Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2013, 20:15   #201
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Dla Estalijczyka walka z urokami pogody była dość nieznośna, może daleko było jej do traumy jaką wywołała latająca głowa w kopalni, ale wolałby już chyba stoczyć kilka bitew w orkami niż z deszczem i zimnem. W jego słonecznym , ciepłym państwie taka pogoda praktycznie nie istniała, no może czasami nie było najcieplej, ale wówczas siedziało się w karczmie przy piwie, więc i tak się tego nie odczuwało... Czyżby zaczynała go dopadać nostalgia za wygodnym i przyjemnym życiem? Nie … byle deszcz, wichura, ziąb ani nawet wilgoć, nie mogła zwyciężyć jego chęci do zaznania przygody, adrenaliny i sławy … niekoniecznie w tej kolejności. Skutecznie jednak osłabiła jego zapał do rozmów, śpiewów czy wszędobylskiego uśmiechu który zazwyczaj nie znikał z jego twarzy. Widok chatki wyraźnie poprawił mu humor, do tego stopnia iż zaczął nucić pod nosem jedną z obleśnych śpiewanek, szybko jednak mu odszedł gdy zobaczył właściciela domostwa.

- Chyba nie zamierzacie tam wchodzić? - Rzucił osłupiony , praktycznie do pleców towarzyszy, którzy niczym na wyścigach zaczęli się pchać do domu trędowatego.

Zapach który dobiegał z chałupy tylko potwierdzał najgorsze obawy estalijczyka. Najwyraźniej mieszkaniec próbował zagłuszyć odór gnijącego ciała i siedlisko choroby aromatycznymi zapachami... normalni ludzie nie stosowali tego typu kadzideł...
Spojrzał nerwowo po towarzyszach z których chyba jedynie Lotar zachował resztki zdrowego rozsądku, także elfka wyraźnie kręciła nosem na pomysł udania się do środka, przemówił więc do nich i do niezdecydowanej do tej pory reszty, gdy tylko ochotnicy wróżb przeklętych wparowali do środka.

- Przecież ten facet jest trędowaty. U nas nawet dzieci wiedzą, żeby od takich trzymać się z daleka... trąd zresztą to tylko jedna z możliwości, równie dobrze może to być mutacja. Z dwojga złego nie wiem co gorsze, ale nie mi wybierać. Spędziliśmy już jakiś czas na zewnątrz, jeden dzień więcej nie zrobi różnicy, odpoczniemy gdy dotrzemy na miejsce, co wy na to?

Nie uśmiechało mu się wchodzić ani tym bardziej nocować w siedlisku zarazy, w chwili obecnej zaczynał się nawet obawiać tych co tam weszli i przynajmniej przez tydzień, albo i miesiąc nie zamierzał utrzymywać z nimi bliższego kontaktu. Kto wie czy już się czymś nie zarazili. Wizja gnijącego ciała , bólu i rozterek nie podobała mu się wcale a wcale. Dobrze tez wiedział, że łatwiej obecnie pomyśleć o zakończeniu żywota w takiej sytuacji, niż realnie je skrócić gdyby już doszło co do czego. Ludzie z łatwością myślą o śmierci czy umieraniu, dopóki tak naprawdę sami nie staną o krok od własnego zgonu, wówczas zadziwiająco mocno czepiają się życia, nawet najwięksi orędownicy umierania... Nie wiedział, czy gdyby sam zaraził się trądem, czy starczyłoby mu odwagi i determinacji aby skończyć z sobą, czy też szukałby ratunku do samego końca, a może po prostu egzystowałby ile by się dało i jak by się dało... Wolał nie stawać przed takimi wyborami. Dzień choćby najgorszej wilgoci, mrozu i nieprzyjemności nie równał się w żaden sposób z latami trędowatej męczarni...

Powoli zabrał się za zbieranie opału, wiedząc, że ognisko poprawi mu chumor i ogrzeje przemarźnięte ciało.
 
