Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2013, 08:43   #31
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
decyzja

Nie znał się na elektronice, nie lubił jej używać. Od tego są specjalizacje, od tego jest sierżant szef by każdemu trafiła się odpowiednia dla niego funkcja. Pomału zaczynał irytować go upał, zerowe perspektywy przetrwania, konieczność dbania o więcej niż tylko jedną dupę. Żarcia starczy na dwa dni, może trzy, skoro stracili dwa żołądki do wykarmienia. Flora i fauna Kotła nie należała do zabójczych, nie widzieli żadnych drapieżników większych niż robactwo. Zastanawiała go nieco ubogość form roślinnych, lecz ocenił, że te które widział wystarczą do wyżywienia średniej wielkości przeżuwacza. To z kolei prowadziło do prostego wniosku, że następne w łańcuchu pokarmowym będą drapieżniki wielkości wilka, może ze 2 razy większe. Większa masa ciała łowcy miałaby uzasadnienie, gdyby roślinność wyglądała nieco inaczej.

Cholerny geolokalizator pikał irytująco. Obserwował dwu mężczyzn widocznie zajętych odkrywaniem tajemnic okolicy. Ich dzikość znalazła jakąś wspólną nić, może jeszcze nie zaufanie, ale coś na kształt akceptacji i porozumienia. Dobrze i źle. Nie podejrzewał, by poderżnęli komuś w nocy gardło, ale lepiej mieć ich na oku.

Zdecydowanie odetchnął, kiedy Markusa diabli wzięli. Śmiać mu się chciało, kiedy na pieszą wyprawę w pełnym insektów otoczeniu zdejmował swoje kamasze. Zasada pierwsza - dbaj o nogi, buty są mniej ważne. Nie ingerował, to co robił wielkolud nie interesowało go wcale, o ile przebywał poza zasięgiem jego długaśnych łapsk.

Stanął przed obsługą lokalizatora, przykucnął przy nich.

- Jakie efekty? Raportujcie. Widzę, że przeglądacie powierzchnię, da się zejść poniżej warstwy gruntu i ustalić jak wygląda system podziemnych rozpadlin w których straciliśmy tę dwójkę? Jeśli to nie byłoby zbyt niebezpieczne, powinniśmy im pomóc. Słyszę też że planujecie latanie. Jeśli mamy wracać do helikoptera, to bierzmy się do roboty. To chyba jedyne rozsądne wyjście, tutaj nie przetrwamy długo. Kamuflaż - mamy pod dostatkiem błota i gałązek. Broń też jakaś się znajdzie, ale naszą najlepszą będzie zaskoczenie. Umiecie się skradać? Oni nie mają żadnego sprzętu termowizyjnego na pokładzie śmigłowca, inaczej od razu by nas wykryli w locie. Załoga to 2 osoby, przedział transportowy ma 6 miejsc. Może ich być więc ośmiu, uzbrojonych i czujnych. Jeśli mamy się zakraść, to ruszajmy. Nie wszyscy, tylko ci którzy potrafią się czołgać i wtopić w tło. Reszta pójdzie za nami, a jakiś kilometr przed helikopterem przyczai się w trawach. Dojdziemy w okolicach zmierzchu. Zabijamy bezgłośnie. Co potem, to się ustali na miejscu. I niech pan założy buty, to naprawdę poprawia komfort wędrówki. - dodał, zwracając się do zaznajomionego z botaniką milczka.

Szanse przetrwania oceniał na niewielkie. Był rozczarowany niegościnnością tego miejsca. Zakładał optymistycznie polowania, znalezienie schronienia, kontratak w przyszłości. Jakiej przyszłości, tu każdy cholerny dzień przeżyty na pustkowiu byłby cudem. Za tydzień, półtora, opadną z sił na tyle, że skaut ze scyzorykiem pozarzynałby ich jak świnie.
Sam dałby sobie radę dłużej. Jednak był odpowiedzialny za niech. Idiotyczne słowo. Idiotyczna przywara. Czemu sobie po prostu nie poszedł. Czemu?
To proste. Był człowiekiem, lubił ludzi. Nie tych których musiał zabijać, ci byli mu obojętni. Ale innych lubił. Ot tak, po prostu.
Przejęcie choppera, zdobycie zapasów i broni, łatwość przemieszczenia się. Tak, to dobry plan.

