Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2016, 17:19   #291
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf wysłuchał relacji kryjąc niepokój. Powiódł spojrzeniem po pozostałych drużynnikach - Sir Gottfried, Karl i Youviel.
- Przyjdzie nam jednak odwiedzić pałac sułtana nieco wcześniej niż myślałem. Trzeba powiadomić Gomeza i Elenę - orzekł po chwili, a ton jego głosu zdradzał niezadowolenie i skierował uwagę na oprawcę. - Karl, czego się wywiedziałeś od jeńca?

- Jawohl, Herr Wolf. - odpowiedział ze spokojem Karl - Zszedł wcześniej niż bym chciał, ale udało mi się go złamać. Jednak… - zamilkł na chwilę - ...zabójcy planowali zaatakować Pałac, najprawdopodobniej samego księcia.

- To mogło by tłumaczyć, czemu Wezyr tak wyszarżował - elfka wypowiedziała na głos myśl, jaka i musiała nasunąć się reszcie.
-[i] Nie wydaje mi się, abyśmy zdążyli dotrzeć tam na czas. Jeśli ruszymy teraz, jest szansa, że przyjdziemy na pozamiatane [i] - stwierdziła jeszcze trzeźwo.

- Jeśli dobrze pamiętam, Elena i Gomez mieli dziś odwiedzić księcia - mruknął chrypliwie Wolf przypominając sobie ustalenia poprzedniego wieczora. - Jeśli zdążyli przed atakiem, zapewne również tam są. Sir Gottfriedzie - zwrócił się do rycerza. - Rozmawiałeś z mistrzem Wernerem? Powiedział coś więcej?
Wolf jeszcze zwlekał z ruszeniem do pałacu sułtana. Z jednej strony w razie niebezpieczeństwa wolał scalić drużynę. Z drugiej jednak strony pałac wezyra również mógł zostać zaatakowany.

Sir Wolfgang mówił do pustego powietrza. Gdy tylko Gottfried dowiedział się że coś się dzieje w pałacu sułtana, tam gdzie poszła Elena, ruszył biegiem w tamtym kierunku, nie bacząc na roztrącanych w pospiechu ludzi.

Dowódca zaklnął głośno gdy rycerz wystrzelił w stronę pałacu niczym z procy. Patrzył za oddalającym się towarzyszem z zaciętym wyrazem twarzy. Nie spodobało mu się zachowanie Gottfrieda, co można było łatwo wyczytać z mimiki. Nie domyślał się, że to obawa o Elenę kierowała czynami rycerza.
- Chodźcie… - mruknął. - Mam nadzieję że masz przy sobie narzędzia. - pytanie było skierowane do Karla. - Kto wie… może ponownie trafi się okazja, aby ich użyć. O ile te zrodzone z magii istoty zostawiły jakiegoś napastnika przy życiu... - dodał mając w pamięci grozę jaką emanował dżinn, którego spotkali w lochach.

- Dobry oprawca to nawet z tępego noża i gówna zrobi narzędzie tortur. - odpowiedział z zadowolonym, podłym uśmiechem Karl. Był gotowy do drogi. Dla niego nie było tajemnicą, jakie to powody i zmartwienia kierowały krokami rycerza Morra. Kiedy okręt szedł na dno, ta dwójka była dość wokalna w swych wyznaniach, a woda niesie daleko…

Wolf w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Drużyna ruszyła w kierunku pałacu sułtana - w ślad za Gottfriedem. Dowódca wiedział że czas nie jest ich największym sojusznikiem i może mogliby go wykorzystać lepiej. Jednak był świadom, że pałac władcy może kryć odpowiedzi na niektóre pytania.
 
Jaracz jest offline  
Stary 03-02-2016, 18:01   #292
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Galvin & Manfred

