Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2012, 19:05   #391
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Powiew wiatru charakterystyczny dla podziemnych tuneli, stawiał sprawę jasno, ktoś planował zaatakować miasto od środka i sądząc po uzbrojeniu żołdaków był to ktoś zamożny. Jedyne co przychodziło na myśl Gislanowi to von Kytke. Tylko on chciałby przejąć kontrolę nad miastem, które kiedyś było jego i tylko on miał pomagiera, który znał miasto jak własną kieszeń. Krasnolud ostrożnie się wycofał i szybko ruszył na górę. Musiał ostrzec tych na górze, pytanie tylko kogo ? Jedynymi osobami w mieście, którym można było w miarę ufać to burmistrz i Lars. Pierwszy był słabo poczytalny, a drugi z pewnością był daleko stąd przy bramie, a trzeba było działać szybko. Gislan wybrał burmistrza, zagranie na jego rozpaczy po stracie córki powinno przynieść odpowiedni efekt. Przemieszczając się po budynku, brodacz starał się pozamykać wszystkie drzwi prowadzące na górę. Zbrojni nie mogli się przedrzeć zanim nie zorganizuje odpowiedniej obrony.
 
Komtur jest offline  
Stary 22-02-2012, 16:00   #392
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Siegfried nie był zbyt zadowolony z tego, że miast do Ostermak ruszyli ponownie do Leża Bestii. Jakoś nie uśmiechało mu się zostać rozszarpanym na strzępy, jednak ponowne rozdzielenie się byłoby... głupie. "- Może tunele okażą się na tyle ciasne, że mnie nie dosięgnie?" - pocieszył się w myślach.
Przez całą drogę do jaskiń nie odzywał się do nikogo, minę miał krzywą, a każdą próbę rozpoczęcia rozmowy zbywał prychnięciem i kpiącym spojrzeniem. Krótko mówiąc - obraził się na resztę drużyny. Mimo, że w Altdorfie, pod okiem magów nauczył się pokory, czasem odzywała się w nim jego szlachecka krew.

Młody von Antara żałował, że nie ostrzelano ich podczas przejścia przez jezioro, bo musieli by się wrócić wtedy do miasta. Dodatkowo zamoczył sobie spodnie. Nie wpłynęło to pozytywnie na jego samopoczucie.
Pod ziemią było tylko gorzej. Nie dość, że czuł się jakby korytarze miały się zaraz na niego zawalić to jeszcze wszędzie były trupy. Ostatnimi dniami Siegfried widział sporo trupów, lecz nie w takich, hurtowych wręcz, ilościach. I jeszcze pułapki! Trza było uważać na każdy krok, by przypadkiem nie nadziać się na jakieś wyskakujące z podłogi kolce.
Po dojściu do jaskini z dziwnym rusztowaniem na ścianach uczeń czarodzieja miał już dość.
- I co teraz? - zapytał sceptycznie. Nieoczekiwanie na jego pytanie odpowiedział... mężczyzna z ogonem wiszący nad głowami kompanii. Mutant! Mag zaczął już rzucać zaklęcie, lecz spostrzegł, że mutantów jest więcej... Na szczęście mieli dość przyjazne zamiary.

Widok Czarnoksiężnika zdziwił go jeszcze bardziej, niż widok mutantów z chwytnymi ogonami. Wysłuchał z uwagą jego słów, lecz był za tym by bluźnierczego maga po prostu... dobić. Z racji trawiącej ciało choroby pewnikiem nie mógł by rzucać czarów, a z mutantami jakoś by sobie poradzili. Barbarzyńców, z pomocą miejscowej ludności, też by zwyciężyli. Najwyżej ruszyli by po posiłki do wuja. Lecz wtedy do jaskini wkroczyła Bestia i stosunek sił diametralnie się zmienił. Pozostało wysłuchać Doktora Grassa do końca...
- Dokumenty kompromitujące von Kytke i lek na mutację... - Powtórzył cicho Siegfried. Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy, lecz zaraz zniknął, nim ktoś zdążył go zauważyć. "- Może paktowanie z czarnoksiężnikiem nie jest takie złe? Wszak wynalazł lek na mutacje... Dostarczenie czegoś takiego do Altdorfu z pewnością przysłużyło by się Imperium. I odkrywcom tego leku..." - Mag już zaczął planować swe triumfalne przybycie do Altdorfu. Takie znalezisko z pewnością ułatwiłoby mu karierę w Kolegium. Stał by się znany i potężny. To przekonało go nawet bardziej niż możliwość pomocy mieszkańcom Ostermak (Prawdę mówiąc, ten plebs nie obchodził go zbytnio).
- Ja również przystaję na twoją ofertę, czarnoksiężniku. Nie skorzystanie z takiej okazji byłoby głupotą. - Tu znacząco spojrzał na protestujących nieludzi. Chcieliby zaprzepaścić taką szansę dla Imperium? Idioci.
- Ruszajmy więc czym prędzej do Ostermak. Jeśli uda nam się tam szybko dostać, powinniśmy być zdolni do pokierowania obroną przed von Kytke. A na Bestii ktoś winien udać się na zamek mego wuja, by poprosić go o wsparcie. Obronić może się zdołamy, ale nie pokonamy stu pięćdziesięciu barbarzyńców Khorna za pomocą chłopów. Potrzeba nam prawdziwego wojska.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 24-02-2012, 02:14   #393
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Jaskinia dr Grassa

