Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-06-2009, 20:34   #101
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
Samantha odetchnęła z ulgą. Nie była pewna czy jej wybawca tak stuprocentowo stoi po ich stronie, ale przynajmniej odwrócił od niej uwagę tego dziwnego (acz potężnego) typka. Obolała nie miała siły walczyć... Przynajmniej narazie. Trochę słaniając się na nogach, jedną ręką nieco na próżno starając się zatamować krwawienie w zranionym przedramieniu, doczłapała się do jakiegoś w miarę stabilnego kąta, aby z deczka odpocząć. Przydałoby się też nieco czarów leczących... i apteczka ( kąpieli i ponownej dawki olejków eterycznych dla polepszenia humoru nawet nie liczyła).
-PRZEPRASZAM, CZY ZASTAŁEM JOL... na imprezę w końcu wpadł pan Bagman, beztrosko lądując obok biednego dobrego doktora, omal nie miażdżąc biedaka. Teraz jednak otwory na oczy w torbie skierowane były jak pięciodolarówki na pewnego Ducha.
- ...GHOST, DAWNO SIĘ NIE WIDZIELIŚMY! JAK TAM, WSZYSCY ZDROWI? NADAL UPRAWIASZ SZTUKĘ TAJNEGO ATAKU Z DOSKOKU ZASKOKU?
Nagle, tak trochę niespodziewanie i bez zaproszenia, wprost na Bagmana runęło z wyższych pięter (lub tego co z nich pozostało) coś dosyć dużego. Torbogłowy zareagował bardzo instynktownie i wypłacił niefortunnej, spadającej postaci cios prosto w plecy. O dziwo, nie usłyszał gruchnięcia kości, te wydawały się być nadzwyczaj twarde. Tajemnicza sylwetka walnęła jednak o resztki ściany i padła bez życia (a przynajmniej bez przytomności) na ziemię. Był to Bullseye. Bullseye, który wyglądał jakby ktoś miał z nim starcie kilka chwil wcześniej i przysolił mu znacznie mocniej niż torbacz, co samo w sobie budziło…jakiś rodzaj niepewności. Zakrwawiony, z potarganym strojem, blondyn leżał bez ruchu. Ghost popatrzał sceptycznie na swojego rozmówcę, który przed chwilą wpadł przez okno.
-…Myśl może co robisz.
Skomentował dość negatywnie, nie reagując na wcześniejsze, torbowe zaloty.
Płomiennowłosa obserwowała sytuację z mieszaniną rozbawienia i wątpliwości, sama dokładnie nie wiedząc to tak na prawdę powinna teraz czuć. Pojawił się Bagman- spoko przynajmniej jakieś wsparcie, spadł nieźle poturbowany trup gościa- tarczy do rzutek- już trochę mniej dobrze. Rany leczyły się wolno, ale przynajmniej ból ustępywał. Ponowne wejście do akcji powinno być kwestią czasu, a zanim on nadejdzie, lepiej poobserwować poczynania przeciwnika. Chociaż teraz bardziej niż przeciwnik uwagę na siebie zwracał Drake, który przygarbił się, spuścił ramiona wzdłuż tułowia, pociągnął nosem i teatralnie przetarł łzę na torbie.
-CHLIP. GDZIE TYLKO NIE SKOCZĘ, WSZYSCY MI DOKUCZAJĄ, NIKT MNIE NIE ROZUMIE, CHYBA ZARAZ...EJ.Torbogłowy wyprostował się, dając sobie spokój z dziecięcymi teatrzykami. -GDZIE WŁAŚCIWIE BRONSTEIN?
Ghost podleciał spokojnie do Bullseye’a i zaczął go przeszukiwać, na wpół uważnie słuchając torbowego teatrzyku. Nawet wysilił się na odpowiedź.
- Bronstein? A, ta metalowa puszka. Dobre pytanie…
Szukał, szukał i…nic nie znalazł. Mężczyzna westchnął z rezygnacją pod białym pancerzem.
-…ale mam lepsze. Co się stało z Kulami? Kiedy ostatni raz ścigałem Bullseye’a po tym jak pokiereszował tą kobietę, miał je ze sobą.
Jednak Ghost, podobnie jak Bagman, miał pecha do zadawania pytań. Jak na komendę, wszystko zalało skrzące, zielone światło. Pozostałości zamkowej rezydencji zatrzęsły się w posadach i zaczęły rozpadać na części pierwsze. Lecz nim architektura zdołała w pełni popełnić samobójstwo, ktoś zdecydował się jej pomóc. Ogromna fala zielonej, jadowitej energii, niczym rozchodząca się eksplozja atomowa, zmierzała nieubłaganie w stronę (zapewne) śmiertelnie zdziwionych złoczyńców. Ghost zaczął coś krzyczeć, jednak jego głos skutecznie zagłuszył szum rozchodzącej się mocy. Pośpiesznie targnął truchło Bullseye’a za kark, i rzucił je na nieprzytomnego Jacala. Następnie, bez pardonu, czy jakichkolwiek iluzji delikatności, capnął także maginię. Nim fala zalała grupę, był w kontakcie fizycznym ze wszystkimi…nie licząc Bagmana i Doom’a. Ci znajdowali się zbyt daleko, zdani na siebie. Eksplozja. Potężna, wypalająca i dezintegrująca wszystko eksplozja. Biel i dzwonienie w uszach. Nic więcej. Taskmaster i Astarte unieśli głowy do góry, obserwując zamek, który na tę chwilę ukazywał powstawanie supernowy. Fragmenty góry i budulca, w liczbie większej niż przytłaczająca, zaczęły spadać wprost na nich.
 
Ayame jest offline  
Stary 02-06-2009, 21:15   #102
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
To co wydawało się wiecznością pośród trzęsącej się ziemi, skał i nieistniejącej już struktury, po prawdzie trwało jedynie kilka sekund. Niemal cała góra została całkowicie zmieciona, sformatowana, spłaszczona na coś przypominającego równinę wypełnioną odłupanymi murami, belkami, powykręcanymi w agonii ciałami, czy pękniętymi oknami witraży. Wszystko zasypał żwir, gruz i piach. Taskmaster, desperacko łapiąc powietrze, przebił się przez fragment drewnianych wrót, próbując opanować krztuszenie.
- Jezu, kurwa Chryste, co to było!?