Gdy Manfred w pośpiechu ruszył za wezyrem przeczuwał, że stało się coś złego a cokolwiek tak wzburzyło araba, będzie w jakiś sposób połączone ze sprawami drużyny. Pesymistyczne przeczucie nie opuściło go nawet, gdy ujrzał środek transportu, jakim to przyjdzie im podróżować. Latający dywan! Kolejne magiczne cudeńko, i jak podejrzewał dzieło czarowników tego kraju, jakie przyszło mu zobaczyć. Od razu nasunęło mu się pytanie, dlaczego zaklęto w taki sposób kawałek ozdobnej tkaniny a nie coś bardziej odpowiedniego? Chociażby karetę, rydwan czy chociażby łódkę. Nie był to jednak czasu by poruszyć ten temat a i słowa krasnoluda “co kraj to obyczaj” wydawały się na tą chwilę wystarczającym wytłumaczeniem.
-Nie śmiałbym pani- odpowiedział na mruknięcie Adary obojętnym tonem. Spojrzał na nią i zlustrował jej sylwetkę, ale jego wzrok nie zatrzymywał się wdziękach niewiasty a jedynie na ciekawszych elementach jej wyposażania, które to porównywał do magicznych przedmiotów noszonych przez jej ojca.
Podróż na latającym dywanie. Ba! Ogólnie taka forma poruszania się była dla Manfreda czymś nowym i niezwykłym. Nawet w panującym pośpiechu widoki i emocje, jakich doświadczył, były wspaniałe i był pewien, że na długo pozostaną w jego pamięci. Pozazdrościł konfratrom z kolegium niebios, gdyż to właśnie oni opanowali w swych arkanach sztukę latania i tego typu przyjemność dla utalentowanych astromantów była pewnie czymś normalnym.
Krasnolud dla odmiany choć twarz miał kamienną, to dłonie zaciśnięte mocno na krawędziach dywanu mówiły same za siebie. Czuł się bardzo niepewnie lecąc na kawałku grubej tkaniny. Pierwszy raz doświadczał czegoś takiego i uczucie pędu, unoszenia się w powietrzu.. to było dla niego za wiele. Srebrzysta broda furkotała na wietrze niczym peleryna, a kiedy w końcu podróż dobiegła końca, Galvin zszedł z dywanu bardzo ostrożnie, ciesząc się z twardego gruntu pod nogami.
Gdy Manfred znalazł się już na miejscu ogarnęła go trwoga. Widział otępiałe dżinny, a dzięki wielkiemu wysiłkowi woli domyślał się powodu ich bierności. Były tu ślady dhar, plugawej i zakazanej sztuki. Manfred próbował podążyć tropem czarnej magii, który powinien zaprowadzić go do źródła tego bluźnierstwa, jak podejrzewał czarnoksiężnika, ale nie udało mu się. Tak dokładna obserwacja była jeszcze zbyt trudna dla niego. Zrozumiał to w momencie, w którym zakręciło mu się w głowie a z jego nosa pociekła jucha. Szczęście utrzymał równowagę, a krwią zbrukał jedynie swoją rękawicę. Szybko spojrzał na Azzama i Adare, ciekaw czy i oni dostrzegli anomalię.
-Do samego końca byłeś odważny Gomezie synu Azama. Wielka to strata…- skomentował widok martwego ciała towarzysza.
Jego brodaty towarzysz uklęknął przy trupie cyrkowca. Obejrzał rany, jakie mu zadano i pokręcił głową. Zabójcza precyzja. Jeżeli morderca był w stanie zakraść się na teren pałacu władcy tej krainy i zbiec to był bardzo zły znak, pomyślał krasnolud. Ostatnio Gomezowi się powodziło - Laura poszła sobie w cholerę, był podrywany przez przepiękne dziewczęta… a teraz leżał ubity, bez życia… bez przyszłości.
Manfred podejrzewał, że cyrkowiec był świadom, że przeciwnik, z jakim się mierzy, przewyższa go umiejętnościami, ale jednak stanął do walki, by ratować innych. Wielu powiedziało by, że to była dobra śmierć. Zabójcy Gomeza jednak nie odnaleźli.
- Trzeba koniecznie dowiedzieć się, jak zabójca zdołał wedrzeć się na teren pałacu. - stwierdził głośno Galvin - Im szybciej to zrozumiemy, tym… tym lepiej dla wszystkich. - przełknął ślinę.
Jak tylko czarodziej znalazł się w pałacu sułtana (którego piękno gdyby nie okoliczności onieśmielało) za priorytetowe uznał dowiedzieć się, co z Eleną i jaki jej stan. Nie liczył na widzenie, ale prosił chociaż o informację, co z kompanką.
-Ja wiem - rzekł ponuro Wezyr -Karin, to w starym narzeczu, znaczy dżinn. Ten czar, zapewne jest starszy od naszego krasnoluda, bowiem pochodzi on z Nehekhary. Pozwala on stać się na jakiś czas być poza zasięgiem dżinów. Rasool to nie wysłannik w tym przypadku, a ten kto wędruję od do. Sama struktura czaru jest dla mnie nie zrozumiała, ale wiem że zabójca mógł tu się dostać niezauważony i przez jakiś czas być nie dostrzegalny dla magicznych strażników - wyjaśnił pokrótce spoglądając na dwójkę swoich nowych towarzyszy
“Więc te wasze dżinny można powstrzymać”- pomyślał Manfred i ucieszył się w duchu. Tak jak WIelki Teogonista Kurt III w 2132 używając inkantacji Wielkiego Zaklęcia Uwolnienia zniszczył armię nieumarłych tak i potężne arabskie duchy można było zatrzymać odpowiednim czarem. Co prawda dla drużyny była ta zła wiadomość bo dowodziła że przeciwnik z jakim się mierzą dysponuje potężnymi środkami ale patrząc na to z perspektywy Imperium odkryli jakąś słabość Arabii. A kto wie, może cała ta sytuacja miała miejsce bo ten odległy kraj pokłada zbyt duże zaufanie w przyzwane stworzenia? I czemu celem zabójcy był książę? Wychodziło na to że Intryga czarnoksiężnika i gildii asasynów była tak rozległa że sięgała aż dworu sułtana. Może jednak z tego nieszczęścia wyniknie coś dobrego, może kompania Wolfa otrzyma jeszcze większe wsparcie niż dotychczas.
-To by znaczyło że sam zabójca bym magiem? Czy też że miał wsparcie takiegoż?- skierował pytanie do wezyra.
-I czy z naszą towarzyszką wszystko w porządku? Rana nie jest groźna? Bądź co gorsza zatruta? Trucizna przynajmniej w Imperium należy do ulubionych narzędzi w arsenale zabójców. Gdyby istniała taka możliwość, dobrze było by powiadomić resztę naszych towarzyszy w szczególności Wolfa, by i oni jak najszybciej tu przybyli.
-Niekoniecznie. Mógł mieć pomoc maga, który rzucił na niego to zaklęcie. Nie da się tego określić od tak - odparł z powagą -Wasza przyjaciółka została zabrana do medyka Sułtana. Jest w dobrych rękach. Jeśli chcecie możemy pójść ją odwiedzić - odparł
-Chcę ją odwiedzić w takim razie- powiedział bez wahania Manfred. Do ogrodów Morra odeszli już Hans, Wolfgrimm, Lotar i nawet Gomez. Czy były to osoby mu bliskie czy po prostu użyteczne podczas misji nie miało znaczenia. Nie chciał tracić więcej towarzyszy.
-Można chociaż przypuszczać ile takie zaklęcie trwa? Zabójca najpewniej był wyszkolony w sztuce znikania, ale teoretycznie towarzyszący mu czarnoksiężnik już niekoniecznie. Jeśli czar trwał krótką chwilę, możliwe że ten co go rzucił znajduję się niedaleko. Może któryś strażnik dostrzegł jakąś podejrzaną personę przed pałacem?- czarodziej wysunął przypuszczenie opierając się na fakcie że większość zaklęć trwa przeważnie nie dłużej niż kilka pełnych modlitw do Sigmara. Ale prawidło to dotyczyło imperialnej magii kolorów, nie sposób było mu zgadywać jak wygląda sprawa z arkanami tradycji piasku czy czarnoksięstwa. Lecz może ten plugawy ślad Dhar, który wyczuł, a potem zgubił w ogrodzie, mógł się jeszcze pojawić w okolicy.
-Przynajmniej mamy powód sądzić, że Amir przebywa w mieście. Tak jak się obawiałeś wezyrze, Amir nie zrobił wszystkiego co planował.- dodał czarodziej. Jeśli nawet teraz nikogo nie złapią, mieli jeszcze dwa dni, by podążyć tropem wynikłym z listów Adnana i odnaleźć statek z czarnym dziobem.
-Może być i tak, ale równie dobrze czarnoksieżnik mógł rzucić czar wcześniej. Nie wiadomo ile trwa samo zaklęcie. To tylko przypuszczenia. Bez pełnej wiedzy o tym zaklęciu nie mamy co zgadywać młody uczniu - odparł ciut ostrzej mag, jakby lekko zirytowany, że uczeń próbuje uczyć mistrza -Oczywiście jeśli chcecie zajść do swojej przyjaciółki zaraz was zabiorę. - odparł, jakby wyczekiwał, czy jeszcze jakieś pytania się pojawią.
Manfred spuścił wzrok, rozumiejąc uwagę, ale nie spodobał mu się protekcjonalny ton czarownika. Nauczony jednak skrywania swych uraz, nie okazał po sobie negatywnej emocji.
-Domyślasz się wezyrze powodu, dla którego zaatakowano dziedzica a nie władcę tronu?- zapytał Manfred zastanawiając się, czy zabójcy chcieli się pozbyć niewygodnego świadka, a może chcieli namieszać w linii dziedziczenia. Było to ostatnie pytanie, jakie czarodziej chciał zadać nim upewni się że z kompanką wszystko w porządku.
- Możliwe, że to po prostu… kwestia pokazania Sułtanowi jak daleko sięga ich skrytobójcze ramię. Że jest wobec nich... bezsilny. Że będą niszczyć wszystko i zmuszą go do patrzenia na to. To okrutni ludzie wyznający zło… ich… dzieło musi być czymś więcej niż “wykonaniem zadania”. Muszą rozsiać przy tym zamęt, rozpacz... - piwowar starał się przeanalizować sytuację - .. muszą zasiać… chaos. - zakończył wywód.
-Zło czynione tylko po to by pokazać nam jacy to malutcy jesteśmy.- powiedział czarodziej rozumiejąc słowa krasnoluda. -Straszna jest taka wizja Galvinie.- dodał ponuro. Co mogła uczynić drużyna Wolfa wobec przeciwnika któremu nie straszny jest odwet władcy potężnego kraju. Znowu Manfreda ogarnął niepokój jak zawsze gdy uderzała go skala misji jakiej się podjęli. Ale nie mogli się podać. Przypomniał sobie słowa jednego z arcymagów “Nawet najmniejsza istota jest w stanie zmienić bieg świata” i może to właśni oni byli takimi istotami. Nawet dzisiaj dali tego przykład, niwecząc skrytobójczy zamach. Nie wolno było się poddawać strachowi, nie wolno było tracić nadziei.
-Tym bardziej musimy tych okrutnych ludzi pokonać i to jak najszybciej.
-Dlaczego chciano zabić księcia? Nie mi ani miejsce na rozprawianie o tym - rzekł surowo czarodziej, wodząc wzrokiem bo krzątających się strażnikach, służbie. -Chodźcie za mną, zaprowadzę was do waszej przyjaciółki
 
Stalowy jest offline  
Stary 04-02-2016, 17:54   #293
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Elena & Galvin & Manfred


Wezyr zaprowadził najemników do wielkiej komnaty, bogato urządzonej i wielkiego łoża. Na nim spoczywała Elena. Na głowie miała bandaż, a koło niej krzątali się służący i jakiś medyk, który co jakiś czas sprawdzał stan chorej.

Odpuszczając na ten czas temat powodów zamachu na księcia, Manfred udał się za wezyrem do komnaty gdzie przebywała jego ranna kompanka. Gdy tylko znalazł się na miejscu rozejrzał się wokół. Na krótką chwilę skupił uwagę na służących ale uznał że nie ma powodu by doszukiwać się tutaj niebezpieczeństwa. Ostatecznie celem zamachu był książę, nie Elena. Więc nawet gdyby zabójca chciał uderzyć ponownie wątpliwym było sądzić że za cel obierzę złodziejkę.
Gdy podchodził do towarzyszki widział że jest ona przytomna a jej stan nie wydawał się najgorszy. Delikatny uśmiech zagościł na twarzy maga.
-Witaj Eleno, jak się czujesz?– spytał przyglądając się dziewczynie uważnie. Czujny wzrok zatrzymał się dłużej na opatrunku. Bez wątpienia była to porządna robota i Manfred nawet gdyby chciał nie miał o co się przyczepić a jeśli ktoś mógł mieć tutaj coś do powiedzenia czy dodania to raczej byłby to specjalista pokroju Karla.

