Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2016, 00:37   #71
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Wszyscy miło i przyjemnie mnie przyjęli - odparła uśmiechając się lekko do Sladka. - Nie wiem jakie masz stosunki z tym Swagdoshianinem, ale będzie ci winien przysługę - dodała z rozbawieniem i podeszła do niego bliżej. Usiadła na krzesełku dla petentów i zakładając nogę na nogę rozsiadła się wygodnie.
- A W JAKI SPOSÓB MU NA RĘKĘ POSZŁAŚ? I DLACZEGO SWAGDOSHANIN?- zapytał mrużąc oczy.
- Nosi się jak alfons, który za wszelką cenę chce pokazać ile ma forsy. Do tego te mieniące się złoto łuski... - wzruszyła ramionami Lana na pytanie szefa. - Ktoś mu syna zamordował, więc głosowanie było o to, żeby posłać zabójcę. Mój głos był decydujący, więc można to uznać za zrobienie mu przysługi.
- PEWNIE ON W TEN SPOSÓB NA TO NIE PATRZY - pokiwał głową. - ALE MNIEJSZA Z TYM. CO NAJCIEKAWSZE USTALILIŚCIE?

- Może tak, a może nie. Ale wolę, żeby zadbali o nietykalność członków Krayta i choćby z tego powodu powinni dopaść tego kto zabił trandosha - stwierdziła już poważnym tonem głosu kobieta. Po tym wstępie opowiedziała mu przebieg spotkania oraz wytyczne jakie dał jej Zero. Oczywiście przemilczała sprawę rozmowy w cztery oczy jaką miała z szefem szefów, a mając na uwadze to, że Shawn może mu o tym fakcie napomknąć to najwyżej sprostuje, że właśnie wtedy podał jej informacje.
- CZYLI KONTYNUUJEMY DOTYCHCZASOWE STRATEGIE - skonstatował jej informacje. - JEŚLI REPUBLIKA NIE RUSZY DUPY TO ZA ROK KILKADZIESIĄT UKŁADÓW OGŁOSI OFICJALNĄ SEPARACJĘ. - powiedział i to była informacja, której choć mogła się spodziewać, to jednak robiła wrażenie. - I TO ŻADNE PIERDOŁOWATE SYSTEMY, TYLKO NAPRAWDĘ ZNACZĄCE W GALAKTYCZNYM HANDLU I GOSPODARCE. SENAT NIE BĘDZIE MÓGŁ NA TO POZWOLIĆ, BO WSZYSTKO IM DOSŁOWNIE PIEPRZNIE. WTEDY NA NAS RUSZĄ… - zatarł swe wielkie łapy, w tym jedną mechaniczną, w geście zniecierpliwienia.

Derei zamyśliła się nad jego słowami od razu analizując jak to wszystko miałoby okazję się rozwiązać przy założeniu, że wszystko to o czym mówil Sladek się wydarzyło.
- Jak im pieprznie to w sumie nie będą wiedzieli co się dzieje - Lana w zamyśleniu przyłożyła dłoń do ust i przygryzła paznokieć kciuka. - I wątpię, że będą mieli środki by się temu przeciwstawić. Jedyne co będą mogli zrobić to podać się do dymisji... - uśmiechnęła się mówiąc to.
- PEWNIE ZERO JUŻ NA TO JAKIŚ POMYSŁ MA. UWIERZ, ŻE BĘDZIEMY MIELI WTEDY PEŁNE RĘCE ROBOTY… ALE TO NA KIEDYŚ CZAS - machnął ręką. - WRACAJĄC DO POWAŻNYCH TEMATÓW, WYZNACZ MI PARĘ DNI WOLNEGO I ZORGANIZUJ SPOTKANIE Z SCHURIGEM.

- Pewnie już coś przygotowane ma - zgodziła się z nim by nie wchodzić w dyskusję na ten temat. - Dopiero co miałeś wolne i już znowu chcesz urlop... - mruknęła pod nosem drocząc się z nim. Już chciała nakierować rozmowę by ją skończyć, gdy przypomniała sobie o własnej sprawie. - Właśnie, urlop. Wiesz, że pracuję bez przerwy ostatnie dwa lata?
Przewrócił oczami.
- NO NIE WSPOMINAJ MI NAWET O TYM TERAZ, PRZECIEŻ WIESZ ILE MAAA…MY TUTAJ ROBOTY! - powiedział, choć Lana była pewna, że chciał powiedzieć ten czasownik w drugiej osobie liczby pojedynczej. - CO MY BEZ CIEBIE TUTAJ PRZEZ TEN TYDZIEŃ ZROBIMY?! - zadawał się wpadać w atak paniki. Albo dobrze udawał.

"Przez tydzień, też mi żart" przeszło Derei przez myśl. Machnęła ręką.
- Spokojnie, nie teraz. Dopiero za... Za kilka miesięcy. Ale za około cztery będę musiała zrezygnować z udziału w akcjach i ograniczyć się do samego zarządzania tym pierdolnikiem naszym - wyjaśniła mu swoje wypoczynkowe plany. - Ale za 7 miesięcy to na jakieś dwa miesiące co najmniej będziecie musieli poradzić sobie beze mnie. Spokojnie, wrócę - dodała na prędce widząc jak jego twarz robi się czerwona.
- CZY TY… JAK DORWĘ TEGO NIEODPOWIEDZIALNEGO SUKINKOTA! - wstał nagle.

Lana uniosła brew w zdziwieniu na jego reakcję. Przewróciła oczami.
- Tony, nie przesadzaj. Jestem dorosła i sama podejmuję o sobie decyzje, a że tak wyszło to tylko lepiej - powiedziała do niego spokojnym tonem głosu. - Wszystko już sobie zaplanowałam i bez problemu ogarnę się ze wszystkim - zapewniła. - Nie chciałam tego ukrywać, żebyś sobie cholera wie czego nie zaczął wyobrażać - wyjaśniła.

- ECH… - westchnął i usiadł z powrotem w swoim wysłużonym fotelu. - TO JAK PRZYJDZIE CZAS NA AKCJĘ, TO TY BĘDZIESZ BRZDĄCA PRZEBIERAĆ… NIECH BĘDZIE, ZRESZTĄ I TAK NIE MAM WYJŚCIA. CHOĆ NIE PODOBA MI SIĘ TO - burknął. - JESTEŚ WOLNA. - odpowiedział i odwrócił się na fotelu. Widać zupełnie wypadł z nastroju do rozmów.