Walnął w dechy pięścią, ukazując chwilowy przebłysk gniewu nad swym standardowym profesjonalizmem. Astarte niemrawo wygrzebał się z pod stalowej belki. W jego pancerzu była potężna wyrwa (większa niż poprzednia). Bagman, niczym zażarty fan piosenki „Marchewkowe Pole” zdecydował się, rosnąć głową do dołu. Obecnie jedynie jego nogi wystawały z gruzowiska i poruszały się w komiczny sposób. Ghost uwolnił swój uścisk na magicznej pannie i dwóch nieudacznikach, z jakąś ulgą odnotowawszy, że udało mu się niemożliwe – fazować cztery osoby na raz. Jednak na tym pozytywy obecnej sytuacji się kończyły. Pojedyncza sylwetka, emanująca energią emanowała nad ziemią. Fale mocy, które roztaczała, tworzyły wzory na piasku, jakby był ciężkim kamieniem, który uderzył o taflę jeziora. Owijała go jadeitowa aura, korespondująca z kolorem rąk i jednego z pierścieni, zaś wokół lewitowały magiczne kule. Tasky poprawił kościaną maskę.
- Cofam to pytanie.
Doom’a w zasadzie nigdzie nie było widać, podobnie jak Bronstein’a, który jeśli był w zamku, przecież powinien był przeżyć ową erupcję bez większych problemów. Mandaryn uśmiechnął się władczo do będących w opłakanym stanie złoczyńców. Tym bardziej rozważnym i posiadającym pełną percepcję sensoryczną, coś mówiło, że nie miał względem nich dobrych zamiarów.
Płomiennowłosa, trzymając się kurczowo szyi Ghosta, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Mandaryn emanował niesamowitą energią magiczną. I to NIESAMOWITĄ. Co się właściwie dzieje. Spojrzała na Torbacza, którego wyraz twarzy, ze względów oczywistych, był nie do rozpoznania. Przełknęła głośno ślinę. Miała nadzieję, że "szef" dotrzyma umowy. Kolega korespondencyjny Juggernauta wygrzebał się i stanął na równe nogi, konspiracyjnie spoglądając na wszystkich wokół. Chyba coś mu zaiskrzyło pod kopułą, bo przyjął pozycje olimpijczyka gotującego się do startu.
-NAGLE POCZUŁEM SIĘ JAK STALIN GDY HITLER ZROBIŁ MU "A MASZ, BARBAROSSA!".
Mandarin uniósł swoją dłoń. Zacisnął ją i rozluźnił, kiedy różnokolorowe sfery wokół jego osoby krążyły jak szalone. Zaciągnął się przesyconym energią powietrzem.
- Ach. Jakież to wspaniałe uczucie. Nie potrafilibyście nawet tego pojąć…
Opuścił zaciśniętą pięść i przejechał mlecznobiałym spojrzeniem po zebranych wokół niego niedobitkach. Mimo, że cały zamek został właśnie odparowany w nicość, mistrz sztuk walki nie wydawał się tym ani trochę przejęty. Ponownie przemówił.
- Dziękuję wam za pomoc w zdobyciu kul. Przez krótki czas rozważałem darowanie wam życia. Teraz jednak…posłużycie mi do przetestowania mej nowo zdobytej mocy.
Uśmiechnął się demonicznie i zmrużył ślepia. Taskmaster syknął, wygrzebując się z piasku. To było ponad jego siły. Ghost jedynie westchnął i pokręcił głową. Zapewne taki paranoik jak on spodziewał się zdrady na wszystkich możliwych frontach. Oraz kilku niemożliwych. Samantha przewróciła oczami... a jednak nie robiła głupoty, kiedy nie była pewna współpracy z nim. No cóż... Co robić? Chyba wypadałoby jakoś go odseparować od kul. Tylko jak? Coś jej podpowiadało, że współpraca będzie konieczna, albo to się dla wszystkich, poza Mandarynem, źle skończy...
 
Highlander jest offline  
Stary 05-06-2009, 21:05   #103
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Bagman ze wzrokiem arcytaktyka dyplomowanego przez juggernautostytet spojrzał na swoich kompanów. Ani puszka, ani dziewuszka nie palili się do akcji. Może powinni wszyscy stać i czekać, aż Mandarin się znudzi? To by było dobre! Ta idea tak mu się podobała, że postanowił zaklaskać w uznaniu! I to zrobił. Wcześniej jednak czyniąc z siebie żywą rakietę wymierzoną we Władcę Pierścieni.
<<<...>>>
Nawet dla Astarte sytuacja ta wydawała się co najmniej dziwna. Miał dziwne wrażenie że tak samo jak na początku wszyscy byli podzieleni na jakieś - mniejsze lub większe - linie frontu tak teraz każdy z każdym walczył martwiąc się tylko o przetrwanie. Czuł się jakby wszedł na arenę gladiatorów gdzie każdy chce go zabić wliczając do byłego przełożonego który wszedł chyba na wyższy poziom egzystencji. Na niego niemniej też przyjdzie kolej, ale najpierw trzeba zakończyć rozpoczęte sprawy. Człowiek z czaszką na głowie patrzył na Mandarina jak w obrazek. Byłoby niegrzecznym przerywać mu podziwianie pokazu mocy, ale konstrukt nie zamierzał dać się nikomu ignorować. Poderwał się na równe nogi rzucając się w stronę kościowca z zamiarem złamania jego kręgosłupa na wszelkie możliwe sposoby.
Co do czarodziejki to pierwsze wrażenie miała już za sobą i była gotowa do boju, albo przynajmniej do tego, aby nie sprzedać skóry tanio. Ale najpierw trzeba było powstrzymać tego idiotę, co uważa ją za "worek mięsa", przed zniszczeniem ich sprzymierzeńca. Tak więc rzuciła w niego zamarzające zaklęcie, prosto pod nogi, aby tamten stanął w miejscu jak wryty (albo przewrócił się na wzór starych dobrych komedii). Pod wpływem adrenaliny przestała odczuwać ból zadany jej wcześniej, toteż koncentracja na zaklęciu była wzmożona. Tak samo, jak i na drugim, rzuconym na Mandaryna. Choć na chwilę unieruchomić i dać sobie czas... A przede wszystkim cokolwiek zrobić, byle zabrać mu te kule! Samantha miała poważne problemy z jakimkolwiek utrzymaniem koncentracji. Nie posiadała czynnika gojącego, zaś zaklęcia leczące nigdy nie były jej mocną stroną, w skutek czego wciąż posiadała rany po poprzedniej walce. Trzeba było także zauważyć, że Astarte także nie był w lepszej kondycji niżeli klecąca czary. Jego pancerzy był podziurawiony niczym metalowe, przedwojenne wiaderko, zaś zasoby mocy…no cóż. Minimalne – to słowo stanowiło ich idealne odwzorowanie. Włócznie także gdzieś zgubił, pewnie pająki wciągnęły ją za obraz. W nagłym przebłysku koncentracji, czarodziejka zmaterializowała swoje zaklęcie i smuga błękitu poszybowała…nigdzie nie poszybowała. Ręka zachwiała się w ostatnim momencie i emanacja mocy uderzyła prosto pod nogi Samanthy. Energia nie zaszkodziła swojej twórczyni, ale zdecydowanie skutecznie unieruchomiła ją samą. Drugie zaklęcie zostało wygenerowane. To poleciało bezbłędnie w stronę Mandaryna, jednak z racji tego, że ten, na chwilę obecną lewitował nad ziemią, swobodnie się przed nim uchylił. Wiązka błękitu zmroziła zabłąkaną półkę skalną, kilkanaście metrów dalej. Niczego nieświadomy Astarte Rzucił się na Taskmaster, który mimo, że był odwrócony, zdecydowanie niemożliwy był do przyrównania do świętego cielęcia. Capnął przelatującą konserwę za rękę i wykorzystując siłę odśrodkową wywinął młynka, rzucając Astarte w przeciwnym kierunku jak szmacianą lalkę. Konstrukt zahaczył piaskową wydmę, ale prócz tego, że znalazł się nieopodal zmrożonej magini, nic mu się nie stało. Bagman. Bagman miał bardzo dobry plan. Z jego wykonaniem było już nieco gorzej. Uniknąwszy wiązki lodu, Mandaryn skierował w torbacza purpurowy pierścień, który w mgnieniu oka wytworzył taran energii. Jeszcze zanim uciekinier z supermarketu zdołał zaklaskać. Emanacja przygrzmociła w torbę aż zadudniło. Bagman niestety nie posiadał właściwości Juggernaut’a, wobec czego przez pełną konsternacji zastygł w powietrzu i…przygrzmocił o ziemię. To nie będzie łatwy kawałek chleba.
