Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2012, 19:31   #61
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Albert od razu zakapował o co chodzi.
Chorzy. Jak chorzy to od Nurgla nie będzie się trudno schować. Czemu od razu chaos i Nurgle. Bo Albert usłyszał: "Moje dzieci", a jak każdemu wiadomo Nurgle to "kochający ojczulek".
Teraz robi się zamieszanie. Kapłanki Shayli nie mogą zabijać. Mają takie przykazanie. Wniosek? To są jakieś podstawione zabójczynie a nie kapłanki. Gdzie są prawdziwe?
Może szykuje tu się jakaś profanacja.
Może Ci wszyscy chorzy zostaną mutantami.
Ratuj się kto może!

Co robi Albert? SPIERDALA! Oczywiście gdzieś między jakimiś ławkami, kolumienkami do tylnego wyjścia.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 05-01-2012, 12:24   #62
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Mordrin zwęszył podstęp!

To znaczy jak już było wiadomo że to podstęp to on go zwęszył. Ale wredny uśmieszek pojawił się pod brodą tak czy siak. Krasnolud wyjął sztylet z pochwy w bucie i odpruł nim kawałek materiału z rękawa swojej koszuli podróżnej i wcisnął do butelki spirytusu. Zwrócił w tej samej chwili w kierunku najbliższej ze świec. Przechylił jednocześnie kilka razy butelkę aby kawałek materiału zamoczył się w alkoholu. Podpalił koniec płótna, spojrzał, upewnił się że ogień się zajął jak trzeba i cisnął w kierunku Maxymiliana. Aby mieć pewność że wszystko pójdzie jak należy wykonał ten rzut z lekkiego rozbiegu i celował pod nogi aby butelka rozbiła się o podłogę.
Niemal nie czekając na wybuch, kiedy butelka leciała Mordrin krzyknął
-Lucian bierz młot i osłaniamy gawiedź do tylnego wyjścia- rzekł wskazując na drzwi, a jego druga ręka już wyciągała miecz z pochwy.


 
chaoelros jest offline  
Stary 06-01-2012, 12:31   #63
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Jako, że nic więcej się nie działo, a reszta grupy powróciła z miasta, nie było sensu by szlachecka para trzymała się na uboczu. Melissandra podziękowała Detlefowi za spacer i korzystając z chwili względnej prywatności, podzieliła się z nim swoimi planami na nadchodzący wieczór.
- Pozwolisz, że tej nocy podziękuję za twe towarzystwo wybierając kogoś innego na obrońcę i pokojówkę? - zapytała z rozbawieniem brzmiącym w jej głosie, oczy jednak pozostały poważne.
- Cóż... Jeśli on się cieszy twoim zaufaniem - stwierdził Detlef - to co ja mam na to powiedzieć. Tylko i wyłącznie wyrazić zgodę. W końcu jesteś dorosła...
- Absolutnym
- skłamała gładko. - Poza tym to, jakby nie spojrzeć, człowiek uczony.
- A... uczony... No tak. To gwarantuje całkowitą uczciwość
- zakpił Detlef.
- Och Detlefie, trochę ufności w stosunku do towarzyszy z całą pewnością by ci nie zaszkodziło - zaświergotała słodko. - Poza tym skoro nasz kochany Zebedeusz rozmawiał dziś z naszym drogim Maximilianem zapewne usłyszał jakieś ciekawe plotki ze świata. Mi zaś nie wypada ot tak zagadywać o nie właściwie nieznanego mi człowieka. Zebedeusz za to... Cóż, powiedzmy że nasz wspólna historia daje mi pewne do owej rozmowy prawo.
- Ależ, moja droga Melissandro... Nie musisz się tłumaczyć - odparł Detlef. - Wystarczy jedno twoje słowo. Wszak wiem, że mnie nie oszukujesz...
- Gdzież bym śmiała, mój drogi
- oburzyła się słodko. - Czyżbym dała ci powody do wątpienia w mą szczerość? Ranisz me serce....
- Gdzie w moich słowach widzisz choćby cień braku wiary w ciebie i twoje słowa?
- Detlef był uosobieniem urażonej niewinności. - Melissandro...
- Och najdroższy, czyżbym cię uraziła?
- skrucha w jej głosie nie mogłaby być bardziej fałszywa. - Wybaczysz mi, prawda?
- Nie wiem, czy taką zniewagę można czymkowiek zmazać... Na zawsze wryje się w moją pamięć
- odparł Detlef.
- Nie może to być - czule pogładziła jego policzek, przystając na chwilę. - W końcu przed tobą lata szczęśliwego życia. Nie wybaczę sobie zostawiając cie z taką raną w twych wspomnieniach. Jesteś pewien że w swej mądrości nie wymyślisz sposobu bym mogła odpokutować za ów niegodny czyn?
- Plama, choćby wyczyszczona, i tak zawsze zostanie.
- Detlef zacytował znane powiedzenie. - Cokolwiek więc uczynisz... - rozłożył ręce.
- Jak możesz być tak okrutny?
- pożaliła się cofając swą dłoń i przykładając do serca. - Skazywać mnie na tortury wiecznych wyrzutów sumienia. Czy nie masz dla mnie ni cienia litości?
- Litość? -
Na twarzy Detlefa pojawiło się uprzejme zdziwienie. - Nie mów, że kobieta taka jak ty byłaby zadowolona z takiego uczucia jak litość.
- Skoro na wybaczenie liczyć nie mogę zmuszona jestem zadowolić się tym, co raczysz mi wydzielić.
- oznajmiła ze smutkiem w głosie. - Nie zaprzeczę jednak iż wolałabym by z twej strony nieco inne uczucia ku mnie były skierowane, na które to po tysiąckroć mogłabym odpowiedzieć - dodała powracając do uwodzicielskiego, pełnego sugestii tonu.
- Melissandro... Wszak na spotkanie z innym się udajesz, dla niego zatem zarezerwuj słodkie słówka - odparł Detlef, niezbyt poruszony ani słowami, ani tonem wypowiedzi. - Chyba że chcesz sprawdzić swe umiejętności. Jeśli tak, to zapewniam cię, że wywierasz niezatarte wrażenie - zapewnił ją.
- Czyżbyś był zazdrosny o mego młodego uczonego? - zapytała zadziornie. - Doprawdy nie tego się po tobie spodziewałam. Skoro jednak jesteś tak dobry by okrasić swe wyrzuty czułymi słowami, wybaczę ci tym razem. Teraz zaś pozwól iż dołączę do pozostałych. Czas nam w drogę. Wszak wszyscy z taką niecierpliwością i nadziejami go wyczekujemy.
- Chodzi mi tylko o to, byś swego talentu na mnie niepotrzebnie nie marnowała - odparł Detlef z uśmiechem, w którym baczne oko zdołałoby dostrzec kpinę.
- Jak zwykle troskliwy. Nic dziwnego że wujaszek to ciebie mi na obrońcę wybrał. Widać, że opinia którą się cieszysz nie bez podstaw chwali twe imię. - Skłoniła się po czym odwróciła by odejść w stronę swych rzeczy.
Detlef ukłonił się również.
Ciekaw był, swoją drogą, jak wybrnie Zebedeusz z całej tej sytuacji. Pułapki?


