Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2009, 21:11   #11
 
kayas's Avatar
 
Reputacja: 1 kayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwu
Witold podkręcił wąsa
- Skoro za nas tu płacą, tedy tu ostańmy. Pecunia non olet.

Spojrzał po obu szlachcicach. Panna wyraźne zerkała na jednego, drugi wydawał się nieciekawy. Litwin podrapał się po brodzie… miał ochotę splunąć, swym „chamskim” zwyczajem, ale herbowemu nie wypadało. Zaiste, dziwna to sprawa. I dziwna kompania.

Ale najdziwniejszy był ten szlachcic: coś wiedział, i bał się, bo wiedział. Tacy nie żyją długo… nie w tych czasach. Trzymanie się blisko takich to żadna mądrość, ale nie trzymanie: narażenie swej szlacheckiej godności. Bo i chamowi wstyd się bać, a co dopiero szlachcie!

- Proponuję zawczasu udać się na spoczynek, aby siły po drodze odzyskać. Nie wiem jak waćpanowie, ale ja aż spod Wiednia jadę. O północy niech jeden z nas pójdzie na to spotkanie… po cóż mamy ryzykować wszyscy głowy. Jeśli zechcą nas napaść, to z małą bandą każdy sobie poradzi, a z wielkiej i razem rady nie damy.

Obaj wyglądali na większe szable od niego, co i nie sztuką wielką. Liczył że nie na niego wypadnie ta rola, ale nie pokazał tego po sobie. Po co wstydu się najeść przed resztą bandy. Popatrzył znów po obu rycerzach. Cóż za przedziwne zadanie… cóż za przedziwna sytuacja… Komu zależy na tym? Sam widać nie chce victorii na sejmiku osiągnać, bo nie o to prosi, ale wyraźnie nie chce, aby ci dwaj wygrali… albo wie, że bez nich tylko zwyciężyć może. Trudna sprawa.
 
__________________
Chcesz grać,a le nie znasz systemu WFRP II?
Szkoda, co?
Wal na 7704220 i opowiedz o postaci, zmienimy ja na liczby!
kayas jest offline  
Stary 24-05-2009, 22:34   #12
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Samotny Kozak, zwłaszcza na usługach pięknej kobiety, oznacza kłopoty. Tym razem miało być inaczej. Po pierwsze to on miał stać się gwarantem spokoju podczas najbliższych godzin, kwadransów, a może tylko i chwil, kiedy to były pancerny miał stać się zwierzyną. Co gorsza istniały obawy, że na zwykłym ubiciu rzecz się nie skończy. Kawka coś wiedział, a to coś kusiło. I po drugie niekoniecznie samotny, bo i nie pomyliłby się ten, który za dobry znak uznałby fakt, że kiedy Andriej opuszczał gospodę, pierwszy z czwórki przybyłych niedawno do miasta dostrzegł olbrzyma opuszczającego karczmę. Teraz więc kłopoty mogły być większe, bowiem Kozak nie był już sam. Stary Wachmistrz ruszył w ślad za Andriejem by po kilkunastu chwilach zrównać się z nim. Nikt o nic nie pytał, choć ogrom obustronnych niejasności nasuwał się sam. Wątpliwości odbierały czujność, zaburzały zmysł koncentracji, który był jak najbardziej potrzebny, chociażby zważywszy na fakt, że żaden z nich nie znał terenu, na którym przyjdzie im prędzej bądź później stanąć naprzeciw rywala. Póki co wachmistrz nie wiedział, za kim podąża, a Andriej mógł tylko się domyślać: dlaczego. Jeden bez wiedzy, drugi niepewny, przez pewien czas zanim zdążą się naradzić stanowić będą ciekawy duet.

