Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-12-2010, 13:12   #41
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
"You are a fucking leader now, Anthon?" - Głupie myśli przeszył Deepowi przez głowę. Spodziewał się, że pojedzie sam, albo co najwyżej z jedną osobą. A tu proszę. Szok zmieszany z przerażeniem i niewiedzą. Oj gówno tam, trzeba było zebrać się w garść (czy jak tam mówili). Nie pamiętał imion wszystkich którzy zostali z nim. Może ich nie podali. Nie było to ważne w chwili obecnej.
"Oł rajt"
- Dobrze, jak wjeżdżałem do miasta... miasteczka znaczy się to mijałem ten taki... supermarket, udajmy się tam. Zgarniemy co się da. Przy okazji zawsze muszą być siekiery do ewakuacji, także można będzie chwycić zamiast jakiś pałek. Poza tym skupcie się na konserwach, branie mięsa... hmmm... nie wiem czy zombie ściągnie, ale odpuście sobie mięso i tak nie mam ze sobą piekarnika. - Orzekł dzielny anglik po czym wsiadł na motor i ruszył.

Mijali piękne miasto które nigdy nie śpi... chyba, że zombie potrzebują odpoczynku. Jadąc myślał o dziwnej kucharce zombie. Była zarówno żywa i świadoma (normalna) jak i szajbnięta jako zombie. Może tak kończą odporni? Tak naprawdę nie będzie osób na których to nie działa, przynajmniej w stu procentach? W zasadzie bez różnicy.

Zastanawiał się co po tym jak zdobędą pożywienie. Grant zignorował Anthonego i mu nie odpowiedział (oh jakże go to zdenerwowało!) toteż musieli znaleźć inne schronienie. Sam miał żarcia na te dwa tygodnie, zdobędzie więcej na jakiś miesiąc, będzie musiał wywalić trochę niepotrzebnych rzeczy z torb i chwycić jakiś plecak ze sklepu. Był pewien, że musi wyjechać z wioski. Sam lub z resztą ludków. W supermarkecie wiedział co zrobić. Nie bać się poświęcić kogoś ku większemu dobru. Zapamiętał sobie co się stało gdy rzucił kucharkom garnek flaków. Trzeba to będzie wykorzystać. Może jednak warto zawitać na dział mięs?

Gdy zobaczyli market i zombie szybciutko doszło do wymiany zdań. Charles powiedział, że on pójdzie do mięsnego.
- Ja pierdole. Cała rzesza zombie. Spróbujmy jakiegoś tylniego wejścia do tego budynku.- Orzekł dzielny Anthon po czym cofnął trochę motor i pojechał na około centrum, oddalając się od zombie i szukając innego wejscia, zawsze jakieś było do supermarketów. Tędy by się nie przebili.
- Pójdę z tobą na mięso, musimy go jednak chwycić sporo by móc w razie czego zając czymś zombie. Reszta iść po wodę, konserwy i rzeczy z długim terminem ważności. Zupki chińskie też. - Krzyczał do reszty, starając się przekrzyczęć ryki silników i rozglądając się za wejściem. - Gdy uciekając zajmiemy zombie mięsem nie bierzemy ze sobą żadnego jasne? Musimy sobie kupić jak najwięcej czasu!
Oby mieli duże steki które zajmą dla zarażonych kupę czasu. I oby była promocja.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 28-12-2010, 09:50   #42
 
Slywalk's Avatar
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Więc grupka się rozdziela. James nie chciał robić z siebie bohatera, ale harleyowiec miał rację, potrzebne im będą zapasy. Tak po prawdzie to James bardzo się bał. Skoro jednak tylko dwie osoby zgodziły się pomóc mu, to Denov nie miał wyboru i też się zgodził.

Ruszyli, James tym razem jechał w jeepie jakiegoś Azjaty, przed nimi jechał ten gościu na motorze. Znowu jechali przez miasto, James nie chcą oglądać tych okropieństw, patrzył cały czas przed siebie, nie rozglądał się. Po paru chwilach byli na miejscu, a raczej dojeżdżali, bo przed supermarketem znajdował się spory tłumek zombi. Trzeba było działać szybko bo tłumek usłyszał jak przyjeżdżają i pewnie gorączkowo myślał co by tu zrobić. James wysiadł by naradzić się z innymi, ale kątem oka obserwował zombi.

Przywódca wyprawy, jeśli można by tak określić harleyowca, zaproponował wejście przez któreś z bocznych drzwi. Było to dobre rozwiązanie, biorąc pod uwagę to co się dzieje przy głównym wejściu.

-Tyle że zombie już nas zauważyły więc będziemy musieli działać szybko- zwrócił uwagę James.

Harleyowiec poprawił plan, po czym do rozmowy wtrącił się Azjata, który jakoś nie wierzył w powodzenie tego planu. James również miał wątpliwości bo nie wiedział co będzie w środku. Tam sytuacja może obrócić się na lepsze lub gorsze. Chcąc dodać otuchy innym i sobie powiedział:

-Uda się ale powinniśmy poruszać się tam co najmniej dwójkami, wiem że zajmie to nam więcej czasu, ale będzie bezpiecznej. A tak w ogóle to jestem James.
 
