Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-04-2016, 22:06   #91
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Wskoczyła do statku. Ostatni raz spojrzała w dół, na żołnierzy i cofnęła się głębiej do środka.
Śluza zamknęła się.
Szybko dopadła do sterów i pchnęła je. Lecieli na orbitę.
Wstukała szybko parę sekwencji poleceń komputerowi. Musieli gdzieś polecieć. Musi ustawić sekwencję krótkich skoków to tu , to tam by zgubić pościg. Tak będzie najłatwiej i da im obojgu cza,s by się zastanowić co dalej.
Statek obrał kurs i wskoczyli w nadprzestrzeń.
Cała jesteś?
Usłyszała. Patrzyła się martwo w iluminator.
-Jestem cała.-Odparła mechanicznie, beznamiętnym głosem.
-Przed nami smocze leże. Będzie dobrze. Wracamy do domu.-
-Co kurwa?-Zmarszczyła czoło i w końcu zdobyła się, żeby popatrzeć mu w oczy.
- Weź sobie nie rób jaj.-Poprawiła się w fotelu. -Smocze leże? Co ty pieprzysz najlepszego? Do domu? Zaczniesz gadać normalnie, a nie zagadkami? Gada się z tobą jak z robotem. Jeśli nie przestaniesz, zrobię ci znowu krzywdę, bo mam tego serdecznie kurwa dosyć.-Patrzyła na niego spode łba.-Jesteś moim największym utrapieniem. Jesteś jak wrzód na tyłku i nie wiem za jakie ciężkie grzechy.-Westchnęła. Odłożyła broń na podłogę, opierając ją o ścianę kokpitu.
-Musimy wymienić statek, opchnąć go, sprzedać na żyletki, cokolwiek. Pozbyć się go i zdobyć inny. Może nawet nowy ukradniemy, ryra mnie to. Ale musimy się ogarnąć, zmienić, zakamuflować by dotrzeć na Coruscant.-Dodała, jak gdyby nigdy nic. Jakby ta strzelanina się nie stała a jej wyrzut nie został wypowiedziany. Znów popatrzyła w rozmazane gwiazdy za iluminatorym i z powrotem na swojego rozmówcę.
-Dotarło?-
wątpiła w to.
 
Ravage jest offline  
Stary 24-04-2016, 22:17   #92
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Korriban, Dreshdae, ciężki myśliwiec republikański
Zapiął się w jednym z fotelów i otworzył terminal. Rohenowi nie pozostało nic innego jak obserwować sytuację z punktu widzenia Med-1. Droid nie był w stanie mu też pomóc bardziej niż zrobił to Martell. Żołnierz znał się na swojej robocie.
Tymczasem w padawanie narastała złość i frustracja. Kiedy Strix ledwo prychnęła lekceważąco na jego sugestię dłuższej współpracy Morlan aż żałował, że nie przykładał się bardziej do mocy ofensywnych. Jak nigdy wcześniej miał ochotę kogoś poddusić.
Tymczasem Aaron i Slevin byli prowadzeni przez Strix ponownie przez dolinę Lordów Mroku. Wszyscy czujnie się rozglądali za jaszczurami, które poprzednio ich zaatakowały. Kelevra zbadał dokładniej ślady ich stóp i szybko wywnioskował, że one musiały przebywać w jakimś wymiarze obok, gdyż pojawiły się dosłownie znikąd. Oczywistym było, że przeciągał ich Jedi.
Poszukiwania Alkesa Qltarza nie były proste. Strix nie wiedziała, gdzie cereanin się udał, gdyż nie chciał pomocy przewodnika. Szczęśliwie tatooiński najemnik miał wielkie doświadczenie w tropieniu ludzi po piasku.
Najświeższe ślady dwunożnego osobnika w butach znalazł przy trzecim z kolei grobowców. Zagłębienie świadczyło o wadze jakichś osiemdziesięciu kilogramów, a rozłożenie nacisku sugerowało wysoką postać. Wszystko to zgadzało się z opisem poszukiwanego. Ruszyli tym tropem, który jak się okazało prowadził do jak wyjaśniła przewodniczka zbużonego i opustoszałego kompleksu akademii Sith.
Ślad urywał się na kamiennych stopniach prowadzący do środka.
Strix splunęła na ziemię.
- Będziecie mi musieli za to słono kurwa dopłacić!

Dxun, okolice opuszczonej świątyni
Prawie godzinę zajęło mu dotarcie bliżej budowli którą widział z czubka drzewa. Po tym czasie ledwo mógł się już opierać na rannej nodze. Zdążyła mu mocno opuchnąć. Wszak jeszcze tylko jeden pagórek i już będzie na miejscu.
Był tak odurzony bólem, że nawet nie usłyszał wystrzału za swoim plecami. Stracił przytomność nim jeszcze upadł twarzą w ściółkę.
W pełni opancerzony strzelec pochylił się nad Jonem i obszukał go dokładnie. Mocno zdziwiło go znalezienia miecza świetlnego. Uruchomił komunikator i zdał szybki raport.
- Vanguard Cztery, zneutralizowałem intruza na pozycji K3. Podejrzewam, że mamy tu użytkownika Mocy – w tym momencie uruchomił broń i zajaśniało przed nim krwistoczerwone ostrze. – Poprawka szczegółowa do raportu, mamy tu Sitha.

