Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-07-2012, 11:16   #81
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
kanna & Szarlej

- Dobra panie i panowie. I my ruszamy. – powiedział Morgan i rozejrzał się po swoich “podwładnych”. Hakerka, zawodowy ochroniarz, mechanik, rusznikarz i pogranicznik. Mrożonki nie znający realiów. Z drugiej strony dwóch najemników, wtyka, przedwojenny snajper, treser bestii z sławą telepaty i jego były szef. Banda zabójców. Świetnie się nadawał na ich dowódcę. Niedoszły student i nauczyciel. Cyngiel do wynajęcia, który służył chyba pod każdą banderą. Po za tą ze stalowym orłem.

- Ruszamy w pościg. - kontynuował patetycznym głosem nawiedzonego kaznodziei (jak się przynajmniej Alex wydawało) - Jak wiecie gra toczy się o dużą stawkę. Już nie chodzi o to, że wdarli się do naszej twierdzy. Już nie chodzi, że zabili naszych. Chodzi o układ sił w tym bajzlu zwanym Stanami Zjednoczonymi. Nie wszyscy jesteśmy za rządami Collinsa ale nikt z nas nie chce chyba jej zamienić na dyktaturę handlarzy czarną śmiercią i alfonsów. Dlatego jedziemy. Priorytetem jest odzyskanie skradzionych danych. Spróbujemy ich doścignąć, wiemy gdzie się udają. Jeżeli nam się nie uda będzie trzeba szturmować ich bazę wypadową.

Przełknął ślinę. Wysyłał ich na pewną śmierć. Tak jak to zwykle robił Mały. Pieprzony.

- Black Mirrors. Najemnicy. Bardzo dobrze wyszkoleni i nawszczepiani. Tym razem będą walczyć do końca. Liczą, że tu nie został nikt kto może podjąć pościg. Mylą się. Nie wiedzą, że ich elektroniczne systemy będą najwyżej obiektem dowcipów Alex. Że dysponujemy nie jakimś powojennym śmieciowym sprzętem a najlepszą technologią podrasowaną jeszcze przez naszych techników. Nie wiedzą, że możemy podjąć ich ślad nawet w nocy.

O ile na początku Alex miała jeszcze cień nadziei, że Michael wierzy – choć trochę – w to co mówi, teraz ta nadzieję utraciła. Bezpowrotnie. Popieprzony szaleniec.
W głowie się jej przejaśniło, jakby praca z Tanią wytworzyła jakieś nowe połączenia w mózgu. Albo przetarła stare. Tania była bardzo inteligentna, szybko zaczęły nadawać na tych samych falach, rozumiały się z Alex wpół słowa. Jakby znały się od dawna… zabezpieczenia urządzenia opanowały w zaledwie kwadrans.
Michael – porwany swoją przemową – nie zastanawiał się, czy aby nie przesadza. Alex wiedziała, ze przegiął. I to bardzo. Umysł wyraźnie wracał jej do sprawności, myśli biegły szybko, sprawnie, jak wtedy, kiedy studiowała… Michael kontynuował, a (niezdrowa) wiara i natchnienie malowały się na jego twarzy..

- Myślą, że bez Małego nasz szturm jest skazany na niepowodzenie. Mylą się i tutaj. Mamy dwóch snajperów z prawdziwego zdarzenia. Takich co potrafią komarowi jajca odstrzelić. Jeden dał nam już namiastkę swoich umiejętności. Z tym śmieszkiem od pada kiedyś wracałem z baru. Obaj zalani. Napadło nas trzech miejscowych kiziorów z kosami i pałkami. Nim wyciągnąłem klamkę wszyscy trzej leżeli a on mi zaproponował jeszcze kolejkę. Innym razem dziesiątka twardych najemników z Hegemoni rzuciła broń tylko na dźwięk jego nazwiska. I naprawdę nie koloryzuje, jest jednym z lepszych operatorów bojowych jakich znam, jego sława go wyprzedza. Jedyne czego możemy się obawiać to, że podczas szturmu Wolf z swoim “Maleństwem” będzie za naszymi plecami i otworzy ogień. Dobra, dość tego zachwalania, pokażemy im jacy jesteśmy! Za parę lat jedynie zostaną o nich legendy. A szczególnie o tym jak ich rozbito. Plan jest prosty i wykorzystujący atuty o których nie wie Cruz. Do buggy’ego wsiądzie Adam i Wolf. W razie spotkania mają za zadanie zatrzymanie ich samochodu. W tym czasie Jeff na wierzyczce i Gregory przy padzie mają za zadanie uniemożliwić tamtym ostrzał buggy’ego. Za kółkiem siądę ja. W razie zatrzymania auta Szybki, Luneta i AJ pacyfikują załogę. Jeżeli dorwiemy ich dopiero w bazie to... może być wiele zmiennych dlatego przedstawianie planu na razie nie ma sensu. Dowiecie się na miejscu. Za zwiad odpowiada Szakal. Całą akcje koordynuje ja z Lunetą. Priorytetem jest dostanie danych. Celem drugorzędnym jest przejęcie Cruza i jednego z nich jednak nie kosztem Waszego życia. Pytania?


Rozejrzał się po ludziach. Nikt się nie odezwał.
„Są przytłoczeni jego wizja – pomyślała Alex – minie chwila, zanim dojdą do siebie”

- Panno Cobin. Pozwoli Panna ze mną?
Wyrwana gwałtownie ze swoich rozmyślań Alex popatrzyła na mężczyznę. “Przedawkowałeś chyba coś, nie koleś?” mówiło jej spojrzenie. Nie odezwała się jednak, skinęła głową i poszła.
Michael zaprowadził „drużynową hakerkę” do miejsca w którym zostawił swój stary stuff. Kamizelkę i peemkę z zapasowymi magazynkami.
- Ja tam już więcej sprzętu na siebie nie wcisnę ale Tobie może uratować tyłek. Tutaj masz selektor ognia. Do zwrotu.
- Gadałeś jak popieprzony fanatyczny przywódca religijny przez straceńczą misją. Nawet nie to..
. - zamyśliła sie przez chwilę wpatrując w karabin. “Kolbą do ramienia, żeby nie kopało w zęby” wskoczyła jej do głowy złota myśl z jakiegoś filmu “Ale gdzie to ma kolbę? Kolba to to dłuższe powinno być...jakiś obrzyn jest, czy coś..”- Nie, raczej jakbyś sam chciał siebie przekonać, że to co robimy ma szanse powodzenia. Jakiekolwiek - stwierdziła Alex ściągając koszulę. Została w samym topie i zaczęła wkładać kamizelkę. Widać było na kilometr, ze robi to pierwszy raz w życiu - Co to jest selektor?
Michael oderwał wzrok od swojej podopiecznej.
- Daj pomogę. Podnieś ręce do góry.
Sprawnie zaczął dopinać rzepy z boku.
- Możesz mieć trochę problemy z oddychaniem ale zatrzyma wszystkie kule pistoletowe. Przynajmniej pierwsze siedem na luzie. W przypadku karabinów lepiej sie chowaj. Ogólnie lepiej sie chowaj.
Odszedł parę kroków.
- Genialna nowa kreacja. Swoja droga myślałem, że brzmiałem jak ktoś z ostrą mania wielkości. A tak to po tym wszystkim może założę własną sektę? Co sadzisz o kulcie Wielebnego... Jakieś nowe nazwisko będę musiał sobie wymyślić.
- Dzięki
- wycharczała Alex, jak tylko udało się złapać oddech po tym jak Michael dociągnął rzepy kamizelki - brzmiałeś jak desperat.- Włożyła koszulę. Kamizelka cisnęła i uwierała - tak musiały czuć się kobiety w gorsetach - Mam się chować, rozumiem. A poza tym? - podniosła karabin - To się jakoś odbezpiecza? - zaczęła szukać czegoś, co by dało radę przesunąć.
- Tu z boku. To jest selektor ognia. Jak masz na dole to masz broń zabezpieczoną, w górę seria a jeszcze wyżej pojedynczy. Ale wiesz co? Może nie przełączaj na razie. Szakala jeszcze nie ma, zdam komendę Lunecie i pokażę Ci jak się strzela. Powinienem zrobić to na początku. A co do Lunety... Masz wytrychy?
- Tak
- Alex skinęła głową - wytrychy, lapka, te coś sprężynowe... Zabrałam z magazynu. Sądzisz, że zdążę ich użyć, zanim nas odstrzelą?
- Nóż? A co do odstrzelenia to mam na to prosty sposób. Działa od siedmiu lat. Strzelam pierwszy.
- Nie nóż. Znaczy - nóź też, ale te sprężynowe wspomagacze stawów skokowych, w instrukcji pisze, że podskoczę w nich na 2 metry. A nawet wyżej, bo nie wazę 90 kg. Jeszcze nie próbowałam, ale to może być zabawne… .
- usiadła - Serio tak robisz? Strzelasz do wszystkiego, co się rusza? Jak to jest? Zabijasz kogoś i co potem? Myślisz o tym? Wraca?

Przykucnął obok niej i wyciągnął paczkę fajek. Zajrzał, została ma jedna. Żeby zyskać na czasie poszukał wzrokiem Franka.
- Szybki! Kopsnij fajki! To rozkaz!
Po komentarzu, na który odpowiedział tylko środkowym palcem złapał papierosy i wyciągnął w kierunku hakerki.
- Ciężkie pytanie. Naprawdę. Miałem... łatwiej. Byłem wcześniej żołnierzem w Afganie i już tam musiałem zabijać. Tylko to było inaczej, odpowiadałem ogniem na ogień. A teraz... Teraz jest trudniej. Bo czasem trzeba robić też inne rzeczy. Rzeczy, które się śnią po nocach. Więc nie, nie śnią mi się po nocach ludzie, których zabiłem ale miewam koszmary, miewam doły. Bardziej jednak się boję, że kiedyś przestanę je mieć.
Potrząsnęła głową - Nie palę, zdrowy tryb życia, i te sprawy... wiem, brzmi durnie. Jak dajecie radę żyć w takim ciągłym stresie? Przecież od tego ludzie wariują..
Zapalił i zaciągnął się, nerwowo. Zawsze tak miał jak się denerwował, jakby miał uraz do papierosa.
- Mhm. Dlatego prawie nikt z nas nie jest do końca normalny. Znaczy walczymy z tym jakkolwiek patetycznie to brzmi. Popatrz. Ja z Lunetą imprezujemy, alkohol, dziewczyny... Pomaga. Nan się zamknęła w iluzji przedwojennego życia. Mały zapędził w swoim fanatyźmie. To jest właśnie nasza tarcza, obrona. A gdy pęka... Znałem takich co poszli w narkotyki, szczególnie Tornado. Inni strzelali sobie w łeb a jeszcze innym... Na jeszcze innych czasem się poluje. Bo widzieli za dużo rzeczy i te przestały na nich robić wrażenie.
Alex pokiwała głową.
- Czyli muszę też sobie coś znaleźć, jeśli mam w tym wytrwać.. albo strzelić sobie w łeb, od razu. Ale nie wiem, czy bym potrafiła. To dziwne, miałam w rzeczach pistolet, choć nie pamiętam, żebym kiedykolwiek strzelała.
- Wiesz, nie musi to być nałóg. Coś co Ciebie trzyma. Ja na przykład poluje na książki, których jeszcze nie czytałem, to też niezła odskocznia
.
Alex znów pokiwała głową. Bez przekonania.
- Jeszcze raz dzięki za kamizelkę - powiedziała wstając.
- Nie ma sprawy. Chodź postrzelamy, lepiej, żebyś teraz poznała broń a nie na akcji. Po wszystkim zgarnę Lunetę i zrobimy wam porządny kurs.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 13-07-2012, 22:49   #82
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Martin miał już większą ochotę słuchania Ruperta o tym jak to on pił wódkę z prezesem wszechświata niż słyszeć takie teksty jakim właśnie rzucił do niego snajper. Ta kwestia z rachunkiem sumienia ani trochę nie przypadła mu do gustu. Ciekawe co przygotował dla niego ten spaczony świat tym razem. Może spotka jednak coś przypominające stwory ze Star Warsa którego był wielkim fanem.

