Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-09-2013, 12:41   #181
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Czarny Kot

Karczma Czarny Kot, była całkiem przyjemnym miejscem. Ludzie tutaj, którzy ogólnie zawitali nie byli ani natrętami ani nie sprawiali problemów. Zmęczeni podróżą wędrowcy, którzy mają co nie co w sakiewce i nie boją się wydać zarobionych pieniędzy. Sioban, podczas gdy Laura brała kąpiel, ty postanowiłeś zejść na dół i porozmawiać z karczmarzem.


Łysawy i wąsaty jegomość zwał się Heinrich, po prostu Heinrich. Gdy zrobił kilka zamaszystych ruchów ścierką po blacie, spojrzał na Ciebie i rzekł:

- No witam, witam..Cóż pomóc Jaśnie Panu mogę ? - uśmiechnął się szeroko, ukazując kilka ukruszonych zębów.
- Wino poproszę. Powiedzcie gospodarzu, dużo tu u was w okolicy krasnoludów? - padło pytanie z ust szlachcica
Karczmarz mógłby spowodzeniem robić za sztukmistrza bowiem już szast prast dzban dobrego wina znalazł się przed Tobą. Potem pogładził się po wąsie;

- Hm...no obecnie to nie, ale nie raz, nie dwa przybywały tu wojska z Karah Hirn, czy Karak Gantuk. Baron ceni sobie przyjaźń z tą rasą, więc nierzadko proszą oni o wsparcie czy pomoc. No, ale od jakiegoś czasu, gdy Baron zaczął sam wydobywać kruszce ich stosunki lekko się ochłodziły... - postukał palcem o blat stołu dając do zrozumienia, że wszystko ma tu swoją cenę.

Sioban ze zrozumieniem postukał wydobytą z sakiewki złotą monetą, po czym położył ją między sobą a rozmówcą.
Karczmarz mógłby uczyć chyba fachu niejednego złodzieja bowiem w mgnieniu oka moneta znikła gdzieś pod szybką dłonią mężczyzny. Wyjął on fajkę i zapalił i gestem dłoni kazał Ci podążyć za sobą. Udaliście się do najbardziej oddalonego stolika, w rogu karczmy gdzie mogliście spokojnie porozmawiać. Widocznie moneta wręczona Heinrichowi otworzyła wiele drzwi przed Tobą.

- [i] W Baronii nie ma tu jednak krasnoludów. Ludzie ich nie lubią tutaj, no a ich ceny..wołają o pomstę do Sigmara, który pewnie przewraca się widząc … [/] - nie dokończył bo było wiadomo, że wszyscy się liczą z każdym groszem, a krasnoludą są mistrzami w ich wyciąganiu.
- Krasie tanie nie są. Ale to w okolicy jeno węrdowne sie pałętają? A te twierdze to daleko więc, bo zwykle blisko twierdz ludzie jednak dla krasnoludów są mili...by nie drażnić sąsiadów z wielkim murem i dużą ilością kuźni - zapytał uprzejmie szlachcic. Był ciekaw, na ile precyzyjne było owo stwierdzenie “ nie ma tu krasnoludów”. No i chcial wiedzieć gdzie te twierdze są. I czy mają dobrych kowali. At, do wszytskiego powolutku dojdziemy, pomyślał.
Karczmarz spojrzał ze zdumieniem i rzekł;

- No północ, jakieś 50 mil od nas znajduje się Karak Hirn, na północny wschód i to będzie jakieś 150 mil, dalej na wschód mamy Karak Gantuk no i oczywiście Barak Varn, ale to hen na południe. To chyba wszystkie krasnoludzkie twierdze w pobliżu. No jest jeszcze jedna twierdza, ale krasnoludy oddały ją we władanie ludzi, bowiem to bardziej strażnica, warownia niż twierdza. Znajduje się ona w Czarnych Górach, i nazwano ją Strażnicą Dwóch Szczytów, ale nigdy tam nie byłem więc nie wiele mogę o niej powiedzieć. - zakończył dodając jeszcze - Niestety jeśli chodzi o twierdze krasnoludzkie nie za wiele wiem, bom prawie całe życie w tutejszych rejonach się wychował. Tak jak i cała moja rodzina, i nasi dziadowie czy pradziadowie - pyknał se fajeczkę by kontynuować - A Khazad, jak to Khazad nie często zagląda do ludzkich siedlisk, skoro swoi w pobliżu. My inaczej patrzymy na życie, niż oni.. Od tacy sąsiedzi Barona. Wilhelm Wurde czy Helnar Koflach.
Ten pierwszy kontroluje ziemie od Burkersburg, poprzez Matorce do Somjek czy Brasov, tak więc kontroluje od środkowy obszar terenów Księstw Granicznych.

Natomiast Herr Helnar Koflach, cóż do jego ziem należą tereny przechodzące przez Styratia, Munzig, Akendorf, Forest of Gloom, Brovska.
Z zachodu mamy zagrożenie w postaci Dietera Von Masserschloss, gdyż z niego taki szlachcic jak ze mnie goblin. I mówię Ci Panie, to że sprawuje władzę nad takimi miastamijak Zvorak, Lakoras, Kasos. Podobno swoje łapy wyciąga ku Achaes co da mu kontrolę nad dwoma ważnymi punktami Czarnej Zatoki. Nie można też zapomnieć, że plotki mówią, że Dieter ma zakusy na Kazad Sedazund, czyli jedynej twierdzi dzielącej The Vaults od Gór Apuccini.
Na dalekim wschodzie zbiór Fatanbad, Vitrolle, Fatandira, Zenres czy Mirstadt są pod władzą Wielebnego Rolfa, o którym powiadają legendy i mity. I nikt nie wie co jest prawdą a co nie.
- podsumował Heinrich

- A reszta to w przyjaźni żyje, że tylko owego Masserschlosera zagrożeniem nazywasz? Jak to wygląda? - zapytał Sioban
- Zagrożenie mój drogi przyjacielu to orkowie, gobliny. To jest prawdziwe zagrożenie. Kto będzie nami rządził to już inna bajka. Od stuleci tereny te przechodziły z rąk do rąk, więc jeden władca mniej czy więcej nie zaskoczy nas. Fakt Baron jest człowiekiem uczciwym i sprawiedliwym, choć nierzadko surowym. Dba o swoich poddanych choć i wiele wymaga. Uczciwy układ sądzę. Bywali lepsi i bywali gorsi Panowie. Życie mój drogi, życie - pyknął sobie fajkę.
- A wasz obecny baron, jego włości jak daleko sięgają? Widziałem jeno kopalnie i pare wiosek po drodze ale nie wyglada na słabego czy z małą włością

- No ziemie naszego Barona za duże to nie są. Od roku, może trochę więcej tu przebywa i potrzebuje czasu a wiadomo sąsiad chciwym okiem nierzadko zerka więc małymi kroczkami trzeba wszystko. Jego ziemie ciągną się od Aldium po Las Hvargir aż do Vivodan. Na razie pierwsze miesiące pozbywał się wszy, które truły nasze ziemię. Orki z gór też nie patrzą spokojnie, a gdy widzą okazję do zrobienia wypadu robią go. Palą, grabią i niszczą, a szkody same nie znikną. Baron jednak potrafił sobie poradzić i przerobił tą starą wartownię na coś użytecznego. Twierdza Falcao.. muszę przyznać, że Baron ma wizję.. - uśmiechnął się karczmarz...
Sioban pokiwał zadowolony głową. Wizję, to dobrze, dokładnie tego było trzeba. ambicji, skuteczności...w sam raz nowy materiał na księcia....któremu przyda się skuteczny hrabia.

- Cóż jeszcze mogę zrobić dla Jaśnie Pana - zapytał barman
- Hmm, tak. Z innej troche beczki. Jak wygląda handel w okolicy. Duzo kupców? szlaki jakieś? Rzemiosło sie gdzieś silniej wytworzyło niz lokalne jeno potrzeby?
Kupiec spojrzał na Ciebie i rzekł:
- Panie handel ? No tutaj albo Aldium najbliżej ale co u nich to nie wiem. Ja to siedę tutaj i zarządzam tym moim pieprznikiem. O handlu pogadaj z tym no.. Jurgenem..on to kupiec pełną gębą, ale ceny ma że ja pierdolę. Obdarł by z pieniędzy własną matkę jeśli by mu to zysk miało przynieść.. - zaśmiał się

- Taaak, znam ten typ. Ale rzetelny on? W sensie bzdur nie piedoli jak sie dogadać z nim? - zapytał szlachcic pro forma.
- To zależy na ile wycenicie jego wiedzę - odparł krótko Barman
- Rozumiem. Uczciwe podejście, musicie przyznać pokiwał głową -A słuchajcie, jeszcze jedno. Do jakichś większych starć doszło ostatnio w okolicy? Zbójce, sąsiedzi czy chuj wie kto?
- [i] Ostatnio..no nic nie było wartego uwagi. Spokój od pół roku mamy prawie..[/] - rzekł Heinrich - No oczywiście nie mówię o orkach. Te jednak głównie koncentrują się na krasnoludzkich twierdzach. Na nasze szczęście. - ponownie zaciągnął się fajką
- Hah, jestem pewien że krasnoludy inny maja na to pogląd...ale nieobecni głosu nie mają więc cóz...racja zaśmiał się szlachcic -Gdzie więc znajdę owego Jurgena?
- Jak wyjdziesz Pan z karczmy to skręcisz Pan w prawo, najbliższa alejka w lewo i tam jest sklep “Wszystko dla każdego” - wyjaśnił
- Dzięki gospodarzu, zajrzę do was jeszcze kiedy pożegnał się szlachcic, kładąc przed właścicielem kota drugą złotą monetę i ruszając ku owemu “Wszystkiemu dla wszystkich”.


