Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2013, 19:43   #11
 
Titania's Avatar
 
Reputacja: 1 Titania nie jest za bardzo znany
-Pogięło cię? - warknęła Celty. Zęby Darkgrove zacisnęły się w nieskrywanym poirytowaniu. Nazo usiadła na skraju kapsuły i rozciągając się, spojrzała na kobietę. Miała dłuższe włosy, niż zapamiętała, a zza ucha ciekła świeża krew, kapiąc na nieludzko biały kitel.
-Ładne mi przywitanie po takim długim czasie…
Nazo wstała i wyciągnęła się do góry. Misa nie poczyniła nic, stała tylko, bezsilnie patrząc na nowego wroga. Przełknęła ślinę i rzekła:
-Zdradziłaś mnie! Jak mogłaś?! Wiedziałaś, że ten plan był genialny, a ty napuściłaś na mnie psy! - Darkgrove rzuciła się z pięściami na Celty, lecz ta bez problemu zablokowała ciosy, a potem unieruchomiła naukowca.
-Gdybym to zrobiła, naprawdę myślisz, że byłabym tu z tobą? - odparła całkiem spokojnie.
- Nie wiem… może byłaś naiwna, oszukano cię, nie wiem…
Celty puściła ją i usiadła na ziemi. Palcami przeczesała czarne włosy do ramion i poprawiła brązową kurtkę. Naciągnęła jeszcze swój ukochany szalik na nos i westchnęła, dotykając szramy na policzku.
Darkgrove schowała twarz w dłoniach i nie odzywała się.
Nazo rozejrzała się. Nad jej głową wznosił się majestatycznie ognisty satelita. W okół niej pororzucane były szczątki jeszcze nie tak dawno sprawnego statku, w tym kapsuły ratunkowe. Dwie z nich, które leżały nieopodal, były już otwarte, a przy nich kręcił się jakiś ważniak w garniturze oficerskim.
Odwróciła się do Misy. Ta patrzyła na nią bez słowa.
Nazo oderwała kawałek swojego podkoszulka i zawinęła go wokół rannej dłoni przyjaciółki.
Wtedy Misie zrobiło się wstyd, że zwątpiła w swojego najwierniejszego kompana.
 
__________________
Normalni ludzie wydają na świat dzieci; pisarze wydają książki. Jako pisarze jesteśmy skazani na to, by poświęcić im życie, choćby miały odpłacić nam niewdzięcznością.
C.R.Z.
Titania jest offline  
Stary 20-10-2013, 15:12   #12
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
-Nareszcie…-westchnął policjant, odczuwając ulgę po wstrzyknięciu morfiny- Teraz możecie pytać, dla mnie i tak jest już wszystko jedno.

Mark musiał przyznać, że wbijanie ludziom ostrych narzędzi, nie powodując tym samym ich wykrwawienia, jest ciekawym doświadczeniem. Tak czy owak, chyba spisał się na medal.
- Na dobry początek może opowiesz nam, co widziałeś, zanim doszło do… tych przykrych wypadków - zagaił, chowając sprzęt do kieszeni. Nigdy nie wiadomo, kiedy natrafią na kolejnego funkcjonariusza.

-Co widziałem? Mam ci streścić swoje dzieciństwo? Jeżeli tak to chyba poumieramy tutaj wszyscy. Ja przez to- wskazał na powiększającą się plamę krwi w okolicach świerzego opatrunku- A wy z nudów.

Kapelusznik parsknął tylko za smolistą chustą i ponownie poklepał mężczyznę po ramieniu.
- Wygląda na to, że pan to chyba minął się z powołaniem. Taki sarkastyczny i w mundurze? Gdzie takich szkolą? - przegadywał, wstając, otrzepując przy tym spodnie z ociekającego błota. - To może wrócimy do tej sprawy z czarną skrzynką, hmm?

-Skąd mam wiedzieć, nie ja buduję te pieprzone statki.
Z drugiej strony -
dodał po chwili- I tak za mniej niż pół godziny będę trupem… To dzięki mnie tutaj wylądowaliście - powiedział z wyraźną satysfakcją - a właściwie mieliście wylądować. Przed startem umieściłem w maszynowni mały ładunek EMP - mężczyzna zaczął kaszleć wypluwając gęstą krew na ziemię. Mimo podania morfiny wyraźnie cierpiał - Wszystko byłoby idealnie, gdyby aktywował się trochę później…

- Co ty gadasz? – niespodziewanie warknęła Lizzy, rozkrzyżowując ręce, a wolną od broni dłoń ścisnęła w pięść. Miała ochotę użyć jej na twarzy strażnika, ale to zmusiłoby ją do podejścia bliżej innych, a tego chciała uniknąć. Wiedziała, do czego służy ładunek EMP, ale nijak nie potrafiła ułożyć w głowie, po co ta cała farsa. – Gdyby się aktywował później, to co, bydlaku?

- Może bym przeżył i zrobił użytek z forsy jaką miałem za was dostać.

- Więc jesteś takim samym śmieciem i mor… - urwała w połowie zdania, reflektując się, że nierozsądnym było obrażać nowych towarzyszy niedoli. Przez moment chciała się wycofać z dyskusji, ale ciekawość wygrywała, zaś strażnik był całkiem skory do zwierzeń. „Za WAS”? Dręczyło ją ulokowanie jej osoby w grupie zbrodniarzy, a może ona była tylko przypadkową ofiarą zdarzenia? – Kto i po co miałby ci płacić? Przecież i tak lecieliśmy do Kotła, na pieprzony margines świata - zadrżała na samą myśl.

- Bydlaku..? – Molier pojawił się za plecami Lizzy, niczym jakiś pieprzony, przenikający wymiary Cheshire Cat. – Mocne. – Wyszeptał, nachylając się do jej ucha, nie przestając uśmiechać.- Na pewno jest mu wstyd.

