Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-12-2012, 20:26   #71
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Uciekli, wszyscy cali i zdrowi. No prawie cali i nie do końca zdrowi. Jednak nikt nie zginął. Poza Trollem oczywiście, bestia okazała się wybawieniem. Bo według rachunków Noela, jeden Troll oznaczał śmierć przynajmniej jednego kompana. Stąd początkowa zmiana własnej pozycji Willarda. Jeśli ktoś ma umrzeć lepiej by nie był to on. Bogowie nad nimi czuwali. Sam Sigmar czy może ktoś inny, z pewnością jednak... Musiał najwyraźniej uznać, że jego ulubieńcom nic się nie stanie i spuścił ich z oczu. Nie uszli bowiem daleko i wpadli po uszy. Na szczęście nie dosłownie, choć sytuacja była rozwojowa. Ocaleniem mógł być głos i nowe źródło światła. Powoli i zgodnie z zaleceniami zaczął się cofać. Miejmy nadzieję, że się uda.
 
Icarius jest offline  
Stary 28-12-2012, 15:01   #72
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Góry, skały, kamienie...sztolnie, wyrobiska, kamieniołomy...kuźnie, a w nich młoty i miechy, to wszystko Helvgrim znał, kochał i rozumiał. Rzemiosło płatnerskie wielbił ponad wszystko...a każda z tych rzeczy była związana z ziemią, domenami Grungniego, Grimnira, Smednira i Rukhkiego. W opozycji do tego, Helvgrim nie znosił wody, ten żywioł choć dobrze Helv znał, nie był jego ulubionym...wiadomo, Helv brał kąpiel od czasu do czasu, dwa, trzy razy na miesiąc...a głowę zanurzał w wodzie prawie codziennie rano, te zabiegi higieniczne były i tak częste w porównaniu z większością khazadów. Na dalekiej połnocy nie marnowano wody źródlanej lub ze studni głębinowych na kąpiele...ta woda była używana do szczytnych celów, jak produkcja piwa i gotowanie strawy...dla higieny dobry był śnieg, który okrywał całą domenę Azkrah. Khazadzi wcierali snieg w twarze i pachy...czasem też uprawiali w nich zapasy. Ten potwór jednak...ten tutaj, ogromna ośmiornica...zamieszkiwała bagienne wody...miejsce niedostępne dla Helva i jego kompanów. Helvgrim był wściekły. Po przemyśleniu sytuacji Helv doszedł do wniosku że najmniej denerwowała go przerośnięta ośmiornica...najbardziej jednak opieszałość jego zbrojnych towarzyszy. Helvgrim uważał że powinni biec do brzegu przez bród i wywalczyć sobie przejście jeśli trzeba, a nie cofać się, uciekać, chować pod drzewami i skamleć jak psy...a już ostatnie czego chciał to być uwiezionym na tej przeklętej wysepce po środku bagniska. W duchu Helv czuł że jeśli bogowie pozwolą to niedługo nadejdzie czas by na hak odwiesić buty gońca i mocniej chwycić tarczę z klanowym symbolem. W Helvgrimie Torvaldurze Sverrissonie budził sie duch domu Gromrilowego Kowadała i teraz młody khazad pragnął być nagrodzony toporem przez Hjontinda Kamienną Tarczę...w potwornej ośmiornicy widział swą szansę.

Drużyna obrała jednak inną drogę wyjścia z tej sytuacji. Helv spojrzał po towarzyszach i musiał przyznać rację Ketilowi...nie dadzą rady stworzeniu tylko we czwórkę...i jeszcze ci dwaj ranni idioci którzy przybyli na polowanie w pobliżu takiego monstrum. Wściekły Helvgrim nie oponował...wziął rannego na bark i z pomocą Gustava ruszyli ku brzegowi.

***

Helvgrim niósł Tomasa już dłuższy czas...nogi, choć mocne i szeroko rozstawione, grzęzły w błocie, a od czasu do czasu obciążony khazad wpadał w wodę sięgającą mu po czubek nosa...wszystko to negatywnie wpływało na samopoczucie Helva. Goniec nic nie mówił...nie chciał brać udziału w czynie tak nie krasnoludzkim jak ucieczka...a do tego niosąc głupca. Helv tracił orientację...faktycznie musiały być to przeklęte bagniska, jako goniec tunelowy, Helv miał doskonałą orientację i umiejętności nawigacyjne, ale tym razem nie udało mu się pokonać magii bagien, to także budziło w Helvgrimie niepokojące uczucia.

Z tyłu ktoś zacząl mówić coś o światłach i ognikach...Helv tego nie widział, patrzył w tym czasie pod nogi i starał się nie wpaść do głębszej wody, nie było mu łatwo, mając na barkach ciężar w postaci nieprzytomnego człowieka. Kiedy Helvgrim dostrzegł bagienne ognie było już za późno...nogi zapadały mu się w gęste błoto, które zdawało się ciągnąć go w dół...było to dziwne uczucie, Helv jednak nie przeląkł się...widział że on jeden zapada się znacznie szybciej niż inni, a to przez Tomasa...Helv postanowił pozbyć się balastu i zrzucić biednego karczmarza w błoto, ale wtedy usłyszał obcy, głos dający nadzieję.

