Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2012, 19:32   #101
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Greg leżał opierając się o bagażnik jakiegoś starego grata. Rdza przyzdobiła jego kuszulkę zmieniając jej kolor na mieszankę rudego i brązowego. Jego ukochana SU-16 podobnie. Greg jednak pamiętając niedawne (w jego mniemaniu) czasy uważał, że taka wychuchana i błyszcząca broń to nie karabin tylko zabawka. Powinno na niej być trochę rys, otarć, wgnieceń. Podobało mu się takie coś.

Leżąc i obserwując to co dzieje się niedaleko Knighta zauważył jak ktoś właśnie mierzy w stronę jego kompanów. Bez wahania podparł karabin o maskę samochodu i po chwili celowania wypuścił jedną kulę.

Jegomość z M4, M16 czy co on tam miał padł od jednej kuli. Pocisk kalibru 7,62 trafił go w ramię przebijając się aż do klatki piersowej. Mała modernizacja amunicji Grega miała zapewnić większe szkody, które zadawały pociski. Pomyśleć, że spiłowanie końcówki naboi daje taki efekt. Pocisk zamiast przebijać na wylot zaczyna tańczyć w ciele ofiary powodując śmiertelne uszkodzenia w organach.

Martin chwilę później schował się za starym Fordem, odetchnął i zamknął oczy. Pierwszy raz zabił człowieka. Nie wiedział nawet z jaką łatwością przyszło mu nacisnąć spust.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 27-09-2012, 07:16   #102
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
//Post by nie blokować akcji//

I chwilowo wszystko ucichło. Ogień z broni maszynowej, huk wybuchu granatu, okay w tle hałasował Knight, ale tego Wolfi zaliczał do Tła. Jak przystało na dobrego Operatora, Wolf przyczaił się jeszcze bardziej. Mocna, bardzo mocna zaczął się rozglądać. Zajmował pozycję na flance w porównaniu do reszty zespołu, co winno ich chwilowo zabezpieczać. Co nie oznaczało, że on sam jest bardziej bezpieczny.
- To jeszcze nie wszystko, nie wystawiajcie się na przypadkowy ogień. Sam nie wiedział, dlaczego ale wykrzyczał najbardziej szablonowe ostrzeżenie w tym momencie.
Przez radio:
Luneta, widzisz coś z Knighta? No i czy ktoś widział Szakala?
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline  
Stary 27-09-2012, 13:51   #103
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Nim wystartował, spojrzał dokładnie w prawe i lewe lusterko. Opony w piasku miały tendencję do zapadania się. Teraz siedziały głęboko mniej więcej w jednej trzeciej głębokości. Ciężko by się z tego było wydostać, gdyby dysponowało się standardowym wyposażeniem. Na całe szczęście o jego autku można było mówić wiele, ale w żadnym przypadku nie należało go traktować jako standardowe. Adam szybko zmienił ustawienie zawieszenia, oraz zablokował tylko most. Potem przerzucił dźwignię koło lewarka zmiany biegów w ustawienie 4WD. Następnie zapiął drugi bieg, odpalił silnik i zwolnił sprzęgło. Powoli. Auto chwilę kopało czterema kołami, po czym opony sukcesywnie łapały przyczepność. Ich wysoki, przystosowany do przemieszczania się w piasku bieżnik, wgryzał się w piach i przerzucał go kolejnymi partiami bieżnika. Knightem odrobinę zatrzęsło, jednak zaraz potem płynnie, niemal jak po równym poszedł do przodu. Tu nacisk należy położyć na słowo poszedł. Adamowi bardzo zależało na tym, aby nie zgubić swoich piechurów. Powód był prosty. Napastnicy najpierw wytłukli by jego osłonę, a potem znalazłby się ktoś z zabawką o wystarczająco dużym kalibrze, aby i jemu zrobić krzywdę. Tak więc tempem spacerowym zaczął przemieszczać się w kierunku napastników.
Na tym w zasadzie skończyła by się jego rola. Ograniczał się zaledwie do pilnowania prędkości, wybierania równej drogi… i pilnowania, by nikt się nie dostał pod koła. I tyle.
To co jednak mógł robić to pilnie się rozglądać. Obok siedziała Jules, która najwyraźniej zaczynała rozumieć w jaki sposób działa manipulator. Adam obdarzył ją szybkim uśmiechem i kiwnął głową. Potem wrócił do obserwacji przedpola.
Naraz to w radiu usłyszał głos Szakala.
- Morgan! Jeden zachodzi was z lewej! Trzech jest przy lokomotywach! Strzelaj w światło!
Kowalski był niemal pewien, że Michael tego nie słyszał. Działał automatycznie, nie zastanawiając się. Od tego mogło zależeć, czy za chwilę nie zostaną podziurawieni jak sito.
- STRZELEC Z LEWE… Nie dokończył. Pojedynczy strzał zakończył próbę oskrzydlenia ich od tej strony.
- TRZECH PRZY LOKOMOTYWIE… WALCIE W ŚWIATŁO! Żałował, że to powiedział. KM na masce, drugi na dachu, plus to co produkowali chłopaki na zewnątrz. Istne pandemonium. Adam spojrzał w stronę, w którą pruli wszyscy tylko po to, aby stać się świadkiem Dance Makabry. Jeden z napastników dostał się pod ostrzał Jules. Broń posiadała zatrważające parametry. Ilość pocisków wystrzeliwanych na minutę, pozwalała aby kroić tą zabawką… w zasadzie wszystko. Teraz krojony był ten nieszczęśnik. Specyficzne podrygiwanie ciała gdy poszczególne kule przeszywały ciało, szybko zamieniły kawał mięsa w coś, co bardziej finezyjni mogli by określić mianem tatara. Kostuchowi jednak zaczęło zbierać się na mdłości. Kanonada trwała jeszcze przez chwil parę, po czym zrobiło się cicho… przynajmniej jeśli idzie o wystrzały.
- To jeszcze nie wszystko, nie wystawiajcie się na przypadkowy ogień.Wolf przytomnie ostrzegał przez radio. - Luneta, widzisz coś z Knighta? No i czy ktoś widział Szakala?
- Nie wiem gdzie jest Szakal. Adam ponownie nadawał.Na krótko przed tym jak sprzątnęliście tych z przy lokomotywie i tego z lewej, sygnalizował zagrożenie przez radio. Potem to umilkło… Adam analizował przez chwilę. - Morgan ile mieliśmy do tego napromieniowanego obszaru? Kowalski zdjął nogę z gazu. W ogóle to wszyscy cali? Michael rozejrzyj się, czy komuś nie trzeba pomóc. W razie czego wciskaj go do ładowni Knighta. Albo siadaj za kierownicę, a ja to zrobię.Oczekując na decyzję, ich niepisanego dowódcy zatrzymał na chwilę auto.
To cały czas pracowało. Bieg był wrzucony. Reduktor włączony. Gotów był w każdej chwili wystrzelić do przodu niczym demon zniszczenia. W tej jednak chwili chciał wiedzieć co dzieje się wokoło z „jego” ludźmi. Czekał na kolejne zgłoszenia. Czekał dając czas, aby w razie czego można było do auta zapakować rannych.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 27-09-2012, 14:34   #104
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kurzawa opadała, Alex przyczajona nisko rozejrzała się dookoła.