Slywalk jest offline  
Stary 31-12-2010, 20:19   #43
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
I cała brygada podzieliła się na dwa małe pododdziały. Frank myślał, że imigranci będą trzymać się rączek obywateli United States of America. Na tym się zawiódł. Biedaczki pod przywództwem tego pana z siusiaczkiem długim na sto centymetrów i z tym swoim motorkiem... Żenada.
Frank poproszony o załatwienie gnatów od kolegi dzwonił parę razy do tego drugiego. Brak połączenia.
- Kurwa! Co za pierdoleni złodzieje! Bulisz za abonament i za chuja nie można się dodzwonić!
Dał sobie spokój. Przynajmniej do czasu kiedy usiądzie na sofie z prawdziwej skóry, popatrzy na głowę jelenia wiszącą na ścianie popijając szklaneczką whiskey. Więc wsiadł na swój motor i odjechał za Grantem zostawiając tych niedoświadczonych przez ''Amerykański Sen'' panów na pastwę gościnnych mieszkańców tej uroczej miejscowości.

Frank trzymał się za Jamesem. Coś go pokusiło aby zadzwonić jeszcze raz do Freddy'ego.
- Halo, słucham? - usłyszał murzyński akcent.
- No siema, Tu Frank. Słuchaj mam sprawę. Nie załatwiłbyś mi paru gnatów? Potrzebne teraz o tej godzinie.
- Stary, jasne. Tylko wiesz, przez te pojebane głodne zombiaki ceny poszły 500% w górę. Wiesz jak jest, prawa popytu i podaży, czy jakoś tak.
~ Ożesz kurwa ty złamańcu jeden! ~ - pomyślał Frank:
- Ty ale dla swojego kolesia obniżysz cenę, nie? Wiesz rodzina, kumple 4ever itd.
- No, spoko coś pokom...Te, Pete, co się tak na mnie patrzysz? Co jest? Kurwa!
Frank teraz słyszał strzały i odgłosy wgryzania się mlaskania.
- Kurwa! Freddy! - i rozłączył się.
Żal bardziej mu było tylu skrzynek broni i amunicji niż samego sprzedawcy. Freddy nigdy nie był godny zaufania. Trzeba się było pilnować bo lubił robić przekręty. Frank zdecydował, że powie o tym Jamesowi gdy dojadą na miejsce. I zauważył zapalające się światła hamowania z tyłu pojazdu dyrektora. Ciekawy był co się dzieje i podjechał bliżej aby się przyjrzeć. Zauważył bardzo miłych wojskowych... wróć... Okropnych wojskowych, którzy robili krzywdę niewiastom, popijając napoje alkoholowe i robiąc dziurki w główkach zombiaczków.
- Cholera... - zaklął pod nosem Frank i podjechał do okna Jamesa - Dyrciu lepiej zawróćmy. Mi się to nie podoba. Skąd w tej dziurze wzięło się wojsko? I po chuja machasz tą ścierą?
Grant coś tam burknął, że wojsko ich uratuje.
- Taa... Wielcy bohaterowie krajowi przyjechali po nas, biednych obywateli ratować przed sługami szatana... Czasami sobie myślę, że za bardzo polegasz na rządzie i służbach porządkowych. - skomentował Frank.
Dyrektor przypomniał, że w Lund każdy radził sobie sam. Potem osiłek spojrzał na Japonkę siedzącą obok Granta. Gdzieś ją już tu widział, jak jej było... Mami... W każdym razie była jakby troszkę zdezorientowana. James znowu zalał go swoją gadaniną, a z tego co Frank zrozumiał to wspomniał coś o przebiciu się przez tamtą wesołą kompanię i o naćpanych harleyowcach. Zapewne pytał się o opinię Franka co sądzi to pseudo-żołnierzach.
- A widziałeś kiedyś naćpanego harleyowca? - zapytał zbulwersowany Frank - Bo ja tak... Nieważne, co do tych kolesi to wiem tyle, że porządnymi obywatelami to oni nie są. Przebić się... Być może dałoby radę ale takie ćwoki nie odpuszczą i zaczną nas gonić. Rozmawiać też nie ma co bo oni nie potrafią rozmawiać za pomocą ust. Jakby nas było więcej to nic by nam nie zrobili, a tak... Jeszcze jak ciebie zobaczą - kiwnął na Nami - To będzie niezbyt fajnie... Cholera, nawet ja czegoś takiego nie byłbym w stanie zrobić... A oni... jedna po drugiej... - patrzył się na widocznie zgwałcone kobiety. - Ale jeszcze nie wiadomo ilu ich tam jest...
- No to pięknie - usłyszał Frank. Zapewne Japonka się wystraszyła. Ale co będzie ich oszukiwać. Taka jest prawda. A Grant jak zwykle ma plan B.
- Słuchajcie, znam inną drogę, jaką możemy dojechać do chatki. Wiedzie przez niezłe wertepy, ale na pewno nie jest obstawiona. Co prawda, wydłuży nam to podróż o jakieś 30 minut, ale warto spróbować.
- Cholera! Każda dłuższa chwila w tym otoczeniu, mnie denerwuje, ale chyba nie mamy wyboru. Pakować się naprzód to samobójstwo, no i jak dla mnie wiąże się z utratą godności
- Nami, nie bój się, nie damy cię skrzywdzić. Prędzej dam im swoją szyję, niż ty tu ucierpisz. Frank! Musimy działać - jedziemy inną drogą - ok?
~O właśnie, Nami jej było.~ pomyślał Frank
- Dyrciu, ty się mnie jeszcze pytasz ? - odpowiedział zaskoczony - Prowadź...
- Frank, jeszcze jedno. Nie wiem, czy nie było by bezpieczniej, gdybyś przesiadł się do nas do samochodu. Na harleyu jesteś dla nich łatwiej dostępny.
Mięśniak nie był pewny czy dobrze usłyszał. Ma zejść ze swojego motoru? Zostawić go o tak o, na ziemi?
- Wiesz, że harleyowiec bez harleya to dupa? Ale w tych okolicznościach chyba nie mam wyboru... - i z wielkim bólem zgasił silnik motocykla, położył go gdzieś w krzakach i wsiadł do bryki Granta.
I chwilę później przypomniał sobie o uzbrojeniu.
- A i z tej obiecanej broni nie będzie nic. Freddy'ego zżarły te świrusy... Chyba, że pojedziemy do jego sklepu i weźmiemy co trzeba... - czekał co powie Grant. Od początku epidemii uważał go za za dowódcę ocalałych z Lund ale nie powie mu tego w twarz. Uznałby, że Frank Woods, bandyta znany w całej okolicy wymięka. Nieee, na to nie może sobie pozwolić...
 