- To jak, wchodzimy w to razem? - zapytał bacznie obserwując reakcje Jeana i Alexandra.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
Stary 05-11-2013, 14:13   #32
Ali
 
Ali's Avatar
 
Reputacja: 1 Ali jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwu
Nie broniła się przed zabraniem lokalizatora, bo i po co. Jeśli inni się na tym znali, to tym lepiej dla niej. Mogła chwilę odpocząć. Na swój sposób, oczywiście, bo co innego oczyszczało umysł tak dobrze, jak ćwiczenia? Usiadła w rozkroku i splotła na ziemi ręce, opierając na nich głowę. Spode łba obserwowała dwóch obsługujących sprzęt mężczyzn. Zachodziła w głowę, jak dużo czasu będzie musiała z nimi spędzić? Czy to nie jest naprawdę smutny los, że prawdopodobnie przyjdzie jej umrzeć – lub zginąć, jeśli nazwać rzecz po imieniu – w towarzystwie ludzi, których niemal nie znała, a mimo to nie znosiła?
Jednym uchem słuchała słów Duxxa, które przebijały się przez jej myśli. Sytuacja była taka, a nie inna, więc bierna postawa nie wchodziła w grę.
- Skradanie akurat nie jest mi obce. Mogę pomóc. Jednak jeśli chcemy podejść naprawdę blisko, gałązki nie są najlepszym pomysłem – wycedziła ruszając właściwie samymi ustami, szczękę nadal trzymając na przedramionach. Nie spojrzała na mówiącego, wpatrywała się w zajadających batoniki. Ona jakoś nie miała ochoty na jedzenie ani w takim upale, ani w takim stresie.
Chciała spytać, czy Duxx uważa, że konfrontacja to dobry pomysł przy takim marnym uzbrojeniu, jakim operowali. Ale przecież o to chodziło – tylko cichy atak, który umożliwi im dostęp do broni i bycie na pozycji łowcy, a nie ofiary, mogło gwarantować im przetrwanie.
 
__________________
"We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write "fuck" on their aeroplanes because it's obscene." Apocalypse Now
Ali jest offline  
Stary 05-11-2013, 16:00   #33
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
Spojrzał spod półprzymkniętych powiek na Liz. Szczupła, ewidentnie żylasta, jak akrobatka raczej, niż sportsmenka. Ujrzał ją jakby w nowym świetle.
Jesli coś jest przydatne i funkcjonalne, tylko głupiec by z tego nie korzystał.

- Znakomicie panienko. Każda dodatkowa para dłoni zniweluje ich przewagę. Gałązki są absolutnie nieobowiązkowe, bo i tak nie będziemy mieli czasu na splecenie z nich odpowiednich maskujących konstrukcji. Boję się, że szansa jaką daje nam zajęcie helikoptera może się nie powtórzyć, a oni tam na miejscu zrobią szybki przegląd, przeszukają najbliższą okolicę i wrócą do swojej bazy, lub jesli taki dostaną rozkaz- będą przetrząsać okolice z powietrza. Musimy ich ubiec.- Następnego pytania w zasadzie nie powinien zadawać, w końcu nikt nie trafił tu przypadkiem - Czy komukolwiek przeszkadza zabicie kilku wrogów? Ma ktoś z tym jakieś problemy?
Pytanie nieco niedorzeczne, nie oczekiwał odpowiedzi od trzech mężczyzn. Marknie wyglądał na świra, ale zdecydowanie umiał o siebie zadbać. Jean pewnei zabijał z radością, a milczek Alex budził dreszcze, na pewno nie bez podstaw. Ważniejsze, czy dziewczyny dadzą radę.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
Stary 08-11-2013, 22:43   #34
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Gamelion w pewnym momencie postanowił przerwać potok słów i pytań Duxxa.
- Jak już skończysz instruować wszystkich, jak mają podetrzeć dupę, to daj znać.

- Ambitnie... - Molier uniósł wzrok, spoglądając na górującego nad nim Aleksandra. Musiał jednak rozwiać jego nadzieje. - Jedyny sposób na lot, jaki znam. - Oblizał palce. - Polega na przekonaniu pilota, że z wyłupionymi oczami chujowo trafić w sedes. Znasz lepszy? - Zapytał, licząc, że wytatuowany może zaproponuje jakąś weselszą metodę z użyciem żarłocznego robactwa.

- Można wbić mu płaski, podłużny przedmiot między trzeci a czwarty kręg szyjny... Ale wtedy co najwyżej może jedynie udzielać korespondencyjnie kursu pilotażu dla ułomnych. - Gamelion się rozkręcał. - Poza tym, tetraplegicy wykazują często dosyć niską chęć do życia. - Zrobił dłuższą pauzę. - Przekonywać biotyka na grubym kontrakcie do współpracy? Często byle cwel z chujową neurowszczepką, która w najlepszym przypadku źle założona może powodować nerwobóle, przy których amputacja bez znieczulenia jest przyjemnością, może wykrzesać z siebie dostatecznie dużo mocy, by wypierdolić samochód na dach, nie mówiąc już o implantach lepszej jakości. Żeby wytłumić biotyka, musi zostać zneutralizowany, uśpiony, cokolwiek, a najbezpieczniejszą metodą jest zrobić mu szaliczek z własnych jelit. Wtedy jakoś stają się potulni i przestają się rzucać.

