, chimera również ruszyła do ataku. Jednak nekromanta wykonał gwałtowny unik, wyglądający jak nagięcie czasoprzestrzeni. Na całe szczęście, choć jego atak zawiódł chimera sprawdziła się doskonale, zrywając łańcuszek amuletu z szyi nekromanty i niszcząc go. Legion znikł, a Astaroth, choć ciężko ranny, był gotowy do dalszego starcia

Nekromanta otoczył się barierą z kości, umiejętnością która widocznie wywietrzała z głosy Astarotha - nic dziwnego, przecież walka w grocie życia odbyła się już tak dawno. Wykorzystał również pechowego wojownika jako broń, wypruwajac z niego żebra i wykorzystując je jako pociski. Bojąc się nieco, żeby śmiertelne ciało nie odmówiło mu posłuszeństwa rzucił się w bok, a nowo zmaterializowany ,,Smutek 14 wdów" zaśpiewał metalicznie tnąc powietrze, gdy strącił kościane pociski. Walka nie dobiegła jeszcze końca!

Wtedy nadeszło nowe uczucie. Cała jego materia tańczyła istny ,,Dans macabre". Jak zwykle uprzejmy Vriess udzielił mu wyjaśnienia. Rith nadchodził po jego towarzyszy. A więc to tak... Nekromanta miał za zadanie wyeliminować jego, podczas gdy Rith zabije reszte. Znikąd pojawił się Thomas, jednak Astaroth nie miał czasu by cokolwiek mu powiedzieć - przeciwnik właśnie kończył inkantację, przed której efektem uratował go szybki unik. Co prawda Thomas nie miał tyle szczęścia, jednak on sam był w tragiczniejszym położeniu.

Krótka chwila rozmowy, przerywanej nieco unikami przed kolejnymi czarami nekromanty poinformowała Thomasa o ich położeniu. Wtem jednak w głowie Astarotha zaświtał nowy pomysł, powodując że wybuch falą dzikiego, niekontrolowanego śmiechu. Rechocząc jak opętaniec, wykonał kolejny unik po czym tłumiąc na chwilę śmiech przeniósł się prosto do Waldroffa. Nie było czasu na wyjaśnienia, chwycił więc go i przeniósł się z powrotem do świątyni. Gdy tylko się zjawili przywołał demonicę z rękawicy i powiedział do wszystkich sojuszników

- To Vriess, nekromanta. Powstrzymajcie go na chwilę, bardoz was proszę. Waldroffie... Tak, to jest TEN nekromanta, którego miałeś przyjemność poznać w trakcie naszej wspólnej wędrówki po dusze

Po czym oblekł się w niematerialność, zwierciadło chaosu i skoncentrował się o krok do przodu. Wolał być gotowy na wszelkie możliwe ewentualności. Powstrzymywany wcześniej śmiech wrócił z nową mocą. Czasem sam siebie zaskakiwał!

Poprzednio, nekromanta cudem dwukrotnie oszukał śmierć. Pierwszy raz, kończąc inkantację dosłownie w ostatniej chwili, później przypadkiem unikając zasypania żywcem. Historia lubi się powtarzać... Astaroth postanowił sprawdzić, na ile to jest prawdziwe. Z takimi ranami zbyt wiele w walce nie mógł zdziałać, miał więc zamiar zmusić historię, by się powtórzyła. Gdy demonica, Thomas, Archer i Waldorff zajmą Vriessa miał zamiar kolejno wykorzystać swoją nową zdolność na wszystkich kolumnach świątyni, po czym transem przekazać wiadomość, by jego sojusznicy uciekli teleportem (demonica miała zabrać ze sobą dwarfa). Miał zamiar powtórzyć to, co wydarzyło się w jaskini dusz. Tylko że tym razem na głowę nekromanty miała spaść cała świątynia przybycia!
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 19-04-2008, 13:38   #624
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Astaroth;
Sun, Stand Thou Still Upon Earth; And Thou, Moon, In The Valley Of Chaos. Darkness beyond the blackest pitch, deeper than the deepest night, violet that shines above the Sea of Chaos, Last, who breaks souls, dies for you.

Ten głos… To Verion…?

