Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-12-2008, 12:31   #41
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Milczenie oznaczało zgodę na wszelkie podjęte przez nich decyzje. Zresztą nie było sensu się kłócić. Wybrali drużyny, to wybrali. Nie zamierzała spierać się o to, że wcale nie chce iść z tymi dwoma, bo nie czuje się w ich towarzystwie bezpieczna - co nie mijało się dalece z prawdą. Bez swojej broni i pełna nieufności wobec obcych, nie była pewna, czy nie zostawią jej przez przypadek na pastwę jakiś zabójców.

Macha miała za zadanie zaznaczyć dom, który wynajmą, tak żeby wszyscy wiedzieli, że to właśnie o ten budynek chodzi.

"Tylko jak niby mam to zrobić? Napisać na murze: Patrzcie! To tutaj. PS. Jeżeli nie jesteś jednym z nas, nie czytaj tej wiadomości? Zdecydowanie nie przykułoby to uwagi innych magów z tego miasta. Zupełnie."

Nie cierpiała zadań, które muszą jednocześnie spełniać dwa wymagania: być w miarę uniwersalne, by nikt niepowołany ich nie poznał i jednocześnie być na tyle wymowne i widzialne, żeby właściwe osoby od razu wiedziały, że wiadomość skierowana jest do nich. W dodatku nie była zbyt dobra we władaniu magią.

"Do niczego się nie nadaję... Jak zawsze."

Co wcale nie przeszkadzało jej w wymyślaniu innych planów, niekoniecznie związanych z uwolnieniem Wyszemira. Czy jak mu tam było. Musiała się przede wszystkim przebrać. Zrzucić z siebie ten strój, bo zaczynała już śmierdzieć, niezgorzej od bywalców tamtego miejsca - karczmy, baru, co by to nie było, było okropne. A ona teraz zaczynała wyglądać jak oni.

"Wszystko w imię dobra mojej sakiewki i życia."

Jak stwierdziła nie dawno. Chyba między drogą ze swojego pokoju, a drzwiami, którymi przedostała się ponownie to tego marnego świata, trawionego zapewne wszelkimi możliwymi zarazami, nie należało się wyróżniać spośród tłumu, który bez mrugnięcia okiem, może postawić na tobie kreskę. Do jakiego miasta ona trafiła?

Stali właśnie przed domem jakiejś staruszki. Ponoć wynajmowała pokoje i miała to nieszczęście strącić syna. Biedaczka, ale na wszelki wypadek dobrze mieć jakiś argument, przez który zmieni decyzję. Mogła im przecież odmówić. Zresztą nie było w tym nic dziwnego. Stary dom, blisko wieży, skąd pewnie regularnie słychać krzyki, piski, wrzaski i na kilometry czuć strach i śmierć. Może to drugie trochę słabiej, ale zdecydowanie woń ofiar Kostuchy była obecna.

Macha zsunęła bardziej kaptur na głowę, by nie było widać jej czerwonych oczu. Nie wiedziała, jak kobieta zareaguje na ten dość osobliwy widok. Nim jednak zrobiła choćby krok, usłyszała pewne:

- Pozwólcie, że ja to załatwię. W moim rodzinnym otoczeniu było pełno takich kobiet jak ta. Wiem, co zrobić, aby ta starucha nie pisnęła nikomu ani słowa o naszym pobycie.

"Skoro sam zamierza załatwić tę sprawę, nie ma nic przeciwko. Ja tym czasem pomyślę nad tym nieszczęsnym oznakowaniem. Dlaczego zawsze muszę zrobić wszystko idealnie, a przynajmniej krok od ideału. Wystarczyłoby, aby było rozpoznawalny przez innych i tyle, a nie jeszcze nie rzucający się w oczy, znaczący tylko dla pewnych osób, podświetlany nowymi, ciekawymi kolorami, jakie pojawiają się tylko w czasie snu, bo na jawie jest to niemożliwe..."

Chwila zastanowienia. Krótka analiza własnych myśli. Ponowne wolno, spokojnie i wyraźnie wypowiedzenie ich w myślach.

"Co za bzdury plotę. Dobrze, że nikt mi w myślach nie czyta, bo chyba by oszalał. Mnie niewiele brakuje."

Kherr, bo chyba ma tak na imię, zapukał do drzwi. Przyjął na siebie zadanie przekonania staruszki, żeby wynajęła im pokój. Gdyby tylko przed wynajęciem zobaczyła z kim będzie miała do czynienia, chyba by się kolejne pięćdziesiąt razy zastanowiła. Wygląd kobiety, która ukazał im się w drzwiach, wcale nie sprawiał wrażenia starej plotkary. Co najwyżej umęczoną trudami życia starszą panią.

"Niezłe przebranie. Punkt dla niej. Ciekawe jak zachowa się nasz negocjator. Oby nie wskoczył z jakimś głupim pomysłem i nie zaczął jej zastraszać czy coś. Przecież to będzie miało odwrotny skutek. Chociaż..."

Pokój był mały, ale funkcjonalny. Tylko najpotrzebniejsze przedmioty i meble, obok zapewne sypialnia, a na górze, to na czym zależało im najbardziej. Strych. Będą mieli doskonały punkt obserwacyjny na wieżę i okolicę. Tak jej się przynajmniej wydawało.

- Co was sprowadza do tego zapchlonego miasta? Ludzie w mieście mówili, że ostatnio zjawiło się tutaj wielu obcych…

"Zwyczajna ludzka głupota i chciwość, a co innego może nas sprowadzać?"

Rozmowa nie trwała zbyt długo. Kherr zrobił dokładnie to, czego obawiała się Macha. Miała jedynie nadzieję, że staruszka pragnie bardzo mocno zatrzymać w tajemnicy swój mały sekret, w przeciwnym razie już po nich. Zostaną wydali i wtrąceni do tego samego więzienia, co człowiek, którego mieli uwolnić.

"W sumie to niegłupi pomysł. Może odnaleźliby tego staruszka szybciej. Tylko jakby niby mieli się stamtąd wydostać. Pomysł odpada. Lepiej skoncentruję się na planie pierwszym. Poderwać strażnika. Też mi sztuka. Tylko wymaga jednej zasadniczej rzeczy. PRZEBRANIA."

-No więc Panowie, mówiłem, że się uda. Chyba czas oznaczyć jakoś dom i rozejrzeć się po izbie, racja? No co tak stoicie? Ruchy ruchy.

-[i]Wiesz, co mawiają o tych, co za nic mają szczęście? Że są głupi. Mam nadzieję, że nie masz jeszcze przy okazji pecha. Chociaż ślepy to ty już jesteś. - Skwitowała i rozejrzała się po strychu. Normalny pokój na poddaszu. Zakurzony, ale zadziwiająco pusty, zupełnie jakby tylko czekał na jakichś gości. Nie był w prawdzie od dawna sprzątany, jednak przy odrobinie chęci i zaangażowania da się to można to szybko zmienić. - Jeżeli czujecie potrzebę przydania się na coś, to posprzątajcie tutaj. Ja muszę się tym oznakowaniem zająć. Postaram się szybko wrócić. Nie pozabijajcie się w tym czasie. - Nie czekała na reakcję obu wojowników. Po prostu wyszła i zostawiła ich samych. Niech teraz robią, co chcą.

Wcale nie musiała opuszczać domu. Zaklęcie, a przynajmniej coś, co zaklęcie miało przypominać, wymagało jedynie odrobiny koncentracji i pomysłu. Nic poza tym. Po co jednak miała tym dwóm o tym mówić? Niech sobie tam sprzątają. Macha miała inne - lepsze - zajęcia niż bieganie z zmiotką i kichanie z powodu unoszącego się w pomieszczeniu kurzu.

Znak gotowy. Powinien wszystkich zainteresowanych zwabić, jak stado owadów. Przynajmniej kobieta miała taką nadzieję.

"Lekko podświetlone okno wychodzące na ulicę, powinno być wystarczającą wskazówką dla reszty drużyny. Niby nic dziwnego nie ma w oknie, które odbija promienie świetlne, nawet jeśli nie ma słońca, a księżyc chowa się za chmurami... Może lepiej wymyślić coś innego?"

Pomyślała chwilę nad resztą rozwiązań.

"To jest lepsze od wielkiego chomika na ścianie, zdecydowanie pokonało ogromny napis tutaj, tym bardziej nie miało najmniejszych szans z pomysłem zwanym "Panienka z okienka". To powinien być wystarczający znak. Zorientują się... Będą wiedzieli. Na pewno. Dobrze. Czas się rozejrzeć."

Nie chciała jeszcze wracać na strych, dlatego też szybko schowała ręce pod peleryną i ruszyła w stronę wieży, udając, że ją podziwia i jednocześnie czuje się przeraża je wyglądem i plotkami, jakie o niej słyszała. Zbliżyła się do bramy, wyczekując tylko pojawienia się strażników.