Nic ze składaniem larw w organizmie i pożeraniem żywcem. Jean poczuł się rozczarowany. Przyglądał się wyświetlanemu obrazowi. Maszynka potrafiła analizować strukturę terenu poniżej powierzchni. "Nieźle, chociaż tylko na krótki dystans". Dobre i to, gdyby teraz był na miejscu miłośnika siłowni i klapków Kubota, wolałby mieć ją pod ręką. "Nie można przesuwać obrazu, więc hologram nie pokazywał wgranej mapy, a obszar z pewnością uzyskiwał metodą skanowania. Sonar, echolokacja? W każdym razie jakiś rodzaj emisji". Technologia nie znajdowała się w powszechnym użytku, to i trudno było o szczegóły.
- Jeśli wystartowali dwieście kilometrów stąd, nie zmierzaliby idealnie w punkt, na wprost ukrytego w zamglonym kanionie wraku. - Baptiste analizował sytuację. Sam widok spadającego statku nie mówił nic, za duży promień. To jak szukanie rozbitka na oceanie. - Ostatnie miejsce uruchomienia. - Postukał w czarną kostkę. - Albo zwykły sygnał z pokładowego transpondera, zanim ten wyzionął ducha. W każdym razie... wkrótce się przekonamy. - Wstał i ruszył w kierunku miejsca, które wskazał Gamelion, jako prawdopodobne lądowisko. Tutaj podzielał jego opinie. Gdy dotarł na polanę, pozwolił geolokalizatorowi popracować, a potem go wyłączył.
- Nadeszła wiekopomna chwila! - Wygłosił z teatralnym patosem, mimo że widownia pozostała z tyłu. - Negocjacje i walka... walka bez negocjacji, same negocjacje...? - To ostatnie powiedział z wyraźnym smutkiem. - Czas się przygotować...

Kapelusznik całą przemowę grupy rządzącej i nie tylko, wpuszczał jednym a wypuszczał drugim uchem. Był po prostu zbyt zajęty praniem swojej chusty i czyszczeniem sentymentalnego kapelusza. Lubił działać w swoich ciuchach jak się patrzy.
Kiedy blady skurwiel pojawił się w jego zasięgu, przechodząc obok spróbował wyrwać mu z rąk wyłączone urządzenie. Wyglądało na to, że nikt nie kwapi się do wykorzystania go, jako mapy podziemi.
- Z całym szacunkiem, ale nawet Dawid nie pokonałby Goliata, nie posiadając swojej procy. Twój plan jest po prostu niewykonalny. Nie w tych warunkach. - Skwitował “oficera” smutnym uśmieszkiem.
- Plan podążania brzegiem rzeki wydaje się owocujący w lepsze okazje. Nim to jednak nastąpi, chciałbym spróbować zajrzeć pod ziemię. - Mówił, dobierając swoją małą rację pożywienia.
- Grupa nie daje nam teraz przewagi. Róbcie co chcecie. Tak tylko dodam, że pod ziemią jest znacznie łatwiej się ukryć, a kto wie, dokąd mogą zaprowadzić tunele? Można z nich skorzystać jak z bezpiecznej autostrady, o ile… - Tu nożownik obrzucił paskudnym wejrzeniem czerwonoskórego. - nie natrafimy tam na większe pluszaki.

Czarna skrzyneczka odleciała z dłoni Moliera, gdy tylko Mark rozpoczął gwałtowny ruch. Zawisła pięć metrów nad ziemią.
- A gdzie "proszę", co? - Jean lekceważąco spoglądał na kapelusznika. - Zepsuj moje zaproszenie, a z nudów zajmę się tobą... - Obiecał. Zwolnił moc, pozwalając urządzeniu opaść w ręce zabójcy.
Krążył chwilę po lądowisku, rozrzucając na ziemi ostre kawałki metalu, zabrane z wraku. Ostatnim zawirował nad dłonią i umieścił za pasem. Przerobił jeszcze butelkę etylenu na mołotowa i udał się w stronę gęstych krzaków rosnących od strony rzeki. Tam zamaskował się wśród roślinności. Uważnie lustrował otoczenie, bawiąc się dyszą palnika. Rozważał, czy nie byłoby lepiej rozpalić ogniska, albo stworzyć zabawny, płonący, widoczny z daleka napis "Hello Bitches", jednak dał sobie spokój. Chciał sprawdzić, czy pościg jest w stanie namierzyć sygnał z geolokalizatora.
 
