Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-10-2014, 10:47   #91
 
Gorgmon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodze
Bradock wysłuchał przemówienia gubernatora stojąc nieco na uboczu. Wygląda na to że twardy z niego człowiek, dobrze i nie dobrze zarazem, czas pokaże co bardziej. Na wzmiankę o nocnych wachtach jęknął w duchu, miał cichą nadzieję że będzie mógł się porządnie wyspać, tym bardziej że do tej pory nikt najwidoczniej nie potrzebował jego pomocy. Za to jutrzejszy zwiad zapowiadał się więcej niż interesująco, już od jakiegoś czasu korciło go by samemu rozejrzeć się nieco po najbliższej okolicy, czego oczywiście nie zrobił.

Gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić on poszedł w stronę modułu survivalowego. Wchodząc chwycił jeden z plecaków, następnie zaczął szperać w poszukiwaniu niezbędnego sprzętu. Dość szybko odnalazł osobisty zestaw survivalowy i nóż wojskowy, szczęśliwie mieli ich potężny zapas więc nie musiał szukać zbyt długo. Po chwili namysłu zabrał również latarkę.

Następnie udał się do modułu zbrojeniowego, czas najwyższy się dozbroić. Przez dłuższą chwile przeglądał zawartość modułu, aż w końcu zdecydował się na klasyczne ACR, biorąc dodatkowo dziesięć magazynków do tego i chowając je do torby. Żałując że nie ma przy sobie swoich osobistych rzeczy, a co za tym idzie również broni, profesjonalnie i metodycznie sprawdzał broń. Oględziny wypadły pomyślnie, a ponieważ zbliżała się noc postanowił że przygotuje i zje nieco prowiantu z zestawu który zabrał, po czym umościł się w kącie tak by nikomu nie przeszkadzać. Dla wielu takie warunki mogły wydawać się nie do zniesienia, jednak on większość życia sypiał w o wiele gorszych, więc nie minęło wiele czasu aż zasnął.
 
Gorgmon jest offline  
Stary 13-10-2014, 21:48   #92
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Mürrür krzywił się nieco słuchając nowego gubernatora, ale czy ktoś zwracał na to uwagę?

Było zbyt wiele pilnych rzeczy do zrobienia by dyskutować.
- Zjem i wezmę narzędzia. Jutro z rana możemy wrócić do pracy - powiedział do lekarki Kory. - Chyba położę się koło mrożonek. Gdyby coś się działo... - dodał jeszcze i poszedł.

Pobrał pakiet "surwiwalowy", szybko przegryzł trochę racji i popił wodą. Z innego modułu wziął zestawy narzędzi, które mogłyby się przydać w jedynce. Po chwili zastanowienia pobrał też jedną apteczkę z ambulatorium. Obładowany ruszył do modułu numer jeden. Rozłożył w kącie prowizoryczne posłanie i zasnął gdy tylko położył głowę na zwiniętej bluzie.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 13-10-2014, 23:13   #93
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin Walker - pilot z fantazją



Kevin po nie tak całkiem prostym ale i tak udanym lądowaniu właściwie nie bardzo miał pomysł co ze sobą robić dalej. Pomógł trochę jeszcze przy podłączniu tych kabli, spytał czy coś trzeba pomóc w hiberni ale właściwie nie była to jego działka. Mógł się przydać jedynie do przeniesienia czegoś tam czy tu.

Zdołał się już zoriencić, że większość zabawek którymi miał zamiar się posługiwać nadal jest w swoim module. Przeszedł się tam i przynajmniej "gospodarz" znalazł mu jakieś rozsądne zajęcie choć troche pokrewne jego specjalizacji. Kojarzył klesia z pozegnalnej biby ale jakoś niezbyt nawet imię pamietał. Raczej samą twarz. Mogli sobie pogadać o tym czy o tamtym podczas roboty. Kev był głównie ciekaw opinii co się stało z "Nadzieją". Coś musiało pójść konkretnie nie tak, że tak się wszystko posypało.

Tę dość luźnawą gadkę i zajęcie przerwało pojawienie się maleńkich latadełek. Co prawda to nie były prawdziwe, pełnowymiarowe latadła ale jednak coś co ma skrzydła, silnik i lata. Pilot patrzył tęsknie w milczeniu na zwiadowcze drony. - Ciekawe jak tu będzie się latać... - mruknął nie wiadomo specjalnie do kogo. Nagle popatrzył fikuśnie na operatora dronów.

- Ej, ścigamy się? Ja biorę jednego a ty drugiego, kto kogo złapie i utrzyma w kamerze przez 5 sekund to znaczy, że udało mu się drugiego "zestrzelić". A jakby ktoś zadawał głupie pytania to sprawdzamy manewrowość botów po locie. To co? Polatamy? - wyszczerzył zęby do kolesia za pulpitem sterowniczym latadełek. Miał nadzieję, że się zgodzi. Zabawa mogła potrwać w sumie parę minut i było to najlepszym testem dla maszyn. Jak coś byłoby zrypane to kiedy miało się uwolnić jak nie podczas takiej ostrej jazdy?

