Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2013, 17:38   #171
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Co do jasnej cholery? Co... się stało? ... ... ... hę? Że co, po co mnie po gębie lejesz, przecież już żem oczy otworzył. Helvgrim odganiał machnięciami swej lewej ręki troskliwego Ketila. Ten ostatni odnalazł Helva w zaroślach i wymierzył mu solidny policzek, tak na powitanie. To było niestety potrzebne, Sverrisson szybko przypomniał sobie co się stało, a potwierdzeniem całego zajścia był ogromny i bolesny siniak na twarzy. Krasnolud chciał wyjść z zarośli ale czuł się jak pijany. Zataczał się od lewej do prawej strony, po kolana grzęznąc w bagnie.

- Ahhhh! Do licha! Krzyknął Helvgrim i wszystkich oczy zwróciły się w jego stronę. - Niech przepadnie ta bestia przeklęta na zawsze, niech bogowie zmiażdżą ją swym młotem. Tę zniewieściałą, krótkobrodą córkę trolla i kanałowego szczura. Unbara ar' Zaki or Aldrhu'ah on Baraz. Przeklinam cię... przeklinam cię... przeklinam cię po trzykroć. Helvgrim szalał z nienawiści, uderzał dłońmi w lustro wody. Zanim doszedł do siebie trwało to trochę. Wszyscy patrzyli na niego zdziwieni, ale pewnym było że domyślali się co tu zaszło. Krasnolud postanowił oświecić ich jednak o całym zdarzeniu w kilku słowach.

- Bestia przyszła z wody, żadna nowina co? Rozpoczął khazad, a jego oczy były przekrwione i o wściekłym wyglądzie, mówił przez zaciśnięte zęby. - Stawiliśmy jej czoła... a ty... ty uciekłeś tchórzu! Krzyczał krasnolud w stronę Setha i wziął go na celownik wyciągniętej ręki oraz oskarżycielsko wskazującego palca. - Ty wredny, paskudny tchórzu... pijący brudną wodę szczochu. Helvgrim wygramolił się wreszcie na brzeg i podniósł miecz którego użył przeciwko ośmiornicy.

- Chciałaś mnie zabić i co? Poczwaro, zabrałaś miecz moich przodków, tego ci nie daruję! Skoro tak to weź i ten. Helvgrim wygrażał bronią w stronę jeziora po czym z całej siły cisnął znalezionym mieczem w wodę. Ostrze po krótkim locie wpadło w odmęty błotnistego jeziora. Mokry, ranny i zmęczony krasnolud schylił się i podniósł kamień o ostrych krawędziach, zacisnął go mocno w dłoni i ruszył przed siebie mówiąc w złości.

- Elfia zdzira nie pomogła, nie zdziwiłem się... uciekła tam. Helvgrim wskazał na wejście do jaskini. - Łowca Krieger też tam musi być. Khazad ruszył w stronę wejścia, ku Ustom Morra. Był wściekły, a strużka krwi sączyła się z pomiędzy zaciśniętych nerwowo warg.

Helvgrim szedł i wspinał się, nasłuchiwał i węszył... wiedział że musi dopaść tchórzliwego elfa... a jeśli dane mu będzie wrócić, postara się by ludzie w Faulgmiere poznali się na osobie Setha Reizabara. Fakt że dołączył do nich Bram ucieszył Helva na kilka chwil... miał za dużo na głowie by myśleć teraz o kowalu i jego przewinach lub żeby mu gratulować wolności... a jednak koniec końców dobrze że Wiegers był wolny. Ketil, Gereke i Gustav przyszli Helvgrimowi z pomocą. ~ Dobre chłopy. Przeszło przez myśl Helva... wiedział jednak że nie zaryzykuje ich życia w starciu z bagienną ośmiornicą, a ta ostatnia stała się teraz głównym celem w życiu Helvgrima. Kiedy tak o tym myślał, ręce khazada pokryły się krwawiącymi ranami. Sverrisson się nie oszczędzał, wspinał się i szedł na czworaka tam gdzie mogło to zdobyć kilka chwil i zbliżyć go do zdradliwego elfa. Krasnolud musiał wyładować swój gniew, najlepiej na tchórzliwym pomiocie orków, dwulicowym elgi. Nawet fakt że pustelnik okazał się człekiem który mówi równie dobrze jak słyszy nie zrobił większego wrażenia na Helvie... ważne że brodaty olbrzym znał drogę. Teraz tylko to się liczyło. Zemsta. Jednak na drodze do odebrania zaległego długu krwi stanął wartki nurt rzeki. Helvgrim szedł bez słowa, wsłuchiwał się jedynie w to co mówią inni i starał się poskładać do kupy wszystkie informacje, jednak raz po raz jego myśli wędrowały ku potężnej ośmiornicy i zdradliwej elfiej kobiecie, zresztą, podobne zdanie khazad miał o ludzkim łowcy czarownic, Kriegerze.