Grass był coraz bardziej zmęczony przedłużającą się rozmową. Choć odpowiadał na wszystkie ich pytania, to mówienie przychodziło mu z trudem a jego wypowiedzi co chwile przerywał duszący kaszel, po którym spluwał krwią na podłogę. W końcu postanowił to zakończyć.

- Podjęliście słuszną decyzje. To dobrze, ale czas już na was. Von Kytke już wyruszył a wy musicie go dognić. Idźcie już. Jak powiedziałem, wszystko tutaj, moje badania, dokumenty łączące von Kytke ze mną i całą sprawą, zostaje i będzie czekać na wasz powrót. Łącznie ze mną. Możecie powiedzieć von Antarze, ze mnie zabiliście. Na pewno was za to wynagrodzi... Wins! -

Wezwany mutant pojawił się do razu i dał znak aby najemnicy von Antary ruszyli za nim. Zrobili to z mniejszym, lub większym entuzjazmem. Wins prowadził ich przez te samą jaskinie pełną sztucznego gąszczu, przez który tu weszli. I tym razem droga zdawała się rozstępować przed nimi i zamykać za ich plecami.

Kiedy cała kolumna stała u wyjścia z tego labiryntu, w pieczarze rozległ się huk wystrzału. Wins zatrzymał się i spojrzał w stronę pieczary dr Grassa, ale nic nie powiedział. Słowa były zbędne.

Wins wprowadził ich do sporej sali, którą mijali wcześniej. Tam czekali już jego ludzie. Niektórzy szykowali się jeszcze do wymarszu. Mutantów był dziesięciu, nie licząc Winsa. Niektórzy nakładali jeszcze pancerz czy sprawdzali broń. Wszyscy byli uzbrojeni po zęby. Mecze, topory, łuki, kusze, większość miała też pistolety, niektórzy nawet kilka. Do tego dochodziła egzotyczna lub dziwnie wyglądającą broń, często dostawana do ich mutacji, podobnie jak pancerze, które mieli na sobie. Co ciekawe nie było tu otyłych czy potwornie zdeformowanych mutantów, jakich często można było spotkać w Imperium. Ci tutaj, bez wyjątku, byli dotknięci przez Chaos, ale ich mutacje dawały się jakoś wykorzystać, poszerzały ich możliwości, w podobny sposób jak ogon Winsa. Widok olbrzyma, do którego Wins zwracał się per Olaf, miał na długo pozostać w ich pamięci. Szeroki w barach jak szafa, do tego grubo ponad dwumetrowy mutant miał dodatkową parę rąk a w każdej trzymał półtorak, którymi w ramach rozgrzewki wywijał młyńce, tworząc wokół siebie barierę wirujące stali. Tak, to nie były żałosne pokraki, jakie zmasakrowali pierwszego dnia na drodze. Ci tutaj wyglądali na doświadczonych, budzących respekt wojowników. Starcie z nimi bez wątpienia nie należałoby do łatwych...

Oprócz mutantów w pomieszczeniu był pełno broni. Rozłożona na stołach, rozstawiona pod ścianami i gdzie się dało. Było tu wszystko czego mogli potrzebować, łącznie ze spora liczbą pistoletów wraz z prochem i amunicją do nich. Wins polecił im zabrać, co komu było potrzebne, po czym wrócił o swoich ludzi.

Po uzupełnieniu ekwipunku Wins zarządził wymarsz. Poprowadził ich tą samą drogą, którą tu weszli. Wyszli na zewnątrz groblą, ukrytą pod powierzchnią jeziora. Bestia już na nich czekała, musiał więc znać inną drogą na zewnątrz. Potwór czekał na nich w pewnej odległości a najemnicy spoglądali po sobie z mieszaniną zniecierpliwienia i zakłopotania.

- Ja to zrobię. -

Oczy wszystkich skierowały się na jedyna w ich oddziale kobietę. Klara wyglądała bardzo niepewnie spoglądając na czekającego na nich potwora, ale zdawała się być zdecydowana w swym postanowieniu.