Pod koniec dnia zorientował się, że większość pokładła się spać. Czy to z powodu kriogenicznej chemii czy podniecenia nowym miejscem i atmosferą jakoś sen do niego nie przychodził. A poza tym... Niekoniecznie chciał by przyszedł. Zawsze po wybudzeniu miał "Ten" sen... Sen o zamarzaniu... I Próżni... Strachu... Ciemności... Śmierci... Nie. Nie było w nim nic fajnego i Kev wcale go nie lubił. Zwłaszcza... Ze to nie był sen. Tylko wspomnienie.



---



To była jego szansa. Pierwszy raz w życiu miał realną szansę wydostać się z Calypso w Przestrzeń. W prawdziwy Kosmos. W końcu wbrew wszelkim prawie regułom udało mu się zostać nawet pilotem. Ale w jego prywatnej ocenie mimo, że był to powód do dumy i ogromny krok napróżd to wciąż był przykuty do swojej macierzystej planety. Jak ptak co w końcu wyszedł z gniazda, siedzi na gałęzi, widzi niebo ale nie może polecieć. Bo przepisy zabraniają. Bo nie ma uprawnień, licencji, pieniędzy, szansy... Bo ma się cieszyć, że ma skrzydła... A przecież... Jak miał odnaleźć Argonautów jeśli nie mógł bujnąć się w Przestrzeń?

Ale znalazł sposób. Miał plan. Regaty. Kosmiczne regaty sektora, Regaty Argonautów. Już sama nazwa przykuwała jego uwagę. Od dziecka. Regaty były bardzo prestiżowe. Sam start uważano za niezłe osiągnięcie. Ukończenie każdy uczestnik traktował jak zwycięstwo. O tym jak trudny był to wyścig mówiła sama lista zwycięzców. Przez ostatnie 124 lata tylko trzem jachtom udało się wygrać dwukrotnie. Nikt nigdy nie wygrał trzy razy. Zawsze były jakieś wypadki na trasie związane z rozbiciem startujących pojazdów. Nierzadko były ofiary czasem śmiertelne.

Samo przygotowanie i wystawienie jachtu było trudne. Pojazd musiałbyć wykonany ściśle według wręcz archaicznych już dzisiaj technologii. Dziś już nikt się nie bawił w takie rzeczy. Dzisiejsze technologie były lepsze, szybsze, tańsze, precyzyjniejsze i bardziej niezawodne. Ale cała idea regat była niejako żywym pomnikiem pamięci przodków którzy kiedyś opuszczali swe rodzinne orbity, planety, satelity i ruszali w Przestrzeń. Więc dziś nikt już się nie bawił w takie starocie. No chyba, że miał nadmiar kasy i fanaberii. Albo startował w Regatach Argonautów.

Walkera za cholerę nie byłoby stać na wystawienie prywatnego jachtu. Ale wychodziwszy ścieżki, w biurach konstrukcyjnych, armii, marynarce, Obronie Orbitalnej w końcu udało mu się wychodzić środki na ten jacht. Wszędzie uważali go za szaleńca. Przecież typowa farmerska, i spokojna planeta jaką była Calipso nie miała prawie żadnych doświadczeń w "takich ekstrawagancjach". Przez ten dobry wiek z hakiem jej przedstawiciele wystawili zaledwie kilka jachtów i kilka razy uczestniczyli w mieszanych załogach. Na Calipso takich rzeczy się po porstu nie robiło. To była porządna i niezbyt bogata planeta. Gdzie tu tracić pieniądze na jakieś kosmiczne wyścigi w których tak naprawdę tylko start jest pewny. Nawet nie było gwarancji, że doleci do mety albo chociaż połowę trasy.

Ale jednak się udało. Walker jako reprezentat połączonych calipsiańskich sił i sponsorów wszelakich miał w końcu swój jacht i mógł wystartować w Regatach. Właściwie zdawał sobie sprawę ze swoich "szans". Prywatnie miał nadzieję jakoś tam dobrnąć do mety. Własciwie zalezało mu na samym starcie. Każdy startujący bowiem otrzymywał automatycznie licencję pozwalającą wreszcie bujnąć się w Przestrzeń. Tak naprawdę Kevinowi o to własnie chodziło. A na to wystarczyło tak naprawdę wystartować. Choć oczywiście im lepszy wynik końcowy tym większe możliwości po tym no ale nie zamierzał się zabijać o jakieś głupie punkty. W końcu już przekraczajc linię startu był zwycięzcą.

A poza tym zdawał sobie sprawę ze swojego braku doświadczenia i ubogości swojego jachtu. W końcu konstruktorzy łacznie z nim, zrobili co mogli. Ale jak na jedną ich kredytkę przypadało 1000 tych z czołówki stawki no to nie było co liczyć na cud. Poza tym Kevin jak dotąd specjalizował się głównie w lotach atmosferycznych a nie kosmicznych. Więc nie, naprawdę nie zamierzał się forsować w tym wyścigu. Naprawdę miał zamiar grać grzecznie i zachowawczo. Serio. Póki nie spotkał Angel i Ketsuki.