Wszystko dla wszystkich

Szlachcic ruszył tak jak wskazał mu karczmarz i po chwili bez problemu stał już przed wejściem do sklepu, choć to wyglądało bardziej na wielki opuszczony magazyn. Gdy Sioban otworzył, poczuł zapach stęchlizny lecz nie powstrzymało go to. Długi, zaciemnony korytarz prowadził prosto do kolejnych drzwi, za którymi znajdowało się kolejne pomieszczenie. Tam też siedział mężczyzna za wielkim blatem, bujając się na fotelu. Wiekowo mężczyzna liczył z czterdzieści lat, a długa czarna broda sięgała mu aż na wysokość klatki piersiowej. Na oczach miał okulary, lekko zaparowane.

- Witam szanownego Pana. W czym mogę służyć ? - zapytał uprzejmie człowiek stojący za blatem
- Pan Jurgen, jak rozumiem? Polecono mi Pana….jako ciekawego rozmówcę zagadnął szlachcic.
- No Jurgen, Jurgen. No ja tu Panie od rozmów nie jestem, sprzedaję i kupuję co interes się kręcił. Aż cóż Pan chce wiedzieć? - zagaił
- Ależ to właśnie o zakup idzie, konkretnie zakup ciekawych informacji. O traktach trochę, o handlu tudzież ciekawych personach - odparł Sioban.
- Wolałbym konkretniej Panie bo o handlu to możemy sobie porozmawiać i godzinami całymi, a ciekawe persony, jak Pan to ujął, dla każdego coś dobrego i innego.. - rzekł lekko zirytowany
- Gdzie tu trakty biegną i czy bezpieczne, pierw, następnie chciałbym wiedzieć gdzie sa ośrodki większe handlowe, czy krasnoludy rzemiosłem bardzo krążą, czy tez może i po osiedlach jakieś większe ośrodki rzemiosła popowstawały. No i jak sytuacja ze zbójcami wygląda na obecną chwilę - przeszedł do konkretów.

Kupiec przystawił Ci krzesło i na dzień dobry wycenił swoją wiedzę na dwa złocisze. Pierw zaczął opowiadać o traktach, dzięki czemu dowiedziałeś się o głównych traktach prowadzących z Twierdzy do Aldium, Vidovdan, Brasov czy Somjek. Według słów kupca główne ośrodki handlowe to Barak Varr i Somjek, który próbował nawiązać rywalizację kupiecką z ów twierdzą krasnoludzką, a także Heldegrad, który znajdował się na zachodzie a na południowym zachodzie Kasos. Nie można też zapomnieć o Matorca przy Mannan’s Maw, które dość prężnie się rozwija.

Co do krasnoludów to Barak Varr, Karak Hirn i Karak Gantuk są największymi konkurentami. Ich stal i wyroby są nierzadko o wiele lepsze od ludzkich, lecz przez to o wiele droższe. Baron jednak znalazł jakiś sposób by nie wchodzić w drogę Khazadom, i prężnie rozwija swoje małe imperium. Jednak to tylko domysły, bowiem nikt z jego otoczenia nie puszcza pary z gęby. Krasnoludy tylko pojawiają się na dużych jarmarkach lub jakiś większych zjazdach a tak siedzą w swych górach i tam załatwiają interesy. Tym bardziej że mają bliżej do Imperium z którym handlują na dużą skalę.
Co do zbójców...zawsze jacyś się znajdą, lecz ostatnim czasem to orki są zmorą kupców. Kilka karawan zostało zniszczonych i nie dotarło na miejsce. Straty były na tyle spore, że kupcy zaczęli wynajmować ludzi Barona jako eskortę. Co dodatkowo zasila kabzę Baronii.

- [i]A powiedzcie no mi, wiadomo kto koryto rzeki Hornberg i jej przełęcz trzyma? Krasie czy orki? Nie blokuje to spływów kupieckich ta ich wojna?

- No tak. Tutaj póki Karak Hirn, Khazid Grentaz oraz Grung Rakadan czyli najważniejsze ośrodki w tej części gór trzymają się mocno orki raczej nie ośmielają się na zbyt częste najazdy w te strony. Tym bardziej, że umowa z Baronem jest jakaś, który zawsze pomagał krasnoludom.. - zamilkł po czym dodał - Wiadomo że nie wszystko da się upilnować i albo to karawana albo to barka padnie łupem zielonych.. - lekko zaśmiał się
- To to zawsze, zresztą nurty rwące, to i na dno pójść może. A zieloni mocni? Du że te plemiona, czy jakieś resztkowe wypierdki?

- Oj Panie to o takich rzeczach to z krasnoludami trzeba by rozmawiać. Co ja mogę wiedzieć. Ja to znam się co kupić tanio, gdzie drogo sprzedać..co by zysk mieć - rzekł z uśmiechem lekkim
 
vanadu jest offline  
Stary 03-09-2013, 12:53   #182
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Laura podczas gdy Sioban był zajęty wypytywaniem się, postanowiła załatwić parę swoich osobistych spraw. Pierwsze kroki skierowała do zielarki. Stara babina przyjęła ją serdecznie, częstując herbatką. Chwilę z nią posiedziała słuchając najświeższych plotek w mieście, dzięki czemu dowiedziała że syn jednego z gwardzistów szuka żony, no i że do miasta przybyły krasnoludy ale to jest wielka tajemnica. Czas na pogaduchach z babuleńką minął dość szybko a i herbatka była pyszna. Katarina, bo tak się babcia nazywała, od razu zrozumiała z czym do niej przychodzi i od ręki dała kilka potrzebnych rzeczy.
Jako, że Laura poświęciła jej czas i wysłuchała jak to jej źle i smutno od kiedy jej córka Marta wyjechała, to co dostała, otrzymała za darmo. Pożegnała się w końcu i ruszyła przed siebie. Wędrując wąskimi uliczkami, mijając tłoczących się ludzi w końcu dotarła do celu swojej wędrówki. Stary poniszczony dom w żadnym razie nie przypominał miejsca w którym mogła stać biblioteka. Otworzyła więc niepewnie skrzypiące i spruchniałe drzwi i zajrzała do środka. Długi korytarz prowadził gdzieś do kolejnych drzwi. Ruszyła powoli więc przyglądając się z niechęcią ścianom pokrytymi tonami kurzu i pajęczyn. Kolejne drzwi jeszcze bardziej skrzypiące, sprawiały wrażenie że zaraz się rozsypią lecz postanowiła zaryzykować i delikatnie je pchnęła. Zobaczyła rzędy półek wypełnione książkami i praktycznie puste stoły. Praktycznie, bowiem jeden był zajęty. Siedział przy nim wiekowy starzec, wśród ksiąg i świeczek, które rozświetlały i tak już to ciemne miejsce. Dopiero teraz kobieta zauważyła że chociaż są okna to światło słoneczne praktycznie nie przebija się przez gęste pajęczyny, które tam tkwiły od wielu lat.


Podeszła do stolika, który zajmował ów starzec a ten nie odrywając wzroku od ksiąg zapytał:
- Czego tu szukasz młode dziecię - kaszlnął z dwa razy jeszcze.
Laura rozejrzała się dookoła, szukając innej osoby do której mogłyby być skierowane słowa starucha. Nie znajdując jednak nikogo oprócz siebie wysiliła całą swą fizjonomię przywołując na twarz szeroki uśmiech. Efekt był...cóż, co najmniej niepokojacy, biorąc pod uwagę blizny przecinające jej oblicze.
- Rozumiem że wy jesteście opiekunem tego przybytku - powiodła ręką dookoła, nie wspominając kulturalnie o wszechpanującym syfie i zaniedbywaniu obowiązków. Człek był stary, zapewne też zniedołężniały. Laura nie chciała zaczynać rozmowy od szyderstw - Chciałabym rzucić okiem na kroniki. Macie tu coś takiego, nieprawdaż?
Starzec odkasłał parę razy i podniósł powoli wzrok. Szare, zmęczone i lekko przekrwione oczy spoglądały z zaciekawieniem na intruza:
- Kroniki powiadasz? No sporo ich tutaj, toteż bardziej sprecyzuj czego mają dotyczyć, jakiego okresu..no chyba że masz dużo czasu by tu posiedzieć. Widzisz, część zbiorów nie jest w najlepszym stanie...no ale zobaczymy..w czym taki staruszek może Ci pomóc - uśmiechnął się.
Kobieta w czerwieni podeszła do starca, zerkając ciekawie na to co czytał.
- Chodziłoby mi o ostatnie dziesięć lat, tak na dobry początek. Sytuacja dyplomatyczna z sąsiadami, ewentualne pomory w okolicy, jakieś większe potyczki i konflikty w które wdał sie baron. Stan ludności na chwilę obecną, ważniejsze wydarzenia hmm...państwowe? Egzekucje, sądownictwo. Poza tym coś z samych początków baronii, kto i kiedy dokładnie ją założył, w jakich okolicznościach. Mam czas, o to akurat nie musze się martwić
Staruszek klasnął w dłonie i rzekł:
- No więc tak. Regały od B1 do B30 traktują o Księstwach Granicznych jako całości. Zawarto tam informacje od 1600 roku do teraz. Regały C1 do C5 to są krótkie raczej, bo nie liczące sobie po tysiąc stronic, krótkie przemyślenia podróżników, poetów czy uczonych. W regałach D1 do D3 też coś na pewno możesz znaleźć moja droga… i tam chyba jest poczet skazanych, czy informacje z ostatnich pięciu lat, ale o Baronie to raczej informacji nie znajdziesz. On tutaj niespełna ponad rok, więc i nie miał kto by o nim spisać czegoś. Regały T1 mówią o tej twierdzy. Coś tam gdzieś było...ale to musisz sama szukać… - rzekł
- Jak wam na imię ojcze? - Laura przysiadła na skraju biurka,
- Mówią na mnie Johan - przedstawił się - A Ty moje dziecko ?
- Laura - odpowiedziała przestając się uśmiechać - Pozwolisz więc że poszukam tego co mnie interesuje, nie będę ci przeszkadzać w pracy, kontynuuj to co robiłeś do tej pory i nie przejmuj się mną.
Nie czekając na przyzwolenie zagłębiła się między zakurzone regały, szukając pozycji o których wspominał staruch. Zaczęła od rejestrów sądowych, ot z ciekawości. Ludzkie słabości i okrucieństwo zawsze stanowiły dobry początek dla każdych poszukiwań. Ostrożnie ujęła w dłonie kilka, opasłych tomów, starając się ich nie uszkodzić. Od dziecka uwielbiała księgi, traktowała je z szacunkiem na który zasługiwały, jako że niosły ze sobą wiedzę tak potrzebną człowiekowi do poszerzania swoich horyzontów. Tylko głupcy bagatelizowali umiejętność czytania, uznając ją za coś trywialnego i niepotrzebnego w życiu codziennym.
Wyszła na zewnątrz, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza i wykorzystać w pełni słoneczny, ciepły dzień. Zbliżała się jesień, więc następna taka okazja mogła się prędko nie przytrafić. Pogoda z dnia na dzień pogarszała się, coraz zimniejsze podmuchy wiatru zwiastowały nadchodzącą nieubłaganie kolejną porę roku, pełną deszczu i wszechobecnej szarówki. Laura usiadła na kamiennej ławce, obok siebie ułożyła stertę książek i opierając pierwszą z nich o kolana, pogrążyła się w lekturze.