Ocena sytuacji której podjął się kuzyn Helvgrima Ketil była trafna. Lina znacznie pomogła w przeprawie na drugą stronę rzeki. Hurgan szybko znalazł się na drugim brzegu a Helv asekurował go przez ściąganie liny jeśli zaszła taka potrzeba. Kiedy wszyscy już przeprawili się na drugi brzeg, Sverrisson odwiązał linę i przewiązał ją w pasie, po czym wskoczył do wody i płynął walcząc z prądem, raz za razem ściągany to nurtem w dół rzeki, to za sprawą swych towarzyszy i liny w górę przeprawy. Po drugiej stronie zalegały stosy beczek i skrzyń. Helvgrim usiadł i odpoczywał po ciężkiej próbie przepłynięcia rzeki, skrzynia o którą się opierał kryła zacny skarb. Helv roztrzaskał wieko za pomocą kamienia który wciąż niósł ze sobą i wyjął ze skrzyni butelkę mocnego trunku... odkorkował i pociągnął z niej duży łyk. Wstał na równe nogi, poprawił kolejnym łykiem brandy i ruszył przed siebie. - Rzućcie okiem w tę skrzynię. Dodał jedynie do swych towarzyszy.

***

Kiedy cała grupa odnalazła prawie martwego Matthiasa Kriegera, Helvgrim wypił już połowę butelki mocnej gorzałki. Ukoiło to nieco jego nerwy, ale nie miał zamiaru ratować łowcy czarownic... na pewno nie teraz, tym bardziej że łowca chciał by go tu zostawić. Jeśli bogowie pisali mu życie to przetrwa na tyle długo by pomoc dla niego nadeszła. Helvgrim wcisnął rannemu łowcy w dłoń butelkę brandy i odszedł w stronę łodzi.

W czasie podróży, Sverrisson dziarsko stał na dziobie łodzi z kamieniem w dłoni. Kasnoludy północy nie były zwolennikami głębokiej wody, ale wiedziały jak z nią pracować, szczególnie pod ziemią. Podziemne rzeki i jeziora, zmiana biegu strumieni i używanie potęgi wody w górnictwie... to wszystko znał byle khazadzki młokos, może nie znał tajemnic inżynierów, ale wiedziało się to i owo. Jednak teraz nie to było w głowie Helvgrima, chciał on pierwszy wypatrzyć w ciemności wiedźmiarza lub elfią kobietę. Prawie martwemu łowcy czarownic darował. Nazwanie go tchórzem było nie na miejscu, tym bardziej że człek umierał. Raczej nie wypadało by człowiek ten wchodził między swych przodków z takim mianem jak tchórz, ale elgi nie może liczyć na taką litość. To pewne. To że tunel okazał się krasnoludzkiej roboty przejściem nie było jakimś wielkim zaskoczeniem dla Helva. Ogrom pracy jaki został włożony w stworzenie Ust Morra był iście khazadzki. Ketil zauważył możliwość wysadzenia tunelu w powietrze. Głębiej temat dostrzeżonych runów i możliwości zawalenia przejścia Sverrisson poruszył z Ketilem w ojczystym języku. Tak jak krasnoludzki tunel nie był zaskoczeniem tak system służący do jego zawalenia bądź zatopienia był, jako że krasnoludy miały w zwyczaju zacierać za soba ślady kiedy opuszczali swe budowle... jednak nie w tym przypadku, a to było dziwne.

***

Helvgrim z domu Gromrilowego Kowadła... khazad który w swym sercu znał prawdziwą nienawiść jedynie do orków i goblinów... no i szczuroludzi oczywiście... teraz jednak dodać tam musiał poczwarę z bagien i wstrętnego elfa. Choć w jednym sercu znajdzie się miejsca na nienawiść i na dziesięć żyć to jednak czasu tyle nie ma nikt poza bogami. Helvgrim nie chciał by jego serce było jak Dammaz Kron, pamięci mogło nie starczyć by spamiętać wrogów, zatem trzeba było wyrównać rachunki z tchórzliwym elfem i potworem z mętnego, bagiennego jeziora. Sverrisson, w ciszy, bił się z uczuciami. Czuł wstyd po tym jak bagienny stwór kolejny raz uszedł z życiem. Fakt że łódź wypłynęła na szersze wody oraz mgliste bagna nie przykuły uwagi krasnoluda tak bardzo jak statek który opuścił kotwicę w pobliżu piaszczystej plaży. Helvgrim chciał już skomentować to co widzi ale ugryzł się w język a krew napłynęła mu do twarzy. Kamień mocno ściskany w dłoni, przeciął skórę w momencie kiedy do uszu Sverrissona i reszty drużyny na niewielkiej łodzi, dobiegł dźwięczny śpiew. To nie mógł być nikt inny jak wiedźmiarz.

