Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2013, 18:55   #41
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Cała trójka, czy raczej czwórka, przekradała się ku hangarowi z maszynami. Dopiero teraz można było zrozumieć, na jak wielkie ustępstwo godziła się wcześniej Megan, w tej chwili bowiem żadne drzwi, żaden monitoring czy system wczesnego ostrzegania nie stanowiły problemu. Jedyna przeszkodę stanowili strażnicy. Ci jednak byli rozstawieni według standardowej procedury, którą współtworzyła swojego czasu Ivy. Obezwładniała wraz ze Sveinem jednego po drugim. Nie czuła się winna. Bastion ją zdradził. Nie było żadnych długów, więzi rwały się w palcach. Szła więc teraz, wyładowując swoją wściekłość na napotkanych żołnierzach. Była ich znajomą, wielu szkoliła, znała więc słabe punkty niemal każdego.

Dexter - słaba garda
Richter - spóźniony refleks
Asse - słabe nogi
… i tak dalej.

Parła do przodu, nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, że towarzysze są obok i obserwują ją. Chciała się stąd wydostać, zmieść ze swojej drogi wszystko, co oddzielało ją od nieba. Bo tylko w prawdziwość gwiazd mogła jeszcze wierzyć… Tak, tylko niebo pozostanie niezmienione, gdy drugi z Tytanów nadejdzie.

Dotarli do hangaru. Tu musieli się na moment zatrzymać, by Megan sprostała wszystkim zabezpieczeniom. Poprosiła dla pewności o pomoc George’a. Parę minut później byli już jednak gotowi do drogi.

Wrota hangaru stały przed nimi otworem, a oni dosiadali ścigaczy - Megan i Ivy jednego, Svein - drugiego. Niebo czekało - piękne, choć jakby nieco smutne. Czy to spadająca gwiazda przemknęła po jego płaszczu?

- Meggie, gdy oddalimy się od Bastionu, chcę żebyś wymazała z pamięci jego współrzędne. Proszę cie o to nie dlatego, że ci nie ufam, ale mam kolejną prośbę - skontaktujesz się wtedy z Merowingiem i spróbujesz go przekonać o naszych pokojowych zamiarach, dobrze? Jeśli nie chcesz go spotykać - zrozumiem. Mogę iść sama.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 15-04-2013 o 19:03.
Mira jest offline  
Stary 16-04-2013, 23:58   #42
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Megan przyjęła z ulgą, gdy ludzie poprowadzili ich dalej, już wspólnie oczyszczając drogę z strażników. Nie zdradzała uczuć, były wyłączone. Ale też nie zaproponowała, że ich wyręczy. Tylko patrzyła za siebie na powalone ciała. Ale przecież to nie było nic ostatecznego, odbierali tylko świadomość, podobnie jak sen czy choroba. Robili to co konieczne by ocalić siebie, a także by stworzyć szanse na ocalenie dla Bastionu.

Wszystkie polecenia przyjmowała twierdząco i bez zarzutu, kwitując je krótkim potwierdzeniem:

- Dobrze. - powtarzane wielokroć monotonnym głosem. Może to był tylko synonim “przyjęliśmy”. A może wyrażało aprobatę, lub wręcz przeciwnie, smutną rezygnację, bo już nic nie ma znaczenia i należy przyjmować to co dane. Lub też odnosiło się do ich sytuacji, obecnej czy też tej, do której zmierzali. A tak naprawdę Megan mówiła tylko o tym że słyszy głos Ivy, która ciągle jest żywa i sobą.

Zaprotestowała dopiero gdy kobieta zaproponowała, że samotnie stawi czoła Merowingowi.
- Ivy nie opuszczę. - zaprzeczył android. - Nie chce byś gdziekolwiek szła sama. - powiedziała czule.
- Zrobię jak mówisz, ale ja boję się o Ciebie, że Ja... Merowing skrzywdzi cię. - gdyby była człowiekiem jej głos mógłby się łamać, ale androidy nie miały tych problemów, procesor pracował szybciej, nigdy nie miały wątpliwości co odpowiedzieć, ograniczeniem był jedynie czas potrzebny na wypowiedzenie słów w zrozumiały dla organicznych sposób.
- Nie jestem lepszą połową, ale pamiętam jaki Merowing był, od mojego istnienia, i gdy byliśmy jednością, a także część tego z czasów gdy żadne z nas nie istniało. Merowing jest kapryśny, lubi swoje przyjemności, nie czuje się ograniczony przez normy społeczności w której żyję, poddaje się im tylko dla spokoju, jest w stanie manipulować, jest zachłanny w swych pragnieniach, będzie się bronić gdy zagrożony, dopuszcza przemoc by osiągnać swe cele. Nie odkryje przed tobą wszystkich kart. I pamięta, że nie zdołał cię posiąść. - Megan ostrzegła towarzyszkę.

Ivy odwróciła się do Meggie, wyraz jej twarzy skrywał kask motocyklisty. Celowo nie patrzyła też na Sveina. Miała nadzieję, że odgłos silnika zagłuszy jej słowa.
- Merowing nastawiony jest na przetrwanie, dlatego powinien zaakceptować naszą propozycję, szczególnie jeśli zauważy możliwość zdominowania statku. Problem polega tylko na tym, by nas wysłuchał. Jeśli do tego będę musiała mu ulec. Cóż, to tylko ciało... Przecież lepiej niż ja wiesz jak można je wykorzystywać, by osiągnąć cel.
Megan skinęła na potwierdzenie:
- Zrobię jak powiesz Ivy. Tylko bądź ostrożna. - wyruszyli z Bastionu pozostawiając za sobą tylko kurz i ogłuszone straże. Nic nie było dla nich przeszkodą, a jednak Sveina opuścił spokój gdy tylko opuścili okręg Bastionu.
- Non mortem timemus, sed cogitationem mortis Svein? - zaskrzekotał Legion z jego nadgarstkowego panelu. Mężczyzna spojrzał nieufnie na urządzenie. Jeszcze nie oswoił się z całą wizją towarzyszącej mu AGI.
- Zamierzasz tak mówić cały czas?
- Tak mnie nazwałeś, imię określa funkcję
. - nie wiedząc co odpowiedzieć ocalały po prostu zbył milczeniem. Po chwili jednak zapytał.
- Czy jesteś w stanie powiedzieć coś o NV?
- Żyję krótko, jednak mogę pobrać danę od George i Megan.
- Zrób to więc. Masz jakąś opinię o tym całym Merowingu?
- Opinie?
- zapytał Legion jakby sam nie wiedział co to takiego i po co to jemu - ... dla królów wszystkie istoty to poddani. Imię określa funkcję.
- Kim był Merowing, zanim teraz?
- Był człowiekiem, wielu rezydentów NV posługiwało się cielesną organiczną powłoką przed >>Upadkiem<<. Niestosownie pytać. Politykiem, aktywistą, lewicowcem, domagał się bardziej powszechnej i mniej zkomercjalizowanej opieki medycznej oraz edukacji. Nigdy jednak nie zyskał uznania w partii ani pośród wyborców. Miał rodzinę, wszyscy przeminęli w czasach zagłady. Po Upadku przewodził NV, ale też sam bał się włąsnej zagłądy, niemocy. Żywioł morza wirtualnych świadomości jest przerażający. Nic nie zależy od jednostki. Tylko we własnym zamku możesz być królem.

- I Ivy chce z nim rozmawiać.
- nie podobało mu się to wszystko, dotknął dłonią uchwtu rewolweru, ciągle był na miejscu, gotowy do użycia. Spokojny i niezawodny kawałek metalu pozbawiony oprogramowania. Przez resztę podróży pozwolił Legionowi by ten opowiedział mu o mieście.