Spędziła prawie cały dzień nad księgami i znalazła tam wzmianki o gwałcicielach, mordercach czy złodziejach. Tych ostatnich karano obcięciem obu rąk lecz lista takich person nie była zbyt długa. Co do zajęć majątkowych to wszystko przejmowali obecni rządzący, lecz ich imiona nie mówiły Ci totalnie nic.
W końcu jednak, sama nie wiedząc kiedy nawet, zasnęła. Oczy zamknęły jej się od przemęczenia, widać dawno nie siedziała nad księgami. Przebudziła się późnym wieczorem, bowiem na zewnątrz księżyc wysoko świecił, a ulice świeciły pustkami. Wróciła do biblioteki i zaczęła przeglądać mapy Księstw Granicznych. Od Imperium oddzielały je Black Mountains, a a od Tilei Apuccini Mountains. Od południa była Black Gulf gdzie najważniejszą twierdzą był Barak Varr, który sąsiadował z Varenka Hills. Tam też płynęły dwie rzeki które wpadały do Black Gulf: Skull River i Blood River.
Na zachodzie Barak Varr znajdowało się duże miasto Somjek a idą wzdłuż wybrzeża Matorca (Matorea gdzie niegdzie taka nazwa się pojawiała na innych mapach). Jej wzrok wędrował dalej aż dotarł do Black Peninsula, który był półwyspem znajdującym się pomiędzy Black Gulf a Lagoon of Tears. Na jednej z map zauważyła tylko, że w tamtym rejonie ktoś zaznaczył X i dopisał Orki.
Wzrok skierowała ku górnej części mapy i tam głównymi miastami były Heldengrad i Aldium, które sąsiadowało z Karak Hirn. Mapy były trochę ogólnikowe, bowiem z tego co już zauważyła nie które tereny potraktowano po macoszemu, i zaznaczono tylko główne wsie lub miasta bądź twierdze.Zmęczona i wciąż nie do końca przytomna pozbierała wysłużone tomiska, porządek rzecz święta. Gdy odkładała wszystkie książki na miejsce, z jednej z nich wypadła koperta, która powoli upadła na ziemię. Podniosła ją i otworzyła. W środku był zapisany kawałek papieru, który zaczełaś czytać. Sam papier był stary, musiałaś trzymać go delikatnie w dłoniach by go nie porwać.