Cai jest offline  
Stary 10-11-2013, 21:25   #35
Ali
 
Ali's Avatar
 
Reputacja: 1 Ali jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwu
Trudno było określić, skąd urwał się Duxx ze swoimi „panienkami”, jednak na pewno było to przyjemniejsze, niż słuchanie przekomarzań kolesi o przeroście jaj, z każdym słowem starających się udowodnić, co to nie oni i jak bardzo nie po kolei mają ułożone klepki. Nie bardzo rozumiała to męskie stroszenie piórek, w każdym razie im więcej gadali, tym mniej poważnie ich traktowała. Może była zbyt zmęczona, a może po prostu zaczynała się przyzwyczajać do dziwnego towarzystwa. „Przyzwyczajać” nie znaczyło „ufać”.
Dlatego zignorowała pytanie Duxxa. Panicz spodziewał się, że ktokolwiek tutaj przyzna się, że ma problem z zabijaniem? Otoczony świrusami przekrzykującymi się sposobami torturowania czy mordowania?
A potem odezwał się jeszcze kapelusznik i spowodował u niej mętlik w głowie. Ona naprawdę nigdy nie była od myślenia. Co najwyżej przy wyborze drodze ucieczki, ale dlatego, że Miasto znała jak własną kieszeń. Tutaj teren był obcy i kompletnie nie w jej guście. Człowiek zdesperowany potrafi się przystosować do każdych warunków i wiedziała, że w razie czego weźmie się w garść. Ale snucie planów?... Głowa mogła pęknąć.
Teraz, gdy się zastanowić, zejście pod powierzchnię nie wydawało się głupim pomysłem. Chyba wolałaby być otoczona ze wszystkich stron skałami – to trochę jak ściany w Mieście. Ale przecież w końcu musieliby stamtąd wyjść i zaatakować. Westchnęła. Niech panowie obradują. Ona chętnie zajmie się działaniem.
 
__________________
"We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write "fuck" on their aeroplanes because it's obscene." Apocalypse Now
Ali jest offline  
Stary 10-11-2013, 22:47   #36
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
¥Δspólny Silver / Aschaar

$%&&&√

¥√

Dwieście metrów w podziemiach nie dało wielu informacji. Poza wszechobecnym kapaniem i chlupotem kroków Markusa nie wyławiali w korytarzach żadnych innych odgłosów. Kanonada kropel skutecznie uniemożliwiała też jakąkolwiek “echolokację”. Korytarze nie wyglądały na efekt pęknięcia tektonicznego - co pozwalało założyć, że nie zawalą się przy kolejnym wstrząsie. Kolejne odkrycie dotyczyło prądu wody - w obu korytarzach woda płynęła w kierunku ich “uroczego baseniku”; tego, w który wpadli - oba korytarze prowadziły więc “w górę”, ku powierzchni; choć wydawało się, że w prawej odnodze prąd był mocniejszy. Markus nie wyczuł żadnych ruchów górotworu, ale może po prostu zbyt koncentrował się na chodzeniu...


- Ok. - powiedział Sparky rozglądając się po “ich” jeziorku - Plus - nic mnie jeszcze nie pogryzło i chyba w nic nie wlazłem. Minus - te korytarze wyglądają na wydrążone przez wodę co pozwala przypuszczać, że - aby osiągnąć tę wielkość - musiały być tworzone przez bardzo wiele lat, lub są okresowo prawie kompletnie zalane…Oba przejścia zdają się prowadzić w górę, choć prawy korytarz zdaje się być bardziej stromy lub prowadzić więcej wody. Gdzieś tutaj woda musi się wysączać, wsiąkać w grunt lub płynąć dalej małym strumieniem, bo nie czuję prądu nigdzie, a wody musiałoby być więcej jeżeli nie miała by ujścia…Propozycja jest więc taka, że zwijamy się prawym korytarzem licząc na to, że zdołamy wyleźć na powierzchnię, zanim w latarce skończy się zasilanie… i zanim korytarz zamieni się w jakąś okresową Amazonkę czy inny Dunaj.


- Zgadzam się z tobą, woda zawsze musi dokądś uchodzić i gdzieś zaczynać swój bieg. Po za tym przypuszczam, że ten strumyczek, który tutaj mamy, jest jakąś odnogą rzeki, którą widzieliśmy na powierzchni - dziewczyna rozglądała się i analizowała każdy szczegół otoczenia.

Jako, że spoczywała na barkach mężczyzny, bez problemu mogła dotknąć górnego stropu korytarza. Skała go tworząca była gładka, co oznaczało, że woda sama stworzyła sobie odpływ. Musiało to trwać setki lat, patrząc na wielkość przejścia.

- Tak lepiej się stąd jak najszybciej ewakuować. Możliwe, że przy następnym wstrząsie nasz korytarz zamieni się, w jak to ująłeś, Amazonkę - widząc, że jej towarzysz patrzy pod nogi, ona zaczęła patrzeć przed siebie, by w razie czego go ostrzec.