To było dzień przed startem. Na konferencji prasowej i wielkiej fecie zorganizowanej dla wszystkich uczestników Regat, sponsorów, organizatorów i prasy. Wszyscy się kręcili, śmiali, żartowali, pili drinki i generalnie było bardzo oficjalnie i sztywniacko. Właściwie w ogóle nie zamierzał tam iść ale przedstawiciele sponsorów właściwie go zaciągnęli siłą. Było tak jak przewidywał bo jakimś - tam pilotem z jakiejś - tam planety co to pierwszy raz startuje jakoś nikt się specjalnie nie przejmował. Ale chociaż drinki i hostessy były fajne. Właśnie się końćzył dogadywać z jedną, ona kończyła zaraz zmianę, on w sumie nie miał już co dłużej siedzieć więc się im obojgu ładnie składało. No ale przyczłapała się ta bźdźiągwa z jakiegoś tam kanału.

Angel kręciła się po imprezie nagrywając wywiad z tym czy z tamtym. Miała już wywiad z paroma debiutantami, z jedną z kobiecych ekip, z facetem co już cztery razy rozbił swój jacht podczas regat i nawet fajnie o tym opowiadał... No ale to nie było to. Czuła, że nie ma gwiazdy, nic z zadziorem. A dopchać się do czołówki stawki, czyli Ketsuki'ego właściwie nie miała realnych szans. A tak naprawdę tylko wywiad z nim był ważny. Wygrał ostatnie dwie regaty i chodziły słuchy, że może być pierwszym który wygra je po raz trzeci. I to z rzędu. Taki wywiad PRZED wyścigiem byłby na wagę złota. Ale cholernik był poza jej zasięgiem. Impreza mimo wczesnej jak na imprezę pory z powodu jutrzejszego startu już się kończyła. Niedługo się przeniesie do mniejszych sal, barów, hoteli i prywatnych kwater. Jak ktoś się szybko nie upije, kogoś nie obrzyga albo nie da w mordę to właściwie nie będzie miała "zadziora". No chyba, że trochę ten facet od tych kraks...

W oko wpadł jej koleś bajerujący jedną z hostess. Całkiem udanie chyba zresztą. Widziała, że ma plakietkę zawodnika ale w ogóle nie kojarzyła twarzy ani nazwiska. Kolejny debiutant. Nuuudaaa... Z poczucia obowiązku jednak zdecydowała się przeprowadzić ostatni pewnie wywiad tego wieczora.


Kevin wcale nie był zachwycony jak ta blondzia z kamerą podlazła do niego i zaczęła zadawać pytania. Wcale mu na tym nie zależało. Jakoś udało mu się udzielić przez cały wieczór trzy wywiady z tego ona była właśnie tym trzecim. A tu już prawie był jedną nogą w hotelu z tą fajną kicią a tu go ta dziennikarzyna zatrzymuje. Odpowiadał krótko, trochę nerwowo, właściwie "na odwal się", chciał szybko skończyć i spadać do hotelu.


Facet ją wkurzał. Wyraźnie widać było, że ją zlewa. Odpowiadał co prawda uprzejmie ale niezbyt starannie. Właściwie to przeporowadzała tylko wywiad i to on sam wystawiał sobie taką a nie inną opinię. Mogła się już postarać o to by ona była pokierowana odpowiednio. Cholernie nie lubiła być zlewana. Zwłaszcza tak na wizji.

- I mówisz Kevin, że jesteś z Calipso? Na tym Calipso macie bogate doświadczenie w tego typu regatach? - spytała niewinnym głosem, z anielskim uśmiechem na twarzy. Widziała jak posłał jej ostre spojrzenie więc szpila była wbita celnie.

- Wiesz Angel, myślę, że mamy odpowiednie doświadczenie. - burknął usmiechając się cierpko i z widocznym przymusem. Drążyła jednak dziurę dalej. Jakie on ma doświadczenie w regatach, jakie ma w ogóle doświadczenie w wyścigach, właściwie to czy ma jakieś doświadczenie w jakichkolwiek lotach kosmicznych. Każde kolejne pytanie pogrążało go co raz bardziej i sprawiało, że zaczynał odpowiadać co raz krótszymi wyrazami posyłając jej jadowite spojrzenie.

- A co sądzisz o faworycie tegorocznych regat? - wymownie wskazała na otoczonego wianuszkiem ludzi skośnookiego. - Czy sądzisz, że uda mu się dokonać niemozliwego? Czy uważasz, że uda mu się coś czego nie dokonał nikt, nigdy przed nim? Czy uważasz, że może wygrać Regaty Argonautów po raz trzeci z rzędu? - spytała ze słodkim, czarującym usmiechem.

- Nie! Nie wygra! - wycedził do niej wściekle wyszczerzajac zeby. Wkurzała go niemiłosiernie. Chciał jej utrzeć nosa w jakikolwiek sposób. Chciał utrzeć nosa im wszystkim co tak latali za tym palantem jakby już miał złoto na szyi i puchar w ręku.

- O! Naprawdę Kevin tak sądzisz? Zaskoczyłeś mnie szczerze mówiąc. A możesz mi powiedzieć dlaczego uważasz, że Ketsuki nie wygra tych Regat? - spytała nieco podnosząc głos tak samo jak on. Nadal się uśmichacha ale czekała na jego odpowiedź z bijącym sercem. Już widziała, że ludzie zwabieni podniesionymi głosami zaczynają patrzeć w ich kierunku choć chyba jeszcze nie orientowali się o co chodzi.