Elena grzecznie siedziała w łóżku. Obserwowała wszystkich dokładnie, bo i co miała robić? Nudno tu było na dłuższą metę. Nie przywykła do takiego traktowania. No i ten medyk, który co chwilę przychodził i sprawdzał, jak ona się czuje. Dlaczego jej matka nie mogła mieć takiej opieki? Ona zasługiwała...
- Witaj, Manfredzie - odpowiedziała i ożywiła się nieco na wejście kompanów z drużyny. - Żyję, a to chyba... - i ugryzła się w język. Westchnęła.
- Gomez... - zawiesiła głos, bo jakoś przez gardło jej przejść nie chciała ta wiadomość. A nie miała świadomości, czy drużynnicy już wiedzą.
-... nie żyje. - dokończył za nią krasnolud.

- A więc wiecie - Elena dodała i westchnęła. - Sułtan mnie poinformował o tym fakcie.
Poprawiła się trochę na łóżku.
- Wiecie w ogóle, co się stało? Byliśmy w ogrodach, kiedy nas zaatakowano. A dżiny w ogóle nie zareagowały.

Czarodziej spochmurniał na wspomnienie śmierci towarzysza. Choć może to i dobrze że złodziejka była świadoma tego faktu. W takim wypadku nie musiał przekazywać smutnych wieści rannej kompance.
-Tak… Gomezowi przyszło zapłacić najwyższą cenę ale to dzięki tobie i jemu uniknęliśmy wielkiej tragedii.-stwierdził.
-Dżiny najprawdopodobniej zostały oszukane mocą zaklęcia nieprzyjaciela.- odpowiedział na pytanie Eleny. -Coś zaćmiło ich zmysły- Manfred spróbował dokładniej wytłumaczyć to co dostrzegł gdy przybył na miejsce zamachu. -Tam w ogrodzie wyczułem plugawą, złą siłę… ale o tym możemy porozmawiać później. Dobrze się tobą tutaj opiekują Eleno?- zapytał czarodziej, chcąc się wpierw upewnić się że dziewczyna czuje się na siłach by rozmawiać.

- Trzeba by powiadomić resztę drużyny... Ja tam nic nie zrobiłam. Rzuciłam tylko butem, bo nic innego nie miałam, ale nie wyszło - powiedziała i się uśmiechnęła smutno. Potem wysłuchała kompana i znów się odezwała.
- Jakie szczęście, że nie pytałam Amira o te dżiny bardziej, mógłby sobie pomyśleć, że jestem jakimś szpiegiem - wzruszyła ramionami i nawiązała do dalszych słów mężczyzny.
- Medyk się tu mną zajmuje. Był i Sułtan, co dość mocno mnie zdziwiło. Służba chodzi tu jak w ukropie i trochę mi głupio z tego powodu - przyznała.

- To zrozumiałe. - rzekł tylko na tą kwestię Galvin, kto wszak by nie był zawstydzony z niższego stanu, gdy wydaje się że cały pałac się zaczyna wokół niego kręcić - Dobrze, że tobie się nic poważnego nie stało.

-Wspominałem już o tym wezyrowi. Pewnie niebawem przybędą.- a przynajmniej taką nadzieje żywił czarodziej bo biorąc pod uwagę że o poranku rozdzieli się, poinformowanie wszystkich członków drużyny mogło być trudne. Choć jeśli plotki o zamachu szybko się rozeszły to może już tu podążali.
-Dla mnie to też coś nowego.- powiódł wzrokiem po komnacie i służących. Błędnie sądził że szczytem luksusu były pokoje wezyra. W pałacu sułtana panował jeszcze większy przepych. Pochodząc że wsi i żyjąc skromnie, w ciągłej tułaczce nie dane było Manfredowi posmakować bogactwa i przywilejów jakie niosło że sobą dostanie życie.
-Może i był to tylko atak butem- uśmiechnął się wypowiadając te słowa -ale jednak wasze działania udaremniły plan asasynów. Ale Galvin ma rację, najważniejsze że Tobie nic poważnego się nie stało, a pod tak dobrą opieką szybko wrócisz do pełni zdrowia.
Czujesz się na siłach by opowiedzieć nam to czego byłaś świadkiem nim straciłaś przytomność?
- zapytał, bo choć znał wersję Abdula pragnął usłyszeć retrospekcję wcześniejszych wydarzeń z ust kogoś bardziej zaufanego.

Elena patrzyła na swoich towarzyszy. Siedziała nadal na łożu i choć trochę ją to denerwowało powoli, to jeszcze nie wstawała.
- Cóż, będę wracała do Wezyra boso - uśmiechnęła się bardziej. Najwyżej. Przecież nie będzie szła w jednym pantoflu.
- Przyszliśmy rano do pałacu, Gomez przez chwilę był sam, a potem poszedł potrenować walkę - zaczęła mówić i zastanawiać się, jak dużo szczegółów może podać drużynnikom. Stwierdziła jednak dość szybko, że większość.
- Amir zaprosił mnie do ogrodu. Mają tutaj taki labirynt z krzewów. Tam też się udaliśmy. To właśnie w tych alejkach napotkaliśmy na zabójcę. Nie wiem, czy był sam, ale raczej wątpię, bo jak nas zobaczył, to najpierw na nas wskazał. Zdążyłam jedynie rzucić butem. Nie miałam nic innego.
Elena ostatnie zdanie wypowiedziała niezbyt zadowolona z siebie. Palcami sięgnęła bandaży na głowie. Skrzywiła się.
- A potem się tu obudziłam. Pilnował mnie sam Sułtan, choć nie wiem, dlaczego.
Postanowiła wstać jednak. Siedzenie w łóżku nie działało na nią dobrze, szczególnie że byli tu jej towarzysze. Podeszła do okna i rozejrzała się.
- Nawet nie wiedziałam, że Gomez przyszedł.

-Myślę że w wielkim pałacu miłościwie panującego sułtana znajdą się dla ciebie jakieś buty. Chociażby skromne sandały.- wspomniał Manfred i wysłuchał słów Eleny. Jej opowieść zgadzała się że słowami księcia. Ciekawiło go tylko skąd zabójca wiedział gdzie szukać? Nie tylko odnalazł ofiarę w ogrodzie to jeszcze w labiryncie. Śledził ich tak długo, czekał już tam czy może kolejna czarnoksięska sztuczka?
-Było coś charakterystycznego w zabójcy? Może zauważyłaś coś podejrzanego?- zapytał ale nie spodziewał się usłyszeć zadowalających go odpowiedzi. Mieli do czynienia z profesjonalistami, nawet jeśli asasyni zawiedli to nie pozostawili żadnych śladów poza smugą plugawego Dhar która i tak donikąd nie prowadziła. Obserwował jak kompanka wstaje a potem ruszył za nią do okna. Widział ze dziewczyna nie potrzebowała pomocy ale wolał być blisko gdyby dopadała ją nagła słabość.
-W żaden sposób nie zawiniłaś.- dodał spoglądając na krajobraz za szybą. Nie był pewien o czym myśli Elana ale nie chciał by ta obwiniała się o śmierć Gomeza.
Rozmawiali tak jeszcze czas jakiś, czekając aż przybędzie reszta drużyny.
 

Ostatnio edytowane przez Nemroth : 05-02-2016 o 08:06.
Nemroth jest offline  
Stary 10-02-2016, 21:37   #294
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
W końcu cała drużyna znalazła się w komplecie, poza martwym Gomezem, którego ciało przeniesiono w osobne miejsce. Elena nie miała jeszcze sił na tyle by wstać z łóżka, więc posiłek przyniesiono do owej komnaty, gdzie każdy mógł się posilić. Owoce, pieczywo oraz baranina na ciepło, została po chwili wniesiona na złotych tacach. Po tym wszyscy służący oddalili się, zostawiając drużynę i Wezyra, samych w komnacie.