Wyglądało to na to jakby ktoś specjalnie schował, albo po prostu zapomniał. Nic więcej nie znalazłaś co mogło by dotyczyć owego znaleziska.
Dyskretnie schowała pismo do kieszeni obszernej szaty i odstawiła na półkę ostatnią księgę, rozglądając się dyskretnie za Johannem. Staruch mógłby mieć coś przeciwko temu, że postanowiła przywłaszczyć sobie cokolwiek ze zbiorów, którymi się opiekował.
Johann zajęty był swoimi księgami z których nie wyściubiał nosa, opuściła więc bibliotekę, nie czyniąc przy tym zbędnego hałasu i skierowała swe kroki ku karczmie. Przeglądanie kolejnych ksiąg było na ten moment ponad jej siły. Czuła się zmęczona, głodna i podirytowana. Miała nadzieję przemknąć się nie niepokojona i zaznać upragnionego odpoczynku. Pusty żołądek przypominał o sobie co jakiś czas donośnym burczeniem, ignorowała ten fakt, przyśpieszając jedynie kroku. Przekraczając próg Czarnego Kota ze zdziwieniem zauważyła, że nie tylko ona jeszcze nie śpi. Uśmiechnęła się na widok czarnowłosego mężczyzny, wmawiając sobie że radość którą wywołał jego widok ma tylko podłoże zawodowe.
- Czyżby łóżka w tym przybytku niegodny były twej osoby? - spytała bez złośliwości, podchodząc do siedzącego przy opustoszałej ławie Siobana - Siennik zbyt twardy, czy nie podoba ci sie towarzystwo wszy i pluskiew?
- Pusto, nudno i zimno. W tej kolejności. No i przemyśleć pare spraw musiałem odparł szlachcic podnosząc głowę. W blasku świecy ujrzeć dało się zmarszczki przecinającego mu czoło. W bursztynowych oczach roziskrzyły się radosne ogniki. - Pozyskałem trochę informacji i kupiłem trochę szajsu. A jakże ty spędziłaś dzień?
- Bezproduktywnie nad papierzyskami - westchnęła siadając ciężko obok szlachcica. Perswazję odpięła od pasa i oparła o siedzisko przy swoich nogach - Nie powinni wpuszczać mnie do bibliotek, zawsze jak zobaczę jakąś księgę to mam ochotę ją przeczytać, a sporo tu tego mają mimo wszystko. Poza tym odwiedziłam zielarkę...za pamięci. Bardzo miła kobiecina tylko za dużo gada jak na mój gust. Coś udało ci się załatwić o czym wypadałoby mnie poinformować?
Oparła łokieć o blat stołu i ułożyła na nim policzek, zwracając głowę w kierunku rozmówcy.
- Kupiłem parę rzeczy co chciałaś. Plus trochę informacji. odparł szlachcic - Aaa, właśnie, to dla ciebie dodał wręczając jej spory pakunek.
Przez moment Laura gapiła się na paczkę jakby ta miała ją ugryźć. Sięgnęła jednak w jej kierunku, rozrywając niecierpliwie papier i dobierając się do umieszczonego wewnątrz przedmiotu. Jej oczom ukazał się długi, ciemnozielony płaszcz z kapturem. Patrzyła na niego oniemiała, wodząc palcami po delikatnej tkaninie. W życiu nie miała nic równie ładnego i dobrej jakości. Szaty akolity się do tego nie umywały, bez dwóch zdań.
- Ja… - zaczęła, lecz zabrakło jej słów. Siedziała więc w ciszy, próbując wymyślić jakąś sensowną odpowiedź. Odetchnęła głęboko zbierając się w sobie i kontynuowała - Dlaczego? Zresztą nieważne, dziękuję. Nie wiem co mogłabym więcej powiedzieć. W przeciągu kilku dni dostałam od ciebie więcej prezentów niż przez całe swoje życie, więc jak widzisz dużo tego nie jest. Naprawdę, nie trzeba było - wymamrotała na koniec, składając starannie okrycie i odkładając je na blat stołu.
- Uznałem po prostu że musisz to mieć, cóż w tym dziwnego zdziwił się uśmiechnięty szlachcic -Ot. I cóż ciekawego czytałaś?
- Stare kroniki, rejestr skazańców, takie tam - wzruszyła ramionami, po czym dodała po chwili markotnie - Głodna jestem.
Nie czekając na reakcje szlachcica wstała z ławy i ruszyła powolnym krokiem na zaplecze. Wróciła po dłuższej chwili z miską kaszy i kuflem piwa. Usiadła tam gdzie wcześniej, poświęcając większość uwagi jadłu niż towarzyszowi.
- Co dalej zamierzasz? Do czego te wszystkie podarunku prowadzą? - rzuciła mimochodem.
- Do czego mają prowadzić? Chciałem ci coś podarować, jakiż może to mieć cel? zapytał Sioban.
- Ludzie nie robią niczego bezinteresownie, zawsze mają jakiś cel. Chce wiedzieć jaki jest twój i tyle. Ty chyba nie zbrodnia - odpowiedziała między kęsem strawy a łykiem piwa.
- Hmm, jaki był mój cel? Prawdopodobnie sprawienie ci przyjemności jak mniemam. Żeby ci znaczy sie było miło odparł lekko zmieszany szlachcic.
- Miło jest, tylko co dalej? - raz jeszcze spojrzała na prezent leżący na wyciągnięcie ręki. Czuła się nieswojo, więc jak zawsze w takich sytuacjach postanowiła zachować czujność - Nie usatysfakcjonuje mnie odpowiedź wymijająca. Należę do zakonu, wiesz o tym prawda? Jesteś mądrym człowiekiem. Jak to dalej widzisz?
- Hmm, sądzę że pierwszym słowem które przychodzi mi do głowy jest: dalej. Dalej to widzę, nie wiem jak ty. Choc dostrzegam pewne trudności…
- Na przykład? - Laura parsknęła odsuwając od siebie pustą już miskę - Możesz mówić nie po kolei, trochę się tego uzbiera.
- Na przykład? Na przykład niepokoje sie o twoja przyszłość. Najbardziej fartownym człowiekiem w tym uniwersum pod gwiazdami nie jestem. Ani też najmilszym, ani też jakimś specjalnie uczciwym. Innymi słowy to że ja widze to dalej, nie znaczy koniecznie że i ty to tak widzisz
- Nie ma ludzi uczciwych i bez skazy. W każdym z nas siedzi ciemność, nikt nie jest bez winy. Trzeba sobie radzić, umieć dostosować się do sytuacji i radzić z przeciwnościami losu. Samą modlitwą nie ocali się świata. Czasem trzeba chwycić za broń i siłą udowodnić swoje racje. Nie jesteś fartowny? Nie pierdol, gdzieś tam masz dom, majątek i perspektywy by to postawić na nogi. Ja mam tylko wiarę i to co na grzbiecie. Książę i żebrak, żeśmy się kurwa dobrali.
Sioban roześmiał się gardłowo: -Ani ja książę, ani ty żebrak, nie przesadzajmy. Ale, ale. Pytanie brzmi: jak ty to widzisz, gdyż to tobie większe to wszystko może sprawić problemy
- Ze wszystkim można sobie poradzić w ten lub inny sposób, potrzeba jedynie odpowiedniej motywacji - Laura wzruszyła ramionami, wpatrując się intensywnie w szlachcica - Mam swoje przekonania, zasady i zobowiązanie których złamać nie mogę...da się to jednak nagiąć. Pytanie tylko czy byłbyś w stanie to respektować.
- Tak...dopóki nie stają rażąco wbrew moim, wtedy będziemy musieli oboje kombinować jak wyjść z tej sytuacji
- Kombinować? Są rzeczy które ciężko będzie przeskoczyć -zaśmiała się ochryple - Obyśmy się nie pozabijali, a będzie dobrze. Czego, dla przykładu, powinniśmy unikać?
-Wyjdzie w praniu znając życie… odparł szlachcic posępnie.
Zamiast odpowiedzieć kobieta w czerwieni ujęła delikatnie brodę szlachcica i wychyliła się do przodu, by pocałować go prosto w skrzywione usta
- Będzie dobrze, nie ma co się martwić na zapas. Mamy inne sprawy na głowie, a daremne użalanie się do niczego konstruktywnego nie prowadzi. Nie ma co zakładać z góry najgorszego, od czarnowidzenia mamy ekspertów, nam pozostaje realizm i optymizm, bo dlaczego nie?
- Słusznie. Jak ma nas coś zajebać to zajebie choćby było miłym puszystym zajączkiem bez przednich łapek. Kupiłem namiot i siennik. A także lampę. Krasie i reszta mogą chłodzić dupy pod krzakami, choć nam nie będzie na łeb padać. zarzucił pozytywną wiadomością szlachcic.
- I wreszcie nie będzie się trzeba przejmować tym, że ktoś się obudzi jak będziemy uczciwie i sumiennie swoją wartę odbębniać - Laura pokiwała z aprobatą głową - Jeszcze trochę to pół chałupy będziemy ze sobą wozić. Dobrze że jest koń, ciężko byłoby te wszystkie graty na plecach nosić. Miałeś rację...trochę wygody nikogo nie zabije - przyznała niechętnie.
-Jakby konia nie było to bym nie kupował gratów a konia wyszczerzył się w uśmiechu von Duof - A tak będzie dogodniej. Ciekawe co porabia reszta
- Niech każdy zajmie się swoimi sprawami. Było między nami trochę napięć, więc separacja na jakiś czas dobrze nam zrobi. Nie leźmy sobie przed oczy i ochłońmy, a nikt z rozbitą mordą nie skończy. Tak będzie najlepiej, skoro mamy dalej wspólnie pracować. - kobieta oparła głowę o ramię szlachcica, bawiąc się leniwie skrajem jego rękawa - A co, stęskniłeś się za Wolfem, albo jeszcze lepiej, Lotharem?
- Chyba prędzej za Lotharem niż Wolfem, przyznać muszę. Helvgrim i Galvin są dość przyzwoitym towarzystwem, oczywiście kiedy nie jęczą na jakość naszych wart. A niziołek nawet nieźle gotuje. Ale fakt, odpoczynek od nich sie przyda. Dokupiliśmy broni, pancerzy, tonę gratów. Ciekawe gdzie nas jaśnie pan baron pośle. Na sąsiadów? Czy do krasiów. Twierdze są blisko, a spławiając się rzeką do Imperium, chyba stąd nasz pracodawca ma tam kontakty. Ale zobaczymy co tym razem wymyśli.
- Nieważne co wymyśli, ważne żeby płacił porządnie i za bardzo nie wpieprzał się z pantalonami w nasze życie. Dopóki nie mówi mi w co mam wierzyć, ani rozkazów sprzecznych z mym sumieniem nie wydaje to nie mam żadnych obiekcji. Plugastwa mnóstwo na świecie, a jeżeli za tępienie go dostaję jeszcze godziwe wynagrodzenie to czemu nie? Mogę tu zostać na jakiś czas, szczególnie że kompania porządna się trafiła - mrugnęła do Siobana - Zastanawiałeś się co będziesz robił, gdy już tutaj zakończysz swoje sprawy?
- Płaci...chyba sensownie. Niby grosze ale za tą robotę to norma…. odparł obejmując ją ramieniem - A później? Oczywiście ponownie będę zarządzał swym majątkiem..gdziekolwiek on będzie
- Planujesz przenieść się z rodzinnych stron na nowe miejsce? Jest w tym jakiś sens i metoda. Wiesz, nigdy się nawet nie zastanawiałam nad tym by wrócić do siebie. To miejsce jest martwe, splugawione. Jeżeli coś zaczynać to od nowa, od samego początku. Może i znalazłby się ktoś, kto pomógłby dźwignąć na nogi choć część dawnej świetności rodu Meyerhoff, tylko po co? Nie przywróci to nikomu życia, a chwała mojej rodziny kończy się na mnie. Tak jest chyba najlepiej. Chyba - Laura zmarkotniała, krzywiąc usta w cynicznym uśmiechu - Właśnie dlatego ciągle jestem w drodze. Nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie.
- Odpowiedzi bywają szybkie, doganiają człowieka gdy sie tego nie spodziewa...jakoś to będzie- odparł przytulając ją.
Zmilczała cisnącą sie na usta, niezbyt przyjemną ripostę. Nie chciała swoim wisielczym humorem psuć innym wieczora.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 03-09-2013, 12:55   #183
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Od kilku dni siedzieliście sobie w Czarnym Kocie i czas mijał wam beztrosko. Pogoda dopisywała, Baron nie miał dla was żadnych zleceń, a kasa jak leciała tak leciała. Każdy miał czas na zaopatrzenie się w to co mu mogło być potrzebne podczas następnej podróży, a także na skorzystaniu z pewnych luksusów, które ów miejsce oferowało.
Cześć z was zasięgnęła języka i dowiedziała się, że najbliższymi sąsiadami Barona byli Helnar Koflach, Wilhelm Wurde oraz Dieter Von Masserschloss. Niestety poza plotkami, w których to twierdzono, że sąsiad sąsiadowi wilkiem to jednak każdy wskazywał że głównym zagrożeniem byli zielonoskórzy. Choć ostatnimi czasy swoje “wysiłki” skierowali ku twierdzom krasnoludzkim, to tylko kwestia czasu kiedy zaczną przypuszczać swoje rajdy na ziemie Barona i innych “książąt”. Lud z jakim mieliście możliwość porozmawiać twierdził, że Baron zapewnił częściowo spokój, a przede wszystkim tereny mu podległe powoli się rozwijają. O dziwo Baron nie jest ani despotom ani tyranem, choć sporo wymaga od “poddanych”, natomiast potrafi się odwdzięczyć. Mniejsze wsie mogą liczyć na ochronę przed przybywającymi zbójcami, zielonoskórymi którzy wypadają czasem ze swych górskich nor więc większości to się podoba.
Co do Twierdzy Falcao, parę lat temu była starą i zrujnowaną twierdzą, którą Baron z pomocą krasnoludów odbudował. Nikt nie umiał powiedzieć praktycznie dlaczego tak się stało, i dopiero wtedy zauważyliście że w samej twierdzy nie było żadnego mieszkającego tu na stałe Khazada.
Ludzie byli tu jednak dość życzliwi, choć ceny jakie sobie wołali za pewne “drobiazgi” mogły przyprawić o zawał serca lub wprowadzić mniej spokojnych w nerwicę. Na szczęście mieliście spory zapas gotówki, który zarobiliście.
Wiadomo jednak że sielanka nie może trwać wiecznie, i jak to mawiają Arabscy mędrcy “co się odwlecze to nie uciecze” tak też się stało.
Wiadomym było, że od kilku dni na “dworze” Barona przebywa wysłannik z Karak Gantuk. Z plotek można było usłyszeć, że do Falcao przybył sam Brangd Młot, który był głównym dowódcą wojskowym. Jednakże po mieście nikt z was nie spotkał żadnego krasnoluda z insygniami tej Twierdzy. Do Barona również obecnie nie wpuszczano i kontakt był tylko przez Mercuccia.
Dziwnym trafem tego dnia wstaliście wszyscy skoro świt i postanowiliście zjeść śniadanie. Karczmarz, który przez kilka dni poznał wasze upodobania uwijał się jak w ukropie by dogodzić wam, wszakże ludzie Barona zawsze mogą liczyć na specjalne przywileje. Tym razem jednak nie dane było wam zjeść całego posiłku bowiem do karczmy wpadł zdyszany i cały czerwony Mercuccio. Opadł na krześle, i choć wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha to wysapał:

- Jaśnie Baron zaprasza do siebie. Sprawa pilna. Ruszajcie - gestem dłoni pokazał wam byście ruszyli a sam zamówił dzban wody i wina. Oj nie łatwa jest służba u Barona widać.

Ruszyliście więc. Żołnierze przy bramie widocznie uprzedzeni o waszym przybyciu nie robili żadnych problemów z jej przekroczeniem. Przed wejściem do głównej wieży czekał na was służący, który zaprowadził was przez oblicze Barona. Już w drodze można było słyszeć tubalny głos, który dudnił:

- Ha!! A więc jednak widzę, że Baron pamięta o przysiędze, którą składał jego dziad. Honor. Tak. Widzę że wiecie co to honor...ale czasu nie mamy. Ruchów i działań nam mości Panie trzeba, nie debaty czy planów. Działania!!! Orcze gówno coraz śmielej sobie poczyna. Z gór w nocy wyłażą, prowadzeni przez swych czarnych braci. Śmierć i ogień przynoszą, a my codziennie odajemy życie. Życie!!! - gniew i złość można było wyczuć

- Tak. Rozumiem Cię dzielny wojowniku, i nie strach czy ostrożność przeze mnie przemawia, lecz środki. Was jest trzy razy więcej niż ludzi, których mogę dać. Słowo rzekłem i słowa dotrzymam. - zamilkł bowiem weszliście Wy do środka

Tam w głównej sali poza waszym pracodawcą, w rogu przy ogniu siedział krasnolud. Szeroki w barach, o miedznianych włosach i twarzy posępnej, na której malowała się złość. Spojrzał na was i zapewne widok dwóch Khazadów złagodził wyraz na jego twarzy. Krasnolud, na którego patrzycie miał na sobie niebieską tunikę, a na jego szyi, na grubym łańcuchu zwisał medalion.
Helvgrim i Galvin od razu poznali że to insgynia Karak Gantuk. Krasnolud nie miał przy sobie żadnej broni, poza sztyletem przypasanym do pasa, choć na dłoniach miał żelazne rękawice, zaciśnięte w pięść. Oczy, ciemne niczym otchłań i twarz, poznaczona bliznami i bruzdami, sprawiały wrażenie że krasnolud wydawał się na bardzo wiekowego i doświadczonego. Miedziane włosy opadały mu częściowo na twarz, tak że musiał je co jakiś czas odsuwać na bok.



Nim jednak ktokolwiek cokolwiek zdążył powiedzieć Baron przejął inicjatywę:

- Chciałeś najdzielniejszych. Proszę, za tych chłopaków ręczę osobiście. Niech oni wyruszą do Strażnicy Dwóch Szczytów, i dowiedzą się co tam zaszło. Dotrą tam za osiem dni, a za kolejne trzy dni dotrze nam stu moich kondotierów uzbrojonych w broń palną i pięćdziesięciu lekkich piechurów. Do Karak Gantuk oddeleguję kolejnych stu kondotierów, jednakże oni będą gotowi do wymarszu za dwa, może trzy dni. Ta dziesiątka, którą widzisz...poradzi sobie. Mości Brangd, obiecałem że pomogę to pomogę, lecz nie wysram Ci trzystu zaprawionych w boju ludzi od tak na żądanie - słowa te Baron wypowiadał ze spokojem, wręcz z szacunkiem i respektem do krasnoluda

Brangd spojrzał na was, pogładził wąsy i brodę i jednym haustem wychylił kielich z winem, by zadać proste pytanie:

- No dobra..Kto z was jest dowódcą ? - proste i bezpośrednie

Gdy uzyskał odpowiedź skierował się ku tej personie:

- No to słuchaj uważnie Pan, bo języka nie lubię strzępić po próżnicy, więc.. jaśnie Baron, twierdzi że macie jaja wielkości klejnotów smoka co dobrze się składa. Chcę byście udali się do Strażnicy Dwóch Szczytów, która znajduje się niespełna pięćdziesiąt mil przed Karak Gantuk i zobaczyli co się stało ze stacjonującym tam oddziałem. Podróż tam zajmie wam około ośmiu dni, co i tak przy obecnej sytuacji będzie niezłym rezultatem. Mamy dość szczegółową mapę jak dotrzeć, więc pokażemy wam najkrótszą i w miarę najbezpieczniejszą drogę. Następnie poczekacie tam dwie noce, a trzeciego dnia dotrą tam kondotierzy Barona oraz oddział zwiadowców dowodzony przez mojego syna Leroka. W rejonach na pewno pojawić się mogą kilku osobowe grupy orków, a i moi zwiadowcy donieśli mi o kilku czarnych orkach, więc uważajcie. I jeszcze jedno; strażnica nie może zostać zdobyta przez zielonoskóre ścierwa. Jak będzie trzeba macie puścić tą ruderę z dymem. Czy jakieś pytania macie, jak nie to zbierajcie się bo czas nas nagli ? - rzekł by dodać - Co jak co, ale ja mam dość, mieć orcze gówno za sąsiadów… - splunął na ziemię
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 04-09-2013, 20:48   #184
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Dirk jakiś czas dochodził do siebie po ostatnich wydarzeniach. Potyczka z goblinami kosztowała go wiele zdrowia, wiele sił. Całe szczęście ich późniejsza akcja odniosła większy sukces i mniejszy udział w harataniu Dirkowego ciałka. Przez czas w którym dochodził do pełni zdrowia był nieco osamotniony, odizolowany, dużo cichszy niż zwykle. Widać było potrzebował samotności, parę chwil spędzić na rozmyślaniu i planowaniu.

W Czarnym kocie też praktycznie nie wychodził z pokoju. Nie był widywany z innymi. Czasami gdzieś wychodził, ale sam, zupełnie sam. Jak i większość z nich w tym czasie udał się, by uzupełnić zaopatrzenie. Nic jednak specjalnego, czym miałby się chwalić innym nie kupił.

Gdy już się zaczynał lepiej czuć. Gdy już wiedział, że wszystko będzie dobrze i wróci mu całkowita sprawność, akurat jeden z ludzi baronowych wezwał go na dół. Tam wysłuchał wszystkiego, choć na khazada zerkał tylko spode łba. W sumie nie było w tym nic dziwnego, bo na wszystkich zerkał tylko spod kaptura. Od krasnoluda trzymał się jednak z dala, stanął w przeciwnym końcu sali i nie wydawał z siebie żadnego odgłosu. Nie przywitał się, ani nie odzywał. W żaden sposób też nie skomentował misji. Baron płaci, baron wymaga, Dirk idzie. Prosta sprawa. W trakcie misji trzeba się będzie tylko mniej narażać niż ostatnio, bo ostatnio coś Dirk się za bardzo narażał. Przynajmniej jak na niego…
 
AJT jest offline  
Stary 04-09-2013, 21:01   #185
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fernando nie zastanawiał się nad trafnością swojego wyboru. Gdyby miał jakikolwiek... Zbyt szybko opróżnił sakiewkę na zbędne zakupy i gdy mógł ją odwracać bez ryzyka wysypania pieniędzy których w niej nie było, nie pozostała mu inna decyzja jak przystać na ofertę barona. Towarzystwo znał w większości więc przynajmniej wiedział czego można się po nich spodziewać, a plotki o baronie dość szybko wyprowadziły go z ponurych podejrzeń iż zaciągnął się do krwawego sadysty. Było to nie mniej istotne jak negocjacje Siobana, bez których zapewne zrezygnowałby z oferty. Zawsze mógł odsprzedać za pół ceny zakupiony świeżo ekwipunek i szukać szczęścia gdzie indziej. Wytargowana stawka przypadła mu jednak do gustu i mógł spokojnie złożyć swój podpis na umowie, wcześniej uważnie ją czytając. Z ciekawością spoglądał na nowe twarze , wiedząc że w służbie przyjdzie im się jeszcze zapoznać – miał nadzieje, że pobyt w Czarnym Kocie ułatwi cała sprawę. Było to dobre miejsce by przy kuflach piwa posłuchać o ostatnich dokonaniach drużyny, zwłaszcza , że nie miał nawet okazji dowiedzieć się jak poszło polowanie na porywacza i szukanie porwanej szlachcianki.