Helvgrim posłuchał głosu i zaczął powoli się cofać...doświadczenia z ośmiornicą dały Helvowi do zrozumienia że nie wiele wie na temat bagien, dlatego więc młody krasnolud postanowił iść za radą daną mu z ciemności. Helv miał tylko nadzieję że wybawca nie chce wciągnąć ich w inną, gorszą pułapkę.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 30-04-2013 o 20:18.
VIX jest offline  
Stary 29-12-2012, 18:30   #73
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gereke:

Po chwili obserwacji pewny był tylko jednego: nie była to Saskia, do której na chwilę wróciły jego myśli. Ruchy osoby na zewnątrz były ostrożne, ale nawet pod płaszczem widać było, że pełne gracji i zwinne, gdy przeskakiwała kałuże, nie brudząc w ogóle swojego płaszcza w trakcie przemarszu. Światła miał za mało, żeby dostrzec konkrety, wydawało się jednakże, że zmierza dokładnie ku bramie.
Ze swojej pozycji nie mógł dostrzec czy na pewno i jaki tam miała interes. Potem wszystko pochłonęła mgła, pozostawiając Gereke wyłącznie z pytaniami.
I bez wsparcia pozostałych członków grupy, którzy ciągle byli tam gdzieś, na Przeklętych Bagnach.

***

Zawrócić. To proste słowo i zwykle proste jego wykonanie. Ale zawrócić gdzie? Wykonać obrót o sto osiemdziesiąt stopni? Przecież w takich warunkach nawet to ciężko było zrobić, pomijając fakt, że żadne z nich nie wiedziało, skąd zaczynali. W trakcie podążania za błędnymi ognikami, wiedźmią magią Przeklętych Bagien, zmieniali lekko kierunek przynajmniej kilka razy. Światło za nimi chybotało się i poruszało, ciężkie do namierzenia i niknące czasami za jakimiś gęstszymi trzcinami.
Robili jednakże wszystko, co było w ich mocy. Niektórym wychodziło to nawet niezgorzej, jak Gustavowi czy Karelowi, który to zresztą z powodzeniem pomagał Helvowi wynieść swojego ojca ponownie na bardziej stały ląd. Nikłe światło kołysało się.
Pozostali nie radzili sobie tak dobrze. Idący na przodzie Ketil zapadł się nagle, znikając pod wodą. Na szczęście dla siebie, znał podstawy pływania więc nie spanikował i dał radę odbić się i wygramolić do nieco płytszej wody.
Gustav nie miał takiego szczęścia. Był już prawie u celu, gdy zaplątał się w jakieś zielska. Im mocniej się szarpał, tym mocniej wciągało go w głęboką wodę. Ani się spostrzegł, a ta już zalewała jego głowę i gardło. Zaczął młócić rękami i nagle pochwycił coś, co w dotyku przypominało linę. I faktycznie nią było. Nieznajomy wyciągnął go, a potem pomógł także pozostałym, górując nad nimi.


Był wielki, jego ubranie i on sam śmierdział straszliwie, pokryty brudem i zatęchłą, nigdy nie schnącą wilgocią. Na pewno nie pochodził z Fauligmere, siwobrody i siwowłosy, musiał żyć w tych okolicach od bardzo dawna. Zbył pytania gestem, wskazując drogę i bez słowa nakazując im iść za sobą. Prawdę powiedziawszy, nie mieli wielkiego wyjścia. Chyba, żeby zatrzymać się w miejscu i jakoś przeczekać noc.
Prowadził pewnie, trzymając lampę przed sobą. Szli za nim gęsiego, orientując się, że szli u brzegu jakiejś szerokiej rzeki. Największa w okolicy nosiła nazwę Bach i zapewne ta tutaj nią była. Po kilkunastu, jak się zdawało, minutach, dotarli do dużego zbiornika wodnego a nieznajomy zatrzymał się, czekając, aż do niego dołączą. Potem odwrócił się w drugą stronę i zaczął wspinać po skałach, wkraczając na znacznie bardziej suchy teren. Mgła również się rozwiewała, choć wnoszenie Tomasa nie było czynnością prostą.
Gdy znaleźli się na górze, z zaskoczeniem spostrzegli, że stoją u wejścia mrocznej jaskini. Czarna niczym atrament woda wypływała z ciemności, a Karel głośno przełknął ślinę.
- To wygląda jak Usta Morra. Mają paskudną reputację...

