Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-08-2014, 00:01   #531
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Rosseti w karczmie.

Ujrzawszy grających mężczyzn, tileańczyk przeliczył szybko zawartość swej sakiewki i z usmiechem ruszył ku nim. Ich miny sugerowały że mężczyzna którego dało się ujrzec jako pierwszego zdecydowanie ich ogrywał. To mogło byc ciekawę. -Można się dosiąść panowie? zapytał uprzejmie.

Mężczyzna, który najwyraźniej wygrywał, wskazał Ci wolne miejsce ruchem ręki. Uśmiechał się przy tym szeroko.
-No Panowie, mamy chętnego… może na nim się odkujecie - zaśmiał się radośnie, bawiąc się monetą, którą przerzucał sobie między palcami -a więc jak Pana zwą ? - zapytał

- Rosseti. Czyżby panom szczęście nie dopisywało w tym pięknym dniu? odparł najemnik siadając.

Młodzian, który pozwolił się przysiąśc do stołu klasnął dłońmi mówiąc;
-Ach zaprawdę pięknie. Wręcz idealnie… no może nie dla tych Panów. To Hans, Wiktor, Johan i Ulrich… niestety fortuna dziś im nie sprzyja. No ale może, Pan odmieni ich los Seniore Rosseti. Zasady są proste tej gry. Cztery kości, każdy ma jeden rzut. Kto ma więcej oczek wygrywa. Remis oznacza dogrywkę. Każda gra dzieli się na rundy. W każdej rundzie odpada jedna osoba, ta co ma najmniej. Po każdej rundzie można zwiększyć stawkę, oczywiście inni wtedy muszą wyrównać jeśli ktoś ją podniesie. Zasady proste ? - zapytał

Rosseti skinął tylko głową. Za wiele lat grał w kości by nie wiedzieć jak to robić. Ciekaw był tylko czy jest to ustawka czy może gadający pozostałych nie zna i tylko ich skubnął. No ale miecz u pasa wisiał. -Rozumiem odparł tylko.

-Stawka wejściowa 5 złotych koron… - rzucił fircyk, po czym każdy z obecnych rzucił na stół po piątce, dając znać żeby rozpoczynał. Kości i kubeczek zostały podane Milano

Tileańczyk dorzucił swoje monety do puli, po czym chwycił kubek i wstrzasnął nim jak trzeba, po czym postawił na stole. Może miał mieć dziś szczęście?

Milano potrząsnął i wypadło 16. Hans miał 11, Wiktor 12 a Johan 17.Ulrich 9 a Fircyk 13. Po Ulrichu w kolejnej rundzie, w której Milano ponownie miał największą ilość oczek, odpadł Wiktor. Gdy także .odpadł Johan i na placu boju został fircyk, Rosseti oraz Hans, ten ostatni podniósł stawkę dokładając kolejne 5 złotych koron. Fircyk bez mrugnięcia okiem dorzucił się do pulu. Wszyscy spojrzeli na Tileańczyka.

- Piatka ode mnie, panowie odparł Milano spokojnie, czekając co będzie dalej.

Kości ponownie poszły w ruch. Tym razem los pokarał Hansa. Na stole leżało 45 złotych koron. Fircyk spojrzał i rzekł:
-Stawka spora...ale co tam.. - padł uśmiech z jego strony - Jak to mawia Rudiger Fiphiving, raz się żyje - po tych słowach dołożył jeszcze 5 złotych koron.

Pięć i moję pięć rzucił na stół kolejne dziesięć złociszy tileańczyk. a przegrana mogła go mocno zaboleć. Ale co tam, zawsze mógl się odkuć...gdzieś.

Milano rzucił koścmi i popatrzył z zadowoleniem 20. Na każdej kości idealna 5. Fircyk lekko się zasępił, bo wiedział że łatwo nie będzie. Wziął kości, zaczał nimi mocno potrząsać w kubeczku i położył na stole. Wszyscy zaniemówili 24. Spokojnym gestem wygrany zaczął zbierać pulę, przyciągając ją ku sobie.
-Kolejna runda…? - padło pytanie

Tileańczyk pokręcił tylko głowa w milczeniu. Dla niego było dość. Poszedł do swoich, napić się. Wydatków nadmiernych miał zdecydowanie powyżej uszu.
Chociaż napierśnik od krasnoluda z twierdzy był gratis.... Reszta złota...na lepsza okazje zostawała.
 
vanadu jest offline  
Stary 04-08-2014, 07:57   #532
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karl był niemało zaskoczony mogąc widzieć przedstawiciela Zakonu Oczyszczającego Płomienia w tym bezludziu Księstw Granicznych daleko od władzy samego Imperatora i Wielkiego Teogonisty. Ukradniem uczynił znak młota na piersi, po czym spędził chwilę na zastanowieniu. Zdecydował się jednak podejść i zagadać do jegomościa, a raczej zajął miejsce obok niego przy barze i zamówił piwo. Twarzą odwrócony do szynkwasu powiedział niegłośno tak, aby przebywający w karczmie nie powiązali ich z obserwacji.
- Sigmar chroni. Niech jego młot zmiarzdży hołotę jego wrogów.

Inkwizytor spojrzał na Karla spokojnie, wręcz badawczo gdy ten przemówił. Lekki uśmiech pojawił na jego twarzy.
-Tak. Niech Sigmar chroni. - W głosie dało wyczuć się zmęczenie, gdy odpowiadał
Po tym wrócił do swojego piwa.

- Dwór Pazziano zdaje się być czysty - powiedział cicho znad kufla piwa zanim upił łyk złocistego trunku - Jesteśmy w drodze do Styratii się z nim spotkać. Będę miał jeszcze na niego oko. Baron sprawia wrażenie przyjaciela naszych braci niższych.

Inkwizytor spojrzał na Ciebie, lecz na jego twarzy nie można było dostrzec żadnych śladów emocji. Jakby twoje słowa wpadły do ścieku i popłynęły gdzieś hen w dal. Nie był rozmowny ten Inkwizytor. Był spokojny, i nic zdawało się nie może go wytrącić z równowagi. Po chwili jednak zbliżył się do Karla i rzekł mu na ucho:
-Nie marnuj mojego czasu, chyba że masz mi coś ważnego do powiedzenia - w jego głosie można było wyczuć lekkie gniew -chyba pomyliłeś mnie z kimś innym młody człowieku..

- Zapewne tak. - odparł Karl - Przepraszam jeżeli niepokoiłem - po czym dodał cichcem na odchodne - Trzy dni drogi na zachód w górach jest strażnica, zło tam czuć w murach. Złe wrota. - po czym wstał zabierając swoje piwo i udając się w kierunku swoich towarzyszy. Raport został zdany, nic więcej nie było tu po nim. Jak będzie trzeba to i sam wymierzy sprawiedliwość, choć wolał zostawić to rękach kogoś bardziej doświadczonego.

Reakcja? Inkwizytor spojrzał na Karla wzrokiem pełnym pogardy, a może dezaprobaty. Wzruszenie ramionami, pełne obojętności, lecz gdy Karl odchodził ten złapał go za ramię. Uchwyt był mocny, a słowa Sigmarity spokojnie i zimne, niczym lód;
-Mówisz zagadkami chłopcze. Chcesz mi o czymś powiedzieć, mów wprost. Marnujesz swój i mój czas..

- Moi towarzysze napotkali wrota za którymi zamknięto ponoć pradawne zło w jaskini. Pazziano zdaje się czysty, choć się nimi intersuje. - odpowiedział spokojnie cyrulik - Khazacka robota, runy ochronne. Mistrz Azarus wiedział by więcej.

-Powoli człowieku. Na razie słyszę jeden wielki bulgot...przestraszonego chłopca, który sądzi że może nazwać się Sigmaritą.. Pazziano, kim on jest ? - zapytał odsuwając się z cyrulikiem na bok.

Nikły pogodny uśmiech zawitał na ustach cyrulika. Czy był przestraszony? Prędzej sam niewiele wiedział. Długo nie znał barona, ani całej historii o wrotach.
- Pazziano to jeden z baronów który zdaje się interesować wrotami. Jego baronia leży niedaleko Aldium. Teraz przebywa w Styratii. Jednym z jego poleceń było się bliżej przyjżeć wrotom. Nie wiem skąd ma grosz, ale go ma. Pod jego rozkazami stoczyliśmy bitwę o Strażnicę na zachód stąd z Zielonymi.

Wzruszenie ramionami, jakby nie było w tym miejscu czymś dziwny, by ludzie którzy mają pieniądze mieli i władze.
- Jakimi wrotami? Zaczynasz mnie naprawdę irytować. Czy masz przed sobą dziewkę, której pokazanie wacka ma zaimponować czy Sługę Bożego? Mów składnie lub milcz, bowiem często milczenie jest złotem - warknął

Karl jednak zdecydował się milczeć. Jak by nie patrzeć powiedział już wszystko co było do przekazania. Więcej sam nie wiedział, chyba że… Laura. tak laura była dobrym pomysłem, ale nie na tyle dobrym by o nim wspomnieć. Pozostawło mu więc milczeć. Milczenie wszak, było złotem, a Inkwizytor z którym miał do czynienia… cóż. Tacy też się zdążali. Ciężkie szczęście.

Sigmarita spojrzał prosto w oczy Karlowi, który zamilkł. Uśmiechnął się delikatnie, a potem bez słowa odszedł. Od tak, jakby jego rozmówca zniknął. Inkwizytor skierował swoje kroki do stolika, gdzie mógł w ciszy i spokoju dopić piwo. Po chwili wszyscy mogli zobaczyć jak do jego stolika przysiada się Laura.

Karl natomiast chwycił swoje piwo i ruszył do kompanów. Swoje powiedział. Nieskładnie, ale powiedział. Niech Laura dokończy to co on zaczął. To spotkanie tylko potwierdziło to co wiedział wcześniej. Rozmowa z Inkwizytorami to nie było coś w czym był dobry. Lepiej jak wróci do tego co umie. Będzie lepiej dla wszystkich. Jak nic miał ochotę skroić jakegoś Zielonego na stole..
 
Dhratlach jest offline  
Stary 04-08-2014, 08:46   #533
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Karczma
Czas nieuchronnie mijał, a do karczmy wchodziło coraz więcej gości, którzy również postanowili odpocząć lub znaleźć schronienie przed zbliżającą się nocą. Choć słońce, które i tak przez większość czasu schowane było za chmurami, delikatnie świeciło to jednak z upływającym czasem chyliło się ku zachodowi. Ci, którzy nie wybrali się dotąd na targ, postanowili w końcu ruszyć w tamtą stronę bowiem jak wcześniej stwierdzili, trzeba było przygotować się dobrze do podróży.
Fircyk przez jakiś czas jeszcze siedział przy stole, lecz widać było że i jego bierze zmęczenie. Nie zabierając swoich pieniędzy wstał do stołu i ruszył do baru powolnym krokiem, podczas którego bacznie przyglądał się co nie którym damom, posyłając w ich stronę lekki uśmiech. Nawet do elfki, która mimo ran i blizn, nadal mogła uchodzić za bardziej atrakcyjną niż ludzkie kobiety.
W pewnym momencie do karczmy weszło czterech mężczyzn, prowadzeni przez dość młodego, o dość gładkiej twarzy młodzieńca. Wolf, który akurat miał dość dobre pole widzenia, na chwilę zamarł.