- Och przestań się boczyć, znajdę niańkę i ochronę to i szybko wrócę z macierzyńskiego -
powiedziała wstając. Widząc, że ten w sumie to nie wie jak się zachować to odwróciła się i ruszyła do wyjścia.
- Ach, i za tydzień najprędzej możesz zrobić sobie dwa dni wolnego. Na dłuższe wolne musisz poczekać miesiąc. Wtedy da się wysupłać z 6 dni. Cudów nie ma - stwierdziła stając w przejściu.
- DAJ ZNAĆ SCHURIGOWI. POLECĘ Z SHAWNEM - odpowiedział jej zza fotela.
- I zostawicie mnie tu samą? - zapytała z przejaskrawionym smutkiem.
- JESZCZE BYŚ CHCIAŁA PIĆ?! - odwrócił się na fotelu - KTOŚ MUSI O ZDROWIE MŁODEGO DBAĆ - uderzył się w pierś.

Lana roześmiała się na cały głos i wyszła. No i w sumie udało jej się wszystko załatwić. Czas najwyższy było wrócić do swojej kwatery. Choć tak naprawdę zmęczona nie była więc zdecydowała się przespacerować po mieście. Może wtedy przyjdzie jej pomysł kiedy powinna się spotkać z Micalem.
Wyciągnęła datapad i zaczęła przeglądać czy aby pamięć ją nie myliła co do terminów Sladka. Nie myliła się. No może troszkę, bo za miesiąc dałoby radę i 7 dni wyciągnąć.

Spacer po Zoronhead sprawił, że mogła oczyścić umysł i przemyśleć jak załawi sprawę Huttów. Ustaliła sobie, że odpocznie dwa lub trzy dni, zbierze potrzebne infomację potrzebne jej do przygotowania się do tego zadania i wyruszy. Jeśli dobrze pamiętała to Huttowie byli odporni na sztuczki z Mocą, więc musiała polegać na standardowych metodach. Które swoją drogą też przez ostatnie lata mocno sobie podszlifowała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-04-2016, 01:00   #72
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Chemia eksplodowała w jego mózgu. A całe ciało zalały instynktowne sygnały. Jeśli sądzili że podejdą swoja zwierzynę idąc z wiatrem to będzie musiał ich rozczarować. Co jednak nie znaczyło, że nie był świadomy, że oddech wywiadu na karku nie zniknie do póki jego dłonie nie wyduszą ostatniego.
Z perspektywy obserwatora miał dwa wyjścia, ratować siebie lub próbować ratować dziewczynę. Problem z tym był taki że nie myślał w tak płaskich i płytkich kategoriach. Podążał po wielowymiarowa torach. Wybiegał do przodu, analizowała historię i pochłaniał otoczenie. Czas był tylko nośnikiem tego co nieuniknione, udzielającym akcje od reakcji. Dlatego nie mógł ryzykować skoro wiedział jak potoczą się wydarzenia.

Przekierował do silników dużo więcej mocy niżby było potrzebne do dźwignięcia maszyny. Jednocześnie ster wychylił tak żeby przód powędrował w dół. Po czym mocno skręcił w kierunku biura. Cały manewr miał objąć i rozbić formacje łowców oraz skrócić maksymalnie dystans do Quest. Na koniec uruchomił pełną moc stabilizatorów niwelując dynamikę statku. Ustawił priorytet tarcz i ruszył do włazu. Po drodze minął wnękę wydzielona na skład broni skąd zabrał lekki karabin.
Zanurkował do włazu głowa w dół, na tyle głęboko żeby móc swobodnie strzelać. Wolną ręką złapał się za stopień drabinki, a zdrowa nogą zaparł się o ścianę włazu. Miał zamiar osłaniać możliwie najlepiej. Na początek zdjąć najbardziej zorientowanego w sytuacji. Reszta zależał od komandosa.
 
Krzat jest offline  
Stary 06-04-2016, 22:47   #73
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
https://www.youtube.com/watch?v=5pJbS2iw0vQ

Wysłuchała Karellena i nawet się nie skrzywiła.
Był do bólu precyzyjny i tak zupełnie wyzuty z uczuć że miała ochotę go złapać za koszulkę i energicznie nim potrząsnąć i mu nawrzeszczeć w twarz, by w końcu zaczął gadać jak człowiek.
Ale to było bez sensu i tylko by się bardziej zezłościła niż to było potrzebne.
Nie mogła mu ufać, ale co jej pozostało? Najwyżej ukradnie statek. I sobie odleci. I będzie po niej i po całym jej planie.
Zerknęła na niego i pokiwała głową.
-Może znam kogoś takiego, ale o tym porozmawiamy, jak skończymy z zepsutym statkiem. Nie muszę ci przypominać, że to priorytet, co?-Odpowiedziała mu cicho, znudzonym głosem.
Zaczęła się przygotowywać powoli. Sprawdziła zbroję a na plecy zarzuciła swój karabin.
Słuchała dalej, co ma do powiedzenia i przytakiwała.
To był najlepszy sposób i przynajmniej się nie denerwowała, że Karell nie odpowiada na jej pytania.

Dolecieli na miejsce. Wszystko szło zgodnie z planem.
Była tym trochę zdziwiona. Jak to? Tak po prostu i tak gładko to przeszło? Aż nie mogła uwierzyć!
Ale była zadowolona. Szybko zrobi co trzeba i odlecą. Szybciutko, po cichu.
Pożegnała się z istotą za ladą i wtedy...
Usłyszała ten charakterystyczny dźwięk silnika.
Zaklęła pod nosem. Pierwsza myśl, jaka jej przyszła do głowy, to to, że Karellen jednak się wypiął i właśnie w tej chwili daje nogę.
Ale z drugiej strony... To przecież nie w jego stylu. On ma swój plan, którego się trzyma, prawda?
Włączyła zbroję. To mogło oznaczać tylko kłopoty.
Znała sposób działania armii...Jeśli to była Republika, oczywiście. A raczej to nie mógł być kto inny, to mimo wszystko był normalny, spokojny kosmoport.

Plan mógł być tylko jeden. Wziąć ich z zaskoczenia właśnie teraz i odstrzelić jak najszybciej, po jednym, celnym strzałem, zdjąć skutecznie każdego z osobna. Chyba, że uda się strzelić w coś, co spowoduje mały wybuch, który spowoduje mały chaos i da jej chwilę na ogarnięcie dupy.
Ale to było mało prawdopodobne. To nie film akcji, to brudne, bezwzględne życie.
Sięgnęła bo karabin i przeładowała.
Teraz się zacznie.
Otworzyła drzwi z ramienia i wyskoczyła na zewnątrz. Albo ona albo oni.
Nie było wyboru. Będzie musiała pociągnąć za spust.
~tak mi przykro...~Przemknęło jej przez myśl.