- Dlaczego Ketsuki nie wygra?! Bo Regaty Argonautów w tym roku wygram ja! - krzyknął do niej dobitnie uderzając się pięścią w pierś. Jak tylko to krzyknął i zobaczył cień triumfu w jej oczach zdał sobie sprawę co powiedział. I, że go podpuściła jak młodego. Oddychał ciężko patrząc dzikim wzrokiem po sali ale było już za późno. Prawie cała sala gapiła się na nich. a nawet jakby nie to przecież sucz miała nagrane wszystko na kamerze. Co za wredna suka...

- A więc chłopcze uważasz, że możesz ze mną wygrać? No to życzę szczęscia. Przyda ci się. - do rozmowy wtrącił się sam czempion wyścigu. Mówił prawie z drugiego końca sali, wprost do niego. Mówił pewnie i łagodnie, jak kazdy człowiek świadom wartości swojego profesjonalizmu. Kevin przyjął jego słowa tylko kiwnięciem głowy bo właściwie tekst był dość przyjazny i neutralny więc nie bardzo wiedział co powiedzieć. Ale to jednak nie był koniec ze strony dwktortnego zwycięzcy.

- Ale możesz mi powiedzieć Kev... Mogę ci tak mówić? A więc możesz mi powiedzieć jaki masz plan na ten wyścig? - kontynuował z nonszalancją Ketsuki. Odczekał z sekundę czy dwie ale oczywiście było to pytanie retoryczne.

- Bo widzisz Kev, ja zamierzam w tym roku pobić swój rekord z zeszłego roku. - oświadczenie wywołało szmer zaskoczenia na sali. Czas z tamtego roku uważano, że będzie nie do pobicia zapewne przez kilka dekad. Jakby mu się udało to byłby wyczyn nie majacy precedensu w historii Regat.

- To jednak byłoby niemożliwe posługując się zeszłoroczną trasą. - uśmiechnął się tajemniczo trzymając publikę z wstrzymanymi oddechami. Wszystkim na to własnie wychodziło. Ciężko było pobić tak świetny czas. Chyba, że...

- Zamierzam ostatni etap wyścigu przelecieć przez Dziki Pas. - wyjaśnił i młodemu konkurentowi i zebranej w sali i przed ekranami publice. Tak naprawdę każdy kto się choć trochę orientował w Regatach wiedział, że to właściwie jedyne wyjście na taki numer. Przelecieć przez Dziki Pas. To było proste. Dziki Pas był naturalnym skrótem na trasie Regat. O jego istnieniu wiedzieli wszyscy. Każdy mógł z niego skorzystać i to nie była zbytnia tajemnica czy filozofia. Ale mało kto się decydował. Nazwa była jak najbardziej słuszna i trafna. Dziki Pas lezał pośrodku niczego. Prócz Regat nie było tam nic ciekawego. Ani szlaków, ani kopalń, ani planet czy satelitów. Po prostu nic. Pustka. Za to było od cholery wszelakiego latającego gruzu. Powodował on zakłócenia wszystkiego od mikrometeorytów rozwalających słoneczne żagle, po kamólce zdolne rozwalić maszty czy rozpruć kabinę. Było tam tego tyle, że w końcu coś musiało w pojazd trafić. O ile ciężkie frachtowce mogły sporo znieść to prymitywne łupiny jak jachty słoneczne nie miały właściwie żadnego marginesu błędu. Trafienie oznaczało koniec rejsu, czasem koniec jachtu lub nawet i załogi. Nawet ewentualne akcje ratownicze były utrudnione ze względu na trudność z lokalizacją uszkodzonego pojazdu. I dlatego nikt tam nie latał. Nawet podczas Regat rzadko kto decydował się na taki numer. To, że Ketsuki chciał to zrobić oznaczało, że albo lubi żyć na krawędzi albo naprawdę desperacko zależy mu na wyniku.


Kevin słuchał czempiona jak rażony gromem. Ostatnia nadzieja upadła. Skrót przez Dziki Pas był ostatnią szansą gdzie słabszy i mniej "dopakowany" jacht miał realną szansę wyprzedzić taki jak Ketsuki'ego. Jeśli obaj by nawet skorzytali ze skrótu to najwyżej miałby szansę zmniejszyć straty. No chyba, że mistrzuniu przygrzmoci w coś na ostanim zakręcie. No ale to równie dobrze mogło się przytrafić i jemu. Nie było wyjścia. Wydurnił się. Nie chciał się jednak poddać. Gorączkowo szukał sposobu jak wyjść z tego z twarzą. I nagle znalazł!

- Przelcę przez Dziki Pas. Przelecę przez cały Dziki Pas. Ja Kevin Walker z Calipso przelecę przez cały Dziki Pas! - tym razem nie krzyczał Mówił wyraźnie i dobitnie. Patrzył wprost na Ketsuki'ego rzucając mu wyzwanie. Potem spojrzał wsciekle na ludziach zebranych na sali. Przez moment panowała absolutna cisza. A potem się zaczęło.