Przybył tu dobrowolnie, choć zgoła innym ów powód przybycia mógł zdawać się tym, którzy interes z Mikołajem instygatorem koronny, ubić zamierzali. Nie miał też ochoty przystawać na to, by jak byle zatraceńca czy pachołka sprowadzano go tam, gdzie władza ich stawała się większa. Rzecz jasna mieli coś na czym mu zależało, bo i część z listów zastawnych, których nijak dotychczas wyśledzić nie umiał, a i informację, kto sprawił, że dostały się one tak daleko od Warszawy, posiadali.
Całość dotychczasowych wydarzeń i decyzji, w ocenie pana Wolskiego, nie stawiała go jednak w sytuacji gorszej, bo i nie raz przyszło mu toczyć rozgrywkę trudną, a ta wyzwalała dodatkowe umiejętności. W końcu to on, nie pan Stachowski, z którym o urząd przyszło toczyć walkę, stanowisko otrzymał. To on, nie kto inny słynną zagadkę znikających monet wyjaśnił. By nie wspomnieć o tajemniczym zabójcy na dworze kasztelana krakowskiego, gdzie rad nie rad sam kasztelan prosić o radę i interwencję Mikołaja zdecydować się musiał.
Przede wszystkim zaś dodać należy, że szlachcic uczynić rzecz nową, dotychczas obcą, zamierzał. Trzeba by wiedzieć, że będąc na szlaku, decyzję pewną podjął. I to, choć wydawać by się mogło niezrozumiałe, pozwoliło mu dodać do swoich atutów pewność siebie. Co prawda miewał momenty niepewności lub raczej potrzeby zaspokojenia pewnej obawy, co byłoby gdyby lub gdyby nie. Lecz odpowiedzi miał uzyskać niebawem, a dostarczyć ich miała wyłącznie chwila, która dla małobacznego obserwatora mogła być zbyt ulotna, lecz dla instygatora miała stanowić pierwszy krok. A ów pierwszy krok, to nowe życie. I właśnie, kiedy po raz ostatni cząstka rozsądku głośno mówiła nie: zastanów się nad brzemieniem, którym może ciążyć ta decyzja, Mikołaj uświadomił sobie, że ów pierwiastek logiki już się nie liczy. I tylko wachmistrz, który pokręcił wąsa, bo wiedział, prawdę rzecz ujmując od zawsze wiedział, choć nigdy nie rozumiał, zdawał się pytać czy warto?

Nikt nie pożądany nie mógł wiedzieć, że do miasta sam instygator królewski, przyjaciel wielu znacznych person, stawić się musiał. Mimo wszystko zainteresowana strona posiadała wysoką pewność siebie. To, że od bramy podążał za nimi ktoś zorientowany, wcale nie ułatwiało sytuacji. Ta więc musiała być mocno napięta, skoro tak rychło oczekiwano stawienia się prokuratora. Był w otoczeniu trzech ludzi a czwarty miał czuwać nad panią Tarską więc musiał być gdzieś blisko, lecz czy to dodawało pewności, czy wręcz przeciwnie stawiało obowiązki. Odpowiedzieć musiał sobie na to szybko, bo wystarczyło jedno spojrzenie wachmistrza, aby ten podążył za Andriejem, którego właśnie dostrzegli docierając do gospody. Za własną zgodą został w otoczeniu obu zawadiaków. Każdy z nich pozostał wirtuozem, każdy też potrafił zgrabnie zagrać swoją rolę. Kiedy zsiadał z konia czuł, że właśnie wkracza w nowy świat.
Każda karczma posiada swój urok. Ten stał się zdaniem Mikołaja nieodzownym udziałem pewnej Pani. Kiedy więc już wzrok jego zdążył ogarnąc sytuację w gospodzie zastaną, oczy swe zwrócił ku personie często zagadywanej, bo dobrze zorientowanej. Zawsze na plotki łasej lub jak kto woli zaangażowanej. Jakież więc miłe rozczarowanie spotkało go, gdy zainteresowanie karczmarzem prysło zdecydowanie szybciej niż się pojawiło, obok karczmarza bowiem przyjaciółkę swą rozpoznał.
- Miły to znak, od spotkania pięknej Waćpani wizytę w Dębnie rozpocząć – choć ujrzał ją stojącą bokiem, gładko rozpoznał jej profil. Kiedy odwróciła się w jego stronę wytrącona na chwilę z negocjacji z karczmarzem, przyznać musiał, że zrobiła to nad wyraz gładko. Mógłby czuć się zawiedziony, że jej nie zaskoczył. Mógłby, gdyby jej nie znał. Póki co, to ona zyskiwała, bo i zawsze potrafiła go zaskoczyć: spokojem, barwą oczu, bezradnością, ulotną pozą pełną gracji, której nie przepuścił by mistrz malarski, prośbami, smakiem ust, który potrafił wyczytać z jej opowieści. Spojrzał w piękne lico, a potem skinął głową. I uśmiechnął się, rzadko to robił, aczkolwiek robił.
 