- Są gorsze miejsca niż Kocioł, z resztą sami się przekonacie, jak moi znajomi was odszukają. Uwierzcie mi, że to zrobią prędzej czy później.

Jej chłopięca sylwetka drgnęła z zaskoczenia. Jak mogła dać się podejść? Jej błąd. Odskoczyła o krok, zdejmując z głowy kaptur, i uniosła lekko broń w kierunku zaczepiającego ją mężczyzny. Nie celowała – wątpiła, by miał jej teraz coś zrobić.
- Nie zrobisz tego więcej – nie tyle rozkazała, co stwierdziła, odnotowując w pamięci, by trzymać się z daleka od tego przerażającego typa. - Tobie też znaleźć adekwatne przezwisko? - Nie wyglądała na przestraszoną, bo wiedziała, że to ją zgubi. Ale złości ukryć nie potrafiła i nie chciała. W końcu zwróciła się na powrót do umierającego: - Nie o to pytałam.

- A ja ci nie odpowiem. - prychnął - Wszystkiego się dowiecie w swoim czasie. Ja miałem was tylko dostarczyć…

Lizzy wyraźnie zdenerwowana tym co usłyszała, odeszła od rannego policjanta, zostając w zasięgu słuchu, aby nic nie przegapić.

Jean odprowadził wzrokiem Day, gładząc kciukiem zbrocze noża, który przypadkiem wysunął się z rękawa i znalazł w jego dłoni. Ponownie zbliżył się do policjanta. Ostrze mignęło złowrogim refleksem, gdy oparł je o wciąż zdrową nogę funkcjonariusza.
- Pamiętasz mnie jeszcze? – Oblizał wargi. – Dobrze, dobrze... Widzisz, niezbyt się czuję w roli towaru. Muszę to jakoś. – Dotknął palcami skroni szukając odpowiedniego słowa. – Przepracować. W każdym razie tak mi radził psycholog. – Spojrzał z wymownym przestrachem na Lizzy. – Nie chce mieć… mieć problemów psychicznych jak ona. – Zrobił pauzę, wodząc metalowym czubkiem po ciele rannego. Walczył ze sobą. – Powiedz, jak miałeś się z nimi skontaktować?

- Mieli wypatrywać nas na niebie… Jeżeli zobaczyli jak spadamy, na pewno są już w drodze- jego kaszel zaczął mieszać się z obłąkańczym śmiechem - Dam wam radę. Róbcie co każą, a może przeżyjecie...

Funkcjonariusz zaśmiał się ponownie, łapiąc się jednocześnie za bolący tors. Jego coraz płytszy oddech był już tylko ledwo słyszalnym świstem. Tylko złagodzenie bólu przez morfinę spowodowało, że nie stracił przytomności, jednak teraz jego czas się skończył. Mężczyzna zamknął oczy, cały czas pokazując w uśmiechu zakrwawione zęby. Niczego więcej nie mogli się od niego dowiedzieć.

Ulewa zelżała, jednak niebo cały czas pozostawało przysłonięte czerwonymi chmurami. Parująca przez upał woda potęgowała zaduch i przyniosła mgłę, przez co skazańcy czuli się jak w bardzo nagrzanej, zaparowanej saunie.
Dopiero teraz, gdy cała uwaga nie skupiała się na przesłuchiwaniu funkcjonariusza wszyscy zauważyli, że wylądowali w swego rodzaju dolinie. Dziób statku głęboko zarył się w ziemię, zatrzymując się kilka metrów przed skalną ścianą, miażdżąc jednocześnie pilotów. Rozmokły grunt przypominał płytkie bagnisko. Większość skrzyń z ładowni została zniszczona przez pożar lub uderzenie o wystające dookoła skały, jednak część ładunku miękko wylądowała w błocie.

Podczas przesłuchiwania, część ocalałych zaczęła przeszukiwać ładunek, który przetrwał katastrofę. Samo wyciągnięcie skrzyń z gęstego błota okazało się ciężko i mozolną pracą. Warunki atmosferyczne dodatkowo utrudniały pracę, przez co po niedługim czasie u wszystkich odezwało się pragnienie, wzmocnione przez odwodnienie, często spotykane u osób podróżujących w tego typu kapsułach.
Towarzystwo rozerwanych na kawałki, zakrwawiony lub spalonych ciał również nie ułatwiało zadania. Przy tej temperaturze i wilgotności smród martwych ciał stawał się nie do wytrzymania.

Zawartość skrzyń zniesiono w jedno w jedno miejsce, aby zrobić szybki przegląd zapasów, które miały zapewnić im przetrwanie na obcej planecie. Na nieszczęście więźniów, oprócz dwóch pistoletów znalezionych przy martwych funkcjonariuszach, znaleźli tylko jedną strzelbę.


