Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-03-2013, 23:00   #21
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


Muzyka
Svein: Czasy Apokalipsy

Mobby zabrał ich do Beneluxu, gdzie oddali głowę Profesor Balboa. Chwilę potem Svein zerwał kontrakt z Ecogene, przedstawiciele korporacji nie byli zachwyceni, ale w czasach apokalipsy nie było miejsca na sentymenty. Szczególnie, że rynek informacji był gęsty od ofert, dla najemników zdolnych zrobić wszystko. Europa jeszcze broniła się przed szalejącym żywiołem wojennych machin, ale obywatele już zaczęli się ewakuować porzucając rzeczy, ratując to co najcenniejsze. Svein podszedł do zaparkowanego przed siedzibą korporacji śmigacza i złamał jego zamek, a następnie wgrał jeden ze swoich programów w maszynę.
Kod:
- Tu Kapitan Mobby, witaj na pokładzie Svein. Gdzie dziś lecimy?
- Londyn. 
- Jak chcesz. Co się stało z moim poprzednim statkiem, lubiłem tę maszynę. 
- Nic, dalej lata dla Ecogene, po prostu zrobiłem kopie gdy patrzyłeś jak rżnąłem Mantis. 
- Jesteś bardziej popieprzony niż myślałem. Wiesz zwykle ludzie nie zabierają swoich przyjaciół ze sobą. 
- Nie myśl o mnie jak o przyjacielu, po prostu nie lubię prowadzić, zresztą i tak już sprzedałem twoją kopie Anarchistom. 
- Ocipiałeś Svein! Czy chociaż zapytałeś co chcą z nią zrobić?
- Włamać się do wieży kontroli nadajników naziemnych i rozesłać do każdej dostępnej maszyny wyposażonej w odpowiednio dużo pamięci. 
- Tylko teraz, obejrzyj zagładę z tysiąca miejsc, umrzyj setki razy, a potem zgiń, zostań zindoktrynowany czy zarażony parchową zarazą. Kiedyś mi za to zapłacisz. 
- Wątpię. 
- Dla ciebie to tylko gra tak? Sam jesteś bezpieczny w tej odpicowanej powłoce, od wszystkiego masz programy, nawet własnym ciałem kierujesz z tylniego siedzenia. Czy są jakieś granice dla ciebie?
- Nie ma.
Odłączył automatyczne sterowanie maszyny, a następnie rozpędził ją do maksimum by w ostatniej chwili wyskoczyć zanim śmigacz rozbije się o ścianę niknąć w eksplozji.

Wszedł do przeszklonego biurowca, w którym chwilowo mieściła się siedziba nowo powstałej kompanii Terra Exodus. Gdy bunt tytanów przedostał się do opinii publicznej nie trzeba było więcej aby wybuchła panika. Ludzie chcieli jak najszybciej opuścić zaatakowaną planetę, wahadłowce i orbitalne windy chodziły nieprzerwanie, nawet jednorazowe rakiety poszły w ruch. Znamienne, że tytani nie przeciwdziałały temu, uciekający przeciwnik nie stanowi zagrożenia, a masowa ewakuacja stanowiła tylko kolejne obciążenie logistyczne dla ludzkości. Ale nie dla wszystkich znalazło się miejsce. Nawet ci, którzy zdecydowali się porzucić ciała byle tylko ich ego znalazło się na orbicie musieli czekać na wolne łącza. Firma Terra Exodus była nadzieją dla porzuconych, wykupiła transfer a jej agenci krążyli po miastach zbierając zagubione duszę. Potrzebowała tylko aniołów stróżów by przewodzić im w ich ostatniej podróży.

Svein wjechał na ostatnie piętro, powitał go uśmiechnięty europejczyk, który był też założycielem firmy:
- Witaj Svein, nazywam się Richard, ale mów mi po prostu Rich. Cieszę się, że będziemy razem pracować. Ładny sprzęt, ale będziesz potrzebował ubrania. - mężczyzna spojrzał z uśmiechem na penisa nadal nagiego cyborga.
- Nie ma sprawy Rich, wszystko dla naszych klientów. - sam też się luzacko uśmiechnął. Podszedł do stolika i wziął z niego granatową kurtkę, a następnie zaczął wcierać w skórę uniform.
- Nie było czarnych?
- Były, ale tak musi być, pamiętaj jesteśmy tymi dobrymi w tej wojnie, i skrzydła, musisz mieć anielskie skrzydła i weź coś zrób z oczami, błekit w oku powinien uspokajać, jeszcze włosy, szanuje twój styl, ale z czym do ludzki.
- drony otoczyły Sveina malując go i zmieniając jego powłokę. Gdy skończyły dzieło pokazały lustro.
- Wyglądam jak pedzio.
- To dobrze. Kobiety będa cię lubić, a mężczyźni nie dostrzegą zagrożenia. Ćwicz uśmiech. Jesteśmy tymi dobrymi. Będziesz w stanie obsłużyć Drony?
- Delta by to zrobiła. Jestem gotów zrobić wszystko co będzie konieczne.
- I to w tobie lubię Svein.
- Rich uśmiechał się szeroko.

Przyprawiane anielskie skrzydła miały swoje zalet, najemnik myślał czy by na stałe nie wpleść ich w swoją formę, były wygodne dawały możliwości i wyglądały zajebiste, choć czuł, że bardziej by mu pasowały skrzydła złożóne z tytanowych mieczy. Drony eskortowały klientów ExTerra a Svein krążył wypatrując niestandardowych przypadków. Gdzieś w ciasnej uliczce jedna z klientek została zaatakowana przez mężczyznę nie wierzącego w jutro. Szamotał nią, zdzierał odzienie, gdzieś w tle płakał mały chłopiec ściskając misia. Svein zwinął skrzydła i spadł pośród nich. Przykrył napastnika holograficzną iluzją i wypuścił rój nanobotów by oczyściły go z białka. Pochwycił wypadający z czaszki nabój stosu i wrzucił do kieszeni. Nawet potępieni zasługiwali na życie dane przez ExTerre - zwłaszcza oni. Uśmiechnął się do ocalonej kobiety:
- Jest Pani bezpieczna, odprowadzę państwa do punktu przesyłu. - kobieta mrugała nerwowo nie mogąc uwierzyć w ratunek.
- Proszę iść za mną, może mi pani zaufać, nie pozwolę by ktoś was skrzydził. - sączył słowa miękkie i łagodne. Zaprowadził ich do rozstawionej ciężarówki gdzie były fotele do skanujące. Kobieta i dziecko usiedli na stanowiskach.
- Dlaczego te fotele mają klamry. - zapytała kobieta, jej źrenice rozszerzyły się.
- Na wszelki wypadek. - powiedział Svein w ciele anioła zatrzaskując klamry wokół nadgarstków. Normalnie proces nagrywania osobowości jest powolny i spokojny jak sen. Ale ExTerra zależało na czasie, proces któremu byli poddawani klienci bardziej przypominał wyrywanie osobowości z ciała, nie zważając na fizyczny ból jaki to może wywołać oraz zniszczenie samego ciała. Zużyte ciała sprzątały już drony. Kobieta i dziecko krzyczeli a Svein nadal się uśmiechał. Londyn był tylko jednym punktem, ExTerra działało w wielu miastach na całym świecie, wszędzie zbierając zbiory, aż do 100 tysięcy dusz. Ostatnim klientem był on sam. Wystarczyło, że podpiął się do maszyny, bo już od dawna był tylko programem, ale przekaz i tak twał długo. W odróżnieniu od pozostałych Svein przesłał tylko kopię, po skończonym dziele metalowa skorupa ruszyła naprzód poprzez ulicę londynu. Zerwał jasne włosy, oczy wróciły do czerwonej barwy, a anielskie skrzydła pokrył czarny plastyczny metal.

Po drugiej stronie obudził się z bólem głowy, wywołał skan systemu, ale tego programu nie było. Nie załadowano jego oprogramowania, a jednak był w ciele. Miękkim ciele kobiety niskiego wzrostu, kręconych blond włosach i pełnych kształtach. Ciało stworzone do miłości i niczego więcej, spełnienie męskich fantazji. Svein dusił sie w tym ciele, zasoby pamięci były klaustrofobicznie małe, nie był nawet w stanie uruchomić swoich aplikacji analitycznych czy modów walki, zaś możliwości ciała i dostępne wszczepy frustrująco małe. Przy każdym kroku musiał kręcic pupą, a organiczne mięśnie nie były w stanie wejść w przyspieszenie. Zaoferowane ubranie tworzyły czarno-białe pończochy, gorset oraz symboliczne koronkowe stringi, a także czarne szpilki. Gdy drona skończyła sznurowanie Svein dusił się już nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.