Athos jest offline  
Stary 25-05-2009, 22:53   #13
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zaskoczenie, niepewność i zmieszanie szybko przeradzać poczęły się we wzburzenie przypływające do niej wielką falą. Jakże to, czyż nie ma miejsca na tej ziemi, gdzie pozostawać mogłaby incognito, gdzie nie przyłapywałby jej in flagranti właśnie on?

Już miała walnąć niczym z bandoletu jakąś celną, a złośliwą ripostą, opanowała się jednak przywołując myśl rozsądną, że przecież sama poprosiła go o pomoc, a on właśnie tu ją wysłał, by ukryć mogła się przed pomstą byłego kochanka. Głupio jej się zrobiło, że choć przez moment pomyśleć mogła, że przyjechał tu z jej powodu, przecież przeczyła temu obecność Andrieja, który był jego oczami, uszami i ręką uzbrojoną przede wszystkim.
Mikołaj nie musiał być przy niej, by wiedzieć , że będzie strzeżona niczym przez niego samego.

Czy były inne powody, by jechać tu za nią? Śmiała wątpić. Miał przecież na to tyle lat. Tyle dni, by zdradzić się choćby jednym drgnieniem, tyle spojrzeń i rozmów, by pozostawić choćby cień wątpliwości, że się myliła.

Jeśli jednak tu był, musiała uzbroić się w czujność, bo jego pojawienie się nie wróżyło nic dobrego - ani jej, ani jemu.

Komedianckie zacięcie odezwało się w niej, gdy przybrała na oblicze rozbawiony grymas i rzekła ze słodkością nadziewaną lekkim szyderstwem:

- To żeś kozaka za mną przysłał, zeźliło mię, ale i rozczuliło. Ale twoje pojawienie się w zamian za niego... Cóż to za myśliwy, co za robotę nagonki się zabiera? Cóż to za wilk, co za psa stróżującego robić poczyna?

Patrzyła na niego, próbując odnaleźć oznaki złości, które wywołać chciała. A on stał, nie mówił nic i uśmiechał się. Tak jakoś... Jakoś tak prawdziwie. Jakby naprawdę cieszył się ze spotkania? Przemknęło jej przez głowę, że przecież nie mógł wiedzieć, że w tej karczmie akurat i o tej porze spotkać ją mu przyjdzie, takich możliwości komunikacji jeszcze nie wymyślono, a i pewnie nie uda się to nigdy. Gołębie pocztowe działają w większości przypadków niezawodnie, choć dość wolno.

Pod wpływem przemyśleń opadła więc z niej cała chęć przypieczenia mu boczków i wbijania sztyletu pod paznokcie swym dowcipem. Zmitygowała się i rzekła o wiele już serdeczniej, okraszając swe słowa miłym uśmiechem:

- Witaj Mikołaju. Ojciec mój nie mógł wybrać sobie lepszego wykonawcy ostatniej woli, by córkę jego opieką należytą otoczyć. Czynisz to z niezrównaną wprawą i pieczołowitością.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 25-05-2009, 23:32   #14
 
Vermillion's Avatar
 
Reputacja: 1 Vermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znany
Wielowiejski nie był zachwycony obrotem sytuacji. Pana Joachimowy przestrach posiał w nim ziarno durne, a plon obfity dające. Niepokój po raz pierwszy od dawna począł targać jego napiętymi od poczucia beznadziejności nerwami. Z pewnego powodu poczuł w tym tchnienie rozgrzeszenia, a w każdym to razie możliwość odkupienia. Strach oznaczał, że zaczyna zależeć mu na życiu. Strach pozwalał walczyć o istnienie, był przyjacielem niemal, bo szanse zwiększał na zadbanie o siebie.

Czemu jednak miał tak paskudny smak żółci? Ignacy szybko przeanalizował sytuację.