Nieznajomy nie dbał o to, albo nawet nie słuchał chłopaka. Schylił się, aby ominąć skały zwisające z góry i faktycznie trochę przypominające zęby i zniknął w środku razem ze swoim światłem. Karel wyraźnie bał się postąpić tak samo.
- Ojciec kiedyś wspominał o takim dziwaku mieszkającym na bagnach. Ciekaw jestem czy to ten sam...
Ketil zajrzał do środka, swoim doskonałym w ciemnościach wzrokiem dostrzegają niewielkie palenisko, na którym nieznajomy właśnie ustawiał kilka drewienek, a także prymitywny szałas, trochę pudeł i innych rzeczy, będących najwyraźniej domem starca. Obok przepływał czarny w nocny strumień. Nieznajomy znów zrobił zapraszający gest, wskazując miejsca przy rozpalanym przez siebie ogniu.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-01-2013, 12:25   #74
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Gdyby udało się odrąbać choć jedną taką mackę tej gigantycznej ośmiornicy, to cała wiocha miałaby żarcia na tydzień. Tak przynajmniej sądził Ketil, gdy walczył z potworem szczęśliwie unikając jego ataków.

Plan odciągnięcia uwagi i ucieczki na szczęście się powiódł i wywiedli bestię w pole umykaj bez strat. Nie było to być może zbyt bohaterskie, ale żyli i ocalili Tomasa wraz z synem, a tego się przecież podjęli, więc nie było co marudzić.

Bagna jednak okazały się bardziej zdradliwe, niż sądzili. Wkrótce zabłądzili w tej cholernej mgle i jak to zwykle bywa na grzęzawiskach … ugrzęźli.

Ketil nawet zaliczył nurkowanie. Dzięki przytomności umysłu wykaraskał się, ale przypłacił to zmoczeniem głowy, aż po czubek czupryny. Parskając cuchnącą, zimną wodą wodził morderczym wzrokiem dookoła. Resztki humoru opuściły go całkiem.

Nic zatem dziwnego, że spoglądał na zwalistego nieznajomego z podejrzliwością i bez choćby cienia sympatii. Tym niemniej podążył za nim. Po cóż innego miał zrobić. Nic jednak nie mówił podobnie jak zwalisty brodacz. Ciężko zwalił się przy ognisku ściągając mokrą odzież, by ją przynajmniej wyżąć.
- Ku..wska okolica. – mruknął wykręcając kurtkę. – Pieprzone ośmiornice. Jak się dowiem kto kropnął mannanitę, to mu z rzyci zrobię zajazd dla dyliżansów.
Zżymał się wściekły zakładając z powrotem wilgotne ubranie.
- A Ty co nic nie gadasz? – zwrócił się do nieznajomego – Niemowa czy co? Aaa … tak. Dobrze że choć słyszysz.
- Wiesz, że we wiosce był wiedźmiarz. Spalił chałupę i zbiegł. Słyszałeś o tym?

Starzec zaprzeczył ruchem głowy.
- Możemy tu przenocować? Odprowadzisz nas rano do Fauligmere? – pytał dalej krasnolud wylewając wodę z butów.
Tym razem nieznajomy pokiwał głową potwierdzająco.
- Nie wiem jak Wy, ale ja pieprzę wystawianie straży. Idę spać. – stwierdził szykując sobie wilgotne posłanie przy ogniu.
- Ku…a nawet w sakiewce mam wodę. – mruknął już bardziej senny, niż zły.
Wyprawa na bagniska, walka z trollem i ośmiornicą, do tego błąkanie się we mgle, wszystko to nadwątliło niemałe przecież siły krasnoluda. Nic zatem dziwnego, że wkrótce dało się słychać pochrapywanie Ketila.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 04-01-2013, 15:02   #75
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Odwrót nie okazał się taki łatwy jak miało się wydawać. Światła tak zakołysały umysłem Gustava, że niewiadome było gdzie się wraca. Sytuacja wyglądała paskudnie. Pierwsze parę wysokich i powolnych kroków w cuchnącym bagnie szło nie najgorzej, jednak w pewnym momencie Gustavowi utknęła jedna noga w bagnie i przewrócił się zaplątując w jakieś mokre i śliskie zielsko. Szarpanina nie była dobrym wyjściem, cały zanurzył się ponownie w wodzie. Serce zaczęło mu walić jak oszalałe, ruchy rękoma pod wodą były dzikie, zaczął panikować w obawie że utonie zaplątany w rośliny a towarzysze w ciemności nawet go nie zobaczą. Jednak za którymś razem dotknął coś rękom, jakąś roślinę. Chwycił się jej mocno i podciągnął, poczuł że roślinę ktoś ciągnie a ta nie pękła. Po krótkiej chwili wynurzył się z wody trzymając się, jak się okazało, linę. Obcy jegomość wywlekł Gustava na brzeg.
- Myślałem że już po mnie. - powiedział z trudem łapiąc oddech - Winienem wam podziękować, panie... - urwał, czekając na odpowiedź grubego, jednak ten nie odpowiedział. Gustav nie miał żadnego większego wyboru, dlatego ruszył za nim. Cała ta sytuacja była bardzo niepewna, ale nieznajomy prowadził ich przez bagna doskonale znając drogę, pomagał im.

Gustav nie był ani zbyt gorliwy ani zbyt zabobonny i nigdy nie słyszał wiele o Ustach Morra ale miał nadzieję, że ten wodospad nie jest owymi Ustami.

