Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2020, 18:35   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Escape 2020: Cerber

Scena 1



Miejsce: obóz archeologów; biuro Nicholasa
Obsada: Nicholas i Kelemen


Pogoda szalała na całego. Jak zwykle o tej porze roku. Wiatr wzbudzał istną burzę pyłową. Aż Nicholas zastanawiał się czy marines dadzą radę wylądować w takich warunkach. No niby nie było aż tak źle by ograniczyć loty. Ale jednak pogodnie też nie było. Miał nadzieję, że skoro chodziło o marines to wiedzą co robią. I wylądują w jednym kawałku. Czułby się strasznie jakby doszło do jakiejś katastrofy gdy marines lecieli im na pomoc.

- Naprawdę musisz palić to świństwo? - zapytał kolega jaki właśnie wszedł do jego gabinetu. Czy raczej kabiny. Mieli na tyle luksusu, że każdy dzielił swój kontener z sąsiadem. Ale kierownikowi całej ekspedycji przysługiwał kontener na wyłączność. Więc w tej części którą powinien zajmować współlokator urządził sobie coś co trochę na wyrost nazywał gabinetem. Tu właśnie załatwiał służbowe sprawy.

- To mnie uspokaja. - już nie pierwszej młodości szef obozu archeologów uśmiechnął się smutno i przyznał z rozbrajającą szczerością. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest dobry nawyk. Jak każdy nałóg. Ale współczesna medycyna i sam przemysł tytoniowy potrafiły sprawić, że już nie było to tak szkodliwe jak przed wiekami.

- Chyba tak. - Kelemen skinąl głową trochę machinalnie. Sam nie był pewny jak zacząć tą rozmowę. Ani czy jest sens zaczynać.

- Myślisz, że przylecą w taką pogodę? - szef archeologów spojrzał pytająco na szefa działu naukowego którego zazwyczaj traktował jak swoją prawą rękę.

- To marines. Jak nie odwołali lotu to pewnie przylecą o czasie. - no i się zaczęło. Właśnie między innymi po to przyszedł do Nicholasa by o tym porozmawiać.

- No tak, masz rację. - Nicholas spojrzał na tą szarugę za oknem. W końcu pokiwał głową i wstał od swojego biurka. Ruszył do szafy z ubraniami. - No to trzeba się szykować by ich przywitać. - mężczyzna rzucił raźno do kolegi gdy stanął w drzwiach otwartej szafy.

- Nicholas ale czy to naprawdę koniecznie? - Kadosa nie wytrzymał i jednak zapytał. Już o tym rozmawiali. Nie raz. I ostatni głos miał właśnie facet przy szafie jaki zaczął ubierać się do wyjścia. - Wiesz jacy oni są. To mięśniaki. Nic tylko wszysto rozwalić i wysadzić. Wszystko tu zniszczą. A nasze badania? I będą się szarogęsić. Tego nie wolno, tamtego nie wolno, tu nie chodź, tam nie zaglądaj, nie zadawaj pytań a w ogóle to teraz wy mieszkacie u nas. - szef pionu naukowego wyrzucił co mu leżało na wątrobie. Te wszystkie wątpliwości jakie miał co do przybycia “uzbrojonych osiłków” jak ich w duchu nazywał. Obawiał się tego. Że wszystko tu zepsują te badania, jakie pasjonujące! jakie tu prowadzili.

- Już o tym rozmawialiśmy Kel. - Nicholas tak naprawdę spodziewał się, że kolega zacznie argumentować po swojemu. Też miał wątpliwości czy powinni wzywać kogoś z zewnątrz. Do tego marines. Ten wojskowy dryl mógł zahamować ich badania. A kto wie? Może zamknąć cały obóz? To był ten czarny scenariusz jakiego się obawiała jego dusza naukowca i badacza tajemnic. Ale w przeciwieństwie do szefa naukowcow był też kierownikiem ich wszystkich. Owszem, zarządzał nimi, oni mu podlegali nawet jeśli zazwyczaj panowała uprzejma atmosfera klubu studenckiego. No ale też odpowiadał za ich bezpieczeństwo. Co jeśli wypadki będą się powtarzać? Coś się stanie kolejnemu obozowiczowi? Kogo będą w pierwszej kolejności wszelkie komisje pytać co zrobił w tej sprawie? No jego właśnie! Kierownika tego obozu. Dlatego musiał wykazać, że przedsięwziął odpowiednie kroki. No a na tej planecie trudno było o alternatywę do marines. Nawet zdziwił się trochę, że zorganizowali ekipę tak prędko.

- No tak. - Kelemen, przez kolegów zwykle nazywany Kel, mruknął markotnie widząc, że nic już nie wskóra. Właściwie to tylko pogoda by mogła jeszcze powstrzymać albo opóźnić przylot marines. - Dziewczyny prosiły by dać im znać jak będizmey jechać na lądowisko. Chciały się zabrać z nami. - niejako w ramach zemsty od niechcenia rzucił luźną uwagę i czekał na wynik.

- Oh nie ma takiej potrzeby! Pojedziemy we dwóch, przywitamy ich i przyjedziemi z nimi z powrotem. - tak jak się Kel spodziewał reakcja kierownika była całkiem żywiołowa. Nie było tajemnicą, że żeńska część personelu była jak najbardziej za przylotem silnych, męskich, uzbrojonych ramion co ich ochronią przed wszelkim złem. Córka Nicholasa też.

- Oczywiście. - szef naukowców skinął głową ze zrozumieniem. - A co im mówimy? Znaczy tym mięśniakom jak przylecą? - zapytał już poważniej. Nicholaus zamknął szafę i też się zamyślił. No tak, to było dobre pytanie.


---



Jaki jest sekret naukowców?


Nowy biom - w jaskiniach pod ruinami odkryli nowy ekosystem. Według procedur powinno się zamknąć dostęp do tych jaskiń, urządzić kwarantannę i ściągnąć ekspertów od xenobiologii. Takie rozwiązanie jednak w praktyce mogłoby doprowadzić do zamknięcia obozu lub poważnego spowolnienia prac a na razie nikt nie zachorował ani nic takiego.

Przekręt - archeolodzy okazali się całkiem obrotnymi ludźmi i mają co nieco lewych interesów do ukrycia. Może produkują materiały wybuchowe czy medykamenty dla wyrzutków, może korzystają z ich usług, może produkują jakieś naukowe falsyfikaty. Grunt, że ktoś obcy kręcący się po obozie może to odkryć i sprawa się sypnie.

Przykrywka - w gruncie rzeczy obóz archeologów to tylko przykrywka dla czegoś innego. Może tylko szef i jedna czy dwie osoby, może więcej a może wszyscy biorą w tym udział. Pod przykrywką tak naprawdę są współpracownikami jakiegoś wywiadu, korporacji czy są skorumpowani przez lokalne układy i układziki. Obawiają się, że marines mogliby ich zdemaskować lub przynajmniej ograniczyć działalność.

Tajne laboratorium - w zakamarkach starej, wojskowej bazy odkryli laboratorium. Było bardzo solidnie zabezpieczone, nie do końca wiadomo co tam prowadzono za badania i eksperymenty. Archeolodzy obawiają się, że gdy wojskowi się o tym dowiedzą to mogą ich tam nie dopuścić albo nawet i zamknąć obóz teraz i na nie wiadomo jak długo.


---



Scena 2


Miejsce: orbitalna baza marines; sektor 2-go plutony
Obsada: por Jean Daoust i srg.pl Lean Mentink


- To by było na tyle. Są jakieś pytania? - porucznik powiódł wzrokiem po zebranych twarzach. Byli tu wszyscy. Pełny 2-gi pluton jakim dowodził i jaki po tej ostatniej odprawie miał się zapakować na transportery a te na dropshipy. Teraz to było takie podsumowanie. Właściwie poprzednio już omówili sprawę a teraz tak dla formalności, aktualizacji i przypomnienia po co lecą na ten biegun północny Cerbera do zagubionego wśród pustkowi obozu archeologów. Raczej się nie spodziewał pytań bo wszystko było jasne. Dlatego trochę zdziwł się jak po chwili spokoju jedna z rąk uniosła się w górę. Gdy zobaczył kto ją podniósł już czuł pismo nosem ale uniesieniem brwi i gestem głowy dał znać, że można mówić.

- Więc panie poruczniku ja się tylko chciałem upewnić… - zaczął jeden z kaprali, ich plutonowy komediant. Reszta też momentalnie wyczuła, że znów odstawi jakąś komedię bo na twarzach pojawił się wyraz ekscytacji i oczekiwania. Daoust dał znać, żeby kontynuował. Właściwie też był ciekaw tej nowej hecy.

- Bo jeśli dobrze rozumiem panie poruczniku to lecimy do obozu jajogłowych tak? I to nawet archeologów tak? - kapral powoli zmierzał do gwoździa programu całkiem umiejętnie budując atmosferę i potęgując oczekiwanie. Naprawdę był urodzonym komikiem dlatego też prawie wszyscy go lubili w plutonie i był bardzo popularną postacią. Nieoficjalnie też pełnił rolę błazna. Czyli w żartobliwej formie ale dziwnie trafnie potrafił być barometrem nastrojów zwykłej, plutonowej masy żołnierskiej. Dlatego prawie od początku porucznik Daoust nauczył się słuchać tego co i jak ten komediant mówi.

- Tak, lecimy do obozu archeologów. - porucznik potwierdził to co już się przewijało przez całą odprawę.

- To świetnie! - kapral ucieszył się jakby jego domysły się potwierdziły. - To ja chciałem ogłosić, że zaklepuje wszystkie cycate archeolożki w ciemnych okularach, warkoczu i obcisłych wdziankach. Więc jakby trzeba było o nie zadbać, znaczy zapewnić bezpieczeństwo to panie poruczniku ja się zgłaszam na ochotnika. - kapral wywalił o co mu chodzi. Niby brzmiało to jak formalny wniosek czy inną prośbę no ale jeszcze zanim skończył mówić to reszta towarzyszy i towarzyszek gruchnęła śmiechem. Co spowodawało, że on próbował ich zakrzyczeć i zaklepać sobie te cycate ślicznotki z warkoczami a oni kazali mu się zamknąć, siadać i w ogóle to niby dlaczego on jeden ma mieć dostęp do takich ślicznotek. Porucznikowi nie zostało już nic innego jak zakończyć spotkanie i dać sierżantom znać by zajęli się zagnaniem wesołej ferajny do ładowni.

- Nie podoba mi się ta akcja. - sierżant Mentink zrównał się z nim na korytarzu. Był sierżantem plutonu i zastępcą porucznika. Gdy jeden z nich dowodził bezpośrednio jedną częścią plutonu to drugi drugą. Świetnie się uzupełniali. No ale Jean uważał, że Lean jest za bardzo fanem różnych spisków i matactw. Czasem miał wrażenie, że sierżant bardziej by się sprawdzał w roli policyjnego detektywa czy dziennikarza śledczego. Z drugiej jednak strony był mu niejako hamulcem dla jego własnej brawury, takim głosem rozsądku i rozwagi.

- Żadna nowość. Mówisz tak przed każdą akcją. - oficer otworzył drzwi do magazynku gdzie mieli swój ekwipunek. Jeszcze trzeba było się przystroić w ten cały bojowy sprzęt nim udadzą się do ładowni.

- Nie lubię współpracować z cywilbandą. - mruknął sierżant podchodząc do swojej szafki. W gruncie rzeczy nie chodziło o to. Przynajmniej nie tylko o to. Ta cała misja wyglądała jak jedna, wielka pułapka! O nie, nie widział żadnych powodów do zadowolenia. Na pewno coś się spartoli. Tylko pytanie co i kiedy.

- Nie bądź smutas Lean. Słyszałeś komedianta? Może będą tam biuściaste ślicznotki w obcisłych wdziankach? - porucznik próbował jakoś uspokoić swojego zastępcę i kumpla. Zawsze tak było. Mentik się nakręcał, że czeka ich nie wiadomo jaka rzeźnia i horror i w ogóle makabra. A potem zwykle była nudna rutyna. A te jego czarnowidztwo się zwykle nie sprawdzało.

- Biuściaste ślicznotki. Akurat. Widziałeś prognozę pogody? Jaki tam syf jest na dole? To tak na sam początek. A jest jeszcze cała reszta. - Lean spojrzał na dowódcę z pretensją i nieco z żalem. No tak. Pogoda była no powiedzmy, że taka sobie. Ale i tak o niebo lepsza niż bliżej równika. No i była jeszcze ta cała reszta.


---


Jaka jest pogoda?


