Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-01-2013, 16:05   #81
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mordobij, tak jak reszta orków nudził się ile mógł. Starał się tylko aby nikt tego po nim nie poznał i od czasu do czasu odwiedzał przytarganego kowala aby go nastraszyć. Jednak i to nie dawało mu już zadowolenia. Był coraz bardziej poirytowany i coraz bardziej szukał zaczepki.

Gdy przechodził niedaleko wodza Crubnasha zauważył tam Ghajuka i Flakorwija. -A ty co Flakorwij? Strach cie obleciał? he he he... Wszyscy wiedzom że na orkowych chopaków nie ma siły. Nie waszne jak nas dużo i tak każdemu oklepiemy mordy he he he ...
 
SyskaXIII jest offline  
Stary 13-01-2013, 17:12   #82
 
Krognal's Avatar
 
Reputacja: 1 Krognal nie jest za bardzo znanyKrognal nie jest za bardzo znanyKrognal nie jest za bardzo znany
Niezbyt się Kogoshowi podobało to zbiegowisko. O goblina do bicia było ciężko. O dopchanie do żarcia ciężko. O obicie mordy komuś bez obicia własnej ciężko. A żeby się wyspać...? Kogosh nie przywykł do takich hałasów, zawsze trzymał się gdzieś na obrzeżach. Z tym większą zazdrością zerkał na Flakorwija... A tuż przed walką trzeba trzymać się swoich, bo nie wiadomo kiedy zabrzmi "Waaagh!" i w bój biec trzeba będzie.

Gdy usłyszał propozycję wodza wymamrotał tylko:
Obiu bym ryja spaczeńcowi jakiemu abo ludziofi. Abo zabrau te ich szpszenty do oblegowania wioskuf i pokozou jok sie morduje, o!
 
Krognal jest offline  
Stary 13-01-2013, 20:27   #83
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
- Nie śmniej siem ze mnie Mordobij, bo tobie zaraz pokasze co to znaczy siem kogoś bać - odpowiedział orkowemu towarzyszowi. Flakorwij nie bał się ludzi czy chaosu ale nie miał zamiaru walczyć, jeżeli walka jest z góry skazana na porażkę, jednak teraz nie miał co do tego pewności.
- Idziemy naftukać tym ludkom. Pokarze tobiem rze siem ich nie boje a na dodatek siem załorzyć moge, rze ubije wiencej ludkuf nisz ty.
 
wysłannik jest offline  
Stary 15-01-2013, 11:15   #84
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Droga do obozu Htag'a dłużyła się strasznie...Flakorwij nie był zbyt rozmowny podczas wędrówki, a to i dobrze bo Vagrahh nie miał ochoty na pogaduszki. Flakorwijowi dobrze poszło podczas walki z dwoma elfami i ludzkim druidem...i jakby od tej pory trochę urósł !?! Pełen wigoru zielonoskóry, szedł przed Vagrahhem i karczował krzaki i młode drzewka...czarny ork, choć ranny, starał się dotrzymywać kroku. Podczas drogi Vagrahh lizał dokładnie swe rany, goiły się dobrze, ale swędzenie jakie powodowały było dla czarnego orka gorsze niż elfi miecz wrażony w trzewia.

Obóz Htag'a robił wrażenie, nie ma co. Vagrahh widział się, oczyma wyobraźni, pod rozkazami wodza takiego jak Htag...kogoś kto potrafi zadbać o swych chłopaków jak trzeba. Crubnash ostatnio wkurzał Vagrahha, a to nie zwiastowało nic dobrego dla orka z Żelaznych Gór. W obozie aż wrzało od uwijających się w pracy orków...budzące grozę machiny wojenne były wspaniałe, orki Htag'a widziały co robiły. Vagrahh nie wiedział jak działają, ale podobały mu się bardzo. Maszyny były testowane na gobosach i to też czarnemu orkowi przypadło do gustu. Vagrahh uśmiechnął się i poszedł za Flakorwijem który zasięgnął języka i już kierował się do namiotu wodza orków z nad Wielkiej Wody.

