Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-02-2012, 17:11   #91
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Trudy i nudy podróży znowu dawały się we znaki. Starał się przespać, ale nic a, nic mu nie wychodziło. Łącznie z usiedzeniem w miejscu. Wiercił się cały czas, chrząkał, wzdychał, wywracał wzrokiem, narzekał, cichutko przeklinał. Powoli nachodziły go myśli, które skłaniały do wkurzania się na kapłankę. Jednak mogła im coś powiedzieć na temat misji! A tak, nie dość, że wredna, to jeszcze nic nie mówi. Tylko jedźcie i ochraniajcie. Niby Aliquam jako ochroniarz niczego więcej nie potrzebował, ale najwyraźniej tak działała na niego ta niesympatyczna jazda.

Dopiero teraz krasnolud zauważył, że mają woźnicę. Wcześniej nie myślał o osobie, która sterowała wozem. Miał ochotę zabić Sigismunda. Ale tylko w "żartach". Miał nadzieję, że wkrótce nadarzy się okazja by zabić jakichś nikczemników nie na żarty, ale na serio i na zawsze. Ociekał żądzą krwi. A gdy zdawał sobie z tego sprawę, dziwił się sam sobie. Czasem bał się swojego poprzedniego życia. Irokez, tatuaże. Zabójca trolli? A może demonów? Nie chciał do tego wracać. Jednak coraz częściej miał wrażenie, że to wraca do niego.

Czas by odzyskać honor stracony w pierwszej walce, nadszedł bardzo powoli. Jednak okazja była bardzo ciekawa. Nie wiedział przeciw czemu właściwie walczy. Mutanty? Zwierzoludzie? Tak czy siak sceneria była ciekawa.
Tak, to byli mutanci. A więc znów to samo. Kawał Chaosu w zrujnowanym mieście. Co prawda wtedy zabił akolitów i był świeżo po wycięciu pamięci, ale poza tym wszystko całkiem podobne. No i miał towarzyszy. Jeden z nich, najlepszy i najbardziej zaufany Khaldin od razu, wyskakując z wozu wraz z Aliquem, zakrzyknął nawołując do szarży. Khazad i tak miał zamiar to zrobić, więc ucieszył się tylko, że u boku będzie miał i Khaldina i Wołodię. Całkiem fajna z nich maszyneria do zabijania.

Aliq wyciągnął przed siebie tarczę, zasłaniając się nią i unosząc młot w górę, zaszarżował na tego kto znajdzie się najbliżej, w momencie zbliżenia. Chciał jednak najbardziej zmierzyć się z garbatym rogaczem, bał się jednak, że może mieć zatarasowaną drogę.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 29-02-2012, 12:04   #92
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Gdy gwiazdy zaczęły blaknąć, a niebo na wschodzie przybrało nieco jaśniejszy odcień, Saraid wedle życzenia Eryka, ruszyła by go zbudzić.
Eryk spał niemal na krawędzi wozu. Był ułożony na plecach, podparty o ścianę, na której zamocowana była płachta. Wybudzenie go nie wiązało się więc z przekradaniem pomiędzy pozostałymi śpiącymi kompanami.
Mimo tego starała się zrobić to możliwie cicho by przypadkiem nie obudzić więcej niż tego, który sobie tego życzył. Delikatnie dotknęła ramienia mężczyzny i na próbę lekko nim potrząsnęła.
Eryk jedynie zmarszczył brwi gdy Saraid dotknęła go, chyba właśnie śniło mu się coś przyjemnego, a elfka wyrwała go z krainy marzeń. Dopiero za drugim razem otworzył oczy. Uśmiechnął się i delikatnie zszedł z wozu.
- Dzień dobry Saraid. - przywitał się.
- Dzień dobry Eryku - odpowiedziała na powitanie, po czym odwróciła z zamiarem odejścia by nie przeszkadzać mu w modłach.
- Coś się stało? - zapytał słysząc dziwny ton jej głosu.
Drgnęła, zaskoczona że wyłapał w jej głosie cień emocji, które starała się opanować.
- Więc co? - zapytał słysząc, że cisza odpowiedziała na jego słowa.
- Nic takiego, Eryku - odpowiedziała, odwracając się i posyłając mu w miarę uspokajający uśmiech, co do którego nie była pewna czy zdołał go dostrzec.
- Nie odpowiedziałaś, że wszystko w porządku, coś się jednak stało. Widziałem wiele osób, które trapią jakieś problemy. U Ciebie też to dostrzegam.
Bynajmniej nie była z tego powodu zadowolona.
- Możesz być spokojny, Eryku. Moje problemy nie przeszkodzą mi w wypełnieniu zadania którego się podjęliśmy ani nie stanowią zagrożenia dla drużyny.
- Skoro tak mówisz, to wierzę, że tak jest. Jednak wpłyną na Twoje samopoczucie. Pomogłaś mi gdy miałem dziurę w nodze, ja chcę pomóc gdy Ty masz jakiś inny problem. Niekoniecznie fizyczny, tak jak ja miałem.

