Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-03-2008, 20:46   #531
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Niestety, substancja oblepiająca ranę i blokująca jej regenerację okazała się trwalsza niż przypuszczał, a jego działania nie przyniosły zamierzonego efektu. Chaos, w postaci fioletowej mgiełki wyciekał z niego, na razie nieszkodliwie jednak na dłuższą metę mogło się to skończyć przymusową wizytą w mgłach, która najpewniej byłaby dla niego śmiercią. Zastanawiał się chwile nad przypaleniem rany, jednak odłożył to na później - być może znajdzie w osadzie kogoś, kto temu zaradzi.

Wioska była typowym przykładem architektury chimer - skromna, wręcz pierwotna architektura której główny motyw stanowiły żywe drzewa połączone drewnianymi pomostami. Jako demonowi nie przeszkadzało mu to zbytnio, jednak trochę już minęło odkąd widział normalne budowle, zamiast filigranowych pałacyków i delikatnych drzewnych budowli. Porządne, twardo stojące zabudowania charakteryzujące ludzką architekturę świata z którego pochodził być może i nie posiadały takiego uroku, jednak nie sprawiały wrażenia, że zaraz się rozpadną. Jednak skoro ten świat stał się jego domem, musi się do tego przyzwyczaić

Gdy zbliżył się do pierwszych zabudowań z gałęzi drzewa dobiegł do niego głos kolejnej chimery. Po raz kolejny był zaskakiwany, jak natura tego świata była pomysłowa w tworzeniu tej rasy.

- Ktoś ty w cieniu, ktoś ty w mroku? - odezwała się
- Jestem Astaroth, piewca chaosu. A kim ty jesteś? - odpowiedział

Słysząc to Puma ryknęła i z gracją doskoczyła do niego i niemal dotykając nosem do twojego nosa, spojrzała mu głeboko w oczy.

- Czego tu szukasz, nieszczęsny, czego żądasz, mroczna duszo?
- Szukam księgi, gdzie nasze spoczywają imiona by wszystko na swoje wróciło miejsce. Chaos stanął przeciwko chaosowi, a ja mam zamiar walkę tę zwyciężyć. Zaklinam cię! Czy księga jest tutaj?
- Nie piszemy ksiąg, siewco mroku, nie czytamy ksiąg, nieszczęsny. Nie widziałam nigdy twojego imienia
- Nie z waszej ręki powstała ta księga, jednak tutaj zniknął ten, który ją posiada. Czy imię Kiren jest ci obce? Czy nie widziałaś lewiatana albo elfa z księgą?
- Kiren, elf, wojownik, sługa, szpieg pana Kalembit, człowieka. Nie było go tutaj od dawna. Nie było tu demonów, nie było widac, ale wiatr przyniósł zły zapach, złe zimno, i ukryliśmy się w domach.
- Skąd ten zły zapach dochodził? I gdzie znajdę Tego Kalembita?
- Z nieba
- odparła. Faktycznie, przecież demony nie mają zapachu, więc nie ma w tym nic dziwnego - Kalembit mieszka w Ricunonie, dwór, pałac.
- Dziękuję ci, jednak powiedz mi również, czy w osadzie twojej jest ktoś, do kogo warto się udać? Ktoś obdarzony dużą wiedzą lub szczególnymi talentami? Oraz
- dodał po chwili namysłu - może jest ktoś, kto potrafiłby mi wskazać stronę, gdzie zniknął złodziej księgi?
- Nie wiem. Jedynymi ludźmi byli tutaj dwaj młodzi, dziwni. Może oni widzieli coś więcej.
- Ludźmi?
- zainteresował się Astaroth - Dwójka młodych ludzi... Możesz mi powiedzieć, gdzie ich znajdę?
- Są tam
- wskazała w mrok lasu. - Przeszli nieopodal. nie nachodzili nas, my ich nie nachodziliśmy.
- Dziękuję ci, nie będę więcej was niepokoił


Dwójka młodych ludzi w lesie... Nie wiadomo skąd nasunęło mu się dziwne skojarzenie z nekromantą i paladynem, jednak odrzucił je. Nawet jeśli to ten jeden procent szans i są to oni niczego to nie zmienia. Miał właśnie zamiar się tam przenieść, jednak dobiegły do niego słowa Kejsi, proponującej pomoc. Odwrócił się i spojrzał na nią mrużąc oczy ze zdziwienia.

- Chcesz mi pomóc? Czy światło nie będzie ci miało za złe pomocy mnie demonowi, synowi chaosu? Faktycznie, nie potrafię poradzić sobie z raną, jest zanieczyszczona śluzem jakiegoś pasożyta i twoja pomoc bardzo by się przydała, jednak... Zastanów się nad tym, czy na pewno chcesz pomóc demonowi, a ja tymczasem sprawdzę jedną rzecz

Astaroth przeniósł się do miejsca, gdzie według słów chimery miała być dwójka ludzi, jednak tym razem był gotowy na niebezpieczeństwo, był o krok przed nim. Nie chciał w końcu wylądować w żołądku kolejnego lewiatana, gdyż bycie zjedzonym dwa razy w ciągu tego samego dnia przekraczało granice jego wytrzymałości. Najpewniej wysadziłby się rozrywając go od wewnątrz, a Rith wykorzystałby sytuację i go dobił. Jednak co do rany... Skoro zarówno biel i chaos nie poradziły sobie z tym śluzem, to być może coś tak prostego, o czym by nie pomyślał jak zielarstwo mogło mu pomóc. Jednak wymagać od istoty tak oddanej bieli pomocy nie było honorowe - pomagając mu musiałaby działań przeciw sobie. W końcu był szlachcicem i demonem - nie zaciągał długów, których nie zdoła spłacić a zapomnieć o nich nie mógł. Najpierw sprawdzi kim jest ta dwójka ludzi, a ranę spróbuje przypalić ogniem - na razie miał rezerwy chaosu pod ręką więc mógł pozwolić sobie na taką próbę
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 24-03-2008, 13:43   #532
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Tłum ma pewne prawa. Chociarz nie, nie można w ten sposób mówic o zbiorowisku istot wszelakich, którzy nie w kazdej chwili bez powodu mogą sie rzucić do biegu w losowym wybraniu kierunku. Równie dobrze mogą biegnąć do mięsnego gdzie jest wyprzedaż szynek i golonek jak i w stronę ideologicznie pdejrzanego elementu w sposób znaczny wyróżniający się z otoczenia. Walorff widział już różne zachowania. Łącznie z takimi gdzie wojska i straże zabezpieczajace jakąś okazje zostały rozbijane przez skoncentrowane uderzenie przekupek, praczek i innych chwalebnych zawodów. Nie trzeba dodawać że na kilka chwil Ci przykładni obywatele miasta zmieniali się w demony kamienujące żywcem wszystko co im się nie podobało.