"Może potrzeba im większej zachęty?"

Już chciała zrobić krok ku bramie, kiedy przypomniała sobie, że lada chwila mogą się zbiec gapie, a przecież za mało miejsca dzieli ją od ich kryjówki. Jeszcze nie potrzebnie naraziłaby całą misję.

"Wrócę tutaj zaraz po tym, jak uzgodnimy, co będziemy dalej robić. I natychmiast po przebraniu się. Jak ja nie cierpię tych łachów. Chętnie zrzuciłabym je tu i teraz!"

Ledwo przestąpiła próg i trafiła schodami wprost na poddasze, a już zjawili się Amirath i Brago. Opowiedzieli o wszystkim co się wydarzyło w ciągu rozłąki. Czegoś tam na pewno nie powiedzieli, byli zbyt wyczerpani, żeby obyło się bez kłopotów, ale nich im będzie, że nic się nie wydarzyło. W końcu Macha nie zamierzała im tego wyrzucać.

-Skoro już tutaj jesteśmy. I czekamy na resztę, która strasznie się spóźnia... Mówię wam, że zaraz po tej naszej naradzie, muszę udać się w głąb miasta. Znaczy daleko od wieży. Zostawiłam tam wszystkie swoje rzeczy, a bez nich nic nie zdziałam. Poza tym pomyślałam już trochę nad tym. Zamierzacie się dostać do wieży od dołu, tak? Skąd wiecie, że wyjścia nikt nie strzeże. Może trupy nie chodzą, ale z pewnością spodziewają się ataku również i z tej strony. Macie jakiś pomysł? - Musiał się dowiedzieć, czy ma jeszcze jakoś odwrócić uwagę strażnika, czy tylko zabrać mu klucze, bo z tym problemu nie będzie, gorzej jak w trakcie zadania dojdą jakieś komplikacje.

"Koniecznie muszę się wybrać po moje rzeczy, zanim zaczniemy cały ten plan realizować."

- Kiedy w ogóle planujecie przeprowadzić tę akcję? Chyba jak najszybciej, nie? Tamta drużyna nie będzie na nas spokojnie czekała.

Zamilkła, oczekując odpowiedzi na swoje pytania. O ile jakieś uzyska, pomogą jej zorientować się w sytuacji. Będzie przynajmniej wiedziała, na czym stoi.
 

Ostatnio edytowane przez Idylla : 07-12-2008 o 12:34.
Idylla jest offline  
Stary 07-12-2008, 17:37   #42
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Zdobywanie informacji nie szło tak dobrze, jak skrytobójca tego oczekiwał. Powoli zaczynał mieć dość wysłuchiwania głupich historyjek o tym, że kramarzowi zgniła brukiew a jakaś obdarta kobiecina zgubiła miedziaka. Raz pochwycił kilka słów o oplatających wieżę wężach, innym razem ktoś wspominał o dziwnych wydarzeniach w ruinach starej świątyni. Nie wiedział jeszcze czy może to mieć jakiekolwiek znaczenie dla ich sprawy, ale słowo "cud" które wówczas usłyszał wzbudziło jego zainteresowanie. Nie można było obok tego przejść obojętnie. Poza tymi drobiazgami nie dowiedział się jednak niczego wartościowego i powoli stawało się oczywistym, że będzie musiał użyć nieco innych metod by dowiedzieć się tego czego chce.

Gdy zaczynał już wątpić w celowość sterczenia na tej obskurnej karykaturze rynku miejskiego do jego uszu dotarła rozmowa dwóch mężczyzn stojących przy fontannie.


Udając zainteresowanie jednym ze stoisk Brago zbliżył się nieznacznie, aby nie stracić żadnego z wypowiadanych przez mężczyznę słów. Jego krótki monolog nie do końca zaspokajał ciekawość zabójcy, jednak wzmianka o kanałach mogła się okazać najbardziej przydatna spośród tego, czego udało mu się do tej pory dowiedzieć. Na początek dobre i to.

W końcu zauważył stojącego po drugiej stronie rynku Almiritha, który skinięciem głowy wskazał mu drogę do Ulicy Żebraków. Skrytobójca nie protestował. Miał już serdecznie dość tego miejsca i szczerze wątpił, że może się jeszcze czegokolwiek dowiedzieć. W każdym bądź razie nie tutaj i nie w tej chwili. Wojownik szedł nieco z przodu, zaś człowiek podążał kilkanaście metrów za nim spoglądając w ciemność każdego z mijanych zaułków oraz subtelnie oglądając się za siebie. Było mało prawdopodobnym by ktoś zdążył zwrócić na nich uwagę, jednak potrzebował pewności. Dopiero na Ulicy Żebraków, gdy przekonał się, że nie powinni się obawiać ani wszechobecnej biedoty ani jej spojrzeń zrównał się z elfem i ściszonym głosem, takim który tylko jego uszy mogły wychwycić, zrelacjonował czego udało mu się dowiedzieć.

- Czyli twoje wiadomości przydadzą się zarówno szczurołapowi jak i Herażtinowi, obaj planowali zejść do kanałów. Niestety mój plan jest spalony, na rozpatrzenie wniosku o przyjęcie do straży trzeba czekać tydzień, a tyle czasu nie mamy, muszę wymyślić coś innego. Pójdziemy w stronę Wieży, Macha miała nam zostawić znak, gdzie znaleźli lokum. Naradzimy się z resztą i trza będzie sobie poszukać jakiegoś zajęcia konstruktywnego.

Ustinov przytaknął, choć nie uważał, że potrzeba mu nowego zajęcia. Podjął się zdobycia informacji i nie uważał tego zadania za zakończone.

- Po zmroku zamierzam znowu spróbować zasięgnąć języka. Może zajrzę do jednej z karczm lub do tego kasyna, które widziałem nieopodal rynku. Nocą łatwiej będzie spotkać "odpowiednich" ludzi.

Tym razem to Almirith zgodził się skinieniem głowy i przez kilka najbliższych chwil szli naprzód nie odzywając się do siebie ni słowem. Wtem z jednej z bocznych uliczek dało się słyszeć kobiecy wrzask. Elf zatrzymał się momentalnie i spojrzał pytająco na mężczyznę, jednak ten jedynie pokręcił głową nie zamierzając nawet zwalniać kroku. Jakiś oprych zaciągnął dziewkę w ciemny zaułek a teraz się do niej dobiera. Takie rzeczy zdarzały się nawet w bogatszych miastach, a co dopiero tutaj. Co niby miałoby ich to obchodzić? Wojownik był najwyraźniej innego zdania, gdyż bez słowa ruszył biegiem w kierunku, z którego dochodził krzyk.

Brago stanął jak wryty nie mogąc uwierzyć, że można być aż tak głupim. Najchętniej zignorowałby całe zajście i poszedł dalej swoją drogą, zostawiając lekkomyślnego elfa samemu sobie. Tym razem jednak, coś podpowiadało mu, że powinien podążyć za nim. Czekało na nich poważne zadanie i aby je wykonać musieli ze sobą współdziałać. Stworzyć drużynę. Część jego osobowości, tak przywykła do działania w pojedynkę, nie mogła sobie poradzić z tą myślą. Była jednak ta druga część, która również odegrała niemałą rolę w jego życiu. Ta zaś przypominała mu o tym jak wiele razy jego przetrwanie i powodzenie zależało od zdolności przystosowania się do sytuacji. Być może decyzja sprowadzała się właśnie do tego. Skrytobójca rzucił się w pościg za towarzyszem.

"Nie wyglądał na tak lekkomyślnego. A może... to coś innego. Musi być naprawdę dobry, jeśli pozwala sobie na takie "szlachetne" wybryki..."

Mimo wszystko na tle pozostałych członków drużyny elf sprawiał wrażenie kogoś, z kim najłatwiej przyjdzie mu znaleźć wspólny język i nawiązać współpracę. Skrytobójca przypomniał sobie jego słowa wypowiedziane wtedy w karczmie, gdy spotkali się pierwszy raz. Nie ofiarowywał pozostałym zaufania, przyjaźni czy tym podobnych bzdur. Jedynie swoje ostrza. Brago może dołożyć do tego i swoje. "Zobaczmy na co stać taki duet." - pomyślał, a jego usta wykrzywiły się na krótką chwilę w złośliwym uśmiechu.

Dotrzymanie tempa długouchemu było bądź co bądź niełatwym zadaniem, przez co Ustinov dotarł na miejsce z nieznacznym opóźnieniem. Trafił akurat na moment, w którym Almirith i zgraja miejscowych wymieniali się grzecznościami.

- Zostawcie ją i odejdźcie… najszybciej jak potraficie.

- Chędoż się elfia dziwko. Chłopaki brać tego pedała!!! Jest sam, załatwcie ciotę i po kłopocie.