Była to rozbudowana wersja popularnej w dawnych czasach dubeltówki, rozszerzona o trzecią, trochę krótszą lufę. Wyloty pocisków były większe niż w antycznej już wersji co znacznie wzmacniało moc strzału, ale jednocześnie skracało zasięg do 3 metrów. Podstawową zaletą tej broni była amunicja pakowana do pustych łusek. Na dobrą sprawę jako śrutu można było użyć wszystkiego. Od żwiru, szkła aż do malutkich strzępków metalu. Reszta skrzyń z bronią i amunicją znajdowała się zbyt blisko maszynowni, przez co uległa całkowitemu zniszczeniu.
Oprócz skrzyni medycznej znalezionej przez Caledrona, w błocie uchowała się jeszcze jedna. Teraz zapas medyczny obejmował bandaże, 15 działek morfiny i 15 igieł oraz dwa pistolety do robienia zastrzyków. Oprócz tego cztery opakowania antybiotyków, dwie ocalałe fiolki płynnej amfetaminy, oraz butelkę 95% etanolu.
Jedynym prowiantem, były znalezione przez Duxxa zapasy, których połowa znajdowała się teraz w jego kieszeniach.
Ostatnim odzyskanym pojemnikiem była skrzynia z narzędziami i dwoma 10 metrowymi linami. Oprócz zwykłych narzędzi w środku znajdował się palnik plazmowy z jedną butlą paliwa. W środku więźniowie znaleźli również trzy latarki, oraz tester jakości wody.
Najciekawsze znalezisko znajdowało się jednak wewnątrz stygnącego wraku. Była to mała, czarna, pancerna skrzyneczka, leżąca w kącie ocalałym skrawku ładowni. Ze środka dochodziła cykliczne pikanie, co mogło być spowodowane tym, że włączyło się na skutek uderzenia statku w ziemię. Po otwarciu skrzyni, skazańcy zobaczyli urządzenie wielkości telefonu. Po dotknięciu aktywowało się, wyświetlając holograficzny obraz ukształtowania terenu w promieniu dwóch kilometrów, oraz dane dotyczące otoczenia. Pokazana topografia uświadomiła wszystkich, że z trzech stron otoczeni są ostrym skalnym zboczem. Jedyna dostępna droga prowadziła na północ przez dolinę.
Według urządzenia powietrze było zdatne do oddychania, ale o tym wszyscy już wiedzieli. Wyświetlana temperatura wynosiła 41 stopni Celsjusza, oraz 100% wilgotności powietrza.

Skazańcy musieli zastanowić się nad swoją sytuacją i podjąć dalsze działania.
 
Zak jest offline  
Stary 22-10-2013, 14:09   #13
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Skrytobójca podrzucał w lewej ręce swój kawałek metalu, jednocześnie pstrykając na palcach prawej. Kalkulował ich sytuację.

- Nic wielkiego. - Skomentował niezbyt imponujący arsenał. - Ale może na dobrą sprawę nie będzie nam to potrzebne. - Parsknął, po czym odwrócił się do Duxxa, zatrzymując w locie swoją “kosę”. - Jakiś plan… dowódco? - Zapytał, wyraźnie intonując ostatnie słowo.

Caspian podeszła szybkim krokiem do grupy ludzi, rozejrzała się po nich i zawiesiła wzrok na mężczyźnie w chuście i kapeluszu. Bez wahania wyciągnęła do niego rękę.

- Dzięki za pomoc wcześniej. Jestem Misa, ale mów mi Darkgrove. Wyjaśni mi ktoś na czym stoimy? - Odwróciła się do reszty grupy.

- Na ziemi. - Wtrącił Aleksander, opierający się o wrak statku.

- Patrz, nie domyśliłam się. - Powiedziała spokojnie dziewczyna i obrzuciła go chłodnym spojrzeniem. - Może byśmy się tak wgłębili w ten temat? Podzielimy się jakoś obowiązkami? Czy wszyscy działamy na własną rękę? - Jej głos był niesamowicie opanowany, wręcz beznamiętny.

El Navaja, mimo, że stał nieco na uboczu, pozornie niezainteresowany przesłuchaniem, na dźwięk słów o współpracy postanowił zabrać głos.

- Panienko Miso, panowie. Jestem Duxx Carpenter, mam za sobą trochę doświadczeń survivalowych, dlatego pozwolę sobie coś zasugerować. Jak słyszeliśmy, impuls elektromagnetyczny miał uziemić statek. Działanie celowe, wyrachowane i bezwzględne. Komuś zależało tak bardzo na uśmierceniu niektórych z nas, że niezwykle nisko wycenił życie pozostałych. W tym funkcjonariuszy, co świadczy nie tylko o bezwzględności, ale też o potężnej motywacji. Czy zdaje się wam, że ktoś kto chciał już naszej śmierci, nagle się rozmyśli? Mamy niewiele czasu. Już wiedzą o naszym wypadku. Już szykują wycieczkę do nas. Dlatego proponuję zwijać się stąd jak najszybciej. Bierzmy co się da z wraku, nie zastanawiajmy się długo. Ten satelitarny nadajnik geolokalizacyjny pokazuje, że jesteśmy w pułapce. Osaczą nas w tej kotlince i koniec. BANG i po kłopocie. Proponuję zabrać ze sobą to urządzenie, ale włączać je tylko w ostateczności, jakiś cwaniak mógłby nas przez to namierzyć.Zatem tak, współpraca jak najbardziej, zapewnijmy sobie bezpieczeństwo daleko stąd. Kto ze mną idzie?- Długaśna tyrada skupiła w końcu na nim kilka spojrzeń.

- Wchodzę w to! - Day powiedziała głośno. - Nie chcę tu sterczeć jak dureń i czekać na śmierć.

- Ymm, ymm. – Jean pokiwał palcem, siedząc na prowizorycznym tronie z usterzenia poziomego i osłony silnika. Rozluźniony machał w powietrzu nogą. – Jest dużo gorzej, oni… chcą nas żywych. Wiesz dlaczego jednooki? – Pochylił się do przodu z tajemniczym wyrazem twarzy. – Nie? Więc… pocisk wpadając przez oczodół musiał uszkodzić ci coś jeszcze.

- Pieprzyć to… - Rzucił Mark, wyraźnie nieukontentowany. - Ty, ładuj do swojego kitla, czy tam, do czego możesz, wszystkie medyczne przedmioty. Ja zabiorę resztę. Wyglądasz na inteligentną dziewczynę, może nawet znasz się na tym lepiej ode mnie. - Zwrócił się żwawo do Misy. Czyżby kapelusznikowi znudziły się gierki i w końcu postanowił działać?
- Duxx, biorę jednego gnata, a resztę broni rozdziel wedle uznania. Wiem, jak się tym posługiwać. Poza tym przydziel reszcie żarcie i przynajmniej jedną skrzynkę z narzędziami. Ruchy, tracimy pieprzony czas! - Zakrzyknął, schylając się do skrzyni z linami. Po chwili jedna z nich już oplatała jego ciało. Następnie zwrócił się do ułożonej w “stos” broni, sięgając po jeden pistolet.