Na dodatek pojawienie się drowa nie mogła go pozytywnie nastroić. Z natury nie wierzył wybrańcom Loth. Tym bardziej gdy mówili: "Zadbam o bezpieczeństwo". Waldorff pod nosem dodał tylko ciekaw jestem czyje. Gdy weszli do świątyni. uspokoił się na kilka chwil. Ale tylko na kilka... Tłum chwilowo nie mógł ich dostać. Ale to nie oznaczało że byli bezpieczni. nadal ciążyło nad nimi miano morderców. Nie mówiąc o Rith'u. Dalsze rozważania przerwała zdecydowane acz uprzejme zaproszenie ze strony Starfire. Na początku krasnolud może i chiał się wyrywać i zostawać na miejscu ale w końcu dał za wygraną. Trzeba było się wziąźć za sprawę ważniejszą. Czyli demony. Usadowił się dość wygodnie i pewnie na grzbiecie smoka. Do tej pory zbytnio nie miał okazji do latania. Nie licząc podróży na grzbiecie Feniksa-Sathema. Ale to było co innego. Teraz gdy odlatywali stąd leciał na skrzydłach prawdziwego smoka. Ilu z ludzi/elfów/syntetów czy innych ras obecnie żyjących mogło pochwalić się podobnym wyczynem. Orkowi z pewnością podróż się nie podobała ale Waldorff był ujęty, ta siła, moc, gracja i powaga. Po cichu zazdrościł kejsii z możliwości wykorzystywania takiego daru. Chciał się dwiedzieć tylko co ona musiała fiarować w zamian. zreszta dopuki lecieli nie chciał wchodzić w ten temat a był pewien że wszelkie pytania będą debrane ujemnie więc się ugryzł w język i dalej zachwycał co pewien czas krzycząc wokół jakieś krasnoludzkie asła jakie akurat mu podpadły pod uwagę:

YouTube - Rhapsody - The Village of Dwarves

Po wylądowaniu dwarf w pełni szczęścia zeskoczył ze smoka. nadal był rozentuzjazmowany. Ork natomaist pobiegł żygać. Waldorff gdy on już podszedł uśmiechnął się pełną gamą kolorowych żebów do niego.

- Waldorfie, nie zostało ci cokolwiek w bukłaku... dużo tych wrażeń w jednym dniu. Napił bym się czegoś.
- Jak zawsze dobrze trafiłeś, coś tam znajdziemy.
-Dwarf odpiął bukłak i rzucił go zielonemu. - Tylko nie wyłop wszystkiego. Acha i nie daj na przyszłość czarnemu satysfakcji. a gdzie on jest - Waldorff rozejrzał się wokół. Zobaczył Astarotha. Kejsi zaproponowała że jagody ze skał mogą pomóc.
- Z chęcią pomógł bym ale nie znam się na jagodach za badzo. Ale na skałach i wszem.. Z rubasznym uśmiechem mrugnął do niej okiem
- Nie no żartowałem. To w czym mogę pomóc i dziękuje pięknie za podwózkę Kejsi.

Pojawienie się syntety z ogonem Waldorff przyjął spokojnie. Postanowił że odda inicjatywę Chimerce. Pozdrowił Pumę i zamienil się w słuch.
 
Vireless jest offline  
Stary 25-03-2008, 19:34   #533
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Ray'gi, który szczęśliwie dostał się na "pokład" smoka wezwanego przez, no właśnie, młodą chimerę, pogrążył się w kontemplacji. Chimera od nie dawna była obiektem rozważań drow'a. Jaki cel miał w tym Morcruchus ? Czy było to tylko płytkie, słabe uczucie, czy może coś więcej, misterny plan, którego psionik nie pojmował. Z niechęcią przyjąłby drugą opcję, ale był nią głęboko zaintrygowany. Psionik, pomimo swych złych przeczuć co do Kejsi, był pod wrażeniem magii, którą władała, zdolną wezwać tak potężne stworzenie. Albo artefaktu. Cennego i wartego ryzyka, które można było podjąć tylko w ostateczności. Drow skarcił się sam, że przywiązuje na razie zbytnią uwagę sprawom materialnym i znowu zatopił się w pulsującej magii kryształu. Niepokoiła go jedna rzecz - artefakt miał ułamek świadomości, a to znaczyło, że mógł wpływać na wybory podejmowane przez jego powiernika. Odciął się od kamienia umacniając umysł fortecą intelektu i powrócił do rzeczywistości mrużąc oczy.

Czarnoskórego elfa niesamowicie drażniło otoczenie. Szczezgólnie tamta dwójka, która burzyła jego teorię o wzajemnej nienawiści rasowej. Krasnolud i ork. Zielonoskórych zbytnio się nie obawiał, gdyż potężny psion, którym z całą skromnością, Ray'gi był, odstraszał nie raz oddziały orczych idiotów wysyłane naprzeciw jemu za pomocą kilku trików metapsionicznych. Ten był inny, może wychował się wśród ludzi ? Był nieporównywalnie bardziej obyty od zwykłego przedstawiciela swojego gatunku i miał naokoło siebie coś w rodzaju odpychającej dla drowa, aury oddania. Elf i tak nie wątpił w jego wątły stan umysłowy z powodu jego służalczego zachowania w stosunku do krasnala, najprawdopodobniej, wrodzonego, co z kolei nasuwało teorię o byłym niewolniku, ale tu natomiast drow zauważył, że do jego racjonalnego umysłu wkrada się niepostrzeżenie fantazja i natychmiast przeskoczył na temat jego niskiego towarzysza. Hashakkin , o brodzie sięgającej niemal kolan, wróg rasowy Ray'giego nie był jak większość jego rodu zaślepionym, nieokrzesanym dzikusem, lecz całkiem światły, być może nawet lekko zawyżający średnią swego prostackiego i małostkowego społeczeństwa.

Gdy smok wylądował, elf lekko zeskoczył na ziemię i rozejrzał się po okolicy, ork zwracał ostatni posiłek, a krasnolud zaczął badać teren z dziwnym dla elfa zapałem. Oczywiście zielonoskóry, z głupotą przypisaną mu w genach, po zwróceniu jedzenia na pusty żołądek chciał wlać alkohol. Drow przewrócił oczami w konsternacji i omiótł wzrokiem pole raz jeszcze. Dołączyły do nich jeszcze dwa osobniki. Zbliżył się do kogoś, kto wydawał się jeszcze przed chwilą pożarty przez lewiatana, ale poczuł nie przyjemne mrowienie w opuszkach palców. Myśl przebiegła przez głowę niemal natychmiast: Yoloh !, co w języku drowów znaczyło po prostu "demon". W tym towarzystwie musiał na prawdę uważać.