Kiwnął snajperowi głową.
-Daj mi momencik, zaraz będę gotowy.

Ruszył szybko do miejsca gdzie mógł wziąć co nieco jedzenia. Zapasy jakie zabrał co prawda nie wyglądały imponująco, ale pachniały całkiem całkiem. Poczuł się przez ułamek sekundy jak w Europie sprzed tej całej katastrofy. W magazynie odwiedził swojego kochanego SU-16. Chuchnął na niego na szczęście. Zimno metalu sprawiło mu przyjemność. Jakoś tak już miał... lubił trzymać coś długiego i z kolbą. W końcu od 16 roku życia był przyzwyczajony do takich zabawek. Pistolety maszynowe i strzelanie z biodra nie sprawiało mu takiej przyjemności jak poczucie odrzutu na dołku strzeleckim i ustawianie muszki wraz ze szczerbinką.

Gdy już udał się w miejsce zbiórki ujrzał kobietę w której się prawie zakochał. To nie była broń... to było arcydzieło. Barrett M82A1, marzenie Grega. Miał go w rękach przez jakieś 10 minut w życiu i nie mógł wyjść z podziwu. Przecież to bydle było w stanie jednym celnym strzałem pozbawić helikopter możliwości lotu, a jego pasażerów skazać na przynajmniej awaryjne lądowanie.
~ Niech ja go tylko dostanę na warsztat... przejrzę mu bebechy, przerysuję schemat i zrobię z niego coś swojego... cóż... teraz trzeba jednak przeżyć... – myśl o zagrożeniu wywiała pozytywne akcenty tej chwili.



Przypomniał sobie, w warsztacie widział w pudełku ze wszystkim jeden z naboi kalibru 0.5 cala... może inne części też się znajdą... Korciło go żeby wrócić, ale z drugiej strony nie chciał wyjść na tchórza czy jakiegoś innego ciołka...



Greg stanął z torbą z prowiantem na ramieniu, swoją wierną samoróbką SU-16 i czekał na reakcję reszty. Praca w warsztacie pochłonęła go do reszty. Gdy naprawiał to M60 wyłączył się na chwile.
~ W sumie... to co się działo jak mnie nie było – pomyślał... Dowie się pewnie od Kowalskiego. Równy z niego koleś. Dobrze im się współpracowało.
Szanował Polaków, ale czasami miał wrażenie, że są szaleni... „Ja kurwa nie skoczę?!” – przypomniało mu się... gdzieś słyszał już tę kwestię. Nie pamiętał czy to było w filmie czy w jakiejś książce. Mniejsza. Jego wschodni sąsiedzi mieli we krwi szczęście wychodzenia z opresji bez szwanku.
Rusznikarz stanął przy pozostałych przebudzonych. Kiwnięciem głowy i cichym
-Dzień dobry
... przywitał się. Był chyba... gotów.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 14-07-2012, 15:55   #83
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Po 2020 niestety częściej od tego co potrafisz liczyło się to jak wyglądasz, dlatego nie godziło się przyjąć Silasa i chłopaków z NYPD w mojej starej kurtce. Wbiłem się w mundur i razem z Szybkim, Lunetą i Jeffem przystąpiłem do radosnego grabienia sprzętu zbrojowni. Znaczy dozbrajania się na akcje w sprzęt niezbędny, który oczywiście mieliśmy zamiar zwrócić. Pieprzenie. I ja i Szybki byśmy z tym sprzętem chętnie zwiali. Co do szabrowania to oczywiście zaczęliśmy od pierwszej klasy, w końcu mieliśmy dostęp do drugiej włącznie. A przed dwójką jest jedynka. Widziałem jak Szybkiemu rozszerzają się ze zdziwienia oczy, nie powiem mi też kopara opadła. Części tego sprzętu nie potrafiłem nazwać inaczej niż “karabin”. W przeciwieństwie do chłopaków ograniczyłem się do tego co znane i sprawdzone. Podkosiłem kamizelkę, rzekomo spełniającą wymagania trzeciego poziomu A NIJ. Miałem nadzieję tego nie sprawdzać. M9 poszło do kabury udowej a na plecy strzelba. Długo się nie zastanawiając wziąłem krótką Ithace zostawiając wypieszczonego Neostreada. To miał być tylko wytrych a ithaca warzyła dużo mniej. Na koniec podopieszczałem emkę. Wymieniłem optykę na kolimator, i tak mieliśmy dwóch snajperów a na bok podłączyłem latarkę. Na sam koniec dokręciłem tłumik i przewiesiłem karabin przez pierś. Już czułem ciężar sprzętu a musiałem jeszcze nabrać naboi i granatów. Na sam koniec podkosiłem hełm Advanced Combat i podczepiłem pod niego mój noktowizor. Teraz gdyby nie zarosnięty ryj i shot na plecach wyglądałbym jak przedwojenny żołnierz. Ba! Z szuflady wygrzebałem nawet stos pagonów i przypiąłem sobie te kaprala. Jak, kurwa w domu. Spojrzałem na chłopaków. Wyglądali imponująco. Każdy w kamizelce, Jeff z jakąś konwersją M16 z granatnikiem, Luneta ze swoją snajperą a Szybki z karabinkiem H&K i FiveseveN przy boku. Szczególnie ten zwrócił moją uwagę, takiego samego używała Fry Face, a raczej nosiła bo miała problemy z dostaniem naboi i przy rzadkich akcjach zwykle zadowalała się glockiem.
Po dozbrojeniu się sprawdzałem zestawy pp i torby lekarskie wrzucając je na tył potężnej, pancernej i diablo uzbrojonej maszyny. Szczególnie z tym ostatnim ktoś przesadził wpierdzielając rkmke na maskę nawet. Szybki z Lunetą właśnie wyrywali sobie pada od przedniego rkmu. Podnosząc skrzynkę z zapasami usłyszałem głos Posterunkowca.
- Ty! U nas na symulatorze to działa! Ale nie strzela normalnymi pociskami.
- Oddaj to. Używałem takiego. W Call of Duty, tylko, że tam były rosyjskie znaczki i nasi nie mogli go używać!
- Dex! Popatrz!
Spojrzałem na dwóch zabijaków, którzy bawili się jak dzieci i odezwałem się naśladując akcent meksów.
- U nas w Hegemoni to za takie coś wywalają z areny.
- Myślałem, że za brutalność.
- To jest brutalność, wrzucenie czegoś takiego na maskę.
Snajper w pewnym momencie wstał z siedzenia zostawiając Szybkiego przy manipulatorze. Sam w pewnym momencie pojawił się w wieżyczce kręcąc nią z boku na bok. Dzięki hydraulice chodziła aż za lekko.
- Zobaczcie to. Chłopaki z pustyni się poszczają zanim puścimy pierwszą serię...
- No co ty... - manipulator szybko kręcił się w rytm narzucony przez snajpera.
- Możecie razem tańczyć. Może rzucą Wam jakieś gamble. Tylko bez striptizu bo nie pozbieramy części. Chociaż może jakiś Juggernaut się spuści z wrażenia.
- Jak natkniemy się na jakiś cyrk on z chęcią nas rozbierze. Dosłownie.
- Tak. A chłopaki ze Specnazu w tle uwolnią zakładników. Dwóch z siedemnastu.
- Chyba Pani ze Specnazu za pomocą Trzmiela. On się idealnie nadaje do odbijania zakladników.
- A jak. - odparł Szybki. - Jak bym słyszał starego Holensa. Nie zastygać chłopaki! - z działka na masce wystrzeliła kanonada. Na szczęście bez kul...
Mimowolnie zaśmiałem się, ta dwójka potrafiła lepiej wyleczyć mnie z chandry niż bimber.

W końcu goście zjawili się a my godnie ich przywitaliśmy. Poważni, uzbrojeni może nie jednolicie jak oni ale w sprzęt najwyższego sortu. Właśnie ściskałem z Lunetą i Jeffem dłonie gdy... Gdy Szybki gdzieś się zgubił. Rozejrzałem się. Stał oparty o pojazd z padem w łapie. Rkm zaczął się przekręcać wprost na chłopaków. Debil. Ledwo powstrzymałem uśmiech i spojrzałem na ATeków.
Cała ekipa poza Sirrasem zaczęła po sobie spoglądać niepewnie. Dowódca w pancerzu wspomaganym spojrzał na Szybkiego, gdy zasłona hełmu schowała się. Morgan dostrzegł uśmiechające się oczy. W garażu nie było aż tak jasno aby móc równoznacznie stwierdzić kto stał przy padzie. Usłyszeliście głośny przekaz - jakby z radia:
- Zapytaj go czy to Lucky Strike’i Sirras.
- Palisz Lucky Strike’i? - zapytał O’Neil.
- Tak. - odparł Szybki a KM zatrzymał się już wycelowany.
- Tak pali. - powiedział Sirras.
- To powiedz, że jak widzę wystającą na milimetr paczkę czy nie zobaczę, że pas z amunicją nie jest podłączony? - głos w radiu rozbrzmiał a po nim nastała chwila śmiechu.
Chłopaki z NYPD spojrzeli po sobie z uśmiechami. Jeden czy dwóch raczej z ulgą. Do środka tymczasem wszedł gość w maskałacie z barettem i tatuażem w kształcie znaku zen.
- Witam państwa. Mówcie mi AJ.
W Zgniłym Jabłku "witaj, nazywam się..." było chyba standardowym powitaniem. Collinsowo-Mikowe chłopaczki nie miały za grosz inwencji. Mogli wysilić się na jakieś "cześć tępe chuje", "czołem brygada!" czy inne wariacje powitań. Cóż... Po wszystkim zrobię sobie wakacje w Detroit bo coś czułem, że pokazanie się w Vegas przez najbliższy czas nie będzie dobrym pomysłem. Tymczasem jednak uścisnąłem dłoń Polaka.
- Michael Morgan. A mi zawsze mówił, że nie pali, żebym go nie opalał.
Luneta z AJ i Jeffem równocześnie wybuchnęli śmiechem. Sirras z miną twardziela spojrzał na nich jakby nie rozumiejąc żartu. Po chwili on i jego ludzie też zaczęli się śmiać... Ledwo powstrzymałem się przed uwagą o trepach i żartach. Musiałem odgrywać dobrego gospodarza a tutaj chyba tylko AJ mógł się poszczycić poczuciem humoru. Widać wizja odbudowy świata z której słynęli miejscowi nie pozwalała im na rozwinięcie chociaż szczątkowego poczucia humoru.
- Nasz mechanik, o tamten Piękniś też ma korzenie Polskie.
AJ skinął głową i podszedł gadając z Pięknisiem (ksywka wydawała mi się lepsza niż Kostuch chociaż z jakichś powodów trochę pechowa). Języka ni cholery nie rozumiałem ale to musiał być polski. Był podobny do rosyjskiego więc po raz kolejny musiałem powstrzymać się przed uwagą do Szybkiego na temat naszego szczęścia do Rusków. Zamiast tego zająłem się życzeniem powodzenia dla drugiego teamu i obietnicą wspólnej popijawy. Na koszt Duchów oczywiście. Gdy skończyłem zaczął narastać huk i szum, po chwili zagłuszył wszystko. Wiedziałem co to jest, nie raz w Afganie słyszałem lądujące helikoptery.
Sirras postanowił nędznie zażartować na koniec.
- Zdaje się, że nasza taksówka już jest. Może nie żołta, ale ostatecznie na wojskowo też mi się podoba. Powodzenia i nie dajcie się zabić. Team Omega! Zbieramy się!
Zaśmiałem się i wtedy coś zobaczyłem na twarzy jednego z ATeków. Tatuaż w kształcie łzy. Znak, że koleś żył w przedwojennym pierdlu. Ta... Rabowałeś, paliłeś, gwałciłeś w dowolnej kolejności? Oddaj życie za Collinsa, on Ci wszystko przebaczy. Pieprzony ojciec narodu. Odwróciłem się do ferajny. Chwilę wpatrywałem się w nowy narybek. W jego tatuaż. Snajper z Polski. Z poczuciem humoru, świetnie uzupełni drużynę. Tylko czemu miałem przeczucie, że to wtyka? Coś było trzeba zrobić. Więc zacząłem mówić, wyjaśniać plan, trochę motywować (chujowo to szło) i ogólnie pieprząc trzy po trzy. Przemowa musiała być porażająca. Szybki mnie nie wyśmiał. Tak czy siak po wszystkim Szakala ciągle nie było a ruszenie bez jednej z naszych kart atutowych było głupotą graniczącą z samobójstwem. Żeby czymś się zająć i nie słuchać pseudo dowcipów chłopaków postanowiłem zwiększyć szansę przeżycia mojej ulubionej mrożonki. Po krótkiej rozmowie (której cholernie żałowałem) zdałem komendę Lunecie (pewnie jak wrócę wszyscy będą nawaleni w trupa) pozbierałem butelki i ruszyłem z Alex na strzelnicę.