Przez chwilę rozważała jego propozycję jednak wątpiła by podzielenie się z nim problemami miało jej jakoś pomóc. Tym bardziej, że zapewne by jej nie zrozumiał.
- Wkrótce nastanie świt - zwróciła mu uwagę w ramach odpowiedzi.
- Saraid, unikasz odpowiedzi, coś ukrywasz. - powiedział uśmiechając się delikatnie.
- Ukrywam wiele, Eryku, a skoro tak czynię, znak to że mam ku temu powody - nie była to uprzejma odpowiedź.
- Po prostu nie czujesz się wśród ludzi jak wśród swoich tak? - zapytał ze spokojem.
Mężczyzna najwyraźniej nie miał zamiaru dać za wygraną.
- Twój domysł jest słuszny - zdobyła się na odpowiedź, która wszak nie była żadną tajemnicą.
- Jesteście mądrą rasą i wasze doświadczenie nie pozwala ufać każdemu. To zrozumiałe. Przecież ten świat taki jest. Jednak mnie uczono, aby każdemu dać szanse. Nawet temu, który zbłądził. Wiesz, tutaj w Starym Świecie jest was - elfów - bardzo niewiele, wątpię abyś znalazła tu kogoś komu będziesz mogła powiedzieć o swoich problemach.
- Zatem pozostaną one moimi dopóki sobie z nimi nie poradzę
- odparła.
- Jak uważasz, jednak jeszcze niedawno nie zachowywałaś się tak. Czyli stało się to tutaj. Któryś z Khazaldów był nieprzyjemny?
- Twoje zdanie na mój temat musi być doprawdy marne skoro uważasz, że uwaga rzucona przez byle krasnoluda mogłaby głębiej zapaść mi w pamięci
- odpowiedziała, tym razem ostro.
- Nie, nie, nie moja droga. Wiesz, że jestem wychowany w świątyni, nie miałem styczności z wieloma kobietami... - Eryk w tym momencie oderwał wzrok od swojej rozmówczyni, popatrzył na ziemię i po chwili kontynuował:
- Ale mówiono mi, że kobiety, jako kwiaty tej ziemi są bardzo wrażliwe i delikatne. - Eryk już się nie uśmiechał. Teraz on też stracił dobry humor i wigor.
- Zapewne wiedza ta tyczyła się ludzkich kobiet - odparła, jednak złagodniała nieco widząc jak uśmiech znika z jego twarzy. - Oddaj hołd swemu bogu, Eryku. Jeżeli później nadal będziesz chciał porozmawiać znajdziesz mnie tam
- wskazała dłonią na resztki muru, będącego kiedyś domem.
- Jak sobie życzysz. Za parę minut tam przyjdę.
Eryk znalazł jakiś pieniek, tam usiadł i przygotował się do modlitwy. Wyrecytował formuły w języku klasycznym, następnie polecił tę modlitwę za swoich towarzyszy, a w szczególności elfkę, która przeżywała jakieś ciężkie chwile.
Po kwadransie udał się we wskazane miejsce. Stanął, gdy zauważył elfkę i patrzył się po prostu.
Powitała go ostrożnym uśmiechem i uważnym spojrzeniem. Czuła się źle z faktem że zepsuła mu pierwsze chwile nowego dnia. Nie była jednak gotowa na zwierzenia, szczególnie gdy jej opanowanie było takim kruchym tworem. Coś jednak musiała mu powiedzieć by zachować między nimi dobre stosunki. Odwróciła się od niego, stając bokiem by móc widzieć wstający dzień.
- Nie podążam za zemstą - zaczęła niepewnie, cicho. - Wędruję za śmiercią, a moja droga prowadzi w przeciwną stronę niż ta, którą podążamy. Jestem tak blisko celu, a jednocześnie dalej niż byłam nim wyruszyłam.
- Po co wędrujesz za śmiercią?
- zapytał spokojnie.
- Z tęsknoty za tymi, których utraciłam - padła odpowiedź, jednak minęła chwila nim to się stało.
Eryk przez chwilę milczał. Popatrzył w dół.
- Kto to zrobił? - zapytał po chwili.
- Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Zapewne już nie żyją, jednak ślady wciąż są świeże - odwróciła się na tyle by wskazać na ruiny, jednak omijając wzrokiem rozmówcę.
- Śmierć za którą podążasz to zniszczenia wojny?
- To jej ofiary
- poprawiła.
- Wojna to nieodłączny element tego świata. Nic na nią nie poradzisz moja droga. Nic złego nie zrobiłaś, jednak się smucisz.
- Nie z tego źródła pochodzi mój smutek, Eryku
- odparła zrezygnowana. - By dotrzeć do celu poświęciłam wiele. Jestem go bliska... Czuję wokół ten sam ból, który tam na mnie czeka. To jednak nie sprawia, że moja ofiara zyskuje sens.
- Dalej nie wiem co jest dokładnie Twoim celem. Chcesz zmienić świat? Zniszczyć Chaos? Tylko w taki sposób można zapobiec dalszym wojnom. Oczywiście o ile sami wtedy nie powyrzynalibyśmy się.
- Za wysoko mierzysz, przyjacielu.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie. Co wytycza Ci drogę?
- Wolność przez śmierć
- oznajmiła spokojnie.
Eryk uniósł wysoko brwi i popatrzył na Saraid dziwnie.
- Mówisz jak krasnoludzki zabójca... wybacz to porównanie
- skomentował.
- Być może tak brzmi to w twoich uszach - w jej głosie brzmiało rozbawienie, świadczące o tym, że na nowo odbudowała swoje opanowanie i zdołała się nim okryć.
- A więc chcesz zginąć aby poczuć się wolna? To jest Twój cel?