Byle wystrzelić serię, sprawdzić gdzie jest statek, schować się, dać sobie czas, dostać się na Brocka i odlecieć. Daleko.
 
Ravage jest offline  
Stary 07-04-2016, 23:54   #74
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Iridonia, Miasto Stołeczne, kosmoport
Powiedzieć o akcji Karellena, że była brawurowa to jakby Coruscant nazwać dziurą zabitą dechami. Nie do końca oddające to co się wydarzyło. Mężczyzna poprowadził frachtowiec przez środek lądowiska zupełnie nie zważając na pozostałe statki. Brock dosłownie się przedzierał rozpychając na boki inne statki. Po całym kosmoporcie rozniósł się zgrzyt stali, trzask wyginanych płóz i łoskot przewracających się dwóch lekkich transportowców, którym najbardziej się oberwało. Sam frachtowiec trzymał się nieźle, wykpił się tylko zarysowaniami na pancerzu.
Nawet najlepiej wyszkoleni komandosi mogli zostać zaskoczeni i przez chwilę okazać nieme zdziwienie. Trwało to ledwie kilka sekund, ale właśnie tyle wystarczyło Kaylarze. Nie mogła się zawahać więc po wyjściu z biura prawie na ślepo strzeliła w miejsce, w którym wedle armijnych procedur powinien się znajdować żołnierz inicjujący przejęcie uzbrojony obiekt.
Nie pomyliła się. Bolt trafił komandosa w pierś przebijając się przez tarcze i nadpalając pancerz. Drugi bolt posłał go do piachu. Quest odwróciła się w kierunku kolejnego. Pewnie nacisnęła spust, ale ten zdążył do tego czasu się zorientować. Strzełił chwilę po niej za to równie celnie. Tarcze kobiety zajaśniały i zgasły. Gość miał ciężki kaliber broni. Kaylara trafiła go jeszcze raz wypalając dziurę w jego pancerzu i rzuciła się na ziemię. To były instynkty, które ocaliły jej życie przed nadlatującymi pociskami.
Ścigający ich byli profesjonalistami. Wiedziała, że teraz dwóch będzie prowadzić na zmianę ogień zaporowy, a pozostali dobiorą się jej do tyłka poprzez stworzenie krzyżowego ognia.
W tym momencie nad nimi wszystkimi zawisł cień, rzucony przez Brocka. Karellen w ekwilibrystyczny sposób wychylił się z włazu wejściowego i zaczął strzelać. Zabił jednego z ostrzeliwujących kobietę komandosów. Drugi się szybko schował. Pozostała przy życiu dwójka strzeliła kilkukrotnie, ale bolty rozbiły się o włączone tarcze frachtowca. Karellen próbował znaleźć dowódcę pościgu, ale ten przezornie skrył się za stojącym samotnie kontenerem.
Quest miała swoją szansę. Musiała działać szybko, bo ta ekipa na pewno miała przy sobie granatnik. Wystarczył jeden dobrze trafiony pocisk w dysze ich silników i mogą zapomnieć o wylocie gdziekolwiek.

Korriban, dolina Lordów Mroku
Ból jaki miotał Rohenem był zbyt silny by padawan mógł skorzystać z jakiejkolwiek Mocy. Wszystkie lata nauki zupełnie zniknęły. W tej chwili zostało mu tylko jedno i z tego skorzystał. Zacisnął zęby prawie przygryzając sobie język. Robiąc wszystko by nie odciąć sobie nogi odpalił miecz świetlny. Jaszczur właśnie oberwał trzema boltami od Slevina i zarzucił łbem. Świetliste ostrze wypaliło podłóżną dziurę w jego czaszce i bestia padła martwa wypuszczając ze swych szczęk Morlana.
Chwilę wcześniej wybuchł rzucony przez najemnika z Tatooine granat zasypując pozostałe dwa hssissy odłamkami. Zaczęły broczyć z licznych, ale drobnych ran. Sytuację poprawił granat dźwiękowy Aarona, który ogłuszył oba stwory.
W tym momencie młody padawan zabijał pierwszego z przeciwników i pozostała trójka mogła się skupić na ogłuszonej dwójce. Strix obchodziła je z jednej strony miarowo dziurawiąc je z swoich broni mandaloriańskiego pochodzenia. Kelevrze chciało się kląć, bo jego karabin ledwo co radził sobie ze skórą tych dziwnych istot. Jedyny skutek przynosiło ostrzeliwanie łba, gdyż wypalił gadzinie oboje oczu. Sprawę zakończył Martell dwoma strzałami z swojego działka szturmowego. Pociski wyżłobiły w ciele każdego z hssissów dziury wielkości dwóch złożonych w kułak pięści.
- Co to kurwa było?! Siedzę tu pierdolony trzeci rok i pierwszy raz to gówno widzę! – warknęła Strix. Nie chowała swoich blasterów tylko rozglądała się dookoła szukając czujnie kolejnego zagrożenia.
Tymczasem Rohen tryskał krwią na lewo i prawo. Nie było wątpliwości, że miał rozerwaną tętnicę. Zrobiło mu się naprawdę słabo.

Dxun, przestrzeń powietrzna nad niekończącymi się dżunglami
Nigdy nie był w tym specjalnie zdolny. Chociaż mistrz Mical zawsze był cierpliwy w tłumaczeniach jak działają umysły ludzi zwierząt, to do Baelisha zdecydowanie bardziej przemawiało to jak mistrzyni Marr rzucała przedmiotami po stali treningowej, a w chwilach gdy pozostali mistrzowie byli poza Akademią, to nawet strzelała błyskawicami.
Wszedł do umysłu stwora ale napotkał tam zbyt duży chaos by się w nim odnaleźć. Wydawało się, że jedynie rozwścieczył bestię. Jedi zirytował się i sięgnął po sprawdzone środki. Przemknęła przez niego nagła fala nienawiści do tego stworzenia i zadał jej ból.
Drexl zapiszczał żałośnie, w sposób zupełnie nie przystający tak dumnej bestii. Momentalnie oderwał się od poszycia statku i odleciał z podkulonym ogonem.
Pilot wreszcie mógł mieć jakiś wpływ na stery. Wyrównał stateczniki i zaprzągł do działania silniki stabilizujące. Nadal jednak spadali. Jon już kiedyś takie coś przeżył. Wiedział, że nie dadzą rady. Pozostało mu się skupić w Mocy i liczyć na łut szczęścia.
Pilot walczył do końca, ale boczny statecznik był zbyt poharatany przez Drexla. Ekskluzwyny jacht wpadł lotem koszącym w dżunglę ścinając kilkadziesiąt metrów drzew by wreszcie się zatrzymać.
Baelish otworzył oczy. Ciągle siedział w swoim fotelu. Szybko sprawdził rękami, czy wszystko z nim w porządku. Adrenalina mogła zaburzyć działanie jego organizmu i nie poinformować go o jakiejś poważnej ranie. Wyglądalo jednak na to, że nic mu nie było. Po prostu wisiał sobie do góry nogami na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią. Statek odwróciło w trakcie obijania się o drzewa i rozerwało poszycie dachu. Rozglądając się nie zauważył nigdzie J’jeana. Jego fotel gdzieś wyrwało. Pilot nie przeżył, kokpit był zmiażdżony po spotkaniu z szerokim pniem. Właśnie przez to wielkie drzewo się zatrzymali.
Jon odetchnął. Przeżył. Po raz kolejny. Tylko co dalej?

