Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2010, 12:51   #1
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[Naruto] W chaosie - budując nowy Ład.

Las nieopodal Wioski Liścia - Późny wieczór




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lfWMinUyZDw&feature=related[/MEDIA]

Pomiędzy drzewami, w zwartej grupie stało wiele postaci. Z twarzami zatopionymi w cieniu, wpatrywały się w jednego mężczyznę stojącego na pieńku. Wokoło dało się słyszeć jedynie cichy szelest liści.

Chłopak stojący na pieńku był przeciętnego wzrostu, o rudych, postawionych włosach. Czarny ,luźny strój raczej nie przypominał w żaden sposób tego noszonego przez shinobi. Zdawał się zbyt mało praktyczny. Jego twarz była dobrze widoczna, dzięki padającemu w to miejsce blasku księżyca. Swoimi małymi, spokojnymi, szarymi oczami zmierzył stojący przed nim tłum.


- Pamiętajcie o planie. I o tym, że każdy kto stanie wam na drodze ma zginąć. Shiaringan Kakashi ma pozostać żywy ! - złowrogo popatrzył na shinobi w pierwszym szeregu. - Ikazuchi-san, tak jak zdecydował Mistrz, ty poprowadzisz szturm. Nie zawiedź naszego Pana... - machnął ręką, a w tym samym momencie ni to ludzie, ni to cienie stojący przed nim , rozproszyli się pośród ciemności lasu.

***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ilatn8m5SgU&feature=related[/MEDIA]

Potężny wybuch zniszczył całkowicie jedną z baszt w wielkim murze, chroniącym Konohe. Przez powstały wyłom , do wnętrza śpiącej wioski, wtargnęły osoby w czerni. Szybko kolejne serie eksplozji , na dobre przerwały panującą w wiosce ciszę. Po przeszywających hukach i potężnych błyśnięciach, ulicę wypełniły się przerażonymi cywilami. Każdy znał plan na wypadek ataku - udać się jak najszybciej do schronów wydrążonych w skale z podobiznami wielkich Hokage.
Szybko pojawiło się również wsparcie dla walczących przy murze shinobi z Konohagakure.
Na dachu jednego z budynków , nieopodal powstałego wyłomu, pojawił się najbliższy współpracownik rokudaime Hokage - Nara Shikamaru, wraz z oddziałem Shinobi.
- Musimy ich zatrzymać jak najdłużej w tym miejscu. Niedługo przybędą ci z ANBU, wtedy zajmiemy się pomocą dla mieszkańców. - zręcznym ruchem chwycił kunai, po czym wyrzucił w połowie wypalonego papierosa gdzieś na bok. - Ike !

Kilka minut później - Siedziba Hokage.
Kakashi stał w gabinecie, wyglądając przez wielkie okno na przebudzoną wioskę. Widział dokładnie miejsce , w którym trwały już walki. Unosiła się nad nim łuna , zapewne efekt płonących budynków ... Ruin. Mężczyzna lekko westchnął , w tym samym momencie otworzyły się drzwi do jego , spowitego w ciemności , gabinetu.
- Hokage-sama ...
- Shizune-san , melduj.
- Około dwudziestu, być może więcej. Nieznana przynależność. Zdolności na poziomie jounina. Ponosimy straty. Na miejscu jest już Shikamaru-kun.
- ANBU ?
- Oddziały już cofają się do wioski ze swych pozycji operacyjnych.
- Wysłałaś informację do Kirigakure i Sunagakure ?
- Hai.

Siwowłosy odwrócił się plecami do tragicznych widoków za oknem. Jedno ramię , ułożył za plecami i lekko wygiął. Drugim zaś otworzył leżącą na biurku książeczkę. Szybko lustrował kolejne stronicę.
- Jakieś pomysły kto to może być ?- zapytał.
- Żadnych... I wydaje mi się, że próżno szukać kogoś za to odpowiedzialnego, w naszej książce Bingo, Hokage-sama.
W jednej chwili usłyszeli wyraźny, niemiły dźwięk tłuczonego szkła. Obok głowy Hokage śmignął kunai z doczepionym , eksplodującym talizmanem. Shizune zdołała jedynie otworzyć szeroko usta i spojrzeć na wszystko z przerażeniem w oczach.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vGRZJn-uF00&feature=related[/MEDIA]

Potężna eksplozja zdewastowała cały gabinet, który wypełnił się czarnym dymem. Shizune była pewna , że zginęła. A to co czuła teraz, zdawało jej się dziwacznym złudzeniem , tworzonym przez jej już martwy umysł. Poczuła jak dym mocno ściska jej płuca. Kaszlnęła kilka razy, po czym otworzyła lekko oczy.
Kakashi trzymał ją w ramionach, przykucnięty. Znajdowali się na korytarzu, tuż za drzwiami gabinetu. Kobieta otworzyła usta, lecz hokage dał jej znak dłonią by się nie odzywała. Wpatrywał się w drzwi od gabinetu... A raczej w to, co po nich zostało. W tej chwili również dziewczyna wyczuła czyjąś tam obecność. Odłożył ją delikatnie, po czym podkradł się do nich. Kątem oka ujrzał kręcących się po pokoju mężczyzn. Wykonał szybko serię pieczęci.
Fuuton ! Kazekiri !- potężne zawirowanie powietrza wpadło do pomieszczenia, dodatkowo rozrywając już naruszone drzwi. Shizune nie widziała, co dzieje się w środku. Przeraźliwe krzyki, które się stamtąd wydobyły nie pozostawiały jednak wątpliwości.
- Idziemy...- powiedział pomagając jej wstać. Skierowali swoje kroki w kierunku schodów , zawieszonych na zewnętrznej ścianie budynku.
- Hokage-sama, powinniśmy znaleźć schronienie i czekać na twoją eskortę z ANBU. Hokage-sama... Kakashi-san !- Nie reagował na jej słowa. Minął próg drzwi, i ruszył schodami w górę. Kobieta otarła sadzę , która zebrała się na jej twarzy. Na ten krótki moment straciła koncentrację, co kosztowało ją wiele... Na Schodach, między nią a hokage pojawił się nieprzyjacielski shinobi. Czarne symbole w shiarnganie Kakashiego poruszyły się nagle. Było jednak za późno. Pierś Shizune przeszyło srebrne ostrze wakizashi.
- Raikiri ! - Dłoń siwowłosego błysnęła , po czym nie napotykając oporu, przeszyła napastnika na wylot.
Wtedy oko będące darem od członka klanu Uchiha, dostrzegło w organizmie przeciwnika coś niepokojącego... Pojawienie się silnego, i ciągle przybierającego na sile, źródła chakry.
- Shimatta !- energicznie wyrwał ramie z wielkiej dziury w ciele przeciwnika. Shizune uśmiechnęła się lekko, po czym objęła zwłoki ramionami...
- Shizune ! Nie rób te...- Ściskając ciało w ramionach, wyskoczyła za barierkę... Nie minęło pięć sekund, a eksplozja rozerwała tak jej , jak i ciało nieznanego ninja.

Godzinę Później - Lasy w pobliżu Konohy.

Grupa ANBU, wraz z Hokagę , przedzierała się przez gęsty las. Oczy Kakashiego spoglądały nieobecnie gdzieś przed siebie... Tak jakby wszystko stało się mu w tej chwili obojętne.
Po chwili zatrzymał się na jednej z gałęzi.
- Hokage-sama...- Sakura zatrzymała grupę, po czym stanęła obok niego. - Musimy dalej. Do kryjówki przy granicy ...
- Musimy zacząć działać. Zanim będzie za późno... Później zajmiemy się moim bezpieczeństwem. Hinata. Sprawdź co w wiosce.


- Wakarimashita, Hokage-sama.- dziewczyna w masce, obróciła się w kierunku wioski. Byakugan !- przez chwilę wpatrywała się w bezruchu w jednym kierunku.
- Walki dalej trwają. Ale wydaje mi się, że długo to nie potrwa. Przeciwnik wycofał się z części, wcześniej zajętych pozycji. Chyba mieli jakiś inny cel... Niż samo zniszczenie wioski.

- Tego byłem pewien...
- westchnął kage. - Iruka-san, Weź dwóch ludzi...- spojrzał na pozostałych członków drużyny.- Komiyama i Yoshiro Rin ? Dobrze pamiętam ?- popatrzył na zamaskowane postacie. - Wrócicie do wioski i znajdziecie Shikamaru. Następnie doprowadzicie go do kryjówki.
Sakura zerwała maskę z twarzy.

- Sensei ! To niebezpieczne, mamy same cię eskortować, kiedy wróg jest tak blisko ?
- Sakura... Nie zapominaj, że też potrafię walczyć. Jestem Hokage...
- powiedział nieco karcącym tonem. - Jeśli wszystko jest zrozumiałe, ruszajcie.
W tym samym czasie - Kirigakure
W tym samym czasie - Kirigakure

Hamosha jak zwykle pracował do późnej nocy. Jego białe, nieskazitelne kimono lśniło nawet w panującym w pomieszczeniu mroku. Za jego plecami, tuż przy ścianie stała jego osobista yojimbo - Hamosha Shin.
- Jeśli chcesz, możesz już udać się na spoczynek, Shin-chan- jego barwny głos przerwał panującą ciszę. Kobieta nie zdążyła jednak udzielić odpowiedzi. Do gabinetu wpadł starszy mężczyzna, jeden z członków rady wioski.
- Mizukage-sama... ANBU donosi , że do wioski zbliża się duża grupa Shinobi o nieznanej przynależności. Można przyjąć za pewne, że nie w celach pokojowych...
Mężczyzna w bieli lekko skinął głową, nie przerywając pisania.
- Musimy podjąć błyskawiczne kroki. Przygotować się do walki ! Postawię ANBU w stan gotowości. Każdy mie...
- Kawayama-san...
- mizukage uśmiechnął się lekko, i pełnym wyrachowania ruchem odłożył pędzelek do kaligrafii. - Zbierz wszystkich mieszkańców oraz wszystkich shinobi poniżej rangi jounina w głównym budynku. Członkowie rady również mają się tam znaleźć... Resztę pozostaw mi- uśmiechnął się rozkosznie.- I nie podnoś na mnie głosu... - radny nieco się speszył. Otarł spocone czoło i ukłonił się Hamosha.
- Shin-chan. Jednak nie możesz odpocząć. Idziemy.

Kilkanaście minut później.


Wioska obudziła się do życia... W środku nocy. Mieszkańcy, genini, chuunini , wszyscy uwijali się jak w ukropie. W końcu udało się ich zgromadzić w ogromnym budynku, służącym jako miejsce zebrań na wyjątkowe okazję. Mizukage wraz z Shin stali nieopodal wejścia. Mężczyzna spojrzał w zachmurzone niebo.
- Popatrz Shin... Kiedy ludzie biegną po ziemi , w szale, przed siebie... Te chmury zdają się ociężale... bez celu zmierzać tylko w sobie znanym kierunku... Czy to nie piękne ? - w mgnieniu oka , za ich plecami pojawił się oddział ANBU, składający się z 4 ludzi.
- Mizukage-sama , na rozkaz.
- Mówcie.
- Będą tutaj za kilka minut. Wkradną się przez zachodnią ścianę.
- Rozumiem... Skryjcie się w środku.
- Ale...
- Shin-chan... Czy jestem na tyle zmęczony, że zacząłem mówić niewyraźnie ?
- spojrzał szczerze zdziwiony na swoją yojimbo. Mężczyźni w maskach ukłonili się pokornie, po czym wykonali rozkaz.
- No dobrze... Teraz zabezpieczymy całość...- podciągnął wyżej , długie, zwisające rękawy kimona, po czym wykonał serię pieczęci.
Hyouton ... Hyourou no jutsu. - Ziemia otaczająca budynek lekko zadrżała, po czym , z jej głębi , wydobyły się potężne , lodowe słupy. W końcu łącząc się ze sobą, i otaczając półprzezroczystą kopułą cały budynek.
- Może być tam nieco chłodno... Niech poczytają poezję ! To ich rozgrzeje.- uśmiechnął się pod nosem. Chociaż technika musiała pochłaniać ogromne pokłady chakry, Hamosha zdawał się niewzruszony.
- Shin-chan, kiedy przybędzie wróg. Masz schronić się pod jakimś dachem. I nie wychodzić, jeśli nie wydam takiego polecenia. - kolejny przesłodzony uśmiech.- Inaczej możesz przypadkiem podzielić ich los...