W pewnym momencie Helvgrim poczuł że ktoś ciągnie go za rękaw... to Ketil pokazywał coś ręką... coś między rzadkimi drzewami, pośród gęstej mgły. Helvgrim kiwnął głową na znak że widzi co pokazuje mu kuzyn. Tajemnicze światła biły w oczy złowrogim blaskiem. Khazad przetarł oczy i przejechał dłonią po swej łysej głowie... po chwili odłożył kamień na błotnistą ziemię i zaczął ściągać z siebie skórzaną kurtę. Zbroja była mokra i ciężka, niewygodna. Po chwili leżała już na dnie łodzi, tam też swe miejsce znalazła lniana koszula i skórzany pątnik oraz torba podróżna. Wszyscy sposobili się do pieszej wędrówki. Helvgrim podniósł ostry kamień z ziemi i ruszył z grupą w kierunku dziwnych świateł. Pot zrosił gęsto łysą głowę Helva i nagie plecy... włosy na potężnych ramionach i klatce piersiowej poruszane były lekkim wiatrem. Krasnolud szedł na spotkanie zła i chciał by przodkowie dostrzegli go z Kamiennej Sali Grimnira, która dryfowała pośród szczytów gór na niebieskich, burzowych chmurach. Tego musiał pragnąć każdy khazad... wspaniałej walki i śmierci, nie było już ważne jak i dlaczego Helvgrim tu jest, teraz liczyli się tylko bogowie.

***

Walka pomiędzy wiedźmiarzem a Volurią nie była czymś czego spodziewał się Helv. Tonąca Saskia, jej błaganie o pomoc...dla siebie i dla... wiedźmiarza! To było bardzo dziwne. Wiedźmiarz oskarżający zdradliwego elfa i elf oskarżający sługę zła. Dziwne ścieżki obrały losy wszystkich którzy znajdowali się teraz w zasięgu wzroku Helvgrima... wliczając w to samego krasnoluda z północy. Helvgrim wiedział już że trzeba będzie zabić oboje, wiedźmiarza i elfią dziwkę. Hurgan tylko potwierdził to co było już w myślach Helva. Krasnolud o nagim torsie ruszył na elfią kobietę z ciężkim i ostrym kamieniem w dłoni... uderzenie serca później powietrze przeciął bełt z kuszy Ketila. Walka choć trwała już od jakiegoś czasu to dopiero teraz miała rozgorzeć na dobre. Najpierw podła i tchórzliwa zdzira, a później sługa chaosu parający się spaczoną magią... oboje spotkają dziś swych panów.

- Przepadanij zdradliwa istoto, ty i twój ród, bądźcie przeklęci na wieki! Krzyczał Helvgrim i zamchnął się dłonią uzbrojoną w kamień o ostrych krawędziach. Raz i drugi, obie próby spełzły na niczym. Elfka była szybka, odskoczyła poza zasięg mocarnych ramion Sverrissona. - ... a ty, nie rób sobie odpoczynku, zaraz na ciebie przyjdzie kolej! Ryknął Azkrah'ński khazad na wiedźmiarza który łapał chciwie oddech i ściskał swą krwawiącą ranę na nodze. Helv na podkreślenie tych słów cisnął kamieniem w wiedźmiarza, ale ten ostatni uchylił się przed pociskiem pomimo spowalniającej go rany. Krasnolud ponownie spojrzał na elfa i rzucił się z gołymi rękoma, po kilku sekundach jednak zdał sobię sprawę że elf jest dla niego zbyt zręczny... potrzebna była broń.