- Nie jest sam – odezwał się Brago mierząc ich spojrzeniem swej jedynej źrenicy.
Łotry ruszyły na nich, nic sobie z tego nie robiąc. Widocznie nie byli nikim więcej jak ograniczonymi tępakami, przeceniającymi znaczenie swojej przewagi liczebnej. "Dobrze więc."
Ustinov uznał, że pozbawienie ich życia z dystansu byłoby zbyt łatwym zwycięstwem, toteż dobył miecza przygotowując się do walki w zwarciu. Widok długiego, niespełna trzy-centymetrowego ostrza, które wydawało się wątłe w porównaniu z ciężkimi pałaszami idących na niego zbirów jeszcze bardziej ich rozochocił. Elf w tym czasie, z obnażonymi już ostrzami, rzucił zabójcy porozumiewawcze spojrzenie. Mężczyzna nie przywykły do walki na cztery ręce nie od razu pojął cóż miało ono oznaczać. Dotarło to do niego dopiero w chwilę później, gdy bandyci zaczęli się przemieszczać próbując ich otoczyć. Skrytobójca i wojownik stanęli do siebie plecami. Brago miał do czynienia tylko z dwoma zbirami i początkowo miał wątpliwości czy jego kompan da radę trzem. Gdy jednak ujrzał katem oka, jak jedno z jego ostrzy przebija nieszczęsnego topornika znacznie się uspokoił. "Elf sobie poradzi. Czas zająć się sobą"

Dwóch oprychów nacierało już na niego ze swoim żelastwem. Parowanie dwóch mieczy za pomocą jednego i to dużo lżejszego było niełatwym zadaniem, więc skrytobójca sięgnął lewą dłonią za pas wydobywając prosty sztylet. W chwilę później na jego ostrzach zatrzymało się pierwsze jednoczesne uderzenie. Ustinov musiał przyznać, że krzepy im nie brakowało i zatrzymanie ich ataku wymagało od niego sporo wysiłku. Gdy mu się to jednak udało postanowił szybko przejąć inicjatywę. Wziął głęboki oddech i cofnął prawą stopę by zapewnić sobie lepszy punkt podparcia, po czym z całej siły odepchnął tego z napastników, z którym do tej pory krzyżował swój miecz. Oprych, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy stracił równowagę i upadł na plecy z wdziękiem swoistym dla worka ziemniaków.

Drugi z agresorów trzymając swój zardzewiały oręż oburącz zamachnął się na Ustinova jakby chciał go przeciąć na pół. Zabójca sparował jego cios, podobnie jak następny, wymierzony z drogiej strony. Uderzenia były potężne jednak miały jedną zasadniczą wazę - padały zdecydowanie za wolno i zbyt schematycznie. Przy trzecim z nich Brago zatrzymał cios mieczem jednocześnie tnąc zbira sztyletem powyżej nadgarstka w którym trzymał broń, za nim ten zdążył cofnąć rękę. Z ust złoczyńcy wydobyło się bolesne syknięcie, o dziwo jednak nie wypuścił swej broni. Skrytobójca zauważył, że zamierza przełożyć ją do drugiej dłoni i kontynuować walkę, jednak postanowił nie dać mu takiej szansy. Zanim łotr zdążył zareagować ostrze długiego miecza prześlizgnęło się ponad jego oczami wycinając długą ranę na linii brwi. Cięcie nie było głębokie, jednak wywołany przez nie ból oraz sącząca się z niego obfitym strumieniem krew czyniły go niemal zupełnie ślepym i bezbronnym. Nie zobaczył już swej upadającej w końcu broni, ani sztyletu odnajdującego drogę do jego serca.

Zanim jego martwe zwłoki dotknęły udeptanego śniegu, jego towarzysz ruszył już na Braga tnąc wysoko swym paskudnym pałaszem. Tym razem skrytobójca nie zamierzał bawić się tak długo. Uchylił się po prostu przed ciosem samemu jednocześnie wyprowadzając mocne cięcie w brzuch dając ujście wnętrznościom zbója. W chwilę później obaj leżeli już nieruchomo obok siebie.

Ustinov rozejrzał się lustrując sytuację. Elf wciąż walczył z dwoma drabami uzbrojonymi w pałki, jednak wynik tego starcia był już przesądzony. Wytrawny szachista potrafi z łatwością powiedzieć po ilu ruchach dojdzie do mata. Prawdziwy wojownik umiał zastosować podobne szacowanie w walce.

Kilka metrów dalej herszt łotrzyków zaczął zdawać sobie sprawę z klęski. Chcąc ocalić swe życie zamierzał ratować się ucieczkę, jednak ręce dygotały mu tak, że nie mógł nawet podciągnąć opuszczonych spodni. Brago pokręcił głową jakby oceniał jego szanse, po czym sięgnął wolną dłonią za pazuchę płaszcza wydobywając jeden ze swoich noży. Długi błyszczący przedmiot przeciął powietrze z cichym świstem by w końcu prawie po samą rękojeść wbić się w plecy gwałciciela. Przywódca zbirów przewrócił się natychmiast, przygniatając nieszczęsną kobietę, która krzycząc i płacząc próbowała wydostać się spod jego cielska. Skrytobójcy to już jednak nie obchodziło. Zrobił co do niego należało i w tej chwili musiał jedynie zająć się swoją bronią. Wytarł czubek miecza o ubrania leżącego u jego stóp zbira po czym schował broń do pochwy. To samo uczynił ze sztyletem wyjętym z serca pierwszego z oprychów. Gdy elf skończył swą pracę i cała szóstka rzezimieszków leżała w śniegu i własnej krwi, niedoszła ofiara wydostała się w końcu spod ciała swego oprawcy i uciekła wrzeszcząc i zalewając się łzami.

- No i masz swoją wdzięczność elfie - rzekł skrytobójca wydobywając z pleców bandyty ostatnie swych ostrzy, jedynie niewymagające wycierania, i umieszczając je na właściwym mu miejscu."Co nam to dało?" - zdawało się pytać wlepione w wojownika spojrzenie.

- Idziemy stąd, lepiej, żeby nikt nas tu nie nastał. - odparł Almirith tym razem równie konkretnie co wymijająco. Zabójca nie zamierzał na ten temat dyskutować.


Gdy dotarli w pobliże Wieży znów się rozdzielili. Brago udał się naprzód przyglądając poszczególnym budynkom i zastanawiając w jaki sposób mógł zostać oznakowany ten, do którego mieli się teraz udać. W końcu dostrzegł połyskujące delikatnym blaskiem okno. Zdecydowanie nie było to naturalne światło jednak... czy to na pewno właściwe miejsce? Mężczyzna zbliżył się i przechodząc obok zagadkowego okna zajrzał ukradkiem do środka. Nie można powiedzieć by widok Kherr Khazad'a albo Rain'a napawał go szczególną radością, jednak nie ulegało wątpliwości, że trafił we właściwe miejsce. Nie zwlekając wrócił tą samą drogą na tyle, by znaleźć się w zasięgu wzroku elfa, po czym wskazał mu w którą stronę muszą się udać.

Wkrótce prawie cała drużyna zebrała się w umówionym miejscu. Almirith zrelacjonował swą wizytę w urzędzie miejskim, zaś Brago przedstawił pokrótce czego dowiedział się przy fontannie, choć zdawał sobie sprawę, że będzie to musiał powtórzyć to wszystko raz jeszcze, gdy dołączą do nich główni zainteresowani jego "rewelacjami" - gnom oraz ich lider.

Nie zamierzał zgłaszać się na ochotnika, żeby szperać w bibliotece. Może i da się w niej znaleźć jakieś użyteczne informacje, ale skrytobójca nie uważał się za najwłaściwszą do tego osobę. Póki co, miał jeszcze parę pomysłów i ogólne pojęcie o tym jak sobie zorganizować czas. Czymś takim mógłby się zająć ktoś z pozostałej trójki. "W końcu i tak niewiele robią..."

Stał pod ścianą wysłuchując wątpliwości Machy i odezwał się dopiero wtedy gdy skończyła. Jego wzrok spoczywał nieruchomo w dalszym końcu pokoju a słowa padały tak cicho, że stojący dalej od niego ledwie je słyszeli.
- Nic nie zamierzamy i nic nie wiemy. Podobno strażnicy wyrzucają zwłoki do kanałów, ale nie mamy nawet pewności, czy możliwym jest dostać się do wieży tą właśnie drogą. Snucie jakichkolwiek planów bez elementarnej wiedzy, nie jest niczym więcej jak stratą cennego czasu.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 07-12-2008, 21:40   #43
ilu
 
ilu's Avatar
 
Reputacja: 1 ilu nie jest za bardzo znany
Drzwi od chaty zaskrzypiały. W środku znaleźli się Almirith i Brago. Sprawiali wrażenie strudzonych. Zdali relację ze swoich poczynań. Pomysł infiltracji jest spalony ze względu na długi okres oczekiwania na przyjęcie, a droga kanałami stoi pod wielki znakiem zapytania. Kherr’a niepokoiła dalsza nieobecność dwóch członków drużyny.