Tak, zdecydowanie Caldendore zamknął swój teatrzyk. Przynajmniej na jakiś czas.

Lizzy zdjęła bluzę, czym uwolniła się nie tylko od upału, ale też pomogła sobie tworząc nosidełko. Obwiązawszy ciało rękawami, mogła pakować tam przedmioty przydzielone przez Duxxa, do którego się zbliżyła. W jednej sprawie współpracować nie miała zamiaru.

- Pistoletu nie oddam.

Jean ignorował panujące zamieszanie. Siedział z przymkniętymi powiekami, oddychając głęboko ciężkim, wilgotnym powietrzem. Jego myśli krążyły gdzieś daleko, wokół innej rzeczywistości. „Tylko ja zostałem, tylko ja”. Cienie wokół niego sennie falowały, nabierając ludzkich kształtów. Zbliżały się, zacieśniając krąg. Sześć postaci, sześć rozbitych wspomnień.


Chłodne dłonie pełznące po szyi i lodowaty oddech na twarzy. Układał się w szarpany echem, upiorny szept. „Umrzyj wreszcie. Tak bardzo tęsknię. Umrzyj.” Molier nagłym ruchem chwycił widmową rękę, sięgającą jego serca. Dużo delikatniej splótł z nią palce. „Może… kiedyś… wkrótce”. Skłamał. Gdy otworzył oczy na powrót przywitało go znienawidzone światło czerwonego więzienia. Zeskoczył na ziemię rozbryzgując błoto. Parszywy pies, przyparty do muru kąsa najgłębiej. „Pamiętasz?”.

Grzebał w ekwipunku dobierając wyposażenie. Bandaż, pięć igieł, pięć dawek morfiny, pistolet do zastrzyków. Nie mógł pozwolić by ból go zatrzymał. Sfora walczy do końca, zawsze. Przez plecy przewiesił butlę, a wąż z samym palnikiem umocował do pasa. Rozejrzał się za pojemnikami, w których mógłby transportować wodę. Napełnił je deszczówką z zagłębień we fragmentach wraku i sprawdził jej zdatność testerem. Jeśli się nadawała, zaspokoił pragnienie, jeśli nie spróbował ją przegotować w ogniu dogasającego statku, wymieszać w niewielkim stopniu z etanolem, aby zapobiec rozwojowi drobnoustrojów. Zabrał ze sobą jeszcze kilka fragmentów poszycia o ostrych krawędziach i tak przygotowany usiadł na skale. Czekał na resztę. To, że wyruszają było już nie tyle kwestią decyzji, co czasu.
 
Cai jest offline  
Stary 23-10-2013, 00:23   #14
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
w drogę

Panienka Day zachowała swój pistolet. Nożownik o imieniu Mark otrzymał druga spluwę, Duxx odpiął pas z ładownicami i kaburą, po czym bez cienia sentymentu wcisnął komplet Caldendorowi.
Sam zadowolił się ciężką strzelbą, dubeltówką rzec by się chciało, lecz przy trzech niegwintowanych otworach, do których można bez kłopotu włożyć palec, broń zasługiwała na więcej szacunku. Znał ten model, Winchester Bonebreaker, broń używana przy tłumieniu zamieszek w koloniach. Zabójcza z bliska, totalnie niezawodna, oparta o mechanikę, nie elektroniczne cudeńka. Strzela równie dobrze pod wodą, jak w burzy piaskowej, choć nośność nie należy do jej mocnych stron. Specjalna blokada języka spustu pozwala oddać równą salwę ze wszystkich luf jednocześnie. Jak nie wyrwie ręki z barku strzelca, to na pewno oczyści każdą powierzchnię przed nim.
Panienka Lizzy pakowała medykamenty, Mark wyglądał na mocno podminowanego. Sam Duxx obserwował dyskretnie Jeana, który zdawał się być bardzo pewny siebie, lub też całkowicie nieświadom położenia. W obu wypadkach stanowił realne zagrożenie, a Carpenter absolutnie nie miał ochoty na jakieś ciężkie przeprawy z kimkolwiek.

- Nasza trójka bierze część zapasów i broń. Nie zwlekajcie, mamy szansę na namiastkę wolności. Nie wiem jak wy, ale ja wolę zginąć jako wolny człowiek, próbując uciec i się tu jakoś urządzić, niż zdać się na łaskę tych, którzy już raz okazali swe zamiary. Opuśćmy to miejsce, jeśli mamy się z kimś zadawać z tej planety, to na naszych warunkach. Uwięzieni w tej kotlinie możemy oda razu dać im nadgarstki do skucia. Albo potylice wystawić do strzału, kto wie co będzie się tu działo. Ja nie wiem i nie chcę wiedzieć, wam wszystkim też radzę iść z nami.

Spośród pofałdowanych i pogiętych elementów poszycia wybrał kilka szerokich i płaskich płatków tytanu, kilka metalowych prętów, i nieco kabli. Przez zaczep na kolbie strzelby przeciągnął dość gruby przewód, tworząc zaimprowizowany pas, ułatwiający przewieszenie broni przez ramię.

Było duszno. Czuł się mokry, a jednocześnie podejrzanie wysuszony. W tak wielkiej wilgotności gorącego powietrza upatrywał szansy na znalezienie wody w gruncie. Ziemia nie może nie skrywać płynów, kiedy nad nią powietrze wręcz ocieka wilgocią. Skały wokół rysowały się niczym mury niezdobytego Carcassonne, bez szans na wspinaczkę. Pozostawał tylko jeden kierunek.

Podniósł geolokalizator, włączył holograficzną mapę. Urządzenie jasno pokazywało, że wyjście z doliny jest tylko jedne.