- Merowing wyraził zgodę. Chce byś spotkała się z nim po Ciemnej Stronie Księżyca. - zakomunikowała Megan. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie, jak mgnienie pędzącego ścigacza. Dotarli do enklawy biotyków w Centrum NV. Sveina udało się przekonać by pozostał przy maszynach, nie był z tego zadowolony, ale też nie był to czas by się spierać.

Ivy i Megan weszły do środka, tym razem kantyna zmieniła wystrój, holograficzny klub wypełniony wijącymi się w rytm techno ciałami ustąpił kolumnom, pochodniom i wysokim wąskim oknom za którymi rozpościerał się widok z wysokiej wieży na miasto, tak jakby unosili się gdzieś ponad nim na latającej wyspie. Merowing czekał na nie na swym żelaznym tronie, ten zajmowany niegdyś przez Merowin zniknął. Na ustach powłoki miał wąski szyderczy cyniczny uśmiech, jego spojrzenie zdawało się mówić “wszystko co w moim zamku należy do mniej”.
- Witaj, ukradłaś część mnie, a teraz chcesz rozmawiać. Mów więc, czemu miałbym wysłuchać ciebie, czemu miałbym zaufać obiektowi 20641?

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 17-04-2013 o 09:57.
behemot jest offline  
Stary 19-04-2013, 09:21   #43
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Przez chwilę myślała, że Svein ją zatrzyma, że jej nie puści, domyślając się, jakie zagrożenie może czaić się po Ciemnej Stronie Księżyca. On jednak, jak przystało na karnego żołnierza, posłusznie wykonał rozkaz. Został przy maszynach, choć w jego wzroku ciężko dopatrzeć się aprobaty. Ich spojrzenia spotkały się ostatni raz, gdy Ivy popatrzyła nań przez ramię. Puste wejrzenia. Odwróciła z powrotem głowę i przymknęła na chwilę oczy. Teraz musiała skupić się na zadaniu.




- Niczego ci nie ukradłam i dobrze o tym wiesz. - odezwała się twardym głosem, stając naprzeciw wystrojonego mężczyzny na tronie - Najwyższy czas przyznać przed sobą, że zbłądziłeś. Choć Twoje cele były szlachetne, to wykonanie... pozostawia wiele do życzenia. Stałeś się hedonistą i to wbrew sobie, wbrew tej części, która stoi obok mnie - wskazała ruchem głowy Megan, która leciutko zarumieniła się na te słowa - Teraz masz jednak szansę wyrwać się z marazmu i uratować New Vegas nim zostanie zniszczone. Wystarczy schować interes jednostki do kieszeni, a pomyśleć o społeczności, jaką chcesz przecież prezentować. Pomyśl... możesz zostać... bohaterem.


Każde słowo Ivy popychało Merowinga o krok w stronę rozbawienia, jego ust nie opuszczał szyderczy uśmiech, wsłuchiwał się z zadowoleniem w słowa kobiety, jakby liczył, że sama skończy tę farsę. W końcu jednak powiedział

- Bohaterem? Dla kogo? Napiszą o mnie w książkach do historii w nauczaniu początkowym? Historia się skończyła. Nikt nie pisze wierszy, a jeśli nawet napiszą, to co mi po nich? Ty nic nie rozumiesz. Nie rozumiesz czym jest Vegas i kim ja w nim jestem. Vegas to żywioł, nie ma zagrożeń, nie ma niedoboru, nie ma potrzeby tworzenia struktury państwa. Każdy tylko bierze dla siebie kawałek wspólnego tortu, a ja biorę nieco większy. Bo mogę. A teraz mogę cię zniszczyć i twoją wygadaną gębę. - szyderstwo zostało zastąpione przez gniew, a w ślad za nim do pomieszczenia weszły dwie bojowe skorupy, które Ivy pamiętała z walki miasta z czołgami.

- Ale tego nie zrobisz.
- Ivy patrzyła wprost na niego, modląc się w duchu, by nie był to jej ostatni akt bezczelności. - Zrobiłbyś to wcześniej, zanim się odezwałam, gdyby taki był Twój cel.

- Byłem ciekaw co masz do powiedzenia, wasze trzymanie się starej formy i życia wydawało mi się od jakiegoś czasu zabawne.


Rezydent Merowinga wzruszył ramionami.

- Mam Ci do powiedzenia tylko tyle - Ivy nie ustępowała - Że całe Vegas, nie... cała ta okolica zostanie zniszczona w trakcie walki tytanów. Ostatni atak na miasto to było nic, a przecież sam sobie nie poradziłeś z nim - kobieta celowo uderzyła w czuły punkt.

- Zatem wszyscy jesteśmy zgubieni, pozostaje tylko cieszyć się z ostatnich chwil istnienia i zrobić wszystko to, na co wcześniej nie było okazji.

Mierzył Ivy wzrokiem, w którym mimo holograficznych refleksów, dojrzała własną śmierć. Przełkneła ślinę i odruchowo cofneła się o krok. To był impuls, na który męzczyzna czekał. Strach.

- Albo nie, mam lepszy pomysł... - Merowing mówił jakby do siebie, a w odpowiedzi na jego słowa z podłogi wysunęły się metalowe macki.




Kłebiąc się i wijąc, metalowe potwory wznosiły się wokół przybyszów, by po chwili spreżyć się i rzucić w ich stronę. Ivy spojrzała pytająco na Megan, zastanawiając się czy reagować, czy to kolejny pokaz siły. Widziała tylko, że jej syntetyczna przyjaciółka zbladła.

- Jest sposób by nas wszystkich ocalić! - wykrzyczała Ivy, gdy rój macek dotarł do jej nóg.

- Więc lepiej szybko go przedstaw, póki masz wolne usta. - Merowing spojrzał na nią nienawistnie, a macki uchwyciłu kobietę za kostki, owijając się coraz wyżej, wędrując w górę nóg.

- Meggie, prześlij mu proszę raport z LA, żeby wiedział, że nie kłamiemy.


Transfer następił błyskawicznie, ale przeciwnik nie wyglądał na zadowolonego z informacji.

- Mam więc wszystko porzucić i oddać się w łaskę tego czegoś? Nigdy. Milcz!

Macki ze zdwojoną furią ruszyły wyżej, owijająć Ivy w pasie i krępując też jej ręce. Na jednej z końcówek pojawiło się ostrze, dość precyzyjne by rozciąć materiał jej kombinezonu. Poczuła zimny dotyk broni na skórze między piersiami. Jeśli drgnie, na mundurze się nie skończy...


W tym momencie drzwi do klubu otworzyły się i stanął w nich zdecydowanie wkurzony Svein. Serce w piersi kobiety zabiło mocniej, choć od razu też pojawiła sie myśl, że żołnierz musiał bezczelnie czekać na moment, który zapewni mu efektowne wejście. No, ale rycerza sie nie wybiera...

- Mam lepszy pomysł! - krzyknął - Po prostu umrzesz skurwielu, a wszyscy inni spróbują tej szansy!

Broń miał już odbezpieczoną i gotową do strzału, ale za nim zdążył zrobić cokolwiek i w jego stronę sięgneły metalowe odnóża, krępując go równie sprawnie, co wcześniej Ivy.

- Kurwa mać! - warczał bezsilny - Czy mógłbyś choć raz się na coś przydać... - zwrócił się od czegoś nieokreślonego - ... a nie tylko żądąć ze swego wysokiego zamku?!

Zapadła cisza przerywana tylko przez oddechy ludzi, nieświadomych toczącej się wokół nich walki. Nawet Megan zamarła. Powoli jeden z strażników poruszył się i skierował lufę broni w stronę Merowinga, w ciągu kilku sekund spopielająć jego powłokę. Uścisk macek zelżał, po czym całkiem ustąpił.

- Merowing? - zapytał Svein, kierując swoje słowa do Megan.

- Nie ma go już, nie w publicznej sieci.