Syberia - warunki zbliżone do ziemskiej Syberii. Trzeba poświęcić 2 sloty ekwipunku na odpowiedni zimowy ubiór. Średnia dobowa temp to ok -30*C.

Chłodno - jak na ziemskie warunki to tak umiarkowanie chłodno. Nie trzeba poświęcać slotów ekwipunku na specjalistyczny ubiór. Dobowa temp. to ok 0*C.

Gorąco - warunki są z gorących ziemskich klimatów. Trzeba poświęcić 1 slot ekwipunku na specjalistyczny lekki ubiór. Dobowa temp. to ok 30*C.

Pustynnie - warunki na pograniczu ziemskiego gorąca, mogą nawet go nieco przekraczać. Potrzebne są 2 sloty ekwipunku na specjalistyczny sprzęt. Dobowa temp. to ok 60*C.


-----

- Termin do głosowania: do północy w nd 07.19.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 17-07-2020 o 18:37.
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-07-2020, 01:22   #2
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 02 - 2727.08.01; wieczór; g. 32:00

Scena 1



Czas: 2727.08.01* wieczór; g. 32:00
Miejsce: obóz archeologów; lądowisko; szoferki łazików
Warunki: noc polarna; temp. 8*C; łag.wiatr (12 km/h); śr.opad; to**. -8*C
Obsada: Vanessa i Olga, gościnnie Nicholas i Kelemen






- Kto to? - Nicholas już od chwili widział jak w tej kurzawie zbliżają się światła jakiegoś samochodu od strony obozu. Ale dopiero jak drugi pojazd zbliżył się bliżej to rozpoznał bliźniaczy łazik z ich obozu. Zatrzymał się trochę dalej, tak ze dwa czy trzy standardowe miejsca parkingowe dalej. Więc samą sylwetkę samochodu widział dość dobrze ale bez detali. Więc przez szyby własnej maszyny widział tylko sylwetki w drugiej. Ale nie mógł dojrzeć kto tam siedzi. I dlaczego zaparkował tak daleko? Jakby nie miał ochoty na bliższą integrację. Co budziło jego czujność. Zwrócił się do siedzącego obok Kelemena ale ten wiedział i widział to samo więc wzruszył ramionami. Kierowca więc sięgnął po radio i wezwał załogę drugiego pojazdu do identyfikacji.

- 3-ka do 4-ki. Co tu robicie? - zapytał zerkając przez boczną szybę na reakcję załogi drugiego wozu. Widział sylwetki głów, chyba nawet plamy twarze ale w tym zamarzającym pyle jaki sypał trudno było dojrzeć coś więcej. Zwłaszcza w samym środku polarnej nocy.

- Chyba powinnyśmy coś im odpowiedzieć. - zaproponowała Olga słysząc wezwanie w radiu. Zerkała w bok i widziała to samo co załoga sąsiedniego wozu. Czyli sylwetkę łazika i załogi.

- Oj po co? Znowu zacznie się zrzędzenie. - Vanessa jako autorka pomysło na tą małą eskapadę nie miała ochoty na konwersację w tej sprawie. Ani z najlepszą kumpelą ani z nikim innym. Na pewno nie z własnym ojcem. Zwłaszcza, że to właśnie on właściwie kazał im zostać w obozie. O niedoczekanie! Wreszcie coś się działo! Na pewno nie odpuściła by przylotu prawdziwych marines! Właśnie dlatego korzystała ze wstecznego lusterka by sprawdzić makijaż i całą resztę zastanawiając się czy coś jeszcze w ostatniej chwili poprawić czy zostawić jak jest. A tu jej stary jeszcze jej przeszkadzał.

- Powinnyśmy coś odpowiedzieć. Inaczej zaczną się martwić. Mogą nawet przyjść sprawdzić czy wszystko w porządku. - Olga nie uważała się za tak odważną i wyrywną jak córka kierownika obozu. I akurat Vanessa i nie tylko podzielała to zdanie. Ale obie przypadły sobie do gustu. A właściwie na tym zadupiu były na siebie skazane. Trochę trudno było tu o inne młode kobiety w pełni sił i fantazji o archeologicznych i naukowych zainteresowaniach. Obie były tu pierwszy sezon na swojej praktyce. Więc w naturalny sposób stały się prawie nierozłączne. Vanessa zwykle była śmielsza i autorką wielu pomysłów. Zwłaszcza tych niestosownych. Ale jednak dziwnym trafem większość z nich realizowały we dwie dopiero jak uzyskały aprobatę Nguyen. Tak było i tym razem. Olga nie do końca była pewna czy warto stawać okoniem do polecenia pana Hemme by zostać w obozie. Ale panna Hemme przekonała ją, że warto. W końcu miała rację. Ile razy lądowali już u nich komandosi? Ani razu! Cholera na tym zadupiu nawet jak przyleciało coś innego niż automatyczny dostawczak z bieguna albo przybył ktoś z tubylców to już znaczy, że coś się działo. A tu cała zgraja marines!

- Oo raanyy! Ale z ciebie miękka klucha! - westchnęła Vanessa poprawiając ostatni raz grzywkę i westchnęła jeszcze raz. Po czym wzięła radio w dłoń i odpowiedziała załodze sąsiedniego wozu. - Nie wygłupiaj się tato. Za nic nie przegapiłybyśmy takiej imprezy. Co za różnica czy przywitamy się z nimi tutaj czy w obozie? - panna Hemme miała na tyle dobry humor i czuła taką skalę ekscytacji, że nawet marudzenie ojca nie było w stanie jej go popsuć.

- Essa, bardzo proszę, byście wróciły do obozu. Tu nie jest bezpiecznie. Przecież wiesz dlaczego ich wezwaliśmy. - kierowca drugiego wozu zrzymał się w duchu na krnąbrnął ale już niestety dorsołą córkę. Gdzie te czasy gdy rodzice byli panami i władcami swoich pociech? Mogli im układać życie czy wydawać za mąż. Albo wysłać do pracy w kopalni. Tak na ostudzenie gorących głów. No do obozu daleko nie było ale przecież te ostatnie wypadki no jakoś jakby zdarzały się coraz bliżej obozu. Więc próbował przemówić córce do rozsądku. Tak coś czuł, że zbyt gładko przyjęła rano jego decyzję, że pojadą tylko we dwóch z Kelem na to lądowisko. No i ojcowski zmysł go widocznie nie zawiódł.

- Oj tato nie bój się nic nam nie będzie. Przecież masz nas na oku prawda? - Vanessa wydwała się być kochana i wesoła. Zwłaszcza jak Olga szeptem dopowiedziała od siebie ich prywatny cel dla jakiego przylatywali tu marines “do zabawy”. Dlatego puściła jej oczko i uśmiech zgadzając się z kumpelą całkowicie.

- A jak zrobimy u nas miejsce, bo przecież mamy jeszcze łóżka w zapasie, to będziemy mogły kogoś u nas przenocować? - Olga ośmielona zachowaniem kumpeli dała się ponieść fantazji i zbliżyła twarz do trzymanego radia aby kierownik mógł usłyszeć jej grzeczne pytanie.

- Co?! Wykluczone! To są prawdziwi marines i już mamy wszystko ustalone w sprawie kwaterunku! - reakcja pana Hemme była tyleż żywiołowa co nawet troszkę jakby nerwowa. Obie dziewczyny pisnęły z zachwytu, Vanessa jeszcze rzuciła krótkie, urwisowe, że też kocha i rozmowa się skończyła.

- Myślisz, że oni na poważnie rozbiją się w tym magazynie? - panna Hemme zapytała po chwili milczenia i nieco nerwowego szorowania zębem po paznokciu kciuka. Lub paznokciem kciuka po zębie.

- Raczej tak. Przecież tam im zrobiliśmy miejsce. - Olga skinęła głową. Ekscytacja mogła zacząć z wolna opadać gdy tak człowiek siedział w niewielkiej klitce szoferki łazika otoczony przez płaski teren niknący w nocnych ciemnościach i tradycyjnej, zimowej szarudze.

- A gdyby było trzeba… Tak na wszelki wypadek oczywiście. Albo przypadkiem. No albo jakaś sprawa by była do tych marines. To myślisz, że dałabyś radę otworzyć panel? - kierowca z łobuzerską niewinnością, z pewnym ociąganiem zapytała pasażerkę. Ta roześmiała się, machnęła dłonią i pokiwala głową, że to dla niej żaden problem. Wtedy już obie się roześmiały. I nagle urwały gdy przez odgłosy zimowej szarugi jaka wbijała w szyby i aroserie drobne kamyki i inne śmieci dostrzegły zniżające się z zewnątrz światła. Z nieba! Zaraz potem dał się słyszeć rosnący odgłos silników. I wreszcie ukazał się sam kadłub lądującego latacza. A potem kolejny. Przylecieli!


---




Jakie wspólne, sekretne hobby mają dziewczyny?


Deal - zawarły jakiś deal z tubylcami. Mogą się wymieniać technologią obozową, hakować coś dla tubylców czy nawet jeździć z czystej rozrywki czy pomagać charytatywnie. W każdym razie nikt w obozie raczej nie pogłaskał by ich po główce za takie praktyki więc trzymają to w sekrecie przed resztą obozowiczów.

Odkrycie - dziewczyny odkryły w zakamarkach dawnej bazy czy gdzieś na pustkowiu coś bardzo ciekawego. Jakiś wrak, tajne pomieszczenie, kolonię odmieńców czy coś co można zbadać albo po prostu jest ciekawe. Jednak gdyby powiedziały o tym komuś zapewne odsunięto by je od tego odkrycia a może i zniszczono by to odkrycie.

Rajd - jak dziewczyny jeżdżą na przejażdżki to w gruncie rzeczy dla relaksu. Ale w aktywnej formie. Po prostu ścigają się z tubylcami w rajdach po pustkowiach.

Romans - mają romans. Ze sobą, z kimś z obozu albo tubylców spoza obozu. Trzymają to w sekrecie przed resztą obozowiczów.


---




Scena 2


Czas: 2727.08.01* wieczór; g. 32:00
Miejsce: obóz archeologów; lądowisko; ładowania dropshipa
Warunki: noc polarna; temp. 8*C; łag.wiatr (12 km/h); śr.opad; to**. -8*C
Obsada: kpr. Sander Holst i kpr. Alija Lesić, niemo reszta 3 drużyny





No i okazało się, że pogoda może jednak pokrzyżować nawet najbardziej precyzyjny plan. Jak tyle razy w przeszłości. Według planu to mieli lądować rano. No ale jak nie wichura to burza albo obfite opady jakiegoś tubylczego, marznącego syfu. Dopiero wieczorem się uspokoiło więc można było się zapakować na dropshipy i zacząć zrzut orbitalny.

Zresztą noc, dzień czy poranek okazały się dość iluzoryczne. Na północy Cerbera panowała zimowa pora roku. Na tak wysokich szerokościach geograficznych oznaczało to noc polarną. Obóz archeologów był nieco bardziej na południe niż większość baz tego globu no ale nadal się jeszcze łapał na tą noc polarną. Za to bardziej na południe może było bardziej przejrzyście ale i bardziej gorąco. Z każdym stopniem bardziej na południe robiło się goręcej. Czujniki pokazywały, że na tym terraformowanej planecie na równiku nawet zimową porą temperatury oscylowały w granicach 100 - 150*C.

- Ale buja! Jak w lunaparku! - kapral z granatnikiem zamontowanym pod szturmówką siedział na składanym krzesełku w ładowni. Krzesełko było zamontowane do ściany a nie podłogi by w razie czego mogło lepiej amortyzować wstrząsy wywołane przyziemnymi wybuchami. Cała ładownia była w transporterze no a sam transporter przypięty taśmami i pasami bujał się w ładowni dropshipa. Zaś sam dropship bujał się przechodząc przez górne a potem dolne warstwy tutejszej atmosfery. W efekcie tego bujało się tu wszystko i wszyscy na każdym elemencie tej złożonej konstrukcji. Tylko ten pierwszy odcinek w próżni był cichy, łagodny i spokojny. A potem im niżej tym gorzej bujało.

- Mhm. - na samym końcu Holst spojrzał na sąsiadkę. Też w szarży kaprala. Tylko ona miała w podajniku ciężką broń. Jak to zwykle bywało z operatorami ciężkich broni. Sander nosił za to oznaczenia zwiadowcy. Oboje jednak byli z 3-ciej drużyny zwykle zwaną zieloną. Więc razem z resztą tej drużyny zajmowali obie strony ładowni wpatrzeni w sąsiadów po przeciwnej stronie. Bo poza tymi co się sąsiadowało tuż obok to było trochę trudno patrzeć wzdłuż własnego szeregu. Alija siedziała w sam raz. Dokładnie naprzeciwko Sandera. Dlatego najłatwiej mu było nawijać do niej.