- W mieście nie ma medyka, a jeśli nie zdążycie przed atakiem będzie wielu rannych. Musze to zrobić... -

Przysłuchujący się rozmowie Wins uśmiechnął się tylko, patrząc z politowaniem na tabun samców, po czym dał znak swoim ludziom. Ku zaskoczeniu najemników okazało się, że mają oni przygotowane coś na kształt siodła, które Wins założył na masywny tułów Bestii. Kolce, które monstrum miało na pancerzu ”złożyły” się pod nim a „jeździec” siedział nieco z tyłu, za masywnym karkiem potwora. Mutant pomógł Klarze dosiąść potężnej Bestii, po czym zapiął specjalne klamry na nogach i tułowiu dziewczyny. Udzielił jej też ostatnich porad.

- Jest szkolna do jeźdźca, ale niech bogowie mają cię w swej opiece jeśli nie będziesz się mocno trzymać. Głowa nisko, inaczej stracisz ją na pierwszym konarze. -

Wins pochylił się jeszcze przy Bestii szepcząc coś do niej a Klara raz jeszcze spojrzała na ostających przed nią mężczyzn.

- Do zobaczenia w mieście zatem. Jeśli nieaaaAAA!!! -

Bestia ruszyła bez ostrzeżenia. W jednym momencie stała bez ruchu, w następnym leciała już w potężnym skoku w kierunku linii drzew. Zniknęła im z oczu w ułamku sekundy, zostawiając po sobie tylko krzyki Klary niesione przez echo.

- O kruwa... -
Jęknął Dirk a Wins uśmiechał się krzywo w odpowiedzi.
- No. A to był wasz pomysł. -
Stwierdził mutant złośliwie, po czym zarządził wymarsz.
- My prowadzimy, wy idziecie. Przebierać nogami, bo nie zatrzymujemy się dla nikogo i po nikogo nie będziemy wracać. -

Wins prowadził ich tylko sobie znanymi ścieżkami, przez gęsty las. Mało kto potrafił dotrzymać mutantom kroku, bez zadyszki. Z nich wszystkich tylko Leo czuł się swobodnie i nadążał za odmieńcami. Reszta nie miała nawet czasu i siły podziwiać okolicy. Tudzież samego Winsa i jego towarzyszy, którzy przez nie najlżejszy teren przedzierali się z dużą wprawą i zręczności, skutecznie wykorzystując dodatkowe kończyny czy macki. Podróż, choć bardzo męcząca i obfitująca w upadki, siniaki i otarcia, była faktycznie szybka.

Las opuścili po jakiś dwóch godzinach forsownego marszu. Jak już złapali oddech najemnicy zorientowali się, że są kilka minut drogi od miasta. Wins wysłał jednego ze swoich w przeciwna strony, aby doniósł mu o pojawieniu się von Kytke, sam zaś udał się stronę miasta. Po paru krokach zboczył z drogi i wszedł w szuwary porastające brzeg rzeki i dalej prowadził ich tą drogą. Intencja była oczywista, ci w mieście mieli nie widzieć ich nadejścia. Po minucie marszu Wins dał znak, że cel jest blisko i wszyć wyciągnęli broń. Na znak mutanta ruszyli naprzód i wkrótce cała banda wypadł z krzaków do małej, płytkiej zatoczki.

- Cóż, tych mamy przynajmniej z głowy. -

W tymi miejscu rzeka tworzyła płytkie zakole. Woda sięgał ich raptem do połowy łydki. Wysoki szuwary zasłaniały widok na miast i drogę. Idealne miejsce na schadzkę. Ostatni gości musieli być jednak mało romantycznie nastawieni. Z wody wystało kilka trupów. Ciężko było stwierdzić ile, bo były porozrywane na strzępy. Mimo to niektórzy próbowali swoich sił w szacunkach.

- Pięciu. Całkiem nieźle. -
Stwierdził Gottri.
- Sześciu. -
Poprawił go Leo.
- Skąd wiesz? -
Łowca wskazał na przepływającą obok nich, najwyraźniej odgryzioną ludzką rękę.
- Nie psuje do żadne z tych tutaj... -
Wyjaśnił łowca.

Wins tym czasem sprawdzał dno kawałek dalej. Po chwili uśmiechną się pod nosem i wrócił o reszty.
- Ci tutaj musieli pilnować wejścia do tunelu. Jest tam, ukryte po powierzchnią. Nie macie chyba wątpliwości, kto ich tak urządził. Ciekawe tylko gdzie była wtedy wasza dziewczyna... -
Jego wywody przerwał wypadający z krzaków zwiadowca. Niski człowiek, w wielkim nietoperzowymi uszami na głowie.
- Von Kytke jest pół godziny stąd. To nie wszystko, lepiej chodźcie to zobaczyć… -

Prowadzeni przez nietoperz przedzierali się przez chaszcze, aż znaleźli się na samym ich brzegu, skąd był doskonały widok na miasto.

