Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2014, 17:38   #111
 
BigRedChick's Avatar
 
Reputacja: 1 BigRedChick nie jest za bardzo znanyBigRedChick nie jest za bardzo znany
Kze'tah wbiegł za cyborgiem do obozu i nie zatrzymując się wbiegł do zbrojowni. Schował się w jednym z kątów i postanowił nie wychodzić stamtąd chyba, że go ktoś zawoła. Co jak co, ale do walki nie zamierzał się pchać. Widział po drodze, że ktoś wyjechał jakimś pojazdem pancernym, więc powinni sobie sami poradzić. Kze'tah nie zamierzał się narażać dla obozu. On mógł sobie sam poradzić w lesie, w przeciwieństwie do pozostałych wyłączając cyborga.
 
BigRedChick jest offline  
Stary 24-10-2014, 17:58   #112
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Melathios Sofilatres przekroczył drzwi czołgu, Karl Cabbage wskoczył na siedzenie kierowcy i zamknął drzwi przedziału desantowego.
- Proszę cię czegoś złapać, Panie Sofilates, jedziemy na wypalanie - powiedział i ruszył by zawieść ochotniczego operatora miotacza w odpowiednie miejsce. Ryk silnika w środku był wytłumiony, więc spokojnie było słychać.
- Proponuję podpalenie w kształcie litery "V" - mówił po drodze - skierowanej ostrym końcem do nadciągającego tabunu z ramionami skierowanymi tak, by obóz był w środku. Jeżeli przetniemy im drogę, mogą nie chcieć się zatrzymać, ale jeżeli rozpędzone bestie miały możliwość gładkiego ominięcia ognia, powinno się udać. Co Pan na to?
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 24-10-2014, 19:19   #113
 
Shanaa's Avatar
 
Reputacja: 1 Shanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodzeShanaa jest na bardzo dobrej drodze
Cathy bez zbędnych słów kiwnęła potakująco głową i szybko ruszyła do modułu zbrojowni. Nie była żołnierzem... ona robiła broń, jednak testował ją zawsze ktoś inny ze względu na siłę kobiety, ot po prostu nie utrzymałaby zbyt długo ciężkiej broni a co dopiero myśleć o strzelaniu i sile odrzutu. Nie, to nie dla niej. - Bądźcie ostrożni - powiedziała odwracając się na moment w kierunku towarzyszy, by po chwili zniknąć w module zbrojowni, który najwyraźniej nie był już opustoszały... Zaginiony pasażer z jedynki najwyraźniej się odnalazł. To dobrze czy źle? Okaże się w praniu... Na powitanie kiwnęła jedynie głową po czym usiadła w przeciwległym kącie.
 
__________________
"Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich."
Shanaa jest offline  
Stary 24-10-2014, 20:13   #114
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
- Chyba w porządku. Drzwi się otworzyły... ale pewno były niedomknięte - Wyjaśnienia Murrura przerwał komunikat i wojskowi ruszyli do zbrojowni.
Yeyeo nie miał zamiaru im pomagać, nie miał wszak wyszkolenia, i nie musiał się przenosić. Jedynka była najbezpieczniejszym, centralnie umieszczonym modułem. Oznajmił swoje decyzje Korze i zamknął wejście do kontenera upewniając się czy dobrze to zrobił.
Powrócił na swoje posłanie i usiadł by przeczekać to nieznane mu zjawisko, ale nie wypuścił klucza z dłoni.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 24-10-2014, 23:14   #115
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Mel spojrzał na komandora i uśmiechnął się szeroko.
- Dla mnie bomba.- Odpowiedział. - Ty prowadź a ja zajmę się paleniem. Mamy tylko jeden problem, chyba trzeba będzie zostawić drzwi otwarte bo na dach się nie wdrapię, było by to chyba też zbyt niebezpieczne. Nie widzę tu też żadnego włazu.- Dodał po chwili.- Skoro mamy zrobić te V, jak proponujesz to najlepiej będzie zrobić 8 o dużym promieniu. Będzie kąt ostry o którym mówisz. Pośpieszmy się więc.- Mel powiedział stając na tyle pojazdu z miotaczem w dłoniach. Doktor złapał się poręczy wiszącej metr od drzwi i mniej niż pół nad głową.- Otwórz drzwi kiedy mam zacząć palić.- Powiedział do Kabbage'a przez Commdot w tym samym czasie przypinając się do poręczy paskiem. Ściskając pewniej miotacz w dłoniach doktor czekał na otwarcie drzwi przez komandora.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 25-10-2014 o 22:50.
Baird jest offline  
Stary 25-10-2014, 01:19   #116
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin Walker - pilot z fantazją


---


A więc wystartowali. Początkowo wszystko szło bez żadnych sensacji. Ketsuki od prawie lini startu był w czołówce choć jeszcze dwa czy trzy jachty nawiązywały z nim równorzędną walkę. Debiutancki "Argonauta" Walkera wlókł się tak gdzieś między środkiem a końcówką stawki. Czyli zgodnie z pierwotnymi przewidywaniami ekspertów jak i samych załóg. Wyglądało, na to, że buńczuczne oświadczenia młodego, nieznanego pilota pozostaną czczą przechwałką i próbą zabłyśnięcia w świecie VIPów. Często przecież ludzie w podobny sposób chcieli zwrócić na siebie uwagę w ten sposób. Co chwila się to zdarzało.


Kevin przez noc też ochłonął. Miał czas do namysłu i właściwie to kombinował jak się wyślizgać z tych głupot co narobił wczoraj wieczorem. Ale doszedł do tego, że najwyżej spróbuje podlecieć pod Pas, może w niego wleci i najwyżej będzie miał pretekst, że spróbował. Jakoś może uda się wyjść wówczas z tego rumowiska w miarę bezpiecznie a on jakoż zachowa choć część twarzy.