Choć dwóch z nich miało zarzucone kaptury, trzeci trzymał się cienia mając lekko opuszczoną głowę, to jednak widok młodego zatrwożył serce najemnika. Znał go, a właściwie widział go parę razy u swojego nemesis - Von Zira. Znał też reputację gładkolicego, i jeśli wierzyć plotkom był cholernie niebezpieczny. Przystojniak, bo tak mówiono o nim za jego plecami, naprawdę nazywał się Horst Schlange i pracował tylko i wyłącznie dla Von Zira. Horst zawsze wywiązywał się ze swoich zadań, i jeśli przy tym miał spalić wioskę pełną dzieci i kobiet, nie nastręczało mu to wielkich trudności. Zadanie stawiał nade wszystko. Może to był przypadek, a może…ta myśl sprawiła, że w pierwszej chwili Wolf chciał wybiec z karczmy, ale powstrzymał się. Nagle przed nim pojawiła się jakaś kobieta, która grzecznie zapytała:

-Może podać Panom coś do picia lub jadła jeszcze?

W tym czasie gdy Wolf walczył ze swoim strachem, oraz próbując zamówić coś u kelnerki Horst podszedł do barmana, wręczył mu garść monet i odebrał klucz. Po tym udał się ze swoimi towarzyszami do jednego z pokojów, który znajdował się we wschodnim skrzydle.
Inkwizytor nadal sobie siedział wygodnie na krześle obserwując zebranych gości. Przyglądał im się bacznie. Każdemu z osobna, jakby badał ich zachowanie, reakcje czy mowę ciała. Oczywiście większość gości unikała jego wzroku, a kelnerki rzadziej niż innych usługiwały mu. Nie można było jednak nikomu się dziwić, skoro płomień i młot wyhaftowany na jego płaszczu, aż nadto rzucały się w oczy.

Targowisko

Z nieba powoli zaczynał padać śnieg, który z upływającym czasem przybierał na sile. Nie przeszkadzało to jednak kupcom, którzy jeszcze żarliwiej i głośniej zakrzykiwali zachęcając poszczególnych nabywców na swoje towary.
Tłok, ścisk i malcy, którzy próbują ogołocić bogatych idiotów z sakiewki, sprawiały, że zakupy nie były tak przyjemną sprawą. Oczywiście część z bohaterów musiała także i trafić do Dwalina Kargana Torgussona, który jak się okazało mógł załatwić wiele...oczywiście za odpowiednią opłatą. Jak twierdził kupiec jego wyroby są najlepszej jakości, w najlepszej cenie i nigdzie, ale to nigdzie w okolicy nie znajdziecie lepszego towaru. Krasnolud był bardzo pewien swoich możliwości, choć namiot przy którym siedział był w środku totalnie pusty. A ten fakt, mógł wzbudzić lekkie zainteresowanie.

Ci, którzy poszukiwali wiedzy, musieli natomiast skierować swoje kroki do jednej z kamienic. Tam, też według plotek, można było znaleźć Dimzad’a. Stary krasnolud prowadził małą biblioteczkę, pełną dziwnych ksiąg, starych map. Podobno Dimzad dawno już zwariował, bowiem opowiadał dziwne i wręcz niestworzone historie.

 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 04-08-2014 o 08:53.
valtharys jest offline  
Stary 04-08-2014, 14:59   #534
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Na targu młody cyrulik Heinkopf nalatał się jak głupi szukając rzeczy które były mu potrzebne. Wraz z jego przewidywaniami ceny były astronomicznie wysokie. Kupcy znali wartość swoich towarów i jak nic wykorzystywali sytuację znajdowania się w Księstwach Granicznych opychając je za zawrotne sumy... sumy które byłyby o wiele karli mniejsze w bardziej cywilizowanych ostojach Starego Świata, takich jak na przykład Imperium.

Nie namyślając się wiele Karl zdecydował się sprzedać lwią część swojego ekwipunku. Inaczej nie miałby jak sobie pozwolić na zakupy które były mu potrzebne. Jego stary, wysłużony młot, zdobyczny długi miecz, tarczę, stary kaftan skórzany i najemniczą manierkę sprzedał za nie małą sumkę 22 złotych koron. Niewiele, ale dość by zaopatrzyć go w jakże potrzebne i niezbędne materiały do ratowania życia jak pełen komplet solidnych bandaży, nici, opasek i igieł, oraz miksturę leczniczą która mogła uratować życie nawet w najgorszej z sytuacji.


Lwią część złota którą zdobył dzięki łaskawości barona natomiast przypadła na zakup prawdziwych instrumentów medycznych. Najpewniej importowanych prosto z Altdorfu, lub Nuln, ale to nie było istotne. Zawrotna cena jednak zakręciła w głowie młodego cyrulika który dwa, a nawet i trzy razy się zastanawiał czy dokonać zakupów, ale ostatecznie je kupił. Z tymi przyrządami jak nic wiele z bardziej skomplikowanych ran i obrażeń będzie łatwiej opatrzyć, o możliwości przeprowadzenia udanej i szczegółowej sekcji zwłok nawet nie wspominając. Wszystko owinięte szczelnie w materiale z przedniej, naoliwionej, pełnej kieszonek na przyrządy skóry. Cudo. Poza tym, były one czymś na swój rodzaj wyznacznikiem statusu i doskonałym uzupełnieniem jego narzędzi cyrulgicznych. To co, że niektóre narzędzia się dublowały. Lepiej mieć zapasowy drobny, ostry nóż, skalpel wręcz, niż go nie mieć, podobnie piłka do kości, czy inne drobiazgi, a nowe chwytaki i rozwieraki stanowiły dla niego nie małą zagadkę. Już nie mógł doczekać się sprawdzenia ich w praktyce...


Jego oko przykuły również kajdany które dostrzegł kątem oka. Nigdy nie było wiadomo jakie kolejne zadanie przyjdzie im wykonywać w służbie u barona. Po kolejnych targach, a jakże ciężko było się targować z pogranicznikami! Karl zakupił trzy pary masywnych kajdan. nie wnikał w ich historię i to jakie ręce i stopy skuwały dotychczas. Teraz miały służyć mu i do tego służyć wiernie, albowiem miał wobec nich plany. Wielkie plany.


Chociaż wybór był niesprzecznie trudny, a jego sakiewka opróżniła się dobitnie zostawiając go zaledwie z dziesięcioma karlami na przeżycie nie żałował ani szylinga. Jak by nie patrzeć czekała go długa droga która nie była pewna, więc ruszył z powrotem do karczmy zjednoczyć siły z towarzyszami. Nigdy nie było wiadomo co przyniesie kolejny dzień, a w grupie zawsze bezpieczniej. Wiedział jednak jedno - będzie musiał kombinować jak zawsze by mieć co do żołądka włożyć żeby przeżyć. Oferta barona była hojna, ale tak naprawdę do tylko w trasie dało radę naprawdę zarobić, a że baronowi było wszystko jedno, to czym tu się przejmować? Pozostawało tylko oddać się w opiekę bogom i mieć zaufanie do towarzyszy broni, że nie wystawią do wiatru w czasie próby. Jak dotąd nie zawiedli, mało prawdopodobne by zawiedli w przyszłości. W końcu służyli u jednego i tego samego włodarza. Nie mniej trzeba było myśleć o sobie. O sobie i swoim trzosie!

 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 04-08-2014 o 15:46.
Dhratlach jest offline  
Stary 04-08-2014, 16:47   #535
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jedni kupują, inni sprzedają - w końcu od tego jest targ. Lottar również miał do sprzedania kilka drobiazgów, a i parę rzeczy też by mu się przydało.

Kram, do którego podszedł Lotar, należał do grupy tych, w których wyruszający na szlak zbrojny mąż mógł zaopatrzyć się w podstawowe narzędzia służące do obrony własnego życia, tudzież narzędzia służące do pozbawiania życia oponentów.
Na szczęście (zdaniem Lotara przynajmniej) zaopatrzenie owego kramu pozostawiało nieco do życzenia, a im mniej rzeczy miał kupiec, tym większa była szansa, że to, czego chciałby się pozbyć Lotar, zostanie kupione.

Jak to zwykle bywa, powiedzenie "drogo sprzedać, tanio kupić" i tutaj miało swoje zastosowanie.
Broń i niepotrzebny kaftan przyniósł Lotarowi nieco ponad dwadzieścia koron - ledwo jedną czwartą tego, czego kupiec żądał za skórzaną kurtę i kolczy kaftan.

Pozostała do zrobienia jeszcze jedna rzecz, ale tego byle kupiec załatwić nie był w stanie.
Był jednak, jak się tego dowiedział Lotar, ktoś, kto za odpowiednią opłatą załatwi wszystko.
Hasło było dobre, ale Lotar nie do końca był pewien, czy słowo “wszystko” odpowiada rzeczywistości i czy słowo “odpowiednia” ma takie samo znaczenie dla obu stron.
Zapewne nie, ale nie dało się ukryć, że jednak stała przed nim sposobność do dokonania specjalnego zakupu.

- Witam, mistrzu - zagaił uprzejmie Lotar, podchodząc do namiotu, przed którym rezydował krasnolud.

-Witam, witam.. - odrzekł radośnie Khazad schodząc z beczki -W czym mogę szanownemu klientowi służyć.. - zapytał

Miłe powitanie zapewne miało nastawić potencjalnego klienta do płacenia wyższych cen, ale cóż - taka jest natura kupców. A z przyjemnymi kupcami przyjemniej nawet wydaje się pieniądze.

- Potrzebny mi dość nietypowy drobiazg, krasnoludzkiej zresztą roboty - odparł Lotar. - Gdzież więc indziej szukać, jak nie tutaj.

Ściągnął z ramienia kuszę i wymontował magazynek.

- Takie cacko mi sprezentowano - powiedział. - Przepiękna rzecz - mówił dalej - ale przydałby mi się brat-bliźniak dla tego magazynka.

Krasnolud wziął do ręki magazynek i obejrzał go sobie uważnie. Podrapał się po brodzie i rzucił od razu:
-Da radę… jutro było by gotowe ale tanio to nie będzie. Trza by z 30 złotych koron zapłacić.. - rzucił zwięźle.

Lotar przez sekundę się zawahał. Prezent to zdecydowanie nie był, ale... Złotem od biedy da się we wrogów rzucać, ale lepiej, jak już, bełtami ich traktować.

- Zgoda - powiedział. - Ile zaliczki? - spytał.

Wiadomą rzeczą było, że nikt nie lubił pracować za darmo, a klienci, niekiedy, zamawiali i znikali. A on w tym mieście był obcy.

-Jedna trzecia tego powinna wystarczyć. Jutro rano jak przyjdziesz wszystko będzie gotowe. Jednak magazynek mi potrzebny do odmierzenia, więc na jeden dzień muszę go pożyczyć. - rzekł - Coś jeszcze może/- zapytał z błyskiem w oku i nadzieją w głosie.