Nocny chłód spowodował, że miejsca przy ogniskach dość szybko opustoszały. Mimo wszystko pod namiotami i warstwą koców były o wiele przytulniej niż na otwartej przestrzeni przy niewystarczającym cieple płynącym od ognia. Melissandra przez całą drogę dzieliła swą uwagę pomiędzy młodego uczonego, a Maximilliana. Obserwacja pierwszego miała jej pomóc w odpowiednim przygotowaniu się do wieczornych planów. Drugi był powodem ich powstania.
Gdy nadarzyła się odpowiednia okazja, spojrzała na niego i odczekała chwilę aż zwróci na nią swą uwagę.
- Zechcesz towarzyszyć damie w wieczornym spacerze, Zebedeuszu? - zapytała całkiem normalnym głosem, bez kokieterii czy nakazu.
Zebedusz spokojnie sobie siedział dumając nad jakąś księgą gdy w pewnym momencie poczuł czyjś wzrok na sobie. Szlachcianka. Patrzyła na niego a gdy dostrzegła, iż uczony skupił na nią swoją uwagę zadała mu pytanie, które go lekko zaskoczyło. Zamyślił się, rozważając różne opcje i w końcu powiedział:
- Oczywiście.. eee..spacerze?? - zapytał z nie dowierzaniem, jakby zauważył że zbyt szybko się zgodził
Cóż jednak, słowo się rzekło kobyłka u płotu. Wstał więc, odczekując aż dama również się podniesie, bowiem nie zamierzał jej pomagać. Uśmiechał się jednak, bowiem kobieta coś miała w sobie, coś co go onieśmielało.
- Prowadź więc Pani.. w czym mogę Ci pomóc - “znów” ale nie dodał tego głośno
Nie skomentowała braku pomocy przy wstawaniu, mimo iż uwaga na ten temat znalazła się na końcu jej języka. Wstała z gracją podając mu swe ramie do podtrzymania po czym z lekkim rozbawieniem w głosie powiedziała:
- Potrzebuję ochrony, drogi Zebedeuszu. Wszak kobieta nie powinna samotnie wędrować po nocy. To zbyt... niebezpieczne - dodała po krótkiej pauzie.
Zebi spojrzał na nią i prawie wybuchnął śmiechem.
“ Pierdolnięta czy robi sobie ze mnie jaja” - pomyślał.
Jednak bez uśmiechu odpowiedział:
- To tam masz ochroniarza, mordobijcę, krasnoluda co gołymi rękami goblina rozszarpie a konia zje w całości - mruknął cicho
Spojrzał na kobietę tym razem już normalnie, jego oczy, niebieskie oczy przypominały lód. Uśmiechnął się ale nie można było tego nazwać ciepłym uśmiechem:
- Bo rozumiem, że jak nas napadną to zabiję dziesięciu moją księgą i rysikiem, a może mam ich pokonać wręcz Pani. Bądźmy poważni, o czym chciałaś rozmawiać ?
- Zebedeuszu -
skarciła go delikatnie starając się by w jej głosie nie dało się wychwycić nutki gniewu który w niej zapłonął. - Zbyt nisko się cenisz. Chodźmy już, noc robi się coraz chłodniejsza, a i odpocząć należy nim jutro wyruszymy. Nie każesz mi chyba ciągnąć cię siłą?

