Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-05-2013, 12:04   #21
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
***


Droga minęła spokojnie co by było w porządku dla jakiś nowicjuszy i mięczaków. Sylwia jednak traktowała metro jak żywą tętniącą istotę. Nie żeby miała nie po kolei w głowie, nie to to nie. Po prostu wiedziała że metro tylko czeka aż jakiś dureń straci czujność. Wtedy to już metro da osobie znać. Dlatego spinała się jak i wzmagała czujność jeszcze bardziej.

Docierając do Rondo ONZ wiedziała że to jest jej nagroda za bycie czujną, ale i jeden z szpon metra. Czeka aż wejdziesz a wtedy szpony się zamkną i zostajesz tu na zawsze. Dla Stallkera niema nic gorszego niż zostać i zemrzeć jak jakiś wsiak czy szczur.

Wchodząc między ludzi poczuła kilka wścibskich którzy czekają na jej głupotę. Ścisnęła ręce sprawdziła dwa noże czy aby są na miejscu. Poprawiła włosy mocniej związując w jedną kitkę. Wzięła głęboki wdech zanim smród tego bydła dotrze do jej nozdrzy.

Ruszała się nieufnie, ale twardym krokiem. Jak na górze. Ciężko liczyć tu na instynkt Stallkera. Zauważyła jak kilka osób podchodzi to tablicy ogłoszeń. No czemu nie sprawdzić.

„Przylepione na niej była masa ogłoszeń ludzi zaginionych, jakiś szaleniec napisał ostrzeżenie przed przejściem przez stację "Ratusz". Dalej było widać oferty wywozu gnoju, opiekowania się plantacjami grzybów, strażników karawan chcących się zatrudnić i ofert dla nich. Do tego ogłoszenia magów, wróżbitów, szarlatanów, znachorów i wszelkiej innej maści oszustów oferujących poznanie "Magy y ynnych sztuk tayemnych". Nawet jakiś człowiek ogłosił, że szuka chętnych na poszukiwanie kolejnej legendy - Metra-2. Do tego oferty handlowe, reklamy, ulotki restauracji, burdeli... Do wyboru, do koloru.”

Z tablicy zerwała ogłoszenia:
- strażników karawan
- chętnych na poszukiwanie legendy Metra 2
- próbowała też zapamiętać listę ludzi zaginionych

Na ostrzeżenie przed przejściem przez stację „Ratusz” uśmiechnęła się. Ale chwilę się zastanowiła. Nie każdy szaleniec jest kłamcą. Więc zapamiętała ostrzeżenie.

Znów poprawiła włosy. Sprawdziła kuszę oraz wiszącą przy pasie zębatkę. Ruszyła najpierw w stronę miejsca zgłoszenia się chętnych do poszukiwania Metra 2. Potem strażników karawany.



***

Adres ludzi chcących skontaktować się w sprawie Metra-2 był nieaktualny. Sylwia trafiła do sklepu mięsnego oferującego wszelakie rodzaje białka. Dosłownie, bo w wieprzowinie było równie dużo wieprzowiny, co w szczurze. Wielka kobieta kierująca przybytkiem tylko pokręciła głową.

-Nie wiem skarbie - powiedziała barytonem, którego niejeden mężczyzna mógłby się powstydzić. - Był tu jakiś facet i powiedział, że posiedzi tydzień. Zapłacił, więc siedział. Sam w sobie jakiś taki dziwny. Siwawy, te oczka jakieś takie kaprawe, strzelające w każdą stronę... Nie spodobał mi się od razu, mówię ci kochanie... No ale płacił, nic nie ukradł. W końcu jakiś dzień temu przyszedł do niego licho odziany żebraczyna i zabrali się bez pożegnania.-

- No nic mój pech. Jak to mówią metro daje szansę i odbiera kto ma łeb zarabia na życiu frajera. Dziękuję ci dobra kobieto. A miała byś czym poczęstować strudzoną po dróżniczkę -

-Życie to nie bajka, każdy robi na siebie - zaczęła handlarka, ale popatrzyła na twarz Sylwii i coś ją tknęło - ale czym byśmy różnili od zwierząt, gdybyśmy sobie nie pomagali? Siadaj przy stoliku, coś z dzisiaj zostało, zaraz przyniosę.-

Wskazała na okrągły stolik przykryty podziurawioną ceratą z chybotliwym krzesełkiem obok i ruszyła krzątać się na zapleczu jak to tylko takie kobiety potrafią.

Sylwia odsunęła krzesełko i spokojnie usiadła czekając na swoją porcję. Mogła się spokojnie rozejrzeć widząc... Niewiele rzeczy. Była noc, światła dzienne były wyłączone i jedyne co rozpraszało noc, to parę lampek nocnych w pomieszczeniach oraz wąski pas słabych żarówek pośrodku peronu. Niczego jednak to nie zmieniało. Ludzie Centrum dalej załatwiali swoje sprawy, a cichy szmer rozmów rozpraszał skrzyp dźwigu towarowego. Sylwia poczuła, że ktoś ją obserwuje, jednak po odwróceniu się, nic nie zauważyła. Cichą zadumę przerwało pojawienie się korpulentnej kobiety.