Pani Tarska niechybnie była potężniejszą sojuszniczką, niż się pierwej zdawać mogło. Kozak, któremu tak gładko polecenie rzuciła, wart był więcej niż kilka folwarków razem wziętych, bo wyglądał na prawdziwie sprawnego. Z lekkim niesmakiem ocenił, że nie widzi w nim wcale pana Dwunastego na Liście, a raczej ocenia go jako swą Golgotę, mimo pozornego spokoju i łagodności owego człeka.
Małomówny Litwin okazał być się za to całkiem rozsądnym człowiekiem, widać po prostu, że dba o swe pludry i stanowczo nie umyśliwał karku nadstawiać za mocno za garść złota. Ignacy nie lubił szaleńców, odkąd stał się jednym z nich. No może zwyczajnie ponurych desperatów, nie szaleńców- to określenie podobało mu się zdecydowanie bardziej.
Pan Kawka dni miał policzone, jednak milszym były by dni, niż chwile, ale tu akurat liczyć mógł na sprawność opieki pana Kozaczyna.

Kiedy do karczmy wkroczył, tak - wkroczył, nie wszedł, zacny szlachcic, Ignacy zmiarkował od razu, że to nie byle chetka-pętelka, ino krew z krwi zacny jegomość. Godność bijąca z oblicza w cetnarach dała się ważyć niemalże, jednak prysła nagle niczem mydlina praczki na kijankach i tarze osiadła, kiedy to ujrzał coś, czy kogoś.

Kogoś. Zdecydowanie. Pani Tarska dołożyła Wielowiejskiemu kolejnej zagadki. Maria gratias plena, kimże jest ta niewiasta? Postawny maż przy niej stopniał w oczach. Ignac dostrzegł nawet nagłe zwątpienie w oczach Anzelma Karczmarza, któren już do nóg miał padać kiedy od progu wkroczyła Jego Godność, a teraz tkwił w cudacznie półzgiętej-półuniżonej pozie, nie mogąc się nadziwić swemu nieomylnemu zazwyczaj pierwszemu wrażeniu, które chyba go zwiodło. Surowy szlachcic okazał się być delikatnym i lekko uśmiechniętym, całe wielkopaństwo niemal w łeb wzięło.

Cicha wymiana zdań o kilka metrów od stołu nie dochodziła do jego uszu, lecz mimo zadymienia bystry wzrok wyczytał wiele w mowy ciała. Ignacy umiał pewne sprawy rozpoznać. Sam też kochał... kiedyś, w innym życiu. Umiał więc dobrze poznać niespełnienie. Zagadka, zagadkę goni...

Całe rozważania wzięły w łeb, kiedy pierwsze drzwi karczmy otwarły się z hukiem, zaraz po nich z sieni wynurzył się ponury kondukt.

- Ech wy! U was Lachiw, wsio biezrozumne jest! Kak Kozak idiet za roh, sztoby ulgi zaznaty, to Lach go w łeb bijut! Szutniki, zbytniki, rezuny i durnowate!

Dwu kozaków w zacnych strojach wnosiło do sali kogoś, kto niedawno z niej wyszedł. Fioletowa koszula jednoznacznie pokazywała, że ofiarą był ów znajomy pani Karskiej.

Drugi kozak rzucił krótko dużo lepszą polszczyzną:
- Nu, ja z dawna mówił, że hospodin Kawka to z diabołem spółkę ma. Po szto on bił, ne panymaju. Szli my od Rynku, posmatrielim, a on jeho w hałowu stukł, mordu rozdarł i ubiehł szparko ku południowej stranie.

Ciszę przerwała rzucona natychmiast komenda, tak znana we wszelkich stanicach granicznych.

- Medyka! - wyrwało się z kilku gardeł.

- Nikoła znajet leczenie, bieryte go i na stoł dawajte.

Drugi kozak niefrasobliwie zmiótł zawartość stołu przy jakim siedzieli młodzi mospankowie, wystrojeni jak laleczki, nie bacząc, że ich barwne stroje ubarwi winem i tłustym sosem. Nawykły widać i do komendy i do działania, za nic miał otoczenie, kiedy trza było poczynić odpowiednie ruchy.