-Posłuchajcie mnie, proszę. Na pewno zdajecie sobie sprawę z tego, że poza nami w mieście jest jeszcze co najmniej jedna drużyna próbująca wyciągnąć starca z wieży.

Zbój spojrzał na swoich towarzyszy. Wszyscy słuchali go uważnie i z zaciekawieniem.

-Wszystko sprowadza się do odbicia starca. Myślę, że źle zrobiliśmy myśląc od razu i jakimś włamaniu itd. Mianowicie chodzi mi o to, że można by starego odbić w dniu egzekucji. Jak? Musielibyśmy współpracować. Na początku zawiadomilibyśmy jakoś tutejsze straże o tym, że ktoś chce odbić więźnia. Miasto na pewno podniosłoby poziom zabezpieczeń. Dzięki temu mielibyśmy pewność, że nikt nieproszony nie sprzątnie nam dziadka sprzed nosa. Potem w dniu egzekucji kilku z nas przebrałoby się za strażników i wtopiło w tłum blisko szubienicy. W jakikolwiek sposób odwrócilibyśmy uwagę wszystkich zgromadzonych, szybko uprowadzili skazanego i znikli z miasta. Wiem, wiem, wszystko wydaje się nie do zrobienia. Ale pomyślcie o tym. Na przykład Halaz mógłby sprowadzić całą masę ptaków, które przyciemniłyby niebo. Uciec możemy w tradycyjny sposób, bądź też HerażtinPODZIEMNY gnom mógłby wykopać jakiś tunel prowadzący z tego domu poza mury miasta. Chociaż wątpię, żeby dał rade tego dokonać w takim krótkim okresie czasu.

Kherr na chwilę przestał mówić. Jego towarzysze na chwile zamarli w zamyśleniu. Wygląda na to, że do nich trafił. Pomysł wydawał się bardzo dobry. Jednak co na to reszta?

-Plan jest jeszcze niedopracowany, trochę mu brakuje. Poczekajmy może na Herażtina i Halaza. Powtórzę swój pomysł na wspólnej radzie.


Więc tak wygląda współpraca. Jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego. Podoba mi się to!
 
ilu jest offline  
Stary 08-12-2008, 14:27   #44
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Kiedy skończyła, natychmiast uzyskała odpowiedź na swoje pytanie.

- Nic nie zamierzamy i nic nie wiemy. Podobno strażnicy wyrzucają zwłoki do kanałów, ale nie mamy nawet pewności, czy możliwym jest dostać się do wieży tą właśnie drogą. Snucie jakichkolwiek planów bez elementarnej wiedzy, nie jest niczym więcej jak stratą cennego czasu.

Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko grzecznie powiedzieć:

- Nic nie robienie i tylko krytykowanie, jakoś za wielką stratę czasu nie uznajesz. Ciekawa jestem czemu... Biblioteka czeka otworem na spragnionych elementarnej wiedzy. Nie sądzisz, że to dla ciebie idealne miejsce? - Miło uśmiechnęła się do towarzysza.

"Chyba się nie polubimy, prędzej wydłubię mu oko, niż powiem, że ma rację."

Niespodziewanie głos zabrał Kherr opowiadając im o swoim pomyśle.

"Wszystko w tym planie byłoby pięknie, tylko przeoczył mały szczegół, ale diabelnie istotny..."

-Tylko, że jest jeden problem. Druga drużyna. Nie mamy pewności, czy już nie dopracowują swojego planu i nie zamierzają go wykonać przed dniem egzekucji. Wtedy mielibyśmy więcej niż problem. - zamilkła na chwilę. - Musimy poznać plany tej wieży, o ile jakieś istnieją. Wtedy będzie łatwiej, może znajdują się jakieś tajne przejścia, albo takie o których ludzie zapomnieli?

"Teraz tylko muszę się jakoś wymigać od tego zadania z pójściem do biblioteki. Ciekawe czy mi uwierzą."

- Wy wykonaliście swoje zadania... - mówiąc to spojrzała na wojownika i Brago.

"Ten elf ma za długie imię... Nigdy go nie zapamiętam."

- Teraz pora na mnie. Jak tylko zjawią się nasi towarzysze, wrócę po rzeczy i może dowiem się czegoś ciekawego po drodze. Wstąpię do jakiejś przyzwoitej gospody, czy popytam. Jakoś siatka pewnych dobrze obeznanych w sprawach plotek zabójców, jest dziurawa jak sitko - dodała złośliwie, nie mogąc się powstrzymać.
 
Idylla jest offline  
Stary 08-12-2008, 15:42   #45
ilu
 
ilu's Avatar
 
Reputacja: 1 ilu nie jest za bardzo znany
Macha wyraziła swoje zdanie na temat planu Kherr’a. Widać nie słuchała go zbyt uważnie. Ewidentnie coś kręciła i na siłę próbowała wyjść wieczorem z chaty. Khazad spojrzał na Machę i po raz kolejny zabrał głos.

-Oj kochana, chyba nie za uważnie mnie słuchałaś. Powiedziałem, żeby zaalarmować straże przed planowanym włamaniem do wieży. Strażnicy na pewno podwoiliby warty i kto wie czy nie przenieśliby starca. Drużyna przeciwna byłaby praktycznie spalona. No, ale jeśli tego wam mało – tutaj przetarł twarz dłonią, pogładził się po brodzie – to ktoś z nas mógłby postarać się o wtrącenie do wieży. Owa osoba pilnowałaby dziadka, opowiedziała mu o planie. Nawet, jeśli nie skorzystamy z mojego pomysłu to warto pomyśleć o wtrąceniu kogoś z nas. Byłaby to doskonała sposobność do poznania planu wieży i przygotowania części akcji ‘od środka’. Trzeba byłoby tylko pomyśleć nad sposobem komunikacji z resztą drużyny…

Kherr zakończył wywód. Co się stanie? O tym zadecydują na wspólnej radzie.

-Właśnie! Gdzie jest reszta grupy?
 
ilu jest offline  
Stary 08-12-2008, 17:00   #46
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Miło jest podyskutowac trochę i wymienic swoje zdanie z innymi.

"Niech przyłazi ten chomik, bo nie wytrzymam długo..."

-Oj kochana, chyba nie za uważnie mnie słuchałaś. Powiedziałem, żeby zaalarmować straże przed planowanym włamaniem do wieży. Strażnicy na pewno podwoiliby warty i kto wie czy nie przenieśliby starca. Drużyna przeciwna byłaby praktycznie spalona.

- Spalona powiadasz? A jeżeli w ten sposób ułatwimy im zadanie, bo mogą teraz kompletnie nie mieć planu i my podamy i gotowy na tacy? Jeżeli zaostrzą straże i zabezpieczenia, to zawęzi pole manewru.

"Co do wrzucania kogoś do tego więzienia, to już mam propozycję na kandydata. I najlepiej, żeby tak do końca tego roku stamtąd nie wyszedł."

- Druga sprawa, zaostrzona straż oznacza wzmożone bezpieczeństwo. Mogą w tym czasie jeszcze bardziej pilnować wieży i samych więźniów. To nam wcale nie pomoże. Zwłaszcza kiedy zaczną zwracać uwagę na szczegóły. Teraz czują się pewniej, bo ludzie są za słabi i zbyt wyczerpani, żeby na nich napadać. Zrobili się nieostrożni, jeżeli powiemy im, że ktoś zamierza na nich napaść, mogą to potraktować bardzo poważnie, albo całkowicie zlekceważyć. Chcesz ryzykować?

Skończyła mówić. Wiedziała, że w końcu i tak wróci do punktu wyjścia i wyjdzie na to, że i tak od początku sprzeczki była w błędzie. Zamilkła na chwilę, by pomyśleć. Dołem się nie da, górą też raczej nie, nie ma też mowy o jakimś wtargnięciu.

- Orientujecie się może, czy w najbliższym czasie urządzane są tutaj jakieś święta? I kto, do licha, jest kimś w rodzaju organizatora uroczystości państwowych, czy czegoś w tym rodzaju?

Wypaliła z tymi uroczystościami, ale musiała to wiedzieć. Po co? Jeszcze nie zamierzała zdradzać, bo nie do końca była pewna, czy jej pomysł będzie miał jakieś szanse przeżycia. Najpierw go jakoś sprawdzi, potem dopiero opowie o nim reszcie, jeżeli oczywiście nie będą już mieli własnego.
 