 
Famir jest offline  
Stary 05-06-2009, 21:42   #104
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
-CZY TO JEST JAKIŚ SABOTAŻ?
Bagman głośno wyrażił swoje wątpliwości odnośnie współpracy swojej przyjaznej paczki. Aktualnie leżał plackiem na Ziemii i zastanawiał się, dlaczego jest jak jest. Toć mu torba dęba stawała, oni sobie w mordę dawali! Spojrzał spod byka na fana latających magicznych kręgli.
-WIECIE CO, JAK TAK MAMY SIĘ BAWIĆ, TO JA ZBIORĘ ZABAWKI I WYSKOCZĘ ZA PLANSZĘ.
No bo przecież on z siebie idioty robił nie będzie, ale oni będą. No chyba że się zrehabilitują. Pan Bagman wyrwał sobie płat podłoża i postanowił wykonać diabelski plan; najpierw rzucić jeden kamior, potem drugi z innego miejsca, a potem zrobić smoczą pięść przez lecącą skałę tak, jak wyskakuje błazen z pudełka. Czarodziejka syknęła wkurzona na siebie. Innymi słowy w takim stanie walka nie ma sensu. Jako, że jej stan był biedy postanowiła rozbić lód kawałkiem kamienia, podniesionego z ziemi. Łatwo poszło. Uwolniła nogi, dobra, ale co teraz? Walka nie ma sensu... Jest w zbyt złym stanie do czegokolwiek. Ucieczka podobnie-a ginąć jak tchórz nie chce. Jedyna metoda na to, by zginąć z honorem to w chyba usiąść i czekać na śmierć. Nie będzie błaźnić się więcej nieudanymi czarami. Kiedy Astarte wylądował obok Samanthy odbił się do tyłu wykonując salto w powietrzu po czym... zaczął biec - nie w kierunku Mandarina ale w przeciwną stronę. Musiał oddalić się na jakiś czas i zgregenerować się. W tym stanie i tak niewiele by zdziałał. Biegł tak szybko jak mu na to pozwalała jego materialna powłoka. - Hej, wiedźmo! Łap to i rób za medyka!
Krzyknął ktoś w stronę Samanthy, rzucając jej małą, brązową torbę medyczną, z której ochoczo wystawało kilka jarząco-skrzących, zielonych flakonów. Czarna sylwetka minęła czarodziejkę pośpiesznie, ta właściwie nie zdążyła sprawdzić kim był pewny siebie jegomość, spostrzegła jedynie, że błękitne płomienie wydobywały się z jego butów. Czyżby przybyła kawaleria? Bagman postanowił wcielić w życie swój plan, pod buńczuczną nazwą Huragan Torbarossa. Zebrał swoją amunicję i rzucił kamulec…którego Mandaryn bez problemu uniknął. To otworzyło jednak korytarz powietrzny dla drugiego. Mistrz sztuk walki zbyt późno przejął drugi pakunek i choć zdołał go odparować cienkim, zielonym promieniem ze swojego pierścienia, to…Bagman wyrósł naprzeciwko niego niczym wyjątkowo zakamuflowany grzyb po deszczu. Zamachnął się gwałtownie swoją piąchą. Starzec gwałtownie uniknął, odchylając głowę, jednak sama, wygenerowana siła kinetyczna wystarczyła, żeby twarz niedawnego władcy pałacu wygięła się w bólu i pośpiesznie zaszła niewielkimi odbarwieniami krwi. Mandaryn syknął z bólu i właściwie zdążył zrobić tylko tyle nim czarny, rozmazany bolid wpieprzył się centralnie w niego z zawrotną prędkością. Dwie sylwetki wspólnie przebiły się przez pozostałości jednej ze ścian. To jednak nie wystarczyło futurystycznie opancerzony jegomość dostał potężny kopniak od byłego władcy warowni i zahaczył przelotnie jedną ze ścian, lądując zaraz obok Taskmaster’a. Black Dragon miał pęknięty wizjer, oraz wgniecenie na pancerzu, zaś jego serwomotory skrzyły. Zdołał jednak podnieść się z ziemi. Białe paski chodziły po oknie na świat.
- Jeszcze…jeszcze nie skończyłem. Khh…
Syknął wojak z wnętrza zbroi. Mandarin mimo dwójki pięści wypalonych na klatce piersiowej i zdartej skóry policzka, jedynie uśmiechnął się, wychodząc z dymu.
- To dobrze. Byłbym rozczarowany gdybyś zginął tak wcześnie.
Jedna z kul zalśniła błękitnym blaskiem nad jego głową. Astarte został oślepiony, jednak biegł nadal. I to chyba był jego podstawowy błąd, ponieważ teleportowany nadział się wprost na pięść Mandarina. Cios był niezwykle silny, zdołał odkształcić zbroję z Vibranium. Bagman w desperackiej próbie złapał konstrukta nim ten stał się pędzącą kometą na horyzoncie. Złapał go i…wyjątkowo dobrodusznie cisnął z powrotem w nadawcę, który zdecydowanie nieprzygotowany na taki stan rzeczy zablokował go barierą energetyczną. Skołowany Astarte, padł na piach. Gdyby był człowiekiem, w tym momencie puściłby pawia. Coś pękło, zaś bariera momentalnie się rozwiała. Taskmaster, który przypuścił akcję od tyłu, trzymał w dłoni jedną, zgniecioną kulę. Oczy starca zaświeciły się ponuro.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 05-06-2009 o 21:45.
