Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2012, 18:44   #1
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
W pogoni za marzeniami

To była tak mała wieś, że nawet najlepszy kartograf nigdy na oczy jej na żadnej mapie nie widział, a co dopiero mówić o samodzielnym jej tam umieszczeniu. Z dziesięć może chałup, zbudowanych z bali i krytych rozpadającą się strzechą, robiło absolutnie tragiczne wrażenie. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się tu zatrzymywać, a mieszkali najwyraźniej zupełnie desperaci. Umiejscowione to sioło było gdzieś między Altdorfem a Ubersreik, pośród dzikich lasów, jeszcze w granicach paskudnych deszczów ze Stromdorfu, miasta tak przygnębiającego, że nawet wizja nocowania na ziemi była lepsza, niż pozostawanie tam choć jedną noc dłużej.
Trakt tu nie prowadził, ścieżyna ledwie, wydeptywana z rzadka i niezbyt mocno, więc sama z siebie zarastała i gniła, nieustannie atakowana przez siąpiący, nieprzyjemny deszcz.Tyle tylko, że rozłożyste korony drzew zatrzymywały większość tegoż, co nie zmieniało wilgotności, ale przynajmniej nakrycie głowy pozwalając wyżąć. Wieczór się już zbliżał, nikogo na widoku nie było, a i tylko w jednej chałupinie światło widział, więc tam też się skierował. Coś mu mówiło, że z innych okien, zalepionych jakąś szarą mazią prawie nie przepuszczającą światła, gapiły się na samotnego wędrowca ciekawskie oczy, ale tu już na to nic poradzić nie mógł.
Karczmy tu nie było, ale to i tak była jedyna szansa na noc we względnych warunkach.

Nie trafił tu zupełnie przypadkowo. Wędrując od miasta do miasta, napotkał przynajmniej ze trzy razy informację o grupie poszukiwawczej, księcia Otto von Hagena, która kierowała się w góry w celu odnalezienia wielkiego artefaktu. Pewnie była to bzdura wierutna, ale był ledwie dzień za nimi, nie marnując czasu na zatrzymywanie się dłużej, a książe ponoć płacił każdemu chętnemu. Cóż za problem było ich doścignąć i dołączyć do chwalebnego przedsięwzięcia? Ostatnie informacje, których zaczerpnął w deszczowym Stromdorfie, skierowały go właśnie tutaj, na trasę, którą mieli podążać tamci. Ich nie doścignął, a po nocy iść jak nie miał. Zapukał więc grzecznie, kulturnie, słysząc szepty za drzwiami, a potem skrzypienie tychże, gdy stary człek uchylił je.