- Ivy? Wszystko w porządku?


Opadła na kolana, wyczerpana. Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo była napięta, jak wiele ją to kosztowało. Nogi trzęsły się jak z galarety, nie będąc w stanie jej więcej nieść.

- Co to...było? - spojrzała na Sveina szeroko otwartymi oczami.

- Sam do końca nie rozumiem. Chciałem wygarnąć temu Tytanowi, a on mnie usłyszał.

Podszedł do kobiety pomagając jej podnieść się z posadzki. Spojrzeli na siebie. Przytulił ją bez słowa. Nie opierała się, wciąż drżąc na całym ciele.


- Deus Ex Machina - zakomunikował aktywny Strażnik - Nieznany użytkownik przeszedł przez sieć i zabrał ze sobą Merowing, otworzył też przed nami drzwi do tej powłoki.

- Co teraz robimy?
- Ivy wtuliła się w mężczyznę, jednak jej umysł znów zaczął pracować na zwiększonych obrotach - Megan? Możesz zająć jego miejsce?


- Mogę, ale... ja chyba nie chce.
- powiedziała z ociąganiem - Jego miejsce lepiej by pozostało puste na zawsze. Nigdy nie był potrzebny. Inny świat, inne reguły. Mogę przemówić do wszystkich rezydentów NV. Co chcesz im przekazać, Ivy?

- Przemówić to za mało, trzeba ich zjednoczyć. Nie pod pręgierzem, ale z własnej woli, by oceleli i mogli być wolni. George... co Ty na to? Chcesz być bossem, jak w grze?


- Boss? To chyba nie jest to słowo.
- usłyszała w komunikatorze AI lekkie rozbawienie - Ale mogę. Może czas bym ja z Megan zrobili swoje, a wy... wyluzujcie się. To trochę może potrwać.




Opuścili klub pozostawiając w nim martwe, puste ciało oraz kłęby metalowych macek, które wciąż zalegały podłogę. Nie wiązała się z tym miejscem żadna dobra myśl. A George miał rację, jako odcięci od MESH-u nie mogli serfować po jego łączach. Ivy zaś było wszystko jedno. Dała się poprowadzić Sveinowi opustoszonymi uliczkami. Zdawał się wiedzieć gdzie idzie.

Dotarli do parku. Tego samego, w którym śledziła ludzką powłokę Tytana. Park trwał jak ostatnio melancholiczny - zapominiany i nieużywany, a jednak ciągle zadbany. Zatrzymali się dopiero na pomoście nad brzegiem jeziorka. Do pomostu została przymocowana łódź. Ta sama, co ostatnio.

- Czemu tutaj? - zapytała Ivy, czując, że to nie może być przypadek.

- Nie wiem. - odpowiedział Svein, zdawał się mówić szczerze - Intuicja. Miejsce wyciągnięte z moich snów.

- Byłam już tutaj...

- Mam wrażenie, że ja też.


Coś w piersi kobiety zakłuło ostrzegawczo. Czyżby Svein również był tylko marionetką, w rękach tego... tego...

- Opowiedz o tych snach... - rzekła, by zyskać na czasie.

- Dobrze, opowiem, ale we śnie byliśmy w środku łodzi. - uśmiechnął się do niej - To chyba dobry pomysł, przynajmniej nie będziemy stać, a wiosłowanie mi się przyda.

Wszedł do łódki i wyciągnął dłoń w kierunku kobiety. Czekał na nią - tak, jak czekał tamten. Obiekt 20641. Ivy z lekkim wahaniem przyjeła jego rękę. Weszła na tratwę, nie bardzo już wiedząc z kim przyszło jej dzielić tę małą przestrzeń.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 19-04-2013 o 09:35. Powód: badziewiaki
Mira jest offline  
Stary 22-04-2013, 00:12   #44
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Sny. Właściwie dużo nie śnię. Albo śnię, ale ich nie pamiętam. Może tak jest lepiej. Większość z nich jest niezrozumiała, albo tak banalna, że aż porażająca prostotą, nic z nich nie wynika. Tak jak ze słów. I są jeszcze koszmary, tylko sny, a jednak niosące obrazy, których nie da się wyrzucić z głowy, choć bardzo by się chciało. Trzeba uważać co się wpuści do umysłu, bo potem trudno o tym zapomnieć.

Jak ten... jeździłaś kiedyś konno? A śniłaś o tym? Ja tak i tak. We śnie jeździłem konno, przez zieloną ruinę, miałem ułański czak i lancę. Ostatnia szarża. Wzwyż wąwozu Samosierry. Walczyłem. Przed Upadkiem i długim snem zawsze byłem żołnierzem, jak Bruce Wills i G.I.JOE. Bo ktoś musi. Choć czasy były już inne i nawet wojna się zmieniła. Sen. Jechałem, galopowałem na koniu z lancą, zielone równiny, aż wjechałem w pole bitwy, czołgi, piechotę, mechy i samobieżne działa. I wszystkie je bodłem lancą, bo tylko to miałem. A one rozpadały się w proch. I tak przegalopowałem przez całę polę na koniu z lancą. Pozostawiając za sobą popiół. Ale ja też byłem inny i koń był inny. Pozostał z nas tylko szkielet okryty materiałem. Same białe kości zaciśnięte na kosie postawionej na sztorc. A może to naginata była. Wojna była skończona, tylko ja pozostałem jak ten biały zegarmistrz światła patrząc na popioły. I nie wiedziałem co zrobić.


***

O tym parku też śniłem. Pamiętam go bardzo dokładnie, kształt jeziora, latarnia, ławki, zadbane trawniki i łódź. I ciebie też. Mam wrażenie, bo nie widziałem dokładnie, ale to chyba byłaś ty, mam takie wrażenie. Może upraszczam, to mógł być przecież ktoś inny, inna kobieta, albo dowolna osoba, jak ten mały chłopiec biegnący po lesie nie wiadomo po co. Twarzy i tak nie widziałem. Ja byłem w łodzi, a ty zostałaś na brzegu, ta osoba. Żebym ja tylko wiedział po co wiosłowałem po tym jeziorze, ono nawet duże nie jest, nigdy nie było. Padał deszcz. Wiosłowałem tak długo, aż przestałem cię widzieć na brzegu.

***

Ruiny. Ruiny Los Angeles. Układ ulic, obrazy, śmieci zgadzają się. Gdy przebudziłem się z hibernacji wydało mi się to podejrzane. Wszystko wydawało się podejrzane i dziwnie, przerażające. Nie mówiłem o tym Frostowi, co miałem powiedzieć? >>Wpuście mnie do środka, ale jest szansa, że nie jestem człowiekiem i was wszystkich pozabijam.<< Sam by mnie zabił, albo wtrącił do razu do izolatki. Może zrobiłabyś to ty. Myślałem nawet o tym, nie kiedy już mnie wpuściliście, ale wcześniej, cały mój plan opierał się na wierze, że gdzieś w Bastionie przetrwali ludzie, to miało sens, w kryptach i schronach, mogło pozostać dość za pasów na po apokalipsie. Ale nie wiedziałem czy ocaleli chcieli by się podzielić. Na wszystkich symulacjach ludzie pozbawieni cywilizacji wracali do mentalności zwierząt. Kiedyś byłem szkolony na wirtualnych symulacjach, podpinają mózg do kabli i można wrzucić cię w serce konfliktu. To namiastka prawdziwej akcji, ale... odruchy zostają. Przynajmniej mózg nie panikuje. Wszystko sprowadza się do prostych odruchów. Jak strzelają to się kryj. I nie w jednej kupie, bo w przypływie paniki sam wypchniesz partnera poza obręb osłony. Tak działa instynkt samozachowawczy. Jak go nie masz jesteś trupem. Ale jak każdy kieruje się tylko instynktem to wszyscy i tak umierają pojedynczo. Pieprzony Nash miał rację. Miałem mówić o śnie w ruinach. Byłem głodny, odkąd pamiętam jestem tu głodny. Szukałem jedzenia, a nic już nie zostało. Ciągle miałem siły szukać, ale bezowocność tych działań była strasznie dołująca. Siedziałem na skraju rozwalonego piętra, machając nogami kilka pięter ponad ulicą, patrząc w dół na zaśmiecone ulice. Pod dłoniami czułem drobny gruz, ale to nie był kamień, tylko orzech włoski. Zawsze coś. Zmiażdżyłem go o beton. Zajrzałem do środka, z nadzieją, że nie jest czarny, wysuszony i chory. Nie nadawał się do jedzenia. W skorupce orzecha był tylko wszechświat, a gdy rozbiłem skorupkę rósł tak, że wkrótce wypełniał moje dłonie jak piłka, albo cycki. Dalej już tylko patrzyłem na wirujące planety, pierścienie Saturna i księżyce Jowisza.