Kiffu, Baddonsa, kosmoport
Miasteczko było przysłowiowym zadupiem skupionym wokół lądowisk kosmoportu, ale w tej chwili nie miał innego wyjścia. Kiffas – bliźniacza planeta Kiffu – zbliżyła się w comiesięcznym cyklu i powodowała fenomen burz elektrycznych przechodzących przez atmosferę. Sol doleciał tu w momencie, gdy występowały one w bardziej zurbanizowej części planety i zmuszony był lądować w spokojniejszych dzielnicach. To nie był jednak problem, gdyż jego cel i tak znajdował się poza stolicą.
Miał niecały dzień na załatwienie swoich spraw. Zero co prawda nie odezwał się w trakcie tych sześciu godzin jakie Zhar-kan kazał droidowi czekać, ale jego odpowiedź już czekała gdy wyszli z nadprzestrzeni.
Krayt znalazł szpital w którym dochodzili do siebie komandosi z akcji na Irydonii i stamtąd ekstrapolował kolejne miejsca do sprawdzenia. W dużym skrócie – arkanianina czekała wizyta na Coruscant. Ale tym będzie się musiał zająć dopiero za 23 standardowe godziny.

Korelia, Tyrena, apartament hotelowy
Mical wziął głęboki wdech i milczał. Na pewno go zaskoczyła. Kiedy wreszcie rozchyliła powieki mężczyzna patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami, ale widać było że wiele różnych myśli krąży po jego głowie.
Wreszcie wypuścił powietrze z płuc i potarł się ręką po czole. Wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba.
- Cóż, przynajmniej tym razem nie przekazałaś tej informacji na sekundy przed ważnym zebraniem rady – uśmiechnął się do niej ciepło. Wziął ją w ramiona i przytulił. – Choć nie jest to najlepsza chwila, choć wolałbym mieć w tym bardziej świadomy udział, choć zrobiłaś to trochę to za szybko to jest to wspaniała nowina Laurie! – trzymał ją cały czas mocno w objęciach. – Teraz wyjaśniło się twoje zachowanie – miał bardzo wesoły nastrój co znaczyło, że naprawdę bardzo się cieszy. – I te nawiązania o ewentualnym odejściu z Krayta. Nie bój się, nie oszczędzimy na środkach, by zafundować Lanie Derei wybuchową imprezę końcową. Sladek to się za tobą zapłacze!
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 24-04-2016, 23:42   #93
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Różne myśli przebiegały przez umysł Sola gdy podchodzili do lądowania. Od dawna nie było go na Kiffu, minęły niemal trzy lata od jego ostatniej wizyty. W zasadzie cieszył się że wylądował z dala od zgiełku miasta. Planeta wciąż była niezwykle dzika, duże jej połacie nigdy nie widziały ręki człowieka i właśnie to najbardziej w niej kochał. Można było spędzić tutaj całe miesiące, jeśli nie lata, żywiąc się tym co do zaoferowania miała natura, nie spotykając przy tym żadnej inteligentnej istoty. Teraz jednak nie mógł sobie pozwolić na opieszałość. Wypożyczył śmigacz i ruszył do swojego celu.

***

Podróż zajęła mu niemal sześć godzin, trasa którą musiał pokonać nie była prosta, ani bezpieczna, o wciąż szalejących burzach elektromagnetycznych nie wspominając. Jakakolwiek nawigacja odmawiała współpracy, w związku z tym musiał zdać się na swoją pamięć. Mijał różnorodny teren, od bagien, przez wybrzeże miejscowego słodkiego morza, stepy i wzgórza, gdy w końcu zatrzymał swój pojazd. Stał u podnóża góry, o wierzchołku drapiącym chmury i niskim, iglastym lasku porastającym okoliczny teren.


Teraz czekała na niego najtrudniejsza część jego wizyty na Kiffu. Wspinaczka. Oczywiście nie musiał dostać się na sam szczyt, ale miejsce do którego zmierzał nie było łatwo dostępne. Bez mrugnięcia okiem ściągnął z siebie pancerz, tylko by mu zawadzał, zostawił również karabin, blaster i wibroostrze. Jedynym elementem swojego ekwipunku z którym się nie pożegnał był pas z wbudowanym systemem maskującym, ale wątpił by był mu potrzebny.

***

Im wyżej był tym bardziej spadała zarówno temperatura, jak i dostępność tlenu. Ziemia ustąpiła miejsca skałom, a wraz z nią w niebyt odeszły drzewa i większe rośliny. Tu i tam obecne były porosty, ale i te ledwo przęgły w tak niekorzystnych warunkach. W kilku miejscach musiał się na chwilę zatrzymać i znaleźć alternatywną drogę, zbocze w górę którego się piął nieco zmieniło się od jego ostatniej wizyty, ale jego refleks i wytrzymałość zapewniły mu relatywnie bezpiecznią ścieżkę. W końcu podciągnął się na niezbyt szeroką półkę skalną, która stanowiła swoisty przedsionek dla kierującej się w głąb i dół góry jaskinię. W skale przy wejściu wypalony był symbol. Wprawne oko od razu wyłapało by że został on stworzony mieczem świetlnym, ale w tak dzikim miejscu ciężko byłoby o kogokolwiek na tyle doświadczonego.

Poza Solem oczywiście. W końcu to było jego dzieło.


Sama jaskinia tak naprawdę niczym się nie wyróżniała, była głęboka na jakieś dziesięć metrów, w najwęższym miejscu miała metr szerokości, ale na samym końcu rozszerzała się w sferyczną komnatę, z sześcioma wgłębieniami w tylnej ścianie, w każdej z nich coś było, lecz tylko jedna sprawiała wrażenie pełnej i tylko jedna z nich była pusta. Panował tutaj kompletny mrok, ale to mu nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. W tym miejscu czuł się jak w domu, o ile arkanianin mógł nazwać jakiekolwiek miejsce domem. Poza tym nie było tutaj absolutnie niczego. Najemnik podszedł do środkowej półki i wyjął stamtąd dwa przedmioty. Pierwszym była metalowa kula rozmiaru pięści o ciemno szarym zabarwieniu. Drugim był miecz świetlny. Wojownik uruchomił miecz, zielone ostrze wystrzeliło z emitera i rozjaśniło pomieszczenie. Dopiero teraz można było zobaczyć że nad każdym z wgłębień było czyjeś imię.
Jedno z nich należało do Zhar-kana.