Zbliżał się już do punktu w którym powinien odbić by wykonać swój ogłoszony wcześniej manewr. Lecący na czele stawki Ketsuki z czołówką już go minęli więc było jasne, że będą się trzymać swoich pierwotnych zamiarów i taktyki. Walker wciąż miał jeszcze wybór. Wówczas własnie nadeszło ostrzeżenie o burzy. To, że będzie było pewnie od paru dni ale, nikt nie wiedział jak silna, długa i kiedy dokładnie się rozpęta. Komunikat mówił, że przez rejon trasy przejdzie w ciągu kilku godzin i będzie trwała następne kilkanascie. Jak czytał dane z ostrzeżenia widział, że są niewesołe, i będzie silna i długa.

Nadchodziły tez kolejne komunikaty o decyzjach załóg które decydowały się na przeczekanie jej w bezpiecznych dokach. Peleton zaczął się sypać i wykruszać. Zaczynali rezygnować ci którzy mieli najmniej do stracenia czyli albo jachty nie były skonstruowane do takich przeciążeń albo załogi nie chciały ryzykować bez potrzeby. W ciągu kilku godzin przed nadejściem burzy peleton został zedukowany z tego powodu prawie o połowę. Rezygnowali głównie ludzie z końca stawki niż z początku gdzie maszyny były lepiej przygotowane, załogi zdeterminowane a i nikt nie chciał ustapić innemu miejsca na podium. Do tego burza dawała prawdziwego kopa jachtom i naprawdę można było pobić na jej silnych wiatrach jakikolwiek rekord. Burza też zagłuszała łaczność więc odebrać komunikat z silnych nadajników stacji orbitalnych i statków jeszcze można raczej było. Ale ze słabiutkich, przedpotopowych radyjech jachcików już niekoniecznie. Wzywanie więc pomocy podczas burzy wcale nie było pewne. Tak samo jak namierzenie wzywającego pomocy.

Kevin rozważał to wszystko i naprawdę się męczył z podjęciem decyzji. Burza dawała mu szansę i pretekst do wyjścia z sytuacji z twarzą. Albo chociaż rezygnacji z tego durnego pomysłu z Pasem. Wahał się, pocił, przeklinał, przeliczał od nowa, frustrował, zirytowany uderzał w pulpit czy klawiaturę ale nic nie pomagało. Wciąż odczuwał pokusę by spróbować wykonać swój zamiar. Wierzył w swoją maszynę, umiejętności, pomysłowość i upór. "Argonauta" był jak na dostępny budżet i materiały świetnym jachtem. Każdy jacht był na swój sposób wyjątkowy i niepowtarzalny ale nawet pod tym kątem "Argonauta" był inny. W przeciwieństwie do superlekkich, szybkościowych konstrukcji jakie preferowała większość uczestników, w tym sam Ketsuki, maszyna z Callypso była dość ciężkawa i toporna. I pozornie zbudowana bez finezji, polotu i szału. Własnie czegoś takiego można było się spodziewać po maszynie rodem z rolniczej planety bez wyścigowych tradycji. Coś jak traktor. No jak traktorem można wygrać wyścig?

Ale Kevin który uczestniczył od początku w projektowaniu jej wiedzial swoje. Wiedział, że ma ona swój lwi pazur. Nie była ładna. Nie była nowoczesna. Nie była szybka. Miała dość słaby przelicznik powierzchni żaglowej do masy. Niespecjalną manewrowość czy przyśpieszenie. Była niezawodna i niezniszczalna. Postawiono sobie za cel głównie zapewnienie bezpieczeńśtwa pilotowi i utrzymanie stałej prędkości. Jacht mógł funkcjonować na prawie śladowych ilościach energii. Miał zdublowane systemy podtrzymywania życia do których podtzymania wystarczył strzęp żagla. Właściwie nie dało się taką maszyną wygrać wyścigu. Można było za to spokojnie go ukończyć. A na to cały team Walkera był właśnie nastawiony. Przy okazji jednak powstała maszyna zupełnie jakby stworzona do przetrwania katastrof.

Postanowił spróbować. Zwłaszcza jak każdy z pilotów miał potwierdzić, że został ostrzeżony o burzy i kontynuuje lot na własną odpowiedzialność. W ciągu godziny zgłosili się wszyscy. Pierwszy potwierdził oczywiście Ketsuki. Mówił pogodnym, spokojnym i opanowanym głosem. U reszty dało się natomiast słyszeć powagę i napięcie. Kevin zazdrościł mu opanowania i takiej swobody wypowiedzi. Gdy przyszła jego kolej oblizał nerwowo wargi choć przez radio nie było tego widać i potwierdził dalszy lot.

Do skraju Pasa doleciał już podczas burzy. Jachcik sprawował się świetnie i bez zarzutu. Od nadmiaru energii w żaglach dostał speed'a jak nigdy wcześniej. Czyli dokładnie tak jak to sprawdzali na symulacjach. Sam Pas zaczynał się nie wiadomo kiedy. Pierwszą skalną bryłę zobaczył jeszcze sporo przed jego oficjalną granicą. A na radarze to miał szlaczki i maczki jeszcze wcześniej. Ale widział go teraz przed sobą. Nieskonczona wręcz ilość głazów, meteorów, kamyków, pyłu, zbudowanych ze skał, metalu, lodu, amoniaku, metanu i takich tam typowych cegiełek z jakich zbudowany jest Wszechświat. Radio i radar po prostu oszalały. Pilot już nie miał pojęcia co jest zasługą samego Pasa a co otaczającej go burzy. W każdym razie cała aparatura pomiarowa wskazywała taki przesyt danych, że był z niej ograniczony pozytek. A to wciąż był skraj Pasa. Właśnie dlatego nikt tam nie latał.

Kevin westchnął i oblizał wargi po raz ostatni. Po czym ustawił żagle na pełnie mocy i spuścił swój jacht ze smyczy. Ruszyli obydwaj ku wyzwaniu jakiego nikt wcześniej się nie podjął. Jacht i jego kapitan. Ruszyli z pełnią prędkością. Normalnie Kevin obliczał, że teoretycznie potrzebowałby ok 30 godzin na pokonanie całego Pasa. 30 nerwowych godzin gdzie w każdej mógł się rozsmarować na jakimś głazie albo zaserwować sobie podobne atrakcje. Teraz jednak musiał zweryfikować swój plan o aktualne dane. Czy to z powodu burzy, ukrytych zalet konstrukcyjnych jachtu czy jeszcze jakiś innych czynników które tu występowały wygladało, że da się to realnie do jakiś 25 a może i jeszcze więcej! To było niesamowite!

