Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2012, 23:31   #91
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jules nie lubiła paplania, ale to, co słyszała nad uchem było jej potrzebne. Pozwoliło odsunąć obraz krwawiącej Nancy. Choć rozpierała ją duma, że chemiczka przeżyła, to targał nią także trudny do określenia niepokój. Nagle, słowa Tanii podziałały na nią niczym zimny prysznic. No pięknie, świat się skończył, wszystko poszło w ruinę, a ona sobie zdobyła wielbiciela. Co nie tak było z tym światem? Najpierw powinna ustabilizować swoją obecność w tej surrealistycznej wizji świata rodem z Mad Maxa, a dopiero później pomyśleć o flirtowaniu. A tutaj? Wszystko działo się od dupy strony i na dodatek wszystko na raz.

W bazie, po uspokojeniu się całego rozgardiaszu wokoło Nancy, Jules została posadzona za kierownicą samochodu o malowniczej nazwie Knight. Nie był to bynajmniej rycerz w lśniącej zbroi. Siedząc tak i zapoznając się z urządzeniami pokładowymi podszedł do niej Adam.
- Zadowolona ze środka transportu? Po czym szybko dodał. Mam prośbę. Auto, które będziesz prowadzić, ma koszmarny moment obrotowy. Uważaj, bo ma moc małego holownika i jeśli za szybko wystartujesz, pasarzerowie połkną własne języki. Uważaj proszę na sprzęgło! Kowalski podkreślił ostatnie słowo. Ten silnik może je zniszczyć szybciej niż Ci się wydaje. Pedał bierze wysoko. Nie dociskaj go do końca. Biegi chodzą luźno, wymieniłem w skrzyni olej. Powinno Ci się dobrze jechać. Chciała byś coś wiedzieć?
Jules wysłuchała Adama z kamienną twarzą, starając się ani mu nie przerwać ani nie wybuchnąć śmiechem. Sądziła kiedyś, że tylko totalny kataklizm jest zdolny zabić męską miłość do samochodów. Myliła się i to bardzo.
- Nie martw się o swoją dziewczynkę - odpowiedziała powoli by nie parsknąć śmiechem prosto w twarz Adama. - Wiem jak kierować tym samochodem, ale i tak dziękuję za przydatne wskazówki. Mam nadzieję, że w twoich oczach będę równie dobrym kierowcą co ochroniarzem - mrugnęła do niego, pozwalając sobie okazać rozbawienie.
- Wiesz Jules... Niektórzy okazują swoją czułość kobietom a nasz Piękniś samochodom.
- Co ty nie powiesz - zironizowała czarnulka. - A wydawało mi się, że chodzi o mnie. Byłam pewna na sto procent.
- Wybacz, że zniszczyłem Twoje marzenia. Nie masz u niego szans, chyba, że sprawisz sobie lepsze auto od niego.
- A to pech. Popłaczę w poduszkę jak wrócimy.
- Nie płacz. Szkoda oczu. Tym bardziej takich. To czy wróciimy zależy w dużej mierze właśnie od tej dziewczyny. Adam poklepał słupek. Ciesze się że to rozumiesz. Bedziesz mnie widziała lusterku. Adam skinął Morganowi, złapał na chwilę wzrok Jules i uśmiechnął się kącikami ust. Potem zamknął drzwi i wrócił do auta.
Naprawdę, czy wyglądała na taką, która nie potrafi jeździć samochodami z ręczną skrzynią biegów? Nie chciała na głos stwierdzić, że przeszkolono ją w tym zakresie i po prostu dała się człowiekowi wygadać.

Potem byli już tylko gotowi do drogi. Jake życzył im powodzenia, patrząc szczególnie na nią. Cholera, plotkarze plotkarzami, ale rację mieli. Mężczyzna wyraźnie czuł do niej miętę, co wprawiało Jules w małe zakłopotanie. Będzie musiała z nim poważnie porozmawiać jak tylko wrócą.

Ujechali dość daleko od bazy, a trasa była dość długa. W pewnym momencie zobaczyła we wstecznym lusterku jak jadący za nią pojazd zwalnia i w końcu zatrzymuje się. Wprawną ręką zawróciła Knighta i cofnęła się w stronę drugiego pojazdu. Na tym chyba jej rola się kończyła.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 24-08-2012, 00:15   #92
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Gregory Martin

Po rozmowie z AJ wróciłeś powoli do Knighta. Cały czas starałeś się być czujny, ale wiele rzeczy Cię rozpraszało. Był to na przykład atak kaszlu, który zaatakował przed samym odjazdem. Cholera! Ile tu było dymu, sadzy, pyłu i innego tałatajstwa! Już wiesz czemu nie widziałeś tutaj ani jednego astmatyka. Wszystkim się wymarło... Gdy pojazd ruszył nagle dusić zaczął się drugi z waszych snajperów. Robert aż zrobił się czerwony.

- Wziąłeś leki? - zapytał go krótko AJ na co ten jedynie skinął głową.

Czekałeś na dalszy rozwój wypadków zastanawiając się jak przerobisz MP7. Nie wiesz czemu, ale myślenie o broni Cię uspokajało. Już tak miałeś...


Adam Kowalski

Kostuch. Tak Cię nazywali. Może nie tylko z powodu wyglądu. Może nie tylko z powodu głosu, który brzmiał o wiele mniej przyjemnie niż w dzieciństwie. Może nie tylko, ale pewnie również dlatego. Po naprawieniu tej pechowej chłodnicy czas było ruszać. Reggie darował sobie chwilowo palenie nakładając na twarz gogle z balistyczną ochroną oczu. Znaczek firmy ESS na pasku gogli działał niczym odblask. Lśnił w świetle słońca. Sam starałeś się skupić na drodze. Wydawało Ci się, że Szakal nie do końca wie czy dobrze was prowadzi. Od początku wyprawy zatrzymaliście się jedynie dwa razy z czego jeden z nich wymusił odrestaurowany buggy. Czy Indianin jest aż tak pewien tej drogi? Tobie się wydaje, że koło ruin hipermarketu po prawej przejeżdżasz po raz trzeci. No, ale nic...


Alexandra Cobin

Jeszcze chwilę poczytałaś akta, ale jak na złość nic ciekawego i nieznanego tam nie znalazłaś. Ani słowa o samym zamrożeniu i jego celu. Bynajmniej ty tam nic takiego nie znalazłaś a w szukaniu informacji byłaś całkiem dobra. Gdy Morgan zarządził wyjazd razem z resztą wpakowałaś się do auta. Spojrzałaś na AJ i jego tatuaż na pół ryja. Znak równowagi. Pieprzony Yin Yang. Przed tym całym cyrkiem z wojną atomową, ruinami i w ogóle, gdy jeszcze było normalnie pewnie z czymś takim ciężko byłoby mu znaleźć pracę. Chyba, że jako ochroniarz w klubie o nienajlepszej opinii. Korzystając z okazji jazdy normalnie mogłabyś poczytać czy porobić cokolwiek innego, ale... tutaj się nie dało. Auto cały czas telepało się pomimo zapewne mocnego zawieszenia i amortyzacji. Cholera... Nie wiesz czy aby twoje własne zawieszenie dojedzie na miejsce bez żadnych obrażeń. Tu nie było zbyt wygodnie. A to był dopiero najmniejszy problem...