- Lets do it, sugar – zaszemrała demonica, widmowy cień u twego boku.
Twoja chimera zaryczała skrzekliwie, strosząc wrogo pióra i orząc pazurami posadzkę.
Czekają na twoją decyzję. Nekromanta uśmiechnął się pogardliwie i w złośliwym geście zapraszająco kiwnął na ciebie ręką.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 20-04-2008, 15:56   #625
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Waldorff postanowił obejrzeć drzwi z bliska i próbował wskoczyć do wody, ale gdy tylko wylądował na niej, Tev ze zdziwieniem stwierdził, że Krasnolud twardo stoi, a raczej może leży na powierzchni wody.
Tygrys również ostrożnie wszedł na taflę, ale w jego przypadku zachowywała się tak samo.
Tymczasem Kapłan podążył do drzwi, zatrzymując się przy nich.
Rakszasa podszedł do niego, gdy tamten badał uważniej drzwi, zaś gdy pchnął je, na drzwiach pozostał odcisk dłoni.
Tev jeszcze raz spojrzał na zagadkę.
-Dobrze, przeanalizujmy ją jeszcze raz.
"W pierwszą noc na nas spojrzała
Z jej nieba"
-zacytował fragment.
-To zdecydowanie gwiazda, bo cóż by mogło być innego, pasującego do zagadki? Nic.
"Miała tyle ramion
Ile oczu miał Shabranido
Gdy spojrzał na Phibriza, Kanzeliva, Rashaarta, Gaava i Riona."
Shabradino miał jedenaście oczu, a gdy spojrzał na tych wszystkich wypierdków, miał ich już sześć
-ciągnął Tev.
-A więc chodzi o gwiazdę sześcioramienną.
"Czterema cięciami rozdzielona,
Na pięć części"
Trzeba ją podzielić czterema cięciami na pięć części. To jest jasne
-zastanawiał się dalej.
-"Złączona znów
Zajaśnieje symbolem Światła
I wpuści wytrwałych."
Trzeba ją podzielić tak, żeby móc z nich złożyć jeden trójkąt i to właśnie ten trójkąt przepuści nas dalej
-powiedział zamyślony Tev.
-Nie wiem tylko jak ją podzielić...-mruknął Rakszasa, gdy nagle zjawił się poraniony Astaroth, zabierając ze sobą Waldorffa, a następnie zniknął.

~Mam złe przeczucia. Przygotuj się na jakąś niemiłą niespodziankę-powiedział podejrzliwie Ravist.
~Lepiej pomóż z zagadką. Jak podzielić tą gwiazdę?-zapytał Tev.
~Nie ma na to czasu. Przygotuj się. Nie wiem co to jest, ale coś może to być-ostrzegł Ravist, rozglądając się dziwnie.

Tev skrzywił się, patrząc na drzwi, po czym zaczął rozglądać się na boki oraz w górę oraz w dół. Przeczucie Ravista. Nie lubił polegać na czymś tak mało pewnym i mało sprawdzalnym, ale był Rakszasą. Szalonym Rakszasą.
Uśmiechnął się do siebie, zaczynając śmiać się obłąkańczo. Tev powrócił.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 20-04-2008, 16:19   #626
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas wygrzebał się z resztek kolumny. Przeciągnął się, coś w kręgosłupie strzeliło przerywając odrętwienie tym samym przynosząc ulgę. Anioł ruszył w kierunku swego przeciwnika masując przy tym ramię. Obok Upadłego pojawił się jego wierny przyjaciel, Archer.

- Bierz się za niego. Ja mam do załatwienia pewną sprawę. - mruknął do podwładnego.
- Tak jest. - odpowiedział Łucznik.

W rękach Białowłosego pojawiły się dwa sztylety a sam ich właściciel ruszył z kopyta na nekromantę. Osoby trzecie mogły by uznać ten czym za atak samobójczy lecz Anioł wiedział co robi. Jego przyjaciel miał zająć na moment nekromantę. Thomas miał nadzieję, że zrobi to i Waldorff. Łucznik wybił się w górę z zamiarem wbicia w nekromantę oby dwóch ostrzy w klatkę piersiową.
Tym czasem Upadły pojawił się obok Astarotha łapiąc go za ramię. W okół jego ręki pojawiła się biała aura, która na obrzeżach miała fioletowe obwódki. Anioł włożył w ten czar biel leczącą rany cielesne oraz fiolet, który miał wypełnić powłokę Demona, przynosząc mu ukojenie.
Astaroth syknął gdy jego rany zalśniły białym światłem. Mimo iż zabieg sprawiał mu ból jego rany zaczęły się zasklepiać a sam demon wyglądał o wiele lepiej niż przedtem. Stan zdrowia Demona poprawił się na co Anioł uśmiechnął się jedynie i znikł.

Nim Archer spadł na nekromantę Anioł, będąc w "czasoprzestrzeni" (tzn że dla niego wszystko rusza się w tempie minimetr na godzinę albo jeszcze wolniej) zaczął recytować inkantację do czaru unieruchamiającego. Miał zamiar, gdy przebiega obok przeciwnika, wypuścić czar by po chwili wyprowadzić celne pchnięcie Żywym Ogniem w okolicę lewej nerki przeciwnika (czyli pojawia się za nim) z taką siłą, że ostrze powinno przejść na wylot. Następnie obraca klingę do góry i wykonuje zamaszysty ruch w kierunku głowy Nekromanty tym samym wypuszczając Sierp. Ten sam Sierp, który odciął ogon i łapę Lewiatana, ten sam sierp, który zniszczył Rybowatego Demona w Ditrojid przeszło 600lat temu. Ten sam sierp, który rozciął Demona i Lodową kostkę Kejsi.
 