Wezyr jako pierwszy zabrał głos, bowiem było widać, że ma coś ważnego do powiedzenia:

-Dzisiejszy dzień pokazał nam jak zmotywowani są Assasyni. Kult Azyata obrał na cel sobie księcia, najwidoczniej, i zrobi wszystko by go zabić. Za 4 dni Sułtan wraz ze swoim synem udadzą się do Wielkiej Świątyni, by wraz z innymi wiernymi, świętować pierwszy dzień odpoczynku i refleksji w nowym roku. Jestem pewien że posiadają jeszcze jeden pergamin z takim czarem, bowiem takich rzeczy nie znajdziesz na ulicy. Nie wiem skąd zdobyli coś takiego, ale jedno jest pewne, zamieszany musi być w to ten nasz Bragthorne. To są stare zaklęcia, a sam język jest równie stary co ta kraina. Rzucanie takich zaklęć, nawet z pergaminu, przyciągnie uwagę Królów Grobowców. Zabójcy muszą o tym wiedzieć. Jeśli Amir planuje zaatakować to podczas tej uroczystości, albo po niej. - na chwilę zamilkł, jakby chciał dać czas by najemnicy przyswoili sobie

-Do tej pory myślałem że nie ma już kultu N’zwaa, jednak elfka pokazała mi w swojej wizji, że myliłem się strasznie. Człowiek, którego widziałem, nosił złotą maskę. Tak naprawdę jest to żywe zwierciadło, w którym można było więzić dusze ofiar, składanych dżinom, lecz ważniejsze jest to kto się za nią ukrywa. Znalazłem stare podanie, które mówi że, każdy człowiek ma towarzysza-dżina zwanego karin, który namawia do grzechu. Myślę że to jest… - widać było że Wezyr bardzo się denerwuje. Pot spływał mu po czole perliście -ostatnia forma Czterdziestu Rozbójników, który pragnie uwolnić pozostałe, by odzyskać pełnię władzy. Jest coś jeszcze, czego nie mówiłem. Jeśli do tego dojdzie, podporządkuje sobie inne dżiny. Nawet te, które Wówczas, wypełznie z niej całe zło, które jest tam ukryte. Potężni nekromanci, heretycy, mordercy czy zdrajcy. Na razie jednak nie ma on ciała. Tylko powłokę, którą jest niestabilna, jednak sądzę że on szuka, ostatniego z N’zwaa. Myślę że nie zabito wszystkich. - rzekł posępnie, i znów na chwilę zamilkł dając czas najemnikom na przełknięcie gorzkiej prawdy.

-Sułtan chce wam podziękować. Obiecał że spełni jedno wasze życzenie. Zastanówcie się dobrze czego chcecie. Musicie liczyć się, że może odmówić.. - nie do kończył a usiadł na poduszce i zaczął jeść owoce. Czekał w spokoju, przyglądając się Wolfowi i reszcie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-02-2016, 21:08   #295
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Gdy drużyna wraz z wezyrem zebrała się w komnacie Manfred stał przy oknie. Przez wzgląd na stan zdrowia Eleny nie opuścili pomieszczenia więc przemowy Azzama wysłuchał wraz z innymi tutaj. Słuchając uważnie każdego słowa arabskiego urzędnika błądził wzrokiem po okolicy.

Domysły o kolejnym ataku skrytobójców zastanowiły czarodzieja. Wydawało się logicznym, że sułtan wzmocni straże, wprowadzi dodatkowe zabezpieczenia i będąc świadom “zawodności” dżinów nie uczyni z nich głównej linii obrony. Zadanie asasynów będzie w tym wypadku bardzo utrudnione. Więc Manfred na miejscu zabójców albo by odczekał do uspokojenia sytuacji albo wybrał całkiem inny cel. No i kłóciło się to z notkami Adnana, gdzie Amir za dwa dni miał statkiem opuścić miasto. No ale co czarodziej mógł wiedzieć o schemacie działania kultu Azyata. W tym temacie dobrze było zaczekać i usłyszeć opinię innych.

Co się tyczyło N’zwaa to tak jak się wcześniej spodziewał kult miał jeszcze odegrać swoją rolę. Najwyraźniej wspólną cechą bluźnierczych zgromadzeń czy to w Arabi czy Imperium była ich nadzwyczajna umiejętność przetrwania pomimo (jak się okazuję jedynie pozornego) zniszczenia.
-Po co Czterdziestu członek N’zwaa? Oni pomogą mu odzyskać inne formy? Zdobyć stabilną powłokę? Sam nie potrafi tego uczynić? Albo przy pomocy jakiegoś przypadkowego czarnoksiężnika?- zapytał skupiając uwagę na wezyrze.

-Widać, że jeszcze wiele musisz się nauczyć młody czarodzieju - odparł Wezyr -Dla kultu, istota którą wyznają, jest niczym Bóg. Ich modlitwy dają mu siłę, moc. Jak każda istota, która nie należy do tego świata, jest podatna na niestabilność. Można ją odesłać, ale jeśli ów istota zdobędzie powłokę, wtedy może nagiąć te zasady. Da się ją zniszczyć oczywiście, ale jest to o wiele trudniejsze. Przypadkowy Czaronoksiężnik? A Twój mistrz oddał by niedoświadczonemu gołowąsowi jakąś potężną księgę, by sobie ten ją potrzymał? - prychnął Azzam.

Wolf siedział zasępiony i ponury. Był taki odkąd dowiedział się o śmierci Gomeza. Wieść o wdzięczności Sułtana powinna go ucieszyć, ale w tej sytuacji spłynęła po nim bez efektu. Nie trzeba było maga, by domyślać się o czym myśli dowódca. Na domysłach trzeba było jednak poprzestać, bowiem jednooki nie odezwał się słowem - nie zaklnął pod nosem, jak to miał w zwyczaju, ani nie skomentował w inny sposób śmierci towarzysza.
Prawda była taka, że nie spodziewał się tego. Nie w tym miejscu. Pozwolił sobie na spokój, otoczony i zmamiony poduszkami, winem, świetnymi potrawami i potęgą arabskich władców. Tymczasem los przypomniał mu, że wciąż jest na szlaku usłanym jego krwią i trupami towarzyszy.
Gdy w końcu się odezwał, zdawało się że głos miał bardziej chrypliwy niż zwykle.
- Bragthorne ma zatem potężnego sojusznika. Uderzając w niego, pokrzyżujemy mu plany. Ten ostatni z kultu N’zwaa… ciężko będzie go znaleźć. Chyba że sam też będzie szukał swojego boga... - urwał pocierając skórę pod sztucznym, szklanym okiem. - Bragthorne… Czterdziestu… N’zwaa… Amir… - wymienił cicho pod nosem jakby zastanawiając się nad każdym z tych słów. W istocie szukał jakiegoś połączenia, które ujawniłoby następny krok w tej arabskiej intrydze.

- Nie ma co planować szczegółów... - zauważył Karl - ...ale jak natrafimy na Amira lub jednego z N’zwaa… to musimy pokonać i przesłuchać. Potem można ich uśmiercić.
Oprawca wzruszył lekko ramionami
- Najbardziej szczegółowe plany mają to do siebie, że idą w łeb na szyję. Lepiej trzymać się ogólnego zamysłu i się adaptować do zmian. Wszak wszystkiego nie przewidzimy.

-Proszę wybacz mi wielki wezyrze moją nie wiedzę. Mój mistrz wstydziłby się za moją niekompetencję.-odpowiedział czarodziej Azzamowi lekko pochylając głowę w geście pokory. -Owładnięty strachem przed tak potężnym nieprzyjacielem mówię bez zastanowienia. Chciałem po prostu znaleźć pocieszenie w myśli, że do pełni swej potęgi dżinn musi odnaleźć akurat specyficzną grupę ludzi, w tym wypadku członków kultu N’zwaa. Miłą jest wszakże wiadomość że wrogowi nie wszystko przychodzi łatwo.- po tym krótkim wytłumaczeniu Manfred odczekał chwilę i odwrócił się w kierunku okna. Dalej uważnie słuchał rozmowy i zastanawiał się nad sytuacją.
-Czy nasza grupa mogła by wspomóc ochronę księcia podczas tej uroczystości?- zapytał bo targały nim wątpliwości. Nie był pewny czy tego po nich oczekiwano czy też może sprawa pozostawała w rękach sułtana i tylko jego poddanych.

- Myślę że Sułtan nie będzie miał nic przeciwko temu - padła odpowiedź

- Nawet najlepiej wyszkoleni skrytobójcy bez potężnej magii nie są w stanie stawić czoła grupie wyszkolonych wojowników, którzy ze sobą współpracują. - stwierdził spokojnie Galvin.

Elena przysłuchiwała się temu, co mówił Wezyr i drużynnicy. Łeb jeszcze ją bolał i jakoś nie miała wielkiego apetytu, ale coś tam zjadła. W końcu, całość jedzenia popijając, powiedziała.
- Na pewno księcia? A może po prostu zjawili się w nieodpowiednim miejscu lub my byliśmy nie tam gdzie trzeba? A jeśli księcia, to dlaczego właśnie jego, a nie samego Sułtana?