- Ciekawe czy zawsze tu tak pizga. Myślisz, że tam na dole będzie spokojniej? Dupę można sobie odmrozić w taką pogodę. - kapral zwrócił się do przestrzeni ładowni. Ale jakoś nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy byli tu pierwszy raz i widzieli tylko prognozy i symulacje. Niezbyt ciekawie to wyglądało. Bo w żołnierskich słowach to pogoda zapowiadała się syfiasto. A mało kto z nich był ekspertem od meteorologii, planetologii i innych logii. Co innego tam na dole gdzie lecieli. Tam tych jajogłowych powinno być aż w nadmiarze. Na razie wszystkim i wszystkimi trzęsło solidarnie, bez uwzględniania szarż czy specjalności.

- Mhm. - nie wiadomo jak to się stało ale właśnie Lesić znów odpowiedziała Sanderowi. Chociaż chyba wszyscy już się przyzwyczaili do tych półmonologów między tą dwójką. Oboje mieli ten sam stopień, byli w tej samej drużynie tego samego plutonu. I to właściwie tyle co mieli ze sobą wspólnego. Wyszczekany bajerant i milcząca i trochę wolna operator ciężkich broni.

- Rozchmurz się! Mówię wam, czuję to w moczu! Tam będą czekać na nas same, niesamowite przygody! I gorące kociaki w obcisłych wdziankach! Nie zapominajmy o najważniejszym. Po to tam przecież lecimy nie? - kapral miał opinię komedianta w całym plutonie. A odkąd wyszło na to, że mają lecieć nie tylko do jakiegoś obozu jajogłowych ale nawet prawdziwych archeologów to nie dawał spokoju tym piersiastym archeolożkom w obcisłych wdziankach.

- Mhm. - operatorka lkm i ppk skinęła krótko głową lekko się nawet uśmiechając. Lubiła Sandera. Był zabawny. Wszyscy go chyba lubili. Był tak wygadany i bajerant i w ogóle dokładnie tak jak ona nie była. I może dlatego tak lubiła słuchać jego paplaniny. Jakoś to było zwykle przyjemne do słuchania i można było się oderwać od tego przyziemnego padołu na jakim bytowali.

- Wiesz Alija? Uwielbiam te nasze rozmowy. Zawsze mnie aż poraża trafność twoich wypowiedzi. Po prostu dech zapiera. - Sander zwłóczył chwilę z odpowiedzią ale w końcu niczym najprawdziwszy komik przytknął dłoń w rękawicy szturmowej i przyłożył do napierśnika lekko kręcąc do tego głową. Sąsiedzi i sama cekaemistka roześmiali się mniej lub bardziej. I czekali teraz na ruch Lesić. Chociaż prawie każdy domyślał się jaki będzie.

- Mhm. - kapral też się uśmiechnęła enigmatycznym uśmiechem Mony Lisy lekko kiwając głową. Reszta ładowni roześmiała się bardziej otwarcie. Rzucało by nimi po całej ładowni. No ale póki byli przypięci to każdego rzucało tylko w jego siedzisku. Ta paplanina Holsta pomagała jakoś zająć myśli i nie myśleć dajmy na to czy ta cholerna wichura nie rozsypie łupiny jaką przez nią przedzierali się ku powierzchni planety. Już dało się czuć ten wszechobecną siłę ciążenia. Według danych o prawie 20% większa niż na Ziemi. Ale dało się odczuć. Szturmówka zamiast ważyć standardowe 3 kilo ważyła 3,5 kg. Niby nic. Ale na dłuższą metę przy tym wszystkim co mieli na sobie to jednak robiło różnicę.

- Wiesz co? Lubię cię Alija. Naprawdę. Będę dla ciebie miły. Jak wiesz, znaczy jak wszyscy wiecie, porucznik zaklepał dla mnie wszystkie te cycate ślicznotki jakie będą tam na dole. Ale dla ciebie zrobię wyjątek. Jak będzie jakiś nadmiar to dam ci jakąś. Może być? - zwiadowca zaczął mówić ale w końcu musiał podnieść głos gdy gdzieś w połowie doszedł do tego, że ma mieć zaklepane wszystkie tubylcze ślicznotki dla siebie. Reszta tego zdecydowanie męskiego towarzystwa zaraz zaczęła protestować. Nawet jeśli to wszystko było na żarty to przecież nie zamierzali darowąć by jeśli tam rzeczywiście są jakieś fajne panie archeolog to aby wszystkie wpadły w łapy tego bajeranta.

- Mhm. - Alija znów się uśmiechnęła tym razem ciut bardziej ironicznie niż tajemniczo. Reszta w sumie nie zdążyła się zastanowić nad znaczeniem takiej reakcji czy chciała przybić sztamę z Sanderem czy robiła sobie jaja tak samo jak on i reszta gdy w ładowni błysnęło światło i rozległ się trzykrotny brzęczyk. Schodzili do lądowania. Maszyna która do tej pory ryła dziobem w dół teraz wyrównała i zaczęła krążyć. W końcu zaczął się właściwy manewr gdy dropship zwolnił i zaczął jak winda opadać na dół. Wreszcie zgrzytnęły sabilizatory, ładownią jeszcze parę razy zatrzęsło i maszyna znieruchomiała.

- Ahoj! Witaj przygodo! - zawołał Sander. Byli w drugim dropshipie i 3-cim transporterze. Ale w tej dwójce ich wóz miał wyjechać pierwszy. Potem 4-ka. I na koniec bezzałogowiec z zapasami, taktowany jako wóz rezerwowy.

- Trzymać się! Czas start! - w komunikatorach usłyszeli podekscytowany głos kierowcy ich wozu. Zaczynała się sportowa rywalizacja by jak najszybciej opuścić ładownie i by dropship jak najkrócej był w krytycznej dla siebie strefie zrzutu. Kierowca znał się na swoim fachu i wielotonowa maszyna z impetem skoczyła do przodu. Energicznie podskoczyła zeskakując z rampy jak żywe stworzenie i zatoczyła łuk. Za nią runęła 4-ka, z drużyną wsparcia no i najbardziej dostojnie zjechał automat. Wszystkie trzy wozy dopiero odjeżdżały z lądowiska gdy pilot dropshipa zwiększył ciąg w silnikach i 2-ka oderwała się od lądowiska. Jeszcze chwilę widać było ciemny kształt na tle ciemnego nieba, potem już tylko światła a gdy te zgasły obiekt szybko w tej szarudze polarnej nocy przestał być widoczny. Za to na lądowisku zostało pół tuzina kołowych, bojowych transporterów jakie stanęły rzędem naprzeciwko dwóch zestawów świateł na skraju lądowiska. Przy nich te łaziki wydawały się kruche i mikre.

- Mam nadzieję, że porucznik załatwi to jak trzeba. - mruknął cicho Sander obserwujac na jednym z monitorów pod sufitem widok z kamer zewnętrznych. No tak. Wylądowali cało. Więc pomijając biuściaste ślicznotki w obcisłych wdziankach to trzeba było zabrać się za robotę i wykonać zadanie. Trochę był nawet ciekaw jak to porucznik ma zamiar załatwić z jajogłowymi.


---



Jakie zadanie mają marines o czym nie wiedzą archeolodzy?


- Artefakt - mają odzyskać konkretny przedmiot. Mogą to być ważne dane z drona zwiadowczego, dane od agenta, zwiadowców działających w terenie, może to naukowcy albo tubylcy natrafili na coś na tyle ciekawego/interesującego w ruinach miasta, że trzeba to odzyskać i zabezpieczyć.


- Czujniki - mają założyć czujniki, zmapować konkretny teren, zeskanować coś podziemnego co trudno zrobić z orbity czy pobrać jakieś konkretne próbki. Aby to zrobić trzeba udać się pod wskazany adres i zrobić co trzeba.


- Likwidacja - plotki wywiadu wskazują, że w okolicy jest ktoś niebezpieczny. Banda dezerterów, terrorystów, rabusiów, porywaczy może powiązani z tymi co uprzykrzają życie archeologom a może nie. Jest rozkaz aby zlikwidować tą bandę. Pojmać, rozbić, zabić, zwłaszcza szefa tej bandy.


- Załoga - w okolicy rozbił się latacz, może awaria, może został zestrzelony, może nawet chodzi o jakiś naziemny wehikuł. Załoga jest w okolicy wraku, przebywa w okolicznych pustkowiach lub została wzięta do niewoli. W każdym razie marines mają ich odzyskać i zabezpieczyć.



---


*2727.08.01 - rok federacyjny, reszcza czasu lokalnego, 8-my czyli ostatni m-c lokalnego roku.
**to - temperatura odczuwalna

---



Termin do głosowania: do północy śr 07.22.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-07-2020, 21:41   #3
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 03 - 2727.08.01 wieczór; g. 33:00

Scena 1



Czas: 2727.08.01 wieczór; g. 33:00
Miejsce: obóz archeologów; sektor mieszkalny; biuro Nicolasa
Warunki: jasno; temp. 21*C; cisza (0 km/h); sucho; to**. 21*C
Obsada: Nicholas i por. Daoust


- Czy wszystko w porządku poruczniku? Ten hangar może być? Przyznam, że bardzo mamy wprawę by gościć tak dużą grupę i mieliśmy trochę kłopot by znaleźć wam coś odpowiedniego. Ale jeśli uzna pan za stosowne to oczywiście możemy poszukać już czegoś pdopwiedniejszego. Niektóre z tych ruin zachowały się w zaskakująco dobrym stanie. - przywitanie na lądowisku było dość oszczędne. Właściwie sprowadziło się do uściskania ręki, przedstawienia się osobiście a nie rozmowy w holo jak wcześniej no i do stwierdzenia by wojskowy konwój pojechał za łazikami. Wyszło chyba nieźle. Oczywiście dopóki Essa i ta jej Olga się nie wtrąciły. Nicholas kompletnie nie aprobował zignorowania jego własnych poleceń i zasad bezpieczeństwa. Zwłaszcza przez Essę. Ta Olga miała na nią zły wpływ. Może trzeba pomyśleć by na koniec sezonu zmienić jej przydział? Zastanawiał się nad tym gdy wracali do obozu prowadząc całą kolumnę. Potem marines zaczęli się rozparcelowywać w przygotowanym hangarze no to już ich zostawił w spokoju. Ale porucznik tak jak obiecał, przyszedł rozmówić się z nim osobiście jak tylko z grubsza się ogarnęli w tym hangarze.

- Myślę, że może być. Dokładniejszy rekonesans przeprowadzimy jutro. - porucznik skinął głową na znak, że baza, przynajmniej na tą pierwszą noc, spełnia wymagania bazy. Właściwie zdawał sobie sprawę, z ograniczonych mozliwości naukowców w tej materii. Wcześniej przesłali mu na orbitę fotki i dane kilku proponowanych lokacji i ten stary hangar wydawał się najbardziej obiecujący. Miał duże drzwi przez które mogły wjechać nawet transportery no i te drzwi nadal działały. Mniej wiecej działały. Więc można było odciąć się od pogody na zewnątrz a wewnątrz rozbić obóz. To nie były koszary na orbicie no ale jak na tydzień czy dwa to jakoś chyba wytrzymają.

- To dobrze, cieszę się, nie byliśmy pewni czy będzie wam odpowiadać. Te drzwi się trochę zacinają ale na szbko udało nam się zrobić tylko tyle. - kierownikowi ekspedycji naukowej ulżyło, że porucznik nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Pokiwał głową i uśmiechnął się z widoczną ulgą.

- Ale te toalety i kanaliza co tam są to chyba nie działają. Możemy korzystać z infrastruktury w waszej bazie? - gdzieś kiedyś Daoust słyszał, że cywilizacja zaczyna się od kanalizacji a rozbijanie obozu wojskowego od kopania latryn. Lapidarnie to brzmiało ale było dziwnie trafne. Więc chociaż sam kącik sanitarny był w hangarze to widocznie nie działał od dawna a przecież gdzieś musieli załatwiać tego typu sprawy. Jakby cywile robili problemy trzeba by zamówić odpowiednią dostawę z orbity.

- No tak, oczywiście, proszę się nie krępować. - by ukryć igiełkę niepokoju Nicholas sięgnął po papierosa. Nie wiedzieć dlaczego ale niepokoiło go, że marines będą się kręcić po części mieszkalnej obozu. Łącznie z prysznicami i toaletami. Jakoś od razu przyszła mu na myśl Essa i jej niestosowne zachowanie.