- Jak mus, to mus - stwierdził Lotar. - A więcej to chyba nic. Mimo wszystko, mistrzu, dość wysokie macie ceny, a mój trzos nie jest bez dna.

Wyciągnął z owego trzosa wspomniane złoto, odliczył dziesięć koron, po czym schował starannie mieszek, nie chcąc tym widokiem kusić złodziei.

- O której, mistrzu, się zgłosić? - spytał.


-Tak koło południa przyjdźcie. Praca musi być wykonana dobrze, a nie jakieś gówno. Dwalin sprzedaje tylko rzeczy najlepszej jakości - rzekł dumnie Khazad.

- Mistrzu, a dlaczego się do ciebie właśnie zgłosiłem? - odparł Lotar. - Wiem, że do tego prawdziwego fachowca potrzeba i dlatego tu jestem. Do nikogo innego bym z tym nie poszedł.

Krasnolud uśmiechnął się rad i lekko ukłonił. A potem wrócił na swoją beczułkę, ćmiąc fajeczkę.


Pozostawał jeszcze jeden zakup.
Co prawda mikstura była potwornie droga, ale... mogło się okazać, że w tarapatach ocali człowiekowi życie. No i z tego powodu niewielki flakonik trafił do plecaka Lotara.
No a w sakiewce i tak zostało nieco złota.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-08-2014, 23:22   #536
 
kretoland's Avatar
 
Reputacja: 1 kretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodze
Eckhardt widząc, że fircyk został bez towarzystwa, postanowił z nim pogadać. Podszedł do niego nie za szybko by się tan nie speszył i zapytał:
- Moglibyśmy porozmawiać?

Młodzieniec spojrzał na Eckardta skinął głową czekając aż ten zacznie rozmowę.

- Znałem kogoś o tym imieniu i się zastanawiam czy może to nie Ty? Szczególnie, że i zdolności podobne. - Eckhardt rzucił dość nie śmiało.

Rozmówca Eckardta spojrzał na niego:
-Zdolności? Też był tak dobrym graczem..no chętnie bym się z nim zmierzył - rzekł z uśmiechem.

- Zdolności te nie tylko w grze można wykorzystać. Dziwi mnie jednak taki “zbieg okoliczności”. Nie byłeś może kiedyś w Middenlandzie? - Eckhardt zaczął dopytywać.

-Herr Eckhardt… o co Panu dokładnie chodzi.. - zapytał Rudiger lekko przyciszonym głosem

Eckhardt jakby lekko się zamyślił odpowiadając:
- Człowiek, którego znałem wiele dla mnie znaczył. Niestety rozstaliśmy się w dość hmm.. makabrycznych okolicznościach. - - chwycił się za serce jakby to co pojawiło się w jego pamięci sprawiło mu ból - Chciałbym wiedzieć, czy to Pan, ale mnie nie pamięta, albo taki zbieg okoliczności, który wzbudził za dużo wspomnień. - kończąc lekko się zasmucił.

-Middenheim.. wiele razy tam bywałem..lecz niestety nie mam z tamtego miejsca zbyt wiele dobrych wspomnień...Czasem...jak przez mgłę nie które wydarzenia pamiętam.. - rzekł ze smutnym głosem…-a jakie to okoliczności sprawiły, że wasze drogi się rozeszły…? - padło pytanie

Eckhardt zaczął mówić drżącym głosem:
- Gdy wszedłem do pomieszczenia, w którym przebywał ujrzałem przerażającego stwora. Olbrzymia bestia jaką nikt nie powinien nigdy zobaczyć. Czarna jak smoła, z oczami jakby wypełnione pustką. - przełknął głośno ślinę, gdyż wspomnienie to sprawiało, że znów zaczął się bać.
-To cóż to było za stworzenie? -zaczął dociekać młodzieniec

Eckhardt poczuł się lekko zmieszany, gdy rozmówca wszedł mu w opowieść. Szybko poukładał na powrót myśli:
- Nie mam pojęcia czym było to stworzenie. W żadnej księdze opisującej zwierzęta go nie widziałem. Było przerażające i atakowało mojego znajomego. W sumie to jak wszedłem walka dobiegała końca. Widziałem jak najbliższa mi osoba leży rozszarpana na ziemi. Stwór skierował swe zainteresowanie na mnie. Wtedy uciekłem. - Eckhardt głośno westchnął - Od tamtej myślałem, że on nie żyje. Lecz gdy usłyszałem Twe imię pojawił się cień.. nadziei.

-A czemu bestia nie podążyła za tobą? Wiesz co się z nią stało? - zapytał

-Podążyła lecz wąskie korytarze budynku utrudniały jej poruszanie się. To dało mi wystarczająco czasu by uciec. Co się z nią stało... - Eckhardt zamyślił się na chwilę - Nie myślałem o tym za bardzo się w tedy bałem. Miałem nadzieje jej nigdy nie zobaczyć.


Mężczyzna przysłuchiwał się ze spokojem twojemu opowiadaniu. Kiwał co jakiś czas głową tylko, jakby zastanawiał się co powiedzieć:
-Tak..to co mówisz nabiera sensu. Skąd jednak wiesz o moich zdolnościach? - zapytał

Eckhardt lekko się zawahał:
- Ów znajomy uczył mnie. Potrafię zaobserwować te zdolności, jednakże nie umiem się nimi tak sprawnie posługiwać. - znów się zasmucił.

Przytaknął głową i rzekł;
-Wyjdźmy stąd..tu jest za dużo ludzi… - zaproponował

Eckhardt przytaknął głową.

Po chwili zarówno Eckardt jak i “Rudiger” wyszli powoli z karczmy. Obaj starali się zrobić to dość dyskretnie i po cichu. W końcu opuścili zatłoczone miejsce, i skierowali swoje kroki ku jednej ze spokojniejszych alejek. Dość ciemna, spokojna i na odludziu.

-Czy twój przyjaciel...był magiem kolegialnym? - zapytał spokojnie

Eckhardt zamyślił się chwilę starając się przypomnieć jak najwięcej:
- Mówił, że jest Magistrem. Wspominał coś też o kolegium życia jednak nie mówił dużo na ten temat.

Mężczyzna uśmiechał się tylko gdy ten to mówił. Przytakiwał mu cały czas i stał spokojnie. Za spokojnie można by rzec.
-Długo się naszukałem Ciebie Eckhardt’cie… nawet nie wiesz, ile czasu musiałem spędzić na tym zadupiu...ale opłaciło się. Zgodnie z Imperialnym Dekretem Magii, Eckardtcie, zostajesz aresztowany w celu doprowadzenia Cię przed oblicze Patriarchy Kolegium Życia Tochter Grunfeld, do Altdorfu. Tam zostaniesz poddany przesłuchaniu, które wykaże czy ponosisz w jakikolwiek sposób odpowiedzialność za śmierć swojego Mistrza i Mentora Rudigera Fiphiving, a także zostaniesz poddany ocenie, czy należy Cię dalej szkolić czy też...nie - ostatnie słowa wypowiedział z lekkim niesmakiem, dodając po chwili -Proszę nie stawiaj oporu..- uśmiechnął się, a w jego dłoniach znalazły się dwa żelazne sztylety.

Eckhardt na pierwsze słowa mężczyzny zaczął płakać i się uśmiechać zaczął mówić:
- Mistrzu jak się cie… - dalsze słowa rozmówcy mocno go zmieszały- Imperialny Dekret Magii… nic nie rozumiem. O czym ty mówisz - Załamał się i zjechał, do pozycji siedzącej, plecami po ścianie. - Ja nic nie rozumiem - Złapał się za głowę nie przestając patrzyć w ostatni blask nadziei jaki widział w tym człowieku, który teraz mierzył do niego.

Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce, jakby lekko zirytowany tym że musi znów tłumaczyć:
-Ujmę to tak. Twój Mistrz nie żyje, podejrzanym jesteś Ty...ponadto uciekłeś a powinieneś udać się do Altdorfu do Kolegium Życia. Nie wierzę, że Magister Życia nie poinformował Cię..No ale do rzeczy… mam cię żywego lub martwego doprowadzić przed oblicze Patriarchy Kolegium Życia...Wolisz być żywy czy martwy..? - zapytał spokojnie. W jego słowach nie było groźby, tylko sucha i beznamiętna informacja.

Eckhardt otrząsł się z odrętwienia:
-[i] Mam dość ciągłego uciekania. Nawet, gdyby mnie poinformował nie mam pojęcia gdzie ten cały Aldorf się znajduje. Od tego zdarzenia nie miałem nawet za dużo czasu by zbierać informacje na jakikolwiek temat. Ciągle ktoś chciał mnie zabić. Może w tym kolegium dowiem się w końcu czemu.

Mężczyzna rzucił Ci ołowiane kajdany mówiąc;
-Załóż je sobie…Nad rankiem wyruszamy, a do tego czasu spokojnie sobie posiedzisz w moim pokoju. Ciesz się, że to Inkwizytor cię dorwał.. - lekki, drwiący uśmieszek wydostał się z ust rozmówcy.

Eckhardt popatrzył na kajdany i zapytał ze smutkiem:
- Mógłbym chociaż do Twego pokoju przejść nie wyglądając jak kryminalista?

Mężczyzna zgodził się. Puścił Cię przodem, lecz jego sztylet lekko muskał Twoje plecy. Weszliście do karczmy spokojnie i udaliście się w kierunku jego pokoju.

Eckhardt zaczął się powoli uspokajać. Zaczął się zastanawiać czy w ogóle jego rozmówca mówił prawdę. Złapał go na podstęp i zagrał na jego emocjach. Całkiem inaczej niż jego poprzednicy. Ale te jego drwiny, to bardziej łowca głów niż poszukujący go mag.
 
kretoland jest offline  
Stary 06-08-2014, 08:48   #537
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Laura po rozmowie z inkwizytorem udała się prosto na targ. Chciała sprzedać część rzeczy które posiadała, by do końca pozbyć się pamiątek po Siobanie. Czy go kochała - raczej nie, lecz świadomość noszenia czegoś, co odziedziczyła po kimś jej bliskim wzbudzała w niej tylko gniew. Chętnych nie trzeba było długo szukać i po kilku minutach jej sakiewka zaczęła głośno, radośnie brzęczeć. Spokojnie przechadzała się ulicami, wypatrując nowych klamotów, na które z chęcią przeznaczyłaby nowo nabyte fundusze. Jej wzrok padał to na wino najlepszego gatunku, a to na jakiś sztylet, czy choćby elementy garderoby. Kolekcja ubrań Laury była...dość uboga, delikatnie mówiąc. Uwagę sigamrytki zwrócił także krasnolud, któremu przedstawiła swoją listę pozycji poszukiwanych i upragnionych. Na koniec próbował fanatyczce wcisnąć nawet eliksir miłości, ale stanowczo odmówiła. Gorzej było ze złotem, a przynajmniej z wisiorkami lub sygnetami i ich kupnem. Jakiś czas zajęły jej poszukiwania i gdy już myślała, że nic nie dostanie na tym zadupiu, podszedł do niej mężczyzna. Nie wyróżniał się niczym z tłumu. Krótko obcięte włosy, bez zarostu i z lekką szramą na ustach.
-A może Pani? Piękne wyroby...złoto..srebro...bursztyny...wszystko czego może tak młoda kobieta poszukiwać… - zapytał.