Nal Hutta, Bilbousa, kosmoport
Nie bez podstaw Lana uważała siebie za dobrą negocjatorkę. Ludzie zawsze chętnie się jej zwierzali i później z wdzięcznością słuchali jej rad. Potrafiła trafić do innych, przekonać do idei które zazwyczaj dawno by odrzucili.
Tymczasem po tygodniu rozmów z Huttami prawie zupełnie zwątpiła w swój dar przekonywania. Wracała na statek tak bardzo zmęczona psychicznie, że miała ochotę od razu wziąć ten urlop o którym rozmawiała z Sladkiem. Oczywiście udało się jej załatwić ochronę ich szlaków transportowych z Korelli na najbliższe pół roku. Przekonała się jednak na własnej dlaczego to właśnie ta dziwaczna rasa tłustych robaków trzyma w ręku tak duży fragment galaktycznego czarnego rynku. Bardzo trudno było przejrzeć ich zamiary podczas rozmowy. Nieocenioną pomocą okazały się informacje Zero o animozjach pomiędzy głównymi decydentami. Lana otrzymała plik z tą wiadomością ledwo kilka godzin przed rozpoczęciem negocjacji, ale to wystarczyło by w decydującym momencie nacisnąć odpowiednim rozmówcą na poczucie dumy.
Derei mogła być teraz pewna, że skoro poradziła sobie z Huttami, to teraz da radę z każdym. Choćby miała dyskutować z Wielkim Kanclerzem.
Lekkoduch już na nią czekał. Wyrobiła się o ponad tydzień szybciej, niż dostała na to czasu. Będzie miała okazję poprosić o premię.

Telos, ruiny opuszczonego kompleksu
Młoda Hayes spojrzała na holomapę by sprawdzić jeszcze raz czy są w dobrym miejscu. Dotarcie tu zajęło jej nie mało czasu i zasobów. Przez swoje poszukiwania o mało a zapomniałaby zatwierdzić nowe zlecenia dla swojej floty. Od czasu incydenty na Tatooine choć nie przyznała się do swojego błędu to nie było opcji by HK mógł znajdować się w innym pomieszczeniu niż była ona.
Pancerz droida wciąż nosił ślady łatania go po tamtych wydarzeniach. Szczęśliwie starsza Hayes nie zleciła zainstalowania monitoringu w HK - Emily sprawdziła to dokładnie - więc przy odrobinie szczęścia Laurienn nawet nie dowie się, co się wtedy stało.
- Spostrzeżenie: Pani, tam w rogu leżą szczątki droidów. Kształt pancerza części ramieniowej wskazuje, że to jednostka HK-50.
- To dobry znak - odparła mu patrząc we wskazany przez niego kierunek.
- Sarkastyczne Stwierdzenie: Pani, zapewne w tych jednostkach skończyło się zasilanie dlatego upadły w tym miejscu.
- Tak jasne, a te ślady wypaleń na pancerzach to pewnie dla urody sobie zrobiły – odparła. – Poza tym to było dawno. Widzisz tą warstwę kurzu? Leżą tu dłużej niż moja siostra jest Jedi - stwierdziła bo dla niej ten moment równał się z dniem gdy Laurie trafiła do Akademii na Coruscant.
Dziewczyna podeszła do sterty złomu i po krótkiej inspekcji stwierdziła, że leżą tu trzy droidy w podobnym stanie uszkodzenia. Wyciągnęła podręczne narzędzia i zaczęła rozmontowywać głowę pierwszego.

Iridonia, Miasto Stołeczne, kosmoport, dwa tygodnie później
Sytuacja była lekko zakręcona. Stopniowo Sol poznawał coraz więcej szczegółów i być może wkrótce będzie mógł wyciągnąć własne wnioski. Tymczasem jak się okazało jego cel był ścigany przez armię Republiki. Podobnie sytuacja się miała z ochraniającą go komandos. Z każdym krokiem dowiadywał się więcej, choć informacje czasami były sprzeczne. W kilku miejscach dowiedział się, że Mrożonka był obywatelem Repubiliki porwanym przez najemnika dla okupu. Innym razem dotarł do informacji o dwójce dezerterów z dużą kwotą przeznaczoną dla całego regimentu. Kolejne sygnały mówiły o zdradzie i ucieczce spod sądu wojskowego.
Z tego wszystkiego jedno było pewne. Dezinformacja działała jak zwykle należycie. Coś tajnego wypłynęło na wierzch? Zarzućmy wszystkich stekiem totalnych bzdur, by nikt nie mógł z tego wyłowić prawdy.
Zhar-kan miał jednak wsparcie Zero, któremu bardzo zależało na tym, by Cisza odnalazł jego… brata? Klona? Może pierwowzór? Kolejne z wielu pytań.
W każdym razie trop na tej planecie się urywał. Zostało tylko kilka trupów komandosów i burdel w kosmoporcie. Stoczono tu bitwę, po której Mrożonka zniknęła wśród gwiazd. Teraz arkanianin obserwował wyjście z biura obok lądowisk. Zero polecił ukraść dysk z głównego terminala, z którego chciał odczytać dane jakimi podzieliła się z tutejszymi załoga Brocka. Z drugiej strony dane te mogły być dawno skasowane i rozsądniejszym wyjście będzie przyciśnięcie pracującego wtedy urzędasa. Sol miał dwie godziny do końca pracy tegoż tubylca.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 09-04-2016, 17:15   #75
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
W sytuacji Rohena nie wiele można było zrobić. Znał podstawy medycyny sam, więc desperacko starał się powstrzymać krwawienie. Słabł ale starał się wspomóc mocą. Człowiek gdy walczył o życie potrafił wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Morlan więc być może zaczerpnie mocy by je ocalić. Mimo bólu i mimo utraty sił z każdą sekundą. Jego ręce pracowały niezależnie próbując spowolnić krwawienie... Ograniczyć je i zatamować na ile się dało. Wiedział, że sam się nie ocali. Jedyną osobą która mogła go uratować był ktoś z wiedzą medyczną na rozsądnym poziomie.... Z jego ust wydobył się pojedyńczy krzyk:

- Aron to tętnica pomóż!
 