- Świetnie. Cieszę się, że to mamy załatwione. No to teraz ta sprawa dla jakiej nas tu ściągnęliście. Możesz mi powiedzieć co tu się właściwie dzieje? Bo w raportach to jakoś nie było dla mnie zbyt jasne. - Jean skinął głową ciesząc się w duchu, że kierownik archeologów okazał się rozsądny. No ale teraz czas było się zająć ich zadaniem. Przynajmniej tym dla jakich wezwali ich na to zagubione na pustkowiach zadupie.

- No tak. - Nicholas spodziewał się tego pytania. Nawet cieszył się, że porucznik sam rwał się do tego by się nim zająć. Sięgnął do szuflady swojego biurka by wyjąć przygotowane materiały. - Uśmiejesz się ale tubylcy wierzą, że to duchy. Duchy pustyni. - powiedział zerkając na oficera w bojowym pancerzu. Ten uniósł brew do góry słysząc taką brednię. Nie dziwił się. Chociaż po tym co tu się działo to znów cieszył się, że są już tu ci marines i zdejmą z jego barków chociaż część odpowiedzialności. Zaczął jednak prezentować te materiały i mówić dokładniej co tu się u nich ostatnio działo co zaowocowało wezwanie marines na pomoc.


---



Co skłoniło archeologów do wezwania marines?


Wypadek - 1-2 naukowców pracowało w jakimś odludnym zakamarku bazy. Doszło jednak do wypadku, coś wybuchło, zrobił się pożar, zawaliło się coś czy zalało. Wygląda na to, że naukowcy zginęli a samo miejsce nie jest już w tej chwili tak łatwo dostępne. Wcześniej jednak słychać było ich krzyki i odgłosy kojarzące się z walką. Tak naprawdę potwory zaatakowały naukowców i w walce celowo czy przypadkiem doszło do tego wypadku ale w zamieszaniu przed i po nikt się na tym nie poznał. Do tego nerwowa sytuacja z tubylcami.

Zakładnicy - 1-2 naukowców pracowało w jakimś odludnym zakamarku bazy. Ale zostali porwani przez tubylców i wzięci jako zakładnicy. Archeolodzy dostali nagranie z ich kolegami więc wezwali marines na pomoc. Tak naprawdę porwanie też jest bezpośrednio związane z atakiem potworów ale w zamieszaniu nikt się na tym nie poznał. Do tego nerwowa sytuacja z tubylcami.

Zniknięcie - 1-2 naukowców pracowało w jakimś odludnym zakamarku bazy. Wyjechali/wyszli rano do pracy i nie wiadomo co się z nimi stało. Jak nie wrócili do wieczora reszta ekipy znalazła tylko ich miejsce pracy. I nie bardzo wiadomo co się stało z zaginionymi. Tak naprawdę potwory porwały archeologów ale nikt się na tym nie poznał. Do tego nerwowa sytuacja z tubylcami.



---



Scena 2



Czas: 2727.08.01 wieczór; g. 33:00
Miejsce: obóz archeologów; sektor magazynowy; hangar
Warunki: plamy światła i ciemności; temp. 12*C; powiew (2 km/h); sucho; to. 6*C
Obsada: kpr. Holst, kpr. Lesić, st.sz. Ramirez, Vanessa i Olga







“Ale rudera”

W tym chyba akurat wszyscy byli zgodni. I reprezentanci gości i gospodarzy. Chociaż na głos nikt nie narzekał. Improwizację było widać na każdym kroku. Cała sprawa wyszła dość nagle więc archeolodzy skromnymi siłami i zasobami próbowali zrobić co się da by uczynić jeden z hangarów zdatny do zamieszkania. No ale tak naprawdę udało im się to w minimalnym stopniu. Hangar okazał się czymś w rodzaju wielkiego pudła jakie chroniło przed aurą zewnętrzną. Przeciekał i wiatr po nim hulał na tyle mało, że można było się rozgościć. A jednocześnie był na tyle pojemny by rozstawić pół tuzina transporterów i rozbić składane moduły mieszkalne przywiezione w zapasowych, automatycznych transporterach. Gdy porucznik uznał, że adres, przynajmniej chwilowo nadaje się do zamieszkania zostawił rozbicie obozu pod opieką sierżanta Mentinka, swojego zastępcy a sam poszedł pogadać z szefem archeologów który ich przywitał na lądowisku.

Teraz sierżant kierował resztą plutonu by sobie urządzić ten obóz. Jeszcze nie było pewne czy dokładnie tutaj zostaną na dłużej ale na razie i tak trzeba było rozstawić składane “klocki” mieszkalne, warty, czujniki i całą resztę. Rutynowa robota. Na szczęście moduły mieszkalne były hermetyczne a z małymi generatorami to także ogrzewane i klimatyzowane. Więc w połączeniu z osłoną jaką dawał hangar warunki bytowania zapewniały chociaż te minimum socjalne na przyzwoitym poziomie. Nawet sanitariaty mieli własne no ale jednak na dłuższą metę to każdy wolał prawdziwe toalety i prysznice i między innymi o to porucznik też miał zapytać kierownika Hemme. Co innego panna Hemme.

Panna Hemme za punkt honoru wzięła sobie oprowadzić drużynę gości po nowych dla nich włościach. Razem ze swoją najlepszą kumpelą Olgą oczywiście. Nawet udało jej się wykręcić od powrotu do modułu mieszkalnego gdy Kel i pan Hemme zostawili już gości w spokoju by mogli urządzić się po swojemu. Właściwie to właśnie Vanessa pierwsza wyrwała się z propozycją by marines korzystali z ich obozu i toalet i pryszniców. Zwłaszcza pryszniców. Za co zarobiła krzywe, ojcowskie spojrzenie ale porucznikowi chyba ten pomysł przypadł do gustu. Chociaż teraz już poszedł pogadać z jej ojcem a ona z Olgą zostały same z tą całą masą zbrojnych zajętych rozbijaniem swojego obozu.

Musiała przyznać, że zrobili na niej bardzo dobre pierwsze wrażenie. Jak oba łaziki zatrzymały się przed główną bramą hangaru i jej ojciec z Kelemenem wyszli by otworzyć te zacinające się drzwi które udało się wcześniej naprawić na słowo honoru to marines wysłali najpierw drona do środka. Ten wleciał do środka i polatał sobie wewnątrz w tę i we w tę. Potem do środka wjechała kolumna transporterów i drzwi można było zamknąć. Z zaparkowanych znów transporterów wysypali się opancerzeni marines z bronią. Jak na filmach! Potem ten porucznik kazał im sprawdzić teren więc w paru grupkach rozsypali się po wnętrzu hangaru. Zwiad przebiegł dość szybko bo zdecydowana większość dawnego magazynu to stanowiła mniej więcej pusta przestrzeń. Mniej więcej bo jakieś graty i złomy zaśmiecały tą przestrzeń. No i były boczne sektory do których już prowadziły osobne wejścia. W jednym z nich były właśnie te toalety które jak się okazało na szczęście dla Essy wcale nie działały. I miała na tyle przytomności umysłu by to od razu rozegrać.

Szkoda tylko, że ci marines byli w tych swoich pancerzach i reszcie. Robiło wrażenie. Jak na filmach! No ale w ogóle nie było ich widać spod tych pancerzy nad czym Essa bardzo ubolewała. Zżerała ją ciekawość co ci goście tam mogą mieć pod tymi hełmami i pancerzami. Cały czas będą chodzić w tych pancerzach? No chyba je zdejmują chociaż od czasu do czasu?





- Co to jest do cholery? - kapral Holst miał całkiem dobry humor. Wręcz wyśmienity. Miał rację! Czekały na nich biuściaste ślicznotki! No może nie w obcisłych wdziankach ale reszta się zgadzała. I co więcej aż przebierały nóżkami aby się nimi zająć. Znaczy oczywiście by to on się nimi zajął. A wszystko się bardzo ładnie układało. Tych dwóch smutasów co ich witali się zmyło a teraz porucznik poszedł z nimi pogadać. A te dwie ślicznotki zostały z nimi. Znaczy z nim oczywiście. Vanessa i Olga. Teraz zaś udało mu się wkręcić sierżantowi, że się rozejrzą po przyległościach więc wyszli sprawdzić sąsiedni hangar. Raczej dla formalności. Więc tak sobie zwiedzali wesoło we czwórkę. Wziął ze sobą Aliję by “w razie czego” dała siłę ognia. Poza tym świetnie się prezentowała z tą ciężką bronią. No i Ramireza co jako ładowniczy Lesić też nieźle wyglądał obwieszony tymi zapasowymi zasobnikami z ammo i rakietami to ppk. No i był jej ładowniczym a do tego miał urok i wygląd rasowego neandertala. Więc z punktu widzenia Sandera to personalny dobór grupy był idealny dla jego potrzeb.

A tych dwóch ślicznotek nawet specjalnie nie trzeba było prosić by z nimi poszły aby im wytłumaczyć co i jak. Teraz więc sobie mogli w bardziej kameralnej scenerii poznać się lepiej a dziewczyny cały czas były pod niesłabnącym wrażeniem. Właśnie tak główkował jak zahaczyć o te prysznice w bazie bo wyczuwał, że dziewczyny okażą się bardzo skore do wszelkiej współpracy gdy natknęli się na “to”. To na tyle rzucało się w oczy, że znów przypomniało mu o tym, że jest marine a nawet ich zwiadowcą.

- To? Właściwie to nie wiem. Chyba tu jest odkąd tu przylecieliśmy. - Vanessa odparła trochę niezadowolona z takiego pytania. Wolała by ten kapral co okazał się wspaniały i taki zabawny do rozmowy raczej pytał o nią czy mówił coś o sobie no albo o jakichś wspólnych planach niż pytał o “to”. Zwłaszcza, że nie lubiła przyznawać się do niewiedzy a nie bardzo wiedziała co to właściwie jest i co tu robi. Nie kręciła się po tej części ruin ani służbowo ani hobbystycznie. Zerknęła na Olgę ale ta też pokręciła głową, że wie tyle co i Essa.


---



Co jest w drugim hangarze?


Dron - niewielki pojazd lub latacz, wielkości zbliżonej do człowieka. Można go załadować zamiast 1-2 członków desantu dropshipa czy transportera. Nie wiadomo od jak dawna tu stoi i w jakim jest stanie. Możliwe, że został po poprzednich mieszkańcach bazy.

Dropship - załogowy latacz, zdolny do przewozu ok tuzina osób lub podobnego ładunku. Nie wiadomo od jak dawna tu stoi i w jakim jest stanie. Możliwe, że został po poprzednich mieszkańcach bazy.

Mech - ciężki mech bojowy z ciężką bronią. Ma siłę ognia i gabaryty zbliżone do czołgu więc większą niż transportery marines. Nie wiadomo od jak dawna tu stoi i w jakim jest stanie. Możliwe, że został po poprzednich mieszkańcach bazy.


---


Termin do głosowania: do północy sb 07.25.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-07-2020, 17:06   #4
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 04 - 2727.08.02 ranek; g. 09:30

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 09:30
Miejsce: ruiny bazy, pustkowie; miejsce zaginięcia archeologów
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: st.srg Woods, kpr. Holst i Kelemen


- Zawsze tu tak przyjemnie? - Woods czekając na raport Holsta oparł się o ścianę i czekał aż zwiadowca zrobi swoją robotę. Nie był pewny wyniku tych poszukiwań. W końcu już trochę czasu minęło odkąd zaginęło tych dwóch naukowców. A ten cały deszcz, wiatr, spływająca woda, szron, mróz i burze mogły zetrzeć i zmyć bardzo wiele przez ten czas. No ale na drugiej szali był ich Sander. Obserwował go jak chodził, klękał, wstawał, przyglądał się prawie dosłownie przytykając twarz do ziemi, świecił latarką i sprawdzał jeszcze skanerem. Czasem Paul się zastanawiał czy to naprawdę mu tak wszystko potrzebne czy tylko znów jakaś jego bajera i cyrk. W każdym razie nawet jak cyrk to ciekawie się to oglądało. No i do tego Sander umiał zwykle dostrzec coś co przegapili inni. Dlatego był zwiadowcą.

- Zaczyna się noc polarna. To o tej porze roku właśnie tak to mniej więcej wygląda. - Kelemen też obserwował zwiadowcę marine przy pracy. I to było naprawdę ciekawe. Chociaż nie był pewny czy przyniesie jakieś wyniki. Miał nadzieję, że tak. Może by się wyjaśniło co się stało z Carlem i Ivorem. Nie był pewny co do ich losu. Nikt nie był pewny. Nigdy się jeszcze takie zniknięcie nie zdarzyło w historii obozu. A przecież to ani pierwszy ani drugi sezon jak tu pracują. A jak zauważył Nicholas jeśli tego nie wyjaśnią to takie zniknięcie znów mogło się zdarzyć. Tym razem mogło paść na kogoś z nich. A tego chcieli uniknąć. I dlatego wezwali marine. No i dlatego miał nadzieję, że ten klęczący na ziemi marine coś jednak znajdzie w tym mroku. Mówił mu by sobie zapalił te reflektory na stojakach ale ten tylko skinął głową i dalej szukał nie wiadomo czego za pomocą swojego skanera i latarki.