Gendou spokojnym krokiem wszedł na obszerny plac, znajdujący się nieopodal zachodniej części muru. Jego spojrzenie ponownie uniosło się ku chmórą w górze.
- Jakie piękne... Znajdź schronienie. - Zza jedwabnego obi wyciągnął srebrny wachlarz.- Te chmury mnie oczarowały...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bfAXpGvQtQA&feature=related[/MEDIA]

W jednej chwili kilkanaście postaci w czerni, błyskawicznym tempem, stosunkowo niski mur. Zatrzymali się kilkanaście metrów od placu, zapewne w wcześniej opracowanym szyku. Wszystkie uliczki w około były całkowicie opustoszałe, co widocznie ich zaskoczyło. Jedynie wpatrzona w niebo postać Gendou, jakby nie zwracając na nich kompletnie uwagi, nie pasowała do tego krajobrazu - miasta duchów.
- Yokoso, okyaku-san...- Mizukage powiedział swoim serdecznym tonem formułkę powitalną, dalej wpatrując się w niebo.
- Co jest ? - szept przeszedł przez szereg nieznanych shinobi.
- To Mizukage... Co teraz ?
- Jak to co ? Nikt nie mówił, że mamy go unikać... Brać go !
- To stanowczo zły pomysł. Prosiłbym was o opuszczenie mojej wioski... Ale popsuliście mi tą wspaniałą noc.
- dwóch ninja ruszyło na Gendou, ten dalej ściskając wachlarz, bez większych problemów, zablokował serię ich błyskawicznych ciosów, po czym zniknął ...
- Co do jasnej...
- Panowie , panowie !
- Hamosha pomachał w ich kierunku wachlarzem, stojąc na dachu domostwa, w którym skryła się również Shin. Jeden z najeźdźców nie czekał, natychmiast cisnął w jego kierunku kunai'em. Mizukage w tym samym momencie cisnął złożonym wachlarzem. Przedmioty zderzyły się w powietrzu, a po placu rozszedł się huk eksplozji.
- Jeszcze hałasujecie... Dosyć. - uniósł dłonie, i splótł je w dziwnej mudrze na wysokości klatki piersiowej. Choć seria kolejnych pieczęci była długa, wykonał ją z niesamowitą prędkością. Kilku zamaskowanych shinobi westchnęło z podziwem.
Hyouton ... Shi ageru yuki no jutsu ...- słowa wypowiedział bardzo cicho. Przez chwilę jego kimono zaszeleściło pod silnym powiewem wiatru. Pozornie, nic się jednak nie stało. Kilkunastu ninja stało w bezruchu, zapewne obawiając się wykonać ruch, nie znając działania
techniki.
- He ? Zobaczcie...- jeden z nich wskazał palcem punkt gdzieś na niebie.- Śnieg...?
Biały puch powoli opadał w kierunku ziemi. Jeden z nich wyciągnął ramię, pozwalając by pojedynczy płatek na nią opadł .
- Zgłupiałeś?!
- Spokojnie... Widzisz ? Nic się nie stało...
- płatek wylądował na dłoni spokojnie. Ninja wpatrywał się, jak rozpływa się w mgnieniu oka od ciepła jego organizmu.
- Nie podoba mi się to...zabijmy go , byle szybko !
Śnieg na dłoni jego kolegi rozpłynął się całkowicie... W tej samej chwili jego ciało wygiął spazm bólu, a już sekundę później - ciało, od środka, rozerwały , zabarwione szkarłatem krwi, sople.
- Cholera ! Znajdźcie schronienie ! Nie dajcie się dotknąć przez ten śnieg !
- Za późno...
- mruknął Hamosha, po czym wykonał kolejne dwie pieczęcie.
- Fuuton , Fubuki no jutsu ! - powiew wiatru porwał śnieg do tańca. Biały obłok zasłonił cały plac, a prócz wycia wiatru dało się słyszeć jedynie przeraźliwe krzyki i jęki.

Gendou odetchnął głęboko i otarł kropelki potu z czoła. Dał susa w przód, zeskakując przed domostwo.
- Shin-chan, już po wszystkim. Ale mogło być niebezpiecznie. Pamiętaj , że to co widziałaś to tajemnica. - uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny , która właśnie wyszła z domu.- Musimy dbać o swoje wzajemne tajemnice, ne?
Jego oczy znowu skierowały się w kierunku nieba.
- Ptak ? - zmrużył oczy. - Z Konohy... Chodź. Czuję, że to wszystko... To tylko początek czegoś naprawdę paskudnego...

***
Kilka godzin później - Sunagakure.



Kazekage siedział przy biurku wpatrując się w zapisany zwój. Przed nim stali zgromadzeni jounini z całego Sunagakure.
- To odszyfrowana wiadomość , którą przysłali nam dzisiaj sojusznicy z Konohy... "Wioska napadnięta. Prosimy o pomoc. Nie znamy celów , motywacji, ani pochodzenia przeciwnika". Całość podsumowana pieczęcią Hokage... Sprawa jest delikatna.
- oderwał spojrzenie od zapisanego zwoju.- Nie możemy pozostawić ich bez pomocy. W tych ciężkich czasach, solidarność między Wielkimi Wioskami jest rzeczą ważną. Kto wie czy nie kluczową dla naszego przetrwania. Nie wiemy kto za napadem się kryje... Nie możemy zatem również wykluczyć , iż nasza wioska nie stanie się ofiarą podobnego. Zarządzam zatem pełną mobilizację... Macie zacząć od zaraz. Yoshiro-san, ty zostań.
Rudowłosy poczekał , aż wszyscy opuszczą jego gabinet. U jego boku pozostała jedynie siostra - Temari.
- Pokierujesz grupą , która uda się do Konohagakure. Pod komendą będziesz mial trzech chuuninów. Razem z wami wyruszy również trzech członków ANBU , oni jednak mają inne zadanie. - chłopak oparł się o fotel i wlepił beznamiętne spojrzenie w jounina.- Dasz radę przygotować się przed świtem ?
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 06-03-2010 o 12:56.
Mizuki jest offline  
Stary 09-03-2010, 09:36   #2
 
Micux's Avatar
 
Reputacja: 1 Micux nie jest za bardzo znany
Eskorta Hokagę składająca się z członków ANBU kierowała się szybko w stronę granicy. Przemieszczanie się w zwartym szyku w nocy nie stanowiło problemu dla tak wysoce wyszkolonych shinobi. Wyczucie odpowiedniego miejsca. Odepchnięcie. Skok w przestrzeni. Kolejny punkt odbicia. Skok. Perfekcja ruchu połączona z rutyną. I mimo dużej prędkości, utrzymywanie ciągłej czujności. W tej chwili każdy z członków ANBU skupiony był na jednym i najważniejszym zadaniu "Ochronić Hokage!". W pewnym momencie Hokage nagle się zatrzymał na jednej z wielkich gałęzi drzew gigantów, które skrywały Konohę. Po chwili rozmowy z Sakurą-san i Hinatą-san wydał rozkaz powrotu do wioski wybranym członkom z eskorty.
-Hai.. - odpowiedziała cicho jedna z zamaskowanych postaci, która zareagowała na słowa "Komiyama". Kiedy wysoka postać obróciła się w stronę Iruki czarne, obszerne seme uniosło się z gracją w powietrzu cicho szeleszcząc o hakamę. Dwie szable o szerokich ostrzach zakołysały się delikatnie za pasem, a część ciemnych kosmyków wysunęła się spod ciemnoczerwonej opaski i opadła na maskę. Fioletowe oczy spojrzały spokojnie na Irukę, a spod maski ponownie wydobył się cichy głos lekko zabarwiony pytaniem:
-Jaki jest plan działania?
 
Micux jest offline  
Stary 11-03-2010, 18:04   #3
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Las skąpany był w ciemności. Gdzieniegdzie na gałęzie, spomiędzy gęstych liści, spływały snopy białego światła. Czarne, czyste niebo usiane było licznymi, jasno żarzącymi się gwiazdami. Wielka srebrna tarcza księżyca zdawała się wisieć przyklejona do nieboskłonu. Między wysokimi drzewami panował idealny spokój. Delikatny wiatr tylko od czasu do czasu porywał na chwilę do tańca liście, które po chwili opadały znowu w swój spokojny sen. Nagle, przy wierzchołkach drzew śmignęła czarna plama zakłócając na chwilę harmonię. Poruszała się tak szybko, że niemożliwe było ocenienie jest kształtów. Już po chwili zniknęła nie zostawiając po sobie nawet odgłosu.
Kannouteki gnała przed siebie. Jej niewielkie stopy bezszelestnie uderzały o grube konary. Dziewczyna poruszała się właściwie w pozycji poziomej. Jej nisko pochylona sylwetka i ułożone wzdłuż ramiona pozwalały utrzymać to zabójcze tempo bez specjalnego zmęczenia. Biegła leżąc na wietrze. Większość długich czarnych włosów była mocno ściśnięta w specyficznym koku jednak niewielkie kosmki czasami, zwłaszcza przy zmianie kierunku, wpadały jej na twarz delikatnie łaskocząc policzki. Oczy wlepiała gdzieś w dal wyszukując niebezpieczeństw i całkowicie porzucając myśli. Nastawiała uszu by słyszeć wszystko jednak cały las pozostawał cichy i spokojny. Jedynie szósty zmysł, umożliwiający wyczuwanie energii naokoło, alarmował czasami - wszystkie impulsy pochodziły jednak od niewielkich, niegroźnych istot.
Gokai spojrzała na wiszący nad głową księżyc i uśmiechnęła się w duchu przypominając sobie odgłos wodospadu, który towarzyszył wszystkim pełniom spędzanym na dachach, z bratem... Szybko otrząsnęła się i wyczyściła umysł. Musiał być już niedaleko. Powietrze zaczynało robić się mroźne, wydechy młodej kunoichi zmieniały się w obłoki pary. Nagle zauważyła w oddali, na ziemi śnieg. Była na miejscu.
Jedno mocne kopnięcie w gałąź pod nogą i towarzyszący mu głuchy odgłos. Sylwetka dziewczyny wyprostowała się w powietrzu i napięła jak cięciwa. Przeleciała między ostatnimi rzędami drzew wykonując szybkie salto. Zdjęła z pleców szybkim ruchem pochwy swoich wakizashi i wyciągnęła oba. Najpierw posłała w dół pokrowce, a gdy były już blisko dachu rzuciła mocno jednym ze sztyletów. Pochwy połączone sznurkiem zawisły na wbitym w dach budynku ostrzu, drugie wbiło się zaraz obok pierwszego. Operacja była właściwie bezgłośna, jednak nawet gdyby wywołała ogromny hałas nie zwróciło by to zapewne uwagi nikogo, nikt by bowiem tak czy inaczej jej nie usłyszał. Z karczmy pod przelatującą Kannouteki dochodziły głośne okrzyki i śpiewy. Kunoichi uśmiechnęła się pod nosem lądując kilka metrów przed drzwiami w zaroślach. Chwilę przed zetknięciem się jej stóp z podłożem wykonała piruet tak, że wylądowała z twarzą zwróconą w stronę budynku. Ruszyła przed siebie i obejrzała się bezwiednie. Cała miasteczko po lewej było uśpione, jedynie gospoda tętniła życiem i światłem.


Gokai przeskoczyła nad dużą hałdą śniegu lądując bezszelestnie na kostce brukowej zaraz przed wejściem. Ruszyła mozolnym krokiem wykonując pieczęci. Koło niej, w obłoku dymu, pojawił się klon, który szybko zmienił się w starca podpierającego się na długiej drewnianej lasce. Oryginał złożył ręce w kilku specyficznych gestach.
- Aka Ren'ai. Koigokoro – mruknęła cicho Kannou. Przez jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy. Delikatnie się wzdrygnęła i sapnęła cichutko. Uchyliła drzwi karczmy.
„Zapłacisz kiedyś za tę zuchwałość i pewność siebie” – usłyszała słowa brata gdy ukazała się jej pełna pijanych mężczyzn knajpa. Od razu zlokalizowała swój cel. Iwai – potężnie zbudowany mężczyzna ze skórą o kolorze lodu. Mimo, że na dworze panował mróz ninja miał na sobie tylko brązowa chustę przypiętą to skurzanego pasa. Całkowicie nagi tors przecinał tylko gruby pas z naramiennikiem. Przez bark na silnie umięśnioną klatkę piersiową opadał czarny warkocz.


Gdy Kannou weszła do chaty Iwai trzymał w powietrzu jakiegoś człowieka i ewidentnie mu groził. Po ilości kufli na stole można było się domyślić, że jest pijany – zresztą podobnie jak jego koledzy. Na ławach w kącie, za śnieżnoskórym siedzieli trzej mężczyźni zanosząc się ze śmiechu z powodu niedoli nieszczęśnika, który wpadł w ręce ich wściekłego przywódcy. Gokai spodziewała się zobaczyć podobną scenę, wiedziała z kim przyjdzie się jej spotkać.
Iwai był kiedyś shinobi wioski mgły. Po wojnie stał się nukeninem, zresztą jak wielu innych. Zniknął i nikt go więcej nie widział. Kannou nie wiedziała jak znalazł się w tej małej mieścinie, ale wiedziała co tu robił. Kilka dni temu do Mizukage przybył zdyszany młodzieniec oświadczając, że jego rodzinne miasteczko zaatakowała bestia. Bestią był oczywiście Iwai. Przybył wraz ze swoją świtą do tej niewielkiej wioski i zaproponował, że będzie jej „chronił” w tych ciężkich czasach w zamian za utrzymanie. Gdy mieszkańcy się nie zgodzili zagroził im i dzięki swoim umiejętnością ściągnął na nich wieczny śnieg i mróz. Na początku mieszkańcy bali się uciekać jako, że śmiałkowie, którzy tego spróbowali zginęli w katuszach z rąk potężnego ninja lodu. Dopiero gdy Iwai oddał się hulance i wiecznie chodził pijany młodzieniec odważył się uciec by poinformować Kage. Z informacji Gokai wynikało, że stojący w kącie mężczyzna tylko groźnie wyglądał, a w rzeczywistości nie był specjalnie utalentowany.
Na odgłos otwieranych drzwi jeden z pomagierów Iwaia spojrzał w stronę Kannou, szybko rozdziawił usta i już chciał wstać gdy nagle jego wielki przyjaciel rzucił biedakiem trzymanym w potężnej łapie o ścianę i ruszył w stronę niewielkiej kunoichi. Jego aparycja zrobiła na niej wrażenie i przez chwilę poczuła nawet dreszczyk przerażenia, ale szybko go zwalczyła. Wiedziała, że panuje nad sytuacją.
Klon pod postacią starca udał się do lady pytać o pokój, ale nikt nie zwracał na niego uwagi, wszyscy wlepiali oczy w nadzwyczaj piękną sylwetkę dziewczyny w progu – wszystko zgodnie z planem. Olbrzym podszedł do niej na kilkanaście centymetrów i schylił się patrząc jej prosto w oczy.
- Witaj piękna pani – rzekł zachrypniętym i przepitym głosem. Odchrząknął lecz wiele to nie dało. – Mogę Ci jakoś pomóc?
Kannou wyminęła go ignorując jego słowa. Zbliżając się do jego kolegów nacięła niezauważalnym ruchem opuszek małego palca paznokciemi przechodząc koło ich stołu skropiła dwa piwa krwią. Krople rozeszły się delikatnie po tafli lecz nikt tego nie zauważył, wszyscy obserwowali jej falujące biodra. Nagle poczuła ogromny ciężar na swym barku – dłoń Iwaia.
- Pytałem o coś?! – zapytał zdenerwowany i podniecony olbrzym, ale Gokai obróciła się tylko przerażona nie odpowiadając.
- Ona jest głuchoniema – rzekł klon, a kolos uśmiechnął się pod nosem. W tym momencie pozostałe dwa kufle zostały skropione kroplami krwi. Było już po wszystkim. Teraz trzeba było się tylko wycofać. Starzec przy barze pokazał coś na migi szepcąc pod nosem „Cofnij się po rzeczy mała.”. Kunoichi kiwnęła głową i zawróciła. Gdy wszyscy obserwowali jej cudownie ponętne kroki klon ukrył się w kącie i ulotnił, jego rola się skończyła. Pierwszy z pomagierów Iwai pociągnął łyk z kufla obracając się za dziewczyną, a w ślad na nim kolejni. Kannou wyszła na ulicę, a zaraz za nią kolos. Złapał ją w pasie i przycisnął do muru:
- Nie możesz krzyczeć, co?! – trzymając ją za szyję przycisnął do muru i pocałował. Dziewczyna zdążyła przegryźć wargę. Ciepła, bordowa ciecz wlała się do ust olbrzyma. Zachłysnął się i odstawił ja na ziemi. Nagle zakręciło mu się w głowie, poczuł się strasznie pijany, oparł się o ścianę. Dziewczyna szybko wyciągnęła karteczkę z napisem „Podziękowania należą się Mizukage. Nie pijcie piwa.” i wbiła ją tuż obok głowy Iwaia. Uśmiechnęła się do niego i jednym skokiem znalazła się na dachu. Wyciągnęła wakizashi i umocowała je u pasa.