W namiocie panował półmrok, ale nie dało się nie dostrzec zwalistego wodza Htag'a, leżącego w kłębowisku koców, szmat i całych bel błyszczących materiałów...pewnie zdobytych na podróżnych kupcach. Vagrahha trochę dziwił brak strażników przed namiotem Htag'a, ale jego zdziwienie pogłębił fakt pojawiającego się z cienia ogromnego ogra o imieniu Burbor, jak przedstawił go Htag. Flakorwij nawiązał już rozmowę z wodzem inżynierów, a Vagrahh w tym czasie wpatrywał się w Burbora i cieszył się w duchu że ran, zadanych, przez elfy, nie było widać gdyż zakrywały je futra któych Vagrahh używał jako zbroi. Burbor był gigantem...ale dla gobosa, od Vagrhha był wyższy tylko o kilka centymetrów. Choć wyglądał na takiego co to bronią posługiwać się potrafi to Vagrahh i tak do niego respektu nie czuł...podświadomie, czarny ork, czekał na starcie z uzbrojonym w maczugę ogrem. Spotkanie jednak skończyło się szybciej niż Vagrahh by przypuszczał. Htag wysłuchał opowieści Flakorwija i kazał Burborowi iść się odlać. Wódz z nad Wielkiej Wody nie miał wielkich rogów na hełmie i chyba miał to w dupie...ale zbroję i broń miał na pewno lepsze niż Crubnash i pewnie o tym wiedział...~ tylko patrzeć jak ten chciwy, leniwy i opasły Crubnash też takie będzie chciał. Pomyślał Vagrahh. Htag zgodził się na plan Crubnasha, ale zaznaczył że on będzie kierował niszczeniem murów i oblężeniem jeśli takie będzie. Vagrahh i Flakorwij dostali pozwolenie by najeść się do syta...a różności jakie były im podane przez gobosy były doskonałe...grzyby, tłuste koźle i kawał ludzkiego mięsa, a do tego po miarze piwa z Cuchnącego Grzyba...~ o takich jadłach ten parszywy Crubnash może tylko marzyć. Dotarło do myśli Vagrahha że... ~ chyba Crubnash źle wodzuje, my takich żareł nie mamy. W drodze powrotnej myśli Vagrahha krążyły, ...~ kto winien jest że nie mamy co żreć, a chłopaki Htag'a żrom ile siem da? Crubnash źle dowodzi...trza siem go pozbyć, albo nad Wilekom Wode iźć i drużynem Htaga najechać, łupy co by zabrać i siem najeźć do syta.

-...no nie? Powiedział na głos Vagrahh i dopiero wtedy zrozumiał że wcześniej nic nie mówił...wybiegł za bardzo myślami i szukał wsparcia we Flakorwiju.

- ...że co? Odpowiedział pytaniem Flakorwij, nie wiedział o co chodzi Vagrahhowi, albo nie słyszał całego pytania, albo go nie było.

Vagrahh nie wiedział co powiedzieć, prawdą nie mógł się podzielić, tą o swoich planach i przemyśleniach o Crubnashu...z drugiej strony nic do łba mu nie przychodziło, więc rzucił to co każdy ork, jak nie wie co powiedzieć.

- Gówno! Vagrahh zaczął się tubalnie śmiać, Flakorwij dołączył z gromkim śmiechem i razem, we dwóch, idąc przez las do swego obozu, śmiejąc się jakby Vagrahh powiedział właśnie najlepszy dowcip na świecie...było im lekko...bo to pewnie był najlepszy orkowy żart.

***

W obozie trawały już przygotowania do najazdu na pobliskie miasto. Vagrahh i Flakorwij wrócili jako ostatni...Wielka Woda była najdalej. Opowieść Kogosha nie spodobała się Vagrahhowi...dwa gobosu u władzy, a wódz Trutta ubity przez te dwa pomioty co z pod skóry kapelusza grzyba wylazły, kontrolę przejeły...nie było dobrze. Snuff wydawał się zadowolony z takiego obrotu rzeczy. Tak czy inaczej, Brunno i Grunno, bo tak zwały się te dwa gobosy, obiecali się stawić ze swoimi jeźdźcami na zembaczach, ale wiadomo, jak to gobosy, kto wie czy przybędą...to zdradliwa rasa, którą każdy ork powinien mieć w najniższym poważaniu. Mordobij z Ghajukiem również przynieśli dobre wieści i Vagrahh był zadowolony że wódz Quera przybędzie ze swoimi chłopakami. Wyglądało na to że plan Crubnasha wypali...a to natomiast wypalało dziurę w trzewiach Vagrahha...bo już myślał żę Crubnashowi się nie powiedzie, ale na to będzie jeszcze szansa. Orki i gobliny tłumnie stawiały się w leśnym obozie Crubnasha, wkrótce miał nadejść dzień końca dla ludzi w Dietershafen, jak zwali to miasto ludzie. Vagrahh również rozpoczął szykować się do tego wydarzenia.