***

Ogień lał się z niebios, skatowana ziemia pękała pod stopami, a pechowa szóstka żołnierzy próbowała przebić się do odległych okopów. Byli członkami Piątej łączonej, elitarnej grupy zwiadowców, z Jedi jako dowódcą. Wspomniany wojownik biegł jako ostatni z włączonym mieczem świetlnym, kobaltowa zieleń niezdrowo migała w jego dłoniach, odbijając bolty skierowane zarówno przeciwko jemu, jak i jego podwładnym.
Tuż za nimi była kolejna grupka żołnierzy, tym razem Mandosów, których jedynym celem była anihilacja Piątej. Najzabawniejszy był fakt że Mando wiedzieli że są martwi. Ostrzał z dział orbitalnych systematycznie czyścił powierzchnię planety z oznak wrogiego życia. Po prostu chcieli zabrać kogoś ze sobą, taka była ich filozofia.
Oddział nagle zatrzymał się w miejscu. Na ich sprawdzonej wcześniej ścieżce wyrosła nagle przeszkoda której nie byli wstanie pokonać. Skały pod wpływem ostrzału rozstąpiły się, a przed ich oczami wyrosła blisko trzydziesto metrowa przepaść, głęboka na przynajmniej dziesięć razy tyle.
- O kurwa. - wyrwało się jednemu z żołnierzy. Przez ułamek sekundy wszyscy stali w niedowierzaniu, gdy zbłąkany bolt przedarł się przez ich tarcze i ugodził jednego z pechowców w łydkę. Wyrwało to ich natychmiast z zamyślenia, z niezwykłą precyzją rozstawili się w tym przeklętym terenie, korzystając z każdej możliwej osłony by ograniczyć cele dla Mandosów.
- To by było na tyle! - krzyknął wysoki, barczysty mężczyzna i posłał serię ze swojego karabinu. Thomas “Pięściarz” Dark. Najlepszy zapaśnik w oddziale, jeśli nie w całym wojsku Republiki.
- Chujowo że się tu w ogóle wpieprzyliśmy. - mruknął średniego wzrostu brunet, o niezwykle symetrycznej, tak perfekcyjnej że niemal sztucznej twarzy. Raru “Piękniś” Turon. Dawny model dla jednej z intergalaktycznych firm. Zrezygnował z ciepłej i wygodnej posadki gdy Republika wezwała wszystkich chętnych do zaciągnięcia się.
- Przynajmniej będzie nam ciepło. Nie chciałbym zginąć na Ilum, zimno beznadziejnie wpływa na moje łuski. - odpowiedział Trandoshanin który chwilę temu dostał w łydkę. Xiss “Deszcz” Joss. Znany ze swojego uwielbienia dla wody. Teraz uciskał ranę jedną dłonią, a drugą rozrywał opakowanie z bandażem.
- Oj chłopcy, uśmiechnijcie się, Rycerz na pewno coś wymyśli. - wesoło powiedziała jedyna kobieta w ich małej ekipie. Adria “Jajogniot” Malric, niebieskoskóra twileczka z Ryloth. Dość powiedzieć że pewien pechowy oficer przekonał się że nachodzenie podwładnych może mieć niemiłe konsekwencje. Teraz odbezpieczała granat dymny i posłała go w kierunku Mandosów.
- Doprowadzimy tą misję do końca. - odparł Jedi, jakby było to zapisane w gwiazdach i nie istniała inna alternatywa.
- Adria, weźmiesz dysk z danymi i skoczysz przez przepaść. Potem prosto do przygotowanego bunkra i gdy tylko ostrzał ustanie lecisz na orbitę.
- Pojebało cię? Ta przepaść ma dobre 25 metrów, w pancerzu skoczę na maks cztery ze wspomaganiem!
- Nadam ci impetu. - odpowiedział Rycerz.- Jak tylko… - jego wypowiedź przerwał wybuch. W miejscu gdzie chwilę temu kryła się Adria teraz leżała wygięta, spalona sylwetka, pancerz który miał ją chronić stopił się w jedno z jej ciałem. Granat termalny.
Nie mieli czas na rozpaczanie, ani na brak zdecydowania. Jak jeden mąż cały oddział nasilił ostrzał, zmuszając liczniejszych mandosów do szukania osłony.
- Cisza ty to zrobisz. Jesteś najlżejszy i jesteś najlepszym biegaczem. - powiedział Rycerz i rzucił swój miecz szerokim łukiem. Ostrze wdarło się za osłonę za którą krył się pechowy mandalorianin i po chwili znowu było w dłoniach wojownika. Jedi wyjął dysk ze zdobytymi danymi i rzucił go Solowi. Arkanianin o śnieżnobiałej skórze przechwycił go i schował w swoim pancerzu. Pozostali członkowie drużyny zaczęli zrywać ze swoich szyj dogtagi, które powędrowały do dłoni klona. Rycerz zamknął oczy i przez kilka sekund wszystko ucichło. Gdy znowu je otworzył jego miecz świetlny był wyłączony. Rycerz podał go emiterem w swoją stronę Solowi.
- Zmodyfikowałem je wczoraj żeby ktoś bez połączenia z Mocą był wstanie je odpalić.
- Ale… TY WIEDZIAŁEŚ?! - wyrwało się z ust żołnierza.
- Przepraszam. Musieliśmy wykonać tą misję. Te dane odwrócą bieg wojny, przynajmniej w tym sektorze. Wiesz co masz zrobić. Idź. Idź! - ryknał Jedi, a Sol niemal wbrew sobie zerwał się do biegu w stronę przepaści. Równocześnie reszta jego oddziału podniosła się, kryjąc jego odwrót. Gdy skoczył wiedział że nie da rady pokonać tego dystansu. Grawitacja, ciut słabsza na tej planecie, zaczęła się o niego upominać gdy coś uderzyło go z tytaniczną siłą w plecy. Wylądował po drugiej stronie. Z trudem się podniósł i ostatni raz spojrzał za siebie, na swoją rodzinę i przyjaciół.
Zaczął biec.