***

Strzelnicę rozłożyłem w ruinach niedaleko bazy duchów rozstawiłem puste butelki, które zgarnąłem z garażu. Oczywiście mechanicy wcale ich nie osuszli, one tam już były, puste... Na stanowisko strzeleckie wybrałem kawałek wolnej przestrzeni, chyba parking przy tym co zostało z jakiegoś domku. Wziąłem peemkę od Alex. I zacząłem szkolenie.
http://world.guns.ru/userfiles/_thum...g96/kriss1.jpg
- Wykład czas zacząć. Selektor ognia to ta dziwgienka na środku. Jak jest na dole to jest zabezpieczony, cyngiel jest twardy i nikogo nie zabijesz. Tak się broń przenosi.
Spojrzała na mnie, wyraźnie oburzona.
- Nie jestem kretynką.
Powstrzymałem uwagę, że nie wiedziała co to jest selektor ognia i kontynuowałem.
- Przesuniesz wyżej to będzie strzelać seriami, to zostawimy na potem. Jak ustawisz na samą górę strzelasz ogniem pojedynczym. Gdy strzelasz rozłóż kolbę. U góry regulujesz przyrzady celownicze, obecnie masz ustawione na 25 metrów, nie radzę strzelać z tej zabawki powyżej 50 chyba, że jesteś naprawdę dobra. Z racji na konstrukcję, pominę te nudne rzeczy na których sam się ledwo wyznaje, jest cholernie celna dlatego przy dobrze ustawionych przyrządach nie musisz celować niżej czy wyżej. Powinno się strzelać miedzy uderzeniami serca ale to tak naprawdę ma znaczenie gdy chcesz trafić w konkretny, mały cel. W człowieka trafisz i bez tego a większość po otrzymaniu kulki straci ochotę do dalszej walki. Większość to nie znaczy wszyscy, szczególnie w dzisiejszych czasach. Trzymaj, kucnij i na spokojnie przymierz do tamtych trzech butelek.
Przykucnęła, przyciskając kolbę do ramienia.
- Serio liczysz uderzenia serca, jak na ciebie lecą z bronia? i wyczekujesz, kiedy jest “między”?
- Nie. To odruch. Tak jak... Nie wiem. Po prostu strzelasz w odpowiednim momencie jak się wprawisz.
Alex nie odpowiedziała, docisnęła broń i nacisnęła spust. Nie czekała na “między”. Jak na mój gust miała juz wyrobione nawyki. Całkiem niezłe. Radziła sobie tak dobrze jak ja. Rozstawiłem potem butelki obok siebie i kazałem jej przećwiczyć krótkie serie przy okazji sprawdzając teren. Do ostatnich dwóch dałem jej moją emkę. Z nią zdecydowanie sobie nie radziła. Odrzut był za duży i gdyby nie kolimator to prędzej by siebie zastrzeliła niż butelki. Po wszystkim trzeba jej będzie znaleźć coś lżejszego i trochę podszkolić. Gdy wszyscy szklani i plastikowi wrogowie byli obaleni skinąłem głową
- Nieźle. W FBI Ciebie tego nauczyli?
- Nie mam pojęcia. Sądzisz, że byłam w FBI? Był taki serial kultowy, Z Archiwum X. Oni byli z FBI...
- Tak wiem. Prawda nie istnieje. A co do FBI tak jest w Twoich aktach.
- Chcę zobaczyć te akta.
Miała zdecydowany głos jakby odmowa nie wchodziła w grę.
- A ja chce zaliczyć gitarzystkę z którą byłem ustawiony godzinę temu. Różnica jest taka, że mi się nie uda a Tobie tak jak tylko wrócimy.
- Dlaczego nie teraz? Szybko czytam...
- Bo nie noszę ich przy sobie. Dobra, zbieramy się.
Podniosłem karabin z ziemi i przewiesiłem go na skos przez pierś.
- Poczekaj Mamy czas na ten trening, a nie dasz mi 10 minut na przeczytanie moich akt? to nie fair...
- Lecimy, czas ucieka. Możesz je wziąć ze sobą ale jak się przed kimś wygadasz, że mam te akta to za kciuki powieszę.
- Nie powinieneś ich mieć?
- Elvis mi je dał w najwyższej tajemnicy.
Coś mnie te archiwum X się trzymało a do tego dowcip się stępił. Niedobrze.
- Wyobraź sobie co by było jakby Cruz wiedział o aktach? Jego też mam.
- Wszyscy, którzy byli w zamrażarkach, mają akta? Dlaczego ich nie dajecie? Przecież to by przyśpieszyło odzyskiwanie wspomnień.
- Amnezja nie jest standardem po zamrożeniu. Do tego informacja to broń, prawie tak potężna jak dziewięć milimetrów. Ta broń nie jest moja więc nie jestem upoważniony do ich rozdawania. A akta nie są tylko mrożonek. Podejrzewam, że Mały ma takich akt od cholery. O właśnie... Pomożesz mi coś zrobić?
Alex spojrzała na mnie tym razem podejrzliwie.
- Zależy, co... jestem ci wdzięczna, oczywiście, ale wszystko ma swoje granice...
- Ta rzecz jest niemoralna, obrzydliwa i do tego nielegalna. Pomożesz gwizdnąć moje akta dla Małego?
- Nie widziałeś ich?
- Nie. A strzegę swojej przeszłości, o czym wspominałem jakiś czas temu. To co powiesz na mały włamik? Ja wprowadzę nas do jego gabinetu a Ty otworzysz szafkę.
- Nie ma sprawy. A jak mnie złapią, to co? Wywalą na pustynie?
Zaśmiałem się słysząc jej lekki ton.
- Mhm. W dziwnym kapelutku na głowie. I spotkasz plemię dzieciaków żyjących we wraku samolotu. Hm... Mamy nawet murzynkę w ekipie. A tak serio to obecnie w Duchach rządzę ja i Luneta. Tobie nic nie zrobią bo wykonujesz moje polecenia a mi tu nikt nie podskoczy. Jako jedyny nie tracę głowy i połowa naszej siły ogniowej współpracuje z nami tylko dzięki mnie.
- Ok, uznam, że Ci wierzę . Idziemy?
- Idziemy.

W garażu zmieniłem zdanie. Zrzuciłem karabin i pancerz na tył Knighta i poszedłem po akta Alex, które jej dałem. Szakala nigdzie nie było. Nie mieliśmy czasu. Trzeba było ruszać, moje akta mogły poczekać. Zarządziłem wyjazd na misję na której wszyscy pewnie zginiemy. Pięćdziesiąt sześć lat to dużo... Wolałbym pożyć jeszcze trochę.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 22-07-2012, 02:35   #84
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Robił to co zawsze. Leżał i śmierdział. Wiedział, że nikomu nie przeszkadzał. Wokół były jedynie gruzy, śmieci i otwór, z którego ziała nieprzenikniona ciemność. Jeden z nielicznych płaskich dachów w mieście był zajęty przez niego od dawna. Schodził tylko nocą, gdy inni nie krążyli po mieście. W dzień tu wypoczywał a w nocy schodził po racje na dół. Miał spokój. Niczego więcej nie chciał...


Leżał spokojnie owinięty w wyliniały, stęchniały koc słuchając krążących wokół niego owadów. Skąd się tak nagle tyle tego cholerstwa wzięło? Nie miał pojęcia. Dobrze, że nic na nim nie siadało. Miał dość zmartwień i bez choróbska skóry, które takie pieprzone paskudy roznoszą... Odgłos tych małych, nie mogących się zatrzymać skrzydełek spowodował, że podniósł głowę. One były coraz głośniejsze. Otworzył oczy i spojrzał na swój plecak. Miał jeszcze trochę jedzenia i jedynie pół litra wody. Będzie musiał zejść na dół wcześniej...

Gdyby tylko te owady dały mu spokój! Machnął ręką od niechcenia chcąc je odgonić. Wtem rozejrzał się i dostrzegł, że wokół nie ma żadnych owadów a odgłos pochodził... z wielkiej, latającej maszyny! Szybko podczołgał się na skraj dachu patrząc w kierunku lecącego w jego stronę monstra. Metalowe wrota się otworzyły ukazując wnętrze bestii... Tam byli ludzie! Prawdziwi, realni ludzie!


- Zbliżamy się do celu. Płaski dach na starej kotłowni. Dokładnie 700 metrów od pojazdu Małego. - głos wielkiego, okutego w stal człowieka był słyszalny mimo okropnego skowytu silnika pojazdu.

- Sirras! Widzę jakiś ruch na dachu! - powiedział pilot MI-24 zbliżającego się do wysokich zabudowań.

Dowódca obrócił się a podzespoły jego hełmu wskoczyły na wyższe obroty. Zbadał cały dach za pomocą termografu kiwając powoli głową. Potem zaśmiał się spokojnie.

- To tylko bezdomny biedak. - powiedział do pilota i obrócił się do reszty. - Dobra. Gotowi? Tutaj schodzą Sith i Tymon. Rozejrzyjcie się po okolicy. Reszta zostanie wysadzona 50 metrów dalej. Ja zeskoczę z nimi. Ustawić łączność. Częstotliwość 469MHz...