Elfka stała oparta o ścianę z niezadowolonym wyrazem twarzy. Palce jej dłoni nerwowo uderzały o ramię. Myślała. Przeszukiwanie tropów myślowych nie było jednak jej specjalnością i tylko bardziej irytowała się nie widząc połączenia o którym wspominał Wolf. Była wokół nich utkana sieć, której nie potrafili dostrzec, a wciąż w nią wpadali poruszając nićmi informując o tym pająka. Co gorsza wyglądało, że tych jest więcej niż jeden. Przynajmniej cztery tkały swoje plany wokół Arabii i Starego świata. A oni szczęściem wpadli na tą mniej klejącą stronę. A przynajmniej tak wolała myśleć. Inaczej każde ich szarpnięcie powodowało by tylko większe zaplątanie i ograniczenie ruchów. Podniosła wzrok.
- Nasze pająki działają razem, bo myślą, że pomagają sobie. Jestem pewna, że każdy z nich ma nadrzędne cele. Gdyby im pokazać, że przeszkadzają sobie wzajemnie, zaczęły by walczyć między sobą. Jako mrówki możemy to zrobić. Pokazać się tam gdzie łączą się się sieci. Pokazać jak to pająk odłącza przymocowania innego.
Elfka równie dobrze mogła zostać odebrana za szaloną… Co nie było by wcale dalekie od prawdy. Metafory wcale nie musiały zostać odebrane we właściwy sposób.
- Zamiast walczyć z pająkiem nasłać jednego na drugiego, aż nie zostanie ten jeden. Ja mam wiedzę, że Bragthore gardzi tym człowiekiem od N’zwaa. Uważa swoje plany za ważniejsze. Co reszta planuje jest jeszcze osnute ciemnością…
 
Asderuki jest offline  
Stary 21-02-2016, 14:59   #296
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Czarodziej skierował spojrzenie ku rannej złodziejce. Ubolewał że jej stan ciągle uniemożliwiał opuszczenie łoża ale dopóki Wolf nie zdecyduje że wyruszają nie było powodu by dziewczyna nie miała wypoczywać.
-Nasz przeciwnik i jego poplecznicy wydają się nie ufać przypadkowi. To raczej nie kwestia splotu okoliczności. Co ważniejsze wielki wezyr- pochylił głowę przed Azzamem -stwierdził że celem dalej będzie syn sułtana i na tym powinniśmy się skupić. Ciężko zgadywać sposób myślenia fanatycznych zabójców i szalonych czarnoksiężników ale pewnie jakiś powód mieli.- Manfred już mógł wymienić kilka ale w obecności krajana spadkobiercy tronu powstrzymał się. Nie wszystkie jego teorie mogły się podobać.
-Warto było by jednak porozmawiać o tym incydencie z samym księciem.- dodał. Iluzjonista uważał że konwersacja z Amirem a w szczególności szczera rozmowa mogłaby rzucić trochę światła na sprawę. Po tych kilku słowach zwrócił się ku elfce.
-Bardzo dobry pomysł Youviel. Rzucić ochłap krwistego mięsa w środek sfory dzikich psów by się o niego pogryzły.- pozwolił sobie, jak wcześniej kompanka na metaforę -ale czy owa koncepcja jest możliwa do zrealizowania? Wszakże my owego ochłapu nie mamy. Nie wiemy na jakich zasadach nasi wrogowie współpracują.- stwierdził -Gdyby to była zwykła banda rzezimieszków czy nawet gildia można by spróbować podkupić morderców i odwrócić kontrakt. Tak by zdradzili Bragthorna i pomogli nam ale my tu mamy do czynienia że zbieraniną fanatyków. A przynajmniej tak obstawiam skoro bez strachu zaatakowali rodzinę królewską. Takich ciężko odwieść od obranego przez nich celu. Gdyby jednak ktoś miał jakąś idea, sugestię niech się nią podzieli, takie dywersyjne działania mogły by dać pozytywne wyniki .
A w moim skromnym mniemaniu chyba jedyną dezinformacją na jaką nas stać to rozpowszechnienie plotek że posiadamy jeden z poszukiwanych kryształów. Niekoniecznie było by to skuteczne a i dość ryzykowne, ale gdyby wróg podjął bezpośrednie działania przeciwko nam, była by dodatkowa szansa by pojmać jednego z napastników i przesłuchać.


- Przeciwnik i tak już o nas wie - mruknął Wolf. - Przecięliśmy drogę Amirowi, a potem Gomez wszedł w drogę zabójcy. Jeśli nie jest idiotą, wie że żyjemy. Myślę że będzie chciał nas zabić. Rzucenie między nich kości jest dobrym pomysłem i może być zwrócenie uwagi w naszą stronę. Jednak plotka o krysztale sprowadzi na naszą głowę Bragthorne’a. My zaś wciąż nie możemy go zranić. - zrobił pauzę by wziąć potężniejszy łyk wina.
- Co zaś się tyczy zabójców… Zastanawia mnie ich cel… czy naprawdę jest to chaos? Wpierw uderzyli na maga, później zabili kapłana. Teraz celują w księcia. Może istnieje jakiś związek?

Elena przysłuchiwała się wymianie zdań. Nadal nie wstawała i trochę ją to krępowało. Ale medyk jej nie kazał jeszcze, to i się go słuchała. Youviel z Manfredem poruszyli dość ważne kwestie.
- Nie sądzę, by to był chaos - powiedziała w końcu młódka niebyt pewnie i nie za głośno.
- Te osoby musi coś łączyć i zakładam, że my jeszcze nie wiemy, co to jest.
I w tym momencie poczuła chęć porozmawiania z księciem. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Była tu już dość długo, kiedy się obudziła, siedział przy niej Sułtan, a nie jego syn. Elena nie miała pojęcia, dlaczego tak się stało.
- W ogóle ktoś widział księcia od całego incydentu?

-Ostatni raz widzieliśmy księcia gdy przekazał cię medykowi. Zrelacjonował nam wydarzenia jakie miały miejsce w ogrodzie a potem straciliśmy go z oczu. Pewnie udał się w bezpieczne miejsce by naradzić się że swoją świtą.- odpowiedział czarodziej złodziejce.
-Najwyraźniej mamy za mało informacji by odkryć powiązanie owych person. Dlatego proponuję, poprosimy o audiencję u księcia, może jako ofiara dziękować opatrzności nieudanego zamachu będzie w stanie powiedzieć nam coś więcej.
 
Jaracz jest offline  
Stary 21-02-2016, 17:33   #297
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Na Bragthorne'a nie możemy wpłynąć... bo to nie jest człowiek... ale na jego sojuszników już tak. - odeznał się krasnolud skubiąc brodę - Na nich trzeba się skupić. Dla plugawca to sojusz z konieczności... gardzi tymi, którzy mają mu pomóc. Jeżeli tamci zaczął podążać za swoim celem, który nie będzie na rękę Bragthorne'owi... Ten zacznie ich przymuszać, a oni... oni będą stawiać opór, bo obie strony mają swoją dumę. To tylko taki wywód... przypuszczenie z mojej strony. - dodał piwowar.
 
Stalowy jest offline  
Stary 23-02-2016, 19:06   #298
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Nim drużyna doszła do jakiś ustaleń minęło trochę czasu. Wezyr w milczeniu i w skupieniu wysłuchał tego co drużyna może chcieć w zamian, jak i tego co sądzą o całej sytuacji. Widać było że, czarodziej chłonie pomysły i idee drużyny, jakby szukał w nich czegoś co może jemu samemu pomóc. W końcu jednak odezwał się:

-Dobrze, porozmawiam z Sułtanem nad glejtem, który ułatwił by wam zarówno podróżowanie, jak i pomoc w większych miastach. Musicie jednak wiedzieć, że są Oazy oraz plemiona czy pojedynczy władcy, którzy nie pałają miłością do swego władcy. Wówczas wtedy ich pomoc, może okazać się czymś zupełnie odwrotnym

Nim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, z gardła elfki wydobył się dziwny bulgot. Warkot wręcz, lecz słowa były tak nie zrozumiałe, że nie dało się ich odróżnić. Sama Youviel stała, a właściwie delikatnie unosiła się nad ziemią, a jej usta poruszały się bezwiednie.