- Ten sam albo i nie, nie wiem, ale ten nam pomógł choć nie musiał. - powiedział do chłopaka robiąc pewny krok do przodu, zza nieznajomym.
Gustav usiadł na przygotowanym miejscu, zdejmując mokry płaszcz i skórzaną kurtę. Ciepło, które biło od ognia, było bardzo przyjemną odmianą. W końcu można było się ogrzać i troszeczkę wysuszyć ciuchy.
- Całkiem przytulnie - powiedział porównując to miejsce do reszty bagien.
Gustav był zmęczony ale ze snem zdecydował się poczekać jeszcze jakiś czas.
 
wysłannik jest offline  
Stary 04-01-2013, 18:28   #76
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim podziękował swym krasnoludzkim bogom za uratowanie życia. Goniec spojrzał hardo na nieznajomego, jakby z wyrzutem, nie podziękował...reszta drużyny wydawała się dziękować chodzącemu po bagnach i po nocy ludzkiemu łowcy, ale Helvowi wydawało się dziwne że ten jegomość znajduje się właśnie tutaj w tym czasie kiedy oni toną. Tak czy inaczej, kiedy wszyscy znaleźli sie juź na brzegu, Helv wziął wciąż nieprzytomnego Tomasa i ruszył za nieznajomym...nie miał innego wyjścia. Helv odrzucił pomoc od innych w dźwiganiu rannego karczmarza gdyż było niewygodnie aby dwie osoby niosły Tomasa, chaszcze i knieje, a do tego grząski grunt utrudniały taką kooperację. Helv choć zmęczony, zaparł się w sobie i taszczył balast jakim był nieprzytomny człowiek. Helv przeklinał w duchu, ale nie chciał pokazać po sobie ani zmęczenia, ani zdenerwowania...Helv zachowywał iście krasnoludzki spokój.

Z radościa w duszy przyjął fakt że są u celu podróży. Syn karczmarza znów wpadał w panikę i mamrotał coś o zabobonach, strasznych klatwach i złej sławie tego miejsca, zwanego przez miejscowych Ustami Morra. Helv jednak postrzegał jaskinie jako zbawienie, krasnolud zrodzony, wychowany i szkolony pod ziemią, takie miejsca miał za swoj dom. Nieznajomy nie rozmawiał z nimi, prowadził ich jednak...nie wiedzieli gdzie są tak naprawde i to znowu wprowadziło Helva w kiepski humor, było kwestią czasu kiedy goniec wybuchnie emocjonalnie...nikt nic nie wiedział, nikt nikogo nie znał, nikt nic nie mówił, poza synem karczmarza który był tchórzem ponad tchórze...sytuacja wyglądała źle.

Ogień był jak zbawienie...Helv wciąż w ciszy...położył Tomasa przy ogniu i sam usiadł na chwilę wpatrując się w płomienie. Helv niebawem włożył rękę do swej torby podróznej w poszukiwaniu jakiegoś prowiantu który można by jeszcze zjeść...chleb wyrzucił a suszone mieso osuszył z wody i zaczął je żuć. Goniec wysłuchał słów Ketila, wciąż żując mięsiwo, Helv przemowił do brodatego olbrzyma który przyszedł im z pomocą.

- Poradzisz coś na to człowieku...nie wiemy co z nim, a łatwo się go nie niesie po tych bagnach. Tu Helv wskazał niedbale ręka na Tomasa.
 
VIX jest offline  
Stary 04-01-2013, 20:24   #77
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


CZĘŚĆ II: Czarne żagle, białe kłamstwa

Fauligmere tego ranka przeżywało dwa wydarzenia, które miały być zapamiętane na długo. Dwa na dobrą sprawę mające zupełnie inną naturę.

Pierwszą było przybycie do wioski wybawicieli, wraz z Tomasem i Karelem. Ten pierwszy już chodził. Niemy mężczyzna z bagien nasmarował go w nocy swoją śmierdzącą maścią, która po kilku godzinach zaskutkowała zadziwiająco dobrze, stawiając na nogi karczmarza. Sam starzec odprowadził ich kawałek a potem wskazał drogę, sam zawracając. Podróż w dzień była znacznie łatwiejsza i wkrótce zobaczyli palisadę.
Radości wydawałoby się, że nie ma końca. Emma i córki gospodarza nie odstępowały go o krok, tuląc się i płacząc na przemian. Zresztą pozostali także dostali swoją porcję przytulanek, całusów i podziękowań, zależy na co kto się godził i czego chciał. Tylko Gereke mógł co najwyżej się temu przyglądać, on w końcu tym bohaterem w oczach mieszkańców Fauligmere nie był. Plotka rozeszła się szybko i wkrótce karczma była wypełniona po brzegi, a każdy chciał poznać pełną opowieść z ust jej uczestników. Fakt, że Karel wszystko potwierdzał, sprawiało, że nawet dzielnej walki z trollem nie podważano. Tomas dał na stoły jedzenie i napitek, choć wcześniej przecież dlatego ryzykował, że czym karmić nie mógł.
To wszystko skończyło się nagle, gdy do Trzech Loch wpadł zdyszany chłopak, krzycząc od progu, że do nabrzeża zbliża się barka o czarnych żaglach.