Kobieta w czerwieni zmierzyła natręta uważnym spojrzeniem. Wyglądał na kanciarza, lecz właśnie kogoś takiego potrzebowała. Harmider targu doprowadzał ją powoli do szału. Ciągłe przekrzykiwanie kupców, przeplatane rykiem żywego inwentarza, niosło się echem pewno po całym, niewielkim miasteczku i jego najbliższych okolicach. Im szybciej znajdzie to, czego szuka, tym lepiej dla niej i dla otoczenia.
- Wszystko? - spytała z przekąsem. - Złoty sygnet z symbolem Sigamra też?

-Na jutro na pewno dało by się zrobić. Mój brat jest jubilerem, wysokiej jakości - zapewnieniu towarzyszył szeroki uśmiech -Ma swoją pracownię...pójdziemy? - zaproponował -Cena będzie nader konkurencyjna… - dorzucił z kolejnym uśmiechem.

-Konkurencyjna...czyli? - niecierpliwe prychnięcie starczyć miało za całą odpowiedź. Gość się Laurze nie podobał, do tego ciągnąć chciał ją w jakieś ciemne zaułki, jakby i bez tego nie miała dosyć problemów.

Młodzieniec zatrzymał się i rzekł:
-Ach pod włos mnie Pani chce brać, ale rozumiem...Kupcy, którzy kupują tanio i sprzedają drogo. Mój brat robi to własnoręcznie..ale skoro pani woli przepłacać to proszę. Jak coś to jestem tu codziennie...ale jak woli Pani przepłacić o jakieś...30 złotych koron...to proszę. Kto bogatemu zabroni - zaśmiał się lekko.

Fanatyczka zmrużyła oczy, wesoły nastój rozmówcy nie udzielał jej się wcale, a wcale.
-Pokaż wpierw wyroby swojego brata, a potem strzęp jęzor i zachwalaj jego kunszt. Jeśli rzeczywiście zna się na rzeczy może coś nabędę, ale nie zamierzam tracić czasu na strugane zębem bryły tombaku.

Mężczyzna odchylił poły płaszcza i pokazał kilka łańcuszków i bransoletek. Faktycznie robota pierwszej klasy. Nawet Baron by nie pogardził takimi błyskotkami.
-Powiedzmy, że to tylko na pokaz..te z gorszych - wzruszył ramionami

- Tragedii nie ma - westchnęła, maskując podziw. Wolała nie pokazywać po sobie jakiegokolwiek zadowolenia. Lepiej udawać niż przepłacać, o ile wciąż rozchodziło się o transakcję, a nie wbicie noża między żebra. Postanowiła jednak zaryzykować. I tak nie miała planów na wieczór - Niech będzie, mogę porozmawiać z twoim bratem o ewentualnym zleceniu. Na nic lepszego pewno i tak nie mam tutaj co liczyć.

Ruszyli przebijając się przez otaczający ich tłum ludzi. Targ jak się okazało był miejscem dość tłocznym i mocno zagęszczonym. Gdy już przecisnęli się docierając w miejsce gdzie można było dalej kontynuować wędrówkę, młodzian zaczął mówić:
-U nas tak zawsze, lepiej trzymać sakiewkę przy sobie. Masa złodziei, mnie już tu z dwa razy próbowali okraść ale Ranald mi sprzyjał. Z daleka pani przywędrowała ? - zapytał od niechcenia, lecz gdy w zamian Laura obdarzyła go spojrzeniem tak lodowatym że ciarki przechodziły po plecach, dał sobie spokój. Szli więc dalej milcząc aż w końcu dotarli do alejki. Tam młodzian skręcił i po jakiś stu metrach doszli do drzwi. Dokąd prowadziły one, ciężko było twierdzić bowiem budynek nie miał szyb żadnych. Mężczyzna otworzył i sigmaritka mogła dostrzec w panującym półmroku długi korytarz, oraz dużo skrzyń. Na ich końcu stał stolik, przy którym siedział mężczyzna. Panująca ciemność nie pozwalała dostrzec kto dokładnie tam siedzi. Mając na oku swego towarzysza i dłoń w okolicach broni, zbliżyła się do nieznajomego.
Drzwi za Laurą zamknęły się z hukiem, a fanatyczka usłyszała jak ktoś zamyka je na klucz. Siedzący wstał powoli. Miał na sobie długą, czarną szatę a twarz zasłaniał mu kaptur. Dłoni również nie można było dostrzec przez zbyt długie rękawy.



-A więc stało się. Pan przewidział, że przybędziesz. Cóż, zobaczymy czy jego nadzieje i oczekiwania nie były na wyrost.. - zaśmiał się cicho.
Gdy tylko klasnął lekko, spomiędzy skrzyń wyskoczyło dwóch mężczyzn, uzbrojonych w długie, cienkie miecze. Na twarzach mieli maski. Ubrani byli w czarne, materiałowe spodnie oraz czarne bluzy. Pędem rzucili się w kierunku Laury.


Kobieta w czerwieni postanowiła dać z siebie wszystko. Jej Bóg nie potrzebował pełnych litości i miłosierdzia słabeuszy, szukał bardziej morderczych narzędzi. Nie miała czasu na zastanawianie się, zadziałał instynkt. Z wyszczerzonymi zębami wyszarpnęła broń zza pasa i natarła na przeciwników. Zderzyli się przy akompaniamencie warkotu i przyspieszonych oddechu. Stal zadźwięczała o stal, posypały się iskry. Pierwszy na warsztat poszedł ten niższy. Uderzenie kolczastą kulą w brzuch wyrywało z jego ciała fragmenty skóry i rozerwało czarny materiał szaty. Popłynęła krew, a mężczyzna z głuchym stęknięciem opadł na kolana, próbując przytrzymać oślizgłe sploty jelit, które niczym stado czerwonych węży próbowało uciec z jego trzewi, prześlizgując się pomiędzy rozcapierzonymi palcami.
Drugi nie zamierzał poddać się tak łatwo. Odskoczył do tyłu, chcąc trzymać wściekłą kobietę na dystans. Nie na wiele się to zdało, gdy z furią doskoczyła do niego i odrzucając broń pod nogi, chwyciła go obiema rękami za gardło, kolano posyłając w kierunku okrytego cienkimi spodniami krocza. Maska spadła na ziemię, odkrywając pokryte dziobami po ospie paskudne oblicze, jakie strach zobaczyć nocą w ciemnym zaułku. Drugi kopniak, tym razem w kolano, pozbawił zabójcę równowagi i oboje runęli na podłogę. Laura znalazła się na górze, wykorzystała to bez cienia litości. W obskurnym magazynie rozległ się obrzydliwy trzask, po którym nastąpił kolejny i jeszcze jeden. Bez opamiętania waliła głową przeciwnika o kamienne klepisko, aż z jego uszu pociekła krew, wzrok zmętniał i ciało znieruchomiało na wieczność. Dopiero wtedy sięgnęła po broń i wstała z godnością.
-Więc po to ta cała maskarada? Jeśli chciałeś żebym ich zarżnęła wystarczyło poprosić. Pan ucieszyłby się z ich marnych żywotów, nieważne gdzie by padli. - Splunęła na najbliższe zwłoki i uniosła pełen pogardy wzrok, obdarzając nim człowieka za stołem.

Ten początkowo milczał. Usiadł znów spokojnie.
-Maskarada..Amir mówił, że możesz być lekko zagubiona.. - znów cichy śmiech, który nawet Laurę lekko zaczął przerażać -Raczej próba. Wiele mówiono o Tobie, o twoich dokonaniach...lecz to przeszłość. Liczy się teraźniejszość. A to było tylko preludium. Czas byś udowodniła, że naprawdę jesteś godna zaszczytu, którym cię obdarowano - rzekł i pstryknął palcami.
Zza jego pleców, nagle pojawił się inny mężczyzna. Kaptur tylko częściowo zakrywał jego twarz. Nie miał na sobie żadnego płaszcza, ani masek. Wyglądał bardziej na złodzieja, niż zabójcę. Przy jego pasie wisiały dwa noże, służące jako jego jedyna broń. Spoglądał na sigmarytkę z lekkim niesmakiem i pogardą. Było widać, że on także wątpił w jej zdolności i sławę, tak samo jak cała reszta.


Przeciwnik tylko skinął głową ku zakapturzonemu i ruszył powoli.W jego ręku złowrogo pobłyskiwała stal, lecz dziwne było to że, broń była opuszczona ku dołowi. Sztylet choć był krótki, wyglądał na cholernie ostry. Po kilku krokach zaczął biec w kierunku Laury.

Więc zdecydować miała krew, nawet logiczne. Fanatyczka nie miała zamiaru narzekać, zresztą jej ewentualny sprzeciw i tak nikogo by nie obchodził. Palce zacisnęły się odruchowo na rękojeści broni, która wciąż nie doczekała się imienia. Uśmiechnęła się do nożownika i zaczęła szarżę w jego kierunku. Czas na rozmyślania oraz wątpliwości dawno już się skończył. Pozostawało działanie i chęć jak najszybszego załatwienia sprawy...szczególnie po tym, co powiedział domniemany przywódca morderców. Przypomniał on Laurze imię osoby z którą pilnie musiała porozmawiać, nieważne ile osób będzie trzeba przez to posłać do piachu.

Kiedy odległość między dwojgiem była nie większa niż cztery łokcie, mężczyzna zaciął się sztyletem i “chlusnął” własną krwią w fanatyczkę. Ta nie wiadomo dlaczego poczuła silne ukłucie w brzuchu, jakby ktoś rozrywał ją od środka, a z nosa i ust buchnęła jej krew. Padła na kolana, a wtedy mężczyzna wbiegł w nią dosłownie, posyłając kopniakiem na glebę. Kobiecie zaszumiało w głowie, lecz nie na tyle by straciła przytomność. Mężczyzna utrzymywał odległość, delektując się jej cierpieniem, bólem...a może nadciągającym łatwo zwycięstwem?