Idylla jest offline  
Stary 09-12-2008, 01:45   #47
 
MindReaver's Avatar
 
Reputacja: 1 MindReaver nie jest za bardzo znanyMindReaver nie jest za bardzo znanyMindReaver nie jest za bardzo znany
Rizzen po krótkim rekonesansie po mieście wrócił do gospody pod Żabim Skrzekiem gdzie zapłacił za parę kolejnych nocy i udał się do swego pokoju. Tam przygotował się na bardziej skryty wypad do miasta, a jego pierwszym celem był… teatr. Musiał znów skompletować swój zestaw do charakteryzacji, który stracił podczas ucieczki z Kurpio. Kiedyś jeszcze tam wróci, a ten, co go wystawił słono za to zapłaci.

Skrytobójca spojrzał przez okno. Jego pokój mieścił się na pierwszym piętrze. Widział stąd tylko niewyraźne zarysy południowej wieży, wysokie budynki zasłaniały mu resztę. Spojrzał w dół i czekał, aż mała alejka, jaką tam spostrzegł wyludni się. Cichcem szybko zeskoczył tam i najciemniejszymi alejami tego miasta udał się w kierunku teatru.

Tam zaszył się w pobliżu tylnego wejścia, cierpliwie czekając, aż trupa teatralna będzie zajęta. Teatru nie pilnowały straże, jedynie od czasu do czasu alejką przechadzał się dwuosobowy patrol, przed którym Rizzen był dobrze ukryty. Wyczekał odpowiedni moment i zakradł się do środka. Tam krążył po pustych garderobach i zbierał potrzebne mu rzeczy między innymi peruka, sztuczna broda, szlacheckie ubranie, okulary oraz parę innych potrzebnych mu rzeczy. Nie zabrał tego zbyt wiele – w końcu musiał to jakoś pomieścić w swym plecaku. Tak obłowiony niepostrzeżenie opuścił teatr i podobną drogą, jaką tu przybył udał się teraz z powrotem do gospody. Oczywiście, wszedł oknem korzystając w tym celu z liny.

Rizzen zabrał ze sobą płaszcz i schował pod nim sztuczną brodę. Wziął plecak i w normalny już sposób opuścił gospodę. Przechadzając się po mieście wkroczył w ciemniejszy zaułek, a tam, pod osłoną cienia silniej otulił się płaszczem, założył brodę i zgarbił się, tak, że wychodząc z cienia wyglądał zupełnie jak starzec. Wyszedł z zaułka i udało mu się w pobliżu znaleźć jakiś kij, którym zaczął się podpierać. Plecak tylko pomagał mu imitując garb na plecach.

Starzec chodził chwilę po mieście zawadzając po drodze o uliczkę przed bramą prowadzącą do wieży. Ukradkiem przyjrzał się strażnikom poczym ruszył we własną drogę i skierował swe kroki na rynek. Tam, chodząc pomiędzy straganami i niby oglądając towary kupców, tak naprawdę przysłuchiwał się rozmowom przechodniów. Starał się wychwycić jakiekolwiek plotki, mogące nakierować go na ślady Wyszemira. Czasami, udając zainteresowanie niektórymi przedmiotami pytał kupców czy dzieje się w mieście ostatnio coś ciekawego. Spędził tam trochę czasu poczym skierował swe kroki z powrotem do gospody pod Żabim Skrzekiem po drodze „zdejmując” przebranie.

W swoim pokoju Rizzen czekał do czasu, aż słońce zaszło za linię horyzontu. Nadszedł czas działania. Zabrał ze sobą jeden sztylet, linę oraz płaszcz i ruszył z tym pokręcić się po mieście. Rozglądając się znalazł w końcu to, czego szukał. Młoda, w miarę ładnie wyglądająca ulicznica wyszła już do pracy. Skrytobójca podszedł do niej i zapytał o cenę…

Tak oto razem ruszyli w kierunku najbliższej gospody gdzie Rizzen zapłacił za pokój. W pokoju zdjął swój płaszcz rzucając go i rzucił go w pobliże płaszcza dziewczyny. Mężczyzna stanął przy łóżku i skinieniem głowy wskazał jej by się nań położyła. Kobieta posłusznie wykonała jego rozkaz układając się w wygodnej pozycji, a Rizzen dołączył do niej. Zbliżył się do jej ciała, a swe dłonie skierował za jej plecy zdejmując górną część jej ubrania. Nie spieszył się. Wodził palcami po jej ciele, przez chwilę masował jej krągłe sutki. Po chwili obie swe dłonie skierował wyżej ku jej twarzy i… błyskawicznym ruchem złapał silnie głowę dziwki i skręcił jej kark. Szybko i cicho. Ofiara pewnie nawet nie poczuła, że ginie. Skrytobójca zszedł z łóżka i rozebrał do końca kobietę poczym zdjął własne ubranie. Ułożył kobietę na podłodze tak by móc ją całą widzieć, poczym usiadł przed nią i przyglądając się dokładnie szczegółom jej ciała zaczął koncentrować się na zaklęciu wykonując przy tym serię skomplikowanych ruchów dłońmi…

Rizzen powoli przeobrażał swe męskie ciało na ciało kobiety leżącej przed nim. Starał się skupić na szczegółach, dokładnie odwzorować jej sylwetkę. Zajmowało mu to dużo czasu, zdawał sobie również sprawę z tego, że zaklęcie nie potrwa długo, wiedział jednak, że na to, co skrytobójca chciał zrobić czasu w zupełności mu wystarczy.

Gdy zakończył zaklęcie było już długo po zmroku. Musiał się teraz troszeczkę pospieszyć, jeśli chciał zdążyć później na spotkanie w Zielonym Głuszcu. Poświęcił tylko chwilę czasu na przyzwyczajenie się do nowej postaci. Ubrał się w skromne ciuszki kobiety i otulił jej płaszczem, pod którym schował swój sztylet. Swoje stare ubranie zawinął w płaszcz i rozejrzał się przez okno swojego apartamentu. O tej porze nikt nie kręcił się już po alejce na dole. Rizzen bezceremonialnie ciało kobiety przez okno poczym pośpiesznie opuścił gospodę udając się w miejsce gdzie ono spadło. Okno zostawił lekko uchylone.

Śnieg, który pokrywał alejkę, świadczył o tym, że była mało uczęszczana, a teraz sprawił, że ciało uderzając o ziemię nie wydało zbyt głośnego odgłosu. Mężczyzna przystanął przy martwym ciele i rozejrzał się za dobrym miejscem do ukrycia ciała. Przeklął los i nie widząc innego sposobu ułożył ciało w najbezpieczniejszym w tym wypadku ciemnym miejscu, a linę zakopał w śniegu przy ścianie budynku.

Rizzen, przebrany za dziwkę, silnie otulił się płaszczem. Mimo płaszcza było mu trochę zimno w skąpym wdzianku zabitej ulicznicy, pracował już jednak w gorszych warunkach. Podszedł lekko chwiejnym krokiem do bramy wiodącej do kompleksu, w którym znajdowała się południowa wieża. Udając trochę podchmieloną Rizzen śmiało zbliżył się do młodego strażnika, na co pozostali zareagowali sięgnięciem dłońmi ku rękojeściom mieczy, lecz nie wyciągnęli ich jeszcze.

- Witaj przystojniaczku. – Zalotnie powitała młodzieńca kobieta stojąca teraz przed nim.
- Nie powinno Cię tu być. – Odparł nieco zmieszany strażnik.
- Oh, od razu nie powinno, no nie bądź taki. Podobasz mi się. Z chęcią umiliłabym Ci ten twój jakże nudny obowiązek. Oczywiście za darmo. – Kobieta delikatnie przejechała palcem po jego poliku. Mężczyzna rozejrzał się po swoich kompanach, na co kobieta natychmiast rzuciła – A co tam, dziś mogę zrobić wyjątek i umilić tę noc wszystkim wam panowie. – Rozejrzała się po pozostałych. – Tak dzielnie bronicie tego miasta, że wam również od życia się coś należy prawda? Ale po kolei proszę dobrze? To jak będzie kochasiu? To nie zajmie przecież długo, nikt nawet nie zauważy, że na chwilę zniknąłeś ze służby prawda?- Zmieszany młodzieniec znów spojrzał po pozostałych, lecz ich nieprzychylne niedawno miny nagle odmieniły się i teraz wyrażały coś w stylu „czemu nie?”. Strażnik nie opierał się więcej – Chyba faktycznie mogę na chwilę zejść ze służby. W końcu zawsze mogę powiedzieć, że byłem się odlać, co chłopaki? – Nie czekając na odpowiedź, która zresztą nadejść nie miała, chłopak ruszył za dziwką.

- To gdzie się udamy mój ty rycerzu? – Zapytała kobieta wodząc dłonią po jego twarzy. - Zimno tu trochę, wolałabym cieplejsze miejsca.
- Niech Ci już będzie. Tu w pobliżu jest opuszczona chata, niedawno zmarł jej samotny lokator. Możemy tam wejść.