-Masz dziecko, jedz - podsunęła talerz z jakąś nieokreśloną breją Sylwii - wyglądasz na zabiedzoną, a odżywiać się trzeba dobrze.-

Sylwia jak to przystało na niepisany kodeks Stalkera podziękowała kobiecie i zabrała się do jedzenia. Jak to miała w naturze zaczęła mówić podczas jedzenia.

- A dobrodziejko powiedz mi może udało ci się pod słyszeć tych dwóch co rozprawiali o tej wyprawie do Metra 2? - I znów zaczęła wcinać aż uszy jej się trzęsły.

Dobrodzika podsunęła sobie krzesełko, oparła szeroką twarz na zatłuszczonych rękach i powoli, sklejając do kupy wspomnienia, zaczęła opowiadać.

-A no... Było to jakości ze dwa dni temu. Przylazł tu taki obdartus do mego gościa, że... Szkoda słów. Szczur, co miałam go zaszlachtować, zdechł od zapachu jakim woniał ten żebrak. Zaczął coś się drzeć o krewetkach, klątwach, kasztankach. Przewinął się jeszcze jakiś cytat z Piłsudskiego, choć Ty kochanie pewnie nawet nie wiesz, kto to był... Eh.- Kobieta zapatrzyła się w jakiś punkt nad głową Sylwii i zaczęła wzdychać do własnych wspomnień.

- No i coś jeszcze mówili ? - odczekała chwilę ale ciekawość wzięła górę. Poprawiała sobie talerz i jadła dalej. Miała zawsze słabe pojęcie o marzeniach czy mężczyznach. Jej jedynym był ten na plecach.

-E, nie wiem maleńka, musiała ja jeszcze obskoczyć paru klientów. Tego żebraka, to milicjant pogonił, jak go poprosiłam. Dalej o tych krewetkach ględził. Już tak dawno krewetek nie jadłam... Wiesz, kiedyś byłam ekspedientką w takim drogim butiku, a teraz... Mj Andrzej zabierał mnie na kawior, albo krewetki. - Kobieta obtarła łzę, zabrała czysty talerz i ruszyła do kuchni.

- Dzięki ci dobra kobieto. Nie omieszkam dać dobre słowo o twym przybytku. Jak będzie potrzeba to pytaj o Sylwię do jutra chyba tu zagoszczę- po czym podniosła się spojrzała szybkim ruchem przez prawe ramie na ulicę by sprawdzić czy aby kto wścibski nie patrzy.

Coś mignęło w ciemności, jednak nie udało jej się zauważyć co.

Wychodząc jeszcze raz pożegnała się i podziękowała za gościnę. Ruszyła w stronę następnego miejsca pracy. Całą drogę szła intuicyjnie. Za duży tłok gdyby nie to łatwo by rozpracowała ogon. Przeciskając się uliczkami trafiła na miejsce.

Była zmuszona wejść na piętro i poszukać niewielkiego lokalu obwieszonego krzykliwymi, jaskrawymi neonami. Główny napis głosił “Kupcy Wszechpolska”. Podobno byli w stanie rozwieźć przesyłki po całym metrze, takoż zdobyć absolutnie każdy towar, który interesowałby potencjalnego klienta. Sylwia weszła przez oszklone drzwi do pokoju wielkości schowka na miotły całkowicie zastawionego skrzyniami i jednym biurkiem, za którym siedział bladawy chłopak. Ten podniósł głowę znad jakichś wykresów i przetarł wodniste oczy na widok dziewczyny.

-Czego tu? - mruknął niechętnie
gostek za biurkiem.

Podeszła pewnie i uderzającym opadaniem ręki pokazała ogłoszenie

- w sprawie ogłoszenia! - Po czym cofnęła rękę zostawiając kartkę na biurku. Pamiętała jak kiedyś siostrze jeden taki wbił nóż w śród palce. Oczywiście kare dostał za to ale były tylko kłopoty potem.

-Czego się drze? - zapytał chłopak trąc wielkie uszy - Głuchych tu nie ma. No fajnie, że w sprawie zgłoszenie, bo brakuje ludzi do ochrony karawan. Płacimy w zależności od trasy, a aktualnie brakuje ludzi do Emiratu i z powrotem. Na tężę trasę byłbym w stanie przeznaczyć 50 groszy. W sumie to taka cena i nie ma co wybrzydzać. Żadne atrakcje nieprzewidywane.-

- Ta u was zawsze niema atrakcji. A jak się nadążą to mówicie że to w ramach dopraw - zaśmiała się Sylwia i dodała- Biorę bo żem w dołku jest. A jakieś dodatki czy tylko sprzęt własny? - zakończyła.

