|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-10-2014, 21:05 | #241 |
Reputacja: 1 | -Moglibyśmy skłonić ich do pościgu za nami, a samemu rozstawić wnyki, potykacz z liny, ba ciapnąc po godności w ich śpiących flaszką czy dwoma nafty podpalonej pokiwał głową krasnolud. |
28-10-2014, 21:37 | #242 |
Reputacja: 1 | - Wedle tego co godocie Guntherze to mało je szansa, że chaośniki mają więźniów. Coś mi się zda, że Ci "ludzie" tyż bydą przeciwko nom... Ale je cimno noc i tak naprowda mogliście jakiego powrozu na ich rękach nie zauważyć... W tym stanie wiela we otwartej bitce wom niy pomoga. Ale jeśli bydzie tako konieczność to stana przeciw wrogowi nawet jeśli miołaby to być ostatnio rzecz jako we swoim życiu zrobia. Balinowi aż ciarki przeszły po plecach kiedy uświadomił sobie jak brzemienne w skutkach mogą być jego słowa. Podejmując się tej wyprawy nie przypuszczał, że los będzie tak okrutny... Marzył o odkryciu wielkiej tajemnicy swoich przodków i rzeczach podniosłych. Niestety prawda była taka, że mógł on już nie dożyć do świtu. Był ciężko ranny. Wrogowie mieli przewagę siły, liczebności i szybkości. Ewentualna otwarta walka musiała się dla spowolnionego pękniętymi żebrami khazada zakończyć samotną rozpaczliwą obroną pod naporem wrogich razów. Akolita sposępniał. Ścisnął ręce na swoim toporze i począł szybko szeptać słowa modlitw do Vallayi. |
28-10-2014, 22:08 | #243 |
Reputacja: 1 | - Ano, Balinie. wiem co to ja zapomniał. Tu masz se płyn co sie kojący zwie, a i mam ja flaszke leczniczą. Oba może ci zdrowie podratuja, łyknij se Stary krasnolud walnął sie otwartą dłonia w głowę. Zapomniał o tym zupełnie. |
31-10-2014, 20:21 | #244 |
Reputacja: 1 | - Czarownik, który przyjechał do kopalni i którego wierzchowce znaleźlim w pobliżu wejścia z pewnością miał jakiegoś sługę do noszenia wody, szykowania jadła i podcierania tyłka. Tamci dwaj nie wyglądają, jakby byli więźniami - nie dało się dostrzec więzów ani jakichkolwiek obrażeń, a wątpię, żeby odmieńcy łagodnie obchodzili się ze swoimi więźniami a nawet, że jakichkolwiek więźniów kiedykolwiek przetrzymywali. To potwory, nie ludzie i pozbawiliby ich życia od razu. Nikt ich też specjalnie nie pilnuje, a jeden wartownik pochwyciłby tylko jednego z nich, gdyby usiłowali zbiec. Nie, to nie więźniowie i musimy się ich obawiać bardziej, niż odmieńców. Jeśli jeden rzeczywiście jest magistrem Kolegium, to trzeba go ubić jak tylko się poruszy. - Mortensen wtrącił swoją opinię. - Sądzę też, że nie ma co czekać na inną okazję, bo ta może się nie powtórzyć. Teraz możemy podejść ich blisko, co za dnia będzie niemożliwe. Podobnie będzie, jeśli zauważą, że za nimi podążamy. A może się zdarzyć również, że to oni urządzą zasadzkę i podejdą nas. - Przerwał, by nabrać oddechu i kontynuował. - Trzeba na nich uderzyć teraz, nim odkryją naszą obecność. Możemy przygotować nieopodal jakieś miejsce, do którego wycofamy się, jeśli atak z zaskoczenia się nie powiedzie - możemy przygotować linę z węzłami dla oparcia stóp, zawiesić gdzieś w koronie drzewa i którą można szybko wciągnąć na górę, żeby tamci nie zdołali wejść. Z góry możemy prowadzić ostrzał i ubić wielu z nich, nim zdołają wspiąć się wyżej. - Możemy też zrobić nieco inaczej. - Dodał po namyśle. - Wraz z Guntherem wejdziemy na drzewa, z których będziemy mieli dobry widok na obozowisko. Ostrzelamy wartownika, czarownika i innych, nim się obudzą i zorientują co się dzieje. Nawet wtedy będziemy poza ich zasięgiem i będziemy mogli ubić kolejnych, a jeśli zajmiemy pozycje po dwóch różnych stronach, to próbując wspiąć się na jedno drzewo będą wystawieni na ostrzał z drugiego. W mroku łatwo nas nie znajdą - to da nam dodatkowy czas na wypuszczenie kolejnych strzał. Gdy tylko ich liczba zmaleje, to reszta czekająca kawałek dalej może zaatakować ich, gdy będą gapić się w korony drzew. My pomożemy z góry i... to może się udać. - Zakończył i czekał na opinie pozostałych.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
01-11-2014, 08:02 | #245 |
Reputacja: 1 | Nie minęła nawet dłuższa chwila kiedy wszystkie żarliwe modlitwy Balina przyniosły natychmiastowy efekt - stary Druga odnalazł w swoich klamotach bardzo cenne specyfiki pomagające przy wszelkim rodzaju ran i dolegliwości. Akolita podziękował mu setnie i uścisnął go tak mocno jak pozwalało mu na to obolałe ciało. Teraz poczuł, że znów coś może zależeć tylko od niego i nie jest malutkim pyłkiem rzucanym po świecie przez wiatry losu. Niezwłocznie przysiadł i zaczął opatrywać rany. W czasie aplikowania sobie naparu do głosu doszedł Soren. Choć khazad był strasznie przejęty swoim stanem zdrowia i słuchał go tylko jednym uchem to musiał stwierdzić, że mężczyzna gada z wielkim sensem. Lepszej okazji naprawdę mogli już nie mieć... - Dobrze godocie panie Mortensen. Niy ma se co na darmo języka strzępić więc powiem yno tela - jo się się pod tym planem podpisuja ręcami i nogami. |