Rozsuwane wrota pojazdu się otworzyły, gdy helikopter był parę metrów nad dachem. Na dół zostały zrzucone liny. Sith i Tymon skinęli głowami reszcie na pożegnanie i po chwili byli już na dachu. Zsunęli się po linie niemal tak samo szybo jakby wyskoczyli. Snajper i zwiadowca. Co tam tak śmierdziało? To chyba ten bezdomny...


Reggie Thomson

Cały czas wspominałeś rozmowę z Jake'iem w Fortepianie. Myślałeś już nad tym jak dobrze będzie działać na własną rękę. Zero ucisku ze strony Duchów. Niby Mały nie zmuszał Cię do niczego, ale nawet ty po tym jak Ci pomogli nie byłeś w stanie tak po prostu podziękować i odejść. Byłeś niemal pewien, że po tej akcji będziecie kwita i będziesz mógł iść w swoją stronę. Miałeś bynajmniej taką nadzieję...

Spojrzałeś po tej całej zbieraninie. Morgan wyglądał na zdeterminowanego jak mało kto od samego rana. Adam, którego pamiętałeś ubabranego w smarach teraz wydawał się jakiś taki mniej swój. Jeff jak zawsze spokojny. Luneta jak przed każdą akcją roześmiany. Udawał, że nic się nie dzieje. Tak naprawdę wiedziałeś, że pod jego czaszką buzuje. AJ nie znałeś wcale to też pomyślałeś, że musi mieć większą krzepę niż na to wygląda. Jego giwera wyglądała Ci na 15-20 kilogramów dobrej roboty. Pociski pół cala, które pakuje się do tego typu armat odgłosem swego wystrzału niemal wywoływały u Ciebie orgazm. Pamiętałeś z frontu...

Po znalezieniu zaczepów do granatów, amunicji, ładowacza do swego rewolweru zdecydowałeś się znaleźć radio. Wiedziałeś, że musi być gdzieś w garażu. Szukałeś i szukałeś, ale zanim znalazłeś coś nadającego się na montaż wrócił Michael i kazał się zwijać...


Adam Kowalski

Już chciałeś mieć to za sobą. Pierwsza jazda nowym Buggy. Na samą myśl aż włosy na karku stawały na baczność. Wolf szukał czegoś w widocznie nie swoim królestwie kiedy ty starałeś się upewnić, że wszystko jest. Może Reggie był czasem dziwny, ale faktycznie radio i mocne brzmienie by się tu przydało. No, ale... ty to zrobiłeś szybciej niż ktokolwiek kiedykolwiek mógłby przypuszczać! Odmówiłeś sobie nadmiaru jadła, picia a chwilami i tlenu aby to miało ręce i nogi.

Chciałeś już ruszać, ale nadal nie było Szakala, Morgana, Alex i jeszcze paru osób. Rozmowa z Andrzejem nazywanym AJ nie dawała Ci spokoju. Więc takimi stali się teraz ludzie? Żyjącymi od samobójczej misji do... jeden Bóg wie czego. Armata, którą nosił może nie mówiła Ci zbyt wiele, ale słyszałeś, że pocisk pół cala wystrzelony z czegoś takiego przebija ze 100 metrów pancerz grubości 20mm. Skąd ty to w ogóle wiedziałeś? To była zagadka... Nie chciałbyś jednak aby jakiś ukryty gość strzelał z tego typu zabawek do Knight'a. Nie po tym jak spędziłeś przy nim tyle czasu. Dałeś mu coś więcej niż serce. Dałeś mu duszę! Starałeś się spędzić przy nim tyle czasu, sił i pomysłów aby móc mu zaufać. Chciałbyś powiedzieć, że od jego sprawności może zależeć twoje życie... Naprawdę chciałbyś.


Gregory Martin

Zebrałeś zapasy jedzenia i picia, swój wierny karabin i dość amunicji aby... W sumie było jej więcej niż potrzebowałeś. Byłeś tego pewien. Chciałeś nieco odnieść, ale wtedy spojrzałeś na leżący przy Buggy'm sprzęt Wolfa. Dwa KMy, dwie skrzynki amunicji, z tuzin granatów i jakieś inne bambetle. Gdzie on się, kurwa, wybierał? Do Iraku? Afganistanu? A może przejąć władzę w jakimś średnich rozmiarów miasteczku?

Podziwiałeś właśnie Barretta myśląc o przeróbkach i udoskonaleniach jakich byś tam zapewne dokonał. Sam złapałeś się na tym, że masz dziury w pamięci. Nie pamiętałeś dokładnie o co chodzi w... No po prostu miałeś takie uczucie, że o czymś zapomniałeś. Za czasów, gdy robiłeś w H&K to by było nie do pomyślenia. A teraz? Czasy rzeczywiście się zmieniały. Jak wrócisz musisz poszukać jakiś książek i dobrego fachowca. Musisz. Nawet jeśli to skazywało Cię na miesiąc słuchania smutów Ruperta. W końcu wrócił Morgan i kazał się zbierać...
 
Lechu jest offline  
Stary 22-07-2012, 02:37   #85
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Alexandra Cobin

Ta zbliżająca się "misja" budziła u Ciebie pewien niepokój. Jak byś wiedziała, że coś pójdzie nie tak. Co dziwne nie bałaś się. Nie tak bardzo jak na początku. Po strzelaniu z Morganem wiedziałaś już jak założyć kamizelkę i jak obsługiwać karabin. Może kiedyś to robiłaś? A może nie? Powinno być w aktach od Morgana. Właśnie! Czas w nie zajrzeć!


Wyczytałeś wiele rzeczy, które już wiesz. Były to podstawy czyli to, że pochodzisz z Krzemowej Doliny, trenowałaś sztuki walki, miałaś starszego brata Williama oraz twoi rodzice byli wpływowymi urzędnikami. Nie pamiętałaś jednak niektórych rzeczy z uczelni, które były w tych papierkach. Na Stanford musiał być jakiś kapuś. Pisze, że miałaś wyróżnienie z programowania oraz zabezpieczania sieci. Później zeszłaś na złą drogę... Bla, bla, bla. Następnie współpracowałaś z Federalnym Biurem Śledczym. Jest nawet wstawka o twoim przyjacielu Bryan'ie... Warto by się zastanowić co jeszcze kryje się w tych papierkach, ale Morgan zarządził wyjazd.


Michael Morgan

Czemu sprawa Małego cały czas Cię tak gryzła? Wysłałeś im chyba najlepszą pomoc na jaką było Cię stać. Sirras i drużyna Omega nie wyglądali na cieniasów. Poza tym wyszkolony pilot w MI-24. Akcje, w których brałeś udział z wsparciem takiego sprzętu mógłbyś policzyć na palcach jednej ręki... nawet takiej trójpalczastej należącej do wprawnego drwala.

Z uśmiechem wpatrywałeś się jak Luneta i Szybki się przedrzeźniają na tylnych siedzeniach Knight'a. Ciekawe co by było gdybyście poznali się w innych okolicznościach... Skończyłoby się to burdelem, trzydniowym kacem czy pobytem w celi? A może wszystko naraz? Nie. Nikt by nie śmiał usadzić na dupie Holligana. Po krótkim instruktażu dla Alex kazałeś reszcie już na poważnie zbierać zadki i sprzęt. I wtedy pojawiły się kolejne problemy...

Julianne Pullman

Cały czas miałaś przed oczami krwawiącą Nancy. Czułaś dziwną mieszaninę spokoju i dumy. Teraz już byłaś pewna, że nadal jesteś w stanie komuś uratować życie. Jak za starych, dobrych czasów. Mimo iż byli tam Bryan i Szakal to obaj byli zdania iż życie Natalie zawdzięcza głównie twoim staraniom. Spojrzałaś na nieśmiertelnik. Eric Jackson. Jeden z ludzi Collinsa. Ciekawe co mu odbiło? Miał żonę i dzieci... Mimowolnie zacisnęłaś szczęki. Nadal miałaś w sobie dość współczucia aby pełnić tę rolę. Rolę ochroniarza.

Spojrzałaś na siedzącą obok kobietę. Nazywała się Erin a na jej kolanach spoczywało M60. Wielka broń jak na reprezentanta płci pięknej. Poza nią, Jake'iem i Indiańcami jechali z wami jeszcze mała, ale nieźle zbudowana Tania oraz gość, który się przedstawił jako Daree. Miał na sobie bardzo elegancki mundur NYPD a na udzie kaburę z Walterem P99. Też eleganckim. W czasie, gdy Szakal gadał z murzynem ty mogłaś się porozumieć z dziewczynami.

- Psst! Nic Ci nie mówię, ale Jake chyba coś do Ciebie ma. - powiedziała Tania. - Znam go od lat, ale nie widziałam aby kiedyś tak patrzył na jakąś dziewczynę.

- Nie gadaj jej głupot. Jake patrzy tak na każdą ciemną. - powiedziała cicho Erin.

- Nie, nie, nie... - pokiwał z uśmiechem głową Daree. - Tania dobrze mówi. Coś jest na rzeczy...

Super. Świat się posypał. Po ulicach chodzą zabójcy, mutanty, maszyny i bestie. A ty już znalazłaś wielbiciela! Dobrze, że zaraz będziecie w bazie. Nie będziesz musiała słychać tych plotkarzy...


Stojący w garażu usłyszeli nadjeżdżający pojazd na długo przed tym jak się pojawił. Przerobiony autobus zatrzymał się przed ich oczami unosząc tumany pyłu. Z środka wyskoczyły najpierw uzbrojone dwie kobiety. Jedna wysoka z M60, druga niższa z Ingramem. Niektórzy poznali w nich znane Erin i Tanie. Za nimi wyszedł Szakal a potem Bryan. Jules wyszła z dziwnym uśmiechem a zaraz za nią gość w mundurze NYPD.

- Witam ponownie. - powiedział do Morgana gość, którego poznał na posterunku w centrum.

To co zobaczyli potem wywołało lawinę pytań, odpowiedzi. Ogólnie lekki chaos. Wielki, czarny gość wyszedł z Nancy na rękach. Natalie miała na nodze potężny opatrunek. Ktoś tu będzie się grubo tłumaczył...

- Kurwa! Eric Jackson! Zapomniałem... - powiedział Luneta a cała uwaga reszty została skupiona na nim.


Gdy sprawa Nancy została wyjaśniona ekipa zebrała się ponownie. Poza paroma osobami z Duchów w bazie zostaną teraz Jake, Tania, Erin i funkcjonariusz Daree. Szakal rozejrzał się po sprzęcie zebranym przez wszystkich...

- Kurwa. Po prostu kurwa. - mówił spokojnie co kłóciło się z treścią. - Po co wam tyle amunicji i granatów? Tak obciążeni padniecie szybciej niż się spodziewacie. Gdzie maski gazowe i noktowizory? Każdy ma je mieć. Black Mirrors uwielbiając noc, ciemność i gazy bojowe. Są sprawni i mają jasno określoną taktykę. Oni postarają się nas wykończyć zanim na dobre się spotkamy. Nie ułatwiajmy im zadania. Aha... Każdy ma mieć minimum 6 litrów wody na dzień oraz 2 racje wojskowe. Jeff jak się nie mylę Mały miał co nieco na takie okazje. Michael. Macie 10 minut. Potem ruszamy...
 
