Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-04-2008, 15:57   #631
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Istnieje, w filozofii krasnoludów kult poświecony poszukiwaniu śmierci. Członkowie brodatego ludu, gdy popełnia jakiś haniebny czyn (znany tylko i wyłącznie im) golą głowę i zaprzysięgają poszukiwanie swej zagłady. Założenie jest proste, Zabójca (bo tak należy ich określać) do końca swego żywota ma poszukiwać chwalebnej śmierci. Śmierć ta nie może jednak nadejść w banalny sposób. Krasnolud umierając musi dokonać jakiegoś chwalebnego czynu, lub przynajmniej zginąć próbując.

Nikt nigdy nie zapytał Barbaka skąd zna krasnoludzki, i dlaczego tak dobrze odnajduje się w towarzystwie Waldorfa. Gdyby ktoś zapytał może dowiedział by się, iż ork spędził wiele wcześniejszych lat w towarzystwie innego dwarfa, dwarfa który to właśnie poprzysiągł znaleźć swą zagładę. Ork natomiast w skutek zawiłości losu poprzysiągł przyjacielowi towarzyszyć do samego końca i złożyć głowę wraz z nim pod toporem losu.

A los chciał inaczej. Krasnolud, któremu Barbak poprzysiągł przyjaźń odnalazł swoją zagładę. Orkowi natomiast udało się przeżyć. Mimo, iż wcale nie prosił o łaskę, czy też jak mawiali Zabójcy przekleństwo życia.

Teraz jednak przyszedł czas aby dołączyć do przodków i złożyć swoją głowę pod ostrzem.

Orkowi po raz kolejny ukazał się Valgaav, Starożytny Czarny Smok. Poprosił go o przysługę. O przysługę o jaką może jedynie prosić Smok i przyjaciel Palladine’a. Prosił go o złożenie życia w słusznej sprawie.

- Czarny Smoku! Honor to dla mnie. Nie zawiodę Cię. – Odparł ork na głos nie dbając o to, że zapewne pozostali członkowie ekspedycji nie będą mieli pojęcia dlaczego i poco ork przemówił.

To już nie było istotne. Ork ukląkł na oba kolana i zdjął pancerz, odtroczył także szable. Ten ekwipunek nie pomoże mu w żaden sposób przeciw przeciwnikowi, który nadchodził. A nadchodził Rith.

Palladine, Jam jest pionkiem w tej grze.

Spraw aby me życie i ma śmierć przysłużyły się sprawie.

Valgaavie, Daj mi siłę, abym mógł wypełnić

Tę przysięgę.

Almanakh ukołysz mą zbłąkaną duszę,

Gdy już do Ciebie trafi.

Następnie wyjął jeden z pozostawionych sztyletów, szybkim ruchem zaznaczył na swym ciele symbol Palladine’a w miejscu tatuażu, a następnie po bokach dodał symbole Valgaava i Almanakh. Niech ta kreatura wie przynajmniej z kim walczy. Barbak uśmiechnął się do swych myśli. Ból jaki wywołały nacięcia otrzeźwił orka i wyostrzył jego zmysły. Wraz ze zbliżającą się walką spowodował stan podniecenia wraz z maniakalną wręcz żądzą mordu.

Każda z osób postronnych patrząc w chwili obecnej na orka nie poznał by nim tej postaci, z która miała do czynienia jeszcze przed kilkoma chwilami. Jego oczy zaszły delikatną mgłą, ruchy stały się szybkie i nerwowe. Barbak wstał i oczekiwał tego co nieuniknione.

- Waldorfie czas przyszedł aby odnaleźć naszą zagładę. Życzę Ci aby była chwalebna. Rzekł pewnie ork, mając nadzieje że wskaże w ten sposób Karłowi własne korzenie.

Barbak nie musiał mówić co się za chwilę stanie. Reszta drużyny zdawało by się doskonale wyczuła nadchodzącego Demona.


W końcu nadeszło to co miało się stać. Przed nimi stanął Rith. Nie wywarł on na Barbaku wrażenia jakiego ork się spodziewał. Nie wzbudził on w orku jakiegoś przesadnego strachu czy też wręcz paniki.

- To nie jest fair. Stwierdził Brabak. On jest sam, a nas jest sporo. Stwierdził to mimo iż zdawał sobie sprawę, że potęgą demona jest dużo większa niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka.

Gdy Astaroth pobiegł pierwszy, a zaraz za nim ruszyli Archanieli, ork nie mógł pozostać na miejscu. Wyrwał wraz za nimi. Ruszył jednak bez broni. Na co mu ona, jeśli ma on ze sobą swoich bogów. Śmiał się maniakalnie.

Uniósł dłoń w kierunku Demona a z niej wystrzeliło białe światło. Skoncentrowana wiązka bieli miała uderzyć Rith’a w oczy. Ork miał nadzieje oślepić go na chwilę. Nie liczył na specjalnie wiele, ale może się uda.

Barbak będzie biegł w cieniu Ast’a, bowiem tak pojął jego atak. Postara się wykorzystać zasłonę jaką dawał mu demon. Następnie skoczy na demona. W ostatniej chwili, gdy będzie już prawie dotykał dłońmi demona wezwie Ostrza Wiary. Tak aby broń pojawiając się uczyniła to już we wnętrznościach Chaoty. Jeśli mu się uda postara się odskoczyć starając się uniknąć ataku Rith’a.
 
hollyorc jest offline  
Stary 21-04-2008, 16:19   #632
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
-Tev, gdybym był elfem chyba bym cię aż ucałował. I to nawet nie powiem gdzie! W końcu wszyscy wiedzą że elfy takie bywają ale nie jaaaaa....
Głos Dwarf się urwał. Po prostu wyparował, znikł lub też się teleportował.
Miejsce w którym się znalazł niezbyt mu się podobało. Wszakże to gdzieś tu jeszcze stoi czy też spoczywa jako dość duża kupa złotego złomu. To nie działało dobrze na jego psychikę.
-Zresztą i tak wszyscy wokół twierdzą że mam ją skopaną.
Sytuacja wyglądała na taką w której zbilża się rozwiązanie. Przed nimi stał Vriess, ciut starszy ale jednak on. Towarzysze poprosili go o pomoc w walce z jednym z nich.
-Ale on Jest Taki Jak My! – Do krasnoluda niektóre rzeczy ciężko docierały- Nie możemy go zabić ponieważ on tak chce, nie możemy... W jego głosie usłyszał głos młota
-On nigdy nie Był Taki jak Ty... Zabij go i od razu się lepiej poczujesz!