Usłyszała głuchy huk z karczmy, a potem dwa kolejne. Olbrzym zatoczył się raz jeszcze i opadł na kolana, a po chwili padł martwy twarzą w śnieg. Z tawerny wybiegł pierwszy człowiek i spojrzał na ciało zszokowany podniósł wzrok, ale Kannouteki już dawno bezszelestnie torowała sobie drogę pośród drzew.

***

„Zabawne,” – uśmiechnęła się w duchu dziewczyna – „jeśli stanęłabym między nimi jutro zastanawialiby się skąd znają moją twarz, a za dwa dni nie będę kompletnie wiedzieć kim jestem.” - tym razem usta wygięły się jej w szerokim grymasie zadowolenia. „Dziękuję.”
Mogła się już rozluźnić. Było po wszystkim, wystarczyło wrócić do domu.

***

Kiedy znalazła się w okolicach wioski był sam środek nocy. Wskoczyła na pierwszy dach pędząc do Mizukage – kazał jej stawić się zaraz po wykonaniu misji. Nagle poczuła coś za plecami, ludzką obecność. Chciała się obróć lecz nie zdążyła. Do gardła przywarł jej sztylet.
- Kim jesteś i czego tu szukasz – Kannouteki poznała ten głos.
- Kannouteki Gokai idiotko. Wracam z misji… Miłe powitanie – odrzekła.
- A.. to ty… - rzekła zmieszana członkini ANBU. - Nie zakradaj się tak więcej w środku nocy.
Kunoichi chciała się już obrócić by zaśmiać się w twarz nad ambitnej członkini ANBU, ale gdy tylko spojrzała przez bark nie było za nią nikogo. „Co ona taka spięta?”.
"Może i jest szybsza i lepiej opanowała walkę, ale... co najlepsza ewidentnie jest w zidioceniu... Poza tym nie poznać mnie po tym co jej zrobiłam?.. Po prostu tłumok... - rozmyślała chuuninka w drodzę do apartamentu Mizukage. Gdy tylko stanęła przez jego drzwiami odetchnęła ciężko. Chciała wrócić już do domu i zwyczajnie pójść spać...
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...
Kroni.PJ jest offline  
Stary 13-03-2010, 22:54   #4
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
To była spokojna noc. Któraś już z kolei, kiedy ani jej, ani Mizukage nie przeszkadzało zupełnie nic. On pracował, ona robiła za oficjalnego ochroniarza. Oficjalnego, bowiem tak naprawdę Mizukage nie potrzebował ochrony. Dla niej to było jednak bardzo dobre usprawiedliwienie swojej "bliskości" z Mizukage. Niby rodzina ale nikt nie wiedział kim tak naprawdę była. Wszyscy znali ją jako jego kuzynkę, Shin. Mniejsza o to, że nie byli do siebie podobni. Tutaj nie miało to zbytniego znaczenia. Inaczej juz dawno musiałaby szukać innej wymówki.
Stała za jego plecami. Doskonała pozycja, by wbić nóż w plecy i odpowiednia, by tym nożem samej nie dostać. Wiedział co robi, pozwalając jej stać za jego plecami.
- Jeśli chcesz, możesz się już udać na spoczynek, Shin-chan - usłyszała.
Głos Mizukage przywrócił ja do odpowiedniej rzeczywistości, dalekiej od zabójczych planów.
Aż tak odpłynęła? To był niewątpliwy znak, że praca yojimbo Mizukage zaczynała się jej nudzić. Ostatnio nie było nic ciekawego, żadnej groźnej sytuacji. Utrzymywało się to przez kilka tygodni i było conajmniej niepokojące...
Otworzyła usta, żeby cos powiedzieć, jednak zamiar ten został przerwany przez niespodziewane wejście Kawayamy Saibito. Nie lubiła tego człowieka. Uważał, że wszystko należy rozwiązywać przy użyciu brutalnej siły. Nie rozumiała takich ludzi. Owszem, lubiła walczyć, jednak jej walka w większości przypadków była inna. Walki toczyła na innych płaszczyznach, mniej uczęszczanych i mrocznych. Śledzenie ofiary i czekanie na dogodny moment... Niekiedy maskarada, umożliwiająca jej zbliżenie się do nieświadomego celu... Uwielbiała patrzeć im w oczy, kiedy orientowali się, że przyszła po nich sprawiedliwość, ukryta pod jej postacią.
- ... Można przyjąć zapewne, że nie sa w celach pokojowych - usłyszała. I to ściagnęło ja na ziemię. Ktoś się zbliżał, a sądząc z wyrazu twarzy Kawayamy, nie mieli dobrych zamiarów.
Z oczu dziewczyny dało sie w tym momencie wyczytać wszystko. Nikt jednak w tym pomieszczeniu nie zadawał sobie tego trudu. Kawayamie nie wystarczyło skinięcie głową przez Mizukage, zresztą, poświęcał jemu całą uwagę. Mizukage siedział do niej plecami, a ona nawet nie zadała sobie trudu, by ujawnić wzbierajace podekscytowanie.
- Musimy podjąć błyskawiczne kroki. Przygotować sie do walki! - A Kawayama co tu jeszcze robił? - Postawię ANBU w stan gotowosci. Każdy mie...
- Kawayama-san... - Głos Mizukage sprawił, że poniechała zabójczych zapedów dorwania tego starego idioty gdzieś w ciemnej uliczce. - Zbierz wszystkich mieszkańców oraz wszystkich shinobi poniżej rangi jounina w głównym budynku. Członkowie rady również mają się tam znaleźć... Resztę pozostaw mi. I nie podnoś na mnie głosu.
Czasami Mizukage zadziwiał ją. Wciąż nie mogła zrozumieć, jak on to robi. Nie krzyczy, nie patrzy chłodno, a jednak małe upomnienie zawsze brzmiało groźnie... Wręcz wywoływało ciarki, jesli ktokolwiek by patrzył Mizukage w oczy. Jak to dobrze, że stała za nim...
- Shin-chan. Jednak nie mozesz odpocząć. Idziemy.
Własciwie odpoczynek był dla niej nieistotny. Podświadomie chciała, żeby coś sie zaczęło dziać.
- Hai, Nii-sama - odpowiedziała tylko. Krótko i beznamiętnym głosem. Jak zawsze.
Poczekała, aż wstanie. Jak zwykle opanowała podekscytowanie. Innego wyjścia nie było.
Wyjście z biura Mizukage na szczęście nie zajęło długo. Kawayama natychmiast zorganizował wszystko, więc dla niej zostało tylko stanie obok Mizukage i gapienie sie na pedzących do budynku ludzi. Wszyscy mieli miny, jakby zbliżał się koniec świata a nikt nie chciał umierać jeszcze. W sumie, każdy boi się smierci, tylko niektórzy na nia czekają...
- Popatrz Shin... - Głos Mizukage zdradzał, ze znowu wpadł w jakiś trans. - Kiedy ludzie biegną po ziemi , w szale, przed siebie... Te chmury zdają się ociężale... bez celu zmierzać tylko w sobie znanym kierunku... Czy to nie piękne?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyz podniósł się lekki wietrzyk, oznaczajacy czyjeś przybycie. Dokładnie za ich plecami pojawili się ANBU.
- Mizukage-sama , na rozkaz.
- Mówcie.
- Będą tutaj za kilka minut. Wkradną się przez zachodnią ścianę.
- Rozumiem... Skryjcie się w środku.
- Ale...
- Shin-chan... Czy jestem na tyle zmęczony, że zacząłem mówić niewyraźnie?
- O ile dobrze widziała, był zdziwiony. Potrząsnęła lekko głową, majac nadzieję, ze będzie bardzo ciekawie z ANBU nie placzącymi się pod nogami.
Nawet nie minęło kilka sekund, jak zniknęli im sprzed oczu.
- No dobrze... Teraz zabezpieczymy całość...
Miała nadzieję, że nie będzie musiała pilnować tego zabezpieczenia...
Seria pieczęci w wykonaniu Mizukage przypominała jedynie rozmazany obraz. Szybkość, z jaką je wykonał bya niesamowita, chociaż Shin rozróżniała poszczególne. Nie przypominało to żadnej znanej jej techniki, zresztą, i tak niewiele znała tych zwyczajnie używanych.
- Hyouton: Hyorou no jutsu.
Ziemia się zatrzęsła nieznacznie. Nie na tyle, żeby próbowała starać się utrzymać równowagę. Na jej oczach wyroosły z niej lodowe słupy i stworzyły cos na wzór bariery. Chyba to miał na myśli, mówiac o zabezpieczeniu... Z drugiej jednak strony on i techniki lodu? Zawsze myślała, że to niemożliwe.
- Może być tam nieco chłodno... - zaczął Mizukage, nawet na nią nie patrząc.
- Przejmujesz się? - zapytała odruchowo, jak za dawnych czasów.
- Niech poczytają poezję! To ich rozgrzeje.
Czasami naprawdę go nie rozumiała. Wydawało się jej, że w jednej chwili mają podobne myśli, ale w następnej... Nawet juz nie próbowała go zrozumieć, to byłoby zbyt skomplikowane. Przynajmniej nie miała ochoty rozumować tego teraz. Miała już sięgnąć po zwój, oczekiwać na ofiary, dążące do myśliwego...
- Shin-chan. - Znów ją wyrwał z zamyślenia. - Kiedy przybędzie wróg, masz schronic się pod jakimś dachem. I nie wychodzić, póki nie wydam takiego polecenia.
Rozczarowanie. Głebokie rozczarowanie myślą, że nie będzie brała w tym udziału. Ofiary zabije inny myśliwy, a ona miała na to patrzeć... Ekscytacja uleciała, rozstało tylko głebokie rozczarowanie.
- Inaczej możesz przypadkiem podzielić ich los - dodał jeszcze z przesłodzonym uśmiechem.
Nadal była rozczarowana. Ale to był rozkaz. Niestety... Sprawdziła, w którą stronę wieje ten lekki, nocny wietrzyk. Na szczęście w stronę schronień.
- Jakie piękne... - Mizukage najwyraźniej jej nie słuchał, oddalając się od niej i spoglądając w chmury. - Znajdź schronienie - powiedział jeszcze.
Dziewczyna złożyła pieczęć nie słuchała juz więcej jego marzycielskich wynaturzeń. Chwila koncentracji i sprawdzenia, czy kierunek wiatru się nie zmienił. Nie, nadal wiał tam, gdzie chciała.
- Kagesochi.
W mgnieniu oka dziewczyna rozpłynęła się i kilka cienistych smug zawędrowało do jednego z domostw. Wślizgnęły się do środka przez szczelinę pomiędzy drzwiami a podłogą i przybrały postać dziewczyny. Podeszła do okna, chcąc zobaczyć, co się będzie działo. Ledwo to zrobiła, zobaczyła grupkę, o której mówił Kawayama. Ubrani na czarno, rzeczywiscie nie mieli przynależności. A nawet jeśli, to tego nie zauważyła.
Jak zahipnotyzowana wpatrywała sie w postać Mizukage, blokującą każde ciosy agresorów. Po chwili zniknął; wyczuła, że jest na dachu. Zupełnie jakby coś planował... Nie za bardzo słyszała słowa, oczy drapieżnika wpatrywały sie w sytuację na placu. Nawet huk eksplozji nie wyrwał jej z tego transu. Wręcz przeciwnie, pogłębił go.
Z wyraźną fascynacją wpatrzyła się w padajacy z nieba śnieg. To mogło coś oznaczać, bowiem o tej porze roku śniegu było jak na lekarstwo. Nie mogła się powstrzymać od tej fascynacji... Jeden z nich pozwolił, by płatek opadł na niego. Jakby to był zwykły śnieg... Ale zaraz się okazało, że snieg to tylko przykrywka dla sopli, rozrywajacych ciało od środka... Makabryczny widok, ale trochę zbyt efektowny. Działający na większe obszary... Analizowała każdą sekundę techniki. Wchłonięcie roztopionego śniegu spowodowało przeskoczenie ładunku czakry Mizukage do organizmu tego gościa... Ciekawe tylko, jakim cudem robiły sie sople.
Niestety, dalszy widok został jej zakłócony przez wiatr. Momentalnie na placu zrobiło się przez chwilę biało, a potem... cisza. Tylko wsiakajace w ziemie sople były jedynym świadetwem masakry, jaka tutaj się odbyła, a kiedy Mizukage zeskoczył z dachu, dla niej stao się jasne że wiecej juz nie zobaczy.
- Shin-chan już po wszystkim. - Kiedy to powiedział, natychmiast ruszyła do wyjscia. - Ale mogło być niebezpiecznie...
Stanęła na chwię w drzwiach, nadal lekko rozczarowana brakiem możliwości udziału. Chociaż z drugiej strony miała bardzo ciekawe widowisko...
- Pamiętaj, że to, co widziałaś, to tajemnica - zwrócił sie w jej stronę z uśmiechem. - A my musimy dbać o swoje wzajemne tajemnice, ne?
Podeszła blizej, przeczesując ręką włosy. Jak zwykle neutralna mina, bez emocji.
- Ma sie rozumieć, Nii-sama. - Na jej twarzy pojawił sie grymas, mający chyba robic za usmiech. Sztuczny.
Mizukage już jej chyba nie słuchał. Spoglądał w niebo, a wyraz jego twarzy był zaniepokojony.
- Ptak? - zapytał nagle, zmuszajac ja, by też spojrzała w niebo.
Rzeczywiście było tam coś, co przypominało ptaka. W dodatku takiego, którego nie było na tych terenach Ostatnio widziała je kilka lat temu..
- Z Konohy - powiedział Mizukage, potwierdzając jej domysły. Czyli cos wisiało w powietrzu. - Chodź. Czuję, że to wszystko... To tylko początek czegoś naprawdę paskudnego...
Nie on jeden. Ale do tych złych przeczuć u dziewczyny dochodziło jeszcze lekkie zniecierpliwienie. Miała nadzieję, ze wreszcie coś się zacznie dziać i nie bedzie musiała na to patrzeć. Tylko brać w tym czynny udział.
- Hai - ruszyla za nim. Ptak był zwiastunem kłopotów. Ale moze te kłopoty nie bedą takie złe...
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...