Eliasz jest offline  
Stary 10-09-2013, 20:49   #202
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wróżby

Krasnolud wyszedł i zostaliście we trójkę. Salomeus wystawił palec w kierunku Siobana pierw i rzekł:

- Ty będziesz pierwszy - a potem ruszył za kotarę

Sioban

Ruszyłeś za nim. Pomieszczenie, do którego się nie przenieśliście było nadwyraz czyste. Wszędzie paliły się świece, a dym z kadzideł wypełniał całe pomieszczenie. W rogu pokoju był kominek, w którym tlił się ogień i wypełniał je, ciepłym powietrzem. Na regałach stały różne słoje z dziwnymi zawartościami; zwróciłeś uwagę na gałki oczne, które pływały w jakiejś formalinie, czy roślina która zdawała się żyć lecz na szczęście słój, w którym była trzymana nie pozwalał jej na wydostanie się. Także książki przykuły twoją uwagę. Przykryte kurzem, lecz oprawione..skórą. Nie mogłeś jednak stwierdzić czy to ludzka czy może zwierzęca. Na środku pokoju leżały poduszki, tworzące okrąg a pomiędzy nimi porozrzucane były kawałki szkła. Gestem dłoni kazał Ci usiąść na poduszce a sam zajął miejsce na przeciw Ciebie. Z kieszenie szat wyjął kości, którymi potrząsnął w dłoniach i rzucił je pomiędzy kawałki szkieł.
Zrobiło się zimno. Świece pogasły a z kawałek szkieł zaczął wydobywać się dym, który wypełnił całe pomieszczenie. Oczy lekko cię zaczęły piec, i musiałeś je parę razy potrzeć. Usłyszałeś głos. Kobiecy. Piękny i wdzięczny, choć tylko na przeciw Ciebie siedział szpetny Salomeus:

- Z rodu Czarnego Kła co się wywodzi, oręż i świetność dawną chce odzyskać w podróż musi się wpierw udać. Przy boku będzie mieć niewiastę, której dłonie splamione krwią zostaną, i przed wyborem stanie: honor czy może przywiązanie. U braci z gór znajdzie pomoc i wsparcie, lecz znów wyboru będzie musiał dokonać; żyć czy też w agonii konać. Droga przed Tobą długa, zieleni w czerni się wystrzegaj. Śmierć Ci przyniesie, kończąc Twą podróż nim dotrzesz do kresu wędrówki. Jest nią wieża. Wieża co kości przodków ją zbudowały a tam groza, co serce trwoży. Wróg w niej czeka i obserwuje a starszy jest niż świat o nim pamięta, a tam śmierć poniesiesz z ręki kobiety. Ona będzie twą zgubą - po tych słowach świece zapaliły się ,ogień w kominku znów rozpalił i ciepło znów dotarło do Twojego ciała.

Gestem dłoni kazał Ci iść za nim. Wyszliście do pozostałej dwójki. Kolejnym był Galvin.

Galvin

Ruszyłeś za tym dziwnym człowiekiem i również byłeś zaskoczony pomieszczeniem do którego Cię zaprowadził. Wszędzie paliły się świece, a dym z kadzideł wypełniał całe pomieszczenie. W rogu pokoju był kominek, w którym tlił się ogień i wypełniał je, ciepłym powietrzem. Na regałach stały różne słoje z dziwnymi zawartościami; zwróciłeś uwagę na gałki oczne, które pływały w jakiejś formalinie, czy roślina która zdawała się żyć lecz na szczęście słój, w którym była trzymana nie pozwalał jej na wydostanie się. Także książki przykuły twoją uwagę. Przykryte kurzem, lecz oprawione..skórą. Nie mogłeś jednak stwierdzić czy to ludzka czy może zwierzęca. Na środku pokoju leżały poduszki, tworzące okrąg a pomiędzy nimi porozrzucane były kawałki szkła. Gestem dłoni kazał Ci usiąść na poduszce a sam zajął miejsce na przeciw Ciebie. Z kieszenie szat wyjął kości, którymi potrząsnął w dłoniach i rzucił je pomiędzy kawałki szkieł.
Zrobiło się zimno. Świece pogasły a z kawałek szkieł zaczął wydobywać się dym, który wypełnił całe pomieszczenie. Oczy lekko cię zaczęły piec, i musiałeś je parę razy potrzeć. Usłyszałeś głos. Kobiecy. Piękny i wdzięczny, choć tylko na przeciw Ciebie siedział szpetny Salomeus:

- Oto czeladnik Bugmana tu siedzi, co z krwi Migamara wywodzi się i browar swój własny pragnie mieć. Braci z gór odwiedzić masz, by tam w boju sprawdzić się. Chwały nie szukaj wśród zgiełku bitwy bo tam ino śmierć odnajdziesz. Twym przeznaczeniem znaleźć jest, tego co oko nosi na szyi. Póki serce jego bije, póty zagłada czeka was. Twój los skrzyżować masz z nim, i tylko jeden z was przeżyje. Droga przed Tobą długa, kręta i wyboistych ścieżek pełna, a na niej największe swe wyzwanie.
Na drodze swej Khazada spotkasz, co głowę ogolić będzie chciał, śluby w świątni złożyć i tatuażem ciało swe ozdobić. Choć wina jego oczywista będzie, to jednak nie daj oszukać się. Prawdy poszukaj, honor mu zwróć a wdzięczność na wieki zdobędziesz. To tylko dwie z trzech prób, co Cię czekają nim stawisz czoło ostatniej. W mroku pieczary sekret ukryty, przez oszalałego Boga schowany. Choć każdy mówi że jest dwanaście, to tam trzynasty leży. Przez świat niechciany, przez Bogów zapomniany czeka na swój dzień lecz tylko jeden może go posiąść, jeden na całe życie
- po tych słowach świece zapaliły się , ogień w kominku znów rozpalił i ciepło znów dotarło do Twojego ciała. Gestem dłoni kazał Ci iść za nim. Wyszliście do pozostałej dwójki. Ostatni był Bernhard


Bernhard

Ruszyłeś za tym dziwnym człowiekiem i również byłeś zaskoczony pomieszczeniem do którego Cię zaprowadził. Wszędzie paliły się świece, a dym z kadzideł wypełniał całe pomieszczenie. W rogu pokoju był kominek, w którym tlił się ogień i wypełniał je, ciepłym powietrzem. Na regałach stały różne słoje z dziwnymi zawartościami; zwróciłeś uwagę na gałki oczne, które pływały w jakiejś formalinie, czy roślina która zdawała się żyć lecz na szczęście słój, w którym była trzymana nie pozwalał jej na wydostanie się. Także książki przykuły twoją uwagę. Przykryte kurzem, lecz oprawione..skórą. Nie mogłeś jednak stwierdzić czy to ludzka czy może zwierzęca. Na środku pokoju leżały poduszki, tworzące okrąg a pomiędzy nimi porozrzucane były kawałki szkła. Gestem dłoni kazał Ci usiąść na poduszce a sam zajął miejsce na przeciw Ciebie. Z kieszenie szat wyjął kości, którymi potrząsnął w dłoniach i rzucił je pomiędzy kawałki szkieł.
Zrobiło się zimno. Świece pogasły a z kawałek szkieł zaczął wydobywać się dym, który wypełnił całe pomieszczenie. Oczy lekko cię zaczęły piec, i musiałeś je parę razy potrzeć. Usłyszałeś głos. Kobiecy. Piękny i wdzięczny, choć tylko na przeciw Ciebie siedział szpetny Salomeus:

- Ach z Krainy Zgromadzeń tu żeś młodzieńcze dotarł, poziomek szukać Ci się zachciało. Słodka przygoda zamieni się w koszmar gdy zielenią zamienią się góry. Serce swe otwórz, uszami słuchaj a oczami patrzaj. Czasem małe może być wielkie, lecz sposób trzeba znaleźć. Śmiej się gdy trzeba lecz wszystko z umiarem, a i powagę znajdź w sobie. To czego szukasz nie łatwo osiągnąć, lecz szukaj wody co z oczu wypływa. Tam znajdziesz odpowiedź na to kim jesteś, kim staniesz się… - po tych słowach świece zapaliły się , ogień w kominku znów rozpalił i ciepło znów dotarło do Twojego ciała. Gestem dłoni kazał Ci iść za nim. Dołączyłeś do pozostałej trójki. Salomeus spojrzał na was i rzekł:
- Tak..Tak..Teraz zapraszam do środka wszystkich....Miejsca nie dużo ale cieplutko w środku...Zapraszam… - zniknął w środku domu odsłaniając kotarę. Dopiero teraz zauważyliście, że w pomieszczeniu “wróżebnym” były jeszcze jedne drzwi do których się skierował:
- Salomeus zmęczony. Pójdzie spać. Rano porozmawiamy - zachichotał.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-09-2013, 15:24   #203
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Oj! Starcze, nie gorączkuj że się tak. Ciskał cię nie będę. Wróżaj jak tam se chcesz. - Sverrisson uważnie rozejrzał się po domostwie i nie dostrzegł niczego wrogiego wewnątrz... nie patrzył nawet na płonącego wściekłością starca. Spora salka, w niej krzesła, świece i masa innych potrzebnych samotnym starcom o trędowatej skórze, przedmiotów do wróżenia i takich tam dziwactw. Za kotarą również nie było niczego ciekawego. Sverrisson zachodził w głowę do kogo człek zwiący się Salomeusem mówił wcześniej, a może to nie on był tym całym Salomeusem?