***

Mężczyzna wypuścił powietrze z płuc i odłożył zarówno miecz jak i stalową kulę na swoje miejsce. Potem podszedł po kolei do każdej z półek i poświęcił moment na przywołanie wszystkich dobrych wspomnień które dzielił ze swoim oddziałem. Na koniec stanął przed swoją niszą i westchnął lekko. Wiedział że raczej prędzej niż później umrze, ale nie będzie nikogo kto mógłby go tutaj złożyć. Zresztą czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Jego logiczna strona mówiła mu że traci czas, że powinien jak najszybciej ruszyć na Coruscant, opłakiwanie zmarłych nic nie da, w końcu sam nie wierzył w żadną wyższą siłę, ale z drugiej strony wizyty na Kiffu zawsze go uspokajały. W niewyjaśniony sposób zawsze czuł się lepiej gdy opuszczał tą planetę. Nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Obrócił się i przez ułamek sekundy wydawało mu się że widzi Rycerza, ale musiał to być miraż wywołany przez jego myśli.
Uśmiechnął się i ruszył w drogę powrotną.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 24-04-2016 o 23:49.
Zaalaos jest offline  
Stary 25-04-2016, 23:25   #94
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Bardzo ciekawy miała pomysł. Tak niepasujący do żołnierza. Tylko chyba nie dostrzegała konsekwencji jakie to ze sobą niesie. Narażanie niewinnych cywili będzie nie do uniknięcia. A cały wysiłek jaki włożyli żeby się nie pogrążać będzie nic nie wart.
Jakby był typowym mendom, to by miał gdzieś innych. Przejechałby po wszystkim na swojej drodze. Tylko on tak nie pracował. Minimum kosztów dla maksymalnych zysków. Jeden za tysiąc.
- Nie jestem robotem i wielu przyjętych powszechnie normach, człowiekiem również nie- wyjaśnił rzeczowo- Jestem od nich lepszy. Choć to nie jest pogląd którym się kieruję- szybko przerwał, bo zauważył że zaczyna się tłumaczyć- Nie mam zamiaru przepraszać za to kim jestem- dokończył.
Widocznie ona uważała człowieczeństwo za stan psychiczny i jego ekspresje. A nie to na jakim miejscu stawia się czyjeś dobro i jak traktuje się drugą osobę.

Starał się sprostać wszystkim przeciwnością. Lecz problemu, przyczyny którego doszukiwał się w jego osobie nie był wstanie rozwiązać. Owszem zaburzył jej porządek. Ale wyjście tkwiło w niej, to w niej toczyła się walka. I wejdzie w nową nieznaną rzeczywistość, lub wróci do starej i prostej.

Jak jej nie pasuje to, że nie udaje, to może być choćby prima baleriną, jeśli to jej pomoże zrozumieć co próbuje osiągnąć.
Zachwiał się w fotelu ze śmiechu- Ale zadajesz sobie sprawę z tego kochana, z czym to się będzie wiązać- powiedział rozbawiony, niewinnym głosem. Imitując broń, wycelował palcem w dwa wyimaginowane cele- Bang, bang- udał wystrzał przesuwając z jednego na drugi.
Tą samą ręką następnie uderzył z siła w konsole, aż zamigotały kontrolki- Może by i to pomogło, gdybyśmy tyko chcieli uciec i się ukryć- huknął pełny gniewu.
Po czym chwycił urażona dłoń z bólem na twarzy- Ale zrobimy jak mówisz- powiedział z uniżonością pochylając głowę. Przedstawiał karykatury, spektrum jakim mógł grać. Żaglując swoim zachowaniem, manipulował tak aby wyzwolić pożądaną reakcje u innych. Znów trochę się zabawił ale tylko żeby ją czegoś nauczyć. Nie jest jego obiektem.
- Obiecaj tylko, że gdy wplączą się osoby postronne i będziesz musiała mordować. Nie zawahasz się- powiedział powracając do pierwotnej postawy- Bo ja do tej pory unikałem tego. Narażając nas jedynie na konfrontacje z psami wywiadu- rzucił spojrzenie pozbawione jakichkolwiek emocji- Dlatego nie porzuciliśmy już teraz statku, po to ryzowaliśmy naprawiając go. Po to żeby nie mieć krwi na rękach- innymi słowy czy odważy się zostać bezdusznym potworem z jakiego go uważała.
 