Spojrzała na niego zdziwiona.
- Oczywiście, że nie. Chcę być wolna, a nie martwa.
- Więc jak mam to rozumieć?
- Może nie masz tego zrozumieć, przyjacielu
- oznajmiła, po czym podeszłą do niego nieco bliżej.
- Może, jak już kiedyś mówiłem, my ludzie nigdy nie dorównamy Wam elfom.
- popatrzył na Saraid, która chyba już nieco bardziej była skora do rozmowy.
- Jesteście młodzi - oznajmiła. - Aczkolwiek w moich ustach słowa te brzmią niczym nauki mędrców powtarzane przez dziecko.
- Mam dwadzieścia dwa lata Saraid, Ty pewnie dziesięć razy tyle. Wyglądamy niemal jak rówieśnicy, ale to tylko iluzja. Cenię sobie Twoje zdanie, obieram te słowa jako naukę od kogoś mądrzejszego, a nie jak zwykłą rozmowę. Pewnie jestem już w połowie swojej wędrówki na tym świecie. Zginę pewnie z ręki jakiegoś chaoty lub podczas śledztwa. Ty będziesz dalej żyć i nadal zdobywać
doświadczenia o jakich ja nawet nie śniłem.
Spokojnie wysłuchała jego słów, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu.
- Mam trzydzieści lat, Eryku. Moje słowa są mądrością dziecka, niczym więcej.
- Skoro Twoje słowa to mądrość dziecka to moje są czym? Gaworzeniem?

Eryk nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Nie dopuszczał do siebie informacji, że tak młoda elfka jest już samodzielna i została wypuszczona w świat.
- Czasem gaworzenie niesie ze sobą więcej mądrości i wiedzy niż przemowa uczonego.
- No tak. Są różni uczeni, niektórzy w praktyce są głupcami uważającymi się jedynie za uczonych. Takich na świecie jest wielu.
- Nie mogę zaprzeczyć twym słowom.
- Znałem takie osoby... była taka jedna...
- urwał w pół słowa.
Chęć zapytania kim była walczyła w niej z niechęcią do zadawania pytań. Ograniczyła się więc do milczenia i cierpliwego czekania. Jeżeli zechce, to powie. Jeżeli nie, nie będzie nalegać.
- Cóż... kobiety w końcu są delikatne... kierują się emocjami. Przynajmniej te ludzkie.
Eryk ściągnął młot z pleców. Popatrzył na niego i obrócił obuchem w swoją stronę. Przetarł go jakby. Zobaczył swoje odbicie. Zakrzywione przez wgniecenia na stali.
- Nie tylko one - odrzekła, gdyż była żywym przykładem na to, że i elfie kobiety potrafią kierować swym życiem idąc za emocjami. - Jeżeli nie chcesz, nie mów.
- Nie wiem czy jest o czym mówić. Po prostu … zabiłem ją... Ten młot zmiażdżył jej głowę...
- mówił ciągle jakby Saraid doskonale wiedziała o kim mówią.
- Był ku temu powód? - zapytała ostrożnie.
- Bluźniła, uprawiała magię, oskarżyła mnie o śmierć swojej matki. Z tego pierwszego powodu po prostu na chwilę stałem się kimś innym. Nie powtórzę tego co mówiła. Możesz mi uwierzyć, że nie mogłem tego słuchać.
- Wierzę ci
- odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Dlaczego jednak jej śmierć tak cię męczy?
- Bo... znalem ją od małego. Razem się wychowywaliśmy. Później mój ojciec wydał nakaz jej banicji. Na tym się nie skończyło. Dorwała ją inkwizycja.
- Dlaczego więc to ty byłeś tym, który odebrał jej życie? - zapytała, niejako wbrew sobie.
- To był mój obowiązek, ona była guślarką bez licencji, ja miałem udowodnić swoje umiejętności aby piąć się wyżej. Nie wiedziałem, że jeszcze kiedyś ją spotkam.
- Poświęcenie dla wiary?
- Po prostu rzucała obelgami w Sigmara jak w chłopi na niewierną żonę.
- Zatem spotkał ją zasłużony los
- podsumowała spokojnie.
- A ja dzięki temu awansowałem... mimo tego, że wymierzyłem sprawiedliwą karę czuję niesmak...
- Dlaczego? Z powodu awansu?
- Tak. Dostałem awans między innymi za zabicie mojego wspomnienia z dzieciństwa. Miałem zdobyć trzy listy polecające od kapłanów. Rozwiązanie problemu pewnej guślarki było trzecim listem.
- Wspomnienia które wymierzyło ostrze przeciwko temu, co jest dla ciebie świętością.
- Nie mogę się z tym nie zgodzić. Dlatego właśnie jestem tak oddany wierze.
- Zachowaj więc te dobre wspomnienia o niej. Osoba, którą się stała nie zasługuje na twoją pamięć.