Chcąc, nie chcąc musieli zacząć działać jak jeden organizm. Współpraca była jedynym sposobem na przetrwanie. Misa nie była nauczona przebywać z obcymi. Jej klan trzymał ją zazwyczaj w laboratoriach swoich instytutów. Nawet gdy wyruszała na misje, była otoczona przez znaną jej ekipę. Jednak szybko potrafiła dostosować się do sytuacji: - Co do akcji ratunkowej, zgadzam się z tym, że nie ma co na nich liczyć. Z całym szacunkiem na ich miejscu, wolałabym zająć się tym helikopterem niż dwójką ludzi, która nawet nie wiadomo czy żyje - jej głos był obojętny, cichy.

Wyruszali, miała nadzieję, że szybko wyjdą na powierzchnię, ponieważ, ta dawka trującego gazu po dłuższym czasie zabiłaby każdego.
Przy wyruszeniu Markus urwał kawałek nogawki i zawiesił go na skalnym występie na początku tunelu, którym zdecydowali się podążać - szmatka zawisła na wysokości oczu, choć bez latarki wskazówka i tak była o kant tyłka rozbić… “Mam nadzieję, że nie znajdziemy tego za kilkadziesiąt minut” - pomyślał na odchodne jednak nie podzielił się swoimi myślami z towarzyszką...

- Zupełnie szczerze - jakbym miał ochotę na zajmowanie się helikopterem czy załogą jego - czekałbym przy wraku. Glina powiedział, że jego koledzy już po nas idą. Trzeba było przygotować zasadzkę i czekać... Prawdopodobieństwo, że w takim terenie poruszać się będą droga powietrzną było największe. To nie było trudne do wymyślenia, zwłaszcza, że bez kontaktu z czymkolwiek cywilizowanym nie przeżyjemy... Tak zupełnie z innej beczki - biotyczka? Bo ja tak. Nie chce wiedzieć co potrafisz, chcę tylko wiedzieć, czy w ogóle... To może nam cos powiedzieć o wszystkim - dodał jakby "ni z gruszki ni z pietruszki".




*****

Markus szedł spokojnym tempem rozkoszując się błogą ciszą spadających kropel wody i chlupotu jego własnych kroków. Pieprzenie w bambus głupoli doprowadzało Sparkyego do szewskiej pasji, a coraz bardziej poronione pomysły samozwańczego dowódcy kwalifikowały go do reedukacji przez eksterminację, a przynajmniej strzaskania jaj, aby wyeliminować geny z populacji. Powiedzmy sobie szczerze - jeżeli miał faktycznie jakiekolwiek pojęcie o survivalu to wystarczyło zobaczyć kilka pierwszych metrów dżungli, aby wiedzieć, że na tej parszywej planecie w promieniu kilkuset kilometrów (jeżeli nie kilku tysięcy kilometrów) poza samą dżunglą jest rozbity wrak i jednostka, którą mają odlecieć w formie mniej lub bardziej przekonanej do wykonania zadania dla którego ich tutaj ściągnięto. Obszar był czynny tektonicznie i niezależnie od powodu tego stanu rzeczy - prawdopodobieństwo występowania tutaj cywilizacji w formie wyższej niż kamienia średnio rozłupanego - było praktycznie zerowe. Wybór takiego miejsca rzecz jasna miał swoje uzasadnienie - wraku nikt nie znajdzie, a nawet jak znajdzie, za pierdyliard lat, to będzie to wyglądało na “wypadek”; nawet brakujących trupów nikt nie będzie szukał, bo po roku zdążyłyby przegnić w tym klimacie, nawet gdyby tutejsza zwierzęciarnia była z wegetariańska. A argument “robisz co każę, albo siedzisz tu do końca swoich kilku dni” też był niezły… O całej sprawie nikt nigdy się nie dowie...

Słabej - jak na warunki ekostemu - fauny Marcus wolał nie analizować - brak większych zwierzątek dawało się wytłumaczyć tylko w jeden sposób - naturalnym wrogiem. To, że jeszcze na niego nie wpadli było tylko okolicznością - wiele drapieżników prowadziło nocny tryb życia… i pewnie patrzyło na świat ciepła bardziej niż by wypadało ze zwykłego wzroku - w takich warunkach jedyną szansą na przetrwanie były: mały rozmiar i szybkie spierdalanie - co dziwnym zbiegiem okoliczność prezentowały tutejsze okazy widziane kilkanaście minut wcześniej.