Ostatnio edytowane przez Krzat : 26-04-2016 o 00:03.
Krzat jest offline  
Stary 27-04-2016, 14:48   #95
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Rycerz obudził się i powoli otworzył oczy. Nie wiedział gdzie jest, ostatnie co pamiętał to że zbliżał się do wejścia, a później urwał mu się film. Skoro jeszcze żył to ktoś musiał go ogłuszyć i złapać. Leżał na podłodze i był mocno związany. Miał ochotę zwymiotować, ale powstrzymał się. Ugryziona noga pulsowała tępym bólem. Nad nim stało dwóch mężczyzn w pełnych pancerzach. Od razu rozpoznał ten kolor i malowanie. W ostatnich latach były one aż nadto dobrze znane w Galaktyce.
Mandalorianie.
- Ptaszynka się obudziła - mruknął jeden z nich.
Wtedy podszedł do niego trzeci żołnierz i kucnął przy nim.
- Słyszysz mnie?
- Słyszę. - miał lekko zachrypnięty głos bo dawno się nie odzywał.
- Czego szukałeś w tamtej świątyni? - głos miał twardy i pozbawiony emocji. Prawie jak droid. - Ilu was zostało? Gdzie jest reszta? - nadawał kolejne pytania ledwo kończąc następne.
- Nie szukałem niczego oprócz dachu nad głową. Jestem ze statku, który się rozbił i to było jedyne schronienie, które zauważyłem. Jestem tutaj samemu.
Żołnierze wybuchnęli śmiechem na jego rewelacje.
- Poziom waszego wyszkolenia leci na łeb na szyję w ostatnich latach - skomentował to przesłuchujący go. - Nie pierdol mi tu ściem Sithcie! Jeśli nie chcesz gadać, możemy zobaczyć jak będziesz stękał od własnej broni.
Nad głową Jona zajaśniało czerwone ostrze, któremu towarzyszyło charakterystyczne buczenie.
Rycerzowi tak do śmiechu nie było. Wiedziałem, że to się tak kiedyś skończy jak nie zmienię ostrza.
- To że noszę ze sobą miecz o czerwonym kolorze nie znaczy, że jestem Sithem. Jakbym miał zielony to byłbym od razu Jedi? Taki akurat dostałem i to od jednego z was parę lat wstecz w prezencie. Mówię prawdę, że jestem samemu. To wasza dżungla to chyba możecie to sprawdzić. Szukam tylko wujka i kuzynki, tyle.
Nie zamierzał specjalnie ukrywać się z tym, że korzysta z Mocy, bo jeśli miecz był jego jedyną bronią to było to oczywiste. Co do celu podróży powiedział prawdę, więc jeśli tamci obserwowali go wcześniej powinni wiedzieć, że nie kłamie. Albo mogli mu totalnie nie uwierzyć. Atmosfera zgęstniała, a Jon siedział spięty i patrzył na własną broń, czekając na reakcję mandalorianina.
- O ile Sith nosili różne kolory mieczy by się zamaskować, to będziesz pierwszym Jedi z czerwonym ostrzem. W dodatku strasznie kiepskim, skoro dałeś się tak łatwo podejść. Za dawnych czasów byliście zdecydowanie lepsi... - z lekkim zawodem wspomniał przesłuchujący go. Baelish na razie osiągnął tyle, że go nie zabili.
Odetchnął w myślach.
- Wciąż zostało mi dużo do nauki. Ale ciężko oczekiwać cudów jak zaczynasz się uczyć dziesięć lat później niż powinieneś... - chciał w oczach żołnierza wyjść na jak najmniej groźnego przeciwnika. Nie miał złych intencji, ale chciał tamtego uspokoić. Choć Mandalorianin nie rozminął się teraz za bardzo z prawdą. Standardowy Jedi w jego wieku był o wiele potężniejszy, ale Jon miał jeszcze całe życie na trenowanie i mógł mieć realistyczną nadzieję na osiągnięcie poziomu chociażby Attona, który również nie był trenowany od małego.
- Chcecie coś jeszcze wiedzieć? Co ze mną zrobicie? - zapytał patrząc w wizjer tamtego.
- To ja tutaj zadaję pytania - przypomniał mu zbliżając miecz do jego twarzy. - Skoroś skory do rozmów, to opowiedz dokładnie tutaj robisz. Daruj sobie tą bajkę o wujku i ciotce.
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać.
- Gdy byłem na Onderonie mój znajomy powiedział o świątyni, że można tam znaleźć cenne artefakty. Zdecydowałem się to sprawdzić, nie narzekam na nadmiar kredytów. Szkoda, że zapomniał mi wspomnieć o was.
- Nazwiska znajomego i gdzie się szkoliłeś - skinął na miecz.
- Aaron Martell. Coruscant. - mógł wymienić kogokolwiek, ale imię najemnika z którym kiedyś pracował wpadło mu pierwsze do głowy.
- Czyli twierdzisz, że jesteś Jedi, huh?
- To... skomplikowane. Opuściłem Akademię rok temu i od tamtej pory radzę sobie samemu. - był pewien, że Mandalorianin za nic by mu nie uwierzył, że naprawdę jest Rycerzem.
Przesłuchujący go wstał.
- Nazwiska mistrzów Akademii. - ostrze w jego ręku buczało nieustannie.
- Rand, Marr, Brianna, Mical.
- Mam wrażenie, że o jakimś zapomniałeś... - ostrzegawczo dodał.
- Oczywiście jest jeszcze Meetra Surik, Wygnana Jedi, założycielka Akademii. Ale ona nie naucza i rzadko kiedy się tam pokazuje.
Czuł, że przekonał tamtego co do swojej tożsamości, ale nie miał pojęcia, co mają zamiar dalej z nim zrobić. Wątpił, że tak po prostu go puszczą, może w zamian za pomoc przy czymś? Choć z ranną nogą za dużo nie zrobi. Nie pozostało mu więc nic innego niż oczekiwać decyzji żołnierza.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 27-04-2016 o 14:52.
Kolejny jest offline  
Stary 27-04-2016, 17:18   #96
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
No Rohen skończył swoje wojaże w statku. Ranny i zmęczony... Użył mocy by się podleczyć, nie na tyle jednak by zasnąć ze zmęczenia po jej użyciu. Rozsądna ilość by goić pomału ranę, a jednocześnie móc dalej obserwować wydarzenia. Chciał jak najszybciej zakończyć zadanie. Niespodziewane trudności były mu nie w smak. Wiedział jednak, że życie Jedi nie jest usłane kwiatami. Tylko co inny Jedi robił na tej planecie sam? W tak, jak pokazało spotkanie z jaszczurami niebezpiecznej planecie? Dawnej siedzibie Sithów i mrocznej mocy... Jeden padawan bóg wie czego szukający... Nadal nie otrzymał szczegółów misji z jaką wysłano tu poprzednika. Uparcie szukał dalej. Dlaczego wlazł do Akademi Sith? Dlaczego akurat tam? Mało to ruin na tym piaskowym wydupiu? Wiadomym było, że czegoś szukał. Najpewniej związanego z Sith czy ciemną stroną ogólnie. Tylko po jaką cholerę? Był bardzo ciekaw jak to się skończy... Wtedy odstawi wszystkie zguby, żywe bądź martwe na Coruscant i poprosi o zgodę na wizytę w rodzinnych stronach. Dawno nie widział rodziców i chciał zagościć na Miralu. Krótki odpoczynek po pierwszej samodzielnej misji na pewno mu nie zaszkodzi. O ile im się uda... Za pomocą Med-1, będzie miał Slevina i Strix na oku. Ta dwójka to niezłe ziółka.
 