Highlander jest offline  
Stary 05-06-2009, 22:56   #105
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Samantha przez moment popatrzyła na torbę zaskoczona. Jednak nie było czasu na wahania i szybko wypiła zawartość jednego flakonika i w mgnieniu oka odzyskała sprawność bojową. Może robić za medyka, nie ma sprawy. Przydaliby się też sprzymierzeńcy, ale wśród rannych wszyscy byli dość wątpliwi i tak naprawdę nie wiadomo było czy przypadkiem, kiedy będą ich potrzebować najbardziej nie wbiją im noża w plecy. Nagle ją olśniło. Doom. Nigdy się z Mandarynem nie lubili, a jak dojdą do porozumienia, zyskają dobrego sprzymierzeńca... gorzej jeżeli się nie dogadają, ale w tej chwili trzeba coś zrobić. Małymi tornadami odganiała gruzy w poszukiwaniu naukowca. Jak go nie znajdzie w przeciągu 3 minut to da sobie spokój- trzeba zająć się walką. Astarte się nie ruszał po zderzeniu z ziemią. Ciężko w sumie stwierdzić czy wogóle mógł po dostaniu takiego łomotu w ciągu tego całego dnia. Otoczyła go jasnozielona aura, która zdawała się wnikać do wnętrza zbroi. Bagman zerknął niepewnie na mniej niż wcale organicznego łowcę. Może nie powinien nim aż tak rzucać...albo i powinien. Wzruszył ramionami. Przekierował swoje gałki oczne na artefaktyczne pomarańcze. Wybrał sobie jakieś dwa elementy okolicy, które można było najlepiej opisać jako "zdecydowanie za duże pseudotalerze perkusyjne". Miał zamiar spróbować zmiażdzyć między nimi kulkę czy dwie, a jeśli Mandarin odskoczy, to jedną użyć jako traczę, a drugą-SHURIKEN! Grupa walczących zdecydowanie nie znała pojęcia słowa koordynacja, ale i tak było fajnie. Bagman capnął w łapska dwie, pęknięte kafle podłogi, które mimo tragicznego stanu zaraz nabrały jego…specyficznych właściwości. Machnął nimi trochę jak aligator pyskiem, jednak z mizernym skutkiem. Mandaryn natychmiast odskoczył, a latające ozdoby podążyły za nim. Taskmaster, który próbował zacisnąć swe dłonie na kolejnej kuli, mocno się rozczarował, kiedy władca warowni obrócił się niespodziewanie i uderzył go z łokcia w twarz taką siłą, że Tasky, jak zabłąkany piaskowy kaktus, przeturlał się po ziemi i…tak już został w pozycji leżącej. Jego maska była pęknięta i wydobywały się z pod niej spore ilości krwi. Nieco lepiej wyszedł na tym wszystkim Astarte, który zdołał odrobinę się zregenerować, odzyskując odpowiednią koordynację ruchową, aby odtoczyć się ze strefy zagrożenia. Samantha, pod jedną z zawalonych ścian zlokalizowała dobrego doktora, który wydawał się być w stanie mniej niż odpowiednim do walki. Najwidoczniej Mandaryn zdecydował, że dość już zabawy, bo jedna z kul zamigotała purpurą i…Bagman zdecydowanie nie zapisał numeru tego kolegi z klasy, który go w ten sposób urządził. W ułamku sekundy awatar boga torb otrzymał około siedmiu ciosów, każdy mocniejszy od poprzedniego. Jeden padł na żołądek i pozbawił go tchu. Dwa uderzyły w mostek klatki piersiowej. Trzy padły na żebra, zaś piąty, uderzył Bagmana w bok głowy i rąbnął nim o gruzowisko. Żeby było śmieszniej…torbacz nie zauważył ani jednego i z niejakim niepokojem musiał stwierdzić, że mistrz sztuk walki wali po kościach nie gorzej niż jego znajomi.
Dobra nasza! Chyba...- przebiegło przez myśl czarodziejce, która używając wiatru ( znowu) szybko znalazła się tuż obok Dooma.
- Mam dla pana propozycję nie do odrzucenia, Doktorku...- zaświergotała wyjmując z torby flaszeczkę z zieloną substancją i kucając przy blaszaku, nie za blisko, aby nie mógł jej złapać.
- Pomoże nam pan z władcą mandarynek a później rozejdziemy się, bez walki. Nie obchodzi nas wszystkich co się dalej z kimkolwiek stanie, ok?
- Khoff…durnoto! W pierwszej kolejności chodziło mi o to żeby go powstrzymać! Wasze żałosne sprawy obchodzą mnie tyle co zeszłoroczny śnieg!

Wychrypiał widocznie poirytowany Doom.
- Wypraszam sobie Durnotę, ale skoro stoimy po jednej stronie barykady to...- zbliżyła się do doktora i podtrzymując głowę wlała zawartość flakonika w otwór w masce przeznaczony na usta. Kończąc napoczętą myśl- Nie ma co się sprzeczać i czas zacząć coś robić.
Wyrzuciła pustą flaszkę, wstała i wyciągnęła rękę do Dooma, nie licząc nawet na to, czy ją weźmie czy nie. Formalności. Torbista wygrzebał się z gruzu, wyraźnie medytując nad sensem bycia obijanym. Popatrzył na latającego Mandaryna, przekrzywił głowę i pomacał się po obolałych miejscach. Nagle! Uniósł palec w górę, jak pewien pomysłowy dobry chłopiec! I znowu zrobił sobie wielkie (ale takie wielkie nawet jak na niego, niekoniecznie grube) kawały podłoża, złapał je w łapy i rozłożył ręcę jak ptak, po czym -NAPISZĘ O TYM KSIĄŻKĘ "I TAK ZOSTAŁEM CZŁOWIEKIEM KULĄ O KAMIENNYCH SKRZYDŁACH" odbił się w stronę miłośnika kul.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 05-06-2009, 23:37   #106
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Doom wypił napój który mu ofiarowano. Może i był paranoikiem, ale nawet on nie spodziewałby się otrucia bezpośrednio na polu bitwy. Ghost wyłonił się niespodziewanie obok Samanthy i Doom’a, majstrując coś przy pancerzu tego ostatniego. Najwidoczniej wszyscy walczący zapomnieli o dobrym duszku. Zapewne odpowiadał mu taki stan rzeczy.
- Jeśli zaś chodzi o problemy z zasilaniem…och. Już naprawione.
Mruknął z zadowoleniem, kiedy Doom powoli powstał, przywrócony do pełni sprawności, zarówno biologicznie, jak i mechanicznie. Rzucił mechanikowi w bieli nieprzychylne spojrzenie. Dał jednak swoje słowo, więc skierował wzrok na realne zagrożenie. Mandaryn zdecydowanie nie spodziewał się torbowej inkwizycji i mimo, że próbował odlecieć na czas, otrzymał cios na odlew jednym z kamiennych skrzydeł. Uderzył o ziemię, ale natychmiast poderwał się do góry. Uśmiech wykwitł na jego twarzy, mimo pokrwawionych odcisków w miejscu gdzie uderzył go wielki kawał skały.