- Czyli nie ma co liczyć na poprawę pogody? Szkoda. A wziąłem kostium kąpielowy. - sierżantowi trochę się ta rozmowa nie kleiła. Nie bardzo chyba obaj mieli o czym rozmawiać. A czekając aż Sander skończy byli na siebie niejako skazani. Szkoda, że nie wzięli tych dwóch kotek co się wczoraj tak łasiły. Albo chociaż jednej. To nawet jakby się rozmowa też nie kleiła to chociaż oko można by zawiesić na jakiejś ładnej buzi. Chociaż… Przecież padało a termometr oscylował wokół 0*C. A na zewnątrz było chyba jeszcze chłodniej. Więc każdy jak wychodził ubierał się w kurtki, płaszcze, kaptury i całą resztę. Co dość mocno ograniczało oglądanie atutów nawet najlepszej ślicznotki.

- Przykro mi. - Kelemena ten cały “sierżant Woods” zaczynał irytować. Jakoś tak się odzywał i prowadził rozmowę jakby w każdym zdaniu chciał podkreślić na jakim to są zadupiu. Irytuące. No ale Nicholas prosił go by zawiózł ich na miejsce pracy na tym wysuniętym stanowisku. To wzięli łazika i przyjechali. Tamten trzeci to chociaż coś robił. Zastanawiał się po co ten cały sierżant tu jest potrzebny. Co takiego robił poza graniem mu na nerwy? Równie dobrze mógł tu przywieźć tylko tego ze skanerem. Przynajmniej by go nikt nie drażnił nad uchem. I jak już to czemu nie przyjechał ten porucznik? Tylko “pojechał na patrol”. Dwoma z trzech transporterów? Jeszcze jeden łazik pożyczyli...

- No. Kalifornia to to nie jest. - odparł Woods kiwając głową w hełmie i z nasuniętym kapturem. Sander go drażnił z tym brakiem hełmu. Zamiast niego miał swój zwiadowczy kapelusik z jakiego był tak dumny. Ponoć tak lepiej widział i słyszał. A jak zauważył przecież nie byli w strefie walki. No tu miał rację. Więc się nie upierał. W ogóle to mieli tu przyjechać “o świcie”. Z tym, że świt, ranek i reszta dnia to jak teraz sam dobitnie widział na tym świecie było mocno symboliczne. Noc polarna. Super. I teraz niby w dzień a było jak w jasną noc. Jak niekończący się przedświt rozciągnięty na pół doby co pod wieczór przechodził w noc. A “o świcie” jeszcze rozszalała się burza. Kolejna. Wczoraj przecież z pół dnia wiało i grzmiało. Też mieli przylecieć wczoraj rano a się opóźniło o prawie cały dzień. I człowiek był niby władcą świata? No chyba nie tego. Byle kaprys pogody i miał ich w garści. Więc i dzisiaj musieli odłożyć plany o te 3 godziny aż się burza skończyła i mniej więcej się uspokoiło. Zaledwie padało coś podobnego do standardowego deszczu.

- Jak chcesz Kalifornię to możesz skieruj się w tamtą stronę. - szef działu naukowego obozu pod wpływem impulsu nie dał rady powstrzymać się od drobnej szpili. Wskazał na południowy kierunek, tam gdzie był równik Cerbera. - Potem jakieś 4 może 5 tysięcy kilometrów i będzie jak w Kaliforni. - dopowiedział prawie pogodnym tonem. Wiedział, że na równiku, nawet teraz, to temperatura jest taka, że woda była tam w stanie lotnym. I rytm dobowy był bardziej umiarkowany jak to na umiarkowanych szerokościach. I widział jak marine spojrzał we wskazanym kierunku jakby chciał dostrzec tą ziemię obiecaną, potem powoli spojrzał na niego więc archeolog się grzecznie i miło do niego uśmiechnął.

- 4 albo 5 tysięcy? Dobrze. Zapamiętam. - odparł kwaśno Woods. Coraz bardziej żałował, że porucznik jemu przydzielił to zadanie. Zieloni mieli być zasłoną dymną. Zająć czymś archeologów i jakby ktoś obserwował obóz. Ktoś to znaczy terroryści. Zgadzał się z tym, że to pewnie oni porwali naukowców. Bo kto inny? Przecież na tym zadupiu nikogo innego nie było. No i porucznik zabrał czerwonych i niebieskich na rekonesans. W tej sprawie po jaką naprawdę tu przylecieli. Lean został dopilnować obozu i tego mecha co z głupia frant znaleźli wczoraj prawie przy własnym płocie. No i na niego spadło zabawianie tego co myślał, że jest zabawny. Tak by pokazać, że coś robią w ich sprawie. Mentink się wykpił no a on już nie miał jak skoro był dowódcą zielonych a na zielonych spadło rozeznanie się po terenie. Zresztą kto wie? Może Lean też użerał się z tym tutejszym szefem tylko w obozie?

Kelemen zastanawiał się czy coś mu odpowiedzieć czy nie warto drzeć kota. Ale ten marine co chociaż udawał, że coś robi jakoś tak wstał i się rozglądał jakby już skończył. A Sander rzeczywiście wstał po tym pobojowisku i zastanawiał się co jeszcze mógł przegapić i w jaką dziurę jeszcze mógłby zajrzeć. Szczerze mówiąc to wcześniej trochę się nie bardzo zastanawiał nad losem tych dwóch zgub. Ale jak przyjechał to jak zwykle odpaliła mu się ta ciekawska żyłka detektywa. Ta co sprawiała, że był takim dobrym zwiadowcą ale też czasem pakował się w tarapaty gdy zajrzał o jedną dziurę, górkę czy zakręt za dużo.

Tutaj jego wrogiem był czas i pogoda. Z raportów jakie czytał jeszcze dzisiaj rano jak czekali aż ta burza przejdzie to już minęło parę dni. A tutejsze dni były o 1,5 dłuższe od ziemskich. No i cały czas wiało, padało, sypało. Nawet jak pod ziemią to w tych ruinach woda i pył spływały i robiły swoje. Ale najbardziej prawdopodobne mu się wydało, że naukowcy zostali porwani. Przez tych podejrzanych tubylców jacy się tu pętali po pustkowiach. Kosmiczne szumowiny i wyrzutki. Po nich nie spodziewał się niczego dobrego i nie ufał im za grosz. Więc porwanie.

Ale jak porwanie to powinien być okup. Dlaczego tyle dni i nie przysłali okupu? Coś poszło źle? Sprzątnęli ich w zamieszaniu? To powinny być ciała. Więc co? Łowcy organów? Porwali ich na części? Jak tak to raczej już po nich. No ale i tak nie chciał wracać z pustymi rękami. Spojrzał ponownie na to pobojowisko.

To, że to było pobojowisko to był praktycznie pewny. Przewrócone stojaki z lampami, składane krzesełka, skrzynki to wszystko mówiło mu, że “się działo”. Niestety pogoda z jej wiatrem, pyłem, deszczem i błotem skutecznie zatarła większość śladów. Jakby miał odciski butów, rąk i tak dalej to by mógł coś więcej powiedzieć. No ale mimo to i tak coś jednak chyba znalazł ciekawego. Dłużej chyba nie było co tu zwłóczyć. Chyba, żeby sprawdzić jeszcze kawałek dalej.

---



Gdzie zniknęli archeolodzy?


Góra - dach, górne piętra czy coś podobnego. Otwarty lub półotwarty od góry teren ale z ziemi nie bardzo widoczny o ile ktoś na górze nie jest przy samej krawędzi. Tu właśnie pracowali zaginieni archeolodzy. By się tu dostać trzeba by albo latać, albo nieźle się wspinać czy po prostu wejść po schodach.


Podziemia - pomieszczenia pod powierzchnią. Jakieś piwnice, kanały, magazyny, laboratoria, rozdzielnie i tego typu użytkowa ale podziemna infrastruktura. Tu właśnie pracowali zaginieni archeolodzy. By się tu dostać trzeba wbić się przez jakies okienko czy podobny otwór lub dostać naturalnymi lub sztucznymi korytarzami i kanałami albo zejść po schodach.


Powierzchnia - teren na poziomie gruntu, czy to ulice czy parter budynków. Jeśli są okna czy inne otwory da się zajrzeć z poziomu ulicy do środka lub na zewnętrz. Tu właśnie pracowali zaginieni archeolodzy. By się tu dostać trzeba wejść przez drzwi, okna, ogrodzenia albo wejść czy zejść z góry i/lub dołu.



Co znalazł Sander?

Rzut na skradanie: 2k10. Rzucę jak będzie koniec głosowania.


1 poważna poszlaka - np. część potwora nawet jak to na pozór nie wygląda jak część potwora ale poważna poszlaka wskazująca na to, że w sprawę zamieszane są potwory.

2-3 słaba poszlaka - np. zamzany, niewyraźny odcisk łap czy szpnów, coś co nie bardzo pasuje do ludzi i sprzętu przez nich używanego ale ostatecznie właściwie nie wiadomo co to za ślad.

4-5 wyraźne oznaki walki - np. łuski, widocznie archeolodzy zdążyli chociaż parę razy wystrzelić do potworów.

6-7 broń naukowców - broń można było zgubić w trakcie walki czy porwania ale trochę dziwne, że porywacze mając czas zabrać archeologów nie zabrali ich broni.

8-9 pobojowisko - no może jakby ktoś to wcześniej zbadał jak należy to coś by się dało więcej powiedzieć ale jak teraz to pogoda i teren zatarły już większość śladów.

10 wtopa - kompletnie mylny trop jaki odsuwa podejrzenia od potworów.


---




Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 09:30
Miejsce: okolice wioski, pustkowie; posterunek obserwacyjny marine
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: por Daoust i kpr Ritter



Robił to co zwykle się robiło przez większość akcji. Czekał. Właściwie to wszyscy to robili. Zarzucili wędkę i sieć i teraz czekali. Potrzebowali informacji. Dlatego wysłał zwiadowców na czujki, droniarze ruszli swoje drony i teraz zaczynali zbierać te informacje. Część z obu drużyn miała co do roboty z tym robieniem rozpoznania ale on głównie czekał. Przynajmniej tak to mogło wyglądać dla kogoś z boku. Jak tak siedział wewnątrz budy transportera i patrzył w ekrany przed sobą. Robota ciecia z supermarketu na nocnej zmianie. No ale tak naprawdę to spijał samą śmietankę. Przynajmniej wewnątrz budy było jasno i ciepło. Na zewnątrz nie było tak przyjemnie. Nawet wewnątrz słychać było monotonny łomot kropel deszczu. Ale przynajmniej burza się skończyła.

Ta burza wbrew pozorom była ich atutem. Nie czekał aż się skończy. Zabrał połowę plutonu, pożyczył łazika od archeologów i przyjechał tutaj. Na sam rekonesans to może ciut zbyt wielkie siły. Ale sytuacja była dość niejasna. Nie był pewny czy przypadkiem nie potrzebna będzie jakaś interwencja. A wówczas jeden patrol mógłby być za mało a czekanie aż dojedzie reszta plutonu mogło zaprzepaścić szansę na skuteczną interwencję. Dlatego zabrał obie drużynę. A na Leana złożył ciężar zadomowienia się w bazie, bawienia tubylców i trzymania “szarych” w gotowości do interwencji.

- Chyba mam Bonusa. - w komunikatorze usłyszał głos kapral Ritter. Była jedną z czujek, jedną z tych co ulokowały się najbliżej osady. Wątpił by mimo to byli w stanie ją wykryć. Nawet marines trudno było wykryć zamaskowanego snajpera gdy ten się skitrał za pomocą swoich sztuczek.

- Dasz zbliżenie? - porucznik ożywił się zerkając na ekran. Gdzieś tam z kilometr dalej, na chłodnej ziemi na jaką leciał ten cholerny deszcze leżały ich czujki jakie obserwowały wioskę z różnych stron. Wśród nich była Lan. I poza wycelowanym karabinem miała też przenośną kamerę. Z niej właśnie wysłała mu teraz nagranie. Rzeczywiście widział jak pomiędzy ciemniejszymi plamami zieleni budynków porusza się jaśniejsza ludzka sylwetka. Ale miała na sobie płaszcz, kaptur i resztę odpowiedniego na tą słotę ubioru. Więc nie bardzo nawet widział czy to on czy ona. Nawet jak szła akurat frontem do kamery.