Mężczyzna zaprowadził ją do malutkiego mieszkania, całkowicie pustego poza paroma meblami, w tym łóżka. Kobieta, wesoła, szybciutko podbiegła do niego i nań usiadła powoli zdejmując płaszcz. Rizzen robiąc to zręcznie ukrył sztylet w płaszczu i wraz z nim położył go teraz na ziemi. Strażnik nic nie zauważył zajęty teraz zdejmowaniem swej zbroi. Uporał się z tym dość szybko i zbliżył się do kobiety. Pospiesznie rozbierali siebie nawzajem i kiedy młodzieniec już miał się w niej zagłębić Rizzen wykorzystał moment jego nieuwagi i chwycił płaszcz leżący na ziemi. Rzucił nim w twarz całkowicie zaskoczonego strażnika, w taki sposób by sztylet nie poleciał wraz z płaszczem. Skrytobójca szybko chwycił zań i podsunął go pod szyję młodzieńcowi, jednocześnie umiejętnie wydostając się spod jego ciała.
- Nie próbuj krzyczeć. – Kobieta szybko go ostrzegła. – Nie ruszaj się, a może jeszcze trochę pożyjesz.
- Co… – Głupiec podniósł z początku głos, lecz załamał mu się on na widok zimnych oczu kobiety wyrażających jedynie chęć mordu. Dopiero po chwili poczuł ból na szyi i ciepły płyn spływający mu po niej na ramię. Kobieta nie zdradzała swym wyrazem twarzy żadnych uczuć, a jej cięcie było przerażająco precyzyjne. Strażnik uświadomił sobie, że nie ma przed sobą dziwki, a profesjonalnego zabójcę. Zaczął się zastanawiać jak mógł być tak głupi i nabrać się na coś takiego. Chłodny głos jednak przerwał jego rozważania.
- A teraz odpowiesz mi na kilka pytań.
- Nic nie powiem. – Wydukał załamującym się głosem. Poczym dodał sobie trochę odwagi, lecz wciąż cicho. – Moi kompani wkrótce spostrzegą, że coś jest nie tak. Znajdą cię.
- Kiedy tu się zjawią ja będę daleko. A ty będziesz umierał czując potęgujący się ból po tym jak Cię wypatroszę. Masz wybór. Mogę sprawić, że będziesz umierał bardzo powoli, bez szans na ratunek. Mogę również sprawić, że ujdziesz stąd żywy.
- Nie wierzę Ci! Zabijesz mnie jak tylko skończysz mnie wypytywać.
- Nie zamierzam pozostać w tym mieście. Mogę cię tylko ogłuszyć, a kiedy się obudzisz będę już daleko stad. Przemyśl to. Mogę również sprawić, że będziesz wykrwawiać się wiele godzin czując narastający ból w każdej części twego ciała i nawet, jeśli ktoś Cię znajdzie nie będzie w stanie Ci już pomóc. Tego chcesz?
- Jaką mam pewność, że dotrzymasz słowa? – Zapytał zdesperowany człowiek. Był już gotów zdradzić, Rizzen wiedział o tym. Każdy chce żyć.
- Musisz zaryzykować.

Jeszcze przez chwilę Skrytobójca przekonywał go do pomysłu z darowaniem mu życia. Potem pospiesznie, wiedząc, że nie ma już wiele czasu, zaczął pytać o Wyszemira lub kogoś podobnego. Pytał również o teren wokół wieży i samą wieżę. Sztylet wciąż trzymał przy szyi człowieka, ostrzem na karku, tak, że gdyby mężczyzna próbował się oswobodzić, sztylet natychmiast utknie w jego gardle. Rizzen przypominał mu o tym od czasu do czasu kłując go czubkiem swej broni. Jako kobieta wciąż zadawał pytania i słuchał odpowiedzi jednocześnie licząc czas. W momencie, gdy był pewny, że nic nowego już od strażnika nie wyciągnie, lub wiedząc, że wyczerpał swój czas i pozostali strażnicy mogą wreszcie zacząć węszyć, Rizzen umiejętnie zabił mężczyznę swym sztyletem. Przebite gardło nie pozwoliło mu na krzyk, a skrytobójca szybko pchnął go jeszcze tak, by krew nie zabrudziła mu jego płaszcza i ubrań, leżących teraz na podłodze.

Nie czekając, Rizzen szybko się ubrał i owinął płaszczem. Oczyścił i schował swój sztylet, poczym oknem wymknął się z mieszkania i pospiesznie skierował ku gospodzie, w której ostatnio był. Zapłacił karczmarzowi za nowy pokój poczym udał się do swojego starego, do którego wciąż miał klucz. Porzucił tu ubranie dziwki i przebrał się z powrotem w swe normalne ubranie i szczelnie owinął płaszczem, tak by nie było widać jego twarzy. Opuścił tę gospodę i udał się pod Żabi Skrzek gdzie uzupełnił swój ekwipunek o sztuczną brodę i plecak. Tak wyposażony mógł wreszcie udać się do Zielonego Głuszcu. Wyruszył tam pospiesznie, wiedząc, że nie ma wiele czasu, a nie chciał kazać pozostałym czekać na niego. Po drodze zmienił się znów w przygarbionego starca, wciąż kryjąc swoją kobiecą twarz, która wkrótce zacznie się odmieniać…
 
MindReaver jest offline  
Stary 09-12-2008, 09:53   #48
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Aaron Huesmann - Zieloni

Minęło może półtorej godziny, podczas której Aaron delektował się piwem. Równocześnie rozważając kolejne ewentualności i posunięcia. W karczmie nikt z drużyny się nie pojawił, co nie było specjalnym zaskoczeniem. Drużyna, była jednak zbiorem indywidualności, które niekoniecznie chciały pracować zespołowo...

Wyciągnął z kieszeni pierścień utworzony przez Isebrina - jeden z trzech przeźroczystych w chwili obecnej pierścieni-kopii. Położył go na stole i zastanowił się. Jeżeli prawdą jest, że była jeszcze inna drużyna to sensownym byłoby, gdyby miała innego koloru oznaczenie. Jakie? Czerwone - byłoby kontrastowo i przeciwstawnie... Chwycił pierścień i pomyślał o kolorze kamienia - po ułamku sekundy pierścień z przeźroczystego zmienił się w głęboką czerwień rubinu.
Schował go do kieszeni i odstawił pusty kufel. Wracając do głównej sali zarejestrował głośny gwar rozmów i stukot kufli i talerzy. Przy barze było pełno, co bardzo odpowiadało mężczyźnie, lekko ukłonił się barmanowi i wykonał bliżej nieokreślony gest ręką - na siłę można się było w nim dopatrzeć wskazania falującej wody, co miało sugerować, że udaje się do portu. Wyszedł szybko, aby nie dać barmanowi czasu na wyjście za nim i ewentualne zażądanie klucza. Przechodnia zapytał o drogę do Urzędu Miasta i po przejściu kilku przecznic założył ukradkiem pierścień na palec. Obserwując, czy nikt go nie śledzi, oraz, czy nie widać gdzieś innych osób, które mogłyby być najemnikami przeszedł szybko przez miasto. gdy tylko wydawało mu się, ze traci drogę - pytał się przechodniów o drogę starając się równieź wyciągnąć od nich jakieś ciekawe informacje, czy plotki.
Dotarł do budynku Urzędu Miejskiego, obejrzał go dokładnie i podążył w kierunku słupa ogłoszeniowego. Tutaj również - przeczytał wszystkie ogłoszenia, informacje i co tam jeszcze wisiało starając się wyłowić jakieś sensowne i przydatne... Czas mijał nieubłaganie i Aaron zdawał sobie sprawę z faktu, że musi zacząć wracać... Powrotna droga prowadziła kolo fontanny, kolo której przystanął na dłuższą chwilę udając, ze czeka na kogoś. W rzeczywistości mial wrazennie, ze śledzi go niewysoki mężczyzna i fontanna była doskonałym miejscem, aby to sprawdzić. Mężczyzna jednak poszedł dalej, a Aaron zarejestrował miejsce i jego architekturę. Podążył dalej - w kierunku sklepu z bronią. Miał nadzieję na uzyskanie jakiś interesujących informacji... Kupować broni nie zamierzał, w ostateczności coś taniego, ale porządnego... Potem tylko spotkanie z chłopakiem na placu przed karczmą i... spotkanie z resztą drużyny i dalsze ustalenia...
 
Aschaar jest offline  
Stary 12-12-2008, 00:32   #49
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gdzieś w koszarach.


- Panie komendancie, w całym mieście ludzie zaczynają się zbierać w coraz większe grupy…

- Przy wschodniej bramie doszło do przepychanek z naszymi trzema patrolami. Dwóch strażników zostało rannych…

- Jeśli tego nie opanujemy to do świtu może rozwinąć się z tego poważne zagrożenie dla miasta…

- Możemy stracić kontrolę…


Podwładni przychodzili i odchodzili z coraz gorszymi raportami, a ich głosy natrętnie brzęczały w uszach komendanta. Choć dochodziła już północ, mężczyzna nie miał co liczyć na zwykły ludzki przywilej jakim był sen. Coś niedobrego działo się w jego mieście. Coś a raczej ktoś podburzał zdesperowany już tłum.