Po prawdzie Fernando naodpoczywał się gdy drużyna ścigała porywacza, wieści o misji przyjął więc z typowym dla siebie uśmiechem i radością, nieco kontrastującym z ponurą i zagniewana miną khazalda. Zdecydowanie wolał walczyć z orkami niż z ożywionymi zwłokami, nawet jeśli te pierwsze miały okazać się inteligentnym przeciwnikiem. Niewątpliwie nie była to lekka misja co widać było po kłopotach jakie zieloni sprawili khazaldom.

Rozmowę i pytania pozostawił khazaldom , mimo że jedno pytanie szczególnie kołatało się po jego główce. Być może jednak postawa khazalda przyhamowała jego nieutemperowany język i nie rzucił pytaniem o to co mają zrobić jeśli orcze pomioty już twierdzę zdobyły... Jeszcze wziąłby to za obrazę krasnoludów? Spalić czy czekać na posiłki? Z uśmiechem w duchu stwierdził, że rozstrzygnąć i tak ma dowódca. Niemal z nostalgią wspomniał czasy gdy takowego nie mieli i gdy każdy robił co chciał lub do czego został przekonany przez innych … To były czasy...
 
Eliasz jest offline  
Stary 05-09-2013, 17:38   #186
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Najmilsze są chwile, gdy człowiek nic nie musi robić, a pieniążki same się sypią jak z nieba.
Lotar korzystał z chwili spokoju, niezbyt licznych w życiu każdego najemnika. Wiadomo, jak to jest - stale pusty trzos, stale goni się za kolejnym groszem, a monetom - co również wszyscy wiedzą - dziwnie szybko nudziło się mieszkanie w sakiewce i opuszczały ją przy każdej okazji.

Jak na razie nie było powodów do narzekania na służbę barona. Można było odpocząć, uzupełnić zapasy, poleniuchować.

Przyjemne obijanie się nie trwało jednak zbyt długo. Przybycie Mercuccia i zaproszenie do złożenia wizyty baronowi oznaczało, jak się okazało parę chwil później, koniec wakacji.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-09-2013, 12:02   #187
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
- Ja mówię za nas w takich sytuacjach. Pytań raczej nie mamy. Czy strażnica jest zaopatrzona czy po drodze trzeba zdobyć zapasy? - zapytał tylko szlachcic.
Krasnolud spojrzał na Siobana i rzekł:
- Strażnica powinna być zaopatrzona ale jak jest teraz nie wiemy. Od paru tygodni nie mamy z nimi kontaktu, tak więc od was zależy co zrobicie - krótko i rzeczowo.
- Rozumiem. Panie baronie, czy dało by się zabrać suchy prowiant na dwa, trzy dni, na wszelki wypadek? - zapytał pracodawce von Duof, po czym ponownie zwrócił się do krasnoluda: - Ostatnia kwestia - ilu ich powinno być w tej strażnicy normalnie, jeśli wolno spytać?
Pierwszy odezwał się Baron:
- Tak jak rzekł Herr Brangd, prowiant nabywacie we własnym zakresie. A co do strażnicy to powinno być przynajmniej siedmiu moich żołnierzy.. - i tu wtrącił się Khazad - oraz pięciu krasnoludzkich zwiadowców, jeśli oczywiście tam dotarli - zasępił się.
- Jeśli strażnica jest solidna, a nie wyobrażam sobie innej spod krasnoludzkich rąk, a oni czujni powinni się utrzymać. W każdym razie panie, wyruszymy bezzwłocznie - odparł szlachcic, lekko kiwając głową.
- Ilu do tej pory posłańców zostało wysłanych? - spytał Lotar. - Szli za każdym razem sami, czy też szła jakaś większa grupka?
- Została wysłana tylko jedna grupa w sile pięciu krasnoludzkich wojowników, lecz nie było odzewu z ich strony. Więcej ludzi nie wysyłaliśmy albowiem sytuacja w górach się zaogniła ostatnimi czasu i rajdy zielonoskórych stały się coraz częstsze - odpowiedział Brangd.
 
vanadu jest offline  
Stary 07-09-2013, 17:18   #188
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Z wielkim spokojem słuchał Galvin całej rozmowy, bowiem ostatecznie chodziło przecież o jego rodzinne tereny, a przynajmniej ich sąsiedztwo. Z krasnoludzkim wysłannikiem przywitał się ukłonem,.

Migmarson gładził się po brodzie rozmyślając nad sytuacją. Widać bowiem, że baron choć nie wygląda na zbyt robotnego musi być prawdziwym człowiekiem interesu, skoro się ugadał z krasnoludami z gór.

Było to o tyle dziwne, że "miasteczko" w którym się zatrzymali było tak naprawdę większą wiochą. Sama kuźnia, czy karczma to pokazywały swoim uposażeniem i pracującymi w nich ludźmi.
Piwowarowi aż zrobiło się gorąco na myśl o targach jakie musiał z karczmarzem prowadzić, aby ten zgodził mu się udostępnić kuchnię, aby Galvin mógł przygotować beczkę z piwem do dojrzewania. Drugą taką musiał przygotować karczmarzowi i brodacza ciekawiło co też wymyśli cholerny człowiek i ile sobie policzy za krasnoludzki wyrób.
Odrzuciwszy ponure myśli rzemieślnik skupił się na obecnej sytuacji. Ściągnął swoje srebrzyste brwi.

- Sądzę, że nie ma czasu do stracenia. - mruknął i spojrzał na resztę - Zajmę się prowiantem, a wy naszykujecie swoje graty.
 
Stalowy jest offline  
Stary 09-09-2013, 02:51   #189
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
W drodze powrotnej Helvgrim myślał nad słowami Galvina. Czy w ogniu i dymie ze skażonych złem desek domu wyczytać było coś można? Oczywiście nie było to łatwe, a do tego Helvgrim nie był wróżem czy kapłanem, ale znał ludowe wierzenia i sposoby jakimi khazadzi północy badali miejsca naznaczone chaosem. To musiało wystarczyć. Migmarson okazał się słusznym kompanem i dawim godnym szacunku, nie było co ukrywać. Helv trzymał się zatem Galvina i to z nim głównie rozmawiał w khazalidzie i wymieniał opowiesci z rodzinnych stron. Podróż była o wiele lżejsza i ciekawsza tymi sposoby, a Galvin? Galvin powoli stawał się bratem broni Helvgrima... tak to już zawsze było z krasnoludami, stały jeden za drugim niczym mury Karaz a Karak... niewzruszenie i na wieczność.



***

W Falcao Helvgrim nareszcie mógł zacnie odpocząć. Ciągłe lamenty Vivian, podczas drogi, doprowadzić mogły do szału nawet Cnotliwą Matkę khazadów. Kobieta była nieznośna, a kiedy wreszcie baron objął ją ramieniem i zapewnił o jej bezpieczeństwie, Helv uśmiechnął się że teraz to on będzie musiał słuchać jej kocich wrzasków i spełniać jej zachcianki. Uśmiech znikł szybko, kiedy tylko do głowy Sverrissona dobiegła myśl o tym że baron jest pewnikiem podobny charakterem do Vivian i dogadają się jak dwie przekupki, leżąc na jedwabiach będą jeść bretońskie desery i omawiać masę nieważnych bzdur... arystokracja, tfu. Przeklęci błękitnokrwiści ludzkiej rasy. Myśląc o tym, syn Svera nawiązał kontak wzrokowy z Siobanem. Delikatnie skinął mu głową a Sioban uśmiechnął się jakby odczytując myśli krasnoluda. To było odrobinę dziwne... ale może Sioban nie był taki sam... czas miał pokazać.

Falcao zrobiło dobre wrażenia na Helvgrimie. Solidne mury, trudna droga dojazdowa, wąska brama, nadzwyczaj karne wojsko strzegące murów. Bardzo przednia warownia, tego dawi nie spodziewał się po baronie który nosił koszule z bufiastymi rękawami. Widać musiał mieć kogoś kto znał się na umocnieniach. Kiedy krasnolud bliżej zbadał mury i bramę, zauważył że ów zamek budowali brodacze, nic dzinwego zatem że jest solidny. Musiał być więc starszy niż jego obecni panowie, zatem baron musiał go podbić lub postawili go jego przodkowie, ale znając reputację okolicznych ziem, Helv stawiał na wzięcie warowni siłą. To było zaskakujące, setki istnień musiało pochłonąć zdobycie tego umocnienia. Ewidentnie za dużo razy Helvgrim zaskoczył się ludźmi i pracą ich rąk jak na jeden dzień. Skupił się na opracowaniu drogi powrotnej do Imperium, był już na to najwyższy chyba czas.

Czarny Kot wydawał się schludny i pachniało w nim dobrym jadłem, ot z wyglądu karczma jak to karczma... ale i łóżka zdawały się być wygodne. Nawet taki stary dziad jak Helv potrafił docenić wygodne łóżko. Rzucił zatem swe graty na leże i szykował się do dobrej i długiej drzemki, kiedy to jakiś całkiem skretyniały pajac na usługach barona Ludwiga Pazziano, człeka którego Helv nazwał w myślach Rajtuzem zburzył ten spokój i zawezwał kompanię na spotkanie ze szlachcicem. Przydomek nadany baronowi brzmiał może odrobinę dziwnie ale dość pociesznie. Baron Ludwig ''Rajtuz'' Pazziano. Tak, to do niego pasowało. Stroskany sytuacją Helv, zmęczony, brudny, zostawił swą broń w pokoju i ruszył za heroldem barona na spotkanie.