Znajdował się na statku kosmicznym, to zgadzało się z planem. Po skończonym załadunku osobowości Rich wraz z kapitałem ExTerry mieli oddalić się w stronę zewnętrznego układu. Svein podreptała na mostek kapitański gdzie czekał na niego uśmiechnięty Rich w kapitańskim fotelu jak na tronie.
- Witaj Svein, widzę że oswoiłeś się z swoją nową powłoką. - Svein westchnęła cicho, bez pomocy programu nie wiedział co robić.
- Mówiłem, że chce droida bojowego. - wykrzyczał z wyrzutem.
- I co byś z nim zrobił? Svein jesteśmy w środku prożni. Nie ma tu nikogo oprócz nas i 100 tysięcy zamrożonych osobowości. Spakowanych i gotowych do sprzedania każdemu, kto będzie gotów zapłacić. Będziemy bogaci w tym nowym świecie. Ale najpierw musimy dolecieć do Marsa, a coś przez ten czas musimy robić. Wybrałem cię, bo myślałem że spodoba ci się ten pomysł. - Svein zacisnęła usta, powtarzał sobie w myślach słowa Mantis >>Styl jest narzędziem<<.
- Podoba mi się twój plan. - uśmiechnęła się do Richa - Sam bym siebie przeleciał. - chwycił swoje opięte w gorset piersi i pomasował je lekko. Palce zahaczyły o sznureczek i uwolniły więzy, materiał rozchylił się nieco pod naporem jędrnego ciała. Wspomnienie słów i chwili spędzonych z Mantis wywołały rumieniec na jej twarzy. Podeszła do tronu, a z każdym krokiem materiał gorsetu rozchylał się coraz bardziej, obeszła tron wodząc palcem po poręczy, Rich wodził za nią wzrokiem. Stanęła z tyłu oparcia pochylając się ponad nim, wodospad kręconych blond włosów spływał na twarz mężczyzny, jej ręce oparły sie o jego ramiona gładząc jego ciało na razie przez materiał uniformu. Usta przybliżały się do ust, by wreszcie złączyć się w pocałunku, Svein jednak drażnił się z Richem, gdy tylko mężczyzna zbyt łapczywie chwytał jej warg unosiła się nieco, pozostawiając w jego ustach tylko wspomnienia smak. Za to jej podniosły sie wyżej gładząc teraz jego szyję i twarz. Powłóczystym ruchem odeszła od niego by oprzeć się o konsole statku, na jego oczach powolnymi ruchami rozsupłała ostatnie oczka gorsetu i pozwoliła ubraniu opaść.
- Przyjdziesz do mnie? To ciało samo się nie wychędoży. - odwróciła się przodem do konsoli tak że Rich mógł podziwiać jej opalony tyłeczek. Mężczyźnie nie trzeba było dwa razy powtarzać, wstał z fotela i ruszył w jej stronę. Dopadł i od razu sięgnął dłońmi piersi ściskając je mocno. Przylgnęła do niego całym ciałem oddając się posłusznie jego dłoniom. A te brały wszystko, zagarniając dla siebie przestrzeń jej ciała, jednocześnie pocierając nabrzmiewającym - choć ograniczonym przez materiał kombinezonu - członkiem o jej pupę. Nie miała nic przeciwko, oddała by znacznie więcej. Była chętna i piękna. Nadstawiła szyję na jego łapczywe pocałunki, a jego usta zostawiały czerwone ślady na gładkiej skórze. Ale nawet najpełniejsze piersi pośród ideałów nie mogły nasycić pierwotnego instynktu. Dłonie zeszły niżej i sięgneły głebi wsuwając się pod haft koronek. Objął dłonią całą ją cipkę i szarpał gwałtownie. Nie czekając dłużej wsunął pierwsze dwa palce w jej szparke. Mocnymi ruchami zaczął masować jej wnętrze. Sama nie pozostawała dłużna i choć odwrócona tyłem szukała dłońmi jego penisa. Ale ta zabawa w kotka i myszkę nie mogła trwać wiecznie. Rich dosłownie zerwał z niej majteczki, obrócił twarzą do siebie i popchnął na konsole. Upadając uderzyła głową o krawędź, ale tyko uśmiechnęła się do niego spod opadających włosów oblizując wargi. Objęła go nogami przyciągając jego biodra do siebie, sama też podciągneła się wyżej by móc zsunąć spodnie uniformu. Jego kutas był już naprężony, a ciało zaprojektował sobie tak, by nie pozostawić miejsca na kompleksy. Poprowadziła głowkę do wejścia jej norki nogami nadając początkowe tempo, on zaś przyspieszał. Choć jej język splatał się z jego to została odepchnięta a nogi zadarte w górę tak by mógł wejść głębiej. Nie była na to gotowa więc jęknęła z bólu.
- Boli! - krzyknęła, zaraz jednak dodała - Lubię gdy boli. - pozwoliła by przez chwilę rżnął ją tak jak miał ochotę, a gdy tempo stawało się nie do zniesienia wbiła mu pomalowane paznokcie w pośladki.
- Ty cholero! - syknął zaskoczony i na chwile z niej wyszedł. Powstała i położyła palec na jego ustach.
- Nic nie mów. Jeśli będziesz leciał za szybko nie starczy ci paliwa do końca rejsu. Rozluźnij się i oddaj mi na chwilę stery. - akcentując ostatnie słowo chwyciła jego przyrodzenie obiema dłońmi masując lekko. Rich kiwnął głową z aprobatą. Zsunęła się z konsoli obracając się wokół mężczyzny. Teraz on stał oparty o metal. Jej dłonie zaczęły błądzić coraz wyżej zgarniając materiał górnej połowy uniformu, ale Svein nie chciał do końca uwolnić Richa z tego fragmentu garderoby, zatrzymał się w pół dzieła gdy ręce mężczyzny były lekko skrępowane na plecach. Zaraz też przywarł piersiami kobiety do jego korpusu by osłodzić mu niewolę. Całowała go od ust, poprzez szyję i zgięcie mostka, coraz niżej, dłońmi masując ramiona i plecy. Wreszcie chwyciłą jedną dłonią za jaja i bawiła sie nimi patrząc w górę z uśmiechem. Nie przestawała gdy drugą dłonią chwyciła chuja ugniatając rytmicznie twardy trzonek, jednocześnie pieszcząc oralnie samą główkę. Na przemian kręciła języczkiem po żołędziu to ssała mocno. Dla Richa zbliżał się upragniony moment, ale Svein miał inne plany. Rękoma sięgnął wzwyż by paznokciami przejechać po klacie mężczyzny zostawiając za sobą czerwone ślady.
- Opanuj się kocico!
- Ani mi sie śni. Jak pieprzyć się to bez ograniczeń.
- zaczęła podnosić się całując po drodze zadrapania. W końcu zarzuciła mu ręce na szyje i przywarła do niego całym ciele, kręcąc biodrami by dalej pobudzać krążenie w jego fallusie. Pocałowała go mocno penetrując jego usta własnym językiem. Gdy się oderwała uśmiechnęła się do niego patrząc spod rzęs.
- Miałeś rację, to wspaniałe że jesteśmy tu zupełnie sami. - powiedziała czule, była taka piękna, namiętna i uległa. Miała ciało zaprojektowane do miłości, a Rich nie wiedział czy patrzeć na jej czerwone usta czy jędrne piersi.

I to był błąd, powinien patrzeć na stopy. Pierwszy atak wyprowadziła kolanem w wrażliwe kroczę. Mężczyzna zawył i skulił się z bólu. Ręce miała i tak założone na jego karku, więc bez problemu przyciągnęła jego twarz do drugiego kolana rozbijając nos. Mężczyzna szarpnął się, ale z opuszczonymi do kolan spodniami i rękami skrępowanymi topem miał ograniczone pole manewru. Dla niej zaś wszystkie jego wrażliwe punkty na ciele stały otworem. Nawet słabe ciąło, mogło założyć silną dźwignie, a w kokpicie nie brakowało twardych krawędzi.
- Zabije cię dziwko.
- Ty już nic nikomu nie zrobisz.
- chwyciła ręczną gaśnice by dokończyć eksterminacji. Gdyby Rich spełnił prośbę Sveina i dał mu bojową syntetyczną powłokę egzekucja trwała by krótko. A tak obydwoje musieli się męczyć zanim Rich przestał oddychać. Z fragmentu obudowy konsoli Svein wyrwała kawałek metalu, dość ostry by przeciąć skórę i móc dalej rwać ciało rękami, zębami i pazurami w poszukiwaniu kościu stosu. Gdy znalazła drobny procesor roztrzaskała go gaśnicą by uniemożliwić jakąkolwiek rekonstrukcje osobowości, którą był Rich. A potem usiadła na ziemi patrząc na zakrwawione ciało i zapłakał.

Przez długi czas trwał w apatii, aż przebudziła go sprzątająca drona z pytaniem >>co dalej<<, spojrzała na robota jakby sama chciała o to spytać. A potem wstała i podeszła do konsoli. Wezwała drony utylizacyjne i sprzątające do kokpitu. Jej burdelowy kostium po przetopieniu mógł wrócić do zbiorników masy, szczątki Richa po przemieleniu mogły wzbogacić dietę załogi. Raz skręconego białka nie można było zmarnować, a nikt nie musiał znać jego przeszłości. Sam zupełnie nagi udał się pomieszczeń sanitarnych. Po drodze zamawiając nowy strój z drukarni, tak samo jak zestaw do makijażu. Ciepła woda i świadomość, że cały fizyczny brud z niego spływa działały kojąco. Maszyny szybko zrealizowały zamówienie. Założyła granatowy mundur z insygniami komandor, wyprostowała włosy i zaplotła je w przylegające warkocze. Na koniec nałożyła zimny makijaż, w połączeniu z szarymi rękawiczkami i profesjonalnym mundurem dobrze maskując pierwotne przeznaczenie skorupy. Zadowolony udał się w stronę punktu odbioru osobowości.

Gdy zasiadł ponownie w fotelu zapisu odetchnęli z ulgą gdy Svein mógł połączyć się z resztą swojej osobowości. Przeskanował bazę więźniów. Były ich tysiące a on musiał wybrać tylko jednego. Na koniec zostawił parę plików danych w pamięci skorupy i statku, a sam wycofał się z ciała i rozpoczął procedurę wysyłania. Ciało zaś spało twardym snem.