Nie przesadzał ani trochę, zbliżająca się barka była niezwykle ponura, a czarne żagle były tylko jednym z jej charakterystycznych elementów. Była bowiem bogato, choć niewesoło zdobiona w gryfy, młoty i szczerzące zęby czaszki. Co jeszcze lepsze, symbole religijne pokrywały nie tylko samą barkę, ale również jej załogę - kilkunastu mężczyzn, teraz zajętych cumowaniem i wynoszeniem rzeczy spod pokładu. Wielu miało ogolone czaszki, praktycznie wszyscy mieli bardzo wyraźne tatuaże albo przynajmniej religijne ozdoby lub broń.
Zrzucono trap i wkroczył na niego wysoki, imponujący wręcz mężczyzna. Obwieszony był relikwiarzami i ikonami Sigmara, a na szczycie głowy umieszczony miał ciężki, żelazny kosz zdobiony w czaszki, sypiący iskrami i buchający płomieniami, gdy się poruszał. Tłum odsunął się nieco, gdy potężny mężczyzna zbliżał się, porażony i zaskoczony tym przerażającym wyglądem, aż tylko Baron Eldred stał przed nim. Eldred kaszlnął i zająknął się, patrząc na siedzącego mu na ramieniu gołębia jakby u niego szukając rady.

Nieznajomy wyminął Barona, jakby to co zobaczył zupełnie mu nie zaimponowało. Tak zresztą pewnie było. Mężczyzna był już niemłody, jego broda i włosy pokryte były siwizną, ale trzymał się prosto i pewnie, a oczy wyglądały na nieznające lęku. Głos również miał donośny, swoje pierwsze słowa kierując do wszystkich.
- Nazywam się Matthias Krieger, Łowca Czarownic Świętego Zakonu Templariuszy Sigmara. Jestem tutaj z rozkazu Ojca Andersa, żeby zbadać zarzuty uprawiania czarów, których plaga uderzyła w tę Sigmarycką wieś.
Zabrzmiały wiwaty i łowca uniósł dłonie, aby je uciszyć.
- Proszę, dobrzy ludzie, wystarczy! Mamy wiele pracy przed sobą. Powiedzcie mi, gdzie są osoby przysłane tu przez Ojca Andersa przede mną? Muszę z nimi porozmawiać.

Cóż, tutejsi nie bali się Łowców Czarownic. Prawdopodobnie spotykali takiego po raz pierwszy w swoim nie ważne jak długim życiu. Szybko ich wskazano. Matthias podszedł bliżej, przez chwilę oceniając to co zobaczył. Potem wykonał gest w stronę barki, dając jakieś rozkazy swoim ludziom. Uniósł dłonie, na których miał grube skórzane rękawice i zdjął kosz z węglami ze swojej głowy, podając go mężczyźnie o nagim torsie, który zszedł z barki. Gdy Krieger przemawiał, jego sługa wyrzucił węgle na błoto i zaczął ugniatać je nagimi stopami. Na piersi wytatuowaną miał dwuogoniastą kometę, znak Sigmara.
- Moi przyjaciele - zaczął Łowca Czarownic. Uśmiechnął się, co wraz zdjętym z głowy dziwacznym jej nakryciem, sprawiło. że stał się jakby zupełnie innym człowiekiem. Uprzejmym dżentelmenem, którego cienkie i spocone włosy przyklejały się do czaszki. - Wasza chęć pomocy tym ludziom w potrzebie dobrze mówi o waszym charakterze. Byłbym bardzo zadowolony, mogąc usłyszeć raport o waszych dotychczasowych działaniach oraz dogadać się odnośnie dalszej naszej współpracy w celu zbadania całej tej sprawy. Proszę, możecie mówić w drodze do rezydencji Barona Eldreda.
Baron, a może jego gołąb, wydał z siebie cichy skrzek, ale zamilkł natychmiast, zgromiony wzrokiem Matthiasa.
 