- Powodzenia tym, którzy chcą zostać. Myślę, że będzie wam potrzebne
- rzucił niejako w przestrzeń, nie patrząc na nikogo w szczególności. - Za pięć minut wymarsz. Bierzcie co się da, znikajmy już z tej pułapki.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
Stary 23-10-2013, 12:33   #15
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Do świadomości dotarło wszystko i wszystko zostało odrzucone jako nieistotne. Bezwładna, po nagłym i nie do końca kontrolowanym wybudzeniu, głowa Aschera przemieściła się w układzie wewnętrznego świata ognaniczonego zagłówkiem i przykrywą sarkofagu z prędkością narzuconą bezwładnością i energią kinetyczną...

- Auć. - nieistotność sytuacji wzrosła. Lewa ręka przyklinowana gdzieś w zgniecionym sarkofagu dała się uwolnić dopiero po kilku minutach manipulacji przy pluszowej wyściółce. Z zewnątrz dochodziły odgłosy jakichś rozmów i cześć świadomości skoncentrowała na tych odgłosach...

Przedstawienia, słowa, wołanie o pomoc, słowa, pieprzona kapsuła trzymała jeszcze nogę. Słowa. Więcej słów.

- Jesteście tutaj... tak miało być. - Istotne. Dalej było na tyle ciekawie, że Markus przestał się szarpać z nogą i skoncentrował na słuchaniu, aż do chwili kiedy dyskusja zaczęła dotyczyć nieistotnych planów "co robić dalej?". Ekstrapolacja na podstawie braku danych - cudowna ignorancja. Byli gdzieś - zapewne w środku wielkiego nigdzie, bo ktoś zadał sobie sporo trudu, aby ich tutaj zebrać. Jeżeli miał takie możliwości to miał pewnie też sporą armię dobrze opłaconych i wyposażonych minionsów, którzy byli gotowi oddać swoje życie "za sprawę" - jak ten kretyn, który właśnie się skończył. Taką kasą dysponowało niewiele organizacji, wtykami potrzebnymi do ich zebrania jeszcze mniej... To była stara zabawa w "you can run, but you can't run away". Zginąć jako wolny człowiek - cudownie - to takie ludzkie i głupie.

Zaparł się i naparł na wieko kapsuły w miejscu uszkodzonego zaczepu - pozycja może była diabelnie niewygodna, ale koleżanka mechanika zrobiła swoje i wieko sarkofagu odskoczyło z głośnym, metalicznym hukiem. Było ciepło i mokro. Sparky zdjął bluzę i koszulkę. Wyciągnął się z "trumny" i rozejrzał po wraku statku. Przez chwilę zastanawiał się czy mostek będzie na tyle zdatny do użytku, aby uzyskać z komputera jakiekolwiek dane - chociażby o położeniu. Teraz jednak postanowił się przedstawić reszcie i zobaczyć z kim ma do czynienia.
Jego wysoka, prawie dwumetrowa muskularna sylwetka skomponowana z kanciastą szczęką, ustami ułożonymi w wąską linię i stalowo-niebieskimi oczami... niepokoiła. Kiedy pojawił się na trapie trochę podniósł ręce, aby podkreślić swoje pokojowe (jeszcze) nastawienie i na chwilę poczuł się jak przed wejściem na ring. Omiótł wzrokiem otoczenie i starał się dopasować głosy do osób. Nie wszystko zaskoczyło od razu i w mapie pozostało kilka dziur. Za chwilę...


- Dzień dobry państwu, w ten uroczy, przyjemny dzień. Markus lub Sparky nazwisko... niech przypomnę sobie co mam wpisane w tym dowodzie... - Z sarkazmem było jak z rakietnicą - trzeba się z nią umieć obchodzić. - Rozdzielenie się w nieznanym terenie jest głupie. Skoro ktoś zadał sobie sporo trudu, aby nas zebrać w jednym miejscu to znaczy, że po pierwsze razem jesteśmy zespołem, który coś konkretnego może zrobić; po drugie - na pewno nie wypuści swojej zabawki z rąk "ot, tak". Rozumiem, że nie udało się ustalić gdzie dokładnie jesteśmy poza tym, że na ziemi w klimacie tropikalnym? Plan zaś jest taki, że uciekamy stąd gdzieś, ale nie wiadomo gdzie i w zasadzie po co? Sądząc po górze fantów jaka leży przede mną przeżyjemy w najlepszym razie miesiąc - bo tyle umiera się z głodu. Śmierć z pragnienia przy tej wilgotności powietrza nie grozi. Pytanie jest w miarę proste - czy nie opłaca się poczekać na kolegów tego pana i dowiedzieć o co kaman? Zamiast umierać jako wolni ludzie? Jak ktoś ma w planie umierać jako wolny człowiek to może się konkretnie pierdolnąć kamyczkiem w główkę. Ja zamierzam przeżyć skoro ten wrak nie przyczynił się do mojego odejścia z tego padołu; nawet jeżeli to oznacza zawarcie kolejnego dealu z jakimś debilem.
 
Aschaar jest offline  
Stary 23-10-2013, 18:32   #16
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Hidden Blade nie próżnował. Skakał jak zając, dodając do swoich klamotów jeszcze więcej sprzętu medycznego i kręcąc się wokół zapasów.
Pomagając niejakiej Misie Caspian, zsunął pod brodę swoją chustę i uśmiechnął się do niej przelotnie.

- Przepraszam za wcześniejszą bezpośredniość. Po prostu, jakby na to nie patrzeć, śpieszy mi się - ponownie zabłysnął bielą zębów i pokiwał głową jak głupi.

Szybko jednak powziął zwyczajną czujność i odszedł od niej jak najprędzej, nieco drętwo stawiając kroki.


Dopiero, kiedy zobaczył, jak ona, Duxx i dziewczyna w kapturze dwoją się i troją, byle by tylko zabezpieczyć się do podróży, odetchnął z ulgą. Wiedział, że leciał do miejsca pełnego najgorszych kosmicznych kryminalistów i zjebów. Dlatego ucieszył się, że trafił na tak ochoczo współpracujących ludzi. Bo właśnie ta cecha była im teraz potrzebna. Dopóki są zdani na siebie.


