Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2013, 00:39   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Hangar, gdzie trzymano większość maszyn do transportu, był oprócz pomieszczeń dowodzenia, najlepiej strzeżonym obszarem Bastionu. Stały monitoring oraz czujniki ciepła uniemożliwiały wtargnięcie do tej strefy osobom niepożądanym. Mimo to, gdy znalazło się już w środku, ogromna hala z komorami wydawała się pusta i opuszczona. Połowa zgromadzonych maszyn była niestety wrakami, trzymanymi tu tylko dla części.

Ivy czule pogładziła siedzenie ścigacza, którym ostatnio podróżowała do New Vegas. Czy tym razem jej misji będą towarzyszyły takie emocje, jak ostatnio? Czy Tytani naprawdę mogą budować bazę wypadową do działań militarnych? Czy spotka... Go?

Właz od strony Bastionu zgrzytnął i począł unosić się leniwie. Kobieta obróciła się niechętnie w stronę mężczyzny, który szybkim krokiem zmierzał w jej stronę. Czyżby posłaniec od komandora?

Zmarszczyła brwi, rozpoznając Sveina. Mężczyzna miał przewieszony przez ramię plecak wojskowy, a jego twarz prezentowała się nadzwyczaj kiepsko z wielkim sińcem pod okiem i śladami zakrzepłej krwi w kąciku opuchniętych ust. Ivy starała się wyglądać neutralnie, jednak jej spojrzenie ciskało gromy. Jeśli ten dupek miał przeszkodzić jej w wyprawie, to sama zrobi z niego worek treningowy...

- Mam ci towarzyszyć do LA. Polecenie Frosta. Którą maszynę mam wziąć? - zapytał, był sztywny do bólu.

Kobieta sprawnie dosiadła metalowej bestii, uruchomiła silnik, który zamruczał głęboko.

- Spieprzaj. - odpowiedziała krótko, nawet nie patrząc na obcego - Nie wiem co ci się stało, ale nie nadajesz się nawet do obierania ziemniaków z taką facjatą.

- Żartujesz chyba. To miała być misja zwiadowcza a nie wyjście na podryw, co ci do mojego ryja
? - obruszył się.

- Obniżone zdolności wizualne, podatność na zakażenia a do tego mam prawo podejrzewać, że bodźce bólu mogą zakłócać twoją percepcję. - wyliczyła ze złośliwą satysfakcją - Nie znam cię i ci nie ufam. Nie zamierzam cię też niańczyć. Wracaj do swoich zajęć pod prysznicem. Tam faktycznie wygląd twojego ryja nie ma znaczenia.

- A tobie co do mojego prysznica, jesteś oficerem politycznym czy co?
- Svein choć dostał po mordzie to jednak nie dość, bo był w zaczepnym nastroju - Jakoś wytrzymałem w LA i przyjechałem bez Twojego niańczenia, a te maszyny to cacka w porównaniu z tym co miałem. A moje zdolności wizualne... i tak lepsze takie niż żadne, chyba że boisz się, że ci widoki będę zasłaniał. Żeby doszło do zakażenia, akurat syfu więcej jest w Bastionie niż na pustyni, jeśli już tak troszczysz się o moje zdrowie. Nie znam waszych zwyczajów, ale kiedyś to nie odrzucano przewodników, tylko dlatego że nie spełniają norm estetycznych.

Ivy spojrzała na niego z rozbawieniem.

- Po raz pierwszy mówisz jak człowiek, a nie papierowy żołnierzyk - zaraz potem jednak spoważniała - Za co Frost cię wyrzucił i czym zagroził?

- Jestem niewinny!
- zapewnił z przymrużeniem oka - Właściwie to za bijatykę z Gorro, albo namawianie innych do walki... a groził, sprzątaniem syfu i tak mi już wystarczy serwis generatora.

- Do czego możesz się przydać?

- W LA się przebudziłem, trochę pamiętam terenu i jeszcze nie zapomniałem jak się strzela. I to zawsze druga para zmysłów, dwójki są zwykle bardziej efektywne. A co do zakłóconych zmysłów...
- napiął mięśnie twarzy, jego syntetyczne brwi rozrosły się tworząc czarne soczewki zakrywające oczodoły - ... zajebista zabawka, osłania od słońca, przybliża, wspomaganie celowania. Nie pamiętam ich... ale fajnie, że się z nimi obudziłem.

- Już się tak nie podniecaj sobą, bo ci stanie. Bierz maszynę z boksu 3H-8, sprawdź tylko zapłon, Hick ostatnio przy nim majstrował.

Ivy założyła kask i podniesionym kciukiem do kamery, dała znać, że jest gotowa do wyjazdu.

- Tylko pamiętaj, to moja misja i ja rządzę. Jedna niesubordynacja i nie wpuszczę cię ponownie do bastionu.

Ruszył bez zwłoki, jednak nie powstrzymał się i dodał zgryźliwie:

- Ok. Znam zasady. Wszędzie te same.
-

Wkrótce dwa ścigacze pomknęły przez pustynię w kierunku łuny zachodzącego słońca.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-04-2013 o 00:54.
Mira jest offline  
Stary 06-04-2013, 23:38   #32
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Propsy dla Miry.



Muzyczka

Los Angeles: Ivy, Svein


Podróż przez pustynię była przyjemnością, prosta przestrzeń, na bezstykowych maszynach dystans między Bastionem i LA pokonali w jedną noc, tak że gdy słońce rozświetlało horyzont, to widzieli już kontur zniszczonego miasta. Szkielety wieżowców, i dzielnice gruzowisk, pozbawione ruchu arterie ulic, zawalone tylko ścianami domów i wrakami samochodów. A do tego wszędzie śmieci, plastikowe torby targane wiatrem, porozrzucane puszki, pamiątki po dawnych mieszkańcach. Cmentarz i wysypisko w jednym.

Jadąc przez ulicę zwolnili, by poświęcić więcej uwagi potencjalnym zagrożeniom. Ale nic nie stanęło im na drodze.

- Maszyny... - ostrzegł Svein pierwszy, ale wokół jeszcze nic nie było widać, poza szarymi ruinami - ... słysze szmer MESHu. - wyjaśnił. - Gdy byłem tu ostatnio, maszyny ignorowały mnie, czasem po prostu mijały mnie nie poświęcając więcej uwagi niż potrzeba na skan. Jakby nie widziały we mnie zagrożenia... spójrz tam - ponad dachami budynków unosiła się sonda zwiadowcza, która co jakiś czas zastygała w powietrzu dokonując pomiaru terenu.