Słowa Siobana i Bernharda, Helvgrim przyjął pokazując im otwartą dłonią by spokojni byli i nie przejmowali się... Sverrisson wszak już wychodził, ale coś starego khazada tknęło w słowach niziołka.

- Ja wyjdę. Spokojnie. Patrzę jeno czy nie ma czego tu co by ci głowę zdjęło halfingu. Pamiętaj by szanować nas bardziej panie Greenday... bo khazad o wojnie i pułapkach więcej za życia zapomni niż niziołek się nauczy. Szacunek za szacunek, tak to działa. - Helvgrim wyszedł z chałupy i spojrzał na pozostałych na zewnątrz, moknących i czekających na wróżbę trzech.

- W środku jest ciepło i bezpiecznie, przynajmniej na razie. Ważne że tamtym nic bezpośrednio nie grozi. Musiałem zobaczyć wnętrze. Głupio tak pchać się do chaty trędowatego i nie zerknąć nawet co je we środku. Prawda? - Sverrisson zaczął kopać w pieniek stojący obok drzwi, błoto poczęło odpadać od podkutego buciora.

- Musimy ustalić jeszcze jedną rzecz. - Helv pociągnął nosem z ogromną siłą i przełknął zawiesinę zebraną w ustach. - Ustaliliśmy że Sioban zajmie się naszymi interesami, a ty Wolfi'e będziesz przewodził w walce. Zgodziłem się na to, jak na razie, jak widać. - Sverrisson podrapał się po brodzie... deszcz dudnił o hełm krasnoluda.

- Trza wam jednak pamiętać że teraz ani walka ani nie interesy są, i nikt mnie nie będzie mówił gdzie mam iść a kiedy stać. Tak tylko przypominam by było to jasne że nie mam dowódcy swego żywota i takowego nie szukam. Inaczej nosiłbym mundur i stawał na każdy gwizd. - Pewne sprawy musiały być jasne, ale powiedziane tak by Wolf nie poczuł się dotknięty. Skoro ich już prowadził i nie zasłużył na złą ocenę, to nie było co publicznie podważać jego osoby i decyzji. Sverrisson miał jednak za mocny kręgosłup by stać się wesołym kompanem. W oddziałach najemników zawsze panowały napięte nastroje, przecie były to grupy wojowników, indywidułów o hardych jak stal charakterach. Każdy inny, chadzający własnymi scieżkami i z zasady nieposłuszny. Przecież gdyby Sverrisson czy ktokolwiek z nich lubił posłuszeństwo to nosiliby imperialne mundury i słuchali rozkazów komendantów, a jednak tak nie było. Przyświecał im wspólny cel... tylko cel, to jedno łączyło ich wszystkich... to jedno łączyło z grupą Helvgrima.

- Dobra, nie ma co gadać za dużo. Zobaczę co jest za domem i tam rzucę swe graty na noc. W domu nie śpię bo dziadyga jeden każe mi jak psu na deszczu siedzieć. W jego trędowatych łapskach mój los leżał nie będzie. W dupę kopany padalec... Salomeus sobie idzie a wy tu marznijcie. Zasady! - Sverrisson strząsnął dłonią wodę z krzaczastych brwi i idąc za dom naśladował piskliwy głos straca i jego słowa w prześmiewczy sosób. Khazad na wszelki wypadek uniósł młot, kto wie, może oszpecony słyszał jak staje się obiektem igraszek ze strony krasnoluda? Lepiej było być ostrożnym.