Ostatnio edytowane przez Sani : 14-03-2010 o 22:33.
Sani jest offline  
Stary 14-03-2010, 11:07   #5
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Kazekage siedział przy biurku wpatrując się w zapisany zwój. Przed nim stali zgromadzeni jounini z całego Sunagakure.

- To odszyfrowana wiadomość , którą przysłali nam dzisiaj sojusznicy z Konohy... "Wioska napadnięta. Prosimy o pomoc. Nie znamy celów , motywacji, ani pochodzenia przeciwnika". Całość podsumowana pieczęcią Hokage... Sprawa jest delikatna. - oderwał spojrzenie od zapisanego zwoju.- Nie możemy pozostawić ich bez pomocy. W tych ciężkich czasach, solidarność między Wielkimi Wioskami jest rzeczą ważną. Kto wie czy nie kluczową dla naszego przetrwania. Nie wiemy kto za napadem się kryje... Nie możemy zatem również wykluczyć , iż nasza wioska nie stanie się ofiarą podobnego. Zarządzam zatem pełną mobilizację... Macie zacząć od zaraz. Yoshiro-san, ty zostań.

Rudowłosy poczekał , aż wszyscy opuszczą jego gabinet. U jego boku pozostała jedynie siostra - Temari.
- Pokierujesz grupą , która uda się do Konohagakure. Pod komendą będziesz mial trzech chuuninów. Razem z wami wyruszy również trzech członków ANBU , oni jednak mają inne zadanie. - chłopak oparł się o fotel i wlepił beznamiętne spojrzenie w jounina.- Dasz radę przygotować się przed świtem ?

Na to retoryczne pytanie skinął jedynie głową jak miał w zwyczaju. Ani on ani Gaara nie byli typami, którzy niepotrzebnie kłapaliby językiem. Proste zdania i jeszcze łatwiejsze w przekazie gesty oszczędzały im wiele czasu i nieporozumień. Yoshiro obrócił się przez ramię i ruszył wąskim korytarzem do swojej kwatery. Z racji później godziny nie napotkał żadnej żywej duszy na swojej drodze. Wszedł do pomieszczenia, które od dłuższego czasu było jego pokojem. Cztery ściany z piaszczystych bloków, kilka kaktusów na jedynym oknie oraz schludnie pościelone łóżko na środku w zupełności zaspokajało jego potrzeby. Zresztą w tym budynku spędzał niewiele czasu, bardziej cenił sobie świeże powietrze oraz powiew wiatru niż upalne wnętrza. Zdjął zdobioną szatę, która zwykł nosić ostatnimi czasy i zupełnie nagi wślizgnął się pod pościel niskiego łóżka. Leżąc tak przez pewien czas wpatrywał się w sufit, rozmyślając o tym i o tamtym, a gdy mniej więcej uporządkował wszystko do kupy zanurzył się błogiej kilkunastominutowej drzemce.

***

Na wczesne śniadanie przed świtem zdecydował się udać do sushi baru nieopodal wyjścia z wioski. Było to jedno z nielicznych miejsc otwartych o tej porze. Zamówił podwójną porcje i sennie wpatrując się w surową rybę zabrał się za pałeczki. Obsłużyła go sympatyczna młoda dziewczyna stojąca za barem. Obok niej stał grubszy, starszy facet, prawdopodobnie ojciec po tonie, jakim się do niej zwracał. Yoshiro siedząc sobie wygodnie, skubiąc w żółwim tempie danie wsłuchiwał się w kłótnie rodzinną. Dziewczyna tłumaczyła się płacząc, a staruch wciąż naciskając krzyczał i wymachiwał rękoma. Jako jedyny o tej porze gość baru, Yoshiro przyglądał się pogłębiającej się sprzeczce. Ojciec w pewnym momencie, wyraźnie zdenerwowany uderzył córkę z otwartej dłoni. Dziewczyna załkała kuląc się w kącie, a sushi było niezwykle smaczne. Yoshiro przekładał kolejne kawałki ryby w znużeniu przypatrując się tej sytuacji. Staruch wręcz czerwony z wściekłości podniósł swój wzrok na niego. Zwrócił się do niego łatwo przewidywalnymi słowami

-A Ty co się gapisz?! – warknął wypluwając nieco śliny przed siebie.

- Próbuje jeść – odparł unosząc kawałek dania do góry, po czym zamilkł i skupił się na opróżnianiu talerza. Nie obchodziły go konflikty rodzinne, czy jakiekolwiek inne sprawy. Był zmęczony, zaspany, głodny i miał gdzieś głęboko sprawy innych, w tym momencie obchodziła go wyłącznie jego sytuacja.

Właścicielowi lokalu to najwyraźniej nie wystarczało, w swym gniewie chwycił talerz Yoshirego i trząsnął nim o ścianę. Ten staruch nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia, bowiem aktualny strój gościa nie zdradzał jego rangi w tej wiosce. Yoshiro zasapał, wcisną dłonie w kieszenie, wstał z krzesła i skierował swój powolny krok w kierunku wyjścia. Na jego pożegnanie padło jeszcze kilka przekleństw, nieuprzejmych gestów i poleciało parę talerzy. Po tej odprawie staruch wrócił do córki by na niej wyładować resztki agresji.

-A dla mnie wydawała się taka sympatyczna – mruknął sobie pod nosem, gdy minął próg i spojrzał w niebo. Jego rysy twarzy zabłyszczały w świetle wschodzącego słońca, nie był ani zdenerwowany, ani rozbawiony, był po prostu bardzo zmęczony. Wdychając głośno ruszył leniwym krokiem w miejsce umówionego spotkania. Kiedyś marzył o lepszym świecie, wyobrażał sobie swoje życie w barwnych kolorach, ale ten okres minął już dawno i był upadkiem jego wszelkich celów i dążeń. Nie miał do nikogo żalu, nie widział urazu czy potrzeby zemsty, tkwił gdzieś po środku tego wszystkiego. Znajdował się w samym sednie tego ogromnego kotła obracając się i nie kiwając nawet palcem. Chociaż była jedna rzecz, o której marzył, jedna, jedyna...

-Gorąca kąpiel – odpowiedział sobie cicho, uśmiechając się do siebie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RERXiliJfdI&feature=fvw[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 14-03-2010 o 12:06.
Libertine jest offline  
Stary 15-03-2010, 22:59   #6
 
Abeir Lissear's Avatar
 
Reputacja: 1 Abeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłość
- Ikazuchi-san, tak jak zdecydował Mistrz, ty poprowadzisz szturm. Nie zawiedź naszego Pana... Ikazuchi był w pełni świadom że ostatnie słowa zostały wypowiedziane tylko i wyłącznie z zazdrości oraz strachu przed utratą pozycji, szacunku i zaufania u obecnego chlebodawcy. Niemniej jednak dla niego samego pozycja, szacunek i tym podobne sprawy były niczym w porównaniu z prawdziwą siłą i władzą...Ikazuchi mierzył wysoko. "Każdy jest kowalem swojego losu" młody shinobi nawet nie pamiętał gdzie słyszał te słowa, natomiast miał zamiar się ich trzymać całym sobą. Jednak jeszcze nie teraz...poki co trzeba wykonac rozkaz i wykonać kolejny mały krok naprzód. Cienie stojące przed nim , rozproszyły się pośród ciemności lasu. Chishio ruszył mając nadzieje ze dzisiejsze wydażenia przynajmniej o krok przybliżą go do celu. Ostatnie wskazówki dotyczące zadania zostały przekazane pomiędzy shinobi na migi.

***

Coraz więcej zabudowań w wiosce stawało w ogniu, a sytuacja wydawała się być z minuty na minute coraz gorsza. Jedynie Shikamaru zochowywał zimną krew i z kamienną miną oraz piątką innych shinobi z wioski , przeciskał się przez wąskie uliczki tej części miasta, w której doszło do wyłomu. Nie natrafili po drodze na opór, przynajmniej na razie.
- Wy pójdziecie w lewo, wy w prawo. Kiba, ty pójdziesz ze mną. Dostaniemy się w pobliże muru. - Jednocześnie odbili się od jednej ze ścian budynku, wskakując następnie na dach powyżej. W tym samym momęcie omal nie wpadli na dwóch nieznanych ninja. Całkowicie odruchowo, zarówno Shikamaru jak i Kiba, chwycili za kunai'e przyjmując pozycje w gotowości do walki. Shitetsu zatrzymał się niemal natychmiast, zdawał się być cały czas w pełni rozluźniony a jego niebieskie kimono zaszeleściło przy tym układając się łagodnie na ramionach zwieszonych spokojnie wzdłuż ciała. Rzucił jedynie spokojnym, acz pełnym nienawiści spojrzeniem w stone shinobi z Konochy.
- Cholera... - mruknął. - Chyba nie pójdzie tak szybko...
[MEDIA]http://http://img693.imageshack.us/img693/2316/evilninja.jpg[/MEDIA]

Ikazuchi spojżał w strone dwójki shinobi stojących im na drodze. Słowa rzucone przez Shitetsu doskonale podkreślały ich obecna sytuacje. Nie mogli pozwolic sobie na chwile zwłoki, na pewno nie tu i teraz. Lądując zaraz obok Shitetsu szybkim spojrzeniem ogarnął okoliczne budynki. Gdy podniósł wzrok nadal kucając już znał wyjście z tej sytuacji. To była jedna z tych rzeczy które pozwalały mu przetrwać...szybkie i proste myślenie.
[MEDIA]http://img692.imageshack.us/img692/6268/ikazuchisevenswordsman.jpg[/MEDIA]