Ludzie kręcili z niedowierzaniem głowami, taki numer jeszcze nigdy nikomu się nie udał. Nawet sam mistrz zdawał się być zaskoczony. Jednak plan Kevina był czytelny i zrozumiały dla każdego. Na swój sposób nawet oczywisty i z pozoru sensowny. Bo skoro przelot jednego etapu daje takie bonusy to przelot przez 3/4 trasy na jakim to odcinku Pas sąsiadował z trasą w oczywisty sposób było wręcz sposobem na pewną wygraną. Tylko, zę to było też wręcz pewnym sposobem na pewne samobójstwo. Zaryzykowanie przygody z jednym etapem było jeszcze skalkulowanym ryzykiem ale przelot na całej trasie był po porstu... Ludziom się to po prostu w głowach nie mieściło.


Angel była zachwycona, wręcz wniebowzięta! Zaczęło się opornie z jakimś - tam debiutantem ale okazało się, że miała wywiad swojego zycia. I to przed wyścigiem! Miała coś lepszego niż wywiad z Ketsuki. To była jej przepustka do prawdziwej sławy. Spojrzała triumfalnie na koleżanki i kolegów po fachu. Mogli mieć wywiad z kimkolwiek ale pełny wywiad z tym Walkerem będą mogli przekopiować z jej kanału.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-10-2014, 19:48   #94
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Nad strefa lądowania powoli zapadała noc. Zmierzch przypomniał wszystkim - a raczej ich ciałom - jak wyczerpujący były ostatnie wydarzenia. Pierwszy kontakt z planetą był dla wszystkich ciężkim przeżyciem, nie tylko psychicznym, ale i fizycznym, tak więc każdy z kolonistów zasłużył na solidny odpoczynek. Nie wszystko było w pełni przygotowane i ustawione tak jak powinno, morale - sądząc po "ucieczce" jednego z członków załogi i śmierci drugiego - też nie było zbyt wysokie, ale przecież nie minęło znowuż tak wiele czasu by wszystko wyprostować.

Były również i dobre wieści - uruchomiony przez Mela skan okolicy wykrył w trzykilometrowej strefie przelotu coś w rodzaju bagniska - mokrego obniżenia terenu między kamiennymi ostańcami, co pozwalało sądzić, że w okolicy znajduje się jakieś źródło wody. Poza tym teren nie był specjalnie zróżnicowany - ot, wzgórza i głazy porośnięte trawą, czasem urozmaicone niewielką kępa drzew. Istot żywych - na tyle dużych by złapały się w sensory - też brakowało, jednak niedaleko obozu drony wychwyciły nieruchoma plamę ciepła, temperaturą i kształtem przypominająca człowieka. Musiał być to "zaginiony" kolonista - ale że mimo dłuższej obserwacji wiele się nie poruszył, dano sobie z nim spokój... przynajmniej na chwilę. Może po prostu zamierzał spać poza obozem?

Dzięki staraniom Shinjego i asystującej mu Kory udało się również opatrzyć Jera. Operacja poszła nawet lepiej niż zaplanowano - i tym samym czas rehabilitacji pilota mógł skrócić się do tygodnia-półtora, a nie do kliku, jak początkowo sądzili lekarze. Dodatkowo dowiedzieli się, że przyczyną obrażeń mężczyzny był wybuch paliwa w hangarze - eksplodowały one krótko po tym, jak została zniszczona sterówka, a Jer próbował odpalić prom do ewakuacji pozostałej przy życiu załogi.

Po "przywróconym do życia" pacjencie na stół trafił też Archibald - tu jednak wyniki sekcji okazały się dość zdumiewające. Bezpośrednią przyczyną śmierci młodzieńca było rozległe zmiażdżenie organów wewnętrznych - zarówno jama brzuszna jak i mózg wyglądały tak, jakby ktoś przepuścił je przez maszynkę do mielenia mięsa, choć ani skóra, ani kości nie zostały uszkodzone. Kora odkryła również jeszcze jeden dziwny ślad - gałki oczne trupa były... ugotowane, jakby przyłożono do nich punktowo bardzo wysoką temperaturę. Niestety żadnemu z medyków nie przyszło na myśl, co mogło spowodować tak charakterystyczne i dziwne uszkodzenia.

I tak oto pierwszy dzień na nowym świecie dobiegł końca. Co prawda przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi i zapowiadał kolejne wyzwania... ale za to czekał ich nowy dzień. A świt zawsze przynosił nadzieję...




KONIEC ODCINKA DRUGIEGO







SE01 EP03 "Night Shift"




Wszyscy

Noc była pełna gwiazd. Planeta nie miała księżyca, ale brak zanieczyszczenia światłem sprawił, że na idealnie czarnym niebie wyraźnie srebrzyły się miliardy dalekich gwiazd, układających się w zapierające dech w piersiach konstelacje. Pojawiająca się raz na jakiś czas delikatna smuga po upadku meteorytu przypominała też o skalistym pasie, którym otoczona była Terra Incognita. Gdzieś tam w górze krążyła też skorupa "Nadziei", pusta jak strączek, który wysypał na żyzny grunt swoje nasiona. I tylko jej "pikanie" na satelitarnych odbiornikach mogło przypominać niektórym, że wcale nie są tak bardzo sami w tym olbrzymim Kosmosie - a takie wrażenie można było odnieść, spoglądając w niezmącone niczym niebo.