Julianne Pullman

Wbrew pozorom jakie mógł odnieść Piękniś - ksywka chyba wygryzie tą starą - prowadziłaś pojazd całkiem zgrabnie. O ile można tak powiedzieć o jeździe MRAPem o masie powyżej ośmiu ton. Dla Ciebie nie było tak źle. Byłaś przyzwyczajona do ciężkich warunków, które miałaś nieraz na szkoleniach, kursach czy też w samej pracy. Nie zawsze twoi klienci byli urzędnikami, z którymi cały dzień siedziało się w biurze, pilnując aby nie wepchali swojej łapy za głęboko w niszczarkę do kartek. Czasem bywało gorzej... Jeden z takich niewygodnych klientów właśnie wpakował Cię do lodówki. Po co? Dlaczego akurat Ciebie? Nie masz pojęcia. Wiesz, że to co się tu wyrabia to dzieje się na poważnie. Widziałaś Nancy i jej zabójcę, którego od powodzenia misji dzielił zaledwie włos.

- Jak będziesz potrzebowała zmiany daj znać. - powiedział AJ klepiąc przyjacielsko Morgana, który zapewne miał tą zmianą być. - I nie zamyślaj się tak. Jake'owi pewnie nic nie jest... - dodał wybuchając śmiechem i szczerząc kły do Michaela.

Pięknie. Kolejny niewyżyty gość próbujący wrobić Cię w tą podejrzaną relację. Teraz trzeba było się skupić na drodze. Widoki na szczęście Cię bardziej pobudzały. I na takiej drodze nawet jadąc dwa dni bez przerwy byś nie zasnęła za kierownicą. Pierwsi - daleko przed wami - byli Szakal wraz z jego mutantami. Potem jechał buggy wyglądający przy waszym wozie jak śmieszna karykatura pojazdu, a następnie dopiero wy. Uśmiechnęłaś się widząc Wolfa. Śmiesznie wyglądał w tym kubełkowym fotelu...


Reggie Thomson

Chyba pierwszy raz w życiu nie chciało Ci się palić. Stwierdziłeś, że założysz ESSy i będziesz podziwiać widoki. Bez gogli chyba oczy wypłynęły by Ci kilometr za bazą. Pamiętasz jak skończyły twoje stare gogle. Dostały ze śrutówki z parunastu metrów. Szybka pękła a siła strzału zerwała pasek trzymający je na twoim łbie, ale ty nadal miałeś oczy. Dobrze się spisały. Nawet lepiej niż się spodziewałeś. Starałeś się utrzymać nerwy na wodzy co nie było wcale łatwe widząc jak pająk, na którym jechał Szakal przechodził po ruinach nie wyższych niż 3 metry nic zupełnie sobie z nich nie robiąc. Co więcej jeździec też nie wyglądał na przejętego. Byłeś u Duchów już jakiś czas i jak z kimś miałbyś opuszczać ruiny fajnie by było mieć przy sobie Małego lub Ruska. Ich jednak nie było. Musiałeś polegać na nowych. Co więcej wiedziałeś, że już niedługo opuścicie ruiny. Ciekawe czy łaskawą okaże się dla was pustynia...


Michael Morgan

AJ zaczynał chyba czuć się jak u siebie. Rozgadał się jebany rzucając tekstami na prawo i lewo. Ty cały czas myślałeś nad tym całym Kimble. Czyżby Cruz cały czas utrzymywał kontakty z rodzinką? Nie wątpisz. Byłeś w NY już nie raz i wiesz, że zaraz powinniście wyjechać z ruin. O ile Cię pamięć nie myli Szakal nadłożył nieco drogi, ale za to ani razu z byle przyczyny was nie zatrzymywał. Nie lubisz tych tropicieli, którzy jak usłyszą przesuwający się gruz zatrzymują wszystko na kwadrans czekając na zbawienie. Widziałeś, że Luneta jest cały czas poważny. Może zaczął się zastanawiać nad tym co ostatnio mu powiedziałeś. Szybki też się nie odzywa. Andrzej za to nadrabia za wszystkich...

- Ty Morgan słyszałeś ten kawał o ruskim zapaśniku? Nie? Słuchaj. Nowy York. Mistrzostwa Świata w zapasach. Finałowa walka Ruska i Amerykanina. Brat startującego Ruska ogląda sobie transmisję w telewizji. Rosjanin znajduje się w bardzo ciężkiej sytuacji, niemal podbramkowej. Amerykanin sprowadził go do parteru, przygniótł swoim wielkim cielskiem i w ogóle zawiązał w super. Nagle w Rosji nastąpiła awaria i zgasło światło. Zniecierpliwiony facet biegnie do telefonu i dzwoni do brata:
- Wania, nu kto wygrał?
- Nu ja!
- Nu, ale jak?!
- Wiesz... Leżę tak pod tym gościem i myślę sobie, że to koniec aż nagle widzę genitalia. Nu to wziąłem i ugryzłem z całej siły.
- Nu, ale to nie po sportowemu.
- Nu może i nie po sportowemu, ale czy ty wiesz do czego zdolny jest facet, który ugryzł się w jądra?!
 
Lechu jest offline  
Stary 24-08-2012, 23:34   #93
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Zanim wyjechaliście z krainy wiecznych ruin jeszcze trochę minęło. Zanim to się stało niejednemu zbrzydła ciągła cisza, wszędobylski smród i brud a nawet to, że ciekawi byliście co jest poza miastem. Znaczy poza tym co nim kiedyś było. Czekaliście aby zobaczyć co zostało z kraju, który przecinały tysiące mil tras kolejowych, dróg miejskich i stanowych. Czekaliście niecierpliwie aż w końcu stało się. Wyjechaliście poza nadgryzione przez ząb czasu, i może parę wybuchów nuklearnych, wielkie jabłko. A tam... pustynia. Szum wiatru, wszędzie wirujące drobiny piasku sprawiły, że każdy doskonale zrozumiał czemu AJ, Jeff, Wolf i reszta "stałych bywalców" nosiła przy sobie cały czas gogle ochronne. Z piasku nie wystawało nic poza co wyższymi budynkami. Nie wiecie, które to mogły być piętra. Drugie, trzecie? A może jeszcze wyższe...

Po kwadransie jazdy pustynią Szakal zatrzymał się i odesłał olbrzymiego jaszczura za was. W ruiny. Dalej jechał na olbrzymim pająku - trekkunie, któremu nadał nawet imię. Tros. Za przewodnikiem jechał Kostuch oraz Wolf w zwrotnym buggy a za nimi cała reszta w opancerzonym Knighcie. Ciężki pojazd od wyjazdu z ruin kierowało się znacznie ciężej. Nic jednak poza granicami umiejętności prowadzenia Jules. Przynajmniej do czasu...


Buggy

Po dwóch, trzech godzinach pustynnej jazdy zaczęło robić się szarawo. Apropo kolejnym minusem było zatracenie poczucia czasu. Ile już byliście w drodze wiedzieliście jedynie na sławne "mniej więcej". W oddali było widać jakiś kształt wystający z piasku. W miarę upływu czasu ten przybierał na wyrazistości aż ukazała się waszym oczom para starych, zardzewiałych, pobazgranych farbami lokomotyw.


- Widzicie te lokomotywy na lewo? Ominę je sporym łukiem. Jakby coś się działo uciekajcie na teren na prawo. - usłyszeliście w radiu głos przewodnika.

Lokomotywy to chyba największy zew cywilizacji jaki widzieliście od opuszczenia ruin miasta. Szakal wyraźnym łukiem zaczął omijać muzealne pojazdy. Chwilę zastanawialiście się dlaczego takim małym. Wtedy wasze wątpliwości zostały rozwiane...


Konquest Knight

Jechaliście, jechaliście a pojazdem rzucało i rzucało. Przynajmniej tak określiły by drogę mrożonki. Dla Morgana, Jeffa i AJ nie było jednak tak źle. Chyba każdy z was bywał w o wiele gorszych warunkach a teraz było nawet znośnie. W sumie nie pamiętacie jazdy przez pustynię kiedy by rzucało wali mniej. Ba! Rzucało zwykle o wiele mocniej! Widać Kowalski się spisał przy wozie. Napocił się pewnie co niemiara, ale teraz... warto było. W to nikt z was nie wątpił...

