Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-06-2014, 15:12   #81
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny


Gdy tylko drzwi zamknęły się za signore Lorenzo w komnacie zapadła cisza. Bała się spojrzeć na Martina, wiedziała, że targała nim złość. Podeszła do jego łóżka i bez słowa poprawiła mu poduszkę, choć zrobiła to głównie po to aby uporządkować myśli i nie siedzieć bezczynnie.
– Chyba nie bardzo mam wybór. - powiedziała wreszcie, a jego milczenie i wiedziała, że mimo braku odpowiedzi, rozumiał tą konieczność.


Wyruszyła na wskazane miejsce spotkania, starała się ignorować ciekawskie spojrzenia innych tam obecnych choć sama również była odrobinę zaintrygowana. Głównie słuchała, zresztą nikt też nie pytał jej o imię czy też powód, dla którego się tam znajduje. Dostali zadanie i w duchu miała nadzieję, że po jego wykonaniu wreszcie stanie się wolnym człowiekiem.
Gdy wychodzili Zalaflax zaczepił Anikę i zaczął rozmowę gdy zmierzali do celu.
-O ile to nie problem pani co tak zacna osoba robi w tak szemranym towarzystwie?
- Niezbadane są drogi naszego Pana - odpowiedziała zdawkowo Anika, krocząc za nim.
- Najwyraźniej byłam tu potrzebna, i właśnie ta ścieżka była dla mnie zaplanowana - uśmiechnęła się do niego życzliwie.
-Patrząc na śmiertelność dłużników Falco w ostatnim czasie, rzeczywiście Morr jest tu potrzebny. Co do planownia ścieżek mniej w tym wyroków boskich a więcej długów ludzkich wszelakiej natury. Stąd moje pytanie jak tak zacna osoba tu trafiła? Może będę w stanie jakoś pomóc.- zaoferował życzliwie z uśmiechem na twarzy.
Odwzajemniła jego uśmiech skinąwszy głową w stronę mężczyzny.
- Dziękuję. Ale niektóre kłopoty ciężko rozwiązać… - odpowiedziała spokojnie, starając się równać z nim krok.
-Każdy jednak z nich ma swoje rozwiązanie. My elfy potrafimy na niektóre sprawy spojrzeć pod innym kątem. Sam wychowałem się w brutalnym, świecie ludzi. Mój punkt widzenia leży zatem po środku. Nie jest to naiwność moich współbraci, ani ludzki brak doświadczenia. Jednak w każdym z tych punktów widzenia - ludzkim, elfim czy tym pośrodku - zawsze są wyjścia. To jedno jest pewne, trzeba tylko umieć je znaleźć.
Anika poczuła ziarno sympatii do elfa uśmiechając się do niego życzliwie.
- Wierzę jednak w tej swojej postawie świadom jesteś faktu, że jednak ludzie, nie dzielą się swoimi problemami, radościami czy tego typu przeżyciami z nowopoznałymi, choćby byli najmilszym na świecie stworzeniem. -Powiedziała do niego.
-Naturalnie- powiedział szczerze- Moje słowa moją być jedynie sygnałem otwartości, przyjdzie nam zapewne razem popracować. Jeśli się do mnie przekonasz, przyjdź. Napijemy się wina porozmawiamy. Wspólna praca, zwłaszcza polegająca na walce szybko buduje zaufanie. Skoro trzeba komuś zawierzyć życie na polu bitwy, można i w smutkach.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego
- W razie czego i mnie nie trudno znaleźć. - Stwierdziła krótko, acz życzliwie. Miała jeszcze chwilę czasu do umówionego spotkania. Postanowiła więc wrócić na chwilę do swoich komnat i poinformować przełożonego o tym jak przebiegła sytuacja.
 
Nimitz jest offline  
Stary 15-06-2014, 16:37   #82
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Moje kondolencje i niech Morr czuwa nad twą nieśmiertelną duszą.
- Nikt cię nie śledził?
- zapytał Gatto, trochę za bardzo poruszony i niespokojny o własny żywot jak na świeżego nieboszczyka.
- Oczywiście, że nie. - odparł frater Bonaventura nieco obrażonym tonem. - A teraz, by uczcić twoją pamięć, czas przejść do czynów. Jak być może już słyszałeś, "La Donucella" poszła na dno z hukiem, co zapewne bardzo zasmuciło familie Scaligeri i de Roelefów. Niestety, eee... podwykonawcy tego haniebnego czynu nie są i więcej nie będą w stanie porozumieć się z nami, trzeba zatem znaleźć nowego świadka, najlepiej koronnego. Znalezienie takiego i skierowanie go do odpowiednich ludzi zostawiam tobie.
To tymczasem i życzę miłego pobytu w królestwie Morra.


"Listek figowy" nie był specjalnie popularną karczmą.
Prawdę mówiąc, trafiały tam tylko dwa rodzaje ludzi: ci, którzy doskonale wiedzieli, co to za miejsce i ci, którzy nie mieli zielonego pojęcia, a znaleźli się w nim przypadkiem, już to wszedłszy w złą bramę, już to będąc pijanym i nie dbając w ogóle, gdzie się idzie.
Brat Bonaventura należał do pierwszej kategorii, nie dlatego jednak, iż był członkiem, ale znał właściciela, który, jak łatwo można się domyślić, także należał do cechu szalbierzy, kanciarzy, złodziei i generalnie ludzi marginesu społecznego.
Właściciel, w ciągu dnia znany jako Gianni Poletto, a wieczorami i w nocy jako Imperia, przygotowywał się właśnie, gdy Monsignore przybył i został wpuszczony.
- Bonaventura! - powitał go wysokim, nieco egzaltowanym tonem Gianni. Właściwie, Giannim był już tylko z twarzy, reszta należała już do Imperii. - Przysięgam, że kiedyś stracę do ciebie cierpliwość i nie przejmując się protestami zrobię z ciebie człowieka, twój wygląd to przestępstwo! Ten cholerny worek... - spojrzał z niesmakiem na znoszony i zabrudzony habit Monsignore. - Z czymkolwiek przychodzisz, pospiesz się, niedługo otwieram i ostatnie, czego potrzebuję, to ty odstraszający gości!
- Jak zawsze czarująca.
- padre skinął głową, uśmiechając się krzywo. - Tym razem mam coś, co ci się spodoba. - rozejrzał się po garderobie, po czym zamknął drzwi, którymi wszedł, tuż przed nosem pachołka, a następnie zbliżył się do Gianniego. - Potrzebuję dwóch sobowtórów.
- Sobowtórów powiadasz?
- Gianni odłożył gąbkę i odwrócił się od lustra, by na niego spojrzeć. - A czyich?
- Lorenza Falco i jego żony, Rosalii.
- odpowiedział po chwili.
- Hm, do tej pory nie zdradzałeś takich upodobań... - w oczach Poletto błysnęło zrozumienie. - Ach. Na długo?
- Kilka nocy. Postaraj się albo o wyjątkowo głupich, albo dyskretnych i mało przywiązanych do miasta, jeśli możesz.
- z głośnym stukiem i chrzęstem postawił na toaletce nabitą sakiewkę.
- Dla ciebie wszystko. - zatrzepotał rzęsami Gianni, z uśmiechem ważąc trzos w dłoni.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 16-06-2014, 22:45   #83
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Marco zamknął za sobą drzwi, zabezpieczając się w ten sposób przed nadejściem innych gości, po czym zrobił parę kroków do przodu.
- Dzień dobry - powiedział, gdy Maestro, można by rzec, zapowiedział jego pojawienie. - A raczej dobry wieczór - poprawił się.
Dłoń, chociaż nie był to przyjacielski gest, trzymał na rękojeści rapiera. Jakby nie było, nie powiedział “przybywam w pokoju”.