Zignorował jednak totalnie osobę mięśniaka. Żołnierz. Może. Albo po prostu kulturysta. Chuj go wiedział i toż samo go obchodził. Jeszcze bardziej irytujący od tego fatalistycznego psychopaty i stojącego jak głaz czerwonoskórego. Chciał zostać i spróbować szczęścia z ich adoratorami? Nie ma sprawy. Przynajmniej jeden mniej do podziału prowiantu.

- Dowódco... - zaintonował zwyczajowo - Chyba nie masz nic przeciwko, że wyruszę na szpicy? Mam broń oraz linę, zobaczę czego możemy się spodziewać na przedzie. Ja do końca nie ufam tej zabaweczce - wskazał lokalizator.

Po chwili zamyślenia postąpił kilka kroków naprzód, jednak zaraz się zatrzymał i odwrócił do reszty - Nie biorę żarcia, więc nie musicie się martwić, że nawieję. Ktoś jeszcze chce mi pomóc w zwiadach?
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 23-10-2013, 19:20   #17
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
duży

Arogancki bo duży. Widywał takich nie raz i nie trzy. Wielcy faceci, dla których machism znaczył mniej więcej to samo co dedukcja, logika, analiza faktów, czy zwykła prekognicja. Dwugłowy ramienia to jedyna w pełni używana część ciała, inne dwudzielne elementy, jak na przykład umieszczone w czaszce półkuliste koloidy białkowe z licznymi neuronami - w zaniku.

- Witaj panie Markus lub Sparky Niechprzypomnęsobie. Każdy decyduje za siebie i sam dba o swoje dupsko. Możliwe że jesteś naprawdę świetnym wojownikiem, ale czy jesteś też świetnym negocjatorem? Co niby chcesz postawić na szali rozmów, jakich użyć argumentów kiedy wejdzie tu kilku facetów uzbrojonych w blastery, kurczę albo nawet w łuk ze strzałami? Wybacz, lecz siedzenie na miejscu i czekanie, aż ktoś przyjdzie naprawić fuszerkę pana policjanta ma mały sens. Wyjaśnię ci, że jesteśmy zamknięci w tej kotlinie bez wyjścia, panie strategu. Jeden gość z bronią dystansową jakiś kilometr stąd na północ wystarczy, by nas przetrzymać choćby ten miesiąc nim zdechniemy z głodu. Ja lubię jeść, lubię żyć, lubię nie być bezczynnym. Ponegocjujemy z nieznajomymi wtedy, kiedy sami uznamy że warto. Jak przyjdą z bronią, nie będziesz musiał się dogadywać, po prostu zrobisz co ci każą, bo nikt nie da ci innej opcji do wyboru. Pomagasz nam się pakować, czy naprawdę masz zamiar liczyć na to, że ta katastrofa jest subtelnym zaproszeniem do współpracy?


Nie czekał na odpowiedź. Nie było sensu zwlekać. Facet był za wielki na standardową konstrukcję, pewnie był nieźle podrasowanym żołnierzem, może nawet elitarnym szturmowcem. Widział kiedyś taki pluton w akcji. Obracali w perzynę wszystko dookoła w ułamku sekundy, po czym na komendę nagle zamierali i zupełnie bez wyrazu gapili się w przestrzeń, żując jakieś podejrzane stymulanty.

Spojrzał śmiało w twarz wielkoluda. Nie wyglądał na tępe narzędzie, może źle go ocenił.

- Posłuchaj Markus. Mamy tylko dwa wyjścia. Jednym jest zdanie się na los, drugim wzięcie odpowiedzialności za to co się będzie działo. Nikt nie wie co nas czeka, nikt nie jest pewien. Ja się nie poddaję żołnierzu, tobie tez nie wolno. Przydasz się na pewno naszej grupie, musisz tylko zastanowić się, czy warto oddać swój los komuś, kto wybił sporą część naszych współwięźniów, w imię swoich interesów. Czy zabicie kilku kolejnych osób obciąży jego sumienie, tak by ze zgryzoty nie przespał choć jednej nocy? Chcesz rozdawać karty, to ruszaj z nami. Chcesz negocjować - to z pozycji siły, albo choćby z jakiejkolwiek pozycji. Zostaniesz tu i po negocjacjach. Zrobisz co ci karzą, chyba że cię zabiją, to wtedy faktycznie nie będziesz musiał im służyć.
Wszyscy chcemy żyć, w ruchu jest dla nas nadzieja. Daję ci wybór, korzystaj lub nie, tu nikt nikomu nie narzuca warunków. Jeśli wolisz zostać, nie wchodźmy sobie w drogę.


Uniósł dłoń do gestu będącego namiastką salutu, po czym wrócił do członków grupy ucieczkowej, nie kryjąc nawet tego, że ciągle obserwuje Markusa, starając się nie odwracać do niego plecami.


- Panie Caldendore, proszę już ruszać. Pójdziemy zaraz za panem, w odstępie pięciu minut. Proszę unikać hałasu. Jeśli będzie źle niech pan strzela, postaramy się szybko przyjść panu na ratunek.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
Stary 29-10-2013, 20:09   #18
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
"Ciekawe". Molier zmierzył wzrokiem Ruperta, Corneliusa, Sparkiego, czy jakie tam inne głupie imię wpisał sobie w papiery. Steryd, któremu meta nie wyżarła do końca mózgu. Pokiwał głową z uznaniem. Tylko po co mówić o rzeczach oczywistych? Tego nie mógł zrozumieć w ludziach. Irytująco często uwielbiali słuchać własnych głosów.

- Ucieczka? - Powtórzył. - Złe słowo. Wyruszamy z powodu smrodu. - Spojrzał na pęczniejące ciała, temperatura i wilgoć miały za nic szacunek do zmarłych. - Dużo większego, odkąd wyszedłeś z konserwy. - Zachichotał złośliwie, oddając się kolejnej z niedawno odkrytych, drobnych przyjemności, wkurwiania pozostałych.