Na zegarku AJ widniało, że jechaliście już piaskownicą dobre 2 godziny i 13 minut, gdy radio Morgana się odezwało. Szakal, który jechał teraz jedynie na pająku, bo jaszczura wysłał z powrotem chyba miał wam coś do zakomunikowania.

- Za dwie, trzy minuty zobaczycie dwie zardzewiałe lokomotywy. Postaram się je wyminąć dość dużym łukiem jednak wiem, że po drugiej stronie mamy dość silnie napromieniowany teren. Będziemy przez chwilę jakieś 200 metrów od nich więc uważajcie i skupcie się na otoczeniu... - nagle radio zaczęło charczeć co trwało jakieś 4-5 sekund.

Michael raz uderzył ręką w radio. Jak widać stary rosyjski sposób poskutkował i urządzenie przestało syczeć. Chwilę zajęło zanim AJ znalazł na nowo częstotliwość, która nie wiedzieć czemu się lekko zmieniła.

- Dobra. To jedźcie za mną. Dokładnie moimi śladami... - znowu rozszedł się głos Szakala.

Teraz już widzieliście lokomotywy. Wcześniej było to nieco utrudnione gdyż w sumie panowała szarawka a pojazd przed wami robił małą kurzawkę. W pewnym momencie z wieżyczki pokładowej zeskoczył Bob jakoś dziwnie ożywiony.

- Kurwa, Morgan! Nie wiem kto to mówił, ale Szakal cały czas jechał! On nie miał radia przy ustach!

W tym momencie autem szarpnęło. Jules ledwo utrzymała kierunek a Michael siedzący obok wiedział, że właśnie z czegoś dostali. W prawy bok! Każdemu przez chwilę piszczało w uszach. Morgan i każdy kto skupiał się na drodze przed nimi zobaczył lustrującą się masakrę. Szakal jakby zaalarmowany rzucił się w bok w tym samym momencie, gdy jego wierzchowiec dostał z jakiejś rakiety. Stworzenie przeszło jeszcze parę metrów a z jego odwłoka coś się wylewało. Ten kawałek dalej pająk zaczął się motać jakby zaraz miał znieruchomieć. Zupełnie jak te małe, gdy je przygnieść opuszkiem palca. Buggy wyrwał na bok - w kierunku napromieniowanego terenu - zupełnie jakby nie słyszał wcześniejszego komunikatu. A co z waszym przewodnikiem? Właśnie. Na chwilę straciliście go z oczu i już bardzo ciężko było wam go znaleźć...

- Jesteście nasi... - usłyszeliście nieznany głos z radia w momencie, gdy Knightem szarpnęło, że niemal podniósł się na dwa koła.
 