Panda jest offline  
Stary 20-04-2008, 21:38   #627
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nekromanta roześmiał się cicho.
- Nie jestem „Vriess”, Legionie. Jestem jego lepszą wersją, stworzoną z Vriessa przez Mistress. Verion zabrał mnie do niej na jej własne życzenie. Ty nigdy nawet jej nie ujrzysz, przeterminowany wybrańcze... – zmrużył oczy, skupiając wokół siebie magiczną esencję.

Thomas ruszył ku Astarothowi.
- A ty dokąd? Nie powinieneś przypadkiem walentynek roznosić, przerośnięte amorku?! – zaśmiał się nekromanta.
Już miał potraktować upadłego anioła kulą ognia, kiedy jego uwagę skupił Archer, atakując z wyskoku.
- Resurgere malus animi! Destruxi corporial…! Gah…?!

Cienie kolumn za nekromantą zafalowały i rzuciły się na jego własny cień. Nekromanta znieruchomiał wbrew swej woli.
- A to co?! Zabieraj się stąd, płaska babo!

Ostrza Archera huknęły z całą mocą o kościaną barierę otaczającą nekromantę, tłukąc ją niczym szklany klosz. Nekromanta tymczasem wykorzystał swoją sztuczkę z wyjściem z ciała, przemieniając się w lewitującą, błękitną, świecącą kulkę, w ten sposób pozbywając się swego cienia i rozwiązując problem z unieruchamiająca go demonicą.

Thomas znalazł się naraz tuż obok lewitującej kuli. Zaklęcie unieruchamiające nie podziałało jednak na kulę! Żywy Ogień świsnął raz i drugi, kulka zataczając zygzaki umknęła przed sierpami ostrza. Jeden z sierpów chlasnął po pozostawionym ciele maga, ucinając mu prawą dłoń.
Nekromanta musiał się zmaterializować i wrócić do swego ciała, aby kontynuować walkę. Thomas na to tylko czekał. Kolejne cięcie i Żywy Ogień z plaśnięciem zagłębił się w ciele nekromanty. Każdy wojownik wie, po co wbija się ostrza w nerki. Ból jest wówczas tak obezwładniający, że nie można wykrztusić ani słowa.

Jak na komendę, wszystkie kolumny wokół was trzasnęły nagle, zewsząd sypnęło kurzem i odłamkami kamieni. Wrzaski wojowników bieli, szeroko otwarte, zdumione oczy nekromanty.
Ogłuszający huk walących się pilastrów. Sufit chrupnął, łupnęło z góry gruzem. Nawa główna Świątyni Abazigala skurczyła się i z hukiem runęła ku upadkowi.

Teleportowaliście się. Wracacie do reszty drużyny.

Astaroth, Thomas, Tev, Waldorff, Barbak, Ray`gi; Znowu razem. Astaroth, noszący ciężkie I bolesne ślady po walce, opiera się o ścianę, łapiąc oddech i próbując dojść do siebie po utracie krwi. Odzwyczaił się już od bycia śmiertelnym, widać to wyraźnie.

Astaroth; ...Udało się. Słodka ironia. Zwycięstwo i... kolejny problem. Teraz podziemia z twoim imieniem i imieniem Kejsi przepadły, przysypane tonami piachu i gruzami Świątyni Abazigala.

Tev rozwiązał już 2/3 zagadki! Jedyny problem polega na tym, jak podzieli gwiazdę i jak ułożyć z tego trójkąt.

Wszyscy


Wrzuta.pl - Mozart - Carmina Burana - O Fortuna

Zastanawiałeś się kiedyś, co byś zrobił, gdybyś miał godzinę życia?
Gdybyś widział zbliżający się koniec...? Gdzie byś go widział? Jaki on jest? Niebo? Jasność? Duchy, Bóg, wieczna radość, wieczny spokój? Dawne twarze, przodkowie, duchy? Wieczny dzień, wieczne słońce, kwieciste łąki? Mrok? Cisza? Wilgotna ziemia, padlinożerne robaki, trawa, kwiaty na grobie? Ktoś płaczący? Ktoś tęskniący? Ktoś wspominający twoje imię...? Pamięć? Jak długo...?
Myślisz, że po śmierci spojrzysz na świat, który opuściłeś? Ujrzysz znajome twarze, zaszklone łzami oczy, żałobną czerń? Myślisz, że odezwiesz się do nich? Że usłyszą cię, w snach, w myślach, złudzeniach? Będziesz chciał przytulić kogoś, kogo kochasz, rozpaczliwie próbować wciąż zemsty na kimś, kogo nienawidzisz? Myślisz, że będziesz mógł?
A może po prostu znikniesz? Ustanie oddech, ustanie bicie serca, krew niosąca tlen zatrzyma się, oziębnie, mięśnie stężeją. Język wypadnie z rozwartej szczęki, jak u każdego konającego zwierzęcia. Może jesteś tylko tym? Żywym organizmem? Bez duszy, z umysłem, który ją wymyślił?
Może zamiast zastanawiać się, co uczynisz po śmierci, zastanów się, co uczynić zanim ona nadejdzie? Przecież ona... i tak przyjdzie. I tak będzie, co ma być. Niezależnie od twej wiary, od twej wyobraźni. Niezależnie od ciebie.
- Wiesz co się stanie? Pozwól, że ci pokażę...