Lechu jest offline  
Stary 22-07-2012, 02:38   #86
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Knight ruszył z gracją godną wielotonowego pojazdu. Nie pruł za szybko stabilnie trzymając się drogi. Za jego kierownicą siedziała Jules a obok niej Morgan. Michael do teraz uśmiechał się jak przypomniał sobie jak Jake życzy im powodzenia patrząc w kierunku Pullman. Z Lunetą i Szybkim będą mieli o czym pogaworzyć... Niemal każdy siedział w ciszy jak to zawsze na początku podróży. AJ wyciągnął radio pytając się Morgana o częstotliwość. Z odtwarzacza leciała cicho muzyka...


Przed pancernym autem jechał Buggy. Siedzący za kierownicą Kostuch dziękował Bogu za wiatr, który rozdmuchiwał smród bijący z cygara jego jedynego pasażera. Wolf jak zawsze nie odmawiał sobie ukochanej używki co jakiś czas uśmiechając się do Adama nadspodziewanie równym uzębieniem. Muzyki jak nie było tak nie było a po jakimś czasie obaj - za radą Szakala - musieli założyć na twarze gogle, bo by im oczy z orbit wypłynęły...

Kowalski starał się jechać równo i z gracją czego nie ułatwiał mu widok jadącego przed nimi Szakala. "Jadącego" to chyba nie było dobre określenie jak się mówi o większym od Knighta... pająku. Jak on to nazwał? Trekkun? Chyba jakoś tak... Daleko przed nimi pędził - też pokaźny - jaszczur, który zdaje się wiedział, gdzie jego Pan ma zamiar zaraz skręcić.


W końcu podróż nie mogła trwać wiecznie. Szakal przez radio stwierdził, że są już na granicy ruin, gdy Buggy nagle został zatrzymany. Kostuch zaklął siarczyście, gdy zrozumiał, że układ chłodzący Buggy'ego musiał już paść. A może powodem było przeładowane auto? Nie. To nie możliwe...

- Witamy w powojennym świecie. - powiedział do Alex AJ wysiadając z Knighta. - Michael, jak pozwolisz, ja się położę. - powiedział do Morgana pokazując na Barretta.


- Jak wygląda sytuacja? - zapytał przez radio Sirras swego zwiadowcy.

- Przy aucie było dwóch z BM. - odparł Sith.

- Zajęliście się nimi?

- Rzecz jasna. Tymon ich ściągnął, bo ja nie mam tłumienia.

- Dobra. Wyślę Jacoba i Blasta do zabezpieczenia wozu. Idźcie dalej aż pod sam magazyn.

- Tak jest szefie. Bez odbioru.

 
Lechu jest offline  
Stary 01-08-2012, 03:44   #87
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
W końcu coś musiało się zjebać. Nie mogli przecież spokojnie przejechać przez te przeklęte ruiny, zapalić fajki, zjeść zupy i wesoło rozpieprzyć wroga... To by było zbyt fajne. Gdy chłodnica buggiego przejęła funkcję piekarnika Gregory zobaczył, że Luneta zniknął gdzieś w ruinach. AJ miał iść za nim, ale ostatecznie zatrzymał się i podszedł do Grega.

- Słuchaj. Słyszałem, że znasz się na broni. Mógłbyś mi pomóc z jedną pukawką?
Greg zerknął na rozmówcę. Odwrócił się do niego twarzą, bo dotychczas po prostu stał bokiem oparty o samochód.
- Pewnie, tylko jaka to pukawka i o co chodzi?

- Chodź ze mną, bo Morgan nie zniesie kolejne porażki snajpera. Położe się gdzieś, dam ci broń i pogadamy. Może się czegoś nowego dowiem...

- Cóż... mam nadzieję, że podołam. Prowadź.
- Greg ruszył za AJ zerkając czy ktoś im się nie przygląda. Jak już było mówione Morgan pewnie nie byłby szczęśliwy, gdyby się wydało.

AJ wszedł w ruiny po drugiej stronie drogi. Niedaleko Lunety, ale nie w to samo miejsce. Zaledwie 40m wystraczyło aby zniknąć reszcie z oczu. W jednym miejscu Andrzej pomógł Martinowi przejść przez przeszkodę wraku auta. Gdy byli na miejscu ściągnął Barretta i postawił na dwójnogu w dziurze po oknie. Potem wyciągnął z tej całej masy sprzętu pistolet maszynowy znany Gregoremu z dawnych lat. MP7!

- Kupiłem niedawno za pół ceny. Ponoć gość pakował samoróbki na co to maleństwo zareagowało okropnym zacięciem. Potrafisz to naprawić? Zapłacę. - dodał z uśmiechem i się położył patrząc w okular lunety.

Greg wziął maleństwo do ręki. Wyjął magazynek i zerknął do komory.
- Cholernie porysowana - powiedział patrząc pod światło.
- Nie wiem z czego ten koleś robił te naboje, ale nie zdziwiłbym się jakby było to jakieś tworzywo w odzysku. Możliwe, że będzie trzeba wymienić lufę, ale zobaczę co da się zrobić. Jesteś w stanie załatwić mi parę naboi kal. 4,6 mm?

- Pewnie. Mam w aucie. Zostawiłem część wyposażenia aby tak nie latać ze wszystkim. Gość faktycznie przesadził. Widzę, że znasz się na broni. Mało kto po samej lufie bez znaczeń na korpusie rozpozna, że tam się pakuje 4,6mm. Jeden już chciał pchać 5,56mm.
- powiedział nie odrywając oka od lunety.

- Nie tyle po samej lufie poznałem, ale po prostu pracowałem przy tej zabawce. Kiedyś robiłem u H&K. Pamięć mnie trochę po przebudzeniu zawodzi, jednak ta lufa miała nieco za małą średnicę na 5,56. Te naboje co masz to jakieś normalne czy też samoróbki?

- Jedyna paczka jaką mam. Nie są za często u nas spotykane. Myślałem czy byś nie dał rady tego przekalibrować na 5,56mm nawet. Jest tego od cholery. A tamte mam normalne. Dobre. Pracowałeś w H&K? Marzenie...

- Pracowałem... w sumie to się tam przygotowywałem do zawodu. Później pojechałem za wielką wodę i robiłem u Stonera. Jeśli chcesz, mogę przerobić ją na 5.56 ale możliwe, że naruszę nieco korpus. Po prostu, mogę ją nie co powiększyć. Nie będzie tego dużo. Będzie ważyć maksymalnie 2 kg.

- Super. Jak dla mnie bomba. Znasz się broni. Wolf miał rację. Może szukasz roboty jak skończysz u Duchów? Wiem, że Mike i ekipa są dla Ciebie dobrzy, ale... świat po wybuchach trzeba poznać na własnę rękę. Proponuję Ci współpracę w sztabie ludzi. Jesteś zainteresowany? Nie mamy rusznikarza.

- Najpierw muszę poznać ten... nowy wspaniały świat. Obudziłem się niedawno. Wiesz, bardzo chętnie znalazłbym jakąś robotę i się ustawił, jednak nie wiadomo czy dożyjemy jutra po tym co dotychczas tutaj ujrzałem. Wstępnie mogę się zgodzić.

- Nie martw się nic. Nie znam Morgana, ale wygląda na solidnego gościa. Luneta to też zawodowiec. Tylko się nieco pogubił ostatnio. No i później współpracowałbyś ze mną, Wolfem, Jake’iem. Wiesz tym wielkim czarnuchem. Myślę, że nawet możnaby wciągnąć w interes tego waszego Indianina, ale muszę go jeszcze sobie sprawdzić. Ogólnie planujemy stworzyć samowystarczalną grupę z kontaktami abyśmy mogli szkolić ludzi Collinsa i innych chętnych grup. Idzie się na tym dorobić i do tego nawet nie narażając się za bardzo. Zobacz na Duchów... Oni żyją na krawędzi. -
rzekł patrząc w okular.

Wtedy Gregory usłyszał ryk silnika. Na pewno nie waszego auta ani buggiego. Przez ulicę przejechało coś dużego. Przeróbka autobusu czy tira. AJ przymknął drugie oko i zamarł w bezdechu.

- Mają swój cel...
- Greg w momencie gdy chciał wyrazić swoją opinię o Duchach został nieco speszony. Wiedział, że gdy snajper wstrzymuje oddech to właśnie szykuje się do strzału. Za jakieś 3-4 sekundy usłyszy ryk Barretta. Sam Martin sięgnął po broń. Obserwował to co właśnie przyjechało. Rosądek jednak nakazywał zachowanie ostrożności. Kątem oka patrzył na to co się gotuje.

Autobus jedynie zwolnił odsuwając zasłonę. Stał tam wielki gość, ale jedynie się przyglądał. Na suwnicy pod dachem pojazdu wisiał... M2HB! To dopiero armata. Gdy ewentualny przeciwnik zniknął w oddali AJ wypuścił spokojnie powietrze.

- Fałszywy alarm.
- powiedział cicho. - Widzisz? Nawet zwykły wyjazd poza centrum jest niebezpieczny...

- Tak... zdecydowanie mogę powiedzieć, że autobus z czymś plującym 0.50 cala jest niebezpieczny. Skąd oni to mają? To może mieć ponad 100 lat. Podczas II wojny z tego chyba próli.

- Dokładnie. A jednak ludzie potrafią takie coś znaleźć. Mały ma większe armaty, ale to wystarczy aby załatwić każdego nawet w najcięszym pancerzu. Wystarczy trochę zmian, amunicja Black Jacket i jazda. Ci jednak chyba poznali dopieszczone auto najemników. Trochę luda ich tu zna.

- Czyli popyt na moją profesję jak tak duży jak na lekarzy czy innych podobnych felczerów?

- Można tak powiedzieć. Więcej osób jednak potrafi posługiwać się bronią i dokonywać podstawowych napraw niż poskładać się do kupy. Twoje umiejętności na takim poziomie są jednak też bardzo ważne. Przydatne.

- Rozumiem, że żadna fabryka nie funkcjonuje? Każdy sobie musi albo znaleźć kogoś do produkcji, albo samemu zrobić?

- Fabryka nie. Są jednak fachowcy w każdym większym mieście. Patrzy taki na Ciebie. Widzi, że masz przy sobie od groma broni. Zepsuł Ci się taki Barrett. Woła za naprawę taką cenę, że aż spuszczasz się krwią. Ale płacisz. Bo ta broń to twoje narzędzie pracy. Przychodzisz tyle razy aż osiągniesz umiejętności odpowiednio wysokie aby sam go rozłożyć i złożyć. Ja tak miałem.

- To ile dolców chce za taką naprawę? Najwięcej ile mógłbym zawołać?

- Dolce są raczej w NY. Bierzesz sprzęt. Mi gość raz zawołał 50 sztuk amunicji 7,62mm. Fabrycznej. Pięknej i lśniącej. Nie jakiś samorobów. Aby porównać za Barretta dałem 60 sztuk takiej samej amunicji. No, ale znajdź teraz sobie taką pukawkę...

Ostatnie słowa AJ mówił niemal szeptem. Odgłos silnika. Znowu przez ulicę coś przejechało. Duży wan z jakimś młodzikiem w skórzanej kurtce za kierownicą. Ci nawet nie zwolnili. Andrzej jednak wstrzymał chwilowo oddech kładąc palec na spuście. Poczekam aż znikną za rogiem i znowu zaczął.