Lechu jest offline  
Stary 17-09-2012, 11:24   #94
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Gdy udało mu się skończyć naprawę, gdy towarzystwo zapakowało się do aut i gdy ruszyli ponownie zajął miejsce za tym dziwnym człowiekiem preferującym naturalne środki transportu. Tamten mu się zdecydowanie nie podobał. Po ludziach takich jak on można się było spodziewać absolutnie wszystkiego. Ktoś kto jeździł na pająku wielkości sedana musiał mieć nie do końca normalnie pod podsufitką… koniec kropka.
Za nim jechała Jules w Knighcie. Adam uniósł w jej kierunku kciuk dając do zrozumienia, że dobrze sobie radzi. Skłamał. Ale cóż… oprócz mechanika i kierowcy uważał się jeszcze za dżentelmena.
Droga upływała im spokojnie. Owszem dawała do wiwatu pod względem nierówności… ale szło jakoś to wytrzymać. Brał udział w wyprawach po większych nierównościach…
Naraz to ukazały się lokomotywy… a zaraz potem zaczęło się piekło!
Po pierwszej eksplozji za ich plecami Kowalski odbił kierownicą w prawo odruchowo uciekając przed tym co wydawało się być zagrożeniem. Spojrzał w lusterko tylko po to by zobaczyć wgięte płyty pancerne.
- Qrwa mać! Zaklął w języku ojców.
Druga eksplozja rozeszła się echem za jego plecami i ponownie jego zabawka oberwała. Tym razem niżej. Siła eksplozji prawie poderwała pojazd do góry. Prawie. To nie był jakiś tam Humviee… Na chwilę Kowalskiego przeszyła duma z dobrze wykonanej pracy. To uczucie jednak zostało szybko zagłuszone. W uszach słyszał Morgana wydzierającego się to na prawo to na lewo, działka pokładowe auta ożyły… A Adama przeszła nagle faza wściekłości.
Zdarzyło się Wam kiedykolwiek budować coś przez dłuższy czas? Wkładać w wykonywaną pracę doświadczenie, dokładność i serce? A potem patrzeć jak ktoś to niszczy śmiejąc się bezczelnie?
Adam spojrzał krótko na Wolfa, ciesząc się nagle, że koło niego siedzi maniak. Ktoś, kogo można określić nie tylko mianem ZABÓJCY, ale i pancernika kieszonkowego. Dodatkowo koleś ten wykorzysta swe umiejętności w stu procentach… bo nie będzie miał innego wyjścia. To Adam siedział za kierownicą. Wolf nie wycofa się strategicznie i nie będzie miał możliwości zejść do II linii.
- Działa Ci ta pukawka? Nie czekając na odpowiedź Adam nacisnął gaz. Knight dostał od prawej, tak więc logicznym było, że strzelec musi znajdować się właśnie z tejże strony. Nie mógł znajdować się daleko, ponieważ ostrzał był niezwykle celny. Kowalski szybko wachlował drążkiem wprowadzając auto na coraz to wyższe obroty. Zawieszenie pracowało miękko, choć gdyby dało się je wymienić na pewno było by bardziej wydajne… i wtedy to Adam zwolnił mechanizm podtlenku azotu.
Zdecydował się zatoczyć łuk, tak aby kończąc go znaleźć się za Knightem. Pamiętał o obszarze napromieniowanym o którym mówił Szakal… Miał jednak nadzieje, że ich przejazd… po pierwsze spowoduje ustrzelenie napastnika, po drugie da chwilę wytchnienia Morganowi i reszcie….
The Fast And The Furious First Race - YouTube
Kierowca aktywując olbrzymią moc czuł jak jego ciało wbija się głębiej w fotel kubełkowy. Większy, cięższy pasażer odczuł to znacznie mniej w czasie jazdy przygotowując się do starcia. Amunicja, karabiny, cała masa sprzętu aż zadźwięczała niemal wypadając z pojazdu. Piach sypiący na wszystkie strony uniemożliwił dwójce w buggy’m określić, gdzie znajduje się strzelec. Kierowca musiał się skupić na jeździe a Wolf... zdaje się, że był jeszcze bardziej zajęty. Po chwili, gdy drzwi od pseudo bezpiecznej strony się otworzyły buggy zatrzymał się w strefie osłony przez większy i zdecydowanie bardziej opancerzony pojazd. Adam i Reggie zauważyli wyskakujących z pojazdu Andrzeja, Jeffa oraz Bryan’a. Każdy był uzbrojony i obserwował inny, wydzielony teren. Można by się dokrzyczeć do nich gdyby nie prujący z wieżyczki Hopkins.
Kowalski zawiódł się na swym partnerze. W zasadzie powinno to wyglądać tak: on robi szybki przejazd przedpolem marnując przy okazji sporo paliwa i podlenku, Wolf w tym czasie marnuje olbrzymia ilość amunicji licząc na to, że przypadkiem kogoś trafi. Powstałe zamieszanie daje czas reszcie oddziału na zorganizowanie się i stworzenie jakiejś sensownej akcji zaczepnej. Miast powyższego, Adam starał się ze wszystkich sił utrzymać tor jazdy, Wolf natomiast nie połknąć języka. Obydwu im to się udało… nie wskórali jednak niczego.
- No tośmy Bohuna usiekli! Stwierdził ni to do siebie ni do Wolfa Adam. Był wściekły! Nie dość, że ktoś właśnie starał się zrobić sito z jego Towarzyszy, a co ważniejsze z jego Laleczki... to jeszcze osoba, która miała zapewnić mu bezpieczeństwo, miast postarać się choć odrobinę robiła.... no właśnie. Adam spojrzał cieżkim wzrokiem na Wolfa.
- Czy ja Ci przypadkiem nie mówiłem żebyś strzelał? Gdyby wzrok mógł zabijać Wolf leżał by teraz bez życia... choć gdyby wzrok mógł zabijać, Wolf leżał by już bez życia wiele razy! - Po co Ci ten patyk na pestki? Adam zaczął wymachiwać rękami. Czy jak Wy to tam nazywacie... Na cholerę się tak trzymałeś? Przecież jesteś przypięty! Nie wypadł byś! Wypatrzyłeś tego typa co mi chciał auto przemodelować? NIE?? To się postaraj!
- Morgan! Kowalski wydzierał się dalej. W luku bagażowym masz dwa karnistry po 25 litrów każdy. Pełne przepracowanego oleju... wywal i wysadź! Dymu będzie co niemiara!
Czy w tym całym towarzystwie był ktoś kompetentny? Oddział najemników, wariatów od wpadania do pomieszczenia z drzwiami i pukania dopiero potem… a przy pierwszej lepszej przeszkodzie siedzieli przygwożdżeni do ziemi jak banda przedszkolaków!
W tym momencie padł pierwszy strzał. Wrzeszczący jakiś czas wcześniej Kostuch siadł pod siłą impetu pocisku. Czując jak jego klatka piersiowa odmawia mu posłuszeństwa kierowca zmuszał się aby jakoś łapać powietrze. Już wiedział czemu nosił to cholerstwo, które tak go uwierało. Tylko dzięki temu jeszcze żył...
Kopnął Was kiedyś byk? Gdziekolwiek? Koń? Może choćby osioł? Cóż… Adama też nie. Wcześniej. Teraz wywrzaskując na prawo i lewo przekleństwa, wymachując rękoma i dając wszem i wobec oznaki swego niezadowolenia, Kowalski naraz usiadł. Nagle. Bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia. Poczuł, jak coś gciągnie w tył, jak siła uderzenia sadza go na piasku, a w piersi naraz rozkwita potężny, ostry ból. Przez kilka chwil nie mógł złapać oddechu. Normalne w takich sytuacjach. Do jego umysłu zaczynało pomału docierać, to co mogło się stać. Tylko częściowo zdając sobie sprawę z tego co się działo, Adam uniósł dłoń i dotknął klatki piersiowej. Podniósł ją i przyjrzał się jej uważnie. Nie było krwi. Naraz oddychanie stało się o niebo łatwiejsze.
Usiadł starając się zogniskować wzrok. Raz jeszcze pochylił głowę i zlustrował stan swojej klatki piersiowej. Ubranie było lekko tylko poszarpane, a w kamizelce znajdował się pocisk…. Zaraz za nim, na jego piersi w szybkim tempie rozlewał się siniak. Tylko siniak! Bogu niech będą dzięki!
- Teraz już wiesz dlaczego rajdy buggym na zamaskowane i przygotowane stanowisko to bardzo złe rozwiązanie. – Wolf nagle przemówił- Dasz radę? Czy to gwiazdka była? Adam produkował się przez ostatnie pięć minut, starał się uzyskać pomoc… miast tego otrzymał zachowanie nie godne żołnierza. Miast osłonić ogniem… i ciałem jeśli trzeba by było, Wolf sobie z nim zdawać by się mogło pogrywał. Może i podśmiewywał![/i]
- Spieprzaj! Odciął się. - Teraz to czy dam radę? Zaczął się podnosić, teraz już jednak nie tak zdecydowanie i nie tak wysoko. Dbał o to by być cały czas osłoniętym przez Knighta. - Żadnego pożytku z Ciebie!
Naraz to w umyśle Adama przebrzmiałą nowa myśl. Nad głową metaforycznie, pojawiła się żaróweczka, która świecąc jasno sygnalizowała światu, że oto Kowalski wpadł na pewien pomysł. Zaraz potem jakaś zbłąkana kula przeleciała i ją rozbiła, tym niemniej koncept w głowie już się pojawił… i ewoluował. Adam, podszedł zataczając się do Morgana. Cały czas pilnował się, aby ponownie nie wystawić jakiejkolwiek części ciała poza obrys auta, krzyknął coś do ucha mężczyzny, po czym tak szybko, jak umożliwiał mu to jego aktualny stan zapakował się do Knighta. W środku, za kierownicą siedziałą Jules.
- Puść mnie! Stwierdził szybko. Był nie przyjemny, ale w każdej chwili mógł uderzyć kolejny pocisk. Tego pancerz mógł nie wytrzymać. Nie chciał znaleźć się w zasięgu eksplozji, jeśli tak faktycznie miało by się zdarzyć. Usiadł za kierownicą, przekręcił kluczyk i przegazował silnik, pozwalając mu na łakome spożytkowanie odrobiny więcej paliwa. W ten sposób dał też znać wszystkim wokoło, że jest gotów. Wyczekał, aż Morgan wyda polecenia, wyczekał, aż wystrzela wszystko co tylko możliwe… po czym wrzucił jedynkę i delikatnie ruszył do przodu. Szybkimi ruchami skręcił w kierunku ostrzału ustawiając się frontem do przeciwnika. Miało to dwa plusy. Po pierwsze przód był mniejszy niż bok i ciężej było weń trafić, po drugie z przodu przecież była jeszcze broń na manipulatorze, który sam montował. Jules! Adam wskazał brodą joystick przy fotelu pasażera. Była byś łaskawa?
Samemu dalej utrzymywał prędkość i delikatnie zmieniał kierunek. Nie zamierzał dać się ustrzelić, ale jednocześnie chciał stworzyć możliwie dobrą osłonę, dla przemieszczającej się za nim piechoty…
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 22-09-2012, 11:07   #95
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jako kierowca wielkiego pojazdu opancerzonego radziła sobie nieźle, w każdym razie lepiej niż przypuszczała. Widziała jak we wstecznym lusterku Buggy’ego Adam ją obserwuje. Uśmiechnęła się lekko i uprzejmie mrugnęła, na co on pokazał jej uniesiony kciuk. „Tere fere kuku”, pomyślała, bezbłędnie oceniając zamiary Kostucha. „Nie musisz być uprzejmy, przecież widzę, że masakruję ci dziecinkę”

Z drugiej strony droga ich wcale nie oszczędzała i w niczym nie przypominała gładkich autostrad jej młodości, jeśli można tak określać okres sprzed zamrożenia. Była jednak bardziej przyzwyczajona do wyboistych i piaszczystych dróg Afganistanu, niż do autostrad Wuja Sama.
- Jak będziesz potrzebowała zmiany daj znać. - powiedział AJ klepiąc Morgana.. - I nie zamyślaj się tak. Jake'owi pewnie nic nie jest... - dodał wybuchając śmiechem i szczerząc kły do Michaela. Jules zerknęła na niego w lusterku wstecznym wzrokiem, który mówił bardzo wyraźnie: „Mam ochotę wsadzić ci pistolet w dupsko i zobaczyć co się stanie z twoim mózgiem kiedy nacisnę spust.” Kolejny, który widzi jakiś tajemniczy związek między nią a czarnoskórym mężczyzną z Nowego Jorku. Naprawdę, AJ, to poniżej wszelkiej krytyki.