Tak, Helvgrim był przesądny. Jednak kto otoczony magią i stworami rodem z otchłani świata by nie był? Tylko głupiec. Jedno potomkowie Sigmara robili dobrze, tę jedną rzecz którą Helv potrafił poszanować. Człeczy łowcy czarownic palili całe wsie do gołej ziemi by wyplenić zło... i choć khazad nie gloryfikował mordu na niewinnych to pojmował cenę jaką przychodzi płacić za wolność, spokój i czystość ciała i ducha. Gdy czort raz się w sercu zasiedli sposobu nie ma by go wyrwać z korzeniami, trzeba go wypalić... najlepiej razem z sercem. Tak było i tym razem. Przesądnie. Z początku dziadyga leśny wyglądał na spokojnego staruszka, ale jego zachowanie było dziwne. Co za różnica dlaczego tak było, czemu mówił do siebie, czemu był oszpecony? To wszystko nie miało żadnego znaczenia lub przestawało je mieć. Liczyło się tylko bezpieczeństwo grupy. Wyłącznie. Sverrisson lał ciepłym moczem na to co inni o nim myślą. Po przekroczeniu bram Falcao, grupa była odpowiedzialna za Helva, a on za nią. Zadanie mieli wypełnić razem, to było ważne. Co z tego czy Greenday albo Wolf sie obrażą, Helvgrim nie był tu by się lubić, przyjaźnić i składać posłusznie uszy. Jak charakter krasnoluda sto razy zepsuje krew tym którym brakować może instynktu przetrwania, to i tak warto... warto, bo raz jeden, może to uratować im te ich zasmarkane tyłki. Trzeba pamietać że to iż dopiero co opuścili twierdzę Pazziano nie znaczy że są bezpieczni, a tak się zachowywali, jakby wiedzieli że jeszcze nie czas by się wystrzegać zła... że za wcześnie na śmierć. Gazul i jego oblicze śmierci zabiera żywota o każdej porze dnia i nocy... sto mil za twierdzą lub już krok za jej bramą.

Ostrożności nigdy nie za wiele, nie na co dzień trędowaty człek, w środku lasu zaprasza na wróżby. Na pewno nie było to normalne dla khazada. Szczególnie jeśli brać pod uwagę że jedni idą z ciekawości, a reszta stoi i na to patrzy jedynie. Zupełnie jakby był to widok dla wszystkich normalny. Tak jakby ktoś nakreślił rys tego co się ma wydarzyć, a ludzie miast czynić co serce mówi to idą jak owce na rzeź. Myśli kłębiły się w głowie syna gór kiedy przepatrywał tyły domu. Gorsze czy lepsze wieści... niczego tam nie było. Dobre to było choć miejsce na obozowanie, ściana z jednej strony osłaniała od wiatru i zacinającego deszczu.

Z Fernandem, Helv spróbował rozpalić ogień. Nazbierali drew i robili tak jak szlachetna dziedzina sztuki przetrwania nakazuje. Odnaleźli suche drewno, polana podzielili na szczapy, wióry na rozpałkę, ułożyli stosik i wiele razy próbowali puścić iskrę na drwa... i gówno z tego wyszło. Deszcz padał ciężkimi wielkimi kroplami, wiatr dął mocarnie, szczęście nie dopisywało. Sverrisson rozzłościł się i kopnął w stos drewna, głośno przeklinając. Usiadł na mokrej ziemi i ostrzył sobie patyk, myśląc o tym jak miło by było teraz upiec kawał porządnej kiełbasy nad ogniem. Zamiast tego, wciąż strugając patyk, zaczął recytować wierszyk, robił to w reikspielu.

Razu pewnego, pająk pułapkę swą w lesie zastawił
Czar swój podły rozsiał, obietnicami muchy mamił
Do środka lepkiej sieci swej, ofiar grupę zwabił
Gdy już w środku były, wszystkie głupie zabił
Inni muszy bracia, na rzeź patrząc, jeno latali
Brak im było w sercu odwagi, siły, żaru co zło spali
Miast dopaść wroga, a nóż go los trafem powali
Cieszyli się w głebi duszy swej, że oni są cali
Bez końca dobrego wiersz to, nikt się nie osławił
Morał jeno taki, zrób tak zawsze by się stwór udławił
Wrogom nie ułatwiaj, bo gnić będziesz wśród robali
Złemu rób na przekór, świat się nie zawali


Gdy skończył mówić, schował nóż... rzucił patykiem w ścianę domu trędowatego wróża, owinął się kocem ciasno tak bardzo że i głowę zakrył całą, zwalił się na bok i poszedł spać. Jednak nim całkiem jego myśli odpłynęły do krainy snów, przemówił jeszcze spod koca.

- Zbudźcie mnie na nocną wartę. Największy pożytek ze mnie i mego wzroku w nocy będzie.
 