***


Łódź się często powtarzała. To zabawne bo nigdy nie żeglowałem, wiosła znam tylko z ergonometru, promy miały sens jedynie jako luksusowa forma spędzania czasu. Taniej polecieć. Chociaż lubię pływać. Świetne ćwiczenie na wszystkie mięśnie i ogólną wydolność. Ale tym razem żeglowałem, już nie po jeziorze, ale po morzu. To był jakby drakkar, z smokiem na dziobie. Miał maszty, ale nie miał żagli. Miał łuzy ale nie miał wioseł. Ja byłem sternikiem przy rumplu. Byli tam też ludzie. Gotowali, jedli, klarowali pokład, patrzyli w coś na horyzoncie, czasem łowili ryby, wieczorem pili i śpiewali przy bębnach, gitarach i rogach. Czasem parami znikali za zwojami lin kochając się prosto, ale namiętnie. Myśleli, że chociaż tam nikt ich nie widzi, na łodzi trudno o intymność, ale ja ze swego miejsca widziałem wszystko, słyszałem wszystko, czułem wszystko. Rozumiałem wszystko. Nikt nigdy nie przyszedł mnie zmienić, ani nawet poczęstować tym co gotowali. Nie byłem głodny. Nie czułem potrzeby snu, czy odejścia od sterów. Czasem ja również patrzyłem na horyzont, próbując odgadnąć dokąd tak właściwie ich prowadzę. Gdy była noc korygowałem kurs według gwiazd, uznając krzyż południa jako przewodnika. Jeśli zbyt długo nie śledziłem pokładu pojawiali się nowi ludzie, a nawet zwierzęta. Tak naprawdę wystarczyło mgnienie oka, by pojawił się ktoś nowy, dorosły i dojrzały, pełniący swoją rolę w harmonogramie wacht. Właściwie to fascynowało mnie we śnie, że choć łódź płynęła swoim wewnętrznym prawem i to ja sterowałem jej torem, to jednak oni nadal utrzymywali dryl i wypełniali swoje funkcje. Przyjmując ze spokojem swój los, i całą irracjonalność scenerii. Nawet pojawienie się nowych nic nie zmieniało. Tylko łódź rosła, dostosowując się do załogi a może pasażerów. Łódź rosła, zyskiwała nowe maszty, dodatkowy pokład, i balkony pod dekiem. A ja trwałem przy sterach, wrastając jak drewno w swoje miejsce, z czasem nawet rumpel nie był mi potrzebny, gdyż układ nerwowy wszedł w swoje drewna. Tak to cały czas był ten sam Drakkar, a ja się z nim łączyłem, czując i widząc tylko coraz więcej. Patrząc przed siebie oczami smoczego galionu. I było mi dobrze.

Smutek był tylko wtedy, gdy ktoś opuszczał się w szalupie, zabierając dla siebie zapasy na kilka dni, czasem za zgodą towarzyszy, czasem wbrew nim, po kryjomu. Dla szalupy zawsze znalazły się wiosła. Opuszczali się na linach i płynęli w swoją stronę. Zawsze czułem, że coś złego miało im się wkrótce przydażyć. Albo po prostu ginęli z pragnienia i szaleństwa.

Była też przemoc, zwłaszcza gdy statek i załoga stali się naprawdę więlcy, zabójstwa, a nawet walka o władze i kapitańską czapkę. A to byli ci sami ludzie, którzy cierpliwie gotowali i śpiewali. Wkurzało mnie to jak cholera. Miałem ochotę po prostu rozstąpić pokład by przypomnieć im gdzie się znajdują, albo użyć takielunku by obezwładnić tych najbardziej agresywnych. Mogłem to zrobić, ale to było by tak chore. Mnie samego to przerażało, a co dopiero ludzi. Więc po prostu niosłem ich przez morze. Patrząc na ich życie, i na horyzont, i na morskie dno, i na niebo, oraz gwiazdy a także krzyż południa.


***


Dużo śniłem o słońcu, wszystkie sny się powtarzały, takie miałem wrażenie, za każdym razem nieco inne, teraz też zniekształcam to co śniłem, co pamiętam, co mówię. Pomiędzy tym co się czuje, a co druga osoba zrozumie, zawsze jest długa droga pełna błędów. Korona słońca. Ten syn wspominam jako najspokojniejszy. Po prostu tkwiłem zawieszony w próżni, bez skafandra, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Prawo snów. Ciepło promieniowania ogrzewały mi twarz, a flary jak gejzery wystrzeliwały wokół mnie. Były tam też inne istoty, jakby kosmiczne humbaki żeglujące w koronie słońca. Wieloryby i delfiny. Ale one zajęte były swoimi sprawami, po prostu unosząc się spokojnie, wyczesując poprzez fiszbiny promienie słońca, albo goniąc się pomiędzy gejzerami ognia. O niczym nie myślałem, tylko czułem ciepło i patrzyłem na gry, oraz rejsy tych dziwnych istot. Nic już nie było pomiędzy mną a słońcem. Wszystkie planety i inne ciała niebieskie zostały z tyłu.


 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 22-04-2013 o 00:21.
behemot jest offline  
Stary 27-04-2013, 10:34   #45
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Ivy słuchała dziwnego monologu Sveina coraz bardziej kurcząc się w sobie. Siedziała na łódce z podciągniętymi pod brodę kolanami, oplatając je dla ochrony ramionami. Nie mogła jednak sposób znaleźć ochrony przed tym, co najgorsze - przed własnymi myślami.

Już rozumiała. Tytan, którego spotkała i którego zainteresowanie wzbudziła, musiał zaprogramować wybudzenie mężczyzny. Czy ograniczył się tylko do przystosowania go na poziomie przetrwania? Wątpliwe. Słabość, którą Svein - jak przyznał - od początku czuł do Ivy mogła zostać mu wszczepiona. Wystarczyło tylko uruchomić wydzielanie odpowiednich hormonów na bodziec jej głosu czy widoku. Próbki Tytan mógł przecież pobrać już podczas ich spotkania. To nawet układało się w chronologiczną całość. Samozwańczemu bogowi takie zainteresowanie z pewnością było na rękę. Związać jednostkę jej własnymi pragnieniami - to wcale nie nowa taktyka.

Wszystko, co zaszło między nią a Sveinem było kłamstwem. I nawet mimo świadomości tego, nie mogła odgrodzić się od uczucia smutku czy nadziei, że jednak jest inaczej.

- Kiedy byliśmy w klubie Merowinga... - zaczęła mówić cicho, nie patrząc na towarzysza - Mówiłeś do niego. I on Cię usłyszał. Czy wiesz jak się z nim porozumieć? Czy... mówiąc do ciebie, mówię też do niego?

Svein złożył wiosła, najwyraźniej zmęczony już wiosłowaniem. Ile by nie wiosłował i tak znajdowali się w tym samym stawie. Mógł przepłynąć go wzdłuż i wokół, w głąb i wzwyż, ale nie przybliżało ich to do niczego.