Maestro i jego towarzysz obrócili się jak na komendę, słysząc marcowy głos. Szpieg zachował spokój, ale ten drugi zaklął i sięgnął po miecz przy pasie, ale jak na razie nie dobył broni. Najwyraźniej katerinowa kusza wycelowana w niego chłodziła jego zapędy. Maestro jedynie odwrócił się z powrotem do blond duetu.
- Cóż, masz nieco lepsze rozdanie, Satin - rozłożył ręce. - Mów więc, po coś tu przylazł.
- Czy to nie jest oczywiste? - blondyn uśmiechnął się. - Chcę dowodów na swoją niewinność, które gdzieś tutaj trzymasz. Możesz je oddać po dobroci, albo weźmiemy je siłą. Co wolisz?
- Nie do mnie należy decyzja - odparł Maestro - ale do twoich znajomych. Naprawdę wierzą państwo w jego opowiastki? Skąd możecie mieć pewność, że was nie wrabia, hm?- Wy będziecie gadać - my słuchać - wzruszyła ramionami Katerina. Póki co uznała, że między szpiegami na pewno jest “coś” na rzeczy. Ale czy chodziło o wrabianie - tego już wcale nie była pewna. Generalnie sytuacja była popieprzona i szemrana. A ona lubiła proste sytuacje. O intrygach, kopaniu pod sobą dołków, wrabianiu i obmawianiu to lubiła sobie posłuchać, ale plotek od swojej szlacheckiej “siostry”. Mimo że pół życia spędziła w otoczeniu ludzi, dla których kłamstwo było tak naturalne jak oddychanie nie była zbyt dobra w ciągnięciu rozmówców za język. Zresztą od niej wymagano tylko by ładnie wyglądała i nie rzucała się w oczy lepszym od siebie. To też zamierzała i teraz zrobić, ponownie zrzucając ciężar słownej szermierki na ubrane w jedwabie ramiona Marco.
- Na początek - powiedział Marco do anonimowego kompana Maestra - odłóż ten miecz. Tak powoli, delikatnie i daleko. Potem sztylet. Do ciebie nic nie mamy, ale chyba rozumiesz, że uzbrojony stanowisz... pewną przeszkodę w przyjacielskich pogawędkach.

Prośba Marco została wysłuchana dopiero na znak właściciela sklepu i szpiega. Maestro musiał być całkie pewny swego, nie okazywał bowiem żadnych oznak zdenerwowania, które było naturalną reakcją w takich sytuacjach. Satin z kolei, mimo nonszalancji w głosie i pozie, prężył się do skoku lada moment.
- Nie obracaj kota ogonem - blondyn zwrócił się do Maestro. - Służyłem Falcowi i dalej służę, moja solidność jest kwestionowana tylko i wyłącznie przez twoje machinacje.
- Czyżby? - Manzo uniósł brew. - Nie trzymasz niektórych sekretów dla siebie i nie kręcisz interesów na boku? Postawa godna podziwu.
- Niektórzy z nas mają honor, niektórzy nie. Zaliczam się do tych pierwszych. Więc jak będzie Maestro? Dasz nam się rozejrzeć czy będziesz głosił się niewinnym bez żadnych dowodów?
- Obawiam się - uśmiech Maestro był wymuszony - że to, co znajdziecie tutaj może się wam nie spodobać.
Satin szykował się do odpowiedzi, z ręką coraz bliżej rękojeści noża. Katerina uniosła kuszę nieco wyżej (choć w równym stopniu uważała na Satina, by nie ukatrupił jedynego "dowodu" swojej "niewinności"), a Marco ścisnął mocniej rapier. Właśnie wtedy, jakby na rozluźnienie napięcia, coś uderzyło w drzwi. A raczej ktoś, sądząc po odgłosie.
- Co do... - te dwa słowa usłyszała jedynie Katerina, ale głos zaraz wzniósł się o wiele wyżej. Jakaś kobieta. - Kurwa, Manzo, nie wydurniaj się, tylko otwieraj. Umawialiśmy się przecież na kolejną sesję dzisiaj.
Maestro spojrzał się wpierw na Satina, a później na Katerinę - nieco z wyzwaniem, nieco z oczekiwaniem. Cholera wie, co przechodziło właśnie przez siwiejącą głowę. Może układał właśnie naprędce plan uratowania swoich czterech liter.

Marco natomiast, podczas gdy tajemnicza kobieta zaczęła łomotać w drzwi, usłyszał dwa odgłosy od strony piwniczki. Pierwszym był prawie na pewno ludzki jęk, cichy i pełen bólu. Do drugiego nie był już tak pewien, brzmiał jak... brzdękanie?
- Nie wypada pozwalać, żeby niewiasta zbyt długo czekała pod drzwiami, prawda? - powiedział z lekką kpiną Marco - ale wtedy zrobiłby się tu lekki tłok. Proszę wyjść do przodu, panie nieznajomy. A ty go zwiąż, signor Satin.Tematu dobiegających z piwnicy dźwięków nie chciał poruszać. A nuż by się Maestro niepotrzebnie zdenerwował. Satin posłuchał się marcowej komendy i gestem kazał przejść mężczyźnie na zaplecze, podczas gdy szlachcic zajął się pilnowaniem Maestro.
- Prawda - westchnęła Katerina i gdy drugi kłopot został już związany poszła się zająć trzecim, nie puszczając z ręki kuszy. Po cichu zbliżyła się do drzwi, nasłuchując oddechów i kroków. Gdy upewniła się, że nikogo prócz babsztyla nie ma na horyzoncie nabrała powietrza i fuknęła.- Spadaj, wywłoko! Manzo ma już na dziś lepszą partię!
Kobieta waląca w drzwi musiała być nieźle skonfundowana okrzykiem Kateriny, bowiem przez chwilę zapadła cisza.
- Kurwa, umówiona byłam - nadeszła w końcu odpowiedź. - Manzo, do cholery, wpuść mnie i odwołaj dziwkę. Otwieraj, albo ci te drzwi z zawiasów wypierdolę!
- Gość w dom... - mruknął Marco. - Kto zacz? - spytał cicho, kierując pytanie w stronę Maestra.
- Znajoma - szpieg wzruszył ramionami - z bardzo donośnym głosem.
- Trzeba wpuścić, zanim narobi większego rabanu - zasugerował Marco - i uciszyć.

Katerina
westchnęła i z bronią w pogotowiu otworzyła drzwi, gotowa dać kłopotliwej babie w łeb jak tylko się pojawi. Coś czuła, że źle wyjdą na tej szpiegowskiej kabale.
 
Sayane jest offline  
Stary 18-06-2014, 05:56   #84
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Casa di Gaetani, Podmurze

Ciche i spokojne mieszkanie nie pozostało takim długo. Bartolomeo chciał bawić się w psychologiczne podejścia i inne cuda, ale zebrani na galeryjce za drzwiami mieli inne plany. Mario i Cesco, dwójka falcowych siepaczy, wpadli do pomieszczenia jako pierwsi i obrali kurs na prowodyra. Renato i Anika, oboje w czerni, wpadli na ich flanki; reanimator na lewą, a dziewczyną na prawą. Zbiry nie czekali i rzucili się im na powitanie.

Mario uderzył pierwszy, z wypadu, skrwawiając prowodyrowi skromnej szajki bok. Jego kompan, Cesco, próbował sztychu z drugiej strony, ale spudłował. Renato tymczasem zabawiał jednego z pomagierów, który ruszył ku niemu. Reanimator ze spokojem godnym podziwu splótł Wiatry Magii i, uchyliwszy się uprzednio przed ciosem, chwycił za ramię. Porażony napastnik wrzasnął po części z bólu, po części z zaskoczenia i wyrwał rękę z uścisku. Z drugiej strony duetu natomiast była Anika, która nie miała w tym rozdaniu szczęścia. Zbiła pierwsze i drugie cięcie, ale wyprowadzony przez nią kontratak minął cel o cale. Przed kolejnym uderzeniem umknęła w bok, dając pole do popisu Zalaflaxowi. Szybkiej inkantacji towarzyszyły jeszcze szybsze gesty i wnet w powietrzu świsnął pocisk niesiony Wiatrami Magii. Zbir zatoczył się, uderzony w pierś.

Lorenzo tymczasem doskoczył do prowodyra, wspomagając falcowych siepaczy. Ciął szeroko, na odlew, i nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy ostrze wyrwało na zewnątrz czerwień. Mario wzbogacił draba o kolejną szramę, ale ten wywinął się przed kolejnym, tym razem cescowym uderzeniem, piruetem w bok. Mężczyzna nie poprzestał na uniku i, korzystając z pędu, uderzył szeroko. Mario wydał z siebie dziwny odgłos, kiedy miecz rąbnął go w szyję i, bulgocząc, padł na ziemię. Życie prędko z niego uciekło.