- Duzi mali ludzie już postanowili? - Aleksander teraz siedział gdzieś między dziurą statku, a policjantem. Raz po raz brał garść piachu, i delikatnie przesypywał go z ręki na rękę. Robił to z pełnym zafascynowaniem, jakby był chory na autyzm. - Wybrali, gdzie wolą umrzeć? Ktoś tu się bawił w hodowlane porównania. - Ledwo zauważalnym ruchem głowy wskazał w stronę Duxxa. Chyba dopiero teraz pozostali mogli zauważyć, że Aleksander miał w prawym oku wybarwioną na czarno spojówkę. A w lewym wybarwioną na biało tęczówkę. - Pasterz - Zwrócił się w stronę policjanta - Nie wypuszcza swojej trzody tak łatwo. Chyba, że nic jej nie grozi. Pasterz z przypowieści tak zrobił. Ale dostał wpierdol. Nie jesteś biblijnym pasterzem, co?

- Ah, ale dowciap. Ha, ha, ha. Wyborne milordzie. - Sparky mówił bez jakiejkolwiek intonacji. - Jak już przestaniesz się zachwycać swoją yntelygencją to zacznij myśleć. To naprawdę nie boli. Może jeszcze o tym nie wiesz, ale nie boli. Dziecko z piaskownicy ma racje. Nie znamy się i raczej nie będziemy sobie ufać. Jaką mamy pewność, że jeden z nas nie jest szpiclem? - Podszedł do truchła agenta i metodycznie przetrząsnął wszystkie kieszenie, niestety nic nie znajdując, poza plakietką z nazwiskiem. - Tu się kolega oferuje na szpicę. Chwalebne i niekontrolowane stanowisko… Tobie przeszkadza smrodek, a tamten gdzieś rusza swoją piękną dupę, myśląc, że wszyscy kupili jego “zaufajcie mi, uratuję was”, ale ja znam za wiele takich sympatycznych kanalii w wojskową manierą. Ah... ale szkoda mojego języka. Stary... - Wyszczerzył kły w pseudo uśmiechu. - ...aby ci smrodek mój nie przeszkadzał pójdę z tyłu na zawietrznej. Masz takie jaja, żeby mi zaufać? Funkel nówka nieśmigane trepy rozmiar 43. - Dodał ściągając pierwszego buta trupowi i zaglądając do środka. - Ktoś reflektuje?

- Buty? - Aleksander zaciekawił się, spojrzał na swoje gołe stopy. - Od trzech lat nie nosiłem butów. Ciekawe, jakie to uczucie… - Odparł, podchodząc do Ashera.

Ten rzucił najpierw jednego, a po obejrzeniu wnętrza także drugiego desanta i zainteresował się okolicą, a właściwie tym, gdzie można było jeszcze coś użytecznego znaleźć.

- Szpicel... - Molier się zamyślił. - Jest kandydat. Tak bardzo łapie się życia, że zagrałby kobietę w murzyńskim porno, aby je zachować. Do tego ma tak nieziemsko filmową aparycję. - Mając na uwadze pamięć tysięcy zabitych, dorzucił na odchodne. - Nie Gamelion, wcale nie jesteś ciekawy jakie to uczucie. - Odwrócił się i ruszył za forpocztą nie przestając się uśmiechać.




- A przy okazji, Duxx? Dobrze pamietam? - Dorzucił Sparky, kiedy pierdoły o filmowej aparycji przebrzmiały. - Nie masz żadnych ofert. Nic mi nie dajesz i nic nie oferujesz. Jesteś na to za mały w fujarce. Jaką masz pewność, że funfle tego truchła, których się tak boisz, już nie czekają na pozycjach na wylocie kotlinki? Żadną. Zachowujesz sie jak harcerzyk na wycieczce survivalowej... -Przymierzył się do skał usiłujac wejść po nich i zupełnie ignorując wszystkich na około. - Naprawde jesteś świętoszkiem, który na tym statku wycieczkowym na Kocioł znalazł się przez pomyłkę? Bitch please... I nie pieprz o cenieniu życia skoro sam masz je w dupie. Gówno zrobiłeś, aby otworzyć pozostałe kapsuły znajdujące się na statku i uratować tych, którzy być może również przeżyli katastrofę. Sam jesteś takim samym wyrachowanym skurwielem jak ci co nas tutaj ściągnęli... Ty! - Na sekundę odwrócił się w kierunku Szpicy. - Niezależnie jak jesteś dobry, ubierz ciuchy truposza… mimo tego, że wyglądają na “lekko zużyte”. Jak cię wyczają będzie szansa, że nie zastrzelą od razu... Kurwa. - Skwitował kilka nieudanych podejść do wspinaczki po ostrych krawędziach skalnych załomów. Kilkanaście metrów to nie było dużo, ale mokrych i stromych skał - za dużo. Wspinaczka nie wchodziła w grę.

- Dobra - Lizzy zamruczała pod nosem. - Wy tu sobie gadu gadu, a ja bym chętnie ruszyła. - Dalej nie siliła się na donośny głos. Nie miała ochoty się odzywać, ale widać więcej się tu dyskutowało, niż działało. - Droga jest jedna. Te śliskie krawędzie są zbyt niebezpieczne nawet dla mnie, nie wspominając o tym, że na górze będzie się bardziej widocznym. Jazda. - Pozwoliła sobie na naglące spojrzenie na Duxxa, gdyż postanowiła trzymać się zasady, że utrzyma jako-taki kontakt z kimś, kto wydawał się w miarę rozsądny. Alpejski wyczyn Sparky'ego skwitowała jedynie kręcąc potępiająco głową.