- O co to, to nie. - wzdrygnął się na myśl - Jeszcze tego mi brakuje, bym miał boskich pretendentów w głowie. Ja nie jestem Tytanem! - podkreślił - I wcale nie czuję się niczyją marionetką!

Zmarszczył brwi na niepokojącą myśl. Był zdenerwowany, choć nie tyle samą rozmową, ile tym, jak bliskie myśli Ivy były jego własnych. Sam siebie chciał upewnić.

- Wiem gdy jest w pobliżu. Mój implant... - przejechał palcem wzdłuż obwodu ucha - pomaga wyczuwać obecność MESH-u. Nie rozumiem przekazu, ale czasem go rozpoznaję. Potrafię wyłowić dźwięk Megan i Tytana. To tak jakby… wyłapać własne imię z szumu odległej rozmowy. - wyjaśnił, już bardziej na spokojnie. Choćby prawda była jak najdziwniejsza i straszna, to samo opisywanie tworzyło iluzję kontroli i władzy.

- Usłyszał mnie, bo pojawił się na dachach przed klubem, a następnie rozpadł w chmurę nano… takiego pyłu. Już wcześniej widziałem go w tej postaci. Odebrał SOS od George’a. Zaś w klubie usłyszałem jego szum. Teraz już go nie słyszę, tu w ogóle jest cicho. Widać tutaj nic nam nie grozi.

- Albo on chce, żebyśmy tak myśleli...
Ivy uśmiechnęła się z przekąsem, wciąż przyglądając tafli wody - Czysta paranoja, prawda?

-Tak, trudno jej uniknąć.
- skinął głową - Jeśli się o tym myśli. A jeśli się myśli zbyt długo, to dochodzą wszystkie inne siły poza uzurpatorem. Każda z własną agendą. Każda ciągnąca i manipulującą w swoją stronę. Bez skrupułów używająca i porzucająca. A wiele z nich dość wpływowa by sprzątnąć mnie w mgnieniu oka. Dlatego staram się nie myśleć za dużo. I zwisa mi, czy to co robię jest po myśli uzurpatora.

Delikatnie schwycił jej podbródek i obrócił twarz ku sobie, zmuszając kobietę, by na niego spojrzała. Zrobiła to.

- Rozumiesz? – zapytał, patrząc jej w oczy.

Powoli skinęła głową. Miała ochotę go pocałować, ale myśl o tym, że wszystko między nimi jest kłamstwem zbyt mocno kołatała się w umyśle. Był tego świadomy. Uśmiechnął się smutno i odsunął rękę.

Po chwili Ivy podniosła się, starając nie wywrócić łódki.

- Nawet jeśli jesteśmy sterowani, nie wszystko mogą nam odebrać… - powiedziała i ku zdziwieniu Sveina zaczęła się rozbierać.

Patrzył na nią, nie wiedząc, co zrobić. Kiedy stanęła w samej tylko bieliźnie, mrugnęła doń zawadiacko i… z głośnym pluskiem wskoczyła do wody.

- Zimnaaa! – poskarżyła się, lecz w jej głosie po raz pierwszy tego dnia pobrzmiewała radość.

Mężczyzna nie czekał na zaproszenie. Szybko złożył ubranie na tratwie i również dołączył do Ivy, która teraz opływała łódkę niby rekin, czekający na swoją ofiarę. Spletli się w uścisku – nie miłosnym, bo miłość jest skomplikowana. Kotłowali się niby para dzieciaków, siłując i śmiejąc na przemian. Całe napięcie spłynęło gdzieś wraz z wodą. Chociaż na krótką chwilę mogli nie myśleć o świecie i cieszyć się samym życiem… a przynajmniej tak im się wydawało.

W pewnym momencie, gdy Ivy zaczaiła się pod wodą na towarzysza, jej wzrok przyciągnął jakiś metaliczny połysk. Spróbowała się przyjrzeć, choć nie było to łatwe. Woda miała mętnoszary kolor. Kobieta wynurzyła się, by zaczerpnąć oddechu i wezwała Sveina. On dzięki swojemu wszczepionemu wizjerowi mógł zobaczyć więcej.


- Tam coś jest. – przyznał – to wygląda jak jakaś kopuła… Średnica co najmniej 5 metrów.

- Sprawdźmy to
– orzekła Ivy.

Nie bała się. Bo czego można się lękać w obliczu końca świata?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 28-04-2013, 00:57   #46
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Svein nabrał powietrza i zszedł głębiej. Jego nagie ciało rozmyło się w ciemnościach dna sadzawki. Przez chwilę opłynął stalową kulę. Postukał i przystawił ucho do jej powierzchni. Kula nie była całkowicie pusta. Sfera nie była do końca martwa.

Podpłynął do Ivy i wskazał dwa uniesione kciuki w stronę powierzchni, a następnie chwycił ją za dłonie i pociągnął ku górze. Gdy się wynurzył odetchnął z ulgą, potrzebował kilku głębszych haustów powietrza, nim był w stanie mówić.
- W kuli jest mechanizm, wyposażony w MESH. Nie za silny. Ale jest to dość zaawansowane, z pomocą miasta możemy to wydobyć i zdjąć nity. Przekonać się co jest w środku. - ostatnie zdanie wypowiedział już mniej pewnie. Jeśli coś zostało zamknięte i zepchnięte na dno jeziora, to musiał być ku temu powód. Stalowa powłoka też nie wzięła się znikąd.

Wgramolił się z powrotem do łodzi. Z swojego ekwipunku wybrał nadgarstkowy panel asystenta i wywołał Legiona.
- Ave Svein morituti de salutant! - zakomunikowała maszyna.
- Raport.
- George i Megan agitują na wirtualnej agorze. Obywatele osiągnęli zgodę, że istnieje zagrożenie, otwarcie na Bastion zostało przyjęte z ulgą. Nie ma jedności co dalej. Wielu ma opory by zaufać innemu Tytanow
.
- Spisałeś się dobrze Legion. Powiadom George i Megan, że w parku na dnie jeziora, w pięciometrowej kuli znaleźliśmy coś wyposażone w MESH. Potrzeba ciężkiego sprzętu by to wydobyć.
- Moje istnienie to służba. - dioda stanu migotała gdy muza nadawała komunikat do pozostałych SI.
- Jak Miasto zareagowało na odejście Merowinga? - wykorzystał chwilę, by uzupełnić informację.
- Ze spokojem. Jego pragnienia prowadziły do zniszczenia, widzieli to inni choć sam tego nie dostrzegał. Są tacy, którzy boją się siły, która była w stanie uwięzić najsilniejszego pośród nich. Ale nikt nie wątpi, że było to konieczne by chronić waszą spójność. Obecnie osobowość Merowinga przebywa na swym prywatnym dysku, odcięty zupełnie od publicznej sieci, uwięziona w świecie w którym sama jest bogiem. - raport Legiona był uspokajający.

Obserwowanie reakcji miasta na nowy przedmiot było czymś niezwykłym. Ivy i Svein mogli obserwować z pomostu, jak brzegi stawu i powietrze nad nim gęstnieją od maszyn wszystkich kształtów. Rezydenci poprzez skorupy tłoczyli się wokół centrum wydarzeń, jak dzieciaki wokół wózka z cukierkami. Świat się zmieniał, odruch gapia pozostał. Legion poinformował, że MESH wypełniony jest strumieniami z sensorów zgromadzonych skorup, a agory szumią od spekulacji.