Kilka godzin później ciało kobiety przebudziło się, a ona zamrugała jakby pierwszy raz widziała pokład. Przyjrzała się z niedowierzaniem swemu ciału, ubraniu i własnemu odbiciu w lustrze. Na podłodze migały światła sugerując w która stronę powinna się udać, diody prowadziły ją na mostek.
Gdy weszła do kokpitu powitał ją wesoły męski głos z jamajskim akcentem :
- Witam na mostku Pani Komandor, kapitan Mobby życzy udanej podróży... eee jeśli to możliwe.
- Znasz mnie, wiesz co tu robię?
- Właściwie to nie. A ten kapitan to taki tytuł. Ja po prostu wiozę ludzi, a niech już oni decydują gdzie chcą trafić. Jak mam się do ciebie zwracać Pani Komandor?
- Komandor może być, albo Katherine Lawson, sierżant Kanadyjskich służb ratowniczy ochrony wybrzeża. Może po prostu Kate, Mobby. Ostatnie co pamiętam to jak mój helikopter spadał w ogniu w rozszalałe morze z falami zdolnymi przewrócić tankowiec.
- Tak, to były ciężkie dni, wiesz co może usiądź w fotelu kapitańskim, ja i tak go nie potrzebuje. Ostatnie co ja pamiętam to pęd w stronę ściany gdzieś w Londynie. Słuchaj Kate może widziałaś, kogoś imieniem Svein, mężczyzna, cyborg, zawsze nosi gangsterkie czarne okulary, masa wszczepów, czarne płaszcze, czerwona optyka, spojrzenie jakby chciał wszystkich pozabijać i tylko zastanawiał się nad kolejnością.
- Nie raczej nie, ale sądząc z opisu cieszę się, że nie stanął na mej drodze.
- Mobby, a nie mógłbyś przebudzić reszty świadomości, by razem podjęli decyzję?
- Nie mamy wolnych skorup, ani dość pamięci operacyjnej by utrzymać wszystkich. Nawet gdybyśmy mieli, to minęły by tygodnie, zanim społeczność uciekinierów zoorganizowała by się na tyle by podjąć decyzję. Gdybyśmy obrali kurs, można by zwolnić obwody pamięci z komputera nawigacyjnego, starczyło by na proste środowisko MUD. Ale najpierw musisz obrać kurs.
- Ale dlaczego ja? Czemu jednostka ma decydować o losie tysięcy? Kto mnie na to skazał?
- Ja naprawdę nie wiem Kate. Czekaj, na moim dysku jest plik, zestawienie komunikatów z MESHu, może to ci pomoże: Aktualnie znajdujemy się na orbicie Ziemi, przestrzeń wokół planety jest gęsta od habitatów, prywatnych, komun i pracowni korporacji. Ale większość z nich utrzymuje już optymalną populację, a jeśli Tytani zechcą ruszyć z powierzchni, to nawet nie zwolnią niszcząc Orbitę. Kolejna jest Luna, księżyc jest licznie zasiedlony, głównie przez korporacje i pozostałość dawnych rządów... i to może być problem. Spadkobiercy państw mogą być zbyt zajęci dochodzeniem kto zawinił i snuciem wzajemnych oskarżeń. Również Luna jest naturalnym celem dla uchodźców. Mars jest domeną korporacji i niemal równoliczną kolonią co Luna, ale też ma własne problemy. Nie wszyscy mieszkańcy są zadowoleni z przyspieszonego terraforming planety, również silne są ruchy rewolucyjne, by odrzucić prymat Korporacji. Jest oczywiście drugi kierunek, w stronę słońca. Ale Wenus i Merkury posiadają ekstremalne atmosfery, więc życie tam również przyjmuje ekstremalne formy. 100 tysięcy zamrożonych świadomości nie zrobiło by na nich wrażenia, ale też nie każdemu z pasażerów może odpowiadać życie pośród siarczano węglowych burz.
- A co poza głównym pasem asteroid?
- To nie jest szybki statek, więc lot trwał by długo. Od Jowisza i dalej ludzkość ciągle walczy by utrzymać się w odmiennych warunkach, rządy czy korporacje nie mają tam wielkiego wpływu, większość habitatów rządzi się swoimi prawami. Od hiperliberalnych, po reakcyjne junty. Zależy na kogo się trafi. To gdzie lecimy? Czekaj czemu klękasz? Czy ty się modlisz?
- Tak. Bóg zawsze wie co robić.
- Chyba tak... będzie ci przeszkadzało jeśli dołącze do ciebie.
- Nie Mobby, to bardziej działa gdy robisz to wspólnie.
- Mobby i Kate zamilkli, a statek kosmiczny bezgłośnie przemierzał przestrzeń w stronę nowych światów.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 22-03-2013 o 23:41.
behemot jest offline  
Stary 23-03-2013, 22:07   #22
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Bastion
Przybysz

Szeregowy Rocco pociągnął łyk z manierki, odkąd został zdegradowany z stopnia sierżanta ciągle trafiały mu się najpodlejsze zadania. Jak nie szorowanie latryn to czaty. Tylko na pozór warta w jaskółczym gnieździe była prostym zadaniem. Z samego rana dostał opieprz za przeoczenie trzech autonomicznych czołgów na kursie zbieżnych. Nie ważne, że czołgi poszły jednak swoją drogą, bura się należała. Wolał nie ryzykować i tego dnia przykładał się jak mógł, aż oczy bolały od wpatrywania się w horyzont przez okular, a wargi pękały od braku wilgoci. I tak przez wiele godzin, horyzont pozbawiony zdarzeń, czasem tylko jakieś zwierzęta przebiegły po rozgrzanych skałach. Przeklinał swój los i winnych jemu, pragnął by coś się wreszcie wydarzyło, byle uniknąć szaleństwa nudy.

Dym, kurz, na horyzoncie unosił się tuman kurzu, względnie mały, więc źródło nie mogło być duże. Skupił soczewki, ale jedyne co dostrzegł to oślepiający odblask słońca w pojedynczym reflektorze. Wywołał Komandora przez krótkofalówkę:
- Komandor Frost, raportuj
- Szeregowy Rocco, jaskółcze gniazdo, widzę coś na horyzoncie.
- Precyzyjnie żołnierzu.
- Gdybym to ja wiedział, może to motor, taki stary jak z archiwum, z przeszłości.
- Ty mi tu nie wyjeżdżaj z jakimś science fiction Rocco. Obserwuj i raportuj czy uzbrojony.

Komandor przerwał połączenie zostawiając Rocco z nerwami. Obiekt się przybliżał i bez wątpienia jego celem był bastion. Ale był to tylko jedenoślad dosiadany przez pojedynczego humanoida. Przybysz nie był uzbrojony i nie był maszyną, a przynajmniej dobrze się maskował.

Maszyna zatrzymała się a kierowca zsiadł. Mężczyzna nie był uzbrojony, a do tego kulał na jedną nogę. Chwilę trwało zanim znalazł zatrzaśniety właz do Bastionu, na ziemi leżała porzucona przez jadno z dzieci zabawa, podniósł ją i ważył ją w dłoni, zastanawiając się nad czymś. To była szansa zaskoczyć, obezwładnić i wziąć w niewolę.
- Może wyjdziesz zza tych kamieni. Nie wymachuj też lufą, szkoda naboi, jak chcesz mnie zabić to poczekaj chwilę, aż zejde od tego słońca. - odezwał się przybysz jako pierwszy. Szeregowy ocenił zagrożenie. Mężczyzna był wysoki, szczupły, a wrecz wychudzony, był raczej młody, choć skórę miał zniszczoną przez słońce, włosy miał ciemne, nierówno obcięte, jakby poszarpane nożem. Nóż miał przy pasku i to była jego jedyna broń. Źrenice miał niebieskie, choć rzadko widoczne przez przymrużone oczy. Nie posiadał brwi, zamiast tego miał coś jak naklejoną czarną taśmę z plastiku, podobny szlak miał u dołu po zewnętrznej stronie oczu. Mogły to być implanty, albo same zaczepy, bądź rodzaj piercingu. Podobne czarne paski miał na obwodzie uszu. Ubrany był w coś co mogło być motorowym kombinezonem, choć było o kilka numerów na niego za duże.
- Macie tu starszyznę? Przekaż im, że Chorąży Svein Tornstain z Norweskim Sił Szybkiego Reagowania prosi o pozwolenie na wejście na pokład. A ja tu poczekam. - po czym bezceremonialnie usiadł na kamieniu, czekając na werdykt stacji.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 23-03-2013 o 22:38.
behemot jest offline  
Stary 23-03-2013, 23:48   #23
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Dom. Jak dziwnie było znów w nim być. Tak jakby wraz z wydarzeniami zeszłej nocy przestała wierzyć, że może wrócić do normalności. A tu nic się nie zmieniło… no może poza dwoma rzeczami.

Po pierwsze - najważniejsze - pojawiła się nadzieja wraz ze szczepionkami i lekarstwami, które Ivy dostarczyła. Niektóre dzieci już wracały do zdrowia, inne, których organizmy były bardziej wyniszczone zarazą, przynajmniej miały jakąś podstawę, by walczyć o życie. Więcej kobieta nie mogła dla nich zrobić.

Po drugie zaś…
Ivy obróciła się na plecy i sennym jeszcze wzrokiem omiotła pokój. Meggie siedziała jak zaklęta naprzeciwko monitora, do którego podłączony był zwykle George. Nie poruszała się, ale na jej wargach igrał delikatny uśmiech. Kto by pomyślał, że AI znajdzie sobie dziewczynę na misji w NV?

Byli w pokoju sami. Poprzedni współlokator - Marco został przeniesiony. Nie chciała robić mu problemu i proponowala, ze sama się wyprowadzi, ale on zapewniał, że ustępuje z przyjemnością. Wystarczył jeden wdzięczny uśmiech Megan, która zajęła teraz jego pryczę. Nowa mieszkanka Bastionu podlegała bezpośrednio pod rozkazy Ivy, choć nie miała jeszcze przydzielonego stopnia wojskowego ani specjalizacji. Frost chciał dać uroczej dziewczynie „po przejściach” kilka dni na zaklimatyzowanie.

Pani kapitan spojrzała na zegarek i zmełła w ustach przekleństwo. Czas do roboty. Nie zdąży nawet zjeść śniadania. Pospiesznie wygrzebała się spod kołdry i zaczęła rozciągać obolałe mięśnie. Jak zwykle po meetingu w mieście, na jej ciele pojawiło się kilkanaście siniaków - nabitych nie wiadomo gdzie i kiedy. Ivy zdjęła luźną koszulkę, w której miała zwyczaj sypiać. Odziana tylko w skąpe, czarne figi podeszła do szafki z ubraniami. Jako oficer miała ten przywilej, że nikt jej nie robił już wizytacji celem sprawdzenia porządku, mogła mieć swój bałagan. Sprawnie zaczęła przekopywać się przez wielobarwny węzeł ubrań, wysupłując te, które planowała założyć. Nawet nie zauważyła, w którym momencie Megan zaczęła jej się przyglądać. Dopiero pytanie syntetycznej istoty uświadomiło jej, że jest obserwowana.

- Po co zakładasz ozdobę na piersi, skoro ubierasz na to jeszcze koszulę?
- Hę? Co?
- Ivy zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc o co chodzi.

Dopiero, gdy Meggie uniosła swój topik i ukazała idealne, sterczące piersi o różowych sutkach, zrozumiała.

- Aaa stanik.
- Tak, stanik. Po co Ci on? Czy będziesz przed kimś robić striptiz, że zakładasz tyle ubrań?
- Nie, ja…
- George mówi, że nie pozwalasz innym na siebie patrzeć i nie tańczysz dla nikogo na rurze.
- No tak, ja…
- George mówi, że potrzebujesz ostrego rżnięcia z samcem alfa, a tu nie ma takiego i wszyscy są dla ciebie za miękcy.
- George za dużo mówi!
- warknęła Ivy, wracając do ubierania.