Krasnolud wprost zbaraniał z tego wszystkiego. W jego wieku niektóre rzeczy robiło się powoli. Może to natura tak kazała. Może to było jego tempo myślenia lub okazywanie swych myśli. Cokolwiek by to nie było nie pozwoliło mu wznieść ręki na starego druha. Pozostał bierny.
Przynajmniej reszta tak mogła uważać. On natomiast nie zrażał się tym pośpiechem, krzykami i inkantacjami. Myślał o tym co podpowiedział mu Tev. Aż podskoczył z miejsca gdy doszedł do rozwiązania..
Dwa uderzenia serca później wrócili do podwodnej świątyni. Tu czekała ich niespodzianka. W osobie bladolicego Ritha. Ten właśnie okazywał swoje nie zadowolenia z tego jak się go nazywa. Krasnoluda jego tyrada nie interesowała. Gdy tylko odzyskał kontrole nad swym ciałem podbiegł do tablicy i zaczął rysować odpowiedź. Był zdania że Tev miał rację.
Najpierw górny trójkąt, potem kopnięty kwadrat a na koniec trzy trójkąty ułożone w kolejny czworobok.

Odsunął się w tył kilka kroków. Był pewien że to jest właśnie ta świątynia, nie wiedział co dokładnie tam mogą znaleźć ale wiedział że to musi im pomóc.
-W końcu w świecie pełnym niegodziwców i szubrawców. W przestrzeni świata stworzonej przez nie wypowiedzianego nikczemnika i wierutnego kłamcę musi być jakiś promień światła. Nie może być że Ci dobrzy zawsze mają pod górkę! – Nawet nie zorientował się gdy zaczął głośno wykrzykiwać swoje zdania.

Usłyszał jak za nim Rith kończy inkantację. Nie wiele było zrobienia poza tym co już dokonał. Otworzył te drzwi. Może wyjdzie z nich pomoc a może to była jakaś lipa. Nie ważne. Teraz był czas próby. Już umierał wcześniej. Co więcej już nie żył. Ale najważniejsze że przez długi czas nie miał duszy. Każdy inny Dwarf a w dodatku kapłan odebrał by sobie życie. Nie zasługiwał by żyć. Nie po tym z kim się zadawał i co robił. Jego zdrowy rozsądek nie raz okazywał się zimnym cynizmem. Chęć niesienia dobra równo często pomagała demonom w ich zwycięstwach. Chęć akceptacji w drużynie miał zatrzeć pamięć tego że tak faktycznie został wyrzucony ze swego klanu. Nie stał się dotąd zabójcą. Ale czy nim nie był? Nie miał po co żyć.
- Waldorfie czas przyszedł aby odnaleźć naszą zagładę. Życzę Ci aby była chwalebna.
Ork ruszył na Demona, podobnie zresztą jak reszta.
-Nie ja mam po co żyć i dla kogo – Odwrócił się zdecydowanym ruchem i ręką wzniósł młot do góry. –v Barak khazzud. Thder ean rudfi gho MORRADINE. [/i]
Waldorff nie miał zamiaru biegać jak reszta dzieciaków. Bez dwóch zdań był na to za stary i za poważny. Poza tym był mniejszy od innych i mógł się rzucić na ziemie bez zwłoki. To powinno mu zapewnić bezpieczeństwo przed pierwszym atakiem Rith’a.
-Hej, bladolicy elfoj###o. Tego posmakuj! – Z jego ręki wyleciał młot bojowy zataczając miarowy ruch głownią. Pomknął wprost na demona. Waldorff żył już ponad 500 lat. Nauczył się walczyć brzydko i nie ładnie. Można powiedzieć że do perfekcji opracował metodę nie umierania i zadawania takich obrażeń wrogowi, których inni by się wstydzili. Teraz było tak samo nie chciał pięknie umierać. Nie chciał być legendą. Chciał być żywy. Pragnął przeżyć i zabić Ritha by móc spłacić swe stare grzechy oraz te które dopiero są przed nimi!
 
Vireless jest offline  
Stary 21-04-2008, 17:44   #633
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Tev przestał się śmiać, ale bynajmniej nie wróżyło temu nic dobrego. Ostatnim razem jego napad furii nastąpił w karczmie przed złapaniem go do lochu. Było to jeszcze gorszą wiadomością.

Nagle pojawił się poraniony Astaroth, Thomas oraz Waldorff, zaś Tev spojrzał na nich.
-DŁUGO JESZCZE BĘDZIEMY TAK STAĆ?! NIE CIERPIĘ STAĆ BEZCZYNNIE-wrzeszczał, tupiąc i skacząc, a następnie rozpędził się i walnął w drzwi, które upierdliwie nie chciały sie otworzyć.

Ravist wiedział, że wszystko, co zbudował, wisi niepewnie trzymając się krawędzi przepaści. Wiedział również, że jakiekolwiek odezwanie się do Rakszasy w tym momencie będzie zagładą dla konstrukcji, którą tak pracowicie tworzył, dmuchając na zimne, by nie zawaliła się. Oznaczałoby to również walkę pomiędzy Tygrysem, a członkiem drużyny, który odezwałby się do niego. Postawił wszystko na jedną kartę.
Tak, miał do stracenia wiele, ale do zyskania jeszcze więcej. Do tego mógł pomóc choć w tym malutkim stopniu, pozwalając Tevowi siać chaos, który miał pomóc uleczyć rany. Nie mniej jednak zdawał sobie sprawę z tego, że gdy przybędzie Rith, pozwolenie Tevowi na sianie chaosu będzie niewłaściwe i nierozsądne. Korzystać póki jest czas.
Furia jego drugiej połowy mogła się jednak również okazać przydatna podczas walki z Damonem. Gdyby on zawiódł, zabrakłoby mu sił, pozostanie jeszcze Tev, który może wszystko dokończyć.
Gdy tylko on stanie się słabszy, może wkroczyć Tev w pełni sił.
Ciało mieli jedno, jednakże osobowości nie pozostawały bez wpływu na ciało, o czym Półelf wiedział, gdyż wszystko było zapisane w księgach, które tak uważnie studiował. Były tam sposoby na pełne wykorzystanie możliwości, ale prawie nikt ich nie stosował.
Tak, Rav wiedział wiele. Wiedział również, że zbliża się chwila, w której wszystkim przyjdzie balansować na cienkiej linie. Jeden krok i można spaść w dół.
Ravist jeszcze raz gorączkowo przejrzał kilka stron, zamykając oczy. Jako Mag Wojny czuł to, co nadchodzi. Kto jak kto, ale on w tej dziedzinie wiedział bardzo wiele.
Wystarczyło poczynić jeszcze ostatnie przygotowania, więc otworzył oczy i zmaterializował kostur w ręku, a następnie podszedł do jednej półki z książkami.
~Ornito del dera!-mruknął, a za książkami rozbłysło czarne światło, odsuwając się i odsłaniając zejście schodami w dół. Zszedł ciemną, zimną klatką schodową z czarnych kamieni, zaś gdy znalazł się na dole, zobaczył zgaszone palenisko.
~Pewien poeta rzekł "nie wszystek umrę"-rzekł Ravist, przypatrując się pomieszczeniu wyglądającemu jak loch. Ciemność, idealnie czarne ściany.
~Ja mówię, "jeżeli umrę, nie będę sam". Mobilor alq lerten!-zakończył stawiając głośno kostur, zaś kryształ kierując w stronę paleniska. Tym razem to kryształ zajaśniał czarnym światłem, zaś chwilę później strzeliły z niego czarne płomienie, rozpalając ogień w palenisku.
Półelf patrzył na niego przez moment, po czym ruszył schodami w górę, zaś gdy wyszedł, wymruczał słowa zaklęcia zamykającego i biblioteczka powróciła na miejsce nie pozostawiając śladu po przejściu.
To była jedna z możliwości, o której innym się nie śniło.
Mało tego, przygotowywanie nie było skończone. Zabezpieczenie na wypadek śmierci gotowe. Teraz bardziej przydatne w walce. Teraz jednak stanął na środku pomieszczenia, wzniósł głowę do góry i zamknął oczy, skupiając się. Za chwilę w kilku miejscach pojawiły się stalowo-tytanowe ściany.
~Przygotowania poczynione-uśmiechnął się tajemniczo Ravist, dematerializując kostur. Został ostatni krok w działaniu w umyśle. Odzyskanie kontroli w odpowiednim czasie.