- Cyruliku miecz... pokaż mi swe ostrze, co ty by elfiej krwi spróbowało. Helv krzyknął w stronę Gereke, który pomagał wyjść z bagna Saskii. Herr Jutzen był wszak przytomnym jegomościem. Obnażył miecz i rzucił go w stronę Helvgrima. Krasnolud musiał podnieść go z ziemi, było to trudne ale znalazł chwilę w momencie kiedy elfia zdzira rozkojarzyła się nadbiegającym Ketilem, zachodzącym ją z flanki Gustavem i zaklinającym cicho wiedźmiarzem... do tego jeszcze ta jej śmieszna propozycja... tak jakby można było przekupić krasnoluda z błękitnych szczytów północy. - Niechaj przystanie do ciebie to ostrze wiedźmo! Warknął Sverrisson i zamachnął się celnie mieczem Jutzena na elfią czarownicę. Jakież było to dziwne uczucie kiedy ostrze miecza natrafiło na gęstą barierę z ... niczego. Dziwna osłona odbiła miecz którym walczył Helv, a zdziwienie które poczuł krasnolud kosztowało go paskudną ranę na przedramieniu. Sztylet Voluri okazał się celny i ostry. Jeśli tylko Helvgrim miałby teraz miecz swych przodków, khazadzkiej broni nie oparła by się żadna osłona, a od jednego cięcia elf by wyzionął ducha od zawartej w stali nienawiści do zdrady i kłamstwa. Walka rozgorzała... ale skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Uciekającą Volurię, Helvgrim gonił tak długo jak mógł, aż w końcu zniknęła ona we mgle. Z tego miejsca nie sposób była ją odnaleźć. Syn zacnego Svergrima wrócił zatem tam gdzie walka miała miejsce... biegł tam równie szybko jak wtedy kiedy gonił elfią szmatę... w końcu tam czekał na swój wyrok jeszcze wiedźmiarz.

Kiedy wreszcie Helv dobiegł spowrotem do miejsca walki to nie zastał tam krzyżujących się ze sobą ostrzy swych kompanów z bronią wiedźmiarza. Helvgrim podejrzewał że wiedźmiarz rzucił na wszystkich jakiś urok. - Willard, na boskie rany Rukha, dlaczego cię z nami nie ma? Twoja wiedza i magia przydałby się teraz. Powiedział półgłosem zmęczony i ranny khazad. - Przeklęty wiedźmiarzu szykuj się na spotkanie z władcami plag i resztą demonicznej braci... oni pewnie nie będą tak litościwi nad twą duszą jak ja nad twym ciałem. Poddaj gardło a uwolnię cię od męki. Ketil i Gustav rzucili się w stronę Helva i zatwardziały dawi chciał już atakować i bronić się przed nimi, był prawie pewien że wszyscy są pod wpływem magii wiedźmiarza. Wyjaśnienie wszystkiego, podejrzliwemu Sverrissonowi zajęło chwilę... a teraz każda taka chwila była na wagę mithrilu. Helvgrim dał się przekonać... oddał i podziekował ukłonem za miecz Gereke Jutzenowi i ogłosił wszem i wobec że wiedźmiarzowi nie ufa i niech ten lepiej zdala od niego się trzyma. Trudno co było to było, wiedźmiarz okazał się złem koniecznym w tej chwili. Krasnolud nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, zresztą Ketil i Seth, także byli wyraźnie niechętni wiedźmiarzowi. Po kilku następnych chwilach, podjęto decyzję i wszyscy pośpiesznie udali się w stronę Ust Morra... ścigani dziwnymi światłami i odgłosami od strony statku elfich korsarzy. Cała grupa biegła przez bagna szybciej niż można by to sobie wyobrazić.

***

Plan zawalenia tunelu był iście ludzki, słaby i niepewny... ale lepszego na obecną chwilę nie mieli. Wściekły krasnolud wsłuchiwał się w założenia każdego z obecnych tu ludzi. ~ Brednie...teraz niedość że elfia kurew wciąż żyje to się jeszcze bratamy z wiedźmiarzem. Myślał Helv i patrzył uważnie na każdego ze swej kompani... ~ czyżby oni wszyscy byli głupcami? Wcale się nie dziwę że norsmani i bestie z północy tak łatwo podbijają Imperium skoro ludzie tu mają takiego słabego ducha walki i rozumu tyle co wszawy troll. Jak można było słuchać tego czarciego syna? Helv zastanawiał się nad tym wpatrując się teraz w wiedźmiarza... może jednak ten bękart Eldreda mógł się do czegoś przydać. - Wiedźmiarzu słuchaj. Helvgrim zaczął bez uprzejmości. - Krasnoluda poznałeś kiedy co to imię Skerif nosi i bransoletę o trzech kamieniach zielonych? Pomyśl dobrze, to ważne. Zasłonięty maską, spaczony czarownik, spojrzał na Helva i lekko przekrzywił głowę. Jego dziwne oczy lustrowały twarz khazada, Helv hardo wytrzymał spojrzenie i doczekał się odpowiedzi przeklętego magika. - Na północ od wsi, wiele dni temu, nie wiem czy jakąś bransoletę miał, ale to jedyny krasnolud jakiego tu widziałem przed wami dwoma. Wiedźmiarz czekał reakcji Sverrissona, ten jednak przytaknął tylko głową i odwrócił wzrok od wiedźmiarza... począł myśleć o losie Gunnarssona.