Sparky liczył na to, że Duxx straci się z jego horyzontu zdarzeń. Nieważne co będzie robił, ważne, aby robił to bardzo daleko od niego. Kobieta, którą Ascher niósł, zdawała się mieć łeb na karku i na pewno nie będzie musiał strzępić za długo języka i przekonywać, że w ich sytuacji jedyne sensowne rozwiązanie to kontakt z “tymi złymi”. Ta sytuacja zupełnie nie zmieniła się od samego początku - bo logicznie bezwartościowa była różnica czy mają pięć batoników czy zero lub czy mają dwie pukawki czy zero. Szans na przeżycie bez kontaktu ze “złymi” - w każdym układzie mieli zero. A i szans na przeżycie zbrojnej konfrontacji - prawie zero. Chyba, że organizator całego tego pikniku z dala od drogi był kretynem, który przysłał tu jakiś najmoli z wyprzedaży w tiesko czy innym markecie z robalem. Niestety jednak nie był - konający (a taki nie ma potrzeby kłamać) policjancik stwierdził, że dokładnie ich miał tutaj dostarczyć i za nich wziąć kasę, sporo kasy. To zaś znaczyło, że Ojciec Chrzestny całej imprezy doskonale wiedział, z kim ma do czynienia… A nawet Markus założył, że absolutnie wszyscy z tej wesołej gromadki są nawszczepiani… więc przeciwko takiej bandzie wysyła się też nawszczepianych i to dobrze - jak się chce mieć pewność, że postawi się na swoim… Cóż, “you can run, but you can’t run away”... Może do pozostałych też coś dotrze; jak przemyślą co, tak naprawdę, dała im kilkugodzinna wycieczka po dżungli… poza zapoznaniem się z licznymi przedstawicielami gromady siodełkowców.

Przyszło mu na myśl, że - jakby siedział po drugiej stronie barykady - trochę by się pobawił. Kilka przelotów helikopterem nad głowami, trochę strzałów w okolicę, wypalenie części lasu napalmem… Tak, aby zmęczyć, zagłodzić, złamać, i w końcu postawić na swoim…mając przy wszystkim jeszcze trochę zabawy… Fuck.
 
Aschaar jest offline  
Stary 13-11-2013, 20:49   #37
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
GRUPA NA POWIERZCHNI

Okolica zaczynała powoli zatapiać się w półmroku. Gęste zachmurzenie cały czas uniemożliwiało dokładniejsze określenie czasu, jednak z całą pewnością zmrok miał nadejść szybciej niż zakładali skazańcy.
Po ponownym oszacowaniu czasu jasnym było, że na miejsce katastrofy dotarliby w całkowitych ciemnościach. Do tego nigdzie na niebie nie było widać choćby starającego się przebić chmury światła księżyca, bądź innej bliskiej gwiazdy.
Na domiar złego, wraz z nasilającym się mrokiem od czasu do czasu, gdzieś w krzakach można było dostrzec błysk ślepi, oraz usłyszeć powolne człapanie gdzieś w zaroślach, tak jakby ktoś się skradał.
Jeżeli na tej niegościnnej planecie żyły jakieś drapieżniki, to z całą pewnością uaktywniały się wraz z nadejściem nocy.
Przynajmniej upał trochę zelżał...

MARCUS I MISA

Odór drażnił nozdrza obojga mimo prowizorycznych osłon z materiału. Eksploracja lewej odnogi skończyła się po kilkudziesięciu metrach. Delikatny prąd podziemnego cieku brał początek pod skalną ścianą. Gdy dziewczyna poświeciła latarką na blokadę oboje zauważyli coś, co nie wróżył im dobrze. Ludzkie kości leżały wpół zanurzone w wodzie. Szybkie oględziny ujawniły połamane obie nogi i dosłownie zmiażdżoną połowę czaszki. Może biedak zginął podczas podobnego trzęsienia ziemi, a może zabiło go „coś”. Ważniejszą jednak kwestią było to, że ktoś tam był. Bardzo dawno, ale był. Przy szkielecie ocaleni znaleźli przerdzewiały zegarek, z którego raczej nie dało się skorzystać w konwencjonalny sposób.
Prawa odnoga, gdzie nurt był nieznacznie silniejszy ciągnęła się- jak mogłoby się zdawać- bez końca. Z czasem nachylenie terenu wzrosło, przez co woda płynęła trochę szybciej. Niosący na plecach Misę Marcus nie odczuł tego jednak tak jak zmęczenia spowodowanego długim marszem z obciążeniem w trujących oparach gazu. Pani doktor miała rację mówiąc, że woda rozcieńczyła gaz, jednak jeżeli coś jest trujące to prędzej czy później i tak zaszkodzi.

Jedynym pozytywem był fakt, że tunel nie rozgałęział się ponownie, tak więc para szła w pełnej świadomości, że idą jedyną możliwą drogą.
Po kolejnych kilkuset metrach zapach metyloaminy został wzbogacony o coś jeszcze. Każdy kto kiedykolwiek zapuścił się w gigantyczne slumsy na Terra I znał ten zapach. Zepsute mięso śmierdziało tak intensywnie, że żołądki skazańców uznały, że czas się trochę odwodnić.

