Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-04-2013, 12:57   #161
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
- Słyszałem o tym, że Herr Tomas miał małą sprzeczkę z Sigmarytom w dzień jego śmierci. - powiedział Bert kiwając głową na słowa żony gospodarza. - Ponoć poszło im o jakiś porządny stos kamieni ułożonych nieopodal Biberhof. Kapłan uznał, że to ołtarz ku czci Taala i dlatego udał się do jego zagorzałego wyznawcy, którym jest nasz piwowar. Wie Pani może coś na ten temat? Mąż coś wspominał? - Bert rzucił krótkie porozumiewawcze spojrzenie na Arno.

Chłopak wiedział o znaleziskach w piwniczce świątyni, ale nie mógł za bardzo drążyć tematu butelki z winem. Musiał nieco od niego odejść, a może później wracać kolejnymi pytaniami. Z resztą kiedy ojciec mógłby dać Tomasowi te butelkę jak się pokłócili na niedługo przed jego śmiercią? Wybaczyłby mu w parę godzin i jeszcze sam wyszedł z inicjatywą? Kapłan to był złoty człowiek, ale czyżby aż tak?

- Godoł, że Franciszek, taki jaśnie oświecony, a za przeproszeniem, durny jak but, ze myśloł ze wioskę od bogów natury odciągnie. Tak, o kamieni kupie i że miał jom w rzyci godoł.

- Dziwna sprawa. Jak na coś co ma się w rzyci bardzo zdenerwowanym był Herr Tomas. Ja dla przykładu jak mam coś w rzyci wcale nie zwracam na to uwagi. Bo po co skoro mnie to nie interesuje? - Bert na chwilę zatrzymał swoją wypowiedź. - Co do tego odciągania nie jestem aż tak rozeznany w sytuacji, aby stanąć po którejkolwiek ze stron. Sam takiego świadkiem nie byłem, ale to też nie znaczy, że takie czyny nie miały miejsca. Nie sądzę aby piwowara, jako osoby nie głupiej, łatwo było do czegoś przekonać bez solidnych argumentów. W końcu nie tylko fach w ręku ma, ale czytaty i pisaty i wiedzę przez te pięć dekad sporą posiadł. Co do samej wiedzy czy Herr Tomas potrafi czytać w klasycznym? Od dawna z księgą żadną żem go nie widział, ale że czytaty od małego wiem...

Kobieta nie kryła niechęci i skrępowania podczas rozmowy. Bert postanowił nie naciskać na gospodynię i powoli kończyć rozmowę. W końcu nie chciał jeszcze bardziej zszargać opinii mieszkańców o straży Biberhof.

- Jakiego? Klozaczonego? Tego co na uniwersytetach uczom? - wzruszyła ramionami. - Mąż nauki za młodu pobierał. Tako normalnie czytaty i pisaty jest. - dodała z kryjącą się w glosie wyższością. - Po klozacznemu to nie wiem. On o przeszłości nie goda za dużo czego go tam uczyli a czego nie.

- Jako strażnicy śledczy mamy prawo do przeszukania państwa domostwa. - powiedział powoli Bert. - Z tego prawa jednak nie ośmielę się skorzystać jedynie prosząc Panią aby pokazała mi Pani pokój Herr Tomasa. Oczywiście wszystko może przebiegać w jego obecności. Chciałbym się upewnić, że nie pominąłem żadnego ważnego dla śledztwa faktu. Czasem ludzie nie są świadomi, że są w posiadaniu ważnych dla sprawy informacji. - Winkel liczył, że w apartamencie piwowara znajdzie podobne księgi do znalezionej bądź też jakiś trop związany z morderstwem.

- Szukaj. To nasza sypialniana izba jest. - powiodła ręką po pomieszczeniu.

Bert przystąpił do poszukiwań nie spiesząc się przesadnie. Nie chciał niczego pominąć. Pomocą służył mu też Arno, który początkowo przeglądał grzbiety ksiąg. Domokrążca i krasnolud szukali ksiąg w klasycznym aby jednoznacznie potwierdzić, że Herr Tomas w nim czyta i pisze. Miłym dla oka dwójki strażników byłaby księga w podobie do tej znalezionej w bambetlach podróżnych.

W sypialni jednak grupa znalazła jedynie papiery o towarach, zakupach, sprzedawanym towarze, utargu, z recepturami piwowarskimi i innymi nie związanymi ze sprawą informacjami. W czasie poszukiwań do krasnoluda i Berta dołączył się Gotte. Grupa śledcza nie znalazła żadnych ksiąg poza tymi rachunkowymi i dotyczącymi interesu piwowara. Każdy chyba zdążył zauważyć, że chata była wysprzątana, że mucha nie siada i można z podłogi śmiało jeść. Bert nie wiedział czy większy był jego podziw dla gospodyni, która utrzymywała taki porządek czy też paranoja śledcza - Winkel był wręcz pewny, że to mogło mieć coś wspólnego z jakimś sekretem. A może się mylił?
 
Lechu jest offline  
Stary 07-04-2013, 13:39   #162
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
IZBA ZA PIECEM/SYPIALNIA DZIECI BAUERÓW

Gdy starego Bauera nie było w okolicy, Gotte poszedł do izby dzieci.
- Stefek... Bo tatko twój mówił, żebyśta mnie zaprowadził tam, gdzie łon te swoje księgi czyta. Ino prędko, bo lon teraz z Winklem poleźć musioł. Chodźta prędko. - Choć nie bardzo wierzył Gotte w sukces, to spróbował i tak takiego fortleu.