- Nie wiem czy potrafię tak selekcjonować wspomnienia.
- Wiec wyrzuć ją całkiem z twego umysłu by swą obecnością nie kalała twej posługi
- jej głos nabrał twardości, nie było w nim cienia żalu czy współczucia dla nieznajomej.
- Nie kala. Jest w sumie częściowo tak jak mówiłaś. Poświęcenie dla wiary.
- Poświęcenie, które nie daje ci spokoju
- zwróciła mu uwagę. - Luka w twojej obronie.
- Możliwe. Jednak Sigmar jest moją tarczą. Wystarczy, że usłyszałbym jego szept “Warto było”. I wierzę, żę gdyby tu był tak właśnie by mi powiedział.
Ona widziała tą sprawę nieco inaczej. Jak jednak mogła wytykać mu słabość gdy sama posiadała ich tak wiele?
- Oby dobrze cię chroniła
- oznajmiła jedynie.
- Mnie? Oby chroniła innych przed ziarnem chaosu.
- Nie da się ochronić każdego
- odpowiedziała ze smutkiem.
- Tym których nie da się ochronić należy nauczyć jak to robić. Mamy wspierać tych, którzy sami nie potrafią.
- Nawet ci którzy potrafią nie mają gwarancji, że uda się im przetrwać. W tej wojnie nie ma wygranych. Bez względu na to jak dobrze zostanie się przygotowanym.
- Też prawda. Wierzę jednak, że nasze starania mają sens. Niemożliwe jest to, aby to wszystko było skazane na porażkę od początku.
- Czy widzisz gdzieś oznaki tego sensu? Ja ich nie dostrzegam.
- Przetrwaliśmy Inwazje.
- Za jaką cenę? Wybacz przyjacielu lecz nie dostrzegam tu niczego co mogłoby dać nadzieję, że kiedyś dane nam będzie zwyciężyć. Nie twierdzę, że powinniśmy zaprzestać walki. Bez niej sens straciłyby nie tylko starania by przetrwać ale i samo życie. Walka o to co jest dla nas cenne, pozwala na chwilę poczuć, że jednak będzie dobrze. Jednak gdy kurz opadnie zostają tylko trupy...
- w jej głosie pobrzmiewała cała gama uczuć od gniewu po smutek. Gdy skończyła, odwróciła się do niego plecami.
- A poświęcenie dla przyszłych pokoleń? - zapytał Eryk po chwili.
- Dla pokoleń, które i tak o tym zapomną?
- Może zapomną, może nie zapomną. Tego wiedzieć nie będziemy. Teraz mimo upływu lat dale pamiętamy o inwazjach i ich bohaterach.
- Co im po naszej pamięci? Co nam po ich zwycięstwach? Walka trwa i nie widać jej końca. Starych bohaterów zastępują nowi, na których śmierć czekają kolejni. Przychodzą i odchodzą zostawiając po sobie ból i smutek. Swąd spalonych ciał i szkarłat krwi. Wszystko zaś po to by za kilka lat wszystko rozpoczęło się od nowa.
- Pewnie tak, ale historia kołem się toczy. Kto wie czy kiedyś dwie takie osoby jak my nie rozmawiały właśnie w taki sam sposób? Po nas narodzą się inni, kolejny wybraniec Chaosu wyłoni się i zbierze następne hordy. Tak po wsze czasy...
- Zapewne rozmawiały i po nas rozmawiać będą inni
- umilkła na chwilę by wziąć głębszy oddech. - Wybacz Eryku, przelewam na ciebie swe żale i smutki, podczas gdy ty masz dość własnych. To było niegodne i samolubne. - Odwróciła się, zmierzyła bacznym spojrzeniem okolicę, po czym powróciła wzrokiem do niego. - Cóż teraz sądzisz o naszej misji i drogiej Juliene? - zmieniła temat.
- To żaden problem Saraid, nam ludziom robi się lżej na sercu w momencie gdy ktoś opowie nam o swoich smutkach. Czujemy się wtedy komuś potrzebni.
Po chwili kontynuował:
- Co do kapłanki... mam pewną niezbyt optymistyczną teorię.
- I moje przeczucia nie są radosne. Zdradzisz mi podstawy na których opierasz swą teorię?
- Konsultowałem się z kapłanem Morra. Dla niego też ta sprawa śmierdzi. Bogini miłosierdzia nie zsyła wizji w formie koszmarów.
- Nie znam się na boskich sprawach jednak i mi nie pasuje ten obraz do miłosiernej bogini. Na dodatek o mieście do którego zmierzamy krążą niepokojące plotki. Nie potrafię jednak dojrzeć powodu dla którego podróż tej kapłanki miałaby być korzystna dla sił chaosu.
- Tak? Jakież to plotki? Z plotek można się wiele dowiedzieć. Nawet fakty czasem bywają mniej przydatne niż plotki. A co do kapłanki... nie wiadomo czy wizje, których doznaje nie są wizjami na przykład od Tzeentcha. Może ta kobieta ma jakiś niezwykły dar po które mroczne potęgi w ten sposób sięgają.
- W takim wypadku powinniśmy ją powstrzymać, a nie jej pomagać - wypowiedziała na głos to, co od jakiegoś czasu nie dawało jej spokoju. - Plotki zaś mówią o zniknięciu całej populacji tego miasta na dzień przed nadejściem hordy. Nie pozostał po nich żaden ślad.
- Hm... dziwne... Jednak ja dalej podążałbym z kapłanką. Skoro bogowie chaosu mają jakiś powód aby ją wziąć pod swoje skrzydła, to moim obowiązkiem jest te skrzydła połamać.
- W takim wypadku będziesz potrzebował wiernych sprzymierzeńców. Mój łuk jest zatem do twej dyspozycji
- zaoferowała z uśmiechem na ustach.
- Cieszy mnie ta wiadomość. Dobry strzelec jest zawsze mile widziany w kompanii.
Eryk wyciągnął rękę do Saraid, z zamiarem zawarcia przymierza.
- Do kobiety nie powinienem, ale do wojownika tak. A Ty jesteś wojownikiem Saraid.
Podała mu swą dłoń.
- Przede wszystkim wojownikiem, Eryku.
Eryk odpowiedział potrząśnięciem ręki i uśmiechem. Obydwoje wrócili do obozu.