Nie było tak źle. Mniejsze mikrometeory nie były groźne. Większe jakoś udało mu się omijać, miał farta przez jaąś połowę trasy. Wówczas jeden z tych większych których jednak nie udało mu się ominąć ściął maszt wraz z większością żagla. Jacht siła rozpędu pędził co prawda dalej ale stracił znacznie na sterowności i zaczął przypominać rozpędzony bolid. W taki rumowisku to było jak bomba zegarowa. Jednak właśnie na taką okoliczność Argonauta był wyposazony w rezerwowy maszt i żagiel. Udało się więc go naprawić zanim do czegoś poważnego doszło. Jednak rezerwowwy sprzęt nie był tak wydajny jak oryginalny. Zresztą nawet jakby miał ten oryginalny nie było powiedziane, że umknąłby przeznaczeniu.

Zagłada przyszła nagle i bez ostrzezęnia. Przynajmniej jak na kosmiczną skalę. Z lawiny alarmów zbliżeniowych ten jeden konkretnyWalker wyłowił za późno. Rozpaczliwe uniki jakie próbował wykonać nie zdązyły zadziałać gdy skalna bryła uderzyła w burtę metalowej łupiny i bez trudu przebiła ją na wylot. Od razu zabrała za sobą tę malutką chmurkę natychmiast zamrożonej atmosfery dzięki której jachcik utrzymywał swojego pilota przy życiu. Zaś na rozprutym pokładzie od razu zapanowała cisza, ciemność i kosmiczny mróz. Walker świetnie to zapamiętał i te trzy czynniku gdzieś zostały w nim do dziś. Cisza, mróz i ciemność.




----


Obudził się. Było ciemno, było mroźno, było.... A nie, cicho nie było. Własciwie to było całkiem głośno. Ludzie latali w tę i we w tę, brzęczły jakies alarmy, komunikaty i generalnie wygladało na to, że mają nocną "sytuację". Niewiele myśląc pobiegł czym prędzej do promu. Cokolwiek by się nie działo wolał być za sterami czegoś co lata. Będąc już na miejscu zaproponował, że może w razie potrzeby posterować dronami albo i samym promem. . O ile zwierzaki, choćby nie wiadomo jak duże, nie miały broni przeciwlotniczej to z tych kilkudziesięciu metrów spokonie mógł im pokazać ziejące ogniem i temperatur porównywalną z gigantycznym palnikiem acetylenowym dysze latadełka. Ryk silników też mógł zrobić swoje.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-10-2014, 22:53   #117
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Mel, Karl

Dzięki pojazdowi dwaj mężczyźni byli pierwsi na "linii frontu". Nie czekając na resztę, zabrali się za wypalanie trawy po obu stronach obozu. W tym samym czasie do Mela spłynęły dane z dronów: zbliżające się hałasy okazały się stadem zwierząt, liczącym dobre dwadzieścia sztuk. Niestety, ze względu na dużą prędkość przemieszczania się zarówno drona, jak i obiektu obserwacji, wysokość i inne, niekorzystne warunki naukowiec nie był w stanie dokładnie oszacować składu stada. Było po prostu duże i szybko się zbliżało. Ciekawostką był natomiast fakt, że kilkaset metrów od pędzącej na oślep żywej masy na termicznym obrazie wyraźnie odznaczał się wolniej poruszający, gorący i skupiony obiekt. Dron jednak zawrócił, zanim można było mu się bliżej przyjrzeć. Nie było zresztą czasu: pierwsze zwierzęta wyłaniały się już zza wzgórza... Część od razu zawróciła, widząc ogień i błyskający światłami pojazd. Jednak dwa stworki, przypominające krzyżówkę krowy z kangurem - tylko nieco mniejsze, sięgające dorosłemu człowiekowi nieco powyżej pasa - w panice przebiły się przez ścianę płomieni i wydając spanikowane piski, minęły czołg, kierując się w głąb obozu. Mel i Karl mieli zaledwie chwilę, żeby zareagować, bo za chwilę czworonożni "intruzi" mogli całkiem zniknąć w ciemności...

Bradock, Jeremiasz, Dante

Chwyciliście miotacze i ruszyliście w kierunku hałasu oraz wyraźnie widocznego "czołgu", którym na miejsce tworzenia ognistej linii udali się pozostali członkowie "straży". Świeża, zielona trawa, dodatkowo pokryta skroploną rosą, nie chciała się palić od razu. Nikt nie żałował jednak paliwa i po chwili piekielna temperatura zrobiła swoje: przed modułami wykwitł szaleńczy taniec płomieni. Ognisty "mur" nie był wysoki, ale wystarczający, by wzbudzić panikę wśród tabunu zwierzaków: w migoczącym blasku widzieli niewyraźne cienie, które przerażone pryskały na boki. Jeremiasz zauważył dość zadziwiająca rzecz: kształty uciekających zwierząt wyraźnie wskazywały na to, że nie należały do jednego gatunku, a nawet do kilku różnych rodzajów jak drapieżniki i roślinożercy - a jednak z jakiegoś powodu biegły razem w panice.

Kiedy wszystkim wydawało się, że nocny atak został powstrzymany, stało się coś niespodziewanego - nad linią ognia skoczył błyskawicznym susem krokodylopodobny stwór, zgrabnie lądując na szeroko rozstawionych łapach. Nie był duży - sięgał może do pasa, ale od razu pokazał, na co go stać. Z nadludzką szybkością, nie pozostawiając nikomu czasu na reakcję, dopadł Dantego i rzucił się na niego, wygryzając się zębami w tors mężczyzny. Cyborg miał na sobie wzmocnioną kamizelkę i własny, podskórny pancerz, ale niewiele to dało - kły drapieżnika z łatwością przebiły zbrojony materiał i wbiły się w mięso, miażdżąc co najmniej kilka żeber. Ból zalał żołnierza obezwładniającą falą, a bestia odwróciła w kierunku pozostałych ludzi swój okrwawiony pysk i wydała z siebie triumfalny ryk, najwyraźniej węsząc łatwą zdobycz...