Niech no dorwie tego AI z niewyparzonymi bajtami. Minęło kilka chwil, nim dawna Merowin znów się odezwała.

- Jesteś zła?
- Nie… po prostu za dużo informacji wypłynęło. Zacznijmy od początku. Stanik - pytałaś o stanik. Kobiety noszą takie cuda nie tylko dla ozdoby, ale także z uwagi na aspekty praktyczne i… estetyczne.

Piękne brwi ściągnęły się.
- Wyjaśnij.
- Względy praktyczne to wykonywanie różnych czynności. Nie chcemy rozpraszać innych, jak i same nie chcemy być rozpraszane kolebiącym się biustem.
- To seksowne.
- Owszem, choć może nie we wszystkich wypadkach, ale czasem nie chcemy być seksowne. Czasem chcemy po prostu wykonać swoją prace jak najlepiej, a wtedy im mniej podlegamy determinacji płci - tym lepiej.
- Chyba rozumiem. A względy estetyczne?
- Ciało ludzkie z wiekiem traci jędrność. Biust naturalnie opada. Taki stanik pozwala dłużej utrzymać kształt i powoduje, że piersi są po prostu ładniejsze…
- Ojej, czy twoje piersi też opadną Ivy?
- Em… tak, pewnie tak.
- Szkoda…
- Meggie zafrasowała się.

Kapitan nie mogła się nie uśmiechnąć. Chyba żaden mężczyzna dotychczas nie poświęcał tyle uwagi przyszłości jej cycków. Przeczesała grzebieniem włosy i już była gotowa do wyjścia.

- Meggie, mam teraz pracę. Muszę wyjść. Ale wrócę do was w porze obiadu i wtedy odpowiem na twoje pozostałe pytania, dobrze? Do tego czasu zostań z Georgem i słuchaj się go, gdybyś wychodziła.
- Dobrze. Ivy?
- Tak?
- Myślę, że masz ładne piersi. Powinnaś je częściej pokazywać innym zanim opadną.


Kobieta szczerze się roześmiała.

- Rozważę to, Megan. Trzymajcie się!


***

Akurat zmierzała do składziku na detergenty i inne wyposażenie sanitarne. Frost spełnił swoją groźbę i do końca miesiąca to Ivy odpowiadała za czystość latryn na piętrze. Jedynym złagodzeniem kary w zamian za zasługi był fakt, że jej przydział ograniczał się do poziomu mieszkalnego oficerów. Niemniej żarty szeregowych o tym, że na pewno lepiej się sra na kiblu wypucowanym zgrabną rączką pani kapitan, już zdążyły do niej dotrzeć. Taka była część kary za niesubordynację.

- Ivy, komandor cię wzywa! - zaczepił ją na korytarzy podporucznik Esco - specjalista ds. łączności. - Zostaw te szmaty i leć do starego na mostek.
- Coś się stało?
- Jakiś obcy zszedł do nas kilka godzin temu z pustyni.
- Człowiek?
- No. Inaczej Frost by go przecież rozsmarował na miejscu. Koleś mówi, że jest z Norweskich Sił Szybkiej Reakcji - czy jakoś tak.
- Co?! To oni przetrwali?
- Będziesz miała okazje sama się spytać.


Ivy pospiesznie odrzuciła trzymane przedmioty pod drzwi czyjejś komory i pobiegła na mostek. Od ponad 6 lat żaden obcy o własnych siłach nie dotarł do nich. Jak ominął miasto oraz czujki Tytanów? Było to co najmniej podejrzane.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 23-03-2013 o 23:53.
Mira jest offline  
Stary 28-03-2013, 00:43   #24
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Rocco zastał przybysza dokładnie w tej samej pozie w jakiej go zostawił, skulony na kamieniu, nieruchomy, pusty.
- Chodź Komandor chce cię widzieć. - wskazał chudzielcowi drzwi i puścił go przodem. Gdy tylko przekroczyli próg kroki nieznajomego przyspieszyło. Jakby cień i chłód bijący ze schronu dodawały mu sił. Do przesłuchania wyznaczono jadalnie, chwilowo zamkniętą dla reszty mieszkańców, też było to jedno z górnych pomieszczeń, a Komandor nie chciał by nieznajomy miał okazję zwiedzać stację.
Stołówka była urządzona oszczędnie, zwykłe metalowe stoły i ławy, minimalizm a jednak wszystko co potrzeba. Frost posadził intruza na przeciw siebie, a Ivy mogła obserwować ich z boku.
- Więc kim jesteś? I co tu robisz? - zaczął Frost.
- Chorąży Svein Tornstain z Norweskim Sił Szybkiego Reagowania. Szukam ocalałych ludzi. - nieznajomy odpowiadał patrząc na Frosta, zupełnie ignorując Ivy, dopiero jak skończył rzucił się na sojową papkę, jakby od kilku dni nie jadł i nie pił.
- Znalazłeś i co zamierzasz z tym zrobić? - komandor kontynuował spokojnie.
- Chciałbym się zaciągnąć. - przybysz na chwilę oderwał się od kubka z wodą. Ivy spojrzała pytająco na Komandora, ale starszy mężczyzna był skupiony na młodszym.
-Dlaczego? Skąd się tu wziąłeś?
- Jestem żołnierzem, moje instrukcje przewidują stratę łączności z jednostką, i jak by to dziwnie nie brzmiało, ich zniszczenie. Jeśli NSSR zostaną zniszczone dołączyć do wojsk sojuszniczych.
- w tym momencie Ivy nie wytrzymała:
- Jak do cholery przeszedłeś pustynię?
- Nie przeszedłem pustyni. Przejechałem ją na motorze. Na tyle na ile starczyło mi paliwa i zapasów.
= Bardzo śmieszne.
- usmiechneła sie z przekąsem, po czym zwróciła do przełożonego ~ Komandorze to mi śmierdzi. Najpierw Tytanii, a teraz ten bubek. ~ choć Svein był niby to zajęty opróżnianiem kolejnej miski z organiczna papką, to hasło Tytani zwolniło na chwilę jego temp. Komandor tylko kiwnął głową do Ivy, powiedział zaś:
- Skąd przyjechałeś na tym swoim motorze.
- Los Angeles, przynajmniej tak wskazuje mapa.
- Jak tam teraz jest?
- wtrąciła się Ivy, nazwa przywoływała wspomnienia ludzi z dawnych lat
- Miasto cmentarz, budynki w ruinach, ludzi brak. Trochę maszyn i zmutowanych szczurów.
- To co ty tam robiłeś?
- Przebudziłem się z komory kriogenicznej. Dwa tygodnie temu.
- Jak nas namierzyłeś?
- Dostałem mapę. Od martwego żołnierza. Był już martwy gdy się przebudziłem, od kilku lat. Już jej nie potrzebował.
- I mam uwierzyć, że mapy z zaznaczonym bastionem leżą sobie luzem na ulicach?!
- o ile jak dotąd przybysz odpowiadał szybko, tym razem zastanowił się zanim powiedział, ważąc albo wstrzymując cisnące się słowa:
-Tak, to właśnie miało miejsce. - z kieszeni swojej kurtki wyjął wymięta mapę, zwykłą topografię sprzed upadku, ale miała na sobie nowe zakreślenia, przekreślone LA, dopisek A.I. przy NV., kółko w miejscu gdzie powinien być Bastion. Gdy mówił jego głos zdradzał niepewność, jak by sam nie wierzył co właśnie powiedział. Ivy wyrwała mu kartkę z dłoni, ale nawet nie stawiał oporu, tylko wrócił do jedzenia. Późniejsza analiza wykazała, że napisy mogły pochodzić sprzed roku, choć w pustynnym klimacie podobny efekt zużycia mogł pojawić się wcześniej. Frost zaś kontynuował wywiad.
- Ograbiłeś ciało, rozumiem. Co cię wygnało z LA?
- Miasto było pożerane przez roboty. Widziałem z dachów wierzowca jak kolejne dzielnice były rozbierane a od centrum budowano coś jak stacje bojową. Średnica około 10 km. Kulista. 50% wypełnienia tydzień temu.
- było coś dziwnego w stylu wypowiedzi. Minimum słów, maksimum treści. Jeśli nie mówisz, jedz. Patrz na rozmówcę gdy mówisz, a jeśli tylko słuchasz to obserwuj, rozmówce, przedmioty, pomieszczenie, blizny, szczegóły.

Ivy podchodząc pospiesznie, zwraca sie do komandora: Budują... gniazdo?
To... możliwe. Protokół Tytanów przewiduje konstrukcje potrzebnych narzędzi dostosowanych do zagrożenia.
- Komador pokręcił głową, w jego głosie nie było, aż tak wiele pewności.
- W promieniu setek kilometrów nie ma innych bastionów. Tylko my i Vegas. Będziemy rzucać monetą na kogo idą? - Svein dołączył się do dyskusji
- Nie mogę zapewnić, że to obiekt wojskowy. A jeśli tak to jaki jest zasięg.
- Zawsze jesteś taki rzeczowy?
- Na służbie tak.
- po tej wypowiedzi Ivy prychneła kpiąco, przyciągając tym samym spojrzenie nieznajomego, nie było ono przyjazne.
- Skąd masz motor? Dostałeś?
- Znalazłem, nie było ciał w pobliżu. W ruinach znalazłem wiele rzeczy, część z nich była przydatna. Ubranie, liofilizaty, paliwo... Poza martwym żołnierzem nie widziałem śladów ludzi.
- Ten martwy żołnierz, jakie miał obrażenia i ile czasu ciało leżało twoim zdaniem? Jakieś znaki rozpoznawcze?
- Same kości. Przepalony mundur po strzel broni energetycznej. Ekwipunek pozostawiony. Oznaczenia flaga meksykańska. <waha się przez chwilę> Przypuszczam, że był to zwiadowca. Zabity przez automaty, ludzie zabrali by broń. Założyłem, że pochodził z schronu, kogoś kto ocalał.
- Jak na śpiącą królewnę, nadzwyczaj dobrze się orientujesz w dzisiejszym świecie.
- Nie orientuje się. Wręcz potrzebuje by ktoś mi wyjaśnił co się wydarzyło!?
- od początku rozmowy Svein był wręcz podejrzanie opanowany, aż do teraz. Coś wytrąciło go z równowagi, a Ivy czuła, że to ona była źródłem. Komandor przemówił:
- w swoim czasie. Na razie wyśpij się. Zastanowie się co z Tobą zrobić. I jeśli zamierzasz tu zostać, to weź się wyluzuj, bo trudno z tobą wytrzymać. To nie Westpoint.
- I wykąp, bo tego nie wytrzyma nikt na pewno.
- dodała Ivy z złośliwym uśmiechem. Tym razem mężczyzna nie zdenerwował, tylko na magiczne słowo "prysznic" zareagował błogim uśmiechem.
- Mi samemu trudno wytrzymać. Podoba mi sie ten plan.
- wezwano szeregowego Rocco by odprowadził gościa do sanitariatu, gdy drzwi się zamykały Frost Ivy słyszeli już tylko entuzjastyczne żarty dotyczące broni biologicznej.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 28-03-2013 o 00:48.
behemot jest offline  
Stary 28-03-2013, 10:15   #25
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Ivy patrzyła chwilę w ślad za oddalającymi mężczyznami. Rocco wciąż w jej obecności dostawał wypieków na twarzy. I dobrze, powinien w końcu się nauczyć, że oni wszyscy walczą o przetrwanie rasy a nie są na wakacjach. Korzystając z okazji zlustrowała też sylwetkę przybysza. Jego szkielet był mocny, mężczyzna trzymał się prosto. Miał szerokie ramiona i długie nogi. Kiedyś może jego sylwetka była umięśniona i proporcjonalna, teraz jednak był cieniem samego siebie.