-Żarcie w tę i w tamtą załatwiamy my oraz pokrywamy koszty straconej amunicji - spojrzał na jej kuszę - ale chyba z tym nie będzie problemu. Bełty można wyciągać.- Uśmiechnął się szeroko
gostek za biurkiem.

-Coś jeszcze?- rzekł gostek za biurkiem.

- Ta to wam pasuje co. Ździercy. Ale co tam kiedy ruszamy ? - spojrzała Sylwia na biurko by wychwycić coś ciekawego. Nigdy nie miała głowy do tabelek.

-Rano, rano. Idź się teraz prześpij, bo za pięć godzin masz odjazd. Znajdziesz przy dźwigu Cygana. Taki smagły koleś, nie do pomylenia. A teraz żegnaj, mam jeszcze coś do zrobienia.- odparł
gostek za biurkiem.



***
 

Ostatnio edytowane przez Nasty : 28-05-2013 o 23:46.
Nasty jest offline  
Stary 02-06-2013, 15:01   #22
 
Dezete's Avatar
 
Reputacja: 1 Dezete nie jest za bardzo znanyDezete nie jest za bardzo znanyDezete nie jest za bardzo znany
Cichy musiał pokonać krótki, około dwumetrowy, korytarzyk dokładnie zalepiony pajęczynami. Woń czegoś, co przy odrobinie dobrej woli można było skojarzyć z wełną, zatykał nozdrza dwóch odkrywców. Korytarzyk jednak się skończył odkrywając przed nimi niewielkie, mające dwa metry długości, szerokości i wysokości pomieszczenie. Gdy już podnieśli się z ziemi mogli dostrzec, oczywiście wśród wszechobecnych, zwisających girlandami z sufitu, pajęczyn, dwie metalowe, niemal doszczętnie zeżarte przez rdzę, szafki i ziejący czernią otwór prowadzący głębiej. Cichy podpalił pajęczyny, by zobaczyć jak wielkie jest wejście i odkrył, że jest rozmiarów normalnych drzwi. Jednak jego uwagę przykuł fluorescencyjny znak “biohazard” w kształcie rombu po prawej stronie od wejścia. Odkrywcy wsłuchali się w ciszę... Drobne pajączki z cichym chrobotem ruszyły w stronę ciemności i... Nie, to tylko przywidzenie. Na pewno nie słyszeli cichego zgrzytu żelaza.

„Niebezpieczeństwo” - ta myśl, która w jednej chwili pojawiła się w głowie Cichego, nie pozwalała mu się skupić. Znak był jasną informacją. Za tymi drzwiami musiało znajdować się coś, przed czym trzeba było ostrzec - coś, co mogło być poważnym zagrożeniem. A jeśli było to niebezpieczne wtedy - przed wojną, to co dopiero teraz, kiedy wszystko na tym świecie wymknęło się spod kontroli i zaczęło żyć własnym życiem. Jednak nie znak zaniepokoił Cichego najbardziej, lecz ten dziwny, ledwie słyszalny dźwięk. Nie, nie zdawało mu się - z rozciągającego się przed nim, nieprzebytego mroku dochodził cichy zgrzyt. „Co to, u diabła, może być?” - pomyślał.

Skrzydło krótko przyglądał się skorodowanym do cna szafkom, które nie wyglądały kusząco, ale plastiki wewnątrz mogły się uchować. Maskę trzymał na wyciągnięcie ręki, w końcu znak na ścianie nie dodawał otuchy. Sięgnął po niego sprawdzając, czy da się go zdjąć. Co jak co, gambel i jakieś światło daje, a i do plecaka zmieścić się powinno.

O dziwo tabliczka nie była przytwierdzona na stałe. Po prostu miała małą dziurkę u góry i była zawieszona na zardzewiałym gwoździu - znak, że to, co tam się znajdowało, nie było niebezpieczne przed wojną.

W szafce z kolei nie znalazł nic ciekawego. Widać było, że zabierano się stąd bardzo szybko i brano tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Skrzydło dostrzegł jednak prócz trzech czystych zeszytów niewielki piórnik z podstawowymi przyborami szkolnymi.

Trzeba było się zbierać i iść dalej. Konrad wiedział o tym dobrze, bo Cichy raczej nie będzie czekać. Chwycił szybko zeszyty i piórnik i bez większych ceregieli włożył je śladem tabliczki - do plecaka. Z maczetą w jednej ręce, a maską w drugiej stanął powątpiewając czy iść dalej tą ścieżką. Wszystko zależało od Cichego, to on tu najwyraźniej znał się na tunelach, sądząc po minie z jaką patrzał na pajęczyny i otoczenie.