Młodzieńcy dobyli pięknych szabel w mgnieniu oka, podnosząc paskudny rwetes oburzonymi głosami. Może i młodzi, lecz z pozycji przyjmowanych znać było, że szermierkę też odrabiali pilnie w swych bogatych folwarkach. Pozycje wyjściowe przyjęli wszyscy jednocześnie, jak na zawołanie, znać że krzyżowy fechtunek Polski nie pierwszyzna im, mima mleka pod wąsem niemal.

Kozacy zamarli. Anzelm znikł. Na salę wpadł odźwierny Dzikiem zwany. Głosy z drugiej izby ucichły całkiem.
 

Ostatnio edytowane przez Vermillion : 25-05-2009 o 23:46. Powód: o.r.t. :)
Vermillion jest offline  
Stary 26-05-2009, 23:53   #15
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Nie dane im było rozmowę swą toczyć. I nie powodem owej nagłej zmiany planów była nuta, którą z początku wyczytać można było z głosu szlachcianki. Przyczyna była zgoła odmienna, bo oto oboje dostrzegli Andrieja, który przez dwóch Kozaków wniesiony został. Ciemna plama mówiła dokładnie tyle, co winna powiedzieć wszystkim z obecnych. Mikołaj patrzył naprzód z niedowierzaniem, a później z obawą, bo i ciężko wyczytać można było z wyrazu twarzy Mikołaja strach. Tylko wtajemniczeni wiedzieli. Tylko on sam i nieliczni, którym kiedyś zaufał. Zadrżało serce, gdy spojrzał na twarz Kozaka, bo ta wyglądała tak naturalnie. Uwierzyć lub nie, w to, że był to tylko element gry? W imię czego - próbował zapytać sam siebie instygator - czy warto było Andrieju? - starał się odnaleźć odpowiedź, lecz któż ją znał poza samym, teraz rannym, wiernym druhem?
Wątpliwość i moment słabości Mikołaj szybko przegnał. Spojrzał w stronę drzwi, gdzie stała już dwójka rębajłów: Kamiński i Garwoliński. Wystarczyła szybka wymiana słów, gestów, spojrzeń, by wiedzieć, że oboje nic nie zauważyli. Nie byli świadami tego, co działo się nieopodal. Czy można było na tym oprzeć swe domysły? Czy umysł potrafi ogarnąć to co się wydarzyło, tak precyzyjnie, by w ciągu kilku sekund odtworzyć to, co się stało?
Rzecz jasna, że więcej szczegółów znał wachmistrz, którego teraz nie było, bo jeszcze kilka chwil wstecz był z Andriejem. Rzecz jasna, że Kozacy którzy wnieśli Andrieja mieli swój punkt widzenia. Kto więc mówił prawdę i jak do tego doszło?
Popatrzył w stronę Neli, a ta, jakby cofnęła się zastanawiając się, czy godnym jej zachowanie było. Teraz już się nie bał. Teraz był pewny. Poddał się nurtowi, podjął walkę, bo wierzył, że warto. Zaryzykował ponownie dawną sprawdzoną grę...

- To niedorzeczność – Kamieński patrzył na swego dowódcę wzrokiem szukającym wsparcia – bywało, że ubili Kozaczynę, ale we trzech, a przecież i sam Siwy z nim był. Gdzież i on, Mikołaju? Uciekł? Poszedł za łachudrą? Kamrata ostawił?
- Tu śmierdzi – drugi z zawadiaków popatrzył wzrokiem, w którym Mikołaj wyczytał, to, co winien. - Tu.. .- zawahał się na moment wyciągając monetę – prędzej miedziak stanie na kant, niźli to się mogło stać. Nie ubili by ich w pięciu mężów, odszczekać to mogę, skoro kto stanie! - To mówiąc Piotr Garwoliński bardziej tęższy z obu Panów braci towarzyszących Mikołajowi monetę rzucił. A ta, choć to niebywałe, oczywiście swoje zatoczyła by jednak na blacie kantem pozostać.
- Brednia to jakowaś. Głupota, czyn bez przyczyny – Kamieński patrzył na Mikołaja, kiedy zagarniał szybko monetę ponownie w górę wyrzucając.
I zadziwił by się ten, który by uznał, że i tym razem nie stanie się jak poprzednio. Jeśli ktoś był przypadkiem w owej karczmie, owego pamiętnego wieczoru to i mógł ujrzeć, jak i moneta po raz drugi ustawiła się kantem.
- Poczułem zapach siarki – to mówiąc Garwoliński splunął siarczyści i na monecie swą rękę ostawił.
Dziki tymczasem, znak zbyt szybki by nazwać go przeżegnaniem się, cofając się ku drzwion, uczynił.
- Psia mać, poszło za nami Mikołaju – zasapał się Kamieński – mówiłem czarta ubić! Udupić było, spalić, naszczać, a potem po polach proch rozrzucić. - mówiłem, że to pogańskie nasienie na głowy nam jeszcze nasra. A teraz i on. - popatrzył na Andrieja – Mikołaju – załkał - ubili Andrieja.
A Mikołaj patrzył na Andrieja, który teraz opatrywany był, to na obu druhów, którzy z nim się ostali. To i na pozostałe persony, co to w karczmie pozostały. Te, z których część żegnała się być może na usta modlitwę przywołując, a część patrzyła jakby próbując na karb wypicia zbyt dużej ilości trunków, swe chwilowe wątpliwości przerzucić. W końcu zastanawiał się, kto wiedział, kto znał prawdę i kto pozostał zbyt powściągliwy w osądach by prawdy nie ujrzeć?