- Powinno starczyć, co Helv? Tylko tyle usłyszał Helvgrim z tego co mówił do niego Hurgan. - Tak... tyle starczy. Odpowiedział Sverrisson i skojarzył z zasłyszanych fragmentów rozmowy o co chodzi. Ketil zagaił znów na temat tunelu i Helv wszedł z nim w debatę na temat najlepszego sposobu zakorkowania podziemnej rzeki i przejścia. Długo nie trzeba było czekać na efekt trudnej przeprawy przez bagna. Przypływ sił które wcześniej pchnęły wszystkich do szybkiej wędrówki teraz opuszczał mięśnie i cała grupa zwalniała. Trudny teren dawał się we znaki wszystkim... Helvgrim idąc, wciąż uciskał krwawiącą na przedramieniu ranę. Sytuacja nie wyglądała dobrze... do tego ta Saskia, kobieta wciąż zwodziła ich wszystkich. Helvgrim nie mógł uwierzyć ile było kłamstwa, ile iluzorycznych zachowań i gestów... nie sposób było tu komuś zaufać, a już na pewno po takich doświadczeniach jak te.

***

Płyneli już łodzią dłuższą chwilę kiedy wiedźmiarz zaproponował że wysiądzie i spróbuje spowolnić nadciągający okręt ciemnych elfów. Sverrisson nie miał pojęcia jak czarownik ma zamiar to zrobić ale nie obchodziło go to wcale. Z ulgą Helv przywitał fakt że wiedźmiarz schodził z pokładu. Krasnolud też chciał zostać i walczyć, ale postanowił nie umierać razem ze sługą chaosu... nie wtedy kiedy ich ostrza stały by po jednej stronie. - Znajdź swe przeznaczenie wiedźmiarzu i zapłać za swe winy. Zostaw jeno kilka elfów przy życiu, tak byśmy i my mieli co robić i bym nie musiał cię szukać więcej. Jeśli oni przejdą to znaczy żeś ty martwy jest. Wiedźmiarz spojrzał smutno na Helva, a khazada coś ścisnęło w dołku. Kiedy zamaskowany człek o reputacji potwora i mordercy ruszał by walczyć z wrogiem Imperium, Helvgrim poczuł się dziwnie. Ci którzy powinni strzec kraju i dbać o poddanych byli w rzeczywistości kłamcami i zdrajcami... a ci którzy byli sądzeni przez tych pierwszych, okazywali się prawdziwymi obrońcami wiary i kultury. Dziwny to był kraj... to całe Imperium. - Powodzenia... wiedźmiarzu. Powiedział cichutko do siebie Sverrisson... tak cicho że nikt z obecnych na łodzi nie mógł go słyszeć.

***

To że łowca czarownic Krieger jeszcze żył ucieszyło prawie całą grupę... pewnikiem Bram Wiegers nie był zachwycony tym faktem. Saskia zajeła się rannym, a Ketil znalazł beczkę z prochem i przygotowywał ładunki wybuchowe które posłużyć miały do zawalenia tunelu. Wszyscy szykowali się do powrotu tunelem w stronę skąd nadpływał statek elfów. Dylemat jaki powstał przy tym czy ratować łowcę Matthiasa przy użyciu mikstury wiedźmiarza nie był większym zmartwieniem dla Sverrissona. Dawi z północy zajął się poszukiwaniem broni której mógłby użyć w walce ze znienawidzonymi elfami. Skrzynie i paki zawierały masę różnorakich przedmiotów, w tym broni. Helv uzbroił się w ostry, krótki miecz i lekką kuszę która leżała tu już czas dłuższy bo cała pokryta była mokrymi naroślami lubującymi się w zbutwiałym drewnie. Kiedy wszyscy byli gotowi ruszyli ku filarom, do miejsca które opisywały khazadzkie runy murarskie.

Odgłosy bębnów i sylwetka potężnego okrętu były zwiastunami wpaniałej śmierci, ale i dopełnienia obowiązku jaki leżał na krasnoludach. Wszak pozwolić zdradliwym ostrouchym szumowinom by korzystały z dziedzictwa dawi Zah' damm nie było możliwe. Tunel musiał stać się grobowcem dla krasnoludów lub elfów. Lepiej dla tych drugich. Nadszedł czas wyboru śmiałka który podłoży ładunek prochowy pod filar. Sverrisson nie zastanawiał się długo, wiedział że skarb, jakim jest tunel stworzony przez jego rasę, nie może wpaść w brudne ręce elfów. Ranny nie był zdolny do niesienia beczki, ale podjął się ochrony tego który pójdzie z nim dzielić śmierć i chwałę.