Zbliżyli się do wioski, ale nowo przybyły demon wysunął się tylko na tyle, by mógł wejść w pole widzenia, najprawdopodobniej wartownika. Dostrzegł nagle światło pochodni w lesie i zastanowił się nad uwagą rzuconą przez gryfa, który pojawił się wraz z demonicznym towarzyszem:

-Tak. Nie wiem jak wy, ale nie wiem co to za światełko. Proponuję je zjeść.

- W waszym języku istnieje powiedzenie - zwrócił się do ogółu - Mówiące, że głupotą jest posyłać dziecko, by wykonało pracę mężczyzny. My mamy podobne powiedzenie, że głupotą jest posyłać mieszkańca powierzchni, jeżeli można posłać drow'a. Więc wy tu lepiej zostańcie, a ja to sprawdzę.

Wiedział, że ta oczywista metafora do nich trafi i najprawdopodobniej, oburzy. Wtedy stają się najzabawniejsi. Najzabawniejsi.
 
Mijikai jest offline  
Stary 25-03-2008, 20:29   #534
 
Amman's Avatar
 
Reputacja: 1 Amman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłość
Kiedy Sathem leciał na Starfire, podziwiał widoki z dołu jak i to, że w końcu przemieszcza się po świecie jako pasażer a nie jako kierowca. Tak myśląc wyciągnął się wygodnie na grzbiecie smoka i rozkoszował się świeżym powietrzem. W końcu byli w pewnym sensie bezpieczni...

Kiedy wylądowali na ziemi, Sathem zeskoczył na ziemię rozprostowując swoje kości.

- To dopiero jest podróżowanie... - powiedział tak jakby do siebie, po czym rozejrzał się po okolicy. Dostrzegł światło. Światło pochodziło od płomienia - to się Sathemowi spodobało. Trochę było ciemno w tym lesie, a sam chciał mięć wszystko na widoku, więc starym zwyczajem wyprodukował sobie kulki ognia na rękach, więc wszystko wokół rozświetliło się troszkę. Wilkołak uśmiechnął się nieco, na wzmiankę gryfa o zjedzeniu światełka.

- W waszym języku istnieje powiedzenie - zwrócił się do ogółu - Mówiące, że głupotą jest posyłać dziecko, by wykonało pracę mężczyzny. My mamy podobne powiedzenie, że głupotą jest posyłać mieszkańca powierzchni, jeżeli można posłać drow'a. Więc wy tu lepiej zostańcie, a ja to sprawdzę.

- Ja nigdzie nie będę zostawał... Co jak co, ale ja idę razem z tobą koleś...

Chciał mieć na oku tego nowego.

~~Nigdy nie wiadomo po której on stoi stronie. ~~

Zauważył bowiem że podczas lotu nienaturalnie przyglądał się on pierścieniowi na dłoni Kejsi. To wydało mu się bardzo podejrzane...
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...

gg:10518073 zazwyczaj na chwilę - pisać jak niedostępny, odpiszę jak będę
Amman jest offline  
Stary 25-03-2008, 21:00   #535
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Napił bym się czegoś...

Lightning by *Stock-by-Kai on deviantART

OSZSZSZSZ.....!!!
Piorun!!!...
Z łomotem rozdarł niebiosa, wbił się między drzewa, tuż przed wami!!!
Potworny huk zatrząsł ziemią.

'A Viole(n)t Explosion' by *dekard49 on deviantART

Oślepieni, dłuższą chwilę trwacie w bezruchu, aż odzyskujecie wzrok. Pomiędzy wami przez chwilę jeszcze unosi się w powietrzu coś na kształt hologramu kobry.

butterfly cobra by =EurukaTT on deviantART

Przeklinam twe
Zbawienie
Błogosław swe
Cierpienie
Right here
Hear me out loud
You`re gonna listen to me
Ready or not!!!

Wokół robi się znów cicho, na nocnym niebie migoczą spokojnie gwiazdy. Serca łomoczą wam w piersiach. Dreszcz na skórze. Robi się zimno.
Zdaje się, że Barbak swoim słowem/czynem rozzłościł jakąś siłę wyższą!

Tev pomyślawszy o tym odczuł zwyczajowo złośliwą satysfakcję i rozbawienie. W tym samym momencie z czarnego nieba dobył się srogi pomruk grzmotu, drzewa wokół zatrzęsły się, szeleszcząc złowrogo liśćmi. Reszta po minie Teva zgadła, że i on coś przeskrobał.

Astaroth wybiera się na zwiady i rozmawia chwilę z pumą-chimerą. Najwyraźniej, puma wie, że ma do czynienia z kimś Takim Jak Astaroth, czujna, spięta, nie ryzykuje ataku, zachowuje zimną krew, lecz widać, że jest uległa i niechętna do walki.

Kejsi wita się z pumą.
- Szukamy elfa Kirena i Kissiego, były tu też dwa lewiatany!?
- Kirena nie było tu od dawna, dużo czasu minęło odkąd był u siebie, w śród drzew – mruczy puma. – Kissi przechadzał się po lasach, pod drzewami, siedem wschodów gwiazdy temu. Demonów nie były, ale były, nie było ich widać, było ich zimno.
- I tam jest światełko w lesie, wiesz co to, co to!?
- To światło ludzi, ludzkiej pochodni. Dwaj młodzi szli lasem, w mrok, przestraszeni, zagubieni, czaili się, obeszli nasze domy, nie obchodzili nas więc. Nie szukali zwady, nie szukali pomocy.

Astaroth rusza następnie w stronę migoczącego w mroku światełka. Teleportuje się...

Reszta; WAAAAAAAAAAAAAAAAH!!!!!!!!! – z mroku lasu dobyły się naraz przerażone, histeryczne wrzaski młodych, męskich głosów.
O JA PIEOWAAAAAAAHOŻŻŻŻUUAAAAAAAAAAAWAAAA WaaaaaaHHHH WAAAAH WAAAAAaaaaaaaaaaaAAAAAAAAaaaaaaaaaaHHHHHhhhh!!!!!! !
Słyszycie rumor, trzaski gałęzi, tupot, stale wrzaski, płacz, pisk, kwik, wycie.

Astaroth; ...Speszony, stoisz nad leżącą w trawie pochodnią, którą upuścił jeden z młodzieńców. Schylasz się spokojnie, podnosisz ją. Dwa podrostki nadal drą się w niebogłosy w panice, próbują uciec, wpadają na oślep na drzewa, potykają się, przewracają. Kiedy tylko teleportowałeś się obok nich, i ujrzeli w mdłym, rozedrganym świetle pochodni twoją sylwetkę, dostali ataku lęku. Czekając aż się uspokoją, lub padną po którymś zderzeniu z drzewami, opalasz pochodnią ranę. Szczypie. Parzy. Glut skwierczy. Zaciskasz zęby, dzielnie przypalasz dalej. Glut bulgocze. Cuchnie. Topi się, kapie na trawę jak wosk. Udało się, rana zaczyna się goić.
UŁŁłłłłWAAAAAAaaaa – trzaśnięcie, chrupniecie, młodzik padł w chaszcze. Jego kompan zaplątał się w gałęzie krzewów nieopodal.