- O kurwa... -

Jęknęli jednocześnie wszyscy trzej niedawni goście Protta. Oni, wraz z całą resztą, pierwszy raz widzieli skutki swojego „zacierani śladów”.

Po gospodzie, okalających ją budynkach i całym obozie uchodźców nie zostało nawet śladu. Zamiast nich miasto taczało morze zgliszczy. Ogień dawano już dogasł, ale sporadycznie dymiącymi ruinami, nie pozostawił nic po sobie. Kręciły się po nim wychudzone i wciąż osmalone od dymy sylwetki, tych którzy przeżyli pożar. kawałek dalej zobaczyli równo ułomne rzędy zwłok i kilku ludzi zajętych kopaniem mogił. Na oko ciał było kilkadziesiąt, ale czy to były wszystko, nie sposób było powiedzieć. Podobnie jak stwierdzić, czy zginęli od ognia czy od chłodu nocy spędzanej pod gołym niebem.

- Na Sigmara, spójrzcie na miasto! -

Ostermak wyglądało na nietknięte przez ogień. Na przeplatanym palisadą, niedokończonym murze widać było sylwetki uzbrojonych ludzi, ale brama do miasta była otwarta na oścież! Tylko strażników było przy niej ośmiu, a nie dwóch jak gdy ją opuszczali dzień wcześniej.

- Co tu się kurwa dzieje? Klara miała ich ostrzec. -
Zaklął Albert, pomysłodawca całego pomysłu wysłanie kogoś na Bestii.
- Nie wiadomo co się z nią stało. Pytanie co robimy? -
Na to pytanie odpowiedział Wins.

- My pójdziemy tunelami. Spróbujemy unieszkodliwić resztę z tych, która nimi zeszła, żeby nie zaatakowała miasta od środka. Wy powinniście iść prosto do miasta. Nas potraktują bełtami, ale wy możecie przejść przez bramę i ostrzec ich o niebezpieczeństwie. Von Kytke zaraz tu będzie, a nie wiadomo ile czasu zajmie przejść tunelem i gdzie faktycznie się z niego wychodzi. Stąd nie wiele zdziałamy. Na otwartym terenie nie mamy szansa zaskoczyć Kytkego a jeśli sforsuje bramę, to w mieście przyda się każdy miecz.

Takie jest moje zdanie. Wy róbcie jak chcecie. -


Nie tracą czasu na przegnania zostawił ich z kolejną decyzją do podjęciu. Jedno było pewne. Tym razem czas do namysłu, był mocno ograniczony.

Podziemia pod siedzibą straży miejskiej. Ostermak

Gislan ostrożnie wycofał się między skrzynie. Zbrojni póki co nie ruszyli się ze swej pozycji, ale jeśli by go usłyszeli... Brodacz w końcu znalazł się w odpowiedniej odległości, odwrócił się w kierunku drzwi i...

- O kurwa... -

Bestia! Była tuż przed nim! Miał do niej może ze cztery kroki, może nawet mniej. Już raz ją spotkał a jego ciało zareagowało dawnym bólem, na wspomnienie tamtego zaułka. Potężna paszcza i wystające z niej stalowe kły umazane były we krwi. Podobnie jak pazury i łapy potwora.

Rasa Gislana znana była z nieustępliwości i odwagi, ale wszystko ma swoje granice. Krasnolud krzyknął dziko i biegiem ruszył w kierunku zbrojnych. Nie wiedział kim byli, zapewne nie sojusznikami, ale przeciw potworowi muszą połączyć siły. Przynajmniej będą mieli jakieś szanse. Mężczyźni widząc i słysząc wypadającego na nich brodacza, chwycili za broń i ruszyli mu na spotkanie. Gislan już miał do nich coś krzyknąć, kiedy poczuł uderzenie w plecy. Nagle stracił grunt pod nogami, przeleciał kilka metrów do przodu i rąbnął głową o ziemie. Nad sobą poczuł pęd powietrza. Coś dużego właśnie nad nim przeskoczyło i doskonale wiedział co. Zaraz potem usłyszał okrzyki mężczyzn, szczęk metalu uderzającego o metal a krzyki, przeszły we wrzaski bólu. Po chwili one też zostały nagle ucięte.