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 01-01-2011 o 00:14.
Ziutek jest offline  
Stary 01-01-2011, 08:40   #44
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Grupa jadąca do centrum handlowego


Wygłodniałe trupy pędziły na samochody z zadziwiającą prędkością. Dla tych w teoretycznie bezpiecznych samochodach nie było to aż takim zagrożeniem, jednak motocyklista przeraził się nie na żarty. Dosłownie w ostatniej chwili udało się zamknąć drzwi do centrum. Szyby były mocne, osłony zasunięte prawie wszędzie. Każdy poszedł w swoją stronę, pewnym jednak było iż Deep ze swoim kolegą poszli na mięso.

W całym centrum było kilka ocalałych osób, wszyscy zamknęli się w dziale z zabawkami i nie wpuszczali nikogo. Około dziesięć osób. Nagle jeden z kupujących przechodząc obok usłyszał krzyki dochodzące zza zasuniętej osłony.
- Mark, co ty robisz ? Mark, co ty do diabła ... aaaAAAA! - był to głos kobiety. Chwilę później dało się słyszeć jeszcze więcej krzyków, aż wszystko ucichło po kilku minutach. Teraz uszu przechodzących dojść mogło tylko głuche sapanie najedzonego żywego trupa .... albo dwóch.

Grupa jadąca do domku w lesie


Żołnierze nie mieli zamiaru nikogo przepuszczać. Ten który podszedł do samochodu palił mini cygaro. Wydmuchał dym wprost w twarz kierowcy. Po krótkiej rozmowie pełnej przekleństw stało się coś czego nikt nie przewidział (a powinien). Ogromna chmara trupów rzuciła się na barykady. Huki licznych strzałów przeszły powietrze, legitymujący żołnierz z wrzaskiem uciekał szybciej niż starsza osoba do miejsca w autobusie. Była to chwila do wykorzystania. Niektórych wojskowych już konsumowały trupy. Gdy kierowca już miał wcisnąć pedał gazu zobaczył kilka metrów od samochodu skrzynkę z napisem "US ARMY". Wewnątrz na pewno było kilka karabinów M16, a w najgorszym wypadku granaty lub amunicja. Jednak jeżeli ktoś z wojskowych przyłapał by ich, niewątpliwie otworzył by ogień. Na decyzję nie było dużo czasu.