- A przełąc na zwykłe widmo. - poprosił licząc, że to coś rozjaśni sytuację. Wręcz przeciwnie. Ekran pociemniał i teraz ledwo mógł dostrzec ruch pomiędzy budynkami. - Dobra, wróć na nokto. - machnął na to ręką i ekran znów rozjaśnił się na seledynowo. Zrobił zbliżenie ale jakoś nie pomogło zbyt wiele.

- To na nic. Nie mogę potwierdzić identyfikacji. Dlaczego uważasz, że to Bonus? - poddał się i zapytał kapral skąd ma ten pomysł. Chociaż domyślał się odpowiedzi.

- Przez optykę lepiej go widzę. Jak wychodził na zewnątrz to sięgał po kluczyki do samochodu. Widziałam, że ma pas tej ochrony co pracowała dla archeologów. Spodnie też mają podobny krój. Chyba chce gdzieś pojechać. Mam go zatrzymać? - Lan też nie była zdziwiona odpowiedzią dowódcy. Gdyby cel nie sięgał po te kluczyki wcale nie byłaby mądrzejsza niż reszta czujek czy porucznik. Ale pofarciło jej się być w odpowiednim miejscu, czasie i wojenna fortuna się do niej uśmiechnęła. Potem dała tamtemu przejść parę kroków licząc, że pojawi się okazja do dokładniejszej identyfikacji no ale zorientowała się, że tamten chyba idzie do łazika a nie do któregoś z budynku. Jak chciał wyjechać z osady to poza nią była okazja go zatrzymać. Mogła mu przestrzelić silnik nie mówiąc o tym, że zdjąć w każdej chwili. No ale na to potrzebowała zgody dowódcy.

- Czekaj, idzie do samochodu? No to chyba będzie musiał zapalić światło. I może ściągnie kaptur. Trzymaj go na oku. - Jean szybko skinął głową wydając polecenie zwiadowcy. Zaraz zwrócił się do pozostałych. - Miejcie na oku ten pickupowy łazik. Potrzebna identyfikacja kierowcy. Harold wyślij swojego latacza niech mu cyknie fotkę. - oficer mówił szybko wskazując kolejne cele i zadania. Harold siedział obok niego wiec pokiwał głową i niewielkim tabletem operował lataczem. Na szczęście ta aura im sprzyjała bo raczej nie sprzyjała zadzieraniu głowy do góry. Szybkie polecenia zelektryzowały chłopców i dziewczyny. Czekali już chyba z drugą czy trzecią godzinę na tym pusktowiu. Najpierw w burzę teraz w deszcz. I nic. A wreszcie coś zaczynało się dziać!

- Zdjął kaptur. Zapalił światła. To Bonus. - po paru chwilach w sieci dał się słyszeć spokojny głos Lan. Z odrobiną satysfakcji, że jej przypuszczenia okazały się trafne. Pieszy w tym czasie dotarł do swojego wozu i nie świadom, że te całkiem zwyczajne odruchy jak zapalenie światła w kabinie czy zdjęcie kaptura pomagają potwierdzić jego tożsamość.

- Potwierdzam. Mam obraz. - Harold skinął głową i na jednym z ekranów dał zbliżenie ze swojego małego latacza. Porucznik widział widok z góry, maskę, pakę za szoferką i samą szoferkę. A w niej zalewana deszczem przednia szyba oświetlona od środka, trochę pod skosem by było widać kierowcę. No i samego kierowcę. No tak. Wyglądał jak Bonus. Tak umownie i bez większej finezji nazwali szefa ochrony jaki do niedawna chroniła obóz archeologów. Ale zmyli się bredząc coś o duchach pustyni. A zaraz potem wcięło tych dwóch co Paul miał pojechać i sprawdzić. Ale nie po to tu przylecieli. Nawet nie po to czatowali tu od rana. Ale się trafił ten ochroniarz. Chociaż jakby go przydybać to “przy okazji” by wypytać można i o właściwy cel marines. A tym archeologom można by pokazać, że coś jednak robią w ich sprawie. No ale jak przechwycenie Bonusa spłoszy resztę? A może go puścić i czekać na właściwy kontakt? Potem mogą się nim zająć. Chociaż z tymi tubylcami… Może wsiąknąć w tych pustkowiach jak kamień w wodę. Więc może przechwycić?


---


Jak mają zareagować marines?


Przechwycenie - Bonus to nie jest właściwy cel ale mimo to mogą go spróbować przechwycić. W starciu z dwoma drużynami marines w połączeniu z zaskoczeniem i wsparciem transporterów Bonus ma mizerne szanse. Ale akcja może spłoszyć resztę wioski jak nie bezpośrednio to zniknięciem jednego ze swoich.

Rzuty:

1 idealna akcja, Bonus w rękach marines + jakieś dodatkowe fanty, dane lub czas.
2-7 poszło gładko, nikt nic nie wie, Bonus jest w rękach marines.
8 - przechwycenie się udało ale zniknięcie Bonusa szybko zostaje zauważone.
9 - duża porażka, Bonus ucieka ale na razie nikt, nic nie wie ale trzeba go złapać.
10 - krytyczna porażka, Bonus ucieka a cała akcja robi larum na całą okolicę.


Śledzić - można puścić drona i pojechać łazikiem archeologów za nim. Może Bonus pojedzie w jakieś ciekawe miejsce. Ale może też zorientować się, że jest śledzony albo marines mimo wszystko go zgubią. Wówczas im się wymknie i nie będzie go można od ręki przesłuchać.

1 idealna akcja, Bonus nie wie o ogonie i dojeżdża do zaplanowanej mety + fanty/dane/fakty.
2-7 poszło gładko, Bonus nie wie o ogonie i dojeżdż do zaplanowanej mety.
8 marines w którymś momencie gubią Bonusa, trzeba obejść się smakiem.
9 Bonus orientuje się, że jest śledzony a marines orientują się, że on się zorientował.
10 Bonus orientuje się, że jest śledzony i wyprowadza marines w pole.


Puścić - nic nie robić. Niech jedzie w swoją stronę. Dla marines to cel pomocniczy a nie główny. Mogą go zgarnąć przy następnej okazji.

1 idealnie, Bonus nie dostrzegł marines a ci jeszcze wyłapali jakiś ciekawy detal.
2-7 poszło gładko, Bonus przejechał i nie dostrzegł marines.
8 Bonusowi wydaje się, że coś widział i na wszelki wypadek jest czujny.
9 Bonus dostrzega kogoś (marines) ale w kiepskiej widoczności bierze ich za lokalsów.
10 Bonus orientuje się o obecności marines w okolicy i podejmuje własną kontrakcję.


---


Termin do głosowania: do północy śr 07.29.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 30-07-2020 o 14:55. Powód: Dodanie rzutu do Sceny 1 (4). Zaznaczenie rzutu w Scenie 2 (8)..
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-08-2020, 12:32   #5
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 05 - 2727.08.02 ranek; g. 10:30

Scena 1


Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:30
Miejsce: ruiny bazy, obóz archeologów; hangar marines
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: Raul “Bonus”, srg. McLean, gościnnie st.srg Woods, kpr. Holst i Kelemen





Koła łazika zahamowały na piaszczystej glebie zmienionej przez obecny opad w błotnistą maź. Zaraz potem pasażer i kierowca otworzyli drzwi po czym pasażer spojrzał w niebo. Dalej padało coś zmrożonego. Ale w prześwicie pomiędzy chmurami widoki były całkiem niczego sobie. No ale nie przyszedł tu aby podziwiać widoki nieba. Więc zrobił krok do tyłu i otworzył tylne drzwi pożyczonego od archeologów łazika. Porucznik zdecydował się zostać na miejscu i “w razie czego” wolał mieć oba bwp na miejscu. Co niejako automatycznie do transportu podejrzanego delegowało pożyczonego łazika.

- Wyłaź. - sierżant w pełnym rynsztunku złapał za ramię skutego mężczyznę. Musiał mu pomóc bo z workiem na głowie było mu pewnie trudno nawigować. Ten był zbyt przestraszony aby stawić opór. Czy to w chwili zatrzymania czy potem po drodze no albo teraz jak droga się skończyła.

Raul dopiero zdążył ochłonąć na tyle, że zrozumiał iż go nie sprzątnął ci marines. Przynajmniej nie na miejscu. Inaczej by go tu nie przywieźli. Pewnie do obozu archeologów. Chociaż miał kaptur na głowie to zgadywał tak po czasie podróży. I po tych charakterystycznych hopach na drodze po jakich skakał łazik a jakie w okolicy były tylko na terenie ruin. I jeszcze ten slalom między dawnymi zaporami przed główną bazą. Zresztą w okolicy niewiele było adresów gdzie można było się rozbić no a tylko archeolodzy byli z zewnątrz. Więc domyślił się, że wrócili do obozu archeologów. Tylko nie wiedział co dalej. Bał się. Bał się tortur i przesłuchań. A powszechna plotka głosiła, że tak właśnie marines postępują z jeńcami. Teraz żałował, że dał się zaskoczyć i pojmać. Ale to było takie szybkie!

Był trochę zdenerwowany, zaniepokojony tym wszystkim i spieszył się. Wsiadł do samochodu i ruszył ledwo zauważając ten deszcz i błoto. Zdążył kawałek odjechać gdy stało się. Najpierw zobaczył coś jakby ruchomy cień jaki sunął z pobocza. Co to było? Ktoś jechał bez świateł? Wysiadły mu czy co? Chyba jakaś ciężarówka bo dość duża. Nie zdążył się nawet poważnie zaniepokoić, raczej go to zdziwiło. Coś go tknęło gdy usłyszał ryk ciężkiego silnika. Tamten jechał na pełnej parze! Po ciemku?! Zgłupiał?!

Wielki cień niespodziewanie zatrzymał się i nagle stała się światłość. Potężny szperacz prawie wypalił mu oczy. Krzyknął przestraszony i zasłonił oczy dłońmi prawie po omacku hamując i modląc się by się nie wywalić albo zderzyć z tym bydlakiem. Czuł jak jego pickup sunie na błotniestej drodze ale zwalnia. Miał nadzieję, że nie dojdzie do stłuczki. Zanim się zatrzymał zorientował się, że z tyłu jest kolejny! Wtedy do niego dotarło. To pułapka! Słyszał już trzask drzwi i tupot wojskowych buciorów po błocie. Biegli po niego!

- Łapy do góry! Łapy do góry! Nie ruszaj się chuju! - szyby trochę tłumiły głosy tamtych ale i tak ich słyszał! Miał tylko moment nim go dopadną. Prawie po omacku wymacał radio by wezwać pomoc. Gdzie to cholerne radio?!

- Nie strzelajcie! Nie strzelajcie! Poddaję się! - krzyknął do nich tylko mniej więcej zdając sobie sprawę, że są już przy jego samochodzie. Jest! Złapał główkę radia!

- Pokaż łapy! Pokaż łapy bo strzelam! - darł się pierwszy z marine który dopadł już do drzwi od strony kierowcy. Widział oślepionego mężcyzznę w mokrym poncho, wszystko było zalane jaskrawym światłem szperacza ale gogle jakie mieli marines odpowiedno tłumiły te miliony kandeli mocy świetlnej do znośnego poziomu. W przeciwieństwie do Bonusa który dostał pełną dawką w twarz. Marine widział przez holo swojej broni wycelowanej w głowę tamtego jak ten w środku czegoś szuka na desce rozdzielczej. Broni? Radio!

- Poddaję się! Poddaje się! Nie strzelajcie! - krzyczał niemniej przerażony Raul. Nie chciał zostać rozwalony od ręki bo któryś będzie miał zbyt szybki spust. Zresztą zrobił swoje, wcisnął przycisk radia ale usłyszał tylko trzaski. Zagłuszali go! No to koniec. Teraz musiał skupić się na tym by przeżyć. Posłusznie więc uniósł dłonie pod sam dach i mrużył oczy przed jaskrawą mocą halogenu który go nadal oślepiał.