- Dobrze. W końcu godny przeciwnik.
- Nie zapominaj o…
- Och, nie martw się chłopcze. Nie zapomniałem.

Zaciśnięta pięść wysunęła się do przodu, zaś zielony pierścień zalśnił ponownie, wypuszczając znajomą, zieloną wiązkę. Nim Black Dragon zdążył cokolwiek zrobić, został…został dosłownie zdezintegrowany w połowie drogi do Mandaryna. Fragmenty jego pancerza zaryły o ziemię nieopodal Astarte nim one także zostały rozłożone na atomy przez zgniłą zieleń. Mandarin właśnie pozbawił kogoś życia. Równiebłahym gestem jak wyciągnięcie ręki. Starzec uśmiechnął się demonicznie. Był bogiem. Astarte czuł się już znacznie lepiej, odzyskał całkowitą sprawność ruchową, choć dziur i odkształceń w pancerzu zdecydowanie nie miał mu kto wyklepać. Niemniej jednak nie ruszał się nadal. Mandarin był bardzo blisko niego... biorac pod uwagę rozwój wydarzeń postanowił poczekać, aż ten ustawi się do niego plecami lub zaatauje kogoś innego. Czas jaki przyszło mu na to czekać postanowił przeznaczyć na dalsze wchłanianie energii. Bagman podrapał się po Torbie i z żalem spojrzał na miejsce, w którym powinien być Black Dragon. Ale jakiś wandal go odparował.
-SZKODA CHŁOPA.
Czarodziejka podleciała do ledwie dychającego Bullseye. Przyda im się więcej sprzymierzeńców, tym bardziej, że Doom jest po ich stronie. Wyjęła trzecią fiolkę i zreanimowała ledwo dychającego obywatela. Zostały jej jeszcze dwie flaszeczki- w razie czego na później. I to zdecydowanie. Teraz skupić się trzeba na Mandarynie. Nie ma czasu na plany działania, więc trzeba wykorzystywać, co się ma. No cóż, trzeba spróbować wykorzystać tę starą technikę, która zawiodła, kiedy była wyczerpana. Zamrozić go na kość. W bryłę. Tylko tym razem z torchę innej strony. Zakładając, że ludzkie ciało składa się z 70-75% wody możnaby spróbować zamrozić to co znajduje się w komórkach ich przeciwnika. Obniżyć temperaturę wody w ciele Mandaryna do mniejszej od zera... a nawet mniejszej od temperatury ciała o dwa stopnie i efekt powinien być... A przynajmniej o to jej chodziło. W tym czasie Bagman skończył dedukowanie i zabrał się za planu wykonywanie. Teren, który i tak był już w gorszym stanie niż drogi pewnego państwa w środku Europy gdzie tylko ciągle pada i pada, złapał się za kolejny Duży Płat. Teraz taki wielki...podobny do tego, którym przyszpilił Omegę. Plan miał podobny-z płytą ziemną w łapie skoczyć i zrzucić się na Mandaryna, wykorzystując wielkość trzymanego cosia by pokryć Bagmanowaniem możliwie duży obszar terenu, jednocześnie nie robiąć...terraformingu.
 
Highlander jest offline  
Stary 06-06-2009, 00:04   #107
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Nie. Zdecydowanie nie. Doom bez chwili zastanowienia, czy pardonu wyrwał rudowłosej torbę z dłoni, rzucając jedną fiolkę Ghost’owi. Wskazał mało konspiracyjnie głową na leżącego w krwawej kałuży Taskmaster’a. Czyżby miał plan? Być może.
- Kupię nam nieco czasu. Trzeba się pośpiesznie pozbyć kul, nim metamorfoza dobiegnie końca. Działaj Ghost. Jakom Wiktor von Doom, nie dopuszczę do tej profanacji! Mandarin, głupcze! Idę po ciebie.
Doom wzniósł się wysoko, skupiając na sobie uwagę starego wojownika. Ten ostatni jedynie dobrodusznie się uśmiechnął. Już chciał wyskoczyć w stronę Doom’a, gdy nagle…skostniał. Zamarzł niemal na kość, dzięki zaklęciu czarodziejki. Szansę unieruchomienia wykorzystał Astarte, momentalnie podrywając się z ziemi i uderzając w jedną z kul. Żółtą, która rozpadła się na kawałki w eksplozji piorunów, która to odrzuciła dzielnego, mechanicznego sabotażystę, dobre kilka metrów do tyłu. Karmazynowa kula zalśniła jednak natychmiast, przywracając Mandarynowi całkowitą sprawność. Doom wystrzelił złotymi promieniami z rąk, jednak starzec przebił się przez nie jak nóż przez masło, waląc doktora kilkakrotnie w metalową maskę. Wiktor zarył gwałtownie w ziemię, nieumiejętnie próbując się podnieść.
- To już prawie koniec, przyjacielu. Jeszcze kilka chwil. Nawet z pięcioma kulami będę bardziej potężny niż którykolwiek z Bogów…
I mniej więcej tyle zdążył powiedzieć, ponieważ w tym momencie ktoś dokonał na nim ekranizacji zwrotu, który często pojawiał się w przygodach jednego, sławnego Gala. Mianowicie „Niebo wali nam się na głowy!” – Bag Director’s Cut. Wielki kawał skały przyszpilił Mandaryna i uniemożliwił mu skutecznie jakikolwiek ruch. Nastał moment, który Doom wykorzystał aby podbiec do właśnie powstającego Taskmaster’a. Ten patrzył na niego trochę jak na szaleńca. Milczał, jednak po chwili rzekł:
- Chcę dziesięć razy tyle ile ustaliliśmy na początku.
- Głupcze! W tym momencie chcesz się ze mną targować!? Kiedy los całego świata wisi na…
- Moje życie też będzie wisiało, jeśli odstawię ten pokaz. Dobrze o tym wiesz.
- Dosyć tego, nędzne robaki!

Ryknął ktoś z pod sterty gruzu, zaś Bagman przekonał się, że może latać, kiedy wielka fala purpurowej energii dosłownie zaryła nim o grunt, wytwarzając miniaturową wersję Rowu Mariańskiego. Mandaryn ukazał się ponownie na niebie. Błękitna i zielona kula…wystawały właśnie z jego klatki piersiowej, nienaturalnie otulone przez tkanki. Lśniły żywym blaskiem. Zupełnie jakby je…zasymilował. Ciało Bagmana było poważnie poparzone. Inna sprawa, że kto inny już dawno zostałby kilkakrotnie odparowany przez emanację mocy. Astarte wpatrywał się w Mandarina jak w obraz. Udało się zniszczyć jedną kulę... tylko jedną, ale jak to mówią kroczek po kroczku do celu. Kiedy go odrzuciło wylądował za stertą kamieni będących pozostałością po tym niegdyś pięknym terenie. Szybko schował się i obserwował z ukrycia rozwój wydarzeń. Trzeba poczekać aż niedoszły bóg się odsłoni i znowu zaatakować z ukrycia.