Cichy stał nieruchomo wpatrując się w nieprzebytą czerń otworu. Jego wzrok nie mógł przeniknąć ciemności, ale coś nie pozwalało mu się odwrócić i odejść. Jakaś nieznana siła przyciągała go, kazała mu iść - iść w mrok. Z tego dziwnego stanu wyrwał go dopiero zgrzyt tabliczki zdejmowanej z zardzewiałego gwoździa. „Więc jest gorzej niż przypuszczałem” - przeszło mu przez głowę. „To ostrzeżenie nie jest sprzed wojny. A jeśli tak, to musi być tam coś naprawdę niebezpiecznego.” Teraz był już pewien - musiał tam pójść, musiał dowiedzieć się co kryje się w ciemności. Nic nie mówiąc podszedł do Skrzydła i podał mu pochodnie, po czym wyjął maskę z plecaka.

- Idę - jego głos był pewny i zdecydowany. - Jeśli chcesz, możesz iść ze mną.

Założył maskę, sprawdził filtr i wziął z powrotem pochodnie. Wyjął nóż i zaczął iść w stronę otworu.

Skrzydło pokręcił głową, ten człowiek był szalony, ale jeżeli puści go tam samego to praktycznie tak, jak gdyby był już martwy. Zostało tylko iść z człowiekiem. Założył maskę, upewnił się, że wszystko jest tak jak być powinno i ruszył za Cichym.

Światło pochodni przygasło, gdy tylko Cichy przekroczył próg. Coś sięgnęło do ognia chcąc go stłamsić, jednak ten był silniejszy. Na razie. Chwiejąca się poświata powoli wyłapywała dziwny obraz długiego pomieszczenia, którego przeciwległy kraniec skryty był w mroku. Betonowy strop z wybitymi oczami lamp straszył wchodzących wszechobecnymi pajęczynami i... Kokonami. Wieloma dużymi, czasami nawet półtorametrowymi kokonami. Jeden z nich, tuż na prawo od Cichego, jęknął rozdzierająco i przewrócił się na bok. To nie był kokon, tylko człowiek, na dodatek żywy. Ale już niedługo. Masa małych pajączków zawzięcie pracowała nad jego szczelnym owinięciem.

Cichy przystanął i skierował światło pochodni w stronę kokonu. Teraz widział wyraźnie - to rzeczywiście był człowiek. Podszedł bliżej, przysunął pochodnię i energicznymi ruchami zaczął odganiać pająki. Ogień - ogień odstrasza zwierzęta, a to plugastwo bało się go bardziej niż jakiekolwiek inne stworzenia w metrze. Ich światem były mrok i chłód, a ogień - światło i ciepło - były światem człowieka.

Cichy przykucnął nad kokonem. Czy była jakaś nadzieja, czy tym razem zwycięży śmierć?
 
Dezete jest offline  
Stary 16-06-2013, 19:50   #23
 
Blythos's Avatar
 
Reputacja: 1 Blythos nie jest za bardzo znanyBlythos nie jest za bardzo znanyBlythos nie jest za bardzo znanyBlythos nie jest za bardzo znanyBlythos nie jest za bardzo znanyBlythos nie jest za bardzo znany
Gdy sieć gęsto utkanych pajęczyn zniknęła, oczom Cichego ukazała się zwalista sylwetka całkiem młodego faceta. Dobrze zbudowany, posiadający niemal metr osiemdziesiąt i zapewne słuszną wagę. Gęste, brązowe włosy otaczały ostrą twarz z siwymi, przenikliwymi oczami. Chłopak kaszlnął głośno, a z jego ust wyskoczył jeden z pajączków. Cichy dostrzegł, że coś musiało mu nieźle przywalić w głowę, bo smuga zaschniętej i zalepionej przez pajęczyny krwi zalewała mu tył czaszki i szyję.

Człowiek? Skrzydło był zaskoczony. Cokolwiek znajdowało się tutaj było... złe. Zapalił latarkę i wodził jej światłem po okolicy wypatrując zagrożenia. Skierował jej światło na sufit, ściany, między kokony stojąc tuż przy Cichym i nieszczęśniku którego być może uda mi się uratować.