“Jak my wszyscy”

Zauważone w trakcie przesłuchania znaki na jego ciele wskazywały, że faktycznie ostatnie miesiące, może lata, spędził w kapsule. Nie wszystkie jednak komory kriogeniczne usypiają ludzi, czasem jest to system synchronizujący dla maszyn bojowych. Co prawda zwykle taka kapsuła znajdowała się wewnątrz robota, bo połęczenie nie działało na większą odległość, ale kto wie?

- I co myślisz o tym gościu?

Pytanie komandora oderwało ją od własnych myśli. Wzruszyła ramionami.

- Albo był cholernie dobrym żołnierzem i po prostu jest tak zdyscyplinowany, albo coś kryje. Jak dla mnie jego historyjka jest za dobrze poskładana...

- Marco przeskanował go, jest czysty, organiczny. Ma tylko te kolczyki zamiast brwi i na uszach. Ale zero elektroniki.


Ivy przyjrzała się przełożonemu. Po sposobie, w jaki mężczyzna lustrował pomieszczenie, poznała, że chce zataić przed nią swoje myśli. Nie musiał, przypuszczała, że jego odczucia są podobne, choć teoretycznie nie mieli żadnych przesłanek, by nie wierzyć w historię obcego.

- Czy masz podejrzenia, co mogą robić maszyny w LA? - komandor zmienił temat, spoglądając teraz wprost na Ivy - Ty przebywasz w ich towarzystwie częściej.

Gdzieś w głosie pobrzmiewało jakby nadwątlone zaufanie, wyrzut. Czy chodziło tylko o George’a, czy też wiedział coś więcej... o Megan? A może Ivy popadała już w paranoję, dopisując znaczenia zwykłym gestom komunikacyjnym?

- Wiem tyle, ile dowiedziałam się teraz w mieście. Wirtualne byty są zaniepokojone, tak jak my. Chcą spokoju i boją się. Tytani więc albo szykują coś, co nie przyszło nam do głowy, albo chcą się pozbyć Vegas, bo... ich kłuje w oczy. W każdym razie trzeba by to monitorować.

- Chcesz zwiedzić LA?

Udało jej się nie podskoczyć z radości.

- Lepsze to niż czyszczenie kibli...

Komandor nie uśmiechnął się, za to wrócił do tematu przybysza.

- Nasz gość... - odezwał się jakby z wahaniem, jakby zastanawiając się, czy w ogóle powinien o tym wspominać - Przypomina mi kogoś, jeszcze sprzed tej pieprzonej Apokalipsy, przed twoimi narodzinami. Jeszcze gdy wierzono w żołnierzy a nie operatorów sprzętu. Warunkowanie ego.
- Warunkowanie?
- Warunkowanie to... nie znam szczegółów technicznych, ale tresują człowieka by nawet gdy zapomni siebie postępował wedle protokołu.
Kobieta gwizdnęła cicho.
- Niektórym u nas by się to przydało.
- powiedziała z uśmiechem - Co planujesz zrobić z tym gościem? Poza odkarmieniem? Jego chudy tyłek aż rani moje oczy...
- Jak chce, to niech zostaje. Byle był w stanie zasłużyć na wikt. Sądząc po ilościach, które pochłania ma duże pole do popisu...
- Frost również się uśmiechnął, ale po chwili na jego oblicze wróciła marsowa mina - Nie mów tak. Warunkowanie zawieszono, nie możesz wciskać w mózg instynktów, jeśli czegoś wcześniej nie wytniesz...


Coś w postawie komandora mówiło, że miał z tym bezpośredni kontakt i... nie był on miły. Powróciły przykre wspomnienia, dlatego Ivy podeszła do niego i już bez ironii poklepała po plecach.

- Domyślam się staruszku. Tylko żartowałam. No dobrze, to kiedy mam wycieczkę do LA?
- Kiedy będziesz gotowa.


Odpowiedź została udzielona ze zniecierpliwieniem, jakby była oczywistą oczywistością. Choć nikt nie powiedział tego wprost, wszyscy wiedzieli, że to Ivy zastąpi starego, kiedyś. Sam komandor wobec tego coraz rzadziej narzucał kobiecie działania, pozwalając jej decydować i ponosić konsekwencje dokonanych wyborów.

- Sama czy z zespołem? - kapitan miała ochotę podrażnić przełożonego, ale widząc jego morderczy wzrok, dodała.

- Czyli sama.

Cała postawa Frosta mówiła jej, że powinna odpuścić i zostawić go ze wspomnieniami, wobec czego skupiła się na konkretach.

- Jeszcze jedno, gdzie kwaterujesz bubka? Trzeba go mieć na oku.
- Niech weźmie prycze w celi Marco, jemu można zaufać, że będzie mógł go obserwować i nie spieprzy.
- Popieram... No to lecę się szykować na wycieczkę.


Przez chwilę miała ochotę pocałować w policzek starego przyjaciela, ale nie chciała przesadzać. Zasalutowała tylko i ruszyła w stronę kabiny, którą dzieliła z dwoma syntetycznymi osobowościami. Spodziewała się zastać ich w tej samej pozie - Megan pochyloną nad monitorem. Zupełnie wytrącił ją z równowagi wypięty, owłosiony męski tyłek, poruszający się pomiędzy zgrabnymi nogami kobiety.

- Meggie!!!

Ivy nawet nie musiała udawać oburzenia - była oburzona. Na dodatek właścicielem nagiego tyłka okazał się podchorąży Goro - znany z tego, że ruchał wszystko, co na drzewo nie ucieka. Kiedy byli sobie równi stopniem, Ivy niezliczoną ilość razy wyrzucała go czy to z pokoju, czy spod prysznica, gdzie na nią dybał. Teraz jednak ona była kapitanem, a Goro mimo całego dobrodziejstwa inwentarza, był karnym żołnierzem. Pospiesznie zaczął się ubierać. Megan zaś wręcz przeciwnie - wciąż leżała naga na łóżku, z lekko rozchylonymi udami, przyglądając się scenie ze szczerym zdziwieniem.

- Myślałam, że później wrócisz - wyjaśniła tonem pozbawionym poczucia winy czy wstydu.

Kiedy Goro pospiesznie przemykał koło Ivy, ta nawet nań nie patrząc, rzekła:

- Podchorąży...
- Ta...tak?
- Pod drzwiami numer 467 znajdziecie środki sanitarne. W ciągu godziny wszystkie kible na tym poziomie mają błyszczeć.
- Zrozumiano!


Kobieta uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. To jej sie udało wymigać od pracy. A gdy w końcu zostały same, spytała:

- Nie moja sprawa, kogo zapraszasz do łóżka GDY MNIE NIE MA - powiedziała do Meggi, podając jej ubranie - Ale myślałam, że ty i George...
- George jest cudowny! Wyliczyliśmy jednak, ze optymalizacja doznań zostanie osiągnięta wówczas, gdy on zajmie się pobudzaniem mojego procesora, a inny element będzie penetrował mój otwór integracyjny.
- Otwór... jaki?!
- Integracyjny -
Megan rozchyliła ponownie nogi.
- Dobra, dobra! Ubierz się już - Ivy odwróciła wzrok, czując jak jej policzki płoną. Naprawdę przyszło jej matkować syntetycznej pannicy, która nie rozumiała pojęcia moralności czy wstydliwości.
- George! - wywołała AI, który dotychczas siedział cicho jak mysz pod miotłą.
- Tak, Ivy?
- Chciałabym żebyście jednak trochę przystopowali z eksperymentami, które wymagają udziału osób trzecich. Priorytetem jest ukrycie pochodzenia Ivy, ryzyko jest zbędne, rozumiemy się?
- Tak.
- dwójka 'przestępców" odpowiedziała zgodnie. Ich synchronizacja zaczynała przerażać kobietę.

- Dobrze. Meggie jeśli jesteś gotowa, chciałabym wreszcie zabrać cię na obiad.
- Czy będę musiała jeść? Nie lubię włączać procesów metabolicznych, choć oczywiście jestem wyposażona w odpowiednie obwody...
- Tak, będziesz musiała. Idziemy!

 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 28-03-2013 o 16:17.
Mira jest offline  
Stary 31-03-2013, 23:52   #26
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


Inny czas
Bastion

Svein spał kilkanaście godzin, obudził się dopiero na obiad. Pochłaniał pastę szybką nie odmawiając dokładek. Jedno było pewną, że z nim w Bastionie zniknął problem "za dużo jedzenia". Niedługo po posiłku zasnął ponownie, równie długo jak ostatnim razem. Frost dał przybyszowi 3 dni na regenerację, ale po nich przyszedł czas by zasłużyć na posiłek.