Patrzył na wędrowca zmrużonymi oczami, a potem niemal klasnął w dłonie.
- Wędrowiec! - miał dziwny akcent, który bardzo utrudniał zrozumienie go. - Witajże! Rojno od waszychmościów ostatnio.
- Pomyślność dla ciebie i twego domostwa gospodarzu- przywitał się Liebert. Było to powitanie, które nie tak dawno usłyszał przemierzając przez imperialne wsie. Weltenbummler był młodym, dwudziestojednoletnim obieżyświatem. Nie był on mężczyzną tęgim, ale zwykłego krasnoluda przewyższał znacznie. Brązowe, proste, opadające na ramiona włosy, były lekko przemoczone i przepocone po całym dniu podróży. Twarz była ogolona, gdyż w Stromdorfie skorzystał z tej możliwości. Był bardzo rad, że gospodarz otworzył mu drzwi do swego domu, gdyż jego ubiór, był dość mocno przemoczony. Z nadzieją patrzył na ciepło bijące ze środka, a szczególnie na palenisko, w którym radośnie tańcowały płomienie.
- Rojno powiadasz? - dodał po chwili Liebert. - Zatem i ja wielce proszę o kawałeczek podłogi w izbie, bym spocząć mógł podczas tej nocy, a także przemoczony ubiór podsuszyć - spojrzał
na starca.- Aaa... wybaczcie. Liebert żem jest - przedstawił się.
- Rojno. Nie płacom, jeść chcom... - staruszek wzruszył ramionami, wsadzając język w szparę między dolnymi zębami i gmerając nim tam chwilę, co wydawało średnio przyjemny odgłos. - Samiutkiś takiś w lesie.
Najwyraźniej poprzednia grupa nadwyrężyła gościnność i teraz ta wcale nie była darmowa, bowiem gospodarz wciąż stał w progu.
- Muchell, jam. Nazwisko mam, nie jakiś ze mnie kmiot - wygląd i zachowanie temu przeczyły.
- Witajcie panie Muchell zatem. Od razu rzeknę, ja jedzenie swoje mam, srebraniaka też, ino ciepła i czterech otaczających mnie ścian brakuje mi na tą noc- spojrzał na gospodarza będąc ciekaw jego reakcji. Liebert nadzieję mia, że chłop zrozumiał o co mu chodziło, gdy nie rzekł wprost. Aczkolwiek patrząc na wieśniaka, nie był tego aż nadto pewnym. - Wpuścicie wędrowca do środka? - zapytał po chwili.
Mężczyzna pochrząkał jeszcze chwilę, a własne jedzenie i srebro zadziałały na wyobraźnię. Uśmiechnął się nagle, a Liebert niemal zachwiał na nogach od mocy jego oddechu.
- A wejdźcie, ogień w kominie jeszcze płonie. Ale spać zara, przy ogniu możesz.
Wpuścił go do środka, do jednoizbowej chaty, ciepłej na szczęście od ognia. Nie mieszkał sam, bowiem wędrowiec dostrzegł skuloną, otuloną jakimś futrem postać na jednym z sienników, a także niską, zgarbioną kobietę, krzątającą się jeszcze przy czymś, co od biedy można było nazwać kuchnią. Nie odwróciła się nawet. Gospodarz zamknął za nim drzwi.
- Jak uczciwyś i srebro masz, to możem się wieczorną strawą podzielić. Ciepłą.
- Z ogromną chęcią – rzekł Liebert wyciągając srebrnika. – Nie ma jak ciepły, domowy posiłek – dodał po chwili wchodząc do środka. Przyjemne ciepło uderzyło go od razu, a po chwili na jego podłużnej twarzy ukazał się szeroki uśmiech. Usiadł na wskazanym przez gospodarza miejscu.
- A powiedzcie mi, ci niemili, co nie płacili, to dawno byli tu?
Żona mężczyzny zdjęła kocioł z nad ognia i sięgała do niego chochlą, nalewając gestej mazi do glinianych misek. Jedną z nich dostał także Liebert. W środku było dużo cebuli i rzepy, mięsa to jedzenie raczej nie widziało. Po miskę wyciągnęła chude ręce także okutana futrami osoba, szybko wracając do swojego kąta. Muchell zadowolony z monety, stał się nieco gadatliwszy, a nawet wyjął dzban, z którego ciągnęło mocnym alkoholem. Łyknął z gwinta i podał Weltiemu.
- A dziś z rańca dalej ruszyli. Wielkie paniska, a uczciwie za schronienie w naszych chatach płacić nie chcieli! Jeden jaki płaszcz miał, czerwoniutki, złotem obwieszony.
- Tak to jest z tymi paniskami. Niby wielcy ci oni i szanowani, a zachować to się oni ci w ogóle nie potrafią - przytaknął Liebert, po czym solidnie łyknął z dzbana. - Ach, dobre to ci masz, przyznać trzeba. A powiedzże, coś te pany gadały jeszcze. Ciekaw jestem, gdzie tacy jak i oni zmierzać mogę. Co ich tu zaciągnęło, z dala od pewnie ich piknych domków - spojrzał na gospodarza oddając mu dzban. Następnie przysunął michę z polewką i powoli zaczął ją opróżniać.
Okowita była tak mocna, że na chwilę dostał wręcz mroczków przed oczami, ale za to rozgrzewaął błyskawicznie i porządnie. Gorzej z jedzeniem, to... nie smakowało. I to było najlepsze, co można o nim powiedzieć - prócz tego, że było jeszcze ciepłe i zapełniało żołądek.
- A gadali to między sobą, jakom trasę wybrać, ale ja to się nie znam. W góry gdzieś leźli, gdzie szlaków ni ma, to pewnie dlatego tu do nas trafili. A ty, chłopcze, co robisz daleko w lasach?
Przyglądał mu się ciekawie, wręcz zachłannie.

Liebertowi się wydawało, że niemal ciągle popatruje na jego rzeczy, gdy tylko pochylał się nad miską strawy.
- Dobre to macie panie, ale już żem się najadł - odsunął od siebie michę, zaraz gdy tylko poczuł na sobie niepokojący wzrok. - No ja to podróżować bardzo lubię. Z miejsca na miejsce, lasami i polami. To jest życie... wolność i swoboda... brak ograniczeń. No i tu mnie, me nogi przyprowadziły też. A oni? Co ustalili se? W stronę Ubersreik poleźli? Czy gdzie w inną?
- A gdzie mnie to wiedzieć - tak po prawdzie to mina gospodarza mogła sugerować, że za cholerę nie ma pojęcia gdzie leży Ubersreik. - Tyle tylko, że w góry. Na zachód bardziej niż na południe, ale jakieś coś kreślili, stół papiryskami obłożyli... ale co ja mogę wiedzieć...
Liebert zaczął zdawać sobie sprawę, że wiele się od starca nie dowie. Pewniakiem całe swe życie spędził w okolicy swej chałupy, daleko dalej się nie zapuszczając. Przynajmniej był wciąż na dobrej drodze i o poranku będzie równy dzień drogi za nimi. Miał więc zamiar wstać, skoro tylko słońce zacznie oświetlać ziemię. Teraz położy się we wskazanym miejscu, jednak zadba o to, by wraz z nim spoczął miecz.
- Dziękuję gospodarzu za strawę. Pozwól, że spocznę już przy palenisku - obieżyświat starał się nie pokazywać, że w trakcie posiłku spostrzegł niepokojący wzrok gospodarza. Mimo iż w chacie powinien bardziej odpocząć, niż w namiocie na trakcie, to tej nocy z pewnością pozostanie ostrożny i nie odpocznie jak powinien. Przez dłuższy czas postara się leżeć z zamkniętymi oczyma, jednak będzie próbował powstrzymać sen.