Sam nie wiedział kiedy dokładnie został wyrwany z letargu w którym spędził, jak mógł się domyślać po spowijających go pajęczynach, całkiem sporo jakże cennego czasu. Że dał się wciągnąć w zasadzkę... ostatnio zdecydowanie nie zachowywał należytego stopnia czujności, po prostu zaczął się rozleniwiać i właśnie teraz pojawiły się tego pierwsze efekty, należy dodać, nie za ciekawe efekty. Przynajmniej miał nauczkę na przyszłość, drugi raz nie popełni tego samego błędu, a przynajmniej miał taką nadzieję. W momencie, gdy powoli zaczął odzyskiwać władze nad zbolałym ciałem oraz poszczególne zmysły wyłączone tak nagle przez cios tą cholerną gazrurką zdał sobie sprawę, pomimo otumanienia, z czegoś, co sprawiło, że jego ciało spowił dreszcz strachu. Czując na sobie dotyk dziesiątek, jeśli nie setek niewielkich, owłosionych odnóży wierzgnął starając się zgonić z siebie te małe bestie biegające chyba po każdym centymetrze skóry, by ostatecznie zamienić go w kokon, jaki czasem dało się zobaczyć podczas podróży metrem. Ku niewysłowionej radości mutanty zeskoczyły jak oparzone, jednak nie mogło to trwać zbyt długo, bowiem uświadomiwszy sobie, że tak naprawdę człowiek nie stanowi dla nich teraz żadnego zagrożenia znów powróciły do pracy. Krzysztof więc szarpał się w miarę możliwości, ale sukinsyny owinęły go niezwykle ciasno, nie pozostawiając miejsca na jakiekolwiek bardziej złożone czy silniejsze manewry. Znów szarpnął całą konstrukcją rozrywając kilka wiązań, co ostatecznie nie przełożyło się na nic szczególnego, prócz przyśpieszonego oddechu. Nadal wyglądał jak jakaś poczwarka, więc spróbował znów, i jeszcze raz. Był wręcz przerażony tym w jakiej sytuacji się znajdował. Będzie mimo to walczył, póki starczy mu sił lub nie dopadnie go coś znacznie gorszego... no bo do wyboru została mu jeszcze śmierć w męczarniach.

Czas mijał, a on powoli zaczynał tracić nadzieję na oswobodzenie się, gdy gdzieś niedaleko zauważył przebłysk światła. A może tylko mu się wydawało? Może było to spowodowane zmęczeniem, jakie już wkradało się w jego mięśnie? A może umysł będąc pozbawionym jednego ze zmysłów począł tworzyć własne obrazy? Tak, pewnie to było to... i znów to samo. Teraz dostrzegł nawet jakąś sylwetkę. W takim stopniu chyba nie mogło mu się przewidzieć, ale wędrowcy w miejscu takim jak to? Nagle zza rogu wyszedł jakiś człowiek i po chwili zbliżył do niego pochodnię, która z powodzeniem odstraszyła wszystkie, nawet te najbardziej oporne i zawzięte bestie, a swoim ciepłem jakby poluzowała strukturę sieci. Niewiele myśląc zaczął rzucać się mocniej chcąc wreszcie wyjść z tej okropnej wydzieliny i powolutku mu się to udawało. W końcu po wielu trudach uwolnił skostniałe od panującego wokół zimna ręce i od razu zdarł z twarzy na której murowało się obrzydzenie pajęczynę. Potem przyszła pora na tors oraz część nóg, a w chwili, gdy zwyczajnie miał dość po prostu podciągnął się z obolałą miną i oparł plecami o chropowatą ścianę dysząc nad wyraz szybko... gdy nie fakt, że był zmęczony, zmarznięty i o bolącej głowie to może nawet wydukałby jakieś podziękowania nieznajomemu, który jakby nie patrzeć uratował mu właśnie życie. Teraz jednak delektował się ciepłem płynącym z pochodni oraz swobodnym dostępem do powietrza...

„Ścierwo” - pomyślał Cichy rozrywając lepkie, pajęcze nici. „Że też takie coś istnieje na świecie.” Wydostawszy się z kokonu młody mężczyzna podniósł się i oparł o ścianę. Blady płomień pochodni rozświetlał teraz całą jego sylwetkę. „Kim on jest i jak się tu znalazł?” - ta myśl nie dawała Cichemu spokoju. Chwilę przypatrywał się nieznajomemu, jakby próbował wyczytać z jego twarzy cały bieg wydarzeń, które doprowadziły go do tego, zapomnianego przez Boga, miejsca. W końcu sięgnął do dużej kieszeni spodni, wyciągnął z niej plastikową butelkę z jakąś brązowawą cieczą i podał ją nieznajomemu.

- Pij, to ci dobrze zrobi - powiedział cichym, przytłumionym przez maskę głosem.

“Wszędzie kokony i pajęczyny, gdzie my do jasnej cholery jesteśmy?” Zastanawiał się Skrzydło wodząc latarką wyszukując zagrożenia. Zdawało się, że nic większego tutaj nie było, narazie.

- Dobrze, że jesteś z nami. - powiedział zza maski spoglądając kątem oka na przebudzonego.

- Rozwalmy pare kokonów, może znajdziemy coś ciekawego, a potem puśćmy wszystko z dymem. Są zbyt blisko metra, a dzieli ich tylko ściana...

Poprawił uchwyt na latarce i maczecie. Ciężko było rozwalać kokony i chronić ich plecy. Dopiero jak nowy się ogarnie będzie mógł coś zdziałać. Był ten moment kiedy zdał sobie sprawę z tego, że nowy nie miał broni.