Przez chwilę wszyscy uczestnicy starcia trwali w impasie, to parując nadlatujące uderzenia, to umykając przed nimi. Bartolomeo trwał w wejściu do sypialni, raz po raz próbując spleść Wiatry i poczęstować zbirów magią, lecz nie mógł pochwalić się sukcesami. Zalaflax przy drugim podejściu nie miał więcej szczęścia od remańczyka, miał go o wiele mniej. Na jego oczach lewa dłoń, którą jeszcze przed chwilą kreślił znaki, zaczęła poruszać się sama z siebie. Długie palce zastygły pod niemożliwymi kątami, a elf - choćby nie wiadomo jak próbował - nie mógł nimi poruszyć. Renato natomiast nie miał problemów, które trapiły jego znajomych o tych samych talentach. Uchylając się przed kolejnymi ciosami, po raz kolejny przywołał energię i chwycił draba za twarz. Santori poczuł jak coś żelaznego zgrzyta mu o żebra, ale było już za późno i zbir wrzasnął, witając się z podłogą w spazmach.

Prowodyr bandy, po ubiciu Mario, obrał sobie za cel Gaetaniego. Przejechał ostrzem po lorenzowej ręce, ale szlachcica to nie zatrzymało. Uderzył szpadą od prawej, wyrywając kolejną strugę czerwieni, a Cesco dokończył dzieła, przejeżdżając mieczem po lędźwiach. Mężczyzna rąbnął o ziemię, sapiąc głośno i zaakceptował porażkę, tracąc przytomność. Ostatni ze zbirów zdołał jeszcze skrwawić bok Aniki, ale widząc los swych towarzyszy, upuścił żelazo i uniósł dłonie w uniwersalnym geście kapitulacji.


* * *


"Listek Figowy", Cittaladro

Monsignore był człowiekiem przedsiębiorczym i mógł śmiało powiedzieć, że dzielił tę cechę z większością swoich znajomych. Gianni Poletto, vel Imperia, z pewnością zaliczał się do tego grona i kapłan nie musiał długo czekać na owoce swej inwestycji. Po niecałych trzech godzinach miał stawić się na powrót w garderobie i tam właśnie przedstawiono mu jego nowych pracowników. Nie byli imponujący z wyglądu, ale przy jaskrawej i nieco groteskowej Imperii mało kto był.

- Żartujesz sobie? - Bonaventura był nieco sceptycznie nastawiony.

- Nie - fuknęła Imperia. - Trochę wiary, co? Wbije się ich w elegancką odzież, przypudruje i wypiękni, wyperfumi i będą jak ulał. O ile nie planujesz paradować z nimi po książęcym dworze.

Kapłan przekrzywił głowę, próbując podzielić ten optymizm. Lorenzo Falco widział już parę razy i musiał przyznać Imperii rację - wystarczyło nieco poprawek. Przedstawiony mu chłopaczek był nieco za niski, ale z rysów rzeczywiście przypominał szlachcica i ktoś słabo zaznajomiony z familią mógłby go wziąć za dziedzica. Do dziewczyny nie miał tyle pewności, bo i Rosalię widział jedynie przelotnie, ale jakby tak zapewnić dziewczęciu kąpiel, rozczesać kudły i umalować, to wyglądałaby reprezentatywnie. Jak na razie cieszyło go jedynie to, że duet nie wyglądał na myślicielską elitę, a Imperia zapewniła go, że w razie czego nikt za nimi nie zatęskni.


* * *


"Manzo i synowie", Nowe Miasto

Katerina nie miała skrupułów i była gotowa znokautować kobietę zaraz po tym, jak ta przekroczyła próg. Baba jednak, nawet skonfundowana i wkurzona, popisała się nie lada refleksem i znokautować się nie dało. Szczęśliwie jednak nie wyskoczyła z powrotem na ulicę, ratując się skokiem w bok i najemniczka, klnąc w myślach, zatrzasnęła za nią drzwi. Katerina wypaliła od razu z kuszy, ale kobiety nie zatrzymał nawet bełt i z zakręconym nożem w dłoni skoczyła w stronę blond panny.

Maestro również skoczył, węsząc okazję do odwrócenia sytuacji. Chwycił za nieco nieprzepisowy rzeźnicki tasak, zaciskając zęby gdy Marco szybkim sztychem skrwawił mu dłoń. Szpieg zaraz odwinął się cięciem, które wzbogaciło bok szlachcica o czerwoną szramę. Satin wyłonił się z zaplecza i zaraz ruszył w sukurs Marcowi, kąsając kolegę po fachu nożem. Della Rovere przejechał cinquedeą po maestrowej ręce, za co ten odwinął się pięknym za nadobne. Kolejny cios zjechał jednak po rapierze, ale Satin wzbogacił się o podbite oko. Blondyn zanurkował pod kolejnym uderzeniem, wpierw znacząc na czerwono biodro Maestra, a później wytrącając mu z paluchów tasak. Marco nie czekał na lepszą okazję i chwycił za siwiejące włosy, po czym przedstawił facjatę szpiega kontuarowi.

Panie, podczas starcia panów, trwały w impasie. Katerina zbijała kolejne uderzenia noża lub unikała ich oszczędnymi ruchami ciała, a babsztyl kicał sobie w najlepsze wokół niej. Dopiero gdy Satin przesadził susem kontuar i ruszył jej na pomoc, najemniczka przebiła się przez defensywę oponentki. Uderzyła ze skrętu bioder, rozkwaszając jej nos i posyłając do tyłu, w satinowe ramiona. Kobieta nie miała jednak dosyć i wywinęła się szpiegowi jak węgorz, szykując do kontrataku. Katerina na to właśnie czekała i błyskawicznie zarepetowała kuszę, nie ociągając się z pociągnięciem za spust. Bełt wwiercił się w nogę kobiety, posyłając ją na kolana i Satin, zapominając kompletnie o dobrych manierach, lewym sierpowym posłał ją na deski.

Maestro jęknął, dochodząc do siebie, a kobieta splunęła krwią.










_________________________________
Zalaflax - "Handfrozen: The bones and muscles of one of your hands are frozen into an unnatural position by Chaos energy. Though this is not painful, you cannot move your fingers from their bizarre arrangement for 1d10 (8) minutes."
 
Aro jest offline  
Stary 22-06-2014, 04:57   #85
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
CZĘŚĆ WSPÓLNA
albo
RZECZ O PRZESŁUCHANIACH




Zalaflax cały czas nie mógł ruszyć ręką, trzymał ją w dziwnym przykurczu. Nie przeszkadzało mu to jednak na tyle by nie podjąć kompletnie żadnych działań. Poprosił Lorenzo by związał więźnia który się poddał, odczekał aż to nastąpi. Po czym rzekł:
- Proponuje wziąść się za przesłuchania. Drogi Renato nie mogę nie zapytać, cóż to za czary chcesz odprawiać w ramach pozyskiwania informacji. Tylko konkretnie poproszę nie masz do czynienia z laikiem. Nie jestem też nadmiernie delikatny. - uśmiechnął się krzywo.
- Nic skomplikowanego - odrzekł żałobnie ubrany docctore - Zamierzam wyjąć jego serce i umieścić w bezpiecznym miejscu. Gdzie by się nie ukrył jego los zawsze będzie w moich rękach... a z pewnością chce żyć, prawda?
Bo będzie żył tylko dzięki echom magii, bijącym w jego piersi w takt uderzeń serca, które zabiorę. I w każdej chwili mogę przebić. Myślę że wówczas nie tylko będzie mówił, a wręcz nam pomoże! Ale to dopiero w laboratorium...
- Renato uśmiechał się od ucha do ucha, jakby szczęśliwy, że może przeprowadzić od dawna planowany eksperyment.
- Brzmi dość odważnie, to dość hmm ryzykowna i zaawansowana magia. Czy z powodzeniem rzucałeś już panie takie czary?
Pobłażliwy uśmiech ucznia reanimatora mający pokazać naiwność tego pytania był jednak kłamliwy jak przekupa w dzień targowy.

- Jeśli chcemy uzyskać pewne rezultaty proponowałbym na drugim jeńcu użyć bardziej sprawdzonych metod. - Bartolomeo wyciągnął małą próbówkę z przeźroczystą cieczą, która od jakiegoś czasu już leżala w sakwie. - Aqua verita, serum prawdy. Będzie to szybszę od pańskiego zabiegu signore Renato, a czas może nam się właśnie kończyć. - Bartolomeo wlał zawartość probówki do ryja pojmanego siepacza. - Pij, ścierwo. Będziesz łatwiejszy!