Youviel

Elfka stała tak przysłuchując się słowom Wezyra. Każde jednak wypowiadane zdanie, zdawało się być coraz bardziej odległe, niczym odbijające się echo w lesie. Tak samo jak miejsce, w którym się znajdowała, powoli zanikało. Łowczyni znała to uczucie aż za dobrze. Czuła że wpada w trans, że znowu jej świadomość łączy się ze świadomością Bragthorna, by po chwili mieć już pewność. Już nie była w pałacu Sułtana, a stała gdzieś pod gołym niebem. Była gwieździsta noc, a księżyc lśnił w pełni. Elfka czuła jak zimne powietrze uderza w nią raz po raz, choć jej ciało nie drżało z tego powodu. Szła pomiędzy ruinami, czując że podąża za kimś. Niewyraźny cień, zanikał pomiędzy skałami, które miały w sobie coś znajomego. W oddali dostrzegła oazę, pełną elfów. Wyczuwała ich jakimś szóstym zmysłem. Jednak to nie oaza była celem jej poszukiwań. Czuła jak w nieumarłym magu, narasta gniew i złość, do istoty, która umykała jej. Stare, wręcz pradawne ruiny skrywały w sobie historię, której jednak elfka nie znała. Czuła ją. To wystarczyło. W pewnym momencie cień przestał się poruszać, jakby opadł z sił. Bragthorne szedł powoli, a Youviel czuła jak narasta w nim duma i pycha. Blady blask księżyca padł na ów cień, odkrywając elfa. Był on wiekowy. Miał swoje lata, choć nie wyglądał na te pare setek lat.

-Mistrz Telosbaen. W końcu się spotykamy. Zdradź mi gdzie znajduje się kryształ, a ocalisz oazę - głuchy śmiech rozniósł się echem, gdy palce czarodzieja zaczęły zbierać Dhar.

Elfka chciała coś zrobić. Wydostać się z tego mrocznego umysłu. Powstrzymać Bragthorne’a. Otworzyła usta, a z nich wydobył się krzyk.

Wszyscy

Wszyscy usłyszeli krzyk elfki, która sama sobie chyba nie zdawała sobie sprawy z tego co się z nią dzieje. A potem upadła na ziemię by stracić przytomność. Wolf znalazł się jako pierwszy koło niej, a potem Wezyr, który zareagował błyskawicznie. Nic jej nie było, tylko osłabła. Widocznie wizja, której doświadczyła była mocna. Bardzo mocna.

Przytomność i świadomość wróciła do Youviel o zmierzchu. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali tego. Nawet Elena do tego czasu zdołała się już poczuć na tyle dobrze, że oddała jej swoje miejsce na łóżku.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 04-03-2016, 18:50   #299
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Od czasu dołączenie do kompani Wolfa, Manfred miał wiele, może za wiele okazji uczestnictwa w zdarzeniach gdzie występowały elementy nadprzyrodzone Wydawało się mu że nie wiele rzeczy może go już zaskoczyć. Mylił się. Widok lewitującej elfki choć mniej przytłaczający niż nawiedzony statek kapitana Czarnobrodego był stanowczo bardzo zaskakujący. Jak to zwykle w tego typu sytuacjach jego pierwsze myśli dotyczyły planu samoobrony(gdzie duże znaczenie miały odegrać wszelkiego rodzaju przedmioty jakie znajdowały w zasięgu jego rąk) czy bezpiecznej drogi ucieczki(okno przez które dotychczas wyglądał wydawało się idealnym rozwiązaniem). Na szczęście jednak sytuacja uspokoiła się w raz z momentem gdy długoucha straciła przytomność. Zbliżył się do niej ostrożnie, uznając że nie ma co ryzykować oberwania czymś co z braku lepszego określenia nazwał by “spontanicznym wyładowaniem energii magicznej”. Wszakże trans elfki musiała wywołać jakaś nieokreślona magiczna manifestacja.
-Często się to jej zdarza?- zapytał gdy Youviel znalazła się już w łóżku. Zadając to pytanie patrzył na Wolfa ale odpowiedzi albo chociaż pomocnego komentarza oczekiwał też od innych. Głownie starszej części drużyny czyli Karla i Galvina.

Karl wzruszył tylko ramionami po czym powiedział, starając się nie brzmieć w najmniejszym stopniu niepewnie wobec tego co zobaczyli, do ich przydziałowego maga.
- To elfka, a jak wszyscy wiedzą, są one lekko poskręcane. Youviel może nawet bardziej niż większość…

Wolf jak skamieniały wpatrywał się w lewitującą Youviel. Odruchowo chciał podejść, w jakiś sposób ją ochronić (choć sam nie wiedział jak). W miejscu trzymało go jednak przeświadczenie tego, że elfka ma kolejną wizję zesłaną przez bogów. Wizję która mogła ich zbliżyć do celu. Ta myśl sprawiła że poczuł się podle.
Dopiero gdy krzyknęła i upadła bezwiednie instynkt zareagował. Z jego ust wyrwał się warkot, gdyż żadne artykułowane słowo nie oddawało jego przejęcia. Dopadł do niej w dwóch krokach próbując ją ocucić. Gdy okazało się to niemożliwe wziął kobietę na ręce i przeniósł na łóżko, na którym leżała Elena.
Odpowiedź Karla na pytanie Manfreda skwitował ponurym spojrzeniem.
- W ten sposób po raz pierwszy - odpowiedział magowi. - Zwykle były to sny.
Sam sprawdził czy elfka nie ma gorączki. Z ulgą stwierdził jej brak. Postanowił czekać, aż się obudzi.

Elena nie była gotowa na to, co się stało z elfką. Nie wiedziała, co się dzieje i dlaczego tak właśnie się stało. Wstała tak szybko, jak tylko Wolf wziął swoją towarzyszkę życia na ramiona i przeniósł ją na łóżko. Nie odzywała się, bo i nie miała powodu. Ale ręce jej drżały. Dlatego, żeby to ukryć, ścisnęła dłonie za plecami. Stanęła przy oknie i obserwowała elfkę.
- Ale nic jej nie będzie? - zapytała Wolfa z jakimś przejęciem w głosie. Nie mogła oderwać wzroku od Youviel.

- Oprócz jeszcze większego obciążenia psychicznego…? Chyba nie. - stwierdził ponuro krasnolud.
To tyle jeżeli ktoś się zastanawiał jeszcze czy to co mówi łowczyni jest prawdą czy nie. Niewątpliwie jakieś magiczne źródło na nią oddziaływało, a ona reagowała. A oni tak naprawdę niewiele mogli jej pomóc…

-Te sny czy one towarzyszyły Youviel od zawsze? Czy też pojawiły się od momentu konfliktu z Bragthorne?- zapytał czarodziej wpatrując się w wyczerpaną twarz zemdlałej kompanki. Pomyślał że zdolność do jasnowidzenia nie musiała być darem a przekleństwem. Jakimś rodzajem niebezpiecznego połączenia pomiędzy żądną zemsty elfką a jej nemezis- czarnoksiężnikiem. A czego Manfred się obawiał? Że taka więź może działać w dwie strony.

- Od momentu starcia z Bragthornem - odpowiedział Wolf i po chwili doprecyzował. - Jakiś czas po.


Do wieczora Manfred podobnie jak i inni pozostał w komnacie. Był ciekawy co takiego elfka doświadczyła. Jego zainteresowanie było tym większe bo zdarzenie dotyczyło spraw magicznych, czyli zagadnień w których z racji swej profesji się specjalizował. Lecz nie był to jedyny powód. Podobnie jak wcześniej martwił go stan Eleny tak teraz przejmował się zdrowiem Youviel. Tak, musiał przyznać że odczuwał jakąś więź z towarzyszami. Relacja której szary czarodziej nie powinien doświadczać. Bo gdyby przyszło wybierać pomiędzy dobrem imperium a dobrem jednostki nie powinien się wahać. Nie pocieszał go też fakt biernego czekania. Nie mógł pomóc. Tutaj w kraju o tak odmiennym klimacie od rodzinnego imperium jego znajomość ziół była nieprzydatna. Brak profesjonalnego sprzętu i ingredientów uniemożliwiał magowi przyrządzenie medykamentów. Wizje które elfka doświadczała a raczej efekty jakie im towarzyszyły wydawały mu się za silne, sprawiały wrażenie bycia czymś więcej niż wieszczym darem z jakim co poniektórzy przychodzili na świat. A przez to ich nie rozumiał. Bezczynie czekał więc blisko łoża że strapioną miną. Gdy niewiasta wreszcie odzyskała przytomność szczerze ucieszył się. Problem pozostawał dalej ale najważniejsze że kompanka wydawała się wracać do zdrowia. Odczekał chwilę by upewnić się że to poprawa nie jest tymczasowa a potem zapytał.