Icarius jest offline  
Stary 27-04-2016, 21:18   #97
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Spaliła rumieniec na wspomnienie sposobu w jaki wyznała mu swoje uczucia dawno temu. Wtedy to go urządziła… Wyznała mu, jeszcze wtedy był jej Mistrzem, swoje uczucia i to w momencie, gdy byli sami w sali. A zaraz po jej słowach pozostali mistrzowie weszli na salę. Zdecydowanie miała talent do “idealnych” momentów.
Ale gdy Mical wziął ją w ramiona wiedziała już, że na pewno nie jest na nią zły. Objęła go tuląc się do niego. On naprawdę się ucieszył. A ona już zaczynała podejrzewać, że te wszystkie jego "nie teraz", "trzeba poczekać na odpowiedni moment" to tylko łatwe wymówki by nie musiał wprost jej mówić, że zwyczajnie nie chce dzieci. Puściła go by z szerokim uśmiechem patrzeć na jego twarz. Jeszcze nigdy nie widziała by był tak szczęśliwy, a sama czuła się wspaniale będąc powodem jego zadowolenia.
- W takim razie Derei zginie wciągu najbliższych miesięcy - odparła mu zgadzając się z tą decyzją. Prędzej czy później chyba musiało się to wydarzyć. Nie mniej było jej z tego powodu przykro. - Ale czy to naprawdę konieczne? Przecież poradzę sobie z utrzymaniem mojej przykrywki - starała się jeszcze spróbować przeforsować swój pogląd na sytuację.
- O czym ty mówisz? - Mical zmrużył oczy uśmiechając się. Widać sądził, że po prostu źle go zrozumiała. - Zabieram cię na Coruscant, natychmiast.
- Już teraz? - Hayes patrzyła na niego jakby nie rozumiała co do niej mówi. Nie mogła teraz odejść. Miała tyle zaczętych spraw, ledwo co wygrała batalię słowną z Huttami, a on chciał, żeby to po prostu rzuciła. - A co z moją pracą? Przecież dwa lata ciężko pracowałam, żeby zdobyć tą pozycję. Nie możemy od tak tego zaprzepaścić - mówiąc to zmarszczyła brwi w niezadowoleniu. Naprawdę wiele wysiłku i poświęcenia w to włożyła. Była przekonana, że nikt poza nią nie był w stanie tyle tam osiągnąć.
- Moment… - jakby teraz do niego dotarło, że ona nie ma zamiaru wracać od razu. - Ty naprawdę chcesz jeszcze podziałać? Laurienn, zdajesz sobie sprawę w jakim środowisku się obracasz? To nie są koledzy i koleżanki z pracy, a Sladek nie jest dobrodusznym szefem! Oni cię zabiją w momencie, gdy tylko pojawi się choćby opcja, że możesz ich opuścić! Nie można im nawet wspomnieć o tym, że jesteś w ciąży!

Laurienn wzięła głęboki oddech, ale nie powiedziała nic. Powstrzymała się w ostatnim momencie. Przeciągle westchnęła spuszczając wzrok. Przygryzła paznokieć gorączkowo zastanawiając się jak najdelikatniej przekazać mu w tym momencie prawdę.
- Sądzę, że Krayt może coś podejrzewać... - zaczęła powoli wypowiadając słowa i uważnie przyglądając się jego reakcji. - Na spotkaniu mnie zemdliło, potem nie piłam alkoholu... Mogli dodać dwa do dwóch... Za to Sladek... Z nim to praktycznie już omówiłam warunki mojego urlopu... - chciała jeszcze coś dodać, ale powstrzymała się.
Wbrew pozorom mężczyzna nie zdenerwował się, tylko głęboko odetchnął.
- Miałaś więcej szczęścia niż rozumu - poczochrał ją po głowie. - Następnym razem… a co ja gadam - żachnął się. - Nie będzie następnego razu. Idziemy w takim razie zgodnie z planem. Wprowadzamy w takim razie go od razu w życie. Czym teraz latasz?
Hayes odetchnęła z ulgą. Chwyciła w dłonie jego rękę i przytuliła do swojego policzka. Liczyła na taką reakcję, ale obawy nie pozwalały jej tego z góry założyć. Źle się czuła z tym, że właśnie zaprzepaściła 2 lata starań, ale Mical miał rację. Wolała tak, niż trzymać prawdę od niego z dala. Wtedy czułaby się nieporównywalnie gorzej. Ale chyba musiała przyznać mu rację, przez ten czas zatraciła poczucie kto jest dobry a kto zły, zatarła jej się granica tego kim tam tak naprawdę była. No i jej ambicja zaczynała podsuwać jej co raz bardziej niebezpieczne pomysły. Najgorsze w tym była świadomość, że miała cień szansy by je wprowadzić w życie...