- Jest tak jak mówiłeś…Wasyli. Co teraz?

Kapitan Wasyli swoim nieprzenikliwym spojrzeniem wpatrywał się w komendanta straży miejskiej Konrada Tumbstone’a, swojego bezpośredniego przełożonego. Kąciki jego ust zadrżały nieznacznie układając się w drwiący uśmieszek. Czekał na tą okazję od lat, wreszcie pokaże, że komendant jest nieprzydatnym starym prykiem i to właśnie on nadaję się lepiej na to stanowisko.

- Mój więzień okazał się być śmierdzącym tchórzem i wyśpiewał wszystko. Jego banda zamierza urządzić w tym mieście prawdziwe piekło, po czym odwróciwszy naszą uwagę planuję odbić swojego przywódcę. Poza tym rozkazy księcia są dość jasne, prawda?

- Taa – jęknął rozmówca. – Mamy podjąć jedynie niewielkie próby złagodzenia nastrojów w mieście a jeśli to nic nie da, tak czy owak nad ranem ludzie będą nas błagać o pomoc w zapanowaniu nad bałaganem. Musimy zlokalizować tą bandę za wszelką cenę.

- Już się tym zająłem. Niektórzy z nich są aż nadto nieostrożni w posługiwaniu się czarami i zwróciliby na siebie uwagę niewidomego nie mówiąc już o moich pachołkach. Zrobimy tak…

Konradowi nie podobał się ani pomysł podstępnego podwładnego, ani rozkazy księcia. To on od ponad dwudziestu lat pracował w straży i od przeszło dziesięciu dowodził ją z powodzeniem i nie miał zamiaru pozwolić, aby grupa rzezimieszków zepsuła jego ustalony porządek.
.
.
.
DRUŻYNA FIOLETOWA

Herażtin i Halaz Or-Utain


Zaczepienie dwóch odmieńców i pomysł ze skopaniem ich plugawych tyłków nie należał do rozważnych posunięć w karierze ulicznej bandy…było to natomiast ich ostatnie posunięcie.

Przywódca napastników, postawny drab ignorując zupełnie małego gnoma zamierzył się drewnianym kijem wprost w głowę druida, wciąż nie przestając się uśmiechać. Nawet nie wiedział co się stało, gdy niewidoczna telekinetyczna fala uderzyła go prosto w twarz. Herażtin usłyszał dźwięk łamanej kości i ujrzał strużkę krwi wytryskującą obficie z rany człowieka. Podziałało lepiej niż się spodziewał. Nos draba zamienił się w krwawą papkę, a on sam padł na plecy oszołomiony. Jego towarzysze byli w o wiele gorszej sytuacji.


Gnom dał mu czas, a Halaz dokończył zaklęcie. Trójka nieszczęśników za późno zorientowała się co się właściwie działo. Ich członki skostniały całkowicie, nie mogli uciec, nie było dla nich ratunku. Próbowali coś mówić, błagać o litość jednak mogli wydać z siebie tylko słaby jęk rozpaczy. Bladzi niczym śnieg, padli jednocześnie zamarzając z zimna, jakie wytworzył druid. Ten, rozgrzany stał teraz w kałuży błota. Udało się, byli cali, choć Halaza kosztowało to trochę zdrowia.

Tej jakże oryginalnej dwójce towarzyszy nie pozostało nic innego jak dobić przywódcę gangu, było to wszak najbardziej racjonalne rozwiązanie.

Potem wreszcie mogli się udać w rejony umówionego miejsca spotkania. Znaleźli je z łatwością…wokół dziwnie oznaczonego budynku panowało poruszenie.


Macha, Kherr, Brago, Almirith, Rain - Herażtin i Halaz obserwują tą scenę z zewnątrz.


Drużyna wymieniła informację i prowadziła ożywione dyskusję na temat planów odbicia Wyszemira. Pomysł z kanałami wydawał się ciekawy, lecz niebezpieczny. Brakowało im zdecydowanie informacji a wizyta w bibliotece mogła okazać się jednak całkiem pożyteczna.

Rozmawiając nie zauważyli jak przed oświetlonym magicznie oknem zaczęli pojawiać się wpierw pojedynczy ludzie wskazując na dziwne zjawisko palcami, a już po chwili przed ich kryjówką kłębiła się grupka gapiów. Niestety świecące okno wyczarowane przez Machę, zwabiło więcej osób niż było w planie.

- Krystyna! Krystynaaaa! Wszystko u ciebie w porządku?! – piskliwy krzyk starej kobiety uderzył w uszy zebranym. Ktoś pukał do drzwi. – Otwórz, coś dziwnego dzieje się z twoim oknem…

Przed drzwiami zapanowało poruszenie i do uszu drużyny doleciały podniesione głosy…strażników.

- Rozejść się ludzie natychmiast!


Zebrani chcąc nie chcąc wykonali opieszale rozkaz, jednakże nie minęła minuta a znów ktoś zapukał do drzwi, waląc w nie niemal z całych sił. Z okna można było dostrzec dwójkę strażników i starą babuszkę, tę która zapewne krzyczała chwilę wcześniej.


DRUŻYNA ZIELONA

Biały Kruk

Zraniony złodziej zasyczał ze złości, jednak była to jedyna rzecz jaką mógł w tym momencie zrobić. Przez chwilę Białemu Krukowi wydawało się, że leżący zbir spróbuję jakiejś sztuczki, jednak i do uwięzionego mężczyzny wreszcie musiało dojść, że pozostały mu dwa wyjścia. Współpraca bądź śmierć.

- Za mną panie. – złodziej uśmiechnął się zgryźliwie. - Zabierz tylko to żelastwo sprzed mojej krtani a z wielką o-c-h-o-t-ą zaprowadzę cię do naszej kryjówki.

Białemu Krukowi nie pozostawało nic innego tylko ponownie zaryzykować i zaufać złodziejaszkowi. Ten powoli podniósł się z ziemi, otrzepując ubranie z gęstego błota. Jego małe oczka zerkały co rusz to na jego przeciwnika to na brzeszczot podstawiony do jego gardła. Na jego nieszczęście miecz łowcy nagród wciąż tkwił niebezpiecznie blisko tchawicy mężczyzny, co zdecydowanie dodawało temu drugiemu…rozsądku. Złodziej nawet nie próbował podnieść swojej broni.

Otworzył klapę ukrywającą przejście na dół i oczom Kruka ukazały się wąskie, nieoświetlone schody zakończone solidnymi drzwiami. Złodziej nie czekając na reakcję białowłosego zaczął schodzić w dół trzymając ręce w górze.

- Spokojnie, już ci nic nie grozi…z mojej strony. – zakładnik rzucił kąśliwą uwagę, choć wiedział zapewne doskonale, że jego życie było również zagrożone.

Może jednak nie było najlepszym pomysłem pakować się wprost do kryjówki złodziei?

Na wątpliwości było już jednak za późno. Kruk schował miecz, a złodziej zapukał do drzwi kilka razy w odpowiednim rytmie. Po chwili po drugiej stronie coś zazgrzytało i wejście otworzyło się. Strażnikiem do kryjówki był spasiony, szeroki niczym dąb mężczyzna, tępo wpatrujący się w przybyłych.

Złodziej nawet nie zamierzał z nim rozmawiać, wyminął go prowadząc łowcę nagród w głąb Gildii Złodziei, która okazała się być niezłą plątaniną korytarzy i podziemnych pomieszczeń. Musiały być to zapewne piwnice wielu budynków w mieście.

Członkowie gildii wpatrywali się podejrzliwie w nieznajomego mężczyznę, lecz o dziwo nikt go nie zaczepiał, nikt nie wypytywał o cel „wizyty”. Nawet rana jego przewodnika wydawała się nie robić na nich wrażenia.

Wreszcie dotarli do prawie pustego, sporego pomieszczenia, w którym panował półmrok, a nikłe światło dawały jedynie dwie niewielkie pochodnię. Na środku pokoju stał pięknie zdobiony fotel, w którym siedziała niewielkiej postury kobieta o dziwnym nienaturalnie zielonkawym odcieniu skóry. W dwóch kątach pomieszczenia stało dwóch uzbrojonych po zęby podwładnych.


- Ten człowiek podaję się za wysłannika Cienia, księcia złodziei z Sannad siostrzyczko. – powiedział nieudolny złodziej i skłonił się nieznacznie przez zasiadającą na fotelu kobietą.

- A więc co ma mi do przekazania Cień? Czy może masz ochotę porozmawiać o tym co sprowadziło, aż tylu najemników w tym samym czasie do miasta? Czyżby ta intratna propozycja rozsiewana przez białowłosą kobietę?