- Masz... - powiedział wręczając mu kuszę - ...ma pięć bełtów, a te cholerstwa mogą być niedaleko...

Spoglądał przez dłuższą chwilę nieco otępiałym wzrokiem na nieznajomego, który wręczył mu podejrzanie wyglądający napitek. Dziwnie się czuł widząc, że ktoś od tak, dosłownie za nic coś mu daje. Zwykle na wszystko musiał zapracować, gestów miłosierdzia dostępował rzadko lub raczej rzec - niemal wcale, więc nie był oswojony z takim zachowaniem. Pomimo swojego sceptycyzmu z uwagi na sytuację w jakiej się znajdował przyjął butelkę i pociągnął z niej kilka porządnych łyków czując w ustach... powiedzmy, że charakterystyczny posmak. Nie miał jednak zamiaru wybrzydzać, napój to napój, a on był cholernie spragniony. Zresztą, wątpił, że dali mu jakąś trutkę, mogliby zwyczajnie dobić go już jakiś czas temu jedną z tych maczet połyskujących w świetle pochodni, więc choć pod tym względem czuł się bezpieczny. Opróżniwszy sporą cześć zawartości pojemnika oddał ją właścicielowi, musiał przyznać, że tego mu było trzeba. Z miejsca nieco mu się przejaśniło, ale tego, że za moment otrzyma również kuszę to już się nie spodziewał. Pochwycił ją w swoje ręce aktualnie chronione grubymi, skórzanymi rękawicami, które na dodatek były starannie obite metalem. Szczerze mówiąc wolałby do kompletu jakiś kawałek rurki, nie wspominając już o tonfie czy tasaku, ale skoro dają należy brać. Co prawda jego umiejętności w tej dziedzinie były dość wątpliwe, ale cóż - spróbować można. A zawsze mógł przedmiot odrzucić i polegać na własnych pięściach. Zamrugał kilkukrotnie powiekami i chwyciwszy się odstającego kawałka skały dźwignął się z trudem na równe nogi. Niemal natychmiast świat zawirował, a on o mały włos nie przewalił się z powrotem. Na całe szczęście podparł się właśnie owym miotaczem bełtów. Po odczekaniu, aż jego nadwyrężony błędnik odzyska kontrolę powiedział zachrypłym głosem:

- Dzięki za pomoc... gdyby nie Wy te skurwysyństwa pewnie zjadłyby mnie żywcem - odetchnął głębiej i spojrzawszy na dzierżoną przez siebie broń dodał - Uprzedzam, że... zbyt... utalentowany to ja w strzelaniu nie jestem.

Zdawał sobie sprawę, jak mocno musiał oberwać, nawet język mu się jeszcze plątał. Miał nadzieję, że mimo to uda mu się stąd wyjść bez popadania w gorszy stan niż obecnie. Szczególną sprawą były dla niego dwie rzeczy - podziękowanie oraz przyznanie się do niewiedzy w pewnym zakresie. Zwykle skrzętnie ukrywał słabości, ale nie chciał, aby w razie czego ktoś przez niego zginął.

Cichy wziął butelkę i schował ją z powrotem do kieszeni. Jednak jego uwaga nie była już skupiona na nieznajomym, a na pomieszczeniu w którym się teraz znajdowali - na tym dziwnym, pajęczym świecie. Skierował światło pochodni w jedną, a potem w drugą stronę. Rozglądał się uważnie - szukał czegoś, co odpowiedziałoby na pytania, które kłębiły się w jego głowie. „Co to za miejsce? Skąd tu tyle tego ścierwa? I po co ten znak? Miał ostrzegać przed pająkami? A może przed czymś innym? Jeśli tak, to przed czym? A może wcale nie miał ostrzegać.”

- Pójdziemy tam, głębiej - mówił wolno i wyraźnie, żeby dobrze go zrozumieli. - I na razie nie będziemy niczego „rozwalać”. Czy to jasne?.

Spojrzał się na Skrzydło, jakby oczekiwał potwierdzenia, że ten zrozumiał. Jednak zaraz odwrócił się do ich nowego towarzysza.

- A ty - nazywasz się jakoś?

Skrzydło spojrzał na Cichego i kiwnął mu widocznie nieznacznie niezadowolony. Przecież tam mogły być fanty! Jednak Cichy miał rację, w głębi mogło być ciekawiej. Zresztą, sam nie znał się na tunelach, a Cichy wręcz przeciwnie.

Spojrzał niepewnie na nowego, cóż, to było ich dwóch. Tylko czy może mu powierzyć maczetę z dziada pradziada? Może, będzie musiał się zastanowić. Narazie nie strzelał do nich i gadał, więc nie miał powodu by dać mu maczetą przez głowę. Rękawice raczej sugerowały kogoś obytego w walce bezpośredniej.. Wolał jednak poczekać co zrobi i powie przebudzony. Powodził latarką wokoło to na górze, to na dole. Nie czuł się najbezpieczniej w tym miejscu, ale skoro Cichy sugerował zagłębienie się w głąb to chyba wie co robi...