***

Stos ciał goblinów i orków był już dosyć wysoki zanim nadszedł dzień kiedy Crubnash, Quera, Htag, Brunno i Grunno, podjeli decyzję o wymarszu. Zwiadowcy przynieśli wieści że miasto ludzi jest już w kleszczach wyznawców chaosu...ruszyły grupy zwiadowców, za nimi odziały orków, a na końcu machiny Htag'a. Pochód nie trwał długo, jedank po tym jak orki zasadziły się na chaośników nadszedł czas oczekiwania który ciągnął się jakby w nieskończoność. Vagrahh i jego chłopaki byli w pobliżu tego parszywego Crubnasha, przez co ominęła ich zabawa jaką mieli zwiadowcy, ci ostatni, kilka razy potykali się z wyznawcami chaosu, grupami maruderów, które zapuściłu się gdzieś zbyt głęboko w ostępy leśne. Ofiarami grupy zwiadowców na wilkach, padła również drużyna ludzi wędrująca do miasta z odsieczą dla obrońców...jednak nawet gdyby ludzie dotarli do miasta i tak by nie pomogli, chaośników było zbyt wielu...ale o tym ludzie z oddziału nie wiedzieli, zresztą, jakie to ma znaczenie, ważne że chlopaki mieli co jeść. Orki przechwalały się, a Vagrahh był faktycznie zazdrosny, chciał walczyć, rwać i rąbać, a musiał tkwić blisko Crubnasha, Gork i Mork, wiedzieli jedynie czemu tak zawszony wódz Crubnash zarządził.

- E chopaki! Nie nudzita siem? Bo ja siem jusz nudzem. Morze choćby i spuśćmy łomot tym walnientym ludkom ze spaczni i sami siem rozłószmy i gobociskami rozpiepszmy te móry? Co na to myslita?! Powiedział Crubnash wkońcu.

Wszyscy zaczeli wyrażać swoje zdanie, jednak większość była za tym by na miasto ruszać już zaraz i brać szturmem najpierw atakujących, a później obrońców. Vagrahh też był za tym by ruszać do walki i nie kryć się jak gobos po lasach już dłużej.

- Ruszać trza na nich, żarło siem kończy, bedziemy sami siem pożerać jak tak dalej pójdzie. Inne wodze już siem pewnie do sztrumowania bramy szykujom, to pewne jak to że goblin nie umi pływać jak siem mu rence i nogi urwie. Ja bym nie czekał już nic...trza bić i rombać, wszyskich, jako leci, a nie siem kitrać po krzaczorach jak srajoncy gobos. Vagrahh dorzucił do rozmowy, specjalnie w każdym słowie chciał podważyć autorytet Crubnasha, braki w pożywieniu i fakt że chowają się jak elfy po lasach, a nie atakują jak na orczą watahę przystało. Czarny ork miał jedynie nadzieję że albo Crubnash jest na tyle głupi że nie zrozumie co powiedział właśnie Vagrahh, a kapitanowie Crubnasha odwrotnie, pojmą słowa Vagrahha. Grok i Mork, teraz oni nad wszystkim trzymają pieczę.
 
VIX jest offline  
Stary 18-01-2013, 16:51   #85
 
Craig Un'Shalach's Avatar
 
Reputacja: 1 Craig Un'Shalach nie jest za bardzo znanyCraig Un'Shalach nie jest za bardzo znany
Snuff przez całe to siedzenie i czekanie zaczął się denerwować, więc dla wyładowania złości wnerwiał pojedynczych orków, którzy potem go z pasją ganiali. Raz nawet dostało się szamanowi po głowie przez co musiał trzymać się z daleka od obozu by nie zostać wrzuconym do kotła. A nie chciał skończyć jako potrawka dla głupich orczych cymbałów. Postanowił więc ten czas w odosobnieniu spędzić na poszukiwaniu różnych sposobów na uprzykrzenie życia Chaotom i ludziom z miasta.
Kiedy wielki wódz Crubnash zarządził w końcu atak, to Snuff akurat siedział w pobliżu zbijając bąki. Goblin uradował się słysząc te słowa jak i reszty bandy. Wreszcie będzie okazja do bitki, no i nie będzie musiał się pilnować, bo jakiś ork mógłby go rzucić do gara.
- Tjak! Zabijmy tych spaczniowych ludkuf! Ide z wami! - zaskrzeczał szaman z ekstazą.
 
Craig Un'Shalach jest offline  
Stary 24-01-2013, 22:03   #86
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Orkowie ruszyli. Głupie spaczoludy przecież nie potrafiły zdobyć tego miasta. Zawodowcy musieli wziąć sprawy w swoje ręce. Szarża dzikowej kawalerii momentalnie przerwała linie obrony obozu chaotów spychając ich w stronę morza. Co prawda ich oddziały nie zostały całkowicie rozproszone, jednak linia przesunęła się o dobrą milę. Teraz miasto ludzi było atakowane z dwóch stron na prawdę potężnymi siłami. Ludzcy obrońcy zmieniali się na murach co chwilę. Dzień i noc umierali ludzie, gobosy, orkowie i chaośnicy. W końcu mury zostały przerwane. Głazo i gobociski spisały się idealnie. Fajnie wyglądało, jak jeden z wystrzelonych goblinów trachnął w mur i mu nogi urwało, ale poleciał dalej. Krzyczał tak, że go słychać było po całym obozie i jeszcze w lesie nawet. Niektórzy orkowie też dali się wystrzelić. Przecież oni są wytrzymalsi i na pewno jak wpadną na mury to zrobią wielką siekę.
Gdy w murze zrobiła się już spora wyrwa, obydwie siły atakujące rzuciły się do miasta. I kolejna potyczka... obrońcy wyszli z tego najlepiej. Po prostu stali i strzelali sobie do napastników, jak do kaczek.