Murrur + Kora

Inżynier został z Korą w pustym module. Kobieta popatrzyła na całą scenę zdziwionym spojrzeniem i wróciła do spania; właściwie Murrur był sam. Siedział w ciemności, z uwagą nasłuchując tego, co dzieje się na zewnątrz; moduły były dobrze wytłumione, więc poza nagle urwanym tupotem stada i hałasem silnika czołgu nie słyszał za wiele. Przez dłużysz czas nic się nie działo... a potem wydarzyły się dwie dziwne rzeczy: kontrolki hibernatorów znów zapaliły się na czerwono, sygnalizując brak zasilania; zegar odmierzający czas do awaryjnego wybudzenia znów zaczął tykać. Co gorsza, awaria musiała dotknąć cały moduł: Murrur zauważył, że normalne oświetlenie pogasło i teraz jarzą się tylko awaryjne lampy.

A gdyby tego było mało, inżynier - tym razem wyraźnie - usłyszał dźwięk wciskanego przycisku do wrót. I moduł zaczął otwierać się na powrót.

Kevin

Na znak niebezpieczeństwa, pilot ruszył w kierunku, który wydał mu się najbliższy - czyli do maszyny latającej. Za sterami i powietrzu - tam czuł się najpewniej, a zwiad z góry to było właśnie to, czego brakowało w tej chwili chyba najbardziej. Zbliżając się jednak do wejścia do promu, przystanął, zaniepokojony. Coś w kształcie kadłuba zwróciło jego uwagę, choć z początku nie mógł sobie uświadomić, co. Dopiero po chwili dostrzegł, że pod skrzydłem znajduje się mały, kanciasty przedmiot, przyczepiony do poszycia statku. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się jego przeznaczenia... i tego, że nie było go tu wcześniej. Z drugiej strony, jeden raczej nie uszkodziłby zbyt poważnie solidnego promu. Ale kilka? Albo jak wybuchłby w powietrzu? Myśli galopowały przez głowę Kevina, a tymczasem ładunek spokojnie wisiał sobie pod skrzydłem...

Reszta

Alain miał dobry refleks i jasny ogląd sytuacji: na jego rozkaz, kto nie był bezpośrednio zaangażowany w walkę, schował się za bezpieczne, metalowe ściany modułu. Wszyscy słyszeli, jak huk pędzących zwierząt narasta, bu urwać się w kakofonii spanikowanych głosów - najwidoczniej pędzące stado przestraszyło się ognia i rozpierzchło się na boki, nie czyniąc nikomu krzywdy. Sytuacja wydawała się opanowana, a obóz bezpieczny... na razie.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 27-10-2014 o 23:01.
Autumm jest offline  
Stary 31-10-2014, 00:14   #118
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin Walker - pilot z fantazją



Kevin z przyzwyczajenia rzucił na okiem na ogólną bryłę swojego latadełka. Ale jak już to zrobił dostrzegł o dziwo coś so mu nie pasowało. W pierwszej chwili sądził, że to może jakaś gra cienia, może deszcz spadł w nocy jak spał albo ptasior narobił mu na maszynę... Zdarzały się takie rzeczy. Dlatego hangary były takie fajne. Ale już drugi rzut oka go upewnił, że to żadna plama ciemności mami mu oczy tylko naprawdę pod płatem krzydła było jakieś "ustrojstwo". Zaintrygowany podszedl bliżej i zerknął na to. - O kurwa... - jęknął gdy zorientował się na co patrzy. ~ Zajebię chuja który to zrobił! ~ przebłysk gniewu i strachu zdołał się na moment przebić ale do głosu doszła obawa przed wywołaniem eksplozji, wręcz instynktowna, zupełnie jakby lidzie pierwotni też się dynamitem zabawiali. Zamarł więc na moment i oblizał nerwowo wargi biorąc wdech a potem powoli go wydychając.

No to w sumie było głupie. Ludzie ofruchowo traktowali bomby jak jakieś zywe jadowite stworzenie które zaraz się na nich rzuci i ukąsi. A tymczasem przecieć było to zwykłe urządzenie, mechanizm, maszyna, automat... Skonstruowane w konkretnym celu. Tylko specyficznym. To czy stał i się gapił przy bombie czy nie nie miało dla niej znaczenia. I tak by wybuchła albo nie. W końću saperem nie był ale w samym wojsku był i to nawet kilku rodzajach. I co prawda przeszkolonym saperem nie był ale jednak czegoś w tym wojsku jednak uczyli. A więc...

Walker spokojnie, wręcz nonszalancek odszedł od płata i najzwyczajniej w świecie otworzył prom jakby nic się nie stało. Poszedł do schowka z narzędziami i przygotował sobie latarkę i składaną drabinkę by się na spokojnie przyjżeć cholerstwu. Przy okazji dumał nad opcjami. Wyglądało, że reszta załogi też miała nieplanowane nocne zajęcia i to z użyciem ostrej amunicji. Chyba chwilowo był zdany na siebie. Na wszelki wypadek jednak postanowił poinformować szefa by chłop w razie czego wiedział czemu im prom rozwaliło.