- Powiedział, zaciskając mu rękę na gardlę, gdy cała zawartość znalazła się w ustach zbira, alchemik przytknął mu drugą dłoń do ust i nosa trochę go przyduszając. Więzień nie miał innego wyboru jak połknąć magiczny płyn. No oczywiście mógł zawszę nie przełknąć specyfiku i raczej się nim udławić, ale zbir nie był na to dość sprytny.
Alchemik zwrocił się do towarzyszy. - No to teraz nalezy odczekać od pięciu do pietnastu minut aż zacznie działać. W tym czasie możemy eskortować ich do willi, ten na pewno nie będzie sprawiać problemów.
- Mamy rozwiązać problem, nie prowadzić do mocodawcy płotki. Przesłuchajmy ich na miejscu, zobaczymy co powiedzą. Szkoda tracić czas - Zalaflax miał odrębne zdanie.

- Chcecie zmienić moje mieszkanie w salę tortur? - Lorenzo nie wydawał się być zadowolony pomysłem. - Oszaleliście? Ja mam sąsiadów.
Jak na zawołanie ktoś rąbnął w drzwi.


- Panie Gaetani! - krzyknęła jakaś kobieta. Starowinka, wnosząc po głosie. - Co się tam u pana wyprawia? Jakieś krzyki, hałasy, harce. Wieczór jest, ludzie chcą świętego spokoju!
- Nic takiego, pani Lebo! - odkrzyknął Lorenzo. - Znajomi się nieco zapomnieli, proszę się nie przejmować.

Szlachcic spojrzał dobitnie na kompanów.
- Już dobrze, dobrze ciała uprzątniesz później w towarzystwie ludzi naszego mocodawcy. Teraz upchnijmy je tylko w miejscu gdzie mogą poczekać. Przydałby się kryty wóz od pana Falco. Wszystkich nim bezpiecznie przewieziemy. Ja i pani Anika pójdziemy po transport wy zabezpieczycie to miejsce do naszego powrotu?
- Messere Zalaflax, signora Visconti, trzymajcie gardę. W okolicy mogą czaić się ich kompani. - Bartolomeo powiedział do towarzyszy. Następnie alchemik podszedł do jeńca, któremu podał wcześniej serum i zapytał krótko. - Czy są w okolicy wasi ludzie? -
- Nie - odpowiedź nadeszła prędko. - Nie ma.

W tym czasie Renato prowizorycznie zszył "rany" trupów, by nie krwawiły na podłogę... i po drodze do powozu. Poza tym szkoda mu było marnować dobrą krew, którą spuści z nich spokojnie w laboratorium.

EKSPERYMENTÓW RENATO SANTORIEGO ŚMIAŁE PLANY

Na zewnątrz Casa di Gaetani, Podmurze


Piazza di Guardiano nie był specjalnie zapchany ludźmi, zapewne dlatego że guardia, której tak często brakowało w biedniejszych dzielnicach czy w miejscach gdzie możne familie robiły interesy właśnie tutaj prezentowałą całą swą użyteczność usuwając zbędny i śmierdzący plebs sprzed oczu mieszkańców lepszych dzielnic. Nie było zatem żebraków, kaznodziejów religii wszelakich i piewców jednej z wielu wersji końca świata, przekupek, druciarzy, oprychów i całej menażerii tak typowej dla typowego placu. W zamian kroczyły tu i ówdzie dostojne matrony w towarzystwie sług, biegali czeladnicy ze sprawunkami dla rzemieślniczych mistrzów którzy przy placu mieli swe sklepy i warsztaty, tu i ówdzie dostrzec można było doktora czy judycariusza. Czekający na zewnątrz Casa di Gaetani ludzie i nieludzie na usługach Falców nie rzucali się specjalnie w oczy, podobnie jak pospolity, kryty powóz, który przysłał padrone

Renato Santori, felczer, anatom, wypychacz zwierząt i reanimator na usługach rodziny Falco był spokojny - jak zwykle zresztą, gdy był w otoczeniu innych zaufanych Familii. Złowieszczy plan, chwilowo rozbity na luźne elementa niczym gioco di pazienza*, zaczynał kawałek po kawałku łączyć się w całość.

Zastanawiacie się zapewne, co powstało w głowie docctore z piekła rodem? Otóż uchylmy rąbka tajemnicy...

TAJEMNICZY PLAN RENATO, JEDYNIE NA OKO NA TRUDNY WYGLĄDAJĄCY
Niewielu uczonych zna prace Leonarda di Morta, pioniera w studiach nad ametystowym wiatrem. Jeszcze inni rzekli by, że znajomość jego prac to grzech herezji i nekromancji, gdyż Mort studiował i u arabskich czarodziejów, gdzie owe plugawe praktyki są niemal jawne. Dzieło jego życia, Ventus amethistus ut ad immortalitatem, spisane zostało u schyłku jego życia, w dalekiej barbarzyńskiej krainie zwanej Sylvanią, gdzie na usługach jednego z tamtejszych wielmożów prowadził badania nad życiem i śmiercią.


Nie wiadomo, gdzie jest oryginał, po śmierci Leonarda di Morta jego majątek spieniężono, zaś książkę zgodnie z pośmiertnym życzeniem autora - wydano drukiem. Nakład szybko trafił na inkwizycyjne stosy, jednak kilka egzemplarzy ocalało. O dziwo, badający sprawę czarodzieje i kapłani zauważyli post factem iż sztuka di Morta nie praktykuje mrocznej Dhar, jedynie używa czystego Ametystu, jednak w bardzo specyficzny sposób. Otóż jest to sztuka ożywiania martwych ciał, prawdziwego ożywiania. Kalekiego w porównaniu do mocy bogów i natury, ale wciąż ożywiania. Oraz manipulowania życiem w dziwaczny, często szalony sposób.

Na stronach owego tomu znajdzie się wiele zaklęć od których jeży się włos na głowie i których sam opis spowodował szał u imperialnej inkwizycji. Renato intersowało jedno.

Il Furto d'organi. Kradzież Trzewia. Zaklęcie odbierające żywotny organ właścicielowi i zastępujące go konstruktem z ametystowej magii, takim, który będzie istniał tak długo, jak żył będzie sztucznie napędzany organ prawdziwy. W ten sposób mag dostawał władzę nad życiem i śmiercią swojej ofiary.


Nie było to zaklęcie łatwe, zapewne miną lata zanim nauczy się je rzucać. Ale powodzenie tegoż czaru tak naprawdę nie zależało od udanego rzucenia, tylko od tego, czy ofiara w kradzież swego organu uwierzyła... a do tego wcale nie trzeba dużo mocy. Ot, uśpić ofiarę, w kontrolowany sposób złamać parę żeber, naciąć pierś i zszyć. A wybudzonemu delikwentowi pokazać słój z bijącym sercem, co było zaklęciem tak łatwym, że aż śmiech brał.


*układanka
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 22-06-2014 o 05:45.
TomaszJ jest offline  
Stary 23-06-2014, 21:59   #86
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Całkiem nieźle - powiedział Marco, po czym raz jeszcze walnął czołem Maestra o kontuar. Korzystając z oszołomienia domniemanego szpiega związał mu ręce pasem, zabranym owemu szpiegowi.
- Niedługo zabraknie nam pasków - skomentowała Katerina zajmując się babsztylem, którego również zakneblowała. Jeszcze tego brakowało, żeby im zaczął koncert na nowo. Potem wyrwała bełty i przewiązała rany sznurkiem, żeby im się delikwentka za szybko nie wykrwawiła. - Szukajcie tych dowodów, bo mi się cierpliwość kończy. - Przeładowała kuszę i skierowała ją w stronę więźniów.
Marco, biorąc przykład z Kateriny, również wepchnął jakąś szmatę do ust Maestra.
- Zanim zaczniemy rozmowy - powiedział - przyda nam się troszkę ciszy. No a teraz, gdy mamy spokój, proponowałbym sprawdzić piwniczkę. Coś tam jest. Lub ktoś.
- Dowody twojej niewinności Satinie? - sarkastycznie spytała Kat.
- Miejmy nadzieję - odparł blondyn.

Jak się okazało, w piwniczce nie było dowodów niewinności Satina. Były za to mięsa różnej maści, kości i inne, mało apetyczne resztki, które zostawały po rzeźniczych procedurach. Był też sporych rozmiarów składzik, pełen utensyliów - wiader, mioteł, et cetera. Były i zamknięte na cztery spusty drzwi. Satin, nie ociągając się, sprokurował zaraz wytrych i pogmerał chwilę w zamkach. Katerina została na górze, pilnować jeńców.