- Ojciec w karczmie trzyma jego rachunkowe papiry. - odpowiedział Stefan. - Pod ladom w szufladzie. Idź se i sam zabacz. - powiedział patrząc spode łba na szewca.

Eryk, który dotychczas był tylko biernym słuchaczem, wszedł do pokoju kuzynostwa zaraz po Gotte. Zatrzymał się przed progiem, nie chcąc przeszkadzać strażnikowi, jednak z tego, co usłyszał, było już po wszystkim. Niezbyt podobało mu się podejście szewca, jednak rozumiał, że muszą próbować wszystkiego. Jeśli to Thomas Bauer jest zabójcą...
- Cześć. Nie przeszkodzom wam tutaj? - spojrzał po dzieciakach i wskazał dłonią Millera. Nie czekając na odpowiedź kontynuował.
- Ja wiem, ciężko wam pewno, obcy do domu wchodzą i zadają pytania. Ojca waszego denerwują, a wój spokojny nie jest, ja wiem. Wiecie co? Nie chcę, zeby tu łazili, ani Gotte, ani inni. Ale wasz tato nie chce z nimi rozmawiać, a że strażnikami są, to muszą o swoje wypytać, albo jego, albo was. Co wy na to, że zadam wam kilka pytań, i sobie pójdziemy, co? Taki proste pytania. Na przykłąd, powiedzta mi, co ojciec wasz robi, jak ma wolne od roboty? Chadza do lasu na spacery, albo i w piwniczce się zamyko?

Mały Alex machnął ręką na powitanie kuzyna, Stefek burknął coś pod nosem niewyraźnie, a co chyba miało znaczyć “cześć” a Anka odezwała się ludzkim głosem.
- Jak to z wami godoć nie chce? Darli wy mordy na wieś całą. Wstydu nam robicie bez pardonu... Gorzej od Gotte co z plecami obmawio, wy drzeta się, że to nasz tatko tai prawdę o śmierci Sigmaryty. Łon? Starszyzny filar? Co ma z wami gadać, jak mu na żywca wciskacie, że to on jakieś tajemnice ma, a on godoł wyraźnie, że nie ma? To co ma wom powiedzieć, że jest jak mówicie, tylko dlatego, że tak gęby piłujeta? - pokręciła głową poprawiając obfity biust. - A tatko w wolnych chwilach i dzięki Taalu, że jeszcze może, matulę chędoży.

- Tatko lubi chować się w piwniczce czasami. - powiedział malec ale zacichł szturchnięty łokciem przez Stefka.

- Anuś, coś ty myślisz, że mi się to podoba? Wszakże my rodzina, a Herr Thomas to ojca mego nieboszczyka brat rodzony, krew z krwi. I ani obłudny język domokrążcy, ani khazadzki brak kultury i szacunku dla jednego ze Starszych wioski nie są mi na rękę, ale cóże ja mogę zrobić? Strażnikami są, śledztwo jest, to i mają prawo. Ja tu jestem, żeby pilnować, coby bałaganu nie narobili, ani ludzi nie przymuszali do kłamstwa siłą albo i groźbami. - Udawał, że nie usłyszał w ogóle odpowiedzi najmłodszego z rodzeństwa, skupił się na przeprosinach i tłumaczeniach. Miał nadzieję, że kuzynostwo nie będzie mu miało tego za złe, niezależnie od wyniku przeszukania.
- A skoro nie chceta na rzadne pytania odpowiadać, no to trudno.- Spojrzał po wszystkich, na dłużej zatrzymujać się na Annie.- Nie jestem wam wrogiem- rzucił na odchodne, po czym wyszedł klepiąc Gotte w ramię. Zupełnie jakby mówił “nic tu po nas, mamy ważniejsze sprawy”. I faktycznie, mieli. Pora sprawdzić piwniczkę.
- Ani my twoimi. - odrzekła kuzynka. - Przecie odpowiadamy, tak? - usłyszał za sobą z izby z której wyszedł.

Piwniczki jednak u piwowara nei znaleźli, wrócili więc do rozmowy dziatwą.

Gotte wyjął z kieszeni kawałek piernika i podszedł do Alexa.
- Alexik, a tatko to gdzie tą piwniczkę ma? Wujcio Gotte szuka tatka, bardzo ważną rzecz powiedzieć mu musi, a nigdzie go nie może znaleźć. Pewnie w piwniczce siedzi - Spojrzał na malca, szczerząc w uśmiechu swe ząbki.


W tym samy czasie Eryk zagadał Anne..
- Czyli mówiłaś tak poważnie? Że wasz herr Thomas jak ma wolne to... A to przeproszom, myślałem, że sobie ze mnie kawały robisz. To może opowiedzta, co herr Thomas robił ostatnio całe dnie- pilnował przygotowań do święta, rachunki prowodził, i tak dalej. Czy może gdzie chodził, czy go często nachodził i prowokowoł sigmaryta, czy ojciec opowiodoł wam o czymś nietypowym, coby u kogoś dziwne zachowanie zauważył?- Eryk stanął w koncie izdebki, starająć się skupić wzrok dzieci na sobie, i ułątwić Gottemu wyciągnięcie czegoś z najmłodszego Bauera.