- Wynajęty statek z załogą - odparła mu w końcu. - Dokładnie taki jak Nilus Emily. Zrobiłam z nimi kilka kursów raptem. Mają być po mnie w kosmoporcie jutro na wieczór.
- Hmm… coś wymyślę do tego czasu. To jakieś szumowiny?
Pokręciła głową. Z zasady i dla odpoczynku nie latała z najemnikami Sladka. Były to typy, przy których nawet oddzielona od nich zamkniętymi drzwiami nie zmrużyła by oczu.
- W żadnym razie - zaprzeczyła. Dawno nie miała tak świetnej ekipy jak tamci. Nieco zwariowani, ale polubiła ich. - To normalni i bardzo sympatyczny ludzie. Pilot jest prawie tak dobra jak Em, a mechanik chyba wiele od niej nie gorsza. Tylko właściciel statku to straszna życiowa sierota, ale jest bardzo uro... uprzejmy i miły - wspominając Vasha uśmiechnęła się lekko. Naprawdę zżyła się z tą załogą, a nawet czuła się teraz winna, że ich w to wciągnęła. - Niestety wiedzą, że jestem z Krayta… Nie chce, żeby stała im się krzywda - jęknęła cicho patrząc mu w oczy.
- Myślisz, że będzie można się z nimi dogadać? - Jedi przyjrzał jej się badawczo.
Zawsze jej się podobało to jak czasem miała wrażenie, że myślą tak samo.
- Na pewno byli by dobrym zasobem do wykorzystania. Są otwarci na współpracę i jak potrzebowałam obstawy na wyjścia, gdy nie chciałam by ktoś mnie zaczepiał, to mogłam liczyć na pomoc Vasha - stwierdziła z pewnością w głosie.
- Czyli da się ich przekonać do poświęcenia statku? - dopytał.
- Raczej tak. Jak użyje sztuczek Jedi to już na pewno - uśmiechnęła się lekko i zadziornie.
- Już rozumiem, dlaczego w półświatku chodzi opinia, że Lana Derei jest w stanie przekonać kamień do przesunięcia się - wracał mu dobry humor.
Roześmiała się, gdy to powiedział.
- Tak, tak. Ale chyba będą musieli jej zmienić ksywkę, bo Żelazna Dziewica jest już mocno nieaktualna. I tak bawi mnie, że przez tyle czasu się to utrzymywało - zachichotała rozsiadając się wygodnie na krześle i zakładając nogi mu na kolana.
Laurie zaraz zamyśliła się nad tym co zasugerował. Sądziła, że nie powinna mieć problemu z dogadaniem się z nimi. W zamian za współpracę mogła im przecież zaoferować, któryś ze statków Em, choćby nawet Nilusa. Tylko może ze względu na Lyn, i rozmowę jaką na niej wymusiła, to lepiej było nie informować ich nic poza to, że pracuje w wywiadzie Republiki, kwestie zamieszania w międzyczasie Akademi Jedi należało przemilczeć.
- To co, idziemy teraz na Złociste Plaże? - zaproponowała z entuzjazmem. Po zabiciu Lany prędko nie będzie mogła tu wrócić.
- Można… potem czeka nas dużo pracy - najwidoczniej tego potrzebował, bo już miał mocno zamyśloną twarz i nieobecne spojrzenie. Podejrzewała że był w trakcie obmyślania planu zatarcia śladów.

Hayes pozwoliła mu potrwać w tym stanie przez jakąś chwilę. W tym czasie zajęła się śniadaniem, które przez jej strojenie się zdążyło mocno wystygnąć. Roześmiała się lekko na myśl, że przebywa w luksusowym hotelu i jeszcze ani razu nie udało jej się zjeść tu czegoś ciepłego. A może warto było zaszaleć ten ostatni raz na koszt Krayta? Będzie musiała o tym wspomnieć Micalowi. Spojrzała na niego, ale jej wzrok nie spoczął na nim na długo. Nie chciała by znów zaczął ją wypytywać. Już i tak dość rewelacji mu dziś powiedziała. Nie potrzebował więcej, a to co jej jeszcze pozostało mogło zostać przez niego potraktowane dużo ostrzej, może nawet go zezłościć. Każdy miał swoje granice, a ona nie chciała badać jakie były jego. Nie chciała przysparzać mu więcej zmartwień niż te, które do tej pory sprawiła. Można by spokojnie powiedzieć, że sporo tych kłopotów mu robiła. Zdecydowanie musiał darzyć ją silnym uczuciem, że tyle jej wybaczał.
Dlatego też zadecydowała nie wspominać mu o Yuthurze. Na razie. To po prostu nie był dobry moment. Skoro i tak wraca do Akademii to będzie miała całe mnóstwo lepszych ku temu okazji.
Uśmiechnęła się promiennie na myśl, że już jutro będzie w drodze by poznać nowych uczniów Akademii i choć cieszyła się na to niezmiernie, to wciąż fakt, że sprawy Krayta zostawi w takim momencie bardzo jej nie odpowiadał i sprawiał, że odczuwała żal na stracone możliwości jakie tam się przed nią otworzyły.