Kiwnął głową słysząc słowa, jak mu się wydawało bardziej obytego w podróżach po metrze od swego towarzysza. Nie uśmiechało mu się słuchać któregokolwiek z nich, ale cóż - na chwilę obecną nie miał specjalnego wyboru. Pozostało, więc grzecznie przytakiwać, póki nie będzie stał równie pewnie, co Ci osobnicy. Wtedy rozmówi się na spokojnie i wyjaśni parę jakże ważkich spraw. Dotarło do niego kolejne pytanie na które odpowiedzi udzielał niemal zawsze tej samej:

- Skoro pytasz... mówią na mnie Bałarz.

Prawdziwego imienia i nazwiska nie zdradzał, bo i po co? Zresztą, wiązało się to z przeszłością o której wolał zapomnieć, a wydawało mu się, że wędrowcom nie zrobi specjalnej różnicy, jak będą się do niego zwracać.

- Bałarz, tak? - odpowiedział machinalnie Cichy. - Jesteś z Centrum

W chwili gdy zadał to pytanie uświadomił sobie, że przeszłość znów niepostrzeżenie wkrada się do jego umysłu. Bo kogo teraz obchodzi, jak się ktoś nazywa i skąd jest? Kogo w tym nieludzkim świecie, interesuje drugi człowiek? Tu, w metrze, liczy się tylko „ja” i „moje”. A przecież tam na górze wydawało się być inaczej. Cichy dobrze pamiętał, czego uczyli go rodzice - „Przedstaw się. Powiedz, gdzie mieszkasz.” Teraz to już nie miało żadnego znaczenia, a jednak... Trudno było o tym wszystkim tak po prostu zapomnieć. „Siła przyzwyczajenia” - jak zwykł mawiać wujek Tomasz. Dlatego teraz, gdy Cichy zdał sobie sprawę, że właśnie uległ tej dziwnej sile, nie czekając na odpowiedź Bałarza, zaczął mówić dalej.

- Zresztą, nieważne. Ważniejsze - jak się tu znalazłeś?

Przejechał po zgromadzonych wpatrujących się w niego z pewną dozą ciekawości. Padło pytanie odnośnie tego jak się tu znalazł. Nie miał zamiaru roztrząsać szczegółów tego co go tu przyniosło i dlaczego, ale co sprawiło, że został niemal pożarty przez pająki mogli już usłyszeć. Czuł się trochę jak na rozmowie o pracę, gdzie stosunek przyszłego szefa zależał od kilku nieopatrznie wypowiedzianych słów. Odezwał się po chwili:

- Szedłem śladem pewnego najemnego zbira... - kaszlnął kilkukrotnie przysłaniając usta wierzchem dłoni - W założeniu to ja miałem zająć się nim, ale wkrótce okazało się, że stało się na odwrót. Gnida urządziła zasadzkę i dostałem gazrurką w potylicę, zemdlałem... a potem mnie znaleźliście.Tyle.

„Czyli niewiele” - pomyślał Cichy, ale zostawił te przemyślenia dla siebie. - „Nadal nic nie wiemy o cholerstwie, które może się tu kryć. Nadal idziemy w ciemno.”

Ta ostatnia myśl niepokoiła go najbardziej. Jednak zdusił ten niepokój w sobie, nie okazując go towarzyszom. Oni mogliby tego nie zrozumieć, a on - Cichy - musiał iść dalej, musiał dowiedzieć się więcej.

- Musimy pójść dalej - jego głos znów stał się pewny i stanowczy. - Wtedy dowiemy się więcej.

- Obyś wiedział co robisz.. - odparł Skrzydło wodząc niestrudzenie latarką. Za cholerę nie podobało mu się to miejsce, a jedyne co go interesowało to kokony. Jeżeli w nich są takie niespodzianki jak ta którą niedawno odkopali to można byłoby się obłowić.

- Mówią mi Skrzydło - przedstawił się nowemu nie przerywając czegoś co można by było nazwać ‘służbą wartowniczą’.

- Idziesz z nami w głąb? Może znajdziemy tego skurwiela co Ci dał przez łeb, co Ty na to Bałarzu?

Bałarz natychmiast kiwnął głową. Możliwość znalezienia człowieka, przez którego nieomal padł trupem wydawało się wspaniała rekompensatą, zwłaszcza, jeżeli pozwolą mu się nim zająć. Inna sprawa, że nie uśmiechała mu się samotna wędrówka przez metro - przeco zgubił gdzieś swoją broń i pozostała mu ta ich kusza z której i tak za bardzo nie umiał strzelać.
 