“ Pociągnij mnie za ptaka jeszcze to może pójdę” - znów ironiczne myśli mu się pojawiły w głowie
- Dobrze, nie ociągajmy się zatem. Z przyjemnością Ci po towarzyszę - uśmiechnał się
“Prędzej wolałbym jednak pocałować bazyliszka lub inne bydle co mnie ujebie”
Podal jej rękę by się miała o co oprzeć i ruszył do przodu. Szedł i milczał. Pozwolił jej rozpocząć rozmowę.
Melissandra z niezadowoleniem stwierdziła, że postawa uczonego nie wykazuje zadowolenia z zaszczytu jaki go spotkał. Próby wyciągnięcia z niego czegokolwiek mogły się zatem okazać trudne, o ile nie niemożliwe. Jej ciekawość bynajmniej jednak nie zmalała, a wręcz, jak to u kobiet bywa, wzrosła znacznie.
Skierowali się ku upatrzonej przez kobietę grupki drzew wśród których dumnie przysiadły trzy głazy dość niskie by można było na nich usiąść. Melissandra wybrała jeden z nich po czym zajęła swoje miejsce odwracając się do Zebedeusza plecami.
- Pomożesz? - wskazała na tasiemki podtrzymujące maskę, które dzięki przełożeniu włosów do przodu, były całkiem dobrze widoczne.
Niechętnie, lecz nie pokazując tego po sobie w żaden sposób przytaknął:
- Dobrze.. mów co mam zrobić ?
Wzniosła oczy ku niebu. Uczony....
- Wystarczy rozwiązać - wyjaśniła z anielską niemal cierpliwością. Sama zaś zabrała się za wydobywanie materiału z woreczka. Zapach rumianku w jednej chwili zdominował inne wonie wiszące w powietrzu.
Rozwiązał milcząc. Patrzył z ukosa na jej twarz,ciekawość zwycięzyla nad przyzwoitością.
Wiele wysiłku kosztowało ją zachowanie spokoju. Mimo tego ręka nieco jej drżała gdy odkładała maskę na bok i ostrożnymi ruchami zaczęła przemywać trupiobladą skórę. Ulga nie sprawiła jej tyle radości co zwykle jednak była to ofiara, wedle niej, konieczna.
- Cóż zatem sądzisz o naszym drogim Maximilianie? - zapytała przerywając ciszę.
Zebedeusz przyglądając się z ukosa Mellisandrze dostrzegł blizny, zdobiące jej twarz. Patrzył na nie zaskoczony, zszokowany.. Padło pytanie:
- Ciekawy człowiek. Bardzo interesujący, sądzę że oboje byście do siebie pasowali.. - “ludzie z wielkimi tajemnicami”
- Rozmowy z nim są nader ciekawe i na poziomie.
Melissandra nie miała cienia wątpliwości co do pomyłki Zebedeusza. Może, o ile jej podejrzenia były słuszne, mieli z Maximilianem coś wspólnego, jednak zdecydowanie do siebie nie pasowali.
- Ośmielę się z tobą nie zgodzić - odparła nieco zbyt ostro. - Cóż to za temat wpłynął na tak pozytywne o nim mniemanie? - zapytała juz normalnym głosem. - Nie chciałabym cię zanudzić podejmując mniej interesującą konwersację.
- Pani to o czym rozmawiałem pozostanie między mężczyznami, a Twoja osoba jest nader ciekawa. Czemu nie zapytasz wprost Maxa.. on Ci na pewno odpowie. Widzisz, nie zawsze możemy mieć od razu wszystko
- uśmiechnął się - poza tym nadal jesteś mi winna za pomoc - przpomniał - pieniądze może dla kogoś stanowią dużą wartość ale nie dla mnie
Jego ton pod koniec był chłodny i obojętny.
Zatem nie rozmawialiście o niczym istotnym - pomyślała z pewną dozą zawodu.
- Zatem co dla ciebie byłoby odpowiednią zapłatą za twoją pomoc, Zebedeuszu? - zachowanie obojętnego tonu głosu trochę ją kosztowało.
- Zależy co masz na myśli istotnym.. - uśmiechnął się znacząco
- Dla jednych pewne rzeczy mają wartość a dla innych jest to bezwartościowy śmieć. Co chcę..jeszcze nie wiem.. na razie pozostaniesz moją dłużniczką - uśmiechnął się
- A co Ci konkretnie chodzi jeśli chodzi o Maxa? Co chcesz wiedzieć.. tylko pamiętaj .. wszystko ma swoją cenę - Zebedeusz pokazał jej drugą swoją twarz, człowieka .. inteligentnego
Kobieta z gniewnym wyrazem twarzy odwróciła się w jego stronę.
- Nie wspominaj mi o cenach - warknęła, bynajmniej nie mając na myśli cen towarów. - Mów czego chcesz by zakończyć tą przepychankę. Skoro złoto cię nie interesuje podaj cenę tamtej przysługi.
Zebedeusz nachylił się nad szlachcianką ale tak by patrzeć tylko na ucho i szepnął jej:
- Pani nie denerwuj się tak. Sama zaczęłaś.. chcąc wykorzystać .. moją “naiwność” i prawie Ci się udało. Jeśli poczułaś się urażona to przepraszam. Na razie nic nie chcę, może nic nie będę chciał..a może kiedyś poproszę o przyslugę.. - odsunął się
- Zadowala Cię to moja Pani ? - zapytał uprzejmie
Miał ochotę jej cos powiedzieć ale za wcześnie. Każdy ma jakąś tajemnicę jak powiedział Max i uśmiechnął się.
- Nie potrzebuję więcej nie dokończonych spraw w swoim życiu - odparła miarkując się nieco i łagodząc ton głosu. - Jeżeli chcesz mnie ukarać za owe “wykorzystanie” owym wstrzymywaniem się przed wypowiedzeniem swych żądań to wiedz, że nie jest to najmądrzejsze podejście. Wszak nikt nie wie jak długo trwać będzie nasze życie. Mów póki masz okazję. - Mimo iż jej słowa zabrzmiały niczym rozkaz to jednak w głosie pobrzmiewała zwykła prośba, która, o ile nie było jedynie wynikiem modulacji głosu, musiała ją wiele kosztować.
- Nie martw się, ja pożyję długo a jeśli nie.. no cóż.. dług zostanie umorzony wraz z moim zgonem - zaśmiał się lecz nie bylo w tym śmiechu nic z szyderstwa
- Dowiesz się jak wrócimy po nocy pełnej cudów i dziwactw
- Któż ci powiedział że z niej powrócimy?
- zapytała, zostawiając na chwilę temat, do którego zamierzała jeszcze tej nocy powrócić.
- Wrócimy.. dobrze.. chcesz wiedzieć czego chcę? - uśmiechnął się wyzywająco
- Nie pytam gdy nie chcę poznać odpowiedzi - odpowiedziała poważnie po czym dodała. - Jesteś zbyt ufny, Zebedeuszu.
- Dobrze.. cena jest prosta.. -
zamyślił się, potem uśmiechnął a potem powiedział - po nocy i uleczeniu pokażesz mi swą twarz i obdarzysz mnie pocałunkiem
Roześmiała się szczerze. Iskierki w jej oczach zabłysły jasnym blaskiem, a napięcie widoczne w postawie, jakby gdzieś się zapodziało.
- Zatem, o ile przeżyjemy, umowa została podpisana. - Odwróciła się powracając do przemywania skóry, którą to czynność wcześniej przerwała. - Uważaj na Maximiliana - ostrzegła po chwili namysłu - i miej broń w pogotowiu gdy jutro ruszymy w drogę. Nie ufam mu.
Zebedeusz przytaknął głową i odszedł na bok milcząc. To co mu powiedziała nie bylo niczym nowym, ale nie dawał tego po sobie poznać. Gra zaczęła się robić coraz bardziej ciekawa, a on jak zawsze wchodził w nią całym sobą. Góra, tam się wszystko wyjaśni. Tam, większość odkryje karty. A on jak zawsze będzie trzymał się z boku, w cieniu. Uśmiechnął się. Dowie się tylko czy cud jest cudem, czy nie mistyfikacją i wróci do pisania. Do wiedzy. Tego tylko chciał.
Melissandra odwróciła się słysząc jego kroki. Coś na kształt czułości przemknęło przez jej twarz. Uśmiechnęła się smutno po czym wróciła do swojego zajęcia, które pospiesznie zakończyła zakładając z powrotem maskę. Nie poprosiła go o pomoc cierpliwie znosząc ból paru wyrwanych włosów. Gdy była gotowa ruszyła w stronę Zebedeusza.
- Wracamy? - zapytała podając mu ramię.
Zebedeusz myślał sobie o wielu sprawach,gdy głos Mellisandry przywrócił do “tu i teraz”. Wyrwany z zadumy podał jej rękę i rzekł:
- Tak.. wracajmy. Najwyższa pora
Gdy szedł myślał. O kobiecie. O tym czego się dziś dowiedział i nauczył. Zabedeusz był pewien, że wszystko wkrótce się wyjaśni, choć nie musiało to być po jego myśli. Uśmiechnął się do siebie, nawet nie zwracając na to uwagi.
Melissandra nie przerywała jego rozmyślań sama będąc pogrążona we własnych rozmyślaniach. Część interesujących ją zagadnień doczekała się odpowiedzi. Poznała cenę pomocy Zebedeusza i uspokoiła swoje obawy co do jego rozmowy z Maximilianem. Co prawda nie poznała pełnego jej przebiegu więc istniała szansa, że jej domysły są błędne, jednak musiała przyznać sama przed sobą, że na miejscu szlachcica również nie roztrząsałaby spraw nazbyt mrocznych w obecności tego uczonego. Nie mogła pozbyć się wrażenia, które doprowadzało ją niemal do szału. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu niewinność Zebedeusza sprawiała, że budził się w niej instynkt opiekuńczy. W jego twarzy widziała własne odbicie z czasów młodości. Wtedy też wierzyła w bohaterskie czyny, szlachetnych rycerzy, nadobne damy, szczęście i sławę. Zapewne nie taką jakiej pragnął jej jasnowłosy towarzysz, jednak na swój sposób podobną. Chciała go chronić, jednocześnie zaś pragnęła uświadomić mu zło tego świata, okrucieństwo, zdradę, ból. Wszystko to przed czym była broniona i co zniszczyło jej życie gdy została sama.
Wśród takich myśli dotarła do ogniska i pożegnała swego obrońcę. Resztę nocy spędziła na prowadzących donikąd rozważaniach i krótkich drzemkach, które jednak nie dawały odpowiedniego wytchnienia zarówno ciału jak i umysłowi.
Poranek powitała z markotną miną i lekkim bólem głowy. Przy śniadaniu była milcząca i jedynie zdawkowo odpowiadała na ewentualne pytania. W trakcie drogi szła tuż obok Detlefa wspierając się na jego ramieniu i prowadząc cichą konwersację, która nie miała szans dotrzeć do niepowołanych uszu. W końcu ruch wokół nich był spory a głosy zlewały się z sobą w jednostajny szum.
- Najwyraźniej nie dane nam będzie rozwiązać tajemnicy naszego drogiego Maximiliana, nim będzie za późno - zaczęła upewniając się, że tematu ich rozmowy nie ma w pobliżu. - Słodki Zebedeusz jest równie niewinny co chłopiec wyruszający na swój pierwszy popas owiec z przekonaniem o czekającej go przygodzie i bohaterskim powrocie. - Mimo niekorzystnej opinii nie dało się nie wyłapać czułej nuty w jej głosie.
- A dowiedziałaś się może, o co chodziło w tym porannym zamieszaniu? - spytał.
Wzruszyła lekko ramionami.
-[i] Na ten temat nie rozmawialiśmy. Skoro tak cię ono zainteresowało zawsze sam możesz zapytać. Najlepiej owego krasnoluda, który wszak wieści z pierwszej ręki posiada. Z tego co zapamiętałam Zebedeusz nie był przy owym wydarzeniu bliżej od nas. Wypytywanie go o to tylko podejrzenia by wzbudziło. Skoro jednak uważasz, że to na tyle istotna sprawa by zaryzykować... - rzekła z błyskiem w oczach po czym rozejrzała się wokoło, niemal natychmiast odnajdując jasną czuprynę uczonego. Jej usta ułożyły się w nieco diaboliczny uśmieszek. Wyminęła jakąś starszą parę po czym z cichym westchnieniem zmaterializowała się u boku Zebedeusza.