Orkowie jednak duży szybciej zebrali się po tej walce. Momentalnie wdarli się do miasta i rozpoczęli grabież. Ludzie byli tak słabi, że nawet nie bardzo stawiali opór. Wykorzystując tę okazję, chaosowi też uderzyli. Kolejna potyczka. Tym razem w środku miasta.

Warhammer Online Cinematic Trailer - YouTube

Tymczasem chłopaków Crubnasha spotkało wielu przeciwników... każdy miał kogoś idealnie dla siebie.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 27-01-2013, 09:44   #87
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Crubnash podjął decyzję i inaczej być nie mogło, chłopaki rzucili się do ataku z zarośli, jak zielona szarańcza na żer. Wyłom w murze zachęcał by wedrzeć się do środka i zasiać rzeź, jakiej jeszcze ludzkie plemiona nie widziały. Flakorwij wskazał na mury i nawet z takied odległości dało się dostrzec sylwetkę człowieka odzianego w stalowy pancerz i hełm, ozdobiony pióropuszem. Kiełrwij uznał że Flakorwij obrał dobry cel na atak, wart walki i trofeum.

- Dobre, Flakorwij tam se coś upatrzył pomiendzy ludami, jego pomysła zrobim, rozumieta? Vagrahh zwrócił się do orków stojących obok. Wszyscy czekali jakiegoś znaku, może Crubnasha, może Vagrahha. Czarny ork spojrzał w prawo i lewo. Inni kapitanowie właśnie rozdawali komendy...czas był ruszać do ataku.

Na twarzy Flakorwija zawitało coś w rodzaju uśmiechu, ledwo widocznego, za to jego błysk w oczach świadczył o zadowoleniu.

- No to bendzie trachu! Ten schowany w cienszkiej blasze ludzik jusz nie dycha ale jeszcze o tym nie wie. A te pacynki obok to som na rombniencie toporkiem, ale mosze być ubaw. Flakorwij poprawił i tak dobrze leżącą w dłoni tarczę, pokiwał lekko głową - Idziem? - zapytał reszty. - Kogosh, ino siem nie wyromb podczas szarży. - zaśmiał się Flakorwij.

Ślepia Kogosha starały się śledzić przeciwników z prawej, z lewej i tych z przodu, a czasem i do tyłu zerknąć.

- Za dużo ich. Trzeba upatrzyć jednego i temu łeb urwać. Później następnemu. O tak! To dobry plan. Vagrahh przemówił i Kogoshowi spodobały się jego słowa. Mniej przypadła mu do gustu docinka Flakorwija ale nie był w stanie błysnąć żadną elokwentną ripostą więc mruknął - Chyba Ty! I pobiegł bić po łbach ludziuf.

***

Martwy ork, którego Vagrahh użył jako tarczy, sprawował się świetnie. Już przy wyłomie, czarny ork zrzucił z siebie ciało pobratymca, nie przejął się zbytnio faktem że wyglądało ono jak jeż. Strzały obrońców miasta pokrywały niemalże całe plecy orczej pawęży. Vagrahh chwycił mocniej swój dwuręczny topór i ruszył jak najszybciej potrafił przez gruzowisko. Było ono całe zasłane trupami, ludzi, orków i różnej maści wyznawców chaosu. ~ Tyle żarła. Przeszło przez łeb orka, kiedy patrzył na ciała zabitych. Głód jaki czuł Vagrahh był okrutny, krew wrzała w nim do walki, ale czarny ork dał radę po drodze oderwać ludzkie ramię i wepchnąc je do pyska. Odgryzł kawał mięsa i odrzucił resztę...krew oblizał i przyspieszył biegu. Wpadł za rumowisko i...natknął się na barykadę. Ludzie widać widząc co się dzieje z murem, ustawili kordon z wozów, skrzyń, beczek, drewnianych i żelaznych płotów. Vagrahh nie wbiegł w granice miasta pierwszy. Orki z oddziałów innych hersztów były także wewnątrz. Wspinały się już na barykady i przeskakiwały na drugą stronę. Vagrahh wściekły ruszył ze swoją watahą w tą samą stronę. Wiedział że jego orki są z nim choć nie widział wszystkich. Kogosh i Flakorwij, wściekli, w bitewnym szale dorównywali szybkości czarnego orka z Żelaznych Wzgórz...Vagrahh był pod wrażeniem...lub czemuś takiemu, na orczy sposób, podobnemu.