Tymczasem Tev dalej walił w drzwi, wściekając się.
-ZNISZCZĘ CIĘ!!!-wrzasnął, a następnie, udając byka, uderzył drzwi głową.
Nagle pojawił się Rith z dziwną fryzurą.
-Przepraszam za drobne spóźnienie, ach te korki na międzyastralnej... Bleh, świat materialny-rzekł Rith.
-Wiesz ile mnie to obchodzi?! Mam to w du...!-darł się, ale Demon wpadł mu w słowo.
-Zabiję za to, że zmusiliście mnie, abym się tu fatygował!!!
-Nie zabijaj! Nie zabijaj! Tak się boję! Tylko nie zabijaj!-rzekł płaczliwym głosem, teatralnie padając na kolana, z których podniósł się, chichocząc dziko.
-Mam na imię Revioriutiseushion!!!-zaczął się czepiać o niewłaściwe wymawianie jego imienia.
-Ssse niby ssso mówissss?-zaczął seplenić, zamieniając "ż", "c" oraz "sz" na "s", a następnie wystawił mu język, zrobił zeza i udawał niedorozwiniętego psychicznie i ruchowo, przy czym jęczał i ślinił się potwornie, ale szybko zaprzestał tego pomysłu, gdyż zaczął tańczyć Papaję, którą zakończył malowniczym wypięciem się na Demona.
Rith powoli kończył swoją gadkę, więc Tygrys wyprostował się, żeby nie dostać w pewną tylną cześć ciała i odwrócił się przodem do Demona.

~Tev, moja kolej!-rzekł spokojnie Ravist.
~Jeszcze nie skończyłem!-powiedział, po czym zaczął śmiać się opętańczo.
~Przykro mi, ale nie ma czasu na wygłupy. Później-to Rakszasa spojrzał na niego niechętnie, po czym zszedł, ustępując Półelfowi, który uśmiechnął się tajemniczo.

Rith zaatakował, zaś Ravist wiedział co robić. Błyskawicznie stał się niematerialny, jednakże nie wiedział czy zdążył.
Jednocześnie zaczął zbierać coraz więcej Bieli z różnych źródeł swojego ciała, więc moc szybko rosła.
Niezależnie czy został trafiony, czy nie, Biel nadal będzie zbierała się, przybierając na mocy, zaś gdy zbierze się odpowiednia ilość, którą zaczynał osiągać, przeniesie ją do wnętrza Demona, żeby tam siała spustoszenie.
Podświadomie zarejestrował jeszcze reakcje drużyny. Barbak ruszył z gołymi rękoma na Demona, zaczynając strzelać, Waldorff rzucił młotem, Ray'gi stał bezczynnie, Thomas zwołał dwóch Archaniołów i Archera, z którymi zaatakował w wzniósł barierę ochronną przed wszystkimi, Astaroth również ruszył na Ritha, starając się przyjąć na siebie atak. Więcej nie zdążył zauważyć, gdyż nadszedł jego czas.
Postarał się teraz o przeniesienie całej Bieli, którą przed momentem zgromadził, do wnętrza Demona i nie zmniejszania jej napływu bez względu na okoliczności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-04-2008, 19:48   #634
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nadeszła w końcu ta chwila!
Ponad taflę wody spomiędzy kolumn wyłoniła się cienka, rozglądająca się zabawnie gulka z wody. Z chlupnięciem zanurkowała, sypiąc wokół kropelkami, a po chwili z wody wyskoczyła zwinnie Kejsi, wywijając salto w powietrzu i lądując na czterech łapkach na tafli wody.
- Ukazałeś się w końcu, nikczemny kulfonie!!!! – zawołała bojowo chimerka, wytykając Ritha łapką. – Obrzydliwcze, który śmiał podstępnie napaść na Almanakh, spotka cię zasłużona kara z mocy najświętszego i jedynego Światła!!!

Kejsi była trochę zdziwiona, podobnie jak Barbak. Pan Mgieł był... malutki i chudy! Spodziewała się ogromnego demona z wielką wielką wielką paszcza pełną wielkich wielkich wielkich zębów, tymczasem zjawił się biały elegant zajęty bardziej swoją fryzurą niż walką z drużyną!
- Nie daruję ci, że zraniłeś Almanakh, że chciałeś ja zabić, nie, nie, nigdy!!! Żaden z wojowników bieli ci nie wybaczy!!! Będziemy twymi wrogami po wieczność i wieczność dłużej!!! Światło nie jest twoją matką, nie jest twoim domem, powróć w mgły chaosu, nieczysta zmoro i ukryj się w nich oślepiona blaskiem Oka Światła!!!