Violet Fire Demon by ~Xaldin911 on deviantART

Fioletowe płomienie znikają, odsłaniając sylwetkę wysokiego, szczupłego... człowieka...? Być może kiedyś był człowiekiem. Teraz ma idealnie białą, lśniącą skórę, kontrastującą mocno z wszechobecnym, czarnym tłem, oraz odzieniem postaci; krótką, czarną skórzaną kamizelką bez rękawów i długimi czarnymi spodniami. Uwagę od razu przykuwa jego twarz, na której, niczym tatuaże, widnieją dwa czarne wzorki w kształcie kropel, sięgające od lini brwi, poprzez powieki do połowy policzków.
Czy Morcruchus... nie miał podobnych...?!

Dość długie, kruczoczarne włosy przybysza sterczą w górę na kształt płonącej korony. Na obu jego przedramionach, od łokci w górę, biegnie po jednym rzędzie czarnych haczyków, podobne „ostrogi” ma na łydkach. Bystre oczy z okrągłymi czarnymi źrenicami bez tęczówek migają badawczo wzrokiem po każdym z was. Zadziorny uśmieszek nie znika z jego twarzy.

- Przepraszam za drobne spóźnienie, ach te korki na międzyastralnej... Bleh, świat materialny – otrzepał się Rith, skrzętnie poprawiając swoją fryzurę.
Spojrzenie jego skrzących się, białych ślepiów ukłuło was.
- Zabiję za to, że zmusiliście mnie, abym się tu fatygował!!! – warknął. – Za to, że jesteście tak upierdliwi i nie chcecie grzecznie skonać!!! Ale przede wszystkim... dlatego, że nie potraficie poprawnie wymówić mojego imienia!!! – wydarł się. – Rith, Rith, SAMI jesteście Rith, sepleniące niedorozwoje!!! – fuknął wściekle. – Mam na imię Revioriutiseushion!!! Pozwoliłem wam mówić w skrócie, „Rith”, z nadzieją, że zdechniecie kulturalnie po paru dniach, ale wy musieliście przejść pół świata, rozgłaszając wszystkim, że mam na imię Rith!!! Hańba, kanalie! – zaśmiał się dziko. – Hmmmm, chyba powinienem w tym górnolotnym momencie zagaić jakąś tkliwą gadką o przeznaczeniu, kruchości istnienia, heroicznym poświęceniu i postraszyć was mrokiem, chaosem, i innymi takimi. Ale darujcie, spieszę się.

Wyciągnął w waszą stronę rękę, jakby prezentował wam swe szpony. Te zajaśniały białym blaskiem i w waszą stronę wystrzeliły setki świetlistych strzał!

* * *
- Światło jest moją matką. Pozwala mi żyć. Pozwala mi brać, dawać, mówić, myśleć, pozwala mi wybierać, dlatego muszę się strzec, by nie wybrać źle. Światło wskazuje mi właściwe ścieżki, pozwala mi je wybrać, nie zmusza mnie do niczego. Nie musi. Podążę za nim, z własnej woli, wiedząc, że będę cierpiał z tego powodu. Ale jestem mu to winien. I chociażbym przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknę, bo Światło jest ze mną. I chociażbym padł na ziemię bez ducha, podniosę się, bo chcę być ze Światłem.
W ciszy podniósł głowę, otworzył oczy, sapnął gniewnie, a z jego rozwartych szeroko szczęk ukazujących kły bestii wydobył się gromki smoczy ryk:
- VERIOOON!!!

http://-achiru-.deviantart.com/art/B...-CONE-51257031

Lavender zamknął oczy i zaczął szeptać w skupieniu.

Niebo lśniło metalicznym fioletem. Szare skały smagane silnym wiatrem kruszyły się, odrywane strzępy skał zraz po raz z hukiem spadało na dno doliny.
W jaskini tłoczyły się smoki wszelkiej maści i kolorów łusek. Podobnie jak w setkach innych jaskiń w okolicy. Ich ślepia migotały w ciemności, zaniepokojone pomruki niosły się echem.
Nagle wszystkie naraz uniosły głowy, w ciszy, nasłuchując. Pierwszy z nich podszedł ostrożnie ku wyjściu z groty. Podmuchy wiatru huczały, przymykając mu oczy. Smok obejrzał się, rozpostarł skrzydła, zaryczał i skoczył. Reszta ruszyła za nim. Ponad górami pociemniało od szybujących olbrzymów. Krążyły jeszcze moment tęsknie ponad ziemskim padołem, po czym skupiwszy się w długi łańcuch pomknęły ku horyzontowi.

The Leap by *alecan on deviantART


Olbrzymie fale z hukiem rozbijały się o nadbrzeżne skały. Potężny wicher zdawał się docierać aż na dno, podnosząc kłębu mętnego mułu. W ciszy zabrzmiały melodyjne piski i wycie. W odpowiedzi na wezwanie w kłębach piachu i wirujących, wyrwanych wodorostach zabłysło wiele wrzecionowatych ślepiów. Smoczy łeb wynurzył się ponad fale. Szponiaste łapy rozorały skały, potężne cielsko pięło się w górę, smagane falami. Potem drugie, trzecie, kolejne.