- Wszytko normalnie było. - pulchna dziewczyna mrugnęła długimi rzęsami. - Ojciec z kapłanem, miej go Morrze w opiece swej, się nie kłócił przy mnie ni razu ostatnio. Już wy przestańcie z niego robić jakiegoś wroga normalnie dla Gottlieba i kultu Sigmara... - dodała smutno.


Malec natomiast zajadał się miodowym ciasteczkiem i patrzył do góry na Gotte.
- Ale to tajemnica jest. - powiedział cicho. - Nikomu nie powisz? - zapytał z przejęciem chłopczyk.
- A komu ja mam godać, co? – Zaśmiał się Gotte. – Ino ja do tatka pójdem – dodał po chwili ściszonym głosem. – To powiedz mi na uszko – szepnął nastawiając ucho malcowi.
- W kuferku. - wyszeptał po cichu malec i wyciągnął rączkę do drugi smakołyk.
- No to idę, ale pamiętaj to tajemnica - wyszeptał Gotte wręczając smakołyk małemu Alexowi.

Gotte zaczął się głowić o jakie kuferki chodzi. Jedynymi “kuferkami” były stare, sporych rozmiarów kufry w sypialni Bauerów, które są do połowy zapełnione były pościelą, kocami i zimowymi ubraniami gospodarzy. No, ale cóż, trzeba je było sprawdzić.

Bert, Arno i Gotte po opróżnieniu ich zobaczyli, że w jednym faktycznie było zamaskowane, ukryte, podwójne dno, które działa jak klapa. Po otwarciu jej okazało się, że w ciemność dołu wiedzie solidna drabina i prowizoryczne ale stabilne schodki.

- To co pany? Złazim? - zapytał raczej retorycznie szewczyk. - Panie ciemnowidzący... - dpdał po chwili Gotte zerkając na Arno i gestem ręki wskazując żeby szedł pierwszy.

Krasnolud spojrzał w dół.
-We drabin postaci khazadzkie jest przeklenstwo - mruknął. Nie cierpiał łazić po nich, bo i nie stworzony do tego był.
-To idziem. Tylko... - rzekł z jedną nogą na drabiny szczeblu.
-Chybcikiem niechaj na nóżce jednej co szybciejsze ze was skoczy Jagnę uprzedzić i Woytka takoż, coby niepokój ich wziąć raczył jakobyśmy za jaki kwadrans czy dwa wrócić z potwierdzeniem jakim nie zdążyli. Jakie to głębokie wiadomo i przy zamknięciu czy krzyki jakie usłyszeć kto raczy? - powiedział, po czym polazł na dół.

Drabinka nie była aż tak długa. Dwa metry. Gdy zeszli okazało się, że była tam ziemianka, wielka mniej więcej cztery metry na cztery metry. Oprócz drabinki był tam drewniany stół i jedno krzesło. Podłoga wyłożona była drewnianymi balami, ściany podtrzymane tez drewnem przed osypywaniem się ziemi. Na stole stał świecznik na pojedyncza świece. A pod stołem jest zamknity kuferek. Ze ściany pod sufitem, w kierunku, gdzie na górze stoi komin, wiedzie rura z zagiętej blachy, prawdopodobnie do wyciągania dymu lub doprowadzania powietrza.

- Cholera, jak tu co spalił, to nijak by to podejrzanie z zewnątrz nie wyglądało, ot w piecu palą. I rodzina też się by nie pokapowała, bo i jak? - Eryk był podekscytowany, ale i zszokowany tym, co znaleźli. W jego oczach był to decydujący dowód przeciwko herr Thomasowi. Przeciwko jego wujowi, bratu jego ojca. W jego żyłach płynęła ta sama krew, co w krwioobiegu mordercy i kultysty Chaosu... Szarpnął wieko skrzyni, zamknięte.
- Co teraz? Może wpierw wójta i resztę strażników wolnych zwołać, nim przyznamy mu się, że wiemy o tej norze? Toż to człek nieobliczalny jest...
- Najsampierw ten kuferek spróbujmy łotworzyć - zaproponował Gotte, wskazując pod stół. - Może tam i dowód, może i nie, ale spróbować trza. Jak se zamkiem nie poradzimy, to Arno siłą mu przyfanzol.

No i Arno sobie bez problemu z nim poradził. Kłódka odpadła, kuferek otwarty, a w środku: worek, a w nim z 1450 złotych koron. Bardzo, bardzo dużo! Czarny płaszcz z kapturem, ksiązki akademickie: niektóre w reikspiel, niektore w klasycznym. Te Co w reikspiel to: wprowadzenie do historii imperium, podstawy języka klasycznego, podstawy rachunkowości, podstawy logiki; w klasycznym sa dwie. Poza tym nie było w kuferku niczego innego prócz suchego prowiantu i dwóch butelek wina averlandzkiego i stirlandzkiego

I te książki w klasycznym wziął ze sobą Gotte. Popędził z nimi do Conrada.
Ten powiedział mu, że większa to ma tytuł Księga Lasu i jest o Taalu, jego świętach, znaczeniu spraw ważnych bóstwu w codziennym życiu. A druga to: Ballada o Sigmundzie. Poemat popularny w kręgach uniwersyteckich. Gorszej jakości, odpisy w dobrym stanie, drukowane jakieś 10 lat temu. Reszta książek tych w Reikspiel była sprzed 30 lat. Wszystkie były zwykle drukowane w wyglądzie ze stemplami uniwersyteckiej biblioteki. Te klasyczne takich stempli nie miały. Jedna i druga klasyczna wyszła z tej samej drukarni w Altdorfie.