-Jak się czujesz Youviel? Wiesz co się z tobą stało?

Karl się przyglądał Elfce z bezpiecznej odległości kilku krótkich metrów szukając w niej wszelkich oznak opętania lub niechybnego wpływy Mrocznych Bóstw. Takie widoki nie były niczym normalnym w jego życiu, a że na elfiej rasie się nie wyznawał… Cóż, można powiedzieć, że miał dwojakie uczucia. Troski o zdrowie towarzyszki, oraz podejrzliwości wobec jej… “opętańczej lewitacji” która nic dobrego zwiastować nie mogła.

Powrót do świadomości był dezorientujący. Była wizja, była ciemność. Teraz zaś był Manfred pytający o to jak się czuje. Czy wie co się stało. Oczywiście, że wiedziała. Za dużo wiedziała. Wolała nie wiedzieć. A może jednak lepiej tak było?
- Trzeba… Musimy…- Youviel nie wiedziała jak zacząć upominając się, że jest wśród ludzi, a nie elfów - Jeśli chcemy porozmawiać z moim o… z Tel… z mędrcem z oazy musimy dzisiaj wyruszyć. Bragthorne zamierza się tam pojawić. Podczas pełni.
W końcu wydusiła z siebie te słowa. Czuła się dziwnie, abstrakcyjnie - choć to sformułowanie było jej nieznane - a przede wszystkim źle. Jak miała wizje były podczas snów i mogła je spokojnie opowiedzieć Wolfowi albo Galvinowi. Jeden po prostu przyjmie, a drugi mógł zrozumieć. To było bezpieczne. Teraz stała nad nią cała drużyna, która ani nie przyjmuje dobrze, ani rozumieć pewnie nie zrozumie.

-Więc to wywieszczyłaś… Że Telosbaenowi grozi niebezpieczeństwo…- powiedział czarodziej w zamyśleniu i przeniósł spojrzenie na dowódcę. -Pewnie chodzi o pełnie Maanslieba a do tej mamy kilka dni. Jednak jeśli wyruszymy do oazy będzie to kolidować z ochroną księcia.- stwierdził rozważając opcje. Co prawda podróż dawała szansę na złapanie Bragthorne ale czy drużyna była na to gotowa? Przecież ciągle nie posiadali broni zdolnej zranić czarnoksiężnika. Zostając w pałacu decydowali by się na działanie wolniejsze ale też mniej ryzykowne. Po nitce do kłębka czy też próba frontalnego ataku?
-Jaki postąpimy Wolfie? Wyruszamy do oazy czy pozostaniemy w mieście? Czy też może zaryzykujemy rozdzielnie się?- zapytał lidera stawiając go przed trudnym wyborem. Trudnym w mnieniamu Manfreda dla którego każda z opcji miała wady i zalety.
-Możesz powiedzieć nam coś więcej Youviel? Bardziej szczegółowo opisać swoją wizję? W jaki sposób to widziałaś? Co czułaś?- zwrócił się ponownie ku elfce.

Wolf przetarł oko i westchnął ciężko. Decyzja nie była prosta do podjęcia, ale wybór nie był przez to mniej oczywisty.
- [i[Nie będziemy się rozdzielać. Nie zostało nas wielu
- rzekł. - Zanim jednak podejmę decyzję, chcę wiedzieć co wy o tym myślicie. Galvin, Karl, sir Gottfried… Elena - odwrócił głowę do dziewczyn, ale pominął Youviel w wyliczance, po czym ponownie wrócił uwagą do maga. - Ty również, choć zadałeś pytanie, powiedz gdzie wolałbyś skupić nasze siły.

- Pamiętajmy o statku z czarnym dziobem - rzekł Galvin - Może wystarczy wysłać temu elfowi wiadomość, aby uszedł przed niebezpieczeństwem. Chyba to nie jest jeden z tych głębokofilozoficznych cudaków co to chętnie wychodzą na przeciw komuś potężniejszemu… bo tak.

Youviel się skrzywiła czując narastający gniew.
- No jasne! Jak do Barak Varr zmierzał Bragthorne to lećmy i pędźmy, a tutaj wyślijmy tylko wiadomość! Niech sobie sami radzą! W końcu to TYLKO kilka elfów, a nie całe miasto!
W głowie kobiety szalały myśli jacy to niewdzięczni i zadufani w sobie są jej towarzysze. Są setki ludzi, wiele khazadów i tak mało jej braci i sióstr. Do tego Wolf niespecjalnie spieszył się z decyzją!
- Mam rozumieć, że całe miasto ludzi postawione w gotowości nie poradzi sobie z zabójcami, kiedy niewielka oaza ma sobie poradzić z przedwiecznym złem? - widać było, że elfka zagalopowała się w swoich emocjach, które coraz bardziej przysłaniały jej racjonalne myślenie.
- Czy też może wiedza jaką może nam przekazać Telosbaen jest mniej istotna niż życie jednego człowieka, który tej wiedzy nie ma?!

Karl spojrzał na roześloną elfią wiedźmę i jędzę do tego w jednym z pustym wyrazem na twarzy. Była niestabilna umysłowo, ale miała rację.
- Muszę się zgodzić z wiedźmą. - odpowiedział spoglądając na Wolfa - Potrzebna nam wiedza i sojusznicy, a możemy ich znaleźć w Oazie. To czysta kalkulacja biznesowa. Długouche długo żyją to pewnie ma sporo informacji którymi podzieli się z naszą jędzą.

- Po prostu chcę wiedzieć, czy bardziej zależy wszystkim na zemszczeniu się na Amirze czy na uratowaniu elfiego mędrca? - odparł krasnolud nie przejmując się wybuchem elfki - Kieruje mną przekonanie, że elf żyjący pośród piasków nie będzie miał trudności, aby umknąć przed kroczącą zagładą. - piwowar jeszcze chwilę poskubał brodę po czym dodał - Karl ma rację. To kalkulacja. Na co mamy większe szanse, na schwytanie nieuchwytnego asasyna czy na ocalenie elfiego mędrca?

Manfred przysłuchał się uważnie wymianie zdań pomiędzy towarzyszami. Rozważył ich poglądy i argumenty. Postanowił przedstawić własny punkt widzenia.
-Zakładamy ze gidią asasynów steruje Bragthorne. W takim wypadku ma on jakiś powód by zabić księcia. Nie wiemy jeszcze jaki to powód ale mamy interes by mordercom w tym przeszkodzić. Jaki? Prosty. To pokrzyżuje plany czarnoksiężnika.
Dodatkowo jak stwierdziliśmy potrzebna nam wiedza a ci zabójcy mogą owej dostarczyć. A ich da się złapać, co udowodnił sir Gottfried. I będą ku temu przynajmniej dwie okazje. Jedna podczas kolejnego zamachu na księcia i druga gdy znajdziemy łódź o czarnym dziobie.

Nie umniejsza to jednak faktu że też Telosbaena trzeba ocalić. Nie tylko dlatego że tak wypada z moralnego punktu widzenia. Bo to dobre, ludzkie czy może elfie. Tym czynem znowu pokrzyżujemy plany Bragthorne i znowu zdobędziemy cenne źródło informacji. Oczywiście w tym wypadku w rachubę wchodzi tylko ucieczka z oazy bo na otwartą konfrontację z nekromantą nie jesteśmy jeszcze
- zaakcentował słowo “jeszcze” -przygotowani.