Najpierw uderzył w nich smród. Smród rozkładu i gnicia, szczyn i gówna - smród śmierci. Satin wydał z siebie odgłos sugerujący, że lada moment do bogatej mieszaniny dołączy zaraz kolejny mało przyjemny zapach, a i Marco poczuł idący ku górze obiad. Dwa stoły ciągnęły się wzdłuż ścian pomieszczenia, jeden z różnej maści ostrzami i przyrządami, drugi natomiast - zawalony moździerzami, alembikami, fiolkami i innym alchemicznym gównem. Nie to było najgorsze.

Naprzeciwko drzwi znajdowało się źródło odgłosów, które szlachcic słyszał wcześniej. No, źródła. W pierwszej chwili zupełnie obce, ale po dokładniejszej obserwacji znane. Dwójka mężczyzn wisiała na łańcuchach, muskając palcami stóp o podłogę. Jeden ciemno-, drugi srebrnowłosy. Obaj goli jak ich matka urodziła. Skrwawieni, z powyrywanymi paznokciami, zębami i kawałkami skóry. Ten po lewej, człowiek, z rozwaloną żuchwą. Rust DeGroat i Bryce.

- Na demony... - Marco przez moment doszedł do wniosku, że Maestro został zbyt delikatnie potraktowany. I, można by śmiało założyć, że znaleźli dowody winy. Oczywiste.
Przez moment wpatrywał się w wiszące ciała, po czym podszedł do Bryce’a, by go odczepić od łańcucha. Elf poleciał do przodu i byłby rąbnął o podłogę, gdyby Marco go nie przytrzymał. Jeszcze żył, podobnie jak Rust, ale nie było pewności czy długo pociągnie. Ciemne oczy, które napotkały spojrzenie szlachcica, ukazywały że ciało jeszcze żyło, ale dusza i umysł już dawno umarły. Nie było iskry, była tylko pustka.

- Skończ - słowo uleciało spomiędzy warg Bryce’a. Nie dokończył zdania, zanosząc się kaszlem, ale wzrok wbity w cinquedeę dobitnie sugerował, o co prosił elfi najemnik.
- Zdejmij go! - powiedział Marco, wskazując na Rusta, po czym sięgnął po broń.
Cinquedea to co prawda nie misericordia, ale i tę rolę mogła od biedy spełnić.
- Niech twój duch zazna spokoju - powiedział.
A potem wystarczył jeden cios, by wybawić Bryce’a od cierpień. Jeden cios wystarczył również Satinowi, by skrócić męki Rusta. Wyswobodziwszy go z łańcuchów, podtrzymał go jedną ręką, drugą wbijając sztylet między żebra, odnajdując serce. Adwokat spoczął obok elfa.
- Chodźmy na górę - zaproponował Marco. - Później zajmiemy się ciałami.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2014, 15:59   #87
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Przesłuchanie prowodyra szajki pióra TomaszaJ i MG w trzech Aktach


DE ADMISIONE
czyli
Przygotowanie Sceny


Santori swojego jeńca zabrał do pokoju przylegającego do większego pomieszczenia, w którym przesłuchania mieli prowadzić jego kompanioni. Założył fartuch, przygotował narzędzia i upewnił się, że drzwi są strategicznie uchylone, coby goście w falcowej rezydencji mogli podziwiać go przy pracy. Zapiął jeszcze pasy przy nadgarstkach, kostkach i w poprzek ciała prowodyra. Prowodyr rzecz jasna jak na razie się nie wyrywał, pozostając w stanie nieprzytomności dzięki renatowym specyfikom, ale miał być wkrótce wybudzony z tej śpiączki i kto wiedział, jak się zachowa.


Proces przeszedł pomyślnie, ale to było do przewidzenia. Renato pracował w końcu na pokaz i nie wykonywał skomplikowanych operacji wymagających lat praktyk. Ot, nacięcie na piersi, na tyle głębokie by wdawało się później we znaki, dwa złamane żebra, nieco udawanego gmerania i voila!, pozostało tylko zszyć ranę. No, i oczywiście postawić słój z ożywionym magią sercem (wydobytym ze schwytanego przez młodego Falco szpiega) na widoku.

Renatowy pacjent, po podaniu specyfiku na przebudzenie, doszedł do siebie w try miga i rozejrzał się nierozumiejącym jeszcze wzrokiem po pomieszczeniu.
Reanimator, gwiżdżąc krzątał się po pomieszczeniu, robiąc porządki i udając że nie widzi "pacjenta". Słój stał tak, by delikwent go widział, budząc niepokój... nie na co dzień widzi się bijące serce pływające w słoiku niczym marynowana papryka.



ATTO PRIMO
czyli
Wątpliwe wątpliwości


- Dzień dobry! - Renato powitał skrępowanego pacjenta. - Jak się czujemy? - zajrzał mu w oczy, postukał po kolanach. - Witamy w szeregach padrone Falco, młody człowieku. Jeżeli masz pytania, śmiało, chętnie odpowiem.

- Co? Że w czyich niby szeregach? - odezwał się skonfundowany jeniec, z trudem odrywając wzrok od słoju z sercem.

- Umiesz czytać, drogi rekrucie? - zapytał Renato, sięgając po swoją księgę. - Zresztą za długo by to trwało, wyjaśnię. Jeżeli spojrzysz w dół, zobaczysz cięcie na piersi. Wyjąłem Ci to serce, zastępując magiczną protezą. - Renato wybrał długi szpikulec z pomiędzy swoich narzędzi. - Mogę je przebić, a wówczas proteza przestanie działać, a bez serca umrzesz. Po prostu. Ale nie martw się, dopóki ono bije, będziesz zdrów jak ryba. Nawet mniej się będziesz męczył.

Opowiadając to, reanimator nie krył entuzjazmu dziecka, które dostało najwspanialszą zabawkę na świecie.


- Niemożliwe - jęknął jeniec, zezując lekko na szramę na piersi. - To jest niemożliwe, nie ma takiej magii. Blefujesz!
- Zabawne, to samo rzekłem mojemu staremu mistrzowi, świeć Pani nad jego duszą. Nie czujesz się aby pusty w środku? - Renato podsunął mu lustro, by spętany mógł dokładnie obejrzeć swoją klatkę piersiową - albo czy w piersi bije ci takim samym tempem jakie dyktuje twoje serce? - Tu reanimator popukał szpikulcem o słój i westchnął - Synu, ja wracam ludzi z krainy Morra, a co dopiero taki banał jak wyjęcie serca. Nie obrażaj mnie... bo się pogniewamy.



ATTO SECONDO
czyli
Zmieszaj Makabrę z Przyjaźnią a otrzymasz odpowiedź

Renato jak gdyby nigdy nic zaczął zwijać kram, czyszcząc narzędzia, układając je i tak dalej.
Słój z sercem postawił na blacie roboczym, nakleił karteczkę i wziął do ręki pióro.
- Jak się nazywasz? Pan Falco ma w gabinecie sporo takich pojemników, lubi - nazwijmy to - trzymać mniej pewnych ludzi w garści. Nie chcemy by przez przypadek dźgnął niewłaściwe serce. Pamiętam, kazał kiedyś zjeść komuś jego własne, ale drań sobie zasłużył, bo go wystawił. Ja tylko pilnowałem by był żywy do ostatniego kęsa. Jak on się nazywał... nie pamiętam. No, ale my to gadu gadu, a atrament schnie…


- Giulio - wybełkotał w końcu mężczyzna po długiej chwili wpatrywania się ze zgrozą w felczera. - Giulio da Ventimiglia.

- Giu-lio da Ven-ti-mig-la. Gotowe. - Renato zawinął słój w kawałek płótna. - Jakbyś nie zauważył, ma Pan wyjątkowe szczęscie Panie Ventimiglia. Signore Falco nie ściąga mnie dla byle wymoczków, którzy nic nie znaczą. Moja sztuka jest kosztowna, a w ciebie zainwestowano, co oznacza, że będziesz żył. Normalnie. Serce utkane z wiatrów magii jest równie dobre jak normalne. Wrócisz może do swoich normalnych zajęć, będziesz pił w karczmie... tyle że odpowiadać będziesz przed ludźmi padrone Falco. I tyle. Alternatywa jest mniej kusząca prawda?

Proszę wybaczyć, że nie poluzuję pęt, ma Pan w sobie dużo złości i agresji, a ja nie miałbym ochoty robić czegoś, co musiałbym potem zszyć.
A wracając do Pańskiej przydatności...
- Renato spojrzał na delikwenta, siadł przy pulpicie i wyciągnął kartę pergaminu. - Pokrótce, pański były mocodawca, pańska ranga, doświadczenie i specjalność. I krótki opis ostatniego zlecenia wraz z usprawiedliwieniem dlaczego było spartaczone. Pan Falco nie lubi spartaczonych zleceń dlatego postaramy się wyeliminować to u Pana…

Giulio wyglądał, jakby miał zaraz zripostować butną i mało kulturalną odpowiedzią, ale nie zrobił tego. Wpierw spojrzał na słój, później na Renato i z powrotem na słój. Westchnął ciężko.