Wszyscy; przedzierając się przez gąszcz lasu dołączacie do Astarotha. Nieopodal z ziemi zbierają się rozdygotani i zasapani młodzieńcy, wiek z 17 lat, z wyglądu zwykłe mieszczuchy. Potargani, wypaskudzeni trawą i ziemią.

- To chimery! – wysapał cichutko jeden.
- Ah... chimery...! – odetchnął drugi i zaśmiał się głupkowato, z ulgą. - He he... chimery!....
- Ty im powiedz!
- Nie, ty!
Zerkają na was niepewnie.
- Cześć...! – zająknął się jeden. - Przestraszyliście nas!
- Myśleliśmy, że to jakieś dzikie zwierzę!
- Wiecie, kły, pazury...
- Bo my właśnie tego eee...
- Zabłądziliśmy troszeczkę.
- A nasz kolega się gdzieś zapodział.
- Miał się trzymać blisko nas.
- Ale głupi poszedł się odlać i gdzieś się zawieruszył.
- Poszliśmy go szukać, ale bał się, że manto dostanie i gdzieś uciekł. Myśleliśmy, że go znajdziemy, ale chyba nie damy rady...
- Ciemno i... strasznie trochę... Las, zwierzaki, robaki, demony, duchy...
- Dalibyśmy radę, gdyby głupi się odezwał chociaż, ale on się boi i siedzi cicho, pewnie się przed nami chowa! Bawi go to, smarkacza!
- Nie widzieliście może go gdzieś... w okolicy?
- Taki mały... – pokazał ręką, zamyślił się. – Nie, taki... – pokazał jeszcze mniej.
- Smarkaty taki... Blond czuprynka, spodenki, koszula... sandały...
- Buty – poprawił drugi.
- No, buty.
- Icek się nazywa.
- Nie widzieliście go gdzieś tu?
- Albo gdzieś w Ditrojid...?
- Albo w mieście tych... no... – młodzik zerknął na towarzysza, poskubał się po uchu.
- Elfów.
- Właśnie, elfów.
- Bo on nam uciekł właściwie tak z polanki leśnej...
- Głupi.
- Smarkaty, no. To gdzieś było przy mieście elfów chyba.
- Albo wcześnie, gdzieś przy trakcie.
- Nie, tam jeszcze był, pamiętam, boś z Prestiosem gadał, a mały darł mordę i biegał wokół jak narwany za jakąś jaszczurką czy czymś, i wrzeszczałeś na niego żeby wywalił oślizłego płaza.
- Gada.
- No. Gada. Oślizłego.
- Dzieciak – wyjaśnił rezolutnie kompan.
- A kiedy Irmina i Tesela poszły, to już małego nie było.
- Ale jeszcze moment wcześniej go wyganiałem, a on wołał, że idzie sikać.
- Ze smarkatym przy dziewczynach nie szło wytrzymać.
- I poszedł i nie wrócił.
- Pewnie się wygłupia, bośmy go okrzyczeli.
- Bo się wygłupiał, robił miny i policzki nadymał, i jęzorem wywijał, aż dziewuchy wytrzymać nie mogły!
- I jakoś tak się zgubił.
- Tatko powinien go złoić, oj powinien, nicponia!
- Nie wrócimy do domu bez niego!
- Nie, musimy go znaleźć!
- Bo by nas tatko złoił, za smarkacza, szkoda gadać!
- Pomóżcie nam, łaskawe chimery!
- Pomóżcie, bo nie ma już sił do smarkacza!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 26-03-2008, 13:51   #536
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Chcesz mi pomóc? Czy światło nie będzie ci miało za złe pomocy mnie demonowi, synowi chaosu? Faktycznie, nie potrafię poradzić sobie z raną, jest zanieczyszczona śluzem jakiegoś pasożyta i twoja pomoc bardzo by się przydała, jednak... Zastanów się nad tym, czy na pewno chcesz pomóc demonowi, a ja tymczasem sprawdzę jedną rzecz....

Demon znikną, a Ork ni to do siebie, nie do Kejsi stwierdził:
- Właśnie na tym polega wyższość, wyznawców bieli nad pomiotami chaosu..... Ty, ja jesteśmy w stanie nieść pomoc zawsze i każdemu. No może prawie każdemu. Teraz pytanie tylko czy On byłby w stanie nieść pomoc nam gdybyśmy potrzebowali jej w tej chwili. Ale to chyba pytanie retoryczne.

Ork uśmiechnął się, ale uśmiechnął się smutno. Szkoda że świat działa tak a nie inaczej.

- Waldorfie, nie zostało ci cokolwiek w bukłaku... dużo tych wrażeń w jednym dniu. Napił bym się czegoś.
- Jak zawsze dobrze trafiłeś, coś tam znajdziemy.
-Dwarf odpiął bukłak i rzucił go zielonemu. - Tylko nie wyżłop wszystkiego.

Piorun!!!...
Z łomotem rozdarł niebiosa, wbił się między drzewa, tuż przed wami!!!
Potworny huk zatrząsł ziemią.

- No nie! Babrak na głos wyraził swe myśli. To, że źle mi czynić nie wolno to rzecz jasna, ale żebym gorzałki pociągnąć nie mógł to już chyba lekka przesada. Jak tak dalej pójdzie i pewnie i pochędożyć mi nie będzie wolno. Ork obruszył się jednak oddał Waldorffowi bukłak nie wypijając jego zawartości. Do tej pory jego bóstwo nie reagowało tak nagle i tak ostentacyjnie na jego działanie. Dla Barbaka był to szok, rozumiany zarazem w sensie pozytywnym bo to co się stało oznaczało, iż znalazł posłuchanie u Palladine’a, jak i negatywnym, bowiem teraz mógł jedynie tęsknie popatrzeć na trunek Waldorfa.

W myślach natomiast dodał:

Zbawion jeszcze nie jestem,
A cierpię wyznając Wiarę tak słowem,
Jak gestem.
Cierpienie swe przyjmuję,
Bowiem Wiarą je mianuję.

You’ve got my hart,
You’ve got my sword’s!