Widok własnej krwi uwolnił ukrywane na co dzień pokłady szaleństwa i nienawiści. Świat przesłoniła czerwona mgła, uszy wypełnił znajomy huk pędzącej żyłami posoki. Pole widzenia zawęziło się, zamykając Laurę i jej przeciwnika w ciasnej, szkarłatnej klatce. Wiedziała że teraz już skurwiel musi umrzeć w cierpieniu.
Panie, jestem Twoim narzędziem i w Twoje ręce oddaje moje ciało i duszę. Niech się dzieje Wola Twoja- pomodliła się w ciszy, wstając na nogi, a jej twarz wykrzywiła dzika radość. Może i przeciwnik władał magią, lecz życie kobiety w czerwieni nie należało już do niej. Nie mając kompletnie nic do stracenia zaatakowała ponownie, chcąc dopaść stojącego przed nią robaka i wgnieść go w pył podłogi.
Zaatakowała z furią, co sprawiło że jej przeciwnik lekko się zawahał. To wystarczyło, żeby kula nabijana kolcami rozorała jego policzek. Krew popłynęła po jego twarzy, a on sam cofnął się do tyłu kilka kroków. Laura wykorzystała jego wątpliwości i zaatakowała ponownie. Głownia korbacza zakręciła młynek, trafiając w brzuch. Krew i kawałki skóry z ubraniem znalazły się na kolcach. Nie mogło być jednak łatwo, a zaczęło się robić. Przeciwnik znów coś szepnął pod nosem i z rękawa wyleciało mi kilka sztyletów. Dwa minęły Laurę, lecz trzeci trafił idealnie w bark, wbijając się głęboko w ciało. Nim jednak fanatyczka zdążyła dotknąć go...zniknął. Jucha popłynęła po ramieniu, mocząc cały rękaw i ściekając po palcach.

Zignorowała kolejną ranę, oraz swoje coraz wyraźniejsze osłabienie. Wiedziała, że jeśli wygrać ma tą potyczkę, musi jak najprędzej pozbyć się stojącego naprzeciwko parcha. Przed jego magią nie mogła w żaden sposób się obronić, jeszcze nie. Zbyt krótko podążała nową ścieżką, by poznać wszystkie jej tajemnice. Warknęła przez zaciśnięte zęby i doskoczyła do niego, skracając dystans. Powinien zająć się bezpośrednią potyczką miast czarowaniem. Szczęśliwie do walki w zwarciu zawsze miała talent i predyspozycje.
Gdy zabójca próbował wykorzystać swoją przewagę w znajomości mrocznej sztuki, fanatyczka przypadła do niego. Cios z główki, trafił prosto w nos, łamiąc go w dwóch miejscach. Krew zalała mu twarz, wlewając się do ust lecz nim zabójca zdążył odpowiednio zareagować, padł martwy. Laura złapała za łańcuch do którego przytroczona była kula, i szybkim ruchem wbiła mu ostre kolce znajdujące się na niej, prosto w głowę. Krew i trup. Więcej nie trzeba było dodawać.

Zakapturzony wstał tylko i klasnął mówiąc zimno:
-Brawo zaskoczyłaś mnie... Tak..Może jednak jest w tobie potencjał. Będę cię obserwować. Co zabitego należy do Ciebie. Prawo wygranego. Pamiętaj jednak jedno; pierwsza twoja ofiara musi teraz paść od sztyletu nie korbacza. - po tych słowach wstał i ruszył w przeciwnym kierunku, znikając gdzieś między skrzyniami.

Kobieta w czerwieni została sama. Opadła z ulgą na kolana, łapiąc się za zraniony bark. Było blisko, cholernie blisko. Przeżyła - jakim cudem? Na to pytanie odpowiedź znały jedynie siły wyższe. Tylko dzięki ich wsparciu wciąż dychała, do tego udało się jej zyskać...coś, sama do końca nie była pewna co. Zamiast odpowiedzi uraczono ją kolejną porcją domysłów i niejasności. Jedno jednak było pewne. Nowa rodzina nijak się miała do tej starej, a to fanatyczce bardzo odpowiadało. Dośc miała nadętych bufonów, przedkładających prawienie morałów nad doraźe rozwiązania. Zakapturzony człek wzbudził w niej szacunek. Nie szastał słowami na prawo i lewo. Wydawał krótkie komendy i świat zaczynał galopować we właściwym kierunku. Do tego Amir, przeklęty Amir, krążył gdzieś w okolicy.
-Wszystko w swoim czasie - wychrypiała pod nosem, sięgając dłonią ku ostatniemu trupowi. W końcu jego klamoty należały teraz do niej. Krzywiąc się z bólu obszukała dokładnie truchło. Na widok czarnego sztyletu o pięknie zdobionej rękojeści aż zamarła. Z szacunkiem uniosła go na wysokośc oczu, podziwiając kunsztowną robotę, a jej twarz rozjaśnił szczery, pełen radości uśmiech. Znała to ostrze, już kiedyś trzymała je w dłoni.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Obsługa LI : 05-09-2014 o 21:50.
Zombianna jest offline  
Stary 06-08-2014, 23:07   #538
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Niezrażony dziwnymi opiniami na temat krasnoluda-bibliotekarza Galvin prędko po tym jak zakupił odpowiednie rzeczy ruszył do kamienicy, którą wskazywali ludzie, aby odnaleźć strażnika wiedzy.

Ponura kamienica wyglądała jak jedna z ponurych dzielnic w Altdorfie. Cienie przemykały gdzieś pomiędzy ulicami, sprawiając że Galvin trzymał dłonie blisko broni. W końcu, niepokojony przez nikogo, dotarł do starej kamienicy. Pchnał drzwi, które otwarły się ze skrzypieniem, i dostrzegł sędziwego krasnoluda siędzącego przy biurku. Pojedyńcza świeca paliła się delikatnie, a gospodarz podniósł swój wzrok z nad księgi, kierując go na gościa.
-Tak? - zapytał niepewnie.

-Witaj. Ciebie zwą Dimzadem Bibliotekarzem? - spytał Galvin ściągając czapkę z głowy.

Krasnolud uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
-Tak..w czym mogę Ci służyć...bracie krasnoludzie? - zapytał przyglądając się Galvinowi dokładnie.

- Zwą mnie Galvin Migmarson. Poszukuję wiedzy o Księstwach i historii tych ziem. - odparł grzecznie piwowar.

Bibliotekarz wstał powoli. Widać, że ma swoje lata i na pewno nie jedno słyszał, nie jedno wie, i o nie jednym czytał. Zaczał coś szperać między regałami, rzucając na ziemię jakieś tuby, zwoje i księgi.

- Czego dokładnie Ci trzeba Galvinie..synu Migmara ? - zapytał

Podchodząc parę kroków Galvin zrobił dużo poważniejszą minę. Nie wiedział czy powinien mówić wprost Dimzadowi czego szuka, wiedział jednak od czego zacząć.

- Kronik, które opisywałyby najważniejsze wydarzenia z terenów Księstw, w tym największych konfliktów i wojem. Interesują mnie również mapy, choć wątpię, aby znalazła się też księga, która mówi jak je sprawnie czytać i orientować. - rzekł Migmarson, dodając po chwili - Ostatnio przemierzałem trochę szlaki i dzieją się dziwne, złe rzeczy, które mają swoje korzenie w przeszłości.

Krasnolud wyraźnie zadowolony, że w końcu trafił się ktoś rozumny i kto ceni wiedzę, ponad pieniądze i brutalna siłę, wyjął kilka map i jakąś księgę:
-Tak, tak...przeszłość często nawiedza tę krainę.. Mapy synu mogę Ci dać za symboliczne 5 złotych koron. Są one dość szczegółowe, o ile można tak powiedzieć, bowiem co nowy władca to coś zmienia. Księga natomiast należy do jednego z ludzkich magów. Została spisana jakieś 150 lat temu...ciężko stwierdzić. Znalazłem ją kiedyś...i zachowałem. Podaj swoją cenę, jaką możesz za nia dać… - zapytał Khazad.

Galvin się zamyślił przyglądając woluminowi.

- Księga maga… zaiste niczego sobie znalezisko. Cóż w niej jest zawarte? Wypadałoby wiedzieć zanim się przystąpi do targów. - stwierdził piwowar

-Spisał swoją podróż i pościg za jakimś nekromatną...Brag...nie pamiętam dokładnie jego imienia… Spisał swoje przemyślenia, wydarzenia których był świadkiem oraz istotę, którą pragnął złapać.. - odpowiedział Bibliotekarz.

Galvin pokiwał głową. Z trudem przyszło mu zachowanie kamiennej twarzy, ale był po części też kupcem. Potrafił maskować ten zdradziecki błysk w oku.

- Więc jest to niczego sobie księga… a raczej dziennik czarodzieja. Hmmm… Nie wiem jak obecnie stoją woluminy, ale jestem gotów dać za niego 45 złociszy.

Bibliotekarz uśmiechnął się, zasiadł na fotelu i nabił fajkę:
-Dam ci ją za 20 złotych koron, lecz wysłuchasz mej historii. Powiedz mi co dokładnie cię interesuje..a właściwie czyim śladem chcesz podążać…? - zapytał

Prawie Galvinowi brwi ze zdziwienia powędrowały aż pod górną granicę czoła, ale się opanował.
- W porządku, niech będzie. - rzekł piwowar - Tak się składa, że ostatnio natrafiłem na ślady złych mocy, które wiążą się z osobą nekromanty którego wspomniałeś. Nazywał się Bragthorne i był postrachem Księstw. Zaatakował nawet Barak Varr, lecz poniósł tam porażkę, z której szybko się podniósł. Zniknął w jakiś tajemniczy sposób według krasnoludzkich kronik tuż przed zaatakowaniem Twierdzy Dwu Szczytów.

Krasnolud uśmiechnął się i wskazał krzesło by usiadł. Ponownie zaciągnął się i zaczął mówić:
-Tak...znam to imię. Każdy kto pamięta te mroczne czasy będzie je znał. Wielu o nim chce zapomnieć, mało kto o nim opowie, lecz słuchaj Galvinie uważnie. Nikt nie wie skąd się wziął ów nekromanta, lecz każdy pamiętał jak wielką mocą władał. Gdzie nie spojrzał tam śmierć, cień i mrok się pojawiał. Nie wielu widziało jego twarz, lecz jego atrybut był powszechnie znany. Jego kostur, i dwa czerwone rubiny, które świeciły ciągle i jarzyły się jakby same ognie piekielne były w nich umieszczone. Udał się w kierunku Barrak Varr, lecz nie dotarł tam nigdy. Legendy głoszą, że swoje kroki skierował ku orczym plemionom na Varenka Hills. Od tego momentu tamte wzgórza już nigdy miały nie być takie same. Ziemie stały się tam jałowe, a tych niewielu którzy stamtąd powrócili, mówili że ziemia stała się szara niczym popiół. Podobno Skull River stała się czerwona od krwi, lecz dojście tam wiedzie przez ścieżkę usłaną kośćmi poległych. Jeśli podążasz jego śladem ruszaj do Barak Varr...tam znajdź Torika “Żelazną Pięść” a on powie Ci więcej. Był tym, który podążył na Wzgórza Varenki..i wrócił żywy. Ostrzegam jednak, że kiedy go widziałem ostatnio był lekko oszalały.. - zakończył oczekując pytań, lub reakcji.

Z wielkim szacunkiem Galvin pokiwał głową przed bibliotekarzem. Oto wpadło mu wiele bardzo przydatnych informacji, które posłużą im w dalszej wyprawie.

- Dziękuję. Mam nadzieję, że ta wiedza pozwoli mi zrozumieć tamte wydarzenia… i przyczynić się do zażegnania innych, przyszłych katastrof. - rzekł - Czytałem o postępkach nekromanty z kroniki na Dwóch Szczytach. Nie sądziłem, że był na tyle zuchwały aby ruszyć na orków. Ale cóż… może teraz opowiesz swoją historię Dimzadzie? Zamieniam się w słuch.