Vagrahh zatrzymał się przed barykadą i obejrzał za siebie. Setki, jeśli nie tysiące orków właśnie przepychały się przez wyłom w murze. Kiełrwij poczuł przypływ odwagi, widząc że tylu zielonoskórych wojowników naciera do walki. Odwrócił się w stronę barykady i wskoczył na nią...zaczął przedzierać się przez labirynt ostrych sztachet i metalowych prętów. Flakorwij juz przeskakiwał na drugą stronę, kiedy Vagrahh zobaczył Kogosha węszącego coś na jednym z wozów, ustawionych w barykadzie.

- Kogosh...co wenszysz? Czujesz co? Vagrahh z trudem zdobywał się na słowa...zapach krwi i obietnica mordu utrudniały, myślenie i mowę.

- Tu co jest nie tak, Vagrahh, czuje smród, dziwny jaki. Kogosh potarł łapą ściankę wozu i oglądał przez chwilę błyszczącą ciecz na swojej łapie.

Vagrahh przyglądał się temu przez kilka uderzeń orczego serca. Wtedy, wszyscy będący na barykadach zauważyli to...kilka lecących, w stronę barykad, łun ognia. Zapalone strzały nadlatywały od strony wąskiej alejki. Vagrahh zdążył spostrzec jeszcze jak zakapturzone postacie, po oddanej salwie, znikają za załomem budynku. Strzały wbiły się twardo w drewno oblane sowicie olejem i smołą. Kilku zielonoskórych siepaczy, padło pod gradem ognistych strzał. Na efekt nie trzeba było czekać długo...barykada pochłaniana przez jęzory ognia, pobierała swe myto w postaci martwych ciał wojowników Crubnasha. Orki choć świadome zagrożenia, patrzyły otępiale jak ich pobratymcy stają w ogniu. Ci którzy zajeli się płomieniami, skakali w górę zabawnie, co wzbudziło falę śmiechu wśród orków niezagrożonych żywiołem. Ci którzy byli na barykadzie, w tym Vagrahh i jego chłopaki, przynajmniej taką miał nadzieję czarny ork, skoczyli w stronę krawędzi...w stronę miasta. Od oddziałów żądnych krwi grzybich braci, oddzieliła ich ściana ognia. Vagrahh patrzył jeszcze przez ułamek chwili jak ci którzy przedarli się , ale dostali się w szalejący ogień, biegną przed siebie jako żywe pochodnie. Jedni, swymi zapalonymi ciałami podpalali drewniane budynki, inni padali na ulicach i tlili się śmierdząco, a ci ostatni, ci którzy na gębę Vagrahha przywołali wielki uśmiech...biegli w płomieniach i odbijali się od kamiennych budowli w towarzystwie chrupnięć ich pekniętych czaszek i ramion, po tylko by paść martwym w chwilę później.

Kiełrwij nie miał pojęcia gdzie biec...parł przed siebie, sądząc że kieruje się w kierunku centrum miasta...ale tak tylko myślał...prawda była zupełnie inna. Środek tego ludzkiego obozu miał dla Vagrahha wielkie znaczenie...czarny ork tam spodziewał znaleźć najlepsze i największe łupy. Kolejne, głośne, - Waaagh, towarzyszyło Vagrahhowi w biegu...wsparte okrzykami zapewnień jego chłopaków, że są z nim, napompowało w żyły Vagrahha siły pierwotnego mordu. Vagrahh przebiegał własnie obok wylotu małej, bocznej alejki, kiedy wybiegło prosto na nich małe stadko trzody, w sam raz na przekąskę...lecz nie dziś, dziś można było tylko mordować, najedzą się później. ~ Trzoda. Jak Vagrahh nazwał w myślach, grupę kobiet, dzieci i młodych mężczyzn, uzbrojonych we włócznie i miecze, stanęła jak wryta, kiedy wyrosły przed nimi postacie odzianych w stal i futra, wojowników Crubnasha. Vagrahh chciał wydać rozkaz ataku, ale chłopcy już zaczeli swe dzieło. Flakorwij, jak szaleniec rąbał siekaczem na prawo i lewo, odseparowane od ciał ludzkie członki leciały wysoko i spadały krwawym deszczem. Kogosh, rozrywał klatkę jednego z mężczyzn gołymi łapami... nie zajeło mu to więcej jak zjedzenie małego Trędo - grzybka, a już był przy swym następnym celu ataku. Vagrahh nie chciał być gorszy. Małe dziecko, które siadło i zakryło swe oczy płacząc, Vagrahh po prostu wdeptał w ziemię, kiedy podbiegł do uzbrojonego we włócznię mężczyzny. Drzewce broni odbite zostało na bok, a Blachobij Vagrahha, przepołowił człowieka na dwoje. Zaraz obok, na kolanach modliła się kobieta...głośno, szybko i przez płacz. To tylko rozzłościło czarnego orka, który chwycił starowinkę za ramię, po czym oderwał je razem z prawą piersią płaczliwej starowinki. Kobieta w niesamowitym krzyku, padła na brukowaną ulicę, wykrwawiając się w mgnieniu oka. Kiełrwij od razu poczuł się lepiej. Ta rozgrzewka była dla orków cudownym wstępem do ataku na miasto...choć ofiarami były głównie kobiety i dzieci, to jednak, orki cieszyły się z zebrania takiego śmiertelnego żniwa. Vagrahh ruszył przodem...obok siebie widział biegnących towarzyszy, za soba słyszał kroki reszty chłopaków. W mieście było pełno dymu, a poblask pożaru, dochodził prawie z każdej alei...wszystko to było tylko podkładem pod kakofonię wrzasków zabijanych przez orki ludzi.