* * *

Gdy Eryk ujrzał mutantów, a strzały zaczęły świstać w powietrzu zeskoczył z wozu. Chwycił młot i podniósł go do góry spoglądając w niebo.
- Błogosław mnie Sigmarze, abym w tej walce był godnym noszenia oręża będącego Twym symbolem!
Poczekał chwilę za najbliższą osłoną, aby jego towarzysze dołączyli do niego. Nie chciał sam biec na taką grupę. Następnie krzyknął:
- Odeślijmy te bestie w otchłań.
Zaszarżował w największego z mutantów.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 29-02-2012, 18:55   #93
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Droga dłużyła się krasnoludowi niemiłosiernie. Na szczęście umilał sobie czas piciem gorzałki, rozmową z Wołodią oraz z Aliquamem. W zasadzie zaczynał czuć z nimi pewną więź. Co do drugiego Krasnoluda to raczej naturalne. Było ich tylko dwóch w tej drużynie pełnej odmieńców. A Wołodia… Chyba z usposobienia przypominał Khazada. Dumny, honorowy, umiejący walczyć i lubiący wypić. Prawie jak Krasnolud zamknięty w człowieczej powłoce. Lubił też ucinać sobie długie drzemki. Właśnie był w trakcie jednej z nich, kiedy nagle poczuł gwałtowny wstrząs i usłyszał krzyki.
Szybko zorientował się co się dzieje. Byli atakowani. Wyjrzał przez okienko powozu i dostrzegł dziwacznie zdeformowane postacie.
-Jesteśmy na moście? No tak idealne miejsce na zasadzkę. – Mruknął pod nosem chwytając swój topór. Czul w duchu, że żeby wygrać to wsparcie przyda się jakiś plan.

Khaldin wyskoczył z wozu, nie było czasu na ociąganie się. Przecież zostali napadnięci. Od razu skierował się w stronę przeciwników, przebrzydłych mutantów. Wiedział też o strzelcach, o czym niechybnie świadczyły strzały wbite w ściany powozu.
-Szarżą towarzysze! - Zakrzyknął. -Szarżą!- Sam też ruszył w pędzie wprost na przeciwników. Miał nadzieję, że pozostali posłuchają jego rady i zaufają mu. -Nie dajcie się wystrzelać jak kaczki!- Wołał.

Trzymając tarczę z przodu zamachnął się toporem. Tak, aby móc w każdej chwili zadać cios. Jak tylko zbliży się odpowiednio do przeciwnika. Starał się biec równo z innymi i uderzyć w tego mutanta, który wypadnie naprzeciw niego.
 
Mortarel jest offline  
Stary 29-02-2012, 21:06   #94
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Kasimir przez całą podróż jechał w pewnej odległości za wozem. Poniekąd pełnił rolę tylnej straży. Podróżował konno, więc w zasadzie cały czas patrzył na tereny powykrzywiane przez Chaos. Takie widoki nie były dla niego pierwszyzną i na początku nie robiły na nim wielkiego wrażenia, niemniej jednak czuł się mniej pewnie niż podróżując przez tereny w porównaniu normalne i bezpieczne. Nocna warta była tym bardziej nieprzyjemna, ale starał się o niej myśleć raczej jako o chwili odpoczynku od podróży w której mógł spokojnie podumać.