Międzymurze wydało się całkiem znośne, tętniło życiem, dało się słyszeć skoczne dźwięki z pobliskich karczm, śmiech przechodniów i prośby żebraków. Sverrisson zaciągnął się powietrzem owego miasteczka, syfem rynsztoka, zapachem świńskich pomyj, odorem palonego drewna i torfu. Chciał zapamiętać ten zapach, szukał powodu by tu nie wrócić już nigdy, a może by zapamiętać siedziby ludzkie tak by wspomnieć je znów gdy miesiącami będzie błąkał się samotnie po górach? Każdy powód był dobry. Tym bardziej że kuźnia barona, która ukazała się wkrótce oczom całej drużyny, była jak wychodek trolla. Pracujący tam kowal, miał czelność pewnie mienić się rzemieślnikiem, a był pewnie tylko wiejskim głupkiem... tak zresztą Helvgrim nazywał wszystkich kowali którzy początek swego losu kreślili poczynając w lędźwiach Sigmara. Sverrisson prychnął i głowa kiwnął w stronę kuźni, tak by dać Galvinowi znak i okazać pogardę dla owego przybytku. Szczęściem khazadzi potrafili nawet z gałęzi wystrugać stalowy miecz. Helvgrim wiedział że odwiedzi tę kuźnię, musiał... może ludzki kowal się czego nauczy od starej rasy górników i mistrzów metalurgii.


Wnętrze stanicy barona było porządne i zadbane, zupełnie nie pasowało do tego człowieka. Gdy rozpoczęto rozmowy, opowieści i sprawozdania, baron wydawał się zupełnie innym człekiem, ale to nie mogło trwać długo, to było pewne. Helv nie mylił się. Jak już tylko baron zaczął w oczach khazada wyglądać całkiem normalnie, to znów ten fircyk musiał klasnąć w dłonie i radośnie zanieść się śmiechem, jak jakiś niedorozwój. Przynajmniej jego oferta była konkretna i szczodra, a Sioban widać tak jak i Pazziano, nauki pobierał z rachunków i handlu srogie, bo twardo na swoim postawił i kontrakt z dobrego stał się wspaniały. Całe 90 złociszy za ludzki rok pracy, majątek za machanie bronią, za coś na czym krasnolud znał się najlepiej. Do tego wikt i opierunek... jadła w bród i ciepłe łóżko podczas pobytu na ziemiach barona, to był już ogrom przywilejów, a tych dodatkowych 4 złociszy za specjalne zlecenia i 20% od łupów wojennych bylo lepiej nie wspominać bo by się Helvgrim jeszcze obudził... wszak może śnił wtedy leżąc w nulneńskim rynsztoku. Kto wie? To była wspaniała oferta. Tak dobra że aż za dobra. Sverrisson swym zwyczajem zaczął podejrzewać barona o nieczyste sumienie i skonsultował to z Galvinem w khazalidzie. Stanęło na tym że na kontrakt przystaną, ale podpisywać cyrografów nie ma co. Sverrisson przyjął słowo barona szlacheckie za gwarant dotrzymania kontraktu, choć nie wierzył w słowa elfów, ludzi i arystokracji, która była zgoła jakby inną rasą, to wolał taki układ niż składać swój znak na niepewnym papierze.

Zaliczka mu się nie należała, Helv miał dostać całą sumę po roku pracy. Zakłądając że przeżyje, to była doskonała umowa, to miał być tylko rok z życia khazada... zostało ich jeszcze ze 400... Helvgrim miał czas. Khazad zainkasował złoto za wykonanie poprzedniego zlecenia i udał się do karczmy na zasłużony wypoczynek. Szczęściem baron przychylił się do prośby Helva i zezwolił bez problemów na korzystanie z kuźni. Dobrze, bo krasnolud miał pewien projekt do zrealizowania.

***

Kolejne dni poświęcił na wyciszenie się i pracę, tak bardzo szanowaną przez brodaty lud. Przez pierwsze dwa dni, młoty i kowadła kuźni barona rozbrzmiewały uderzeniami do których nie była nawykła okolica. Ludzki kowal dorzucał tylko drwa do paleniska i podsypywał węgla. Helvgrim kształtował metal, a we wspomnieniach miał obraz zatęchłej wsi Faulgmiere i broni jaką tam stworzył... tym razem miało być podobnie. Galvin, tak jak i Helvgrim, pracował w kuźni w pocie czoła. Oba khazady, rozebrane do pasa, prężyły potężną muskulaturę błyszczącą od soków pracy. Smutnym było to że ich wysiłek poszedł na marne. Żelazo było słabe, a Helvgrim utopił w jego zakupie sporo złota. Kiedy żyły węgla zrobiły się grube jak palec, żelazo poczęło pękać... nie dało stworzyć się z niego dobrej stali. Sverrisson bardzo poważnie traktował tego typu sprawy, a kiedy kolejny płaskownik pękł jak zwykła deska, krasnolud nie wytrzymał.


- Argh! Smednirzeee! Przeklinam ludzką stal. Przeklinam! - Sverrisson cisnął ciężkim, kowalskim młotem w ścianę, chwycił swą koszulę i wyszedł z kuźni. Po drodze kopnął jeszcze cebr pełen zimnej wody. Ludzki kowal patrzył za Helvem z nienawiścią w oczach. Dobra dusza, Galvin, starał się jeszcze uratować coś z zakupionego zapasu żelaza, ale i on chyba wiedział ze nic z tego nie będzie. Migmarson widać był bardziej opanowany i cywilizowany można powiedzieć. Jednak syn krwi Torvala był potężnym kowalem, berserkerskim wojownikiem z dalekiej północy... wściekły niszczył wszystko co wpadło mu pod pięść, but lub młot. Taki już był Helvgrim. Charakteru zbudowanego na podwalinach khazadów Skadi i napędzanego prawdawną krwią Azkarh, nie można było zmienić czy opanować.

Potrzeba było kolejnych dwóch dni by krasnolud doszedł do siebie, by się uspokoił i mógł powrócić do społeczeństwa bez zagrożenia że dokopie jakiemuś przygodnemu człekowi w karczmie. Czas ten poświęcił na zbudowanie małej kapliczki w swym pokoju. Ta mała warownia nie miała nawet porządnej świątyni, tak by prawy khazad mógł się w niej pomodlić o siłę i odwagę. Dlatego łysy brodacz, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Powiedzieć że zbudował kapliczkę było jednak lekką przesadą, ot, przyniósł do swego pokoju spory, płaski głaz i osadził go w centralnym punkcie pomieszczenia. Nakreślił na nim runę Smednira i zapalił wotywne świece. Karczmarz widząc to nie zapytał nawet po co to wszystko, nie narzekał też na fakt że krasolud przyniósł tu spory kamuz. To i dobrze, bo było by z nim licho gdyby chciał stanąć na drodze do złożenia ofiary Smednirowi.

Był też i czas na zakupy. Długi i ciężki, podszywnay futrem płaszcz z kapturem, szeroki skórzany pas z klamrą do przepasania płaszcza, kilka żelaznych porcji suchego prowiantu, dodatkowy koc i masa innych drobiazgów niewarta by o niej dwa razy wspominać, ale taka co to mogła czasem i żywota uratować. Miejscowy szewc sprawił się znakomicie. Helvgrim był zadowolony z nareperowanych i podkutych na nowo butów... ale nie było co chwalić może rzemieślnika za wcześnie, to trakt miał dopiero być testem umiejętności szewca. Na koniec, khazad zostawił sobie wizytę u cyrulika. Dzień to był nie byle jaki... wedle krasnoludzkiego kalendarza był Ulhar - Czas Lazulitu - Dzień Wspomnień, ale może nie to było tak ważne tego dnia jak to że dawi pozwolił by ludzki golibroda przyłożył brzytwę do krasnoludzkiej skóry głowy. Sverrisson kazał wygolić się dokładnie na stołpie swego ciała... oczywiście wszędzie poza swym potężnym końskim ogonem włosów, który był w kolorze dojrzałego zboża i wydłużał się zauważalnie z miesiąca na miesiąc. Z dumą krasnolud obserwował pierwsze pojawiające się w jego owłosieniu białe włosy. To był wspaniały, dobry znak dla wojownika z hirdu. Wąsy i broda zostały zaplecione w skomplikowane krasnoludzkie warkocze i ozdobione drogocennymi spinkami.

Zadbany, solidnie ubrany i uzbrojony, najedzony i napojony, z sakiewką pełną srebrników... czy można było chcieć czegoś więcej? Tak. Wielu rzeczy, ale na tym Helv teraz się nie koncentrował, to był czas odpoczynku który spędzał sam lub w towarzystwie Galvina. Poznał też estalijczyka Fernanda. Z początku przyświecał Sverrissonowi cel by wybadać szermierza, tak by nie powtórzyło się to co było w przypadku Felixa. Jednak dni mijały i Fernando okazał się dobrym kompanem do rozmowy i kufla. Opowieści z ziem słonecznej Estalii były czymś co Helv chłonął niczym morska gąbka wodę. Zawsze ciekaw odległych landów i lubiący opowiadać o swym domu, skadyjczyk dzielił się legendami które miały swe źródła między szczytami Ejsgardu. Czas płynął leniwie w te dni.