Gdy uczony, zapewne bardzo z siebie zadowolony, odszedł wzięła głębszy wdech dla uspokojenia nerwów, poprawiła włosy i płaszcz, zmusiła się do niewidocznego dla innych uśmiechu po czym ruszyła w stronę Detlefa. Mężczyzna ów wydał się jej odpowiednim, zresztą jedynym, kandydatem by stać się naczyniem w które przeleje swą złość, zawód i … Po chwili namysłu uznała, że ostatnie z uczuć na jej liście zachowa na chwilę słodkiej zemsty na bezczelnym młodzianie.


cdn...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 06-01-2012 o 13:01. Powód: drobna zmiana
Grave Witch jest offline  
Stary 06-01-2012, 13:05   #64
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz wstał rankiem i rozpoczął oporządzanie się. Wspomnienia zeszłej nocy zostały szybko zapomniane, bowiem takie rozmowy z reguły do niczego nie przynoszą. Tak więc wyspany, we wspaniałym humorze wstał i przygotował się do drogi. Gdy tak się pakował, doszedł go głos kobiety, która nagle znalazła się koło niego, jak duch:

- Witaj mój drogi, czyż to nie piękny poranek. Wprost wymarzony na romantyczne spacery w tłumie nieznajomych. Nie masz nic przeciwko zabawieniu porzuconej damy przez chwil kilka? - zaświergotała z rozbawieniem brzmiącym w głosie i wyraźnie jaśniejącym w oczach.

Zebedeusz widząc że nie jest sam, spuścił lekko głowę, i odpowiedział:
- Spacer..a..tak..oczywiście Pani - wyciągnął rękę i ruszył w bok by mogli przez chwilę porozmawiać na osobności
Którym to czynem zasłużył na, co prawda niewidoczny dla niego ale szczery, uśmiech.
- Zaprawdę muszą mi bogowie sprzyjać skoro na mej drodze postawili tak uczynnego kawalera. - Nie porzucając swego tonu kontynuowała rozmowę. - Nie dość że inteligentnego to jeszcze odważnego, szarmanckiego - zamilkła na chwilę po czym dodała jakby nieco ciszej i bardziej poufale - przystojnego...

Zebedeusz tak patrzył i patrzył i myślał co powiedzieć. Oczy lekko mu się rozbiegały, a on sam ciężej oddychał:
- Pani, naprawdę dziękuje za te pochlebstwa , niegodzien ich jestem - powiedział to niepewnie
- Kobieta Pani pokroju winna się raczej zadawać z hrabią niż kimś mojego pokroju - zakończył bo naprawdę nie wiedział cóż może chcieć od niego

Wzmianka o hrabim spowodowała nieznaczne, aczkolwiek wyczuwalne zmylenie kroku i widoczną w postawie sztywność.

- Ależ mój drogi, nazbyt skromny jesteś - w świergot wkradła się nieco ostrzejsza nuta, która jednakże znikła przy jej kolejnych słowach. - Wszak człek uczony niejednokrotnie godniejszy jest zainteresowania damy niż niejeden książę, o hrabim nie wspominając. Czyżbyś odmawiał mi prawa do przyjemności płynącej z obcowania z twą osobą? Cóż za okrucieństwo z twej strony, Zebedeuszu - ostatnie słowo było istną pieszczotą.

- Skromność to moje drugie imię Pani
- uśmiechnął się szeroko
- Świat bywa okrutny, zostawia na nas ślady i blizny, także te w sercu ale musimy żyć z nimi dalej. Nie odmawiam Ci niczego Pani, ale .. - zamilkł - powiedz mi, jak mogę zrobić Ci dobrze dzisiejszego poranka ?

Słysząc jego słowa wspominające blizny i okrucieństwo świata, odwróciła głowę jakby pragnąc ukryć smutek, jednak w jej wzroku zabłysła niemal zabójcza nienawiść. Jak śmiał... Opanowała się jednak, chociaż z pewnym trudem, po czym odrobinę się do niego przysunęła niszcząc przyzwoitą odległość, którą wcześniej utrzymywała idąc u jego boku.

- Niech chwilę pomyślę najdroższy... - zamilkła, niby to dla chwili namysłu. - Możesz mi zrobić ogromną przyjemność zaspokajając moje pragnienie - chwila ciszy - wiedzy o naszym drogim Maximilianie.