Rankiem Ignatz doszedł do wniosku, iż sugestia Eryka by i on wzniósł modlitwy nie była wcale taka zła. Tylko do kogo miał się modlić? Było tylu bogów, a chociaż zawsze najbardziej wspierał kult Sigmara, nigdy za sigmarytę się nie uważał, a teraz jakoś miał ochotę pomodlić się do każdego z bóstw. W sumie czemu nie?
Tak więc przez poranną część drogi modlił się w siodle. Do Vereny, o mądrość i rozsądek. Do Sigmara, o siłę w obronie Imperium. Do Shallyi, o miłosierdze i ochronę. Do Ranalda, o szczęście. Jeszcze raz do Ranalda, bo szczęścia nigdy za wiele. Do Myrmidii, o odwagę i waleczność. W końcu do Morra, tak na wszelki wypadek. To chyba wszyscy, do których było warto wznieść modły.

W końcu nadszedł moment kiedy modlitwy mogły się przydać. Usłyszeli krzyk, zobaczyli bandę mutantów. Most, świetne miejsce na zasadzkę. Kasimir wyciągnął miecz i obrócił konia w miejscu aby rozejrzeć się wkoło i upewnić się, że wrogowie nie zaszli ich od tyłu. Kiedy już był pewien, że ich tyły są bezpieczne, podprowadził wierzchowca do wozu i zsiadł z niego. Jego towarzysze już rzucali się w wir walki, więc i on nie czekał długo. Poprawił chwyt na mieczu i zaszarżował razem z resztą.
 
Julian jest offline  
Stary 01-03-2012, 17:13   #95
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Sigismund z ogromnym trudem próbował opanować wóz. Przestraszone konie nie reagowały, jak powinny, na starania rannego woźnicy. Do tego wszyskiego, nagle następna strzała utkwiła w jego ciele…kolejny ryk bólu. Saraid miała zamiar odpowiedzieć strzelcowi tym samym, jednak znajdujący się w ruchu wóz, wyraźnie utrudniał jej zadanie. Chybiła…i to znacznie. Sigismund, w tym momencie, próbował już tylko zatrzymać konie, nie myśląc zupełnie o planie elfki. Jakoś się udało, a w nagrodę dostał…kolejną strzałę, prosto w pierś, tym razem od strzelca będącego na ziemi. Krwawił, krwawił mocno i z każdą chwilą tracił siły. Saraid w międzyczasie zdołała szybko przeładować i kolejny raz wystrzelić. Tym razem było bliżej, jednak wciąż niecelnie. Strzała uderzyła w mur, za którym chował się stojący w budynku strzelec. Wóz się zatrzymał, ale strategicznie pozycja była beznadziejna. Byli wystawieni jak na tacy, na kolejne ataki. Sigismund wielkim i silnym chłopem był, jednak w tym momencie w jego ciele tkwiły już trzy strzały. Nie było dobrze! Zaczęło mu się robić ciemno przed oczyma…zemdlał.

Gdy wóz się zatrzymywał, od razu zaczęli z niego wyskakiwać, świadomi zagrożenia, wojownicy. Alexander, natychmiast zeskoczył z konia i ruszył w kierunku pojazdu. Korzystał ze zwierzęcia, jak z ruchomej tarczy. Na moment przystanął i załadował kuszę. Gdy był gotowy, wystrzelił w kierunku łucznika będącego na ziemi. Jednak i jego bełt nieznacznie chybił. Z powrotem ruszył, idealnie osłonięty przez zwierzę. Zaczął osłaniać towarzyszy, którzy jeden po drugim wyskakiwali ze środka.

Pierwszy pojawił się Wołodia ze swym łukiem, po krótkiej chwili będąc już gotowym do strzału. Gdy pozostali wychodzili, on spokojnie przymierzył. Strzała opuściła jego broń. Jakby tylko patrzył na jej lot, ujrzałby jak zgrabnie wchodzi w ramię prowadzącego atak przetłuszczonego mutanta. On jednak od razu rzucił swój łuk i chwycił topór. Rozejrzał się po polu walki, próbując dostrzec czy jest zagrożenie dla wozu, a dokładniej dla ochranianej przez niego osoby, znajdującej się w środku. Z tyłu nadciągał Ignatz, krzycząc że wrogów z tamtej strony nie ma. Jedynym zagrożeniem byli więc strzelcy, bądź też szarżujący mutanci.