Astaroth nie wyglądał najlepiej, ale był tutaj, był! Byli wszyscy!
- Chaos nigdy nie wedrze się między blaski Bieli, nigdy nie rozdzieli tego, co Biel połączyła!!! – Kejsi stanęła między Waldorfeem a Barbakiem ale spojrzała też na Thomasa, Tastarotha i Teva i uśmiechnęła się do nich serdecznie.
- Chaos nigdy nie pokona tego, co jest mu obce!!! Nigdy nie pokona przyjaźni!!!

Rih szybko pokazał swoją demoniczną naturę, bez ostrzeżenia atakując gradem strzał! Kejsi nastroszyła koci ogon, położyła kocie uszka po sobie i skupiła się na ataku. Skupiła się na myślach o Almanakh, na myślach o wielkiej misji!
Zaczynała rozumieć. Czyim tworem jest Rith? Veriona! Czyli Riona, Riona, Riona!
Czego boi się Rion? Kto zabił Gaava i Rashaarta? Phibrizo, Pan dusz! Czyim tworem jest Astaroth...!?
Verion ma hobby. Zabijanie smoków. Nienawidził Lavendera. Czego nienawidzi Rion...?
Czym są Żywy Ogień i Wiatr Lodu? Duszami smoków!

- Oko Światła, usłysz mą niemą pieśń – wokół ogonka chimerki pojawiły się iskry, które przerodziły się w obręcz w kształcie serduszka z dzwoneczkiem. –
Usłyszysz szept wiatru,
Usłyszysz szum wody,
Syczenie ognia,
Huk lawiny!
Przyjmij me słowa,
Oddaj je mym wrogom,
Jako dzwon zagłady!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=mDns9XLUGTk&feature=related[/media]

Kiedy chimerka zrównała dzwoneczek ze swoją drugą łapką, pierścień Wiatru Lodu i dzwoneczek zabłysły jasnym światłem.

- Błysk Smoka!!! – fala białego blasku i tęczowych iskier wystrzeliła, wypełniając całe pomieszczenie i owijając się wokół Ritha.
Atak miał za zadanie ogłuszy demona i zablokuje jego demoniczne umiejetności na krótki czas!

Chimerka wykona unik przed strzałami zamieniając się w wodę i chowając się w basenie, z nadzieją ze strzały rozbija się o twardą taflę wody.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D

Ostatnio edytowane przez Kejsi2 : 21-04-2008 o 19:52.
Kejsi2 jest offline  
Stary 22-04-2008, 20:51   #635
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Wrzuta.pl - Nightwish - Nemo

Astaroth stanął w pierwszym szeregu, przyjmując na swe demoniczne jestestwo atak Ritha. Ku waszemu zdumieniu wszystkie pociski, w locie już, nakierowały się precyzyjnie na postać Astarotha. Po czym zawisły w niebycie, niby wbite w jego ciało, a jednak lewitujące tuż przed nim. Setki jaśniejących strzał, otaczające demona niczym świetlista otoczka, zniknęły, rozpływając się.
- Wyrodny pomiot!!! – Rith wrzasnął wściekle.

Zdało się wam, że fala dźwięku niosąca same jego słowa potrząsnęła ziemią i kolumnami świątyni.

Po tafli wody rozeszły się wzburzone fale, niewidzialna ściana wdarła się pomiędzy was.
Huknęła o błękitnawą, półprzezroczystą barierę Thomasa, która miała ochronić was przed pociskami. Okazała się równie dobrą bronią co osłoną. Pchnięta, pomknęła niekontrolowanie ku Kejsi kończącej inkantację, zmiotła zdumioną chimerkę i z głuchym hukiem ścięła dwie kolumny, nim rozbiła się na płycie zamkniętych wrót, przyduszając do niej nieszczęsną Kejsi. Bariera zniknęła, ogłuszona chimerka osunęła się po gładkiej płycie wrót i z chlupotem wpadła do wody.
- Lepiej idź pobawić się kłębkiem włóczki, kiciu!!! – zachichotał Rith.

Gwałtownie odrzucił głowę do tyłu, wirujący młot Waldorffa przemknął, chybiając celu. Rith śmiał wyciągnął swą białą dłoń, zwinnie ucapił szponiastą ręką za trzon młota, zawirował w błyskawicznym piruecie.
- Ty też!

Błysnął zdumionymi ślepiami, w panice próbował dokończyć kumulację Bieli, a kiedy zdał sobie sprawę, że nie zdąży, ratował się niemate...!!! Młot był szybszy, o wiele szybszy, za szybki, i cholernie twardy. Z piorunującą siłą grzmotnął w brzuch rakszasy, dobijając tygrysa niczym dużą, włochatą piłkę. Tev z jękiem padł na plecy kilkanaście metrów dalej, na tafli wody, dławiąc się krwią i próbując złapać oddech. Próbował wstać, ale paraliżujący ból mu na to nie pozwolił. Połamane żebra, skłonności do wymiotów...

Rith rozluźnił chwyt, uwalniając młot dwarfa, posyłając go na spotkanie z jego panem. Młot pomknął z taką szybkością i siłą, że usłyszeliście już tylko potworny trzask i łoskot, pokuszone odłamki kamienia sypnęły wokół, a cały jeden rząd smukłych kolumn rozsypał się, pilastry z dudnieniem i pluskiem, jeden po drugim, runęły. Pod ostatnim z nich, na tafli wody, leżał Waldorff, a obok niego jego młot. Dwarf próbuje wstać, ale chrupnięcie i krzyk z jego ust świadczą o złamanej nodze.

Barbak śmiejąc się maniakalnie zaszarżował na demona, próbując go oślepić. Blask białej wiązki światła odbił się w białych oczach Ritha niczym blask księżyca w oczach pantery czającej się do skoku na ofiarę.
- Lavender`s dog... – prychnął drwiąco Rith.

Od niechcenia wręcz kiwnął jednym palcem, wskazując szponem sufit świątyni.
W porę uskoczyłeś i przetoczyłeś się po ziemi. Pionowa, fioletowa wiązka przecięła salę z góry na dół, gładko i z cichym chrupnięciem przekrajając na pół kolumnę, przed którą ork stał moment temu.

Nie tylko kolumnę.
Usłyszeliście jęk Rayg`iego i spojrzeliście przelotnie na drowa. Drąc, trzymał się za prawy bark. Prawe ramię leżało u jego stóp, w kałuży krwi, palce kurczyły si jeszcze spazmatycznie.

- Tylko na tyle was stać?! – fuknął Rith. – Tyle pyskowania, i co dalej? Marnuję na was czas! – przeczesał swoje włosy, poprawiając niesforne czarne kosmyki.

Ivjiiiidjiia hapsen-haps….!

Rith znieruchomiał, w jego olbrzymich białych oczach lśnił cień przytłaczającego lęku.