A tymczasem tylko wachmistrz Siwy widział wszystko, lecz na nic się to zdało, bo obecnym nie był. Cała dramaturgia zrobiła na nim wrażenie, bo ją czuł. Popełnili błąd lub nie. Przez moment zastanawiał się czy oszukali lisa czy też nie? Mikołaj zruga go lub nagrodzi? Tak naprawdę dalekowzroczność Mikołaja zawsze go przerastała, więc nigdy nic nie mówił, tylko wykonywał rozkazy. Z czasem już nie musiał pytać, po prostu wiedział, co będzie. W swym życiu wiele doświadczył, była też inna rzecz, która starego wachmistrza zwanego Siwym przerażała bardziej, niż wszystko co zobaczył. Potrafił patrzeć na krew, na okrucieństwo. Zastanawiał się jednak, jak daleko potrafią posunąć się „bracia”. Cios, sztych, zastawa, czemu Andriej nic nie zrobił, czemu pozwolił na to. Czemu? - stary żołnierz bał się odpowiedzi, chociaż świetnie ją znał. Czy Mikołaj też w tym uczestniczył?
Siwy znał stawkę, chodziło o Tarską, tyle wiedział. Co zrobiła lub co jej zrobiono by za jej grzech jeden płacił krwią drugi łzą i czymś, co dla wachmistrza tajemniczo zwano? To, że obaj byli świetnymi aktorami było niezaprzeczalne. To, że moneta może dwa razy stanąć na kant nie wątpił. Wystarczy zapłacić zręcznym dłoniom. A potem to już żmudna praca, kiedy bystry rzemieślnik wykona tysiąc sztuk monet, z czego żadna nie spełni wymagań. Potem zawsze można wykonać kolejny tysiąc, a potem kolejny. W końcu zawsze można dokonać - niemożliwego. W to, że i tę sztuczkę użyli ponownie, również nie wątpił. W końcu Kraków pozostał zbyt daleko by plotki doszły na prowincję. Tylko ja się porozumieli, a może Andriej sam podjął działania ufając w to, że Mikołaj w mig domyśli się wszystkiego
Jednak jedno wciąż pozostało dla starego zagadką. Tajemnicą pozostało jak zatamować krwawienie i jak ustabilizować swój oddech? Jak można posiąść te cechy by podjąć tak wielkie ryzyko. Kozak potrafił ryzykować swym ciałem, instygator udawał, że o niczym nie wie. Gdyby wachmistrz stał nad ubitym Kozakiem pewnie zdradziłby się jednym oddechem wyrażającym ulgę, kiedy Kozak delikatnie wzdrygnął swe usta, a potem poruszył rzęsami. Ale to nie było jego zadanie i to nie on wpatrywał się w rannego. Mikołaj zaś wpatrywał się na tyle wnikliwie, a przy tym z takim wyrazem przerażenia by nabrać całość publiki.
Wachmistrz nie ogarnąłby tego, w to nie wątpił. Podobnie i w to, że wszyscy już grali jak zagrał im Kozak z Lachem również. Bał się skutków, finału, kiedy jeden z nich spojrzy w oczy Tarskiej i powie, że to dla Niej. On wiedział, kto wygra. Bo był pewny, że z Dębna wyjedzie tylko jeden. Zamyślił się tylko na moment, a potem podążył dalej. A przeciwnik musiałby pozostać nad wyraz domyślny by móc wiedzieć, że Siwy – stary wachmistrz imć Pana instygatora koronnego Mikołaja Wolskiego podąża za nim, cokolwiek chciałby zrobić i cokolwiek by miał w zanadrzu....
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 27-05-2009 o 15:50. Powód: poprawiono z powodu zbyt dużej ilości onych, teraz już stoi wyraźnie kto co mówi i co robi, teraz o miły uśmiech proszę:)
Athos jest offline  
Stary 27-05-2009, 23:41   #16
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Nie doczekała się riposty, nic nie wyczytała w oczach jego. Choć może lekkie drgnienie kącika ust nie było jeno tikiem? Czemu tak bardzo doszukiwała się w nim oznak złości? Dlaczego od dawna upatrywała przyjemności w dręczeniu go swoim humorami, kaprysami i wybrykami? Znając odpowiedź , umiałaby pewnie inaczej pokierować swym życiem.