- Pani sądzę że aż tak głęboko nie powinnaś się zagłębiać w ten temat, bowiem możesz się tylko rozczarować. Wiesz jak to jest.. Pani..nie jesteś jeszcze gotowa i otwarta na poruszanie takich tematów
- uśmiechnął się niewinnie
- Jeśli chodzi o pragnienie to proszę - wyjął manierkę z wodą - to powinno je ugasić
- Mój drogi... To co proponujesz nie ugasi ognia, który powoli mnie spala. Zaś co do mej gotowości... Wierz mi, że samą przyjemność mi sprawi jej wypróbowanie, o ile nie wycofasz się zbyt szybko i do końca mnie zadowolisz. Zatem... - posłała w jego kierunku niewinne, pytające spojrzenie. - Czy zgodzisz się zaspokoić mą żądzę … wiedzy?

Zebedeusz wzruszył ramiona i rzucił krótko:
- Na razie musi wystarczyć Ci nasza gra wstępna.. a podobno czekanie wzmaga apetyt bo widzisz gdy odkryjesz głód w sobie to zauważysz że pragniesz więcej i więcej. Mnie, się wydaje że właśnie teraz możesz zauważyć jak to pragnienie w Tobie narastać będzie coraz bardziej i mocniej tak że będziesz myśleć tylko o tym by..zagłębić się całą sobą w tym temacie. Zagłębić bez żadnych ograniczeń i bez żadnych zahamować..i tylko wtedy będziesz mogła spijać samą słodycz z czubka ..mych słów - zakończył, pocałował w rękę i zostawił ją tak stojącą

Gdyby nie to, że tupnięcie nogą ze złości wydało się jej zbyt dziecinne.... Jak mógł opuścić ją w takim momencie?! Wściekłość, i nie tylko, buzowała w jej żyłach sprawiając że wzrok przesłoniła szkarłatna mgiełka. Gdyby nie to, że znajdowała się w miejscu publicznym, a młodzik zapewne mógł się jej jeszcze do czegoś przydać...

Zebedeusz wrócił do reszty towarzyszy uśmiechając się pod nosem. Wyjął fajkę i zapalił, choć zupełnie ona do niego nie pasowała. Szlachcianka była ciekawą osobą, niestety wiedział jedno.. trafiła na godnego przeciwnika. Zebedeusz szedł powoli nucąc sobie pod nosem coś. Szedł zadowolony z siebie. Mellisandra rozpoczęła grę, grę w której stawką było jego życie. Lubił to. I to bardzo.


Klasztor Bogini Miłosierdzia całkowicie pochłonął uwagę Zebedeusza. Swoim wzrokiem ogarniał tłumy ludzi stojące przed murami budowli, chcący zostać uzdrowieni. Przyszły uczony zaczął się zastanawiać czy rzeczywiście mit może okazać się prawdą, ale pocieszała go myśl, że już wkrótce ta tajemnica zostanie zbadana. Po długiej wędrówce, zasapany Zebi dotarł w końcu do celu. To co zobaczył zaparło mu dech w piersiach, właśnie tak sobie to wszystko wyobrażał. Gdy minął klęczące kapłanki nawet nie przeczuwał niczego, być może zbyt pochłonęły go własne myśli. Czuł jak serce mu wali, bowiem niedługo odkryje.. nie do kończył myśli bowiem usłyszał głos Maxa:

- Teraz moje dzieci!


Oczy Zebedeusza nagle wytrzeszczyły się w niedowierzaniu, a on sam zaczął rozglądać się dookoła nerwowo. Max pobiegł co sił w nogach do przodu przed ołtarz mijając się z kapłankami, które jeszcze przed momentem tam klęczały. Kobiety teraz stały już dzierżąc w dłoni bronie, głównie noże i sztylety, wyciągnięte spod szat i zaczęły zmierzać w Waszym kierunku.
Ci, którzy by patrzyli na uczonego mogli dostrzec to iż jego twarz przedstawiała szok, zaskoczenie i przerażenie. Zebedeusz zaczął się wycofywać, i modlić się na głos:

- Sigmarze Boże, jedyny mój
Ty zawsze przy mnie stój
Rano, wieczór, we dnie w nocy
Spiesz mi zawsze ku pomocy


Kolejne słowa wymawiane przez Zebedeusza były już jednym wielkim bełkotem, a on sam wyciągnął miecz trzęsącymi się rękami. To co mówił było pozbawione totalnie sensu

Choć mam rączki małe
I nie wiele zrobię,
Pomogę mamusi,
Niech odpocznie serpum sobie.


Poruszam rączkami em,
poruszam paluszkiem ter,
poruszam nóżkami sac
i poruszam brzuszkiem reum.
Teraz się zmęczyłem,
niczym nie poruszę,
siądę na podłodze,
bo odpocząć muszę.


Ale to co powiedział na końcu przypominało już tylko szloch i bezsensowną zbieraninę słów:

En ten tino
saka raka tino
saka raka i tabaka en ten to
renibusa renibusa en ten to.



Zebedeusz czekał, i drżał ze strachu. Patrzył na Maxa z przerażeniem, błagając w duchu Sigmara by ten się wypierdolił z tym słojem, lub chociaż ten słój mu wypadł z rąk.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-01-2012 o 16:16. Powód: Post pod postem
valtharys jest offline  
Stary 06-01-2012, 16:23   #65
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przesyłka? Od brata? Ciekawe z czym.
Według Mordrina coś tam chlupotało. A Badall niósł to z taką ostrożnością, jakby to był stos zgniłych jaj. Co tam mogło być, na wszystkie demony z siedmiu piekieł? Bo chyba nie woda. Ani gorzałka, bo tę zapewne Mordrin by wyczuł.
Wypytywanie Maximilliana mijało się z celem. Gdyby von Geschwur skrywał jakąś paskudną tajemnicę, to i tak by jej nie zdradził. Poza tym... jak by to wyglądało, gdyby Detlef podszedł do von Geschwura i spytał wprost, co tam trzyma? To byłoby niesłychane faux pas, jak mawiali Bretończycy. Niegodne prawdziwego szlachcica. Tak mogli postępować jacyś nuworysze, ale nie on, szlachcic z dziada pradziada.

Rozwiązanie tej tajemnicy trzeba było odłożyć na później i zająć się drogą. Ta jednak nie sprawiała żadnych trudności, może z tym tylko, że była dość stroma. No i Lucjan... Ten miał kłopoty i zdawać się mogło, że były ochroniarz Detlefa znalazł się w gronie osób, którym pomoc Shallyi bardzo by była przydatna.