Grigori Weaver


Gdy wszyscy rozeszli się do samochodów i odjechali, ktoś wyszedł zza drzewa. Załatwiając potrzebę nie zdał sobie sprawy, że grupa bez mrugnięcia okiem zostawiła go. Ktoś podszedł do niego i rzucił
- Dawaj co masz kurwa albo rozjebię ci łeb! - Czarnoskóry mężczyzna przyłożył do brzucha Griogoriego rewolwer dużego kalibru. Ten szybko opróżnił kieszenie, trzęsącymi się rękoma podał wszystko co miał. Murzyn zgarnął łup i zniknął gdzieś w tłumie uciekających. Odetchnąwszy z ulgą napadnięty poczuł straszny ból w nodze. Obejrzał się i zobaczył, że to jakaś kobieta wbij zęby w jego łydkę. Wrzasnął przeraźliwie i upadł na ziemię. Szarpał się, ale na próżno. Zombie nie miało nóg, te zostały pewnie już skonsumowane. Okładając butem twarz kobiety wreszcie wyrwał się. Skacząc na jednej nodze zniknął gdzieś w jakimś podwórku. Noga wyglądała strasznie. Potężny kawał mięsa zwisał na skórze, krew lała się obficie. Griogori jęczał z bólu i strachu. Siedział na schodach tyłu jakiegoś domu, nie widząc co robić. Nagle drzwi otworzyły się, pojawił się w nich gruby mężczyzna z shotgunem.
- Kuuurwa! Zombie! - krzycząc wpakował w klatkę piersiową pogryzionego z kilogram śrutu. Oczy Weavera zamgliły się, krew pociekła przez usta i zabarwiła trawę. Chwilę później Griogori uderzał już pięściami w drzwi, chcąc tylko jednego. Jeść. Więcej, więcej, jeść, zaspokoić ten głód. Czół tylko rządzę jedzenia mięsa. Poczuł zapach krwi. Spojrzał w dół - jego noga była sina i czerwona od krwi.
- Grrrrr ...
Usiadł na ziemi i wreszcie zaspokoił największą potrzebę. Zatopił zęby odrywając kawały mięsa jeden za drugim do kości. Tymczasem z balkonu domu patrzył na to jakiś facet. Celując do trupa z shotguna patrzył jak ten odgryza sobie nogę i bierze się za flaki. Własne, które wyszły na wierzch po serii ze strzelby.
- Żal amunicji, Maks. Usiądź, piwo się schłodziło.
 
__________________
Także tego

Ostatnio edytowane przez Arsene : 01-01-2011 o 08:52.
Arsene jest offline  
Stary 01-01-2011, 17:04   #45
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Zarażonych przybywało. Żołnierz, który z nimi rozmawiał rzucił się do ucieczki. „Ładne mi wojsko”, pomyślał Grant i zaczął nawracać, żeby wrócić i znaleźć zjazd na drogę, która zaprowadzi ich do lasu. Frank wspomniał, że jego dostawca broni został pogryziony i z tego pomysłu trzeba zrezygnować.

-Nie martw się – powiedział James. -W domku mam kilka sztucerów. Konserw też nam wystarczy. A jak nie, to urządzimy sobie małe polowanie.

Grant nie wątpił, że Woods sprawdził by się jako towarzysz jego wypraw na jelenie. Chociaż i tak najczęściej łowili króliki i trochę dziczyzny. Jeleń to był wyczyn. Nie za często, ale było wtedy co świętować. Polubił Franka. Kto wie, jak los ich jeszcze połączy, jeśli jako jedyni przeżyją tę plagę. Wspólna odbudowa miasteczka? Może. Ale polowanie na pewno. Na zwierzynę, nie na ludzi. Na martwych ludzi.

Chociaż problem broni mógł rozwiązać się już teraz, bo obok nich wyrosła, jak spod ziemi spora skrzynka. Napis US Army sugerował, że nie jest to pojemnik z wyprawką dla ucznia pierwszej klasy jego liceum. Ustawił się samochodem tak, żeby stanowił dla nich osłonę przed wojskiem, gdy będą ją wnosić do wozu.

Z Frankiem porozumieli się bez słów. Wiadomo było, że muszą spróbować. Grant chciał wysiąść, żeby mogli podnieść ciężar we dwóch. Woods powstrzymał go ruchem ręki, mówiąc, że sam ją wciągnie do samochodu.

A później do chatki. Dalej od żołnierzy. Dalej od koszmaru.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline  
Stary 04-01-2011, 16:37   #46
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Byli w sklepie. W sklepie, w czasie przedświątecznych zakupów, gdzie teraz pełno jest ludzi. Pfu, Było. Teraz są tu tylko żywe trupy, ostatni ocaleni zostawali zjedzeni. Francis nawet się nie spostrzegł, kiedy został sam. A przecież samotny człowiek z pałką w ręku. Tym bardziej, że był to Jones z przerażeniem w oczach. Trzymał kurczowo swoją broń szukając po pułkach czegoś przydatnego. Mięsa, jakiejś broni. Czegokolwiek co mogło by się przydać podczas apokalipsy. Marzył, żeby gdzieś tu znalazł się karabin maszynowy z ogromnym zapasem amunicji. Przypomniał sobie widok tych przerażających istot.
- Nie... ja nie mogę się taki stać.. nigdy... nie mogę..- powtarzał w myślach amerykanin. Próbował dodać sobie otuchy, ale szło mu co najmniej marnie. Oddałby wiele, żeby obok pojawił się jakiś żywy człowiek, który mógłby mu pomóc w walce z tym.. z tym wirusem. Ale to tylko marzenia. Każdą alejkę dokładnie oglądał, co chwila rozglądał się patrząc czy zombie już są przy nim. Nigdy jeszcze nie był aż tak przerażony. Co się teraz stanie?
 