Laurie wstała i zbliżyła się do Micala. Usiadła okrakiem mu na kolanach i objęła go. Sprawiło to że mężczyzna wybudził się ze swoich rozmyślań i przytulił ją do siebie.
- Tak bardzo się cieszę, że wracam z tobą do domu - powiedziała cicho prosto do jego ucha i wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 28-04-2016, 19:19   #98
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Nie dotarło.
Zupełnie do niego nie docierało o co jej chodziło. Rozmowa z tym gościem była po stokroć gorsza niż znalezienie się pod ostrzałem. Bo z ostrzałem można było sobie poradzić a Karellen nie słuchał, tylko miał chyba ochotę na wygłupy i drażnienie się z nią.
Wstała. Była wielkim babskiem więc patrzyła się na swojego rozmówcę z góry.
Złapała go za koszulę i potrząsnęła nim.
-PRZESTAŃ WRESZCIE!-Huknęła z mocą.
Puściła go, popychając go lekko. Wygadywał głupoty. Nie słuchał. Był sobą zachwycony i swoimi pomysłami, ale zupełnie nie słuchał.
Dobrze chociaż, że nie odleciał bez niej statkiem, bo inaczej miałaby przejebane.
-Czy z tobą zawsze trzeba na siłę!?-Znów sięwkurzyła. Była tym wszystkim bardzo zmęczona.
-Nikogo nie będziemy zabijać! Ale jak chcesz tym stateczkiem dotrzeć na Coruscant? Jak? Jesteśmy ścigani, widziałeś co się stało! Jeśli chcesz dotrzeć żywy to trzeba coś zrobić! Nie chcesz? Proszę bardzo, ja już nie mam nic do stracenia, możemy lecieć nawet i tą łupiną ,tylko że jak będziemy chcieli wylądować w stolicy, to zobaczysz co będzie! Cały zastęp komandosów nam wypali dziury w dupach i tyle będzie naszego pięknego planu! Już nas osądzono Karellen, ty i ja jesteśmy winni czegoś, czego nie zrobiliśmy i nikt nam nie pozwoli tym statkiem, tak po prostu wylądować na Coruscant!Rusz głową chłopie!-
 
Ravage jest offline  
Stary 28-04-2016, 20:20   #99
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Spokojna głowa. - rzucił Slevin - Znając życie obsypią Cię kredytami, a może nawet znajdzie się dla Ciebie miejsce na statku, nie chciałbyś się powłóczyć po Coruscant? - uśmiechnął się do Strix, lecz jego usiana bliznami twarz tylko lekko drgnęła.

- Idę pierwszy. - powiedział i ostrożnie, stopień po stopniu ruszył w kierunku grobowca, wiedząc że w płytach mogą być pułapki które pod naciskiem mogą eksplodować lub przyzwać kolejne śmierdzące, zmutowane gady.

O nie wypatrzył żadnej pułapki pod sobą, ani żadnego niebezpieczeństwa nad sobą, wkroczył do grobowca. Nie było tam zbyt jasno, to też odpalił podwieszoną do karabinku latarkę która zalała tunel do głównej części kompleksu jasnym, mlecznym światłem.

- Przynajmniej na to się nada to gówno. - mruknął do siebie i krzyknął do reszty - Uważajcie na pułapki, najlepiej idźcie po moich śladach.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 28-04-2016, 23:33   #100
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Poziom opanowania pozostawiał wiele do życzenia. Dziewczyna w żadne sposób nie była przygotowana na to co ją spotkało. Ostatnie wydarzenia i nie mijająca presja najzwyczajniej zmieniły ją w żywy kłębek nerwów. Jeśli tak reaguje, to co się stanie jak odstrzeli jakiegoś dzieciaka. A wykluczając jakikolwiek scenariusz nie tylko naraża na niepowodzenie misji ale również zdrowie i życie towarzyszy, którzy polegają na pewnych i szybkich decyzjach.
Gdyby nie rozumiał co ta dziecina przechodzi, w jakiej rozterce się znajduję. Już za samą próbę podniesienia na niego ręki, rozbił by jej głowę. Musiała ochłonąć.
- Na to właśnie liczą, że spanikujemy- wstał powoli, pomagając sobie rękoma- Nikt nas nie zakatuje, przynajmniej nie po tym co zrobimy- przeszedł do miejsca, w którym poprzednio zniknęła apteczka- A jak nawet, to będzie to pogwałcenie nienaruszalności służb republiki- wygrzebał zestaw.
- Nie jesteśmy sami, ktoś was wysłał i nas oczekuje. Ktoś ma pieczę nad waszym odziałem i misją- usiadł na najbliższym wygodnym miejscu- To jest podwórko wojska i nawet wywiad musi uważać jak stawia kroki- zabrał się za rozbebeszanie opatrunku.
- Wyślemy wiadomość- zmierzał do sedna, również przy nodze- Do wszystkich o statusie misji, tym co się wydarzyło wraz z logami statku- przyglądał się kolanu, pokrytemu jasnoróżową błoną- Zawiadomimy o zagrożeniu, nie jasnych intencjach krążownika Łapacz, 4 floty- wygrzebał koktajl z surowicy i elementów budulcowych- I najzwyczajniej poprosimy o wsparcie, pomoc w dostaniu się do stolicy- wytypował odpowiednie, zdrowe miejsce i ostrożnie wprowadził igłę- Nam nic nie zrobią, a całe zamieszanie przeszkodzi naszemu ogonowi- powoli wprowadzał substancje- Oświadczmy, że jedyne zatrzymanie statku jakie wchodzi w grę, to wyłącznie przy lądowaniu na Coruscant- nie spuszczał wzroku z kolana, przy którym pomarudzi jeszcze ze dwa kwadransy- Co o tym sądzisz, może poczekamy jeszcze ze zmianą transportu?- spytał trochę dla przekory.
Na pewno było wielu takich oficerów i dowódców armii, którzy mieli na pieńku z wywiadem albo chociaż nie podobało im się ich panoszenie. I mogli im pomóc lub choćby nie przeszkodzić, tylko z tego względu.
 

Ostatnio edytowane przez Krzat : 28-04-2016 o 23:49.
Krzat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172