Dragon of Water by *thedragonofdoom on deviantART


- Co jest...?
Ryu-ac gwałtownie odwrócił głowę w kierunku okna i spojrzał nieprzytomnie w fioletowe chmury.
- Co jest? – powtórzył Beulf.
Ryu-ac ryknął bojowo w odpowiedzi i ruszył zdeterminowanym krokiem do drzwi. Wszyscy w tawernie, skuleni w ciszy obserwowali go ze zdumieniem.
- Hej! HEJ, Ryu-ac!... – Beulf ruszył za nim, ale czerwony smok wyszedł już i wzbił się w powietrze, powietrzny wicher porwał go wpierw, później uwolnił uparte, silne stworzenie. Wiatr wdarł się do środka, poprzewracał tych przy drzwiach, zachwiał krokiem Beulfa.

This is my land by *alecan on deviantART

Wszystkie elfy jak jeden mąż chwyciły raptownie za łuki.
elves by ~randishannon on deviantART

- Za Almanakh!!! – wydarł się któryś.
- Rith nie zdąży podejść do naszych murów!!!
- Nie powstrzymał nas Shabranido, nie powstrzyma nas żaden chaota!!!
Ruszyli ku drzwiom.
- A wy dokąd?! – spytał ktoś w osłupieniu.
Jeden z elfów obejrzał się i uśmiechnął się litościwie.
- A wy?... – spytał.


Valgaav zamknął oczy.

- Mógłbyś przeżyć, Valgaav, młody starożytny czarny smoku.
- Po co?
- Nic tak nie drażni tych, którzy chcą nas zniszczyć, jak fakt, iż istniejemy.
Powiedz, iż chcesz wstać, a podniosę cię. Stań u mego boku. Zniszczymy Veriona i jego potomstwo. Stworzę moim Kiharą. Verion nie zbliży się więcej do ciebie. Obronię cię.

http://fc04.deviantart.com/fs23/f/20...berPalette.jpg

- Lord Gaav...
- ... – Lavender zerknął na Valgaava kątem oka.
- Lord Gaav, I... I call for your aid...
- Co ty robisz?! – przeraził się Lavender.
- Jako pół-smok, pół-demon, po śmierci jestem tylko duszą uwięzioną w tym planie. Jako demon byłbym energią w mgłach chaosu. Mógłbym się odrodzić.
Lavender zaniemówił.
- To nie działa w ten sposób!...
- Skąd wiesz? Nikt nigdy nie próbował.
- Nie rób tego, Czarny Smoku.
- Nie jestem...! I... I am Gaav`s Kihara! Jeśli Oni nie pokonają Ritha, ale przynajmniej uwięzia go w planie materialnym, Tacy Jak My dokończą tę wojnę, Lavender. Twoje smoki, elfy Almanakh, ja i moje demony, które stworzę. Dzieci Ritha muszą zostać wytępione. Oni sami nie zdołają tego dokonać. Stańmy u ich boku, wspominajmy ich poświęcenie, ich śmierć. Ale nie każmy im ginąć na marne.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 20-04-2008, 22:45   #628
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Rith nadchodził... Musiał się więc śpieszyć. Tacy jak on, ci którzy podróżowali wraz z nim. Każdy miał własny powód do działania, każdego do przodu popychał inny cel. Rith... Pozostali zostali wplątani w wojnę z nim wręcz przypadkowo, po części z jego winy. Przecież tylko Waldroff znał Ritha, pozostali usłyszeli o nim dopiero od niego. Te wszystkie wydarzenia do których doszło, cała ta przelana krew i wszyscy którzy zostali wplątani w ten konflikt byli tylko i wyłącznie jego winą. To on, Astaroth przyczynił się do ich zagłady. Przecież głównie on, na polecenie Ritha zdobywał części amuletu ze świata śmiertelnych. Nie ma znaczenia, że nie mógł mu się sprzeciwić - gdyby wtedy przestał karmić swoje szable krwią i pozwolił okryć się czarnym całunem śmierci do niczego by nie doszło. Jednak wolał zabijać, wywalczyć sobie drogę do wolności, choćby w zamian posady świata miały się skruszyć, choćby osobiście miał zabić ostatniego człowieka nie zawachałby się. Czy to było to, czego chciał? Czy wtedy, na początku swojej drogi mógł zmienić los wszystkich, po prostu ginąc?