- Ty musisz być tym przydupasem Hokage z klanu Nara...Shikamaru o ile dobrze pamiętam - zagail z szyderczym usmiechem, jednocześnie podnosząc się powolnie i wpychając ręce w kieszenie wyglądając w tym momęcie jak porcelanowa figura, zdawał się nawet nie oddychać, jedynie szal zasłaniający twarz nerwowo szarpał się na wietrze.
- Widzę , że wiesz z kim przyjdzie ci walczyć... Może odwzajemniłbyś się tym samym ? - brunet bacznie analizował całą tą sytuacje nawet na chwilę nie spuszczając nieprzyjaciół z oka. Kiba był napięty ja cięciwa łuku, w każdej chwili gotów zaatakować lub przyjąć atak przeciwnika. Dokladnie o to kilka chwil chodzilo przeciwnikowi. Ikazuchi wyrwał szybko dłonie z kieszeni ciskając bombami dymnymi pod nogi Shikamaru i Kiby. Kolejne kilka chwil które kupił dla siebie i towarzysza pozwolily na szybka wymiane gestów dłońmi, obydwaj shinobi nie przepadali za soba, jednak jako duet ich zestaw zdolności zgrywał sie doskonale. - Zycze miłej zabawy, oby nie trwało to za długo - szepnal. Kiedy Ikazuchi ruszył przez dym, wszystko zdawało się iść wedle ich planu.
- Chyba nie myślałeś , że tak łatwo wam pójdzie ? - w tym samym momencie, tuż przed jego twarzą przeleciało kilka shurikenów, zmuszając go tym samym do przerwania biegu. Wiatr szybko rozwiał dym, ukazując stojącego przed mężczyzną Kibe. Shikamaru zdawał się nie ruszyć nawet o centymetr z miejsca.
-Wnerwiające szczeniaki... - mruknął ponownie Shitetsu.
- Ninpo : Kagemane no jutsu !- Shikamaru nie czekał , aż przeciwnicy wykonają kolejny ruch. Cień pod jego nogami rozciągnął się w dziwaczny sposób. W tej samej chwili Kiba ruszył frontalnie na Ikazuchiego, w połowie drogi ciskając w jego kierunku dwa ostrza zagryzł zęby we wściekłym grymasie...tymczasem cień zmierzający w stronę Shitetsu, zdawał się nie zrobić na nim najmniejszego wrażenia. Shinobi zrobił kilka susów w tył, unikając zbliżenia, jednocześnie wykonując dwie pieczęcie.
- Raiton : Dai Ikazuchi !- po jego prawym ramieniu rozeszły się , dostrzegalne gołym okiem , wyładowania elektryczne. Zamaskowany mężczyzna wziął zamach, po czym całą siłą uderzył dłonią w beton pod swoimi nogami. "...Teraz zrobi się tutaj niezły bajzel..."pomyślał gdy cała konstrukcja zadrżała i pojawiły się w niej pierwsze pęknięcia.
- Cholera ! - wrzasnął Kiba, kiedy jedno z owych pęknięć rozszerzyło się do niesamowitych rozmiarów, zabierając grunt spod jego nóg pozbawiając go jakiegokolwiek podparcia. Cała konstrukcja w tym strop zaczeła się walić. Ikazuchi chwycił w dłoń dwa kunai'e i zanurkował w szczeline która wchłoneła przed sekundą Inuzuke...w tym czasie Kiba zdążył zamortyzować doskonale upadek, jednak gdy po szybkim przewrocie stanął na nogach w jego strone pędziły już dwa ostrza wyrzucone przez wrogiego shinobi, które wbiły się w jego klatkę piersiową. Wtedy postać Kiby zamieniła się w obłok dymu i wyłaniający się z niego głaz, jeden z fragmentów stropu budynku. Chishio nadal upadał bezwładnie w dół, kiedy ninja z Konohy pojawił się z nienacka gdzieś po jego prawej stronie, niestety na jakąkolwiek reakcje nie było już szans...kopnięcie wykonane z dodatkowym półobrotem trafiły w jego klatkę piersiową, pozbawiając go na chwile oddechu i posyłając w strone ściany. Kolejne fragmenty budynku sypały się w dół. Ikazuchi udezył głucho o sciane a chwila jaką potrzebował na pozbieranie się z gruzu niestety zmusiła go do spuszczenia wzroku z przeciwnika. Kiba zręcznie uniknął kilku odłamków stropu spadających w jego kierunku. Chwycił z uśmiechem na twarzy za kunai i ruszył w kierunku przeciwnika który dobył katane i przyjął pozycje obronna wypatrując i czekając na jego następny ruch.
- Raiton: Tenrai no Juukou !- Kiba uniósł spojrzenie ku górze. Prosto w jego kierunku opadał Shitetsu. Między dłońmi , niemal splecionymi na wysokości klatki piersiowej, szalało coś podobnego do burzy. Inuzuka desperacko uskoczył w bok, jednak sama technika okazała się zbyt potężna. Z wnętrza budynku najpierw wydobył się jaskrawy oślepiający błysk, po czym całość rozerwała potężna eksplozja. Gruz i pył zasypały i otuliły całą okolicę budynku.

***

Szeroki usmiech zawitał na twarzy oddalającego się Ikazuchiego kiedy shurikeny o mały wlos nie zniszczyly jego planu. Wodny klon stworzony pod osłona dymu zatrzymał się o kilka centymetrów przed swoim przeciwnikiem. "...ciekawe dawno nie slyszalem o shinobi wykorzystujących w walce zwierzeta, szkoda bedzie opuscic taki widok..." Jednak nie to sprawiało mu najwiecej radosci, to wkurzona twarz Shitetsu który bedzie musiał męczyć sie z tymi kolesiami dawała to błogie uczucie. Zatrzymał się na zadaszeniu gabinetu Hokage a właściwie na tym co z niego zostało. Kilka sekund później pojawiła się obok niego zgrabna kunoichi.

[MEDIA]http://koeiwarriors.co.uk/artworks/saihai/a-kunoichi.jpg[/MEDIA]

- Kopiujący Ninja zdołał uciec, udało się utłuc jedynie jego dziwke... - zameldowała ochrypłym głosem - ...czekamy na...
- Wiecie czego szukamy! Przetrząsnąć całą biblitekę Hokage, każdy zbór i zapis dotyczący tej sprawy nie może być dla nas tajemnicą! - uciął krótko podirytowanym głosem.
- Hai! - kobieta wskoczyła do wnętrza budynku. Ikazuchi spojżał na płonącą Konoche po czym sam znalazł się we wnętrzu gabinetu Hokage. Zignorował leżące tam zwłoki kilku podlegających mu ninja, takie było ich zadanie. Rzecz która nie uszła jego uwadze a wręcz od pierwszej chwili rzuciła się w oczy to schowek znajdujący się w ścianie na przeciwko "...hmmm...wygląda na pospiesznie otwierany...zapewne jego zawartość ma teraz Kakashi...heh...czasami wszystko byłoby lepiej robić samemu..." Ikazuchi mijał wyłom w ścianie gdzie do niedawna zapewne znajdowały się drzwi i szybkim krokiem udał się do biblioteki. Na miejscu zastał grupe ninja wertujących stosy ksiąg i zwojów, czas płynął nieubłaganie działając na ich niekorzyść a oni nadal mieli puste ręce. Nagle w oczy wpadła mu niewielka książeczka z napisem "Drużyna 7 - Hatake Kakashi", podniósł ją i otworzył. Był to spis i zarazem krótki opis misji jakie Kakashi wykonał z drużyną o numerze 7, jak się okazało Sakura, Sauke i Naruto. Chishio zagłębił się w opisy "...podstawą wygrane jest wiedza na temat wroga...", wertował kolejne strony i ku własnemu zdziwieniu trafił na misje która była niezwykle dla niego interesująca z racji przeciwnika - niejakiego Zabuzy należącego do siedmiu mistrzów miecza.
- Ikazuchi-san prosze spojrzeć - głos jednego z shinobi oderwał go od lektury - zdaje się że coś znależliśmy - zamaskowany mężczyzna podał mu zwój. Była to mapa. Mapa wskazująca jakieś szczególne miejsce sądząc po szyfrowanych oznaczeniach.
- Dobrze! Zbieramy się. Zbiórka w punkcie PN3Z7! - rzucił krótki rozkaz odwracając się w strone wyjścia - nie mam teraz czasu na łamanie sobie głowy zagadkami - dodał po cichu w zasadzie bardziej do siebie, ruszając w strone najbliższych okien...
 
Abeir Lissear jest offline  
Stary 23-03-2010, 21:29   #7
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Przed gabinetem Mizukage panowała wrzawa. Wszyscy radni i ważniejsi joinini z wioski dyskutowali między sobą o tym, co nastąpi dalej. Znany wszystkim obywatelom Kawayama wyszedł właśnie z gabinetu z dość nietęgą miną. Szybko przywołał do siebie gestem kilku członków rady i wyszeptał coś w ich kierunku. Na ich twarzach również pojawiło się zniechęcenie.
Kannouteki przeszła między starszymi z niewielkim zainteresowaniem. Niespecjalnie interesowały ją sprawy Kirigakure, a poza tym większość tych pryków miała skłonności do przesady i często denerwowali się błahostkami. Kunoichi rzuciła tylko kilka nieprzychylnych spojrzeń tym, których mniej lubiła. Otworzyła drzwi i ukłoniła się delikatnie.
- O! Przybyła do mnie tej nocy i kochana Chryzantema! - Mizukage uśmiechnął się szeroko, po czym uniósł dłoń w geście powitania. - Powiedz, jak się spisałaś?
- Nie było specjalnych problemów - odrzekła zdawkowo zastanawiając się czemu znowu ją tak nazwał. - Wszystkie obiekty wyeliminowane - w jej głosie dało się wyczuć pewną niechęć i przekąs. Mówiła tak zawsze i wszyscy, którzy mieli z nią kontakt, zdążyli się do tego przyzwyczaić. Pozostawiało to dość negatywne i nieprzyjemne wrażanie. Rozmowy toczyło się z nią jakby w nienawiści. Nawet teraz kiedy swoje słowa kierowała do Mizukage, którego lubiła i szanowała, bo nigdy nie męczył jej nadmiarem pytań i umiał uszanować sposób bycia, była deczko opryskliwa.
- Wspaniale, wspaniale. W wiosce, jak zapewne zdążyłaś zauważyć, wrze niczym w kotle. I tutaj pojawia się kolejne zadanie. Lecz jeszcze twój wspaniały brat jest mi potrzebny... Już po niego posłałem… - wypowiedział potokiem.
"Misja z Kanashiim?!" - podniecenie ogarnęło na chwilę dziewczynę. Niezwykle ceniła brata i każda możliwość obcowania z nim, a tym bardziej obserwowania go w trakcie misji była dla niej cudownym doświadczeniem. Uważała go za geniusza i była dumna, że jest jego uczennicą... jedyną. Bardzo często bywała o niego zazdrosna co chyba szybko pojął i od dłuższego czasu poświęcał się tylko i wyłącznie jej. Czasami powodowało to wyrzuty sumienia u młodej kunoichi, ale wmawiała sobie, że to nie prawda, że tylko jej się tak wydaje.
- Wspaniały księżyc... - rzucił jeszcze przelotnie Gendou spoglądając za okno. W tym momencie do gabinetu wszedł Kanashii Metsuki, brat dziewczyny.


- Kaname-kun! - przywitał go swoim zwyczajowym zdrobnieniem Mizukage. Chłopak ukłonił się głęboko, po czym zmierzył badawczym spojrzeniem Kannouteki. Spodziewał się pewnie, że ta znowu narobiła jakiś problemów, jednak jej wyraz twarzy szybko go uspokoi.
- Wybacz opóźnienie – rzekł kierując wzrok powrotem na sylwetkę Kage.
- Czy rwąca rzeka lepszym jest przyjacielem niżeli spokojny strumień? Ale może wyjaśnijmy twej siostrze, cóż się wydarzyło tej nocy? - zagadki i filozofia - czasami był nawet fascynujący.
- Wioska została zaatakowana przez nieznanych shinobi - wyjaśnił jej zwięźle i szybko swoim spokojnym głosem.
Kannou przyjęła informację bez specjalnych emocji. Nie była przywiązana do Kirigakure, a nawet gdyby była to nie miałaby się o co bać. Wiedziała, że niewielu może zagrozić wybitnym shinobi mgły, a zwłaszcza jej Kage. Zresztą jej umysł zajmował się czym innym. Całkowicie opanowała ją euforia związana z faktem, iż już niedługo wyruszy na misję z Metsukim. Na jej twarzy gościł jednak nadal nic nie mówiący, zimny wyraz. Nie dała po sobie poznać ani radości, ani braku zainteresowania sprawami Kiri.
- Podobny los spotkał również Konohę, z której to dotarła do nas wiadomość z prośbą o pomoc – podjął Mizukage. - Dalej targają mną wątpliwości, jednak czy taki akt dobrej woli nie będzie właściwym posunięciem? W tych czasach każdy przyjaciel jest niczym złota moneta w niemal opustoszałej sakwie! – ciągnął dalej spokojnym głosem. Kannou czasem wydawało się, że jego słowa płyną jak strumień… Co za głupie porównanie! - Chciałbym abyście razem z Shin-chan wyruszyli tam. I pomogli jak to tylko możliwe - oparł brodę na dłoni zaciśniętej w pięść. - Ehh.. Jakie wspaniałe przygody muszą na was czekać! Cóż za zagadki! Tajemnice!.. – ostatnie słowa prawie wykrzyczał dając się ponieść narastającemu podnieceniu – jakże wiele dać może sama wyobraźnia – szybko jednak wrócił na ziemię i westchnął umęczony:
- Brakuje mi ich...
Zarówno Kannou jak i jej brat zignorowali marzycielstwo Mizukage. Nie zwracali uwagi na jego odmienności tak jak on nie zwracał na ich - prosty układ. Oboje przytaknęli tylko kiwnięciem głowy gdy wspomniał o misji.
- Musicie też zrozumieć jak wiele od was zależy - rozsiadł się wygodnie w fotelu. - Dobrze wiemy jakie łączą nas stosunki, prawda? – wiedzieli doskonale - Ale tam wasz głos będzie musiał się równać mojemu. Zadbajcie zatem, by był to głos jednakowy. W każdym z was… - jego badawcze spojrzenie mierzyło ich przez chwilę. - I bądźcie gotowi ponieść za niego odpowiedzialność...- na krótką chwilę ton mężczyzny przepełniła groza, szybko powrócił jednak wesołek, którego znali na co dzień. - Saa... Macie godzinę na przygotowanie się. Oczywiście, jeśli nasza Chryzantema czuje się na siłach po powrocie?- popatrzył ze szczerą troską na dziewczynę.
- Możesz na nas liczyć Mizukage-sama - rzekł Kanashii nie czekając na odpowiedź siostry. - Czy to już wszystko?
- Naturalnie – odparł oglądając się z uśmiechem na różowowłosą kobietę stojącą za jego plecami - Shin-chan spotka się z wami przed główną bramą.
- Rozumiem - odparł Metsuki. Kiedy rodzeństwo było razem to Kanashii zawsze zabierał głos, a Kannouteki po prostu niemo się zgadzała. Miała ogromny szacunek do brata i wielce mu ufała.
Towarzystwo Shin było kunoichi bardzo nie na rękę - po pierwsze nie przepadała za dziewczyną (jak zresztą za większością ludzi), a po drugie ograniczało to jej możliwości, a także możliwości brata co równać się niestety musiało z tym, że nie będzie miała okazji zobaczyć wachlarza jego technik w pełnej okazałości.
Oboje ukłonili się delikatnie i obrócili na pięcie opuszczając pomieszczenie.