Ivjiiiidjiia hapsen-hapsen-sjooovna...!

- TYYYYYYYYYyyyyyyyyAAAAAAARRRRRRRGGGHRRRAAWWRRR!!! – Rith zamaszyście obejrzał się na Astarotha, z jego dłoni wystrzeliła fioletowa fala.

Żywy Ogień i Wiatr lodu zajaśniały zgodnie jasnym blaskiem.

* * *
Na horyzoncie zaczerniała olbrzymie, wznosząca się chmura czarnego dymu. Wojownicy bieli zamarli w bezruchu. Kapłanka chwyciła się barierki balkonu i wstrzymała oddech.
- Pani... co to...?!

Flying Island by ~Hezy on deviantART

- To nad jeziorem...
- Wybuch...?!
- Pani!!! Ponad jeziorem!!! Coś wyłania się z wody!!!
- Wy-wyspa!!!
- Latająca wyspa!

* * *
„Nadchodzi zagłada. Znajdź Jego dzieci, aby go zgładziły. Złączą się żywy ogień, wiatr lodu i oko światła, a promień bieli rozedrze fiolet, jak czynił to od wieków”.

Wszyscy; Nie macie pojęcia co się stało. Jedno jest pewne – Astaroth rozsierdził Ritha.

Potem było trzęsienie ziemi, huk walących się skał, ogłuszający szum wody, tysięcy wodospadów, ciemność...

Skrzydła białego smoka składają się, odsłaniając nieboskłon ponad wami. Skrzydła czerwonego smoka, przylegające szczelnie do białej zasłony również opadają, odsłaniając Ritha. I ziemię. W dole.

The Last Outpost by *Sambadi on deviantART

Dwa smoki, biały i czerwony, przytulone do siebie, osłoniły was kloszem ze swych skrzydeł i ciał. Teraz zamieniają się w widma i wracają do więzień swych dusz, miecza i pierścienia.

„Na białe niebo padł wzrok fioletowych oczu, i przyszły, dusze chaosu, albowiem nic już nie jest tylko nasze, ani tylko ich. Czarne smoki stanęły na ich drodze, powiernicy bieli i oczyszczającego ognia, żywiołu opiekuńczego wszystkich wojowników. A gdy został ostatni, jego ogień nie zgasł, a schronił się w nieśmiertelnej osłonie, płonąc, teraz i na zawsze, płonąc bielą, płonąc ku zgubie fioletu. Jeśli biel dotknie jego osłony, jeśli ją przepali swym dotykiem, Żywy Ogień przeleje swą krew, która stworzy oręż niepokonany, a na głos jego przybędą znów smoki, a wraz z nimi biel”.

Rozglądacie się. Złość Ritha wyrwała z dna jeziora świątynię, w której przebywaliście, zburzyła jej dach. Znajdujecie się teraz na latającej wyspie.
Pomruki, wycie. Pomruki smoków.
Krążą wokół wyspy, daleko, daleko. Zbierają się, krążą, czatują.

Crystal Dragons by ~sandara on deviantART

Dragon Flight by *engelszorn on deviantART

- Przeklęte smoki!... – fuknął Rith.

Ivjiiiidjiia hapsen-hapsen-sjooov...!
- ZAMILCZ!!! – wydarł się białooki.
Archer zjawił się przy nim znienacka, zagłębił ostrza w barkach demona.
Thomas wykonał w tym czasie manewr, dzięki któremu zjawił się za plecami wroga. Odpalił zmyślnie skonstruowany ładunek...
- GAH! – Rith potoczył się po ziemi, Kerom i Jacob dołożyli mu od siebie.
Archer zginął w całej akcji, o ile przyzwaniem może w ogóle umrzeć. Wściekły Rith wstał i otrzepał się, poprawiając szybko fryzurę. Dziura w jego torsie, dziura na wylot, powoli się goi. Demon niewiele robi sobie z tego skaleczenia, nie odczuwa bólu.
- Ty komarze, ty mucho przerobię cię na czerwia, na bezskrzydłego pędraka!!! – zawył Rith.

Teleportował się błyskawicznie ponad rozłożonego na łopatki Teva kaszlącego krwią, stopą podhaczył i podrzucił w górę leżącego obok ‘dawnego Ilontha’, po czym natychmiast znalazł się obok Thomasa.

Upadły anioł nie zdołał nawet zarejestrować momentu, którym Rith wykonał dwa błyskawiczne cięcia. W tym ułamku sekundy przestał być aniołem.
Rith z niesmakiem cisnął ‘dawnym Ilonhem’ na ziemię. Kolana Thomasa uderzyły o taflę wody gdy anioł Upadł, spodnie szybko nasiąkły wylewającą się z kikutów po skrzydłach.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 22-04-2008, 21:58   #636
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Gdy Rith wypuścił falę świetlistych strzał Astaroth wiedział, że skończy się to poważnymy ranami u wszystkich. Moc jego ojczulka była zbyt duża, by dowolne bariery lub niematerialności zdołały ją powstrzymać, a ilość strzał była zbyt duża by ich uniknąć. Pewnym było, że kogoś te strzały muszą trafić. Przez ułamek sekundy zawachał się - czy warto było ryzykować dla takich jak oni? Odpowiedź przyszła, zanim pytanie zdążyło przebrzmieć w jego myślach. Jeśli nie on, to kto? Gdyby ich poświęcił nadaremnie czym różniłby się od Ritha? Przecież zawsze jego siłą, atutem było posiadanie sojuszników. Gdyby ich stracił szanse na zwycięstwo z Rithem zmalałyby drastycznie. Nawet głupiec zrozumiałby, że jedynym sensownym wyjściem było przyjęcie tego ataku na siebie. Jeśli żadna bariera nie zdoła go zatrzymać, zrobi to osobiście

Strzały, najpewniej kierowane wolą Ritha będąc jeszcze daleko obrały go na cel. Astaroth uśmiechnął się delikatnie - samozwańczy pan mgieł chciał wyeliminować go jako pierwszego. Widać było, jak bardzo był ograniczony i pewny siebie. Czy normalny demon wystawia się świadomie na atak by chronić innych? Nie. A czy robi to demon szalony? Tak, ale tylko jeśli ma asa w rękawie. Teraz pora było wyciągnąć pierwszego z asów, przygotowanych specjalnie na takie okazje. Strzały już miały uderzyć w jego ciało, gdy Astaroth zdjął wszystkie bariery ze swojego ciała, pozwalając by cała siła ataku wdarła się w jego demoniczne jestestwo. Jednak, ciało pozbawione barier ujawniło pustkę znajdującą się wewnątrz, a jak każdy wie natura nie znosi stanu pustki. Nieco ryzykował, jednak energia ataku zmieściła się w jego ciele nie rozsadzając go od środka. Podwójna korzyść - uchronił innych i siebie, a na dodatek mógł wykorzystać energię ataku przeciwko Rithowi