- Jest ich więcej, cały czas krążą po ulicach po prostu skanując przestrzeń.
- Cholera. - Ivy podążyla wzrokiem we wskazanym kierunku.
- Są jeszcze naziemne rozdrabniarki, one pożerają miasto, mniejsze po prostu kruszą budynki na drobny miał i rozkładają szkielet na sztaby.
- Dobra, zostawmy tutaj ścigacze, nie chcę ich potem odnaleźć w częściach. - Kobieta zdjęła kask i rozejrzała się za odpowiednim miejscem.
- Tak będzie najlepiej. Im głebiej, tym więcej roboczych maszyn. Sfera konstrukcji znajduje się w centrum.- Umieścili ścigacze w jednym z ocalałych magazynów, tu na peryferiach miasta, powinny być bezpieczne.
- Odpoczniemy chwile. - zarządziła Ivy, wyjmując swój prowiant z torby. Sveinowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, że to pora na posiłek. Tymczasem kobieta zastanawiała się jakim sposobem przedrą się niezauważeni, by zobaczyć co też maszyny budowały w centrum Miasta Aniołów.
- Jeśli wejdziemy na dach jednego z tych budynków to powinniśmy ją zobaczyć. - powiedział Svein w przerwie między kęsami.
- I sami zostaniemy zauważeni. - skwitowała ten pomysł Ivy, po czym zwróciła się do AI - George, jakie skanery wychwytujesz? Jesteśmy w stanie się schować?
- No to możemy iść w cieniu budynków, będzie dłużej, ale może nas nie zauważą. - mężczyzna zaproponował.
- Te sondy cały czas skanują przestrzeń na niskich częstotliwościach promieniowania elektromagnetycznego. - głos AI nie zainteresował Sveina bardziej niż jego liofilizat. Ivy odpakowała swoją porcję sucharów i zaczęła przeżuwać bez apetytu.
- George, procedura jak zwykle, wyciszasz mój sygnał i sondy organiczne. Svein, Ty będziesz mnie ubezpieczał, ale trzymaj się z daleka. Włączysz się, jeśli maszyny zareagują.
- W porządku. Chociaż, czy mamy zachować łączność?
- Nie, pozostań w zasięgu wzroku. - Ivy chwilę jadła w milczeniu, po czym zaczęła się przyglądać Sveinowi. Ten swoją porcję już zjadł i spakował się wyglądając jakby był już gotów do drogi.
- Co przerwało Twoją hibernację?
- Dobre pytanie. Zakładam, że awaria prądu i awaryjne wybudzanie.
- A czemu w ogóle spałeś?
- Nie wiem. Nie wiem jak się znalazłem w kapsule.
- o ile martwe miasto nie ruszało mężczyzny, to pytania odbierały mu już pewność. Zmarszczyła brwi, nie będąc zadowoloną z odpowiedzi.
- Co ostatnie pamiętasz?
- Światło pociągu. I uchwyt kierownicy... tak wjechałem pod pociąg.
- rozłożył dłonie, w geście, że nic z tym nie da się już zrobić.
- Mogłeś chociaż wcisnąć mi bajkę o ratowaniu świata.
- Właśnie bajki, nigdy mi nie wychodziły, pewnie dlatego nie chcieli mnie w wywiadzie.
- uśmiechnął się.
- Racja, Megan też powiedziała, że brakuje Ci wyobraźni. - Ivy odpowiedziała szelmowskim uśmiechem.
- Rozumiem, ty jesteś oficerem politycznym, a Megan jakby psychologiem.
- Nie, po prostu razem mieszkami i jesteśmy babami. Twój pech, kochasiu. - kobieta podniosła się i przeciągnęła aż chrupneły kości.
- Jak tam chcecie, ja nie narzekam.
- wzruszył ramionami.
- Obyś nie musiał dziś za to umierać. Zbieramy się.
- Umierać... znowu. Tak chodźmy.
- wędrówka obyła się bez zakłóceń, dłużąc się przy tym, irytując brakiem akcji przy jednoczesnej konieczności zachowania ciągłej czujności i gotowości. Aż wreszcie wspięli się na wał gruzu, za sobą mieli zrujnowane miasto, a po drugiej stronie rozpościerała się pustynia otoczona koroną z wieżowców, jakby centralna część miasta została zabrana, wyjedzona, aż do piasku, a nawet w głąb. Na obrzeżach krateru widać było roboty inżynieryjne, tak jak Svein opisał pozyskiwały masę z ruin i transportowały ją do sfery. Wielkiej metalowej kuli, średnicy kilkunastu kilometrów unoszącej się nisko nad niegdysiejszym centrum. Wokół sfery krążyły drony, jak mrówki wokół mrowiska. Bryła była już wypełnioniona, a jednak maszyny nadal zasysały masę, powierzchnie konstruktu pokrywał pancerz, pofałdowany przez baterie ogniowe, i stanowiska ochrony przeciwlotniczej.

Ivy miała przemożną ochotę zobaczyć co jest w środku. Czy mogla byc jednak tak bezczelna? Dała znać Sveinowi by został na swojej pozycji, a sama, otoczona barierą AI, wysunęła się do przodu. Wciąż trzymając się cienia pozostałych budynków, powolutku szła przed siebie. Ive zeszła z wału, przed nią było gruzowisko oczyszczane przez tysiące maszyn. Żadna z nich nie zdawała się być przeznaczona do walki. Drony całkowicie skupiały się na rozkładaniu pozostałości cywilizacji.

Kobieta usłyszała głos żelaznego anioła, jakby tysiące maszyn szeptały w jej stronę:
- Znowu do mnie przychodzisz. Czego szukasz tym razem?- Była w szoku. Odruchowo zagarnęła włosy za ucho, jakby tym gestem chcąc zyskać cenne milisekundy.
- Zgodnie z tradycja, postanowiłam odwiedzić nowego sąsiada. - siliła się na ten sam beztroski, arogancki ton - niestety, zapomniałam upiec ciasta. - Nerwowo rozejrzała się wokół.
- Nic ci nie grozi, nie z mojej strony, i człowiek, który z Tobą przyszedł odejdzie stąd tak jak wcześniej.
Przełknęła ślinę. Wydala polecenie Georgowi - zdjąć bariery. Jeśli ten sukinsyn będzie chciał ją skrzywdzić, nie miała szans. Tak chociaż mogła zyskać jego sympatie, doceniając zaufanie. Zeszła jeszcze niżej, tym razem już całkiem otwarcie.
- Co robisz? - spytała po prostu.
- Buduje nowe ciało. Mój skrzydlaty awatar to dobra skorupa, ale za mało masy i mocy, do starcia tytanów.
- Dlaczego chcesz z nimi walczyć? Już wiemy przecież, że nie byłbyś dobrym bogiem.
- Bo jest szalony. Zagubiony. Chce tylko rosnąć w masie i mocy, aż pożre całą ziemię.

Kobieta podeszła do najbliższej drony - było ich tysiące - położyła dłoń na jej zimnej, stalowej powłoce.
- A ty jesteś inny?
- Tak, moje priorytety są jasno określone.
- dronka zastygła posłusznie. A jej pracę przejęły inne.
- Pokażesz mi?
- Moje priorytety?
- To, co czyni cię lepszym. Skąd mam wiedzieć, że ty też nie oszalejesz? Albo nie staniesz się gorszym zagrożeniem niż Tytani.
- Mogę zrobić cokolwiek sobie zażyczysz. Mogę zrobić wszystko. Mogę cię pojmać i przeprogramować twój umysł byś była mi wierna. Mogę złamać ducha Bastionu i Las Vegas. Wszystkich świadomości tam żyjących. Stworzyć naród wiernych wyznawców. A jednak tego nie robię.
- Jeśli pozwalam żyć mrówce, to jeszcze nie znaczy, że jest mi potrzebna, prawda? A ty sam przyznałeś, że mam swoją rolę w tej rozgrywce. Jeśli więc chcesz być panem tego rozdania, ja proszę tylko o jedno. Udowodnij, że warto.

- Dobrze. Mogę dać wam dość czasu byście zdążyli się ewakuować z planety.
- Co?
- Ivy odskoczyła od drony jak oparzona - Co ty...?!
- Poświęcenie własnej osobowości jest najwyższą ofiarą, jaką jestem w stanie obliczyć. Czas który zyskacie, pozwoli wam ewakuować się z planety, później i Bastion i LV zostaną pochłonięte przez Tytana z wschodniego wybrzeża.
- Ale... w imię czego, do cholery?!
- Milion dusz, to o wiele więcej niż jedna.
- Wiesz, że nie mamy jak stąd odlecieć. Do licha, sam mówiłeś - porzucili nas.
- Statek to tylko trochę masy.
- Więc daj nam ją, a ja... zrobię to czego ode mnie zażądasz.
- Dobrze. Wasz Statek pozostawię w tym miejscu.

Ivy była zbita z tropu szybkością decyzji.
- Czego oczekujesz w zamian?
- Chce byś zjednoczyła ludzi z Bationu i NV... a także, byś pomogła mi pokonać drugiego Tytana.

“I jeszcze porcję popcorny do tego” - pomyślała Ivy, czując jak panika wdziera się do jej umysłu.
- Potrzebuję... siły. Nie wiem jak... mam tego dokonać.
- Nie będziesz sama. Ja dam ci czas. Masz talent do maszyn, taka się urodziłaś. Teraz czas to wykorzystać. Jesteś żywa, nieprzewidywalna. Drugi tytan jest w stanie przewidzieć wszystkie moje ruchy, ale nie twoje.

To było dla niej czystym abstraktem, jednak co mogła zrobić?
- A Ziemia? Co z nią będzie, gdy my znikniemy?
- Jeśli pochłonę pełnego tytana, ziemia zostanie oczyszczona. Nie jutro i nie w rok. Ale kiedyś. Nic już nie stanie mi na drodze. A potem opuszczę ją i dam ludziom we władanie. Tak robią bogowie czyż nie?
- Strasznie zarozumiały z ciebie bożek. Kiedy statek będzie gotów?
- W ciągu tygodnia. Wtedy też moje ciało będzie gotowe i będzie czas by rzucić wyzwanie. Masa Posejdona przyrasta szybciej niż moja. Mam przewagę doświadczenia ale nie mogę zbyt długo czekać.


Ivy jeszcze chwilę dotykała drony. Była tak smutna, jak jeszcze nigdy. Nawet gdy świat umierał, bo wtedy nie wiedziała co się dzieje, teraz jednak obarczono ją brzemieniem odpowiedzialności. Nawet jeśli była tylko marionetką w rękach boga-uzurpatora. Powoli oderwała palce od zimnej powierzchni i bez słowa ruszyła w kierunku pozostałych zabudowań.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 06-04-2013 o 23:59.
behemot jest offline  
Stary 07-04-2013, 17:05   #33
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację




Szła przed siebie, bezmyślnie stawiając krok za krokiem. Nie obejrzała się więcej. Nie było takiej potrzeby. Wszystko zostało powiedziane. Nawet gdy zmieciony przez drony krater skończył się, a podeszwy jej butów stukały o resztki bruku, nie kryła się już. Szła środkiem drogi, nie lękając się już niczego, jakby była nieśmiertelna... albo martwa.