- Jak misja – zapytał troskliwie. Tylko w swoim towarzystwie bywali ciepli i mili. Niezwykle otwarci i czuli – kompletnie nieodpoznania.
- Świetnie – odparła uśmiechając się ciepło Kannou.
- Wydaje mi się, że będziemy musieli poćwiczyć. Zastanawiam się nad wprowadzeniem Cię w krąg sekretnych technik klanu – wzrok młodego ninja beznamiętnie wlepiał się w gęstą mgłę naokoło.
- Naprawdę!? – w głosie młodej kunoichi pojawiła się iskierka młodzieńczości i witalności, którą zazwyczaj tryskają jej rówieśnice, a której ona dawno się wyrzekła.
- Zastanawiam się jeszcze nad tym – odparł z lekkim uśmiechem Metsumi. – Zastanawiam się…
- Jesteś podły!
Ich stopy bezszelestnie odbijały się od dachówek budynków, po których się przemieszczali. Niewielkie kropelki zrosiły całkowicie ich oblicza i biegli teraz całkowicie mokrzy. Nie zwykli jednak poruszać się w tym obcym mieście po uliczkach, woleli w nim spędzać jak najmniej czasu. Jedyną oazą był dom w starym, tradycyjnym, rodzinnym stylu.

***

Shin już czekała na towarzyszy misji. Przyczepione do rękawa zwoje - i tylko one - mogły świadczyć, że się gdzieś wybiera. Miała pewność, że będzie to droga przez mękę.
Stopy rodzeństwa delikatnie uderzyły o grunt. To jak bezszelestnie się poruszali mogło zrobić wrażenie nawet na doświadczonych shinobi. Czarne, luźne stroje obojga delikatnie falowały na spokojnym wietrze. Byli prawie niewidoczni. Stali tak chwilę w ciszy, ramię w ramię. Zdawało się, że cały ich ekwipunek stanowi broń; u Kanashiego przewieszona na skos przez plecy katana, a u jego siostry dwa wakizashi w okolicach pasa. Poza tym podstawowy ekwipunek ninja taki jak noże kunai. Cały bagaż spoczywał zapieczętowany w kieszeni siwego jounina. Nie był duży. Zaledwie kilka ubrań na zmianę.
- No nareszcie - westchnęła jakby z ulgą różowowłosa. - Pomyślcie, piętnaście minut wcześniej i już moglibyśmy być kilkanaście kilometrów od wioski... – irytacja i sceptycyzm aż oblepiały jej słowa, rodzeństwo przemilczało je jednak mimo tego. Choć Kannou chciała zauważyć, że to raczej Hamosha będzie opóźniała podróż to powstrzymała się. Wiedziała, że jej bratu nie podoba się gdy daje się wciągnąć w kłótnie, czy zaczepki.
- Możemy ruszać? - zapytał spokojnie Kanashii spod swojej maski. Wypowiadając te słowa nie spojrzał nawet w stronę Shin, jego wzrok utkwił gdzieś na znajdujących się w oddali koniuszkach drzew.
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...

Ostatnio edytowane przez Kroni.PJ : 23-03-2010 o 21:54.
Kroni.PJ jest offline  
Stary 23-03-2010, 23:06   #8
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Suna

Początkowo grupa shinobi podróżowała przez piaszczyste ziemie kraju Wiatru. Można śmiało stwierdzić, że dobra pogoda była dla nich niemałym utrapieniem. Słońce niemiłosiernie bombardowało swoimi promieniami ziemię, a nagrzany piasek parzył przy nawet krótkim kontakcie ze skórą.
Początkowo podróżowali w zwartym szyku. Cała grupa prowadzona była przez Yoshiro, u boku którego znajdował się Mihei. Dzięki swoimi zdolnością w porę miał informować wszystkich o ewentualnym zagrożeniu. Widać było, iż jego koleżanki z grupy całkowicie mu ufają i są przyzwyczajone do takiego stanu rzeczy.
O zachodzie słońca ninja z Sunagakure dotarli do terenów granicznych, znajdujących się pod jurysdykcją klanu Hyuuga .
- Tutaj się nieco rozdzielimy. Jeśli zobaczyli by ANBU, na pewno nie powstrzymaliby się od ingerencji. - oświadczył Kogaku.- Spotkamy się w tym punkcie, tuż za granicą wpływów klanu.- dokładnie wskazał palcem punkt na mapie. - Kiedy zajdzie słońce znajdźcie bezpieczne miejsce na odpoczynek. Umówmy się na czterogodzinny postój.
Po tej krótkiej rozmowie, zamaskowani ninja oddalili się w innym kierunku.
- TO nie byle kto... Dobrze potrafią skryć swoją obecność... Ale czy zdołają się skryć przed oczami klanu Hyuuga ?- zagadnął do wszystkich Mihei, kiedy grupy na dobre się rozstały.
Minęły kolejne godziny, pełne napięcia, ciszy. Przez ten czas grupa przemieszczała się o wiele wolniej. Wszystko byle tylko nie zdradzić w żaden sposób swojej obecności.
W pewnym momencie Mihei dał grupie sygnał, aby się zatrzymali.
- Ktoś tu jest... Jedna osoba. W pobliżu...- rozglądał się ostrożnie po koronach drzew. W jego ślady podążyła reszta. - Mam go ...- w dłoniach chłopaka błysnęły kunai'e, które następnie cisnął gdzieś w korony drzew. Atak okazał się jednak niecelny. Spośród liści wyskoczył rudowłosy mężczyzna w czerni, przypuszczając niemal natychmiast frontalny atak. Nobara zareagowała jednak błyskawicznie, wyskakując przed zielonowłosego z wyciągniętym ostrzem. Z taką samą szybkością odparowała atak obcego shinobi, a następnie kontratakowała , rozcinając go na pół jednym, ładnym cięciem. Ciało zamieniło się jednak w obłok białego dymu....
- To dziwne... Nie wyczuwam w pobliżu nikogo innego ...- Mihei w skupieniu spoglądał w miejsce, gdzie przed chwilą stał rudowłosy nieprzyjaciel. - Nie był z klanu Hyuuga ...

Kiri

Trzeba przyznać , że pod względem ekspresywności zespół wysłany przez Hamosha Gendou, był dobrany idealnie. Przez pierwszych kilka godzin podróży nie padło nawet jedno słowo , ze strony któregokolwiek członka zespołu. Docierając do granicy ziem kraju Wody , przesiedli się na prom. Oczywscie wymagało to sprawnego ukrycia swojego prawdziwego "fachu", przed pozostałymi podróżnymi. O tak wczesnej porze, promem zmierzającym do kraju fal podróżowali jedynie drobni kupcy i najemnicy.
Rankiem pogoda się pogorszyła. Szare chmury zasłoniły słońce, a wzburzone niebo mocno kołysało całym statkiem.
- Gdy znajdziemy się już w kraju Fal, będziemy musieli się spieszyć. Nie ma bowiem tam stałych promów z kontynentem, dlatego cały dystans będziemy musieli pokonać na nogach. Przeprawiając się przez cieśninę będziemy łatwi do wykrycia. Po opuszczeniu promu, musimy jak najszybciej wydostać się z miasta. - Kanashii pełnym spokoju głosem, wyjaśnił swoim towarzyszką plan działania. Stało się tak jak zapowiedział. Kiedy tylko statek dobił do przystani, trzyosobowy zespół wmieszał się w już rozbudzone miasto. Uliczki przepełniała ludzka masa, gwar, krzyki. Wszechobecny tłok tak naprawdę tylko im wszystko ułatwiał.
Wszystko szło jak po sznurku, do momentu , w którym mężczyzna nagłym gestem oznajmił im potencjalne niebezpieczeństwo. Zatrzymali się , po środku tłocznej ulicy. Dziewczęta początkowo nie były zapewne w stanie wychwycić niebezpieczeństwa jakie dostrzegł Kanashii. Po chwili nie było jednak żadnych złudzeń. W jednym z zaułków obok , na ułamek sekundy, ukazała im się postać w długim czarnym płaszczu i kapturze. Spod tego z łatwością wypatrzyły one białą maskę ANBU - niestety nie typową dla Kirigakure.
Cała sytuacja nie wzbudzałaby jednak takiego niepokoju, gdyby nie fakt, że postać w masce wykonała w ich stronę wyraźny gest, po czym zniknęła gdzieś w ciemnym zaułku.
- Mizukage-sama nie wyznaczył wśród nas dowódcy... Dlatego pozwolę sobie na takie pytanie... Co robimy ? - Shin zapewne nie wyczuła w głosie mężczyzny najmniejszej różnicy. Jego siostra wręcz przeciwnie - dostrzegła w nim nutę niepewności.


Dodane za Komiyame:

-Jaki jest plan działania?

Iruka naciągnął maskę na twarz.
-Musimy dostać się w pobliże wioski niezauważeni. Tak by przeciwnik nie domyślił się, w którą stronę oddala się Hokage. - spauzował zerkając na oddalających się towarzyszy. - Musimy również zlokalizować Shikamaru. Z tego co mi wiadomo, walczył na pierwszej linii przy wyłomie... Jednak walki ogarnęły szybko całą wioskę.

Komiyama przez chwilę ważył słowa senpaia. W jego umyśle kreśliły się różne sytuacje i możliwości.
-Myślę, że można to wykonać na dwa sposoby. Pierwszy to oczywiście dostajemy się w pobliże wioski, okrążamy ją zacierając ślady i wchodzimy od innej strony. Drugi sposób to po dostaniu się w okolice wioski rozdzielamy się i wchodzimy do wioski z trzech różnych stron. Choć i tak każdy z tych pomysłów ma swoje wady - pierwszy zbyt wolny, a drugi zbyt ryzykowny.

-Myślę, że wybierzemy plan numer dwa. Jednak, wy pójdziecie razem. Musimy się śpieszyć. I pamiętajcie ... Celem zadania jest odnalezienie Shikamaru a nie walka z wrogiem. - przemówił pouczającym tonem.

-Hai.. - odpowiedział cicho, a w fioletowych oczach przemknął błysk, gdy poczuł jak muzyka zaczyna grać gdzieś w jego duszy.

-Dobrze. W takim razie, zaczniemy od szybkiego zwiadu. - Iruka energicznym ruchem, wydobył z kiszeni niewielki zwój. Rozwinął go w powietrzu, jednocześnie zagryzając koniuszek palca. Przesunął zakrwawionym palcem po powierzchni zwoju. - Ninpo Kuchiyose no jutsu !- Na chwilę zasłonił go obłok szarego dymu. Kiedy rozwiał go wiatr, do ramienia mężczyzny uczepione były trzy , spore sowy. - Ikuzo ! - ptaki poderwały się w powietrze. - Wy ruszycie na północ. Ja na południe, jasne?

"Sowy?" - pomyślał ze zdziwieniem Eijiro, lecz na zewnątrz jego oblicze pozostało niezmienione - "Do zwiadu to one się nadają cudownie, ale w przypadku walki będę chyba zdany tylko na siebie.." - myśli jak puzzle powoli układały się w umyśle Komiyamy w jeden spójny obraz. Niektóre miejsca pozostawały niewypełnione, ale na to nie było rady, nie wszystko można przewidzieć. Pozostało parę ostatnich klocków do ustawienia, a wiec..
-W takim razie ruszamy w dwóch kierunkach, wkradamy się do wioski z dwóch różnych stron i szukamy Shikamaru-san.. gdzie w razie czego ustalamy punkt zbiorczy? Wzgórze Wielkich Hokage?

-Nie. Zbyt wielu cywilów. Punkt zbiórki jest tutaj. Przy czym jeśli odnajdziecie Shikamaru, wezwijcie sowę - wskazał palcem na niebo- wtedy pozostałe dają znak nam. Od tego momentu , każdy ma około dwudziestu minut aby tutaj dotrzeć. Dłużej nie wolno zwlekać . Jeśli po tym czasie ktoś się nie zjawi, ruszacie dalej. Czy to jasne ?

Ostatnie kawałki układanki wpadły na swoje miejsce, wszystkie aspekty zadania przeanalizowane i zaakceptowane, teraz już pozostawało tylko i wyłącznie ich wykonanie. Wewnętrzna muzyka z każdą chwilą coraz bardziej wypełniała duszę i umysł Eijiro ekstazą próbując ruszyć ciało w rytm swego odwiecznego brzmienia. Muzyka jest jak kolory którymi maluje się świat. Posiada tak wiele kolorów, odcieni, i połączeń tworzących razem przepiękny obraz, a jednocześnie hipnotyzujący słuchającego z siła wzroku dzikiego tygrysa. Jeśli zechcesz ją usłyszeć będziesz musiał się wsłuchać w jej cichy szept, ale nim się spostrzeżesz runie na Ciebie ogromną fala chcąc porwać i podporządkować sobie. Jednak silna wola wojownika powstrzymała te zapędy i utrzymała ciało pod swoją kontrolą, a jedyną oznaką tej wewnętrznej walki był błysk w fioletowych oczach. Sekundę później już nie pozostało nic oprócz chłodnego umysłu i precyzyjnej kalkulacji.
-Zrozumiano. Co z Hokage? - zapytał odruchowo zabójca.

-Hokage-sama jest z Sakurą i Hinatą. Nie martw się o jego zdrowie. Teraz twoim zadaniem jest odnalezienie Shikamaru. Jeśli to jasne, w drogę. Nie wolno tracić czasu. - odbił się od gałęzi, po czym jego sylwetka zaginęła gdzieś w listowiu.