Krasnolud podrapał się po brodzie i uśmiechnął ciepło. Zamknął oczy i zaczął mówić:
- Nie całe życie spędziłem tutaj, wśród ksiąg, pergaminów, map i zwojów. Kiedyś, gdy byłem młody i porywczy, należałem do grupy tarczowników. Choć średnio walczyłem przyjęli mnie ze względu, iż chcieli by ktoś spisał ich historię. Wyruszyliśmy z Kazad Sedazund, i udaliśmy się na południe w kierunku Laguny Łez. Dotarliśmy do Kasos by odpocząć przed dalszą podróżą. Jak się okazało niedaleko urzędowały liczne orcze plemiona, więc nasz dowódca postanowił, że to będzie idealny materiał do pamiętników o nim i jego “Czarnych toporach”. Pierwsze dwa dni walk mijały na rozgramianiu pojedyńczyk sił zielonoskórych, które z czasem zaczęły się grupować. Udaliśmy się więc za nimi, kierując się ku ujściu laguny, w miejsce gdzie zaczyna się Rzeka Skiros. Tam też rozbiliśmy większość orków, choć ich herszt zdołał uciec. Wtedy to właśnie ujrzeliśmy coś pięknego i jednocześnie dziwnego. Skała, pod która dane nam było walczyć, wygladała niczym twarz orka, a z jego oczodołów wylatywała woda, która wpadała do Laguny. Jeden z naszych Aldrik, rzekł po zwycięztwie, że Mork popłakał się widząc jakie niedorajdy mu służą..
- opowiadający nabił sobie ponownie fajeczkę i wyjął dwa kufle, do których nalał piwa -Chłopaki jak to usłyszeli tarzali się ze śmiechu, bo naprawdę to komicznie wyglądało...No ale powiem Ci, że wiele lat potem wysłano tam kolejną ekspedycję lecz nikt nie wrócił z niej żywy… - zasmucił się i wypił łyk piwa.

Znów Galvinowi trudno było zachować zimną krew, kiedy dowiedział się czegoś co może przybliżyć drużynę w ich poszukiwaniach.

- Smutne zakończenie, niesamowitej historii… - rzekł Migmarson i spojrzał na kufle.

Wziął naczynie do dłoni i powąchał ostrożnie po czym wypił łyk i posmakował. Oblizał usta, upił kolejny łyk po czym zacmoktał.

- Browar Rhotnira Łysiejącego. Dostojne ale z dodatkiem przypraw korzennych oraz odrobiny owoców. Doskonale wyważone, acz słodycz owoców jest odrobinę mocniej wyczuwalna niż zwykle. - kolejny łyk i Galvin zaczął kiwać głową - Bardzo dobre. Powiedz mi Dimzadzie, masz może jeszcze księgi traktujące o zielarstwie? Moja wiedza odnośnie roślin kuleje, a myślę, że będzie mi bardzo przydatna w niedługim czasie.

Bibliotekarz uśmiechnął się tylko. Dopił piwo i podszedł do jednej z półek. Wyjął jedną księgę i wręczył ją Galvinowi. Ten spokojnie przeczytał tytuł “Zielarstwo - co leczy a co truje”. Autora niestety nie znał, lecz gospodarz rzekł:
-Jeśli chcesz dam Ci ją w zamian za drobną przysługę. Jeśli udajesz się do Barak Varr, chciałbym byś znalazł kogoś i mu coś oddał. Chcę spłacić dług, który wiele lat temu zaciągnąłem - spojrzał wymownie na Galvina -Zrobisz to dla mnie? - padło pytanie

Krasnolud spojrzał na księgę, a potem na starego krasnoluda. W końcu skinął głową.

- W porządku, mogę wyświadczyć Ci taką przysługę. - piwowar uśmiechnął się lekko - Powiedz tylko kogo mam znaleźć i jak ta osoba wygląd. - Galvin ujął księgę i ostrożnie ją jeszcze obejrzał - Będzie z tego wiele pożytku. - mruknął cicho.

-Krasnolud ten nazywa się Jordi Gurnaldson. Jest kapłanem Grundiego, poznasz go bez trudu; ma tylko jedno oko. Uratował mi kiedyś życie. To jest dla niego. Mój dług, który chcę spłacić. - wyjął małą, metalową skrzyneczkę oraz klucz, na żelaznym łańcuszku. Skrzyneczka była dość lekka, choć dało się wyczuć, że jest w niej coś.

- Jordi Gurnaldson, kapłan Grungniego. Którego oka mu brak? - zapytał piwowar.

-Lewego..- padła odpowiedź..

Galvin skinął głową i jeszcze chwilę porozmawiał z bibliotekarzem niezobowiązująco. Potem złoto przewędrowało z ręki do ręki, a krasnolud opuścił domostwo swojego rodaka lżejszy o parę złociszy, ale za to bogatszy o wiedzę, która była bezcenna.
 
Stalowy jest offline  
Stary 07-08-2014, 11:52   #539
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jaracz i Asderuki

Gdy tylko zaskoczenie minęło pozostawiając po sobie chęć ucieczki, Wolf odruchowo opuścił głowę. Nie wykonywał gwałtownych ruchów i nie wybiegł z karczmy choć instynkt wytropionej zwierzyny rwał się by uczynić tą głupotę. Miał jednak doświadczenie w unikaniu łowców głów. Wiedział że takim czynem zwróci na siebie uwagę.

Ze zdjętym obawą gardłem wyszedł w końcu na zewnątrz budynku i oparł się o ścianę przy wejściu. Wypuścił powietrze z płuc i wziął kilka szybkich nieregularnych wdechów. Wiedział że to irracjonalny strach. Nie był wszak sam. Mieli nawet przewagę nad zbrojnymi. Równie dobrze nie musieli go szukać, a nawet jeśli mogli ich uniknąć. Mimo to dłoń nie opuszczała rękojeści miecza.

Elfka widziała zachowanie Wolfa i spokojnie pozwoliła sobie na spojrzenie na nowoprzybyłych. W końcu to nic dziwnego, że zwraca się uwagę. Nie okazała im jednak wielkiego zainteresowania. To mogło by już być podejrzane. Podążyła za Wolfem na zewnątrz i zasłoniła sobą widok na niego. Stała oparta ramieniem o ścianę i czekała.

- W porządku? - Zapytała po dłuższej chwili.

- Tak - rzekł w końcu - W porządku.

Wolf odetchnął raz jeszcze, tym razem głębiej. Wraz z tym przyszedł spokój.

- Zobaczyłem duchy przeszłości.

- To chyba niedobrze, nie? - elfka przekręciła głowę. - Trzeba być ostrożnym. Jak wtedy wyglądałeś?

- Mam nadzieję, że inaczej… miałem oko chociażby - westchnął Wolf - Jeśli przyszli po mnie, będzie krwawa jatka. Ten człowiek nie ma skrupułów… - pokręcił głową - nieważne. Na razie nie jestem nawet pewny że przyszli po mnie.

Był jednak świadom że czyn który pchnął go na ścieżkę uciekiniera z całą pewnością zasługiwał na wysłanie za nim jednego z najzdolniejszych najmitów przeklętych von Zirów.

- Chodźmy na targowisko - rzekł w końcu z ciężkim sercem - Mamy złoto do wydania.

Elfka kiwnęła głową i poszła za człowiekiem. Nie omieszkała jednak zerknąć za siebie gdy oddalali się od karczmy.


DWALIN KUPIEC Z PUSTYM NAMIOTEM


- Witajcie krasnoludzie - rzekł Wolf wchodząc do pustego namiotu Dwalina - Słyszałem że sprzedajecie najlepszy towar w tej okolicy. Ale… chyba przyszedłem za późno?

Rozejrzał się po pustym namiocie. Ani chybi wszystko wyprzedane. Takie rzeczy nie zdarzały się nawet na festynie dożynkowym. Khazad musiał mieć nie tylko dobry towar ale i tani… co jednak przeczyło plotkom jakie zasłyszał na targowisku. Przychodząc tu nie żywił też nadziei, że będzie go stać na pancerz z wyższej półki. Wystarczył rzut oka na lokalnego płatnerza by wiedzieć, że będzie musiał się u kogoś zadłużyć by sięgnąć po kolczy pancerz. Ciekawość jednak zwyciężyła i tak oto kroki najmity skierowały ich do namiotu Dwalina.

-Ach witajcie witajcie...Cóż wam potrzeba moi mili. Zbroi, broni a może eliksiru miłości...przyznam się, że ostatnio strasznie duży popyt się na nie zrobił. - zaczął zachwalać krasnolud -dziś to normalnie poszły z cztery. Jakiś jegomośc, oj nożownik pełną gębą coś mówił o zdobywaniu tego co nie do zdobycia… - przeniósł wzrok na elfkę dodając -A może suknia z prawdziwego jedwabiu, lub ozdóbki, które by podkreśliły blask Pani oczu..- rzucił zachęcająco.

- Eliksiru miłości mi nie trzeba. Wszak to guślarskie wywary, prawda? - odpowiedział Wolf. - Szukam pancerza. Zbroi kolczej aby być dokładnym

- No Panie..jak guślarskie wywawy...Dwalin gwarantuje sukces.. jakby ten no tamten..podał tej o to ślicznej długouchej...to ta chcąc nie chcąc...do wyrka by z nim skoczyła..No ale..nie to że coś..- zatrzymał się na chwilę, bo zauważył że chyba się zagalopował i zmienił temat. - No zbroja..kolcza...no tak...no z 250 koron… trzeba by dać.. ale to taka dobra a nie Dwalinowa. Bo ta..to z 320 koron kosztuje..ale Dwalinowe są najleposze. Mówię wprost najlepsze - zaczął zachwalać bijąc się w pierś

- Nożownik mówicie… - syknął Wolf słuchając krasnoluda ale umilkł choć rzucił niepewne spojrzenie na elfkę zanim wrócił myślami do zbroi - Trzysta dwadzieścia koron? - mruknął. - Drogo. A rzeknijcie ile by to wyniosło bez skórzni?[/i]

- Mnie strzał potrzeba, khazadzie - rzekła oschle elfka. - I nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy - zwęziła oczy groźnie spoglądając na kupca.

-No to jest cena bez skórzni...Panie.. - prychnąl…-no ale jak nie Dwalinowa to może być zwykła..245 koron i ani karla mniej Panie..

- Dwieście czterdzieści pięć? - mruknął zdziwiony Wolf. - To też dużo jak za nie-dwalinową. Przynajmniej dwadzieścia karli mniej jest u płatnerza… a rzeknijcie no. Ta wasza dwalinowa to czym się różni że lepsza i droższa?

- Może smoki ubija? - prychnęła elfka.