- Otwórz drzwi! Wysiadaj! - krzyknął marine widząc, że Bonus zaczyna zachowywać się jak należy. Tamtem sięgnął do drzwi by je otworzyć. Marine zostawił celowanie w głowę tamtego koledze który go ubezpieczał a sam stanął tuż za szoferką i wyhylił się do góry by zajrzeć jak się da po co tamten siegał. W końcu ten złamas mógłby mieć tam broń. Albo detonator. Jakby miał to bez skrupułów rozwaliłby mu łeb. Ale jak coś tam kierowca miał to nie użył tego. Zamian tego szczęknął zamek drzwi i te stanęły otworem. Sięgnął do pasa po mono ostrze i sieknął nim by przeciąć pasy. Bonus krzyknął przestraszony a zaraz potem dłoń marine złapała go za ramię i wyszarpała na zewnątrz. Raul upadł twarzą na błotnistą drogę. Nogi miał jeszcze w samochodzie gdy jakiś marine usiadł na nim, złapał za nadgarstek i boleśnie wykręcił mu do tyłu. Krzyknął a tamten założył mu obręcz kajdanki. Zaraz potem kolejne.

- Wstawaj! Wstawaj chuju! - krzykiem i gestem Raul został teraz podniesiony na własne nogi. I sprawnie, prawie biegiem, popchany przez marines przebiegli do transportera. Tam wciąż prawie oślepionu przez halogeny posadzono go na jakimś siedzeniu. Chyba był tu ktoś jeszcze.

- To ten. Załóżcie mu kaptur. - usłyszał jego głos gdy ten ktoś pewnie mu się przyjrzał. A potem właśnie założyli mu kaptur. Nawet z początku było to lepiej bo dawało ulgę oślepionym oczom. Potem bał się odetchnąć i, że go od ręki zliwkidują. No ale nie. Przeszli do jakiegoś mniejszego pojazdu i tam chyba usadowili go na tylnym siedzeniu. Po odgłosie silnika poznał, jeden z łazików archeologów. W końcu do niedawna sam często nimi jeździł. No i ruszyli w drogę. Teraz już był prawie pewny, że przyjechali do obozu archeologów. Nawet sobie trochę porozmawiali po drodze. Dotarło do niego, że oni chyba nie mają pojęcia co tu się dzieje. Co dawało mu szanse na przetrwanie. O ile mu uwierzą.

- Co tam macie? - sierżant niebieskich odwrócił się widząc podobny łazik który też zatrzymał się niedaleko i wyszli z nich jego koledzy i któryś z archeologów. Paul i Sander. Stwierdził, gdy ci podeszli bliżej. Tego cywila nie kojarzył.

- Bonusa. Porucznik kazał go tu przywieźć. Mam go zaprowadzić do Mentinka. - Heikki klepnął ramię człowieka w worku na głowie. Widział jak na twarzy archeologa pojawił się wyraz niepewności. - To dla jego, waszego i naszego dobra przyjacielu. Im mniej wie tym lepiej dla wszystkich. - wyjaśnił by uspokoić tego jajogłowego. W końcu na odprawie było, że mieli być mili, współpracować i takie tam.

- Kto to? - Kelemen nie miał pojęcia kogo przywieźli ci marines z drugiego łazika. Przez ten worek i uniwersalne ponczo jakie ten miał na sobie to mógł być ktokolwiek.

- Panie Kelemen?! To ja! Raul! Nic nie zrobiłem! Niech im pan powie! - Raul niespodziewanie rozpoznał wreszcie jakiś znajomy głos. I starał się zwrócić o pomoc do jedynej osoby która wydawała się być neutralna. Oby.

- Stul się! Idziemy! - Heikki kontrolnie trzepnął otwartą dłonią w potylicę schwytanego by mu przypomnieć o odpowiednim zachowaniu. I na zachęte popchnął go w kierunku hangaru.

- A wy znaleźliście coś? - sierżant niebieskich zapytał kolegów z zielonej drużyny co do tej pory byli na miejscu i udawali, że coś robią.

- To. - Sander wyjął z kieszeni niewielki woreczek i pomachał nim przed sobą. Ale w tym świetle kolega mógł nie widzieć zbyt dokładnie więc dorzucił słowny komentarz. - Łuski. Kaliber 4,5. Ktoś tam się strzelał. Ten jajogłowy mówią, że oni mają broń tego kalibru. - zwiadowca wskazał na archeologa który do tej pory im towarzyszył a teraz oddalił się w stronę swojej bazy. A marines z jeńcem wracali do hangaru który zajęli jako swoją bazę.

- Ciekawe. A ten cwaniaczek coś nam bredził o pustynnych duchach. - sierżant McLean wskazał brodą na skutego jeńca wspominając co próbowali z nim rozmawiać po drodze tutaj.

- Niech się Mentink tym zajmie. - Woods wzruszył ramionami bez większej refleksji. Zgodnie z wojskową tradycją zrobił swoją dolę i teraz przyszła kolej przekazać pałeczkę sztafety komu innemu.


---


Co jest poszukiwanym przez marines artefaktem?

Dron - dron odkrył coś na tyle ciekawego, że wysłano marines do odzyskania jego i/lub danych pozyskanych przez niego. Z dronem utracono kontakt podczas burzy magnetycznej. Istnieją podejrzenia, że ktoś z tubylców mógł go znaleźć. Zalety: dron może zajrzeć w miejsca do jakich człowiek miałby kłopot i mniej go szkoda w razie straty niż jakiegoś człowieka. Wady: mimo wszystko to tylko robot, nie może pokazać się tubylcom a robocie programy zwykle słabiej się sprawdzają podczas nieprzewidzianych sytuacji.


Informator - ktoś z tubylców jest informatorem strony rządowej jaką reprezentują marines. Ma do przekazania ważne informacje/dowody. Marines mają odnaleźć i zabrać tak informatora jak i materiały przez niego dostarczone. Istnieje podejrzenie, że informator jest w pobliskiej wiosce. Zalety: informator to tubylec więc może się poruszać swobodnie także wewnątrz społeczności wyrzutków. Wady: mimo wszystko to tubylec więc nie do końca wiadomo komu tak naprawdę jest lojalny.


Zwiadowcy - na miejscu działało komando rozpoznawcze. Mieli za zadanie rozpoznać teren na korzyść marines i działań wywiadowczych, z orbity czy powietrza. Uzbierali na tyle danych by skłonić górę do wysłania marines na interwencję. Zalety: to profesjonaliści, ich lojalność i wyszkolenie nie budzi zastrzeżeń. Wady: mimo wszystko to obcy więc mają ograniczone możliwości przeniknięcia struktur tubylców zwykle obserwują ich z zewnątrz.



Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:30
Miejsce: okolice wioski, pustkowie; posterunek obserwacyjny marine
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: por Daoust, kpr Ritter


- Panie poruczniku a co mamy zrobić z jego samochodem? - jeden z żołnierzy zapytał dowódcy o los pickupa jakim do niedawna jechał Bonus. Porucznik spojrzał na mocno zużytą półciężarówkę z paką jaka została na środku drogi. No tak, nie mogli tak jej zostawić. A mogła im się jeszcze do czegoś przydać chociaż na razie miał do tego dość niejasne przeczucie.

- Skitrajcie ją. Będzie zamiast łazika póki McLean nie wróci. - zdecydował dość szybko. Podwładny skinął głową w hełmie i ruszył wykonać polecenie. Jean zaś próbował ogarnąć aktualną sytuację. Raczej poszło im dobrze. Cała akcja poszła gładko, bez żadnego wystrzału. Przechwycili Bonusa chociaż to nie on był ich głównym celem. Kazał go odwieźć sierżantowi McLeanowi do obozu. Tak szybki sukces chyba powinien podnieść morale archeologów i pokazać im, że marines traktują ich zgłoszenie poważnie. I są skuteczni. No ale właśnie dochodził do wniosku, że to raczej poboczny wątek dla ich głównego zadania. Teraz transportery i jego ludzi wracali na wcześniejsze pozycje obserwując wioskę pogrążoną w mrokach białej nocy i padającego syfu.

- Coś się dzieje w wiosce. - gdy sytuacja wydawała się normować i wracać na tory rutynowej obserwacji celu w sieci znów rozległ się głos kapral Ritter.

- Sprecyzuj. - poprosił porucznik siadając w transporterze przed ekranami by zobaczyć obraz przekazywany przez drony i kamery czujek.

- Ruszyli się. - strzelec wyborowa odparła po chwili zastanowienia. Chyba tam w wozie dowodzenia powinni widzieć coś podobnego co ona.

- No rzeczywiście. - porucznik doszedł do podobnych wniosków. Jak już chwilę pooglądał widok z różnych kamer to stwierdził, że strzelec wyborowa była w gruncie rzeczy dość precyzyjna. Tylko nie bardzo wiedział co te poruszenie w tubylczej wiosce mogło oznaczać.


---


Co pokazują kamery?

Atak - do jednego z domów dostały się potwory i zrobił się chaos. Tubylcy próbują albo walczyć albo uciekać przed tym atakiem. Na ekranach marines widać jednak głównie chaos, słychać pojedyncze wystrzały, ale sytuacja jest niejasna.


Pakowanie - tubylcy odebrali sygnał alarmowy Raula i to tylko ostatnia kropla. Powszechnie zaczynają się pakować do samochodów szykując się do ewakuacji. Na ekranach widać te masowe pakowanie się chociaż na tą chwilę marine nie znają jej przyczyny.


Ruch - gdy marines wyłączyli aparaturę zagłuszającą lub pickup wyszedł poza jej zasięg wówczas w wiosce odebrano sygnał alarmowy włączony przez Raula. Nie wiedzą co się dokładnie stało ale zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Obecnie organizują 2-3 samochody aby pojechać w stronę pickupa i sprawdzić co się stało. Ale marine na tą chwilę widzą tylko pakowanie się do tych samochodów.

---


Termin do głosowania: do północy wt 08.04.


Ponieważ jest remis w scenie 1 pomiędzy opcją dron i informator to zdecyduje rzut kostką. Parzyste > dron, nieparzyste > informator.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 05-08-2020 o 00:48.
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-08-2020, 00:11   #6
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 06 - 2727.08.02 ranek; g. 10:35

Scena 1


Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:35
Miejsce: okolice wioski, pustkowie; posterunek obserwacyjny marine
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: por Daoust i kpr. Harald Moretti


- Co tam się dzieje? - porucznik po raz kolejny i w duchu i na głos zadawał to samo pytanie. W wiosce ewidentnie coś się działo. Coś złego. Właściwie to wiedział co bo okiem zawodowego żołnierza bez trudu rozpoznał walkę. Ale sytuacja była mocno niejasna. Kto tam walczył? Z kim? O co? Dlaczego? No i jak on powinien się do tego odnieść? Jak zareagować? Reagować w ogóle?

Gdy parę minut temu Harold dał znać, że coś się zaczęło dziać w wiosce w pierwszej chwili sądził, że to efekt porwania Bonusa. I tubylcy albo zaczną zwiewać albo spróbują przedsięwziąć jakąś kontrakcję. Rozkazał swoim ludziom być gotowym do akcji, ci wycelowali swoją broń w różne fragmenty wioski i potencjalne cele… I nic. Nic się nie stało. Nikt 2-go plutonu nie atakował. A mimo to coś na tym cholernym zadupiu się jednak działo. I to ostro!

Widział w seledynowych barwach w nokto albo biało - czarnych w termo biegające sylwetki. Niektóre z bronią. Uchylił nawet szerzej tylny właz transportera i na własne uszy słyszał wytłumione odgłosy walki. Jakieś krzyki, wystrzały eksplozje. Kazał zdać raport, w pierwszej chwili od czujek. No ale nic. Nikt ich nie atakował a też widzieli to samo co on w tym mobilnym centrum dowodzenia. Noc polarną smaganą opadem zmrożonego syfu. I chaos. Chaos walki.

Tego się nie spodziewał. Chyba nikt z nich. Właściwie to nie mieli powodu do interwencji. Przecież nie chodziło o obywateli Federacji ani ich nie wysłano do zaprowadzania porządku czy misji pokojowej. Mieli odzyskać dane z drona. Czy walka w wiosce jakoś ingerowała w cel tej misji? No niespecjalnie. Gdzieś tam mógł być jednak dron jaki mieli odszukać i przechwycić. Ale przecież mogli poczekać aż tamci skończą swoje harce o poranku. A gdyby w walce ktoś z jego ludzi oberwał albo co gorsza zginął to by to poszło na jego konto. A jednak był żołnierzem. Oficerem. I te krzyki i widoki spanikowanych i desperacko walczących sylwetek szarpały jego duszę i sumienie. Miał nic nie robić? Tylko się gapić? Nikogo nie uratować?

- Może to jakaś sprzeczka rodzinna. Wiecie jeden klan ma jakieś wąty do drugiego. - w eterze co jakiś czas słychać było komentarze któregoś z marine. Wszyscy byli oszczędni w słowach i niepewni ani tego co się tam dzieje ani co powinni dalej robić.

- Cholera wie z tymi dzikusami. - po dłuższej chwili odparł mu kolega odruchowo zaciskając i rozkurczając dłoń w rękawicy na rękojeści broni.