- Goood Mooooorning Strooonhold! - Marco zadudnił deklem o dno menażki nad uchem śpiącego Sveina. Mężczyzna poderwał się jak oparzony rzucając na Marco koc. Gdy meksykanin wygramolił się z spod pledu zastał przybysza w pozycji bojowej czujnie rozglądającego się po pomieszczeniu.
- Luuuz stary, ale dobrze, że nie wróciłeś do hibernacji. Frost chce byś się na coś przydał skoro już wyjadasz nam zapasy. A ja mam stwierdzić czy nadajesz się do czegoś poza szorowaniem kibla. - Svein kiwnął głową i opuścił ręce, następnie zaczął ubierać się w już wyprane ubranie, po kilku dniach ju nie wyglądał w nich jak worek rozpięty na wieszaku.
- Jasne. Bastion nie przewiduje wakacji? - zapytał swobodnie.
-[i] Nie odkąd pamiętam. Co robiłeś przed hibernacją? Byłeś w armii.
- Tak, norweska armia, trochę błękitnych misji. Dużo czasu w akademii.
- Instruktor?
- Tylko poranna zaprawa, i pranie po pyskach.
- uśmiechnął się szeroko. Miał podejrzenie zdrowy zgryz.
- Chodź za mną. - prowadził Sveina w głąb stacji - Jakaś konkretna szkoła?
- Praktyczna. Style są świetne, ale skomplikowane, a co się liczy to wygrać z pomocą tego co masz pod ręką gdy przeciwnik trzyma cię za jaja.
- Jak ta menażka.
- Menażka jest twarda, ale też jest duża i łatwa do zauważenia, trudno ją dobrze chwycić, spowalnia cios.
- Czyli lepiej rzucić nią w przeciwnika i prawym prostym.
- Svein kiwnął na zgodę.
- Macie tu ligę ringu?
- Że co? Główny problem to szczury i puszki, jedno i drugie lepiej zestrzelić. Po co mielibyśmy boksować?
- Bo to zabawne!
- roześmieli się.
- Dużo walczyłeś w wojnach?
- Nie, koszary, akademia, i błękitne misje. Parę strzelanin do rabusiów. Dużo patroli w tropikach lub żarze. Czasem podziwianie przez lornetkę jak drony demolują gniazdo piratów. Mało prawdziwych wojen, nudne czasy, jest za czym tęsknić.
- Niewiele straciłeś.
- weszli do gorącego pomieszczenia z powietrzem dusznym i ciężkim od nafty.
- To jest generator. Zwykle po prostu pracuje i wystarczy czasem zajrzeć by sprawdzić by nie przecieka. Ale czasem jak akumulatory są pełne, trzeba zwolnić, schłodić, przetrzeć, dolać. Pracowałeś kiedyś na takim mechanizmię?
- Tak w Czadzie czasem przerabialiśmy Humme na prądnice.
- Te starocie? To kiedy ty tam jeździłeś?
- Tak z pół wieku temu?
- Svein wzruszył ramionami.
- To ile ty właściwie masz lat?
- Ha... urodziłem się 80 lat temu, ale ostatnie 30 lat przehibernowałem.
- I tak nie dałbym ci więcej niż 3 dychy.
- Dużo ruchu i snu.
- Będe o tym pamiętał. Powiedz Svein czy pędziłeś kiedyś bimber?
- Ze wszystkiego na każdej długości i szerokość.
- To chyba znalazłem dla ciebie dobrą fuchę.
- Marco poprowadził gościa w głąb stacji.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 02-04-2013, 13:20   #27
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Ivy myślała, że wyruszy do ruin miasta aniołów zaraz następnego dnia. Okazało się jednak, że jako kapitan i nieoficjalny szef wywiadu musi najpierw przyjąć raporty dotyczące całej okolicy Bastionu. Nie to, żeby wiele się działo, ale najpierw obowiązki i papierkologia, a dopiero później narażanie życia na misji (jak umierać, to tylko z porządkiem w dokumentach).

Jedyne niepokojące wieści docierały z Vegas, gdzie drony większe i mniejsze oraz wszelkiej maści nanoroboty uporczywie przeszukiwały wszystkie części miasta. Na szczęście (póki co) poszukiwania te miały charakter pokojowy względem innych stałych mieszkańców. Czego szukały? Tego nie trudno się domyślić.

Kobieta podniosła wzrok znad sterty raportów i spojrzała na Meggie, która opracowywała jakieś zestawienie na starym padzie. Syntetyczna osobowość od czasu incydentu z Goro zachowywała się aż do znudzenia poprawnie. Dostała już swój przydział obowiązków w Bastionie i pełniła obecnie obowiązki asystentki szefa bloku sanitarnego. Ponieważ miała rozległą wiedzę na temat anatomii ludzkiej oraz syntetycznej oraz świetnie radziła sobie z raportowaniem stanu zaopatrzenia, stara pani doktor Ross była niezmiernie zadowolona ze ślicznej i zdolnej pomocy, którą dostała.

Wszystko powoli się układało. Podobno nawet obcy raczył się obudzić. Choć Ivy nie miała ochoty zaglądać do niego osobiście, co wieczór kazała Marco składać sobie raporty z zachowania niejakiego Sveina. Szło dobrze, nic nie budziło podejrzeń, na dniach obcy powinien się do czegoś już przydać, a wtedy ona ze spokojnym sumieniem wyruszy na misję – tak przynajmniej sama siebie pocieszała.
Powoli zaczynała się dusić w Bastionie i nie chodziło tylko o specyficzny zapach, jaki unosił się na korytarzach w wyniku wiecznych problemów z klimatyzacją. Dusiła ją ograniczona przestrzeń. Żeby swobodnie myśleć, potrzebowała otwartego nieba. Oczywiście, ani George ani Megan nie umieli pojąć tego pragnienia. Również szeregowy Rocco przyglądał się przełożonej nieufnie, gdy oświadczyła mu, że tej nocy zamiast niego weźmie nocna wartę na zewnątrz. Czy to kolejny sprawdzian, jakiemu miała go poddać mściwa baba? Wiedział jednak, że nie może spytać o to wprost, dlatego tylko upewnił się, że dobrze zrozumiał rozkaz i odmaszerował. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, a ostatnio w obiegu pojawił się nowy bimber...




Znów mogła je zobaczyć – rozgwieżdżone niebo nad pustynią. Piękne i tętniące spokojem.

Siedziała na swoim posterunku, owinięta w koc i zaopatrzona w noktowizor, strzelbę i krótkofalówkę. Chłodne, nocne powietrze leniwie przeczesywało jej włosy, bawiąc się kosmykami wokół twarzy.

Ivy przyglądała się odległemu miastu. Znów jego światła paliły się tak, jak dawniej. Wizualnie po ataku tytanów nie pozostało nawet śladu. Vegas zregenerowało się i zbroiło w zaciszu własnych, podziemnych korytarzy.

Okolica była spokojna, jak okiem sięgnąć, nie dało dostrzec się nawet najmniejszego stworzenia w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Tylko piasek i rozrzucone gdzieniegdzie wraki – wspomnienia starego świata.

Korzystając z tej ciszy kobieta zastanawiała się nad sobą, nad własnymi radościami i smutkami. Te pierwsze skupiały się generalnie wokół ustabilizowanego zdrowia wszystkich mieszkańców Bastionu oraz postaci Meggie i George’a. Choć wirtualne świadomości skupiły się teraz na sobie, oddając wzajemnej fascynacji i pozostawiając Ivy tym samym nieco poza obrębem zainteresowania, przyjemnie było patrzeć, jak te samotne byty odnalazły się pośród obcego gatunku.

To co martwiło Ivy, to jej własne relacje z Frostem. Chociaż nic konkretnie nie zostało powiedziane, ich relacje ostatnimi czasy miały charakter bardziej służbowy aniżeli serdeczny. Czyżby, domyślając się jej niektórych poczynań, komandor przestał traktować ją jak przyjaciółkę? A może to te wspomnienia, które poruszyło pojawienie się Sveina, męczyły jego siwą głowę? Nie potrafiła znaleźć jednoznacznej odpowiedzi.

Czas mijał, księżyc sunął powoli w kierunku linii horyzontu, a wszelkie rozważania prowadziły do jednego punktu – coś jeszcze trapiło Ivy. Coś, czego sama nie chciała odkryć przed sobą. Wciąż przed oczami stawała jej sylwetka samozwańczego anioła, który przysłużył się do ocalenia miasta. Który czekał na nią, chciał od niej czegoś a potem… to dostał. Cokolwiek sobie nie tłumaczyła, wszystko wskazywało na to, że zrobiła dokładnie to, czego obcy oczekiwał. Ta świadomość była frustrująca. Teraz bowiem z pewnością uważał się za boga. Szczególnie jeśli wiedział o Megan.

- Niech go szlag… - warknęła pod nosem, zakładając noktowizor i dokładnie przeczesując swój rejon, jakby wspomniany obcy, miał wyskoczyć zza jakiegoś kawałka złomu i zacząć się z niej naigrywać.

Kilka soczystych przekleństw uwolniło się z jej ust, gdy przypomniała sobie obraz podniebnej walki. To było... zajebiste. Tak… już wiedziała, na czym polegał jej problem z obiektem 24601. Zazdrościła mu. Chciała tak jak on posiadać siłę, by móc decydować o losach wielu, a nie ciągle tylko ratować własny, żałosny tyłek. Pewnie, gdyby to od niej zależało, w starym świecie już dawno miałaby setki wszczepów po osiągnięciu pełnoletności. Teraz jednak... walczyli o wyższą ideę - o przetrwanie i czystość ich gatunku. Nawet, jeśli z tym wiązała się ich słabość.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 04-04-2013, 01:14   #28
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Prysznice były proste i skromne jak to zwykle w koszarach. Ale Svein widział w nich namiastkę raju. Mądrość ludowa wpaja, iż "własnego smrodu się nie czuję", ocalały mógł temu zaprzeczyć. Rozebrał się szybko nie przejmując się specjalnie swoimi starymi ciuchami. To że woda była zimna w porywach do chłodnej mu nie przeszkadzało. Ważne było to, że mógł zmyć z siebie ostatnie jebane dwa tygodnie, zapach martwego miasta i kurz postnuklearnej pustyni.

Tęsknota za bieżącą wodą była tak silna, że nawet gdy spłukał z siebie wszystko, nie przestawał, po to tylko by czuć na sobie strumień jak krople deszczu.