Blythos jest offline  
Stary 17-06-2013, 15:59   #24
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
Czy coś bardziej motywuje niż strach? Co równie silnie wpływa na nasze czyny? Czym jest strach dla każdego z nas? Jest zmienny i wielopostaciowy. Pomysłowy i przebiegły. Często wyczynia z nami dziwne rzeczy. Sprawia, że płaczemy i się śmiejemy, ulegamy i zdradzamy, wstydzimy się i nienawidzimy.
Kłamliwie nazywamy wszystkich dookoła panikarzami, a swoje własne emocje przedstawiamy jako rozsądną ostrożność.
Czy powinniśmy wstydzić się strachu? Walczyć z nim? A może mu się sprzeciwić? Strach ma naprawdę niesamowitą siłę. Bez niego jest zbyt spokojnie, a czasem wręcz nudno, ale jego obecność często jest nie do zniesienia. Może uczynić życie wyblakłym i niepełnowartościowym – i odwrotnie, żywym i nasyconym. W jakiej postaci się zjawi – zależy tylko od niego. Lecz jest zasada, jednakowo prawdziwa dla wszystkich ludzi – strach nie powinien być częstym gościem. Lepiej go przywoływać. Nie otwierać przed nim serca. Dlatego że gry ze strachem są niebezpieczne. A stawka w takiej grze jest czasem zbyt wysoka.
Glukhovsky Dmitry - Metro 2033

Trójka ludzi badała długi korytarz migającym niepewnie światłem latarek. Cały dziwny i pokrytymi pajęczynami tunel był niezwykle spokojny. Czy to cisza przed burzą, czy te kokony pozostawiono na pastwę losu? Co się stało, że nigdzie nie widać dużych tatusiów i mam wszelkiego plugastwa ginącego pod nogami ludzi? W pewnym momencie tuż nad ich głowami, w wielkiej, pordzewiałej już rurze rozległ się jęk. Niepodobny do niczego, co do tej pory słyszeli i jednocześnie ostrzegający, że tam dalej, gdzieś w tej ciemności, której nawet latarki nie mogą rozproszyć jest jego źródło..
Blizg!
Dźwięk rozrywanego od środka kokonu rozdarł zastałe powietrze korytarza niemal przyprawiając o zawał serca podróżnych. Pierwszy zareagował Bałarz odwracając się i wystrzeliwując dwa bełty w stronę kłębowiska małych pajęczaków. Te rozpierzchły się na boki kryjąc pod gęstą siecią pokrywającą ściany odsłaniając jednocześnie "inkubator". Szkielet może pięcioletniego dziecka straszył pustymi oczodołami i jasnymi mleczakami. Bełty z nieprzyjemnym, suchym trzaskiem złamały żebro szkieletu. Cichemu przyszedł do głowy fakt, że raptem miesiąc wcześniej coś "zgarnęło" kilka malców z pobliskiej stacji i nigdy ich nie odnaleziono. Czy to właśnie pająki?
W końcu grupka dotarła na sam skraj długiego korytarza. Tam, ku ich zawodowi, rozdzielał się on na dwie odnogi. Jedna, prowadząca w lewo była pokryta znakami obecności pajęczaków i opadała delikatnie. Druga, znacznie czystsza prowadziła z kolei pod górę. Tuż przy wejściu do niej wisiała niewielka skrzynka, z której wystawała maska pgaz ze zbitymi szkiełkami oraz dwa, chyba dobre filtry. Światła latarek zdążyły wyłapać kontury jakichś dziwnych beczek i splotów kabli ciągnących się po podłodze. Coś nie pasowało w tym obrazku i to nie był bynajmniej żółty znak z czarnym napisem: "DANGER ZONE" oraz kilka worków z piaskiem tuż przy wejściu.

***

Złotko przespała dokładnie pięć godzin, czyli akurat tyle, ile zamierzała. Wstała nieco głodna, choć dalej sprawna i gotowa do działania. Zgodnie z zaleceniem znalazła smagłego, zgadzającego się z opisem człowieka. Ten uśmiechnął się czarnymi pieńkami zębów, gdy tylko podeszła się zapytać, czy to na niego wołają Cygan.
-Tak, to ja złotko - facet uśmiechnął się obleśnie ukazując rząd poczerniałych zębów - to na mnie tak mówią i aktualnie jestem Twoim szefem. Tam - wskazał na sporą drezynę, specjalnie powiększoną tak, żeby mogła przewieść więcej towarów i kilku mężczyzn uwijających się przy załadunku. Każdy w każdego rosły chłop zdolny pewnie zjeść tyle, ile sam waży - jest moja kompania. Gwarantuję, że nie będziemy się nudzić, co to to nie dziewczynko.
Przejechał językiem po zębach i uśmiechnął się dwuznacznie.
-Idź im pomóż, zaraz wyruszamy.
 

Ostatnio edytowane przez JaTuTylkoNaChwilę : 19-06-2013 o 22:42.
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172