- Nie - odpowiedź przyszła szybko. Rith był zbyt zdesperowany, by zaprzestać swych starań. Stworzyłby nowego sługę, który wykonywałby dla niego zadania. Najpewniej byłoby wręcz gorzej - błąd zdarzał się tylko raz. Drugi sługa zapewne byłby typowym opętańcem, bez własnej woli. Kto wtedy stanąłby na drodze Ritha? Z drugiej strony, nawet jeśli jego śmierć zapobiegłaby tej fali śmierci to i tak jego wybór był słuszny. Kto niby, z tych co zginęli był bardziej godny żyć od niego? Słabi umierali, by mogli żyć zdecydowani. Cząstka życia każdego z tych, którzy przez niego umarli była wraz z nim. Był to uczciwy układ - oni odeszliby w zapomnienie, a tak pamięć o nich przetrwa, choćby w jego umyśle. Demony nie zapominają, więc będzie pamiętał każdego z nich z osobna.

Żałował tylko jednego. Słusznie postąpił, wkraczając na ścieżkę krwi, jednak już będąc na niej dostał szanse spowolnienia lawiny pochłaniającej ludzkie żywoty. Gdyby wtedy, w grocie życia nie zawiódł Rith nie zdobyłby ostatniego składnika. Jednak czy napewno? Najpewniej wysłałby drugą grupę ludzi z innym opętańcem, a wtedy być może nikt nie dowiedziałby się o stworzeniu amuletu? Choć z perspektywy chwili wydawało się to klęską, to jednak patrząc na własną śmierć przez pryzmat czasu wydawała się ona koniecznością. Nekromanta zabił go, a sam uniknął śmierci. Teraz, nadszedł czas zapłaty.

Normalna walka trwałaby zbyt długo, co pozwoliłoby Rithowi zabić pozostałych. Nie mógł do tego dopuścić, więc musiał ją zakończyc szybko. Poza tym nie mógł ryzykować otwartego starcia z takimi ranami. Trzecim powodem jego decyzji była pamięć minionych wydarzeń i chęć dopełnienia pętli losu

- Nic nie zmądrzałeś, prawda? - odpowiedział nekromancie, przenosząc się do pierwszej z kolumn - Przeterminowani, to mogą być twoi umarli przyjaciele. Mam gdzieś bycie wybrańcem i wszystkie przepowiednie. Sam ukształtuję mój los! A ty... ty będziesz kolejną z moich ofiar

Choć Waldorff, najwyraźniej zszokowany sytuacją stał w miejscu, o tyle Thomas wraz z Archerem i demonicą spisywali się świetnie. Nie mógł dokładnie obserwować walki, gdyż zajęty był przygotowaniami do wysadzenia świątyni. Gdy wszystko było gotowe dał sygnał pozostałym, by przenieśli się do drużyny. Sam jednak przeniósł się przed świątynię, by podziwiać majestatyczne dzieło zniszczenia. To nic, że imiona zostały jeszcze mocniej ukryte - po pokonaniu Ritha będzie miał nieskończenie dużo czasu, by je zniszczyć. A jeśli nie on sam, robią to inni lub zrobi to sam czas. Ostatni znający sekret uczynienia śmiertelnego ciała nieśmiertelnym zginął z jego ręki. Być może to i lepiej?

Wrócił do swoich towarzyszy, jednak śmiertelność dała mu o sobie znać. Oparł się o ścianę, dysząc ciężko. Legion zranił go poważnie, a życiodajna krew upływająca z jego ciała wyraźnie oświadczała mu, że długo nie pociągnie. Jednak Rith nie kazał na siebie długo czekać. Przybył, pewny swojego zwycięstwa, po raz pierwszy podający swoje prawdziwe imie. Astaroth wybuchnął śmiechem, słabszym niż zazwyczaj.

- Wsadź sobie gdzieś swoje imie. Byłeś, jesteś i będziesz Rith. A może powieniem nazywać cię pomniejszy mazenda? Choć mocą amuletu odebrałeś mi moją rolę, w umyśle wciąż jesteś tym samym, nędznym mazendą. Wróciłem po śmierci w grocie życia, wydostałem się z twojego pentagramu i zabiłem twojego nekromantę. Jeśli chcesz mojego życia... Sam je weź!

Być może krwawił z wielu ran. Być może ledwo stał na nogach, jednak wiedział jedno: na tę walkę sił mu wystarczy. Niezależnie od jej wyniku wiedział, że TO jest punkt kulminacyjny, w którym rozstrzygał się los fioletu. Wypluł z ust krew, która zalewała mu usta i otarł rękawem kącik ust, po czym otwarł lekko usta i zanucił, starając się naśladować tak dobrze mu znany głos

- Ivjiiiidjiia hapsen-hapsen-sjooovna...!