Kamizelki i hełmu – mimo wcześniejszych obiekcji – prawie nie czuła. Czuła z a to adrenalinę przelewająca się w jej żyłach. To było przyjemne uczucie, znajome, oswojone. Adrenalina dodawała sil i pozwalała zapomniał o strachu i beznadziei tego miejsca.

Dlatego kiedy zobaczyła krwawiącego Brayana, nie wahała się ani chwili. Odmachnęła Wolfowi, i – ciągle nisko przygięta przy ziemi – skoczyła w stronę mężczyzny. Miała nadzieję, że uda się jej do niego dostać, a potem wciągnąć za prowizoryczną osłonę, jaką dawał samochód.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 28-09-2012, 11:57   #105
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Tak, zdecydowanie to mogła zrobić. Poczuła się trochę jak w salonie gier, gdzie chadzała z braćmi będąc jeszcze szczeniarą. Działko chodziło w lewo i w prawo lepiej niż przypuszczała. Jules pamiętała ze swojej przeszłości, że widywała coś takiego na Wschodzie, jednakże nigdy nie potrzebowała osłaniać pryncypała takimi metodami.

Dobrze. To teraz musiała znaleźć sobie dobry cel. Migające światło trochę ją oślepiło, ale zauważyła kogoś leżącego niedaleko. Obróciła działko i nacisnęła spust by zaraz go puścić z wrażenia. Nie, z czegoś takiego nie strzelała. Nacisnęła ponownie spust prując długą serią w stronę atakujących. Kątem oka zauważyła, że Adam posłał jej słaby uśmiech. Kiwnęła głową w odpowiedzi, ale gdy kule z działka zrobiły z napastnika krwawą miazgę, zerknęła na Kostucha. Zrobił się trochę blady, jak studentka medycyny na swoich pierwszych laboratoriach w prosektorium.
- Skup się na tym co robisz najlepiej - poradziła mu. Kanonada ustała, tamci pewnie zbierali swoich rannych i przegupowywali się. Jules nie spuszczała oka z tego co się działo przed nimi i po bokach, manipulując joystickiem tak, żeby lufa zawsze była skierowana w tą samą stronę co jej oczy, osłaniała tamtych, którzy zbierali rannych.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 29-09-2012, 19:54   #106
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Gregory Martin

Pierwszy raz zabiłeś człowieka. Widziałeś jak kula trafia w jego ciało a ochłap mięsa, wiadro krwi i zlepek nerwów wylatuje z drugiej. Nie trzeba być medykiem aby wiedzieć, że po otrzymaniu takich obrażeń liczą się sekundy. Gość padł na ziemię jak kawał szmaty. Jego karabin upadł obok, a to co pocieszało Cię najbardziej to rzeczywisty brak wystrzału. Cenne sekundy mijały. Walczyłeś z własną psychiką starając to sobie jakoś wytłumaczyć. Czy zrobiłeś dobrze? Tak. Chyba tak. Przecież mógł strzelić do jednego z waszych. Znaczy ludzi, którzy przez ostatnie dni bronili twego tyłka. Co więcej dzięki nim obudziłeś się w czasach, gdy jeszcze ludzkość istniała. Może nie był to piękny świat o jakim Ci opowiadali przed zamrożeniem, ale był. Lepsze to niż zginąć w tej jebanej komorze...