Kiedy Mercuccio przygnał jak gnany batem swego pana niewolnik i zapraszał na wizytę do barona, Helv ucieszył się. Kilka ostatnich dni krasnolud próbował znaleźć zajęcie, jakąś pracę, ale było to zadanie skazane na porażkę. Ludzie dziwnie odnośili się w Falcao do khazadów, ich uprzejmość wydawała się udawana, a praca? Cóż, praca była albo dla miejscowych, albo wymyślano że potrzeba takich co to mają odpowiednią wiedzę czy umiejętności, których to pewnikiem nikt w Falcao nie miał, albo była płatna tak słabo że lepiej by Helvgrim wyszedł żebrząc. Dziwny to był czas poniekąd i miejsce. Czyżby potężny krasnolud o wyglądzie zahartowanego w boju woja i odziany jak ktoś kto zmierza na bitwę, odstraszał miejscowych? Całkiem było to możliwe.

- Spadłeś mi z niebios Mercuccio chłopie. Usiedzieć tu nie idzie wszak. - Takimi słowami Helvgrim przywitał zaproszenie przyniesione przez sługę Pazziano, a na dodatek poklepał biednego Mercuccia w plecy. Zrobił to nie szczędząc siły w ramieniu.

***

Gdy Sverrisson wszedł do komnaty gdzie był Pazziano i rudowłosy krasnolud, pierwsze oznaki szacunku oddał on właśnie temu ostatniemu. Pochylił głowę i chciał się przywitać... ale nie, Rajtuz musiał pierwszy już memłać ozorem. Helvgrim spojrzał na Ludwiga i ukłonił się lekko również. Szacunek dla pracodawcy trzeba było mieć, jaki by on nie był, pracodawca czy szacunek, wszak Helv miał umowę z Pazziano i w oczach obcych oraz przy publice nie wypadało robić rabanu. Tym bardziej że choć baron rzucał pustymi słowami to i tak khazadzka duma rosła kiedy wspomniano o ''najdzielniejszych''. Khazad z Gantuk wydał się konkretny a jego słowa mocne, dlatego też azkarhańczyk wsłuchał się w nie uważnie. Zadanie wydawało się należeć do prostych jak przeklęta elfia strzała, i tak jak owe strzały mogła być zatruta, mamiąca zmysły swymi lotkami i śmiertelna na końcu drogi grotu. Proste nigdy nie jest proste, a trudne czasem niemożliwe.

Po wysłuchaniu wszystkich którzy zabrali głos, a w szczególności odpowiedzi na trafne pytania Siobana oraz po uważnym przestudiowaniu mapy, Helv postanowił pożegnać się choć tak jak należy, skoro przywitać się nie mógł w przystający jego ludowi sposób. Podszedł do Brangda i uścisnął mu dłoń.

- Jestem Helv syn Svera i słowo me masz że twego syna, Leroka, będziemy czekać na miejscu chyba że śmierć się o nas upomni wcześniej. Winien żeś wiedzieć też że w okolicy kręci się Thorn ze swą grupą najemną. To może nic nie znaczy, a może wiele, sami oceńcie. Uznałem że warto byś to wiedział Brangd'zie. Powodzenia w drodze do Gantuk. - Po słowach swych Sverrisson opuścił komnatę z innymi. Idąc w stronę wyjścia Galvin przemówił i nic dodać czy ująć nie można było, piwowar powiedział to o czym Helv myślał.

- Racja Galvin'ie. Mitrężyć czasu nie ma co. Czekał was będę przy bramie. - Krasnolud ruszył do głównego portalu Falcao. Cały, jakże mikry dobytek miał zawsze przy sobie. Krasnoludzki wojownik nigdy nie potrzebował wiele do życia, znacznie więcej jednak by umrzeć.
 
VIX jest offline  
Stary 09-09-2013, 09:32   #190
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Niech się podróż zacznie

Z ust Brangda dowiedzieliście się, że twierdza ta została zbudowana przez jego przodków i początkowo służyła za miejsce gdzie szkolono młode krasnoludy w walce, lecz z czasem jej znaczenie wzrastało, bowiem orkowie upodobali sobie tą twierdzę. Gdyby ją zdobyli krasnoludy zostały by odcięte w tej części Czarnych Gór od Księstw Granicznych. Niestety z upływem lat siły zielonoskórych wzrastały nadwątlając liczebnie armię brodatych. Na szczęście Król Skag Żelaznoręki ubił interes z ówczesnym władcą ziem przyległych do twierdzy. Umowa ta przechodziła z jednego władcę na drugiego aż do dziś. Ludzie w zamian za pewne bonusy mieli zapewnić bezpieczeństwo twierdzy, zapewniając jej odpowiednią ilość zbrojnych. Oczywiście do wartujących często dołączano zbrojne oddziały tarczowników lub innych krasnoludzkich wojowników, którzy stamtąd przypuszczali rajdy na zielonoskórych. Sam Brangd nigdy w niej nie był, lecz z tego co wiedział sama Strażnica była dość solidna i mogła przetrwać dość silny atak.

Decyzja zapadła, przygotowania do wyprawy zostały poczynione należycie i w końcu mogliście ruszyć. Brangd pokazał wam na mapie główną drogę oraz jedną poboczną, którą można było dostać się do strażnicy. Osobiście polecił wam ścieżkę głównym traktem, przechodząc przez Hvargir Forest by potem na wysokości Vidovad udać się ku górom. Drugą możliwością było udanie się w kierunku Karak Hirn i podróżowanie przez góry, jednak ze względu na czas w jakim musicie dotrzeć do celu, ta droga była znacznie trudniejsza i niebezpieczniejsza tym bardziej, że zielonoskórych narobiło się teraz jak grzybów po deszczu.

Bez zbędnego gadania zostawiliście za plecami baronię i jego władcę, ruszając tak jak ustaliliście. Od początku podróży pogoda nie była jednak łaskawa bowiem z nieba lunął solidny deszcz i nim minęło południe wszyscy byliście dobrze przemoknięci. Dodatkowo zerwał się solidny wiatr, który uderzał was swoim podmuchem w twarz, tak że musieliście osłaniać ją przed latającymi kamyczkami, liściami czy piaskiem, który leciał w oczy. Szliście pierw górskim szlakiem kierując się ku głównemu traktowi. Droga była wyboista i mokra to też musieliście uważać by nie poślizgnąć się i nie zwichnąć czy złamać nogi. Na trakcie było już lepiej choć całe wasze ubrania były mokre tak jak i wy.



Pogoda utrzymywała się tak do wieczora, gdy wkroczyliście do lasu, wtedy to deszcz zelżał. Choć robiliście przystanki na krótkie postoje, posiłki czy zwyczajny odpoczynek to każdy z was czuł się zmęczony. Nie było znaczenia człowiek, elf czy krasnolud, każdy był zziębnięty i zmęczony. Noc zanosiła się na bezgwiezdną bowiem ciemne chmury wszystko przykryły swoim mrokiem. Wiatr nieustannie wiał, sprawiając że przy każdym mocniejszym podmuchu większość z was trzęsła się, lub czuła jak przechodzą nieprzyjemne dreszcze po jego ciele.
Ziemia była morka i grząska, a mgła delikatnie unosiła się nad podłożem. Dookoła was panowała cisza, żadnych ludzi czy nawet ptaków sfruwających z drzew nie było widać ani słychać. Podążaliście tak ścieżką, czując jak błoto przylepia się do waszych butów i ubrań a z góry skapywały, na wasze głowy, lekko irytujące krople z liści drzew. Im głębiej zapuszczaliście się w las tym bardziej zauważaliscie jak mgła podnosi się do góry, a wy słyszeliście tylko delikatny szum drzew i własne kroki. Właściwie mieliście zatrzymać się by rozbić obozowisko, gdy w oddali dostrzegliście tlące się światło.



Ostrożnie ruszyliście ku niemu, każdy trzymając oręż w pogotowiu lecz uspokoiliście się gdy dostrzegliście, że ów światło wydobywa się z lampionu, który rozświetlał wejście do domku. Dom nie był wielkich rozmiarów, okiennice były pozamykane tak że nie było widać czy ktoś jest w środku, a ściany były porośnięte mchem i inną bujną roślinnością. Tylko stopnie prowadzące do drzwi, jak i one same wyglądały na zadbane. Poczuliście się lekko nieswojo albowiem domek w środku lasu wyglądał co najmniej dziwnie. Lampion delikatnie bujał się pod wpływem wiatru co jakiś czas rzucając swój blask na was.

Wolf zrobił krok ku domostwu, lecz zatrzymał się w połowie bowiem drzwi zaczęły się otwierać. Powoli, skrzypiąc a wy chwyciliście mocniej za broń. Wątła, nie wyraźna dłoń złapała za framugę drzwi i pchnęła je. W przejściu stała wysoka, szczupła postać, której twarz była zasłonięta kapturem.
Gdy światło z lampionu oświetliło ją mogliście dostrzec, że ma zdeformowane dłonie a skóra ich była szara i pomarszczona. Twarz pokryta bąblami i również zdeformowana jak reszta ciała, a na jej ustach kwitł drwiący uśmieszek.



- Goście, goście przyszli do Salomeusa. Trzeba będzie ich ugościć. Prawda!! - ostatnie słowa prawie wykrzyczał a potem spojrzał się ku wnętrzu domostwa jakby oczekiwał odpowiedzi ze środka i choć nie usłyszeliście jej, ten pokiwał głową i znów skierował się ku wam - Tak, tak..gości trzeba ugościć lecz pierw niech trójka z was ze mną podąży. Elf, czlowiek i krasnolud. Po jednym z ras. Niech dowie się co go czeka. Niech kości i karty powiedzą im o przyszłości.. - a potem zachichotał znikając wewnątrz domu.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172