I nagle, bez ostrzerzenia rzucił się do przodu, wprost na mknącą ku niemu salwę. Miał zamiar przyjąć ją na siebie i pochłonąć, by pozostali uniknęli zranienia, a następnie skierować całą siłę tego ataku poprzez szable w swój kolejny cios.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 21-04-2008, 00:05   #629
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas

Anioł czuł jak jego ostrze zagłębiało się w ciele Nekromanty. Co tam, że kilkukrotnie nie trafił ale ten cios... Ból, który towarzyszył przebijanej nerce, sparaliżował biednego Maga. Chwilę po tym dostał wiadomość od Astarotha, że lepiej było by się zmyć spojrzał na Archera, który po porozumiewawczym spojrzeniu rozmył się, znikając. Anioł niezbyt delikatnie wyszarpnął ostrze Żywego Ognia z ciała Nekromanty. Krew litrami wylewała się z poranionego ciała chłopaka. Anioł mógł go dobić lecz nie miał czasu. Poza tym Astaroth miał by żal do Thomasa, gdyby zepsuł mu zabawkę. Anioł rozmył się, by po chwili pojawić się obok zamurowanego Krasnala. Nie czekając na jego reakcję złapał go pod ramię i razem z nim rozmył się znikając z miejsca, gdzie chwilę później zawaliła się świątynia. Biedny Nekromanta. Jeśli nie zginął od zawalenia to zginie z wykrwawienia. Tak czy inaczej jest to zła śmierć.

Tymczasem Aniol, wraz z zaszokowanym Waldorffem pojawił się przy reszcie grupy. Uśmiechnął się tylko i od razu podszedł do Astarotha. Mimo, że jego rany nie były już tak poważne Demon wciąż źle się czuł... Anioł nie mógł mu pomóc... Nawet nie miał czasu gdyż chwilę później pojawił się Rith a raczej Revioriutiseushion. Mimo tak poważnej sytuacji na ustach Anioła pojawił się uśmiecha a sam Thomas podrygiwał starając się zachować poziom i nie wybuchnąć śmiechem. Imię to rozbawiło go... I to bardzo. Po chwili jednak opanował się.

Świecące niebieską poświatą ostrze Żywego Ognia zapłonęło. Anioł sięgną drugą ręką po Ostrze Nieumarłych. Powiódł wzrokiem po drużynie. Na każdym członku grupy pojawiła się złotawa aura dodająca im siły. Pojedynek z Rithem nie był czymś prostym. Mimo, że ten Demon był słaby posiadał moc Amuletu, który przewyższa mocą Żywy Ogień, Wiatr Lodu i Słonko...

- Kerom, Jacob. Potrzebna jest mi Wasza pomoc. - mruknął pod nosem Anioł.

Po prawej ręce Thomasa pojawił się mężczyzna w płaszczu z kapeluszem. Jacob spojrzał na Archanioła, który zjawił się po lewicy Upadłego. Kerom ubrany był w złotą zbroję. W ręku dzierżył wielki, masywny miecz oburęczny. Na lewej ręce trzymał dużą tarczę. Jacob odrzucił poły płaszcza ukazując pięknie zdobiony jednoręczny miecz. Uchylił kapelusz ukazując uśmiechniętą twarz.

- Co? Zabawa? - spytał.
- Tia... Nie żałujcie sobie. - odpowiedział Thomas.
- Z Chaosem nigdy sobie nie żałujemy! - odpowiedział oburzonym głosem Kerom.
- Oj... A Ty jak zwykle... - mruknął Jacob.

Kerom nie odezwał się a Thomas skwitował wszystko uśmiechem. Obok Jacoba pojawił się Archer.

- Oho... Będzie Bal. Thomas wszystkich nas zwołał. - skomentował to Jacob.
- Aj... Po prostu daje Wam się rozerwać. - odparł rozbawiony Anioł - A teraz ci... Muszę coś załatwić... Peace with you.
Can I be with You?
Yes, you are with Me, I am the Light.
Can I be near You?
You are near Me, you are in Me, I am the Light.
I am the Light and shine for everybody to see. Have no fear, My path is straight My Path will lead you to the Light.
I am the way
I am the light
I am the dark inside the night
I hear your hopes
I feel your dreams
And in the dark I hear your screams
Don't turn away
Just take my hand
And when you make your final stand
I'll be right there
I'll never leave
All I ask of you
Don`t leave
Lightbreak Holly Bound!!!
- Aha... No to mamy go na wyłączność.
- Ubijemy w imię Ojca! - krzyknął Kerom.

W tym momencie Rith zaatakował. Thomas wyskoczył do przodu i klasnął dłońmi. Za nim na odpowiednią długość pojawiła się ściana chroniąca jego przyjaciół jak i resztę drużyny przed atakiem. Thomas w tym momencie rozwinął swój Ognisty Bicz i zaczął nim wywijać tworząc ognistą tarczę, którą się zasłonił. Miał pewien plan...
Gdy Ostrzał skończył się Thomas wyłączył bicz i schował Żywy Ogień do pochwy z laski. Wygrzebał jedną fiolkę zielonego płynu który wlał do środka. Plan był prosty. Anioł ruszył w stronę Ritha by przeskoczyć nad nim i znaleźć się za przeciwnikiem. Następnie załącza Bicz z ostrza w pochwie. Tym samym odpala płyn, który wypycha pochwie z ogromną prędkością w plecy Ritha.

W tym momencie Archer wybiega zza spuszczonej bariery. W jego ręku materializują się dwa ostrza. Mężczyzna biegnie prosto na Demona. Miał za zadanie wbiec na niego wbijając mu ostrza w okolice barków, tym samym unieruchamiając go. Pocisk wypuszczony przez Anioła powinien przebić ich obydwu jednak dla Łucznika to pikuś. On żyje do póki żyje Thomas.