- Nie ubija, ale elfki lecą na takie. Stają się równie łatwe jak po eliksirze miłości- odciął się krasnolud i skierował swój wzrok na Wolfa - Dwalinowa jest mocniejsza, wytrzymalsza, lżejsza i jest Dwalinowa a nie jakiegoś płatnerza z piździgniewa...No za jakością stoi cena, a za ceną gwarancja najlepszej jakości - krasnolud rzucił spojrzenie, które nie raz Wolf widział u naprawdę dobrych kupców.

Wolf pokiwał głową.
- To że elfki lecą na zbroje to bzdury gadacie mości krasnoludzie. Polerowana płyta na mnie nie błyszczy, a sobie radzę - uśmiechnął się zawzięcie ulegając zaczepce - Trzysta dwadzieścia mówicie… a gdybyśmy kupili jeszcze strzały, o których wspominała moja towarzyszka, nie dalibyście zniżki? No i jeszcze nie widziałem tej zbroi… - rozejrzał się po namiocie - Wolałbym ją zobaczyć przed kupnem.

-Panie zrobienie tej zbroi to nie pierdu pierdu..Co wy kurwa myślicie..że pstryknę i wysram zbroję… Jeśli nie wierzycie to sio sio...a jeśli chcecie dobić targu...to 45 koron zaliczki i jutro rano zbroja będzie… - rzekł nadąsając się.

Wolf uśmiechnął się. Khazad był w istocie prawdziwym kupcem.
- Nie gniewajcie się krasnoludzie. Jestem przecież dociekliwym klientem. Gdybyście sprzedawali pszenicę albo kurze jajka też bym wolał obejrzeć towar przed zakupem… albo jego próbkę. Nie macie tu aby jakiegoś innego swojego wyrobu abym mógł ocenić wasz kunszt?

Krasnolud uśmiechnął się i podszedł do beczki bez słowa. Otworzył jej wieko i wyjął topór. Krasnoludzki topór. Podał go Wolfowi, który od razu zauważył, że broń waży dwa razy mniej niż powinna. Na ostrzach wyryte dziwne symbole, których nikt nie mógł odczytać. Wolf machnął bronią dwa razy, tnąc powietrze, i jego pierwszym wrażeniem było...że on urodził się z tą bronią normalnie. Broń idealnie leżała mu w ręku. Najemnik obejrzał sobie ostrze dokładnie, i mógł powiedzieć że albo broń nigdy nie była używana, albo naprawdę wykonano ją rzetelnie i z dokładnością, bowiem nie było ani rysy ani uszczerbku na ostrzu. Krasnolud zabrał po chwili topór Wolfowi i rzekł:
- Jak to cię panie nie przekonuje...to idź do goblińskiego kupca..har - żachnął się

Wolfgang pokiwał głową.
- W istocie prawdę mówicie. Dobry macie oręż. Ufam że równie dobry pancerz. Zastanowię się nad kupnem. Odpowiedźcie w tym czasie na pytanie mojej towarzyszki. Strzały też macie?

-Strzały...no nie..ich nie mamy.. to dla szpiczastych zabawki...my Khazadzi z krwi i kości wolimy stal.. nie ma to jak patrzeć wrogowi w oczy, gdy ucieka z nich ostatnie tchnienie… - odpowiedział po czym dodał - ale mamy śliczną biżuterię...idealnie pasującą do tej łabędziej szyi - rzucił swój najlepszy uśmiech jaki miał.

Elfka skrzywiła się.
- Na nic mi biżuteria na szlaku. A w oczy przeciwnika można równie dobrze patrzeć gdy ma strzałę w głowie - stwierdziła elfka wzruszając ramionami. Z khazadami to tak zawsze. Przechwalają się ile wlezie.
- Chodź Wolf. Gdzie indziej przyjdzie mi wydac pieniądze.

Najemnik kiwnął głową.
- Szkoda. Niemniej zastanowię się nad twoją propozycją Dwalinie. Oferta bardzo ciekawa.

Krasnolud widząc, że klient mu ucieka rzucił :
- Ale łuki...mamy… Najlepsze łuki...jakie Khazad może zrobić… Wytrzymałe...celne...idealnie wyważone… - zaczął nagabywać…

Co khazady mogą wiedziec o łukach? - Pomyślała Youviel. Odwróciła się do kupca i zmierzyła go uważnie wzrokiem.
- Załóżmy, że masz. Ale czy potrafi być lepszy niż elfiej roboty łuk? - złośliwy uśmieszek wkradł sie na twarz kobiety.

Krasnolud podrapał się po głowie i rzucił hardo:
- Czy lepszy nie wiem..ale bardziej celny to pewne..i na pewno wytrzymalszy… - rzucił wyzwanie elfce…- ale i tak pewnie nie stać takich dusigroszy jak wy..har har

- Dusigroszy? - żachnął się na te słowa Wolf - Należymy do traktu i przywykliśmy do oszczędzania, a jeśli mowa oszczędzaniu to przecież nie od dziś wiadomo, że khazadzi przodują w gromadzeniu złota. Tylko i wyłącznie dlatego jeszcze rozmawiamy panie kupcu. Wasz pociąg do złota szedł zawsze z talentem do rzemiosła. Prawda to przecież?

Westchnął ciężko i pokiwał głową.

- Ale co racja to racja. Wysokie ceny mogą zaprzepaścić szansę na zdobycie dwalinowego pancerza, a tym samym większa jest szansa że na szlaku padnę przekłuty jakimś ostrzem. Kto wtedy wróci do tego namiotu po kolejne rzeczy?

Dwalin spojrzał na Wolfa i elfkę. Gdyby to elfka powiedziała, zapewne skutek bylby lepszy..A tak, krasnolud wzruszył ramionami i rzekł:
- Cóż..droga wolna...dziś i tak są promocje ale zawsze wam zostają tandety od tych straganiarzy..tfu.. - rzucił gniewnie

- Lepsza jakakolwiek tandeta niż żadna - stwierdziła spokojnie elfka. -Nawet jeśli twoja zbroja jest niezwykła to zwyczajnie pieniądz jaki sobie zażyczasz jest absurdalny.
Elfka już się chciała odwrócić i pójśc gdy zatrzymała się.
- A, właśnie... żaden, absolutnie żaden khazadzki łuk nie będzie lepszy od elfiego. Nigdy - po tych słowach pociągnęła za sobą Wolfa aby poszukać tańszego kupca.

- Momencik… - Wolf zatrzymał jeszcze elfkę - Tylko złoto przyjmujecie w zapłacie? Wszak rozmawiacie z najmitami, a kupcy nie od dziś potrzebują ich usług.

Krasnolud pomyślał chwilę i rzekł:
- Za słowa twojej kobiety człecze, stawka normalnie winna wzrosnąć dwukrotnie… Ba...nawet trzykrotnie...nikt nie obraża wyrobów Dwalina..ale …- nastała cisza, którą przerwał po chwili mówiąc - Za dwa dni gdzieś, może trzy rusza karawana stąd do Styratii. Opuszczę Ci 50 złotych koron, jeśli podejmiesz się eskorty - zakończył zakładając ręce na piersi, znacząc że to albo kasa, albo spadać.

- Pięćdziesiąt koron - mruknął Wolf puszczając słowa oburzenia mimo uszu - To oferta dla każdego najemnika, który się tego podejmie? Nie podróżuję sam.

-Więcej nie dam. Wasz wybór panie… wiecie gdzie mnie szukać - po tych słowach wrócił na swoją beczułkę, chowając uprzednio do niej topór.

- Szkoda - rzekł Wolf - Dla pięćdziesięciu koron nie będę opuszczać towarzystwa moich drużynników. Żegnajcie Dwalinie. Może jeszcze do was zawitam z pieniędzmi, a może nie.

Najemnik odwrócił się i wyszedł z namiotu. Zastanawiał się jeszcze przez moment, czy nie zaoferować w targu swej strzelby, ale krasnolud nie wyglądał na osobę, która trudni się wymianą.
 
Asderuki jest offline  
Stary 07-08-2014, 22:32   #540
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gomez wrócił do umówionej karczmy, musiał posilić się i odpocząć. Podszedł do karczmarza i zapytał o towarzyszy. Oczywiście tamten nie miał trudności z identyfikacją jego grupy z tym że akurat większość wyszła na targowisko. Gomez rozejrzał się po sali. Zauważył Laurę która dziwnie zadowolona siedziała rozparta na krześle i pochłaniała kolejne piwo. Tym razem cyrkowiec nie miał jednak zamiaru jej prowokować, jeszcze nie czas chciałby rzec. Jego wzrok wyłowił też Milano który topił smutki w kuflu, to była lepsza kompania niż szalona dziewka. Gomez zamówił dzban grzanego piwa i potrawkę z gęsiny, a potem przysiadł się do Rossetiego.

- Gdzie resztę wywiało? - zagadnął najemnika.

-Na targ poleźli. Ja tam mam dość strat na kościach.A ciebie gdzie nosiło, też zakupy? - zapytał Milano odrywając się od kufla.

- Tak, ale nie znalazłem nic interesującego, no może poza nauczycielem fechtunku. Muszę się nauczyć posługiwać tym cackiem. - tu cyrkowiec wskazał swój “nowy” rapier. Dalsza rozmowa nie kleiła się zbytnio, zwłaszcza że dziewka służebna przyniosła żarcie. Gomez jadł i pił niczym smok, a gdy skończył rozparł się leniwie na ławie i począł lustrować towarzystwo. Tak było sporo luda, ale tylko kilku wyglądało na porządnych twardzieli, zwłaszcza ten inkwizytor sprawiał wrażenie człowieka obytego z bronią.

Wtem do karczmy wszedł Eckhard z jakimś fircykiem. Gomez zdziwił się trochę bo wydawało mu się że widział medyka na sali kiedy zamawiał potrawkę. Chwilę później zdziwił się jeszcze bardziej, bo wymuskany gościu lekko popychał wyraźnie spiętego Eckharda.
Cyrkowiec kopnął najemnika pod stołem i rzekł:
- Chyba nasz medyk ma kłopoty - tu delikatnie wskazał wzrokiem na przechodzącą parę. - Jak tylko wyjdą na schody to pójdę za nimi.

W pewnym momencie fircyk wraz z cyrulikiem weszli na schody prowadzące do korytarza gdzie znajdowały się wejścia do pokoi gościnnych. Nikt praktycznie nie zwracał na nich uwagi. Nawet Inkwizytor.

Gomez wstał i szybko udał się za nimi. Musiał to zrobić dyskretnie i z wyczuciem żeby wymuskany nie zorientował się że ktoś ich śledzi.

Nożownik dotarł na wniesienie i zobaczył jak fircyk popycha lekko Eckardta do pokoju. Akrobata zobaczył również, jak Wymuskany trzyma w jednej dłoni sztylet.

Cyrkowiec przyspieszył kroku i prawie już biegł. W jego ręku pojawił się nóż. Musiał zdążyć zanim fircyk zamknie drzwi na klucz.

Gomez ruszył biegiem bowiem nie było czasu. Drzwi prawie się już zamykały gdy ten je pchnął z przygotowanym sztyletem do ciosu. Jakże wielkie było zdziwienie gdy po otwarciu zobaczył jak Eckhardt stoi przed nim, a za nim jest fircyk, który mierzy do Gomeza z małej kuszy. Bełt był wycelowany idealnie w jego czoło.
-Po pierwsze puka się jak się wchodzi do obcego pokoju. Mamusia nie uczyła? - padło ironiczne pytanie, a szeroki uśmiech pojawił się na twarzy fircyka.