VIX jest offline  
Stary 11-09-2013, 19:31   #204
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Dirk zdecydowanie popierał pomysł nie wybierania się na noc do chatki. Nie podobał mu się ten trędowany mutant brzydki. Tak o nim myślał i nie miał zamiaru dzielić z nim pokoju, czy też chatki. Z nim, czy też nimi, bo on tam kogoś skrytego miał. Dirk tego nie rozumiał, sam był dość specyficzny, ale nigdy przynajmniej nie miał kolegi wyimaginowanego. Toż to już wariactwo było. Nie miał zamiaru ani na moment tam więc wchodzić. Na noc też lepiej się było skryć. I to gdzieś dalej skryć, niż ta cała chatka. Podróżnik zdecydował się więc udać gdzieś dalej od tego miejsca. Tak by mieć je jeszcze na oku, ale nie zaraz przy nim. Schować gdzieś się, przygotować tymczasowe lokum. Może niezbyt ciepłe i przestronne, ale przynajmniej z dala od większych dziwaków, niż on sam. By nie było jednak zbyt wielkiego oszustwa i niesprawiedliwości w grupie, to powiedział, by go zbudzili na jego wartę. Co, jak co, ale wartować też trzeba, to Dirk doskonale już wiedział i umiał się dostosować. Zresztą jakby w jego legowisku było zimno, to lepiej móc szybko do cieplejszego obozowiska się dostać
 
AJT jest offline  
Stary 11-09-2013, 20:39   #205
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ni deszcz, ni wichura, ni zimno nie było w stanie zmienić zapatrywań Lotara jeśli choziło o jego podejście do lokatora samotnego domku. To, że trójka chętna do wysłuchania wróżby przeżyła ten eksperyment nie oznaczało, że miałby tam wchodzić. A idea noclegu tym bardziej nie wchodziła w grę.
Na szczęście nie był jedynym, któremu nie podobała się ani chatka, ani jej właściciel.
Rzejrzał się dokoła.
Las oznaczał drzewa, a pod niektórymi drzewami można było nawet schronić się przed deszczem. Wystarczyła rozłożysta jodła.

- Ja się schowam tam - wskazał na wybrane przez siebie drzewo. - Obudźcie mnie na drugą wartę. Ja zbudzę Helvgrima.

Biorąc wzór z krasnoluda zawinął się w koc, a jako dodatkowe zabezpieczenie przed chłodem wykorzystał pelerynę.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-09-2013, 14:50   #206
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Wszystko co dobre szybko sie kończy, tak samo było z ich rzekomą wolnością i słodkim lenistwem w gościnie barona, jednak te kilka dni odpoczynku zdziałało cuda, przynajmniej jeżeli chodziło o Laurę. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów pozwoliła sobie na folgowanie zachciankom, odstawiając na bok dotychczasową wstrzemięźliwość i wyrzuty sumienia, przynajmniej na jakiś czas.

Konieczność ponownego ruszenia na szlak przyjęła ze spokojem. Jeśli niepogoda psuła jej humor nie okazywała tego, swoim zwyczajem podróżując w milczeniu, a zagadnięta odpowiadała cicho, półsłówkami, chcąc jak najszybciej uciąć wszelkie konwersacje. Zmierzali na tereny opanowane przez wroga, więc skupienie i czujność były wskazane. Głupio by było dać się po raz drugi podejść bandzie zielonych popaprańców.

Widok toczonego chorobą dziada, oraz jego domostwa, wywołał w Laurze złość. Już chciała wyrazić swoje niezadowolenie, gdy trójka jej towarzyszy postanowiła jednak skorzystać z dobrodziejstw leprozorium. Zmrużyła jedynie oczy, gdy Sioban ruszył za trędowatym. Nie oponowała, każdy miał swój rozum, a matkowanie komuś dorosłemu uwłaczałoby jej godności. Z potępiającą miną przyjęła lejce, odprowadzając szlachcica wzrokiem. Podejrzane gusła nie interesowały jej w najmniejszym stopniu. Zdawała sobie sprawę z tego, że w lasach żyją kreatury pokroju starucha, kryjące się niczym robactwo pod kamieniem, lecz skoro reszta postanowiła nic z tym nie robić to również ona odpuściła. Pocieszała się myślą, że sprawiedliwa kara parszywego dziada nie minie. Jak nie teraz, to po śmierci dopadnie go przeznaczenie, a jego dusza cierpieć będzie katusze w Otchłani Chaosu.