- W waszym języku istnieje powiedzenie – stwierdził drow gdzieś z boku - Mówiące, że głupotą jest posyłać dziecko, by wykonało pracę mężczyzny. My mamy podobne powiedzenie, że głupotą jest posyłać mieszkańca powierzchni, jeżeli można posłać drow'a. Więc wy tu lepiej zostańcie, a ja to sprawdzę.

Barbak zupełnie głośno dodał zanim Drow się oddalił:

- W naszym też mieliśmy jedno dobre, jednak umkło ono z mej prostej, orkowskiej głowy. Waldorffie może mi pomożesz. Zaczynało się jakoś tak:

„Dobry Drow, to.....”

Przez orka nie przemawiał gniew, ani uszczypliwość. Zielony pragnął jedynie w ten sposób wyrazić politowanie dla swego nowego kompana. Persony tak wyniosłej, tak zadufanej w sobie i jednocześnie tak pustej w środku. Tak w przypadku Ast’a, jak Drow’a miał do czynienia z klasycznym działaniem chaotycznym. Tak dziwnym w swej istocie, tak niezrozumiałym dla Barbaka i tak strasznie głupim jego zdaniem.

Ork kontemplował te dwa zdarzenia z przyjaciółmi oraz to co przed kilkoma chwilami zostało wyrażone przez niebiosa, że niemal nie zauważył dwóch podrostków, wcale też nie zwrócił uwagi na prowadzoną przez nich dysputę.
 
hollyorc jest offline  
Stary 27-03-2008, 15:47   #537
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Waldorff kątem oka spojrzał na ciemnoskórego odmieńca. Spoglądał na Kejsi co chwilę. Nie mogło to ujść uwadze nikogo z drużymy. Tym bardziej po tym co działo się dość nie dawno z Morcohusem czy jak on się tam zwał. Do imion nekromantów a zwłaszcza takich, którzy z urodzenia elfami byli tym bardziej.


Z dawien dawna krasnolud przywykł stawać swymi ciężkimi butami na skałach i metalowych chodnikach. Ten typ podłoża oraz jakieś 500 yardów ziemi nad głową zawsze zapewniało mu poczucie bezpieczeństwa. W chwili obecnej tego mu brakowało coraz bardziej. Tak samo jak i kilku godzin w bibliotece i kuźni. Nie mówiąc już o świątyni. Podczas gdy Astaroth i Kejsi rozmawiały z pumą on zmówił krótką modlitwą opiekuńczą do Moradine. Po chwili namysłu dodał jeszcze jedną do Grungiego i Reorxa. Nigdy nie wiadomo, który z nicj w tym zaginionym świecie bardziej czekał na modlitwy.


Jakkolwiek wiara Długobrodego nie była zbyt licha to zdecydowanie się podniosła gdy zobaczył transparentność emocji innego z bóstw.


Piorun!!!...
Z łomotem rozdarł niebiosa, wbił się między drzewa, tuż przed wami!!!
Potworny huk zatrząsł ziemią.


- No nie! Babrak. To, że źle mi czynić nie wolno to rzecz jasna, ale żebym gorzałki pociągnąć nie mógł to już chyba lekka przesada. Jak tak dalej pójdzie i pewnie i pochędożyć mi nie będzie wolno.

-Co do alkoholu to powiem że nie każdy jest godny spijać krasnoludki spiryt. Kiedyś jak będzie chwila czasu to opowiem ci jak powinno się robić taki prawdziwy trunek. Ale teraz czas przeprosić swe bóstwo?



Minęło kilka długich tak sobie chwil w których Barbak rozmawiał ze sobą w myślach. Waldorff wykorzystał te chwile na doprowadzenie do porządku nadwyrężonych nieco swych mediów. Zwłaszcza słuchu. Oczywiście używając do tego niezawodnego lekarstwa jakie miał w menażce. Uwagi Drowa puścił mimo uszu. Ten czarny odmienieć nie był na tyle przez niego szanowany w drużynie by móc się do niego odnosić. A w zupełności do każdej z jego uwag. Ork natomiast dał się podejść.


- W naszym też mieliśmy jedno dobre, jednak umkło ono z mej prostej, orkowskiej głowy. Waldorffie może mi pomożesz. Zaczynało się jakoś tak:

„Dobry Drow, to.....”


Krasnolud pokiwał tylko głową do orka. Nie dokończył zdania ale się uśmiechnął tubalnie.

-Ja też je znam, i jednego jestem pewien że Asth nie będzie szczęśliwy gdyby ktoś znów mu chciał pokrzyżować plany. A jestem pewien że ten czarny lembas nie przyszedł nas tu chronić bezinteresownie.

-I jeszcze jedno Ci powiem przyjacielu. Nie możesz dać mu poczuć jego wyższości a takimi tekstami właśnie to robisz. Zachowuj się tak by zaczął się z tobą liczyć. Chociaż może i nie.
–Waldorff pogłaskał swój młot bojowy, kiedy patrzył jak Ten odchodzi z Sathemem-

Może partałoby go wypróbować po co tu jest. Poza tym nie sądzę byś znalazł jakąkolwiek zieloną orczycę a tak byś miał z niego przynajmniej jakiś pożytek....


Dwójka młodzieńców prowadziła rozmowę o zaginionym dzieciaku. W każdej wiosce takie sytuacje zdarzały się na porządku dziennym. Waldorff nie znalazł powodu dlaczego oni tu się znaleźli aż usłyszeli imię Prestios. W tym momencie dopiero zareagował.

-Znaliście Prestiosa? Co moglibyście powiedzieć o nim. Kiedy ostatnio go widzieliście Kim był ten dzieciak dla niego. Czy ten gówniarz mógł go odwiedzać w pałacu?


Po czym odwrócił się do Tev’a

-Tev przepraszam ale mam pytanie do Ciebie. Czy zdołałbyś wytropić tego dzieciaka jeżeli oni by mieli coś co do nich należy. Ewentualnie czy mógłbyś to samo zrobić z uciekinierami z lewiatanów? Musimy ruszyć jak najszybciej na poszukiwanie ich choć nie wiem sam czy ten dzieciak nie ma jakiegoś udziału w zabójstwie z świątyni?
 
Vireless jest offline  
Stary 27-03-2008, 19:32   #538
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiedy piorun strzelił w ziemię, Kejsi nastroszyła się i z piskiem uciekła za Waldorffa (jest duży i ciężki, powinien przetrwać nawet piorun) !
- Co to, co to!? Piorun na nocnym niebie!?
Wizerunek kobry, ten sam co wcześniej.
- Co to jest, co to za kobra!? – zdziwiła się Kejsi. – To jest żywe!?