Sekal jest offline  
Stary 05-01-2013, 10:12   #78
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim spał jak zabity w jaskini człowieka który wybawił ich od śmierci na bagnach. Trudno było powiedzieć dokładnie dlaczego, ale było to coś jak aura spokoju i pewności jaką otoczony był nieznajomy mężczyzna...to pozwoliło Helvowi się rozluźnić, wykorzystać czas na odpoczynek, a tego ostatniego Helv chciał zarzyć jak najwięcej, nie wiadomo co jeszcze czekało na nich tej nocy i kolejnego dnia. Sny jakie nawiedziły Helvgrima były dziwne i pokrętne...spadające na taflę jeziora liście i opustoszała wieś, było też wiele innych obrazów, tych jednak goniec nie zapamiętał...obudził się o świcie, bolały go stawy i mięśnie ramion, Helv był tak niewyspany że później, przez cały dzień przyszło mu ziewać. Pierwsze co ujrzał Helvgrim po przebudzeniu to wysoki, barczysty mężczyzna, gaszący butem dopalające się resztki ogniska. Ketil też właśnie się przebudził i juz zaczynał pakować swój ekwipunek mając pustą fajkę w ustach. Przykładem Ketila, Helv rozejrzał się za swoją torbą podróżną, której używał jako poduszki, podniósł ją i wytrzepał z igliwa i kamyków, przewiesił przez ramię...i był gotow do drogi. Woda z bukłaka smakowała Helvowi prawie tak samo jak poprzedniego dnia woda bagienna w której przyszło mu się taplać. Helv skrzywił usta i dostrzegł Gustava który zręcznie zwijał swoje posłanie...Willard wydawał się być na nogach od dłuższego czasu...kto wie, może wcale nie spał, w każdym razie nie było po nim widać żeby dopiero co się przebudził. Helvgrim dostrzegł też że Tomas jest już przytomny, a syn jego, Karel klęczy przy nim i podaje mu coś do jedzenia. Nagle Helv usłyszał głos Willarda...widać młody szlachcic odczytał zdziwienie z twarzy Helva, kiedy ten patrzył na rannego karczmarza.

- Ten starzec natarł go jakąś maścią wczoraj wieczorem...ty już wtedy spałeś. Dziś znów podał mu jakieś zielsko i herr Tomas się przebudził. Willard zakończył zdanie i podniósł się na równe nogi...po chwili dodał, wskazując palcem w stronę wyjścia z Ust Morra.

- Chyba chce byśmy za nim poszli. Helv podążył wzrokiem za wyciągniętą ręką i palcem Willarda. Widac było od razu że Willard ma rację. Olbrzymi człowiek stał u wyjścia z jaskini, popatrzył na całą grupę po czym ruszył w dół zbocza. Wszyscy zgodnie ruszyli za nim...innego wyjścia nie mieli. Choć Helv wciąż nie ufał nieznajomemu, nie miał innego wyjścia jak ruszyć za nim.

Słońce nie było nawet w zenicie kiedy cała grupa ujrzała pailsadę Fauligmere. Helv poczuł się lepiej i choć zachowanie tajemniczego wybawcy było dla całej grupy niezrozumiałe...to Helv wiedział że wiele mu zawdzięczają...wszyscy to wiedzieli. Helvgrim odwrócił sie na stopie z zamiarem godnego podziekowania, jednak jegomość o bujnej brodzie i szerokich barkach znikał już pomiędzy niskimi drzewkami by niebawem na powrót zagłębić się na Przeklętych Bagnach.

- Bogowie z Tobą człowieku. Powiedział głośno Helv i uniósł rękę w geście pozdrowienia. Choć gest ten trafił jedynie na plecy nieznajomego i być może stary łowca nie słyszał słów krasnoludzkiego gońca to i tak Helv uważał że należy mu się szacunek za pomoc jakiej im udzielił. Helv nie obrażony brakiem odpowiedzi ruszył wolno w stronę wsi. Tomas i Karel prawie że biegli...na tyle na ile im pozwalały siły...na spotkanie im wyszła rodzina karczmarza. Zbrojną drużyne w której był Helv przywitał w bramie Gereke. Po twarzy zacnego cyrulika widać było że tak Helvgrim jak i reszta jest w opłakanym stanie.

***

Helvgrim podziękowania od rodziny karczmarza przyjął bez uśmiechów ze swej strony. Młody, krasnoludzki goniec, czuł że kłopoty z ubiciem trolla jak i haniebny odwrót podczas starcia z gigantyczna ośmiornicą przegoniły w najciemniejsze czeluście fałszywej pychy, radość ze szczęśliwego powrotu do wsi. Helv miał gdzieś to jak czuli się inni w stosunku do tej sprawy, choć większość była pewnie radosna że wrócili żywi, ale przecież nie to w życiu jest najważniejsze...bo najwyższe to cnoty, to odwaga i honor, tak uczyli go dziadowie, wujowie, kuzyni...no i oczywiście ojciec. Ostatnie starcie stało Helvgrimowi ością w gardle i żadne wydarzenie nie mogło tego przyćmić, żaden kufel piwa i żaden półmisek mięsiwa...choćby i nawet z królewskiego stołu pochodził. Morowy humor Helvgrima Sverrissona mieszkańcy wsi odczytali bardzo szybko...kilka odepchniętych niewiast próbujących złożyć pocałunek podziękowania na policzkach Helva...kilka, zbyt nachalnych, odepchnietych dłoni ktore chciały ściskać Helvgrimowi prawicę. Ludzie patrzyli na to ze zdziwieniem, ale wkrótce inne sprawy zajęły ich myśli i markotny i ponury khazad odszedł w zapomnienie. Helvgrim siedział przy ławie i popijał nieśpiesznie piwo, a jego dobry humor z jakim przybył do Faulgmiere topniał z każdą chwilą jak śniegi wiosną na nizinach Azkrah. Jeśli Helv miał teraz ochotę na czyjeś towarzystwo to mógłby to być jedynie Ketil...on jeden by zrozumiał, on jeden mógłby połączyć się w zadumie. Helv rozejrzał się za Ketilem po sali...wtedy jednak do karczmy wbiegł chłopak i zaczął krzyczeć o łodzi pod czarnymi żaglami. Ta informacja niemalże ucieszyła Helvgrima...potrzebował wyżyć sie na kimś, a opisy gołowąsa sprawiały wrażenie że zbliża się ktoś o niecnych zamiarach. Helv chwycił miecz i wyszedł na przywitanie gości z pod czarnej bandery.