Jechali już długo, zaczęło się robić szaro, a Jules była bardziej znudzona niż zmęczona. Zgodnie z zapowiedzią zobaczyli po lewej stronie lokomotywy, więc wytężyła wszystkie zmysły szykując się na wszystko. Stała czujność w niebezpiecznym terenie, tak jej mówiono na szkoleniach. Nagle autem szarpnęło, a Jules ścisnęła w dłoniach kierownicę by utrzymać kierunek. Dostali czymś w prawy bok. Odruchowo Jules wyłączyła światła pozycyjne, potrząsając głową by pozbyć się dzwonienia w uszach. Na chwilę wstrzymała oddech wyrównując ciśnienie. Trochę pomogło.
- Jesteście nasi... - usłyszeliście nieznany głos z radia w momencie, gdy Knightem szarpnęło, że niemal podniósł się na dwa koła.
- Spierdalaj – mruknęła pod nosem w odpowiedzi.

Później wszystko potoczyło się szybko. Jules wyskoczyła z auta po lewej stronie zaraz za Morganem i czekała na jego rozkazy uzbrojona w karabin. Buggy zawrócił w ich stronę, Wolf wyskoczył z autka, zaraz za nim Kostuch. Adam pada, Jules biegnie w jego stronę, łapie za krawędź kamizelki i odciąga w stronę Knighta, za bezpieczną osłonę pancerza. Kula nie przebiła kamizelki, będzie dobrze, ale jej nosiciel zaraz wpakował się do samochodu. Jules wsiadła za nim, nie będąc pewną czy Adam wciąż nie jest w szoku, ale ten zaczął majstrować coś przy kierownicy, a potem wskazał jej joystick. Okej. Mogła to zrobić…
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 23-09-2012, 22:57   #96
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Michael zaklął. Krótko, paskudnie. Złapał za radio i siląc się na totalnie wyprany z emocji ton rzuciłem tylko:
- Zrobię wam tu drugie Gallup.
Nie czekając na odpowiedź odłączył radio.
- Bob, Greg ogień zaporowy. Mają sie bać wysunąć chodź głowę. Alex wyciągnij karabin i hełm z bagażnika. Juliet zwiewamy, buggy pierwszy. Nie kurwa! Nie jedź! Wpadniemy na pieprzoną minę!
- Robi się. - Luneta siedział już za karabinem pokładowym.

KM zaczął pruć co nie miara dając niektórym poczucie jakby siedzieli w ruchomym bunkrze. Kolejny pocisk uderzył w okolice wozu zasypując maskę, szybę i część dachu piaskiem. Już przeciwnik nie był tak celny...
Jeff chwycił za karabin, podobnie jak Szybki. Obaj założyli hełmy i czekali od lewej strony pojazdu. Z prawej dwa razy Knight dostał więc jak wychodzić to właśnie z lewej. AJ się przyżegnał odkładając Barretta i chwytając stare, dobre AK-47.

- Jak bym nie przeżył przekażcie ode mnie Collinsowi, że jest starym chujem! - rzekł głośno w stronę Jeffa.
- Sam mu to powiesz, ciołku. Morgan, co robimy? - zapytał Jeff uruchamiając optykę karabinu.
Bryan początkowo z rzadko spotykanym spokojem wyglądał przez boczną szybę pojazdu. Zanim jednak reszta w pełni się oporządziła i on był gotów do akcji. Z dwoma wiernymi nożami i Bushmasterem czekał na rozkazy.
- Zabijemy ich.
Michael wbił wzrok w miejsce z którego strzelali czekając, aż reszta wyjdzie na zewnątrz. W międzyczasie wyrzucał rozkazy:
- Jeff, Bryan pilnujcie by nas nie zaszli. AJ, mogą mieć snajpera zajmij sie tym. Bob, Greg dalej ogień zaporowy. Ja z Szybkim ustrzelimy gnoi. Alex jeszcze moja kamizelka z magazynkami.

Gdy tylko reszta wyjdzie, miał zamiar wypakować sie od drugiej strony i przejmując hełm oraz karabin spróbować ustrzelić gnoi dając wcześniej rozkaz do przerwania ognia.

Knightem szarpnęło po raz kolejny, ale inaczej, ostrzej. Alex poleciała w bok i przygrzmociła w ścianę, ale po sekundzie odzyskała orientację.
Wjechali w jakąś pieprzoną zasadzkę, czy coś. A w dodatku zaraz ich rozwalą. A może nie? „Jesteście nasi..” tak gadali zawsze wielcy, głupi, źli bossowie w filmach , które Alex oglądała. Wskoczyły jej do głowy Wojownicze żółwie ninja i wielki boss, który próbował rozwalić nauczyciela duchowego żółwi poprzez przykucie go do ściany i przywalenie mu Wielką mechaniczną Pięścią. Oczywiście, zanim uruchomił WMP opowiedział przykutemu całą historię swojego życia, oraz, szczegółowo wyjaśnił motywy postępowania (co dało Żółwiom czas na dotarcie).
Megalomania. To zawsze cechowało wielkich, złych bossów. Zamiast po prostu zabić przeciwnika zaczynali się puszyć.. Może oni tez mieli szczęście? I ci przeciwnicy, zanim – albo zamiast - ich rozwalać, opowiedzą o motywach i nieszczęśliwym dzieciństwie? Skoro zaczęli od miłego zagajenia.. “A może nie macie, kretynko” – podpowiedział jej, ogłuszony nieco przywaleniem w ścianę Zdrowy Rozsądek – “Jakby samochód wybuchł zginęłabyś szybko. A tak nie wiadomo, nie wiadomo…”
Alex potrzasnęła głowa odganiając głupie skojarzenia. Co ona miała... a karabin i hełm. Z bagażnika. Zaczęła przepychać się na tył. „Jeszcze moja kamizelka!”
Dobra, może być i kamizelka. Zaczęła przewalać bagaże, wyciągnęła rzeczy i podała Michaelowi.
Sama przyczaiła się ze swoja peemką szukając celu. Schowana. Miała się chować, nie?