Odskoczyła za duże drzewo, podniosła długi patyk i ostrożnie pomacała węża, ale on był widmowy, nieprawdziwy! Kejsi odetchnęła z ulgą, holograf zniknął.
- Barbak, czy ten głos mówił do ciebie!? Przecież wyznajesz Lavendera! – zerknęła na symbol na zbroi orka. – Lavender włada piorunami!? Dlaczego ten piorun był fioletowy!? Przecież to był zły piorun, zły, zły! On mógł nas zabić, spalić! Lavender chce nas zabić!? Dlaczego!? – rozpaczała.
A może Lavender odkrył, że jeśli zniszczymy nasze imiona, ten świat zginie, przepadnie!? Może Lavender nie chce, aby ginęły setki istnień!?
Kejsi była w rozterce. Wcześniej też się nad tym zastanawiała, ale nie docierało do niej, że jeśli znajdą księgę i ją zniszczą, ten świat zginie, zginą tysiące żywych istot! ONI je zabiją, Kejsi i reszta, ZABIJĄ wszystkich, ZNISZCZĄ ten świat!

Znowu nie było czasu by nad tym myśleć. Astaroth wystraszył niemal na śmierć dwóch podlotków, zapewne celowo. Waldorff i Barbakk gadali z nimi, podczas gdy Kejsi została jeszcze na moment z pumą.
- Czy ty też widziałaś ten piorun i tę kobrę!? Co to za kobra!? Widziałam wizję, latające kobry nad jeziorem i wodospadem! Czy jest tu gdzieś jezioro z wodospadem, gdzie mieszkają takie kobry!? Czy one są jadowite!? Czy to chimery, mówią, znają magię? Może wiążą się z tymi wężami legendy, historie, mity, baśnie? Mogłabyś mi je opowiedzieć?

Po rozmowie z pumą dołączyła do reszty.
- Oczywiście, że dołączymy do poszukiwań!!! – zawołała pocieszająco.
Potarła łapkami wilgotną trawę.
- Wszechpotężne Światło, tchnij moc życia w tę wodę, niech ocali czyjąś duszę!
Niebieskie kropelki zawirowały ponad Kejsi i stworzyły z niej papużkę.
- Znajdź małego chłopczyka, w lesie, albo w jego okolicach!

Papużka poleciała, mimo to Kejsi miała wątpliwości, czy ptak cokolwiek zobaczy w ciemnościach! Zakłopotana podrapała się za uchem, wywijając ogonem.
- Zaraz wracam! – wskoczyła na gałąź, wywinęła kilka fikołków, stanęła na gałęzi i skoczyła wyżej.
Wysoko nad ziemią przyczaiła się na gałęzi, wymachują ogonem i czając się do skoku. Nieopodal co chwilę przelatywały nietoperze! Kejsi wymierzyła odległość, pokręciła tyłeczkiem jak kot przed skokiem, i skoczyyyyyyyyła! Delikatnie ale mocno złapała przelatującego nietoperza w przednie łapki, lądując na tylnych na gałęzi sąsiedniego drzewa.
- Maaaam! – zachichotała, zwisając głową w dół, trzymając się gałęzi ogonem.
Zrobiła fikołek i usiadła na gałęzi.
- Poczekaj, przepraszam, tylko pożyczam! – pogłaskała nietoperza, wyczesując trochę włosków z jego miękkiego futerka.
Wypuściła nietoperza, a włoski wsadziła do swojej torebki.
- Wszechpotężne Światło, tchnij moc życia w tę wodę, niech ocali czyjąś duszę!



Pojawił się wodny nietoperz.
- Leć, leć, leć, szukaj małego chłopczyka w koszuli i spodenkach, jasnowłosy, sam, zgubiony, szukaj go! Wróć kiedy go znajdziesz!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 27-03-2008, 21:13   #539
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Sprawdzanie, kim są dwaj młodzieńcy o których usłyszał od chimery nie powiodło się dokładnie tak, jakby sobie mógł tego zażyczyć. I problemem nie była teleportacja, która zawieść ot tak sobie nie mogła, ale reakcja osób, do kórych się przeniósł. Nagły wybuch ich paniki i rozbiegnięcie się w przeciwne strony zbiło z tropu Astarotha. Nie spodziewał się takiej reakcji i nie wiedział, jak powinien się zachować. Szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami obserwował, jak biegająca na ślepo dwójka dokonuje wręcz cudów zręczności i prowadzona niesamowitym szczęściem wychodzi z tego cało, choć należałoby się spodziewać choć jednej złamanej kończyny lub rozbitej głowy. Początkowo nie rozumiał, skąd wzięła się ta reakcja. Zwykle jego pojawienie spotykało się z nieuzasadnioną nienawiścią i rasizmem, prawie zawsze ktoś chciał go zabić, jednak w świecie z którego pochodził nigdy nie spotkał się z taką paniką na sam swój widok. Po chwili jednak zrozumiał, że ci tutaj nie są przyzwyczajeni do jego nagłych przybyć, a panujące wokół ciemności i słabe światło pochodni wzmacniało efekt.

Po chwili bezskutecznego uspokajania ich wzruszył ramionami i podniósł z ziemi upuszczoną przez jednego z nich pochodnie. Była nieco wygodniejszym narzędziem do przypalania ran niż płonące szable, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zaciskając zęby przyłożył ją do miejsca, z którego powoli ulatniała się fioletowa mgła, a zanieczyszczenie zaczęło skwierczeć i powoli, kropla po kropli spływać z rany jak wosk. Gdy resztka śluzu zniknęła, rana zasklepiła się. Nie musiał odwoływać się do niczyjej pomocy - zawsze radził sobie sam i nie przywykł, by inni się nim zajmowali

Młodzieńcy uspokoili się trochę i zaczęli dość chaotycznie opowiadać o swojej sytuacji. Ignorując wypowiedź wyłapywał tylko jej najważniejszą treść. Dwójka ta, będąc zajęta towarzystwem kobiet zgubiła towarzyszące im dziecko. Z jednej strony mogli mu oni udzielić cennych informacji, a taka przysługa byłaby dobrą okazją zdobycia ich zaufania. Z drugiej jednak strony, zabawa w poszukiwanie dzieciaka opóźniłaby go, a w tym czasie ten cały Kiren z księgą mógł już być daleko. Należało łapać trop, póki był świeży. Zawsze może ponegocjować z nimi inaczej...