- Maria Larosa - da Ventimiglia odpowiadał wedle kolejności. - Rangi nie mam, nie jestem wojskowym. Doświadczenie zdobyłem w ulicznych walkach i mordobiciach, piastuję zaszczytną funkcję “mięśnia”. Zlecenie zostało spartolone, bo nie spodziewaliśmy się nikogo oprócz szlachciury.

- Zapisane! Proszę zaczekać, przedstawię raport. Może to chwilę potrwać. Podać coś na sen, czy zaczeka Pan tak jak teraz? Acha, jak wie Pan coś jeszcze przydatnego warto mówić. Od tego mogą zależeć pańskie pobory. Na przykład... - Renato udał że się chwilę zastanawiał - gdzie jest siostra tego ehem.. szlachciury.

- Jaką mam pewność, że nie znajdę się na dnie Trevere, gdy już wam wszystko ładnie wyśpiewam? - Giulio odpowiedział pytaniem na pytanie.]

- Po tym, co w Pana zainwestowano? Proszę sobie darować. Signore Falco woli odwróconych agentów wroga od martwych agentów wroga. To jest bardziej... subtelne. A podwójni agenci żyją dalej, Panie Giulio. Gdybym chciał tylko informacji, odciąłbym panu głowę i ją ożywił, wycinając wcześniej części mózgu odpowiedzialne za mówienie kłamstw... ale nie będę pana zanudzał szczegółami mojego fachu. Ale w sumie dobrze że sobie rozmawiamy, płacą mi od godziny, nie od sztuki. Pańscy koledzy mają mniej szczęścia. Pan jest dla mnie Giuliem Ventimigla, a oni ... no cóż. Pierwszy nazywa się Obiekt #341, drugi zaś Obiekt #342. Opowiedzieć o moich planach względem nich? Zapewniam Pana, że to fascynujące. Zgłębianie tajemnicy życia to coś, co nie ma końca. To zdrowe, silne okazy. Jestem pewien że wytrzymają co najmniej trzy tygodnie.

- Nie trzeba - odparł Giulio, wyraźnie zieleńszy na twarzy. - Jeśli signor Falco nie ma nic przeciwko, wolałbym zawierać układy z jego Familią bezpośrednio z nim.

- I po to właśnie jest owy raport i słój. Jeżeli będzie z informacji zadowolony, przyjdzie nawet i osobiście. Jeżeli mniej, przyśle kogoś ze swoich ludzi, którzy Pana wprowadzą, dlatego tak nalegałem by jeszcze coś dodać do tego papiera. Mam w końcu Pańskie dobro na sercu.
- Nie mamy dziewczyny - da Ventimiglia oznajmił po chwili milczenia. - To był blef, Maria zwyczajnie zwinęła broszkę z jej mieszkania. Siostra pańskiego kompaniona jest bezpieczna. Dołożę więcej informacji po zawarciu układu z mości panem Falco. O Marii. I jej kontaktach.



ATTO TERZO
czyli
Układ korzystny dla stron obu - i Renato, i Falco.
Dla strony trzeciej niekoniecznie.


- W takim razie nie zwlekam i idę dostarczyć wieści i ... echem... zabezpieczenie. Proszę o nim nie myśleć, wiem co mówię. Na pewno nic na sen? Dobrze, przynajmniej Pana okryję, - rzekł Renato i przykrył delikwenta pledem. - Wrócę za jakiś czas założyć świeże opatrunki.

- Grazie - odparł jeniec i opuścił głowę na blat.

Santori, zadowolony z przebiegu przesłuchania wyszedł i przekazał wieści nadzorcy falcowych szpiegów, informując go że nowy podwójny agent jest gotów do urabiania. Oczywiście nikomu nie mówi, że to z sercem to blef.
Niedługo później Renato wrócił, by w towarzystwie dwóch "mięśni" falcowych uwolnić przesłuchiwanego, założyć mu opatrunki oraz przedstawić upoważnienie i umowę z falcową pieczęcią. Poszło nad wyraz zgrabnie.


- Powodzenia, Panie Ventimiglia! Proszę modlić się o moje zdrowie, bo jak nie daj bogi dachówka spadnie mi na łeb, wszystkie czary prysną. A szkoda by było z pustą piersią chodzić. Panowie zaprowadzą do miejsca, gdzie otrzyma pan szczegółowe instrukcje.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 27-06-2014 o 16:54.
TomaszJ jest offline  
Stary 27-06-2014, 17:09   #88
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Zalaflex najpierw wraz z Aniką udał się do posiadłości rodu Falco. Potem wrócił z Akolitką krytym wozem w towarzystwie uzbrojonej eskorty. Gwarantowało to przewiezienie więźniów do siedziby rodu bezpiecznie i szybko. Następnie udali się do wydzielonej części rezydencji. Chyba laboratorium Renato i przylegających do niego pomieszczeń. Zalaflex przywiązał więźnia do krzesła tak by ten mógł obserwować Renato w oddali. Który właśnie zaczynał grzebać w wnętrznościach jego kompana.

-Jak widzisz mój drogi może być bardzo nieprzyjemnie. Jeśli wyśpiewasz mi najwięcej i najważniejszych informacji obejdzie się bez bólu. Oczywiście, jeśli choć raz skłamiesz będziesz konał tygodniami w męczarniach. Do ciebie nic nie mamy jesteś najemnym zbirem, rozprawimy się z twoją panią. Potem sprawa twojej wolności będzie otwarta, oczywiście nie obejdzie się bez długu.

- Pierdol się - odparł butnie jeniec. - I tak nie ujdę z życiem, zajebiecie mnie jak tylko ze mną skończycie. Jak nie wy, to jebani Falcowie. Jak nie oni, to inni.

-Owszem ale najpierw zaznasz morza bólu bądź nie. Zaczynamy jestem pewien że zmienisz zdanie. Kłamstwo zapewni ci wiele dni agonii zadbam oto osobiście.- podkreślił dobitnie elf.

Więzień zmienił nieco podejście, kiedy elf wyrwał pierwszy paznokieć. Wrzask bólu odbił się od ścian, a w chwilę później kolejny, gdy drugi paznokieć opuścił swe miejsce. Zalaflax brał się za trzeci, ale nie musiał. Chwilowo.

- Maria - krzyknął przesłuchiwany, między okrzykami bólu - Maria nas wynajęła, ale nic nam nie mówiła. Mieliśmy przyprowadzić do niej szlachciurę, zapłaciła z góry. Jestem prostym najemnikiem, to ten tam - wskazał głową drzwi do “sali operacyjnej” - z nią pracuje. Ja nic nie wiem, przysięgam!

- Gdzie trzymacie szlachciankę, gdzie mogę znaleźć Marię? Powiedziała wam chyba gdzie macie przyprowadzić szlachcica prawda? Tak samo wiesz gdzie oddaliście siostrę Lorenzo. Nie musisz znać odpowiedzi na kluczowe czy wszystkie pytania. Wystarczą podstawy jako dowód dobrej woli i przydatności. -zaznaczył Zalaflex

- Na Plac Odkupienia - nadeszła odpowiedź. - O szlachciance nic nie wiem, jestem tylko wsparciem. Maria nie dzieliła się ze mną swoimi planami.

Elf wyrwał kolejny paznokieć. Torturowany wrzasnął po raz kolejny, przeciągle, przeklinając Zalaflaxowy ród pięć pokoleń wstecz.

-Czy ja cie mam ciągnąć za język?- pouczył jeńca na temat zasad przesłuchania -Gdzie na placu, kto miał go odebrać? Co wiesz jeszcze przydatnego. Pokaż swoją użyteczność a przeżyjesz.
- Chuj go wie! - wrzasnął mężczyzna. - Ktoś go miał odebrać, nie wiem kto, pod pomnikiem Myrmidii. Wiem, że Maria ma melinę na Podmurzu, tam się z nią widziałem! Kurwa, litości!
-Znasz lokalizację Meliny?
- Znam! Przecież mówiłem, że tam się z nią widziałem!
- Wciąż jej nie słyszę, warknął poirytowany Zalaflax, bawił się jednocześnie szczypcami na wysokości oczu ofiary.
- Niedaleko Placu Furii, na skrzyżowaniu Orliej i Sowiej! Za antykwariatem!
-Jeśli to prawda będziesz żył. Jeśli nie albo wpadniemy w pułapkę skonasz w kilkudniowych męczarniach.
- Zero pułapek - przesłuchiwany pokręcił głową tak, że cudem jedynie pozostała na swoim miejscu. - To jakaś rudera, niczego tam nie znajdziecie oprócz kurzu i szczurów.
- I Marii bądź informacji, lepiej by było dla ciebie.- powiedział Zalaflex wychodząc zostawiając związanego jeńca w towarzystwie Lorenzo.