- Cześć szefie, tu Walker. Piromańska noc no nie? Słuchaj szefie, jest taka sprawa, idę sobie spokojnie i grzecznie by promem dać parasol ochronny nad naszym wspaniałym obozem a tu rozumiesz znajduję bombe przyczepioną do promu. I nie mam pojecia kiedy może wybuchnąć. Ta jedna co znalazłem całego promu, na ziemi, to nie rozwali raczej ale nie wiem czy nie ma ich więcej. Idę sprawdzić. W każdym razie na ą chwilę prom jest wyłaczony z akcji. A tak w ogóle to saper by mi się przydał by na to zerknął. - mówił niby spokojnym i beztroskim tonem jakby gadał sobie z kolegą w klubie ale dało się pod tą powierzchniową warstwą słychać napięcie. Widać zdawał sobie sprawę co znaczy łazić koło bomby. Czekał co mu gubernator odpowie i liczył no coś w stylu, że saperska ferajna jest już w drodze. Bomby zdecydowanie nie były jego specjalnością i wolał latać, no może jeździć jeszcze niż się bawić w sapera - amatora. Miał w sumie farta, że zauważył tę bombę. Jakby ktoś ją zdtonował w powietrzu to zniszczenia byłyby pewnie takie same jak na ziemi ale prom mógłby straciś sterownąć nawet pod pewną ręką Walkera i zaliczyć przymusowe lądowanie awaryjne albo się po prostu rozbić. Na samą myśl o tym, że ktoś mu praktycznie jedyne latadełko tutaj chciał tak urządzić to go po prostu szlag trafiał. Na razie jednak tłumił to bo musiał wyratować swoją Ślicznotkę ale potem... Jak dorwie tego skurwiela... O wtedy sobie pokrzyczy... Przynajmniej pokrzyczy...

W międzyczasie jak skońćzył rozmawiać z szefem zostawił sobie krótkofalówkę w kieszeni na piersi. Mógł z niej rozmawiać a ręce nadal miał wolne. Rozstawił pod bombą drabinkę, wszedł na nią i w świetle latarki obejrzał sobie wybuchowego intruza z bliska i w miarę na spokojnie.

Kawałek plastiku. Zamek szyfrowy. Miałby hasło pewnie mógłby ją odzbroić. Sam plastik był raczej niegroźny. Sam mechanizm też. Groźne było dopiero ich połączenie czyli mechanicznie to detonator. To on przesyłał impuls z mechanizmu zegarowego czy odbiornika radiowego do plastycznej masy i inicjował wybuch. Gdyby Kev był saperem powinien teraz własnie wykręcić ten zapalnik. Wówczas wracło się do częsci składowych czyli do samej plaselinowej masy i tej obudowy odbiorczej. No ale mimo, że wiedzę ogólną mial tak dokładnie to nie wiedział od czego zacząć. Może z jakąś ćwiczebną bombą to tak z ciekawości czy dla sportu mógłby się pobawić bo lubił poznawać nowe rzeczy. No ale z taką prawdziwym ładunkiem to jakoś mu się nie usmiechało.

Zastanawiał się co dalej. Najprostsza i najoczywistsza droga była dla niego odcięta. A przynajmniej wiązała się ze zbyt dużym ryzykiem by ją na serio rozważać. Ich kochanego sapera na razie nie było widać. Nawet się nie odezwał przez radio więc pewnie był z lekka bizi. Sądząc po płomieniach i hałasie jakieś stworów z oddali jakoś się w sumie nie dziwił. A czas uciekał.

Podszedł więc do sprawy od strony inzynieryjnej. Mógl odciąć kawałek płata i potem wywalić gdzieś bombę. Ale obawiał się, że albo zainicjuję wybuch albo pierdolony dywersant go wlaśnie obserwuje i po prostu naciśnie przycisk. Mógł spróbować pobawić się samym elektromagnesem. Przekierować prąd z silników, akumulatorów, przez metalowy w końću płat i spowodować, że energie się zniosą i elektromagnes bomby odpadnie sam. Ale to by trochę potrwało i znów ten palant mógł uruchomić bombkę. Nawet jakby spadła na ziemię nadal mogła uszkodzić maszynę. Detonatora ruszyć właściwie nie mógł. Ale zostawał sam plastik albo mechanizm inicjujący. Plastiku na razie też wolał nie ruszać. Mógł mieć jakieś pułapki czy niechcący nawet docisnąć co nie trzeba i wywołać wybuch. Więc zostawał tylko sam mechanizm inicjujący. Hasła nie zna l więc łamanie kodów na razie odpadało. Jeśli był tam mechanizm czasowy to nie wiedział ile ma czasu ani jak na szybkiego go wyłączyć. Ale zgadywał, że raczej wybuch ma nastąpić przed świtem. Ale najprawdopodobniejsze wydało mu się, że cholerstwo jest odpalane radiowo z detonatora. Bo kabli żadnych nie znalazł. Pomysł przyszedł mu do głowy prawie od razu jak zlokalizował ten problem. Podobnie w końću triki wykonywał na Black Eagle ze stacją radiolokacyjną i radararowo naprowadzanymi pociskami wroga. Okoliczności były inne ale fizycznie zasada była ta sama. Chwilę dumał tylko nad detalami. Mógł spróbować zrobić ten numer z pokładu promu za pomocą własnych urządzeń promu ale improwizowane obliczenia jakie w głowie wykonał nie dawały pewności, że kontrsygnał będzie wystarczająco silny. Ale co innego z naziemnej stacji i jej dużo mocniejszymi antenami. Jak już to nie pomoże to nie mieli nic silniejszego. A jakby się udało to zyskiwał czas i zapobiegał eksplozji wywołanej zdalnie. Wówczas można było coś pokombinować z bombą bo w końcu ona sama nadal była uzbrojona.

- Szefie, tu jeszcze raz ja, Walker. Chyba znalazłem sposób na zablokowanie nadajnika detonatora. Spróbuję zagłuszę jego sygnał więc nie powinno dojśc do eksplozji. Ale póki tego nie wyłącze to nasz nadajnik zagłuszy cała łączność radiową w okolicy, naszą też. W zamian jednak mamy szansę uratować prom. Ale musimy się pospieszyć bo nadal może w bombie być mechanizm zegarowy któy by działał nadal. I może ktoś powinien mieć oko na prom bo ja teraz lecę do nadajnika więc naszemu nocnemu minerowi może wpaść do łba by jakoś to skontrować. A gdzie nasz kochany saper? Jak to czasówka to myślę że wybuchnie najpóźniej przed świtem. - odezwał się ponownie do gubernatora meldując mu o sytuacji. Po drodze złożył drabinkę i wrzucił do srodka promu a jego samego zamknął by mu ktoś w środku jeszcze czegoś nie zmajstrował. Teraz mówił nadal spokonie i niby niefrasobliwie ale gdy już wiedział o problemie i miał pomysł jak go choć częściwo rozwiązać to pojawił się też wyczuwalny cień determinacji i zawziętości. Na razie biegł czym prędzej do nadajnika by wykonać swoje zadanie. Cholera... Tyle się namęczył by się tu dostać... By latać w kosmos... Na jego poznane skrajne obrzeża... I dalej... A gdy już mu się w końću udało... To trafił na ekspedycje gdzie prawie nic nie latało... A jedyne porzadne latadełko tutaj... Jakiś palant właśnie próbowął mu wysadzić... Nosz kurwa no! Nie po to tyle się mećzył i nie miał zamiaru składać broni bez walki. Piłka wciąż była w grze.