- Przyjaciele - powiedział, prezentując w uśmiechu kły - czy widzieliście może w powietrzu lewiatana? Duża bestia, wyglądająca jak demon, na jej grzbiecie najpewniej był elf. A może widzieliście samego elfa? To dla mnie BARDZO ważne...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 27-03-2008, 21:22   #540
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- O nie...
- Co się stało? – zaintrygował się Valgaav.
- Barbak pomylił mnie z kimś... innym.
- Z kim można pomylić Takiego Jak Ty?
- Z kimś zupełnie przeciwnym. Z kimś, kto mnie zabił.
- Verion odezwał się do niego?! – złote oczy smoka zrobiły się wielkie jak talerze.
- Rozzłościły go pieśni Barbaka na moją cześć. Prześladował mnie, moje dzieci, moich wiernych, nadal to czyni.
- Jakim cudem? Jeśli Rith go zabił, energia duszy Veriona stała się częścią mgieł fioletu! Otchłań jest głucha i bezpowrotna!
- Więc Verion się do niej nie udał. Nie – poprosił Valgaava, nim ten się odezwał. - Pozwólmy mu mówić, wysłuchajmy go. Odezwał się już do Kejsi.
- Więc to nie były sztuczki Ritha?
- Jeśli to rzeczywiście on…
- Skoro Barbak jest przekonany, iż słyszy twoje słowa, jest w niebezpieczeństwie – zauważył Valgaav.
- Jeśli stanę w jego obronie Verion może zgładzić go tylko dlatego, że to uczynię. Poczekajmy i posłuchajmy co ma do powiedzenia Kihara Riona.
* * *
Barbak; Starasz się prosi Paladine`a, który ni stąd ni zowąd zareagował bardzo porywczo, jak ci się zdało, na wieść, iż chcesz sobie golnąć. Dziwisz się nieco temu, ale pokornie starasz się ugłaskać bóstwo zgrabną pochwalną pieśnią.

Waldorff;
Chłystki wspominają o czymś inrygujacym!
- Znaliście Prestiosa?
- Ano.
- Co moglibyście powiedzieć o nim.
- On eeee? – młodzik spojrzał na kompana.
- Nooooo dobry kumpel – odparł ostrożnie.
- Miał szkolić się w zakonie, na uczonego, medyka, zielarza, czy coś...
- Ale mu się nie podobało.
- Stale klął ze musi chodzić do lasu po rośliny i takie tam chwasty.
- Marudził, że się go kleszcze łapały i te gryzące muchy.
- Raz opowiadał, jak go dzik pogonił!
- No! – zachichotał drugi. – To było dobre!
- Czasem jak szliśmy z dziewczynami traktem to on szedł z nami, gadał, i zrywał te swoje zielska. Zawsze się poparzył pokrzywą albo bluszczem, stale był w bąblach od komarów, klął jak diabli.
- Kiedy ostatnio go widzieliście? – pyta Waldorff.
- Dzi....
- Eeeee...
- Dziśśśśs rano. Szedł po zielsko znowu, my byliśmy z dziewczynami i tym smarkaczem. Minęliśmy się, tak tylko.
- Kim był ten dzieciak dla niego?
- Smarkacz jak smarkacz, to mój młodszy brat, nie? Prestios to tam go znał tylko, widział go przecie z nami, jak latał i się wydurniał – wzruszyli ramionami.
- Czy ten gówniarz mógł go odwiedzać w pałacu?
- Ej ej tylko nie gówniarz! – oburzył się brat zaginionego smarkacza. – Gówniarz to on jest mój! A gdzie tam odwiedzać, mały całe dnia w chacie, albo z ojcem, w warsztacie. Czasem tylko jak tatko ma dużo roboty to mnie go podrzuca, żebym pilnował, ale nie idzie z nim wytrzymać!

Wszyscy; młodziki podsłuchują, co Waldorff mówi do Teva.
- Ano mam, jego gałganek – młodzik wyjął z kieszeni kłębek włóczki. – Bawi się nim, ale czasem rzuca tym w nas, i zabrałem łobuzowi! ...Co, morderstwo?! Jakie morderstwo?! Co wy bredzicie, dzieciak ma sześć lat!!! – oburzył się. – Łobuz jak licho, ale morderstwo?!

Kejsi;
Pytasz pumę o jezioro i latające kobry.
- Nie widziałam pioruna, gromu, światła tnącego mrok, nie. Kobry? Latające kobry? To tiżnije, zwierzęta, nie chimery, stworzenia bez mowy, bez umysłu z wiarą, bez magii. Nie kąsają, nie zabijają, spijają nektar, nie krew.
- Czy jest tu gdzieś jezioro z wodospadem, gdzie mieszkają takie kobry!?
- Jest, Kejsi, musisz iść na południe, na trakt brzóz, na polanę, usłyszysz szum wody.
- Może wiążą się z tymi wężami legendy, historie, mity, baśnie?
- Baśnie, Kejsi, piękne.
- Mogłabyś mi je opowiedzieć?
- Żyła mała jaguar, malutka, kocię. Miała tylko babkę na świecie, starą, kochaną. Co noc obie patrzyły w gwiazdy i mówiły do nich, gwiazdy słuchały, szeptały. Pewnego dnia spadł bardzo ulewny deszcz, ciemny, fioletowy, niczym sok wiśni. Powodzią zatopił cały las, woda zalała dom, na drzewie, dom jaguar i jej babci. Babka, ratując kocię prze utonięciem, trzymała je na rękach, nad głową, a sama stała zanurzona w ciemnej wodzie po brodę. Światło osuszyło wreszcie wodę, las wrócił do życia, ale babka jaguar, która zmokła, zmarzła, zachorowała ciężko. Mała jaguar bardzo martwiła się o babcię i bardzo chciała jej pomóc. Kiedy płakała nocą, gwiazdy powiedziały jej, że chorą uleczy śpiew podniebny, ale nie będzie to śpiew ptaka. Mała jaguar cały dzień siedziała na czubku najwyższego drzewa w lesie i wypatrywała, nasłuchiwała, szukając latającego, śpiewającego. Nie znalazła jednak takiego. Siedziała na drzewie, kiedy zapadł już zmrok, i zawiedziona, smutna, płakała, przeklinając gwiazdy, które ją oszukały. Wtedy zobaczyła, że gwiazdy się ruszają, tańczą. Przyjrzała się lepiej i odkryła, że to nie gwiazdy, a świecące punkciki, ale nie świetliki. To były tiżnije, latające węże, a kiedy jaguar się wsłuchała, usłyszała ich pisk, ich śpiew. Złapała jednego, i zaniosła do swego domu. Jej babka była zdrowa kiedy wstało słońce.

Astaroth;
- Przyjaciele – powiedziałeś do młodzików, prezentując w uśmiechu kły - czy widzieliście może w powietrzu lewiatana? Duża bestia, wyglądająca jak demon, na jej grzbiecie najpewniej był elf. A może widzieliście samego elfa? To dla mnie BARDZO ważne...
- Lewiatan?...
- Nie.
- Nie, żadnego demona, szczęśliwie, nie widzieliśmy.
- No.
- Elfa też nie. Czy Kissi jest elfem? – upewnił się.
- Nie – odparł kompan.
- Nie, nie było elfów. Za daleko od ich miasta.
- Kissi tylko szwendał się po lesie.
- Wracał do domu. Nie chciał nam pomóc szukać Icka, więc go zostawiliśmy.
- No. Kissi ma świra na punkcie książek. Znowu tachał taką grubą.