- Czasem możesz zapytać ile koleś jest w stanie dać. Wtedy czasem da więcej niż chciałeś zawołać. Bywają jednak skąpcy. Takim nie naprawiaj chyba, że są wpływowi. Na ich terenie lepiej spełnić “prośbę”.

- Czyli można powiedzieć, że wojna wytłukła wszystko, ale gangi i inne szajki przestępcze nadal wałęsają się po świecie?

- Hehe... Zabawny jesteś. A myślisz, że Mały ma zarejestrowaną firmę z wykupionymi licencjami ochroniarskimi, zezwoleniami na broń i innymi bzdetami? Teraz są tylko stronnictwa. Ważne aby być po tej silniejszej stronie. Czyli wojna wytłukła wszystko a dobro i zło są niczym kameleon. Obraz widzenia zależy od kąta patrzenia. Jednak trzymając się tych okolic i nas powinieneś mieć poczucie normalności. Większe niż byś był w Vegas, Last Lake czy Hegemonii.
- widać, że AJ wzdrygnął się na wspomnienie tego ostatniego zakątka.

Greg widząc reakcję AJ na wspomnienienie o Hegemonii wolał nie pytać co się tam wyczynia. Zmarszczył jedynie czoło i kiwnął głową na znak, że rozumie. Zerknął jeszcze przez chwilę na to co się dzieje na drodze. Następnie zaczął powoli planować to co może zrobić z tym ustrojstwem, które dał mu towarzysz.
- Nie chciałbyś jakiejś optyki do tego? W sumie dopiero zaczynam się z tym bawić, ale jak wrócimy i dostanę się do warsztatu, to mogę jakiegoś improwizowanego ACOG’a zrobić.
- powiedział nagle.

Snajper wstał podnosząc Barretta. Złożył dwójnóg i popatrzał na Gregorego.
- Pewnie. Jak byś był na tyle miły. Czuję, że będzie nam się dobrze współpracowało. - powiedział po czym skupił się na guziku idącym od słuchawki na głowie. - Już idziemy. - dodał do radia. - Dobra chodźmy. Naprawa skończona. Szybki nas woła.

Greg zerwał się z niewygodnego siedziska i ruszył do samochodu. W głowie kotliły już mu się obrazy co można by z tym cackiem zrobić. Na codzień nie siedział co prawda w kategori MP7 ale pewnie niewiele się różniła od MP5. A tą zabawką Greg spędził kilka lat.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 14-08-2012, 08:37   #88
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Zasuwali gazikiem całkiem sympatycznie. Kamienie, kamyki, piasek a nade wszystko kurz otaczał ich niczym abnormalna mgiełka. W tym wypadku jednak Wolf nie cieszył się szczególnie. Mgła najczęściej była zwiastunem kłopotów (Moloch i wszystko jasne), ale gdy to była zwykła poranna orzeźwiająca mgła to wszystkim szczerzył się banan. Na froncie takich nie było, tu też.
Instynktownie wrócił do Maszynki, odbezpieczył zakręcił nią w kilka stron i z ulgą przyjął, że wszystko jest ok. Na postojach będzie go czekało trochę czyszczenia. Bardziej to odczuł w podświadomości niż pomyślał jako o czymś dodatkowym do zrobienia. Nawyki stają się tobą...
Póki co sunęli do celu.
- Bez dobrej muzy, bez dup i bez spirytu - Wolf marudził pod nosem zapierając się jedną ręką by mieć chwilkę równowagi dla ponownego przypalenia cybucha. Jedynie sprzęt jaki miał na pace uzasadniał średnio wkurwiony nastrój.
- Wolf do ciężkiej cholery, mógłbyś nie palić w aucie? Muzyka jaka leciała w tym momencie z lapka Adama zdecydowanie nie odpowiadała Wolfowi.
- W jakim aucie, toż to cztery kółka, silnik, trochę rurek. Gdyby nie ja nie byłoby sensu o tym pajączku co wspominać. - Wyszczerzył zęby i raz jeszcze rozejrzał się wokół niejako odruchowo szukając czegoś. Pomacał w końcu kolbę broni pokładowej co wyraźnie go uspokoiło.
- Szkoda że nie udało mi się MUZYKI załatwić. Ale nic to zawsze mogę pośpiewać! Uradowany swym niezwykłym pomysłem, zaczął wertować swoją playlistę. Szybki resercz i nuta pojawiła się na ustach tóż obok zgryzka cygara.

Podchodzę do lady
Podchodzę do lady
Podchodzę do lady
-Na krechę?
-Ja!
Podchodzę do lady
Podchodzę do lady
Ja mam tu układy
-Na krechę?
-Ja!


Chwytak feat. Dj Wiktor - Napijmy się gorzoły ( LMFAO parody - YouTube

- Mógłbyś przestać wyć. Ciągle mam wrazenie, że klekocą zawory....
tyle, że koło mnie. Cholernie dziwne wrażenie. Pooglądaj sobie okolice, jak chesz załatwie Ci wycieczkę krajoznawczą u Morgana. Ponoć zajebisty z niego przewodnik.
Adam nacisnął przycik interkomu.[/i] Morgan! Może opowiesz nam co to wszystko wokoło jest... jakiś rys historyczny. O! Dla przykładu, co to, to jest? To po prawej. Wolf! Adam zamachnął sie delikatnie tylko zbaczając z drogi. Zgaś do ciężkiej cholery to cygaro![/i] -Jesteś nudny z tym "zgaś cygaro". Co Ci to przeszkadza tu... Gdy rozpocznie się akcja nie będę mógł i nie będę chciał ćmić cybucha. Daj mi w związku z tym trochę spokoju.
CHWYTAK vs. CZAKI - Wjebię jej? ( Maleńczuk - Ostatnia nocka / remake - YouTube
Znów zaczął sobie pod nosem coś nucić..

W radiu razem z seria trzaskow mozna bylo uslyszec lekki glos Morgana.
- Jasne Pieknis. Wlasnie jedziemy przez ruiny, ruin obecnie w Zasranych Stanach jest tyle samo co pustkowi. Miasteczko bylo nie duze i jego nazwa zostala juz tylko na mapach. Nie oberwalo bombami, czas i ludzie je zniszczyli. Po prawej ruiny jakiegos hipermarketu obecnie jak widac to kupa gruzow. Po lewej sa pozostalosci kosciolka. Zwrocie prosze uwage na swietnie zachowana wierzyczke idealny punkt snajperski. Swietny punkt na zasadzke. Jak wyjedziemy z miasta bedzie mozna zobaczyc pustkowia. Znana nam skarlowaciala roslinnosc i tyle.
Droga wycieczko po lewej mozna zobaczyc centrum handlowe to ten stos stali i okruchow szkla.


W sumie krajobraz był kurewsko znajomy...

Rzec można by było że Wolf większą część dotychczasowego życia spędził albo w takich ruinach miasteczkach na linii frontu albo na przed polach tychże. A ile kumpli tam pochował to inna sprawa. Gdyby nie Kapitan Kiler pewnie nadal tam by był.
- Zapomniałeś dodać że prawie na pewno jest tam masa badziewia nasłanego przez Molocha, która teraz robi mały rekonesans. A potem te wredne skorupy wielkości kraba wrócą do domu i opowiedzą o tym że ludzie nadal nie potrafią skupić się przeciw najważniejszemu wrogowi.
- Walczyłeś z NIM, Morgan?
- E tam... Watpie by tu Moloch byl a jak nawet to by zaatakowal. Co do walki to tak. Kiedys. Troche. Malo. Pare akcji na koncie mam ale zabojca maszyn nie jestem. Wole ludzi, z nimi mozna sie dogadac a na blaszaki to najwyzej rkm i polcalowka cos poradza. Duzo czasu na Froncie spedziles?
- Jak powiem że za długo to się wkurwisz że Cię zlewam. W sumie będzie ponad dycha w samym mundurze. Ale nie wszystko w lini. Pewnie by mnie już tu nie było. Za dużo widziałem świrów, którzy siedzieli na pozycjach z M-2 czekając tylko na NICH.
Wolf zamyślił się na krótką chwilę po czym dalej kontynuował..
- Masz rację teraz Moloch nie jest tak groźny jak te świry po których jedziemy. Ja wolę jednak strzelać do blaszaków. A wiesz co jest najgorsze na froncie? Czego się wszyscy baliśmy?
- Wiem czego ja się bałem. Tego, że nie grają według reguł. Gazu który zaściełał polę bitwy i tego, że Łowca potrafił wstać nawet po wywaleniu serii z emki. Ale chyba wiem o co Ci chodzi. Maszynoludzie?
- Tego że na celowaniku zobaczysz swego kumpla. Wiesz czasami nasze ciała znikały. A potem się pojawiały. Nikt tak nie chciał skończyć. No i teraz już wiecie dlaczego tak cholernie mi się przełamać i pogadać z wami.
W jego głosie zabrzmiała nieukrywana radość i pewność
- Ale jakby coś to na pewno nie pozwolę by blaszanki was zabrały! W ten czy inny sposób nie oddam Waszych ciał!
- Mówiliśmy na to z chłopakami prawo jednej kuli. W razie złapania każdy miał obowiązek poświęcić chociazby ostatnią pestkę by ktoś nie dostał się w łapy blaszanego skurwiela. Twarde ale prawdziwe, tak to już jest u nas w Hegemoni. Powiedz mi Wolf... Służyłeś pod stalowym kurczakiem Nowego Jorku czy strzelałeś w imię wyższej sprawy z ramienia Posterunku?* -Wolałbym przez radio tego nie mówić. W koncu z dobrej woli sam nie odszedłem z wojska. Powiem że ciężko się pogodzić z pewnymi sprawami.
Na postoju będzie można zrobić sobie mały sparring to pogadamy.
- Jasne. Chociaż mimo, że część z nas służyla pod różnymi flagami w różnych organizacjach podczas akcji lepiej uniknąć... animozji tym spowodowanych. O wyższości Vegas nad NJ pogadamy przy wódce jak to się skończy. To co? Mam wracać do roli przewodnika?*
- A masz gdzies tu d%&*#?

Morgan się zaśmiał
- Piękniś Ci nie wystarcza?
Reggie, rzucił okiem na stanowisko kierowcy...
- Za ładny, na froncie takich pięknych nie było... -Odpowiedział z usmiechem na ustach. wrócił do obserwowania perymetru. Zmieniał się tak szybko

Na postoju, który zgodnie z prawem Murphego nastąpił nie wtedy gdy powinien zabrał się za swoje sprawy. Dozór zapewnili snajperzy tak więc on mógł na szybko( co nie oznacza że nie starannie) zabrać się do ekspresowego czyszczenie broni pokładowej. Nim to nastąpiło wytaszczył swego Minimi, uzbroił i ustawił go tak by szybko miał do niego dostęp.
Serwis głównego uzbrojenia obronnego nie mógł oznaczać nawet czasowego ograniczenia we wsparciu bronią ciężką ( i ciężkim operatorem..). Tuż obok niego Adam walczył z chłodnicą. Z boku (tak zwanego) wyglądało że ich Kubelwagon będzie ciężko miał na tej wyprawie.
Wolf uwinął się szybko poskładał kaem i przestrzelał na sucho.
Usmiechnął się pod nosem na temat dobrze wykonanej roboty. Adam też już kończył, co więcej gadali coś o dupach z Morganem co przypomniało Reggiemu że jest dupa a nie gunner.
Zaczął kopać w swym plecaku, po chwili znalazł co szukał. W sumie były smakowe ale niech tam będzie. Rozerwal opakowanie i całkiem wprawnym ruchem zaparkował kondona na wylocie lufy. Potem wyciągnął starą arafatkę i omotał ją nad zamkiem całym mechanizmem spustowym. Zrobił to tak by jednym szybkim ruchem mógł ją odwiązać. Wypróbował kilka wariantów po czym zadowolony odpalił cygaro.
Przed oczyma zadowolonego z siebie żołnierza wyświetliły się wspaniałe możliwości rozwoju gazika bojowego. Jedną z nich miał już przed oczami.