Icarius jest offline  
Stary 12-04-2016, 21:56   #76
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik dość szybko zdecydował że wykradzenie dysku będzie rozsądnym rozwiązaniem. I przy tym w miarę prostym. Zdecydowanym krokiem ruszył do biura, lawirując przy tym między kawałkami durastali, dziurami w betonie i szkle bogato rozsypanym po lądowisku. Musiał przyznać że była to całkiem imponująca robota, tym bardziej że Mrożonka i Komandos byli we dwójkę przeciwko jakiejś czwórce, piątce Republikańskich. Choć z drugiej strony dali się wogóle zauważyć, co nie było zbyt sprytne. Gdyby Sol znalazł się na ich miejscu to porzuciłby statek, zmienił nieco swoją aparycję i spróbowałby się zabrać jakimś mniej lub bardziej legalnym środkiem transportu na inną planetę. Tam powtórzyłby cały proces. Na szczęście to nie on musiał się kryć. Tym razem był myśliwym. Wibroostrze u pasa wesoło pobrzękiwało gdy kroczył. Miał dobre przeczucia.

Frontowe drzwi zacięły się na moment podczas otwierania, bez wątpienia dostały w między czasie jakimś odłamkiem. Biuro było posprzątane i z powrotem przystosowane do pracy. Ślady po bitwie - jak nie do końca sprawne drzwi - pozostały. Irydianin siedzący przy terminalu wzdrygnął się i odwrócił z prawie piskliwym:
- Czego?! - a jego ręka powędrowała do pasa gdzie trzymał blaster.
- Ciężki dzień? Przyznaję, chłopcy z wywiadu potrafią być agresywni. - zaczął najemnik i spokojnie podszedł - Widzisz problem polega na tym że wydział zewnętrzny próbuje kryć informacje przed wewnętrznym, a to jest akurat jurysdykcja wewnętrznego. Więc bądź tak miły i powiedz mi co się tutaj do kurwy nędzy wydarzyło. A tutaj masz moje dokumenty. - wyrzucił z siebie ciągiem i mignął przed oczami Irydianina kartą ze swoją twarzą.
Przez chwilę go zatkało, ale zaraz się zreflektował, widząc że Sol nie był dla niego zagrożeniem.
- Już powiedziałem wszystko co miałem powiedzieć - założył ręce na piersi. - Proszę popytać kolegów, ja mam dużo pracy.
- Przecież mówię że gnojki kryją informacje. Jak ja mam wrócić do przełożonego?
- Dobra, nie ważne. -
mruknął Sol i obrócił się na pięcie. Nadało mu to tylko impetu, ponieważ kontynuował ten ruch i posłał dewastujące kopnięcie w kierunku czaszki Irydoniania.
Urzędnika zmiotło z fotela wbijając go w świeżo postawioną szafkę z nagrodami za pracownika miesiąca. Wszystko poprzewracało i potłukło się spadając na leżącego. Wszystko zarejestrowała kamera, której obecności Sol był świadom. Zdołał się ustawić w taki sposób, że nie nagrała na tą chwilę jego twarzy, ale zrobi to, jeśli arkanianin podejdzie do terminala.
Zamiast tego ukląkł przy urzędniku i zerwał z niego koszulę, która w parę sekund zmieniła się w prymitywną maskę. Sprawę ułatwiały okulary przeciwsłoneczne które wciąż nosił, skryją jego źrenice, praktycznie uniemożliwiając rozpoznanie go. Zdecydowanym krokiem podszedł do kamery, przyłożył swój blaster bezpośrednio do obiektywu i pociągnął za spust. Teraz miał nieco czasu na dorwanie się do terminala. Przewrócił jeszcze urzędnika na bok, tak aby ten nie zakrztusił się w czasie swojego wymuszonego snu.

Sol przeleciał szybko listę przylotów i odlotów z okresu kiedy Mrożonka mogła być na planecie, nie spodziewał się znaleźć tam niczego ciekawego, ale statki poszukiwanych przestępców powinny być wyszczególnione. Taką przynajmniej miał nadzieję. Następnym krokiem była korespondencja urzędnika. Zapewne dostał jakieś wytyczne od przełożonych które mogły go naprowadzić na trop. Potem wklepał na wewnętrznej wyszukiwarce słowa "wojsko, marynarka, komandosi, wywiad i tajne". Miał nadzieję że któreś z tych słów wyrzuci mu jakiś ciekawy wynik. W ostateczności miał zamiar brutalnie skopiować zawartość bazy danych z ostatnich dni na dysk terminala i zabrać go ze sobą na statek. Była to jednak ostateczność i była ona równoważna z koniecznością natychmiastowego opuszczenia Irydonii. Taka ingerencja z pewnością przyciągnie uwagę. Na koniec wytarł dokładnie terminal z którego korzystał, nie chciał zostawić za sobą śladów palców, czy też materiału genetycznego z którym można by było go skojarzyć.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 14-04-2016, 23:44   #77
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nie miała ochoty na nic gdy jechała taksówką na postój gdzie czekała na nią załoga Lekkoducha. Rozmowy z Huttami sprawiły, że czuła się jak wyżuta ze wszystkich sił mentalnych. Tak bardzo była zmęczona psychicznie że miała ochotę usiąść gdzieś w barze i patrzeć się w sufit aż życie zechce do niej samo wrócić. Niestety bary odpadały. Mogła się jeszcze wybrać do restauracji, ale jak pójdzie tam sama to zaraz ktoś zacznie się do niej przystawiać i nici z ładowania się w nowe siły mentalne. Tak, zdecydowanie zasłużyła na krótkie wolne teraz skoro udało jej się załatwić negocjacje wcześniej.
Ostatnimi strzępami konstruktywnego myślenia stwierdziła, że i na to znajdzie solucję. Sama była już ubrana odpowiednio na takie wyjście, więc pozostawało załatwić sobie kogoś na wyjście. Wyciągnęła holoprojektor i połączyła się z pokładem Lekkoducha.
- Wracam i będę za chwilę, ale jeszcze nie startujemy. Każcie Van Halenowi się wyszykować, bo potrzebuję pary na wyjście - rozłączyła się nim pilot statku zdążyła to okrasić odpowiednim komentarzem.
Resztę pozostałego jej czasu spędziła na szukaniu modnej restauracji, gdzie nie będzie musiała martwić się o strzelaniny i na spokojnie odreaguje dzisiejsze stresy przy muzyce i dobrym jedzeniu.