Z pewnością odmieńcy nie byli przygotowani na to, że z wozu który atakowali wyłoni się aż tylu wojowników. Obrona była solidna i właśnie formowała szyk do szarży. W środku Eryk, a po jego bokach dwaj waleczni khazadzi. Ruszyli, Eryk posiadający nieco dłuższe, niż pozostali dwaj, nogi prowadził ten atak. Dwie trzyosobowe grupki pędziły na siebie. Krwawe starcie było nieuniknione. Grubas zadał pierwszy cios, bez problemu jednak sparowany przez Weissa. W rewanżu potężny cios sigmaryty również został sparowany przez mutanta. Ale tuż po tym nadbiegł Khaldin. Teraz odmieńcowi przydałaby się bardziej dodatkowa para rąk, niż dodatkowa para ust. Które po kontakcie z toporem Khaldina znacznie się powiększyły. Paskuda nie robiła sobie jednak wiele z tej rany, kontynuując swe natarcie. Krasnolud, zaraz po ciosie, zauważył nadchodzący atak ze strony kolejnego mutanta. Całe szczęście w odpowiednim momencie, gdyż zdążył ustawić tarczę tak, że zbił zamach wroga.

Aliquam natomiast pędził w stronę garbatego rogacza. Już z dala patrzyli na siebie wzajemnie. Biegli! Nagle parę metrów, przed nieuniknionym kontaktem, kolczasty jęzor stwora z ogromną prędkością zaatakował krasnoluda. Ten z ledwością, w pełnym biegu zszedł z linii ciosu, mijając o kilka centymetrów wymierzony w niego atak. Chwilę po tym wpadł w biegu na poczwarę, swoim młotem przetrącając jej parę kości.

Ignatz, który właśnie przywiązał po prędce konia, ruszył w sukurs towarzyszom. Miał przegląd sytuacji i spostrzegł właśnie, że do skupionej w ostrzeliwaniu łucznika i będącej niebezpiecznie blisko ostrzeliwanego Sigismunda, Saraid, zbliżał się czwarty z szarżujących mutantów. Kasimir nie mógł nic zrobić poza ostrzegawczym okrzykiem. Za późno, mutant zdążył podbiec do Saraid i wymierzyć jej, swą wielką pałą, cios w nogę. Elfka, poza wielkim bólem, poczuła olbrzymi odór bijący od atakującego ją przeciwnika.

W wozie pozostał Anzelm. Pozostał tam ochraniając Juliene, Katherine i swój wózeczek. W razie czego miał zamiar bronić ich wszystkich, z szczególnym naciskiem na obronę swych skarbów. W takiej sytuacji Anzelm był zdolny do wszystkiego. Zupełnie przeciwnie niż Felix, tamten pozostał na swym koniu całkiem z tyłu. Stał i się nie ruszał, zapewne myślał o ucieczce. Ale chyba nawet na ucieczkę brakowało mu odwagi. W końcu wtedy pozostałby sam, pozostawiony tylko i wyłącznie sobie. Kasimir przejeżdżając wcześniej koło niego słyszał jedynie jego biadolenie wywołane strachem.




 
AJT jest offline  
Stary 01-03-2012, 18:28   #96
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Ty tam matole!- krzyknął kozak spoglądając gniewnie na stojącego w dali Felixa. Wołodia rozejrzał się błyskawicznie. Teraz już wiedział, że tyły są czyste, ale mimo wszystko wolał się obejrzeć przez ramię i się upewnić. Dopiero wtedy dostrzegł stojącego jak chochoł na polu człowieka, który de facto miał pomóc w obronie wozu.
-Trza ci specjalnego zaproszenija?!- wrzasnął ponownie, po czym skierował spojrzenie w kierunku tych związanych w walce. Elfka miała tarapaty, a była w mniemaniu Wołodii jedną z najważniejszych w grupie person. Była ich oczami i uszami. Przynajmniej w mniemaniu kozaka. W jego mniemaniu była również najlepszym strzelcem w całej grupie. Kozak miał trudne zadanie chcąc pomóc kobiecie. Musiał wystawić się mutantowi, który mierzył się z Aliquamem.
Trzeba było zaryzykować. Stwór atakował elfkę, a na niej ciążyło brzemię pozbycia się strzelców. Ktoś musiał to zrobić. Kto inny jak nie Wołodia? Czy był herosem? W żadnym wypadku. Po prostu wiedział, że Saraid jest ważnym ogniwem tej zbieraniny.
-Ej ty łachudro paskudna!- krzyknął przepychając się w stronę bestii atakującej elfkę -Mnie spróbuj czoła stawjić gnjido!- dodał po chwili. Topór tylko czekał by rozłupać łeb pokraki, która atakowała drużynową łuczniczkę.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-03-2012, 18:58   #97
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Walka była bardzo zadowalająca. Krasnolud dostał niełatwego przeciwnika, z jakimś dziwnym jęzorem. Było to ciekawe zjawisko, ale mimo to khazad cieszył się, że je ominął. Natomiast korpus mutanta nie ominął młota Aliquama.
Z uśmiechem na twarzy poczuł jak skacze mu adrenalina. Kątem oka zobaczył, że elfka ma kłopoty, ale ktoś kto się do niej zalecał, Alexander czy kto tam, na pewno jej pomoże jako dżentelman, zdobywając uznanie damy. Nie żeby mu nie zależało na jej życiu, ale był pewien, że samcy ludzi nie pozwolą na jej śmierć. Taka już natura rzeczy...