Nim przebrzmiały słowa Iruki-san, Eijiro już zniknął z gałęzi pędząc w odwrotnym kierunku - na północ. Kilka odepchnięć i Hokage wraz z resztą grupy zniknęli w mroku wśród gąszczu gałęzi i drzew jakim były lasy wokół Konohy. Wewnętrzna muzyka, choć spacyfikowana, wciąż brzmiała gdzieś na granicy słyszalności. Za to wokół panowała głucha cisza. W tę ponurą noc nawet zwierzęta nie wychodziły ze swoich przytulnych legowisk. Jedna z sów Iruki szybowała bezszelestnie na wysokości na której poruszał się chłopak, ale kawałeczek oddalona od niego. Komiyama naśladował najlepiej jak mógł bezszelestnego przyjaciela, ale w odróżnieniu od niego on nie mógł latać. Co jakiś czas wprawny słuchacz mógłby usłyszeć delikatne stąpnięcie buta o gałąź drzewa. Na szczęście wyglądało, że nikogo w okolicy nie ma. Ani słuch, ani wzrok niczego nie zauważyły mimo, że pozostawały czujne cały czas. W ciągu kilku minut Eijiro przemierzył większą część drogi. W oddali nad lasem zaczęła się jarzyć łuna - widocznie pożary szybko się rozprzestrzeniły, a na ziemi od czasu do czasu przemknęła sylwetka jakiegoś zwierzęcia. W pewnym momencie poczuł zapach dymu, a w następnym wpadł w chmurę unoszonego pyłu, dymu i gorących iskier pochodzących z pożarów w wiosce i tych szybko rozprzestrzeniających się po okolicy. Chłopak zwolnił nieznacznie i obniżył delikatnie wysokość po której się poruszał. Zgodnie z zaleceniami Iruki trzymał się cieni unikając jak najbardziej możliwego spotkania. Na szczęście dym mu w tym pomagał więc nie zauważony przez nikogo przemykał z drzewa na drzewo, z gałęzi na gałąź wykorzystując każdy dostępny cień do zmniejszenia możliwości wykrycia przez wroga. Muzyka też najwidoczniej nie miała nic przeciwko skradaniu dzisiejszej nocy, nie narzucając się brzmiała spokojnie co jakiś czas akcentując jakąś nutkę. Minęło kilka kolejnych minut zanim zabójca przykucnął na gałęzi ukryty za grubym konarem, a przed nim rozpostarł się szeroko widok na wioskę. W wielu miejscach szalały pożary, a gdzieniegdzie kilka pożarów połączyło się tworząc morze ognia. Jeśli istnieje piekło to w tym momencie Konoha mogła kandydować jako jego przedsionek. Główna brama była wyważona, a mur w paru miejscach skruszony. Wszędzie unosił się smród spalenizny, dymu i popcornu. Z kolei myśli Eijiro krążyły po zupełnie innej orbicie "Brama. Łatwiej będzie wejść. Mury. Kilka potencjalnych dróg ucieczki. Pożary. Utrudni ciche skradanie. Dym. To akurat dobrze. Cywile. Kilku, reszta pewnie w schronach, też dobrze. No to ruszamy" - kilka sekund uczucia pędu i nieważkości, delikatne wyhamowanie o drzewo i sprint do bramy. Zabójca przywarł do ściany obok byłych ogromnych zawiasów do odrzwi. Bomba adrenalinowa właśnie wybuchła i powoli rozchodziła się po całym ciele użyczając swej siły całemu organizmowi. Chwila ciszy, szybki rzut okiem na ulicę za bramą. Muzyka jakby się obudziła pod wpływem napięcia i zaczęła żywiej krążyć wewnątrz chłopca. Na ulicy pusto, po lewej stronie pożar, część budynków już zawalona. Prawa strona jeszcze nie ruszona, tylko ściana jednego budynku została skruszona jakby pod wpływem ogromnej pięści. Ktoś tu walczył, ale chłopak nikogo już nie wyczuwał. Szybkim ruchem wyprysnął zza zawiasów i pomknął wzdłuż płonących budynków. Ogień na dachach budynków i dym skutecznie powinny utrudnić zlokalizowanie go przy samej ścianie. "Dobrze. Zadanie. Shikamaru-san był przy pierwszym wyłomie, na wschodzie, czyli tam zacznę szukać." Podjąwszy decyzję młody zabójca przeskoczył jednym susem ulicę, odbił się od ściany, wskoczył i przeturlał się po dachu po nie zniszczonej stronie ulicy by płynnym ruchem przejść do biegu jednocześnie starając się stanowić jak najmniejszy ciemny punkt wśród nocy.


W najbliższej okolicy wyłomu wszystko było zdewastowane. Piętrowe domy trawiły liczne pożary, część już dawno stała się ruiną. Ulice zasypane były przez gruzy, a prócz dymu i ciemności nocy, widoczność zmniejszał unoszący się w powietrzu pył.
Pomimo dobiegających zewsząd odgłosów walki, eksplozji i krzyków, Ejiro szybko mógł wyłapać jeden konkretny - głos Shikamaru.
- Kiba ! Kiba ! - miejsce , z którego dobiegał głos , znajdowało się gdzieś na dalej, w górę ulicy przy nim. Przez dym i pył tańczący w powietrzu, nie był jednak w stanie go dostrzec.


Eijiro starał się w miarę dokładnie określić położenie senpaia. Ton głosu Shikamaru odruchowo spowodowało reakcję obronną umysłu zabójcy i wyostrzyło jego zmysły w celu zidentyfikowania dowolnego zagrożenia. Chwilę później ruszył w stronę ruin z których dobywał się głos. Chłopak dobiegł do końca dachu i zeskoczył w dół między dym i ruiny budynków. Nasłuchiwał dalszych odgłosów, lecz już niczego nie usłyszał.

Po chwili ciszy , gdzieś pośród szarości "mgły" znowu usłyszał krzyk: "Kiba ! Otwórz oczy, Kiba !". Dopiero po chwili, ujrzał postać Shikamaru, który stara się unieść wielki głaz - kawał stropu budynku, którego gruzy leżały wszędzie dookoła. Jego ciało całe pokryte było drobnymi i średnimi ranami oraz sadzą.

-Shikamaru-senpai.. - szepnął Komiyama analizując nowe kawałki układanki życia. Kiba-senpai leżał przygnieciony, przypadkiem się tam nie znalazł. Także rany Shikamaru mogły się stać dość poważne jeśli za długo będzie je ignorował. Wciąż myśląc kierował się ostrożnie w stronę znajomych shinobi. Gdy wydawało się, że nic w okolicy niepokojącego nie ma Eijiro szybko skrócił dystans i pojawił się za senpaiem.
-Shikamaru-senpai, cieszę się, że żyj.. - zaczął, lecz ten obracając tylko głowę przerwał.
-Nieważne! Pomóż mi, szybko!
Eijiro spojrzał na Kibe. Spod głazu widać było tylko jego głowę i większą część klatki piersiowej, całe w poważnych oparzeniach. Mocno krwawi przez usta, prawdopodobnie ma krwotok wewnętrzny. Majaczy i nie kontaktuje. Może któryś z medyków, może Sakura-san mogłaby go odratować, ale głazu raczej się nie uda ruszyć we dwójkę. Szkoda...
-Shikamaru-san, Hokage-sama wysłał po Ciebie, mam rozkaz odnalezienia Ciebie i wycofania się na z góry określone pozycje..

- Hokage-sama mówisz ? - usłyszał niski, złowrogi głos za plecami. Z ciemności wyłonił się postawny mężczyzna, w niebieskim kimonie i naciągniętą na twarz, czarna maską. - To teraz panie ANBU powiesz mi grzecznie, gdzie jest Hokage-dono, czy mam to z ciebie wycisnąć ? - odgiął lekko głowę. Kilka kręgów w jego karku strzeliło głosno.

Eijiro przekręcił lekko głowę by zobaczyć kto do niego mówił. Muzyka żywiej zabrzmiała w duszy, jak krew i adrenalina ruszyła wzdłuż żył i tętnic. Muzyka z początku spokojna, polana gniewem rosła niczym fala, groźna i bezlitosna, niczym dziki żywioł wchłaniający ludzkie życia bez opamiętania.
-Śmieć, atakujący niewinnych nie powinien szeleścić w obecności ludzi. - po czym zwrócił się do senpaia, swoim wypranym z emocji głosem - Shikamaru-san, to smutne, ale Kiba-san raczej nie przeżyje, jego obrażenia są zbyt wielkie, a my nie mamy ani sił ani umiejętności, żeby go uratować..

Po policzkach Shikamaru spłynęły pojedyncze łzy, zmieszane z potem, krwią i sadzą.
- Kuso !
- Hora, hora ! Nie słyszałeś mnie panie ANBU ? - zamaskowany shinobi zdawał się jeszcze bardziej zirytowany. - Saa... - błyskawicznie wcisnął dłoń pod kimono, po czym równie szybkim ruchem cisnął w kierunku mężczyzn dwa kunai'e zaopatrzone w eksplodujące talizmany.

Fala muzyki runęła.. Widząc, że chwilowo Shikamaru-san nie jest zdolny do walki Eijiro ruszył naprzód jak najdalej od obu senpaiów. Czarny materiał semy i hakamy zawirował harmonicznie w obrocie, a ręce wyćwiczonym ruchem chwyciły rękojeści wysuwając płynnym ruchem sejmitary zza pasa.
-Shikamaru-san, proszę się otrząsnąć, albo przynajmniej trzymać się z dala od niebezpieczeństwa. - rzucił na odchodnym do zdruzgotanego shinobi. Chwilę później muzyka porwała zabójcę w swój wir. Tym razem nie bronił się tylko poddał nurtowi. Spojrzał w stronę zamaskowanego przeciwnika zimnymi oczami bez wyrazu. Nadlatujące kunai'e poruszały się tak powoli. Uderzenie serca, dwa akordy, błysk stali i huk eksplozji po bokach. Podmuch gorąca, dymu i pyłu, a przed nim trup. Jak wielu wcześniej przed nim. Ciągle przyspieszając Eijiro ruszył w stronę wrogiego shinobi.

Shitetsu , widząc zbliżającego się przeciwnika, nieco ugiął kolana. Kolejny jego ruch był na tyle szybki, iż jego postać zdawała się dosłownie zniknąć , wtapiając się w jeszcze nie opadły pył. Kolejne kunai'e i shiurikeny wyleciały kolejno z prawej strony, zza pleców Komiyamy oraz po jego lewej stronie. Wszystko w krótkich odstępach czasu.
- Baka ! To zbyt wiele ! Musimy się wycofać ! - Shikamaru widocznie chciał ruszyć z pomocą, jednak po wykonaniu zaledwie kilku ruchów, jego twarz wygiął silny grymas bólu. Opadł na jedno kolano.

"Wyjścia mam trzy, albo on zginie i spokojnie się ewakuujemy albo staram się ewakuować Shikamaru samemu walcząc albo ostatecznie uciekamy obydwaj.. Iruka-san kazał unikać zbędnych konfrontacji.. Wakarimashita..". Myśli Eijiro przebiegały z prędkością błyskawicy. Kilka pierwszych kunai i shurikenów udało się sparować sejmitarami, kilka drasnęło chłopaka. Widząc jednak kolejne serie, Komiyma płynnie i z gracją przeszedł z biegu w obrót jednocześnie przycisnął sejmitary do siebie. Dzięki pędowi szybkiego biegu obrót nabrał jeszcze większej żywiołości i siły.
-Ken Odori.. Kaiten Kenbu! - powiedział cicho obracając się wokół własnej osi, po czym wyprostował ręce tworząc silny opór powietrza, a ciśnienie odśrodkowe wybuchło na zewnątrz wirującego kręgu który stanowił Eijiro.

Podmuch powietrza odrzucił we wszystkich kierunkach pozostałe ostrza oraz rozwiał pył i dym. Nie był on jednak wystarczająco silny, by stanowić większą przeszkodę dla Shitetsu. Shinobi nachylił się mocno, kopiąc jednocześnie nogami o ziemię . Szybko zmniejszył dystans, a na kilka metrów przed Komiyamą wykonał serie pieczęci.
- Raiton : Jibashiri ! - przedramiona mężczyzny pokryły wyładowania elektryczne, które następnie "wylały się" na ziemię przed nim. Z ogromną prędkością, wstrząsając ziemią, popędziły w kierunku ninja z Konohy.

Zaskoczony zabójca próbował odskoczyć, ale nie zdążył i elektryczna sieć go pochwyciła paraliżując i rzucając na ziemię. Po chwili ciało zamieniło się w kawałek jakiejś drewnianej podpory.

Shitetsu wykonał natychmiastowy zwrot. Chwycił za ostrze, po czym ruszył prosto na padniętego Shikamaru.

-Błąd.. - Eijiro wyskoczył z boku szarżując na przeciwnika ze wzniesionymi sejmitarami celując kilkoma pchnięciami i cięciami w ręce przeciwnika.

Nim ostrza dosięgnęły ciała zamaskowanego mężczyzny, ziemia pod stopami Ejiro zadrżała. Spomiędzy pęknięć w niej powstałych wyłoniła się sylwetka Shitetsu.
- Raiton : Hiraishin ! - naładowane dłonie chwyciły ramiona członka ANBU, a jego ciałem wstrząsnęło dojść silne wyładowanie elektryczne. Niemal w tym samym momencie , ciało ninja w niebieskim kimonie , który wyłonił się spod ziemi , zmieniło się w obłok białego dymu. Jak się okazało , pierwszy, być może prawdziwy Shitetsu pchnął Shikamaru. Członek rodziny Nara ostatkiem sił wykonał misterny unik. Ostrze kunai'a wbiło się głęboko w jego obojczyk. Następnie silne kopnięcie uderzyło w jego krtań , odbierając dech. Jounin padł na plecy kaszląc i próbując desperacko złapać oddech.