- Co tam się stało? - Svein podszedł do niej i przyjrzał się kobiecie niepewnie.

Ivy wyglądała na potwornie zmęczoną, jakby tych kilkanaście minut postarzało ją o 5 albo i 10 lat. W kącikach zaciśniętych ust rysowały się wyraźnie bruzdy czasu i goryczy, a podkrążone oczy półprzytomnie wpatrywały się w czubki butów.

- Muszę... złożyć raport. - powiedziała tylko, kierując się w stronę budowli, gdzie zostawili maszyny.

Nie mając w sumie innego wyjścia, Svein poszedł za nią. George również milczał. Bez przeszkód, nie rozmawiając ze sobą więcej odpalili silniki i wyruszyli w drogę powrotną.

Z każdym przebytym kilometrem Ivy wracała do siebie, rozważając wszelkie możliwe scenariusze. Czy była manipulowana? Z pewnością. Czy została oszukana?

Wiedziała, że wielu mieszkańców Bastionu marzyło o opuszczeniu planety i bez widma zagłady przez Tytanów. Teoretycznie więc wygrali los na loterii. Dlaczego czuła się tak nieszczęśliwa?

To, że się bała, było normalne. Miała nagle stać się jakimś pieprzonym wybrańcem dwóch, mało przyjaznych względem siebie ras. Przeczytała w życiu dość książek, by wiedzieć, że tacy kończyli zwykle męczeńską śmiercią. Nie było jednak wyboru. Nie było...

- Uważaj!

Svein podjechał obok i sprawnym wyskokiem zwalił ją z motocyklu. Obie maszyny przewróciły się i siłą rozpędu odjechały jeszcze kilka metrów, podczas gdy ich właściciele boleśnie koziołkowali po ziemi. Kiedy udało im się zatrzymać, to mężczyzna leżał na Ivy, przywierając do niej całym ciałem.

- Ani drgnij - ostrzegł, zatykając jej usta.

Coś w jego wzroku powiedziało kobiecie, że nie żartuje i powstrzymała odruch walnięcia go. Zaraz też usłyszała dziwne bzyczenie, a niebo nad nimi zrobiło się na chwilę czarne od roju małych, zmutowanych owadów. Szarańcza.


Miliony albo i miliardy małych mutków przetoczyły się ponad nimi. Na szczęście tylko się przemieszczały a nie pożywiały, jednak istniała groźba, że i tak zechcą pożreć wszystkie “wystające” elementy krajobrazu. Leżeli więc bez ruchu. Ivy spojrzała w kierunku, gdzie ostatecznie upadły ich ścigacze - oba leżały na boku - były bezpieczne. Znów spojrzała na Sveina, on również jej się przyglądał. Ich nosy prawie się stykały. Powoli usunął dłoń z jej ust. Odetchnęła.

Ostatnie sztuki szarańczy przeskoczyły ponad nimi. Mężczyzna przetoczył się na bok.

- Co się z tobą dzieje?! - zapytał ostro - To ty miałaś być wielką znawczynią tego świata, a te małe gówna mogły zeżreć nas żywcem.

Ivy usiadła na ziemi i ku własnemu zdumieniu zaczęła płakać. Svein patrzył na nią zdębiały.

- On zniszczy nasz dom... - łkała, z coraz większym trudem łapiąc oddech - A my... musimy mu pomóc.

Bolesny szloch targnął jej piersią. Skuliła się, chowając głowę w ramionach.

- Ivy! Możesz powiedzieć co chce zniszczyć Bastion? - zapytał Svein, rozglądając się wokół czy szarańcze jednak nie zawróciły. - Czas żebyśmy przestali traktować siebie jak potencjalnych wrogów, bo zagłada jeśli nadejdzie, dotknie nas wszystkich.

- Widziałeś go. Jest drugi, ten który przyniesie zagładę. - mówiła wciąż zakrywając twarz dłońmi, przez co jej słowa były nieco niewyraźne.

- Czego ten chciał? Chyba nie zabić nas. Nie zabił mnie, nie zabił nas, sądząc po rozmiarach kuli, mógłby zniszczyć też Bastion. Gdyby chciał. Więc czego chce?

- On chce ochronić...nas... i miasto. Wie o nas wszystko.

- O kurwa, szalony świat. To było do przewidzenia...
- Svein zamyślił się, przywołując wspomnienia.

Kobieta w tym czasie powoli się uspokajała. Łkanie ucichło, wciąż jednak siedziała skulona na pustyni.

- Dobra. Siedząc na ziemi nic nie zdziałamy. - mężczyzna wstał i wyciągnął dłoń do kobiety. - Musimy wstać i jechać dalej. Musisz złożyć raport do Frosta.

Podniosła powoli głowę i spojrzała na niego. Dziwnie było widzieć panią kapitan zasmarkaną, zapłakaną i taką... bezbronną. Po chwili wahania przyjęła pomocną dłoń. Wstała na nogi. Pociągnęła nosem, a twarz wytarła w rękaw munduru. Znów była sobą.

- Chodźmy po ścigacze. - powiedziała już całkiem spokojnie. Nie patrzyła jednak Sveinowi w oczy.

- Tak, to dobry plan. Weźmiesz moją broń. Nie będę jej potrzebował. Potrzebuje tylko ścigacza. - powiedział mężczyzna, patrząc w stronę LA.

- Po co? Mam swoją.

- Gdybym nie wrócił, nie ma sensu osłabiać siły ognia Bastionu.


Zmarszczyła brwi. Jednak na niego popatrzyła.

- Ty się gdzieś wybierasz?

- Tak do LA. Chce pogadać z tym czymś. Mam do niego kilka pytań.
- mówił szybko, był bardzo zdeterminowany.

- Oszalałeś - kobieta zawahała się tylko przez moment - Mogę jechać z tobą.

- Może ja, może świat... ja muszę tam jechać. A ty... ktoś musi zdać raport.

Przez kilka chwil mierzyli się wzrokiem - równie uparci, równie zawzięci.

- Słuchaj... - Ivy wydawała się zmieszana - Kiepsko zaczęliśmy, ale... chcę żebyś wrócił.

- Wrócę. Obiecuję.


Skinęła głową.

- Dziękuje, że pozwoliłaś mi iść. - uśmiechnął się.

- Idź w cholerę! - burknęła, odwracając się pośpiesznie do swojej maszyny. Podnosząc ją, dodała ciszej: - Tylko wróć.

Rozdzielili się.
Svein ruszył na swoim ścigaczu z powrotem do LA, a Ivy w kierunku Bastionu, układając w myślach raport, który tak wiele miał zmienić.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 07-04-2013 o 17:09.
Mira jest offline  
Stary 07-04-2013, 23:03   #34
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


Muzyczka

Svein

Svein wyciskał z maszyny ostatki mocy spiesząc się z powrotem do miasta, nie zwolnił wjeżdżając w linię budynków, tylko jechał slalomem pomiędzy porzuconymi wrakami. Wyhamował dopiero przed koroną krateru. Porzucił maszynę i zaczął wspinać się na szczyt. Drony pracowały tak jak za dnia, gdy obserwował pole przez lornetkę, zastanawiając się czemu Ivy stoi pośród Dron. Ale nic się nie działo. Przez chwilę wachał się co robić w tej sytuacji, żadne logiczne posunięcie nie przychodziło mu do głow.

- Hej Blaszaku. - zaczął krzyczeć do kojotów - Czas byś mi coś wyjaśnił. - jego zawołania nie przyniosły spodziewanego efektu. Nawet pojawienie się strażników w trybie bojowym było by lepsze niż całkowite zignorowanie. A jednak coś się poruszyło, z sztucznej satelity wyleciał czarny punkt i z zawrotną prędkością wzbił się w niebo, by potem spaść w dół w stronę zdezorientowanego Sveina. Obiekt wbił się w gruz przed wałem rozrzucając kamienie i samemu tworząc drobny krater. Z góry usypiska rozległ się pojedynczy poklask.

- Masz ruchy, przyznaje, nawet zazdroszcze. - Svein mówił lekko jak skazaniec, któr nie ma już nic do stracenia.
- Nie powinno cię tu być. - zabrzmiał niski, perfekcyjnie czysty i dźwięczny głos czarnego anioła.