Vincent Blackborne

Zaskoczony mężczyzna podał rękę wróżbitce i jak zaczarowany pozwolił się zaprowadzić do stolika. Usiadł naprzeciw Cameli nie bardzo wiedząc co teraz nastąpi i czy przypadkiem nie powinien przerwać tego szaleństwa. Cyganka ujęła jego dłoń czule i przyciągnęła ją bliżej swojej twarzy. Palcami wodziła po liniach na ręce, a jej oczy zaczęły drgać nienaturalnie. Przeniosła powoli dłonie na kryształową kule stojącą obok, a ta nagle rozbłysła tysiącem kolorów.


- Vincencie Blackborne niebezpieczną drogę obrałeś, pełną bólu i śmierci. – kobieta nagle westchnęła. - Ktoś podąża za tobą, jakaś mara z przeszłości...chce czegoś od ciebie i dopóki tego nie dostanie nie opuści cię. Białowłosa kobieta i jednoręki starzec mogą cię uszczęśliwić, lecz prędzej sprowadzą na ciebie wielkie nieszczęście i śmierć. Aaaa! - krzyknęła - Wystrzegaj się węży, one widzą wszystko co dzieję się w mieście i tylko czekają na swoje kolejne ofiary…

Camelia szybko opuściła dłonie, kończąc ten dziwny spektakl, a następnie wyprostowała się na swoim krześle. Jej kwaśna mina świadczyła o tym, iż nie podobało jej się najwyraźniej co wyczytała z dłoni mężczyzny. Przekaz dotyczący jego przyszłości był jednak zbyt niejasny, żeby wyciągnąć z tego cokolwiek, a może jej słowa były jedynie czczą paplaniną.

- Jesteś interesującym człowiekiem Vincencie, lecz powinieneś już stąd odejść. Powiem Ci w tajemnicy, że węże mnie zawsze przerażały, a w naszym mieście skrywały i skrywają one niejedną mroczną tajemnicę. Ciebie odkrycie ich tajemnicy kosztowało już to utratę połowy wzroku.

Kobieta rzeczywiście wyglądała na przestraszoną, a jeśli jej wróżba była prawdziwa to Vincent musiał być wyjątkowo ostrożny. Nie pozostawało już nic innego jak udać się na umówione spotkanie do „Zielonego Głuszca”.


Aaron

W jednym kącie rynku było dziwne jak na tą porę dnia spore skupisko ludzi. Wyglądali dość groźnie i wykrzykiwali jakieś hasełka o głodzie, śmierci i sprawiedliwości.

Budynek urzędu wyglądał całkiem okazale i przyzwoicie jak na ogólny wygląd miasta, choć być dość toporny przez swoją prostą kwadratową budowę nieupiększoną żadnymi ozdobami. Mnich jeszcze przez krótką chwilę przypatrywał się budynkowi, a już pięć minut później czytał tablicę ogłoszeń. Czasy były liche, więc i liczba ogłoszeń była niespodziewanie niska.

Szukano przede wszystkim ochotników, którzy podjęliby się przeprawy wraz z karawanami kupieckimi przez niebezpieczne i ośnieżone szlaki w celu ożywienia handlu, bez którego miasto o tej porze roku umierało. Jedynym ogłoszeniem, które wyróżniało się spośród reszty, była oferta pracy dla kucharza, który jeśli wykaże się wysokimi umiejętnościami może znaleźć pracę w pałacu księcia. Oferta jednak wyglądała na starą i trudno było powiedzieć czy dalej była aktualna.

Fontanna miejska była czynna a klapa z zejściem do kanałów znajdowała się nieopodal. Była jednak zamknięta solidną kłódką.

W sklepie z bronią czekała Aarona niemiła niespodzianka, zamiast naiwnego sprzedawcy przywitała go jego żonka, piersiasta sprzedawczyni z grubymi warkoczami opadającymi do połowy pleców. Ta widząc przybysza wzięła głęboki wdech i wrzasnęła.

- Nie będziesz mi męża bałamucił! Znam ja takich, żerujecie na naiwności poczciwego człowieka, wyciągacie od niego co chcecie, a potem zjawa się straż i ten poczciwy człowieczek ma kłopoty. Wypieprzaj stąd kimkolwiek jesteś, nie potrzeba nam fałszywych klientów!

Zadziwiające, ile zdań ta kobieta była w stanie wypowiedzieć na jednym wdechu…Aaron nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać a i kobiecina wyglądała na zdecydowaną, więc to miejsce było spalone.

Na placyku przed „Zielonym Głuszcem” chłopiec czekał już na niego. Aż się trząsł z zimna, jednak w perspektywie mając niezły zarobek wolał zmarznąć, lecz poczekać na hojnego nieznajomego.

- Popytałem, się tu i tam i w mieście w ostatnich dniach pojawiło się sporo nieznajomych przybyszów. Jakaś dwójka dziwolągów, kręciła się po mieście. Jeden był ponoć brzydkim przykurczem a drugi wyglądający jak jakiś przerośnięty chomik. Ogólnie w mieście robi się nieciekawie, ktoś podburzył ludzi i zapowiadają się zamieszki…może nawet coś więcej. Nie radziłbym przez najbliższą noc wychylać nosa zza karczmy dobry panie.

Cóż chłopak starał się, choć jego informację mogłyby być nieco bardziej konkretne. Jak tylko mnich skończył z nim rozmawiać udał się planowanego miejsca spotkania.


Rizzen

- Wyszemir? Chodzi ci o tego staruszka, którego od jakiegoś czasu przetrzymujemy w wieży? – pytał zdenerwowany męczy i uzyskawszy pozytywną odpowiedź zaczął opowiadać. – Pełnie tylko służbę przy murach, nie mam nawet styczności z więźniami. Zostałem przyjęty dwa tygodnie temu…wiem tylko, że ten człowiek jest odpowiedzialny za wywołanie ogromnego pożaru w mieście Gebo i ma jutro zostać strącony. Tylko główny śledczy ma z nim kontakt, tak jest ponoć niebezpieczny. A ja…ja strzegę tylko murów i bramy. Proszę…

- Wieża jak wieża, prowadzą na jej szczyt tylko jedne schody…w kilku celach są inni więźniowie. Nic więcej nie wiem, przysięgam, a liczba strażników przy kompleksie pałacowym jest spora, sam liczyć nie umiem więc nie wiem ile nas jest dokładnie. – facet z każdym wypowiedzianym słowem coraz bardziej panikował. – Najgorsze są te płaskorzeźby węży…boję się ich, wszyscy się boimy, a ten przeklęty staruszek podobno się do nich uśmiecha. Przysięgam to wszystko…

Przesłuchanie trwało jeszcze przez chwilę i skończyło się śmiercią młodego strażnika. Nie była to pierwsza ofiara wielkiej gry, w której brali udział wszyscy mieszkańcy miasta.

Rizzen z niezwykłą dokładnością i opanowaniem wykonywał swoje następne ruchy niczym mistrz szachowy. Wszystko szło bez najmniejszego problemu, ale czy powinno się czymś takim martwić? Chyba nie.

Teraz już tylko pozostawało mu dotrzeć na umówione spotkanie.
 
mataichi jest offline  
Stary 17-12-2008, 21:06   #50
 
MindReaver's Avatar
 
Reputacja: 1 MindReaver nie jest za bardzo znanyMindReaver nie jest za bardzo znanyMindReaver nie jest za bardzo znany
To była ciemna noc. Promienie słońca odbijane przez srebrzystą tarczę księżyca ledwo przebijały się przez zimowe chmury wiszące nad Miastem Ośmiu Węży.

Stary, strudzony podróżnik zwolnił kroku. Kierował się teraz ku gospodzie o nazwie Zielony Głuszec, a zimny wiatr, co chwilę trząsł jego płaszczem. Mimo wiatru Rizzen usilnie starał się schować swój obecny wygląd pod tym dużym, ciepłym skrawkiem materiału. Zaklął cicho niewiadomo, który raz już z rzędu. Zaklęcie wygasało zbyt powoli, a nie miał czasu, ni sił czy umiejętności by samemu jakoś szybko je zneutralizować. Musiał to przeczekać…

Trochę czasu minęło już od północy, a w Zielonym Głuszcu bynajmniej nie było pusto. Gwar podniesionych, podchmielonych głosów niósł się w oddali i znaczył Rizzenowi kierunek. Przed wejściem starzec jeszcze szczelniej otulił się swym płaszczem, starając się jak najlepiej ukryć swą twarz. Wkroczył do zatłoczonej gospody i skierował swój kulawy krok w stronę szynkarza. Tam, przy ladzie, wciąż chowając swój obecny wygląd, grubą rękawicą, w której skrywała się delikatna dłoń kobiety, wskazał karczmarzowi trunek i rzucił mu monetę. Biorąc w dłoń kufel, odwrócił się od lady i spod ciemności kaptura, szukał wzrokiem znajomych twarzy…
 
MindReaver jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172