Michael kamizelkę wywalił na ziemi i wyciągnął z niej granat, który od razu wpakował do granatnika. Na głowę wsadził hełm i podnosząc karabin do ramienia wychylił się za maski samochodu lustrując przedpole i szukając gdzie przeciwnicy mogli się zasadzić. Gdzie on by rozmieścił snajpera, rkmiste i całą resztę ludzi i sprzętu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 24-09-2012, 00:50   #97
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Greg wyskoczył z jadącego już powoli Knighta. Padł na ziemię za najbliższą osłonę. Tak jak go uczono podczołgał się tak płasko jak to tylko było możliwe. Uruchomił ACOG’a i począł na swoim niezbyt dużym zoom’ie przeszukiwać linię złomowiska jakieś 150 metrów przed nim. Nie dbał nawet zbyt o jakikolwiek pancerz. Liczył na to, że teren zagwarantuje mu zasłonę przed nieporządanym wzrokiem strzelców wroga.
Po zatrzymaniu Buggy’ego Wolf znalazł broń. Wyciągnął Minimi z sporym pudłem amunicji, założył hełm z przyczepionym doń noktowizorem. Przycupnął niedaleko Knighta w sumie kryjąc swój zarys na tle pojazdu. Lustrował teren bardziej licząc na posłanie serii zaporowych dając Andrzejowi i Jeffowi czas na ściągnięcie przeciwnika. Póki co jednak nic nie dostrzegał.
Wyekwipowana Jules pojawiła się niedaleko Morgana na chwilę przed wstrzymaniem ognia. Miała na sobie kamizelkę, w rękach karabin a co najważniejsze Michael nie zobaczył w jej oczach strachu. Panowała nad nerwami...
Wszyscy byli na pozycjach. Wolf, Kostuch, Morgan, Jules za pojazdem. Alex i Luneta w jego wnętrzu. Gregory sprytnie podczołgał się do zardzewiałych maszyn starej epoki na odległość dobrych 150 metrów. Była szarawka, ale to go nie zmogło i rusznikarz bacznie lustrował okolice pojazdów.
Jeff oraz Bryan przycupnęli nisko przed Knightem rozglądając się bacznie nieco oddaleni od bezpiecznej strony. A gdzie byli AJ i Szakal? Nikt ich nie widział. AJ opuścił pojazd niedawno po Gregu a Szakal? Też nie wiadomo.
Szybki dał znak Morganowi, którego ten początkowo nie zrozumiał. Powtórzył. Czysto, ale z jakąś komplikacją.
- Kontakt! - krzyknął Luneta puszczając długą serię w kierunku starej maszyneri.
Wolf po chwili dołączył się do kanonady. Jules rzuciła się w stronę Kostucha szybko wciągając go bocznym wejściem do Knighta. Gregory szukał przeciwnika. Bez efektu. Bryan w pewnym momencie padł na plecy po czym przeczołgał się w stronę Knighta. Jeff wystrzelił krótką serię po czym... patrząca w tamtym kierunku osoba mogłaby przysiąc, że z jego czaszki wystrzeliła cała soczysta tęcza barw. W większości ciemnych. Jak z trafionego kulą arbuza. Ciało najemnika padło na ziemię... tak total bezwładnie.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 24-09-2012, 07:25   #98
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
- Jak na wycieczce… kuźwa jak na wycieczce. – Wolf mruczał sobie pod nosem obserwując jak nie zmienia się krajobraz. W takich chwilach jak ta najłatwiej było wpaść w rutynę. A rutyna to prosta droga by się wybrać na „tamtą stronę”. Raz jeszcze omiótł krajobraz kaemem, po czym wkurwił się mocno, że cygaro zgasło. Oznaczało to, że miał pecha…

Jak na komendę przypomniał mu się Sierżant Mike Rutheford. Gość z unitarki, który próbował przerobić jego grupę żółtodziobów na wyrób wojskopodobny.
- Co Wam barany mówiłem o Pechu?
Skośnooki Kenji natychmiast się zerwał do postawy zasadniczej i zaczął recytować
- Jeżeli masz pecha uważaj podwójnie, ludzie z pechem żyją krócej
Czarnoskóry sierżant zbladł, trafiła apopleksja, doznał wylania krwi do mózgu oraz paru innych okoliczności, które winny się równać śmierci…
- Johny, co mówiłem o oddawaniu honorów na linii?
- Jeżeli, Ci salutuje gówniarz, zabij Go. Pożyjesz dłużej, jeżeli nie to Ty będziesz żył krócej…

Tym razem to potomek niereformowalny potomek Tokugawy Ieasiu nabrał kolorów całej tęczy.

W słuchawkach, ktoś podał info, że na jego perymetrze będzie jakiś złom. Spowodowało to automatyczne rozpoczęcie procedur przez Wolfa. Sprawdził jak działa broń, czy amunicja jest dostępna i czy nie jest zaklinowana taśma nabojowa. W końcu mieli szperaczy, którzy to sprawdzili ale Reggie pamiętał kolejną uniwersalną prawdę sierżanta Rutheforda:
- Co wam mówiłem o pułapkach?
- Upewnij się Sam czy to nie jest pułapka. Ludzie nieostrożni żyją, krócej…, ale za to kończą efektowniej!


Na potwierdzenie swoich przypuszczeń miał słownie kilka sekund. Zgodnie z wszystkimi prawami sztuki zaczęło się nagle. Reggie przygotował się na wsparcie ogniowe, ale nie miał pewnego strzału. Nawet nie pewnego strzału nie miał. A sypanie z kaemu, gdy Buggy nabiera prędkości i skacze niczym kukurydza na gorącej patelni jest idiotyzmem. Nie wdawał się w kłótnie Adamem, bo i nie było, po co. Musi chłopak ochłonąć i przeżyć kilka strzelanin to pogadamy.

Szybko dołączyli do Knighta. Rozwinięcie nastąpiło niestety ze stratami własnymi. Zajebisty pomysł Adama sprawił, że przełamali impas, teraz to oni byli na górze..

Krótkie, ale soczyste serie z kaemu karmiły narastający warkot strzelaniny. Właśnie dla takich chwil było warto żyć…
- Gówno a nie dla takich chwil - Wolf był bardzo, ale to bardzo wkurzony. Mieli przecież mega tropiciela, który nie wyczaił zasadzki. I na dodatek zabili mu Chowańca. Najemnik był pewien ze to spowoduje, że pewne rzeczy staną się OSOBISTE.
Dla niego to się nie liczyło teraz. Jak do tej pory zachowywał się według odruchów. Szkoda, że niektórzy z zespołu nie zrozumieli tego, że z pewnymi rzeczami się nic nie da zrobić. Gdyby mógłby pewnie zareagowałby inaczej, ale nie był do końca sobą… Teraz rozważnymi ruchami omiatał złomowisko. Strzelał na czuja, chciał przygwoździć napastników.
Gdy Knight ruszył a Morgan zaczął grać pierwsze skrzypce wziął się jeszcze mocniej do roboty. W chwilach, gdy była potrzeba wzmocnionego wsparcia sypał bez opanowania. Właśnie w takich chwilach wsparcie Kaemu przydawało się najbardziej, w chwilach, gdy tylko mógł starał się odsuwać coraz bardziej od mobilnej fortecy dbając o to by mieć dobre pole ostrzału. Starał się zawijać flankę by zwiększyć siłę ognia poprzez zmultiplikowanie punktów ogniowych… Poruszał się czołgając powoli od osłony do osłony.
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline  
Stary 25-09-2012, 22:58   #99
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Reggie Thomson

Chyba jako jedyny miałeś tutaj doświadczenie w starciu na tyle duże, że potrafiłeś celnie ostrzeliwać wroga przemieszczając się za pojazdem, aby reszta przeciwników nie miała do Ciebie ogniowego dostępu. Pot wystąpił na twe czoło po tym jak namierzyłeś leżącego bezwładnie Jeffa. Czyżby nie żył? Kurwa. To był chyba najporządniejszy gość jakiego spotkałeś w tej ekipie najemników. Co dziwne jako jedyny nie okazywał jakiś większych emocji. Luneta ciągle był w biegu, Rusek i Mały pochłonięci byli fanatyzmem, a Jeff... Nie wiesz jaki był. Może już nigdy się nie dowiesz... Jest jednak coś gorszego niż sama tego świadomość. Przekląłeś się za to zagryzając wargę tak mocno, że poczułeś na niej miedziany posmak krwi. Z jego śmiercią przeszedłbyś do dnia codziennego znacznie łatwiej niż reszta tej zgrai. Dlaczego? Bo byłby to kolejny, który walcząc z Tobą ramię w ramię zginie. Bo nie potrafisz zliczyć ilu już zginęło. Nawet ich wszystkich nie pamiętasz...