Wszyscy - nawet najbardziej niespokojne dusze - posnęli, szykując się do następnego dnia. Śnili - podobnie jak wcześniej, w kriogenicznym żelu - tym razem jednak świadomie. I tym razem dużo łatwiej było ich obudzić...

Bradock, Catroina, Milton, Jeremiasz, Shinji

Każde z was obudziło się nagle; przez krótką chwilę przez głowę przelatywały wam sprzeczne, pogmatwane myśli, jak każdemu wyrwanego z głębokiego snu. Gdzie jestem? Która godzina? Co się dzieje? Nie mogło minąć wiele czasu od położenia się spać - mięśnie nadal promieniowały zmęczeniem, a umysł nie do końca odpoczął. Mimo wszystko jednak, po chwili wsłuchiwania się w ciemność każdemu udało się zlokalizować źródło hałasu, który przerwał wasz wypoczynek - był to hałas otwieranych wrót od modułu... i najwyraźniej dochodził z okolic "jedynki".

Murrur

Inżynier położył się spać w module z kapsułami, zdecydowany pilnować dobrostanu zamrożonych ludzi. Taką samą decyzję podjęła Kora. Wydawało się, że tylko ta dwójka naprawdę przejmuje się losem pozostałych kolonistów - reszta ocalałych przestała zwracać na nich uwagę w momencie, w którym zabezpieczono dostawę energii do modułu i zajęła się własnymi sprawami.

Sen wśród chłodziarek był nieco upiornym doświadczeniem - trochę porównywalnym do drzemki w kostnicy - ale uspokajający szum maszyn szybko uśpił byłego rewolucjonistę. Spał spokojnie... do momentu w którym nie obudził go jękliwy skrzyp metalu. Drzwi od kontenera zaczęły się powoli rozwierać - choć pora na wizyty była co najemnej dziwna. Murrur rzucił okiem na swoją towarzyszkę - lekarka spała spokojnie, najwyraźniej nie słysząc dźwięku. Najwyraźniej był zdany tylko na siebie.

Dante, Kze'tah

Rozkazy gubernatora były jasne - żadnej pomocy dla dezerterów - ale Dante miał w tej kwestii inne zdanie. Czy kierowało nim poczucie solidarności, czy empatia, czy po prostu miał świadomość tego, że samotny nocleg na obcej ziemi to śmiertelna ruletka - w każdym razie w jego elektronicznej głowie zakiełkował myśl, by pomóc niesfornemu osadnikowi.

Nie spieszył się - dopiero kiedy zapadła noc, a wszyscy poszli spać, wstał na obchód perymetru. Wyglądało na to, że noc jest spokojna i nie przyniesie żadnych przykrych niespodzianek, dlatego też "misja ratunkowa" nie niosła ze sobą żadnego zagrożenia.

"Zbiega" znalazł bez trudu, kilkaset metrów za wypaloną linią strefy lądowania, w miejscu gdzie wcześniej wypatrzyły go drony Mela. Mężczyzna nie ruszał się; wyglądało na to, że w poszukiwaniu dobrego punktu obserwacyjnego wdrapał się na gałąź karłowatego drzewa, która nie wytrzymała jego ciężaru i runął w dół, tracąc przytomność przy upadku. Nie namyślając się długo, potrząsnął uchodźcą, cucąc go.

Kze'tah wybudził się, czując się naprawdę paskudnie. W ustach miał piaskową suchość, było mu zimno, a wszystkie mięśnie miał zesztywniałe i bolące, jak od długiego nieużywania czy zakwasów. Wokół było ciemno; z tego co udało mu się dostrzec, znajdował się wciąż w tym samym miejscu, do którego udał się, uciekając spod "tyranii" obozu. Za ramię potrząsał nim jakiś mężczyzna, uzbrojony w karabin i w futurystycznym hełmie.

Był cały i przytomny... tyle dobrego. Bolała go jednak głowa, a na dodatek miał wrażenie, że przez czaszkę przechodzi mu stado jakiś masywnych zwierząt, tupiąc, prychając i wprawiając w drżenie cały okoliczny grunt.

Tyle tylko, że nie było to wrażenie zmaltretowanego ciała. Dante usłyszał dokładnie to samo. Zza wzgórz w kierunku obozu zdecydowanie coś nadciągało...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 14-10-2014 o 19:59.
Autumm jest offline  
Stary 14-10-2014, 21:18   #95
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
- Hę? Kto tam? - mechanik zawołał cicho, by nie zbudzić lekarki.

Podniósł się z posłania i złapał klucz nastawny. "To pewno ktoś przyszedł sprawdzić co z mrożonkami" - myślał - "ale nie zaszkodzi być ostrożnym".
 
Quelnatham jest offline  
Stary 14-10-2014, 21:55   #96
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
PRZEBUDZENIE METALOWEJ BESTII



Dzień lądowania, czas nieznany, trzy godziny do zmierzchu.
Planeta XA82000-0, Miejsce lądowania.