- W zasadzie masz rację, tyle, że zapominasz o drobnych detalach. - Sparky uśmiechnął się i powędrował w kierunku wraku. - Więc, pleciesz bzdury. - Dorzucił już przez ramie. Szybkie przejrzenie wnętrza wraku potwierdziło tylko “wstępne złe przeczucia”. Na statku nie ocalało nic, co nadawałoby się do wykorzystania, a nawet - w spalonej maszynowni - nic, co potwierdziłoby słowa gliniarza. Przy braku laku za prowizoryczną, acz skuteczną broń musiały posłużyć resztki poszycia statku. Pręty montażowe może nie były proste i nie były odpowiedniej długości, ale lepszy rydz niż nic. Część kapsuł była jeszcze pełna i to podsunęło mężczyźnie pomysł. Praktycznie gołe zwłoki agenta wsadził w jeden z pustych sarkofagów, a całość ozdobił szmatami i kawałkami poszycia, aby, przynajmniej w pierwszej chwili, wyglądało na to, że gliniarz polazł razem z więźniami, a to są zmasakrowane zwłoki więźnia numer 12…

Aleksander w międzyczasie również znalazł sobie prowizoryczną broń, 2 metrowej długości, solidny stalowy pręt, wyrwany z trzewi statku.
 
Cai jest offline  
Stary 29-10-2013, 22:25   #19
 
Silver's Avatar
 
Reputacja: 1 Silver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodze
Dziewczyna spojrzał na Duxxa i skinęła głową w jego kierunku. Zauważyła, że gościu bez problemu radzi sobie z organizacją grupy i ma jakiś plan, więc najlepiej trzymać się go.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, pójdę razem z tobą. Służę pomocą medyczną, farmakologiczną i chemiczną. Koniec, końców jestem doktorem - jej ręka nieświadomie powędrowała do miejsca w czaszce, gdzie miała wszczep, gładząc przez chwilę to miejsce. Jednak już po chwili za namową mężczyzny w kapeluszu, zaczęła pakować wszystkie rzeczy, które wydawały się jej potrzebne. Zgarnęła przy okazji do kieszeni kitla kilka odłamków poszycia statku, wiedząc, iż w trakcie walki wszystko się może przydać.


Pomoc chłopaka okazała się niezwykle praktyczna.
- Nie masz za co, w końcu wszystkim nam się śpieszy - widząc wyraz twarzy Marka, odwzajemniła go nikłym uśmiechem.

Wygląda na to, że czeka ich mały spacerek. Wzięła głęboki wdech i ruszyła za Carpenterem.
 
Silver jest offline  
Stary 31-10-2013, 14:54   #20
Ali
 
Ali's Avatar
 
Reputacja: 1 Ali jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwu
Poważnie, trochę słyszała o Kotle i wiedziała, jakie typy tam trafiają. To znaczy, tak się jej wydawało, bo teraz utwierdziła się w przekonaniu, że gówno w życiu widziała. Gdzie chowają takich popaprańców jak ta cała banda? Czy to normalne, że osoba, którą uznała za „najrozsądniejszą” to koleś bez oka i z bliznami na twarzy? Nie, żeby blizny były jej obce. Teraz, kiedy miała zdjętą bluzę, odsłoniła ręce pokryte całą masą bladych wypukłości. Mimo wszystko nie uważała, by wyglądało to tak upiornie, jak pokiereszowana buzia.
Teraz jeszcze przypatoczyła się ta kobieta, w sumie wyglądająca zadziwiająco zwyczajnie, w dodatku podobno lekarka – w końcu mogło to oznaczać coś zupełnie innego w umyśle morderczyni czy innej kanalii. Lizzy nie ufała jej tak samo jak reszcie, przecież za niewinność tu nie trafiła… raczej. Pewnie co do niej samej też każdy miał wątpliwości – i słusznie, bo nawet bezbronne zwierzę, będąc zaszczute staje się nieobliczalne. A ona nie była bezbronna.
Właściwie, jeśli nikt inny nie przyczepi się do ich małej grupki, trafiła na najlepszy zestaw wśród rozbitków. Mięśniak miał zgoła odmienne zdanie, niż ona, więc automatycznie odpadał jako kandydat do współpracy i mało ją obchodziło, co wielkolud jest w stanie zrobić, o ile nie miało się to obrócić przeciw niej. Mężczyzna z zakrwawionymi zębami był skończonym wariatem i przez to był tyleż przerażający, co irytujący i była przekonana, że nietrudno było spędzić z nim o tę „chwilę za długo”, żeby nie móc powstrzymać ciosu wymierzonego w jego głupio uśmiechniętą gębę. Pan bez butów… cóż, wydawał się na tyle dziwaczny, by nie miała ochoty przebywać w jego pobliżu. Może nawet obił jej się o uszy jego przydomek, co rokowało tylko gorzej. No i wreszcie dżentelmen o kwiecistej wymowie, którego zapewne dałoby się nawet polubić, ale skoro zamierzał iść pierwszy jako ewentualna przynęta, nie zamierzała mu w tym przeszkadzać.
Choć tak szczerze, trochę miała ochotę ruszyć z nim, zawsze była ostrożna, ale równie ciekawska. Wtedy jednak, żeby nie czuć się ograniczoną ruchowo, nie mogłaby wziąć ze sobą tego, co trzymała w bluzie. Postanowiła więc trzymać się planu lub – prędzej – jego marnego zarysu.
W porządku. Idzie z… zaraz, zaraz… Duxxem? A ona? Jak się, cholera, nazywała pani doktor?... Tak czy owak, panienka w kitlu nie miała głupiego pomysłu. Pistolet pistoletem, ale Day poszła w ślady „koleżanki” i podniosła jakiś ostry kawałek… czegoś. Nie miała głowy do techniki. I nie, żeby zamierzała w ogóle dopuszczać kogoś do siebie tak blisko, by musieć użyć tak desperackiej broni. Teraz była gotowa do drogi. Ba, nogi same się rwały.
 
__________________
"We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write "fuck" on their aeroplanes because it's obscene." Apocalypse Now
Ali jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172