***

Smednir jednak nie był przychylny Helvgrimowi ostatnimi czasy. Na ponuro wygladającej łodzi przybył inkwizytor imperialny i pod znakiem komety o podwójnym ogonie zaczął budzić w ludziach nadzieję na rozwiązanie sprawy wiedźmiarza. Wygląd łowcy czarownic wzbudzał w ludziach respekt i iście święty posłuch...jednak Helv nie miał zamiaru giąć swego karku przed tym człowiekiem i jego zbroją kompanią...Helv popatrzyl po swych towarzyszach i oni również na pierwszy rzut oka nie mieli zamiaru się tłumaczyć przed sługą Młotodzierżcy. Matthias, bo tak przedstawił się łowca czarownic, wydawał się być mądrym człowiekiem a wygląd jego zelżał znacznie kiedy ten pozbył się swej ozdoby zwiastującej oczyszczenie przez wypalenie herezji z ciał naznaczonych. Słowa łowcy Matthiasa były przyjacielskie, może zbyt za bardzo...jak zwykle Helvowi się to nie podobało, nie było jednak sensu by prowokować łowcę czarownic lub być zbyt niemiłym dla mogącego pomóc w ubiciu ośmiornicy meżczyźnie. Helv bez zbytniego owijania w bawełnę skrócił ich opowieść do kilku zdań lecz wcześniej się przedstawił.

- Helvgrim Torvaldur Sverrisson z domu Gromrilowego Kowadła z Kraka Azkrah. Ot nasza całkiem krótka to historyjka. Na usługach jesteśmy herr Gustava Haschke, imperialnego poborcy podatkowego z Eilhart. W sprawach imperialnej korony tu przybył a my mu eskortą jesteśmy. Kapłan cożeś o nim wspomniał wcześniej herr Matthiasie, poznał nas w Eilhart i o przysługę poprosił, co by na sprawę wiedźmiarza okiem rzucić. Zgodziliśmy się bo krzywdę innego rozumiemy. W wiedźmiarza sprawie niewiele wiadomo, to już może moi towarzysze lepiej naświetlą, ja dodam że karczmarza i syna jego z bagien żeśmy sprowadzili bo zgubili sie biedaki...ot i tyle, nic wielkiego.
Helvgrim przemilczał fakt że do Faulgmiere sprowadził ich brodaty łowca, co by mu kłopotu oszczędzić z ciekawskim lowcą czarownic...Helv nie wspomnial też że Gereke nie byl z nimi na wyprawie.

~ Sam będzie chciał powiedzieć to powie, a jak nie to nie...wiadomo co Gereke wie lub co robił pod naszą nieobecność. Pomyślał Helvgrim.

- Wypadało by też drogi panie byśmy najpierw sprawdzili co z naszym chlebodawcą, drogim herr Hasche, i to zanim do barona domu pójdziemy. Zrozum nas, na służbie u niego jesteśmy, a praca jego szkatułę imperialna napełnia...a ze szkatuły tej panie i mnie i tobie płacone jest, jak mniemam, zatem sam widzisz że w dobrej wierze mowię iż najpierw herr Hasche odwiedzić musimy. Zakończył wypowiedź Helvgrim.
 
VIX jest offline  
Stary 05-01-2013, 11:21   #79
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Gdy Gustav położył się spać reszta jego towarzyszy już spała a przynajmniej tak myślał, z resztą nie trzeba było długo czekać aż wszyscy zasną a z czasem nawet nieznajomy położył się. Kiedy Gustav ułożył się do snu to nawet nie wiedział kiedy usnął. Sen miał tak mocny, że dopiero poranne ruchy towarzyszy go zbudziły. Nie czekając na nic zaczął też pakować swoje rzeczy i po chwili był gotowy do drogi.