Karl Cabbage chciał pomóc gubernatorowi, jednak tamten był najwyraźnie bardziej skłonny do działania niż koordynowania. Cóż - Cabbage żałował, że nie poznali się przed odlotem, wiedziałby czego się po nim spodziewać. Będzie jak na nowym przydziale okrętowym, pomyślał ex-oficer i postanowił skupić się na przeżyciu tej nocy. Jeżeli się uda, od jutra będzie można zacząć snuć plany na przyszłość.


Moduł surviwalowy był odpieczętowany i otwarty - Karl bez problemu zabrał ze środka zestaw surwiwalowy, zestaw pierwszej pomocy oraz rakietnicę z garścią amunicji, całość zapakował w plecak. Po czym ruszył w kierunku modułu garażowego. Gdy nadchodziło niebezpieczeństwo, każdy człowiek floty najpewniej czuł się na pokładzie, w jego przypadku - na mostku. Oczywiście mostek uziemionego promu nie był rozsądnym miejscem, ale Cabbage widział, że skoro moduł garażu wojskowego ocalał - to oznaczało że w środku są odpowiednie pojazdy. I wypadało by odpalić choć jeden przed zmrokiem. Wartowanie z opancerzonego kokpitu było dużo bezpieczniejsze niż na nogach, a poza tym światła i silnik mogą odstraszyć wielkie zwierzęta.

Sprawdzam listę pasażerów...
Autoryzacja potwierdzona.
Cabbage, Karl Llevelyn.


Z cichym sykiem awaryjne wejście do hangaru otworzyło się i Karl przestąpił próg modułu.
Garaż był niemal pusty, a echo kroków obijało się o ściany. Normalnie mieścił kompanię pancerną - tuzin stanowisk, jednak tutaj stały zaledwie pięć pojazdów. Trzy ciężkie transportery amunicyjne, zwiadowczy łazik i ciężki czołg przeciwrozruchowy - konfederacyjny Meatdozer. I właśnie na tym ostatnim Kabbage zamierzał się skupić. Rozerwał zębami opakowanie czekolady z zestawu, po czym żując słodycz, ostro wziął się do roboty.

Dwie godziny póżniej


Zapaliły się czerwone lampki i wrota hangaru drgnęły, po czym zaczęły się rozsuwać. Z ciemności, rozświetlanej nielicznymi kontrolkami i iskrami sypiącymi czasem z jakiś przewodów uszkodzonych przy lądowaniu wyjechał potwór.



Pojedyncze koło było wielkości człowieka, podobnie jak łycha do spychania i blokowania tłumu. Kabinę, górującą prawie trzy metry nad poziomem gruntu oświetlały dwa czerwononiebieskie koguty, bezgłośnie mrygające, choć były tam też głośniki potężnej syreny. Warknęło i metalowa bestia powoli wytoczyła się na zewnątrz. W świetle zachodzącego słońca było widać ciemnoniebieski kolor czołgu oraz wymazane symbole Sił Policyjnych Imperii 21, a także nieliczne grafitti, które zostawili protestanci. Nadchodził zmrok, ale nie był to problem dla maszyny często działającej po zmroku, w zakazanych nieoświetlonych dzielnicach - potężne szperacze, odporne na kamienie i inne pociski, przepędzą mrok precz.
Pojazd, kierowany ręką Karla Kabbage'a powoli toczył się w kierunku modułu uzbrojenia, a z głośnika sączył się automatyczny, zapętlony komunikat "Proszę się rozejść! Proszę się rozejść!"
Podjechał pod "zbrojownię" tyłem, zgasił silnik i przeszedł z kabiny do przedziału desantowego, mogącego pomieścić tuzin policjantów z pełnym wyposażeniem. Nadchodził zmrok, a nie wiadomo kto i kiedy będzie musiał gdzieś maleństwem jechać, więc wypadałoby zabrać trochę robiących krzywdę rzeczy do środka. Trochę drobiazgu przyniósł też z modułu surviwalowego.

Broń i sprzęt na mocowaniach w przedziale desantowym Meatdozera
Assault Shotgun x1, 4 magazynki
Combat shotgun x5, każdy z 4 magazynkami
(Połowa to Slug, połowa Buckshot)
Heavy revolver x5, każdy z 4 magazynkami
Security Helmet x5
Flak jacket x5
Flamethrower x1 (pełny)
First aid kit x10
Nóż wojskowy x10
Survival kit, personal x10
Cold Light latern x10


Zaś gdy słońce zaszło, a warty zostały ustalone, Karl przekazał władzę nad pojazdem jednemu z dyżurnych wartowników, zaś sam... rozwinął matę i śpiwór na podłodze przedziału desantowego i poszedł smacznie spać.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 14-10-2014 o 22:44.
TomaszJ jest offline  
Stary 15-10-2014, 09:38   #97
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
Wyuczone nawyki Andersa działały już niemal podświadomie. Gdy kładł się spać, zawsze kładł broń w taki sam sposób, z tej samej strony. Jak wbijali mu do głowy na szkoleniu, przy szybkim wybudzaniu, to może uratować życie.