Chciałeś coś zrobić, ale miałeś świadomość, że gość już nie żyje. Przez Ciebie. Trafiałeś wiele razy - jak chociaż na strzelnicy czy podczas rozgrywek ASG... Ale nigdy nikogo nie zabiłeś! A to było znacznie więcej niż monstrum bez imienia. On miał swych znajomych, przyjaciół, rodzinę. Może miał syna, który czekał aż ojciec wróci z pracy a może żonę, która martwiła się za każdym razem, gdy wyruszał na tego typu akcje. Ale on był zły... Ty przynajmniej miałeś taką nadzieję.


Reggie Thomson

Osłaniałeś Alexandre, gdy pomagała Bryan'owi wstać i podejść do pojazdu. Indianin szedł jak pijany a wejście do środka Knighta było dla niego dość oporne. Widziałeś jak spod hełmu leciała mu krew. Wiedziałeś też, że miał cholernie wielkie szczęście. Mało kto przeżył bezpośrednie trafienie w hełm z kuli karabinowej. Nie oszukujmy się, ale front przyzwyczaił Cię, że mutki i maszyny walą z znacznie większego kalibru niż był w stanie zatrzymać hełm. Co więcej często był on ciężki i utrudniał wszelkie działania. Wielu jednak się łudziło...

Po osłonie jaką zapewniłeś Alex rozejrzałeś się poważnie. Zobaczyłeś w oddali za wami gościa leżącego na ziemi. Wokół niego powiększała się plama krwi. Byłeś pewien, że to żaden z was. Na tę chwilę był niegroźny. Spojrzałeś na buggy'ego, który stoi pusty po czym rozpocząłeś swój plan. Flankowanie. Łuk, który zacząłeś robić musiał być dopasowany do sytuacji. Nie mógł być za duży, bo coś słyszałeś o napromieniowaniu terenu. Nie mógł być też za mały, bo gówno będziesz widział. Robiłeś jak za dawnych czasów. Parę metrów biegu, rozeznanie. Parę metrów biegu, rozeznanie. Te parę zmniejszało się wraz z zbliżaniem do lokomotyw. Widziałeś niedaleko ochłap zniszczony chyba setkami kul. Gość musiał być spory, bo pokrywał chyba z 10 metrów kwadratowych. Nie widziałeś wroga, ale widziałeś wejścia do lokomotyw. Od twojej strony.

- Ja również nie widziałem Szakala. - powiedział Luneta. - Z Knighta w sumie nie widzę więcej od Ciebie. Idź dalej...

- Szakal jest ze mną. Zabił jednego i mnie znalazł. - usłyszałeś głos AJ. - Możesz iść dalej. Celuje w pierwsze wejście do lokomotywy. Może wrzuć tam granat...


Julianne Pullman

Szukałaś kolejnych wrogów. Tych jednak nie było. Widziałaś Wolfa, który mijał was szerokim łukiem biegnąc w stronę pociągów. Poza nim bliżej Knighta na zewnątrz byli Morgan i Szybki. Siedzący obok Adam był lekko blady po tym jak zobaczył trupa mogącego pokryć niemałą działkę. Okropne. Nawet dla Ciebie to był widok, który ciężko było sobie wyobrazić. Po jakimś czasie do środka weszła Alex z dyszącym Indianinem. Obejrzałaś się. On miał... dziurę w głowie? Nie. Już by nie żył. Ale nie wyglądał najlepiej. Całą twarz zalewała mu krew. Adam spojrzał na Ciebie. Wiedziałaś co ma na myśli jeszcze przed tym jak zatrzymał auto i pozwolił Ci usiąść za kółkiem. Sam musiał zająć się pacjentem...


Alexandra Cobin

Wolf Cię osłaniał. Wyrwałaś co sił w kierunku Bryan'a. Pomogłaś mu wstać dopiero teraz zdając sobie sprawę, że w sumie musisz go do auta zaciągnąć. Jego cała twarz była pokryta posoką. Jedynie dzięki jej kształtowi i włosom wiedziałaś, gdzie ma oczy, gdzie nos. Rana musiała być pod hełmem, w którym ziała mała dziurka. Pokrowiec na hełm w jakimś wojskowym maskowaniu zamienił się w kawał ściery. Indianin coś mówił. Nie rozumiałaś. To po angielsku?

Nie wiesz skąd miałaś tyle sił, ale chyba głównie dzięki twoim siłom Bryan w końcu znalazł się w środku opancerzonego auta. Teraz trzeba było przyjrzeć się ranie. Mimo iż byłaś uważana za mądrą nie czułaś się na siłach mu pomagać. Nie pamiętałaś czy kiedyś byłaś chociaż na podstawowym szkoleniu z zakresu pierwszej pomocy. A jak byłaś czy to wystarczy? Chyba nie. Tu się przyda chirurgia. Na szczęście nie byłaś sama. Nie minęła minuta a nad Tobą siedzieli Luneta i Kostuch. Ten pierwszy poklepał Cię po plecach wyciągając apteczkę. Drugi otworzył ją i założył rękawiczki...