Odturlał się za jakąś pakę i przykucnął z mieczem w ręku. Serce chciało mu wyskoczyć z piersi. Przypuszczał, że bestia będzie mogła go znaleźć, kierując się samy jego dźwiękiem. Ostrożnie wyjrzał zza swoje zasłony. Tam gdzie wcześnie byli zbrojni, teraz leżały dwa wybebeszone trupy. Jeden nie miał głowy. Krew z tętnic płynęła szerokim strumieniem na kamienną podłogę a Gislan mógł przestudiować sobie przekrój ludzkiego kręgosłupa...

W lochu panowała cisza. Ściskając miecz w spoconej dłoni, rozglądał się nerwowo na boki, zmawiając bezgłośne modlitwy do bogów, aby przyjęli jego dusze, po tym jak potwór przestanie się z nim bawić. Ten jednak nie nadchodził a Gislan w końcu zebrał się w sobie i ruszył do wyjścia. Najpierw powoli, przekradając się między skrzyniami, potem szybciej, w końcu puścił się biegiem do drzwi. W bezsensownym geście zatrzasną je za sobą. Były zbyt słabe, aby stanowić jakakolwiek przeszkodę dla Bestii, dawały jednak ułudę bezpieczeństwa. Wpadł na górę, jakby goniły go jakieś demony. Na stole leżały rzeczy, które strażnicy odebrali mu wczoraj przed bramą. Jego sprzęt, kusza i młot Bruna. Wspomnienie o łowcy nagród przypinało mu, że wkrótce sam może do niego dołączyć.

Drzwi prowadzące na zewnątrz otworzył kopniakiem, w pełnym biegu. Wypadł prosto na plac przed bramą. W pierwsze chwili zaklął szpetnie widząc ją otwartą na oścież, ale zaraz potem jego uwagę zwróciły krzyki ludzi, pokazujących sobie coś palcami. Podążył wzrokiem za ich gestami i zaklął raz jeszcze

- Klara? -

Krasnolud ruszył pędem ku dziewczynie. Zatrzymał się tuż przed nią, nie za bardzo wiedząc co zrobić. Klara była cała we krwi. Poszarpane ubranie i skotłowane włosy były czerwone od juchy. Świeżej, sądząc po zapachu. Młoda de Stercza wyglądała jakby wyszyła właśnie z rzeźni. W niewidzących oczach miała obłęd.

- Klara? Klara?! Co cię się stało na bogów?! Klara?! -

Gdzieś w lesie. Jakąś godzinę wcześniej.

- AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! -

Chciała umrzeć. Jak najszybciej, aby to wszystko się wreszcie skończyło. Nie miała już siły krzyczeć, ale nie mogła przestać. Bestia pędziła jak szalona. Po ziemi, po drzewach, przez wodę, czasami nawet lecąc w powietrzu. A przynajmniej tak się jej zdawało. Świat wokół wirował jak oszalały. Żałowała swojej decyzji tylko przez pierwsze kilka minut. Potem świadomości została zepchnięta gdzieś głęboko w czaszkę, zastąpiona wszechobecnym, strachem i bólem. Gałęzie bezlitośnie smagały po twarzy, rękach i nogach. Za radą Winsa starała się trzymać głowę nisko i „przytulić” się potężnego karku, ale te rady brzmiały teraz jak kpina. Nie miała siły na nic. Gdyby nie zapięta przez mutanta uprząż, spadłaby zanim jeszcze potwor na dobre by ruszy. A tak, to szarpało nią na wszystkie strony, jak szmacianą lalką z burzą rudych włosów rozwianych wokół głowy. A Bestia pędziła dalej i dalej...

Świadomość wracała powoli. Klara zorientowała się, że koszmarna gonitwa dobiegła końca i nawet nie są już w lesie. Jej umysł nie funkcjonał jeszcze na tyle dobrze, aby rozpoznać to miejsce, ale czuła, że Bestia przynajmniej się nie rusza. Potwór stał na drodze, węsząc w powietrzu. Po chwili ruszył. Tym razem jednaka, nie pędził jak huragan, ale szedł. Powoli zagłębiał się w wysokie szuwary porastające brzeg rzeki. Klara zaczynała kojarzyć to miejsce. Musiała być blisko miasta a droga, którą przed chwilą minęli, to trakt do niego prowadzący.

Ruchy Bestii stały się praktycznie niesłyszalne a usadowiona jej grzbiecie szlachcianka, zaczynała słyszeć jakieś głosy gdzieś przed nimi. Zanim jednak zdążyła choćby zastanowić się, co to oznacza, potwór skoczył. Znowu szarpnęło nią, jakby wystrzelono ją z katapulty a świat zawirował przed oczami. Bestia wypadała z krzaków, prosto w grupę całkowicie zaskoczonych ludzi i zaczęła ich mordować. Klara nawet nie zorientowała się o co chodzi a potwór wypatroszył, rozerwał na strzępy i zmasakrował wszystkich w zasięgu wzroku. Praktycznie wszystkich jednocześnie! Krew z rozrywanych, gryzionych i ciętych ciał bryzgała dookoła, w tym i na nią, mieszając się z jej własną. Krzyknęła, kiedy w pierś uderzyła ją czyjaś odcięta głowa. Zemdlała.