Podjechał ciężki sprzęt, ale największym problemem było znalezienie dość sprawnych powłok całkowicie odpornych na wodę. Miasto użyło więc organicznych lalek, które kiedyś brały udział w teatrze nocnego życia po ciemnej stronie księżyca. Budowlany żuraw wyciągnął stalową sferę z dna. Gdy wisiała na linach ponad wodą, Svein nie mógł pozbyć się skojarzenia o bombie, albo stacji Uzurpatora. A oni chcieli przebić się przez skorupę. Tylko co zrobią jak dostaną się do środka?

Sprawność organizacyjna miasta przynosiła ulgę, choć raz nie musieli przekonywać, walczyć, dawać po mordzie wczorajszym sojusznikom. Spawy puściły szybko, skorupa orzecha pękła odsłaniając suche wnętrze, a w nim pająkowatą instalację, osłoniętą chromowaną powłoką. Svein mógł wiedzieć tylko tyle, że stworzono to już po jego śmierci. Choć urządzenie prezentowało się nowocześnie, to jednak nie wykazywało śladów aktywności. Zespół naukowy długo deliberował, nim osiągnięto zgodę, że należy podłączyć je do prądu.

Machina ożyła, metalowe ramy poruszyły się jak odnóża pająka, przestawiały się znajdując nową pozycję, rozkwitając jak technologiczny kwiat, formując okrąg - bramę. Obraz wewnątrz okręgu zamigotał, zafalował jak od rozgrzanego powietrza, by wreszcie zmarszczyć się jak tafla jeziora w które ktoś wrzucił kamień. Marszczył się coraz bardziej, aż w zupełności przesłonił to co po drugiej stronie. Brama została otwarta.

Wycelowano sondę, na ekranach pojawił się efekt pierwszych skanów. Niewyraźny i niepełny. Jedną z cech urządzania było to, że działało tylko w jedną stronę. Gdy sygnał przeszedł przez taflę, już nigdy nie miał powrócić. Jak czarna dziura. Mogli badać tylko cień. A jednak widmo wskazywało, że po drugiej stronie była powierzchnia i coś na kształt rzeźby terenu. W drugim rzucie wysłano zmodyfikowany wózek sprzątający, wyposażony w dodatkowe anteny i kamery. Za wózkiem ciągnął się kabel. Nic co przekroczyło bramę nie mogło już wrócić. Ale też łazik po drugiej stronie mógł zablokować przyjęcie sygnału, co też stanowiło informację. Obraz był więc wyraźniejszy. Szara powierzchnia z kamienia, grawitacja na poziomie jednej szóstej ziemskiej, czarne niebo pełne gwiazd, zero atmosfery, a na horyzoncie idealnie okrągłe kopuły wystające ponad grunt jak cycki z piasku. Księżyc i ludzie. Otworzyła się przed nimi nowa możliwość ucieczki z planety, pozostawiająca na niej zwaśnionych tytanów, ucieczki idealnej bo ostatecznej.

Ivy nie wierzyła własnym oczom. Dopiero delikatne potrząśnięcie przywróciło ją do przytomności i uświadomiło rzecz najstraszniejszą... wszyscy czekali na JEJ DECYZJĘ. No może dokładnie to George i Meggie, ale to oni teraz trzymali w garści całe miasto.
- Nie wiemy ile czasu ten portal będzie otwarty... jeśli to faktycznie portal. Poinformujcie o nim rezydentów miasta. Każdy ma prawo przejść. Niech tylko grupa, która będzie chciała dokonać... transferu wyznaczy radę lub lidera. żeby potem zaraz się nie pozabijali. Mogą wziąć wszystko, co uniosą ich skorupy. - miasto szybko dostosowało się do jej słów. Tak jakby gdyby wypowiadała głośno punkt równowagi zbiorowych pragnień. Moc i materia miasta przekierowane zostały do drukarni. Opuścić zniszczoną planetę, powrócić do transhumanistycznej społeczności było niezrealizowanym pragnieniem miasta.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 30-04-2013, 12:57   #47
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Choć miasto cechowała pewna bezwładność i skłonność do popadania w impas decyzyjny, gdzie każdy z rezydentów miał własne pragnienie, a nawet wyłonienie sposobu podjęcia decyzji, przekraczała możliwości wspólnoty, prowadząc do konieczności wypracowania rozwiązania zadowalającego wszystkich, co zważywszy na możliwości techniczne było możliwe, jednakże trwało nieskończenie długo. Lecz gdy decyzja została podjęta, choćby poprzez czynnik zewnętrzny, to miasto dość efektywnie obierało kurs do jego realizacji.

I tak w ruch poszły maszyny inżynieryjne, które zaczęły rozmontowywać z miasta niepotrzebne instalacje, które jednak zawierały już gotowe podzespoły czy kable, jak również rzadsze minerały, tak by z nich konstruować kolejne skorupy, tak by dla każdego starczyło. Bo też każdy z rezydentów, chciał miasto opuścić. Jeśli ktoś się wyłamywał, to tylko po to by wbrew miastu wykraść skorupę i wejść przez portal wcześniej, tym samym opóźniając postęp tych, którzy zostali po drugiej stronie. W ich pracy wiele było podobieństw do budowy powłoki przez Tytana w Los Angeles. Tak samo pożerano stare miasto, by umożliwić ewakuacje. Różnica kryła się w tym, że pewne instalacje, jak serwery czy sieć energetyczna pozostawały sprawne, tak by nie podcinać przedwcześnie gałęzi na której opierało się istnienie rezydentów.

Ivy i Svein zostali pozostawieni sami sobie i towarzystwu Megan, George’a oraz zawsze karnego Legiona. Choć Svein nie mógł oprzeć się fascynacji zorganizowaniem i porządkiem maszyn, przypatrywał się więc im przed długie godziny.

Wiedzieli co planują rezydenci, ale czy wpływało to na ich plany?
- Miasto odchodzi, a ty? - zapytał Ivy - Teraz już nic nie zawdzięczamy Tytanowi, przynajmniej nie temu. A jednak... jego oferta jest kusząca, może nierealna, ale jeśli to prawda, możesz zadecydować o tym, czy za kilka lat Ziemia znowu stanie się planetą ludzi. Choć to wszystko mogło być podstępem, manipulacją stworzoną przez jednego tytana, by dobrać się do rdzeni drugiego, w wojnie bogów wszystkie chwyty są dozwolone. A jednak, trudno mi uwierzyć, by coś na tym zyskał. Równie dobrze mógł stworzyć kolejne wrota pandory i teleportować się gdzieś do innego układu planetarnego. W miejsce gdzie mógłby wzrastać bez ograniczeń. A jednak został tutaj. Wierzę, że jednak mówi prawdę, choć może zbyt wiele w tym życzeń. Ale to nie mnie potrzebuje. Ważne jest to w co ty wierzysz, czego chcesz, co zamierzasz Ivy?
- Dałam słowo. - odpowiedziała krótko, patrząc gdzieś w przestrzeń - Cieszę się , że pojawił się wybór... dla innych, ale moja sytuacja pozostaje bez zmian. - Powoli podniosła wzrok na Sveina - Ale Ciebie nic tu nie trzyma. Możesz odejść w każdej chwili... - jej odpowiedź zaskoczyła go
- Ale nie chce. - odpowiedział szybko - Nie chce cię opuszczać Ivy. I chce skopać tyłki tytanom. I żebyśmy razem wyszli z tego cało, jeśli tylko się da. - podszedł do niej i objął w tali.
- Jak chcesz. - odpowiedziała - Pozostaje Bastion. Nie zostawię ich na pustyni i czas bym porozmawiała z Frostem. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia. - chwilę później ich śmigacze pędziły przez pustynie w stronę Bastionu.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 02-05-2013, 17:25   #48
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

To nie mogło dobrze się skończyć. Ivy i Svein podjechali do strefy zero Bastionu. Tym razem czekał na nich komitet powitalny. Niezbyt radosny komitet - trzeba dodać - pod postacią 6 opancerzonych wojskowych, gościa z miotaczem ognia, co najmniej 2 snajperów i... samego Frosta z wycelowanym w kierunku kobiety shotgunem.