---



Determinacja, ciemnosć nocy nowej planety rozświetlanej tylko promieniem latarki a z daleko pożarem... W sumie nie wiedział czego ale chyba poza głóną linią obozu... Ta ciemność znów przywowłała mu wspomnienia. Zwłaszcza to jedno, decydujące o tym, że wreszcie mógł się wyrwać. Wyrwać w Przestrzeń. Jak zwieńćzenie całej ciernistej drogi a właściwie schodów gdzie tak naprawdę powinien utknąć na każdym stopniu. A jednak splot cech charakteru, umiejętność, życzliwości ludzkiej w kilku krytycznych momentach i czasem podobnych przebłysków szczęscia powodował, że jakoś jednak piął się dalej. Aż do wtedy... Do tamtych Regat... Regat Argonautów i tego cholernego lotu przez Dziki Pas. To na serio było prawie samobójcze przedsięwzięcie. Tak jak o tym mówili, i jakie krązyły o nim legendy. No i faktycznie... Właściwie to mu się nie udało... Rozbił swój jacht, stracił go, musieli go szukać i ratować... A mimo to... Przeleciał. Dziś mimo, że pamiętął to jakby stało się wczoraj to sam nie mógł uwierzyć, że tego dokonał.



---


- Nie ma go. Po co go szukamy? On może być gdziekolwiek. Nie znajdziemy go w tym syfie co tu jest. I to jeszcze przy tej burzy. Nawet nie nadał SOS. A żeby go znaleźć to trzeba by z dziesięć takich jednostek i z dziesięć lat. - młody operator skanerów marudził swoją litanię. Mówił niby do siebie ale tak naprawdę do kobiety siedzacej obok. Te marudzenie było jego sposobem na okazanie swojego niezadowolenia i właściwie buntu. No i szczerze mówiąc może i ich jednostka Kosmicznego Ratownictwa była jedną z większych i nowocześniejszych bo organizatorów było stać i mieli gest. No ale to wcale nie oznaczało, że mają jakąś gwarancję bezpieczeństwa na poruszanie się po Dzikim Pasie. I to w taką burzę. Mogli skończyć tak samo jak ten głupol który tu wleciał. I kto by wówczas przyleciał po nich? A szanse znalezienia na czas tego zawodnika były minimalne. Zwłaszcza, że mógł już nie żyć a jego łupina być wrakiem i to jeszcze zanim ruszyli na tą misję. Kolejny dzień podboju kosmosu. Co chwila to się zdarzało. No a w Dzikim Pasie w takich warunkach nikt by nie miał pretensji jakby teraz zawrócili. Wystarczyło być rozsądnym i...

- Młody... Skończyleś? - głos szefowej był spokojny i cichy ale w kabinie prócz ich dwojga nikogo nie było. Na całym statku nikogo nie było. W koncu zadaniowo przypominali kosmiczny ambulans. Poza tym na taką misję w takiej sytuacji... Po co komuś więcej ofiar?

- Jesteśmy ratownikami Brian. Kosmicznymi ratownikami. Latamy tam gdzie nikt inny nie ma jaj polecieć. Tam gdzie szpiegowskie statki, jednostki komandosów zdesperowani piraci nie mają odwagi polecieć albo czekają na poprawę sytuacji. A my nie. My latamy właśnie wtedy. Latamy po ludzkie życie Brian. Latamy by ich ratować. Bez zawahania. I bez marudzenia Brian. Jak tego nie rozumiesz może powinieneś pomysleć o przeniesieniu na inną jednostkę. - mówiła tym samym cichym spokojnym głosem choć wkradła się w nią twardsza, oschła nuta. Młodzik ją wkurzał. Był najlepszym operatorem skanu jaki z nią latać ale w oóle "nie czuł" tego ratowniczego chleba. Nie wiedziała po co się tu zgłosił. Chciał mieć w papierach służbę w Ratownctwie czy starzy mu kazali...

Ale w jednym miał rację. Szansa, że odnajdą tego zawodnika na czas i że go w ogóle odnajdą były skrajnie małe. Zwłaszcza póki nie nadawał żadnych sygnałów np. SOS. A nie nadawał. Przynajmniej nic takiego nie wychwycili do tej pory. By go donaleźć trzeba było mieć kupę szczęścia. No i taki sprzęt jak mieli oraz najlepszego operatora takiego własnie jak miała. Tylko, żeby skubaniec naprawdę się wczuł w tę swoją robotę to kto wie...

- Brian. Jesteś łebksim kolesiem. Może i go nie znajdziemy. Ale potrzebujemy jakiejś niestandardowej zagrywki by po powrocie udowodnić wszystkim, że zrobiliśmy wszystko a nawet więcej, żeby go odnaleźć ale nie było to w ludzkiej mocy. Nawet na tak świetną jednostkę i załogę jak nasza. Rozumiesz? No to czym moglibyśmy się wykręcić potem? - pozornie dała za wygraną i przyznała mu rację. Od razu widziała, że zadziałało bo oczy mu zablysły i zaczął coś kombinować. Potrzebowała właśnie czegoś wyjątkowego bo standardowymi metodami mieli małe szanse odnaleźć rozbitka.