Adam Kowalski

Prowadziłeś swoją dziecinkę, gdy ktoś Ci przerwał. Do środka wpadła Alex z półprzytomnym Indianinem. Już przez ramię widziałeś, że nie jest dobrze. Całą głowę pokrywała mu krew. Kurwa, ile krwi. Luneta podał ci torbę lekarską z wszystkimi nowoczesnymi bajerami typu painkiller, medpack. Alex zamknęła drzwi, a za kółkiem usiadła Jules. Gdy samochód powoli ruszył poczułeś się dziwnie. W twojej głowie pojawiła się wizja, obraz, ale chyba najlepiej nazwać to scenką. Staliście w korku pomimo włączonego koguta karetki, a ty ratowałeś gościa z postrzałem głowy. Nie miałeś wiele czasu. Robiłeś co mogłeś. Gość zmarł w chwili, gdy dotarliście do szpitala. Pierwszy pacjent jaki zszedł na twoich oczach. Ale tym razem będzie inaczej! Zdarłeś z Bryan'a hełm, oczyściłeś głowę i... okazało się, że ma niewielkie przecięcie w miejscu, gdzie trafił pocisk i na skutek obsunięcia się hełmu zmiażdżony łuk brwiowy. Twoimi słowami, nic mu, kurwa, nie było. Tyle wynika z oględzin. Ale gość ledwo się trzyma na nogach. Musisz się temu przyjrzeć bliżej. Musiało być coś jeszcze. Z tym co oceniłeś wstępnie przyszedłby sam poniesiony pokładami adrenaliny. A ona go niemal przyniosła...


Michael Morgan

Drugie Gallup? Tak to chyba była trafna ocena. Ze swojej pozycji widziałeś dwa trupy - dwa, bo miałeś nadzieję, że Jeff żyje. Właśnie Jeff! Może trzeba kogoś tam posłać? Mężczyzna leżał i się nie ruszał. Nie widziałeś Gregorego, Szakala, ani Andrzeja. Alex właśnie przyprowadziła Bryan'a, który był cały zalany krwią. Wolf, który ich wcześniej osłaniał rzucił się do flankowania. Jego marsz był podobny do czegoś co nazywałeś "marszem dwójkowym". Jeden biegnie, drugi go osłania. I tak na zmianę co 8-12 metrów. Tylko, że on nie miał partnera. Ryzykował. Biegł sam bez ochrony. Jak kogoś zobaczy zapewne usłyszycie to w radiu, ale jak ten ktoś będzie miał nieco doświadczenia Reggie może mieć kłopoty...

Szybki, który lustrował otoczenie spojrzał na Ciebie badawczo wskazując prostą ręką w stronę Jeffa. Widziałeś jak kierowcy się zmieniają. Widziałeś jak działko na masce opada bezwładnie, a na dachu Knighta nie ma już Lunety. To była chwilowa słabość i już wiedziałeś, że wróg ją wykorzysta. Wykorzystał, ale inaczej. Padłeś na ziemię sekundę po tym jak buggy wyleciał w powietrze niczym trafiony rakietą. Skurwysyny…
 
Lechu jest offline  
Stary 04-10-2012, 13:49   #107
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
To że muzyka łagodzi obyczaje jest powszechnie wiadome. To, że łączy ona ludzi, łączy całe pokolenia jest wiadomym również. Przy doprze skomponowanym kawałku idzie się wyciszyć, wyluzować. Każdy to wie. Wsłuchując się w delikatną muzykę, zamykając oczy jesteśmy w stanie oczyścić umysły wprowadzić je na wyższe obroty osiągając więcej, osiągając szybciej i lepiej…
Linkin Park - Papercut - YouTube
Fakt, iż potrafi działać dokładnie przeciwnie jest równie dobrze znany…