Obudził ją lodowaty, mokry dotyk na twarzy. Otworzyła oczy i zatrzęsła się z zimna. Bestia stała w wodzie. Zanurzyła się niej prawie po samą głowę, aż tafla doszła do opartej o jej kark twarzy dziewczyny. Czując ruch człowieka na swym grzbiecie potwór wyszedł z wody i znów ruszył przez krzaki a umysł Klary starał się nie dopuścić do siebie widoku rzezi, jaka miała miejsce na małej zatoczce rzeki. Woda, przez którą kroczyła Bestia, bała czerwona od krwi. Wszędzie leżały szczątki zmasakrowanych ciał. Klara zamknęła oczy.

Otworzyła je z powrotem, dopiero gdy poczuła, że potwór znieruchomiał . Byli na skraju szuwarów. Przed sobą widziała miasto otoczone przez zgliszcza tego, co kiedyś było karczmą, podgrodziem i obozem uchodźców. Brama był otwarta na oścież. Zanim zdążyła dobrze się przyjrzeć, bestia zrobił kilka kroków w tył i widok zasłoniły jej krzaki. Potwor warknął z ciacha i przysiadł na tylnych łapach. Nie potrzeba było słów, aby zrozumieć jego intencje. Klara zaczęła się szarpać z uprzężą i zapięciami na nogach i po chwili zsunęła się z potwora. Z jękiem opadła na ziemie, nie mogąc się podnieść. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Kiedy w końcu po upływie długich minut udało się jej tego dokonać, po Bestii nie było śladu...

Chwiejnym krokiem, ruszyła przed siebie, przedzierając się przez zarośla. Po kilku krokach, zawadziła o coś i przewróciła się. Prosto na wybebeszone zwłoki jednej z ofiar Bestii. Znowu krzyknęła, nurzając się w we krwi i wnętrznościach rozpłatanego nieszczęśnika i z krzykiem wypadła z krzaków. Umęczony umysł przestał funkcjonować. Zwyczajnie nie chciał już dopuszczać do siebie otaczającej go rzeczywistości, aby nie popaść w całkowite szaleństwo. Szła jak w trasie, nie zauważając ludzi, rzeczy i niczego dokoła. Gdzieś w głębi duszy czuła, że musi iść do miasta i tam kierowały ją nogi. Wyglądała jak zombi, ożywiony trup z najgorszych koszmarów a ludzie ze strachem ustępowi jej z drogi. Nie widziała tego. Chciała tylko iść...

- ...ara?! Co cię się stało na bogów?! Klara?! -
- Gislan? To Ty? Czyli udało się? Udało się... -
 
malahaj jest offline  
Stary 24-02-2012, 10:17   #394
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Gottri pedził ile sił w nogach w ślad za Winsem i resztą mutantów nie było to łatwe ze względu na jego krótkie nogi i podeszły już wiek. Niesione żelastwo w postaci pułapek i innego dobytku nie ułatwiało sprawy jednak dawał radę. Spąg oczywiście nie odstępował swojego pana.
W końcu wyszli na otwartą przestrzeń by wkrótce skręcić w stronę szuwarów. Resztki pozostawione przez bestię tradycyjnie robiły duże wrażenie.
Krasnolud uważnie wysłuchał przemowy-propozycji Winsa. Łypnął swym jednym okiem na mutanta, potem na otwartą bramę.
- Ma rację, trzeba tam iść i zrobić porządek. Powiedzieć żeby zamknęli i zabarykadowali bramę a jak nie będą chcieli to samemu to zrobić. Idę, idzie ktoś ze mną?- powiedział i ruszył w kierunku bramy.
Gdy dotarł na miejsce zakrzyknął w stronę stojących przy bramie.
-Czemu nie zamykacie wrót? Von Kytke jest w drodze na miasto. Chcecie przywitać go z otwartymi ramionami?
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 24-02-2012 o 10:30. Powód: przecinek
Ulli jest offline  
Stary 24-02-2012, 12:08   #395
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Leo ruszył za krasnoludem, myśląc. Cóż, nie podobało mu się to wszystko ale... Skoro Bestia była tak mądra, tak szybka, tak wytrzymała i tak niebezpieczna... To czemu nie wysłać jej na Von Knytke'go?