Natomiast rudowłosa obmyślała już swój kolejny krok. Dwie kule omal się nie wchłonęły... Czyli trzeba je będzie zniszyczyć w ciele Mandaryna, albo nawet i teraz, póki jeszcze jest jakaś na to nadzieja. Tylko jak...? Kule niszczą tylko urazy mechaniczne, więc jedyne co jej pozostaje to chyba błyskawice, bo to zadaje najwięcej obrażeń dla ciała. Powinno to też dać chwilę bardziej umięśnionym postaciom do działania. Tak też zrobiła- najpierw atak błyskawicą, jak nie wyjdzie ograniczenie ruchu pierścieniami ognia a w miedzyczasie pnączami. Oby tylko się udało...
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 08-06-2009, 14:45   #108
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Samantha przeprowadziła swoją próbę, choć jeśli wiedziałaby jak się skończy, pewnie dwa razy by się nad nią zastanowiła. Emanacja energii elektrycznej uformowała się w jej dłoniach i wystrzeliła wprost w Mandaryna, który…nic sobie z niej nie robił. Ilość zawartych woltów była wystarczająca aby zabić i spopielić zwykłego człowieka, jednak zielona kula tkwiąca w klatce piersiowej władcy warowni zdawała się nie zezwalać na tego typu wyczyny. Pierścienie ognia zostały skontrowane jeszcze zanim się pojawiły, zamieniając się w emanacje lodu w towarzystwie skrzenia niebieskiego, kulistego obiektu. Pnącza. Pnącza były chyba dobrym pomysłem. Gdyby nie fakt, że starzec teleportował się przed rudowłosą niewiastę. Ich wzrok spotkał się na ułamek sekundy.
- Och dziecko. Masz cały świat u swych stóp a jesteś tak ograniczona…
Nim ta zdążyła mu chociażby odpowiedzieć, otrzymała cios kolanem prosto w twarz. Dolna część szczęki, w tym zęby, zostały natychmiast odparowane, a może urwane przez potężną, dostarczoną siłę kinetyczną. Język zmienił się w krwawą miazgę, uwalniając otwór prowadzący wgłęb gardła. Dostarczony wstrząs był wystarczający aby wstrząsnąć otoczeniem, nie zaś tylko mózgiem. Zdezorientowana Samantha zaczęła zmierzać w kierunku ziemi, jednak nigdy tam nie dotarła. Mandaryn uderzył kobietę w brzuch, powodując spazmy i skutecznie podtrzymując ją w powietrzu. Pojedynczy pierścień otulił maginię i właściciela żywym ogniem. Dopiero wtedy, będąca w stanie krytycznym (właściwie będąca na skraju śmierci) dziewczyna osunęła się z jego pieści, na ziemię. Wyglądem przywodziła na myśl zwęglone zwłoki. Władca odległego państwa zdecydowanie nie dopełniał swoich warunków umowy względem ciężko poturbowanej Samanthy. Miast aktywnie angażować się w walkę, tak jak kilka chwil temu, najzwyczajniej w świecie stał z boku, obradując nad czymś zażarcie z Taskmaster’em. Ghost unosił się wysoko nad ich głowami, widać, że wolał być jak najdalej od potencjalnych rykoszetów magicznych energii. Coś zgrzytnęło w środku metalowej zbroi doktora i zdecydowanie nie był to odgłos metalu trącego o metal. Wiktor odwrócił spojrzenie od mężczyzny skrytego za kościaną maską. Przez dobrą chwilę nic nie mówił, patrząc na zmagania reszty walczących z Mandarynem. W końcu odpowiedział.
- Dobrze. Dobrze, niechże tak będzie! Ty bezwartościowy robaku! Niechże cię piekło pochłonie! Rób co do ciebie należy. Natychmiast!
Najwidoczniej Doom nawet podczas ustalania warunków współpracy nie schodził ze swego władczego, aroganckiego tonu. Nie było to jednak niczym nowym dla starych znajomych doktora, lub dla osób, które chociażby nieco o nim słyszały. Kościej przytaknął, choć zdecydowanie nie wydawał się zadowolony z tego co właśnie wytargował. Pośpiesznie dokonał analizy terenu. Wszelakich wybojów, pozostałości ścian, mocowań, gruzowisk. Zaczerpnął głębiej tchu, stając nieopodal jednej ze ścian.
- Nie jestem pewien, czy to się uda, Doom…ten ruch mocno przekracza ludzkie…
- Rób co mówię, nim stracę cierpliwość!
- Heh. Pieprzony dyktator…dobra Spidey…sprawdźmy ile w tobie pająka a ile człowieka.

Taskmaster przykucnął i w mgnieniu oka odbił się od piaszczystego podłoża, przybierając pozycję embrionalną i zmierzając wprost na pozostałości ściany. Jego błękitne obuwie znalazło oparcie w strukturze i nim grawitacja zdołała ściągnąć czaszkowca na dół, ten odbił się ponownie i niczym strzała pomknął w kierunku kolejnej warstwy budulca, zlokalizowanej nieopodal Mandaryna. Był niewiele wolniejszy niż niedawny atak Black Dragona. Zaaferowany innymi wojownikami władca warowni, ledwie zdołał prześledzić owy ruch. Taskmaster wytworzył w pozostałościach konstrukcji silne wyżłobienie, przyozdobione w pęknięcia. Co uważniejsze oczy były w stanie dostrzec niewielkie plamy krwi, które wykwitły jak kwiaty na błękitnym mundurku czaszkowca.
- Jak to szło…chyba…
Mięśnie nóg naprężyły się ponownie, zaś dostarczona przez nie siła była wystarczająca aby złożyć kawał kamienia na dwoje, kiedy prowodyr po raz kolejny stał się niebieską smugą. Mandaryn otworzył oczy w niedowierzaniu, gdy lewitujący obok niego obiekt mocy, eksplodował żywym ogniem z powodu uderzenia Taskmaster’a. Wandal przeleciał nad głową poturbowanego Bagmana, odbijając się od sterty gruzu z donośnym jękiem. Torbacz usłyszał trzask kości. Okazując dziwną mieszankę zadowolenia i niepokoju odkrył, że nie były to kości należące do niego. Czaszkowiec, ogarnięty nadludzkim pędem, ruszył w następny już wojaż. W swym polu widzenia miał kolejną kulę. Zamachnął się i…chybił mizernie. Rany, które sam sobie zadał, sposób w jaki wyniszczał swój organizm, to wszystko niosło ze sobą konsekwencje. Kawał metalowych fundamentów właśnie się wygiął. Nie trzeba było specyficznych zdolności w dziedzinie geometrii aby ustanowić skąd nadleci Taskmaster. Rozbawiony Mandarin złączył dłonie i już miał uwolnić falę, którą Bagman znał aż za dobrze. Wtedy, nieco niespodziewanie, rozległ się głos.