Gotte poprosił jeszcz Conrada, by przejrzał je dokładnie w środku, może co tam było schowane. jakieś sekretne zapiski , czy coś. To też się okazało jednak błędnym tropem. Nie było zapisków innych od notatek tłumaczenia. Normalne, jak rzekł Conrad, było to, że ktoś kto czytał księgi klasyczne tłumaczył sobie niektóre zwroty. Nie było tam jednak nic okultystycznego. W księgach reikspielu czasem pojawiły się również jakieś adnotacja, podkreślone zdania, ale tak samo, nic okultystycznego.

Choć Baurer dla Gotte był wciąż w kręgu podejrzanych, to grubszych dowodów żadnych nie miał. Tak samo nie był pewnym względem niego, jak i Angeli, czy Furca. Tą trójkę mógł uważać za winnych, ale żadnego z pewnie nie mógł oskarżyć. Jeśli więc miał trzech podejrzanych, to któryś osądzał błędnie, tylko których…
 
AJT jest offline  
Stary 08-04-2013, 00:05   #163
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Arno okazał się być siłą napędową śledztwa w tych ostatnich godzinach. Wszyscy dawali z siebie co mogli, jednak to on jako pierwszy powiązał trop okultystycznej księgi z Thomasem Bauerem. Fakt, że ciągle Furc wiarygodnym światkiem nie był, jednak nie wiedząc o podejrzeniach krasnoluda, potwierdził je swoją opowieścią. Eryk nie pamiętał Stompera w ogóle, a jego śmierć była jedynie drobnym incydentem, przyćmionym przez żal po stracie ojca. Jednak to jego osoba mogła być odpowiedzią na pytanie "Skąd wzięła się chaotycka księga w spokojnym, wręcz sielankowym Biberhof".
Młody Bauer podziwiał krasnoluda, jednak nie mógł się przemóc i wyrazić tego wprost. Zamiast tego uznał, że od teraz musi towarzyszyć i pomagać Hammerfistowi, bo niewątpliwie to on poprowadzi ich ku rozwiązaniu zagadki.

O ile Arno miał łeb do składania faktów i szukania dziur w zeznaniach, o tyle język jego szorstki był jak hebel. A i w bawełnę nie owijał, nawet jeśli wypadałoby nieco delikatniej obchodzić się z rozmówcą. Dlatego wstępna rozmowa z Thomasem Bauerem nie do końca po ich myśli poszła. Ich, Arno i Berta, bo Eryk nie odważył się wcinać między nich a ledwo powstrzymującego wściekłość wuja. Obserwował go, starał się określić, kiedy wybuchnie. Ale pomijając wrodzoną porywczość piwowara, trudno było mu się dziwić, nawet gdyby niewinny był, takie słowa i taki ton mogłyby go z równowagi wyprowadzić. Gdyby. A im później się robiło, tym większych podejrzeń nabierał Eryk odnośnie swojego krewnego.

Kiedy w izbie dziecięcej udało mu się wraz z Jagną oraz Gotte wyciągnąć z najmłodszego Alexa informacje o tajnej piwniczce, Eryk omal nie wyskoczył z onuc. To przesądziło, samo istnienie "piwniczki w kufrze" było w jego oczach jak wyrok skazujący. Kiedy jednak zeszli tam, w czwórkę, ochłonął nieco. Pojawiły się kolejne poszlaki, jak komin, przez który można by spalić wnętrzności i zatajona umiejętność czytania w klasycznym, ale i wątpliwości, gdyż twardych dowodów na rozprawę nie znaleźli.

- Czyli Herr Thomas czytaty w klasycznym jest, ma ukrytą piwniczkę z wyciągiem do komina podłączonym, i na dodatek o niczym nawet gebą nie kłapnął, zapierając się nawet, że on w klasycznym nie czyta. Cholera, ale czy to starczy, żeby Starszego wsi winnym uznać? Może po wójta pobiegne, hę?

Chciał się przydać, mieć swój udział w zakończeniu śledztwa, może nawet za bardzo. Czy widząc jego determinację, czy roztropności, przystali na jego propozycję, pognał więc po Tannenbauma. Jeszcze w drodze streścił mu fakty jak i podejrzenia. Wójt nie był wójtem i przywódcą straży bez przyczyny, człek to prawy i roztropny, o czym Eryk był święcie przekonany.
Na pewno proces Thomasa Bauera będzie uczciwy, a winny poniesie zasłużoną karę.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 09-04-2013, 08:13   #164
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





BIBERHOF, 2 VORGEHEIM, WIECZÓR




- I ja bym o rzeczy kilka zapytać pragnął. O piwniczce męża swego ukrytej wiedziała Bauer Pani i co we niej spoczywać raczy? - zapytał khazad.

- Wiedziałom. Majontek nasz. - odpowiedziała.

- A we tej skrzynce, co na dole spoczywa sama co Bauer Pani wydaje się, że jest?

- Dorobek naszego życia i prowiant. Jakby rajd gobliński był to siem trzeba schować gdzieś, tak? Weź klucz jak prawo macie i se sam zobocz co jest. Mój stary ma kluczyk do kłódki.