Kolejna noc minęła spokojnie, co było nader miłym zaskoczeniem, jako że Detlef stale miał w pamięci tych, co napadli na Maximilliana. Ale żaden człek w szarym płaszczu nigdzie się nie pojawił. Chyba że, mimo starań, Detlef nie zdołał go zauważyć.
Melissandra również nie sprawiała kłopotów, a rozmowy z nią, przeprowadzane gdy Tileance brakło innych obiektów do testowania czyjejś cierpliwości, mimo wszystko w zbyt wielkiej ilości nie występowały. Poza tym do klasztoru było coraz bliżej i upragniona chwila zbliżała się szybkimi krokami.
Dziwną nieco rzeczą było to, iż na prowadzącej do klasztoru drodze nie było przeogromnych tłumów. W końcu szansa uzdrowienia zdarzała się raz na sto lat i za życia większości rozumnych istot druga taka możliwość się nie powtórzy. Ludzie powinni tu koczować od tygodni, by zająć jak najlepsze miejsce, być jak najbliżej fontanny, gdy poleci zdrowie dający płyn.
Czy dałoby się zabrać cudowną wodę ze sobą? Wlać do butelki, zawieść na koniec świata? Mogłyby kapłanki napełnić kilka beczek i trzymać zapas w podziemiach klasztoru. Ile łyków wody trzeba, by się uleczyć? Jeden? A może kubek lub dwa muszą trafić do żołądka, by cud zadziałał? Na ile przypadków starczyłby antałek? Lecz bardziej było prawdopodobne, iż wraz z końcem cudu, czyli po upływie doby, i moc wody odlanej do butelek zniknie.

Gdy dotarli do klasztoru zmęczenie nagle wyparowało. Powodem była jednak nie bliskość cudownego miejsca, lecz myśl, że wkroczenie na tereny klasztoru oznaczała zrzucenie brzemienia, narzuconego Detlefowi przez znanego mu tylko z opowiadań Tileańczyka. Gdyby Detlef chciał mieć babę na karku, to wziąłby sobie żonę. Albo stałą kochankę. Ale teraz koniec. Są w klasztorze i więcej Melissandrą nie musiał się zajmować. Zobowiązanie wypełnił i teraz ze spokojem mógł jej powiedzieć “Arrivederci, Melissandro”, jak ponoć mówią mieszkańcy Tilei. Albo jeszcze lepiej - addio, które to krótkie słowo zdecydowanie bardziej oddałoby rodzaj jego uczuć. A ona mogła sobie teraz robić to, co by chciała. Nawet wykąpać się w fontannie. Byle tylko zdążył się wcześniej napić.
Melissandra z pewnością da sobie radę bez jego pomocy. Zresztą... już było widać, że kobieta już zdążyła się kimś zainteresować. Znaczy się Zebedeuszem. Czyżby miała zamiar wesprzeć się na jego z kolei męskim ramieniu w drodze powrotnej? Ale to już nie był problem Detlefa, tylko młodego uczonego.


Zapewne niektórzy uznali, że podziękowanie bogini się należy. Niektórzy zapewne nie mili nic innego do roboty. W każdym razie poszli tam wszyscy, całą grupą. Idioci, nie wiedzący, co za chwilę się stanie. Bo i skąd mieli wiedzieć?
Gdy Maximillian zaczął swoją inkantację Detlef przypomniał sobie wcześniejsze słowa Melissandry i jej myśl, że wszystkich pielgrzymów czeka śmierć. Hekatomba przy Fontannie. Już wtedy przyszedł mu do głowy inny pomysł, o wiele bardziej perfidny.
Czy, zamiast zabijać kilka tysięcy ludzi, nie lepiej zarazić te tłumy i rozesłać na cały świat, pozwalając by choroba szerzyła się swobodnie, zabijając setki tysięcy? Wszak jeden zarażony byłby w stanie pociągnąć za sobą setki kolejnych...
- Tam! - powiedział, wskazując drzwi, przy których jakimś trafem nie stała ani jedna kapłanka. Nurgla zapewne.
Sam ruszył też w tą stroną, w biegu sięgając po kuszę. Miast jednak przeciskać się między ławkami wskoczył na siedzenie jednej z nich i przebiegł parę kroków. Stąd, nieco z góry, miał dobry widok i na ołtarz, i na stojącego przed nim von Geschwura. Ani fałszywe kapłanki, ani kurduplowaty Badall nie zasłaniali widoku. I ze spokojem można było strzelić do Maximilliana.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-01-2012, 20:54   #66
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Dotarcie do Detlefa nie zabrało dużo czasu, aczkolwiek naraziła się przy tym paru podróżnym, gdyż ruszyła ku niemu nie bardzo przejmując się tym kto stał na jej drodze.
- Detlefie, trzymaj mnie, gdyż w przeciwnym razie zaraz kogoś zamorduję... - oznajmiła gniewnie, sprawdziwszy uprzednio czy może to zrobić w miarę bezpiecznie.
- Zatem powinienem uważać, będąc pod ręką - stwierdził Detlef, nie zważając na to, iż słowa te nie muszą wpłynąć uspokajająco na rozmówczynię. - Kto aż tak zalazł ci za skórę?
- Nie kuś
- odparła.
Uśmiech Detlefa był uosobieniem niewinności.
- Doprawdy nie rozumiem, jak mogłam żywić jakiekolwiek cieplejsze uczucia do tego niby uczonego. Na bogów jak można być tak … - przez chwilę szukała właściwych słów - podstępnym, aroganckim, bezdusznym, okrutnym, niewychowanym, głupim, egoistycznym, amoralnym... - złapała oddech po czym dodała najgorszą obelgę z możliwych - mężczyzną.
Lista wad Zebedeusza stawała się coraz dłuższa. Detlef czekał cierpliwie, aż Melissandrze zabraknie inwencji.
- Obraził cię? - spytał Detlef.
- Obrazę jestem w stanie znieść - odburknęła niczym obrażone dziecko. “Taaa... jasne...” Detlef nie miał wątpliwości co do charakteru swej ‘podopiecznej’. - On natomiast ośmielił się mnie opuścić w trakcie rozmowy odbierając mi prawo do ostatniego słowa nie udzielając przy tym żadnej informacji której od niego potrzebowałam. I to takiej rozmowy!
- Bezczelność -
potwierdził Detlef. - Tak to jest, jak się byle komu daje możliwość pobierania nauk. A o co chciałaś go spytać?
- Czy to nie oczywiste? O owe tajemnicze zamieszanie, o którym wspomniałeś. Przy okazji liczyłam na trochę więcej informacji niż zdobyłam wieczorem. Przez chwilę byłam niemal pewna, że mi się uda... Nasz drogi uczony całkiem sprawnie posługuje się swym językiem. Gdyby nie jego niski stan... Jednak teraz...
- Przerwała znajdując na drodze kamień, który w sam raz pasował do wyżycia się na nim. - Cóż, najwyraźniej nie mam szczęścia do mężczyzn - dodała nieco uspokojona.
- Jeden, dwa przypadki to nie reguła -
odparł Detlef.
Spojrzała na niego nieprzychylnym wzrokiem. Łatwo było się domyślić, że on też ma przyjemność znaleźć się w tej grupce. Rosnącej z każdą chwilą.
- Jestem w stanie doliczyć się nieco więcej owych “przypadków”.
- Ewentualna eliminacja owych przypadków powinna zmienić ten stan na nieco bardziej korzystny.
- Detlef bez mrugnięcia okiem podsunął Tileance zabójczy wprost pomysł.
- Też tak uważam - nawet skinęła głową dla nadania swym słowom dodatkowej wagi. - Niestety z nim sprawa nie jest taka prosta. Cóż, Detlefie, pozostaje nam zasięgnąć języka u kogoś innego lub czujnie wypatrywać każdego podejrzanego ruchu ze strony naszego szczodrego Maximiliana. Udało ci się przez przypadek dowiedzieć czegoś gdy byłam zajęta?
- Nie do końca przez przypadek - odparł Detlef. - To całe zamieszanie, którego byliśmy poprzednio świadkiem, związane było z przesyłką, jaką dostał Maximillian. To ta butla, którą niesie Badall. Ale nie wiem, co w niej jest. Z pewnością nie jest pusta.
Ta wiadomość w wyraźny sposób zaniepokoiła kobietę.
- Byłoby dobrze gdybyśmy dowiedzieli się co to takiego zanim znajdziemy się na miejscu - stwierdziła kierując spojrzenie w stronę Badalla.
- Napadniemy na niego? Ukradniemy? Czy poprosisz, żeby otworzył? - spytał Detlef.
- Och nie bądź śmieszny Detlefie. Oczywiście że nie, nie teraz gdy jesteśmy tak blisko. Musi nam wystarczyć pilnowanie obojga, a najlepiej nie spuszczanie ich z oczu ani na chwilę. Wszelkie inne akcje mogą nam tylko zaszkodzić, a nie wiem jak ty, ale ja wolałabym dotrzeć do klasztoru żywa.
Biorąc pod uwagę czas i miejsce dostarczenia przesyłki można było wywnioskować, że ma ona jakiś związek z pielgrzymką. Czyli sprawa mogła się rozwiązać sama z siebie.
- Pożyjemy, zobaczymy
- zapewnił ją Detlef. - Jak już cud zadziała, to się dowiemy.
- O ile dożyjemy do tego momentu -
dodała, owładnięta złymi przeczuciami. - Wciąż masz nadzieję, Detlefie?
- Że dożyjemy tej chwili, gdy fontanna zacznie działać? Tak.
- Zazdroszczę ci jej -
odparła szczerze. - Niczego bardziej nie pragnę niż tego, by moje podejrzenia okazały się błędne - dodała po chwili, tym razem nie do końca szczerze.
- Stale wierzysz w to, że dojdzie do zbiorowego zamordowania tych wszystkich, co liczą na cud? - Słowa Detlefa były dość obojętne. Według niego, jak już, jeśli dojdzie do jakiejś tragedii, to będzie ona miała całkiem inny przebieg.
- Nie wiem... To tylko przeczucie. Przecież ci mówiłam, mój drogi. Ot, kobiece fanaberie - odparła lekceważąco, mimo iż daleka była od takiego myślenia. - Dajmy im już spokój. Wkrótce okaże się, że byłam w błędzie i wszyscy szczęśliwie dostąpimy uzdrowienia. Później zaś każde z nas ruszy swoją drogą. - W jej głosie nie dało się wyczuć żalu z tego powodu.