03-11-2014, 09:23 | #246 |
Reputacja: 1 | Gunther zdawał się nie do końca przekonany co do proponowanego planu. Z jednego powodu, który szybko wyłuszczył. - Musimy wraz z wartownikiem pozbyć się ludzi. To mogą być magowie, nie wiemy jak silną magią władają. Drzewa to bardzo ryzykowny plan z kimś takim mogącym działać. Proponuję zrobić jak powiedziałeś, ostrzelamy ich. Ale pozostali, oprócz rannych, muszą uderzyć jednocześnie. Przy odrobinie szczęścia zabijemy wartownika i obezwładnimy tych dwóch. Nie możemy liczyć tylko na to, że trafimy ich ze swoich pozycji. Mutanci po wyeliminowaniu przywódców powinni być jak pozbawieni głowy. Ostatnio edytowane przez Sekal : 03-11-2014 o 10:06. |
03-11-2014, 10:02 | #247 |
Administrator Reputacja: 1 | Oswaldowi cały plan niezbyt się podobał. Atakowanie przeważającej liczby wrogów, nawet zaskoczonych i w środku nocy, było (delikatnie mówiąc) nierozsądne. No ale skoro nie było innego wyjścia, to nie zamierzał ich zostawiać samych. Co nie znaczyło, że nie miał zamiaru powiedzieć, co o tym myśli. - Mało rozsądne - stwierdził - ale nie widzę innego sposobu. No chyba żebyśmy zostawili tę sprawę, odwrócili się na pięcie i pooooszli. - Jakiś sygnał do ataku? - spytał. |
05-11-2014, 22:54 | #248 |
Reputacja: 1 | Balin siedział oparty o pień i wpatrywał się w buteleczki, które ofiarował mu Druga. Tak bardzo chciał, żeby specyfiki zadziałały. Wtedy przydałby się na coś, a nie jęczał i syczał przy każdym głębszym oddechu. Najpierw odkorkował fiolkę z żółtawo-zielonym płynem. Wkoło rozszedł się nieprzyjemny zapach, który zazwyczaj można było poczuć w miejscach, gdzie bydło załatwiało swoje potrzeby fizjologiczne. Balina aż zemdliło, ale zmusił się do otwarcia ust i przełknięcia płynu. Smakował równie ohydnie jak pachniał. Krasnolud opanował mdłości i po chwili znów opatrywał swoje rany, w czym pomagała mu dziewczyna. Czuł dziwne, przyjemne mrowienie w zranionych miejscach, znak że płyn działał. Przyszła kolej na drugą fiolkę, tym razem wypełnioną czerwonawą, pełną bąbelków cieczą. Ta nie miała zapachu, a w smaku była słodkawa. Ten jeden łyk wystarczył, żeby Balin poczuł się jak nowonarodzony. Żebra w błyskawicznym tempie zrosły się i ucisk na płuca znikł. Mógł swobodnie się poruszać i oddychać. Gunther i Søren po ustaleniu sygnału do ataku zajęli stanowiska po obu stronach obozowiska i naszykowali strzały. Za pierwszy cel wzięli sobie stróżującego zwierzoczłeka, który siedział przy ognisku i wpatrywał się w płomienie. Obaj, niemal równocześnie napięli łuki i wypuścili strzały. Oba pociski znalazły drogę do celu i ugrzęzły w nogach stwora. Nim ten zerwał się z ziemi, kolejne dwie strzały trafiły w leżących, niczego nie świadomych ludzi. Pozostali czekali w ukryciu na sygnał do ataku. W końcu go usłyszeli. Teraz mogli wprowadzić swoje plany w życie... |
06-11-2014, 23:07 | #249 |
Reputacja: 1 | Stary krasnolud ważył chwilę w dłoni trzymaną butelkę nafty, oczekując na efekt strzału kompanów. Jakiś początek to był, a on miał zamiar namieszać nieprzyjaciołom jeszcze bardziej, stąd dwie buteleczki nafty z wetkniętymi w szklane paszcze kawałkami szmat. Wyciągnął z wolna zapałkę i zasłoniwszy błysk ognia sobą samym zapalił pierwszy ze swych pocisków, a następnie cisnął nic w nieprzyjaciela. Ha, wiedział że na coś zdadzą mu się te dwie wygrane w kości zapałki, po prostu wiedział. Oby bogowie sprzyjali. [rzut, O5, ew na przecięciu z P6 jak się da, PS w razie potrzeby] |
08-11-2014, 10:27 | #250 |
Reputacja: 1 | Stało się to, czego obawiał się Gunther. Strzały trafiły, ale wielki głupi zwierzoludź nie poczuł tego odpowiednio mocno. Oberwał w nogi co utrudni mu bieganie, ale to za mało. Oberwali też ludzie, w ciemności ciężko stwierdzić było jak mocno. - Sigmarze, obiecuję, że jak wyjdę z tego żywy, to będę trenował strzelanie. Mrucząc słowa naprędce wymyślanej modlitwy, chwycił za kolejną strzałę, wypuszczając ją w zwierzoczłeka, tym razem mając nadzieję na trafienie w głowę. Nie wierzył już w pełne zaskoczenie śpiących. W sumie od początku nie wierzył. Po wypuszczeniu tego pocisku skupił się więc na ludziach, wypatrując szczególnie zachowań podejrzanych. Z potężną magią nawet z przewagą zaskoczenia mogli sobie zupełnie nie poradzić. |