- O cholera! - któryś krzyknął z zaskoczenia, reszta mu zawtórowała. Jeden z budynków nagle eksplodował. Eksplozja rozniosła ruderę na strzępy zmieniając jej fragmenty w gigantyczny szrapnel i siekąc nimi okolicę.

- Co to było?! Co oni tam mieli!? - coś co wybuchło to nie był zwykły granat. Tam musiało być coś co wspomogło tą eksplozję. Jakieś zbiorniki z gazem czy coś podobnego. Zaraz po eksplozji z resztek chaty buchnęły płomienie pożaru widoczne nawet gołym okiem. Płonące resztki rozsypały się po błotnistych ulicach, dachach i ścianach okolicznych budynków. Padający, zmrożony syf i ujemne temperatury pewnie nie pozwolą się na zbytnie rozprzestrzenienie pożaru i go w końcu ugaszą. Ale jeszcze nie teraz. Teraz pożar było widać w tych nocnych ciemnościach nawet gołym okiem.

- Panie poruczniku! - Harold krzyknął krótko gdy niespodziewanie przechwycił transmisję. Jean spojrzał w jego stronę zresztą głośniki prawie jednocześnie przekazały dramatyczny komunikat. Nagły komunikat przerwał mu obserwację tego co się działo na ekranie. Przez mgnienie oka, tuż przed eksplozją budynku wydawało mu się, że dostrzegł wewnątrz coś dziwnego. Ale zbyt szybko by to zarejestrować no a zaraz potem wszystko tam wybuchło. Więc zatrzymał tamten fragment i właśnie próbował to rozgryźć, wyklarować ten fragment no ale właśnie ta laska z wioski zaczęła krzyczeć w eter i mu przerwała. A nie chciał porucznikowi głowy zawracać jakimiś niesprawdzonymi głupotami.

- Tu Osada Kali! - jakaś kobieta wprost krzyczała w swój komunikat gdzieś tam w ogarniętej chaosem wiosce oznaczonej na mapach jako Osada Kali. - Jesteśmy atakowani! Powtarzam jesteśmy atakowani! Atakują nas duchy pustyni! Powtarzam atakują nas duchy pustyni! - w niewielkiej przestrzeni transportera rozszedł się jej przesycony strachem i desperacją głos. Harold, spec od łączności popatrzył pytająco na porucznika. Mogli jej odpowiedzieć od ręki. Ale decyzja należała do porucznika.


---


Co mają zrobić marine?


Dialog - porucznik najpierw porozmawia z kobietą przy radiu. Rozmowa wstrzymuje reakcję marines ale daje szansę na zdobycie lepszych informacji co się dzieje w wiosce co może pomóc w planowaniu następnych kroków.

Zalety: zwiększa szanse na właściwsze rozeznanie się w sytuacji, potencjalnie najmniejsze straty wśród marine.

Wady: nie wiadomo ile będzie się ciągnąć rozmowa przez radio i co się będzie można dowiedzieć, potencjalnie większe straty wśród tubylców, większe szanse na utratę kontaktu z potworami.


Interwencja częściowa - jedna z drużyn wjeżdża do wioski. Marine wysyłają jedną z drużyn do wioski. Ma mniejszą siłę ognia niż dwie drużyny ale zostawia to drugą drużynę w rezerwie gdyby pierwsza wpadła w tarapaty.

Zalety: szybka interwencja, większe szanse na nawiązanie kontaktu z potworami, możliwe szybkie wsparcie drugiej drużyny, potencjalnie mniejsze straty wśród tubylców.

Wady: mniejsza siła ognia niż obu drużyn, większe szanse na straty wśród interweniujących marine.


Interwencja pełna - obie drużyny wjeżdżają pełnymi siłami. Najszybsza i najsilniejsza opcja. Pół plutonu marine wspartych dwoma bwp-ami ma ogromną siłę ognia. Ale gdyby wpadli w tarapaty jedyne wsparcie na jakie mogą liczyć do drużyny jakie zostały w bazie ok 30-45 min czasu na przybycie.

Zalety: szybka interwencja, większe szanse na nawiązanie kontaktu z potworami, możliwość zdobycia przytłaczającej przewagi nad potworami, potencjalnie mniejsze straty wśród tubylców.

Wady: większe szanse na straty wśród interweniujących marine, brak możliwości szybkiego wsparcia pozostałych drużyn.


Rozpoznanie - wysłanie czujek i dronów dla lepszego rozpoznania sytuacji. Wysłanie rozpoznania opóźnia reakcje marine ale daje niezależne źródło informacji któremu można zaufać.

Zalety: zdobycie informacji od własnych źródeł, możliwość działania z zaskoczenia, możliwość szybkiego wsparcia obu drużyn marine.

Wady: większe szanse na straty wśród interweniujących czujek, potencjalnie większe straty wśród tubylców.


---



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:35
Miejsce: ruiny bazy, obóz archeologów; hangar marines
Warunki: jasno; temp. 10*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 13*C
Obsada: srg.pl McLean i st.srg Woods i gościnnie kpr. Rilley


- Całkiem się posypał. - stwierdził sierżant Woods zamykając za sobą drzwi. Sanitariusz musiał podać temu Bonusowi środek uspokajający. A ciut wcześniej musieli go trzymać najpierw we dwóch, w końcu we trzech no a wreszcie wezwać na pomoc sani. Takiego ten Raul dostał ataku paniki.

- I jak? - Lean zapytał wychodzącego sanitariusza który został na chwilę sam z chemicznie uspokojonym pacjentem.

- Dostał głupiego jasia. Ale nic mu nie jest. No teraz nie będzie zbyt rozmowny. Przynajmniej tak by gadać z nim z sensem. Zalecam by dać mu spokój i niech to odeśpi. Może jak wstanie to będzie łatwiejszy w rozmowie. - sani szybko przedstawiła swoją diagnozę i zalecenia. Przypadek z medycznego punktu widzenia nie był zbyt poważny. Wyglądał na efekt jakiejś traumy. Ale by zapewnić pacjentowi i otoczeniu bezpieczeństwo musiała mu zaaplikować coś na uspokojenie. No ale to co ten Raul mówił nim go ścięło. Rany…

- Dzięki. - Mentink skinął głową i chwilę obserwował tył odchodzącej sylwetki. Po czym uchylił drzwi i zajrzał do pacjenta. No ale ten leżał skulony na jakimś starym łóżku jakie znaleźli w tym hangarze.

- No nie żeby wcześniej mówił jakoś do rzeczy. - Paul wzruszył ramionami. Też słyszał co ten tubylec tutaj krzyczał. No znaczy najpierw mówił i to całkiem chętnie. Ale w końcu zaczął się drzeć, że nic nie rozumieją i jak tutaj zostaną to wszyscy zginą. Oczywiście bo duchy pustyni ich pozabijają. Jasne. - Niech przyjdą. - odpowiedział mu wtedy, parę chwil temu, bez większego zastanowienia. No i wtedy tamten się wściekł i skończyło się na tym co teraz widzieli przez uchylone drzwi. Skuty cywil rzucił się na dwójkę uzbrojonych marine z taką furią, że musieli wezwać trzeciego no a w końcu i Sandrę.

- Sam nie wiem. - Mentink nie był do końca pewny. A może coś było w tych desperackich krzykach Bonusa? Za szybko się skończyła ta rozmowa. Ale jego ostrożna, wręcz paranoiczna natura kazała mu węszyć spisek. A ta opuszczona baza jak cholera sprzyjała jakimś spiskom i tajemnicom. Żałował, że Sandra musiała go uśpić. I, że nie ma Jeana. Nie lubił podejmować decyzji bez konsultacji z nim. Powinien teraz do niego się zgłosić? Czy nie zawracać mu głowy?

- Daj spokój. Chyba nie wierzysz w jakieś duchy? Co on mówił? Że duchy przychodzą znikąd, znikają kogoś a potem one same też znikają? Daj spokój, brzmi jak bajeczka dla dzieci. Pewnie sami się wyrzynają a te duchy to pretekst przed odwetem innej bandy. “Nic nie wiemy gdzie jest wasz kolega ale na pewno duchy pustyni go zniknęły!”. - Paul pokręcił głową z niedowierzaniem, że kolega na poważnie rozważa opcje tego panikarza na poważnie i przybrał swój firmowy ironizujący ton. Dał mu znać by ruszyli dalej. Ten skinął głową i zwrócił się do marine który pomagał im w spacyfikowaniu Raula.

- Miej na niego oko. Jak coś zacznie mówić albo kombinować to mnie zawołaj. - Lean wydał polecenie marine, ten skinął głową i został przed drzwiami. Sam sierżant zaś ruszył razem z Paulem do reszty bazy wracając do ich dyskusji. - A ci dwaj archeolodzy? Kto ich zniknął? Gdzie są ciała? Do czego strzelali? - zapytał kolegę. Jak nie było porucznika to po nim Paul był najwyższy szarżą jako dowódca zielonych. Więc jak nie mógł porozmawiać z Jeanem no to chciał porozmawiać chociaż z nim.

- No do kogo? Do duchów pustyni? Daj spokój. Myślę, że zorientował się, że nie kupujemy jego kitu i dlatego mu odwaliło. Bał się, że go rozłożyły na łopatki z tymi jego historyjkami. Pewnie ma coś do ukrycia. Może nawet sam brał udział w porwaniu tych archeologów? To spanikował. - Woods pokręcił głową ale własna wersja wydawała mu się spójna i logiczna. Bez żadnych nadnaturalnych i tajemnych mocy. Zwykłe porwanie które nie całkiem poszło zgodnie z planem.

Lean szedł obok niego i szukał dziury w teorii kolegi. No ale wydawała się rozsądna. Na pewno rozsądniejsza niż to co wciskał im Raul przed chwilą. A jednak coś mu nie dawało spokoju. A jeśli te duchy jednak istnieją? Może nie dosłownie jako duchy no ale jednak coś tych wszystkich ludzi zniknęło nie? A znikający ludzie zawsze byli popularni we wszelkich teoriach spiskowych więc nie chciał tego odpuszczać.


---



Kim/czym jest przeciwnik?



Cyborgi - kolejny projekt superżołnierza. Wielkości zbliżonej do człowieka. Napędzany stymulantami, poddany psychoindoktrynacji, pozbawiony standardowych ludzkich potrzeb stał się bardzo zabójczym przeciwnikiem. Coś jednak poszło nie tak i cyborgi zostały w porzuconej bazie. Są wymagającym przeciwnikiem, potrafiącym używać broni i większość wojskowej technologii. Poruszają się naturalnymi i sztucznymi jaskiniami, kanałami i szczelinami jakich pełno na Cerberze. Co jakiś czas się uaktywniali albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do ich terenu wówczas go likwidowali a ciało zabierali ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


Duch - stworzenie, robot czy konstrukt jakie w sprzyjających okolicznościach wydaje się niematerialne. Może to jakiś produkt lokalnej ewolucji, eksperymentalna technologia naukowców z byłej bazy albo i jakiś okruch obcej, nieznanej cywilizacji. To coś używa jakiegoś rodzaju kamuflażu i/lub lokalnego teleportu na ograniczoną skalę co znacznie utrudnia jego lokalizację i ułatwia mu działanie z zaskoczenia. Co jakiś czas się aktywował albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do określonego terenu wówczas go zlikwidował a ciało zabierał ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


Robale - stwory lub roboty wielkości człowieka czy psa. W otwartej walce z uzbrojonym marine to raczej marine miałby przewagę w takim pojedynku. Ale z zaskoczenia czy w sprzyjających okolicznościach to może być różnie, zwłaszcza, że to stworzenia stadne. Poruszają się naturalnymi i sztucznymi jaskiniami, kanałami i szczelinami jakich pełno na Cerberze. Co jakiś czas się uaktywniali albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do ich terenu wówczas go liwidowali a ciało zabierali ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


Tank - duży potwór, wytwór lokalnej fauny lub eksperymentów w byłej bazie. Może być robot, konstrukt albo jakaś maszkara. Duże, wielkie, odporne bydlę ale stosunkowo nieliczne. W pojedynku z w pełni uzbrojonym marine miałby zdecydowaną przewagę. Raczej potrzebny byłby odpowiednio ciężki sprzęt by go poważniej ruszyć. Porusza się naturalnymi i sztucznymi jaskiniami, kanałami i szczelinami jakich pełno na Cerberze. Co jakiś czas się uaktywniali albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do ich terenu wówczas go likwidowali a ciało zabierali ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


---

Termin do głosowania: do północy pt 08.07
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 06-08-2020 o 00:26. Powód: Dodanie terminu do głosowania.
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172