Orki z innych band łupiły w tym czasie co mogły. Kiełrwij widział jak zielonoskórzy wywlekają z domów ludzi, mordują ich i plądrują domostwa. W czarnej duszy orka pojawiła się zazdrość i chęć łupów...choć planowali teraz zająć się rzezią, to jednak ciężko było przezwyciężyć chęć posiadania, jakże przydatnych orkom, ludzkich własności. W kolejnej alei, do której wbiegł Vagrahh z chłopakami, toczył się spór...spór pomiędzy chłopakami Htaga a wojami Crubnasha. Już z daleka słychać było że chodzi o głowy ściętych tu krasnoludów. Ciała khazadów leżały wszędzie zdekapitowane. Głowy wojowników, tej przeklętej przez orki rasy, leżałe rzucone na nierówny stos.

- Ty szczochu goblina..te kurduplaki nam siem należom, rozumisz, tu sntolindzka pało? Wykrzykiwał głośno niski ork uzbrojony w siekacz i długi, zębaty sztylet.
- To...dobrze gadasz Naglak...wy Htagowe ciołki, zrywajta ztond, tera bo siekacze wam w gemby wsadzimy. Wsparł go szeroki w barach ork z zakrwawioną gębą i brakiem lewego oka, które stracił pewnie w przeciągu ostatnich kilku chwil.

- Taaa...dobra...te te kurduplowe baniaki wasze som, tak? ...niech bedzie, ale wasze zawszone ryje bedom nasze. Odpowiedział postawny ork o ciemnozielonej skórze, z wyrytym znakiem wodza Htaga na tarczy...powiedział to po czym z głośnym Waaagh! ruszył na chłopaków Crubnasha, a za nim reszta ferajny mu przychylnej.

Vagrahh i jego chłopaki, spoglądali na to z odległości kilku kroków z doskoku. Za crubnashowymi powinni skoczyć, wiadomo, nie trzeba było, ale jak wódz zarządzał Waaagh! to ze swymi trzymać należało. Vagrahh jednak uważał że Crubnash na wodza wielkiego Waaagh! się nie nadaje...tak zresztą jak każdy inny wódz w tej bitwie udział biorący. Czarny ork porządał trofeów...głów krasnoludów. Przez skórę czuł że jego wataha też je chce dostać. Kiełrwij zrobił jedyną rozsądną wtedy rzecz...krzyknął do swych chłopaków.

- Głowy tych brodaczy nasze bedom...wyrżnijta wszystkich...wszystkich, jak pod siekacz wpadnom. Waaagh! Vagrahh uniósł swójego dwuręcznego Blachobija ponad łeb i zaszarżował na dwie wyrzynające się wzajemnie grupy. Zgraja orków ruszyła za nim. Wpadli jak burza pomiędzy dwie watahy. Orcza krew, ciemna, czerwona, lała się strumieniami. Vagrahh nie miał czasu patrzeć co robią inni, sam miał łapy pełne roboty.

***

Ciała zmasakrowanych orków leżały rozrzucone po całej alei, przemieszane z ciałami krasnoludów. Zmiecione z powierzchni ziemi orki, nawet nie wiedziały za dobrze co się wydarzyło...i to je kosztowało życie. Gork i Mork przychylnie dziś spoglądali na Vagrahha i całą kompanię. Od momentu kiedy opuścili zarośla przed miastem, przez przedmurze i barykadę, aż po ludzki, śmieszny oddział milicji i te dwie bandy zielonych...z najbliższego otoczenia Vagrahha nikt nie zginął i nawet nie był poważnie ranny. Vagrahh był dumny...miał nadzieję że teraz bogowie nie odwrócą od niego i reszty siepaczy swych zębatych pysków.