Tak jak się tego spodziewała na rampie powitała ją rudowłosa pilot.
- Witam pani Derei, Vash za chwilę będzie gotowy - sposób w jaki to wypowiedziała kazał twierdzić, że Aen czerpała dziką radość z tego że właściciela jej statku czekało coś co nie spotkało się z jego entuzjazmem.
Po chwili blond czupryna mężczyzny wychyliła się w okolicach rampy.
- Cz-czegoś trzeba? - zapytał z przestrachem w głosie. Nie miał pojęcia czego ona może od niego chcieć. Od kiedy okazało się, że Lana pracuje dla Krayta, van Halen zaczął ostentacyjnie i wręcz komicznie okazywać swój strach przed nią i jej pozycją.
- Jeszcze nie gotowy? - stwierdziła oczywistość Lana od niechcenia. - Ubierz się porządnie, bo idziemy... - spojrzała na datapad, bo nie była w stanie zapamiętać nazwy. - Do restauracji “Narr Hutta” - wypowiedziała tą nazwę i skrzywiła się, bo jak wszystkie przybytki tutaj, ten również miał beznadziejną jej zdaniem nazwę. - Ruchy - dodała ze znużeniem jakie jej towarzyszyło od wyjścia z rozmów.
- Uch… No… skoro trzeba… - powoli zszedł z rampy. Nie miał na sobie swego tradycyjnego czerwonego płaszcza, tylko prosty i elegancki czarny strój.
- Zrób coś w tymi włosami łajzo! - wręcz z krzykiem wybiegła za nim Kolzaar. Vash natychmiast wręcz teleportował się za plecy Derei.
- Może już chodźmy, co? - pociągnął ją za sobą cały czas odgradzając się nią od rozzłoszczonej pilot.

Lana machnęła ręką w kierunku taksówki, która na nich czekała tym samym popędzając Vasha. Na tą chwilę cały ten cyrk jaki załoga Lekkoducha odstawiała działał jej na nerwy. Ale zagryzła zęby i bez słowa wsiadła do pojazdu. Drogę do restauracji zaczęli w milczeniu siedząc po przeciwnych stronach tylnej kanapy taksówki. Vash dodatkowo siedział wciśnięty między drzwi a oparcie jakby Lana miała być smokiem krayt we własnej osobie, który tylko czeka by odgryźć mu pół tułowia. Przez jakiś czas to ignorowała przeglądając informacje na datapadzie.
- Nie nudzi ci się to? - odezwała się w końcu spoglądając krzywo na mężczyznę. - Czy możesz się w końcu przestać wydurniać? - dodała z niemijającym jej znużeniem.
Napomniany zrobił cierpiętniczą minę jakby Derei zabiła mu całą rodzinę.
- Jesteście wobec mnie takie niesprawiedliwe… - łezka zakręciła się mu w kąciku oka.
Lana spojrzała w sufit jakby prosząc siłę wyższą by dała jej cierpliwość do tego faceta po czym zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech w myślach licząc do dziesięciu…
- Nie ważne - odparła mu w końcu zmęczonym głosem. - Muszę odpocząć. A do tego potrzebuję wykwintnej restauracji z przyjemną muzyką i dobrym jedzeniem. Ty będziesz udawał mojego partnera. Masz się zachowywać szarmancko i jakbyśmy byli razem od wielu lat, więc nie wyskakuj mi z tanimi tekstami dobrymi na pierwszą randkę. Po co? - uprzedziła jego pytanie. - Bo tylko tak pozbędę się stręczycieli, którzy mogliby do mnie podbijać, gdybym była tam sama. Czemu ty? - znów zadała za niego pytanie. - Bo jesteś dobrze zbudowany i przystojny, więc nikt nie będzie próbował swoich sił w “odbijaniu” mnie od ciebie. Poza tym i tak już dla mnie pracujesz. Zapłacę ci za to ekstra a i w restauracji stawiam na swój koszt - Derei dopiero po ostatnim słowie otworzyła oczy i spojrzała na Vasha.
- Acha - skomentował to krótko patrząc na nią dziwnie poważnie. Zaraz jednak powrócił do swojego wesołego “ja” - Czyli jeśli odpowiednio się zachowam, to mogę wybrać z karty cokolwiek tylko zechcę? - gęba mu się rozmarzyła.
- Jasne - westchnęła i rozsiadła się wygodnie. “I tak wszystko idzie na koszt firmy” pomyślała nie wydając się w dalszą rozmowę.

***
Miejsce wyglądało idealnie. Derei aż uśmiechnęła się szczerze na ten widok, gdy szła przez salę pod rękę z van Halenem, który raczył zastosować się do jej wytycznych. Restauracja miała nawet kapelę bithów pod krawatami grającą muzykę, która od razu poprawiła jej humor. Lana uznała, że jak najbardziej warto było skorzystać z polecenia i zrobić tą rezerwację. Kelner o nienagannych manierach zaprowadził ich do stolika. Vash wykazał się tu inicjatywą i odsunął jej krzesło by pomóc jej usiąść po czym zajął swoje miejsce naprzeciw niej.
Kelner rozdał im karty nie odchodząc od stolika aż do momentu, gdy zdecydowali się złożyć zamówienie. Zostali sami. Lana rozsiadła się wygodnie na fotelu i spojrzenie skierowała na muzyków. Było tu dla niej idealnie. Uśmiechnęła się do siebie. Nareszcie mogła nie myśleć o niczym i po prostu zrelaksować się.
Van Halen miał na twarzy lekki uśmiech, świadczący o pewności siebie i zadowoleniu z życia. Jedynie krótki błysk w jego oku podczas wypatrywania kelnera świadczył o jego wewnętrznej radości na myśl o zbliżającej się uczcie. Wyprostował się i zagadał Lanę o jej pomysł na tegoroczne wakacje. Odgrywał idealnie rolę, w którą wcieliła go Derei.