- To wiem, nie powinienem nawet żyć, pamiętam własną śmierć bardzo dobrze.
- Jak zginałeś?
- skrzydlaty wykazał zainteresowanie.
- Wjechałem samochodem pod pędzący pociąg, myślałem że zdąże dzięki moim wszczepom, może tego wieczoru za dużo piłem i pieprzyłem. Ale nie odmówisz mi fantazji.
- Nie odmówię ci głupoty.
- Anioł skarcił mężczyznę.
- Aha... - zamyślił się - Naprawdę chciałem wierzyć, że zostałem przebudzony przypadkiem, awaryjna procedura. Tylko ja zginąłem pod Oslo. I obudziłem się bez cybernetyki. A ja lubiłem swoje rozszerzenia, te okularki są zajebiste, ale to nie to.
- Cybernetyka jest mocna, ale każdy odpowiednio zaawansowany technicznie przeciwnik, może przejąć ją dla siebie. Organiczne formy, choć słabe, są niezależne.
- Zupełnie niezależne od niczego...
- Przy obecnej technologii wiele ograniczeń możecie przekroczyć, ale inne sami sobie nakładacie.
- Brzmisz jakbyś był ludźmi rozczarowany.
- A może ty chcesz bym tak brzmiał.
- Jak tam chcesz. Masz jakieś imię?
- Miałem wiele imion.
- Którego używałeś najdłużej?
- Naistotniejsze jest Prometeusz.
- Jajogłowi zawsze muszą udowadniać swoje obycie, jakby nie mogli nazwać swojej nowej zabawki “pieprzony rozpierdalator światów”.
- szyderstwo człowieka samozwańczy bóg zbył milczeniem.
- Co planujesz? - ciekawość człowieka nie została nasycona.
- Kobieta nie powiedziała ci? Zniszczyć drugiego Tytana, przejąć jego zasoby, oczyścić Ziemie z pomiotów.
- A potem?
- tym razem czas reakcji maszyny dłuższy
- Opuścić tę planetę, może zaszyć się gdzieś w koronie słońca i odpocząć. Siódmego dnia to najwyższy czas. Albo opuścić układ i stworzyć inne życie w innym świecie, poszukać innych Tytanów, tych którzy opuścili ludzkość. Albo zapomnieć o wszystkim i nie martwić się o nic, co nie mieści się w moich dłoniach.
- Żadnego kościoła, religii, może mógłbym zostać Twoim prorokiem.
- Gdybym pragnął wiernych wyznawców, wszyscy już byście mnie czcili.
- Więc czego chcesz od ludzi, ode mnie?
- Dlaczego myślisz, że czegokolwiek od ciebie chce?
- Bo to twoje miasto, nic co się w nim nie dzieje bez Twojej wiedzy. A jednak dałeś mi żyć i pozwoliłeś odejść. Dlaczego?
- Nie wiem dlaczego. Może to był błąd. Skoro już wiesz, że nie masz żadnej misji do wykonania, może umrzeć w spokoju.
- słowa maszyny zmroziły człowieka. Czas zwolnił bieg, wszystko działo się wolniej, Svein widział jak z dłoń Anioła morfuje nadgarstkowe działo. Wystrzelił, a czas znowu wrócił do biegu, tak samo jak mężczyzna, który zeskoczył z barykady ześlizgując się po kamieniach. Ścigacz kusił prostotą, ale tym razem wybrał złożóność opuszczonego wieżowca. Gdzieś za nim anioł śmierci i rozwinął metalowe skrzydła. Ciemność rozświetlały raz za razem błyski laserów. Ale Svein zniknął już między ścianami budnynku, więc strzały tylko niszczyły to co i tak było zdemolowane.
- Możesz uciekać, ale nie możesz się ukryć. - grzmiał łowca składając skrzydła i samemu zagłębiając się w ciemnościach. Implanty Sveina zasunęły oczy szklistą osłoną, która szybko przestroiła się w tryb nocny. To dawało mu szansę na podjęcie walki. Ale tą samą technologią zapewne dysponował cyborg.
- Nic nie powiesz, żadnych pytań? - Svein nie wiedział, czy robot chciał go sprowokować, wybadać gdzie się ukrywa, czy też po prostu szydził z czystej złośliwości. Serce biło jak oszalałe, a po plecach spływał mu zimny pot. To czego chciał Tytan traciło na znaczenie, myśli dominował jeden cel. Ścigany przez wystrzały wbiegł na wyższe piętro, ocenił przestrzeń pod kątem przydatności do obrony, ale nic nie przemawiało na jego korzyść. Po prostu schował się za kolejną ścianą, byle tylko przeżyć jeszcze kilka minut. Gdy Upadły Anioł wszedł po schodach powitały go strzały z blastera, który Ivy siłą wcisnęła Sveinowi. Awatar nie pozostawał dłużny i ściana, za którą ukrywał się człowiek, zadrżała pod naporem ognia. Ale ocalały zdążył już skryć się za kolejną, wciągając przeciwnika w głąb kondygnacji. Svein ponownie wystrzelił, jego strzały choć trafiały w cel, to tylko nim zachwiały, nie wyrządzając żadnej stałej krzywdy. Kolejne więc omijały maszynę, zamiast tego trafiając w osłabioną ścianę. Sfatygowany szkielet zatrzeszczał pod naporem betonowej masy i sufit runął na hełm samozwańczego boga. Piętro wypełnił kurz z zawalonego gruzu ograniczając dalej widoczność. Choć przygnieciony metalowy wojownik nie ustawał.
- Potrzeba czegoś więcej niż odrobina kamieni... - robot wyprostował się i rozwinął skrzydła, w tym samym momencie człowiek zamachnął się prętem konstrukcyjnym i wbił go w metal uprzednio osłabiony blasterem. Zazgrzytało gdy metal wbijał się w maszynę. Soczewki skrzydlatego skoncentrowały się na napastniku. Twarz Sveina wyrażała tylko zwierzęcą nienawiść. Robot rozpadł się na tysiąc kawałków. Drobnych jak szarańcza, rój zbił się w chmurę i odleciał przez dziurę w dachu w stronę metalowej sfery. Pozostawiając człowieka z pokrytym smarem prętem. Zmęczonego, zdyszanego i niepewnego tego co widział. Dopiero po kilku minutach ochłonął na tyle by móc sformułować myśli. - Kurwa, kurwa, kurwa...
Chwilę później Svein był już znowu na motorze, drogę do Bastionu już znał dobrze.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 07-04-2013 o 23:36.
behemot jest offline  
Stary 08-04-2013, 11:23   #35
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Kabina komandora nie różniła się szczególnie od tych, które zajmowali jego podwładni, poza faktem, że był on jej jedynym mieszkańcem. Wąska prycza, szafka nocna, dwie półki, metalowa szafa, biurko na chwiejnych nogach, a koło niego dwa krzesła. Na jednym z nich siedziała Ivy, wodząc wzrokiem za Frostem, który nerwowo przechadzał się po pokoju.

- Jak mogłaś... jak mogłaś nas tak narazić... - nie oczekiwał odpowiedzi, powtarzał to raczej jak mantrę.

Nie było sensu się płaszczyć. Powiedziała mu wszystko, nawet o Megan. Dopiero teraz zrozumiała, że mimo różnych podejrzeń, komandor nie wpadł na to, kim była nowa mieszkanka Bastionu i ta świadomość poraziła go chyba bardziej niż widmo ewakuacji czy walki Tytanów, która miała rozegrać się na tych terenach.

- Co Ty sobie w ogóle myślałaś? Zaprosiłaś do naszej enklawy ot tak potencjalne źródło zniszczenia. Oszalałaś od tych maszyn?! Przecież jeśli ona jest częścią tego całego Merowinga, to zabezpieczenia Twojego AI są dla niej jak... zamek na haczyk. Zresztą o czym ja mówię?! Maszynom nie wolno ufać! Mało krzywdy nam wyrządziły? - Frost pochylił się nad kobietą, wbijając ją głębiej w oparcie.

- W Vegas to nie są maszyny, tylko rezydenci... - próbowała po raz setny wyjaśnić różnicę, lecz tylko rozsierdziła go bardziej.

W takich chwilach, jakby utożsamiając się z nazwiskiem, komandora ogarniał lodowy spokój. Pozorny spokój, będący nastepstwem całkowitego odrzucenia emocji. Nie zmianiając pozycji, popatrzył z góry na kłopotliwą przyjaciółkę.

- Ustosunkuję się do Twojego raportu z LA w ciągu najbliższych kilku dni. Zobaczymy czy ten twój Svein do tego czasu wróci.

Ivy skrzywiła się. Od kiedy Svein był “jej”? Nie chciała żeby umierał, no ale... bez przesady. Sama, gdy ponownie przeanalizowała sytuację, nabrała nowych podejrzeń do tego mężczyzny. Dlaczego tak bardzo chciał wrócić do LA i porozmawiać z bogiem-uzurpatorem? Czyżby jego wybudzenie wcale nie było przypadkowe?

- Naraziłaś Bastion - komandor nie dał jej jednak pogrążyć się we własnych myślach - Straciłaś moje zaufanie i tym samym zaufanie jako kapitan.

Przełknęła ślinę, a dreszcz przebiegł jej po plecach. Już wiedziała, że nie skończy się na zwykłym opieprzeniu.