Chyba bez wyjątków...każdy kto bił się przed chwilą z jedną z band Htaga i Crubnasha...rzucił się do stosu ściętych, krasnoludzkich głów. Kiełrwij sam przepchnął się przez ciżbę orków i goblinów by wyłowić jakieś ciekawe kąski, które przyozdobią dumnie jego pancerz, płaszcz lub pas. Orki warczały na siebie i przeklinały, kłótnie były ostre, a ostrza noży wędrowały blisko gardeł tych którzy byli zbyt chciwi. Czarny ork, sam wybrał trzy pękatę, khazadzkie łby i przepchnął się spowrotem na środek alei. Brody krasnoludów posłużyły za rzemienie i tak trzy trofea, do których zdobycia Vagrahh włożył tyle energii, zdobiły już pas po lewej stronie...starannie przywiązane. Kiedy tylko podział dobiegł końca, grupa była gotowa do dalszej drogi przez miasto. Broń i ekwipunek, zebrany z ciał poległych orków, został rozdzielony między zwycięską grupę...oczywiście nierówno, co zaowocuje pewnie kilkoma trupami orków później...kiedy tylko znajdą one chwilę by się wzajemnie pozabijać, to znaczy dogadać i podzielić łupy.

***

Vagrahh był pewien swego...wiedział gdzie biegnie, aż do tej pory. Kolejna alejka, kolejny zakręt, kolejny budynek w płomieniach....Vagrahh zgubił się. Miasto nie było duże, ale jego budowa wymykała się umysłowi orka, nienawykłemu do tego że krajobraz może przesłaniać tyle budynków, a lasu nie ma w zasięgu wzroku. Fakt że nie był to orczy obóz, złożony z kilkudziesięciu szałasów, zaczął mieć swoje znaczenie i budził dziwne uczucie w trzewiach Vagrahha. Jednak trud myślenia poszedł precz, kiedy za kolejnym, małym placem z fontanną, w miejscu gdzie ulica robiła się szersza, Vagrah z watahą natrafili na wybiegający zza rogu oddział ludzi. Ta grupa była jednak inna od poprzedniej. Ludzie byli dobrze uzbrojeni i wyszkoleni. Prowadził ich zakuty w blachy wojownik, w hełmie przyozdobionym piórami. To był ich cel, ten który obrał Flakorwij, ten którego widać było z przedmurza. Jakież były szanse by odnaleźć się z tym konkretnym wrogiem, w tym oblężonym mieście...niewielkie, a jednak znów Totem nie zawiódł zielonoskórych, bogowie związali losem te dwie grupy. Teraz pewnie Gork i Mork czekali wyniku starcia, nie można było pozwolić by się nudzili.

Odziany stalą, ludzki wojownik rzucał komendy na prawo i lewo, a wszyscy będący z nim żołnierze wykonywali jego rozkazy bez zwłoki. Byli chyba tak samo zaskoczeni spotkaniem z orkami, jak Vagrahh z nimi. Jednak jak na ludzką zgraję co miała zaraz gryźć piach, zachowywali się nadzwyczaj pewnie i bojowo. Kiełrwij nie pamiętał już kiedy ostatni raz widział ludzi szarżujących na oddział orków, ale ci właśnie to robili i czas było przejść od myśli do czynów.

- Na nich...jeńców nie bieszta! Vagrahh krzyknął i rzucił się na jednego z szarżujących na niego strażników miejskich. Szarża orka spotkała się z szarżą człowieka. Dwuręczny topór przeciwko ludzkiej włóczni i mieczowi. Vagrahh poczuł że los zadrwił sobie z niego...poczuł to wtedy kiedy spojrzał na poszerzającą się plamę czerwieni na futrze którym był odziany...broń człowieka przeszła przez zasłonę Vagrahha i wraziła się boleśnie w ciało. Jednak dzień nie był jeszcze stracony...Blachobij spadał właśnie na łeb ludzkiego wojownika.

- Waaagh! Gooork, Mooork! Waaagh!!! Krzyczał Vagrahh Kiełrwij, a oczy jego zaszły krwawą mgłą.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 27-01-2013 o 11:28. Powód: Literówki...jeszcze ich pewnie więcej znajdę jak przeczytam ponownie.
VIX jest offline  
Stary 27-01-2013, 13:58   #88
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Waaagh!!! Brać ścierwo, kryć się przed ludziowymi szczałami. Gobosy tera albo piersze lecita na wyłom albo za naszymi plecami sie trzymajta!!! Waaaaagh! Vagrahh schylił się i podniósł ciało orka, naszpikowane było ono ludzkimi strzałami. Przerzucił je przez ramię, choć lekkie nie było i spowalniało bieg, to napewno częściowo chroniło przed wrogim ostrzałem. Kręgosłup martwego orka trzasnął, kiedy ten przerzucony został przez bark. Vagrahh krzyknął i ruszył biegiem naprzód.
- Waaagh!!!