***

Zaraz po tym jak Adam zatrzymał auto, tylne drzwi się otworzyły i do środka Bryam wraz z Alex. Mężczyzna wpadł dosłownie. Poleciał na podłogę ładowni i tam został. Alex weszła zaraz za nim zamykając za sobą drzwi. Jasnym było, że sytuacja nie jest normalna, że potrzebna jest pomoc. Pomoc sanitariusza i to szybko. Adam kiwnął Jules głową i porozumieli się w lot. Zabawne jak szybko zaczął się dogadywać bez użycia słów. Jak szybko zaczęli nadawać, może nie na tych samych falach, jednak rozumieć nawzajem to, co było w tej chwili najpotrzebniejsze.
Kowalski przeszedł na tył auta, Jules natomiast usiadła za kierownicą. Musiała zwolnić fotel pasażera i strzelca zarazem. To spowodowało, że ciężki KM, zawisł nad maskom pojazdu.
W ładowni zrobiło się ciasno. Był tam ranny, Adam, Alex…. i Luneta. To był podstawowy błąd. Owszem snajper znalazł apteczkę szybciej niż zrobił by to Adam, jednak na kilka chwil auto zostało bez osłony… bez osłony zostali również Ci, którzy znajdowali się na zewnątrz. Luneta, jako doświadczony żołnierz powinien wiedzieć, że takie działanie nie jest tylko głupie… jest niewybaczalne z uwagi na to, że przez te kilka chwil naraża nie tylko siebie, nie tylko wszystkich znajdujących się w samochodzie… ale dokumentnie wszystkich. Jego celne oko i pewna ręka były nieocenione… To że znalazł coś szybciej od Kostucha absolutnie nie tłumaczyło, powodu jego zejścia… przynajmniej w mniemaniu Kowalskiego.
Nie miał czasu powiedzieć czegokolwiek. Spojrzał tylko na snajpera wyrażając swoją wściekłość i zdumienie, że ktoś taki zrobił coś takiego… Zaraz potem rozszedł się wokoło odgłos eksplozji. Adam nie wiedział co wybuchło. Nie było to w tym momencie ważne. Istotne było to, że nie byli to oni.
- Spieprzaj na górę! Ze złością, ale przede wszystkim z przerażeniem rzucił Kostuch.
- Alex, siądź proszę do KM’u. Jules, potrzebuję chwili spokoju….
Zaczął od pobieżnych oględzin ciała Indianina. Na pozór wszystko było w porządku. Prócz tego, ze oberwał w głowę. Puls był przyspieszony, oddech słaby jednak w tej chwili podstawowe funkcje życiowe były zachowane. Defibrylacja, resuscytacja nie były potrzebne… trzeba było się skupić na ranach a nie utrzymaniu delikwenta przy życiu. Przynajmniej z pozoru.
Kostuch zdjął hełm poszkodowanego i przeklął. W środku było dużo krwi. Ta tworząc jednolitą masę z włosami uniemożliwiała szybkie odnalezienie rany. Adam wyjął z apteczki co większy kawałek jałowej gazy, zmoczył ją w wodzie z manierki i zaczął przemywać początkowo powoli i delikatnie, potem gdy z grubsza zlokalizował miejsce krwawienia odrobinę szybciej. Jak się okazało przecięcie nie było poważne… aż dziw bierze, że od czegoś takiego, było tak niewielkie. W końcu oberwał w głowę. Mimo tego, zastanawiającym było, że potężny i wytrzymały mężczyzna musiał być w zasadzie przyniesiony. Uderzenie mogło go zamroczyć, mogło wywołać wstrząśnienie, lub stłuczenie mózgu… obrażenia mogły być zdecydowanie większe i mogły być niewidoczne dla badającego. Kowalski zatamował krwawienie okręcając głowę w zgrabnym opatrunku. Gdy wykonywał czynności skapował się, że kości czaski, nie powinny drgać pod wpływem dotknięcia palców… To musiał być powód tego zamroczenia i ogólnego stanu pacjenta. Bryan, miał po prostu połamane kości czaski. To nie była dobra wiadomość. Był mu potrzebny lekarz. Z prawdziwego zdarzenia. To co Adam mógł zrobić w tej chwili to starać się go utrzymać przy życiu…. Tak długo jak długo będzie to możliwe.
Adam przypomniał sobie swoją debiutancką akcję. Przypomniał sobie automat, którego użył poprzednio. Strzykawki bezigłowe i cała aparatura wprowadziły tamtego człowieka w stan śpiączki farmakologicznej… to było ryzykowne, jednak jak mniemał Kowalski mogło okazać się jedynym dobrym rozwiązaniem w tej chwili.
Szybki rzut oka na apteczkę i zaraz potem w jego rękach była już pierwsza ze strzykawek, potem druga, elektrody podłączone do ciała mężczyzny… ciche brzęczenie mechanizmu i kontrolki zmieniające kolor z czerwonego na zielony. Oddech Bryana’a stał się coraz słabszy, jednak bardziej równy. Zasnął.
Na czym polegało ryzyko? Nie powinno się dawać zasnąć człowiekowi z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Z takiego snu mógł się nie obudzić. Z drugiej jednak strony wyobraźcie sobie, że macie złamaną nogę i macie na niej iść gdziekolwiek. Ma to jakiś sens? Głowa jest o tyle newralgicznym elementem ludzkiego ciała, że jeśli nawet siedzimy w miejscu, nawet się nie ruszamy… to ten element naszego ciała pracuje zawsze… Trzeba zatem było zdaniem Kowalskiego ograniczyć możliwie tenże proces.
Adam uniósł bok żołnierza i obrócił go na bok. W tej pozycji nie powinien zadławić się własnymi wymiocinami. Powinien być też w miarę stabilny przy jakimkolwiek transporcie.
Kiwnął głową do pewnego stopnia zadowolony z siebie i wykonanej pracy. Obrócił się i wychylił głowę do szoferki.
- Alex posiedzisz z nim? Śpi, ale może wymiotować. Uważaj żeby się nie zadławił. Jules mogę? Kostuch wskazał kierownicę. Gdy wypowiadał te zdania kątem oka dostrzegł płonący stos metalu, który został z jego buggi’ego.
Twarz stężała na chwilę. Żaden mięsień się nie poruszył. Świat na chwilę się zatrzymał. Odgłos pracy własnego serca był niczym młot pneumatyczny pracujący pod czaszką w zwolnionym tempie. A potem wszystko wróciło do normy.

Z jednym wyjątkiem.

Na twarz Kostucha wystąpił grymas bezgranicznej wściekłości…

… lapek przełączył się na kolejny utwór…

Within Temptation - What Have You Done (feat. Keith Caputo) - YouTube
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 05-10-2012, 10:58   #108
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Podbiegłam do Bryana. Całą twarz miał zalaną krwią, wyglądało to, jakby mozg wyciekał mu spod hełmu. Potrząsnęłam głową odganiając głupie skojarzenia, gdyby ciekł mu mózg już by nie żył, a on coś bełkotał. „Język Indian navajo, jak nic” – pomyślałam. Myśli krążyły mi w głowie, bez ładu i składu, jak w szalonym kalejdoskopie.