Smród dochodził z niedużej wnęki po prawej stronie korytarza. Światło latarki ukazało obraz masakry. Ściany zagłębienia pokryte były krwią. Na ziemi kolo sterty dziesiątek kości, leżało dwoje ludzi. Sądząc po stanie rozkładu byli martwi od dłuższego czasu. Jeden z trupów miał przewieszony przez tułów karabin. Wnęka wyglądała na pustą, a jedynym słyszalnym dźwiękiem był plusk płynącej wody.


Karabin „Eagle eye”. Tak samo popularny wśród karabinów wyborowych, jak widziany wcześniej śmigłowiec wśród maszyn latających. Niezawodna konstrukcja, duża odporność na czynniki zewnętrze i zasięg celnego strzału do prawie kilometra. W magazynku było 5 naboi, a na nadgarstku nieboszczyka przyczepiona była opaska z kolejnymi pięcioma.


Najciekawsze odkrycie jednak znajdowało się na ramieniu jednego ze znalezionych. Do wojskowej kurtki przyczepiony był znajomy Marcusowi emblemat.
Był to symbol Devil sword. Dawnej elity. Obecnie mało znaczącej organizacji przestępczej, która oficjalnie działała jako grupa najemników. Chłopaki bardzo starali się ponownie wspiąć na wyżyny półświatku, jednak częste porażki, kompromitacje i skupowanie fałszywych artefaktów wystawiły im jednoznaczną opinię frajerów.
Przez ostanie kilka miesięcy zrobiło się o nich cicho. Wszyscy myśleli, że dali sobie spokój i z opadniętymi fujarami zmienili profesje. Wyglądało na to, że było inaczej.
Obecność legowiska drapieżnika mogła świadczyć o bliskości wyjścia... i właściciela lokum.

Nagły krzyk w oddali rozniósł się echem po pustym korytarzu. Z całą pewnością krzyczał człowiek. Tuż za zakrętem skazańcy poczuli na twarzy ciepłe, ale świeże powietrze. Nadal czuć było metyloaminę, co mogło oznaczać, że jej źródło jest na zewnątrz. Przy samym wyjściu z jaskini jakieś stworzenie, mierzące na oko 2,5m szarpało zębami nogę drącego się i walczącego o przeżyć mężczyznę. W panującym półmroku można było dostrzec, że stworzenie jest dwunożne i posada długi (około 2m) ogon. Co chwila z jego ciała wystrzeliwały obłoki gazu.
 
Zak jest offline  
Stary 14-11-2013, 15:19   #38
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Mark przez parę kwadransów dokładnie badał zawartość urządzenia. Mapa była dość imponująca. I na pewno przydatna.
Nawet nie zauważył, jak wokół niego nagle zaczęło się ściemniać. Niedobrze.

- A więc drogie towarzystwo, tak jak mówiłem wcześniej, spadam pod ziemię. Wam radzę to samo, tu, na powierzchni, nie znajdziemy schronienia na noc. Chyba, że ktoś przepada za romantycznymi wieczorami pod paletą gwiazd.

Kilkukrotnie upewnił się, czy ma wszystko przy sobie - czego i tak było niewiele. Medykamenty, parę batoników, przerzucona przez ramię lina no i schowany w kieszeni kawałek metalu. Wszystko, co niezbędne.

- Jak wiemy, lokalizator odkrył jakieś wyjście na powierzchnię. Sprawdzę, co będę mógł. Na pewno nie zasnę, otoczony zgrają drapieżników - dodał raptownie, niedbale wskazując ręką w miejsca, gdzie przed chwilą usłyszał jakiś szelest.

Nie czekając więcej, ruszył przed siebie, ani razu się nie odwracając.

Powodzenia - dodał w myślach.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 19-11-2013, 17:01   #39
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Minęło już tyle czasu siedzenia wśród roślin, że Jean zaczął czuć, jak zamienia się w jedną z nich. Niewielkie korzenie wychodziły z jego nogawek, niespiesznie zagłębiając się w ziemi. Coraz dalej i dalej, rozwidlały się, twardniały i wypuszczały kolejne wypustki. Coraz bliżej jądra ziemi. Coraz bliżej pamięci planety i ostatecznej zagadki wszechświata. "Szlag z wami". Chłopak zerwał się, wychodząc z ukrycia. Otrzepał kurtkę z pyłu i traw. Zebrał metalowe odłamki, które porozrzucał w okolicy.

- Boicie się. - Syknął. - Na samą myśl o dżungli dostajecie dreszczy... Czuję wasz sssstrach.