Imoshi jest offline  
Stary 06-01-2011, 17:27   #47
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Jeszcze zanim się rozeszli Deep przemówił do reszty panów
- Dobra, tą samą drogą raczej nie wyjdziemy, zablokowały i pewnie za szybko nie odejdą, póki co ustalmy, że gdy tylko weźmiecie co trzeba to wracacie tutaj i czekacie na resztę. Jak ktoś nie zjawi się w ciągu godziny, albo trochę krócej, idziecie gdzieś. Cały czas myślcie o innej drodze ucieczki stąd. Powodzenia - Wskazał na Charlesa - Ty ze mną tak?
Tak, bo tak zostało ustalone.

Ruszył mając karabin w pogotowiu. Biegł przodem rozglądając się na wszystkie strony nerwowo (bo inaczej się nie dało by zbudować dramatyzm sytuacji, a to trzeba było zrobić bo będąc w depresji trzeba ją pogłębiać by doprowadzić do udanej prób samobójczej mającej na celu zakończenie męki życia).
Po drodze mijali sklep Jansport. Toteż Anthon wziął dwa duże plecaki i powiedział Charlesowi by zrobił to samo.

W końcu dotarli do celu. DZIAŁ MIĘS! Ratunek, pułapka na zombie, gra na czas podczas ucieczki. Anthon brał te kawałki najbardziej świeże i możliwe mające krew. Jagnięcina, i inne. Na blacie za ladą leżał wielki kawał świni, zarżniętej jeszcze nie tak dawno. Ociekała krwią, więc Anthon jeszcze bardziej ją pokroił swoim własnym tasakiem i napakował do plecaków.

Wtedy wzdrygnął się i pomyślał, że to chyba najbardziej niedorzeczna sytuacja w jego dotychczasowym życiu. Nie licząc narodzin tej jego nędznej osoby.

Gdy napakowali mięcha zamyślił się na chwilę i spojrzał w głąb centrum.
- Dobra Charles. Bierz to gówno i wracaj przed miejsce spotkania, może jeszcze zahacz o jakieś konserwy albo coś co wpadnie Ci w oko. Ja pójdę w głąb, może znajdę bron, albo coś co może się przydać. - Rzekł Anthon i dał mu swoje plecaki z racji, że jego kumpel nie niósł broni która zajmowała obie ręce,a droga powrotna był bezpieczna.
- Nie czekajcie na mnie dłużej niż półtorej godziny od teraz.

***

Poszedł by przynieść chwałę Anglii i Ameryce. Znaleźć broń, znaleźć cokolwiek co może się przydać równie dobrze lub bardziej niż mięcho-pułapka
Zabawki, spożywcze blablabla. Nic. Aż tu nagle! Wejście do magazynu. Deep wlazł tam po amerykańsku, kopniakiem w drzwi, ale póki co po angielsku nie miał zamiaru wyjść. Wszędzie był wysokie półki czyniące wąskie korytarze. Na półkach stał kartony i inne. Na drugim końcu sali był wjazd dla samochodów, zamknięty tą taką amerykańską zasuwą mechaniczną z plastiku, albo innego gówna czy też cudu natury. Jednak filarem całej komplikacji był średni kwadratowy stół, przy którym na krzesełkach siedziało czterech pracowników. Byli pogryzieni. Szczególnie jeden, któremu flaki wylazły na wierzch. No nic to, przynajmniej nie żyli. Anthon podszedł do nich bliżej cały czas oglądając się na wszystkie strony. Nic.

Podszedł bliżej, jednak nie żyli. Aż tu nagle za jego plecami, przy drzwiach stanął kierownik zmiany i jego pomocnicy. Łącznie sześć osób. Trochę dużo jak na brydża, ale w pokera jeszcze by się dało zagrać. Mimo towarzystwa, Deep począł uciekać. Przewrócił tego pana z flakami na wierzchu, który się przez to obudził i zaczął wstawać. Tak jak reszta. Dzielny bohater zabił ostatecznie tasakiem trójkę, ale musiał uciekać, bo kierownik i inni się zbliżali. Zostawił strzelbę przy stole i wbiegł w korytarz półek.

Teraz było łatwo. Korytarz okazał się na tyle wąski by Deep walczył naraz z jednym zombie. Ci z tyłu go popychali przez co zombie nie wiele miał do zrobienia po każdy atak był przerywany przez popychanie. Anthon robił krok w tył i ciął tasakiem. Szczęśliwie zabił tak trzech trupów, jednak czwarty uchylił się niczym gepard, niczym pantera, niczym zombie uchylający się przed ciosem tasakiem. Skoczył więc na Anthona i powalił go na ziemię. Tasak zawędrował pod półkę, więc chwycił jeden z noży i dźgnął zombie w paszczę, gdy inny chwycił Deepa za nogę. Ten przerzucił leżącego na nim ostatecznie martwego zombie na tył i szybko wbił nóż w rękę dla tego, który chwycił go za nogę. Była to ta sama noga, która wcześniej miała przyczepioną dłoń, to była pechowa noga.