Thomas, Charlotte;
A Panna jak zwykle mnie śledzi...? - spojrzał za siebie tam, gdzie powinna stać Charlotte.
- Wcale nie, bo mnie tu nie . . . - dziewczyna zastanowiła się przez chwile co mówi - ...no dobra dobra, jestem. Ale tylko dlatego, że popsuto mi rękę - pokazała mu na złamaną kończynę.
- Tiaa... A myślisz, że umiem składać ręce? - mruknął - Dawaj ją tu.
Niezbyt delikatnie złapał i nastawił po czym przyłożył dłoń do miejsca, gdzie było złamanie a wokół niej pojawiła się biała aura.
- Powinno być dobrze. - mruknął chwilę później - Nie przemęczaj jej.
- Czyli, nie mogę Cię popieścić? - mruknęła słodko i pocałowała go w policzek - Twoje papiery - dodała oddając mu garść dokumentów.
- Dziękuje. - odpowiedział spokojnie.

Thomas; Leczysz rękę Charlotte i wybywasz do kapłanki.

Thomas pojawia się koło Kapłanki i rzuca papierki w nią/przed nią.
- Kim był Severyn i o jaki klucz chodzi...?? - spytał spokojnie.
- Synem pana Kalembit, wielmoży. Ten sponsorowął utworzenie fragmentu biblioteki i miał do tego skrzydła klucz, który podobno skradziono Saverynowi. Severyn musiał wziąc go ojcu, może ojciec mu go dał na przechownaie, nie wiem.
- Co było przechowywane w tym skrzydle?
- księgi dotyczące historii i geografii
- Kim jest Kiren? - zadał kolejne pytanie
- sługą pana Kalembit, opiekunem Severyna.
- Czy mogła by go pani opisać? - mruknął zaciekawiony.
- Kirena? [opisujeXD]
- Gdzie był?
- w momencie zabójstwa przebywał w towarzystwie 6 izakonników, rozmawiał z nimi, ma silne alibi.
- Czemu idętyczną osobe widziałem siedzącą na demonie? - spytał lekko ironiczne - Mówiono, że księga zniknęła... Mógł ją ukraść, mógł ukraść klucz Severynowi(?) i ukraść księgę... Później zabić Twojego doradzce...
Wszystko to z rozkazu Ritha. - mruknął.
- Kiren? Na demonie? - zdziwiła się. - wybacz, nic nie widziałam, Waldorff, wasz towarzysz, kazał mi zejśc z balkonu podczas ataku dmeonów! Zabic Ilundila....? - zlękła się.l - Ale Kiren był z 6 zakonnikami, kiedy reszta wezwała na alarm i pobiegliśmy do pokoju Ilundila, gdzieb ylo cialo! Kiren był z nimi do czasu ataku demonów, a potem walczył z bestiami wraz z nami. nie weim, naprawdę... z kluczem możesz miec rację, tylko po co...?
- Znaleziono flakonik z miksturą przyśpieszającą... Po co? Rith obiecał mu pewnie władzę... Zabierając księgę zabiera nam szansę na pokonanie Ritha i zwycięstwo nad tym wymiarem... - odpowiedział spokojnie.
- niewiele rozumiem, jak ksiega nma nas ocalic od Ritha, jak Kiren, nawet z tym napojem, mógł byc w 2 miejscach na raz! - speszyła się. - Władza od Ritha? Niepojęte...!
- Ah... myślałem, że sie obejdzie... Pani... To nie jest prawdziwa rzeczywistość... To jest pewnego rodzaju iluzja stworzona przez Ritha za pomocą pewnego artefaktu, Amuletu Kaihi-ri. Zniszczenie tego wymiaru uda się tylko dzięki zniszczeniu wszelkich zapisków z naszymi imionami. Mówiąc naszymi mam na imię Moje, Kejsi i reszty drużyny. - odpowiedział wciąż ze spokojem - Tylko to może powstrzymać tego Demona...
- .... co da nam powstrzymanie go, jeśli wraz z nim zniszycie i nas, cały świat?! - spytała cicho.
- Wrócimy do prawdziwej rzeczywistości, w której żyje Almanakh (good?) a chaos jest w powijakach i da się go zniszczyć.
- Ale nasz świat i tak zginie!
- Ile masz lat, dziecko...? - spytał.
- 35.
- W prawdziwej rzeczywistości nie ma Cie jeszcze w planach, droga Kapłanko... - mruknął odwracając się od niej plecami - Kiedy był ostatni turniej? 300 lat temu... Brałem w nim udziął... Później oczyściliśmy światynie przybycia... W tym czasie Rith rzucił swój urok...
- Ale co to ma do rzeczy?! Żyjemy tu i teraz! Jeśli nawet gdzieś żyją inni, nasi przodkowie, co nasze życia, nasza śmieĆ, ma z nimi wspólnego?!
- To... że będziesz żyć... Żyć w świecie bez DEMONÓW... W świecie spokojnym i bezpiecznym...
- ....mamy umrzec teraz, by kiedyś urodzic się w lepszym wiecie....? - zamysliła sie. - cóż, jeśli to jest możliwe, myślę, że warto ponieśc tę ofiarę.
- Właśnie... Teraz muszę odnaleść tego mężczyznę... Coś mi nie gra... - podniósł jedną kartkę... Kartkę z relacją walki z jego "bratem"

Dalej Thomas udał się do byłej Świątyni Przybycia.
- Przepraszam... Co stało się z ruinami świątyni...? Dokładniej interesują mnie płyty z malowidłami.
- Ruiny? Część wyburzono, resztę odbudowano, inne zasypano piachem, aby o nich zapomnieć. Ściany z malowidłami? Drzwi po prawej.
Wchodzisz. Widzisz nowo wybudowany raczej korytarz, na ścianach są wymalowany różne sceny i portrety. Jeden przedstawia.... gnoma Genghiego! Tak to on! W kolejnym rozpoznajesz ... Kejsi, ale dorosłą!

Please shake my hand by =tickledpinky on deviantART

- Chodziło mi o zabytkowe malowidła usunięte z świątyni... - mruknął do siebie.
Podchodzisz do tego samego strażnika.
- Przepraszam jeszcze raz... A zabytkowe malowidła... Usunięte z ruin... Są? - spytał.
- Ah... - speszył się strażnik. - O ile wiem w tej świątyni nie było żadnych malowideł....
- Zostały przeniesione czy zniszczone razem z resztką ruin?
- Nie mam pojęcia, chyba ich wcale tam nie było!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172