Niestety, najwidoczniej po tej małej demonstracji Rith zrozumiał jak można pokonać Astarotha i zaatakował jego towarzyszy. Kejsi została ogłuszona i wręcz zdmuchnięta do wody, Tev oberwał krasnoludzkim młotem, Waldorff skończył ze złamaną nogą, a mroczny elf stracił prawe ramie. Wściekłość zapulsowała w żyłach demona, krew wzburzyła się a adrenalina odsunęła na bok rany i zmęczenie. Cholera! Rith... był bardziej przebiegły niż przypuszczał. Znalazł jego słaby punkt i bezlitośnie go wykorzystał. Nie mógł pozwolić, by ci którzy mu towarzyszą po prostu umarli. Wtem, poprzez zalewającą umysł nienawiść przebił się pomysł. Rith również miał swój słaby punkt, coś czego nie rozumiał i czego panicznie się bał. Astaroth uśmiechnął się triumfalnie, po czym zaśpiewał, naśladując głos mistress

- Ivjiiiidjiia hapsen-hapsen-sjooovna...!

Udało mu się! Rith przestał masakrować jego kompanów, rozproszony tym głosem i wyraźnie wściekły. By bardziej go zdenerwować pomachał mu radośnie ręką. Widać podstęp wyszedł mu doskonale, gdyż jego przeciwnik najpewniej nie kontrolując swoich mocy wyrwał fragment świątyni w powietrze. Na dodatek, wokół lewitującej ,,wyspy" zaczęły zbierać się smoki. Nie była to zbyt dobra wiadomość, zwłaszcza ze względu na to kim był, jednak tym przyjdzie czas martwić się później. Nabrał więc powietrza w płuca i kontynuował śpiew

Thomas spisał się doskonale, wykorzystując dekoncentrację Ritha. Zranił go poważnie, jednak niestety sam oberwał. Jeśli to dalej będzie się tak toczyć, to Rith zabije wszystkich którzy mu pomagają. Musiał zginąć, zanim się to dokona, nie mógł pozwolić na więcej śmierci. Inni mogli sobie umierać, nie dbał o nich, ale honor szlachcica nie pozwala porzucać sojuszników. Astaroth zamłynkował szablami i przygotował się do ataku. Jednak najpierw miał zamiar jeszcze bardziej zirytować Ritha, więc użył wizgu, formując go w słowa

- Mistress is everywhere!

Po czym uśmiechnął się perfidnie. Zemsta demona była najpiękniejszą rzeczą pod słońcem. Długo gonił Ritha, od tak dawna pragnął jego śmierci. Ręce chaosu były długie, wystarczająco by dosięgnąć każdego przeciwnika. Teraz Rith przekona się o prawdziwości tego stwierdzenia
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 22-04-2008, 22:44   #637
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Ray'gi wrzasnął. Lecz nie z bólu. Z zaskoczenia, gniewu i poczucia się oszukanym. Kikut palił żywym ogniem. A Ray'gi tego bardzo nie lubił, gdy takie pomniejsze uczucie jak ból stawało mu na drodze do większego celu. Przyklęknął. Popatrzył się żywymi jak zwykle oczami na miejsce amputacji kończyny. Zmroził je wzrokiem i wyszeptał: " Oj Rithu, ja za bardzo lubiłem tą ręke. Przesadziłeś." Ręka sama w sobie nie stanowiła jeszcze wielkiego problemu, to dało się załatwić. Problem stanowiła zdrada Ritha. To Ray'gi mógł zdradzić, nie mógł być tym zdradzonym. W każdym razie - nie lubił tego.

Jeden impuls wysłany z umysłu przebiegł zakończenia nerwowe w kikucie po obciętym ramieniu. Umartwił je. Nie czuł już bólu, a to znaczyło, że mógł dalej działać. Jakim wspaniałym darem był talent psioniczny pozwalający na wprost nieograniczoną kontrolę swojego ciała i umysłu, której czarodzieje, magowie, demony, czy anioły nigdy nie posiądą. Ręka nie stanowiła problemu. W podstawach psioniki leżała regeneracja powolna, żmudna i nie zawsze zakończona zadowalającym efektem, ale regeneracja. Jeszcze raz spojrzał na Ritha. Jednak nawet najlepszy z najlepszych psioników wiedział, że z martwych się nie powstaje. Drowy wyznawały zasadę "...ucieknij by móc walczyć innym razem..." tylko w wyjątkowych przypadkach. Ten wyjątkowy przypadek właśnie się pojawił. Był raczej niepożądany, ale konieczny. Ray'gi był wściekły, gdyż to był jedyny czynnik, który umknął mu podczas układania planu. Jedyny, a jednak jakże ważny. Revioriutiseushion nie wypełnił powierzonego mu zadania, dlatego musiał zginąć. Ray'gi nie akceptował błędów. A to była porażka na całej linii. Pozbawienie go ramienia po prostu nie mogło pozytywnie wpłynąć na kontakty pomiędzy nimi.

Drow podniósł się i jedną ( bo jakżeby inaczej ) ręką otrzepał się z wyimaginowanego kurzu:

- Przynajmniej już jestem graczem - wyszeptał i spojrzał się na Kejsi - A na Ciebie przyjdzie jeszcze czas.

Rozejrzał się. Nie wyglądało to dobrze, dla drużyny Astarotha (bo od dziś zamierzał ją tak nazywać), ale wiedział, że bez względu na ofiary, jego przepowiednia się wypełni. Rith będzie gryzł piach jeszcze w tej potyczce. Drow zacisnął pięść lewej ręki. Tacy jak Oni śmieli zaprzątnąć jego cenny czas i zabrać mu jedną z najcenniejszych partii ciała. Pogrzebie ich żywcem. Wszystkich. Zamknął oczy i spojrzał na świat eteryczny. Moc była wszędzie - nic dziwnego, znajdowali się w świątyni, na dodatek tyle potężnych bytów - Rith i Astaroth, Thomas i ten rakszasa, no i w końcu on. Uwolni ją. Uwolni tą moc, a ona się mu jeszcze za to odwdzięczy. Przejechał palcami po podłożu i metakreował wszystkie skupiska mocy znajdujące się aktualnie w świątyni w jedną wielką eksplozję. Tak jak mówiłem, pełniejsze i szybsze zwycięstwo. Karzeł nie chciał mnie słuchać... Jeżeli przeżyje, będzie miał ich wszystkich na sumieniu... Metakreacja miała się już wkrótce dopełnić. Wszystko legnie w gruzach. Wiedział, że pewna persona przeżyje - Astaroth. Liczył na to.