- Jeszcze nie teraz, ale już wkrótce.... - Czasami coś w mózgu Wolfa mówiło mu że nie jest sam w łepetynie byłego żołnierza. No i czasami umysł bał się sam siebie...
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.

Ostatnio edytowane przez Vireless : 14-08-2012 o 15:02.
Vireless jest offline  
Stary 14-08-2012, 12:44   #89
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Spojrzałem na gliniarza, który kojarzył mi się nie wiem czemu z Orwellem.
- Witam.
I wtedy wyszła Nan, Jules z Szakalem i Bryanem opowiedzieli co się stało a Luneta... Luneta o czymś zapomniał. Spojrzałem na niego. Miałem złe przeczucia ale nie chciałem dla przypuszczenia wszczynać przy wszystkich burdy między ich pseudo przywódcami. Ograniczyłem się tylko do spokojnego pytania.
- O czym?
- Bo widzisz... Mieliśmy dane z laptopa Cruza o ludziach Collinsa. Dałem znać Sirrasowi o tym gościu, a ten przekazał cynk Bishopowi. Najwyraźniej nie zdążyli go zgarnąć. Mogłem sam tam jechać. A taki był wtedy u nas dym. Sam wiesz...
W głosie snajpera było czuć ulgę. Jakby nic się nie stało. To tylko postrzał.... Zagotowało się we mnie na tę lekkomyślność.
- Sam kurwa wiem bo wtedy przesłuchiwałem jeńca, pakowałem sprzęt medyczny i dbałem o to by naszych podopiecznych nikt nie zastrzelił. Hopkins czy Ty kurwa myślisz?! To nie jest wojsko! Tu sie myśli! Polują na nas zadrutowani najemnicy, Ty masz listę tych ludzi i jej nie sprawdzasz? Nie podajesz dalej? Wpadłeś na to żeby pokazać ją mi? Szybkiemu? My znamy najemników. Albo dla NYPD by ich wyłapali. Ochrona bazy ja ma? Skąd drogi Reese wiesz ze mnie tam nie ma? Kucharza, kogoś z ekipy Sirrasa lub Małego? No skąd kurwa?!
- Nie wiem. - powiedział z uśmiechem snajper. - A listy Ci nie pokazałem, bo miałeś dość na tym kanciastym łbie. No i... to nazwisko wychwyciłem, bo było podkreślone.
Prawie mu dałem w ryj. Zacisnąłem pięści i mimowolnie dałem krok do przodu.
- Popatrzcie jaki uprzejmy sukinkota z tego Cruza. Podkreślił nazwisko zabójcy. Co nam to daje? Czy niepodkreślone nazwiska to ludzie, którzy umarli przed wojną? Nie zgodzili się pracować dla nich? A może nazwiska automatycznie podkreślają się chwile przed zamachem żeby coś z tym zrobić ale niestety trafia na debila, który nie potrafi zrobić użytku z tej listy?
- Nawet mając jego nazwisko i próbując go pojmać wielu by zginęło. Gość miał żonę, dzieci i był odmrożony przez Collinsa w ramach akcji o kryptonimie “Ocalenie”. Przed wojną był w US Marines Recon. Ich zwiadowcy byli jednymi z najlepszych w przedwojennym świecie. Teraz nie znajdziesz gościa, który w pojedynkę poradziłby sobie, gdy ktoś taki weźmie go na cel. - powiedział Jake. - Wydaje mi się, że jedynie umiejętności Julianne i pozostałej dwójki ochroniarzy ocaliły Natalie. Aha. A Bishop go nawet nie łapał, bo od samego odmrożenia gość cały czas wykonywał zadania dla Collinsa. To był jeden z jego lepszych ludzi. Co mu odbiło? Nie wiem, kurwa, nie wiem.
Zwiedziłem prawie całe ZSA ale nigdzie tak popierdolonych, nielogicznie myślących ludzi jak w NY nie widziałem? Co mogli zrobić? Pieprznąć go pałką w zaułku w piątkę, wpakować nabój usypiający albo kulkę w plecy. Ale nie, bo ludzie by zginęli. A jak się zerwał ze smyczy to nikomu nic się nie stało. Jeden ranny i jeden trup. Z trudem rozluźniłem dłonie i uniosłem je w przepraszającym geście.
- No tak. Przepraszam. Nie wiem co mu odbiło. I chuj mnie to obchodzi. Nic się nie stało. Przepraszam, że wsiadłem na Ciebie Robert. Gratuluję.
Ciągle nabuzowany wyciągnąłem do Lunety rękę.
- W końcu Nan zawsze będzie miała swego anioła, który ją ochroni.
Spojrzałem na Jules i skinąłem jej głową.
- Nie zawsze będę obok niej - odpowiedziała Murzynka. - I nie jestem doskonała, więc nie nazywaj mnie aniołem.
Chociaż ona tu jeszcze myślała, w tym całym burdelu.
- Cóż... To będzie ktoś inny. Przy Nan, Alex, Adamie, Gregu czy tej całej Larze czy Laurze. Po co się martwić jak ktoś inny może odbębnić robotę za Ciebie, prawda Robert?
Snajper w końcu zmienił uśmiech na kamienną twarz. Zwiesił głowę.
- Co mam Ci powiedzieć? Że zapomniałem? Że przez te 2 lata biegania za nią przestałem wierzyć, że ktoś będzie jej chciał coś zrobić? Tak. Zacząłem tak myśleć. Też byś zaczął po takiej próbie czasu...
- I po pierwszym sygnale, że jednak ciągle są tacy skurwiele, pewnie, przestałbym walczyć. Ale chuj z tym, nie moja broszka. Po tej misji mój kontrakt się unieważni, ja spłacę dług a Wy dalej będziecie mogli tu gnić i udawać, że świat to jakaś gra i nic się nigdy nie dzieje.
Spojrzałem po raz ostatni na snajpera i podszedłem do Szybkiego. Gdy się zrównaliśmy warknąłem.
- Ani słowa.
Na szczęście Fred się nie odezwał. A ja niedługo znowu mogłem dopiec snajperowi. Okazje dał mi Szakal, który spokojnym głosem zaczął się mądrzyć.
- Kurwa. Po prostu kurwa. Po co wam tyle amunicji i granatów? Tak obciążeni padniecie szybciej niż się spodziewacie. Gdzie maski gazowe i noktowizory? Każdy ma je mieć. Black Mirrors uwielbiając noc, ciemność i gazy bojowe. Są sprawni i mają jasno określoną taktykę. Oni postarają się nas wykończyć zanim na dobre się spotkamy. Nie ułatwiajmy im zadania. Aha... Każdy ma mieć minimum 6 litrów wody na dzień oraz 2 racje wojskowe. Jeff jak się nie mylę Mały miał co nieco na takie okazje. Michael. Macie 10 minut. Potem ruszamy...
Mamy 10 minut... Gnojek był zabawny. Nie pierwszy raz wychodziłem na pustynię ale on chyba pierwszy raz na akcje. Wiedział jak walczą tamte gnojki i dopiero mi mówił. Machnąłem lekceważąco ręką.
- Luneta miał to załatwić.
- Tak. Zaraz bedzie gotowe... W 10 minut zdążymy.
No tak... Po co zadbać o sprzęt jak ktoś Ciebie grzecznie dziesięć razy prosi? Lepiej zrobić sobie pieprzony makijaż...

***

Atmosfera w wozie była napięta. Jakoś ciągle nie chciało mi się gadać z Lunetą. Zresztą żartować z Szybkim też ale to inna bajka. Komandos przynajmniej nie był lalusiowatym ciołkiem. Atmosferę najpierw uratował Adam swoim wykładem o sprzęgle a potem prosząc o robienie za przewodnika wycieczki. No to coś im tam pokłamałem. W sumie nie wiedziałem czy to obrzeża NY czy nowe miasteczko ale wyglądało jak zapizdowie. W NY przed wojną byłem tylko raz a po wojnie albo siedziałem w centrum albo łaziłem z kimś miejscowym. Tak czy siak miałem nadzieję, że nikt nie zobaczy przysypanego logo przedwojennego banku w ruinach hipermarketu czy zasypanego wejścia do idealnego stanowiska na zasadzkę. Na szczęście z tej niezręcznej roli uratował mnie Wolf. Kolo miał ostrą paranoje ale nie dziwiłem się, na Froncie każdy ją miał. W sumie po wojnie każdy kto żył był paranoikiem. Ta... Prawo jednej kuli. To nie ja je wymyśliłem. Valentina. Ale mrożonki nie musiały o tym wiedzieć.
Rozmowa z naszą drużynową choinką uświadomiła mi coś ważnego. Mój "oddział" miał poważną wadę i nie chodziło o niezgranie czy różny stopień wyszkolenia. Chociaż tak, właśnie o niezgranie. Zaczynając od najwyższego szczebla, ich opiekunów (nie potrafiłem myśleć o sobie jako o dowódcy) którzy jak dzieci walnęli na siebie focha po skład. I tutaj paradoksalnie mrożonki nie stanowiły problemu. Problemem był AJ, który robił dla NY. Problemem było to, że wraz z Lunetą nie trawił Szybkiego. Problemem była przeszłość Wolfa czy moja... Takich personalnych problemów było od choery i nasuwało się podejrzenie, że gdy już dorwiemy necklacedrive to każdy może każdemu skoczyć do gardła. Mieliśmy w grupie przedstawicieli NY, Duchów, Chuj Wie Kogo i... Rusków. To było zabawne. Szybki był ustawiony w Posterunku a ja odmówiłem służenia pod jakąkolwiek flagą a nawet nam przez myśl nie przeszło by nie pomóc Valnetinie. Nie wydała rozkazu. Ta kobieta miała coś takiego, że chciało się za nią umierać...
Moje rozmyślania przerwał przymusowy postój drugiego auta, zatrzymaliśmy się i my. Wydałem parę rozkazów wysyłając Lunetę by tak jak AJ zabezpieczył okolicę a naszych Winnetou na zwiad. Sam po ubraniu się jak choinka podszedłem do Pięknisia.