Wydawało mu się, że jest w sanitariacie zupełnie sam, lecz tu się mylił, do szmeru wody dołączyły kroki, ktoś się zbliżał. Svein wyłączył strumień i wyjrzał kim jest intruz. Okazała się nim być kobieta o ciemnych włosach i bujnych kształtach, do tego ubrana w bardzo lekką halkę. Kobieta raczej nie znalazła się w męskim skrzydle przypadkiem bo wyglądała na pewną tego co chce. Spojrzała na Sveina oceniając na ile może jej to dać. Pojawienie się pięknej kobiety zaskoczyło go na tyle, że nie wiedział przez chwilę co robić, za to jego penis nie miał wątpliwości.
- Cześć, nazywam się Svein, jestem nowy tutaj, a ty? - jak na sytuację ton głosu miał luźny.
- Meggie, słyszałam o tobie. - nie przestawała zbliżać się do niego.
- Macie tu niezwykłe zwyczaje powitalne, nie żebym miał coś przeciw.
- To nie są zwyczaje Bastionu, tylko moje.
- uśmiechnęła się figlarnie.
- Chętnie się do nich dostosuje. - odpowiedział uśmiechem, jednocześnie obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie. - Czemu właśnie tak? - wzruszyła ramionami.
- Lubię poznawać nowych ludzi.
- chwyciła go za nadgarstki, zamiast jednak odciągnąć jego ręce, położyła je na swoich piersiach. Mężczyźnie nie trzeba było nic tłumaczyć, ścisnął jej ciało poprzez materiał halki. Meggie z psotnym uśmiechem przekręciła kurek, spuszczając na nich deszcz zimnej wody. Jej dłonie powolutku poznawały jego ciało, zaczynając od barków, poprzez noszącą wciąż ślady wychudzenia pierś. Sukienka kobiety zaś szybko nabierała wilgoci, czyniąc materiał bardziej przezroczysty, a przy tym cięższy i przylegający do skóry.
- Jak ty to wytrzymujesz? - skrzywił się od zimna, ale nie zamierzał ruszyć się ani trochę od kobiety - A może to ja byłem zbyt rozgrzany. - mrugnął do niej.
- To po prostu ciekawe, który impuls będzie dla ciebie bardziej... stymulujący. - kobieta nie przestawała się uśmiechać, a opuszki jej palców delikatnie masowały brzuch Sveina.
- Życia. - jego dłonie zjechały po mokrym materiale zatrzymując się na jej pośladkach. Pieścił je w sposób prosty, ale pełen entuzjazmu.
- Mhmmmm... taka wola życia u osoby po hibernacji... musiało Ci być ciężko... żołnierzu.
- Hibernacja nie jest zła, to po przebudzeniu jest gorzej. Ale... ma też swoje plusy. - żołnierz miał cele równie proste co jego nabrzmiały kitas, podciągnął brzeg jej sukienki w górę by móc lepiej objąć jej ciało.
- Na przykład? - szare tęczówki wbiły się w jego wzrok, kobieta jednak nie wydawala się chętna do pocałunków. Przyszła tu po konkret... i miała go otrzymać.
- Kąpiel i to w miłym towarzystwie. - przyciągnął ją jeszcze bliżej, tak że jego fallus ocierał się o jej łono.
- To raczej nie jest zastrzeżone tylko dla byłych hibernantów.
- Ale o ileż ciekawsze. -
ugiął lekko kolana by zaraz w nią wejść. Ręcę jeszcze przez chwilę krążyły, ale szybko stało się jasne, gdzie skupia się jego uwaga.

Oparła nogę na jego biodrze, podciągając do połowy uda przemoczoną sukienkę. Na każdy jej ruch reagował z entuzjazmem, penetrując coraz głębiej i szybciej. Chwycił ją za uniesione udo. Jęknęła rozkosznie, dawno nie widział tak pięknej i chętnej kobiety. A może nie tak dawno? Czy lata spędzone w syntetycznym śnie liczyły się?
Dla Sveina liczyła się chwila, i jego rozpalona męskość otoczona przez ścianki pochwy. Przycisnął ją plecami do ściany kabiny.
- Zdecydowanie nie wyszedłeś z wprawy - zamruczała mu do ucha Megan, kąsając je leciutko.
- Trzydzieści lat... a w pamięci tylko dwa tygodnie. - starał się mówić lekko, ale coś w jego tonie nie pasowało. Jakaś niepokojąca myśl. Chwila zastanowienia, tylko sekundy, bo wokół nie brakowało bodźców. Podciągnął jej drugie udo na swoje biodra.
- Och... wspomnienia? - zapytała, zarzuciwszy mu ramiona na szyję z ufnością dziecka. Naprawdę wydawała się stworzona do tego żeby ją pieprzyć.
- Sny... - starał się brzmieć pogodnie.
- Jesteś ze mną bezpieczny... może czas o nich opowiedzieć?

Była taka chętna, giętka i pachnąca. Mężczyzna czuł jak zatapia się w niej nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Coś jednak nie grało...
- Kurwa mać! - wyszedł z niej gwałtownie i patrząc na nią wrogo. - Co to do cholery ma być? Symulacja?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jej zachowanie wydawało się całkiem szczere. Zmieszana poprawiła ramiączko halki, jakby to miało jej w czymś pomóc.
- Nie rozumiem... - wyznała, wyglądając przy tym tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Przepraszam. - widząc smutek kobiety, mężczyzna uspokoił się i zmiękł, choć jego chuj nadal był twardy.
- Chciałam Ci ulżyć... zaprzyjaźnić się...
- Tak, wiem. -
opuścił ręce, nie szukając nawet usprawiedliwienia. Podszedł do niej próbując ponownie ją objąć, tym razem bardziej czule.

Drgnęła, jednak nie odrzuciła jego dłoni, obróciła się za to do niego plecami, prezentując krągłe pośladki pod prześwitującym materiałem mokrej materii.
- Masz piękne ciało, zbyt piękne by się smucić. - facet silił się składając słowa zdobywając się na odrobinę poezji, bo myśli miał niepoetyckie. Objął ją od tyłu, a jego przyrodzenie opierało się o jej tyłeczek.
- Pociesz mnie...
- Tak!
- widać to samo chodziło mu po głowie, bo chwilę później jego lance ponownie wbiła się w jej szparkę. A dłonie zacisnęły na cyckach. Jęknęła, wypinając jeszcze bardziej pośladki. Sveinowi nie trzeba było więcej zachęt, przyspieszał, pogłębiając ruch, całował jej szyję i kark, ale czuć było, że jest blisko. Dłońmi uchwyciła się prysznica, by nie stracić równowagi. Jej napięte ciało kołysało się w rytm jego uderzeń. Słyszał jak kobieta mruczy z lubością. Sam zaś dyszał coraz szybciej i głośniej, wreszcie z jego gardła wydobył się pierwotny okrzyk zwycięstwa, a wnętrze Meggie wypełniła ciepła wilgoć, rozlewająca się w rytm skurczów ciała mężczyzny. Przywarła do niego, wijąc się zmysłowo i potęgując rozkosz samymi tylko ruchami bioder. Mężczyzna pulsował jeszcze przez chwilę, choć już w bez ruchu. Obejmując ją czule, jego mięśnie powoli się rozluźniały.
- Jesteś niezwykła.
Zgrabnym ruchem pozbawionym tęsknoty oderwała się od niego i odeszła kilka kroków.
- Możesz mnie wzywać, gdy koszmary powrócą - powiedziała z uśmiechem, jednocześnie poprawiając sukienkę. Mężczyzna tkwił przez chwilę z otwartymi ramionami, niepewny co się wydarzyło i gdzie tak właściwie podziało się szczęście, które jeszcze przed chwilą obejmował dłońmi.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 04-04-2013, 02:09   #29
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Zebrali się w jednej z najniższych sal, kiedyś był tu magazyn, może miała być siłownia, miejsca było dość. Kilka drewnianych paneli robiło za matę, zawsze bardziej elastyczną niż szorstki beton. Pomiędzy kolumnami pociągnięto liny, ograniczając przestrzeń ringu. Mieszkańcy bastionu zebrali się wokół prowizorycznego ringu, czekając co będzie dalej.
- Plan jest prosty. - na ring wszedł ten nowy, chudzielec, głodomór, człowiek z pustynii, szpieg, wygnaniec i ocalały w jednej osobie - Dwie osoby na ringu, aż jedna będzie miała dość. Czysty boks, bez chwytów czy kopnięć. Bezpieczeństwo. - zaprezentował prowizoryczne rękawice i ochraniacz na zęby. - Prawdziwy wróg jest ponad nami.
- To po co to robimy.
- ktoś z tłumu miał wątpliwości
- Bo to zabawne. - Svein uśmiechnął się jakby rzeczywiście w to wierzył. - To kto chętny na pierwszą walkę? - spojrzeli po sobie nie pewnie, cała idea wydawała się dość abstrakcyjna.
- Mniej gadania, więcej walki. - wybił się z tłumu gorro. Był wysoki i dobrze zbudowany.
- To zakładaj rękawice i do dzieła. - ale przeciwnik już to robił.