- Wezmę tarczę. Nie będą nam spiczaste sukinsyny w brodę pluły! Ale ramię mam ranne. Osłaniać będę, nieść musi ktoś inny. Krótko skwitował Helv. Widać było że innym ciężar spadł z serca. To nie na nich spadnie dziś przywilej pić ze swymi wujami i braćmi, zatem czemu byli tacy zadowoleni? Odpowiedź była jasna, ale zaświaty dla krasnoluda były lepszym jutrem, zatem Helvgrim nie miał się czego obawiać. Padło na Seppa...brodaty olbrzym dźwignął beczkę i ruszył pod osłoną tarczy Ketila dzierżonej przez Sverrissona. Koniec był bliski. Khazad postanowił jednak zapytać o coś Lenko, to było ważne dla klanu Kamiennej Tarczy, dla samego Helva, nawet jeśli dowie się tego na chwilę przed śmiercią.

- Lenko, słuchaj. Poznałeś może Skerifa Gunnarssona? Szukam go od dawna. To za nim podążałem do Faulgmiere, ów khazad to brat mego klanu. Na przedramieniu nosi bransoletę o trzech zielonych oczach polerowanych. Lenko spojrzał na krasnoluda spod krzaczastych brwi, grymas na jego twarzy oraz zmęczony głosy mówił że starszemu jegomościowi ładunek prochowy ciąży bardziej niż można by przypuszczać. - Skerif, krasnolud, Gunnarsson? Takiego nie poznałem. Wielu krasnoludów nie bywa na tych bagnach. Ty i ten drugi, Ketil tak? Wy dwaj jesteście pierwszymi potomkami Grungniego których widzę od lat. Przykro mi że nie pomogłem. Lenko był szczerym staruszkiem. - Nieważne... nic to. Odpowiedział Sverrisson.

***

Sverrisson obudził się. Jak przez mgłę widział twarze swych kamratów. Krzyczącego Ketila, podnoszącego się z ziemi Gustava, otrzepującego włosy Gereke i Brama oraz Setha, którzy pomagali sobie wzajemnie, obaj posiniaczeni od kamieni które ich obsypały. Helvgrim nie mógł poruszyć nogami... było to dziwne uczucie i przywołało na usta krasnoluda uśmiech. ~ O ironio losu! Do pasa nagi walczyłem, a to nogi skórznią okryte i butami mocnymi mi poraniło. Pomyślał Helv po tym jak podniósł głowę i zobaczył swe zmiażdżone nogi. Obok leżał ciężko ranny elf. Helvgrim sięgnął do niego dłonią i chwycił go za włosy. Z ust i nosa ciemnego elgi płynęła krew. Ledwie się ruszał, ale i Helv był niemalże nieruchomy. Khazad dobił wstrętnego elfa pięścią. Uderzał z góry na dół, jak młotem, prosto w krtań i twarz elfa... robił to wciąż leżąc na plecach... paskudna śmierć być tak zatłuczonym... śmierć dobra tylko dla zdradliwego elfa.

Po chwili Helvgrim poczuł że jest unoszony do góry... Ketil dwoił się i troił by dźwignąć Sverrissona. Od tego momentu Helv tracił i odzyskiwał przytomność co kilka chwil. Raz widział plecy Saskii i twarz Kriegera, choć to mogło być widziadło, by zaraz potem stracić przytomność i obudzić się gdzieś pod drzewem i stwierdzić że grupa robi postój w drodze do wsi. Podczas wędrówki w której Helvgrim był wciąż niesiony, było kilka okazji kiedy ranny krasnolud prosił o łyk wody lub kiedy majaczył w khazalidzie o ojcu i zgubionym mieczu. Tak było aż do momentu kiedy Helvgrimem zajęła się Saskia i herr Jutzen. Pokój w karczmie Tomasa był wygodny i choć Helv był w ciężkim stanie to miał na tyle w sobie sił by prosić Gereke by ten upewnił się że Saskia nie będzie poić go wiedźmiarskimi naparami. W pokoju gdzie leżał Helv ze zmiażdżonymi nogami zjawił się także herr Haschke i Willard. Na tego pierwszego Sverrisson tylko przelotnie spojrzał...do Willarda zdołał przemówić. - Gdzie byłeś herr Noel, ominęła cię nie lada przygoda, har, har, ha... Po słowach tych Sverrisson z Grongaz Gromril Kalan odpłynął w sen... sen w którym czekała na niego potworna, bagienna ośmiornica.
 