Alexandra Cobin

Miałaś na sobie kamizelkę i hełm. W rękach karabin. Nigdy nie byłaś tak wyekwipowana. Przynajmniej sobie nie przypominałaś... Zawsze uważałaś, że kamizelka cholernie uciska a hełm ciąży. Nic z tych rzeczy. W tej chwili, gdy adrenalina buzowała w Twoich żyłach, a krzyk artylerii był potężniejszy niż byłaś w stanie wydać z swego gardła, zdałaś sobie sprawę, że nie czujesz tego ekwipunku. Mimo to nie czułaś się na siłach, aby do kogoś strzelać. Co więcej nie wiedziałaś do kogo, bo kurzawa po przyjeździe Adama i Wolfa dopiero zaczęła opadać. I właśnie tylko dzięki temu dostrzegłaś parę metrów od poruszającego się Knighta czołgającego się ku Tobie Bryan'a. Ciągnął się za nim obfity ślad krwi…

- Pomóż! - usłyszałaś jego krzyk w przerwach między seriami kanonady.

Spojrzałaś w bok na Wolfa, który przestał strzelać pokazując Ci ręką, że masz biec. Był blisko was. Jakieś 10 metrów...


Adam Kowalski

Kostuch prowadził pojazd spokojnie i z gracją. Wolał tym nie skręcać za mocno wiedząc, że z lewej strony pancerza szły jakieś 4 osoby. Był on ich jedyną szansą. Wspólnie z Morganem mieli plan. Chcieli podejść bliżej, zlokalizować wroga i zaatakować. Obok niego siedziała - zupełnie niczego sobie - czarnulka badająca plastikowy pilot śmierci. Nie wyglądała jakby znała się na komputerach. Od kiedy tyły Knighta opuściła Alex został tam jedynie Luneta właśnie zmieniający chyba pas amunicji przy ich pokładowej armacie. I gdyby nie to, czyli przerwa w ryku automatu, Kostuch nie usłyszałby tego co właśnie dotarło do jego uszu...

- Morgan! - Adam był pewien, że to głos Szakala. - Jeden zachodzi was z lewej! Trzech jest przy lokomotywach! Strzelaj w światło!

Tyle... Później nastała cisza radiowa. Urządzenie było poza jego zasięgiem, bo ktoś zostawił je zupełnie samopas na tyłach auta. Ale on musiał się skupić na jeździe!


Gregory Martin

Greg był chyba najdalej od reszty ekipy od chwili, w której został odmrożony. Jakieś 40 metrów. Dymówka, którą zrobiła dwójka z buggy'ego już niemal zupełnie opadła. I tylko dzięki temu rusznikarz mógł dostrzec gościa po lewej od Knighta. Był od nich jakieś 100 metrów dalej... Od niego jakieś 150. Ale czy to nie był ktoś z ich ludzi? Gregory był niemal pewien, że nie. Mógłby się zastanowić czy jakoś zacząć to analizować gdyby nie następny ruch gościa - przyklęknięcie i ułożenie się do strzału...


Michael Morgan

Miałeś plan. Plan i bardzo dobrego kierowcę. Adam idealnym tempem prowadził waszego pancernika pozwalając Tobie i Szybkiemu na marsz za osłoną pojazdu. Szedłeś skupiając się na swoim celu. Kontur widziałeś wcześniej w okolicy mechanicznych potworów zeszłej epoki. Pociągi straszyły jeszcze bardziej, gdy pył opadł. Ty jednak widziałeś coraz lepiej. Coraz więcej rzeczy przyciągało twoją uwagę. Jakiś metaliczny przedmiot leżący w okolicy pociągów. Byłeś pewien, że lada moment nadejdzie czas na strzał. Granat był już gotowy. Ramię również. Ostatni raz omiotłeś spojrzeniem okolicę i wtedy go zobaczyłeś... Przeciwnik krył się pomiędzy lokomotywami celując w waszą stronę z... RPG? Wycelowałeś i sekundę później pocisk był w drodze... VOG25 nazywany też granatem odskokowym. Uderzył w ziemię niedaleko celu, niewielki ładunek czarnego prochu spowodował, że pocisk podskoczył na jakiś metr nad ziemię a później... wybuchł właściwy ładunek. Huk był okropny. Chciałbyś widzieć jego minę. W jednej chwili twoich uszu doszedł odgłos ton wyginanej blachy. Nie było to przyjemne... Niemal musiałeś zatkać uszy. Chwila wystarczyła Ci aby zobaczyć, że Szybki już rozpoczyna serię nad maską auta...


Julianne Pullman

Jules przypadł w spadku, po jednym z przednich pasażerów, plastikowy kawał plastiku, od którego odchodził kawał kabla. Chwyciła to ustrojstwo sprawdzając sprawność działka. Chodziło na lewo i prawo o wiele łatwiej niż przypuszczała. Co więcej były jedynie dwa przyciski. Ten po lewej ładował, ten po prawej strzelał. W skrzynce przy broni było pewnie jeszcze od groma pocisków. Szukała wroga czując się jak w jakiejś grze komputerowej. Tym bardziej, gdy Morgan wpakował granat pomiędzy te zardzewiałe wagony. Sekundę później zobaczyła migające światło. Coś jak stroboskop. Widziała wychylającego się zza maski Szybkiego, który strzelał w tamtym kierunku. Po chwili zobaczyła, że obok źródła światła leży ktoś na ziemi. Obróciła maszynerię i zaczęła pruć. Karabin wył niemiłosiernie. W dwie sekundy ktoś kto leżał na ziemi, gdzie strzelały z dwie, trzy osoby awansował powierzchniowo zmieniając się w krwawy - bardzo przewiewny - ochłap. Ilu ich zostało? Nie miała pojęcia. Ale chyba poza nimi już nikt nie strzelał…
 
Lechu jest offline  
Stary 26-09-2012, 13:24   #100
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Znałem kiedyś człowieka, żołnierza. Sanders w przeciwieństwie do mnie nadawał się do tego całego bajzlu, to on powinien zostać zamrożony. Gdy wpadliśmy w zasadzkę spisał się na medal. Czemu teraz o tym wspominam? Bo było podobnie. Jechaliśmy przez pustynię Afganistanu, piach osadzał się na MRAPie, doprowadzał nas do szału gdy po każdej akcji czyściliśmy całe nasze całe śmiercionośne barachło. Rejon od dawna był spokojny, rutyna. Pustynia, ruiny miasta które kiedyś nasi zbombardowali i koniec naszej strefy, dalej patrole prowadzili Polacy. Jasne zachowaliśmy czujność ale co najwyżej mogliśmy wpakować się na minę po której nasze cudeńko by przejechało bez problemu. Ale oczywiście wtedy było inaczej. Głowa Stepha, kierowcy eksplodowała. Jechał, żartował a tu raptem huk i koleś nie ma głowy. Potem dowiedzieliśmy się, że jeden z paladynów (jak to ktoś kiedyś określił Mudżahedin) przywalił nam z półcalówki pod kątem 30 stopni. Ale to było później. Wtedy był strach, zapach prochu, krwi i flaków wgryzający się boleśnie w nozdrza. Karabin miarowo uderzający w ramię. Byłem najstarszy stopniem ale co z tego? Nie miałem doświadczenia. Walczyłem z pęcherzem i przemożną chęcią skulenia się gdzieś. Sandi nas uratował, był jednym z tych którzy nigdy nie awansują ale cieszą się mirem nawet wśród wyższych szarżą. Pojebus, maniak adrenaliny. Karabiny go nie ogłuszały, grały niczym gitara Kriegera, granaty robiły za perkusję Densmore. To on wtedy nas uratował wykaszając wszystkich, i dbając o to by reszta z nas nie zrobiła czegoś głupiego. To on powinien tu być.