Droga do klasztoru minęła im spokojnie i bez szczególnego pośpiechu. Mniejszy tłok wprawił Melissandrę w nieco lepszy humor. Dość już bowiem miała spojrzeń na nią kierowanych i całego tego motłochu, który zebrał się w oczekiwaniu na wielkie wydarzenie. Pomyślałby kto, że osoby niskiego stanu mają takie same prawa jak ci, w których żyłach płynie szlachetniejsza krew. Nie odmawiała im cudu, jednak zdecydowanie powinni znać swe miejsce.
Kobieta idąc za Maximilianem, trzymała się nieco z tyłu, uważnie śledząc jego ruchy. Wcześniejsze niknięcie krasnoludzkiego ochroniarza dolało oliwy do jej podejrzeń. Musiała być teraz szczególnie czujna. Nikt bowiem, nie ważne jakiemu bogu by nie służył lub jakie cele mu przyświecały, nie miał prawa stawać między nią, a zemstą która się jej należała. Jego podziękowania przyjęła z kpiącym uśmiechem. Oczywiście, że był im wdzięczny. Wszak uratowali jego skórę, być może na własną zgubę i zgubę tysięcy niewinnych. Mężczyzna jednak zachowywał się dość zwyczajnie. Propozycja odwiedzenia kaplicy nie wydała się kobiecie podejrzana. Na dodatek, tuż po wejściu dostrzegli kapłanki pogrążone w modlitewnym czuwaniu. Melissandra odetchnęła nieco swobodniej. Szybko jednak przeklęła swą naiwność. Zbrojna reakcja kobiet zaskoczyła ją bardziej niż zachowanie Maximiliana, po którym wszak przez całą drogę spodziewała się niegodziwości. Okrzyk ich krasnoludzkiego towarzysza przywrócił jej świadomość. Rozejrzała się szybko by rozeznać się w sytuacji. Przebijanie się do głównego wyjścia nie miało sensu. Boczne drzwi również były pilnowane. Zostały zatem te, które chwilę później wskazał Detlef. Skinęła głową sięgając po kuszę i skierowała się w stronę mężczyzny. Mijając Zebedeusza szarpnęła go za rękaw by wyrwać biedaka z szoku i wskazać właściwą stronę. Wolała mieć go przy sobie by nie musieć dzielić uwagi między ubezpieczanie Detlefa, a pilnowanie by uczony przez przypadek nie nadział się na własny miecz. Naciągniętą kuszę skierowała zaś w stronę kapłanek stojących między nią a ołtarzem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 07-01-2012, 17:17   #67
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Zaskoczenie Knuta było zupełne. Maximilian sługą złego? Co za plugawiec! A taki był obyczajny. Za to drużyna dała się wykorzystać jak durnie. Przecież nie od dziś wiadomo, że bydłokrad przyjeżdżając na targ zawsze chce się wmieszać pośród dobrych klientów, co by łatwiej wypatrzeć ofiarę. Albo że złodziej w karczmie nie kryje się po kątach, prędzej pije z tobą, by pijanemu łatwiej oberżnąć sakiewkę.

Bitewny chaos rozpętał się w świątyni. Knut ostatni zdążył zareagować, gdyż szarpał się z własnym berdyszem, który, choć przewieszony przez ramię, służył mu w drodze do noszenia tobołków. Szykując broń biegł w stronę drzwi – lecz, zamiast skakać przez ławki, ruszył głównym przejściem. Wpadł z impetem na jedną z kapłanek, chcąc ją przewrócić. Wreszcie wyplątał broń z pasków i sakiew.

- Lucian, bijem ich! Uuhuu!!!
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 07-01-2012, 17:58   #68
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Choć nie udało im się ukryć zaskoczenia, jakie ich spotkało, zareagowali stosunkowo szybko. Albert dość instynktownie, jak to zwykł robić w takich sytuacjach, wziął nogi za pas. Puścił się między ławkami.
– Nikt nie może wyjść stąd żywy! Przeciąć mu drogę! – Badall szybko zareagował, a dwie kobiety w białych szatach ruszyły naprzeciw Albertowi. Lynre widząc, że tak łatwo nie przejdzie, dobył swego toporka. Chyba przyjdzie swoją drogę utorować orężem. Tylko na Ulryka jak to zrobić?!