- I tylko Bauer Herr zaglądać tam zaglądał czy raczył okiem rzucić kto na to, co we niej siedzi? - drążył krasnolud.

- Dziatki nie wiedzom po co skrzynka. Straszyć ich nie trza bandytami i goblinami, ani żeby chlapnęły komu o tym, że tam złoto leży. - kobieta była zła. - A co? Powiadajom że krasnoludy, to nosem zwęszyć mogom złoto, to i chyba prawda to, bo żeś wyniuchoł. Tylko temu pleciudze Gottcie nie godoj o tym, bo zaraz całe sioło będzie mieć nas na jęzorachh, że my takie bogate, i tako dalej... Nie trza tu zawiści i złodziejstwa kusić...

- Waszym złoto i waszym skrycie wasze. Biberhof mieszkańcom inszym do tego nic. Już, że zaglądać nikt tam nie zaglądał z dzieci waszych wiem, a czy Bauer Pani spozierać raczyła?

- Gdzie spozierać, bo siem gubiem?

- Do piwniczki i skrzyneczki takoż.

- Do piwniczki stary tylko schodzi i on kluczyk ma. On głowa wiosk... domu znaczy się...

-Bauer Pani wybaczyć raczy, żem tak sobie przeskoczę na temat inszy. O Stompera zapytać bym chciał.

- Kogo?

- Stompera Guntera. Z Oberwil domokrążcę, co to sprzed lat kilku pamiętać go można.

- Sprzed lat kilku? - zamyśliła się. - Tego co zabitym był na drodze? Co go zbójcy napadli? Dawno to było Arno... Co z nim?

- Jakby Bauer Pani go widzała. Tegoż nie innego. Bauer Pani widzieć go razu ostatniego widziała kiedy? Na długo to przed utrupieniem jego było?

- Dobrze nie pamiętam. To był rok trudny... To było albo przed albo po goblińskim rajdzie... Chyba po... Stratne my wtedy byli... Całe sioło było... Szwagra utłukli wtedy... Więcej gęb do karmienia nam wpadło... znaczy się , e tam, nieważne... - zaczerwieniła się. - Był we wsi tego roku, ale nie spamiętam dokładnie. Pewnikiem nie na zimę. Zimą to te domokrążce z Oberwill do nas nie zachodzom...

- Jeśli kombinuję dobrze całkiem, to odwiedzać Stomper wszystkich raczył we wsi?

- Tego nawiedzoł z kim interes mioł Arno. No jak to wszystkich? Winkel by go pogonił jakby do wszystkich drzwi pukoł. - stuknęła się w czoło. - U nas był to pamiętom, ale jak przez mgłę. To ył trudny rok... Po Rajdzie Alfred został wójtem choć mój stary bardziej siem nadawał... Może tera by my byli więcej wszyscy rozwinięci i Biberhof kwitło by a nie takie to na uboczu jak w ślepej kiszce. Przyjedzie do nas, ten kto się zgubi, zabłądzi lub do barona jedzie i służbę u nas przenocować każe. Dla interesu naszego to nie służy... Taki wójt jak ze mnie księżna, ot tyle ci powiem na ten temat. A teraz jeszcze kapłana dał utłuc. - nakręcała się coraz bardziej. - Zobacz jakie jego rządy som dla nas wypaśne... Ale niech łowca przyjedzie.. Zobaczy... Winnych ukara, wieś oczyści z tego Alfreda. Teraz to już nie mam co gęby na kłódkę zwartej trzymać, bo już niedługo po wszystkim będzie. Byle tylko sigmaryta olej miał we łbie i sioła nie spalił za czyn przeklęty jednego i głupotę rządów drugiego... - westchnęła.

- Bauer Pani mowić dalej raczy. O tym, co we, za przeproszeniem Bauer Pani, facjacie trzymać już nie trzeba.

- Jużem powiedziała. W końcu osoba należycie stosowna do wioski wzięcia pod swe przewodnictwo się znajdzie. Syn tego sioła i człek enteligentny, małżonek mój siem znaczy. - zadarła nos do góry.

- A ostatnie to, co Bauer Pani rzec raczyła o czynie jednego przeklętym... Osobą drugą wójt nasz, a pierwszy ten?

- A co to ja śledcza jestem Arno? Skąd mnie to wiedzieć? Jużem mówiła, ze ci niekogo nie wytknę! - zaczęła podnosić nieco ton. - Tak dronżysz i dronżysz jakbyś myśloł, że ja wiem kto ojca Franciszka ukatrupił... A ja mówię, ty się zastanów czy ta historyja siem nie powtarza... - zrobiła wymowną minę zaglądając krasnoludowi w oczy.

- O Stomperze Bauer Pani raczyć mówi?

- Gdzie o Stomperze? Stompera na szlaku utłukli a sigmarte zarżnęli nieludzko. Słyszałam co mu zrobili... A kto siem z życiem zachowoł całe swoje sioło pod miecz i ogień łowcy Czarownic oddając, he? I tera tutej zaciągnoł niby przypadkiem ten sam smród, hę?

- O czym mowa wiem już - skinął głową khazad.

- Wykluczonym być to nie może, bo i wszystko pod rozwagę wzięte być musi. Do Stompera tematu powrócić bym chciał. Bauer Pani co obwieś ten wcisnąć chciał pamięta może? Czy Bauer Herr pogonić go pogonił? Jako to wtedy było?