- Może i nie uczyła - odpowiedział Gomez próbując zadziornością ukryć zaskoczenie - Co tu się kurwa dzieje? Czego chcesz od mojego kumpla?

-Ja właściwie niczego...ale może niech kolega wybierze..woli iść ze mną czy z kolegą Inkwizytorem, który jak dobrze mniemam również go poszukuje… - uśmiech nie znikał z jego twarzy.

- Eckhard co jest grane? - zapytał cyrkowiec kompana, bacznie jednak obserwując Wymuskanego.

Eckhardt z lekkim załamaniem w głosie odpowiedział:
- Ktoś lub coś zabiło mojego mentora lat temu. Nie mam pojęcia czemu, ale wszyscy mnie uznali winnym. Od tamtej pory ścigając mnie, nawet nie odpuszczając na tym zapomnianym przez Bogów zadupiu.

Fircyk stał nadal spokojnie, jakby z góry znał wynik tego spotkania. Cały czas uważnie spoglądał na Gomeza, a kusza delikatnie zaczęła mu drżeć w ręku.

- I co chcesz właściwie zrobić? - zapytał cyrkowiec.

-Dostarczyć go przed oblicze tych, którzy będą sądzić go… - rzekł spokojnie

- Nie ciebie pytałem łowco. No Eckhard co zamierzasz?

Z dłuższym opóźnieniem, za jego plecami znalazł się i tileańczyk, spokojnie wpatrujący sie obecnie w tą scenę. -Co jest grane? zapytał cicho.

Fircyk spojrzał na Tileańczyka lecz nic nie powiedział. Uśmiechał się nadal, celując w Gomeza, choć co jakiś czas przenosił wzrok to z jednego to na drugiego.
-Eckardt...wyjaśnij… - poprosił grzecznie.

Eckhardt zacisnął pięści:
- Mój mistrz został rozszarpany przez jakąś krwiożerczą bestie. Pewnie i by się nikt tym nie przejął - na chwilę przestał mówić - gdyby nie to, że był magiem. Tych chyba nikt nie lubi, a ich uczniów nienawidzi się chyba jeszcze bardziej. I wychodzi na to, że skoro jestem jego uczniem to ja musiałem być winny jego śmierci. - chwycił się za głowę, po czym opuścił ręce - Jak bym był jakimś przeklętym władcą bestii czy coś!

- Jesteś niewinny, ale oni tak nie myślą. Myślisz że osądzą cię i uniewinnią? Śmiem w to wątpić - Gomez nie ufał wymiarowi sprawiedliwości.


Fircyk nie przeszkadzał wam wymieniać własne zdanie. Właściwie to tylko się uśmiechał co jakiś czas. Zdawało się, że dla niego ta cała sytuacja jest zabawna.
-Fajnie, że się spotkaliśmy, pogadaliśmy ale … sytuacja jest taka. Zgodnie z Prawem Kolegialnym, każda osoba przejawiająca talent magiczny winna być poddana szkoleniu. Wasz przyjaciel niestety pogwałcił tą regułę, udając się tutaj a nie do Altdorfu - po tym jak zmarł jego Mistrz. Oczywiście, możemy załatwić to inaczej. Tam na dole siedzi Pan Inkwizytor, zakładam że przybył tu również z jego powodu. Możemy zawsze go jemu oddać, a o świcie obudzi nas, jak dobrze zakładam, krzyk waszego przyjaciela przyczepionego do słupa i robiącego za przypiekaną świnię… - uśmiech cały czas nie znikał z jego twarzy gdy to mówił, choć głos jego był bardzo obojętny. Jakby dla niego życie Eckhardta nie znaczyło nic..

- Prawisz stale o tym prawie, a sam nie siedzisz teraz nad księgami w żadnym kolegium. Tylko wykorzystujesz zdolności magiczne do oszukiwania ludzi w kości - - Eckhardt lekko się zirytował. Czy to prawo w ogóle tu obowiązywało. Zaczął się zastanawiać.

-Cóż..ale kto powiedział, że muszę… - rzekł z lekką ironią dodając -widzę, że Twój mentor wielu rzeczy Ci nie uświadomił...ale ja nie jestem od tego.. Ja tylko przyprowadzam takich jak Ty przed oblicze patriarchów… - zaśmiał się lekko

- Przyprowadzasz albo i nie przyprowadzasz - Gomez wzruszył ramionami - Może jesteś chaośnikiem i sam wykończyłeś Mistrza kolegi, a teraz ostatniego świadka chcesz zlikwidować? Albo lepiej, tyś jest doppler śmierdzący, co się za żywych podmienia i jedynego człeka co twą tożsamość może rozpoznać chcesz ubić?
Gomez starał się wywołać nieufność Eckharda do magicznego łowcy nagród.

Eckhardt zaczął się denerwować:
- Może i nie doinformował, ale chyba coś jest nie tak skoro jedni muszą inni se wybierają. A może faktycznie mój kolego ma racje, bo na pewno nie robisz tego z poczucia obowiązku.

-Równie dobrze, mogę oddać Cię Sigmaricie i po kłopocie. Idziemy? - zrobił lekki ruch do przodu popychając Eckhardta, do którego rzekł jeszcze -Uczniowie, którym ty byłeś od momentu gdy Twój mistrz wziął Cię pod opiekę, nie chodzą tak sobie samopas. Ktoś jednak musi czuwać nad ich rozwojem..Ty natomiast...uciekłeś… Mnie to średnio obchodzi czy cię uniewinnią, i wezmą pod skrzydła czy wygaszą...Ja tylko dostarczam takich jak Ty, takim jak Twoja patriarchini... i masz rację, robię to bo lubię i jestem w tym dobry - rzucił beznamiętnie.

Eckhardt zaczął się uspokajać. Teraz mu już chyba za wiele nie zostało:
- Z tego co słyszę, to walka z trollami i orkami jaką miałem tutaj daje większe szanse na przeżycie. Pewnie nie dasz się jakoś przekonać by odpuścić i zapomnieć o mnie i całej sprawie?

-No tak niezbyt… - rzucił z powątpiewaniem…kręcąc jednocześnie głową.

- Czyli ile konkretnie potrzebujesz żeby zapomnieć o sprawie? - Gomez przeszedł do konkretów.

Zaskoczenie. A może gniew, który maskował uśmiech jednak. Fircyk odpowiedział jednak:
-No nie… Tego jeszcze nie próbowano..ale spróbujmy...Niech będzie 500 złotych koron za jego głowę.. - uśmiechnął się i dodał -A kolega z ostrzami dodatkowo, wyjdzie nago przed karczmę i poudaje kurczaka..przez powiedzmy godzinę…- lekko zaśmiał się i coś tam zaczął mówić do siebie pod nosem.

“Czy ja zawsze muszę trafić na jakiegoś świra” - pomyślał Gomez, który nie wiedział że swój do swego ciągnie.
- Czterysta bez świecenia tyłkiem - cyrkowiec próbował się targować.

Słowa Gomeza wywołały lekki śmiech ze strony nieznajomego. Wtedy odezwał się Eckhardt:
- Zastanawia mnie jak dowodzicie, że zabiliście poszukiwanego. Nie sądzę by kazano wam włóczyć ciało, albo jego część, która na ten dystans by się pewnie zdążyła rozłożyć. Jeśli mam coś co może to potwierdzić. To i ja bym żył i Ty byś misje wykonał?

-Ogólnie jeśli ktoś nie chce się udać, wtedy przeważnie...ginie.. - rzekł krótko fircyk..dodając -No fakt, wiezienie trupa zawsze robi się problematyczne...więc przeważnie, albo obcinamy głowę, rękę lub zabieramy jakieś trofeum..dlatego nie lubię, jak muszę taszczyć ze sobą trupa.. - rzekł z wyrzutem w głosie.

- A co z księgą, którą mam od mistrza, wydaje mi się, że powinna być przesiąknięta moją magią?- Eckhardt szukał teraz każdej opcji by ocalić życie.

-Tak, jest faktycznie przesiąknięta i magią i Tobą samym.. - rzekł czekając do czego dążysz.

- Mówiłeś, że jesteś dobry. Myślę, że jakbyś przyniósł coś czego mag by nie oddał, było by to tyle samo warte co część ciała. - Taką przynajmniej Eckhardt miał nadzieje.


-No niby tak..a co ja bym z tego miał… ? I skąd mam wiedzieć, że cię pewnego dnia nie ujrzę w Altdrofie - zapytał spoglądając na każdego z towarzyszy Eckardta bacznie..

- Musiałbym być głupi by się kierować się z powrotem do imperium, a co dopiero do tego całego Altdoru. Co do korzyści na pewno mniej problemu. Droga raczej długa. Mam jeszcze krasnoludzką zbroje skórzaną. - Eckhardt zaczął kombinować.

-No twój kolega mówił coś o czterystu złotych koronach… - uśmiechnął się...wskazując na Gomeza..

Eckhardt popatrzył na Gomeza:
- Będziemy potrzebować trochę czasu, bo nie sądzę byśmy mieli tą kwotę od ręki.

-No to możemy zrobić tak.. Jutro rano twoi towarzysze zbiorą całą kasę..a wtedy ja cię wypuszczę.. - znów ten lekki śmiech w jego słowach.

- Trochę mało czasu na zebranie takiej sumy. Do jutra do północy nie dałoby rady? - zapytał Gomez trochę spuszczając z zadziornego tonu.

-No to macie dwa dni. Do tego czasu Herr Eckahardt zostanie moim gościem.. - zaproponował…

- To mamy umowę. - Gomez kiwnął głową, przełożył nóż do lewej ręki, a prawą wyciągnął w kierunku fircyka, podając mu zwyczajowo dłoń. I choć wątpił by tamten złapał się na tak stary numer to jednak spróbować nie zaszkodziło.

Mężczyzna pokręcił głową. Coś tam pomamrotał, i puścił Eckardta. Kuszę schował za plecy i wyciągnął rękę ku Gomezowi, uśmiechając się szeroko.

Cyrkowiec uścisnął rękę Wymuskanego i rzekł:
- Mógłbym cię teraz przyszpilić, wiesz o tym co nie?
Pytanie było retoryczne, bo choć takie coś mogło się udać ze zwykłym przeciwnikiem, to ten łowca magów mógł mieć jakąś sztuczkę w zapasie.

-Naprawdę ? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy młodzieniec.

- He, he, he - zarechotał Gomez i puścił rękę maga - Za dwa dni spotkamy się znowu, albo wcześniej jak zbierzemy złoto. Chodź Rosseti mamy robotę. - cyrkowiec ukłonił się lekko i wyszedł z pokoju. Jego kroki były nacechowane pośpiechem i determinacją. Należało się spieszyć by powiadomić wszystkich o sytuacji i przedsięwziąć odpowiednie kroki.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172