Zanim jeszcze włożył na głowę kapelusz i zniknął. Zanim jeszcze zostawił ich na pastwę więżonej mocy powiedział na głos:

- Tak się cieszę...! - gdyby miał drugą rękę mógłby nawet sobie przyklasnąć - Co za wspaniałe wypowiedzenie wojny ! Wojna ! Od tej chwili znowu możemy prowadzić wojnę ! Przyjrzyjcie się temu ! - krzyknął do wszystkich biernych i nieuczestniczących w walce, wskazując na Ritha - Tego właśnie chcieliśmy...! Kogoś kto tańczy nad życiem i śmiercią, i kogoś kto łączy szaleństwo i rozsądek... A co najważniejsze takiej jak my bestii, która wyszła z ciemności, której nie dane było do końca umrzeć...! - mina Ray'giego była całkowicie beznamiętna, pozbawiona jakiegokolwiek poczucia litości, ale błysk w oczach dostarczał zebranym wystarczających wiadomości by wiedzieć, że za chwile stanie się coś złego.

Pstryknął i zniknął. Zamrugał. Oczy drowa natychmiast przyzwyczajały się do ciemności. Był w małej zamkniętej przestrzeni. Wyjął kryształ i przyklęknął. Kilka zgrabnych pociągnięć ostrą krawędzią i na posadzce pojawił się porządny pentagram. Zaczął proces manifestacji mocy, który miał sprowadzić pożądaną istotę. Jak zawsze w przypadku przyzywania pamiętał by żaden niepożądany, szczególnie potężny mieszkaniec planu Fioletu nie przedostał się przez bramę. Ray'gi z domu Terayathechi. Sama nazwa jego domu przypominała mu subtelnie, co stało się z jego rodziną kiedy planowała na podobną skalę co on teraz. Ale oni nie byli tak dobrzy jak on. Intelekt i spryt doprowadzony do perfekcji. Jego przodkowie nie mogli się z nim równać. Oprócz utraty ręki wszystko szło zgodnie z planem - tym zmodyfikowanym, na wypadek, gdyby Pan Mgieł się zapomniał. Oby tak dalej. Pstryknął po raz kolejny. Metakreacja się dopełniła.

Na twarzy Ray'giego zakwitł uśmiech.Bingo.
 

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 23-04-2008 o 00:00.
Mijikai jest offline  
Stary 22-04-2008, 23:23   #638
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jednak nie zdążył zmienić się w powietrze. Pociski Ritha ani żaden młot nie zdołałby mu nic zrobić wtedy, gdyż był jedynie powietrzem. Niestety nie zdążył.
Spodziewał sie również ataku od strony Ritha, a nie młota jego towarzysza. To właśnie ta broń nie pozwoliła mu skumulować Bieli i przenieść jej.
Wszystko zadziałałoby poprawnie, gdyby Demon użył swoich mocy, zaś innego użycia Ravist nie przewidział.

Młot Waldorffa trafił go w brzuch, przewracając na plecy oraz łamiąc żebra. Zaczął dławić się własną krwią, a ciemność zaczęła zachodzić na jego oczy. Spróbował się podnieść, jednakże nie dał rady. Ból. Wszystko oślepiło go.
Pewnie tak by skonał, dusząc się we własnych płynach, ale Półelf nie tracił zdrowego, chłodnego rozsądku. Przyszła mu z pomocą ta sama niematerialność, której miał zamiar użyć wcześniej.
Zmienił się w powietrze, a ciemność gwałtownie ustąpiła. Krew przestała się lać, ból całkowicie minął, złamanych żeber nie było. Był tylko powietrzem i aż powietrzem.
Podniósł się z pogardliwym uśmieszkiem na pysku i zauważył jego broń nie daleko Anioła z obciętymi skrzydłami. Zdematerializował ją i zmaterializował w swoich łapach.
Astaroth był wyraźnie wściekły i był sam.
Już nie sam-pomyślał Ravist, znikając wszystkim z oczu. Podleciał do Demona i szepnął tak, by tylko on go słyszał:
-Ja i Tev jesteśmy z tobą. Do końca i jeszcze dłużej-zakończył, widząc Smoki w górze.
Musiał przegapić ładny fragment bitwy, ale dowie się później. Jeżeli przeżyje.

Trzeba było jeszcze wykonać jedną, niezbędną rzecz. W umyśle postawił jeszcze jedną ścianę z tytanu połączonego ze stalą.

Słabość Demonów polegała na tym, że raniła ich Biel. Biel miała analogiczną słabość. Obie te siły były niedoskonałe, gdyż potrafiła je unicestwić siła przeciwna. Ravist i Tev zapobiegli temu oraz wyeliminowali tą część, zmieniając na własną korzyść.
Siła, którą chciał przywołać, była potężna i żałował, że nie udało mu się jej wykorzystać za pierwszym razem. Gromadzenie zostało przerwane, jednakże tyle, ile zebrał, pozostało. Wznowił gromadzenie, a Biel zaczęła przypływać całym strumieniem.
Jeszcze raz spróbował przenieść całą biel do środka Ritha i w ten sposób zranić go...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-04-2008, 18:27   #639
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Waldorff przygryzł wargi z bólu jaki przeszył jego ciało. Noga go bolała. Z pewnością była złamana. Rith natomiast miał się całkiem dobrze. Stał naprzeciw im i urągał wszystkim.

-Boli, ale nic to- Dwarf wstał opierając się na głowni młota. Rozejrzał się wokół zapragnął zobaczyć jak się rozwija sytuacja.

A ona nie była do pozazdroszczenia. Przegrywali na wszystkich prawie frontach. Thom, Kejsi, Tev no i on sam dostali cięgi i to dość mocne. Tev już wstał i porozmawiał z Astarothem. Widocznie już mieli kolejny plan jak pokonać Białasa. Zresztą Barbak też już ochłonął z tego co się działo w ostatnich sekundach. Na pewno nie miał ochoty komentować latajacej wyspy i smoków. Zresztą co by nie mówić przed paroma chwilami wsparły ich. Rith na ich widok natomiast aż zgrzytał zębami.