- Nie pamiętom. Dawno to było. Za dawno. Tomasa pytajcie. Tylko po tym jakeś głupoty na niego wykrzykiwoł przed chałupom na wieś całom, że to mój stary maczoł w księdze przeklętej zdobyciu palce i śmierci domokrążcy, bo teraz to już wiem od ciebie, że o niego to chodziło, to nie wiem czy małżonek chcieć będzie z tobom godać.

- Fryderykowy podarek dla Bauera Herr zobaczyć można? O z winem butelkę rozchodzi się - zmienił temat khazad.

- A to ja wiem gdzie ona jest? Mój to podarek abo ja pije takie trunki? - wzruszyła ramionami. - nie wiem gdzie jom Tomas ma. Może już jom wypił na festynie?

- A gdzież Bauer Herr był, jako Stompera tłukli? - raz jeszcze zmienił temat.

- No wiesz? Co za pytanie... Na pewno nie przy Stomperze... Kto to spamięta gdzie był tydzień temu? A co dopiero kopę lat... W wiosce zapewne...











- Bauer Herr... - zaczął Arno. - Żona wasza kłam słowom wypowiedzianym waszym zadała w Stompera temacie. W nieświadomości swej zeznania wasze podważyć raczyła. Co zatem o Stomperze powiedzieć mi raczycie?

Bauer nie chciał za bardzo z nikim rozmawiać. Dopiero po słowach Arno powiedział:

- Bandyty go zabiły A co żona mówiła takiego? - obruszył się.

Krasnolud wykręcił paskudnie brodatą gębę.

- Co żona Pańska mówiła lepiej Herr niech powie. Mówić mam jako zeznawać macie?

- Jam już zeznawał.

- Jako zeznawaniem wykręty zwać można, to i prawdę nawet mówicie. Jednako wykrętów ja uznawać nie uznaję. Ostatnie ze Stomperem spotkanie raczy Bauer Herr opisać.

- Nie pamiętam. Już mówiłem. Dawno było to. Pamięci na stare stara nie ma się tak dobrej jak za młodu... Pewnie coś kupiłem, bo to wszak był wędrowny kupczyna. Zresztą o opinii mieszanej jak i ten Furc przybłęda...

- Wina butelkę zobaczyć bym chciał. Coście ją od Fryderyka ojca w Słońca Dzień otrzymali.

Piwowar długo przyglądał się krasnoludowi.

- Dobrze. Czekaj. Przyniosę. Na jednej nodze.

- A jakie to wino było? Skąd? – kahazad zastąpił mu drogę.

- Z Averlandu.

- Gdy Angelę zapytam o wina pochodzenie we składziku Fryderykowym, jako myślicie? Co odrzeknie?

- Że ma wissenlandzkie. - odpowiedział od razu. - Wiem, bo na festynie się skarżył, że Furc mu wcisnął liche z Wissenlandu, a on chciał... - zaciął się. - On chciał jakieś inne. Nie pamiętam jakie. Ale co ma wissenlandzkie wino do tego, hę?








BIBERHOF, 3 VORGEHEIM, O PORANKU






Straż do późnego wieczoru dnia poprzedniego przedstawiała wójtowi dowody jakie obciążały podejrzanych w sprawie morderstwa Fryderka Gottlieba. A byli nimi wedle dowodów, poszlak i przekonań wiejskiej milicji: domokrążca Furc, starszy wioski Tomas oraz nowicjuszka Sigmara Angela. Do później nocy w oknie Izby Zgromadzenia palił się światło. Długo po tym jak strażnicy rozeszli się do swych chałup. Wilki wyły niedaleko w lesie. Podeszły wyjątkowo blisko wioski, co wielu brało za zły omen. Kruk siedział na skończonej szubienicy nie wydając z siebie żadnego dźwięku.

Rankiem młodzi śledczy obudzeni przez najstarszego syna wójta udali się zgodnie z intrukcją do Izby Zgromadzenia na wiejski sąd. Miejsce było wypełnione szczelnie tłumem mieszkańców Biberhof. Wszyscy wieśniacy, ubrani w odświętne, wyjściowe stroje, oczekiwali dobrego wieszania po sprawiedliwym procesie. Strażnicy wiejscy czuli na swych barkach ciężar odpowiedzialności gdy twarze najbliższej rodziny, krewnych, znajomych i starszyzny obracały się na nich. Oczy zgromadzonych szukały ich spojrzeń. Gwar ucichł zastąpiony cichym szmerem, gdy przez rozstępujący się tłum szedł Alfred Tannenaum i Otto Miller prowadzący skrępowanego więzami Tomasa Bauera. Szedł górując nad tłumem z dumnie podniesioną głową ostentacyjnie utykając na lewą nogę. Doprowadzony na środek wszedł do prowizorycznej drewnianej ambony zbitej dnia poprzedniego z surowych, nieheblowanych desek.

Strażnicy wiejscy zwrócili uwagę, że nawet znajome gęby zbrojnych ludzi Bertholda były obecne w tłumie wyróżniając się herbowymi barwami barona.