- Mały, mało gęsty, bez aktywnych sygnałów, w niewiadomym sektorze o maksymalnie zagęszczeniu odłamkami... - podsumował warunki w jakich pracowali mimo, że znali je oboje. - Właściwie... Właściwie jak mamy konkretną jednostkę... Tak... On jest z metalu... I gładki... I błyszczy... Tak, moglibyśmy spróbować... - zaczął myśleć na gorąco i mówić jednoczesnie, miał pewien pomysł. W końću umilkł nagle a w zamian rzucił się do konsolety i zaczął coś w niej ustawiać. Trwało to dłuższą chwile podczas której mówił prawie wyłacznie monosylabami aż w końću prawie artystycznie klepnął ostatni przycisk i czekał na wynik. - Przełączyłem na teleskopy. Mamy cąłkiem niezłe. Razem z kompami będą szukać odbić i reguralnych kształtów co w połczeniu ze znaną masą i rozmiarami da nam zawężony krąg poderzanych. Pozostaje nam czekać. - oznajmił triumfalnie. Faktycznie tego dotąd nie próbowali. Ale była to dodatkowa szansa na sukces.



---


A jednak go znaleźli. Okazało się, że pomysł Brian'a zadziałał i technik radarowy nie zgarnia pensji za darmo. Był jej wart tak samo jak swojej opinii. Początkowa radość z sukcesu zgasła gdy zbliżyli się do jachtu ochrzczonego imieniem "Argonauta" i mieli dokładniejszy podgląd na jego stan. To był wrak.

Wyjaśniło się czemu nie nadawał żadnych sygnałów. Z masztu na którym zamontowane były anteny niewiele zostało. Tak samo z żagli, widzieli jakieś nędzne, luźne strzępy. Ale najgorzej wyglądał kadłub. Był rozpruty jak puszka po piwie którą najpier ktoś rozciął nozem a potem wygiął to co zostało. Dziób i rufa trzymały się w całości dzięki kawałkowi wygiętego kadłuba. Pozornie razem ale w rzeczywistości oddzielne. Wiedzieli co to oznacza. Na większych jednostkach, z wieloma grodziami i pomieszczeniami byłą szansa, że awet przy takich uszkodzeniach obie części zachowają hermetyczność. Ale na takich łupinach gdzie kabina stanowiła jedno główne pomieszczenie... Przy dehermetyzacji szlag trafiał właściwie cały pojazd. A przy takich uszkodzeniach nie było wątpliwości, ze stało się to nagle i z brutalną siłą zdplną solidnie przygrzmocić czemuś znacznie większemu. A taką mała łupinkę po prostu przepołowiło na pół. Wokół rozbitego kadłuba dryfoawły leniwie różne mniejsze i większe elementy kadłuba, masztu, żagli, butli, pojemików z czymś tam czy skrystalizowana zaiwesina atmosfery. Wyglądąło to beznadziejnie.

- Musiał dostać którymś z meteorów. Uderzył go z burty. Już po nim. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia i obserwacji operator radaru. Okazało się, ze miał racje ale teraz widząc ten obrazek jakoś nie wywoływało to w nimradości.

- Tego nie wiemy. Przeporwadź skan. Ja spóbuję go wywołać. - odezwała się po chwili starsza stopniem, wiekiem i doświadczeniem ratowniczka i kapitan jednostki.

- No bez jaj co? No zobacz jak to wygląda! Jak ktoś mógł tam przeżyć? Przeszedł błyskawiczny kurs oddychania w próżni? - wybuchnął młodzian. Jej upór zaczynał już go wkurzać. Przegrała zakład choć w sumie się nie zakładali to jednak to jego teraz było na wierzchu więc było prawie jak zakład a teraz nie chciała się przyznac do porażki. Niby jak ona chciała go wywołać skoro tamten miał rozwalone anteny?

- Brian, Zrób skan. Nie ma ciała. Jak jest tam sprawne radio to chociaż nas usłyszy. - zaczęła wywoływać rozbitka przez radio. - Tu kapitan Jessica Shall z "Hermesa" jednostki Ratownictwa Kosmicznego. "Argonauta" słyszysz mnie? Tu Jessica Shall, pilocie Walker, słyszysz mnie? - zaczęła od standardowgo wezwania. Mimo, że odpowiedziały jej tylko trzaski w eterze.

- Ciała nie ma bo go pewnie wywiało podczas uderzenia. Albo się gdzieś tam zaklinował. To nieważne. Już po kolesiu. Weźmy go na hol i wracajmy do domu. - młodszy załogant próbował przemówić jej do rozsądku. Zaczął robić skan bo w końću szybciej skończą to szybciej będą mogli wracać.

- No dobra... Oto wyniki skanu... Całkowicie rozhermetyzowany kadłub... Brak atmosfery... Temperatura bliska zeru absolutnemu... Żadnych cieplnych sygnatur... Brak źrodeł zasilania... Brak aktywnych nadajników radiowych i radarów... Uszkodzone główna jednostki napędowe... Czujniki ruchu nie rejestrują nic podejrzanego... Brak odpowiedzi z nadajników rezewowych... Brak odpowiedzi z nadajników kombinezonu... To kalsyczny wrak no... - wyrzucil ze złością cała litanie uszkodzeń która jasno potwierdzała, to co już jakiś czas widzieli własnymi oczami. Czego tu nie rozumieć? co tu jeszcze szukać?

- Dobra. Nadaj komunikat do bazy. Ja idę to sprawdzić. - rzekła kobieta odpinając się z fotela. Widząc zdumione spojrzenie młodzika uprzedziła jego wypowiedź. - Nie ma reakcji z kombinezonu tak? Ale samego kombinezonu też nie ma? A na ile czasu by mu starczyło tlenu jeśli był w nim w chwili uderzenia? - chłopak najpierw się skrzywił ale coś sprawdził na ekranie. Jak wrócił do niej spojrzeniem miny już tak nie miał pewnej. - Czyli zgaduję, że jesli był w kombinezonie to jeszcze ma tlen prawda? Właśnie. Czyli jest jakaś szansa. - nie mogła się powstrzymać by nie dać tego drobnego prztyczka w nos młodzikowi. Choć szansa była dość nikła. Naprawdę mógł wybaść za burtę podczas uderzenia. Ale była ratownikiem z zamiłowania i póki była szansa zamierzała ją wykorzystać.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-11-2014, 23:29   #119
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
- Co do?! Kora wstawaj!
Mürrür chwycił latarkę w drugą dłoń i zerwał się na nogi. Podbiegł do drzwi gotów walnąć intruza kluczem.