- Hej, staruchu! Uśmiech do kamery, póki jeszcze masz twarz.
Co prawda starzec nie zamierzał się odwrócić, jednak dla rzucającego nie miało to znaczenia. Świeżo postawiony na nogi Bullseye cisnął jeden ze swoich noży, który z donośnym THUNK wbił się centralnie w skroń Mandaryna, uwalniając na piaszczystą ziemię spore pokłady krwi i sprawiając, że niedoszły bóg zastygł w bezruchu.
- Maximum Spider.
Taskmaster, lądując poniżej ofiary nożownika, wyprowadził ostatni cios z serii, potężny podbródkowy, który wyrzucił ofiarę na wysokość dziesięciu metrów, rozłupał szczękę starca na dwoje, przy okazji formatując jaśniejącą kulę, która eksplodowała emanacją mrozu. Czaszkowiec, z mnogą ilością połamanych kości, zerwanymi mięśniami i prawdopodobnie więcej niż jednym krwotokiem wewnętrznym, bezwładnie rozluźnił całą swoją sylwetkę, zmierzając głową w dół ku pozostałościom kamiennych płyt i prawdopodobnie swojej śmierci. Doom, stojąc z założonymi rękoma, jedynie mruknął pod nosem pojedyncze słowo. Biała, początkowo niewidoczna sylwetka, zmaterializowała się w powietrzu, łapiąc niefortunnego skoczka. Ghost zwiększył dystans od Mandarina.
- Spokojna głowa, mam go.
- Hah. Hahahahahaah! Och…istoty małej wiary. Czy naprawdę sądziliście, że marny kawałek metalu zdoła mnie zatrzymać? Zdoła zatrzymać…boga?

Psychopatyczny uśmiech Bullseye’a zdecydowanie zniknął, kiedy jedna z jego ulubionych zabawek, upadła głucho na ziemię, zaś Mandarin nie posiadał najmniejszego śladu po zadanych mu ciosach. Rozłupana na dwoje szczęka została w pełni zregenerowana, nie mówiąc już o dziurze w głowie. Wchłonęła się także trzecia kula. Błękit, purpura i zieleń złączyły się w jeden, zmieniający kolory okrąg. Cokolwiek miało stać się za chwilę, nie było ładne. Walczący mieli dwójkę, poważnie rannych osób. Samantha potrzebowała natychmiastowej pomocy medycznej. Taskmaster mógł prawdopodobnie wytrzymać jeszcze trochę. Pozostawało pytanie komu dać ostatnią, zieloną fiolkę, oraz jak przekonać Doom’a by wydał ją z zabranej siłą torby. Bagman odnotował, że kawałek gruzu obruszony przez Taskmaster’a ujawnił niezwykle bladą, kobiecą dłoń z fragmentami czarnej szaty.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri

Ostatnio edytowane przez Highlander : 08-06-2009 o 14:56.
Highlander jest offline  
Stary 09-06-2009, 21:44   #109
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Czarodziejka została odparowana po części i w całości zmieniona w pieczoną czarodziejkę z rożna. Jeden worek mięsa mniej... ciekawe co zrobią inni - zastanawiał się Astarte ciągle zostając w ukryciu i czekając aż Mandarin się odsłoni. Mówił, że jest bogiem? Nie był nawet blisko mocy bogów... typowa arogancja worów mięsa.
-MAŁO KOMU OZNAJMIANIE BOSKOŚCI WYCHODZI NA ZDROWIE...COŚ JAK PRAWO MUPRHY'EGO. Bagman podrapał się po torbie. -ALE WOLĘ NIE SPRAWDZAĆ CZY ON JEST WŁAŚNIE TĄ MAŁĄ CZĘŚCIĄ.
Bagman zauważył jeszcze jedną, potencjalną osobistość wsparcia na planszy. Poczuł się jak ten bohater przygodówek, którego trzeba było poprowadzić odpowiednio wpisanymi sformułowaniami wpisanymi do linii komend. Zaintrygowany tym kontekstem, postanowił, z dziecinną radością, pobawić się tym konceptem. Sam będzie sobie klawiaturą, grą i przygodą!
-PODEJŚĆ DO DOOMA I PATRZĄC WYMOWNIE WYDOBYĆ FIOLKĘ LECZNICZĄ.
Wyżej wywołany rzucił mu ją bez słowa. Nikt nie wiedział, czy to wymowne spojrzenie Bagmana było tak zastraszające, czy wręcz przeciwnie, tylko doktor nie chciał tracić energii na ruch dłoń-twarz.
-A NASTĘPNIE SPRAWDZAM, KTO SIĘ POD KAMIENIEM CHOWA.
Astarte nie zareagował, ale na wszelki wypadek roztoczył wokół siebie niewidoczne pole anty-energii jakby wielkoludowi wpadł do głowy idiotyczny pomysł podejścia do niego. Bagman najwidoczniej awansował na kolejnego, drużynowego medyka, po tym jak Samantha została potraktowana przez Mandaryna niczym wycieraczka. Odgarniając mocarną dłonią gruz, gigant odsłonił mocno poturbowaną sylwetkę kobiety. O owym mocnym poturbowaniu świadczył fakt, że miała przerżnięte gardło niemal na dwoje. Mimo krwistości jej tkanek, nie wydobywała się z nich jakakolwiek posoka, co w połączeniu z ruchomymi oczętami, które niemal natychmiast skoncentrowały się na torbogłowym sugerowało, że raczej nie była normalną kobietą.
-DOBRZE SIĘ PANI TRZYMA JAK NA PANI WIEK?
To chyba było to co należało powiedzieć. Z naciskiem na raczej nie. Szkoda że nie mógł cofnąć się do punktu zapisu.
-CZY JEST COŚ CO MOGŁOBY USPRAWIEDLIWIĆ POSTAWIENIE MOCIUM PANNY NA NOGI?
Na mocno połamana, blada dłoń uniosła się do gardła, co mimo irracjonalności wypowiedzi torbacza sugerowało, że kobieta nie mogła na nią odpowiedzieć.
-A ZAWSZE MYŚLAŁEM ŻE GARDŁEM NIKT SIĘ NIE PRZEJMUJE JUŻ W TYCH CZASACH...
Wzruszył beznadziejnie ramionami, po czym (pilnując, by mu przypadkiem łapczywie nie zepsuła intrygi łapami czy innymi cudami) odlał jej do gardła jakieś trzy czwarte fiolki. I obserwował.