Słońce stało w zenicie z góry z ciekawością zaglądając do Biberhof. Z rękoma opuszczonymi wzdłuż tułowia i skrępowany linami wokół grubego brzucha i szerokiej piersi, Tomas Bauer czerwony ze wściekłości wił sie i kopał, gdy Arno z Gotte i Jostem pakowali piwowara na stojący przed Izbą Zgromadzenia wolnostojący, pusty, drewniany wóz. Woytek z Erykiem uchwycili za orczyk i postronki i pociągnęli skazanego na plac za toczącymi się dwoma, dużymi kołami pojazdu szło całe Biberhof w milczeniu. Szloch rodziny piwowara przebijał się przez krakanie wron i skrzypienie wozu do czasu gdy Bauer nie zagłuszył wszystkiego donośnym, wściekłym krzykiem.

- Wy chędożone głupce! Maluczcy! Jam niewinny! – darł się ochryple, gorączkowo oglądając na wieśniaków. - Niechaj kiła jaja wam harata! Oby pies was w rowie jebał, koń kopał a po śmierci nikt nie zakopał! Niech wiater nawieje wam gnoju kupę i gnijcie tak kobyle zady, ryje świńskie, kij wam w dupe, kurwa wasza mać! – pluł przy tym obficie po strażnikach i gawiedzi.

Zaciągnięty na szafot opierał się coraz mniej. Nogi mu drżały. Rozbiegane, rozszerzone oczy szukały ratunku. Strażnicy założyli na szyję Bauera grubą linę ręką ściągając węzeł, żeby pętla nie była za luźna.

- Ja niewinny! Kto twierdzi inaczej to kłamca jest wierutny i buc, za co może w rzyć pocałować mnie! – wył do tłumu a zwłaszcza uwijających sie przy nim strażników. – Niech wszyscy bogowie przeklną was za wasz udział w tym! Byście cierpieli los podobny coście mi zgotowali! Niech wasze potomstwo będzie zmutowanym ścierwem!

Kiedy piwowar nie szczędził obelg strażnicy ustawili się za szafotem gdzie mieli za zadanie odciągać linę. Gdy tylko powróz naprężył się potok przekleństw z ust grubego piwowara uciął sie zastąpiony rzężeniem a tum gapiów wydał z siebie jęk, ktoś krzyknął „Morderca!”, ktoś inny „Kultysta!”, ktoś wiwatował, gdy nogi starego Bauera drgały rozstając się z deskami szafotu. Podciągnięty stopę ponad pokład podwyższenia wierzgał czerwony na jeszcze grubszej niż zwykle twarzy. Strażnicy co niemało krzepy wykazali w ciągnięciu za linę, na znak wójta obwiązali jej koniec o pień drzewa pod którym stał szubieniczny słup.

Skazaniec z wybałuszonymi oczami i sinym językiem długo jeszcze rzęził, świstał i trząsł się. Śmierć przez wieszanie w Starym Świecie nie była ani łatwą ani prędką. Nawet kiedy wszyscy rozeszli się pętla, która za cisną ani za luźna być nie mogła, zatroszczyła się, żeby Tomas Bauer męczył się długo i powoli.

Najbliższym świadkiem tego był Bert i Kacper Winkel, którzy zakuci w dyby zaraz po wieszaniu mordercy sigmaryty, do końca towarzyszyli piwowarowi w agonii. I potem, gdy smród od trupa zapychał im na placu nozdrza nic nie mogli poradzić na to, że choć wzrok mogli odwrócić od ucztujących na piwowarze krukach, to ich skrzeczenie za dnia i nocy docierało do ich uszu.









Dwa dni potem do wsi zajechali konni uprzednio przystanąwszy przed bramą Biberhof przy drodze, gdzie z grubej gałęzi starego drzewa dyndał chudy trup Furca. Poważny mężczyzna, o surowym obliczu, w czarnych szatach, dosiadał karego ogiera a towarzyszyła mu eskorta ludzi barona. Berthold i jego trzej kompani. Nie spiesząc się , stępa wjechali do wsi nie przystając na placu.

Łowca Czarownic lodowatym wzrokiem zmierzył Berta a kiedy ich spojrzenia sie skrzyżowały domokrążcy przeszły ciarki po zdrętwiałym, narywającym ostrym bólem krzyżu.

Sługa kultu Sigmara spędził na osobności z wójtem wiele godzin w Izbie Gromadzenia. Wieśniacy wyjątkowo tego dnia kręcili sie przy placu, karczmie i Wspólnej Sali niby pogrążeni w swych codziennych obowiązkach. Zwłaszcza Gotte przystawał co raz nieopodal okien i drzwi gdzie Alfred Tannebaum rozmawiał z łowcą. Szewczyk musiał poprawiać onuce, zbierać wysypane gwoździki, co niezdarnie wymckły mu się z kubełka...

Późnym popołudniem drzwi otwarły się i stanął w nich odziany w czerń rycerz mówiąc twardym głosem.

- Przedstawię sprawę przedstawicielowi Lektora w Wurtbadzie. W moim odczuciu przedstawione przez ciebie fakty mówią, że wypełniliście wolę Sigmara w zgodzie z imperialnym prawem. Gdyby jednak zaszła potrzeba, to usłyszysz od Kultu w stosownym czasie.

To powiedziawszy łowca czarownic dosiadł konia i odjechał kłusem w kierunku zamku barona.










Bert wrócił do domu tydzień potem zaniesiony do chałupy przez przyjaciół ze straży. Jego ojciec nie miał takiego szczęścia. Z dyb trafił prosto do lochów barona, gdzie miał gnić do wiosny.