Anthon skorzystał więc z tego, że zombie puścił i wbiegł w inne korytarze, a koledzy za nim. Zatrzymał się gdy był pewien, że go nie otoczą i znowu ciął, ale tym razem nożem. Tak dzielnie mu szło, że gdy wyszedł z korytarza został tylko kierownik, czyli gruby, barczysty mężczyzna o siwych włosach i standardowym usposobieniu zombie. Deep chwycił dwa noże w rączki i gdy tylko był atakowany ciął przeciwnika po paluszkach, bo utrzymywał dystans, a on bił tylko rączkami. Gdy zombie rzucił się na ANGLIKA ten mechanicznie ustawił noże tak by jeden wbił się w twarz a drugi w brzuch. Gdy już leżał wypruł jeszcze flaki jednym pociągnięciem i było z głowy.

Jednak upadł wraz z nim. Upadł i ciałem zombi walnął w półkę. Ta przewróciła się i zrobiło się duże, głośne domino. WIELKI HUK! , na pewno słyszany w całym centrum.

- Sytuacja jest... bublowata.
Szybko raz, raz wylazł z pomieszczenia, ale zombie znika nie napływały. Wiedział, że jego towarzysze usłyszeli huk. Całe jego ubranie było zalane krwią. Toteż szybko znalazł sklep z ciuchami i zmienił:
- Koszule na czarną bluzę
- Jeansy na sztruks
- Skarpetki w ciapki na takie z paskami
- Majtki
- Podkoszulkę z napisem "Podkoszulka" na podkoszulkę z flagą Anglii
Całkiem nowy wrócił do pomieszczenia, wziął tasak i nóż a potem strzelbę, ale zombie dalej nie było. Postanowił jednak się zabezpieczyć. Znalazł kolejny sklep rzeźnika. Z zaplecza wziął dwa wiszące, świeże świniaki (robota nawet nie została zaczęta) i rzucił je pod drzwi którymi wszedł, ale wewnątrz magazynu.

Postanowił sprawdzić co było za wjazdem dla samochodów. Przycisk do otwierania był jakiś dwa metry od samych drzwi.
KLIK
Drzwi powoli się otwierały, ale Anthon szybko uciekał z dala od nich. Przeskoczył nad świniakami i zamknął za sobą masywne drzwi. Zombie najpierw pobiją się o świnie, a potem będą napierać na wrota. Trochę im to zajmie, może dwadzieścia minut. Tak czy siak Anthon narozrabiał.

Pobiegł do wszystkich którzy byli w miejscu spotkania, bo minęła już godzina od ich rozdzielenia się i zasapany rzekł
- Się porobiło. Mamy dwadzieścia minut na wyjście stąd. Inaczej z magazynu obsługi centrum zaleje nas fala złych nieludzi. Macie żarcie? I co najważniejsze znaleźliście wyjście?
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 06-01-2011, 22:59   #48
 
Slywalk's Avatar
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Szybka jazda. Bieg. Drzwi. I są już bezpieczni w markecie. James modlił się żeby drzwi wytrzymały, a także by inne było zamknięte. Tutaj odwaga Denova będzie poddana ostatecznemu egzaminowi, w końcu w takich miejscach zawsze jest dużo ludzi, i co jeśli tutaj też dostali się zombi? Co jeśli za następnym regałem będzie czekał na nich klient, dla którego oni będą towarem, a taka grupka, jak ich, to może oznaczać promocję.

Plan mieli ustalony, więc dużo już do powiedzenia nie było. Azjata zgodził się iść razem z James. Podzielili się na grupy i każda ruszyła w swoim kierunku. James nie znał tego marketu więc ruszył
przed siebie. Mijali kolejne sklepy, głównie z odzieżą. Amerykanin uważnie rozglądał się na boki, raz na jakiś czas pojawiały się ślady krwi lecz nie było widać właścicieli.

Po paru minutach znaleźli sklep z żywnością. Na ich szczęście był pusty. Przyśpieszając kroku ruszył po konserwy i inne produkty z długim terminem ważności. Wrzucał wszystko do swoje plecaka, kiedy już zapełnił plecak, skierował się na stoisko ze słodyczami, zgarnął z półki kilka batoników i upchał w plecaku.

- Musimy też zabrać coś do picia- powiedział do Azjaty.