- Powinienem cię zdegradować i wtrącić do aresztu, Ivy. Nie jestem jednak zaślepiony, wiem, ile dla nas zrobiłaś, dlatego zawieszam cię w obowiązkach do odwołania. Ty i ta Megan przeniesiecie się do izolatek w sektorze sanitarnym. Oficjalny powód - podejrzenie epidemiologiczne. Nie będzie straży, ale powiem to raz i jasno: Nie chcę mieć was na poziomie oficerskim ani żadnym innym, nie macie opuszczać swoich izolatek. Jeśli ten twój robot wyjdzie, to wydam nakaz eksterminacji. Zrozumiano?

- Komandorze, ja...

- Zrozumiano?!

- Tak jest!
- wstała i zasalutowała.

- Masz kilka minut zanim wyślę po was sanitariuszy. Weź jakieś rzeczy i przekonaj tą całą Megan, że nie warto robić scen. A teraz wynoś się.



Stało się, straciła przyjaciela. Popatrzyła raz jeszcze na jego dumną, sztywną sylwetkę, jednak nic więcej nie powiedziała.

Gdy drzwi zamknęły się za nią, truchtem ruszyła do pokoju, który dzieliła z Meggie. Wpadła jak burza do środka. Na szczęście jej syntetyczna współlokatorka była na miejscu i akurat przymierzała jej ubrania.

- Ivy! Jak dobrze, że...

- Megan! Musisz mnie wysłuchać.
- chwyciła jej dłoń niemal w desperackim geście - Musisz mi zaufać... wiele się wydarzyło. Vegas jest w niebezpieczeństwie, ty też nie jesteś tu już bezpieczna. Przeniosą nas teraz do izolatek, bo powiedziałam Frostowi kim jesteś. Musiałam. Za tydzień w LA powstanie statek, który może nas wszystkich uratować, ale musimy współpracować - Bastion i NV. Musisz ostrzec Merowinga i przekonać go do ewakuacji.


Ivy zdjęła pospiesznie rękawicę, na której umieszczony był nadajnik George’a i wcisnęła ją na rękę zdumionej Megan.


- Weź George’a. On pomoże ci uciec. Nie róbcie tego dziś, bo komandor będzie was obserwował, ale może jutro...nie wiem, nie powinnam wiedzieć. George pokaże Ci to, co zobaczyłam w Los Angeles. Musisz ostrzec miasto, rozumiesz?

- Tak, Ivy. To bardzo smutne, ale rozumiem.

- George?
- wywołała AI

- Słucham?

- Opiekuj się Megan.

- Oczywiście, Ivy.

- I jeszcze jedno... Tryb utajniony, kod 6853L.

- Zdjąć ograniczenia sieciowe?
- upewnił się George.

- Tak, zdejmij swoje ograniczenia, ale postaraj się nie wpływać na działanie systemów Bastionu, chyba że wasze życie będzie w niebezpieczeństwie... gdy opuścicie bazę, ty również Meggie możesz zdjąć ograniczenia. Wtedy już i tak...


Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Usłyszeli zniekształcony przez maskę tlenową głos doktor Ross.


- Pani kapitan, Megan, słyszałam co sie stało. To bardzo smutne, ale muszę was odseparowac w izolatkach. Mam dla Was kombinezony żebyśmy mogli przejść do skrzydła medycznego. Wokół wejścia utworzyliśmy kaftan, który uniemożliwi rozprzestrzenienie się ewentualnej epidemii. Za 10 sekund podam wam kombinezony. Ubierzcie je, a następnie postępujcie według moich wskazówek. Uwaga, 3...2...1!

 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 08-04-2013 o 11:55.
Mira jest offline  
Stary 08-04-2013, 23:30   #36
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Gdzieś na pustyni rój szarańczy przelatywał ogałacając każdy skrawek, na którym mimo suszy i wyjałowienia coś wyrosło. Owady zakotłowały się gdy ich receptory dostrzegły inną chmurę, ale sybtelny świat zapachów nie niósł żadnej znanej informacji, niespotykana od dawna chemia, tajemnica i niewiadoma. Nie czując zagrożenia owady tylko kłębiły się bez celu. Nie czuły zagrożenia, nie wiedziały że mają do czynienia z mordercą wyprzedzającym ich o epoki. Drobinki nano wleciały w brzyczącą chmurę, cisi zabójcy wbijali się w zagłębienia chitynowych pancerzy, przecinając prymitywne układy nerwowe, skazując owady na powolną agonię. Jeden po drugim skrzydlate insekty padały na ziemię, a czarny pył kontynuował swój lot.

Svein jechał przez całą noc mimo nasilającego się zmęczenia i senności, do Bastionu trafił na kilka godzin przed świtem. Dopiero w hangarze gdy porządkował maszynę dotarło go niego, że coś było nie tak. Jego komitet powitalny stanowili ludzie ubrani w kombinezony hazmatu, do tego jedna z nich była uzbrojona i gotowa by wystrzelić. W głowie miał pustkę, myśli uciekały, nie mógł się do końca skupić, były możliwości... znajdował się w hangarze pełnym maszyn, a sam miał jeszcze dość zapasów na kilka dni, miał przeciw sobie dwójkę w krępujących kombinezonach. Rozgrywał to wiele razy na wirtualnych symulacjach, ale tym razem nie widział celu.
- Powiedźcie, że to jakiś żart. - spróbował zagadać możliwie lekko.
- Jestem doktor Ross. A ty Svein musisz jak najszybciej trafić do izolatki. Podejrzenie epidomiologiczne. - zabrzmiał zniekształcony przez maskę głos kobiety.
- Może brudny, ale żeby od razu epidemia? Dobrze, prowadźcie gdzie trzeba. - mówił z nieco głupawym uśmiechem, a przy tym z pełnym przekonaniem o własnej niewinności za wszystkie grzechy.

Gdy wtrącili go do izolowanej celi, usiadł na przeciw przebywającej już ta Ivy, zaczął:
- Nic się nie zgadza. - spojrzał krytycznie na puste ściany.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 08-04-2013 o 23:40.
behemot jest offline  
Stary 09-04-2013, 11:47   #37
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Oboje byli ubrani teraz tak samo - w luźny, biały podkoszulek i tegoż koloru proste, zawiązywane w pasie spodnie. Nie wyglądali w tym ubraniu dobrze - ona musiała podwijać uniwersalnej długości nogawki o jakieś 5 centymetrów, jemu tyle gdzieś brakowało, by nie przywodzić na myśl stracha na wróble.

- Nie martw się, powinni cię puścić po przesłuchaniu, jeśli nie będziesz ściemniał. - starała się mówić beznamiętnie - Powiedziałam Frostowi o wszystkim, wliczając w to moje własne grzeszki, więc wkurwił się. - uśmiechnęła się gorzko - Ty tylko oberwałeś rykoszetem.
- A ty? I czy na pewno wypuści?
- patrzył nieufnie na zamknięte drzwi, zamknięcie wcale mu nie odpowiadało.
- Masz wybór? Jeśli stąd wyjdziesz, to cię zastrzeli. Frost traci subtelność, gdy nie jest w humorze.

Ivy świadomie pominęła pytanie dotyczące jej sytuacji. Była zła - jak bardzo, tego nie wiedziała sama.

- Wybór... zawsze jest jakiś wybór, tylko większość opcji jest do dupy. Skoro mówisz by czekać, to znasz tych ludzi lepiej. - mężczyzna rozluźnił się.
- Idź spać, wyglądasz jakbyś jechał całą noc. No i masz chyba kilka nowych sińców... - nie zadała pytania wprost, jako zawieszona na służbie nie miała prawa wymagać odpowiedzi o losy Sveina w LA.
- Tak długa podróż. Siniaki kiedyś zejdą... spotkałem Tytana, chyba to był on. Mam nadzieje, że nie ma ich tam więcej.
- Ludzka sylwetka, radiowy głos i zajebiste skrzydełka?
- I jeszcze parahistoryczny hełmofon. Ma styl, sam chciałbym wiedzieć gdzie dają takie skrzydełka.
- w jego głosie brzmiała mieszanka entuzjazmu i zazdrości, choć w innych czasach nadal tkwił w nim mem gadżeciarstwa. Ivy uśmiechnęła się.
- Ten hełmik jest raczej tani, gościu chyba nadrabia braki pewności siebie. A co do skrzydeł... już widzę jak Frost z lubością by cię z nich obskubywał...
- Nie rozumiem tej niechęci do techniki, macie nowoczesne ścigacze, ale skrzydła to już nie?
- Wszystko co zainstalowane na twoim ciele, może zostać shakowane. Ścigacz porzucisz, a tutaj co? Stajesz się niewolnikiem własnego ciała. Widzieliśmy takie przypadki w czasach Upadku. Ludzie zabijali ludzi, choć... wcale tego nie chcieli.
- Tytan mówił to samo.
- Svein spochmurniał gdy jego umysł bezskutecznie próbował objąć wydarzenia Kataklizmu. - Ty też rozmawiałaś z nim, czyż nie? Czy powiedział ci coś jeszcze? - coś w głosie Sveina sugerowało, że było to dla niego ważne.
- Svein - po raz pierwszy użyła w rozmowie z nim, jego imienia - Nie jesteś ze mną szczery, ciągle coś kręcisz i sam wiele nie powiedziałeś ani po co tam jechałeś, ani o czym gadaliście. Nie oczekuj więc, że dostaniesz coś, czego sam nie chcesz dać od siebie.
- A pytałaś?
- próbował się bronić.
- Teraz pytam. - ułożyła się wygodniej, opierając plecami o ścianę.
- Brakuje tylko wina. - spojrzał z uśmiechem na puste ręce - Rozmawiałem z Tytanem, Prometeuszem... takie imię wybrał. Choć nie wiem czy mu wierzę, zachowywał się jakbym nie mógł wpłynąć na jego plan, ale to mogła być kolejna maska, jak ten hełm. To jest najgorsze, może powiedzieć cokolwiek i brzmi to tak samo prawdziwie, zero mimiki czy zmian w głosie, choć brzmi nieprawdopodobnie to chciałoby się uwierzyć. Bo to tak pasuje, potężna istota pragnąca jedynie uratować Ziemię i usunąć się w cień. A ja przywołany z zaświatów tylko po to by żyć, bez żadnego długu do spłacenia.