Mordrin ze swojego spirytusu przygotował improwizowaną bombę. Krasnoludzka pomysłowość znów się uwidoczniła. Swym ruchem zdziwił kilku. Szczególnie Badalla i Maximilliana, całe szczęście dla nich, rzucony płomienny trunek upadł parę metrów przed nimi. Buchnęło ogniem, większość siły rażenia przyjął krasnolud, osłaniając szefa. Jego włosy zaskwierczały od gorąca. Maximillian, zdekoncentrowany, zaprzestał swej inkantacji i musiał wraz z krasnoludem nieco się wycofać. Całe szczęście dla drużyny, gdyż nie wiadomo co von Geschwur, jeśli w ogóle się tak zwał, właśnie sobie przyzywał. Wychodził jednak chyba z założenia ‘co się odwlecze, to nie uciecze’ i będąc teraz wyżej na ołtarzu począł na nowo wypowiadać słowa zaklęcia.

Po rzuceniu na szybko stworzonej bomby, zabójca trolli, chwycił swój miecz i stanął do walki bark w bark w Lucianem. Musieli powstrzymać szarżę kapłanek. Tą nadciągającą z przodu i drugą z boku. Widząc nadchodzące zagrożenie Lucian zamachnął się swym toporem. Brak sił spowodowany chorobą nie pozwolił mu zadać celnego ciosu, na dodatek stracił przy zamachu równowagę. Sztylet kapłanki, wykorzystującej ten moment, przeszył mu wrednie ramię. Teraz nie dość, że chory, to jeszcze zaczęło mu ubywać krwi. I to ubywało mu jej co raz szybciej. Zachwiał się na nogach, nie zauważył ataku nadchodzącego z boku. Całe szczęście musiał się ruszyć, gdyż rozszyto mu tym razem tylko pancerz, bez uszczerbku dla ciała. Mimo gorączki, musi jednak zebrać sił, by rzyg jaki niedawno wypuścił, nie był jego ostatnim.

Knut ruszył przed siebie, minął towarzyszy i wpadł na jedną z kapłanek. Co mogła uczynić wątła kobieta w takim momencie? Wpadł na nią takim impetem, że ustać na nogach ni w cholerę się nie dało. Odleciała do tyłu uderzając plecami o posadzkę. Popatrzył tylko na nią, po chwili przed siebie. Dobić kobietę i zostać przy grupie? Czy pędzić przed siebie i trafić sam na potężniejszych już wrogów? Maga i krasnoludzkiego wojownika. Musiał teraz szybko decydować.

Zza ich pleców wyskoczył Detlef, wskoczył na ławę i biegnąc wciąż, celował w ołtarz, a dokładniej w szlachcica. Przybranego szlachcica, który ich zdradził.
- Na strzelców!!! – znów dało się słyszeć Badalla, wyraźnie dowodził całym tym damskim towarzystwem. Sam rzucił jednym z toporków które posiadał. Rzucił chyba bardziej na oślep, ale wychodził z założenia, że w całym tym zamieszaniu kogoś może trafi. Prawdopodobnie, gdyby toporek utkwił w plecach którejś z kapłanek niewiele by się zmartwił. Detlef wypuścił bełt … chybił … jak poprzednim razem musi sobie dopiero ustawić celownik, czy raczej wznieść modły. Czy będzie miał czas? Zbyt późno zauważył topór lecący z góry w jego stronę. Końcówka lotu przeszła mu przed oczami w spowolnionym tempie… Przeczuwał najgorsze… Minimalny unik… Topór świsnął mu przed oczyma… i zakotwiczył w jego lewym udzie. Wbił się do niego solidnie, krew nie ciekła, tymczasowo tamował ją topór. Ból nabierał jednak na sile.

Paciorek Zebedeusza przerwała Melissandra. Wyraźnie zachowała więcej spokoju, niż młody uczony. Prosił Sigmara, lecz ten chyba nie wysłuchał błagań chłopaka. Maximillian stał jak stał, i jakoś nie miał zamiaru się wypieprzyć, nawet po wybuchu bomby. Choć, gdyby ktoś się znał na magii wyczułby pewną zmianę w wiatrach. Może bogowie im jednak sprzyjają? Tylko na razie wtrącać się jeszcze nie chcą, dając szansę śmiertelnikom do wykazania się? Sama Melissandra, trzymając młodego za rękę ruszyła za Detlefem. Również w pogotowiu miała kuszę, również obrała sobie cel. Również chybiła. Jedna różnica … po tym wszystkim w jej nodze nie spoczywał topór. Trzeba było jednak uważać, od tyłu zaczęły zachodzić ich trzy kolejne kapłanki.

=== plan sytuacyjny===

 

Ostatnio edytowane przez AJT : 08-01-2012 o 01:58.
AJT jest offline  
Stary 07-01-2012, 18:39   #69
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Z ust Melissandry wyrwało się przekleństwo, które zdecydowanie nie przystawało damie o jej pochodzeniu. Puściła Zebedeusza, w duchu zrzucając na niego winę za swoje niepowodzenie. Ratując go przed ostrzami kapłanek nie miała jak skupić się w całości na swoim celu. Czy jej głupota w stosunku do mężczyzn nie będzie miała końca?
Porzucając zbędne i niosące ze sobą ryzyko myśli, poświęciła cenne uderzenie serca na rozeznanie się w sytuacji. Była dobrze chroniona przed atakiem. Z jednej strony Detlef, z drugiej Zebedeusz, na dokładkę krasnolud i ranny, ale wciąż zdolny do bycia żywą tarczą, Lucian. Licząc na swoje szczęście i umiejętności strzeleckie nie zakłócane przymusem dbania o zdrowie Zebedeusza, ponownie załadowała kusze i wycelowała ją w Maximiliana. Miała nadzieję na większe powodzenie swych zamiarów niż to, które przypadło w udziale Detlefowi.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 07-01-2012, 19:54   #70
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef nie zaklął tylko dlatego, że zaciskał zęby by nie wrzasnąć z bólu.
Chyba szczęście się od niego odwróciło. Nie dość, że nie trafił, to jeszcze oberwał od Badalla.
Najchętniej dopadłby krasnoluda i zrobił z niego szaszłyk, ale rozsądek przezwyciężył chęć zemsty. Ważniejsze było niepozwolenie, by Maximillian zakończył swoją wyliczankę i sprowadził nie wiadomo co lub kogo.

Mimo bólu w zranionym udzie sprawnie przeładował kuszę i wycelował w von Geschwura. Odczekał sekundę, by uspokoić oddech i ręce, a potem strzelił.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172