Skupił się jednak na swoim celu. Cios, który udało mu się zadać bynajmniej nie przesądzał o walce. Jeśli stwór ma żebra i te dolne zostały połamane, to jakoś wielkiego wrażenia to na nim nie zrobiło. Zarył z bólu, a raczej zawarczał i wyszczerzył swoją paszczę, zapewne strasznie brzydką, ale Aliquam bliżej się jej nie przyglądał. Bardziej skupiał się na trafianiem młotem raz po raz, coraz mocniej i celniej.

Coś mu mówiło, że ci przeciwnicy nie będą chcieli uciekać.
Bardzo go to cieszyło.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 01-03-2012, 21:45   #98
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy się człowiek spieszy, to się demon cieszy... Tym razem z pospiechu Alexa cieszył się zapewne strzelec, który uniknął przeznaczonego dla niego bełtu. Ale nic straconego, pocieszał się w duchu Alex. Co się odwlecze... A bełtów ci u nas dostatek. Jeno bardziej by się cieszył, gdyby jednak celniejsze nieco były i leciały zgodnie z wolą strzelca, a nie własną fantazją.
Ładując ponownie kuszę Alex rozglądał się na wszystkie strony chcąc zorientować się, jak wiedzie się innym i czy przypadkiem nie nadciąga jakieś inne niebezpieczeństwo, które nagle mogłoby się pojawić za ich plecami. Cóż logiczniejszego, niż obstawić drogę z dwóch stron...

Na szczęście jak na razie wrogowie atakowali tylko z jednej strony, zaś sojusznicy utworzyli mur w własnych tarcz i piersi, by nie dopuścić wroga w pobliże kapłanki. Tylko dwie czarne owce nie raczyły włączyć się do walki.
Nie pora jednak była na to, by zastanawiać się nad motywami postępowania niektórych indywiduów, które w drużynie znalazły się chyba przez pomyłkę. Alex starannie wycelował, mierząc w tego samego strzelca co poprzednio. Nacisnął spust.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-03-2012, 23:38   #99
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Walka, walka, walka. Khazad był w swoim żywiole. W tej chwili liczył się tylko on i jego przeciwnik. Adrenalina buzowała w żyłach, a złość i zaciekłość ogarniały Krasnoluda. Rąbał toporem raz za razem, zbijał ciosy, zasłaniał się tarczą. Pełna koncentracja i skupienie, aż do wygranej.

W pewnej chwili usłyszał jak Wolodia krzyczy na Felixa. Khaldina ogarnął gniew. Co to ma znaczyć, że nie walczy? Chce uciec, zdezerterować? Jak tylko będzie po wszystkim Khazad się z nim policzy. Jego to już dobrze nauczono, jak się postępuje z tchórzami i dezerterami. Nikt chyba nie chciałby być teraz w skórze Felixa.

Jednak w tej chwili ważniejszy był pojedynek. Khazad obrał sobie za cel człowieka z mieczem, który cechował się normalnym wyglądem (nr 6). Wybrał go, ponieważ istniało ryzyko, że mógł przedrzeć się z prawej strony w pobliże wozu. Khaldin postanowił, że do tego nie dopuści.

Zaatakował atakiem wielokrotnym. Liczył na to, że uda mu się wykończyć przeciwnika od razu.
 
Mortarel jest offline  
Stary 02-03-2012, 08:14   #100
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Liczyła na to, że woźnicy uda się opanować konie. Udało się co prawda jednak wóz nie ustawił się tak jak chciała, wystawiając człowieka na strzały. Saraid czuła, że jeżeli ten umrze jego śmierć znajdzie się na jej sumieniu. Podobnie jak śmierć każdego z członków drużyny, którzy zginą od strzał łuczników. Chybiła dwa razy. Gdyby zastrzeliła tego na dachu mogłaby zająć się tym na ziemi, jednak chybiła, a przy jej boku leżała omdlała ofiara jej braku umiejętności. Zawiodła...
Ból odwrócił jej uwagę od strzelców i Sigismunda. Odór bijący od zmutowanej istoty wdarł się w jej nozdrza. Zachwiała się, jednak nie obniżyła spojrzenia by sprawdzić co z jej nogą. Ból był jak na chwilę obecną wystarczającym czynnikiem zakłócającym jej skupienie. Nie mogła się mu poddać. Nie mogła też stanąć do walki z mutantem gdyż wymagałoby to wypuszczenia łuku z dłoni i chwycenia za miecz. Zamiast tego postanowiła zeskoczyć z kozła tak by odgrodził ją od atakującego. Uważała przy tym by nie wylądować na zranionej nodze dodając tym samym kolejną falę bólu, która bynajmniej nie była jej potrzebna w tym momencie i wolała jej uniknąć. Jeżeli udała się jej ta sztuka, wymierzyła strzałę w łucznika stojącego na ziemi. Tym na dachu zajmie się później. Miała nadzieję, że niewiele później.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172