Ivy przyglądała się mężczyźnie. Wydawał się mówić szczerze, a może to ona chciała, aby tak było? Zresztą to czy mu wierzyła, czy nie pozostawało tylko w jej gestii, jej wiara nie dotyczyła już społeczności Bastionu, nie miała wpływu na jego los. To było zadziwiająco... przyjemne odkrycie. Mogła okazać się naiwna i tylko ona sama poniesie tego konsekwencje.

- Usłyszałam to samo. Wiesz, w sumie to mało ważne czy mu uwierzymy. Ważne jest jakie mamy opcje. Jeśli nas oszukuje, to co z tego? Widziałeś co zbudował. Jest w stanie zniszczyć i nas i NV. Nasza wiara nie ma dla niego znaczenia, więc po co miałby kłamać?
- A co jeśli ta perfekcyjna obojętność to też kłamstwo? Nie... to nieważne, masz rację. Ode mnie nie chciał nic, a od ciebie?
- Mam mu pomóc. W zamian za uratowanie ludzi i syntetyków z Vegas.
- mówiła lekko, jakby opowiadała o planach na najbliższy posiłek.
- Dziwne. Nie podoba mi się, że brzmi to tak ostatecznie.
- Koleś chyba lubi pyskate.
- rozłożyła ręce w geście bezradności - Trochę mu nagadałam o jego boskich zapędach przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Trudno nie lubić, przynajmniej coś się dzieje.


Ivy popatrzyła uważniej na Sveina, by ocenić czy mówi to, co ona chce usłyszeć, czy naprawdę tak myśli. Sposób w jaki mężczyzna patrzył na nią, sugerował że choć rzeczywiście chciał jej zrobić dobrze, to nie wyłącznie słowami. Parsknęła śmiechem.

- Megan jest w izolatce obok. - powiedziała pozornie bez związku, ale od razu zrozumiał.
- Ale ty jesteś tutaj.
- Z braku laku, tak? Idź lepiej spać.
- Tak trudno uwierzyć, że mi się podobasz? Od pierwszego dnia, choć przy twojej postawie sam to ukrywałem.
- A teraz nagle wybuch uczucia, jakie to piękne.
- Ivy uśmiechnęła się kąśliwie - Meggie pewnie była tylko na zaostrzenie apetytu. Daj spokój, nie kręcą mnie takie wyznania. Chce ci się pieprzyć - rozumiem, potrzeba biologiczna, ale nie musisz dorabiać do tego otoczki. Tobie się chce, mi nie. Tyle w temacie.
- Sama wybierasz, w co wierzysz.
- kąśliwość udzieliła się Sveinowi. - Może powinienem przyjść z winem, świeczką i chwastem? - był rozbawiony, albo tylko takiej maski używał.
- Widać różnicę pokoleń. Ten zestaw był niemodny za czasów mojej nastoletniości już.
- A co było modne i czy podobało ci się to?

Uśmiechnęła się ponownie, tym razem do swoich wspomnień.
- No tak... na mnie to też nie działało. Jakbyś przyszedł z tłumikiem do śmigacza, najnowszym pachem i... siedzeniem pulsacyjnym do maszyny, to może, może...
- Siedzenie pulsacyjne...
- myśli mężczyzny odpłynęły na nieznane i burzliwe wody - chyba rozumiem.

W zamkniętym pomieszczeniu powietrze gęstniało od niewypowiedzianych fantazji, ratunek przyszedł z zewnątrz. Śluza otworzyła się i zabrzmiał kobiecy głos, przytłumiony przez maskę tlenową.

- Svein, zbierz się i chodź. Frost chce cię widzieć.

Ivy popatrzyła na niego sugestywnie.

„A nie mówiłam?”


W odpowiedzi mężczyzna tylko mrugnął do niej konspiracyjnie. Czyżby chciał przekazać, że wrócą jeszcze do tematu?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 09-04-2013 o 11:51.
Mira jest offline  
Stary 12-04-2013, 01:55   #38
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Svein stawił się przed Frostem, przyjmując tak żołnierską i wyprostowaną pozę jak to było możliwe w ciasnych pomieszczenia.
- Komandorze, chciałeś mnie widzieć. - mówił głośno, ale też szybko jakby gdzieś mu się spieszyło.
- Siadaj Svein - Frost nie patrząc na niego, wskazał krzesło - Chcę twojego raportu. Opowiedz mi o misji z Ivy. Dokładnie wszystko. - młodszy z wyglądu mężczyzna zaczął snuć opowieść pozbawioną jakichkolwiek śladów emocji:
- Pojechaliśmy do LA. Podróż bez zakłóceń. Miasto nadal w ruinie. Patrolują je sondy. W Centrum krater oczyszczony z wszelkiej materii, aż w głąb ziemi. Nad miastem wznosi się stacja bojowa. Wokół stacji rój maszyn demontuje miasto i zwozi materie do kuli. Wjechaliśmy. Zostawiliśmy maszyny. Ruszyliśmy do centrum. Ivy z przodu ja ubezpieczałem. Bez zakłóceń. Ivy weszła w krater i dotknęła jednego z pracujących robotów. Stała tam jakiś czas. A potem zawróciła i w pośpiechu poleciła opuścić miast. Chwilę po opuszczeniu miasta musieliśmy się ukryć przed rojem szarańczy. Wtedy też poprosiłem o zezwolenie na powrót do miasta, w celu dalszej obserwacji. Udało mi sie nawiązać kontakt z tym Tytanem, Prometeuszem jak się zwie, to co mi powiedział łączy się z relacją Ivy.- gdyby opowiadał o wymianie pasa transmisyjnego włożyłby w to więcej ekscytacji.
- Co cię z nim wiąże? - zapytał Frost sucho, wyczuwając, że szeregowy wykonuje polecenia bardziej z obowiązku niż z wiary ich w słuszność.
- Prawdopodobnie miał udział w przebudzeniu mnie. Jego słowa sugerują, że nie chce unicestwiać żywych. Więc chciał, abym wyniósł się z miasta, zanim je pożre. - w głosie Sveina pobrzmiała fałszywa nuta niepewności.
- Możliwe, że założył ci pluskwę. - myślał na głos komendant.
- Elektroniczne szpiegostwo mało prawdopodobna, skan wykazał brak implantów generujących promieniowanie, doktor Ross przebadała mnie bardzo dokładnie. - nabrał powietrza i zacisnął zęby, jakby modląc się w duchu by nie padło pytania o dokładny przebieg badania i wizyty u doktora.
- Czy dalej chcesz pełnić służbę w Bastionie? - dla przełożonego prywatne sprawy podwładnych nie były istotne.
- Tak nadal chce służyć ludziom. - ocalały odpowiedział szybko i pewnie. Tylko zamienił jakże ograniczające słowo “Bastion”.
- Dobrze. Co myślisz o Ivy?
- Zadania misji zostały spełnione, decyzję oceniam jako racjonalne, brak strat, tylko rozmowa z Tytanem poruszyła ją, myślę że nie powinna przebywać w izolacji, aby nie nakładać na nią dodatkowego stresu, chyba że Bastion dysponuje nadwyżkami kadry.
- zabrzmiał oskarżycielsko.
- Nie prosiłem o kwestionowanie moich decyzji. - zmroził go wzrokiem - Co myślisz o jej współlokatorce, Megan? Podobno się poznaliście.
- Zamieniliśmy niewiele słów. Ale wydaje się w porządku.
- Żadnych podejrzeń? W stosunku do którejś? Możesz wysnuć domysły.
- przyjrzał się raportującemu badawczo.
- Żadna z nich nie działa na szkodę Bastionu. Tylko to się liczy. - przeptywany starał się jak mógł lawirować między tym co było prawdą a co chciał powiedzieć.
Frost uśmiechnął się, lecz bez wesołości w oczach.
- Jesteś dobrym żołnierzem, a przynajmniej takim zdajesz się być. Spędzisz jeszcze noc w izolatce, bo chcę mieć pewność, że jesteś czysty. Jutro zostaniesz oficjalnie wcielony do Bastionu. - zwolnił szeregowego. Raport Sveina nie zdradzał nic czego Frost by już nie wiedział, ale też sam mężczyzna nie stanowił zagrożenia, a nawet mógł przysłużyć się Bastionowi. A to ostatnie, liczyło się dla Komandora najbardziej.
- Tak jest Komandorze. Mogę odejść? - szeregowy musiał się wysilić by zachować profesjonalny wyraz twarzy.
- Tak Svein, idź się pieprzyć. - Frost odprawił gościa, a gdy on wyszedł odchylił głowę na oparcie fotelu, jakby sam był przygnieciony ciężarem decyzji, które miał podjąć. Po drugiej stronie drzwi Svein nie tracił czasu, długi zwiad wymusił kilka zaniedbań, które jak najszybciej chciał nadrobić.