- Coo…? - usłyszał jak lekarka wstaje i przeciąga się w śpiworze.W tym czasie dobiegł do drzwi... przy których nie było nikogo. Wciśnięty przycisk jarzył się bladym światłem, ale w okolicy inżynier nie był w stanie nikogo dostrzec nikogo więcej. Nie było tu też miejsca, w którym można było by się szybko ukryć. Gdzieś zza hibernatorów wstała Kora, świecąc po ciemnym module latarką. Krążek światła leniwie błądził w tę i we tę, aż nagle zamarł.

Mężczyzna usłyszał krzyk kobiety:
- Po twojej lewej! Ma płaszcz z kamuflażem optycznym! - i faktycznie, strumień światła kilka metrów od Murrura wyglądał na dziwnie zniekształcony. Jakby przechodził przez wodę. Mechanik nawet się nie zastanowił. Wziął zamach i rzucił się w kierunku intruza.

Trafienie niewidocznego w ciemności intruza okazało się zadaniem wcale nieprostym. Inżynier machnął na odlew kluczem, ale trafił w pustkę. Migotanie światła zniknęło, najwidoczniej obcy musiał uciec spod światła latarki. Kora próbowała odnaleźć go na powrót, tym razem bez rezultatu. W międzyczasie wrota modułu otworzyły się na wystarczającą szerokość, by mógł przebiec nie człowiek - i Murrur usłyszał zbiegające po trapie szybkie kroki. Wyglądało na to, że niewidzialny człowiek wyminął go i uciekał w kierunku środka obozu.

Mechanik odetchnął ciężko. Intruz mógł mieć przecież broń, ale widocznie nie miał w planie zabijać. Zamknął metalowe wrota i oparł się o nie, jakby miało to zapewnić mu bezpieczeństwo. Włączył comm i ogłosił na kanale ogólnym:
- Tu Yeyeo. Straciliśmy zasilanie. Hibernatory są bez prądu powtarzam. I jeszcze: w obozie jest intruz. Powtarzam intruz. Ktoś w kamuflażu optycznym dwukrotnie próbował dostać się do modułu jedynki. Przed chwilą wybiegł w kierunku środka obozu. Uważajcie!
 
Quelnatham jest offline  
Stary 03-11-2014, 13:34   #120
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Gad zatopił zęby w ciało Dantego z morderczą szybkością i precyzją.
Cyborg miał na sobie wzmocnioną kamizelkę i własny, podskórny pancerz, ale niewiele to dało - kły drapieżnika z łatwością przebiły zbrojony materiał i wbiły się w mięso, miażdżąc żebrar. Ból zalał żołnierza obezwładniającą falą, a bestia odwróciła w kierunku pozostałych ludzi swój okrwawiony pysk i wydała z siebie triumfalny ryk, najwyraźniej węsząc łatwą zdobycz.

Anders zaklął próbując usunąć lekkie zacięcie mechanizmu spustowego miotacza. Jak się okazało ta chwila nieuwagi mogła go drogo kosztować. Bestia uderzyła jak prawdziwy drapieżnik, cicho i błyskawicznie. Żołnierz niemal w zwolnionym tempie widział jak paszcza zaciska się na ciele Dantego, zostawiając na ciele żołnierza głębokie rany...
Część jego umysłu zdążyła jeszcze tylko zarejestrować, że chyba odzwyczaił się od adrenaliny, bo wyraźnie odczuł widzenie tunelowe. Nie widział co robi Bradock, całkowicie skupił się na istocie, która właśnie wydała głośny ryk.
- Tu Anders! Mamy drapieżnika! Dante oberwał! - rzucił krótko do komunikatora, jednocześnie upuszczając na ziemię miotacz.
Następnie unosząc broń i zrobił krok w bok, po czym zaczął strzelać.

Wykorzystując to, że bestia go puściła ranny wyjął zza pleców szablę i tym samym ruchem, nie tracąc pędu, włożył w uderzenie wszystkie swoje siły. Mono nuklearne ostrze wbiło się w szyję gada jak w plastelinę. Kręgosłup nie stanowił żadnego oporu. W tym samym momencie, strzał oddany przez Andersa trafił w już upadające zwierzę. Pocisk wbił się w ciało zwierzęcia, gad leżał nieprzytomny na ziemi i wykrwawiał się niczym zarżnięte prosię.
- No i z głowy. Bierzemy go żywego? Może naukowcy będą chcieli się z nim pobawić - Anders spojrzał na Dantego - Ty zresztą też potrzebujesz lekarza.
Trzymając się za krwawiący bok, cyborg zrobił krok w stronę zdychającego zwierzęcia, nie mówiąc ani słowa. Dobił je, przebijając szablą jego głowę.
-Utrzymywanie go w cierpieniu to zbędne okrucieństwo. To wciąż tylko dzikie zwierzę.

W między czasie, doszła ich wiadomość puszczona przez komunikator.
Mówiącym był Inżynier. Murrur. Murrur Yeyeo.
- Tu Yeyeo. Straciliśmy zasilanie. Hibernatory są bez prądu powtarzam. I jeszcze: w obozie jest intruz. Powtarzam intruz. Ktoś w kamuflażu optycznym dwukrotnie próbował dostać się do modułu jedynki. Przed chwilą wybiegł w kierunku środka obozu. Uważajcie!

Dante odezwał się do Andersa.
-Jak chcesz to weź mój karabin i idź dorwij skurwysyna... Zamontowałem na nim X-ray i wykrywacz bio masy...

Czołg nadjeżdzał.
-Komandorze, niech mnie Pan podwiezie do lazaretu... Potrzebuję lekarza. - rzucił przez CODEC, do zbliżającego się pojazdu. Musiał dać się połatać doktorowi. I to szybko.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 03-11-2014 o 13:45.
potacz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172