Wybacz więc Wolfie ale moja odpowiedź stoi w sprzeczności z twoim wymogiem. Jestem za rozdzieleniem się. Dwie grupy. Jedna zostania tutaj i zajmie się ochroną księcia a także poszukiwaniem Amira. Druga wyruszy by poinformować mędrca i pomóc w ewakuacji.
- była to długa przemowa ale zawierająca w sobie stanowisko Manfreda. Stanowisko wynikające z wspomnianej przez towarzyszy kalkulacji. W czym dochodziło przekonanie że Youviel niezależnie od decyzji Wolfa i tak podąży do oazy. A i podejrzewał (choć może zbyt pochopnie) że Elena zechce zostać w mieście i pilnować księcia.*

Elena przysłuchiwała się temu, co mówili towarzysze. Nie cieszyło jej to, że po raz kolejny stoją przed co najmniej dwiema drogami i każda z nich jest równie istotna. Słuchała, jak się spierają. To, co mówił Manfred, byłoby właściwe. Owszem. Ale Wolf miał rację, było ich zbyt mało. W końcu się odezwała, choć nie przyszło jej to łatwo. Wczorajsza rozmowa z Gottfriedem wcale nie ułatwiała jej zabranie zdania. Spojrzała za okno. Choć i tak miała pewność, że rycerz wbije w nią wzrok i będzie ją świdrował.
- W labiryncie z Amirem byliśmy sami, bez żadnej ochrony. Nie bywam w takim świecie, więc nawet do głowy mi nie przyszło, że jakiś strażnik powinien z nami podążać. Ktoś, kto nas zaatakował, mógł zabić i mnie i księcia. Pytanie: dlaczego tego nie zrobił? Może Gomez go spłoszył? Nie wiem. Ale okazało się, że uniknięcie śmierci nie było aż takie trudne. Dlatego jestem za tym, za księciem i jego ojcem stoi tak wielka rzesza ludzi, że sobie poradzą. Ja bym wyruszyła.
Złodziejka mówiła wszystko niezwykle cicho i patrzyła się gdzieś w ogród za oknem. Objęła się rękoma. Najchętniej siedziałaby cicho, ale tym razem wręcz żądano, by się ustosunkowała.

- Jak się rozdzielimy to nasze szanse spadną w obu przypadkach. Sułtan nie jest głupi i przydzieli swojemu synowi sowitą ochronę, a jak dojdzie do starcia z Plugawcem w Osadzie to rozdzieleni polegniemy. Potrzebujemy wszystkich sił właśnie tam. - powiedział Karl patrząc gdzieś daleko przed siebie jakby nad czymś się zastanawiając. Problem jednak był jeden, tam gdzie patrzał była ściana, a on zdawał się patrzyć poza nią.

Wolf wysłuchał wszystkich. Jedynie czarny rycerz milczał nie zabierając głosu. Dowódca jednak nie naciskał.
- Ruszymy do oazy. Wszyscy - zadecydował. - Nie lubię gdybać i pozostawiać rzeczy w rękach innych. Naszym głównym celem jest zaś Bragthorne. Jeśli szuka czegoś w oazie, to oznacza że musimy tam być i go uprzedzić. Elfi mędrzec ma coś co chce nasz wróg. Niekoniecznie musi być to wiedza. Może to być również kolejny kryształ - zwrócił spojrzenie na maga, a potem na piwowara, po czym kontynuował grobowym głosem. - Z chęcią bym wsparł sułtana i zemścił się na Amirze za Gomeza, ale silniejsza żądza zemsty mną kieruje. Nie mamy jednak dowodów na to by połączyć zabójcę z Bragthornem. Dzielić drużyny nie będziemy. Powód dał już Karl. Gdyby byli wśród nas nasi polegli towarzysze… - urwał, a jego spojrzenie oziębiło się. - Ruszamy wraz z karawaną. Poślę posłańca do kupca, którego pomoc została nam przyobiecana. Wy zaś odpocznijcie jeszcze przez tą noc. O świcie ruszamy.

Youviel wciąż była zła. Jej złość jednak mijała lub raczej nie mogła znaleźć powodu aby trwać dalej. Szli do oazy. Już jutro. Musiała poinformować tę dwójkę. W końcu obiecała. Już spięła mięśnie aby wyjść, gnać aby poinformować o wymarszu, ale wstrzymała się. Spojrzała przeciągle na Wolfa, a potem resztę.
- Dziękuję… - nie zamierzała tłumaczyć, że wie iż nie o nią chodziło. Nie o jej uczucia się rozchodziło. Mieli misje, tak, bardzo ważną i tylko dlatego decyzja Wolfa była właśnie taka, a nie inna.
-Pójdę powiadomić Elrana i Anunona - dodała i dopiero teraz wyszła. Musiała wyjść jeśli nie chciała zarzucić ludzi potokiem słów jaki zbierał się w niej. Wylał się po drodze do karczmy, tak na przechodnów, któzy tylko unikali bardziej wysokiej szczudłowatej i poparzonej postaci.
 
Asderuki jest offline  
Stary 06-03-2016, 19:06   #300
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Decyzje zapadły, i choć może nie wszystkim one w pełni się podobały, to jednak słowo dowódcy było rozkazem. Czas mijał nieubłaganie, i najemnikom pozostało parę spraw do załatwienia, nim mogli złożyć swe głowy do snu.

Elfka wyszła pozostawiając resztę drużynników, chcąc załatwić swoje sprawy, licząc że do ich wyprawy dołączą dwa poznane wcześniej elfy. Problemów ze znalezieniem ich nie miała żadnych, bowiem te siedziały w karczmie i żywo dyskutowały o tym, którą drogę obrać. Pojawienie się ich elfiej przyjaciółki, która miała dla nich nowiny, zmieniło trochę spojrzenie i stanowisko, jednego z nich. Youviel spokojnie wyjaśniła im pewne fakty, które miały miejsce w ostatnim czasie. Anuon w spokoju i milczeniu przysłuchiwał się nowym rewelacją, jednakże koniec końców przystał na dołączenie jego i Erlana do karawany, którą mieli dotrzeć do oazy.

Wolf posłał gońca do Abdur’a Razzaqa, w którym przedstawił upoważnienia i prosi o dołączenie jego grupy do wyruszającej karawany. Po niespełna dwóch godzinach, przyszła odpowiedź. Abdur, właściciel domu kupieckiego Droga do Gwiazd, poinformował ich że karawana wyrusza jutro w samo południe i oczekuje ich przybycia na godzinę przed.

Pod sam wieczór przyszedł kolejny goniec. Nie odzywając się słowem wręczył po prostu zwój, który był po arabsku, a na samym jego dole widniała pieczęć sułtana. Musaaid, który odebrał zwój, zaczął głośno czytać.
“Ja Khalid ibn Abd al-Sharif, Wielki Sułtan, Ten-który ma władzę, brat Słońca i Księżyca, Oko Ormazda oświadczam, że ten który trzyma ten zwój jest mym przyjacielem oddanym a także całej Arabii. Nie proszę, lecz nakazuje by udzielić mu pomocy, oraz jego przyjaciołom, albowiem ten kto pomaga mu miłuje mnie i krainę, którą władam. Przyjmij go pod swój dach, nakarm, odziej i wspomóż swoją wiedzą i mądrością, jak nakazuje nam Ormazd. Kto tak czyni sprawi że me oko spojrzy na niego łaskawiej a i wdzięczność mą dozna z mych rąk”

Nim jednak drużyna zdołała coś powiedzieć, przybył kolejny goniec. Tym razem nie miał on jednak listu, a podarek. W zawiniątku znajdowały się wszystkie rzeczy Gomeza, włącznie z bronią. Jego pochówek miał odbyć się rano, bowiem teraz obmywano jego ciało, zgodnie z Arabskim zwyczajem. Nad ranem, gdy tylko słońce wzejdzie, Gomez miał być pochowany w ogrodzie Sułtana, pod drzewem oliwnym.

5 Nachexen 2523


Poranek nie przyniósł nic nowego, ani żadnych wieczornych wizji. Tym razem było spokojnie, i bez żadnych dodatkowych przygód. Służba skoro świt podała śniadania, i Ci co chcieli udali się oddać ostatni hołd poległemu przyjacielowi. Reszta mogła spokojnie jeszcze poleżeć w łóżkach bądź też przygotować się do podróży. Wezyr pobłogosławił ich i życzył im szczęśliwej podrózy. Obiecał również że sam poczyni odpowiednie przygotowania by w godzinie próby, wesprzeć ich i ich sprawę. Książę nie pojawił się i nie pożegnał się z drużyną. Z tego co powiedział czarodziej, nie chciał na razie prowokować losu, a i ojciec przydzielił mu dodatkową ochronę.

Dzień zapowiadał się na chłodniejszy niż dotychczas. Na godzinę przed południem wszyscy pojawili się przed budynkiem gildii. Abdur Razzaq okazał się być Arabem z krwi i kości, choć jego staroświatowy był całkiem niezły.


Po chwili i dołączyły do nich elfy, które zamierzały dołączyć do drużyny Wolfa. Abdur widząc całkiem sporą gromadę zaprosił wszystkich do środka budynku, by tam mogli spokojnie ze sobą porozmawiać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172