Gustav nie wiedział czy to klimat Przeklętych Bagien sprawia, że podczas drogi nikt nic do siebie nie mówił czy może coś innego, a może było to wywołane tym, że ich przewodnik też nie był rozmowny. W końcu dotarli do wioski ale ich gruby przewodnik wcale nie miał zamiaru do niej wchodzić a nawet do niej podchodzić, co nieco dziwiło Gustava. Przecież w wiosce mógłby zjeść coś ludzkiego, posiedzieć w karczmie przy ciepłym kominku, wypić coś, ale ten wolał wrócić do siebie, wolał sam łazić po bagnach, to z pewnością było dziwne.
Z dalszego zastanawiania się nad poczynaniami grubego pomocnika wyrwał go widok ludzi chcących złożyć im podziękowania.
Przywitani zostali w karczmie ciepłym jedzeniem i napitkiem, a to dobre powitanie strudzonych wędrowców. Karczma bardzo szybko się wypełniała ludźmi. Jedni słuchali opowieści z bagien, do której Gustav nie omieszkał wrzucić paru słów, inni jedli i chlali po była okazja. Gustav korzystał z gościny ciesząc się z zdrowego powrotu. Jadł, pił, śmiał się, jak było z czego i cieszył, a nawet udało mu się szczypnąć jakąś dziewkę. Mógłby tak nawet do wieczora, jednak w pewnym momencie jakiś szczyl wbiegł do karczmy przerywając posiłek mówiąc o barce z czarnymi żaglami, zbliżającej się do wioski.

Ludzie zaczęli zbierać się na nabrzeżu wpatrując się w czarne żagle i załogę barki. Gustav dostrzegł żagle. Zdobienia obce mu nie były, żyjąc w Altdorfie mógł domyślać się kto to jest. Wejście łowcy czarownic budziło respekt, jeżeli nie w wieśniakach to z pewnością w Gustavie. Templariusz powiedział, że jest tu z rozkazu Ojca Andersa, jednak tego nigdzie z nim widać nie było, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ludzie ucieszyli się z przybycia i zapewnienia łowcy czarownic, ale Gustav słyszał już niejedną opowieść o nich. Najgorsi byli fanatyczni łowcy czarownic, jednak ten na takiego nie wyglądał. Chwilowo było ciężko ocenić jaki jest Matthias Krieger, Łowca Czarownic Świętego Zakonu Templariuszy Sigmara.
Sposób, w jaki wypowiadał się łowca czarownic, zdawał się odrzucać wszelkie zabobonne wyobrażenia o tej organizacji. Był miły i uprzejmy, a to nieczęsta cecha u ludzi na stanowiskach.

Helvgrim wprowadził już nieco templariusza w temat, podobnie z resztą jak wcześniej uczynił to Ojciec Anders.
- Helvgrim wprowadził was już Panie Matthias nieco w szczegóły. Tak jak rzecze on, o wiedźmiarzu nam wiele nie wiadomo. Zapewne słyszeliście Panie, tak jak i my, że jedną chałupę z dymem chciał puścić, że na czarach się zna. Teraz pewnie siedzi w jakiejś jaskini na Przeklętym Bagnie. Po prawdzie wcale nie bawiliśmy tu długo. - skończył rozglądając się po towarzyszach - Ominąłem coś?
 
wysłannik jest offline  
Stary 06-01-2013, 19:02   #80
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Dzięki pomocy tajemniczego człowieka, kompani udało się znaleźć bezpieczne miejsce na nocleg. Willarda ciekawiło kim jest ów jegomość i co robi sam na bagnach. Zadawał mu to pytanie zarówno mową, jak i starał się wyrysować na piasku. Nie do końca wiedząc czy wybawca rozumie ich mowę. Nocował w wielu miejscach w życiu tu jednak mimo twardego podłoża zasnął jak kamień. Nie dyskutował z towarzyszami był zbyt wyczerpany. Kręcenie się po bagnach należało do zajęć męczących. Noel zaś i jego szlachetny tyłek nie był przyzwyczajony do tak dużych wysiłków. Następnego dnia nieznajomy odprowadził ich do wioski. Ciekawe czy mieszkańcy go znali, będzie musiał ich oto wypytać. Tajemniczy pustelnik wiedział gdzie idzie, choć zdziwiło Noela że zawrócił przed wioską. Przecież samotne życie musi być męczące, towarzystwo przydaje się od czasu do czasu. Nie było mu jednak dane długo roztrząsać tego problemu. Inkwizycja bardzo poważnie potraktowała wezwanie o pomoc miejscowego kapłana. Stawiło się do malutkiej wioseczki dość dużo ludzi i sprzętu. Mieszkańcy potraktowali nowo przybyłych bez cienia strachu. Oznaczało to, że nie wiedzieli z kim mają do czynienia. Łowcy nie przebierają w środkach, gdy tropią herezję. Noel miał nadzieję, że mieszkańcy nie odczują ich śledztwa na własnej skórze. Dowódca wyprawy był uprzejmy i rzeczowy. Dawało to szansę na porozumienie, choć gdyby dać mu pretekst z pewnością będzie działał brutalnie. Takich stanowisk nie zdobywa się za subtelność. Jego towarzysze wyczerpali temat ich roli i osiągnięć w pomocy wiosce. Willard zatem nie miał obecnie nic do dodania, czekał na rozwój wypadków. Nim powie co myśli, chce zobaczył jak łowcy wezmą się za swoją robotę i jaką metodykę obiorą.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172