Ruszyli szarża na wroga. Flakorwij nie bał się zbytnio strzał ale na wszelki wypadek zasłonił się swoją ogromną tarczą zasłaniając prawie całe ciało. Flakorwij nie dbał o to czy gobosy zastosują się do planu Vagrahha, sam ciągle biegł na przeciwnika.
- Waaagh!

Gnany chęcią pokazania co to on nie potrafi, ruszył prawie na samym przodzie ataku. Zaraz za Vagrahhem, który świetnie chronił przez nadlatującymi strzałami. Dostrzegł już ofiarę, którą chciałby zamrodować z przyjemnością. Gdy tylko znalazł się dość blisko, ruszył w kierunku jednego ze strażników, by pokazać mu prawdziwe orkowe mordobicie.

Mordobij pełen Uśmiechu na twarzy ruszył ze wszystkimi, nie miał zamiaru stać i patrzeć aż pozostali wybiją wszystkich ludzi i dla niego nic nie zostanie. Tym razem nie miał zamiaru patrzeć jak to Flakorwij zbiera laury. Tym razem miał zamiar zabić więcej niż pozostali. A nadal miał w głowie wizję wytyczoną planem, który ułożył razem z Ghajukiem.

***

Mordobij długo czekał na bitke. Gdy wszyscy ruszyli do ataku Ork nie miał zamiaru czekać na efekt końcowy. Widząc strażnika szarżującego w stronę głodnego krwi orka ten odpowiedział tym samym. Rozpoczęła się wymiana zdań broni. Trafił swój na swego, zarówno ork jak i człowiek nawzajem parowali i unikali ciosów. Walka była wyrównana, jednak efekt końcowy był znany. Żaden człowieczek nie wygra z Waaaaghh!!
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 31-01-2013, 17:35   #89
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Orkowie ruszyli do boju po raz kolejny. Flakorwij nie potrafił sobie wyobrazić czy jego przeciwnik właśnie sra po gaciach na widok szarży orków czy może jest pewny swojej wygranej, w końcu mieli przy swoim boku żołnierze kogoś, kto przynajmniej wyglądał na rycerza, jednak wielkie i potężnie brzmiące orkowe Waaagh! na pewno dawało do myślenia.
Gdy przyszło do walki Flakorwij nie skupiał myśli na niczym innym jak na walce, na niczym innym w tym momencie też nie umiał się skupić. Były widoczne tego rezultaty. Przeciwnicy wybiegli na spotkanie orkom ale żołnierz, który obrał sobie za cel Flakorwija, nie trafił orka a Flakorwij miał więcej szczęścia i rąbnął swoim siekaczem żołnierza w korpus na tyle mocno na wróg upuścił sporo krwi.
- Waaagh! - dodał ork czekając na ruch przeciwnika.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 31-01-2013, 23:43   #90
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Ghajuk łaził po polu bitwy szukając se celu. Znalazł. Typka w dziwnej opończy. I wtedy pojawił się plan. Wziął zbiornik nafty, pochodnie i obie rzeczy ciepnął na ową szatę. Pochodnia idealnie doleciała...jeno zapalić nie miała co - bo garnek pieprznął o okoliczne drzewo. Tamtego trochę tylko przy smaliło. I wtedy się okazało że to magik. Tzn okazało się chwilę później gdy magiczne żądło pierdzielneło Ghajuka tam gdzie bardzo boli.

Ale był twardym goblinem. O!Nie takich on. Wziął dzidę i jak nie rzucił to hej! Przyszpiliło. Na szczęście w międzyczasie tamtemu czar nie wyszedł ale to na pewno ze strachu przed majestatem goblina, o!

Widząc swój wielki sukces i maga przybitego włócznią...Ghajuk zapominał że ma miecz i ze szpadlem w dłoni rzucił się odciąć mu łeb. Niestety tamten wstał. A Ghajuk potknął się, zaś szpadel wyśliznąwszy się z rąk poszybował pięknie - i wbił się w plecy innego goblina Phrusa. Pekinie i centralnie, prosto w łeb. Zaskoczony Ghajuk zwolnił...i dostał nożem w klatę. Padł. Żywy lecz nieprzytomny niemal. Mag prychnął i oddalił się pędem.
 
vanadu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172