Do chaty jednak weszła po pewnym czasie, nie z próżnej chęci zaznania odrobiny wygody, ale by przypilnować reszty. Usiadła w kącie i wyciągnęła własne racje żywnościowe. Nie zamierzała jeść ani pić niczego, czym pustelnik raczyłby ich poczęstować. Lepiej zapobiegać, niż później znosić zapach własnego, gnijącego ciała.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 13-09-2013, 09:30   #207
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ci co spali w domku

Ciepło. To było pierwsze uczucie jakie zaznali wędrowcy, którzy spoczęli w domku dziwacznego Salomeusa. Nie wiele czasu mieli na rozmowę między sobą, bowiem zmęczenie i zimno dało o sobie znać. Każdy spożywał tylko swój prowiant, nie chcąc nic od gospodarza. Ogrzewani ciepłem tlącego się w kominku ognia, mimowolnie zamknęli oczy i udali się w krainę snów. Nic was nie nie niepokoiło, a gdy obudziliście się czuliście się w miarę wypoczęci a przede wszystkim zdrowi.
Ogień w kominku przygasał powoli, a po głębszym zbadaniu domku okazało się że jego gospodarz zniknął. W domku nie było żadnego prowiantu ani nic co mogło by przedstawiać jakąś wartość.
Gdy wędrowcy wychylili nosy z domku okazało się, że pogoda przypomina tą z wczoraj. Gęsty, soczysty deszcz lejący się z drzew i zimny, porywisty czasem wiatr. Czas jednak uciekał i trzeba było przygotować się do dalszej wędrówki.

Ci co na dworze

Miejsca było dużo do spania, tak więc każdy znalazł coś dla siebie. Niestety pogoda nie była znów łaskawa, bowiem znów zaczęło padać a wiatr nie zamierzał utrudniać życia, tym co pozostali na dworze. Cóż z tego że mieli koce, czy tak jak Lotar, który owinął się dodatkowo pelerynę, jak większość waszych rzeczy była przemoczona. Brak ognia, gdyż nikomu nie udało się rozpalić ogniska sprawił, że nie było jak wysuszyć rzeczy. Tak więc od północy mniej więcej, znów na głowy grupy śpiącej na dworze, zaczął padać soczysty deszcz. Po jakimś czasie odczucie zimna nasilało się, a deszcz kapiący na głowy zwiększał tylko narastającą w nich irytację. A tak poza tym to noc minęła bez żadnych niespodzianek czy nieproszonych gości, chcących zmącić spokój podróżników

Rankiem, gdy już cała czwórka wstała, zaczęła odczuwać skutki wczorajszego dnia i nocy. Dirk czuł jak całe jego ciało płonie. Gorączka, to jedyne rozsądne rozwiązanie jakie przychodziło mu do głowy. Czuł się osłabiony i senny. Zarówno Lotar i Fernando nad ranem czuli się źle. Ich ciałami wstrząsały dreszcze, a oni byli sami rozpaleni. Lotara dodatkowo męczył kaszel wydobywający ze środka, suchy i przy każdym odkaszlnięciu czuł jak bolała go klatka piersiowa. Uczucie to było podobne do tego jakby ktoś na niej stał. Helvgrim, on po tej nocy czuł się najlepiej, co nie znaczyło że pogoda nie odcisnęła na nim swojego piętna. Bóle mięśni i lekki ból gardła nie był niczym z czym Khazad nie mógł żyć, ale kto wie czy nie była to zapowiedź czegoś poważniejszego.

Wszyscy



Gdy już spożyto śniadanie w spokoju, zastanawiając się gdzie podział się Salomeus, który znikł choć nikt nie widział jak wychodzi z chatki. A że miała ona tylko jedno wyjście, więc tym bardziej było to dziwne. Może czary? A może po prostu wartownik “przegapił” moment wyjścia i nie chciał się przyznać. Cóż, nie było to ważne. Czas nieubłaganie mijał, a czekała was całodniowa podróż przez las. Pogoda w dodatku nie zamierzała być sprzymierzeńcem w tej podróży, gdyż nic nie zapowiadało, że deszcz przestanie padać, a wręcz przeciwnie zanosiło się na burze jeszcze. Wszyscy zebrani wiedzieli, że nie ma czasu na suszenie rzeczy teraz, bowiem na dzień dzisiejszy mieliscie przemierzyć Las docierając aż do podnóża Black Mountains. Teren był trudny, spora ilość kilometrów.