Cóż... Byłem ja. Już nie ten chłopaczek. Dexter Ranner umarł. Umierał długo. Na piaskach Afganu. W dzielnicach Zgniłego Jabłka. Na Froncie zasnutym śmiercionośnymi chemikaliami. Podczas intryg szlachetków w FA. Wpadał w nowe kabały i w nich zdychał. Jednak ten idealistyczny dupek postawił nieodwracalny krok gdzie indziej. Podczas bitwy która jest znana tylko nielicznym. Która jest przekleństwem i ostrzeżeniem wszystkich żyjących z walki, żyjących dla walki. Gallup. To tam złapał tego raka, która zaczął go zżerać.

***

- Nie musisz tego robić.
Pamiętam ją jak dziś. Młodszą, o sześć lat chociaż wydaje się, że minęło co najmniej sześćdziesiąt. Z nieodłącznym cygarem i w czerwonym płaszczu. Jest jedyną znaną mi kobietą, która je pali. Nie delikatne cygaretki, nie papierosy. Grube cygara. Stała wtedy kopcąc a ja próbowałem upchnąć sprzęt po swoich ciuchach. Nie starczyło dla mnie pełnego oporządzenia, dostali je lepsi ode mnie. Pamiętam jak drżącymi dłońmi próbowałem upchnąć bębenki do kieszeni kurtki.
- Wiem.
Nie miałem wtedy pewnego głosu, byłem przestraszonym dzieciakiem. Czasem żałuje, że wciąż nim nie jestem.
Patrzyła się na mnie dalej w milczeniu, jak za pas upycham stary rewolwer czarnoprochowy za pasek spodni. Jak roztrzęsionymi dłońmi przetrząsam torbę sportową w której miałem sprzęt medyczny. Na koniec próbowałem zamontować do strzelby sznurek mający zastąpić mi pas taktyczny. Milczenie mi ciążyło.
- Wiesz, że Niemcy podczas którejś z wojen światowych zakazali używania strzelb? Jako broni niehumanitarnej.
- Wiem.
- Nie uważasz tego za ironię? Broń niehumanitarna? Humanitarni Niemcy i humanitarne wojny?
Wzruszyła ramionami. Zarzuciłem torbę na ramię i zobaczyłem że tera strzelby ni cholery nie zawieszę.
- Kurwa.
Kopnęła coś w moim kierunku. Torbę, nie widziałem jej wcześniej.
- Prezent Sam. Nie daj się zabić. Szkoda by było.
Już wychodziła, widziałem jej sylwetkę. Wysoką, obleczoną w czerwień, w chmurze dymu. Wtedy po raz pierwszy skojarzyła mi się z aniołem, aniołem zagłady i śmierci. I moim własnym aniołem stróżem. Taką ją zapamiętam już do końca. Nie z zaciętą twarzą przemienioną przez ogień w okrutną maskę, z ustami rozszerzonymi w obłąkańczym uśmiechu i obwieszoną bronią. Siejącą śmierć wśród swoich dzieci, dzieci z którymi parę godzin później się zmierzyliśmy.
W torbie był karabin i magazynki. AKSU-74, prosta dobrze zachowana broń, która niemiłosiernie drażniła. Broń na amunicję do której wydałem fortunę, której nie zamieniłem na inną przez trzy lata dopóki nie straciłem jej trzy lata później, podczas nic nie znaczącej potyczki z jakimiś gangersami. Bo to był jej karabin. Podarunek morderczyni dla mordercy, którym się stałem.

Bitwę pod Gallup pamiętam jako serię błysków. Była noc, ciemna noc, równina, okopy. Pociski moździerzowe wybuchały, siały odłamkami wszędzie. Błyski wystrzałów. Przerażone twarze milicji i najemników wspomagającej rusków. Ciemne mundury Posterunkowców, zarówno dezerterów jak i wiernych dla pieniędzy Nestugowa. Ich twarze... Bez wyrazu, obrywali i zabijali z twarzami pokerzystów. I pierwszy człowiek którego zamordowałem. Nie zabiłem, bo to już zdarzało mi się wcześniej w Afganie. Ale wtedy wrogowie byli daleko. Oni strzelali i ja strzelałem, nie widzieliśmy swoich twarzy, tylko ściągaliśmy spust i ten który zrobił to później tańczył swój ostatni taniec. Jedyna scena którą pamiętam inaczej niż krótki urywek w błyskach granatów i naboi. Jedyna pełna scena podczas gdy reszta przypominała zdjęcia. Pierwsze zdjęcie Borys prujący z M16. Cyk. Drugie milicjant z rozerwanym ramieniem, któremu zakładałem opaskę uciskową. Cyk. Fry Face odrywa na chwilę twarz od okularu M24, jej twarz zdobił okrutny ale szczęśliwy uśmiech. Cyk. Trup. Cyk. Zmieniam magazynek. Cyk...
Ale wtedy pamiętam jak klęczałem nad Dymitrem, jednym z nie wielu prawdziwych Rosjan w szeregach Rusków. Dostał w brzuch. Stracił przytomność, właśnie spowolniłem krwawienie i chciałem mu zrobić zastrzyk z morfiny. Ktoś wskoczył do okopu. Ciemna sylwetka, oksydowana lufa automatu biorąca mnie na cel. Strzeliłem z jednej ręki, łapiąc za wiszący u boku karabin. Seria prawie wyrwała mi go, cień pada. Podchodzę bliżej łapiąc broń już pewniej. Większość kul odbiła się od kamizelki jedna tylko rozwaliła mu ramię. Paskudnie. 5,45 jest jednym z wredniejszych kalibrów. Pod hełmem widziałem ogorzałą, zarośniętą twarz nie wiele starszą od mojej. Zamiast jednego oka miał okular. Lekki grymas bólu jakby coś go ukąsiło mimo, że nie miał prawie łapy a żebra pewnie poszły w drzazgi. Drugą ręka sięgnęła do kabury. Była nienaturalnie duża, obleczona w rękawice. Cybernetyczna proteza. Mogłem mu ją rozwalić, przygnieść. Mogłem zrobić wiele bo był wolny. Nawet ten pieprzony super zabójca po dawce painkillerów, które zaserwował mu lekarz polowy jak Frontowcy określali tę cyborgizację był trochę otępiały. A ja nabuzowany adrenaliną. Pamiętam, że jego ręka zamarła gdy wycelowałem lufę w jego twarz i palcem przestawiłem selektor na ogień pojedynczy. Miał dobry hełm, kula która wbiła się w jego usta odbiła się od tylnej części hełmu i trochę pokoziołkowała. Nie zwymiotowałem. Wstrzyknąłem Dymitrowi morfinę. Przeżył. W przeciwieństwie do komandosa i kaprala Dextera Ranner z US Army.

***

Czemu wspominam tamte dwa wydarzenia? Bo dzięki nim, dzięki śmierci tamtego chłopaczka teraz Michael Morgan, jedna z twarzy pewnego zezwierzęconego dupka, mógł działać skutecznie. Robił to. Robiłem. Wydawałem rozkazy, lustrowałem, stałem się jednym z ramion śmiercionośnej machiny. Tak samo jak Wolf, Jeff, który zarobił kulkę. Jak Luneta, AJ i Szybki. Jak powoli stawał się Piękniś, jak stanie się reszta z mrożonek. Albo zginął. Jak setki przed nimi. Zginął albo się zmienią bo tylko tak przeżyją. Bo tylko tak umożliwią wybór następnym pokoleniom, swoim dzieciom i dzieciom swoich znajomych, dzieciom obcych ludzi. By i one kiedyś mogły zginąć lub się zmienić.
Jedne z ramion machiny zagłady posłało krótką serię. By niszczyć, by zniszczyć inną machinę zagłady. Bo tak już było na tym parszywym świecie.
Iść, zabijać, przeżyć. I nie dać przeżyć innym sukinkotom.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 30-10-2012 o 19:25.
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172