Płyn chłodniczy się zagotował. Pięknie. Stanąłem na straży i zacząłem komentować poczynania mechanika. Stróżowałem tak zajadle, że Alex się do nas podkradła i dla zabicia czasu zacząłem rozmawiać z nią. Z niezobowiązującej, luźnej rozmowy przeszło do krzyków, tego, że jestem dupa a nie przywódca i ogólnie to zły, fe i niedobry. Zamknąłem się nie chcąc jej prowokować. Taka reakcja była normalna. Nie to, żebym znał wiele mrożonek ale sam miałem podobnie. Póki nie złapie za spluwę i nie spróbuje kropnąć kogoś lub siebie jest okey, powinna dać sobie radę. Żeby znowu uciec od nieciekawych rozważać zacząłem pomagać Adamowi. Niestety straciłem chyba zdolność do prowadzenia niezobowiązujących rozmów bo i ta przemieniła się w serię ostrzeżeń. I wtedy coś sobie przypomniałem. Rasco Kimble. Koleś od informacji mafiozów z Vegas przed wojną, którego status jest nieznany. I kuzyn Cruza. Kurwa. Dałem dupy. I to solidnie. Wszystko mogło się potoczyć inaczej gdybym tylko wcześniej na to zwrócił uwagę. Szybko kazałem da Alex zebrać snajperów i przygotować się do drogi i podszedłem do tropicieli. Skinąłem głową treserowi i od razu przeszedłem do rzeczy.
- Mówi Ci coś Rasco Kimble?
Szakal kiwnął ręką na Bryan’a i jakiś obszar. Pokazał na oczy. Dopiero wtedy się odezwał.
- Prawdę mówiąc nic. A powinno? Mam paru znajomych tu i tam. Mogę popytać jak masz czas na ustalenia...
- Kuzyn Cruza. Z Vegas skąd nasz rozrywkowy koleżka pochodzi. Co ciekawe przed wojną robiłem dla mafii. Jakby przeżył wojnę to by trochę się wyjaśniło. Spytam jeszcze Szybkiego i nasze sokole oczy. A... Znasz Kire?
Szakal nie zastanawiał się nad odpowiedzią. Kiwnął szybko głową w momencie, gdy skończyłem mówić. Tak jakby... wiedział o co zapytam. Pieprzony telepata. Rozbawił mnie, zaśmiałem się.
- Pozdrów ją. Opowiadała coś o mnie?
- Nic złego nie mówiła. - odpowiedział z uśmiechem. - Nawet wiele dobrego. Nie widuję jej często ze względu na... Wygnali mnie z plemienia ze względu na chorobę. I chce abyś wiedział, że mam wiele leków i panuję nad tym. Już tak. - powiedział pokazując głową na plecak, gdy mówił o lekach.
- Cieszę się, takie paskudne czasy. Mogę wiedzieć czy to coś poważnego?
- Nie. Tylko paranoja... - spuścił ręce i głowę. - Kiedyś było ciężko. Teraz jest lepiej. Mam leki od Duchów. Muszę z nimi współpracować, bo nie chce znowu w to popaść... Mówię Ci to, bo Mike wierzył, że można Ci zaufać. A on ufa naprawdę nielicznym...
Szakal zmartwił mnie. Wiedziałem, że nie myśli o tej drobnej paranoi, którą miał w tych czasach praktycznie każdy u niektórych osiągała takie rozmiary, że jak nie ćpali psychotropów mogli wygarnąć serię dla najlepszego kumpla. Starałem się jednak nie okazać tego co myślę.
- Spokojnie. Paranoja jest powszechna w dzisiejszych czasach. Dzięki za szczerość. A ja i Mały mamy wspólną znajomą, która wystawiła mi dobre referencje.
- Cieszę się. - pokiwał głową tak pewnie jakby było to bardziej niż oczywiste. - Zwijamy się?
- Zwijamy. Szyk jak poprzednio.
Skinąłem indiańcom głową i wrzuciłem zbędny sprzęt do bagażnika. W końcu zająłem swoje miejsce z przodu i zacząłem dalej moje "śledztwo".
- Szybki, mówi Ci coś Rasco Kimble?
Horrigan chwilę się zastanawiał. Po jakimś czasie pokręcił przecząco głową.
- Nie znam. Przedwojenny?
- Kuzyn Cruza. Nie wiesz, że w tą chryje są zamieszane same mrożonki? Robił dla mafii w Vegas, zbierał informacje. Jakby przeżył albo ktoś go zamroził to mamy motyw.
Spojrzałem na innych obecnych w wozie. Niezbyt ufałem dziewczynom ale... Raz się żyje.
- Ci kolesie, który bruździli dla naszych wschodnich znajomych... Wiesz coś o nich? Jak wyglądają? Ilu ich było? Mam przeczucie, że ten Kimble mógł tym kierować.
- Raczej nic nowego do sprawy nie wprowadzę. Paru gości w czerni zlokalizowani jako BM. Kimble... Możliwe. Ale Szakal coś za dużo o nich wie jak na tak chętnego do rozgromienia całej ich hałdy gówna. Nie sądzisz? Jakie są jego powody?
Wzruszyłem ramionami.
- A ktoś pyta o Twoje powody? Albo powody Jules? Może nie dali mu wydupczyć krowy, orżnęli na zleceniu albo pracowali przeciwko sobie.
Walnąłem się otwartą dłonią w udo. Wpadłem na coś ale nie chciałem wsypywać Pani Tajemniczej przez Szybkim, ja mu ufałem ale dziewczyna musi się nauczyć ostrożności.
- Alex! Ty przecież jesteś z Vegas. Zanim się stamtąd nie wyniosłaś nie poznałaś tego Kimble? Wiek między 20 a 60, kiedyś zajmował się zbieraniem informacji dla mafii.
- Vegas to spore miasto. Nie znam... nie znałam tam wszystkich. Żadnego Kimble nie kojarze. I nie, nie byłam w żadnej mafii.
I tyle z śledztwa. Dla porządku wypytałem jeszcze resztę ale nikt nic nie wiedział. Na koniec zaproponowałem, że możemy się zmieniać za kółkiem. Czekała nas długa podróż a potem walka nie wiadomo gdzie. Trzeba było się zdrzemnąć.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 14-08-2012, 15:34   #90
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Postój

- Witamy w powojennym świecie. - powiedział do Alex AJ wysiadając z Knighta. - Michael, jak pozwolisz, ja się położę.
Skinął głową.
- Luneta wspomóż go. Idę sprawdzić co i jak. Nie gaś silnika.
Wyszedł i zabrał z tyłu swój sprzęt. Uzbrojony jak jakiś popieprzeniec z SOGu skinął na Szakala i Bryana.
- Sprawdźcie teren.
Na koniec podszedł do Adama i buggyego pod którym zaczeła wyrastać zielona kałuża.
- Wygląda nieciekawie.

Kowalski nie zwrócił najmniejszej uwagi na to co działo się wokoło. Miast tego dopadł do plecaka, zabrał z niego śrubokręt z “probówką” i pobiegł do komory silnika. Uniósł klapę i zaczął oglądać cóż to się stało.

Michael zaczął lustrować teren z emką w łapie.
- Uważaj, ponoć kobiety źle reagują na ten odcień zielonego.

Alex podejrzliwie przyjrzała się kałuży.
- Co to jest? - zapytała - wygląda jak ekoplazma...
Spojrzał tryumfalnie na Adama
- A nie mówiłem?
Alex tylko wzruszyła ramionami.
- Czy to barwione paliwo?
Michael zrobił powazna mine.
- Specjalne z nutka uranu. Lekko radioaktywne ale to jak wszystko w dzisiejszych czasach. Probowalismy zafarbowac je na inny kolor ale nie wiem czemu zawsze gdy sie cos farbuje wychodzi zielony.
- Nabijasz się ze mnie, prawda? Uważasz, że to zabawne? Ale fajnie, panienka świeżo odmnrożona, można jej wcisnąć każdy kit... - przypomniła sobie jakiś wykład z psycholgii - Sadzisz, ze to wpływa konstruktywnie na relacje w naszym zespole? Buduje zaufanie?
- Jak szlag. Wybacz zapomnialem o reakcjach w grupie. Powinienem dac Wam jakies ultimatum. A tak serio to trzymajac sie kanonu z Archiwum X to droga Scully jest to pozaziemska cywilizacja ktora na uslugach szkielek sabotuje nasz samochod. Mozesz przeprowadzic badania? A ja z Alexem sie rozejrze. Co Ty na to Krajczak?

Spojrzal na Adama zeby nasz "Rusek" wiedzial kto gra role tego zlego. Co prawda powinien ja grac ktos przystojniejszy ale z braku laku...
- Bardzo śmieszne, bardzo śmieszne. Ciekawe, czy równie będziesz radosny, jak bedą chcieli nas odstrzelić.. Bawcie się chłopcy, sami, ja sie poopalam. W końcu laski tylko do tego się nadają, nie? - powiedziała, odchodzac na bok.

Michael powstrzymał sie przed komentarzem do czego jeszcze kobiety sie nadaja.
- Daj spokoj. To nie do Ciebie beda strzelac. Wlasnie mamy okazje podziwiac specjaliste przy pracy. Nasz Pieknis wlasnie szuka glownego narzedzia. Piwa.
Pięść z wyciągnię tym srodkowym palcem była jedynym komentarzem ze strony mechanika.
- A ten.. kucharz , tam w bazie? Sądzisz, że to akurta w niego celowali? - Alex potrząsnęła głową. - Tez dostał przypadkiem.. co za popieprzony świat. Człowiek nie zna dnia ani godziny... jak wam nabijanie się ze mnie pomaga, to swietnie, ale nie zamierzam słuzyć jako antystresowa piłeczka. Znajdźcie sobie kogoś innego.
Uniósł ręce w przepraszajacym gescie pozwalajac karabinowi swobodnie zawisnąć.
- Nie wiem. Nie bylo mnie tam. Ty nie dostaniesz, podobnie jak Adam. Jezeli wysle Was na akcje to w obstawie conajmniej dwoch zawodowcow. W razie akcji my zajmiemy sie zabijaniem a Wy nieumieraniem.
- Bardzo chwalebne plany.. - szyderstwo w głosie Alex było słyszalne na kilometr - a myślisz, ze co, tam w stołówce, to byliśmy na jakiejś akcji? Nie było zadnej akcji! - nakręcała się coraz bardziej - Oni po prostu wleźli, jak do siebie, zabrali, co chcieli i poszli. Do tego widzieli w ciemnościach. Wiesz, co możesz sobie z robić ze swoją obstawą? Wszyscy byśmy nie żyli, tyle, ze oni akurat nie mieli w planach wystrzeliwania nas! Więc nie wrzucaj mi głodnych kawałków o pieprzonej obstawie i chowaniu się!! - wykrzyczala mu w twarz.

Stał spokojnie, nie uśmiechał sie głupio, nie walił pseudo śmiesznych tekstów, nie pocieszał ani nawet na spokojnie nie rysował, że nie miała racji. Poczekał aż pokrzyczy jeszcze trochę, obróci się na pięcie i odejdzie dając mi święty spokój chodź na chwilę. Pieprzona Fry Face i jej długi wdzięczności.

Alex - zgodnie z przewidywaniami - pokrzyczała jeszcze troche, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła. Choć miała ochotę walnąć tego nadętego dupka tak, żeby wcisnąć mu jego pokręcone rady i mądrości głęboko do tego pustego łba. Nie lubiła być pouczana. Ale też nie lubiła być ignorowana. Przez jakiś przystojniaków, co sądza, że pozjadali wszystkie rozumy... Potem przypomniała sobie, że nie dał jej akt. Nie dość, że dupek, to oszust. A nie, jednak dał - oddała mu po chwili sprawiedliwość. No dobra, może nie oszust. Po prostu dupek.

Usidła w jakims załomie i czekała, az skończą naprawę. Albo nie skończą. W jej obecnej sytuacji nie miało to żadnego znaczenia. Pieprzyć to wszystko!
Powściekała się w duchu jeszcze przez chwilę, a potem wyciągnęła swoje akta i zaczęła czytać.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172