Eijiro poczuł wyładowanie elektryczne tak jakby ktoś go zdzielił młotem kowalskim. Widząc jednak co się dzieje z Shikamaru, szybko otrząsnął się i ruszył na postać wroga. Wpadł między nich i jednym z sejmitarów sparował kolejny cios wymierzony w Shikamaru, drugim zaś wyprowadził kontrę, której przeciwnik niestety z łatwością uniknął. Eijiro nie zrażając się wyprowadził kilka ciosów starając się dać senpaiowi czas na złapanie oddechu. W między czasie mruknął do będącej w pobliżu sowy Iruki:
-Leć, poinformuj Irukę o sytuacji.. ten tutaj jest ździebko kłopotem.
Shitetsu unikał kolejnych pchnieć i cięć .
- Chcesz mnie tym zranić ? - warknął chwytając za kolejny kunai. Ugiła nogi, po czym wybijając się z nich wyprowadził atak. Ejiro nie miał innego wyjścia niz zablokować to cięcie krzyzując oba ostrza w pobliżu swojej szyi. Męzczyzna wyprowadził ukradkiem niskie kopnięcie w bok kolana chuunina, wywołując ból oraz sprawiając , iż jego noga sama się ugięła. Teraz właśnie młody ninja z konohy mógł poczuć całą siłę ramion zamaskowanego przeciwnika.
- Mokuton no jutsu ! - gdzieś w pobliżu dało się słyszeć znajomy Ejiro głos. Z ziemi pomiędzy nim a zamaskowanym ninja wyrosły , z niewyobrażalną prędkością dwa konary. Shitetsu w ostatniej chwili dał dużego susa w tył, drewniane twory jednak wystrzeliły w pogoń za nim. Widząc to dał kilka fikołków w tył, ostatecznie wybijając się z rąk wysoko w powietrze. Jego ręcę poruszały się tak szybko, iż obaj ninja z konohy, do samego konca nie zauważyli szykowanej przez niego techniki.
- Raiton : Denpo no Jutsu ! - znowu niemal splótł dłonie na wysokości klatki piersiowej, a między nimi zaczęła kumulować się energia elektryczna. Widząc to , Yamato postanowił zareagować w stanowczy sposób. Wyskoczył przed jeszcze chyba zaskoczonego całym obrotem sytuacji, Ejiro i wykonał serię pieczęci.
- Moku Juheki no jutsu - przed nimi, z ziemi wyrosła drewniana kopuła, która w ostatniej chwili ochroniła ich przed wielkim , świecącym pociskiem wystrzelonym przez Shitetsu. Sam Yamato był zaskoczony prędkością z jaką poszybował w ich kierunku nieprzyjacielski pocisk. Cała drewniana bariera zadrżała, a na powierzchni, po wewnętrznej stronie pojawiły się widoczne czarne plamy - oznaczało to, iż technika raiton niemal przepaliła się przez barierę.
- Uff.. było blisko. - bariera zniknęła pod ziemią w tej samej chwili. Shitetsu właśnie umykał gdzieś pomiędzy ruinami. - Zajmij się Shikamaru-san. Ja postaram się go dogonić. Jeśli jesteś z grupy eskortującej Hokage, zamelduj mu to, będę ich śledził. - Nie oczekując reakcji, Yamato ruszył w pogoń.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 25-03-2010 o 21:06.
Mizuki jest offline  
Stary 26-03-2010, 08:55   #9
 
Abeir Lissear's Avatar
 
Reputacja: 1 Abeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłość
Grupa shinobi błyskawicznie opuściła płonącą wioskę. Również wydawało się, iż nikt nie posłał za nimi żadnego pościgu. Lasy dalej spowijała ciemność nocy, do dodatkowo ułatwiało cały manewr odwrotu. Shitetsu dołączył szybko do całej grupy, zdawał się jednak nieco zmęczony. W trakcie pogoni przez las wyrównał tempo z Ikazuchim. Tuz obok niego miejsce zajęła kunoichi, która wcześniej już meldowała całą sytuację.
- Straciliśmy dziesięciu ludzi.
- Przegrupowac sie w trzyosobowe druzyny. Nie chce zeby ktoś nas wytropił i mam nadzieje ze o to zadbacie -
Ikazuchi rzucił rozkaz będąc jakby nieobecny. Jego głowe cały czas zaprzątała ksiązka którą pozwolił sobie wypożyczyć z biblioteki Hokage.
- Raport złoże osobiście. Ruszac!!!.
Shinobi podzielili się według polecenia. U boku Ikazuchiego pozostał jedynie Shitetsu i kunoichi imieniem Kekko. Przemieszczali się szybkim tempem do wyznaczonego punktu, który znajdował się tuż przy granicy kraju Ognia i Wiatru. Ziemie te oficjalnie należały już do klanu Hyuuga, ktory sprawował na nich całkowitą i niepodzielną władzę. Miejsce było dosyć niebezpieczne, jednak z dala od wpływów Konohy.

****

Wysoka, samotna skała wbita pomiędzy drzewa, miała być miejscem spotkania. Na jednej z pułek, dojśc nisko nad ziemia czekał już rudowłosy mężczyzna. Bez żadnego wyrazu twarzy wpatrywał się w lśniący na niebie księżyc.
- Kekko rozejzyj się po okolicy, nie chcielibysmy przecież nieproszonych gosci - Ika spojzal kunoichi prosto w oczy i uniósł lekko brew. Było w niej coś pociągającego jednak on sam nie potrafił tego "czegoś" dokładnie określic. Spojżał na księżyc który rozjaśniał okolice nadając jej dość ponury nastrój. Przeniósł wzrok na Shitetsu z lekka zazdrością i rzucił sarkastycznie
- Mam nadzieje ze się nie zmęczyłeś podczas zabawy z dzieciakami z Konohy??
- Takie byle co ? Gdybyś nie zarządził odwrotu, zginęliby wszyscy... Wszy na zadzie. -
mruknął.
- Shitetsu-kun , jak zwykle w humorze - uśmiechnął się rudzielec. - Jak poszło ?
Ikazuchi skinął głową i wyjął zwój - Udało nam się zdobyć tą mape. Niestety nie mieliśmy okazji jeszcze jej rozszyfrować. Kopiujący Hokage zdołał uciec i podejżewam że może mieć przy sobie coś co usilnie przez cały czas ukrywał. Wioska zajęta jest teraz gaszeniem pożarów więc raczej powątpiewam żeby wysłali za nami pościg. Narazie. Udało się też zlikwidować dwójkę wykwalifikowanych - szyderczy uśmiech sam parł się na twarz - ekhem...wykwalifikowanych shinobi. Niejaki Shikamaru z klanu Nara oraz Inuzuka Kiba - posłał podejżliwe spojżenie w strone Shitetsu mając nadzieje że ten tym razem upewnił się że tamta dwójka jest martwa.
- Niestety... Shikamaru uszedł z życiem. Do walki przyłączyło się dwóch ninja... Z czego jeden używał mokuton ! Jak to możliwe ? Czy tylko Pierwszy Hokage nie potrafił się posługiwać takimi technikami ? - warknął.- Ale... I tak bym ich wykończył. Śmiecie...
- Zapewne... -
skomentował siedzący na skale mężczyzna - Mapa ? Hmm... Jeśli skonstruował ją Kakashi zapewne można ją odczytac tylko używając shiaringana. Albo... Byakugana ? To możliwe... - podrapał się po brodzie - Z tym pierwszym może być problem... Chociaż. Zależy gdzie prowadzi ta mapa. - uśmiechnął się - Mistrz powinien być jednak łaskawy. Choć nie udało się nam rozwiązać wszystkich problemów... Atak na Kirigakure zwiódł. Wszyscy zginęli.
"Kirigakure...hmm...więc jednak to prawda" Ika słyszał pogłoski i ploty o obecnym Kage wioski. Nie spodziewał się jednak że choćby czwarta część tych opowieści była prawdą. A jednak. Przez chwile wróciły do niego wspomnienia związane z rodzimą wioska jednak odegnał je jak najszybciej.
- Czyli wychodzi na to że pogłoski o obecnym Kage nie są takie dalekie od prawdy? Jak w takim razie wyglądają dalsze rozkazy? - zapytał mając nadzieje że chwilowo nie będzie potrzebny co pozwoliło by mu na analize lektury która wydawała się być taka kusząca.
- Dalsza infiltracja Konohy. I ... porwanie Hatake Kakashi'ego. - uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Ten Shiaringan jest zbyt wiele warty. Trzeba też przygotować plan na Kirigakure oraz Sunagakure. Za dwa dni ta ostatnia ma zostać zaatakowana przez kolejną grupę. Kazekage jednak również do słabych nie należy. - westchnął ciężko - Gdyby tylko udało się zwerbować szpiegów, bądź w jakiś sposób zdobyć przydatne informacje. W Kirigakure to szczególnie trudne...
- Hmm...może by spróbować przeniknąc do którejś z wiosek...chociaż wydaje się to cholernie trudne. Ba! W zasadzie w Kirigakure jest to niemożliwe to racja. Do jakiego zadania zostaje lub zostajemy przydzieleni??
- Zatem pozostaje jeszcze przeciągnięcie kogoś na właściwą stronę ... -
nagle zadrżał - Proszę proszę. Mój klon natrafił na cos niezwykle ciekawego. Grupa ninja z Sunagakure przemierza właśnie tereny klanu Hyuuga... Zapuścili się w te rejony ? Siedmioro... W tym trzech z ANBu...- znowu spojrzał na księżyc - Ikazuchi-san, zajmiesz się zbadaniem tego zjawiska ?
- HAI !!! -
refleks księżyca przemkną po jego okularach. "...Przyda mi się nieco ruchu...pozatym jestem ostatnio taki nienasycony..." usmiechnął się poklepując rękojeść Dorobou.
Rudzielec powstał.
- Następne spotkanie odbędzie się w kryjówce na północy Kraju Ognia. Mistrz też tam będzie... Pamiętajcie, nie wolno wam zawieść. Szczególnie po tym co wydarzyło się w Kirigakure - wykonał szybko dwie pieczęcie - Ninpo: Iwa gakure no jutsu. - jego ciało natychmiast zlało się w niesamowity sposób ze skałą, po czym całkowicie zniknął.
 
Abeir Lissear jest offline  
Stary 04-04-2010, 00:07   #10
 
Micux's Avatar
 
Reputacja: 1 Micux nie jest za bardzo znany
-Yamato-san.. Hai! - odpowiedział służbiście Komiyama.
"Uff ciężko było.. ciekawe czy to przypadek czy sowa spełniła swoje zadanie. Nieważne, wysłałem ją jakąś chwilę temu. Dwadzieścia minut na dotarcie do punktu zbiorczego. Czyli mam już tylko około piętnastu." myślał szybko Eijiro. Szybkim ruchem sprawdził pobieżnie swój stan. Na ciele wyczuł kilkanaście draśnięć, kilka większych siniaków i wiele mniejszych. Bolały go też nadgarstki i większość mięśni - najprawdopodobniej efekty technik raiton które miał okazję poznać. W każdym razie ciało nie powinno sprawiać większych problemów z normalnym funkcjonowaniem. Większym problemem okazał się stan Shikamaru, który prócz odniesionych wcześniej ran podczas tego starcia również mocno ucierpiał. Najbardziej martwiła uderzona krtań. Senpai odzyskał oddech, ale obrażenia wewnętrzne mogły doprowadzić do obrzęku i w niedługim czasie do uduszenia. Eijiro omiótł spojrzeniem swoje otoczenie po czym podszedł do Shikamaru pomagając mu wstać. Niestety genialny jounin nie był w stanie stać na obu nogach, więc młody chłopak podtrzymywał go tak by razem mogli się przemieszczać bez pogarszania stanu senpaia.
Zawalone i płonące budynki oświetlały możliwe ścieżki wyjścia z wioski, jednocześnie odsłaniając ich kompletnie. Na początku chwiejnie, po chwili łapiąc wspólny rytm dwaj shinobi zaczęli się poruszać w kierunku bramy którą Eijiro dostał się do środka. Kolejnymi etapami przemierzali uliczki starając się kryć jak najbardziej w cieniach rzucanych przez ruiny budynków. W końcu po chwili podróży dotarli w okolice bramy. Zmysły Eijiro nie wyczuwały żadnego zagrożenia, więc szybkimi skokami przemierzyli dzielącą ich odległość od bramy. Będąc już za nią Komiyama cichutko odetchnął, walka była ciężka, a samo utrzymanie się było wyzwaniem, a walczyć jednocześnie chroniąc inną osobę jest jeszcze cięższa. Poza tym nie ukrywajmy przeciwnik też do słabych nie należał. "Za mało jeszcze potrafię. Za mało trenuję. Trzeba to będzie nadrobić.." pomyślał z goryczą Eijiro. Chwilowo jednak musiał się skupić na doprowadzeniu senpaia na miejsce zbiórki. Podparł Shikamaru mocniej, poprawił chwyt i razem wskoczyli na pierwsze piętro gałęzi drzew wokół Konohy. Wraz z upływem czasu miarowo poruszali się w kierunku wyznaczonym wcześniej przez Irukę zostawiając łunę pożarów za sobą. W lesie w odróżnieniu od wcześniejszej drogi panowała głęboka cisza. Wszystkie zwierzęta już pochowały się w swoich kryjówkach by przeczekać niebezpieczeństwo. "Zostało kilka minut do zbiórki, ale powinniśmy zdążyć. Ciekawe czy Iruka też przybędzie na czas. I jak daleko Hokage już się oddalił wraz z medykiem." - myślał chłopak podtrzymując Shikamaru, któremu wysiłek sprawiał nie tylko trudności w tym stanie, ale i ogromny ból. Jednak musieli się pośpieszyć i nie zważając na wszystko Komiyama pędził wraz z senpaiem w kierunku miejsca zbiórki starając się jak najbardziej odciążyć sfatygowanego Shikamaru. Komiyama nie zdawał sobie nawet sprawy kiedy w czasie swoich rozważań dotarł na wyznaczoną polankę. Ułożył rannego w miarę wygodnej pozycji po czym ruszył sprawdzić czy ktoś już nie przybył i czy teren jest zabezpieczony. Póki co wyglądało na to, że polanka była zupełnie opuszczona, ale zostało jeszcze trochę czasu więc jeszcze inni mogą dołączyć. Eijiro spokojnym krokiem ruszył do Shikamaru czekając na rozwój sytuacji.
 

Ostatnio edytowane przez Micux : 04-04-2010 o 00:24.
Micux jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172