Noc nadeszła na zewnątrz, jak i wewnątrz. Do ognia nie podrzucano już więcej, suche drewno było tu przecież rzadkim zjawiskiem. Gospodarz i jego żona wymienili jeszcze tylko kilka słów i położyli się spać i przy wygasającym ogniu Liebert usłyszał w końcu głośne chrapanie. Znużony podróżą nie mógł powstrzymywać snu w nieskończoność. W końcu odpłynął.
I dla niego samego prawie w tym samym momencie, został wybudzony. Zadziałało jednakże doświadczenie, nie głośność czy gwałtowność. Panująca ciemność pozwalała widzieć co najwyżej na odległość metra, a to i tak tylko i wyłącznie dzięki resztce żaru, który rozbłysnął trochę mocniej. Z trudem dostrzegł sylwetkę kucającą tuż obok jego własnego plecaka. Wyglądała na trochę za małą, by należeć do gospodarza.
Liebert instynktownie chwycił rękojeść swej broni i nim wstał wykonał nią zamach w kierunku sylwetki. Wykonał go jednak tak, by nie ciąć intruza, tylko zdzielić go obuchem miecza. Uderzenie też nie było bardzo mocne, tylko można by rzec dostosowane do wielkości zarysu sylwetki, którą ledwo co widział.

Wykonał to zadziwiająco celnie i szybko, ale za słabo, aby powalić niedoszłego złodzieja, który pisnął i jęknął, przewracając się na podłogę. Chrapnięcie z rogu pomieszczenia zabrzmiało głośniej, a włóczykij dostrzegł wyciągnięte w obronnym geście dłonie i dobiegł go cichy szept.
- Nie bij! Ja tylko... zabierz mnie ze sobą! Powiem ci wszystko co tamci mówili!
Nie miał pojęcia nawet z kim rozmawiał, prócz faktu, że musiała być to ta sama osoba, która wcześniej siedziała zawinięta w futra.
- Czemu chcesz uciekać? Tylko mów szybko i... cicho, bo zdzielę drugi raz - szepnął groźnie Liebert, przygotowując do ponownego ataku miecz. Z zaciekawieniem zerkał też na zarys i reakcję niewielkiej sylwetki.
Teraz z pozycji leżącej, gdy jego “oponent” już wiedział i widział jego ruchy, uderzenie mieczem nie byłoby takie proste. Ale pewnie tamten nie wiedział, bo cały czas osłaniał się rękoma.
- Nie bij! Ja tu nie chcę, on zły... kija często używa a... i inne rzeczy robi. Zabierz mnie, to powiem co wiem!
Szept był pełen emocji, ale pozostawał tylko szeptem, po którym ciężko było coś konkretnego poznać.
- Dobra, już spokojnie. Teraz nie pójdziemy, nie ma szans w nocy. Dla nas dwójki… śmierć na miejscu – wyszeptał Liebert. Masz możliwość rano odejść, czy skryć się gdzie? – zapytał. – Z samego rana wybędziemy wtedy, jak wszystko mi rzekniesz. Pilnujmy się noc całą. Zgoda? Ino gadaj jeszcze… czego chciał od rzeczy mych? – dodał na koniec groźniejszym szeptem. Wciąż nie podobało mu się spanie tutaj, lepszej alternatywy jednak teraz nie miał. Może, jeśli tamtemu rzeczywiście zależy na ucieczce, to zadba o Lieberta.
- Ja... - zająknął się. - On... znaczy ojciec... kazał... czy czego wartościowego nie ma...
Jąkanie było wyraźne, ale zauważalny był też sposób wyrażania się, lepszy niż ten pana Muchella.
- Dasz mu dwa srebrniki jak się przebudzi i powiesz, że reszta to tylko namiot i żarło. Rano coś wymyśl i dojdź do mnie. Będę czekał. Krótko. A teraz poszedł już - syknął Liebert.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172