Był niemal pewien, że nie przylecą, nie nocą. A nawet gdyby, to mógł się założyć, że jedyne co chcieli im zaoferować to transport z planety w zamian za jakieś cenne gówno, które się na niej znajdowało. Artefakt, lokalizacja złóż? Nie ważne. Tak czy inaczej, należało się zacząć przyzwyczajać do wesołej gromadki i zielonego krajobrazu. Nie liczył, że szybko się z nimi rozstanie. "Szybko nie... nagle owszem".

- Al... - Zwrócił się do Gameliona, gdy przechodził w pobliżu. Nadmiernie przyjacielsko. - Zakład kto pierwszy zejdzie? Dwadzieścia baksów, że Duxx. Zdechnie zasłaniając peemes lub... równie bezcelowo. - Parsknął, patrząc jak, Lizzy wpatruje się w oficera z nadzieją, że ten podejmie za nią decyzję. - Co robić, co robić? - Złapał się za twarz, teatralnie udając atak paniki. - Weź mój los w swoje ręce, wielki Duxxieee.

Postał chwilę, równie teatralnie pomachał na pożegnanie i rozpłynął się w powietrzu. Podążał za Markiem. Stwierdził, że noc lepiej spędzić w jaskini. Krzaki i zielsko dawały przewagę drapieżnikom. Jaskinia pewnie też była zamieszkała. Schronienie przed deszczem i cień zdawały się wyjątkowo pożądane. Głos rozsądku podpowiadał, że najlepiej byłoby się wycofać i wrócić do kanionu, jednak Jean szybko kazał mu się zamknąć. Nie chciało mu się wracać. Szedł w ukryciu, lustrując otoczenie, wypatrując zagrożeń. "Taak, macie jeszcze węch i słuch, wiem. Już niedługo." Dotknął palcem ostrego końca metalu.
 
Cai jest offline  
Stary 19-11-2013, 22:36   #40
Ali
 
Ali's Avatar
 
Reputacja: 1 Ali jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwu
Zmrok przyszedł szybciej, niż się tego spodziewała. Nic by jej to nie przeszkadzało, gdyby nie niepewność, co przynosi ciemność na tej planecie. Czy pod ziemią było bezpieczniej? O tym można się było przekonać tylko na własnej – ewentualnie cudzej – skórze. Jedna sprawa była tylko dość pewnym pozytywnym aspektem zejścia pod powierzchnię: ukrycie przed innymi ludźmi. Czy ryzyko było warte świeczki?
Młoda dziewczyna czuła się o tyle zagubiona, że nie miała nad sobą nikogo, kto wydałby jej jasne polecenie. Nie, to było może za mocne słowo jak na osobę o lekko anarchistycznej naturze. Wskazówka, rada – lepsze określenie. Potrzebowała naprowadzenia. Tutaj jednak najpierw zdecydowała się trzymać z Duxxem, a powoli odczuwała, że ta grupa nigdy nie będzie miała takiego lidera, jakiego ona by oczekiwała. To był kolejny powód do niepokoju, bo była to dla niej kompletnie nowa sytuacja.
- Od braku ruchania na mózg ci się rzuciło, co, brzydalu? – spytała ponuro po gadce Jeana, jednak nie unosząc się złością. Zdążyła się już trochę przyzwyczaić do tego, że ciągle będzie słyszała jakieś głupie przytyki i nie zamierzała jeszcze bardziej psuć sobie z tego powodu humoru. Właściwie to zaczynała nawet wierzyć, że ci kolesie są mocni tylko w mowie. Problem w tym, że Jean trafił w sedno jej problemu.
W końcu wstała i na powrót zwróciła twarz w stronę Duxxa:
- Myślę, że zejście pod ziemię nie jest najgorszym pomysłem. Miło by było, gdybyś uświetnił tę imprezę swoją obecnością, bo jak przyjdzie mi samej ich słuchać, to strzelę sobie w łeb. Chyba, że masz jakiś cudowny plan, dzięki któremu nie będę musiała dłużej oglądać ich gęb – wymruczane słowa zwieńczyła ciężkim westchnięciem. Jak w ogóle ma zaznać snu w takim towarzystwie?
Obróciła się na pięcie, poprawiła bluzę z bagażem i niechętnie ruszyła za pozostałymi, zerkając przez ramię na jednookiego, gdyby jednak miała zapalić mu się żarówka obwieszczająca złotą myśl.
Cholera, gdyby trochę inaczej rozegrała swoją ostatnią robotę lub nie doprowadziła jej do skutku, może wszystko potoczyłoby się inaczej i nie musiała znosić tego wszystkiego… ale teraz nie było czasu na gdybanie.
- W sumie skąd mamy pewność, że to właśnie pod ziemią nie urzędują najgorsze maszkary? – spytała na głos, choć ton wskazywał, że mówi raczej sama siebie - …nie licząc brzydala, rzecz jasna.
 
__________________
"We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write "fuck" on their aeroplanes because it's obscene." Apocalypse Now
Ali jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172