Luźna rozmowa stworzona z pomniejszych kłamstewek, które blondynka traktowała jak tworzenie opowieści. Laurienn nigdy nie uważała nieprawdy za coś gorszego. Zgrabnie grała informacją by prawda była po jej stronie. Wszystko było prawdą… Z pewnego punktu widzenia.
Czas mijał jej miło pozwalając zapomnieć o ostatnich nadludzkich trudach jakie musiała przezwyciężyć. Spochmurniała gdy jej myśli niepostrzeżenie zaczęły zmierzać w kierunku pracy. Już zastanawiała się co przekaże Zero w raporcie. A może Huttowie sami się do niego zgłoszą?
Nie ruszyła niczego z tego co zamówiła. W dłoni trzymała kieliszek i z nieobecnym spojrzeniem wpatrywała się w jego zawartość.
Ocknęła się dopiero, gdy usłyszała szuranie sztućca na jej talerzu. Lana spojrzała w dół po czym uniosła wzrok na Vasha. Z rozbrajającym uśmiechem mężczyzna uniósł rękę, w której dłoni trzymał widelec z nabitym na niego kąskiem z jej talerza. Derei w pierwszym odruchu zmarszczyła gniewnie brwi. Ale gdy ten skierował koniec widelca do jej twarzy przewróciła tylko oczami, jednak zdecydowała się grać swoją rolę. Wyglądali razem bardzo przekonująco.

Lokal opuścili dopiero bardzo późnym wieczorem. Derei nawet nie spojrzała na rachunek, gdy akceptowała płatność. Jeśli chodziło o wydatki to Sladek nie rozliczał jej z finansów, więc mogła sobie pozwolić na te wszystkie nie tak drobne przyjemności. Czasami kusiło ją by zbadać granicę, choć sądziła, że na przykład zakup nowego statku mógłby już nie przejść gładko.
Derei musiała przed sobą przyznać, że naprawdę dobrze się bawiła. Vash, gdy nie zachowywał się jak ofiara losu był naprawdę przyjemnym towarzystwem. Zdecydowanie potrafił zarazić swoim entuzjazmem i pogodą ducha.
- Nie spodziewałam się, że tak dobrze ci pójdzie - skomentowała Lana z zadowoleniem w głosie, gdy znaleźli się już w taksówce i byli w drodze powrotnej na Lekkoducha. - Choć niepotrzebnie wyciągałeś mnie na parkiet - ale ton jakim to powiedziała nie zdradzał by była z tego powodu na niego zła. Sporo czasu spędzili tańcząc.
- Liczę na to, że z twojej opinii wyjdzie, że byłem strasznie beznadziejny i dziewczyny nie będą zawiedzione ze swoich przeczuć odnośnie tego wszystkiego - mrugnął do niej i na twarzy zagościł jego standardowy wyszczerz. Znów był zwykłym Vashem.
- Jak chcesz mogę przy nich na ciebie pokrzyczeć i grozić, że nie zapłacę za przelot - odparła mu z rozbawieniem Lana. Rozmawiając z nim spojrzenie miała skierowane na widoki roztaczające się za oknem. W nocy miasta zawsze wyglądały pięknie.
- O! Tak będzie najlepiej! - rozsiadł się wygodniej. - Aleee się opchałem… Fajnie mieć nieograniczony budżet na takie wyżerki. Twoje szefostwo musi cię lubić.
Dziewczyna zaśmiała się na to jak ucieszył się z jej propozycji.
- Szefostwo zna moją wartość, więc odpowiednio mnie motywuje - odparła mu bez skrępowania. - Dobrze mi się z wami pracuje - stwierdziła zaraz. - Możesz liczyć też na to, że częściej będę cie zabierać jako osobę towarzyszącą.
- Yaaaay! - szczerze się ucieszył. - Dzieki temu szybko się spasę i będę poważanym człowiekiem biznesu, oj zupełnie mi to pasuje.
Lana westchnęła tylko cicho na te słowa. Myślami zaczęła wybiegać w przyszłość. Postanowiła, że jak tylko się wyśpi to zarezerwuje sobie hotel na Korelli. Dwa miesiące to długo. Bardzo tęskniła.
- Wracamy na Zonju V? Tam się ostatnio dużo dzieje… Polecasz by zakręcić się koło Krayta? Szykuje się coś większego? - spojrzał na nią z ukosa, ale pytania były zupełnie luźne.
Pokręciła głową przecząco.
- Jeszcze dziś nigdzie nie lecimy. Jutro zdecyduję - odpowiedziała nie chcąc wdawać się w szczegóły. Wolała decyzje podawać w ostatniej chwili. Spojrzała na niego gdy zapytał o jej pracodawcę. - To zależy co chcesz osiągnąć. Kiedyś byłam przemytnikiem z jednym statkiem. Teraz zarządzam najemnikami - wzruszyła ramionami. - Na pewno mają duże znaczenie. A ich pozycja będzie rosła w siłę - powiedziała to tonem jakby opowiadała o pogodzie.
- Czy w związku z tym rośnięciem jakieś systemy będą nam bardziej przyjazne, a inne mniej? - kontynuował rozmowę.
- Może - przeciągnęła się i ziewnęła. - Jeszcze kilka takich pytań, a zacznę podejrzewać cię o szpiegowanie na rzecz Republiki - mrugnęła do niego.
Parsknął śmiechem na to stwierdzenie. Otworzył usta by to jakoś skomentować, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
- Chyba już jesteśmy - taxi chwilę po jego słowach się zatrzymało przy kosmoporcie.
Nie kontynuowali już tej rozmowy. Wyszli by przejść na pokład Lekkoducha. Za każdym razem gdy przechodziła przez korytarze tego statku wspominała swoją siostrę. Zastanawiała się jak sobie radzi. Była spokojna o jej bezpieczeństwo bo HK wielokrotnie udowadniał jej, że w roli ochroniarza nie znajdzie się nikogo lepszego.
Derei nie wdając się w dialog z ciekawską Kolzaar udała się prosto do swojej kajuty. Tam po zablokowaniu drzwi sięgnęła po datapad by zarezerwować hotel. Pozostawało by jak tylko się obudzi poinformować załogę Lekkoducha o destynacji, a następnie w umówiony sposób dać znać Micalowi by się z nią tam spotkał. Miała tydzień czasu licząc od dzisiejszego dnia. Musiało jej wystarczyć, choć wiedziała, że zawsze będzie jej brakowało czasu. Ale lepsze to niż nic. Każda chwila warta była ryzyka. Dla niego.
Przynajmniej Vash mógł się przydać by, nieświadom tego, znacznie pomóc Lanie utrzymać jej ukochanego w ukryciu przed Kraytem.
Derei w końcu odłożyła wyłączony datapad pod poduszkę i zdecydowała się wziąć szybki prysznic. Gdy wróciła przebrana do snu ułożyła się wygodnie na koi. Zasnęła jak tylko przyłożyła głowę do poduszki i zamknęła oczy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-04-2016, 15:11   #78
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- No to tyle jeśli chodzi o mój kontrakt - stwierdził ze smutkiem, ale mimo wszystko gorąco kibicował młodemu Jedi żeby przeżył.
Już kiedyś współpracował z jednym Jedi którego zabili na jego oczach i nie spodobało mu się to, ale teraz zabijali mu pracodawcę, to i wiele większa i kosztowniejsza różnica. Niestety medycyna nigdy nie była jego mocną stroną, jedyne co mógł zrobić to to, co on by zrobił sobie sam w jego sytuacji.