Łowca pokręcił głową, wchodząc do miasta. Miał nadzieję że Wins zrobi co do niego należy. W innym wypadku gówno w którym wszyscy się znaleźli zamknie im się nad głowami.

-Zamknijcie bramy i postawcie wszystkich w stan gotowości!- łowca krzyknął, idąc ku bramie.-Do diabła, co z wami?

Mimo wszystko w każdej chwili gotów był na odskoczenie w bok. Morr tylko wiedział co mogło dziać się w mieście pod ich nieobecność.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 24-02-2012, 14:26   #396
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Elf uzupełnił tylko kołczan strzałami. Nie miał zamiaru nic więcej brać z zaproponowanego im bojowego wyposażenia. Mimo iż plan, z powodu nieufności do mutantów i czarnoksiężników, zupełnie mu się nie podobał, to ruszył razem z kompanią. W końcu cóż by dało, gdyby został w tych tunelach sam. Nic, kompletnie nic. Musiał więc zaufać instynktowi pozostałych.

Szedł szybko, cały czas za Winsem i Leo, nie ustępując im wiele kroku. Z pewnością także nie miał zamiaru wyjścia na czele tego nader szybkiego pochodu.

***

Gdy już się zbliżyli do celu, tak jak Gottri i Heinz, ruszył prędko do miasta. Gdy tamci krzyczeli i wzywali do zamknięcia bramy, elf przygotował po prędce swój łuk do, prawdopodobnie nadchodzącej, walki. Wyciągnąwszy również i strzałę, stanął gotowy, do szybkiego użycia swej broni. Moperiol znajdował się cały czas zaraz przy łowcy i raz po raz spoglądał w kierunku bramy, a także w innych kierunkach. Musiał zachować czujność, w końcu odmieńcy byli niedaleko. A co gorsza, co by było, jakby na dodatek ktoś dostrzegł, że on i jego towarzysze właśnie z tymi odmieńcami tu przybyli…
 
AJT jest offline  
Stary 24-02-2012, 18:04   #397
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
-Weźmy ile się da.- Zaproponował patrząc na broń.- Im więcej będziemy mieć broni tym więcej ludzi uzbroimy tym bardziej zmniejszymy przewagę przeciwnika.
Wybrał co się dało w ilości jak największej ale jeszcze pozwalającej na dość dobre przemieszczanie się i ruszył z resztą jak najszybciej się dało. Było ciężko, może za dużo żelastwa targał ale w końcu dotarł.
-Zgadzam się idę z wami do bramy.
Obraz zniszczenia starał się wyprzeć z swojej świadomości, to nie miało być tak, zupełnie nie tak.

Przybywając z racji zmęczenia trochę później od pozostałych rzucił swój ładunek pod bramę. Nawet nie pamiętał co tam miał, miało zabijać.
-Gdzie dowódca? Kto kto tu dowodzi?- Zapytał wszystkich strażników.
-Ty!- Wskazał jednego konkretnego, bezpośrednie polecenie miało większe szanse na posłuch a dodatkowo on sam miał ubranie wojskowego więc może posłucha.- Biegnij bić w dzwon alarmowy. Szybko czasu braknie, trzeba zabrać spod miasta tych ludzi.- Wskazał na włóczących się uchodźców.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 24-02-2012, 19:25   #398
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Podziemia doktora Grassa

Mierzwa schował zaczarowany gwizdek podarowany przez czarnoksiężnika głęboko za pazuchę. "Lepiej precjoza nie zgubić. Może zdołam tym diabelskim instrumentem odwołać Bestię, gdy wpadnie w mroczny szał. Ursunie miej mnie w opiece, jak zwykle nie wiem co czynię" - miarkował sobie kozak.

Udał się razem z resztą za Winsem do małej zbrojowni, gdzie począł przekopywać się przez zebrany morderczy asortyment. Po namyśle wybrał sobie solidną kolczugę, wynalazł pasujący na głowę hełm ze szpicem, przypasał lekką tarczę. Wymienił zniszczony walką oszczep na nowy. W niedalekiej przyszłości zakrawało na prawdziwą jatkę. Solidny oręż i mocny pancerz wydawały się przeto awanturnikowi na wagę złota.

Gdy skończył się dozbrajać Mierzwa poprosił odmieńca, którego ochrzcił "Nietopyrzem" by przeprowadził go przez plątaninę podziemi i pomógł znaleźć możliwie najczystsze łachy, które nosił jeden z najmitów von Kytkego.

- Jeśli ktoś z ludzi z Ostermak mnie spotka z mutantami - klarował reszcie zdziwionych nieco kompanów wkładając na kolczugę lekko podniszczoną liberię von Kyktego - to może od biedy weźmie za jednego z ludzi szlachcica i nie powiąże od razu z Antarą. Byłoby ciężko się zarzutów o czarostwo wysupłać. Macie moje słowo na to. Prostaczkowie nie kupią wersji o mniejszym złu, psi los.