Dywagacje płochej głowy przerwał nagły dźwięk towarzyszący brutalnemu wtargnięciu do karczmy. Huk, trzask, jęk , westchnienie ze stron różnych. Obejrzała się niczym oparzona. Jak zbyt szybkie wertowanie księgi, seria obrazów przytłoczyła ją swą wyrazistością.

Najpierw dwóch nieznajomych, potem między nimi znajome ciało Andrieja, następnie teatrum jeszcze cudniejsze wyprawione. Lecz to potem. Wprzódy rzuciła się w stronę nieprzytomnego Kozaka. Cała wina, za wysłanie go za Kawką malowała się wyrazistością niezbitą na jej twarzy.

- Boże – wrzasnęła, jej owładnięte wyrzutami i przestrachem serce chciało wykazać więcej oznak wzburzenia sytuacją, lecz niezłomność charakteru i doświadczenie nie lada, pozwoliło jej zamienić ten niekontrolowany wybuch na sterowane działania.

Opamiętała się i odstąpiła od ciała, tuż po tym jak dostrzegła w nim ślady życia.

Chwila na ogarnięcie sytuacji. Wydarzenia nie pasowały. Nie układały się w uznany kanon. Jak powiedział to ktoś z zebranych : coś tu śmierdziało.

Popatrzyła, z chwili na chwilę, coraz bardziej przytomniejszym wzrokiem po zgromadzonych: ranny Andriej, rannym, bezwładnym i owszem pozostawał, ale nie on miał być jej obiektem. Obdarzyła większym zainteresowaniem dwóch Kozaków wybawicieli.

Odsunąwszy się w cień, jęła skupiać uwagę na każdym szczególe, mruknięciu i drgnieniu. Coś dziwnego się tu działo. A ona nie zamierzała dać temu umknąć.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 28-05-2009, 22:17   #17
 
kayas's Avatar
 
Reputacja: 1 kayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwu
- Hola!
-huknął głośno Litwin, wstając powoli. Oparł się o stół, napinając ogromne bary i groźnie spojrzał po karczmie.

- Niech który wyjmie szabli, a ustrzelę jako kaczkę! Wedle mojego rozumu poubijajcie się i wszyscy, ale póki rannemu nie pomogą, wara mi od broni!

Wyprostował się zupełnie, podkręcił wąsa i przejechał wzrokiem po sali.

- Dla mnie teraz wszystko jedno, kto go pobił: jeśli panowie Kozacy chcą mu pomóc, mają mu pomóc. Taka u was natura ludzi w Koronie? Ranny pośród was, a wy za szable? Skoro wam do bitki? Może który się zaciągnie i słusznie zapał wykorzysta? A może walka z prawdziwym przeciwnikiem waściów przeraża?