VIX jest offline  
Stary 29-04-2013, 18:15   #172
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Bohaterskie czyny, odwaga, walka w pierwszym szeregu, poświęcenie dla dobra Imperium, oddanie życia za towarzyszy, to rzeczy o których Gustav słyszał w opowieściach albo od ojca albo w karczmach w czasie swej podróży. Wiele z takich opowieści uznawał za bajki, za miłe dla uszu historyjki, ale nigdy nie wierzył w to, że sam będzie musiał stanąć w podobnej sytuacji, dlatego nie był do tego przygotowany i zamiast w tej najcięższej godzinie stanąć do walki Gustav po prostu stchórzył. Wolał się nie wychylać licząc na to, że ktoś inny zrobi to za niego. Nawet nie myślał o tym, co by zrobił bez towarzyszy. Choć odpowiedz nie jest trudna...

Przechylenie łodzi chyba faktycznie było jedynym możliwym wyjściem. Ochroniarz nie posiadał żadnej broni strzeleckiej za wyjątkiem noży do rzucania ale w tych ciemnościach i w tym dystansie wróg i tak był nieosiągalny dla takich noży. Gustav widział tylko jak raz po raz jego towarzysze wychylają się i szyją w wroga bełtami i strzałami, podobnie jak przeciwnicy, których był z całą pewnością więcej. Źle zaczęło się robić, gdy ktoś z towarzyszy Gustava oberwał. Elfów padło paru od strzał i bełtów ale rany były po obu stronach. Gustav w końcu chciał pomóc ale nie miał jak a wychylać się bez sensu też nie chciał, co jednak zaowocowało tym że nie otrzymał żadnego bełtu, ale i tak to nie oznaczało że obejdzie się bez ran. Nagle Gustav poczuł ból. Coś nienaturalnego raniło go tak mocno, że aż upadł. Do tego wszystkiego pojawił się głośny huk, huk wybuchającej beczki z prochem. Jaskinia zaczęła się walić. Gustav nie zwracał uwagi jak elfy sobie radzą z spadającymi kamieniami tylko gdy zobaczył chcących odpłynąć łódką krasnoludów sam wlazł na łódkę. Pomógł wejść rannym towarzyszom i wziął jedno wiosło, jako że był chyba najmniej ranny szło mu to w miarę sprawnie.

- Dobra, teraz powinno być dobrze, może wyliże się z tego. - powiedział gdy Ketil dawał łowcy czarownic miksturę. - Pomogę ci go nieść. - dodał do krasnoluda.

Po powrocie do wioski Gustav pomógł dotachać Matthiasa do domu Saski, gdzie było chyba najlepiej dla rannego. Ludzie z wioski mogli różnie patrzeć na łowce czarownic, może nie jeden by chciał aby ten już się nie obudził, jednak Gustav postanowił poczekać w domu Saski aż łowca odzyska przytomność.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 29-04-2013, 20:09   #173
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Fauligmere powitało ich powrót tłumnie, acz z bardzo różnymi nastrojami. Bram odłączył się od nich wcześniej, wracając do grupy Tomasa, aby tam przeczekać ewentualne problemy, które mógł sprawić Krieger. Wlana w gardło mikstura faktycznie zatrzymała krwawienie i uratowała Łowcy Czarownic życie, ale do jego pełnego wyzdrowienia miało minąć jeszcze bardzo wiele czasu. A Saskia wcale nie zamierzała czynić wszystkiego co w jej mocy, aby to życie uratować. Zresztą nie musiała - mimo początkowego przeniesienia Matthiasa do jej domu, szybko zjawili się fanatycy i wzięli go na barkę. Ich relacje z baronem i wsią nie poprawiły się zupełnie, ale najwyraźniej nie znajdując uciekinierów zostali zmuszeni lub sami wycofali się do jedynego "bastionu", który mogli tu utrzymać i zbytnio się nie wychylali. Za to do Saskii przeniesiono Helvgrima, którym to już zajęła się znacznie lepiej, w pełni uznając za swojego pacjenta.

Największe poruszenie wywołały oczywiście słowa Ketila, po których tłum zafalował i tylko chwile dzieliły tę wieść do dotarcia do Eldreda. Wszyscy mniej ranni znajdowali się już wtedy w karczmie, mimo, że karczmarz ciągle jeszcze nie wrócił. Spiżarka znajdowała się na skraju opróżnienia, ale przynajmniej przynieśli ze sobą kilka butelek mocnego trunku, nieco umilającego im czas. Poborca cały czas przecież wykonywał swoją robotę, kompletnie ignorując wszelkie toczące się obok wydarzenia. Tylko takiej pracowitości Imperium mogło się utrzymać! Przynajmniej tak twierdził, jak przekazał im Noel, znudzony kompletnie siedzeniem przy papierkach.