Teraz, odruchowo, pierwsze co zrobił to chwycił karabin. Gdy po kilku sekundach uswiadomił sobie gdzie jest i co słyszy, starając poruszać się jak najciszej, uniósł się do przyklęku, po czym z bronią przu ramieniu ruszył w stronę modułu nr1.

Słysząc głośne pytanie Murura, przyspieszył kroku, nie chcąc aby Yeyeo spotkał się z tym ,,kimś" sam.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 15-10-2014 o 09:44.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 15-10-2014, 12:11   #98
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
-Żyjesz... Jestem Jaeger, jeden z kolonizatorów. - Cyborg klęcząc na jednej nodze rozglądał się po okolicy z karabinem przy oku.

-Jeszcze raz odwalisz taki numer bez ostrzeżenia, a zdechniesz w męczarniach albo sam Ci łeb urwę. Podnoś się, wyjmuj broń. Wracamy do obozu. - pomógł mu wstać i zaczęli się wycofywać.


Gdy usłyszał zbliżający się tętent, zimny pot zlał mu plecy.
Znał to zjawisko. Stada pędzących w panice dzikich, spłoszonych zwierząt tratowały wszystko na swojej drodze. Stampede.
W jego głowie usłyszał alarmowy komunikat wykorzystywany na jego rodzimej planecie:
-Stampede! Take cover!

Stampede... Przebłysk wspomnień.

I przypomniał sobie, że mimo wszystko nadal jest na wachcie, jego obowiązkiem jest informowanie o zagrożeniu. Rzucił komunikat na wszystkich kanałach.

-Alarm! Niech wszyscy znajdą schronienie i się zabezpieczą! Coś wielkiego zbliża się zza wzgórz! Powtarzam, zagrożenie od strony wzgórz!

Cyborg pociągnął za sobą odnalezionego, jednocześnie przerzucając karabin na plecy.
-W nogi!
Cyborg zaczął biec w stronę obozu, nie czekając na reakcje uratowanego.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 15-10-2014 o 12:53.
potacz jest offline  
Stary 15-10-2014, 12:55   #99
 
Shanaa's Avatar
 
Reputacja: 1 Shanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodze
Obudziła się nagle i na początku nie wiedziała gdzie jest ani co tu robi. Zasnęła w module zbrojowni, a teraz leżała na czymś miękkim, a do tego przykryta płaszczem... Musiało minąć parę chwil nim blondynka poukładała myśli i poznała zapach, który od tak dawna jej towarzyszył. Alain. Musiał ją znaleźć i tu przynieść... Na samą myśl uśmiechnęła się ciepło, jednak uśmiech ten dość szybko przeistoczył się w grymas niezadowolenia gdy Cathy przypomniała sobie co ją obudziło.
Hałas... Kto o tej porze jeszcze kręci się po obozie? I po co otwiera jedynkę? Przecież oprócz mrożonek nic tam nie było. Blondynka zmarszczyła brwi i wstała z fotela pilota. Czyżby jeden z "tamtych" o których wspomniał Archibald? Tyle przypuszczeń i domysłów... a większości podążały w tą złą stronę.
Catriona podeszła do gubernatora i ucałowała go delikatnie, tak, aby go jednak nie zbudzić, odłożyła jego komputer na drugie siedzenie i przykryła go płaszczem, którym wcześniej sama była przykryta.
Już miała wyjść na zewnątrz, gdy do jej komunikatora dotarła wiadomość, o zbliżającym się "czymś wielkim". Kobieta przeklęła w myślach, a chwilę później znów stała przy gubernatorze próbując go wybudzić. W sumie to on tu potrafił strzelać... ona prędzej pozabijała by wszystkich w około niż trafiła w wyznaczony cel... jeżeli w ogóle podniosła by dobrze broń.
- Alain zbudź się! - powiedziała kładąc dłonie na ramionach mężczyzny i lekko nim potrząsając. Miała nadzieję, że ten szybko dojdzie do siebie po tak krótkim śnie i nagłym wybudzeniu.
 
__________________
"Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich."
Shanaa jest offline  
Stary 15-10-2014, 18:50   #100
 
BigRedChick's Avatar
 
Reputacja: 1 BigRedChick nie jest za bardzo znanyBigRedChick nie jest za bardzo znany
O cholera... Kze'tah wstał i zaczął biec za cyborgiem. W trakcie biegu odwrócił się i zobaczył jakieś wielkie ciemne, owłosione coś, które stratowało drzewo, z którego spadł. Dlaczego ja w ogóle z niego spadłem? - pomyślał - Pamiętam tylko, że wstałem i... To że się obudziłem Kze'tah ponownie spojrzał za siebie. Zobaczył, że te monstra przypominające małą Bestię powoli doganiają ich. Przyspieszył wyprzedzając Jaegera. Na coś przydały się te lata ćwiczeń. Zobaczył przed sobą "obóz" z którego jeszcze kilka godzin temu uciekał. Jak tam wpadną, to tyle z naszych wakacji tutaj - pomyślał - Gdybym chociaż miał swój łuk...
 
BigRedChick jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172