***

Drogę do Ostermak Mierzwa zniósł w podziwu godnym milczeniu, mimo iż szybkie tempo marszu wycisnęło z niego część sił. Trunek nieczysty też powoli wywietrzał z głowy. Na szczęście Kislevita zaopatrzył się w dodatkowy antałek, a manierkę na wodę zastąpił konkretną siwuchą. "Dla kurażu" - pomyślał i pociągnął solidny łyk.

Na widok masakry dokonanej przez Bestię, kozak postanowił trzymać się tego sojusznika.

- Ktoś musi plugastwo temperować i w ryzach trzymać - powtarzał towarzyszom raz po raz.

Gdy doszło do rozstania, Mierzwa skinął głową kompanom udającym się do miasta i skierował się za grupą mutantów i ludzi idących przez tunele.

- W tunelach też będziemy potrzebni kompania. Ktoś musi naszych "sojuszników" mieć na oku, żeby dochowali zawartej umowy. Czarownik właśnie umiera, a on ją z nami zawarł, nieprawdaż. Może Klara ledwo dycha i wyczekuje naszej pomocy? Ktoś idzie ze mną? - zachęcił niezdecydowanych i pognał za oddalającymi szybko odmieńcami.

Dogonił Winsa, który przewodził grupie.

- Posłuchaj... człowieku..., jeśli spostrzeżecie wcześniej kogoś z mieszkańców Ostermak, ponoć ich znacie, prawda? Pozwól tedy, że ja pierwszy będę z nimi paktował, gdy dojdzie co do czego. Może zdołam odwrócić ich uwagę, a wy przemkniecie chyłkiem. Nie chcemy niepotrzebnej rzezi wśród prostaczków. Ciut za bardzo rzucacie się w oczy - wskazał łokciem na idącego z tyłu w milczeniu olbrzymiego Olafa.

Tunele okazały się tradycyjne. Było zimno, wilgotno i śmierdziało.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 24-02-2012 o 20:24.
kymil jest offline  
Stary 28-02-2012, 19:55   #399
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Na widok podziemnej zbrojowni mutantów Felix się rozpromienił. Uwielbiał broń, niestety z powodu prostego życia nie mógł pozwolić sobie wcześniej na dobrobyt jakim była broń palna. Bez wahania złapał dwa pistolety i sprawdził jak trzymają się za pasem. Próbując zagłuszyć swą dumę i obrzydzenie jakie mimo sojuszu budziły w nim mutacje poprosił Winsa o wyjaśnienie posługiwania się pistoletami. Amunicji wziął tylko na dwa strzały z każdego, nie będzie czasu by przeładować w ferworze walki. Nabił swoje nowe "zabawki" i włożył je za pas.

Gdy dotarli na miejsce po trudnym marszu łowca nagród próbował łapać oddech. Na widok pogorzeliska poczuł wstyd. Jak mogli do tego dopuścić. Czuł że nie sprawi mu to łaski bogów przy zbliżającej się walce. Zostało im pół godziny? Mało. A Klara najwyraźniej nic nie zrobiła by ostrzec miasto, lub coś jej się stało.

Gdy zobaczył że jego towarzysze już zaczęli alarmować straże postanowił iść w ich ślady. Pobiegł szybko na mury i zaczął wydawać polecenia strażnikowi który na nich stał
-Szybko, niedługo zaatakuje von Kytke! Natychmiast leć i gotuj kotły oleju, mają być rozstawione na murach, zwłaszcza nad bramą!
 
Luffy jest offline  
Stary 29-02-2012, 20:59   #400
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gislan zabrał ze stołu kastety i sztylet, czuł że się przydadzą podobnie jak miecz zabitego strażnika. Przez chwilę zastanawiał się czy wziąć kuszę Bruna i jednak ją zabrał, a choć strzelcem był kiepskim to nie mógł ignorować efektu psychologicznego tej broni. Dozbrojony szybko wybiegł na plac przed bramą i znowu został zaskoczony.
"Co tu się kurwa dzieje?" - zapytał w myślach sam siebie, bo nie bardzo rozumiał czemu bestia nie wypruła mu flaków, czemu brama jest otwarta, i skąd do cholery wzięła się tam Klara? Dziewczyna wyglądała zresztą jakby przeleciała ją kompania najemników tuż po jakiejś krwawej bitwie.

-Klara?! Co cię się stało na bogów?! Klara?! - zapytał chwytając ją za ramiona.
- Gislan? To Ty? Czyli udało się? Udało się...
- Co do cholery miało się udać!? Skup się i mów kobito!
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172