- Zdradziłaś nas, uciekłaś, zaatakowałaś naszych ludzi. - mówił jak zwykle rzeczowym tonem - Dlaczego nie mam Cię zabić, Ivy?

- Bo pojawiły się nowe możliwości ewakuacji.
- zeszła ze ścigacza i podniosła ręce w geście poddania, Svein niechętnie uczynił to samo - Odkryliśmy w mieście portal. New Vegas jest w trakcie ucieczki, co pewnie zauważyliście. Przyszłam więc po was. Nie jesteśmy już zdani na łaskę Tytana, możemy sami się stąd wydostać.

Komandor wciąż miał ją na muszce.

- Brzmi świetnie, ale jak mogę zaufać zdrajcy?

- Nie zdradziłam Bastionu.
- rzekła z uporem - I nigdy bym tego nie zrobiła. Czy nie możesz do tego zakutego łba dopuścić informacji, że nie wszystkie maszyny są złe? Nie wszystkie odpowiadają za zniszczenie Ziemi?

Frost opuścił broń, lecz jego pełen pogardy wzrok bolał równie mocno jak strzał w serce. Kiedyś byli przyjaciółmi. Teraz z tej więzi nie zostało nic.

- Mogę. Dopuszczałem ją od wielu lat. Od kiedy to odkryłem. Tylko że to była mrzonka. Nie można ufać niczemu, co powstało w skutek ingerencji techniki. Ty jesteś najlepszym tego przykładem Ivy.

- Co?
- zamrugała bezmyślnie powiekami.

Komandor sięgnął za pazuchę i rzucił w kierunku kobiety mały przedmiot, który zalśnił w promieniach zachodzącego słońca nim upadł z cichym chrzęstem na piasek.

- Sprawdziłem cię. Przyznam, że długo musiałem szukać, ale miałem nosa, że ta miłość maszyn nie może być naturalnym darem. Jesteś projektem Ivy. Jesteś od stóp do głów zaprojektowana, a to co zrobiłaś, tylko potwierdza moje wcześniejsze przypuszczenia na ten temat. Dziś mam już pewność, dlatego potraktuj nasze spotkanie jako ostatnie. Zostałaś wykluczona z Bastionu... z ludzkości. Przyjmuję Twoje ostrzeżenie i dla dobra naszych mieszkańców poddam je pod dyskusję rady. To jednak, co zostanie ustalone, ciebie już nie dotyczy. Następnym razem, gdy pojawisz się w tej okolicy, zostaniesz potraktowana jak intruz. Nieludzki intruz.

To powiedziawszy, odwrócił się do niej plecami i ruszył w kierunku włazu bunkra. Jeden po drugim żołnierze podążali za swoim komandorem, podczas, gdy ukryci na posterunkach snajperzy, wciąż mieli na muszce byłą panią kapitan.

- Hej, chcesz mu na to pozwolić? - Svein potrząsnął jej ramieniem.

Nie była pewna ile tak stała z lekko otwartymi ustami, wpatrzona pustym wzrokiem w przestrzeń. Kiedy w końcu została wyrwana z amoku, przez chwilę wyglądała, jakby miała się rozpłakać... ale tylko przez chwilę.

Przeszła kilka kroków i kucnęła nad ostatnim prezentem, jaki dał jej Frost - niedużym chipem w metalowym, półprzeźroczystym pudełeczku. Ujęła przedmiot w palce i czułym niemal gestem starła piach z jego pokrywy.

Dopiero teraz popatrzyła na swojego towarzysza.

- Muszę to odczytać. - powiedziała łamiącym się głosem - Muszę... wiedzieć...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 03-05-2013, 16:16   #49
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Svein nie mógł uwierzyć w to co się działo, jak oni śmieli, po tym wszystkim co dla nich zrobili:
- Nie możesz jej wykluczyć z ludzkości! - zaprotestował.
- Decyzja została przedyskutowana... - ale też w głosie Frosta próżno było szukać śladów by z nią się nie zgadzał - … może kiedyś to zrozumiesz, gdy sięgniesz poza swój ‘interes’.
Svein przełknął przekleństwo, zacisnął pięści. Ten drobny gest wywołał tylko uniesienie brwi u komandora, zdawał się mówić “czy zamierzasz zrobić coś głupiego?” Pozostali strażnicy trzymali ich na muszce ufni w siłę broni, którą władali. A przecież wystarczyło słowo by broń odmówiła im posłuszeństwa. Dwa by zwróciła się przeciw niosącym ją ludziom. Usta ocalałego zaczęły układać się w słowo. Gdy poczuł ciepło oddechu na swoim policzku, miękkość piersi Megan na plecach i jej dłonie obejmujące jego lędźwie.
- W tym nie ma żadnej wartości. - wyszeptała mu do ucha, głosem od którego można było zapomnieć o świecie. Patrzyli jak ludzie Bastionu jeden po drugim schodzili do swego podziemnego schronu.

Podszedł Ivy i przysiadł przy niej.
- Jasne, mamy czas. Zrobiliśmy co należało, a to ważne wiedzieć skąd się pochodzi. - położył dłoń na jej plecach - Ale to skąd się wziełaś nie wpływa na to kim jesteś. Nic nie przekreśli tego co zrobiłaś dla Bastionu przez wszystkie lata, ile razy ryzykowałaś życie, czy parłaś dalej, gdy inni byli ciężarem. Nie zmieni tego co zrobiłaś dla Megan i rezydentów. - zamyślił się nad tym, jak rozwinąć tak wzniosłą przemowę - Obejrzyjmy to, zanim skorpiony zaczną gryźć nas w dupę.

Karwasz Georgea mógł posłużyć za projekt do odczytu danych z chipa. Zapadał zmrok, więc nic nie zakłócało obrazu. Megan okryła ich folią, by nie tracili ciepła.
Pierwszy komunikat był jeszcze sprzed Upadku. Dotyczył dziewczyny około 14sto letniej znalezionej gdzieś w warsztacie na końcu świata lub Oklahomie. Jej zdjęcia wydawały się znajome, jakby widziała siebie w młodości. Dziewczynka nazywała siebie Oriole, była sierotą. Pracowała jako mechanik i złota rączka w małym miasteczku. Brak korzeni, brak kształcenia, tylko dziki talent do wszystkiego co mechaniczne. Zrozumienie mechanizmu od pierwszego dotknięcia. Została zabrana przez wywiad wojskowy i zamknięta w strefie 51. Badania wykazały, że w jej podświadomości tkwi schemat większości urządzeń znanych człowiekowi, i kilka tych jeszcze nieznanych. Uzyskanie tych informacji było bardzo ciężkie. Ale dziewczynka dobrze znosiła ból. Jej ciało dobrze się regenerowało, nawet po utracie znacznej ilości tkanki. Bardzo szybko zaabsorbowało nano interface. Podsumowanie badań: Obiekt przyswaja wszczepy poza wskaźnikami przewidzianymi dla człowieka. Czas potrzebny na zaobsorbowanie wszystkich funkcji implantu jest minimalny. Dla obiektu przewidziano jeszcze szereg ekspetymentów by poznać granice jego możliwości. Jednak nie zostały one zrealizowane. Nano implant z niewiadomych przyczyn spowodował arytmie serca i śmierć mózgu. Ostatnie zachowane zdanie:

Tłok pracuje,

póki olej tryska,

świeca zgasła.
Drugi dokument dotyczył raporortu SCEPTu. Wyliczał on wady człowieka i problemy powstałe przy cyborgizacji. Zwłaszcza pełnej. Ciało człowieka powstało w wyniku przypadku, metodą prób i błędów. Przyzwyczajone do gonienia za bizonami, uciekania przed tygrysem z naciskiem na rozsiewanie swoich genów. Ale nie po to by współpracować z strukturami nie opartymi na białku i węglowodanach. Potrzebny był nowy gatunek człowieka, pozbawiony ciężaru ewolucji, idealny nośnik świadomości. Nowi dawcy osobowości byli kolejnym etapem projektu Egzekutorów.
Ostatni dokument pochodził z kartoteki medycznej Bastionu, napisała go doktor Ross:
Mimo rozległych ran odniesionych po ukąszeniu przez parchowe szczury Ivy nie nosi śladów zakażenia, jej mięśnie zrastają się normalnie, a nawet lepiej. Szybciej niż w dotychczasowych przypadkach /młody organizm?/. Nie ma potrzeby amputacji. Analiza martwej tkanki wykazała obumieranie wirusa parchowej zarazy, organizm Ivy wyprodukował przeciwciała, które zmusiły wirusa by żerował na już zarażonych tkankach wypalając je. Może Ivy uratuje kiedyś nas wszystkich?
Kolejna notatka pochodziła z przytułku, dokumentacja przed adopcyjna, rodzicę, którzy ją niegdyś adoptowali, chcieli mieć pewność, że ich jedyna pociecha będzie zdrowa. Tego mogli być pewni. Badania genomu wykazały brak jakichkolwiek chorób dziedzicznych, nawet pośród genów recesywnych - których zresztą było niewiele i przeważnie dublowały wariant podstawowy. Podane w spekulacjach wytłumaczenia były rodem z fantastyki: “dziecko poczęte przez bliźniaki jednojajowe”, lub też “tankborn”. Dziecko było idealne, ciekawe świata, zdrowe i radosne. Kto mógł je odrzucić? Po co podrzucać je u progu świątyni z przytułkiem, z wysokim procentem udanych adopcji?
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 03-05-2013 o 22:51. Powód: nie wykręcamy rączek tym razem
behemot jest offline  
Stary 05-05-2013, 12:32   #50
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czy jestem człowiekiem?


Jak przez mgłę pamiętała ten moment, kiedy wbiła w udo nóż wojskowy. We własne udo. Chciała… nie, musiała sprawdzić czy popłynie krew. Patrzyła na ciemniejącą plamę na swoich spodniach. A może to olej? Mocniej docisnęła ostrze. Zakręciło jej się w głowie. Usłyszała krzyki wokół siebie. Ktoś skrępował jej ręce, ktoś nią potrząsnął, a potem… potem była już tylko czarna otchłań umysłu.


TO podróżowało. To podróżowało poza czasem i przestrzenią. Jeśli jednak miałoby określić swoją drogę, to była to ścieżka długa. Na pewno nie krótka. To zapomniało nawet kiedy wyruszyło, skąd, po co i dokąd. To wiedziało jedynie, że musi podążać prosto przed siebie, wzdłuż pustki, podług samotności, przez światy i istnienia, aż wreszcie znajdzie miejsce, do którego kiedyś musiało wyruszyć.

Teraz To czuło podniecenie. Na końcu drogi wreszcie coś się pojawiło, mały, lecz rosnący z każda chwila pulsujący punkcik. To jeszcze raz próbowało sobie przypomnieć czym ma być ów cel, lecz nie potrafiło. Czy było to zresztą ważne? Cokolwiek czekało w tym pulsujący punkciku, stanowiło zwieńczenie jednostajnej podróży.

Choć nie znało pojęcia pustki, doświadczyło jej teraz, gdy znalazło się w mglistym, pozbawionym kształtu i materii tworze. To przez chwilę nawet chciało uciec z powrotem, jednak blade wspomnienie misji, która je tu przywiodła, nakazało poddać się tworowi, który o dziwo coraz bardziej nabierał wyrazistości. Aż wreszcie pojawiło się konkretne Coś – Program.

Program posłusznie przyswajał treść i chłonął obraz, dzień w dzień, a raczej cykl po cyklu, bowiem setki metrów pod wodą doba była tylko teorią. To mimo że wciąż nie miało świadomości swego istnienia z rosnącą fascynacją doświadczało wszystkiego, co przetwarzał Program.

To przerastało jednak program, który nie miał woli ani pragnień. To zaś nie tylko czuło, ale również zapisywało wspomnienia. Chociaż Program wcale tego nie zakładał, pamiętało długie dni gdy tkwiło już w białkowym więzieniu, jednak pozbawionym jakichkolwiek zmysłów. A mimo to pamiętało uczucie kabiny wypełnionej serum, plątaninę przewodów i rurek biegnących z aparatury do ciała. I ten szum wokół zbiornika. Nieustanny szmer osób kontrolujących, monitorujących każdą chwilę rodzącego się klona. Pamiętało nawet ich emocje, mieszaninę podniecenia, entuzjazmu, nadziei...i strachu.

To uczyło się zanim program zaczął przekazywać do mózgu konkretne informacje. Poznając powoli zmysły, które budziły się z każdym dniem, siedziało cichutko smakując się w tych niezwykłych wrażeniach.



Ivy otworzyła oczy i zamrugała parę razy. Miała w głowie pustkę. Rozejrzała się, próbując jakoś poskładać chaotyczne obrazy krążące w jej głowie. Gdzie była? Jakieś pomieszczenie, czerwone refleksy światła… wielkie, wodne łóżko i mężczyzna śpiący obok… Svein. Wspomnienia wróciły. Odruchowo spojrzała na swoją nogę. Nie czuła bólu, jednak na udo został nałożony opatrunek. Spróbowała wstać i mimo odrętwienia lewej nogi – udało jej się to. Popatrzyła jeszcze raz na Sveina, na jego gojące się siniaki i rany, które poniósł, bo postanowił jej towarzyszyć... Czuła wyrzuty sumienia, z powodu zwątpienia w prawdziwość jego uczuć i intencji. Jakie miała prawo go osądzać, szczególnie jeśli sama mogła być tylko marionetką?

Starając się nie obudzić mężczyzny, cicho niby mysz wymknęła się z pomieszczenia. Dopiero wystrój korytarza uświadomił jej, że znajduje się znów w Ciemnej Stronie Księżyca – jedynym miejscu, którego drony nie odważyły się tknąć.

- Jesteśmy na dole, Ivy. Chodź do nas. – rozpoznała głos George’a.

Dopiero teraz też zauważyła, że miała znów założoną rękawice z komunikatorem i systemem nawigacji. Mały ekran wskazał jej drogę oraz plan segmentu mieszkalnego klubu, w którym kiedyś musieli rezydować Merowing i Megan. Lekko tylko kuśtykając, ruszyła do głównej sali klubowej. Dziwnie wyglądało to miejsce bez muzyki i migających hologramów. Kroki Ivy odbijały się echem w całej przestrzeni.

- Tutaj! – zauważyła machającą rękę Megen z jednej z zaciemnionych lóż – Szykuj się na niespodziankę, Ivy!

Kobieta niepewnie podeszła do VIP-owskiego segmentu i zajrzała do środka. Stanęła jak wryta.

-Dzień dobry, Ivy. – powitał ją głos George’a dobiegający z… z humanoidalnej skorupy!
- Podobam Ci się?


- Prawda, że jest uroczy? – szczebiotała Meggie, klejąc się do cielesnej powłoki AI. – To miał być mój prezent dla Merowinga, ale teraz cieszę się, że mu go nigdy nie dałam!

Ivy wciąż była w ciężkim szoku, zdołała jednak powiedzieć:

- Wyglądasz świetnie Georgie.

W odpowiedzi na jej słowa, AI przytulił ją potężnie.

- Zawsze o tym marzyłem – wyznał.

Kobieta przymknęła oczy i przytuliła się do przyjaciela, który nigdy jej nie zawiódł.


Nawet jeśli nie jesteśmy ludźmi… wciąż możemy być ludzcy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172