Wyjął wszystkie przydatne przedmioty z pasa i zacisnął go nad krwawiącą raną, to kupowało Jedi kilkanaście minut jeśli nawet nie godziny.
- Strix, jest tu jakiś rzeźnik, szaman, znachor czy inny sukinsyn bawiący się w lekarza? - spojrzał na dziewczynę, bacznie obserwując otoczenie nie chcąc znowu zostać zaskoczonym przez jakiegoś mutanta.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 15-04-2016, 19:35   #79
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
- No nieźle... - skwitował krótko, lekko się uśmiechając.
Był w zadziwiająco dobrym humorze. Chociaż, czy było w tym coś dziwnego? Właśnie przeżył wlot statku na pełnej prędkości w planetę i samemu oprócz paru siniaków był cały i zdrowy. Jeszcze przed wylotem był nie do końca pewien tego wszystkiego, ale lądowanie zadziałało na niego jak zimny prysznic - czuł się gotowy do akcji, miał ochotę działać. Teraz już nie było odwrotu, wpakował się na własne życzenie w tą sytuację i rozpoczynał się proces powolnego wygrzebywania się z bagna, jak zawsze.
Nie myślał teraz o tym, że mógł wylądować po drugiej stronie księżyca niż jego wujek lub prosto w jakieś siedlisko bestii. Wiedział o takiej możliwości, ale wolał nie tracić czasu na rozmyślanie, jak już się stąd wydostanie będzie mógł lepiej zorientować się w sytuacji i na tym zdecydował się skupić.
Zbadał otoczenie. Drzewo rozerwało dach statku i od swojego miejsca nie miał daleko do najbliższej gałęzi. Sprawdził jeszcze raz, czy dobrze ocenił odległość i przeszedł do działania. Odpiął pasy i obrócił się, zaciskając mocno ręce na oparciach, tak, że wisiał teraz głową do góry. Rozbujał się i bez zbędnego przedłużania skoczył.
 
Kolejny jest offline  
Stary 15-04-2016, 20:05   #80
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Akcja potoczyła się w bardzo szybkim tempie. Jego granat ogłuszył zwierzaki, a chwilę później dwa strzały z jego działa zakończyły chwilową batalię. Był zadowolony. Nie był kimś z kim warto wchodzić w paradę.
Cholernie dużo dawało jego działo szturmowe. Dzięki niemu mógł pokazywać jak zdolny jest. Jak i jego doświadczenie w bitwach, innymi słowy, doświadczenie robi swoje. Chociaż zdarzały się błędy, zresztą nie tylko jemu, więc nie miał się czym zamartwiać. Ich przewodniczka była dość zszkowana. Nie dziwo skoro nie widziała tych stworków od czasu jak tu przebywa. Można było się głębiej zastanowić dlaczego zadziałały w taki a nie inny sposób i dlaczego wszystkie trzy chciały atakować Morlana, który jako jedyny był Jedi. Ta ciekawa zagadka zostanie rozwiązana podczas ich pobytu na Korriban. Taką miał przynajmniej nadzieje.
Spojrzał na rannego Rohena. Nie było czasu do stracenia. Krew tryskała jak z kranu. Pospiesznie założył broń na plecy i klęknął przy padawanie. Szybka reakcja Slevina oszczędziła mu kilka sekund. W tym momencie najpilniejszym było zakleić rozerwana tętnice. Żeby to zrobić, Morlan nie mógł mu się tu rzucać z bólu. Martell przewrócił go na bok i wbił mu strzykawkę z znieczuleniem w okolice kręgosłupa. Po kilkunastu sekundach padawan powinien stracić czucie w nogach.
Następnie sięgnął po swój przybornik i otworzył go nad raną. Spryskał wszystko płynem na odkażenia i zabrał się do roboty. Najpierw zasklepił tętnicę, to był priorytet. Teraz zajął się dokładnym oczyszczeniem rany i poskładaniem w miarę ścięgien. Jeśli mu się uda to może nie będzie konieczności amputacji.
Kiedy ogarnął ten burdel jaki zostawiły zęby hssissa powróciła sprawa tętnicy. Ostrożnie połączył oba rozerwane fragmenty biodegradowalną protezą. To zapewni przepływ krwi a on sam w spokoju zszyje oba końce. Gdy to skończył wrócił do ogarnięcia połączeń nerwowych. Robił co mógł i nawet się przy tym spocił. Wreszcie nie pozostało mu nic innego jak spryskać wszystko płynnym bandażem i usztywnić kończynę rozkładanym stabilizatorem.
Tak na szybko to było wszystko co mógł zrobić. Na więcej potrzebowałby sali operacyjnej. Gdy skończył usiadł na chwilę na ziemi i przetarł czoło z potu.
O mały włos…
- To by było na tyle - spojrzał po pozostałej dwójce, a sekunde później odwrócił się w stronę Morlan’a - leż spokojnie, znieczulenie powinno za niedługo przestać działać i odzyskasz czucie w nogach - poklepał go po ramieniu.

Wstał z klęczek i składając swój sprzęt oznajmił:
Ten tu - kiwnął głową w strone padawana - będzie nas trochę spowalniał, ale nie możemy go tu zostawić. Wyprostował się i przeciągnął.
- Idziemy szukać tego pieprzonego Jedi, nie wiadomo co jeszcze czai się w odmętach tej planety.Zwrócił się do Kelevry:
- Widzę, że nie masz żadnej porządnej broni przy sobie, więc byłoby kiepsko gdybyśmy zostali zaatakowani. Będziemy asekurować padawana, żeby nigdzie się nie przewalił. W razie ataku musimy usadowić go w bezpiecznym miejscu, on będzie nas wspomagał umysłem.
Strix, prowadź nas, byle szybko, chce już spierdalać z tej przebrzydłej planety.
 
Ramp jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172