Jako że nie miał już miejsca w plecaku poszedł do kas po jakąś torbę. Nie spodziewał że za chwilę stanie do walki o własne życie. Kiedy wyciągał spod lady torbę, przy innej kasie coś się poruszyło. Wcisnął reklamówkę do kieszeni kurtki, po czym ściskając oburącz pałkę, ruszył sprawdzić co spowodował hałas. Zbliżając się zauważył kałuże krwi w miejscu z którego dobiegł hałas. Rosnący strach spowodował że nogi zaczęły mu się lekko trząść. Nagle zza lady wysunęła się blada ręka, następnie reszta ciała. Było
to ciało młodego mężczyzny, miejscami zakrwawione. James przystanął, obcy musiał go zauważyć
bo zrobił to samo, po krótkiej chwili przekręcił głowę w kierunku Denova. O tym co zobaczył chciałby jak najszybciej zapomnieć, a najlepiej by to spotkanie w ogóle nie miało miejsca, mianowicie tam gdzie powinna być lewa strona twarzy obcego, była pustka. W miejscu oka ziała pustka, spod krwawych śladów wystawały kości czaszki, z żuchwy zwisały resztki policzka.
Obcy wstał i ruszył w kierunku James, któremu nogi odmówiły posłuszeństwa, stał i gapił się jak zombie idzie w jego stronę, wyciągając przed się ręce do śmiertelnego uścisku. Kiedy obcy był dwa kroki od niego, James odzyskał panowanie nad nogi i rzucił się do ucieczki. Mijając koszyk z różnymi śmieciami „po 2 dolce każdy” potknął się o wystającą nóżkę stojaka ze słodyczami. Zwalił się ciężko na ziemię, a z plecaka dobiegł dźwięk uderzających o siebie puszek. Pałka wyleciała mu z rąk. Szybko się pozbierał i ruszył biegiem dalej. Zombie był cały czas z nim. James kluczył pomiędzy regałami, mając nadzieję na zgubienie oponenta, lecz tylko marnował siły. Czując że już
dłużej nie może uciekać zrobił coś jednocześnie głupiego i odważnego, ściągnął plecak, po czym odwrócił się i trzymając go przed sobą natarł na goniącego go zombiaka. Siła uderzenia zwaliła obu na ziemie, James przetoczył się na bok by wytracić impet. Po chwili do jego uszy dobiegł przeraźliwy huk, jakby coś ogromnego zwaliło się na ziemię. Denov nie dał szansy nieprzyjacielowi wstać, najpierw kopnął go najmocniej jak potrafił w tors, po czym stopą zmiażdżył
mu głowę. Kopał dopóki nie był pewny że ten już więcej nie wstanie. Adrenalina buzowała w nim.
Zabrał plecak z podłogi i ruszył szukać Azjaty i półek z jakimiś napojami. Pierwsze udało mu się znaleźć to drugi. Wyciągnął z kieszeni torbę i wrzucał do niej jakąś wodę mineralną. Wziął też kilka butelek soku. Obładowany ruszył do miejsca spotkania razem z Azjatą. Dotarli tam, a po chwili znalazł ich ten Anglik.

- Zgaduję że to ty narobiłeś tyle hałasu? - powiedział – Mamy prowiant i napoje, a co do wyjścia to twoja kanonada mogła sprawić ze zombiaki skierowały się w tamtą stronę więc można by sprawdzić czy to wyjście jest wolne. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
 
Slywalk jest offline  
Stary 07-01-2011, 00:23   #49
 
Imuviel's Avatar
 
Reputacja: 1 Imuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwu
No-tak-to-był-kurwa-genialny-pomysł.


Japończyk skupił się na tej myśli, byleby nie odpłynąć.
W supermarkecie może i byli bezpieczni przed zombiakami z zewnątrz, ale w środku z pewnością czaiły się monstra pod postacią klientów. Hiro wyobraził sobie jak wyskakuje na niego zzombifikowana dziewczyna z napisem na koszulce „Dzień dobry, w czym mogę pomóc?”
Brrr.


Do sklepu biegli szybciej niż Usain Bolt spieprzałby przed Ku Klux Klanem.
Hiro miał nogi z waty, serce waliło mu jak oszalałe. Byleby nie patrzeć za siebie...



- Dobra, tą samą drogą raczej nie wyjdziemy, zablokowały i pewnie za szybko nie odejdą, póki co ustalmy, że gdy tylko weźmiecie co trzeba to wracacie tutaj i czekacie na resztę. Jak ktoś nie zjawi się w ciągu godziny, albo trochę krócej, idziecie gdzieś. Cały czas myślcie o innej drodze ucieczki stąd. Powodzenia. - powiedział Angol.


Angol był dziwny. Może nie dziwny, lecz dość specyficzny. Konkretny, chociaż Hiro czekał aż tylko powie „to zależy”, no i zdawałoby się był nieustraszony.
Rozdzielili się. James, raczej młody gość, dotychczas stojący z boku, nie to co Przestępca.
- Dobra, to ja ruszam poszukać jakiś konserw i innych przydatnych rzeczy. - rzucił do Hiro. - Może pójdziesz ze mną w grupie będzie bezpieczniej?
O, tak, samotność pośród zombiaków nie należałaby do favourite ostatnich chwil życia.
Wciąż przerażony Japończyk nie był w stanie wydobyć dźwięku. Zamiast tego tylko skinął głową.