Zarzuciłam sobie ramię mężczyzny na szyję, przytrzymałam za nadgarstek, objęłam go w pasie i zaczęłam prowadzić – ciągnąć – w stronę samochodu. Byliśmy doskonałym celem… Albo mieliśmy szczęście, albo ktoś nas osłaniał – w każdym razie udało mi się go dociągnąć do tylnych drzwi. Wepchnęłam go do środka – a może ktoś go wciągnął, nie wiedziałam. Zatrzasnęłam drzwi przysiadając na podłodze ładowni

Za chwilę zjawili się obok Luneta i Kostuch, miałam nadzieje, że wiedzą co robić, bo jedyny pomysł jaki mi przyszedł do głowy to ściągnąć ten hełm i zatamować wypływanie mózgu…

Rozszedł się wokoło odgłos eksplozji, poderwałam się na nogi, obijając o jakiś kant. Ale to nie byliśmy my, coś innego, próbowałam spojrzeć przez szybę, widać było tylko dym.
- Spieprzaj na górę! Rzucił Kostuch, posłusznie przesunęłam się dwa kroki, ale po chwili dotarło do mnie, że wrzeszczy na kogoś innego.
- Alex, siądź proszę do KM’u. „Proszę” co za kultura.

Kiwnęłam głową machinalnie, zastanawiając się, co ma na myśli. KM… karabin maszynowy? Przeszłam bardziej na przód pojazdu, w strojne miejsca pasażera, strzelca, tam było to działo. Czy coś… „Spokojnie” – powiedziałam sobie „Spokojnie. Celujesz, wstrzymujesz oddech, liczysz uderzenia serca i strzelasz” Miałam tylko nadzieje, ze ten KM jest już odbezpieczony.

Usiadłam w fotelu oglądając sprzęt, szukając celownika, spustu.

- Alex posiedzisz z nim? Śpi, ale może wymiotować. Uważaj żeby się nie zadławił. – słowa Kostucha oderwał mnie od tej zajmującej czynności, jaką było studiowanie uzbrojenia.

Znów kiwnęłam głowa – gdyby mi powiedział, ze mam wyjść z samochodu i obiec go dookoła, też bym się pewnie zgodziła, bez namysłu – i przeszłam na tył, przeciskając się obok Adama.

Bryan leżał na ziemi. Mózg – jak na razie – przestał mu wyciekać. Pozycja boczna ustalona – tak się to chyba nazywało. Wymioty przy urazach neurologicznych były częstym objawem.
Skoro miał wymiotować, to chyba żył. To było pocieszające. Przepchnęłam go, dociskając nieco do bocznej ściany samochodu. Nie powinien być narażany na wstrząsy.. ale na to chyba nie mogliśmy liczyć. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, co pomogło by mi ustabilizować ciało mężczyzny.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 09-10-2012, 18:29   #109
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
To, co zostało z kolesia po Morganowym prezencie było wszędzie… Najgorsze, że musiał gdzieś tu przyglebić. Solidne sto kilo zwaliło się na piasek niedaleko kawałka nogi z butem. Przynajmniej było mało krwi a to ważne, bo nie wiadomo, kiedy będą mogli to przeprać. Na pustyni natomiast kojoty lub to, co z nich ewoluowało wyczuwało krew z baaardzo daleka. Ale to będzie później..

Kaem spoczął na dwójnogu. Wolf nawet nie zarejestrował faktu, że palcem sprawdził czy bezpiecznik ognia jest odbezpieczony. Poszukał wzrokiem bezpośredniego zagrożenia. Nie było, pośrednie równało się każdemu zakamarkowi, jakich tu były setki. Zapowiadało się, że to będzie kotlet i to smarowany na grubo…
Przez krótką chwilę wpadło mu na myśl, że może któraś z części tego wieśka może się tli, ale nie był na tyle uprzejmy. Coś mruknął pod nosem zapominając, że jest na nadawaniu. Dotyczyło to Tego wieśka, jego mamy i dużej bandy mutków. W końcu po chwili sobie przypomniał gdzie, co jest i zgryzek Cygara powędrował na swoje miejsce. Zwalczył przemożną chęć przypalenia go. Na szczęście przypomniało mu się, że kiedyś, gdy były prawdziwe rządy to wszystkie, co do jednego zajmowały się przypominaniem, że palenie skraca życie. W tym wypadku skróciłoby i to wybitnie. Przekonał się o tym, gdy buggy wyleciało w powietrze.

Zaklął pod nosem ponieważ nie lubił takich sytuacji. Co gorsza wcale nie zarejestrował skąd była odpalona rakieta. „Mniej więcej tam” w sumie brakowało mu zwiadu lub kogoś kto mógłby powiedzieć coś o polu walki. Teraz doceniał to w jaki sposób były zorganizowane zespoły bojowe na froncie… Teraz musiał po prostu zrobić wszystko by przeżyć. Spojrzał raz jeszcze na rozrzucone żelastwo, które nie dawno było ich łazikiem.
- No to teraz sprawa się robi jeszcze bardziej Osobista.