W tym momencie od lewej doskakuje do Ritha Kerom z zamiarem pchnięcia go w okolice podbrzusza. Ostrze powinno zagłębić się w okolice nerki lub rzołądka. Kerom doskonale wiedział, że Rith jest śmiertelny i ma takie samo ciało jak Thomas czy jakaś istota żywa.
Od prawej zaatakował Jacob. On wykonał najprostsze cięcie od góry do dołu z zamiarem unieruchomienia ręki Demona.

Po tych akcjach Archanioły odskakują by nie otrzymać jakiegoś kontrataku. To samo robi Thomas.
 
Panda jest offline  
Stary 21-04-2008, 00:22   #630
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Może nie okazywał tego na zewnątrz, ale stukroć więcej niż relacje krasnoluda i orka interesował go duet anioła i demona, Astarotha. Chociaż nie miał wielu okazji by poobserwować tych dwóch to co słyszał z ust towarzyszy, to co widział wcześniej, czy teraz, mu wystarczyło.

"Demon w komitywie z aniołem. Jakaż to dziwna para, a dla niektórych wizja urzeczywistniającego się najgorszego koszmaru. W czym leżała istota zainteresowania demona aniołem ? Demon najprawdopodobniej zobaczył jego wartość i nie obawia się go, ponieważ tym, co demony doprowadziły do perfekcji, a czego dotkliwie brakuje aniołom to umiejętność stworzenia wzajemnych zależności. Biel nie spróbuje zabić Fioletu, ponieważ będzie go potrzebować. Fiolet o to zadba. Snuje swą sieć wszędzie na około siebie. Sieć ta jest wzajemnie korzystna, sieć, w której całe bezpieczeństwo spoczywa w kontrolującym i niepokojącym czynniku - w demonie Astarothu. Czy demon wymusza, a anioł kontroluje ? Możliwe."

Teraz nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Wiedział jednak, że anioł nigdy nie będzie miał jakiejkolwiek kontroli nad Astarothem.

" A jednak sądzę, że ich sojusz się utrzyma, a ich przyjaźń będzie rosła. Nawet jeśli teraz oboje by mi zaprzeczyli. Z pewnością będą konflikty. Być może bardzo niebezpieczne dla obu stron. Może anioł się ocknie i w imię czystej Bieli zabije demona, może zginie próbując. Im jednak dłużej się ten sojusz utrzyma, tym silniejszy się stanie, tym bardziej zakorzeniony w przyjaźni. Jednak uważam, że zatryumfuje filozofia Fioletu. Anioł zostanie w końcu opętany. W sumie... Co to z niego za anioł ? Tylko z nazwy. Thomas, bo tak go chyba nazywali jest tym z tej dwójki, który jest ograniczony przez pragnienie doskonalenia się. Chociaż to pragnienie doprowadziło go do stania się najbardziej przebiegłym aniołem jakiego widziałem, przez nie doszedł do egzystencji, którą, jak uważam sam zaczyna dostrzegać jako pustą."

Mroczny elf dostrzegł, że drużyna znów była w komplecie. Rith nadchodził. Czuł to nie tylko na polu energii, w której samej zachodziły już niewidzialne anomalie od wielkiego nagromadzonego tu jej skupiska, ale także w kościach. Uczucie, którego pozbawił się przeszło sto lat temu. A to był zły znak.

"Świadectwem nieodpartego uroku demona jest to, że ten najsprytniejszy ze swego rodzaju dąży do stworzenia pragnień oraz sojuszy. Być może anioł znajdzie z pomocą yohola drogę do wyjścia ze swej pustej egzystencji ? A może demon po prostu zmęczy się nim i go zabije, jak wielu ? W każdym razie świat stanie się wkrótce jeszcze gorszym miejscem. Wspaniale. Jednak jest pewien fakt, który mnie niepokoi." - rozmyślał drow przeszukując zasoby pamięciowe kryształu, pokład prawie niewyczerpany, wszystkie spostrzeżenia tak nekromanty jak i gnoma, które były źródłem wyciąganych przez mrocznego elfa wniosków - "Sam fakt, że jakikolwiek anioł jest z demonem, mówi mi, że Astaroth wygra nieuniknione starcie ze swym stwórcom. Rithem. A to było coś do czego nie mógł dopuścić. Astaroth wygra, chyba, że Rithowi pomoże ktoś kto jest mu równy siłą. Ktoś kto wiedział, że w Wielkiej Grze jesteś graczem albo pionkiem. Ktoś kto wiedział, że pionek z łatwością może zostać graczem. Ktoś kto aspirował do pozycji Skaziciela Żywiołu Dusz, co nie udało się jego poprzednikowi. Ten ktoś był blisko, bardzo blisko i wiedział kiedy i gdzie uderzyć. Jak można przecież było walczyć z kimś kto znał twój każdy następny ruch...?"

Ray'gi uśmiechnął się perfidnie. On to wiedział lepiej niż ktokolwiek inny.
 
Mijikai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172