-Dobra nasza, nawet jak nie zaciukamy tego dupka to one dokończą tę robotę. –Dwarf starał odnaleźć jakiś pozytyw z tego że za chwilę tu umrą. Nie wypełnili zadania. Nie wezwali na pomoc Almakh. Co więcej mogli poprosić o pomoc Beulfa czy kapłankę. To też zostało zaprzepaszczone. Demon przygotowując się do rozgrywki skutecznie podciął im skrzydła. Jedyna ich siła działanie w drużynie teraz natomiast właśnie się rozpadało. Bez dwóch zdań moce członków były nie równe. Nie każdy mógł na równi walczyć z wyższymi demonami. Ból znów strzyknął mu w nodze i aż musiał się ratować przed upadkiem. Podnosząc głowę ujrzał drowa.

Jego ręka z barkiem leżała u jego stóp. On sam natomiast nie okazywał żadnego szoku. Nic nie burzyło jego oblicza i powodowało że teraz krasnolud rozumiał jak straszna jest między nimi różnią. To emocje. One warunkowały to czym się stawali. To jak traktowali innych i co stawiali sobie za cel.

Od dawna Waldorff podejrzewał że coś z hebanowym gościem coś nie tak. Jego charakter nie pozwalały mu wszcząć żadnych kroków wcześniej. Nie chciał być tym, który zostanie oskarżony jako agresor w nadchodzącym konflikcie. Teraz od początku pojedynku zastanawiał się po której stronie Drow. Teraz zobaczył jak tamten zaczyna w jakiś dziwny sposób głaskać swój kamień na szyj. To oraz delikatne skupienie sugerowało że jest w tym memencie skupiony nad rzucaniem czaru.

-Jakie zaklęcie może rzucać drowoski władca umysłu. I czy ono zadziała na wyższego demona? – Waldorffowi aż włosy stanęły dęba. – Orzesz ty zakalcze, rację miał Barbak że już dawno temu winniśmy z tobą skończyć. Czekał tylko na to jak zareagujesz na widok Bladego. Widziałem w twych oczach zdziwienie że cię zaatakował. Całkiem jakbyś wiedział że demony nie dotrzymują słowa!

Krasnolud nie marnował czasu. Gdy tylko zobaczył reakcje drowa na to co się stało z jego ręką od razu wiedział co ma zrobić. Odepchnął się od młota i zawinął nim jedną ręką całkiem jakby to była witka brzozowa. Spokojnie na jednej nodze utrzymywał równowagę. Co by nie mówić środek ciężkości miał dość nisko.

Młot zalśnił w słońcu wyłapując promienie i oddając je wszystkim wokół pięknym metalizującym śladem. Opadając w dół wydał swoisty głos. Ukochany przez Waldorff a znienawidzony przez jego wrogów. Lecz młot nie poleciał w stronę cichego przeciwnika. Opadł na ziemie i z miejsca w którym uderzył ruszyła po ziemi jasna błyskawica. Całkiem jakby ktoś rozlał płynne srebro a potem starał się je przykryć porwanymi srebrnymi nićmi. Widok zapierający dech i hipnotyzujący. Dokładnie w ten sposób płynął ładunek pozytywnej białej energii obdarowanej przez Moradine dla wroga wskazanego przez Waldorff’a. Lot młota mógłby być za długi na przerwanie zaklęcia oraz zranienie. Święte uderzenie pokonało dzielącą ich przestrzeń w czasie krótszym niż mignięcie oka.

Waldorff miał nadzieje że zdarzył pokrzyżować szyki zausznikowi Rith.

Ponieważ wiedział że za chwile spadnie na niego kolejne uderzenie Demona postarał się przygotować na nie. W tym stanie nie mógł robić żadnych uników.

-Moradine, dziękuje że ze mną byłeś tyle czasu. To już ostatnia walka w której wzywam twe imię. Teraz czas na Walhalla, czas na odpoczynek w królewskich grotach i wygrzewanie starych kości w ciepłych źródłach. Ostatnia moja prośba to pomóż Im gdy mnie zabraknie. Oni są Tacy Jak Ja...
 
Vireless jest offline  
Stary 23-04-2008, 19:43   #640
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kejsi wynurzyła się, chlapiąc, pluskając łapkami, krztusząc się i kaszląc, kaszląc, kaszląc! Z trudem dopłynęła do brzegu i z jękiem wgramoliła się na ląd. Sapała głośno, mrużyły oczy z bólu po złamanej łopatce.

Astaroth wiedział z kim ma do czynienia, doskonale radził sobie z unikaniem jego ciosów. Nieoczekiwanie (?) Tev stanął po stronie demona, obiecując mu swoją wierność w bitwie. Więc Tev jest opętany...? Jest dobrym towarzyszem...? Jest w desperacji...?

Barbak zasypał Ritha obraźliwymi słowami, cisnął w niego sztyletami i przyklęknąwszy za swą pawężą czekał na rewanż. Waldorff posłał błyskawicę Bieli ku wrogowi.

- Jeśli nawet... Biała Gwiazda... nie wzejdzie więcej dla mnie... – wysapała z bólem Kejsi, wstając. – wzejdzie... dla wielu innych... i cieszyć mnie będzie... jej blask!...

Woda kapała z jej białej spódniczki, z kociego ogona i położonych po sobie kocich uszu.

Klasnęła w łapki, z tafli wody wynurzył się żywiołak wody.

- Żeby niewinne, dobre dusze nie zostały skalane chaosem... Za Sathema... za Kissiego... za Ilundila... za Ircha... za ich wszystkich... Tacy Jak Ja oddają się twej woli, Światło!!! – krzyknęła ku niebu. - Jestem z wami! – zakrzyknęła na odzew Teva. - Do końca i jeszcze dłużej! Almanakh... dopomóż im gdy mnie zabraknie . Oni są Tacy Jak Ja... – powtórzyła wzruszyła słowa Waldorffa.

Następnie bez ostrzeżenie wskoczyła na żywiołak wody, który wystrzelił gwałtownie ku górze niczym fontanna czy woda gejzeru. Wyrzucona w powietrze Kejsi wykonała zwinny obrót w powietrzu, przelatując ponad Rithem, żywiołak wody w tym czasie zaatakował, po prostu rzucając się falą na wroga.

Odbicie świetliste zmrożone rozkazem bieli,
Skuj swoim gładkim lustrem ciszy wrzask złych dusz,
Zduś ogień nienawiści ich umysłów i serc,
Blizzard wind!!!

Jeśli Barbak chybi rzucając swe sztylety, Kejsi złapie je w locie!
Kejsi zamierzała wylądować za plecami wroga, i rzucić się na niego z wyhodowanymi mutacją pazurami warana pustynnego, z zamiarem zadania typowo kociego ciosu, wydrapania oczu! Następnie wbije mu w serce sztylety Barbaka!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172