Przypomniało mu że dla Niego też jest Osobista poprzez Jeffa. I co za tym idzie powinien dopilnować by nie pójść jego drogą. A to że do tej się udawało nie oznaczało że może grać wściekłego kurczaka bez konsekwencji. Był prawie pod złomem, gdyby miał kogoś do pomocy mógłby zacząć to czyścić według Sztuki. Tak będzie robił to samo osłaniany ogniem pośrednim snajpera. Miał taką nadzieję..
- AJ, Luneta, Morgan czy możecie przykryć ogniem moje ewentualne wejście do tego złomu?
- Ja mogę Cię śledzić najgorsze nory jednak z odległości 600 metrów. -
powiedział AJ do radia.
- Kurwa. - usłyszeliście głos Lunety. – Bryan oberwał w głowę. Już jestem na górze. Nie widzę wejścia od tej samej strony co ty czyli nie za bardzo z tym przykryciem.
- Dobra. Ustaliłem z Morganem, że tu sam sobie poradzi. Idę do Ciebie. -
Szybki po chwili wybiegł zza Knighta dobiegając jakieś 10 metrów od Wolfa. - Idź. Ale spokojnie. Nie szybciej jak 2km/h. Osłaniam Cię stąd. - wyciągnął radio. - AJ śledź Reggiego podczas wejścia abym miał czas na przemieszczenie.

Skrzek radia wywołał w nim falę ulgi. Do tej pory działał systematycznie według Sztuki i jak na razie było ok. Teraz musiał? Chciał wejść w rolę szturmowca. Krótka chwila podniecenia minęła teraz musiał się wyciszyć przed akcją. Gdy będzie w akcji zostaną tylko odruchy.
- No i fajnie chłopaki, zaczynamy…
Aj poprowadź mnie prowadź nas szczęśliwie. Idę, jako jedynka. Na znak wrzuć granat do wejścia. To powinno pomóc o ile Ci kolesie nie stwierdzą, że ten złom można wysadzić w powietrze.

Szybkie sprawdzenie ekwipunku, amunicja do Miniacza. Czy jest jeszcze trochę. Czy Raggin Bull łatwo wyskakuje z kabury a nóż jest na swoim miejscu. W sumie brakowało tylko jednego. Z kieszeni wyciągnął starą Zippo i odpalił zgryzek. Niestety nie zaciągnął się tak mocna jak chciał z uwagi na ilość dopuszczalnego dymu jaki mógł wygenerować. Ale przynajmniej coś mu śmierdziało pod nosem.
Zaczął powoli i systematycznie się czołgać w kierunku pierwszego wagonu. Gdy był w odległości około 10 metrów od wejścia, sprawdził czy Szybki idzie po jego śladach a następnie warknął do radia
- Tora, Tora, Tora

Granat wpadł do środka. Minęła chwila po której okropny huk niemal odebrał Wolfowi słuch. Nie słyszał nic poza piskiem co pamiętał jeszcze z czasów frontowego boju. Tam było to normalne... Po maszynach jednak nie było widać zniszczeń poza kurzawą, masą rozerwanej rdzy i dziwnym zapachem. W miarę zbliżania się zapach zaczął przybierać na sile. Gdy Reggie wpadł do środka osłaniany przez Andrzeja i Szybkiego już dokładnie wiedział co lub kto go wydziela. Flaki, krew, kończyny i narządy wewnętrzne kryły niemal całą kabinę od środka. Duże pomieszczenie wyglądąło jak żywe, gdy jeszcze ciepłe ludzkie członki zdaje się, że podrygiwały w niektórych miejscach. Reggie nie wytrzymał. Chcąc mocniej zaczerpnąć powietrza poczuł jak wymioty podchodzą mu do gardła. Ostatni posiłek wyciekł z niego niczym z rozkręconego hydranta. Nie wytrzymał. Nawet on nie był w stanie ogarnąć tego obrazu połączonego z tym smrodem. Po chwili do środka wbiegł Szybki od razu wykrzywiając minę w grymasie zdziwienia. Ten jednak nie zwymiotował. Wolf zobaczył w boku pomieszczenia jakiś pakunek. Metalową skrzynkę. A w niej narzędzia i radio...

- Jim... Co tam się dzieje? Wyciągnij ich na otwarty teren. Niech wyjdą zza auta. Został mi jedynie jeden pocisk do LAWa... - usłyszeliście basowy głos wydobywający się z urządzenia.

- Morgan. - odezwał się do radia Szybki. - Mamy ich radio. Jakiś gość mówi, że został mu jeden pocisk do LAWa. Nie wychodźcie zza auta! On czeka w okolicy terenu, na którym przed chwilą byliśmy my. Nie wychodźcie. Ja wybiegnę jak szybko się da, a ty z Jules i AJ sprawdzicie czy się wychylił i skąd. Pasuje?

- Wolf jak Szybki stamtąd spierdala wysyłam do Ciebie Szakala.
- odezwał się Andrzej. - Jak będzie blisko powiem Ci. Daj znać, że zrozumiałeś.

- Chyba Cię pojebało
, sentencjonalnie odburknął Wolf. Fakt ze na siebie wziął całe uderzenie widoku luncheon meatu. Miał prawo na chwilę się wyłączyć, takie rzeczy zawsze wchodzą Ci w psyche. Nie ważne jak wielkim świrem jesteś. A Reggie nie był. To był powód, dlaczego był Tu a nie w swoim starym oddziale.
– Szybki, to przynajmniej na trzy bym mógł od razu wystawić tę fajkę na zewnątrz… I tak mam większe szanse, że to ja dostanę, ale przynajmniej nie będę stał jak ten cieć i patrzył jak do Ciebie bezkarnie pruje.
Potem czekam na Szakala i osłaniam ogniem, kogo potrzeba. Korci mnie żeby wleźć na ten złom i z góry móc was osłaniać. Ale do tego byłby mi ktoś potrzebny by zrobić to na biegu. Powolne wspinanie może źle się odbić na moim zdrowiu..
- To na trzy
. - powiedział Szybki. - Raz, dwa, trzy... - zaczął biec a każdy z obecnych musi przyznać, że biega szybko niczym przedwojenny struś.