Przez chwilę krążyli wokół siebie trzymając gardę, ale żaden nie chciał uderzyć pierwszy, mierzyli się wzrokiem, albo obserwowali kroki przeciwnika.
- Dalej, to nie balet. - krzyknał ktoś z tłumu powoli dając się ponieść nastrojowi. Svein jakby tylko na to czekał, skrócił dystans i zamarkował cios z prawej, gdy Gorro się zastawił wyprowadził pełne uderzenie z drugiej strony. Bardziej irytujące niż groźne.
-Chyba nie walczymy na punkty, co? - wyszydził Gorro zaczepke adwersarza, sam zaś wyprowadził serię mocnych uderzeń, ale Svein zwiększył dystans. Znowu krążyli wokół siebie, ale większemu mężczyźnie nie było to na rękę, miał przewagę długości ramion, wzrostu i mógł ją wykorzystać. Nie da się unikać starcia na ringu. Ścierali się raz po raz, wymieniając się ciosami. Zablokowanymi i idącymi czysto, intensywnie, aż ich ciała spływały potem, a stróżki krwi sączyły się z rozciętych warg, zaś na umieśnionych ciałach pojawiały się pierwsze zaczerwienienia. Svein wypunktował Gorro kilkoma celnymi ciosami, ale nic mu to nie dało. Opadał z sił, a Gorro miał ich nad to, seria ciosów, choć niepełnych trafiała przybysza raz za razem. Aż w końcu osunął się po linach na ziemię.
- I co teraz z pasem bastionu? - zaszydził Gorro
- Nie dziś. - Svein pokiwał głową. Ale zebrani mieszkańcy byli nabuzowani po dobrym widowisku. Ale radość została przerwana nagłym powiewem chłodu.
- Meldować! - rozkazał Frost, ale nikt nie wyrywał się by wyjaśnić.
- Już wiem co tu się dzieje... Svein, widzę że masz nadmiar sił, to dobrze się składa, ponoć ktoś w prysznicach zostawił syf. - Frost oparł się luźno o olinowanie, jakby był panem tego miejsca.
- Ja pierdole. - wyszeptał Svein rozumiejąc w co się pakował.
- Co tam szepczesz, niedosłyszałem.
- Ja Pierdole! Panie Komandorze!
- wykrzycał powalony.
- No, lepiej dla ciebie żebyś nie roztwonił wszystkich sił na igraszkach... - Frost miał denerwującą manierę by nie mówiąc nic, sugerować, że on i tak wszystko wie. - Zbieraj swoją chudą dupę z maty i zbierz ekwipunek, masz znaleźć się wyposażony w śmigacz i prowiant na tydzień na górze i złapać Ivy zanim stwierdzi, że łatwiej jej będzie bez ciebie. Jak nie zdążysz... - starzec wzruszył ramionami, jakby nic go nie obchodziło - To jest jeszcze wiele miejsc, których nikt dawno nie sprzątał. - mając taką alternatywę Svein zebrał się dosłownie w podskokach. Frost odprowadził go wzrokiem, a potem zwrócił się do tłumu:
- A wy co? Po co ten spuszczone nosy, jeden padł, reszta walczy. Chce tu zobaczyć prawdziwego ducha Bastionu. - zagrzał ich do boju. Kolejnych dwóch zawodników weszło na pole bitwy.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 04-04-2013 o 02:11.
behemot jest offline  
Stary 05-04-2013, 00:27   #30
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację



Szła zziębnięta opustoszałym korytarzem w kierunku skrzydła oficerskiego. Choć czuła się zmęczona brakiem snu, samotna warta wyciszyła ją. Zajrzała jeszcze na mostek, gdzie jeden z oficerów również kończył swój dyżur. Nie zaobserwowano tej nocy niepokojących zjawisk czy obiektów na żadnym z posterunków. Można było spokojnie udać się na spoczynek.

Ivy zapowiedziała zawczasu komandorowi, że gdy tylko słońce zajdzie, tego wieczora ruszy na zwiad do Los Angeles. W planie dziś miała więc tylko wyspać się, najeść i spakować. Był to bardzo przyjemny plan.


Weszła do pokoju, którego mrok rozpraszały jedynie czerwone diody instalacji oraz mała świetlówka nad biurkiem. Megan leżała na swoim posłaniu, zawinięta w kłębek pod grubym kocem. Choć nie potrzebowała snu, lubiła naśladować ludzki tryb życia, toteż nawet się nie poruszyła, gdy Ivy zamknęła za sobą drzwi.

Pani kapitan uśmiechnęła się do siebie, po tym jak duszkiem wypiła ciepłą herbatę, którą prewencyjnie wczorajszego wieczora zostawiła w termosie. Powoli ciepło rozchodziło się po jej ciele, a zesztywnienie ustępowało ociężałości. Rozebrała się, pozostając jedynie w kusych, białych majteczkach. Nie patrząc co robi, dłonią wymacała krzesło, na którym zwykle zostawiała nocną koszulkę. Była tam, jednak przykryta mokrym ubraniem. Ivy spojrzała z zaciekawieniem na wciąż wilgotną halkę, która teoretycznie należała do niej, jednak - ponieważ ona sama gustowała w odzieży typu uniseks - została przywłaszczona przez Megan.

- Meggie, czemu to jest mokre? - zapytała, wiedząc, że syntetyczna osobowość tylko symuluje sen.

- Uprałam. - odpowiedziała beztrosko, jak by nic ponad normę się nie wydarzyło.

George, który tym razem najwidoczniej nie trzymał z nią komitywy, odpalił nagranie z kamery umieszczonej na korytarzu, przed męskim segmentem sanitarnym. Oczywiście, uchwycił dokładnie ten moment, kiedy Megan wchodziła i po kilkunastu minutach wychodziła, a tuż po niej lekko skołowany Svein, rozglądając się podejrzanie na boki.

- Aha? - Ivy była podejrzanie spokojna.

- To wy macie tam kamery? Gdzie są archiwa nagrań? - Megan zainteresowała się. Utrzymując niewinny ton zaczęła się tłumaczyć - Po prostu chciałam poznać tego nowego człowieka. Nie ma w tym nic złego? - zapytała.

- Megan, jak widać, jeszcze wiele czasu upłynie zanim dopuszczę cię do naszych archiwów. Po raz kolejny nadszarpnęłaś moje zaufanie, nie mówiąc o tym, że wciąż kryję twój metalowy tyłek.

- Chcesz, żebym opowiedziała ci kogo ostatnio “poznałam”?

- Nie. Chcę wiedzieć po co ci to. Myślałam, że George zapewnia Ci dość... impulsów.

- Żeby poznać ludzi, wasz gatunek bardzo się rozluźnia podczas zbliżenia. A dla mnie to cenna lekcja, zwłaszcza jeśli mam poznać ludzki mechanizm.


Ivy zmarszczyła brwi. Czy Megan stroiła sobie z niej żarty? Wyglądała na szczerze przekonaną wobec sensu swoich słów. Starając się opanować złość, kobieta spytała:

- I czego się dowiedziałaś o naszym nowym... koledze?

- Dobrze się zregenerował, jego masa znacznie się zwiększyła od pierwszego dnia, ma silnie rozwinięty zmysł przetrwania, raczej praktyk, łatwo się denerwuje, jego hibernacja trwała 30 lat, ma koszmary, prawdopodobnie pozostałość traumy, niezbyt rozwinięta wyobraźnia, typ niezależny, raczej nie typ manipulatora, nie ma możliwości intelektualnych by być szpiegiem.
- Megan zaraportowała jakby opisywała stan magazynu.

- Rozumiem. Posłuchaj Meggie, gramy w jednym teamie. - Ivy przysiadła na brzegu pryczy, dotykając dłoni dawnej części Merowinga. - Nie wnikam w twoje metody, nie potępiam ich, bo jesteś dużą dziewczynką, ale chciałabym żebyś mówiła mi o swoich obserwacjach... i nie ryzykowała. Bo takie “poznawanie” członków załogi może się źle skończyć. Mężczyźni walczą, gdy są o siebie zazdrośni, a nam teraz takie walki kogutów są najmniej potrzebne. Rozumiesz?

- Zazdrość? Ale po co, czy nie starczy przyjemności dla wszystkich? Przecież wasi mężczyźni nie mogą, aż tak długo.

- Tu akurat wiele się nie różnimy jako gatunki. Chęć sprawowania władzy i posiadania. Brzmi znajomo?

- Tak, ale to nie jest gatunek, to zawsze są jednostki, zachłanne, nie myślące o wspólnocie.


Ivy westchnęła ciężko.

- A co jeśli kult jednostki jest cechą gatunkową? Ludzie wiele spieprzyli przez to właśnie, że przedkładali własne interesy ponad dobro ogółu, dlatego tak ważne jest żebyśmy teraz, w trudnych czasach, nie prowokowali takich zachowań. Myślałaś, że dlaczego ja z nikim nie jestem?

- Ale czy wasz sprzęt wymusza kult jednostki? Może to kwestia systemu, przestarzałe oprogramowanie. Myśleliście o łatkach? A ty... myślałam, że to przez wspomnienie twojego ostatniego partnera, Ivy powiedz, że nie jest ci smutno.
- zakryła usta dłońmi, jakby bojąc się, że jej słowa mogły przynieść bolesne wspomnienia.

- Może my cali jesteśmy przestarzali i musimy się ponownie zaktualizować... - kobieta uśmiechnęła się gorzko - Nie martw się, smutno było mi, gdy świat się walił. Teraz niewiele robi już na mnie takie wrażenie.

- To dlaczego się nie zaktualizujecie? Przecież każdy program powinien się upgradeować. By być bardziej efektywnym.

- Nie jesteśmy programem, nasza ewolucja jest bardziej...bolesna i wiąże się ze śmiercią.

- Ale przecież czas rozwoju zewnętrznego macie już za sobą. Obecnie możecie się poddawać wewnętrznej inżynierii.

- A twoim zdaniem, będę lepszym człowiekiem, jak zacznę tak jak Ty poznawać innych żołnierzy?


Ivy zachichotała, lecz syntetyczna osobowość faktycznie chwilę zastanowiła się nad jej pytaniem.

- Będziesz miała więcej doświadczeń. Poznasz ich głębiej. Myślę, że łatwiej by ci było ich zrozumieć w ten sposób. - mówiła z przekonaniem - kobiety również, jeśli chcesz... możemy najpierw siebie poznać. - Meggie uśmiechnęła się promiennie, jakby ta wizja była spełnieniem jej snów.

- Ja zawsze byłam dziwna i wolałam poznawać maszyny niż ludzi. Może masz racje, że powinnam się bardziej otworzyć... -
jej rozmówczyni wstała z posłania ze stęknięciem - Ale to nie dziś, dziś chcę już tylko spać.

- Tak Ivy, odpocznij, ja jestem zawsze dla ciebie gotowa.

- Na początek będę wdzięczna za niesuszenie mokrych ubrań na mojej koszulce do spania.
- mówiąc to półnaga położyła się na swoim posłaniu.

- Ivy... a czy ja mogę dziś położyć się koło ciebie?

- Uzasadnienie?

- Ja... lubię cię Ivy, i gdy jesteś blisko czuję się bezpieczniej, i cieplej.

- No i się nie zaprzyjaźniasz w tym czasie z innymi...wskakuj. Tylko ja naprawdę chcę spać.

- Tak Ivy, dziękuje.
- nie trzeba było Meggie powtarzać. Gdy Ivy ułożyła się poczuła tylko jak ręka maszyny obejmuje ją.

- Śpij spokojnie, wejdę w tryb czuwania, gdy będziesz odpoczywać. Będę mogła patrzeć jak śpisz. - wyszeptała piękność.
- Dobranoc Meggie, dobranoc George. - odpowiedziała pani kapitan, po czym jej świadomość utonęła pośród sennych majaków.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-04-2013 o 00:49.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172