Chatka. W niej nic ciekawego nie było. Poza słojami z dziwnymi rzeczami; oczy w słojach, czy latające w nich muchy. Ksiąg, zwojów, prowiantu nie było. Pokój Salomeusa okazał się pustą klitką, gdzie była tylko poduszka i koc. Nic więcej. Kilka świec, które pozostawił, nadawało się jeszcze do użytku i dwa suche jeszcze koce. Trochę podziurawione przez upływ czasu ale..może, ktoś się na nie zechce połasić.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 13-09-2013, 11:54   #208
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Noc przeminęła, obudził się świt a wraz z nim Fernando. Właściwie to był obudzony już chwilę wcześniej gdyż czuwał wraz z Dirkiem na ostatniej warcie. Przez głowę przeleciała mu myśl, że nawet orki nie zbliżają się do chaty trędowatego, co pomimo dreszczy jakie wstrząsały jego ciałem upewniło go , że dobrze zrobił pozostając z dala od siedliska chorób wszelkich. Być może zamienił jedna chorobę a inna, ale nie znał gorszej niż trąd i wolał przez najbliższe pół roku nie szukać jego objawów na swoim ciele. „Takich ludzi się izoluje, a nie śpi się z nimi w jednym pomieszczeniu”

Sięgnął po niezawodny jak dotąd środek leczniczy w postaci gorzałki i wypił spory łyk, do reszty butelki wsypał sproszkowany bez, lipę i rumianek. Lepiej byłoby je zagotować, ale ten sposób dostarczenia organizmowi niezbędnych leczniczych porcji także nie był zły. Jedynym mankamentem tego sposobu była dostrzegalna zmiana smaku gorzałki, ale po części zaczynała przypominać swojską nalewkę, choć do prawdziwej gorzałce było bardzo daleko. Szperając w zapasach ziół wyraźnie brakowało mu mięty pieprzowej która poprawiła by smak naprędce stworzonego alkoholowego leku, ale jak się nie ma co się lubi...

Gorzałka rozgrzała jego ciało od wewnątrz i po niedługim czasie dreszcze poszły w zapomnienie. Nie wiedział na jak długo, ale przynajmniej poczuł ulgę.

Chce ktoś ? Zaproponował towarzyszom którzy pozostali na zewnątrz. Nie zamierzał częstować tych co powoli wynurzali się z chaty, nie wyglądali na potrzebujących, lecz co gorsza mogliby go zarazić trądem. Nikt nie mógł mu dać pewności, że już nie byli sami zarażeni. To oczywiście komplikowało wspólna podróż, z czasem miało się okazać jak bardzo...
 
Eliasz jest offline  
Stary 13-09-2013, 13:15   #209
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czuł się paskudnie. Dreszcze, kaszel...
Mimo wszystko uważał, że nocleg pod chmurką (z której na dodatek ciągle padał deszcz) był lepszym wyjściem, niż spędzenie nocy w chacie trędowatego mutanta.
Zakaszlał, osłaniając usta rękawem, po czym powiedział:
- Z chęcią.
Sięgnął po butelkę, po czym nalał sobie do kubka solidny łyk.
- Dzięki - powiedział, po czym oddał flaszkę Fernandowi.
Ostrożnie powąchał i skrzywił się nieco.
Wypił troszkę i ponownie się skrzywił.
- Ale paskudztwo! - powiedział, po czym wypił wszystko do końca.
Od razu zrobiło się cieplej, a dreszcze poszły w zapomnienie.
 
Kerm jest offline  
Stary 13-09-2013, 15:49   #210
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Z początku Youviel chciała przekonać towarzyszy, że spanie na dworze to bardzo zły pomysł, być może jeszcze gorszy niż przespanie w chatce starca. Jednak po krótkiej przemowie khazada odpuściła. Skoro tak bardzo chce być panem swojego losu i żadnych rad słuchać nie zamierza, to niech go choroba weźmie. Nie warto było marnować wysiłków by ruszyć przekonania Helvgrima.

Elfka słyszała o trądzie, jednak nie do końca była pewna czy starzec właśnie na to cierpiał. Dodatkowo jej podejrzenia się zwiększyły gdy gospodarza nie zastali rano. Coś jej mówiło, ze znów mieli do czynienia z magią i jej wybrykami.

Youviel nim położyła się spać wyjęła część ubrań z plecaka i położyła koło kominka. Łuk bez cięciwy również znalazł swoje miejsce w kącie, gdzie nikomu nie przeszkadzał. Elfka cięciwę zdjęła gdy zaczęły się mocniejsze deszcze, w obawie, że ta może mocniej zamoknąć i się zepsuć. Sama została w tunice i materiałowych spodniach, coby zbroja również się trochę osuszyła.

Widząc poranna pogodę, elfka zawinęła łuk w szmaty. Postanowiła, że cięciwę założy gdy już dotrą do wieży. Będzie musiała miecza dobyć gdyby taka zaszła potrzeba. Stwierdziła, że podejmie to ryzyko.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172