Młody Winkel zamartwiał się leżąc obolały w barłogu co to będzie. Wyrzucony z cechu domokrążców. Napiętnowany we wsi. Rodzina bała sie w chałupy nosa wysuwać, żeby nie spotkać się z krzywym słowem. Strach jednak inny zaglądał mu w oczy co będzie dalej. Bo wiedział, że wkrótce zajrzy im do oczu głód. Uspokoiła go matka pokazując mu pewnego dnia małą sakiewkę pełną złotych koron dzięki którym mieli przezimować. Nic nie mówiła. Nie musiała. Bert poznał woreczek Furca zarekwirowany przy jego aresztowaniu.

- Do wiosny wytrzymamy. Potem ojciec twój wróci. I damy radę. On coś wymyśli... – mówiła załamując spracowane ręce.








Eryk wraz z braćmi z nadania barona co jak sie okazało cichym wspólnikiem browaru Bauera był, za pośrednictwem Bertholda umył ręce od wszystkiego, co mogło go wiązać ze skazanym kultystą i zrzekł się wszelkich praw do domostwa i budynków gospodarczych piwowara. Wszystko stało się teraz własnością rodziny gałęzi Eryka i Woytka, jako że najbliższych piwowara wypędzono ze wsi kijami i kamieniami po odjeździe Łowcy Czarownic. Bo jak to mawiały stare kumy, kobita kręci łbem męża a jak łeb zepsuty to i szyja też... Czy miało co z tym wspólnego, że plotka poszła po siole, że piwowary w bogactwach ukrytych w piwniczce się opływały, kiedy innym często źle sie wiodło i po prośbie nie raz się szło stukać w ich drzwi o pożyczkę i ratunek? Nim straż zdążyła zareagować chata piwowara została splądrowana i spalona i tylko dzięki bliskości stawu i rzeczki udało się ugasić płomienie, że się Beczka Piwa nie zajęła nimi.










Arno z Erykiem nie dali siołu kamieniami zbyt długo odprowadzać żony starego Bauera, jego córki i synów. Joni i młodzi Tannenbaumowie również odciągali swe matki i siostry. Najbardziej było szkoda małego Alexa, który odchodząc prowadzony przez matkę za rękę, długo wpatrywał się bez słowa i absolutnie żadnych emocji, nie mrugnąwszy powiekami ni razu, w stojącego na uboczu szewczyka... Krasnolud nie znalazł w oczach starej piwowarki żalu czy nienawiści. Kobieta z godnością przyjmowała los jaki ją spotkał ciesząc się, że dzieci ma zdrowe. Za murem wioski, gdy niegdyś pierwsza rodzina Biberhof załadowała się na stary wóz po Furcu zaprzężony w konia przemytnika, Arno odprowadzał ich długo wzrokiem a oni jego. Na kolanach Marleny Bauer spoczywał wór pobrzękując chicho na koleinach. Khazad dotrzymał słowa.












W Jostowym domu znowu poprawił się nastój starego Schlachtera. Przechowalnia Morra była znów otwarta odkąd świątynię Simara zamknięto na cztery spusty do czasu, jak głosiła wiejska wieść, przyjazdu nowego kaznodziei... Jost omijał łukiem drzewo z dyndającym Furcem, któremu wilki obgryzły kulasy aż do kolan. Pewnego dnia zniknął zupełnie a została po nim tylko wystrzępiona, bezwładnie wisząca lina. Czasami zapuszczał się pod chatę Huberta lecz za każdym razem była tak samo opuszczona.












Tydzień po odcięciu truchła piwowara, które na dobre wpisało się już smrodem w krajobraz placu, Angela Apfel przywitała w świątyni starego sigmaryckiego kapłana. Opuściła z nim Biberhof jeszcze tego samego dnia na odchodne pełnym satysfakcji ukradkowym uśmieszkiem żegnając Mariankę, która wracając z lasu stała przy drodze z toporem w dłoniach.

Ostatniego dnia Vorgeheim Millerówna zapuściła się w las nieco dalej niż zawsze. Tam, gdzie była tylko raz jeden. Gdzie tajemnicę jej blizn strzegły stare drzewa. Słońce przebijało sie snopem oświetlając niegdyś zarośnięte krzewem i mchem wejście do ruiny, które jak stara studnia kilkoma, ułożonymi w okrąg, zmurszałymi kamieniami wystawało z ziemi przykryte dzisiaj... Drewnianą klapą? Po odsunięciu, starożytne schodki stały otworem. Uprzątnięto porastającą ją niegdyś roślinność. Z toporem w ręku i duszą na ramieniu zeszła na dół odpalając zatkniętą na dole w ścianę pochodnię, co wzięła się tam nie wiadomo skąd. W środku nic nie było takim jakie pamiętała z dzieciństwa. Kamienna komnata była uprzątnięta z gruzów. Na jednym z płaskich bloków skalnych leżały narzędzia. Myśliwskie i rzeźnickie noże. Pod ścianą kości. Zwierząt. Zbadała ostrożnie ślady na ziemi. Dawno nikogo tam nie było. Wychodząc w kącie stromych, kamiennych schodków znalazła ususzona plecionkę z gałązek wiązu.






KONIEC
PROLOGU






 

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 09-04-2013 o 23:54.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172