Mówiąc ostatnie słowa uderzył mocno pięścią w stół. Oburzyło go zachowanie obecnych. Niby herbowi, a chamom podobni w zachowaniu. Rzadko pokazywał co mu w sercu siedzi, a kiedy pokazywał, to wszystkim.

- A może który już skłonny się bić? Służę uprzejmie litewską stalą!

Tu wyjął broń i z brzdękiem ułożył na blacie. Wiedział ze fechtować się potrafi, ale nie za dobrze i w pojedynku mógłby przegrać, jeśli który uczył się poważnie. Lecz miał nadzieję, że żaden nie ośmieli się wyzwać go teraz. Ciągle z kamienną twarzą spojrzał na kozaka i łamanym ruskim mruknął.

- Dalej, opatruj.
 
__________________
Chcesz grać,a le nie znasz systemu WFRP II?
Szkoda, co?
Wal na 7704220 i opowiedz o postaci, zmienimy ja na liczby!
kayas jest offline  
Stary 17-06-2009, 22:51   #18
 
Vermillion's Avatar
 
Reputacja: 1 Vermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znanyVermillion wkrótce będzie znany
Ignacy poznał bez kłopotu obu kozaków. Nikoła Topolski, niski, krępy i czarny jak noc faktycznie sztukę medyczną miał opanowaną. Ponoć asystował felczerowi, kiedy to po chocimskiej przeprawie, ledwie nadążano z łataniem ran. Drugi to ataman Bohdan Mykołycz, człek wojenny, lecz daleki od prawości.

Wstał, podszedł do leżącego na stole rannego, całkowicie ignorując nadętych młodzieńców, oraz kompaniję zabawiającą się monetą. Wiedział jedno - sytuacja była dziwaczna. Personie takowej, jak leżący, bez trudu powierzyłby piecze nad swą majętnością, a może i zdrowiem nawet. Co stać się mogło?

- Powiedz mi semenie, co żeście zobaczyli. Co się tam stało, panie Mykołycz.

Kozak zawahał się krótką chwilę. Zebrał jakby myśli i cicho, nie siląc się zbytnio na manifestacyjne okazywanie swej odrębności narodowościowej rzekł:

- Ne wiem. Ne rozumem. Szli my z Nikołoj, bukłak opróżnialim. Idziot Kawka środkiem traktu, oj szybko idziot, bystro.Umyslił ja - pijany, durak. Za nem ten tu, Kozak. W brame ruch jaki widzielim, tej co szewc Smertko kram ma. Panu Kawke coś słucziłoś, bo pad on na kolana. Ten Kozaczyn ku niemu pobiehł, Kawka jakoby ranion, za brzuch ruką imałsia. Kak Kozak na pomoc mu ruszył, tak ten Lach jeho w łeb obuchem walnął. Na nohi wstał i w bramę ubiehł. Za nim jeszczo jeden Lach, co spod matuszki ziemli wyrosł, też paszoł. Tyle my tolka usmatrieli.

Przerażony husarz, sądził pewnikiem że Śledzący go Kozak jest wrogiem, sprytnie pozbyć się go chciał, jednak nie wiadomo czy gorszej biedy nie napytał sobie, wbiegając w bramę. Trza by to sprawdzić.

- Dziękuję waszmościom, za pomoc rannemu, wielce to chrześcijański uczynek , szlachetności serc waszmościnych dowodzący. Wielce radzi jesteśmy też wieściom o zdarzeniu. Warto byłoby się chyba tam pofatygować i ocenić co tam zajść mogło, to zaledwie dwa domy stąd, po drugiej stronie ulicy.

Zerknął na Litwina, panią Tarską, w końcu zatrzymał wzrok na szlachcicu, który wespół ze swą świtą, wielce użytecznym być mógł w sprawie.

W tle wszystko zaczęło wracać do normy. Kramarz Anzelm przestał się chować, posłał pacholika do kahału, po uczonego rabiego, co to na ziołach się wyznawał lepiej niż na Torze. Dla ostudzenia atmosfery, a może raczej by uniknąć strat materialnych, poroznosił też po sali kufle zimnego pienistego piwa, z Małopolski ściąganego własnym sumptem.

Ignacy ściągnął mocniej pas, poprawił szablę u boku i rzucił:

- Kto ze mną, panowie szlachta?
 
Vermillion jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172