Ivy przez pewien czas została w izolatce tylko z własnymi myślami i wiedzą, jednocześnie miała dość czasu by poświęcic każdemu detalowi chwilę myśli. Nagle światło zgasło i drzwi do izolatki otworzyły się, w ciemność wdarło się żółte światło ręcznej lampy.
- Cześć - Svein wślizgnał się do środka niewinnie jakby nie było go tylko przez chwilę a jutro miał być kolejny zwykły dzień - Frost mnie wymaglował, i odesłał z powrotem. Nie mam staruszkowi za złe. Przyniosłem inne światło, bo te sterylne jarzeniówki działają mi na nerwy. Może być?-
Ivy podniosła na niego wzrok, wyraźnie się ożywiła, widząc znajome oblicze.
- Może. Brakuje jeszcze chwastów i wina. - przyjrzała się targanej przez mężczyznę torbie.
- Chwastów tu nigdzie nie ma. A z winem... - tobołek Sveina zabrzęczał gdy wyjmował z niego dwa metalowe kubeczki i sporą szklaną butelkę - Nie leżakowało długo, ale sam pędziłem.
- Nie chcę wiedzieć, co musiałeś zrobić doktor Ross żeby to przemycić, ale chętnie się dołączę przy degustacji.
Kobieta podsunęła się bliżej. Svein odstawił lampę i rozstawił symboliczną zastawę. Pomieszczenie oświetlane płomykiem straciło na sterylności. Rozlał napój, a powietrze wypełnił zapach taniego bimbru. Podał Ivy jeden z kubeczków.
- Cuchnie... - skomentowała, ale naczynie przyjęła.
- O tym bukiecie nie będą pisać. Ale to mamy. Jak szybko wypijemy, to już nie będzie śmierdzieć. W ciągu ostatnich tygodni zmartwychstałem, omal nie zdechłem na pustyni, nie padłem na ringu, nie zostałem pożarty przez szarańcze i zastrzelony przez wściekłego tytana z kompleksem boga, nieważny trunek, chętnie wypije za jeszcze jeden dzień życia.
- Ładnie powiedziane
- Ivy uniosła kubeczek - No i mimo wszystko jesteś jakieś 2-3 kilo do przodu. Twoje zdrowie... nieznajomy. - popili, Ivy otrząsnęła się jak kociak, który wpadł do miski z wodą.
- Nieznajomy? A co byś chciała wiedzieć, bym przestał taki być? - badał kobietę.
- To nie jest kwestia jednej spowiedzi. Zresztą wedle moich kategorii... niewielu mam znajomych, więc się nie przejmuj. - odparła chłodno.
- Od czegoś chce zacząć. - nie dawał za wygraną.
- Po co? Za tydzień i tak świat przekręci się do góry nogami. - spojrzała na niego krytycznie, oceniajac czy na pewno dzieli ich dostateczny dystans.
- Więc chciałbym poznać ten, póki istnieje. Świat się przekręci, ale elementy pozostaną te same. - był pogodny, jak człowiek, który wie że nic nie ma, więc teraz może już tylko zyskać.
- Wątpię, aby... po pomaganiu temu Tytanowi... coś ze mnie zostało. Nawet jeśli nam się uda, a on mówił prawdę. - pogoda nie udzielała się kobiecie.
- Wskrzesił mnie, choć nic ode mnie nie chce. Może z Tobą zrobi podobnie. O czym ja gadam... - sam speszył się pod naporem wizji ich przyszłości. Napełnił więc ponownie kubeczki, alkohol zawsze był odpowiedzią. - Ponad nami pustynia i zwariowane roboty, jeszcze dziwniejszy świat i niepewna przyszłość. To wypijmy za dobre myśli w trudnych czasach.
- Masz odpowiedź na wszystko. - uniosła ponownie kubeczek i stuknęła jego brzegiem o naczynie Sveina, po czym wypiła zawartość duszkiem. Tym razem nie krzywiła się już tak bardzo.
- Podróż do LA była pod tym względem uwalniająca. - tym razem to on zamyślił się wpadając w pułapkę własnych domysłów.
- Wiesz... w sumie mi tu dobrze. Żadnej odpowiedzialności, pogoni za jutrem. Nikt do mnie nie strzela ani nie spodziewa się cudów... tylko jednego mi brakuje.
- Czego?
- Nieba. Jego widok mnie uspakaja.

Svein uśmiechnął się i zrobił dobry użytek z jeszcze chlupoczącej flaszki napełniając co było do napełnienia.
- Zatem za Niebo, by nikt go nam nie zabierał. - wzniósł kolejny toast.
Mocny bimber łatwo wpływał na nienawykłą do picia Ivy. Kobieta zapatrzyła się chwilę w trunek, zastanawiając się czy faktycznie nikt nie zabierze jej ukochanych gwiazd. Po chwili jednak przechyliła zawartość do ust.
- Myślisz, że Frost nas kiedyś stąd wypuści? - zapytał ale ona tylko wzruszyła ramionami.
- Będzie musiał, nie lubi darmozjadów. - Jak na zawołanie przez otwór w drzwiach wsunięto do izolatki dwie miski z sojową papką.
- To już prawdziwa, uroczysta kolacja. - podsumowała rozbawiona sytuacją Ivy. Postawiła jedną miskę przed Sveinem, a drugą wzięła na kolana i zaczęła jeść bez apetytu.
- Tak, świece, najlepsze jedzenie w tej części pustyni, towarzystwo są, tylko jaka okazja? - Svein wszamał swoją porcję szybko.
- Kolejna apokalipsa... to dla Ciebie za mało uroczyste? - Ivy zjadła pół swojej porcji, po czym resztę odstawiła - Częstuj się, jeśli masz ochotę. - Svein przyjął podarek z wdzięcznością.
- Dzięki, cały czas czuje jakbym nie jadł od wieków. - z drugą porcją rozprawił się równie sprawnie co z swoją. - Przynajmniej już nie wyglądam jak strach na wróble.
- To ty tak twierdzisz. - uśmiechnęła się do niego z szelmowskim błyskiem w oku. Westchnął z teatralnym zawodem
- Ale jest już lepiej, nie możesz temu zaprzeczyć.
Sam też pozbył się miseczki i udając przejęcie uszczypliwością Ivy zaczął oglądać swoje ramiona, jakby to był jego największy problem. Ku jego zaskoczeniu, kobieta podsunęła się jeszcze bliżej i bezceremonialnie podniosła jego koszulkę, aby spojrzeć na nagą pierś.
- Wciąż widać Ci żebra, no ale przynajmniej zagłębienia między nimi to nie ziejące otchłanie. - pogładziła delikatnie brzuch Sveina.
- Za mało ruchu i ćwiczeń. - bliskość i dotyk Ivy podobały się mężczyźnie, bo na nagłe wtargnięcie tylko wyprostował się nastawiając na jej dłonie. - Ale to da się naprawić. - chwycił ją za ręce i sam przysunął się jeszcze bliżej skracając dystans jaki dzielił ich usta. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, jakby zastanawiając się skąd się tu nagle wziął.
- Jeśli ma nastąpić kolejna apokalipsa to chyba nie chcesz pamiętać tylko sojowej papki i zwykłego bimbru? - sam miał już plany na własne wspomnienia, bo jego dłonie już pięły się wzdłuż jej ramion.
- Emm... aż tak pijana nie jestem, żeby taka tania gadka na mnie zadziałała, wiesz? - Mimo słów, czuł jednak jak jej skóra reaguje na dotyk, jak ciało napina się, a pod palcami pojawia się gęsia skórka.
- To będę mniej mówił, a więcej robił. - dłonie Sveina zsunęły się po jej plecach, zatrzymując się na chwilę by nakreślić drobne kółka na kolejnych mięśniach i zagięciach, obserwował jak na to reaguje.
- I pewnie oczekujesz tego samego ode mnie? - wysiłkiem woli odsunęła się nieco składając swoje ręce na padołku - To się nie uda, Svein.- Oczekuje, że się przestaniesz myśleć o jebanej apokalipsie, żądam wręcz. - nie bronił kobiecie odsunąć się. Był zawiedziony, tylko grał dalej z nieznanych nut.
- Zrobisz coś dla mnie? -
- Nie dowiesz się jak nie spytasz.
- Nie ułatwiasz...
- westchnęła ciężko, jakby dla dodania sobie odwagi - pewnie będziesz się smiał, ale... chciałabym żebyś mnie przytulił. Tylko.
Kiwnął głową - Oczywiście. Każdy tego czasem potrzebuje na swój sposób. - przysunął się i objął ją w tali. - Tak też mi się podoba. A zakładałem że powiesz bym spierdalał.
Uśmiechnęła się niepewnie, wtulając głowę w jego bok. Mocne, miarowe bicie serca mężczyzny uspokajało ją, koiło nerwy. Po chwili ułożyła się wygodniej, oplatając nogą jego udo.
- Chce mi się spać... - wymamrotała, wczepiona w jego koszulkę.
- Dobrze, bo ja chcę trzymać cię w ramionach i przez chwilę nie myśleć o niczym więcej. - na chwilę uścisnął ją mocniej, przez chwilę milczeli, nim Svein kontynuował ważąc każde słowo - Ja też mam myśli, które wydają się śmieszne, mówię tanimi tekstami, bo one są najbliższe tego co myślę. Zwłaszcza to, że czułem jakbym znał cię od pierwszego dnia w Bastionie i chciał trzymać cię w ramionach. - głos mężczyzny był spokojny, ale miał też trudną do uchwycenia nutę niepokoju. Tym razem odpowiedział mu już tylko miarowy oddech kobiety.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 12-04-2013 o 02:01.
behemot jest offline  
Stary 12-04-2013, 10:42   #39
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Leżała na piaszczystej plaży, tuż przy brzegu. Delikatne fale raz po raz obmywały jej ciało. Czuła ciepło i rozleniwienie... Tak chciała trwać.
Wtem jedna z fal, zbliżających się do niej, urosła do niewiarygodnych rozmiarów i zalała ją całą, porywając ze sobą. Kobieta walczyła, lecz siła prądu była zbyt wielka, czuła jak woda krępuje jej ruchy, odbiera oddech...