Baron zjawił się osobiście, jako rozmówcę obierając głównie krasnoluda, który wieść ogłosił. Dokładnie o wszystko wypytał, przyznając, że podejrzewał coś podobnego i szczerze podziękował za pomoc. Obiecał, że zaraz uda się do swojej matki, a im niestety pieniędzy zaoferować nie może, bo nie ma, za to chętnie napisze list polecający do swojego przyjaciela, arystokraty z Altdorfu, który mógłby na ten przykład przyjąć ich na służbę lub samemu zlecić dobrze płatną pracę.

Jak się potoczyły jego "rozmowy" z Teodorą, tego nie wiedzieli, bo przeprowadził je za zamkniętymi drzwiami. Wiadome były dwie rzeczy: oficjalnie pochował swoją poprzednią narzeczoną, którą to Lenko miał zabić oraz wygnał matkę, nie mając tak wiele siły i zdecydowania, by skazać ją na to, na co zasłużyła - śmierć. Kobieta miała udać się do zamkniętego klasztoru Shallyi i tam służyć do końca życia. Ponoć jednak nigdy tam nie dotarła, topiąc się w głębokich wodach Reiku.

Krieger odzyskał przytomność następnego dnia, wzywając ich do siebie i pilnie wysłuchując relacji. Dał się przekonać, że to nie wiedźmiarz go zaatakował, a mroczna elfka, chcąca znaleźć drogę do Imperium. Uwierzył także w poświęcenie Krijina. Na długą rozmowę nie miał siły, szybko zasypiając, lub tracąc przytomność, co wychodziło na to samo. Jego zmęczone, niemłode przecież ciało potrzebowało do regeneracji czegoś więcej.
Może właśnie dlatego barka z fanatykami odpłynęła następnego dnia, bez słowa. Tomas i reszta ludzi wróciła tego samego dnia. Baron nie zamierzał wyciągać wobec nich żadnych konsekwencji.

Gustav Haschke wreszcie skończył swoją pracę i zapowiedział powrót. Helvgrim, który z oczywistych powodów ochraniać już nie mógł, także był objęty tą ofertą, mimo tego postanowił pozostać. Poborca wypłacił mu więc zaległą wypłatę w Fauligmere i wyruszyli, tą samą barką, którą oddelegowano również Lady Teodorę.

Może któreś z nich wiedziało, dlaczego utonęła?

***

Gustav odkrył to dwa dni po opuszczeniu Fauligmere. Czuł się nieźle, nic go nie bolało, efekty magii i wyczerpania po przygodach na bagnach w końcu przeszły i już zaczynał myśleć prawdziwie pozytywnie. Pierwszego zobaczył poniżej lewego sutka. Drugi pojawił się pod pachą, a trzeci nad prawym kolanem. Dziwne, bezbarwne narośla, których nawet nie czuł, gdy wyrastały, ale obecnie wyciekał z nich lepki, żółtawy śluz.

***

Gereke obudził się w nocy, na dzień przed dopłynięciem do celu. Łydki pulsowały ostrym, nieprzyjemnym bólem, jak gdyby ktoś ukłuł go całą masą grubych szpilek. Było zbyt ciemno by coś dostrzec, ale syknął z bólu, gdy podwijał nogawki spodni. Coś wbiło się w nie. Coś wystającego z jego własnego ciała! Krótkie, ale ciągle powoli rosnące ciernie przebijały skórę, wyraźnie zaznaczając się. W takim tempie już za niecały miesiąc żadne spodnie nie będą w stanie ich ukryć.

***

Eilhart, w którym nie zmieniło się zupełnie nic, wydawało się prawdziwym rajem cywilizacyjnym, oddalonym od bagna, błota i całkowitej biedoty. Heschke wypłacił wszystko co do korony, zgodnie z tym jak się umawiali. Nie żałował zbytnio, nie próbował wyciągać "upustów" ze względy na ich ciągłe nieobecności. Może dlatego, że nie swoimi pieniędzmi rozporządzał. Byli wolni. Teraz wypadało szukać nowej pracy.
Tylko czy dwaj ludzie, porażeni zbyt mocno chaotyczną magią wiedźmiarza, jeszcze kiedykolwiek mieli takiej się podjąć?


..::KONIEC::..
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172