Wolf wychylił się w momencie, gdy Szybki zaczął biec. Cisza. Nikogo przed nim. Z boków nic nie widział. Poczuł natomiast stal przyłożoną do głowy... Od góry! Jak widać nie był jedynym, który wpadł na pomysł wspinania się na maszynerię. Chwila ciszy. Usłuszał przełączenie trybu ognia. Charakterystyczne. Sekundę później nastąpił strzał. Poczuł ciepło, zobaczył ściekajającą mu po mundurze krew. Odsunął się w momencie, gdy gość z karabinem spadł na ziemię z dachu pojazdu. Bez połowy czaszki... Wolf znowu walczył z wymiotami, ale tym razem wygrał tę walkę.

- Wybacz Wolf, że się Tobą tak bezkarnie posłużyłem. Musiałem go jakoś stamtąd wyciągnąć. - AJ, ten skurwysyn, o tym wiedział?
“W sumie racja.” pomyślał Reggie patrząc na trupa niemal bez głowy. Jedynie Barrett mógł coś takiego uczynić.
Po chwili do Wolfa przybiegł Szakal. Od strony drugiego pociągu.
- Czysto. Jak dla mnie to wszyscy.

Adrealina skończyła się za szybko, wszystko wokół jakby wróciło do normalności. Hasło „Jest już bezpiecznie” powodowało rozluźnienie zmysłów, spowolnienie reakcji i całą resztę pozostałych czynności, które powodowały że było się podatnym na pułapki. Wolf, skinął głową na znak że się zgadza.
- Okey, może i jest czysto ale nie zawadzi mimo wszystko kogoś wystawić na czatach. Nawet i na węglarkę posadzić. Najważniejsze by znów nie dać dupy tak jak tu..
Chłopacy ze snajperkami moglibyście się tym zająć.

Reggie korzystając z okazji że jest chwilo spokojnie zabrał się najpierw za przezbrojenie Miniacza. Zapas powędrował na miejsce Jedynki, a częściowo wystrzelany magazynek poszedł do wora. Obejrzał broń czy nie ma jakiś większych zanieczyszczeń zwłaszcza piachu oraz kości z obydwu gości. Gdy był już gotowy zabrał się do tego co robił jak zawsze bardzo dobrze czyli za szaber. Nie mógł pozwolić by dobry sprzęt marnował się na pustyni. Potem poszedł sprawdzić co zostało z buggy i ich zapasów.
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline  
Stary 13-10-2012, 16:02   #110
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jules zarejestrowała kilka rzeczy. Adam wciąż był blady jak śmierć i wcale mu się nie dziwiła, bo jej też się trochę niedobrze zrobiło gdy pomyślała sobie, że te skrawki mięsa i krwi były kiedyś człowiekiem.
Człowiekiem, który z chęcią widziałby ich teraz jako zimne trupy. Więc lepiej, że to on nie żył. Oddychała głęboko by uspokoić nerwy, żołądek i bijące za szybko serce.
Od tyłu do Knighta wpakowała się Alex z Indianinem. Jules zerknęła na nich przez ramię, ale zaraz musiała odwrócić się, by przyjrzeć się baczniej. Czy on miał dziurę w głowie!? Jasna cholera, powinien nie żyć, więc albo Alex ciągnie trupa, albo Indianin zaraz wyzionie ducha. Nie, nie wyglądało na to, że miałby umrzeć.
Wymienili z Adamem spojrzenia i Jules z miejsca zrozumiała, że teraz ona usiądzie za kółkiem, a Kostuch zajmie się rannym. Wahała się chwilę, bo to oznaczało, że stracą osłonę działka, ale zadecydowała, że życie jest ważniejsze od chwilowej utraty osłony. Zacisnęła zęby jak we wstecznym zobaczyła Lunetę, ale Kostuch bardzo szybko wyraził jej obawy, tylko mniej grzecznie.
Skinęła głową, ze zrozumieniem gdy powiedział jej, że potrzebuje spokoju. Starała się prowadzić tak auto by zminimalizować wstrząsy, a co jakiś czas zerkała zatroskana do tyłu.
Nagły wybuch, sprawił, że podskoczyła w siedzeniu. Spojrzała w tamtą stronę, gotowa na wszystko. Wybuchł ich drugi pojazd, buggy. Zmełła w ustach przekleństwo by nie denerwować Adama, który wydawał się być zajęty pacjentem. Dobrze, bo to mu się nie spodoba.
W końcu skończył swoje i chciał kierownicę. Dobra, w sumie będzie lepiej jeśli wróci do operowania joystickiem. Już chciała się zamienić, gdy kątem oka zauważyła minę Kostucha. Szturchnęła go łokciem.
- Kierownica, Kostuch, bo inaczej sami wylecimy w powietrze - syknęła. - Wyliże się z tego?
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172