Jakiś czas potem elf czekał na zakończenie prac Renato. Udało mu się w międzyczasie porozmawiać z ich pracodawcą i seniorem rodu. Sprawa dotyczyła jeńców. Zalaflex miał zamiar, dostać w swoje ręce tego którego przesłuchiwał. Do wyłącznej dyspozycji, miał zamiar darować mu życie zgodnie z obietnicą. Flameseeker starał się dotrzymywać słowa, nawet danego jeńcowi podczas tortur. Senior rodu dał mu do zrozumienia, że Signore Renato jest osobą z której też na owych jeńcach może zależeć. Materiał badawczy jest dla niego ważny i on w pierwszej kolejności musi otrzymać zadowalające go ilości. Podział Zalaflax miał sobie ustalić z nim. Gdy zatem Renato zakończył już operacje i raporty. Podszedł do kompana.

-Rozmawiałem z panem Falco, Signore Renato. Usłyszałem, że mam z panem ustalić podział jeńców. Ponoć pańskie eksperymenty, wymagają ich udziału. Popieram pęd do wiedzy, chciałbym jednak z tej trójki zabrać tego którego przesłuchiwałem. Po całej sprawie ma się rozumieć. Gdy już pani Maria wpadnie w nasze ręce. Panu i tak zostaną dwa egzemplarze, jeden to niewielka strata.
- Monsignore Zalaflax - odezwał się Renato, zdejmując swój fartuch - nie ma najmniejszego problemu. Myślę że zanim skończymy będziemy mieli sporo jeńców. Tylko mój będzie przydatny do czego innego. Przerobiłem go na naszego człowieka…
- Jeśli cię to pocieszy, mój jeniec jest cały i nie uszkodziłem go bardziej niż już był. - Bartolomeo powiedział z uśmiechem podchodząc do towarzyszy. - Powiedział mi też trochę ciekawych informacji i wygląda na to, że przyda nam się nasz nowy sojusznik. - Czarodziej podzielił się informacjami, które potwierdziły zeznania pozostałych więźniów. - Powinniśmy chyba dołączyć do panny Aniki. -
-Mam pewne sprawy więc jeńcy są mile widziani.- powiedział tajemniczo Zalaflex -Cóż pozostaje zadać pytanie co dalej. Drogi Renato przesłuchiwałeś najbardziej kompetentnego jeńca, co wiemy i co sugerujesz?
 
Icarius jest offline  
Stary 27-06-2014, 21:53   #89
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
W Zamkniętym Skrzydle Rezydencji Falców