Doszli w końcu do spożywczaka. Oby się nie okazało, że gdzie jedzenie tam Amerykanie...
Wziął dwa koszyki przy wejściu, bo na wózek nie miał drobnych.
Koguchi szedł ostrożnie, powoli zagłębiając się pomiędzy regałami.
Pospiesznie sprawdzał datę ważności i szybko wypełnił jeden koszyk przeróżnym żarciem.
Do drugiego wrzucał wszystko co szklane, głównie butelki z piwem.
Wtem usłyszał jakiś hałas. James poszedł na drugą stronę sklepu. Kurwa, zombiaki!!!!
Nie czekając na towarzysza, zaczął uciekać z powrotem, na miejsce zbiórki.
Widział w dziesiątek, zdałoby się, witryn zastygnięte manekinyZOMBIE!!
Nie wiedział czy faktycznie jakiś go gonił, ale bał się nawet odwrócić.
W rękach wciąż trzymał koszyki. Nie miał jak sięgnąć po te przeklęte butelki!
Dźwignął koszyk ze szklanymi rzeczami do góry i, tak jak się spodziewał, usłyszał brzdęk i trzask rozsypujących się kawałków.
I huk, którego się zupełnie nie spodziewał, ale zdawał się dochodzić z innej części centrum.
Co to było?
Zaraz!
Coś się poruszyło, tam, jakiś ciemny kształt, od strony toalet. O boże...
A teraz którędy biec?! Nie ma czasu do namysłu!
Rzucił się lewo, zmówił w myślach szybką modlitwę za Jamesa i rozpoczął już za siebie.
W końcu dojrzał umówione miejsce i zorientował się, że tylko jego kroki obijały się echem po opustoszałym korytarzu.


Hiro zwolnił tempo....I czekał.
Pomyślał co mogło się stać z jego towarzyszami. Czy teraz są jednym z nich? Bezdusznych, głodnych potworów?
Aż w końcu przyszli. Hiro nie wiedział czy się cieszyć czy wstydzić gdy dojrzał Jamesa lekko poturbowanego, ale raczej bez urwanej głowy czy kończyny.
Angol zmienił sobie fatałaszki. No tak, Europejczycy są pierdolnięci, a ludzie z Wysp rzekomo są najbardziej.
I tylko „Pesymista” zdawał się być w normalnym stanie. Czyli kurewsko wystraszony.


Dosłyszał słowa Angola:
- Się porobiło. Mamy dwadzieścia minut na wyjście stąd. Inaczej z magazynu obsługi centrum zaleje nas fala złych nieludzi. Macie żarcie? I co najważniejsze znaleźliście wyjście?

- Zgaduję że to ty narobiłeś tyle hałasu? - powiedział nagle James – Mamy prowiant i napoje, a co do wyjścia to twoja kanonada mogła sprawić, że zombiaki skierowały się w tamtą stronę więc można by sprawdzić czy to wyjście jest wolne. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Hiro westchnął.
- A mamy kontakt z tamtymi? Może kryjówka jest już... jak to się mówi, spalona?
 
__________________
moja postać =/= ja // Tak, jestem kobietą.
Imuviel jest offline  
Stary 07-01-2011, 15:05   #50
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
- Dyrciu, o takiego ździercę nie trzeba się martwić. Pieprzony mówił mi, że ceny gwałtownie skoczyły w górę. Ale to już jest nieważne.

Z tego wszystkiego zapomniał o swoich kumplach z gangu. Na nich można było polegać. Ciekawe co teraz robią? Czy przyjechali pod bar, w którym zaczęła się impreza? A może są tymi kolesiami przed nimi? Frank ze zmęczenia przetarł twarz rękami. Czuł pod palcami opuchliznę i zaschniętą krew.
- Czy w tej chałupce jest bieżąca woda? - zapytał Jamesa - Bo nie uśmiecha mi się paradowanie z oblepioną krwią twarzą.
Chwilę później podszedł do samochodu jeden z zabawowiczów i poprosił o papiery. Frank był pewny, że za nimi ustawił się szereg kolesi z rozpylaczami. Złapał za kolbę strzelby i spojrzał na twarz człowieka, który legitymował Granta i przy okazji pokazywał jaki jest fajny. Usłyszeli krzyki dobiegające z obozu żołnierzyków. Okazało się, że przez posterunek przelewa się morze stworzeń szatana. Strażnik wypuścił z ust cygaro i z piskiem dziewczyny pobiegł gdzieś w ciemność.
- James, dawaj! Teraz się przebijemy!
Lecz Grant zamiast pędzić roztrącając przy okazji tą pielgrzymkę podjechał do skrzyni.
- No co ty robisz, mamy jechać tam! - i żywo pokazywał palcem w stronę zombiaków.
Dopiero teraz zauważył, że nie jest to skrzynka z piwem choć i tego by skonsumował. James i Frank jak jeden mąż otworzyli drzwi i złapali z brzegi skrzynki.
- Ja sobie poradzę, ty grzej silnik. - powiedział Frank machając ręką.
Złapał za oba brzegi i z całej siły podniósł pakunek do góry. Wepchnął skrzynkę na tylne siedzenie po prawej stronie, a sam wskoczył obok i James ruszył gwałtownie do umówionej wcześniej drogi z planu B. Frank ucieszył się, że w tym wielkim nieszczęściu znajduje się choć krzta szczęścia. Odwrócił się do tyłu i zobaczył tumany kurzu wzbijające się od samochodu i czasem jakieś błyski strzałów... Ale zaraz... Nie było tego gościa w bmw.
- Dyrciu, wcięło tego co jechał za nami.
 
Ziutek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172