Odziana w czerń, bladoskóra niewiasta chwiejnie podniosła się do góry. Otoczyła ją dziwna, zielonkawa poświata, zaś Bagman mógł obserwować, jak kości ulegają naprostowaniu i ponownemu złączeniu. Rana na gardle także się zasklepiła, niwecząc wcześniejsze wysiłki artystyczne mężczyzny z miniaturową tarczą strzelniczą na głowie. Zakapturzona nieznacznie przytaknęła Bagman’owi siląc się na wciąż nieme „dziękuję”, Następnie skierowała wzrok w stronę Mandaryna, którego energetyczna emanacja zaczęła zwiększać na sile…
Bagman postanowił cichociemnie, bezczelnie, tajemnie podebrać obitą czarownicę, przechodząc tam tylko przejazdem, odstawiając ją w jakieś bardziej niż mniej bezpieczne miejsce i wlewając do gardła pozostałą część mikstury. Bagman to the rescue!
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 09-06-2009, 22:32   #110
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Astarte widząc jak Bagman zaczyna bawić się w pielęgniarkę zauważył, że Mandarin zaszarżował na torbogłowego koncentrując swoją uwagę na nim. Ciężko było stwierdzić czy zrobił to dlatego że Bagman był kolejny w liście do eksterminacji czy dlatego, że uratował kobietę w czernii. Astarte sprawdził swój poziom energii... przez ten cały czas jaki zajęło mu ukrywanie pozwalał by anty-energia przepływała przez niego uzupełniając pobór mocy. Czuł się nawet całkiem nieźle biorąc pod uwagę sytuację w której się znajdowali. Kiedy Mandarin był stosunkowo blisko wielkoluda łowca mutantów skoczył w jego kierunku od tyłu przymierzając się do ciosu. Zaciśnięta dłoń zaczęła jażyć się zieloną poświatą negatywnej mocy roztaczając wokół siebie takżę niewielką aure. Wątpił by to zniwelowało moce, ale być może wpłynie na fuzje kul z byłym pracodawcą. Nie trudno było zobaczyć do czego zmierza wielkolud, w skutek czego, władca warowni zaczął zmierzać w stronę Bagman’a eksponując sadystyczny uśmiech numer sześć. Jego klatka piersiowa zalśniła purpurą i pojawił się tuż przed nosem torbacza, wyprowadzając sierpowy, który skutecznie pogruchotał torbaczowi szczękę, kontynuując kopniakiem z półobrotu, który zmienił żebra na proszek. Najwyraźniej zielona kula dała Mandarynowi moc szpinaku, bo żaden zwykły człowiek nie byłby w stanie zranić Bagman’a. Torbacz został odrzucony o kilka metrów. Starzec zauważył także atak Astarte, jednak w jaki sposób, pozostawało zagadką. Uśmiechnął się, znikając w eksplozji błękitu. Albo próbując zniknąć, kiedy jego teleportacja nie zadziałała i otrzymał cios prosto w łeb, który wgniótł mu czaszkę i odrzucił na kilka metrów. Niezrażony, Mandaryn zaczął ponownie podnosić się z ziemi… Stare dobe przysłowie mówiło "trzeba iść za ciosem". Wyglądało na to, że jego zdolności jednak oddziaływują w jakiś sposób na Mandarynkę. Zwiększył przepływ energii - potężna zielona aura otoczyła go całkowicie. Ciało wewnątrz zbroi zdawało się być częsciowo materialne a częściowo nie... zupełnie jakby samo w sobie było w jakiś sposób energią. Otoczenie wokół Astarte zaczęło zmieniać barwę zupełnie jakby ktoś przepuścić rzeczywistość przez zielony filtr. Doskoczył jak najszybciej do przeciwnika kiedy ten się jeszcze podnosił. Wylądował w pozycji klęczącej wyprowadzając cios nogą ku kórze by wybić oponenta pod niebiosa. Skołowany Mandaryn, mimo, że jego rany już zdążyły się zaleczyć, nie był w stanie zareagować na cios Astarte. Siła kinetyczna wybiła go wysoko w górę. Bagman był niezadowolony. Dlaczego, oh dlaczego? Nie lubił mieć pogruchotanej szczęki. Gdy zobaczył co się odbywa z Mandarynem, zaczął skomplikowanie gestykulować w stronę Astarte, po czym, gdy jego "wiadomość" została przekazana, wyskoczył w stronę skołowanego Mandaryna, mając nadzieje na jakieś:
-THUNDER HAMMER! CZY INNE WBIJAJĄCE W ZIEMIĘ CUDOSTWO.
Unikając jednocześnie zielonego paskudztwa łowcy i posyłając wymiatającego staruszka w jego stronę. Bagman poderwał się do góry, wywołując pomniejsze trzęsienie ziemi, które zatrzęsło całą okolicą. Jego boska pięść boskości nawiązała kontakt z klatką piersiową starca, wybijając w tkankach i kośćcu dziurę i wychodząc pokrwawiona na drugą stronę. Zamknięty, kolorowy okrąg został poważnie uszkodzony, zaś siwowłosy zamarł, nie mogąc zaczerpnąć najmniejszego tchu, ponieważ coś zmieliło jego płuca na papkę. Spadał w dół. Tam zaś, czekał już na niego Astarte, aby wyprowadzić potężny kopniak, łamiąc kark Mandaryna. Ciało potoczyło się po ziemi, roztaczając za sobą obfite smugi piasku. Torbacz wylądował kilkaset metrów dalej, powodując do życia mały krater. Obaj wojownicy odkryli, że mimo ich heroicznych prób, truchło dalej funkcjonowało. Trzęsąc się w spazmach, zaczęło pośpiesznie odtwarzać swoją strukturę. Jednak wtedy…wtedy wokół władcy zacisnęła się przezroczysta, kolista bariera w kolorze błękitu. Odziana w czerń bladoskóra kobieta, stała pewnie pośród ruin, klecąc swoje zaklęcie. I kontrolując szczelną, błękitną kulę. Bagmanowi zaświeciły się oczy. Miał co prawda ochotę na wygłoszenie kwestii w stylu AND WHAT WAS THAT SUPPOSED TO BE, MANDARIN?, ale z doświadczenia wiedział, że to nie działa nawet, jeśli przeciwnika najpierw rozczłonkujesz, podpalisz, zakopiesz, odkopiesz i wyślesz w czarną dziurę...oni zawsze wracają. A nawet jeśli by mieli nie wrócić, to takie coś jest wręcz zaproszeniem do powrotu. Fan szpinaku podszedł bezpardonowo do kulki, chwycił ją, spojrzał na panią w czerni, jakby szukając powstrzymania, po czym...wraz ze starcem wyskoczył. Wysoko. W stronę słońca. I miał go zamiar tam wysłać.
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172