Gdy elf i kapłanka wrócili z wozem Bartolomeo pomógł załadować jeńców, po przewiezieniu ich do rezydencji Falco, Renato wpuścił grupę przez zamknięte drzwi, którymi na co dzień wpuszczał swoich dostawców.
Messere Renato zabrał ze sobą lidera najemników i udał się z nim do większej sali, gdzie miał przeprowadzić operację, natomiast Zalaflex jak i Lorenzo zabrali drugiego do mniejszej sali, gdzie również mieli zamiar przeprowadzić swego rodzaju zabieg, tylko, że bez znieczulenia i z wyrywaniem paznokci w menu.
Bartolomeo został z trzecim jeńcem na, którym serum jeszcze działało ale wystarczyła silna wola w przesłuchiwanym by zwalczyć jego efekt.
Czarodziej ze złotego kolegium podszedł do jeńca, którego wcześniej siepacze Falco pomogli mu zabezpieczyć, jegomość siedział przywiązany do krzesła w niewielkim, słabo oświetlonym pokoiku. Pomieszczenie to musiało w czasach świetności tej części domu służyć jako garderoba, gdyż łączyło się zarówno z główną sypialnią, która teraz służyło Renato za salę operacyjną oraz z korytarzem. Takie ustawienie pomieszczeń było dość popularne w Tileańskich willach, gdyż umożliwiało służbie przynoszenie wypranych i wyprasowanych ubrań do garderoby bez konieczności wchodzenia do sypialni możnych.
- Wydaję mi się że źle zaczęliśmy naszą znajomość. - Czarodziej powiedział do jeńca. - Jak się zapewne domyślasz moi towarzyszę właśnie torturują lub tną na części twoich towarzyszy. Ty mój drogi masz szczęście bo trafiłeś w moje ręce. Serum, które ci podałem uniemożliwia ci kłamstwo więc nie muszę zniżac się do tak barbarzyńskich metod by wyciągnąć z ciebie informacje. Teraz powiesz mi dokładnie wszystko co chcę wiedzieć, a ja lubię wiedzieć wszystko. - Bartolomeo rozpoczął wypytywanie, jednocześnie robił cały czas staranne notatki by porównać je później z efektami przesłuchań prowadzonych przez Renato, Lorenzo i Zalaflex,
- Nic nie wi... - Słowa ugrzęzły w ustach przesłuchiwanego, który wydał z siebie odgłos zazwyczaj poprzedzający wymioty. Szczęśliwie nic z siebie nie wyrzucił. Jeszcze. - Do niczego się wam nie nadam, naprawdę nic nie wi... Kurwa mać! -
- Ciekawe. - Powiedział Bartolomeo. - Wygląda na to, że serum mogło mieć na tobie skutki uboczne. Najpierw zaczniesz rzygać krwią a potem zacznie ci ona wyciekać ze wszystkich otworów w ciele. Twoje organy wewnętrzne zaczną się gotować, a ty sam umrzesz bardzo nieprzyjemną i powolną śmiercią. - Bartolomeo wiedział, że nie jest to prawdą. Odruchy wymiotne były co prawda efektem mikstury, ale bardzo spodziewanym. Kłamstwo bowiem wydziela w mózgu pewne substancje, substancję tę można odizolować a następnie sporządzić na jej bazie serum prawdy czyli właśnie ów specyfik. Serum wprowadzone do ciała obiektu rozprzestrzenia się po organizmie i uniemożliwia kłamstwo. Ciężko podać dokładniejsze wytłumaczenie z dziedziny, gdzie kończy nauka i zaczyna magia. Kilka zaklęć, składników alchemicznych i oto mamy miksturę na nie kłamanie. Wracając jednak do przesłuchania.
- Twierdzisz, że nic nie wiesz więc ja nie mam powodów by podać ci odtrutkę, która może zatrzymać ten proces. - Bartolomeo zaczął powoli iść w stronę drzwi. - Oczywiście możesz zmienić zdanie. Masz jakąś godzinę dopóki nie zaczniesz krwawić z oczu i dupy. Przyjdę za jakieś półtora i sprawdzę czy jednak zmądrzałeś, w tym czasie może któryś z twoich towarzyszy okażę się bardziej skory do współpracy i nie będę cię wcale potrzebował. - Bartolomeo podszedł do uchylonych drzwi od sali gdzie Santori był właśnie w trakcie operacji i przez szparę, trochę dramatycznie, zapytał. - Doctore Renato, jak tam nasz pacjent? Potrzebujecie pomocy w zabiegu? Wygląda na to, że mogę sobię odpuścić przesłuchiwanie. Jest twardszy niż myśleliśmy. Woli umrzeć niż powiedzieć prawdę. -
- Bujać to my, nie nas - jeniec zaśmiał się ponuro na groźby Bartolomeo. - Ojciec nieboszczyk znał się na alchemii i wiem, że to twoje serum nie jest wcale groźne. Pierdol się. -
Bartolomeo wrócił do jeńca.
- Szkoda, że nie mogę ci pokazać co wyprawia nasz doktorek, inaczej być gadał, ale wygląda na to że mnie rozgryzłeś. Kłamałem i liczyłem, że ty nie skłamiesz. No trudno. - Bartolomeo westchnął i wyjął metalową kulkę z kieszeni. Alchemik chwycił palnik i malutki garnuszek stojące nieopodal w pracowni. Bartolomeo zaczął podgrzewać kulkę, która szybko zaczęła się topić.
- Mówisz więc, że twój padre był alchemikiem, a czy zdradził ci może co się dzieje z człowiekiem, któremu wstrzyknie się rozgrzaną rtęć, czy inny metal na ten przykład? -
Cavallomenti wziął sporych rozmiarów strzykawkę w rękę i nabrał już roztopionej rtęci do jej wnętrza. Pomarańczowa ciecz jeszcze bulgotała w strzykawce gdy Bartolomeo zbliżył ja do twarzy jeńca.
- Gadaj! - Wykrzyknął Czarodziej. - Albo zrobię się nieprzyjemny. -
- Dziewczyna jest bezpieczna! - Mężczyzna wydarł się na widok strzykawki. - Szlachcianka, siostra Gaetaniego, nie jest w niebezpieczeństwie. -
- Gdzie jest Maria?! - Alchemik zbliżył igłę do oka. - Ilu ma ludzi?! -
- Nie wiem! Ktoś miał odebrać szlachciurę na Placu Odkupienia, nie wiem ilu ma ludzi! -
- Kiedy?-
- Dzisiaj! Dzisiaj, teraz, zaraz! -
- Powiedz mi jeszcze coś ciekawego a może wyjdziesz z tego bez szwanku. - Alchemik cofnął rękę o kilka centymetrów.
- Ma jakiegoś wspólnika, równego jej zawodnika! Siwiejący jegomość, wołała go Maestro! -
- Imię! -
- Maestro! - Załkał jeniec. - Tak go nazywała, nie mówiła do niego po imieniu! Przysięgam. -
- Wierzę ci. - Bartolomeo poklepał jeńca po twarzy. - Nie wymyśliłbyś takiego kłamstwa srając ze strachu. - Bartolomeo odłożył strzykawkę i wyszedł z pokoju, a jeniec odetchnął z ulgą.
Czarodziej udał się do pomieszczenia gdzie swój zabieg przeprowadzał Renato. Przed drzwiami natchnął się na elfa i Renato dyskutujących sprawę jeńców.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 30-06-2014, 14:27   #90
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Tymczasem Katerina pilnowała więźniów. Niewdzięczne zadanie (choć, jak się potem okazało, wdzieczniejsze niż inne). Chwilę posłuchała czy nikt się nie dobija do drzwi. Sprawdziła jeszcze raz maestrowe więzy, po czym wyciągnęła mu knebel.
- Zasad chyba nie muszę wyjaśniać, co? Ja pytam - ty odpowiadasz. Ty krzyczysz - ja spuszczam bełt w twoje oko. Proste, prawda? Więc, póki nasi przyjaciele nie wrócą, może streścisz mi meandry swojej znajomości z Satinem?
- Nie jesteśmy znajomymi - odparł Maestro zza zaciśniętych zębów. - Robimy zwyczajnie w tym samym fachu, po przeciwnych stronach barykady.
- Po przeciwnych, powiadasz? - Katerinę zdumiała nieco prostolinijność szpiega… jeśli była szczera. - A twoja to która strona?
- Ta przeciwna satinowej - szpieg-rzeźnik nie wdawał się w szczegóły.
- Aha. - Nie żeby to specjalnie Katerinę interesowało; nie po to tu przyszli. Aczkolwiek uszczuplenie wrogów Falco o jednego dobrego szpiega z pewnością nie zaszkodziłoby ineresom Rodziny. Z drugiej strony lepszy znany wróg od nieznanego… Ot i dylemat. - A słyszałeś ostatnio coś ciekawego?
- Coś obiło mi się o uszy - Maestro wzruszył ramionami. - “Donucella”, zamieszki w Cittaladro, zamach na Michele Falco, upadek Miragliano. Ot, tematy dnia.
Nie zdążyli omówić więcej gdyż na schodach rozległy się kroki szlachcica.
- Nie uwierzysz - Marco, który właśnie wyszedł z piwnicy, podszedł do Kat - jaki nasz gospodarz jest miły dla swoich gości. Powiedziałbym... wprost piekielnie miły.
- Czyżby? - Katerina spojrzała na wiszące wokoło połcie mięsiwa. Nie żeby nie wierzyła w umiejętności rzeźnicze Maestro; zawsze jej się jednak wydawało, że szpieg robi raczej w białych rękawiczkach, a brudzenie rąk zostawia najemnikom. - Dobrze więc, że nie jesteśmy jego goścmi. Aczkolwiek ciekawa jestem, na co umówiła się ta pani - z nagłym zainteresowaniem spojrzała na rannego babsztyla. - A zawartość piwnicy ma dla nas jakieś znaczenie?
- Jeśli ci mówią coś imiona Bryce albo Rust to tak - odparł niezbyt wesołym tonem Marco. Łuczniczka tylko prychnęła.
- To wyjaśnia doinformowanie Maestra.
- Bez wątpienia użył mocnych i przekonujących argumentów podczas wydłubywania informacji z tamtych dwóch. - Marco skinął głową. - Mam nadzieję, że on będzie co najmniej tak samo rozmowny, zanim zostanie doprowadzony do podobnego stanu.
- Chcesz go wziąć do dottore?
- O właśnie - potwierdził Marco. - Dottore będzie zachwycony takim wspaniałym egzemplarzem. Niemal nienaruszonym.
- Niemal? - roześmiała się Katerina.
- No, niemal. Tylko troszkę się zdefektował - stwierdził Marco.
- A co z nią? - Satin wtrącił, wskazując babsztyla.
- Po co tu przylazła? - spytała Kat starszego szpiega.
- Współpracujemy - odparł Maestro krótko i na temat.
- Obchodzi nas to? - Kat spojrzała na Marco. - Ubijamy?
Kobieta słysząc katerinowe pytanie zdecydowanie ożyła. Przestała wbijać jadowite spojrzenie w tercet, a zaczęła wierzgać jak wyrzucony na ląd pstrąg i wyrzuciła z siebie “mhmhmhm”. To, co i czy w ogóle coś “mhmhmhm” znaczyło pozostawało na razie w sferze domysłów.
- Albo szpieg - to warto zostawić, albo oprawca - to dla nas zbędne obciążenie, bo i tak nic nie wie - raźno kontynuował Marco. - Raczej to drugie, czyli nic nie warta, bo dottore dosyć ma wiedzy na temat wyciągania zeznań.
- To zamknij wszystkich w piwnicy i przyprowadzimy szanownego łapiducha tutaj; sam oceni co z kogo i jakimi metodami. Z tego co mówisz, to Santori będzie miał tutaj idealne warunki pracy. Przeszukajcie jeszcze górę i znikajmy zanim pojawią się kolejni nieproszeni goście.
Marco skinął głową.
- Panie Satin, pomożesz mi? - spytał.
- Z przyjemnością - blondyn skinął głową.

Gdy meżczyźni zaczęli ciągnąć najpierw rzeźnika, a potem jego pomocnika w stronę loszku Katerina uklękła przy kobiecie. Wymownie spojrzała na grot bełtu i wyciągnęła knebel. Jeniec płci żeńskiej splunął na podłogę i westchnął z ulgą.
- Chyba domyślasz się co teraz powiem? - w jej głosie nie było ani krzty wesołości, jedynie śladowe ilości cynizmu i akceptacji ponurego losu. - Teraz zaproponuję tobie i twoim przydupasom ofertę. Wy puszczacie mnie wolno, a ja wam się jakoś za ten dobry uczynek odwdzięczam. Przejdźmy więc do konkretów. Ustal cenę mojej wolności.
- Familia Falco dobrze nam płaci - w taki czy inny sposób. Póki co interesuje mnie bardziej czym ty byś nam mogła zaszkodzić - odparła łuczniczka.
- W tym stanie niczym - kobieta spojrzała w dół, na więzy. - Zaszkodzić wam nie mogę, nie mam bladego pojęcia coście za jedni.
- Powiedz coś za jedna i po co tu przyszłać, a potem się zastanowimy - Kat nie miała zamiaru decydować sama, zwłaszcza po tym co Marco znalazł w piwnicy. Po uzyskaniu odpowiedzi planowała obszukać kobietę i skonsultować się z Marco i Satinem. Ona orientowała się co najwyżej w dworskich intrygach; nie dla niej były szpiegowskie zagadki. A zważywszy na ostatni zamach (i łzy przyjaciółki, których nie miała możliwości obetrzeć) nie miała zamiaru puszczać wolno nikogo, kto mógłby zagrozić dobrostanowi Familii.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172