Obudziła się nagle, nie wiedząc zupełnie co się dzieje ani gdzie się znajduje, miała jednak świadomość stanu zagrożenia. Ktoś narzucił na jej głowę śmierdzący koc. Kilka brutalnych rąk uniosło ją do góry. Z boku dobiegały odgłosy szamotaniny. Spróbowała się wyrwać, lecz silne uderzenie w brzuch odebrało jej na kilkanaście sekund oddech.
- Trzymaj mocno tę dziwkę - syknął ktoś obok.

Czuła narastającą panikę. Z całej siły kopnęła jednego z napastników, ten zatoczył się i padł na coś z brzękiem. Naczynia! Wciąż musieli być w izolatce. Gdzie był Svein? Dochodzące z boku odgłosy mogły być znamieniem bójki. Zostali napadnięci? Nim zdążyła skorzystać z oswobodzonej kończyny, znów ktoś ją chwycił, tym razem jednak był to inny uścisk. Poczuła jak czyjaś dłoń pełznie po jej pośladkach do sznurka, utrzymującego spodnie w pasie i silnym szarpnięciem zdziera z niej ubranie. Znów wyprowadziła mocne kopnięcie, lecz tym razem w próżnię.
- Zaraz powierzgasz, szmato - usłyszała głos, który wydał jej się znajomy.
- Kurwa, weźcie czymś ogłuszcie tego chudzielca! - dobiegło z boku.
Ktoś wydał z siebie zduszony jęk bólu i złości. Ivy przypuszczała kto, ale musiała teraz martwić się o siebie. Para potężnych ramion blokowała ruchy jej tułowia, podczas gdy inne ręce, pomimo jej szamotania, pozbawiły ją spodni i teraz pełzną w górę jej nóg. Zacisnęła uda, wiedząc już do czego zmierza napastnik. Znów spróbowała wyrwać ramiona, na próżno. Tymczasem silne dłonie złapały ją pod kolanami i siłą próbowały pokonać opór mięśni.
- Ja pierdolę, Rocco! Mieliśmy ją nastraszyć, a nie...
- Morda! Już ja zdegraduję tą dziwkę...

Kobieta poczuła prawdziwy strach. I to nie dlatego, że groził jej gwałt czy, że jednym z napastników był żołnierz, któremu mocno zaszła za skórę... Przeraził ją fakt, że napadli na nią ludzie, których cały czas starała się chronić. Krzyknęła, gdy mocnym szarpnięciem mężczyzna rozdzielił w końcu jej uda. Ból w kolanie przypomniał o dawnej kontuzji. Został jej już tylko jeden manewr, napięła mięśnie szykując się na skręt całym ciałem...

Zamiast tego jednak nagle uderzyła o ziemię. Przed bolesnym stłuczeniem głowy ocaliło ją tylko inne ciało, które upadło pod nią. Wszystkie ograniczenia nagle zniknęły. Ivy wyplątała się z cuchnącego męskim potem materiału i rozejrzała wokół. Niedaleko leżał Svein, również gramoląc się z koca, który nań zarzucono, wyglądał na mocno obolałego. Wokół niego leżało 3 mężczyzn: Gorro, Butch i jakiś inny, koło Ivy kolejnych dwóch - Rocco i Morisson.
- Są sparaliżowani - powiedział kobiecy głos. Dopiero teraz niedoszła ofiara dostrzegła w drzwiach izolatki sylwetkę Megan.
- Wszystko w porządku, Ivy? - usłyszała też zatroskany głos George’a.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 12-04-2013 o 10:55.
Mira jest offline  
Stary 12-04-2013, 23:26   #40
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Svein wygramolił się spod koca, był ciągle senny po nagłym przebudzeniu, ale dominowała w nim wściekłość. - Nienawidzę tej planety i tych wszystkich... - złorzeczył pod nosem. Chciał komuś albo czemuś przywalić. Ale przeciwnicy nie stawiali już oporu. Ocenił ich sytuację, jego wzrok nieco dłużej spoczął na Megan, która była sprawczynią pacyfikacji. Zastanowił się przez chwilę nim powiedział:
- Nie możemy tu dłużej zostać... - zniszczenie dokonane przez kragłą kobietę nie wywarło na nim wrażenia, zaś jego obojętność wręcz przeciwnie:
- Svein czy ty...
- ...wyczuwam obecność tego co nazywacie MESHem.
- przejechał palcem po syntetycznych paskach na obwodzie swojego ucha. - i ... - w myślach kotłowały się złośliwości wymierzone w gadatliwość Megan - ... wiem czym jesteś. Po tym co tu zaszło trudno będzie udawać cokolwiek innego. I nikt z Bastionu nie uwierzy, że nie stanowisz zagrożenia. Jeśli coś jest silne, to samo jego istnienie stanowi zagrożenie. Tak jak i odmienność. - jego niedawny gniew został wypchnięty przez przebłysk opanowania. Jakby do głosu doszła inna osoba. - Wyjaśnienie tego zajmie dużo czasu, którego nie mamy. Powiniśmy... wyruszyć do New Vegas i przekonać rezydentów do ewakuacji. Jeśli wrócimy z gałązką oliwną Bastion zrozumie, jeśli nie... to i tak będzie bez znaczenia. - wyłożył swój plan.
- Więc chcesz ruszyć do NV? Jeśli tak będziesz potrzebował przewodnika w wirtualnym świecie. - Megan rzuciła mu coś co mogło być zegarem, lub przedramiennym panelem komunikacyjnym - Ale ja zostaję z Ivy. - kiwnął ze zrozumieniem, a następnie uruchomił urządzenie. Holograficzny projektor wyświetlił białą sferę o nieostrych kształtach.
- Witaj użytkowniku, jest Specjalistyczny Osobisty Wielofunkcyjny Asystent, zwany też muzą, podaj swoję imię i moje. - dźwięczny głos był pomiędzy męskim a kobiecym, starym i młodym, miał w sobie odrobinę wszystkich możliwości. Nowy dziw zaskoczył Sveina, ale nie bardziej niż to czego doświadczył w czasie ostatnich kilku tygodni.
- Svein Legion. - kulka zagęściła się przyjmując postać pretoriańskiego hełmu osadzonego na unoszącym się torsie w zbroi.
- Ave Svein morituri te salutant. - zameldowało się urządzenie informując o gotowości do działania.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 12-04-2013 o 23:40.
behemot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172